- Opowiadanie: Arnubis - Kwestia smaku

Kwestia smaku

W końcu czas zacząć pisać o czymś, na czym powinienem się znać z racji wykształcenia. Wielkie dzięki za betowanie Verus, ANDO, Minuskule i Wiktorowi Orłowskiemu, która co prawda pomagała poza portalem, ale miała ogromny wpływ na ostateczny kształt tekstu. 

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Kwestia smaku

Nigdy nie chciałem skończyć w ten sposób. Wiecie, miałem marzenia – proste, zwyczajne, może wręcz banalne dla wielu z was. Myśląc o przyszłości, zawsze wyobrażałem sobie mały domek gdzieś za miastem, najlepiej pod lasem, a w nim kochającą żonę, dzieci, jakiegoś psa albo nawet dwa. Na pewno nie widziałem smutnego pokoju w małej klitce na dziesiątym piętrze i pętli zaciśniętej na szyi.

Nie tak. Może zacznijmy jakoś sensowniej, od początku. Nazywam się Grzegorz Balcar i jestem… Jestem pracownikiem AnthroPhage. No, może raczej byłem. W gruncie rzeczy nie złożyłem nigdy formalnego wypowiedzenia, ale to już chyba nie ma znaczenia, prawda? Nic nie ma już znaczenia. W każdym razie spędziłem w tej firmie kilka ostatnich lat. Nie byłem nikim ważnym – ot, jedna z wielu mrówek zajmująca się dostawami. Praca jak każda inna, tak wtedy myślałem.

Pewnie słyszeliście o AnthroPhage. Musieliście, jeśli nie żyjecie pod pieprzonym kamieniem. Oni zaczęli całą tę modę na neokanibalizm. Zakazany owoc, po który w końcu mogliśmy sięgnąć bez żadnych konsekwencji – ludzkie tkanki hodowane przemysłowo w celach spożywczych. „AnthroPhage. Jesteś tym, co jesz!”. Ha! Co mogło być w tym złego? W końcu od lat produkujemy w ten sposób mięso.

Zwykłe żarcie było zbyt proste, ludziom wciąż było mało, to pojawiły się te wszystkie limitowane serie. Masz ochotę na kotlet z gwiazdy rocka? Żaden problem! A może chciałbyś obejrzeć najnowszy wirtual z ulubioną aktorką, zajadając się jej żeberkami? Nic prostszego! Nawet cholerny papież, nie pamiętam teraz, którego z kościołów, wypuścił swoją linię. Wyprzedała się w kilka godzin. Godzin! Najbardziej wymagający klienci mogą dziś złożyć specjalne zamówienie i uraczyć znajomych własną golonką. Ale tym pojebom z zarządu ciągle mało. Ponoć chcą teraz klonować mięso zmarłych ludzi, tylko ich prawnicy jeszcze nie zdołali przepchnąć odpowiednich przepisów.

 W każdym razie produkty AnthroPhage są popularne. Bardzo popularne. Sam… sam kilka razy próbowałem. Oczywiście najtańszych wersji, nic wymyślnego. Ciągle jednak o tym myślę. Czuję ten smak. Wiecie, najgorsze jest to, że naprawdę mi smakowało.

Mówiłem już, że przez kilka lat pracowałem przy transporcie tego mięsa? Odpowiadałem za załadunek dostawczaków. Okropna nuda – większość zadań i tak była zautomatyzowana, a ja tylko nadzorowałem całość i sprawdzałem cholerne tabelki. Płacili jednak dość dobrze, bym nie musiał narzekać. Kiedy zaczynałem, AnthroPhage było tylko trochę więcej niż obiecującym start-upem. Firma jednak rozwijała się w zawrotnym tempie. Nowe zamówienia, nowe rynki, nowa siedziba – wszystko szło w dobrym kierunku i uczyniło z AnthroPhage giganta. Dla mnie niewiele się zmieniło. Trochę więcej obowiązków, trochę lepsze pieniądze, ale na każdy szczebel kariery, który udało mi się zdobyć, wyrastały nade mną trzy kolejne. Trudno, pogodziłem się z losem.

Dopiero niedawno uświadomiłem sobie, że coś w tym wszystkim nie pasuje. W teorii system działał świetnie – firma zaliczała kolejne rekordy – coś jednak nie dawało mi spokoju. Nie jestem może zbyt bystry, ale, jak wspominałem, moja praca nie była wymagająca, miałem więc dość czasu, żeby poukładać to sobie w głowie.

Po prostu wszystko szło za dobrze. Sprzedawaliśmy za dużo mięsa. Dużo więcej, niż byliśmy w stanie wyprodukować. Obroty ciągle rosły, AnthroPhage stawiało nowe magazyny, ale nie dość laboratoriów. Wiedziałem, ile zwykle wytwarza jeden ośrodek, wiedziałem też, ile jest takich obiektów i prosta matematyka dowodziła, że przynajmniej połowa mięsa musiała pochodzić z innego źródła.

Zachciało mi się bawić w jebanego detektywa. Żyłbym sobie w błogiej nieświadomości i za kilka lat może dorobiłbym się tego cholernego domku pod lasem. Ale nie, ja wbiłem sobie do tępego łba, że jestem na tropie jakiejś grubej sprawy! Jasne, miałem rację, ale co z tego? Sądziłem, że AnthroPhage sprzedaje na lewo mięso odzwierzęce. Jakoś nie pomyślałem, że po kilku głośnych sprawach dotyczących podróbek wszystkie produkty neokanibalistyczne muszą przejść testy genetyczne. Myślałem, że jak wygrzebię kilka brudnych sekretów, to ci na górze dobrze zapłacą mi za milczenie. Tylko się trochę, kurwa, przeliczyłem ze skalą.

Kilka zaległych przysług, kilka kłamstw, kilka łapówek i, niestety, udało mi się zdobyć kartę do jednego z tych nowych magazynów. Poszedłem tam nocą. Wziąłem latarkę i kamerę, żeby mieć dowody. Nie, nie pokażę wam tego nagrania. Nie mam go, nic nie nagrałem. Nie miałem jaj. To, co zobaczyłem w środku… Ja… Kurwa, to byli ludzie. Nie ludzkie hodowle tkankowe, nie jakieś sprowadzane na lewo mięso odzwierzęce, tylko ludzie. Prawdziwi. Kobiety i mężczyźni, starzy i młodzi. Nawet… Nawet dzieci. Wypełniali cały magazyn. Rzędy, rzędy nagich, wypatroszonych ciał wiszących pod sufitem na stalowych hakach. To byli ludzie, ale odarci ze wszystkiego, co ich nimi czyniło. Ludzie…

Porzygałem się i uciekłem.

