Piasek, piasek, piasek…
Co za pieprzona nuda! A miało być tak pięknie. Przygoda, mówili! Heroizm, mówili! Pionierstwo, mówili!
Ale nikt nie mówił, że ten rok będzie się ciągnął jak flaki z olejem. Jeszcze miesiąc. Na szczęście ten bałwan, Carter, dawno już wystartował na „Barsoomie”. I jeśli go jakiś kamol po drodze nie trafi, to wkrótce wyląduje na Chryse Planitia. Czemu tak daleko? Głupie to, ale podobno jakaś tradycja.
Dobrze, że chlebem i solą nie każą mi go witać… Już niedługo. Wreszcie! Żeby nie ta kasa, już dawno bym tym pieprznął. Ani do kogo gęby otworzyć, co to za gadka, kiedy każda łachudra odpowiada ci po kilku minutach? Co to za zabawa?! I to żarcie: frytki, łódeczki, puree, w mundurkach. Jakiś wysoko postawiony debil króla frytek, Marka Watneya, się naoglądał. No i żrę kartofle. Codziennie! Ileż można? Nawet pędzić się z nich nic nie da, bo aparatury nie ma z czego zmontować!
Pieski los Głównego Konserwatora Zabytków Materialnych Pierwszej Ery Kosmicznej. Jakby już jakaś druga była, idioci!
I jeszcze żeby te bałwany z Ziemskiej Agencji Kosmicznej jakoś to porządnie przemyślały, ale nie. Od Curiosity do Insighta jest koło pięciuset kilometrów i trzeba było dwie osobne bazy założyć, bo przecież nie da się ich w dzień obskoczyć. Znaczy – w lokalnych warunkach. I to tylko po to, żeby piasek odmieść! Durnie! A tu protokół: przyjeżdżasz, wyłączasz kamerki, żeby cię ćwoki z Ziemi nie zobaczyły (oni dostają kilkanaście minut z wideo, a co, wszystko dla widza), miotełka w dłoń i jedziesz! Najpierw panele, bo te piaskojady energii potrzebują! Potem pędzlujesz dookoła, wszak zabytku piasek zasypać nie może! Na końcu flanelka. Wszystko ma lśnić, kamerki są ustawione, miliony tępaków z Ziemi obserwują! No kurła, nawet naszczać na to badziewie nie można!
No bo tak. Wsiadasz do Rowera, odpierdzielasz milion czynności kontrolnych – „naładowanie baterii? Czek! Poziom tlenu? Czek! Profil bieżnika opon? Czek! Poziom odpadów biologicznych w przenośnej toalecie? Czek!”. Nawet gówno musi być sprawdzone, szlag! A to żarcie? Nie mogli dać normalnych porcji? Ale nie, bo przecież – „w sytuacji alarmowej Konserwator zdany jest na własne siły. Pomoc wysłana zostanie niezwłocznie, jednak w warunkach marsjańskich bla bla bla…”. Dlatego mam jeść mielony muł denny? Bo mało waży, a zawiera dużo substancji odżywczych? Kiedy ostatnio zdarzyła się jakaś katastrofa na Marsie? Chyba wtedy, gdy Schiaparelli łupnął na Meridia Planum? W czasach prehistorycznych, znaczy.
wg
Szczęście, że mi nie kazali jeszcze Opportunity obsługiwać, bo to jakieś osiem tysięcy kilometrów dalej. I po co to? Turyści zwalą się tłumnie? Kiedy? Po terraformacji chyba! Która się jeszcze nie zaczęła, jak wiadomo. Każda ekipa szumnie zapowiada, że owszem, my to wystartujemy, wszak priorytet dla ludzkości, poprzednicy zawalili, ale my nie, my, jak już zaczniemy, to zaraz na Olympus Mons sosny będziemy sadzić! Ale jak przychodzi co do czego, to koszty się tnie. Toteż stać ich tylko na to, żeby mi jakieś ochłapy płacić. No, w sumie… Na Ziemi to nie będą takie ochłapy, trza przyznać.
