- Opowiadanie: drakaina - Teufelsdreieck

Teufelsdreieck

W tekście wykorzystano miks pięknie się składających w geometryczną całość legend dolnośląskich oraz historycznych zbiegów okoliczności.

 

Słowniczek nazw własnych: Schne­eberg = Śnież­nik; Schne­ekop­pe = Śnież­ka; Zob­ten­berg = Ślęża; Bre­slau = Wro­cław; Glatz = Kłodz­ko (Fe­stung Glatz = twier­dza Kłodz­ko); Gol­deck = Staré Město pod Sněžníkem; Heu­dorf = Sien­na; Hir­sch­berg = Je­le­nia Góra; Hohe Eule = Wiel­ka Sowa; Kra­ins­dorf = Kra­ja­nów; Krummhübel = Kar­pacz; Neu Moh­rau = Nowa Mo­ra­wa; Se­iten­berg = Stro­nie Ślą­skie; Wal­den­burg = Wał­brzych; Wüste Wal­ters­dorf = Walim

 

Teufelsdreieck to popularne niemieckie określenie Trójkąta Bermudzkiego (to tylko ciekawostka, nie spojler).

 

Pod tek­stem – mapka z czę­ścią nie­miec­kich nazw, ale jest ona tro­chę spoj­le­rem.

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Teufelsdreieck

Jesz­cze kilka kro­ków… Już nie­da­le­ko.

Serce nie chcia­ło słu­chać. Wa­li­ło coraz moc­niej, roz­sa­dza­jąc klat­kę pier­sio­wą. Czas ucie­kał.

Męż­czy­zna przy­sta­nął, dy­sząc cięż­ko. Że­la­zna ob­ręcz za­ci­skała się na pier­si, płuca nie chwy­ta­ły od­de­chu, z gar­dła wy­do­by­wał się rzę­żą­cy char­kot. W po­bli­żu roz­legł się huk gromu, roz­błysk oświe­tlił drogę. Męż­czy­zna przy­padł do ziemi. Po­czuł drże­nie, jakby coś w jej wnę­trzu prze­bu­dzi­ło się z dłu­gie­go snu. W tej samej chwi­li ból w pier­si eks­plo­do­wał i za­pa­no­wa­ła ciem­ność.

Kilka go­dzin póź­niej zu­peł­nie inny czło­wiek w zu­peł­nie innym miej­scu po raz trze­ci w ciągu ostat­nich mie­się­cy śnił kosz­mar i obu­dził się z krzy­kiem.

 

Całość tekstu będzie niedługo dostępna w pokonkursowej antologii. Link wkrótce :)

 

Koniec

Komentarze

Ha, Drakaino, (na 99 proc. I byłbym naprawdę zdziwiony, gdybym się pomylił;) – wiedziałem, gdy tylko ujrzałem twą obecność w komentarzach w tym konkursie, mocno sprofilowanym pod aktywności tak dalekie od twych pasji ;). Ten sam rodzaj bohatera (lekko sfeminizowany intelektualista, tylko ciastek jak u Vidocqa mi zabrakło!;D, ta sama epoka, element Twojego Universum. I głębokie zanurzenie w historii konkretnego okresu. Napisane nieźle, to zresztą u ciebie standard, jedna-dwie drobne literówki, ale to nic. Gorzrj, że nie do końca zrozumiałem motyw główny. Po co te nibyGolemy, skoro do efektywnego zamachu wystarczyłby jeden pistolet?Jaką rolę pełnią poza tradycyjnym bezczeszczeniem Komunii i Biblii? Tu mi się, zresztą, jako konserwatyście, mówiąc szczerze, lekko odechciało brnąć dalej, choć doceniam zarówno sprawność pisarską, jak i biegłość językową i historyczną. Ale, jako się rzekło, tym razem nie moja bajka, tym bardziej, że te góry … No cóż, moim zdaniem mogłyby być zarówno Ardeny, jak i Masyw Centralny, albo kawałek Apeninów… Ale i tak jedno z lepszych opek w konkursie:).

Zwrócić piórko Sowom i Skowronkom z Keplera!

Anonim wziął sobie do serca to, że nie zrozumiałeś, o co chodzi z religiami/wyznaniami (w sumie trzema!) i ich symbolami, więc dopisał odpowiednie zdanie:

– Ze­spo­le­nie ży­wio­łów! – krzyk­nął Ja­schin­sky. – Uko­ro­no­wa­nie bytu! Nowy bóg stworzony z podeptanych symboli starych religii! Ostat­nie, co zo­ba­czy­cie na ziemi!

 

Anonim dziwi się też, jakim cudem świętokradztwo popełniane przez czarnego charaktera w utworze literackim może być problemem? Oraz gdzie tu jest sfeminizowany intelektualista? cool

http://altronapoleone.home.blog

Dzięki za podpowiedź:). Traktowanie z pewną dezynwolturą symboliki dalekiej od Religii Rozumu, to Twój znak rozpoznawczy, jakby wizytówka literacka, Anonimie. I powtórzę– byłbym na maksa zdziwiony, gdyby na Forum objawił się ktoś tak bardzo "pod ciebie" sprofilowany. :D. Sfeminizowany, sfeminizowany… Niesfeminizowany wróciłby do Berlina, bo obowiązek dla pruskiego oficera/urzędnika był ponad wszystko!;). No i żaden mężczyzna – kontrwywiadowca nie oddaje w obce ręce czyszczenia swoej broni. Zwłaszcza palnej. Nigdy w życiu!:). Własna spluwa to dla faceta coś jak własna kobieta!

Zwrócić piórko Sowom i Skowronkom z Keplera!

Ziegler nie jest pruskim oficerem…

 

PS. Po namyśle Anonim uznał, że lepsze będzie: “Nowy bóg stworzony mocą bluźnierstwa i świętokradztwa”, bo w przypadku judaizmu nie chodzi o podeptanie symbolu, ale złamanie jednego z najważniejszych zakazów – spożywania krwi.

http://altronapoleone.home.blog

Jest urzędnikiem pełniącym "dodatkowe funkcje", a to wPrusach było prawie to samo. Pozdrawiam, Pani D. :).

Zwrócić piórko Sowom i Skowronkom z Keplera!

Drrogi rrybaku, Anonim pozwala sobie mieć inne zdanie. Rozumiem, że chcesz Anonimowi dać do zrozumienia, że nie wie, co pisze, ale Anonim bardzo świadomie nie projektuje dwudziestowiecznych wyobrażeń o kontrwywiadzie na osiemnastowieczne realia, ponieważ nie znosi tego typu zabiegów.

http://altronapoleone.home.blog

Broń palna w XVIII w a zatem skałkowa i z reguły niegwintowana oraz rdzewiejąca, więc o dużym ryzyku zacięcia się np. kurka po nieumiejętnej konserwacji, (a wiem, bo strzelałem z prawie wszystkiego z broni ręcznej, od replik francuskich pistoletów etatowych oficera kawalerii przełomu XVIII/XIX w,, przez wszystkie czarnoprochowe odprzodowego ładowania rewolwery XIX w, po glocka, colta 1911, TT, czaka, dzisiejsze polskie pistolety armijne, po sig sauera 226 i prawie wszystkie (poza udzielanymi na specjalistycznej strzelnicy) osobiście czyściłem, TYM BARDZIEJ wymagała osobistej troski użytkownika /właściciela w terenie. Jako kobieta inne zdanie możesz na ten temat oczywiście mieć;), ale wyobrażenia nie mają tu nic do rzeczy. Dlatrgo o Twym bohaterze mówię – lekko sfeminizowany;). Dziś np. spadochron każdy skoczek składa sobie sam. Bo od tego zależy jego życie. Z bronią osobistą było, jest i będzie tak samo, Drakaino:). Czysty zawodowy pragmatyzm. Nawiasem mówiąc, sięgnij do źródeł historycznych: czy książę, czy zwykły niższy wywiadowca jego epoki, – własną osobistą bronią zajmowali się także osobiście. O, jakaś tam zabawa czy polowanie z trybuny, to inna sprawa, podobnie – pojedynkowicze – oddawali ją do nabicia sekundantom, bo naważki prochu musiały być identyczne w obu pistoletach, ale poza tym… Powtórzę: żaden mężczyzna, tym bardziej choćby minimalnie przeszkolony z bronią obyty (a wówczas Twój bohater MUSIAŁ z nią być obyty!), nie oddaje w cudze ręce broni osobistej, służącej do samoobrony, już od setek lat. Ani (dziś) – kobieta. Nie i koniec!

Zwrócić piórko Sowom i Skowronkom z Keplera!

Hi, hi, niekoniecznie, Rybaku:D Od czego byli adiutanci, ci osobiści? Niektórzy oficerowie czyścili sami, inni nie; niektórzy składają sobie sami – spadochron, inni nie. Kwestia kasy i zaufania, tu zamruczę – niestety. To też Twoje wyobrażenia. Nie potrafię ocenić poziomu, procentu. Większość – pewnie masz rację, ale nie wszyscy. Myślę tu o Brytyjczykach w Indiach i nie tylko, Niemcach i Francuzach.