Jak utrzymują to wszystko w tajemnicy? Pewnie dobrze płacą tym, którzy wiedzą, a nie ma ich tak wielu, bo całą obróbką zajmują się maszyny. Nieważne. Ważne jest tylko to absolutne ohydztwo, którego dopuściła się firma. Którego dopuściliśmy się wszyscy, chcemy tego czy nie. Plugawa skaza, o której nie da się zapomnieć i której nie da się ignorować.

Na samą myśl o tym, że zjadłem innego człowieka, czuję, że znów się porzygam. Odkąd uciekłem z tego magazynu, nie byłem w stanie nic przełknąć. Nie byłem w stanie spać ani nawet przez chwilę zapomnieć o tym horrorze. Świadomość, że brałem w tym udział, że codziennie zarządzałem setkami ciężarówek pełnych ciał, tylko wszystko pogarsza. Nie dam rady. Nie jestem w stanie patrzeć na innych ludzi i nie chcę patrzeć na świat, który żywi się własnymi dziećmi. Wiem jednak, że nie mogę zabrać tej wiedzy ze sobą. Macie prawo o tym wiedzieć. Macie obowiązek o tym wiedzieć.

Zróbcie z tym, co chcecie. Mnie już to nie dotyczy.

 

***

 

Adam Pierce, prezes AnthroPhage, wpatrywał się w milczeniu w nogi wisielca wierzgające dziko na ekranie.

– Kiedy pojawiło się nagranie? – zapytał w końcu spokojnym głosem.

Sekretarz zerknął na wyświetlacz.

– Dwadzieścia minut temu.

– Damy radę to zdjąć?

– Będzie trudno. A nawet jeśli się uda, i tak miliony ludzi na świecie zdążyły to obejrzeć i skopiować.

Prezes zabębnił palcami o mahoniowy blat biurka.

– PR już nad tym pracuje?

– Tak jest.

– Jakieś propozycje?

Sekretarz uruchomił odpowiednie okno na ekranie.

– Odradzają bezpośredni atak na Balcara, część opinii publicznej od razu stanie po jego stronie. To byłoby, proszę mi wybaczyć słaby żart, wizerunkowe samobójstwo.

– Tyle to sam wiem – rzucił prezes. – Nie za to płacę im kosmiczne pensje. Jakieś konkrety?

– Możemy ogłosić, że był niezrównoważony. Kupienie paru ekspertyz, jakoby Balcar od lat miał być pod opieką psychiatrów, nie powinno być trudne. Kilka dni temu odstawił leki, paranoja, samobójstwo, prosta narracja. Nie każdy w nią uwierzy, ale będzie dość dobra, by inne podejrzenia przenieść do kategorii teorii spiskowych.

– Niezbyt finezyjne, ale powinno być skuteczne. – Pierce wyraźnie się rozluźnił. – Coś jeszcze?

– Hm… – Sekretarz przez chwilę studiował ekran w milczeniu. – Sugerują, żeby wyprodukować więcej takich nagrań. Nie wszystkie muszą kończyć się samobójstwem, ale wszystkie powinny być utrzymane w tym samym tonie. AnthroPhage sprzedaje prawdziwe, ludzkie mięso, wielki spisek, afera stulecia. Trzeba będzie wypuścić je dość szybko, doprowadzić atmosferę do wrzenia. A potem ujawnić, że to wszystko było akcją reklamową, podsumowaną sloganem w stylu „AnthroPhage. Nie uwierzysz, że to tylko syntetyk”.

– Odważne. Ryzykowne. Ma potencjał. – Prezes uśmiechnął się szeroko. – Oczywiście sam slogan do wymiany, ale cała akcja może nam się opłacić. Powinniśmy jeszcze tylko podziękować temu Balcarowi.

– Tak?

– Dowiedz się, do której kostnicy trafił i wyślij kogoś po jego ciało. Jeszcze dzisiaj ma trafić na taśmę.

 

Michał Puchalski, styczeń 2020

Koniec

Komentarze

Najbardziej spodobał mi się pomysł. Pozdrawiam.

Jestem niepełnosprawny...

Przeczytałem szybciej niż McDonald zrealizował moje zamówienie :D Może dlatego, że dość obszerne. Nie mniej jednak, wciąga. Narracja pasuje do długości, pomysł fajny, wykon porządny.

Tylko co z gąbczeniem mózgu, chorobą wściekłych krów, Kreuzfelda Jakoba czy jak on się tam zwał? Przeca wiemy, że kanibalizm powoduje szkody!

*Spojlery*

 

Poza tym zdałoby się słowo o pochodzeniu tych prawdziwych ludzi?

No bo skoro masowa skala to ktoś by zaczął szukać zaginionych.

Ja myślałem sobie – na bank Chińczyki! A tu nic, żadnego wyjaśnienia, panie, tak się nie godzi!

Human Traffic normalnie!

 

Podobało się.

Pozdrawiam!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Ja już się dużo nagadałam, co myślę, to nie będę powtarzać :p Wrzucam do wątku nominacji do biblioteki.

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

dawidiq150

No fajnie że się podobał pomysł

 

Mytrix

Zasadniczo chodzi ci o choroby prionowe. Najłatwiejsze do zakażenia są przy spożywaniu mózgu, jeśli dobrze pamiętam. W każdym razie to nie jest tak, że kanibalizm od razu powoduje te choroby po tak. Po prostu istnieje ryzyko. Strzelam, że wprowadzenie odpowiednich metod przebadania mięsa oraz kontrolowane warunki hodowli powinny dość skutecznie minimalizować to ryzyko. A co z mięsem od prawdziwych ludzi? W opowiadaniu jest zaznaczone, że AnthroPhage działa kilka lat, a początkowo raczej działała zgodnie z założeniami, dopiero sukces ich przerósł. W związku z tym póki co o żadnych głośnych przypadkach choroby nie było słychać, ale kto wie, w dłuższej perspektywie może by się pojawiły. Jeśli chodzi o źródło ciał – początkowo faktycznie planowałem sprowadzanie ich z Chin :P Wiktoria co prawda zauważyła, że bardziej opłacalne byłoby sprawianie ciał w Chinach i wysyłanie na zachód gotowych produktów. Generalnie jednak z jednej strony nie bardzo miałem miejsce na rozwijanie tego wątku, a z drugiej bohater nie bardzo miał jak się o tym dowiedzieć. I nie bardzo chciał. Ale super, że się podobało, i pod względem wykonania, i pomysłu :D

 

Verus

Jeszcze raz dzięki :D 

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Dobry tekst, podobał mi się. Kanibalizm nie jest nowy w literaturze, ale tutaj serwujesz w miarę nowatorskie podejście. Najpierw, żeby to oficjalnie sprzedawać (sama nazwa firmy dobra), a potem… Dobra, dosyć tych spojlerów.