Rozgadałem się, ale już dojeżdżam. Romantyzm? Pionierstwo? Dreszcz eksploratora, który widzi coś, czego inni jeszcze nie widzieli? Jak to mówią inni – bycze łajno! Wydmy, diuny, barchany… Jedziesz, a tu piasek wznosi się wyżej, piasek się obniża, piasek się ściele, piasek wiruje, piasek opada… Rudobrązowy, brązoworudy, rdzawy, pomarańczowy, znowu brązowy… O, kamień, cóż za urozmaicenie!
I gdzie tu romantyzm? Czego jeszcze inni nie widzieli? A zaaplikuj sobie taki jeden z drugim kolonoskopię, wnętrza twoich jelit też jeszcze chyba nikt nie widział? Romantyczne, nie? Kuku można dostać! W lewo skały, w prawo wydmy, na wprost pustynia…
Jest Insight! Wygląda, jakby się zrywał do lotu. No przynajmniej to jest plus. Ładny jest! Fajnie wyglądają te panele foto. Zrobią modele, puzelki, turyści łykną to jak świeże bułeczki. Jak już tylko zawitają. Czyli za wiek, może dwa… Ale ty mnie irytujesz, bezduszna maszyno, coś zdechła lata temu! Żeby to chociaż jakiś przebłysk uczucia, tęsknoty, marzeń… Życia po prostu! Ooo, a co to? Jakieś zielone na Krecie? Modły wysłuchane? Cholera, ostatnio tak się na to ustrojstwo wkurzyłem, że jak zapakowałem w tego Kreta z buta, to mało palca u nogi nie złamałem. Może ja coś tu uruchomiłem? Korozję jakąś? Bo… To przecież nie może być życie. No nie rozbawiajcie mnie, bo was śmiechem zabiję. Raczej jakaś nietypowa reakcja chemiczna. Wezmę jednak próbkę na wszelki wyp…
ah’
…kurła jest? Jakieś zielone nie wiadomo co. Na pewno nie życie, bo struktury odpowiedniej ten glut nie ma. Jest raczej… galaretowaty, amorficzny. Efektem korozji stali, tytanu czy wolframu też nie jest, na pewno. Ale, co najdziwniejsze, próbka znikła! Nawet nie zdążyłem o tym zielonym szajsie zameldować na Ziemię. I w sumie dobrze. Zaraz by mi się ksenobiolodzy na głowę zwalili. Samemu źle, ale w tłumie jajogłowych jeszcze gorzej. Muszę jechać po nową próbkę! A te ćwoki z Ziemi w kółko i w kółko: za parę dni ląduje Carter, czy już jesteś gotowy, by przekazać obowiązki, przygotowałeś się? Co, ciasto ziemniaczane mam upiec? I zielony dywan rozwinąć? Dupę trują niepotrzebnie! Aha, odświeżyłem sobie zardzewiałą, historyczną wiedzę: Kret to taki moduł, który miał się wbić na pięć metrów pod powierzchnię Marsa. Najpierw były problemy z gruntem (sam Mars bronił swoich tajemnic, a co!), ale potem wbił się na metr czy dwa. Ile dokładnie, nie wiadomo, bo kontakt się urwał. Może coś znalazł?
A tu odezwał się mój zmiennik. Dopytuje, jak u mnie. Szkoda, że jest tak blisko. Przy gadce z Ziemią zawsze zostaje parę minut na odpowiedź. A tu kilka sekund! Pytałem, czy ma flaszkę jakąś albo ryż przynajmniej, ale chyba nie załapał. Jeszcze się przekona. I do czego się tak śpieszy? Piasku w życiu nie widział?
A ja… No przecież mu tego nie zostawię! Niedoczekanie! Rok roboty, a tu jakiś wypierdek chce przyjść na gotowe? Jadę! Przecież nie zostawię temu ziemskiemu bałwanowi swojego odkrycia! Jeszcze będę sławny i bogaty. Może nobla dostanę?