Opowiadania jeszcze nie czytałam, ale zaraz to zrobię:)

 

Edit: Racja, obcemu nie dałby broni do czyszczenia, ale obcemu, Rybaku!;)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Asylum – zawodowcy – NIGDY! Adiutanci nie byli raczej od nabijania broni, chyba że mówisz o sekundantach;). Zawodowy skoczek też z reguły nie odda składania spadochronu innym. Bo jakby co (poza wszystkim) nie zechce obciążać ich ew. odpowiedzialnością. Adiutant przysługiwał wyższym oficerom, generałom, sztabowcom itd. Którzy broni używali rzadko, bo byli od czego innego. Nie masz racji i tyle Ziegler jako zawodowiec, Prusak, agent terenowy, czyściłby i tym bardziej ładowałby swój pistolet skałkowy SAMODZIELNIE! Wiesz, jak ważne jest nasmarowanie osi kurka? Udrożnienie z nagaru wlotu panewki Albo regularna kontrola i ew. wymiana skałki na nową? Albo wymiana prochu we wnęce panewkowrj na świeży i suchy? Broń czarnoprochowa odprzodowa mogła zawieść ze stu powodów, żadem mężczyzna, tym bardziej zawodowiec, nie oddałby jej nikomu, no chyba że własnemu ojcu czy bratu-zawodowcowi do pielęgnacji. Echchch, drogie Panie… Ta Wasza przekora!;)

Zwrócić piórko Sowom i Skowronkom z Keplera!

Rybaku:), adiutanta z sekundantem nie mylę.  Dopisałam edytkę, może cię zadowoli;)

A ten oficer, to niby niewyższy, lecz podlejszy rangą, dlaczego zakwalifikowałeś go do terenowego? Ty o nasmarowaniu kurka, ja o randze (choć i Ty trochę o randze, więc wiedzę masz!). Żadna przekora, raczej przekomarzanka z twojej strony:D Na broni się nie znam, nie lubię, ale mogę się poznać… więc ostrożnie i obiektywnie, wedle zasady pomocniczości. No chyba, ze jesteśmy w sporze?:)

 

Argument – nie masz racji – słownym pozostaje, papierowym. Co do skoczków, jest różnie, zależy od kasy, przedsięwzięcia i tyle. 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Nie jesteśmy w sporze. Ja wiem, co piszę, bo broń od młodości znam i lubię, lata całe posiadałem, do dziś dla treningu używam na strzelnicach, gromadzę bibliotekę na jej temat, także pozycje dotyczące broni historycznej. Ty nie, a sprawa jak dla mnie nie wymaga kruszenia kopii o rzeczy oczywiste. Autorka zechce, to ten istotny dla oceny bohatera drobiazg poprawi, nie chce, to nie, to jej bohater i opko. Gdyby nie było o broni, w ogóle bym się nie wtrącał. :). Ps. Ja pisałem o skoczkach wojskowych. Na cywilnych się nie znam.

Zwrócić piórko Sowom i Skowronkom z Keplera!

To zostańmy przy płocie jak Kargul i Pawlak. Kto jest kim? Ot, zagadka?

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

sięgnij do źródeł historycznych

Realia w tym tekście są oparte głównie na pamiętnikach von der Trencka, dotyczących II wojny śląskiej i jego uwięzienia w twierdzy Kłodzko.

 

Poza tym, rrybaku, źle oceniasz bohatera. Ziegler nie jest Jamesem Bondem. Jest raczej trochę łajzą (pomniejszym kartografem i szpiegiem, to jest explicite powiedziane w tekście), której trafia się okazja zrobić coś ważnego. Ale nie, jak z początku sądzi, czysto politycznego. Bądź też konsekwentny: uważasz, że bohater jest sfeminizowany, a zarazem masz pretensje, że nie zachowuje się jak “prawdziwy facet” (wg Twojej definicji, rzecz jasna).

Oraz: narzucasz standardy XX/XXI wieku czasom dawnym. Hier stehe ich und kann nicht anders.

 

Asylum zaś miała zapewne na myśli ordynansa, a nie adiutanta

http://altronapoleone.home.blog

Nichts Neues, stehen ist gut. Aber Vorvarts gehen – richtig gut!;)

 

edytka – logicznie jest odwrotnie – nie zachowuje się jak prawdziwy facet w jego czasach, ergo – jest sfeminizowany. ;)

Zwrócić piórko Sowom i Skowronkom z Keplera!

Medice, cura te ipsum devil

 

Edyta [scalanie komórkowych]:

 

Autorka zechce, to ten istotny dla oceny bohatera drobiazg poprawi, nie chce, to nie, to jej bohater i opko

A (czysto teoretycznie) nie przychodzi Ci do głowy, że autor/ka nie pisze bohatera bez skazy? Bo ja tam swoje uważam w kwestii czyszczenia na co dzień broni (Hans ma skądinąd z tym zapewne większe doświadczenie, bo parę lat był w wojsku…), ale chyba nie zastanowiłeś się nad tym, że bohaterowie czasem są po prostu ludźmi, a nie stereotypami.

 

I rozumiem, że o ten drobiazg rozbija się klik biblioteczny, bo uznałeś opko za “jedno z najlepszych w konkursie”, ale klika nie ma…

http://altronapoleone.home.blog

Nemo sapiens, nisi patiens!;p

Zwrócić piórko Sowom i Skowronkom z Keplera!

Gratias tibi ago maximas…

Bo przy tej liczbie komentarzy bez jednego klika każdy uzna, że to jakieś dno :P

 

Edyta:

Nemo sapiens, nisi patiens…

 

Anonim otrzymał odpowiedź od jednego z bezwzględnie najlepszych polskich znawców historii militarnej, do tego pierwszoligowego rekonstruktora. Otóż praktyka czyszczenia broni przez inną osobę była powszechna, w XVIII w. w wojsku wręcz wysługiwano się podwładnymi na co dzień (a tym bardziej dla cywila tę pracę wykonywał służący). W epoce napoleońskiej oficerowie, jeśli nie mieli akurat ordynansa, to czasem płacili tymże podwładnym za czyszczenie broni, choć nie było to dobrze widziane.

QED

http://altronapoleone.home.blog

Mam inne wiadomości, m.in. z książek o starej broni. Broń długa – muszkiet, etc. – może i tak. Broń osobista – bardzo rzadko. Co, zresztą, sama częściowo potwierdzasz:

 

“W epoce napoleońskiej oficerowie, jeśli nie mieli akurat ordynansa, to czasem płacili tymże podwładnym za czyszczenie broni, choć nie było to dobrze widziane.”

 

QED

Zwrócić piórko Sowom i Skowronkom z Keplera!

Herr Besserwisser, Anonim wie, o co pytał. Anonim ma do tego człowieka pełne zaufanie, jeśli chodzi o wszelkie najdrobniejsze sprawy związane z militariami XVIII i XIX wieku.

A w kwestii rrybakowego QED Anonim grzecznie prosi o konkretne cytaty z tych m.in. książek, wskazujące na “bardzo rzadko”, wtedy może jeszcze dopytać eksperta. Niestety posiadane przez Anonima książki o starej broni oraz o obyczajach w wojsku inkryminowanych epok nie zawierają takich informacji, Anonim sprawdził to jeszcze wczoraj.

Anonim jest głęboko przekonany, że za całą aferą stoi przede wszystkim specyficzny popkulturowy obraz męskiego twardziela. Niemniej Anonim docenia zejście na “bardzo rzadko”.

 

PS. Jak na ironię sam Anonim pewnie sam czyściłby broń, w ramach ograniczonego zaufania, i zapewne dobry żołnierz też najbardziej ufał samemu sobie, niemniej tu nie mamy do czynienia ani z paranoikiem, ani nawet żołnierzem :)

 

PS 2. Anonim obiecuje umieścić kiedyś w jakimś opowiadaniu scenę, w której bohater wiedząc, że będzie strzelał, bardzo szczegółowo czyści swoją broń, i uczynić to fabularnie istotnym :P

http://altronapoleone.home.blog

Zaraz nam się zrobi offtop w sumie na 500+ komentarzy ;D.

 

Skoro już o kulturze, a nawet pop-kulturze: zdecydowanie wolę książki o XVIII-XIX w. w królewskiej marynarce wojennej z cyklu o Aubreyu i Maturinie. Gdzie kapitan Aubrey był tym “męskim twardzielem”, zaś lekarz, naturalista i szpieg Maturin – jak byś to powiedziala – “mężczyzną – nie twardzielem”. I ówże Maturin (w owym dziele historyczno-fabularnym, wielce zajmującym, wielotomowym i napisanym przez prawdziwego eksperta i od służb, i od epoki napoleońskiej – opiekował się swoją osobista bronią WYŁĄCZNIE sam. Podobnie jak jego oponenci ze służb specjalnych Uzurpatora.

I podobnie jak bohaterowie innego, nieco bardziej znanego cyklu napoleońskiego – autorstwa Cornwella – o strzelcu Sharpe.

Pozdr.

Zwrócić piórko Sowom i Skowronkom z Keplera!

rrybaku, naprawdę polegasz w tym względzie na DWUDZIESTOWIECZNYCH POWIEŚCIACH? No bo Anonim jednak na pamiętnikach, nawet via ekspert…

http://altronapoleone.home.blog

Ciekawe – Ty przecież powołujesz się na rekonstruktora, a nie na pamiętniki.