Końcówka też dobra. Niby wydawałoby się, że pozamiatane, a tu parę ruchów i śmieci lądują pod dywanem. To był mocny akord.

Babska logika rządzi!

Tak, pomysł i wykonanie bardzo mi się podobają.

Jednakże zgadzam się z przedmówcami że kanibalizm powoduje choroby. Nie jestem medykiem ale wydaje mi się że ryzyko choroby o którym mówisz rośnie praktycznie do pewności jeśli proces kanibalizmu trwa długo. Nie łykam też wytłumaczenia z tym że nie szukali ludzi powieszonych w magazynie. Poszedłbym bardziej w kierunek że hodowla całych ludzi (coś podobnego do klonów ze Star Wars lub ogólnie ludzi w Matrix) okazała się bardziej opłacalna albo że współpracowali z zakładami pogrzebowymi.

Nie mniej bardzo mi się tekst podobał i miło się czytało.

Pisz to co chciałbyś czytać, czytaj to o czym chcesz pisać

Z tego co kojarzę – przy prionach kluczowy jest mózg. Nie jesz mózgów, to jesteś w miarę bezpieczny. Ale jak raz się zacznie w populacji głowożerczych kanibali – leci jak domino.

Babska logika rządzi!

Bardzo dobre opowiadanie. Zarówno pod względem pomysłu jak i wykonania. Czytało się szybko i przyjemnie. Fabuła też niczego sobie. Ode mnie kolejny kliczek i życzę powodzenia w konkursie.

Finkla

Mi też się ten tekst podoba :D Tak jak i nazwa firmy (tu też zasługa Wiktora, bo pierwotnie forma zapisu była nieco inna). Cóż, kanibalizm w literaturze nie jest niczym nowym, tak jak i większość wątków. Pozostaje nam próbować na nowy sposób ugryźć to, o czym już pisano i zrobić to po swojemu. A zakończenie – widzisz, władza wielkich korporacji i to jak łatwo mogą obchodzić prawo czy manipulować opinią publiczną byłaby prawdziwym horrorem tej wizji przyszłości, gorszym może niż ten kanibalizm, gdyby nie to, że wcale nie trzeba tego szukać za 100 lat. 

 

aKuba139

Tak jak pisze Finkla (i ja wspominałem) – w przypadku kanibalizmu i choroby prionowej ryzyko stwarza mózg. Samo mięso nie powinno być bardziej niebezpieczne niż taka wieprzowina. Hodowla całych ludzi na cele spożywcze – to nie do końca opłacalne, bo produkujesz części, których tak łatwo nie wykorzystasz. Zamiast tego hodowane są konkretne narządy, które są sprzedawane. Ale to wciąż klonowanie, tylko bardziej wyspecjalizowane. I nie jestem pewny o jakie wytłumaczenie ci chodzi. To był magazyn pełen martwych ludzi. W opowiadaniu nic nie ma o źródle tych ciał, nigdzie nie sugeruje, że AnthroPhage porywało i mordowało ludzi na mięso. Za to prezes wprost mówi o kontaktowaniu się z kostnicą, więc to raczej tak zdobywają ciała (przynajmniej część, jak wspominałem w komentarzu plan był także taki, aby dodać sprowadzanie ich z Chin, ale się nie zmieściłem). W każdym razie cieszę się, że generalnie podobało się i wykonanie, i pomysł.

 

katia72

Dziękuję :) I za komentarz i za życzenia. Nie wiem, czy to opowiadanie jest przyjemne, ale dobrze, że przyjemnie się czyta.

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Pomysł na żywienie się hodowanymi tkankami ludzkimi ciekawy – bardziej spodziewałbym się go jakimś body horrorowym sztafażu, ale zaserwowane tutaj rozwiązanie w stylu bizarro też robi robotę. Dość przerażająca wizja tego, co by było, gdyby rzeczywiście – zgodnie z pewnym powiedzeniem – głodni zaczęli jeść bezdomnych. Początkowo fabuła utworu była dość przewidywalna, łatwo było się domyślić, że z tym mięsem jest coś nie tak. Za to końcowe refleksje na temat kreowania wizerunku przez ogromne marki jak najbardziej trafna i szokująca.

 

Sugestie poprawek:

 

W każdym razie[-,] produkty AnthroPhage są popularne.

Tu po “w każdym razie” nie następuje zdanie podrzędne ani wtrącenie, więc przecinek jest zbędny: https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Poza-tym-aby;10425.html

 

Obroty ciągle rosły, Antropophage stawiało nowe magazyny, ale nie dość laboratoriów.

Tu chyba została alternatywna wersja nazwy sprzed przeróbek – wszędzie indziej jest “AntroPhage”.

 

Usuń entery z końca opowiadania.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Wicked G

To jest bizarro? Nie wiem, nie znam się na tych wszystkich podziałach, które uważam za nieco sztuczne, ale wydawało mi się że bizarro powinno mieć chyba bardziej przerysowany świat i więcej pastiszu, tutaj za bardzo tego nie ma. W każdym razie tak, byłem w pełni świadomy, że sam motyw z mięsem będzie do przewidzenia, dlatego opowiadanie ma do zaoferowania coś więcej, niż tylko to :) Miło, że do dostrzegasz. Dzięki za poprawki! Faktycznie, zapodziała się gdzieś jeszcze stara wersja nazwy, do tego niepoprawnie zapisana – generalnie funkcjonuje teraz AnthroPhage, chociaz jeszcze raz sprawdziłem wszystko i ze dwa razy przewinęło mi się jeszcze AntroPhage. Już wszystkie wersje powinny być poprawne. 

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Wg mnie w tym tekście są obecne zasadnicze elementy bizarro:

 

– czarny humor

 

Masz ochotę na kotlet z gwiazdy rocka? Żaden problem! A może chciałbyś obejrzeć najnowszy wirtual z ulubioną aktorką, zajadając się jej żeberkami? Nic prostszego! Nawet cholerny papież wypuścił swoją linię. Wyprzedała się w kilka godzin. Godzin! Najbardziej wymagający klienci mogą dziś złożyć specjalne zamówienie i uraczyć znajomych własną golonką.

 

– antyutopia/satyra społeczna

 

– Odradzają bezpośredni atak na Balcara, część opinii publicznej od razu stanie po jego stronie. To byłoby, proszę mi wybaczyć słaby żart, wizerunkowe samobójstwo.

– Tyle to sam wiem – rzucił prezes. – Nie za to płacę im kosmiczne pensje. Jakieś konkrety?

– Możemy ogłosić, że był niezrównoważony. Kupienie paru ekspertyz, jakoby Balcar od lat miał być pod opieką psychiatrów, nie powinno być trudne. Kilka dni temu odstawił leki, paranoja, samobójstwo, prosta narracja. Nie każdy w nią uwierzy, ale będzie dość dobra, by inne podejrzenia przenieść do kategorii teorii spiskowych.

– poruszanie tematów tabu (kanibalizm, czyli jeden z motywów przewodnich utworu)

 

– nawiązania do popkultury (choćby wspomnienie popularnych ostatnio startupów).

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Hmmm, możliwe. Jak wspominałem, nigdy nie interesowałem się zbytnio granicami podgatunków, bo niespecjalnie mnie to interesuje. W każdym razie dobrze wiedzieć. 

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Dobry pomysł, dobre wykonanie, niestety, coraz bliższy realizmowi. Pijanie ludzkiego mleka do kawy już wśród hipsterów jest, szwedzki lewicowy profesor namawia do jedzenia zwłok… Tak że ten…:/. Jedyne co mi nie pasuje, to ten papież. Niemożliwe, sprzeczne z najgłębszą, niedyskutowalną doktryną podmiotowości Człowieka. Tak czy siak, byłby klik, alem się spóźnił.

Zwrócić piórko Sowom i Skowronkom z Keplera!

Pierwotnie to nie był “ten papież”, a raczej “papież jednego z kościołów”, zakładając rozpad Kościoła Katolickiego na przynajmniej kilka nurtów, wśród których i taki lecący na fali by się znalazł, ale w trakcie bety to wyleciało, jako zbytnie rozdrabnianie się pomysłów w tak krótkim tekście. Wszystko jednak zależałoby od tego, jak przez te 100 lat potoczą się zmiany społeczne. Już teraz w Kościele są mocne nurty sugerujące potrzebę zmian, liberalizację i dostosowanie się do nowoczesnego świata. Małymi kroczkami, kto wie? No ale nie twierdzę wcale, że tak by było, to tylko fantastyka i pozwoliłem sobie trochę popłynąć żeby podkreślić skalę zjawiska. A sama idea jak najbardziej bliska realizmowi – wierzę, że gdy dopracujemy odpowiednio technologię hodowli syntetycznego mięsa w laboratoriach pojawią się inicjatywy neokanibalistyczne. Czy odniosą taki sukces jak AnthroPhage? Kto wie, pewnie sporo zależeć będzie od marketingu. 

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Liberalizacja=kanibalizm?! Do kroćset, odważnie:D. Pozdr.

Zwrócić piórko Sowom i Skowronkom z Keplera!

Jak mówiłem, małymi kroczkami :P Nie kanibalizm, a neokanibalizm, mięso laboratoryjne, w pełni etyczne, dopóki nikt nie sprzedaje na lewo martwych Chińczyków :D 

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Ok. Natomiast już poważnie: Twoja wersja (z papieżem jednego z kościołow) była zdecydowanie lepsza niż po zbetowaniu. Tyle się tu mówi o nieurażaniu uczuć (miałem taką uwagę pod carskim wagonem, dot. świniobicia:D, a tymczasem… Nie przyszło Ci na myśl, że sugerowanie, że katolicki papież handlujący swoim mięsem stanowi prawdziwe urażenie np uczuć katolików na tym forum? W dodatku kompletnie bezinteresowne, bo nie wynikające w żaden sposób z potrzeb akji? To jak to? Ulica jednokierunkowa?;). Pozdr.

Zwrócić piórko Sowom i Skowronkom z Keplera!

Cóż, jako katolik nie czuję się urażony taką wizją hipotetycznego papieża żyjącego za sto lat. Zwłaszcza, że to w świecie przedstawionym powszechna sprawa. W takim “Gotuj z papieżem” były bardziej kontrowersyjne wizje :P Cóż, od tego jest fantastyka, aby opisywać wizje fantastyczne, a nie realny świat. Ale zastanowię się jeszcze nad przywróceniem pierwotnej wersji, mam jeszcze małą poduszkę do limitu, zmieści się. 

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Dziękuję:) edytka: to jak będzie z tym papieżem kanibalem?

Zwrócić piórko Sowom i Skowronkom z Keplera!

O, kurde, to było dobre. Szokujący tekst, sprawnie napisany. Wizja przyszłości świeża jak mięsko

Podobało mi się, chociaż cieszę się, że akurat nic nie jadłam podczas czytania.

Powodzenia w konkursie!

Miód na moje uszy :D Miało być trochę szokująco, cieszę się, że sprawnie. Wizja przyszłości może i świeża, ale do tego całkiem prawdopodobna. Cieszę się, że nie zepsułem ci posiłku. 

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Arnubisie, moją opinię o tekście już znasz. Cieszę się, że opowiadanie trafiło do biblioteki.

Niestety, wizja całkiem prawdopodobna, w tym – sposób zachowania korporacji.

Powodzenia w konkursie. :)

No, fajne. Czytało się lekko i płynie, bez zgrzytów.

Pomysł ciekawy. Czytając początek zastanawiałem się właśnie, co nowego zaprezentujesz w temacie kanibalizmu i proszę, wyszło nieźle.

Gdybym miał się czepiać, to może wstęp był nieco przydługi, ale nie jest to jakaś poważna wada.

I nie zgadzam się z zarzutami, że problemem tekstu jest to, że kanibalizm powoduje choroby. Po pierwsze to krótka historyjka, a nie wielka powieść, żeby takie sprawy miały znaczenie, a po drugie rozwój technologii, jaki jest w tym tekście, na pewno poradziłby sobie z takimi problemami. ;)

Paper is dead without words; Ink idle without a poem; All the world dead without stories; /Nightwish/

No. W sztucznie hodowanym mięsie prionów nie powinno być. Za to w prawdziwym, niegdyś biegającym po mieście… Temat rzeka. :-)

Babska logika rządzi!