I z braku argumentów zarzucasz mi bezpodstawnie poleganie na popkulturowym wzorcu “męskiego twardziela”. A kiedy odpieram i ten Twój zarzut, łapiesz mnie po kobiecemu za słówka :D.

Zatem jako że ani ja cię nie przekonam, ani ty mnie, ktoś musi po męsku przerwać tę dyskusję, zanim z wątku o Twoim opku zrobi się wątek o oporządzaniu broni w Twoim opku. I będę tym kimś ja :DD.

Pozdr.

Zwrócić piórko Sowom i Skowronkom z Keplera!

Sorry, ale to jest opko Anonima, więc tym razem to jednak Anonim będzie miał ostatnie słowo.

 

Rekonstruktor wiedzę ma z pamiętników! I wykorzystuje ją dla jak największej wierności epoce. Anonim też czyta pamiętniki, choć zazwyczaj na inne rzeczy zwraca uwagę. Niemniej masz gwarancję: od dziś na kwestię czyszczenia broni będzie uwagę zwracał paranoicznie :P

A co do powieści: ich autorzy mogą być historykami, ale wszyscy, podobnie jak Anonim, tworzą przede wszystkim postacie literackie, które na podstawie wiedzy mają mieć konkretne cechy. Dobrze, jeśli nie są niezgodne z epoką. Ale z epoką zgodne jest i czyszczenie samemu, i nierobienie tego. Jeśli autor chce mieć twardziela, ma twardziela. Anonim chciał mieć inną postać.

I Anonim może kosztem jakichś przydawek przywróci wycięte zdanie o tym, że Ziegler uznał, że umiejętności nabyte przez Hansa w wojsku mogą się przydać jego służącemu. Skądinąd byli żołnierze bardzo często podejmowali się takiej właśnie pracy, jeśli nie mieli innego zawodu.

http://altronapoleone.home.blog

No, no, 20+ komentarzy o jednej frazie z tekstu! Imponujący offtop. Początkowo też chciałam się wypowiedzieć o maleńkim detalu, bo z powodów zawodowych fascynuje mnie obecne w nie-mainstreamowych sektach judaizmu (u Sabbataja Cwi, na przykład) zjawisko celowego łamania Tory, by przyspieszyć nadejście Mesjasza i jego królestwa i/lub zaznaczyć, że w czasach po nadejściu Mesjasza stare zasady nie obowiązują; widziałabym w pomysłach czarnego charakteru w opowiadaniu ślady podobnego myślenia.

 

Skoro jednak mamy już jedną dyskusję o szczegółach, to ja może tylko dorzucę, ze podoba mi się w tekście nastrój grozy i sposoby jego kreowania (jeśli coś by tu miało być nie-Drakainowe, to te – przyznam, dość subtelne – elementy body horroru). Podoba mi się też to, że jest to chyba pierwszy tekst w konkursie, który tak mocno ogrywa złożoną przeszłość tych terenów. Trochę wolałabym wiedzieć więcej o motywacjach alchemika-Jaschinsky’ego (Jaszczyńskiego?), ale rozumiem, że limit trzyma :D 

ninedin.home.blog

Anonim dziękuję ninedin za trafne rozszyfrowanie wątku z religiami :) Anonim żałuje, że nie wymyślił wątku mesjańskiego, a jedynie “nowego boga”.

 

Trochę wolałabym wiedzieć więcej o motywacjach alchemika-Jaschinsky’ego (Jaszczyńskiego?), ale rozumiem, że limit trzyma

Trochę limit (to może dałoby się obejść), ale bardziej to, że przy takiej perspektywie narracyjnej jego motywacje musiałyby zostać ujawnione w Wielkiej Mowie Złola, czego Anonim chciał uniknąć.

Niemniej nie desperujmy. Duchy rozszarpanego na strzępy alchemika i wrednego generała w jednym stały grobie? Kto wie, czy kiedyś nie wysunie się z tego grobu jakaś rączka…

http://altronapoleone.home.blog

Przeczytałam.

www.facebook.com/mika.modrzynska

Anonimie, podobało mi się!:) Wciągająca opowieść, tajemnicza, ciekawe zwroty akcji, jeden szczególnie mi się podobał, nie będę jednak spojlerować. Jest też dużo bardziej złożona, jeśli chodzi o fabułę i zagadkę, jeśli dobrze odgaduję Autora. Na plus odniesienie się do trzech gór i silne osadzenie historyczne, choć właśnie ono stało się powodem, dla którego dopiero teraz piszę komentarz.

Zaczęłam czytać wczoraj, lecz zbyt wysoko nie udało mi się wejść. Natrafiłam na dwie bariery. Pierwsza z nich językowa, nie potrafiłam sobie przyswoić-zapamiętać nazw gór, miejsc i nazwisk i imion, trudno było mi „złapać” kontekst. Druga – scena w karczmie/zajeździe, dłużyła mi się.

Dzisiaj poradziłam sobie szybko z pierwszą przeszkodą. Wypisałam nazwy trzech gór, szybko przeskanowałam informacje o nich i w tym momencie zaczęłam czytać. Tym razem zagłębiłam się w treść, zaczęłam rozumieć i popłynęłam, czerpiąc, jak to powiadacie, radość z czytania:) Wiem, że słowniczek wypisałaś na górze, ale ja w historii dobra nie jestem, poza tym zupełnie nie znam tamtych terenów. 

Skarżę do biblioteki naturalnie:), zanim mnie ktoś ubiegnie!

 

Wypisałam też kilka swoich zatrzymań po drodze, zerknij może się przydadzą:

Że też Ziegler o tym nie pomyślał! Dwa dotychczasowe przypadki były różne, więc wiedza o tym, kim był trzeci – jeśli był – mogła okazać się całkiem nieprzydatna. Spojrzał z uznaniem na Hansa.

W tym miejscu trochę się zgubiłam. Z pierwszego zdania i trzeciego zdania wynika, że docenił pomysł Hansa, tymczasem w zdaniu środkowym jest stwierdzenie, że wiedza ta było nieprzydatna.

znajdował na wszystkich trzech szczytach.

Są właśnie na Schneekoope, a wcześniej odwiedzili dwa. Może wspomnieć tylko o dwóch szczytach?

Myślę, że mogę panu pomóc. Ale mam swoją cenę.

Czy to mówi Trenck, nie byłam pewna.

królewskiego szpiega… że nie jest szpiegiem.

Czy i Ziegler, i Trenck byli szpiegami, jeden królewskim, a drugiego podejrzewano, że działa na dwa fronty dla Austriaków i Prus. Kiedy używasz czasami jednego i drugiego blisko siebie musiałam sprawdzać.

Treck zaś skrzywił

Trenck, literówka

na szukanie rabinów czy in – oznajmił w końcu Trenck.

Chyba czegoś brakuje?

Odnajdziecie ciała i w odprawicie

Tu chyba też coś się zgubiło?

 

Zastanowiło mnie też, dlaczego udali się do Królewca? Tu, po prostu jestem ciekawa. :)

 

pzd srd :)

a

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Asylum, Anonim dziękuje bardzo! Także za poprawki – Anonim przerabiał tekst kilka razy, więc coś tam wzięło i umknęło…

 

scena w karczmie/zajeździe, dłużyła mi się

Która scena w karczmie? Bo chętnie coś jeszcze namieszam :D

 

Królewiec

Bo historyczny Trenck stamtąd pochodził i tam właśnie uciekł z Kłodzka, a dalej do Rosji, potem do Austrii, potem do Francji… To fascynująca postać.

 

Wrzucę pod tekstem mapę

 

http://altronapoleone.home.blog

Mapa byłaby super! Pierwsza, z monetami.

Teraz, kiedy Anonim zapytał, i chciałby coś trochę namieszać,  przyszła mi do głowy jeszcze jedna rzecz – motyw Zieglera, ja dość długo nie rozumiałam, co go tak goni, “innych zadań” nie wychwyciłam, może dlatego, że nie ma “dla kogo”, jednak może też tak być, żem niedomyślna:)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Kolejna wyprawa w Sudety i jakże zajmujące podejście do tematu. Z właściwym sobie znawstwem, Anonimie, opisujesz wydarzenia z czasów dawno minionych i umiejętnie łączysz sprawy realne z baśniową magią, a tym samym pozwalasz czytelnikowi nie tylko poczuć klimat tamtych zajść, ale wręcz w nich uczestniczyć. ;)

 

– No – ode­zwał się jeden ze młod­szych. ―> – No – ode­zwał się jeden z młod­szych.

 

- Frie­drich Fre­iherr von der Trenck… ―> Zamiast dywizu powinna być półpauza.

 

Ciało zjawy zda­wa­ło się pło­nąć we­wnętrz­nym pło­mie­niem… ―> Nie brzmi to najlepiej.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Łał… Anonim jest wielce rad, że udało mu się napisać historię, która okazała się dla szlachetnej damy zajmująca :) A potknięcia już naprawił.

http://altronapoleone.home.blog

Radość Anonima jest moją radością. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ode mnie ostatni biblioteczny kliczek :) Mi też się, Anonimie, Twoje opowiadanie bardzo spodobało :) Oryginalne podejście do tematyki konkursowej, dobrze się czytało i dużo się z tekstu można dowiedzieć o historii trzech sudeckich gór :) Sama historia też niczego sobie, jest tajemnica i wciągająca akcja. Powodzenia w konkursie :)

 

Przeczytałem ;) Wojny śląskie… a raczej międzywojnie. No, proszę.