ANDO

Znam, znam, wielkie dzięki :D Chociaż w takich sytuacjach możesz do nowego komentarza przekleić część z bety (poza poprawkami), żeby inni mogli go przeczytać. Zwłaszcza, że ciekawa historia od twojej babci była przytoczona :) A wizja z tekstu: rozwój technologii i pomysły – bardzo prawdopodobne. Zachowanie korporacji – to już nie SF, to bardziej codzienność. A do biblioteki chyba jeszcze nigdy tak szybko nie poleciałem.

 

Lobo

Wstęp i tak został już nieco przykrojony :) Ale miło, że nie chcesz się czepiać :P Cieszę się, że udało mi się dorzucić do tematu kanibalizmu nową cegiełkę, która zadowoliła. Choroby prionowe, jak mówiłem, nie powinny być problemem (jak zaznaczyła Finkla, w przypadku hodowanego mięsa). Czy sprzedawane nielegalnie prawdziwe ciała ludzkie doprowadziłyby do zachorowań i w ten sposób doprowadziły do zawalenia się giganta AnthroPhage? A może i z tym poradziliby sobie spece od PR? Kto wie, to już temat na dłuższy tekst, albo i powieść, nie na takiego szorciaka. 

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Zawsze, jak są opowiadania na temat neokanibalizmu, kojarzy mi się nie “Zielona pożywka”, a jeden z odcinków “Z archiwum X”, gdzie Moulder rzuca tekst: “najwyraźniej świątobliwi mieszkańcy jedzą nie tylko kurczaki” :)

Tekst już na początku rzuca kawę na ławę, więc zakończenie bierze z zaskoczenia – gratuluję :) Treścią jest definitywnie aspekt konsumpcyjny naszej kultury, który koniec końców, dosłownie, zjada sam siebie.

Technicznie czyta się fajnie, szort o równym tempie i jak wspomniałem, zaskakującym zakończeniu.

Koncert fajerwerków definitywnie na plus :)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

OK, wrzucam fragment o babci:

Moja babcia kiedyś opowiadała o porywaniu ludzi na mięso w czasie II wojny. Podobno sprzedawali to potem jako wieprzowinę. Chodziło o pojedynczy sklep/ punkt sprzedaży. Nie wiem, na ile powtarzała plotki, a na ile mówiła prawdę.

Wrzuć we wstępie ostrzeżenie, żeby nie czytać podczas jedzenia, bo mi kanapka z kurczakiem nagle przestała smakować i mój żołądek też zgłasza sprzeciw ;)

 

Kurcze, podobało mi się. Kanibalizm jest niby tematem ogranym, a Ty przedstawiasz go w zupełnie nowej odsłonie. Nie jako coś nieakceptowanego, gorszącego, ale trend modowy. Bo z tego opka nijak nie wynika, że to potrzeba zmusiła ludzi do takiego rozwiązania. To moda. I, cholera, obawiam się, że nie taka znowu niemożliwa.

Dobrze napisane.

Kliczek :)

 

Edytka: A diabła tam, już w Bibliotece :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

NWM

Takie koncerty fajerwerków chcemy dawać :) A ani “Zielonej pożywki” nie widziałem, ani nie kojarzę tego odcinka “Archiwum X”. W każdym razie jestem świadomy, że temat nienowy. Nawet nie jestem czy termin “neokanibalizm” funkcjonuje (bo za bardzo go nie widziałem), ale brzmi na tyle sensownie, że zacząłem go używać. W każdym razie cieszę się, że udało się zaskoczyć zakończeniem. Faktycznie początek miał wyglądać trochę tak, jakby wszystko było od razu powiedziane. Treść oczywiście rozszyfrowałeś bezbłędnie. 

 

ANDO

Dzięki, że to wrzuciłaś. Może historia twojej babci bezpośrednio powiązana z tekstem nie jest, ale jednak cholernie mocna historia. I niestety prawdopodobna. 

 

Irka

Mój błąd, nie spodziewałem się, że ktoś może to czytać w trakcie jedzenia. Ale inna sprawa, że akurat mi takie treści apetytu nie psują :D I cóż, moda jak moda, z czasem coraz dziwniejsze rzeczy stają się modne, więc czemu nie kanibalizm? No, neokanibalizm, taki grzeczny :D Dzięki za chęć klikania! 

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Podobał mi się pomysł i wykonanie.

 

Ewentualnie rozważyłbym pominięcie lub usunięcie tego jednego zdania, bo wydało mi się podczas czytania sztuczne:

Nie za to płacę im kosmiczne pensje.

Ale to oczywiście do Twojego rozważenia :)

Jako że napisałam kiedyś opko zahaczające o hodowlę sztucznego mięsa zajrzałam tu i…

RANY DLACZEGO JA TEGO NIE WYMYŚLIŁAM! 

Świetne opowiadanie, od samego początku do końca. 

Edward Pitowski

Przemyślę kwestię tego zdania. Faktycznie, może dałoby się trochę je podkręcić (chociaż nie usunąć). Fajnie, że całość się spodobała. 

 

Matka Chrzestna

Można gdzieś rzucić okiem na to opko? Biotechnologia zawsze spoko :D Widzisz – pisząc fantastykę czasem trzeba po prostu wziąć sobie na tapetę jakiś problem i pójść kilka kroków dalej (tak poudaję, że się na tym znam :D). Dzięki za komentarz. 

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Ludzkie mięso nie jest smaczne, jak wynika z opisu historii prawdziwych. Choroby prionowe są bardzo rzadkie, występują sporadycznie. Tylko tak zwana Kuru występowała u kanibali z Nowej Gwinei. Obecnie już nie notowana. 

Natomiast dziwi bezkarne znikanie ludzi konsumowanych w świecie, w którym prawie każdy ma swój ID.

Ciekawy pomysł, to na pewno najmocniejsza strona opowiadania. Składnie i logicznie wszystko opisałeś. Fabuła nie ma dziur, więc przeczytałem płynnie.

Tyle tylko, że to pewna forma infodumpu, za którym niespecjalnie przepadam. I to jest z kolei na minus. Bo wtedy nawet świetny pomysł traci na dynamice, nie wywołuje u mnie efektu wow. Gdybyś miał tu jeszcze jakiś specyficzny klimat, to może, ale to “czyste” opowiadanie, jak relacja.