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

Anonim postanowił po namyśle odpowiedzieć na jeden zarzut, który zginął w shitstormie o czyszczenie broni.

 

No cóż, moim zdaniem mogłyby być zarówno Ardeny, jak i Masyw Centralny, albo kawałek Apeninów…

Otóż, nie. Ponieważ tu kluczowe jest to, że czerpiąc z autentycznych dolnośląskich legend i realiów da się ułożyć taki trójkąt żywiołów, jaki jest kluczowy dla opowiadania. I to wszystko wpadało Anonimowi jako kolejne elementy układanki całkiem naturalnie – ba, to miejscowe legendy podyktowały ostateczny kształt opowiedzianej tu historyjki. Legenda o jeziorze pod Śnieżnikiem, legenda o zasypanym wejściu do piekła pod Ślężą, kopalnie rudy żelaza pod Śnieżką, i na dodatek legenda o szwedzkim generale związana z miejscem, które leży dwie mile od środka trójkąta. Do tego von der Trenck, który Anonima od dawna fascynował, siedzący akurat w Kłodzku. Do tego nazwa Riesengebirge i wszystkie legendy związane z olbrzymami. Nawiasem mówiąc, von Wrede istotnie wykonał pierwszą nowoczesną mapę Dolnego Śląska, choć w czasie, kiedy dzieje się akcja, przebudowywał twierdzę Kłodzko. Nawet to przypadkiem się ładnie złożyło z wybraną wcześniej główną profesją bohatera (kartografia).

Nie, akurat tej opowieści nie dało się umieścić gdzie indziej, bo wszystkie przywołane legendy oraz historyczne postacie są związane ściśle z tym kawałkiem Dolnego Śląska.

http://altronapoleone.home.blog

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Podobało mi się, choć ostatnią rzeczą, jaką można o tym opku powiedzieć to: czyta się samo. Wręcz przeciwnie, pogubiłam się bardzo szybko. Wykorzystałaś tutaj tyle legend, zdarzeń, postaci, że starczyłoby na całą książkę ;)

Dopiero kiedy przeczytałam jeszcze raz, uważnie, starając się zapomnieć, jak dużą mam kolejkę, doceniłam to, co udało Ci się stworzyć. Faktycznie koktajl wyszedł wielce smakowity.

 

Czepłabym się trochę tytuły, choć z Tobą to raczej na temat historii dyskutować nie powinnam, bo wiedzę masz niewątpliwie większą ode mnie. Jednak von der Trenck zmarł zdaje się w XVIII wieku, a wydaje mi się, że Toufeldreieck jest pojęciem nieco późniejszym.

 

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Irko, Anonim dziękuje :)

 

Von der Trenck miał tego pecha, że w końcu znalazł się w niewłaściwym miejscu w niewłaściwym czasie i stracił – dosłownie – głowę podczas Rewolucji Francuskiej…

Niemniej nazwy “Teufelsdreieck” Anonim użył jako całkiem potocznej: diabelski trójkąt. Nie wie, kiedy weszła do użycia w odniesieniu do Trójkąta Bermudzkiego, ale to tylko wartość dodana, taki żart. Nie zdziwiłby się jednakowoż, gdyby funkcjonowała już w XVIII w., w okresie największego ruchu statków i okrętów w tamtym obszarze, królestw piratów itp. Nie sprawdzał, ale chyba w wolnej chwili zacznie szukać :D

http://altronapoleone.home.blog

Ups, Anonimie, zapomniałam, że to tekst anonimowy :)

 

Niemniej nazwy “Teufelsdreieck” Anonim użył jako całkiem potocznej: diabelski trójkąt.

I pewnie bym się nie czepiała, gdyby Anonim nie wspomniał o Trójkącie Bermudzkim we wstępie.

 

Nie sprawdzał, ale chyba w wolnej chwili zacznie szukać :D

To może zacząć na przykład tu. Niestety po niemiecku.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

I pewnie bym się nie czepiała, gdyby Anonim nie wspomniał o Trójkącie Bermudzkim we wstępie.

Aaa. Anonim rozumie :) We wstępie też raczej dla wartości dodanej :) Taki malutki anachronizm nikomu nie zaszkodził. Z niemieckim u Anonima słabo, ale czasem daje radę, jak się bardzo uprze, więc dzięki za link.

http://altronapoleone.home.blog

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Aj, czekałam na opowiadanie, które odniesie się bezpośrednio do legend związanych z górami :D. Bardzo dobrze się czytało – warsztatowo bez zastrzeżeń, nic nie zgrzytnęło. Historia wciągająca, całe uniwersum niesamowicie mi się spodobało :). Również widzę tu rękę drakainy, ramy czasowe bardzo w jej stylu i – tak jak rrybak – zdziwiłabym się, gdyby się okazało, że autorem jest ktoś inny :).

 

Powodzenia w konkursie!

Używanie poprawnej polszczyzny jest bardzo seksowne

Pioruny i alchemik przywodzą na myśl filmowego "Vidocqa" ;)

…co niestety wydaje mi się częściowo wadą, bo to jeszcze jeden element wpasowujący się w schemat. Po przeczytaniu opowiadania odniosłem wrażenie, że to kolejna historia fantastyczno-historyczno-kryminalna, z brakiem wyczerpujących wyjaśnień na końcu, w której równie dobrze w roli detektywa mógłby występować Vidocq czy Adam. I oczywiście jest to wrażenie do pewnego stopnia fałszywe. Historia dzieje się przecież w innym miejscu i w innym czasie. Choć jednak elementów specyficznych w opowiadaniu nie brakuje (być może jest ich nawet trochę za dużo), to, przynajmniej dla mnie, nie są one wystarczająco mocno zaakcentowane. Styl dość jednoznacznie zdradza Autorkę, a to narzuca skojarzenia z Vidocqiem, które potęguje konstrukcja fabuły, niemal identyczna jak w opowiadaniach "francuskich". Nie jest to bardzo znacząca wada, bo ktoś lubiący te "francuskie" historie (do tej grupy też należę ;)) z przyjemnością przeczyta je w sztafażu pruskim, ale wydaje mi się, że z tej zmiany dekoracji można by wycisnąć więcej.

Jest jednak rzecz wyłamująca się wyraźnie ze wspomnianego schematu. Tym razem antagonistą nie jest enigmatyczna Czerń, tylko alchemik (choć też enigmatyczny). Z drugiej jednak strony śmiem podejrzewać, że miał on z Czernią coś wspólnego, tym bardziej, że to nie pierwszy golem w uniwersum.

Odnośnie jeszcze alchemika, wprawdzie na kabalistyce znam się bardzo pobieżnie, ale wydaje mi się, że jej celem jest raczej pokonanie bariery dzielącej od istniejącego Boga niż tworzenie nowego. Ciekawym więc, czy Twój alchemik-kabalista to tylko autorska wariacja bazująca na stereotypie czy też ma podstawy w jakichś historycznych sektach kabalistycznych?

Hmm, Światowiderze – Anonim kompletnie nie skojarzył tych elementów z filmem “Vidocq” z 2002 cool Naprawdę! Ale oczywiście: pioruny i Alchemik istotnie tam występują… Te pioruny są już prędzej z “Frankensteina”.

Niemniej zarówno kabała jak i golem są tu tylko zmyłką – alchemik działa wg swojego chorego planu, a nie konkretnego systemu magicznego (w kontekście golema nie ma tu np. stwórczej mocy słowa). Wykorzystuje tylko elementy bluźniercze z tych odłamów judaizmu, o których wspomniała wcześniej w dyskusji ninedin. I nie ma żadnych podstaw realnych :)

 

Anonim dziękuje za opinię! I zastanawia się, czy te wszystkie schematy byłyby tak widoczne, gdyby rrybak nie narzucił temu tekstowi autorstwa…

http://altronapoleone.home.blog

Anonim dziękuje za opinię! I zastanawia się, czy te wszystkie schematy byłyby tak widoczne, gdyby rrybak nie narzucił temu tekstowi autorstwa…

Wprawdzie rzeczywiście zapoznałem się najpierw z opinią rybaka, a potem z opowiadaniem, ale raczej sam też bym się domyślił. W końcu już trochę opowiadań Anonima przeczytałem ;) Jakby to jednak napisał ktoś inny, to powinien dostać piórko za genialne fałszerstwo :D

Staruch tu był!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Anonim wita szanownego Starca!

http://altronapoleone.home.blog

Ja z kolei mam pytanie o granicę prusko-austriacką , w wikipedi napisane jest, że granica przebiega przez Śnieżkę od 1804 roku, czy może szanowny Anonim wie gdzie przebiegała wcześniej (tzn już po zjajęciu przez Prusy Śląska)? Czy raczej zbłaźniłem się powołując wikipedię? :) 

Kocu, Anonim starał się sprawdzić jak najdokładniej takie szczegóły, ale nie wyklucza, że gdzieś brakowało konkretnych danych albo coś przeoczył. Nie pamięta niestety, gdzie konkretnie szukał kwestii granicy, niemniej główne granie górskie są naturalną granicą, więc jeśli nie znalazł, to tak założył… Atlas z 1750 roku, dostępny w sieci (w fatalnym do przeglądania formacie, a całość ma błąd ściągania) sugerowałby zresztą, że tak właśnie było.

https://bibliotekacyfrowa.pl/dlibra/publication/35400/edition/41678/content

http://altronapoleone.home.blog

W tekście o niemieckim tytule – taka ładna, czysta polszczyzna? Czyta się leciuchno, Twój język jest przejrzysty jak kryształ, choć przydałoby się poprawić organizację niektórych opisów. Niestety, z fabułą jest gorzej. Zdarzenia następują po sobie trochę jak w życiu – trudno powiedzieć, dlaczego. Zakończenie przywiodło mi na myśl Indianę Jonesa – źli sami się załatwiają – ale Indy jakoś mnie bardziej wzrusza, niż everyman Ziegler. Kulminacyjna walka strasznie rozwleczona.