Sumarycznie jednak, przyjęta konwencja pasuje do pomysłu, więc jestem bardziej na tak, niż na nie.

Pozdrawiam.

 

To opowiadanie pt. “Człowiek” zainspirowane lekturą książki “Czyste mięso” P. Shapiro.

Radę napiszę sobie nad łóżkiem ;)

Arnubisie, ty chory umyśle XD Nie no, żartuję, doceniam to, co ci tam powstaje w mądrej głowie :D.

 

Pomysł mnie absolutnie zachwycił, powiew świeżości w sf. Osobiście tekst bym podzieliła na więcej, ale krótszych części, pierwszy fragment czytało mi się dość topornie, ale to tylko moje osobiste czepialstwo :). Wykonanie, jak zawsze u ciebie, bardzo dobre!

Przy końcówce to aż mnie zagotowało, ale podkreślasz nią prawdę starą jak świat, że to giganci posiadający kupę kasy rządzą światem :).

 

Pozdrawiam!

Używanie poprawnej polszczyzny jest bardzo seksowne

Neurolog

Cóż, w zasadzie nawet nie pomyślałem o tym, żeby sprawdzić, czy są jakieś relacje dotyczące smaku ludzkiego mięsa. Zawsze można wytłumaczyć to modą i związanym z nią fenomenem – ludzie są w stanie kupić różny szajs i udawać że im się podoba, jeśli jest to modne. O Kuru i generalnie chorobach prionowym wiem, co już się w komentarzach przewijało. 

A jeśli chodzi o znikanie ludzi – w tekście nigdzie nie jest napisane, że AnthroPhage porywa ludzi i morduje ich na mięso. Równie dobrze może mieć wtyki w kostnicach i szpitalach (co zostało pod koniec zasugerowane) i skupować tam zdatne do użytku ciała, a bliscy otrzymywaliby tylko prochy po spaleniu.

 

Darcon

Też nie jestem fanem infodumpów, tutaj jednak trochę wymusił to na mnie limit. W bardziej luźnej konwencji nie zdołałbym niestety pokazać całego świata i mojej koncepcji w 8000 znaków. Pewnie są tacy, którzy to potrafią, ja jeszcze muszę poćwiczyć. Dlatego zdecydowałem się na konwencję, która pozwoli mi wytłumaczyć ten infodump. A przy pomocy bet i tak go utemperowałem i unaturalniłem :D

Cieszy mnie, że spodobał się za to sam pomysł, a sama fabuła jest logiczna i be dziur – szczerze mówiąc to uważam, że akurat budowanie solidnej fabuły jest zazwyczaj moją najmocniejszą stroną, więc dobrze, że ciągle działa :D 

 

Matka Chrzestna

Widzę, że wisi u ciebie na profilu, więc spróbuję zajrzeć kiedyś jak znajdę czas :D 

 

sy

Hehe. Dzięki :D Szczerze, to początkowo pomysł miał się opierać głównie na samym nagraniu samobójcy, ale uznałem, że to za mało, bo nie wybrzmiałaby tam odpowiednio perspektywa samej firmy. Pewnie dałoby się to jeszcze nieco urozmaicić, bo trochę martwi mnie to “toporne” czytanie. Ale świetnie, że opowiadanie wywołało tyle emocji :D Dopiero raczkuję, jeśli chodzi o SF (to chyba moje drugie prawdziwe SF po “Paruzji”), więc cieszę się, że idę w dobrą stronę.

I ja pozdrawiam!

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Soylent Green is people! Mocny tekst, w którym paradoksalnie najbardziej szokują nie ciała wiszące na hakach, ale sam pomysł neokanibalizmu i korporacyjne maskowanie sprawy pod płaszczykiem kontrowersyjnej kampanii reklamowej. Całość jest podana na tyle sugestywnie, że czytałem z wykrzywionymi ustami. Lekturę zaliczam do udanych

Powtórzę po innych – dobre. Największy plus za zakończenie, pomysłowe i dobrze opowiedziane w formie dialogu.

Jeśli chodzi o wspomnianą gdzieś wyżej “infodumpowość”, według mnie nie jest źle – ogólnie nie ma sztucznych zdań, całość rzeczywiście sprawia wrażenie opowieści bohatera.

Fajne opowiadanie. Bardziej nastawione na szokowanie i zwrot akcji związany z pochodzeniem mięsa. Ładnie domknięte tą sceną, w której rozkminiają, jak zatuszować skandal.

 

Właściwie mięso ludzkie produkowane drogą syntetyczną byłoby chyba wegańskie.

 

Czy opowiadanie jest prorocze? Moim zdaniem, tylko wtedy, jeśli założymy, że społeczeństwo dalej będzie trwało w consensusie, co do naturalności jedzenie mięsa i tym samym zwiększenia jego zapotrzebowania. 

Ogólnie jednak bym się nie czepiał “prawdopodobieństwa”, doceniam sam pomysł.

Polski nie jest moim ojczystym językiem, a zatem nie mogę ocenić interpunkcji i szczegółów, ale bardzo spodobała się mi idea, bo przychodziła mi do głowy.

Fladrif

Cóż, jak wspominałem gdzieś wyżej, Zielonej pożywki nie widziałem. Ale tak, faktycznie – same ciała miały być oczywiście w stylu klasycznego szoku, i były nim przede wszystkim dla bohatera. Dla czytelnika została reszta tego świata :D Cieszę się, że udało mi się wykrzywić ci usta :D

 

Perrux

Dzięki za komentarz. Infodumpowość była tu konieczna, więc starałem się ją podać najbardziej strawnie jak zdołałem. Fajnie, że się udało.

 

killman

Tak, hodowane laboratoryjnie mięso (zarówno zwierzęce jak i ludzkie) generalnie bywa klasyfikowane jako wegańskie (chociaż to jeszcze zależy m.in. od tego czy stosowane pożywki nie były pochodzenia zwierzęcego). Znam paru wegetarian, którzy nie mieliby oporów przed jedzeniem laboratoryjnego mięsa (chociaż nie ludzkiego :P). Jeśli chodzi o szokowanie z kwestią pochodzenia mięsa – to tak naprawdę miało bardziej zszokować bohatera, niż czytelnika. Z czytelnikiem jest tak, jak pisał Fladrif. Bo w tym tekście nie chodziło mi wcale o proste gore. 

 

LilyArfi

Cześć! Bardzo mnie cieszy, że opowiadanie mogą docenić nawet ludzie, którzy nie władają polskim od urodzenia. Mogę spytać skąd pochodzisz i jaki język jest dla ciebie ojczysty? Miło, że spodobała ci się idea – to ona jest tu najważniejsza. Jakiś czas już podobny pomysł krążył mi po głowie, sama zresztą piszesz, że o czymś podobnym myślałaś. Pomysł nie jest specjalnie odkrywczy, bo to tylko pójście o krok dalej w kierunku, w którym nauka już podąża. Kwestia tylko ładnie ten pomysł pokazać :) 

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Bardzo dobre, pomysłowe opowiadanie, Arnubisie. Myślę, że zakończenie mogło być mocniejsze, ale limit znaków i takie tam – rozumiem. Pomimo tego wszystko inne wyszło naprawdę fajnie. Mocna i przekonująca relacja, zapisana w klimatyczny sposób. Końcówka wleciała w zbyt prostą tonację i powstała asymetria do całości, w sensie finał na trochę słabszym poziomie.

To jest chyba ten horror w klimacie Lovecrafta? Panie, pisz, pan, więcej takich opowiadań. Panie, będę czytał, że hej.

Tekst już znam, a Ty znasz moje zdanie na jego temat, więc bez rozwlekania – cieszę się, że miałam okazję pomóc, a koncepcja neokanibalistycznego korpoproduktu, mimo że pojawiająca się gdzieś w kulturze w takiej czy innej formie, ma swój ciężar gatunkowy i jest niezłym pytaniem o kondycję człowieka. ;)

Powodzenia w konkursie, smacznego!

Mersayake

Nie, to nie jest horror w klimacie Lovecrafta. Gdzie pan tu Lovecrafta widzi? :D Nad tamtym muszę jeszcze nieco posiedzieć, chociaż za dużo poprawek chyba już mi nie zostało. Ale chyba będę próbował słać to gdzieś na zewnątrz. 

Ale cieszę się, że to opowiadanie ci się podobało :D Trochę martwi mnie twoja ocena końcówki, którą sporo czytelników stawiało wręcz przeciwnie, podkreślając jako najmocniejszy punkt całości. Ale rozumiem, że mogła nie podobać się nagła zmiana konwencji.

Dzięki, że wpadłeś!

 

Wiktor

Jeszcze raz dzięki i smacznego!

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Bo coś widziałem na betach, że Lovecrafta jakiegoś piszesz :P

Końcówka wyszła dość pretensjonalnie, w sensie gadka-szmatka prezesa i asystenta. Było to nawet fajne, ale za mało fajne do reszty. A ja liczyłem na coś paranormalnego rodem z Archiwum X. Że narracja wróci do bohatera i usłyszymy go w mocnej scenie, nie wiem, leci taśmą zawisnąć na haku, wyrwą mu serce, złożą go w ofierze… no cosik takiego. Pasowałoby :) Bo że on źle skończy, prawdopodobnie jako mielonka, to szło się szybko domyśleć. Może wykombinowałem to, idąc tym śladem Lovecrafta, sam nie wiem.

Witam, osobiście bardzo mi się podobało. Ciekawy temat, płynnie i przyjemnie się to czytało. I do tego dosłownie sama końcówka – bo przecież nic się nie może zmarnować ;) Choć miałam nadzieje, że sam prezes skusi się na ten konkretny kęs.

Nah, prezes jest biznesmanem, a nie psychopatą. Może trochę po ludzku mściwym, ale bez przesady. Jak się czymś takim zajmuje, to sam raczej tego mięsa nie tyka :D Cieszę się, że się spodobało. 

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Bezlitosne są zawsze te korporacje..oszukują na każdym kroku. Brrr..dobry tekst, aż się wzdrygnelam. Akurat jestem w trakcie oglądania Altered Carbon i takie mocne uprzedmiatawianie, brak szacunku i wykorzystywanie ludzkich ciał, jakby to był tylko towar, dość mocno przemawia do wyobraźni. Dzięki za przyjemną lekturę:)

Cała przyjemność po mojej stronie. Dzięki za komentarz :) 

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Ojojoj. ;-)

W przyszłości łamiemy tabu, tak tylko trochę, żeby złamać je naprawdę – kanibalizm, neo czy nie, jest śmiałą ilustracją zmieniającej się szybko kultury i ram przyzwolenia, napędzanych przez, nomen omen, konsumpcjonizm. Trwa i najwyraźniej będzie trwać. Dobrze dobrany szkielet do historii.

Najbardziej spodobała mi się konstrukcja – wolta od linearnego wątku do korporacyjnej praktyki. Jestem pewien, że ona istnieje już dziś, a to, że taki numer przejdzie w przyszłości przy takim temacie – o, to jest dobry komentarz do przewidywań na temat kondycji gatunku ludzkiego…

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Cześć Arnubisie. Naprawdę dobry tekst. Delicatessen w skali przemysłowej, świetny pomysł. Poza tym, podoba mi się, jak to jest napisane: lekko, sprawnie i wiarygodnie. Świetna praca, gratki.

Eee, Delicatessen postaciami stało :-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

“Delicatessen” nie widziałem, ale mnie to nie dziwi, nie ukrywałem, że to nie jest jakieś niezwykle nowatorskie czy odkrywcze spojrzenie. Ale cieszę się, że podobało wam się opowiadanie. Tak naprawdę ciężko coś nowego wam odpisać – PsychoFish skondensował w swoim komentarzu chyba wszystko, co tu najważniejsze. Tak więc dzięki za lekturę i zostawienie śladu :D 

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Sprawnie napisane i bardzo “niesmaczne”.

Nie bardzo wiem co jeszcze napisać. Pomysł z gatunku ekstremalnie absurdalnych. Moja wyobraźnia nie jest w stanie antycypować takiej dewiacji, co nie znaczy, że jest niemożliwa. Pasztet ze słowiczych języków brzmi nie mniej absurdalnie, chociaż dużo bardziej smacznie.

Okraszone na dodatek porcją korporacyjnych stereotypów.

W sumie, chyba więcej plusów dodatnich, niż ujemnych.

Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.

Miałam już nie zaglądać, ale pomyślałam sobie, że może jeszcze jedno z Kapsuły, przecież limit mini. Byłam ciekawa, o czym napisałeś:) 

Krótko. Forma fajna, bo wstrząśnięta i nie zmieszana (lekka trawestacja wiadomo skąd), chociaż jest pewna nierównowaga, ale może być subiektywne. Na plus, że wstrząśnięta.