 

Jeśli chcesz wiedzieć, co dokładnie skopałam, proszę o adres na priv.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Widzę, że jednak udało się zmieścić w standardowym limicie :-)

 

Natomiast widzę też po komentarzach, że jeszcze przed przycinaniem został zmieniony dość znaczący fragment, który wręcz zmienia wymowę sceny z pojawieniem się olbrzyma i który mocno komponował się z pierwszą połową tekstu:

 

„– Zespolenie żywiołów! – krzyknął Jaschinsky. – Ukoronowanie bytu! Nowy bóg stworzony z podeptanych symboli starych religii! Ostatnie, co zobaczycie na ziemi!”

Nie wiem co doprowadziło do usunięcia tego zdania, gdyby nie zostało zacytowane w komentarzach, umknęłoby to kompletnie, a to przecież pasuje tu nie tylko do wcześniejszych scen, ale i do niektórych przekonań alchemicznych. Niby nowa wersja zdania mówi o tym samym, ale jednak w sposób mniej widoczny i słabszy. A złamanie zakazu jest przecież podeptaniem symbolu.

 

Samo opowiadanie? Ciekawe. Treść płynna, wplątanie wątków alchemicznych, choć bez wnikania w szczegóły tego, co tam sobie alchemicy filozofowali, całkiem ciekawie wyszło. Dobre jest i to, że tempo rozkręca się. Wydaje mi się natomiast, że przy scenach z ciałami na wzgórzach trochę za mało dało się odczuć tajemnicę. Choć samo w sobie nie jest to wadą, patrząc po stylu, wydaje mi się, że leżało w Twoich możliwościach wdrożenie tego elementu. Bez tego też jest dobrze, ale z tym mogłoby być jeszcze lepiej. A jeśli dobrze domyślam się autorstwa, to również i opis połączenia żywiołów mógł być bardziej… nie tylko obrazowy (choć to akurat mogłoby być trudniejsze).

 

Podobało się, choć trochę czuć, ze chyba w głowie była jeszcze co najmniej jedna scena do tego tekstu. No ale jest ok :-)

 

" – Pioruny waliły tylko w szczyt?"

" – To może okazać się łatwiejsze…"

– nadmiarowe spacje przed dialogami.

 

Fabuła:

Najaśniejszy element to historyczne tło, Śląsk z czasów wojen Śląskich jest mało znany i niewyeksploatowany w literaturze, a przy wiarygodnym jego przedstawieniu, tak jak tutaj, czyta się opowieść chętnie i z przyjemnością.

Tekst z gatunku opowieści detektywistycznej z mocno historycznym i fantastycznym tłem.

Początek dobry, przedstawiony świat jest interesujący i chce się go poznać. Dalej niestety nie jest już tak dobrze. Zdarzają się dłużyzny, jak na przykład wędrówka głównego bohatera ze Ślęży przez Śnieżkę i Śnieżnik. Niewiele nowego się podczas tej wędrówki dowiadujemy, bo już po wizycie na Ślęży oraz informacji ze wstępu o trzech burzach nad górami, wiadomo czego się spodziewać, a cała podróż zajmująca kilka podrozdziałów tylko to potwierdza. Śmiało można by tę część skrócić.

Nie zachwycają również bohaterowie. Są nijacy, a do tego ich niemieckie nazwiska sprawiają, że stają się do siebie jeszcze bardziej podobni. Brakuje tym bohaterom duszy, bo cóż na przykład można powiedzieć o Zieglerze? Szary człowiek, który snuje się po Śląsku, kartując. Owszem, z pozoru idealny szpieg, ale przecież poznajemy jego myśli, które wcale nie muszą być takie szare, a jednak są. To nie pomaga by się z nim utożsamić.

Niemieckie nazwy, zarówno postaci jak i miejscowości, z jednej strony nadają klimat i uwiarygadniają opowieść, z drugiej dla osoby nie władającej niemieckim są męczące. Zbyt wiele ich. W pewnym momencie zlewają się w jedno i trudno wyłapać niuanse bez wracania do wcześniejszych fragmentów.

Sama fabuła również pozostawia dwojakie odczucia. Fajny pomysł na Trójkąt i jego magiczne wykorzystanie, osobliwa zagadka, jednak sposób w jaki Ziegler dochodzi do niektórych wniosków wydawał mi się miejscami mocno naciągany. Chociażby tutaj:

 

Trzy i cztery to magiczne liczby, mamy więc trójkąt i czwarty punkt. Gdzieś w tej okolicy. To tu pojawią się olbrzymy.

 

O ile liczba trzy jest jak najbardziej uzasadniona, to cztery i do tego olbrzymy to już czysta fantazja.

 

Paradoksalnie gryzie też zbyt duża dawka fantastyki jak na tekst mocno osadzony w realiach historycznych. I ile osobno lubię i historię, i fantastykę, to już z ich łączeniem różnie bywa. Generalnie im mocniejsze i bardziej wiarygodne tło historyczne, tym bardziej mu fantastyka szkodzi. Tutaj aż szkoda ten historyczny realizm psuć golemami.

 

Jeszcze na koniec uwaga kompozycyjna. Warto popracować nad budowaniem napięcia, bo w tym przypadku pomiędzy niezłym początkiem, a finałem, przez większość czasu jest płasko. Prosiłoby się, by wraz z kolejnymi odkrywanymi zagadkami napięcie rosło, niestety w moim przypadku tego nie odczułem.

 

Styl i język:

Styl dobry, bardzo klasyczny, czyta się gładko.

Językowo nie dostrzegłem poważniejszych wad. Poniżej kilka zdań, którym przyjrzał bym się raz jeszcze:

 

Na szczycie zastali trochę połamanych i spalonych drzew, ale znacznie mniej niż można by się spodziewać po niedawnej nawałnicy.

 

Mogłyby być kawałkami roztrzaskanej kuli armatniej, tylko że nigdzie w pobliżu nie było widać śladów, jakie musiałaby zostawić artyleria.

 

Trzeba sprawdzić, czy to wszystko nie gra wyobraźni. (jest grą wyobraźni)

 

Zaryzykowali drogę grzbietem [+granicznym]. (Śnieżnik ma kilka grzbietów, ale tylko dwa z nich oddzielają Ziemię Kłodzką od Moraw).

 

Czyżby to on stał za piekielną machiną na trzech szczytach Riesengebirge? (Karkonosze to nie to samo co Sudety)

 

Ziegler zastanawiał się, czy trzeci olbrzym pojawi się z powietrza. (desant spadochronowy?)

 

 

Tematyka:

Trójkąt Sudecki jest i to nie jako ozdoba, a istotny element fabuły. Fantastyka też jest. Z heroizmem już troszkę gorzej. Choć opowiadanie nieco odbiega od kontekstu konkursu, to jego oryginalność, a przede wszystkim element historyczny, wystarczająco to kompensuje. Dodałem też pół punkcika za ilość znaków ;).

 

Potencjał motywacyjny i efekt wzruszenia:

Tu niestety trochę punktów opowiadanie straci. Zarówno pierwsze, jak i drugie, najłatwiej osiągnąć przez sferę emocjonalną, sprawianie by czytelnik związał się z głównym bohaterem, a potem tego bohatera wpakować w sytuację, w której jego postawa będzie wzruszać. Tu, jak wcześniej wspomniałem, sfera duchowo-emocjonalna Zieglera jest niewyraźna. Gatunek powiastki detektywistycznej niejako wymusza, że to zagadka i jej rozwiązanie wchodzą na pierwszy plan, a sam bohater pozostaje w cieniu. W tym konkursie niestety to czynnik ludzki był ważniejszy, a tego w mojej opinii tutaj zabrakło.

 

Moja punktacja konkursowa: Poza pierwszą dziesiątką

Ocena portalowa: 5/6

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

Dobra, po ciężkim dniu w archiwach czas na ujawnienie i odpowiedzi jurorom… Dziękuję za opinie :)

 

Nie mam w zwyczaju nadmiernie bronić w komentarzach fabuły, bo jeśli czytelnik czegoś nie rozumie, to znaczy, że ja zawaliłam ;) Niemniej tym razem muszę odnieść się do paru uwag, bo wydają mi się naprawdę niezbyt trafione, choć oczywiście nikogo o złą wolę nie posądzam.

 

@Tarnina

W tekście o niemieckim tytule – taka ładna, czysta polszczyzna?

Tytuł niemiecki (rozważałam “Diabelski trójkąt”, ale wydał mi się zbyt banalny), ale całość to jakby “tłumaczenie”, więc nie widzę powodu, żeby kaleczyć polszczyznę – wszyscy bohaterowie po niemiecku mówią płynnie. Na dodatek tekst jest z “niemieckiego punktu widzenia”. Naprawdę wymagałabyś od np. książki napisanej po angielsku, ale dziejącej się wyłącznie w Polsce, żeby wszyscy mówili złą angielszczyzną? Gdyby była o Polakach na Wyspach – proszę bardzo, ale jeśli to jest umownie o Polakach, którzy mówią po polsku, tylko autor pisze po angielsku, to nie widzę powodu, żeby nie była to poprawna angielszczyzna. Zresztą niedawno tłumaczyłam napisaną po angielsku książkę Koreańczyka o Koreańczykach i wszyscy mówili płynną angielszczyzną ;)

 

źli sami się załatwiają

Eee? Przecież złych załatwił Duch Gór/Karkonosz, przywołany przez dobrych…

 

@wilk-zimowy

Ukoronowanie bytu! Nowy bóg stworzony z podeptanych symboli starych religii! Ostatnie, co zobaczycie na ziemi!

Może i ta wersja była mocniejsza, ale nieprawdziwa… W przypadku judaizmu nie było podeptania symbolu (bo musiałaby być Tora, czyli de facto powtórka z protestantyzmu), tylko właśnie złamanie zakazu. Musiałam to zmienić ze względu na realia.

 

@Chrościsko

O ile liczba trzy jest jak najbardziej uzasadniona, to cztery i do tego olbrzymy to już czysta fantazja.

No, tu się, drogi jurorze, mylisz i to poważnie. Cztery to jak najbardziej liczba magiczna, tyle że związana z ziemskością, fizycznością – np. cztery strony świata, cztery żywioły. Plus 4+3 daje najbardziej magiczną siódemkę i tak właśnie było to interpretowane w hermetyzmie, że siedem to zespolenie świata fizycznego i świata ducha. Trust me, w takich przypadkach wiem, co piszę :) (Choć mogłam to nie dość jasno pokazać, bo dla mnie to oczywistość…)

W tym konkursie niestety to czynnik ludzki był ważniejszy, a tego w mojej opinii tutaj zabrakło.

Tego nawet nie uwzględniałam w planach… Nie umiem (i chyba nie chcę) pisać emocji na wysokie C, nie przepadam też za czytaniem takich tekstów, bo mnie one wprawiają w zakłopotanie i zazwyczaj czuję się przez nie szantażowana emocjonalnie, taki już ze mnie typ ;)

http://altronapoleone.home.blog

No, tu się, drogi jurorze, mylisz i to poważnie. Cztery to jak najbardziej liczba magiczna, tyle że związana z ziemskością, fizycznością – np. cztery strony świata, cztery żywioły. Plus 4+3 daje najbardziej magiczną siódemkę i tak właśnie było to interpretowane w hermetyzmie, że siedem to zespolenie świata fizycznego i świata ducha. Trust me, w takich przypadkach wiem, co piszę :) (Choć mogłam to nie dość jasno pokazać, bo dla mnie to oczywistość…)

No to będzie polemika. :)

 

Uważasz, że 3 i 4 to magiczne liczby, bo tak twierdzili hermetyści. Ale dlaczego hermetyści mają tu być wyrocznią? W fabule powołujesz się zarówno na elementy katolockie, judaistyczne i protestanckie, na tym budujesz zasady działania swojej alchemii, aż tu nagle ni stąd, ni zowąd wybierasz dwie liczby od starożytnych greków, bo tak pasuje Ci do koncepcji. A ja jako czytelnik zastanawiam się WTF, bo po pierwsze nie mam pojęcia o hermetystach, po drugie nie mam pojęcia skąd pruski kartograf z XVIII w. ma o nich pojęcie, po trzecie “magicznych liczb” mogę wymienić mnóstwo i każda będzie miała swoje uzasadnienie.

Przekłady:

1 – Jeden Bóg, liczba oznaczająca początek, punkt

2 – ying-yang, dobro-zło, życie-śmierć, wszelkie przeciwieństwa

3/4 sama już opisałaś

5 – pentagram, pięć ran Chrystusa…

6 – gwiazda Dawida, wszelkie heksagony

7 – również nie trzeba powtarzać

8 – symbol nieskończoności i wieczności, try-gramy księgi l-Ching

9 – kręgi piekła, klątwa dziewiątej symfonii, chóry anielskie, 9 noży skrytobójcy w Japonii

…i można tak w nieskończoność.

Świętość liczb zależy od tego, z jakiego punktu odniesienia wyjdziesz i z jakiej kultury będziesz czerpać. Tutaj nie zdefiniowałaś tego, wskazówki sugerowały judaizm i chrześcijaństwo.

Zarzutem jest więc nie wybór akurat tych dwóch konkretnych liczb, a kompletny brak uzasadnienia, dlaczego akurat te, i jak bohater na to wpadł.

Nie umiem (i chyba nie chcę) pisać emocji na wysokie C, nie przepadam też za czytaniem takich tekstów, bo mnie one wprawiają w zakłopotanie i zazwyczaj czuję się przez nie szantażowana emocjonalnie, taki już ze mnie typ ;)

Ale wiesz, że to właśnie mógł być Twój największy atut? Spróbować napisać tak, by właśnie nie było szantażu emocjonalnego. Wiesz dokładnie co Cię mierzi, więc wywalasz te wszystkie elementy, zastępując je takimi, które są dla Ciebie akceptowalne, a dadzą podobny efekt.

Wiem, łatwo powiedzieć, gorzej wykonać :)

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

Wiesz, z tymi liczbami to mam wrażenie, że czepiasz się niezbyt uczciwie, a na dodatek znów robisz błędne założenie (co do źródeł). Jaka jest szansa, że osiemnastowieczny alchemik będzie bazował na ying-yang? Dałam mu to, co w największym stopniu mógł znać – i był to renesansowy (!) hermetyzm – jak najbardziej skądinąd dodający do tradycji antycznej elementy judeochrześcijańskie (Pico della Mirandola). Oczywiście ten renesansowy wywodził się ze starożytnego, ale dla bohatera starożytny nie jest bezpośrednim nawiązaniem. Stworzenie olbrzyma w tym opowiadaniu jest autorską ekstrapolacją kosmogonii hermetycznej, więc naprawdę nie rozumiem, dlaczego się tego czepiasz ;) Do tego wariat dodał modne akurat w mniej więcej tych czasach (w sektach judaistycznych) przekonanie o mocy magicznej łamania zakazów i deptania symboli. On jest człowiekiem swoich czasów, więc swój koncept oparł na najbardziej powszechnych magicznych elementach epoki… Czyli jest dokładnie tak, jak napisałeś: “Świętość liczb zależy od tego, z jakiego punktu odniesienia wyjdziesz i z jakiej kultury będziesz czerpać.” Czerpię z tego, co jest wciąż w pierwszej połowie XVIII w. jedną z najważniejszych tradycji magicznych…

(Skądinąd ta dyskusja pięknie pokazuje brak zaufania do humanistów – kiedy ktoś pod innym opkiem podniósł sprawę cielenia się lodowców, wystarczyło jedno Twoje słowo, żeby sprawa była załatwiona. A ja muszę się co rusz tłumaczyć, że świadomie używam pewnych historycznych elementów i wiem, o czym mówię…)

Zarzutem jest więc nie wybór akurat tych dwóch konkretnych liczb, a kompletny brak uzasadnienia, dlaczego akurat te, i jak bohater na to wpadł.

Limit. I wydawało mi się to (jemu też) elementarne (nie było? hmm, nikt poza Tobą akurat tu nie miał wątpliwości). Niemniej jeśli będę to kiedyś redagować, mogę tę dedukcję wzmocnić.

 

Wiesz dokładnie co Cię mierzi, więc wywalasz te wszystkie elementy, zastępując je takimi, które są dla Ciebie akceptowalne, a dadzą podobny efekt.

No, kiedy właśnie nie wiem. Tzn. te elementy są trudno definiowalne, widzę je w konkretnych tekstach, ale nie bardzo potrafię zdefiniować tak, żeby je np. złagodzić. Bo to jest po części kwestia fabularnych pomysłów i rozwiązań, które mnie w poczucie tego szantażu emocjonalnego wpędzają. No więc nie używam takich elementów – i mówisz, że wychodzi bezduszne. Niemniej, przykładowo, moi bohaterowie nie zaczną pić na umór z powodu złych kobiet tylko dlatego, że publika się wciąż na ten chwyt nabiera.

Mam trzech ludzi, którzy koszmarnie zginęli, mam rodzinę w Karpaczu, która rozpacza po stracie krewnego, mam wreszcie widmo człowieka, któremu nie dano po śmierci spokoju. Dla mnie to jest już dużo… Może bez limitu (i, dzięki za zauważenie, uporu, żeby zmieścić się w metrażu trójkąta) rozwinęłabym jakieś wątki, ale chyba niekoniecznie te :D

http://altronapoleone.home.blog

Stworzenie olbrzyma w tym opowiadaniu jest autorską ekstrapolacją kosmogonii hermetycznej, więc naprawdę nie rozumiem, dlaczego się tego czepiasz ;)

No właśnie. To mrugnięcie okiem sugeruje, że doskonale wiesz, o co mi chodzi.