Treść. Pierwsze odczucie – lekkie rozczarowanie, bo po przedmowie miałam nadzieję na glony i prymitywne organizmy, ale kiedy do mięsa doszłam, przeszło jak ręką odjął. Wylądowałam w skojarzeniu z Monty Pythonem i jego skeczem w zakładzie pogrzebowym.

Brrr, nieźle to obmyśliłeś i napisałeś. Oby nie było naszą przyszłością!

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Kurczę, to jest bardzo solidne opowiadanie. Z pomysłem, twistem i porządnie wykonane. Dlatego fajnie było przeczytać. Ale chyba mimo wszystko ten pomysł zbyt zwyczajny, żeby za niego zapamiętał opowiadanie na długo, a wykonanie porządne, ale nie wyrzucające z kapci. Może to kwestia tego, że przeczytałem w ostatnim czasie zbyt wiele opowiadań na portalu i dopadła mnie znieczulica;)

Dobry pomysł, Arnubisie, i jak na mój gust, wcale nie taki znowu szokujący – wszak jeszcze dziś trafiają się ludzie, dla których nieetyczne jest pobieranie od zmarłych organów do przeszczepów.

A któż to wie, jak te normy będą wyglądać za sto lat…

 

coś w tym wszyst­kim nie pa­su­je. W teo­rii wszyst­ko wciąż… ―> Powtórzenie.

 

dorobiłbym się tego cho­ler­ne­go domku pod lasem. Ale nie, ja wbi­łem sobie do tego tę­pe­go łba, że je­stem na tro­pie ja­kiejś gru­bej spra­wy! Jasne, mia­łem rację, ale co z tego? ―> Powtórzenia.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Trochę tu nie zaglądałem i nagromadziło się komentarzy :D A że czasu ciągle za mało na wszystko, to niestety nie rozbiję się na poszczególnych czytelników. Podziękuję tylko wam wszystkim za wizytę i uraduję się raczej pozytywnym odbiorem tekstu :D 

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Arnubis,

Jestem Rosjanką. Staram się czytać coś polskiego żeby poprawić moją znajomość języka. I bardzo lubię fantastykę, dlatego mam tutaj konto =)

Jednak to fascynujące, że bez względu na to, jakim językiem mówimy, łączy nas wiele pomysłów i idei. Jest chyba jakiś jedyny poziom ideowy ponadjęzykowy…

Cóż, jako osoba, która trochę ogarnia eksploatację, opowiadanie nie zrobiło na mnie specjalnego wrażenia. Znieczulica, a może:

https://www.youtube.com/watch?v=9IKVj4l5GU4

Skojarzenie jest zbyt silne, więc pomysł na neokanibalizm w tej formie mnie nie przekonuje. Ale gdybyś szarpnął na inne podejście ;)

 

Tak bezspojlerowo:

Dobry początek z pomysłem na celebrytów, słabszy środek (bo takich magazynów już SF widziało wiele) i chyba najlepsza końcówka ;)

Bardzo fajnie zrealizowany pomysł na neokanibalizm, ze znakomitym finałowym twistem. No nie przyczepię się, bo nie mam do czego, wszystko – i opowiedziana historia, i sposób jej opowiadania z tym dość antypatycznym narratorem-antybohaterem, i pomysły na świat – bardzo mi się podoba. 

ninedin.home.blog

Mimo, że to ścianka tekstu (poza dialogiem na końcu ;))… to przeczytałem Twoje opowiadanie jednym tchem. Bardzo dobry pomysł i świetna realizacja. Wyszło wybornie :)

 

Powodzenia w konkursie!

Fajne, z jajem, dobrze napisane. Sama wizja wydaje mi się niezbyt wiarygodna (przez co nie przekonuje mnie w kontekście konkursu), nie zmienia to jednak faktu, że mi się podobało. Na pochwałę zasługuje przede wszystkim wykonanie: naprawdę sprzedałeś ten pomysł bardzo dobrze. Wiele rzeczy mogło tu nie zagrać (np. można by popaść w groteskowość), ale jak na mój gust wszystko zagrało. Język, forma, kompozycja. No jest cacy, nie ma co się więcej rozwodzić. 

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

O proszę, widać lud ruszył czytać i głosować przed samym końcem :D

 

LilyArfi – cieszę się, że mogłem pomóc w szlifowaniu :D I bardzo mnie cieszy, że opowiadanie było zrozumiałe nawet, jeśli to nie jest twój ojczysty język. A nauka przez przyjemność jaką jest czytanie fantastyki to świetny pomysł. 

 

Deidriu – no cóż, wszystko już gdzieś kiedy było. Soylent green nie widziałem, ale widzę, że sporo osób do tego nawiązuje. Taki los, nic nie poradzę. Nie spodziewałem się, że coś zupełnie nowego napiszę :D

cobold – tak, wiem, sam magazyn jest dość oklepany. Ale magazyn był po to, żeby zaszokować bohatera, a nie czytelnika. Dla czytelnika był bardziej początek i koniec, więc fajnie, że one zagrały. 

 

ninedin – miód na moje oczy :D Cieszę się, że tak się spodobało.

 

grzelulukas – no ściana tekstu, zasadniczo monolog. Początkowo chciałem to rozegrać inaczej, ale wiadomo, limity. Ale skoro i tak przeleciało szybko i realizacja wyszła, to nic, tylko się cieszyć.

 

fun – cóż, nie jestem pewien, czy wizja jest taka niezbyt wiarygodna. To, że będziemy dysponować taką technologią jet niemal pewne. Jestem też niemal pewny, że w związku z tym powstaną jakieś neokanibalistyczne inicjatywy. Najmniej wiarygodny w całej koncepcji będzie sukces i popularność, jaką odniosła firma. Faktycznie, strzelam, że ten motyw mocno podkolorowałem. Ale przy odpowiednim marketingu – kto wie? I dzięki, cieszę się, że wszystko zagrało. Sporo w tym zasługi Witkorii – pierwotna wersja była znacznie bardziej sucha, po jej uwagach przepisałem kilka momentów i podkręciłem język.

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Cześć!

Przesłuchałem na kameleonie. Krótkie, okrutnie treściwe i miejscami obrzydliwe. I bardzo fajnie napisane. Można by się przyczepić, że treść miejscami kłóci się trochę z powszechnie “propagowanymi” zasadami ekonomii, ale nie o tym jest to opowiadanie. Przekaz jasny, prosty. Zakończenie dobrze wpisuje się w klimat.

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Nowa Fantastyka