Dałam mu to, co w największym stopniu mógł znać – i był to renesansowy (!) hermetyzm – jak najbardziej skądinąd dodający do tradycji antycznej elementy judeochrześcijańskie (Pico della Mirandola).

I potrafię sobie doskonale wyobrazić, że ten wariat ma dostęp do takich źródeł, bo jest alchemikiem, więc się tym interesuje. Nie rozumiem skąd wie o tym kartograf, że łapie to wszystko wnet. A teraz, kiedy rozjaśniłaś bardziej tło, jeszcze bardziej ubolewam, że nie przemyciłaś tych informacji w tekście. Niechby, choć ten nieszczęsny szpieg znalazł gdzieś zagubioną stronę z Pico della Mirandoli i to go doprowadziło na trop, wtedy nie czepiałbym się w ogóle, a może nawet zrozumiałbym głębię opowiedzianej historii. Ale o ile nie piszesz dla wąskiego grona specjalistów, a w tym przypadku nie piszesz, takie kwestie trzeba wyjaśniać w tekście.

Niemniej jeśli będę to kiedyś redagować, mogę tę dedukcję wzmocnić.

Popieram.

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

Czy ja się mogę wtrącić w tę rozmowę? Bo mam wrażenie, że oboje macie trochę racji. Chrościsko, że dla przeciętnego czytelnika niekoniecznie będzie oczywiste, to jak ktoś taki jak pan kartograf od razu załapuje, o co chodzi z czwórką i olbrzymami – bo dzisiejszy czytelnik, który patrzy jego oczyma, by tego od razu nie załapał, nie ma przygotowania. Drakaina – że świadomość tego rodzaju mistyki chyba rzeczywiście byłaby dość standardową wiedzą wykształconego człowieka w jego czasach, historycznie bohater ma prawo to od razu skojarzyć. Ale jak rozwikłać problem z tym, żeby nie robić infodumpu, podpowiedzieć czytelnikowi to, co bohater oczywiście wie I DO TEGO zmieścić się w limicie, to ja nie wiem, bo jakbym wiedziała, to bym coś na ten konkurs napisała była.

EDIT: Żeby było jasne: mnie się tok myślenia bohatera wydał jasny i się na tym ni zacięłam, ale nie jestem pewna, czy tu akurat, z racji odebranej edukacji, jestem najbardziej typowym czytelnikiem :)

 

ninedin.home.blog

Naprawdę wymagałabyś od np. książki napisanej po angielsku, ale dziejącej się wyłącznie w Polsce, żeby wszyscy mówili złą angielszczyzną?

Oczywiście, że nie – komentarz był żartobliwy w tonie, i kiedy go pisałam, ten żart naprawdę wydał mi się śmieszny. Zrzuć to, proszę, na zszargane jurorowaniem nerwy.

Eee? Przecież złych załatwił Duch Gór/Karkonosz, przywołany przez dobrych…

No, rychtyk jak u Indiany :)

 

Co do dyskusji merytorycznej – ninedin już powiedziała wszystko, co należało powiedzieć, więc ja nie muszę (dzięki, ninedin!)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Uff. Nie zabrzmiał humorystycznie :( Albo ja byłam zbyt padnięta, żeby dostrzec humor…

 

Co do dyskusji merytorycznej to tak, ninedin napisała mniej więcej to, co zamierzałam odpisać, ale ni chciało mi się z komórki – dziękuję!

http://altronapoleone.home.blog

Ech, królową komedii, to ja nie jestem. Trudno…

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

– świetne przygotowanie merytoryczne, ogromna wiedza, doskonały research lub znajomość tematu – tekst, z którego można się dużo dowiedzieć i naprawdę poczuć klimat przeszłości

 

– spełnienie warunków konkursowych – maksymalna liczba punktów, są góry, heroizm i fantastyka

 

– wysoka poprawność tekstu, bardzo solidny język, nie dopatrzyłam się żadnych błędów

 

– kryminał jest z pewnością oryginalnym podejściem do tematu

 

– a teraz już bardzo personalnie – tekst niestety mnie nudził; historia prowadzona w sposób monotonny i pozbawiony napięcia, kolejne osoby do przesłuchania są „odhaczane” beznamiętnie, bez żadnej niepewności, gdzie kartograf zadaje pytanie, a pytany odpowiada jak po sznurku

 

– sporym problemem okazała się dla mnie także kreacja bohaterów – mężczyźni byli podobni do siebie, było ich dużo, drugoplanowi bohaterowie służyli raczej jako pudełko z przyciskiem „kliknij, by usłyszeć informacje potrzebne w danej chwili” niż jako pełnokrwiści ludzie; koniec końców było trochę zbyt tłoczno i bezpłciowo, bym mogła rozróżniać ich bez problemu

 

– opowiadanie od strony technicznej i merytorycznej stoi wysoko, kryminał to ciekawe podejście do tematu, spełnienie warunków konkursowych doskonałe, i za to punktacja była wysoka, natomiast za moje personalne wrażenie część punktów poleciała

 

– opowiadanie w mojej prywatnej punktacji zajęło ósme miejsce – gratuluję!

www.facebook.com/mika.modrzynska

Inwokacja.

“Niestety mało czasu u mnie ostatnio. Toteż moje komentarze będą krótkie, kilkuzdaniowe. Zaręczam jednak, że teksty przeczytałem z taką uwagą i starannością, na jaką było mnie stać!”

 

I jedziem. Od razu wiadomo było, że to tekst Drakainy, choć z reguły nie wiedziałem, co kto napisał.

 

Czepialstwo:

Po pierwsze – kartograf jest od robienia map. Pomiary wykonuje mierniczy albo geodeta.

– “leżały zawilgłe, pleśniejące, białe okruchy” – to mnie wybiło z rytmu: pleśń tak natychmiastowo nie atakuje resztek i myślałem, że to stało się kilka dni temu – a jednak nie; chyba, że to pleśń magiczna?;

– “on pewnie wpadł gdzieś w wyrobisko” – hm, wyrobisko to każdy rodzaj “dziury” w ziemi, wykonanej przez człowieka; I do takiej na przykład upadowej wpaść raczej nie można; ale już do szybika albo dukli – wpaść łatwo;

– “pijanego jak cztery dziewki. Dzień przesiedział w cyrkule… “ – hm, skąd ten cyrkuł?; to nie Rosja ani nawet zabór rosyjski.

 

Bardzo porządnie napisane – na plus: nieoklepane czasy, nienachalne i ciekawe wprowadzenie gór. Na minus: pewna „letniość” tego tekstu. Trudno kibicować głównemu bohaterowi, nie wiedząc, o co toczy się gra. A cel owej „gry” okazuje się być wprowadzony na szybko i niezbyt interesująco, czyniąc czytelnika obojętnym.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Po pierwsze – kartograf jest od robienia map. Pomiary wykonuje mierniczy albo geodeta.

Ale żeby sporządzić mapę musiał przecież zrobić pomiary, a raczej nie miał pod ręką firmy geodezyjnej, której mógłby to zlecić.

Z reguły kartografowie korzystają z pracy innych. Tak powstawały mapy np. w starożytności.

http://gisplay.pl/kartografia/kartografia-historia.html 

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

No nie wiem. Przeczytałam i zupełnie nie mam refleksji na temat tego opowiadania. Nie czytało się źle, ale ostatecznie poczułam się przytłoczona. Po pierwsze, nie moje klimaty, nie odnajduję się w tych czasach, w tej tematyce. Potencjalnie najbardziej dla mnie interesujący element opowiadania – kabalistyka, alchemia – przewija się gdzieś w tle, ale ostatecznie wypada mdło. Po bardzo długim początku końcówka wydaje się przyspieszona; pozostaje wrażenie urwania, rozczarowanie.

Ostatecznie mam poczucie, że Twoje opowiadanie to taki ni pies ni wydra – niby przygodówka, ale jakaś ciężka; niby tekst rozrywkowy, a jednak targetujący w bardzo wąską grupę odbiorców, którzy będą w stanie wyłapać wszystkie historyczne niuanse i smaczki.

Zgadzam się z kam:

– sporym problemem okazała się dla mnie także kreacja bohaterów – mężczyźni byli podobni do siebie, było ich dużo, drugoplanowi bohaterowie służyli raczej jako pudełko z przyciskiem „kliknij, by usłyszeć informacje potrzebne w danej chwili” niż jako pełnokrwiści ludzie; koniec końców było trochę zbyt tłoczno i bezpłciowo, bym mogła rozróżniać ich bez problemu

Miałam identyczne odczucia. 

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Z reguły kartografowie korzystają z pracy innych. Tak powstawały mapy np. w starożytności.

Żyjący sto lat przed akcją opowiadania (a więc znacznie bliżej niż czasy starożytne), Beauplan spędził osobiście 10 lat na Ukrainie w celu sporządzenia jej map, można więc zakładać, że pomiarów dokonywał osobiście. Zresztą, za Wikipedią:

W 1639 r. Beauplan przewodniczył wyprawie do ujścia Dniepru, podczas której zebrał dostateczną ilość informacji, aby stworzyć trzyczęściową mapę jego środkowego i dolnego biegu. Pomiary Francuza okazały się niemal bezbłędne i umożliwiły korektę błędu Ptolemeusza, związaną z wydłużeniem osi Morza Śródziemnego wobec lądów, które do niego przylegały.

[Ostatnio czytam portal głównie w metrze, więc mam problemy z długimi odpowiedziami]

 

@Staruch

pleśń tak natychmiastowo nie atakuje resztek

Powiedz to pleśni w moim mieszkaniu… Nie mam jakiejś nadmiernej wilgoci, nie mam problemów z grzybem, a jednak np. chleb atakuje z szybkością błyskawicy :D

 

Z wyrobiskiem w sumie zgoda, szyb byłby lepszy. Tu się nie znam.

 

Cyrkuł – to jeszcze w ogóle nie czasy stricte policyjne, miałam na myśli cyrkuł w rozumieniu austriacko-galicyjskim, Bezirk, czyli siedzibę władz “powiatowych”, gdzie z reguły też był tymczasowy areszt. Ale istotnie wyszło niejednoznacznie.

 

Kartografia i geodezja. Byłam kiedyś na wykładzie o kartografii epoki napoleońskiej i część kartografów wtedy samodzielnie dokonywała pomiarów (zwłaszcza triangulacyjnych) – może dlatego, że nie ufali innym?, choć zawód geodety już istniał. Nie mam aż takiej wiedzy o połowie XVIII w. w tym względzie, założyłam więc, że raczej było podobnie, a zwłaszcza taki pomniejszy kartograf zapewne wykonywał też prace miernicze. Z początku on miał mieć ambicję wyznaczenia wysokości Sudetów, ale to był poboczny wątek i wypadł. A przede wszystkim uznałam, że geodeta dla większości czytelników zabrzmi zbyt nowocześnie.

 

@gravel – dzięki za wizytę, ale mam wrażenie, że już obie wiemy, że piszemy i lubimy czytać zupełnie różne teksty :) Nie przeszkadza mi to, że piszę dla węższego grona czytelników, bo tym, co mnie bawi, jest gra z historią, więc mój czytelnik jakąś tam wiedzę lub ciekawość tych dawnych epok musi mieć – taka cena za to, że piszę to, co lubię.

Co do bohaterów, muszę się temu przyjrzeć, ale jednak większość czytających nie miała z tym problemu, więc może to pochodna różnych gustów. Końcówka może jest trochę przyspieszona, bo 1) limit, 2) chciałam ograć wszystkie trzy góry w tekście…

http://altronapoleone.home.blog

Nie mam aż takiej wiedzy o połowie XVIII w. w tym względzie, założyłam więc, że raczej było podobnie, a zwłaszcza taki pomniejszy kartograf zapewne wykonywał też prace miernicze. (…) A przede wszystkim uznałam, że geodeta dla większości czytelników zabrzmi zbyt nowocześnie.

Tu się z drakainą zgodzę. Patrząc na założenie, że wykształcenie miał na tyle uniwersalne, by znać dzieła renesansowych alchemików, to nie ma sensu czepiać się o specjalizację między geodezją a kartografią, czy miernictwem, które nawet obecnie są do siebie zbliżone.

 

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

nie ma sensu czepiać się o specjalizację między geodezją a kartografią

Moze i nie ma, ale że ja specjalista pokrewnej dziedziny, to mnie to kłuje w oczy ;).

 

A przede wszystkim uznałam, że geodeta dla większości czytelników zabrzmi zbyt nowocześnie.

Na pewno nie geodeta. Miernik, geometra – takie chyba nazwy funkcjonowały ówcześnie?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Nadrabiam sobie powoli Trójkąt, tak więc trafiłam i tu. Dobre, klimatyczne opowiadanie z porządną aurą tajemnicy, która nie znika do samego końca. Nie zagrali mi za to bohaterowie. Może to wina z niemiecka brzmiących nazwisk, ale mylili mi się nieustannie, zabrakło też, moim zdaniem, nieco lepszego ukazania samej postaci alchemika. Całość jednak oceniam zdecydowanie na plus.

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Verus – dziękuję :) Jednego tylko nie chwytam: tu jest raptem w sumie trójka bohaterów plus postacie epizodyczne, plus ten zły, więc nie wiem, czemu się mylą (jest to dla mnie zagwozdka, a chciałabym poprawić do ewentualnego druku…). Dziwi mnie też, że ludzie łykają dziwne imiona w fantasy, a niemieckie są problemem… Anyway, będę wdzięczna za wskazówki, co konkretnie pozmieniać, żeby się nie mylili :)

 

Na pewno nie geodeta. Miernik, geometra – takie chyba nazwy funkcjonowały ówcześnie?

Staruchu, mnie się z tekstów niewiele późniejszych geodezja kojarzy.

 

Patrząc na założenie, że wykształcenie miał na tyle uniwersalne, by znać dzieła renesansowych alchemików

Wybacz, Chrościsko, ale brzmi mi to trochę jak lekko złośliwy sarkazm. Niemniej na poważnie wytłumaczę raz jeszcze, w nadziei, że może wreszcie postanowisz mi uwierzyć, że wiem, co mówię. Ziegler nie potrzebuje znać dzieł renesansowych alchemików na to, żeby wiedzieć, że trzy i cztery to liczby magiczne – to jest “wiedza” w jego czasach powszechna. Skądś zresztą się trwająca do dziś magia siódemki wzięła – to jedna z jej podstaw.

Proszę, analogia: na to, żeby w dzisiejszym świecie używać w miarę poprawnie (a w każdym razie nie całkiem od czapy) terminu “entropia”, nie musisz studiować fizyki, nie musisz nawet znać brzmienia II zasady termodynamiki. A żeby mniej więcej wiedzieć, co to pokemon, nie musisz oglądać mangi czy anime, czy skądkolwiek pokemony pochodzą. Ludzie plus minus wiedzą, co to jest. I tak samo wtedy, tylko rodzaj wiedzy (”wiedzy”) inny. Zieglerowi wystarczy wiedza, że cztery to magia ziemska, trzy – duchowa, nie musi znać całej stojącej za tym teorii hermetycznej. Podobnie zresztą, jak zapewne zna bardzo dobrze literaturę i historię antyczną, mimo że jest geodetą czy kartografem – po prostu to była podstawa szkolnego wykształcenia. To, że nam elementy myślenia hermetycznego (czy doskonała znajomość “Eneidy”) wydają się wiedzą “z wyższej półki”, specjalistyczną, nie znaczy, że zawsze tak było.

Raz jeszcze pytam: czemu humaniście nie wierzy się, że wie, co mówi?

http://altronapoleone.home.blog

Anyway, będę wdzięczna za wskazówki, co konkretnie pozmieniać, żeby się nie mylili :)

Mnie się nie mylili. Ulubiona_emotka_Baila.

Raz jeszcze pytam: czemu humaniście nie wierzy się, że wie, co mówi?

… ja wierzę. Ale nie wiem, czy się liczę, bo też niby humanistka jestem, choć tylko na jedną nogę. No, i też o tym i owym wiem. Może chodzi o wykresy? Humanista nie ma tylu i tak bogatych wykresów do pokazania.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Wiesz co, też się zastanawiałam, o co chodzi z tym, że mi się plątali i przyszły mi do głowy dwie opcje.

Pierwsza, że może ciężko było mi ich rozgraniczyć również charakterami czy innymi cechami, bo wydawali mi się dość podobni, poza tym, że wykonywali różne zawody.

Po drugie, mogło to być spowodowane nie tyle niemieckimi nazwiskami, co generalnym nagromadzeniem niemieckich nazw. Z fantastycznymi jest inaczej – nie próbujesz skupiać się na tym, do jakich prawdziwych miejsc się odnoszą. Fakt, użycie niemieckich nazw w tekście dodaje mu klimatu, ale może być też powodem konfuzji, gdy czytelnik usiłuje wszystkie na raz zapamiętać. :D Możliwe jednak, że to tylko mój problem i zupełnie nie musisz się tym przejmować. :p 

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Tarnino, uwaga o humanistach była tylko do Chrościska, który wykazuje się godnym podziwu niedowiarstwem…

http://altronapoleone.home.blog

Bardzo dobry tekst. Złożyłaś tu wiele ciekawych elementów: kryminał, zagadkę, śledztwo, historyczne tło, lokalne legendy, żywioły, religie… Na bogato. Świetna robota, IMO.

No i niebanalne podejście do konkursu. To nie protagonista musi wspiąć się na trzy szczyty, tylko z nich coś złazi…

Niezłe wizje ciała przemieszanego z metalem.

Mnie też mylili się bohaterowie. Być może ginęli w innych niemieckich nazwach (praktycznie nie znam narzecza, więc musiałam słowniczek brać na wiarę). Być może gdyby te nazwiska zawierały coś, co rozpoznaję (Muller, Blaukopf), byłoby lepiej. Bo w tej chwili to dla mnie zlepki niemieckobrzmiących literek. Trzy zlepki i zaczynam się gubić, który jest kartografem, który więźniem, który zmarłym…

Bez trudu można znaleźć powody, dla których trzy i cztery będą ważne dla głównych religii; święta trójca, czterech ewangelistów, Abraham Jakub i Izaak, wiara nadzieja i miłość…

Babska logika rządzi!

Interesujące i świetnie napisane. Polecam

Nowa Fantastyka