Szlag, tego gówna jest tam coraz więcej. Co to jest? Zeskrobałem chyba kilogram. Wrzucam do…
na
…mi się śniło. Co to za cuda? Mars, ale Mars zielony. Tylko nie tak pięknie jak nasza Ziemia, ale jakoś tak… jadowicie, drapieżnie. I ten kolor… Zbierało mi się na wymioty. To chyba olej pod frytki był już stary.
W każdym razie badam dalej, ale coś ze mnie badacz jak z koziej dupy trąbka. Żadnych wyników. Właściwie wiem tyle, co na początku. Że zielone i glutowate. Niech to Fobos trafi! A ten kretyn nie wylądował! Choć powinien. Stało się coś? A, nieważne. Moja chałwa ważniejsza, he he!
Ale, ale… Przypadkowo upuściłem próbkę na okruchy kartofli. Wcześniej tego nie zauważyłem, ale coś się stało i… Wygląda to nad wyraz apetycznie. Wiem, że nie powinienem, ale… Żeby choć jakąś trawkę albo spirytus tu dali, bo ześwirować można. Wiem, wiem, to wbrew wszelkim procedurom. Jakby się dowiedzieli, to nie dość, że nie zapłacą, ale wysmarują taki wilczy bilet, że…
gl
…to kopie. Rany, byłem chyba kilka godzin nieprzytomny. Ale za to… Ech, warto było! To były sny: ja władcą Ziemi, wszystko moje, wystarczyło sobie zażyczyć, panienki na skinienie ręki, zielony alkohol lał się strumieniami. Tylko zamiast… hmmm, miałem mackę. Osobliwe uczucie!
Do tego chyba za dużo tego gluta się naćpałem. Skały niedaleko Ciekawskiego Kurdupla wydają się jakieś… obrobione? Jakby jakiś cyklop je ociosał i ustawił z nich twierdzę? A może świątynię? Ślady pradawnych Marsjan znalazłem? No, aż takim idiotą to nie jestem, żeby tak myśleć.
A ten matoł jakoś z orbity się nie odezwał w oknie obowiązkowego kontaktu. Dziwne. A może nie dziwne? Dowiedział się o moim odkryciu, wypierdek ziemski! I chce sobie przywłaszczyć odkrycie! Niedoczekanie! Już ja mu… Gdzie ten kretyn?? Jeszcze badań nie skończyłem, dobrze, że nie ląduje. Może ma jakieś problemy? A mało to ich? Burza piaskowa, zużycie resztek paliwa do korekty kursu, żeby na Słońce nie odlecieć, Fobos i Deimos brużdżą. Mało to trudności? Ale…
F
…niby co zrobiłem? Satelity obserwacyjne sfotografowały dziurę obok Insighta? Taaa, marsjańscy górnicy może? Muszę więcej kartofli przerobić na tę kopiącą substancję, bo…
H
Nie ja tę dziurę zrobiłem! Przecież bym pamiętał! Ale… Kto jeździł moim Rowerem? Koleiny stąd do Insighta są takie, jakby tiry zapierdzielały tam i sam przez rok chyba. Co tu się, kurła, dzieje??
Pamięć… Gluty… Świadomość… Ale przecież… Stop!!! Jestem racjonalnym człowiekiem, tak? W duchy nie wierzę, tak? Już o bajkach typu dziadek na chmurce czy czerwony kozioł z rogami i widłami nie wspomnę…
Wobec tego… Jak to racjonalnie wyjaśnić? Zdaje się, że odpowiedź jest tylko jedna. I cholernie mi się nie podoba! Znaczy…
Nie wezmę już tego do ust! Nie wezmę? No nie wezmę! Od jutra znaczy, bo skoro już dziś spróbowałem, to dziś się nie liczy! Od jutra! Na pewno! Ani grama tego syfu!!!
T
Od jutra to od jutra, nie? A kiedy jest marsjańskie jutro? Sam nie wiem…
Świruję!! Śniło mi się lądowanie tego bubka! Tuman pyłu, drżenie gruntu, wsporniki niepewnie siadające na gruncie. I jest! Orzeł… Znaczy, Bubek wylądował. Macham do niego jak głupi! Przecież i tak tego nie widzi! On wychodzi, trochę drżą mu nogi, bo ciążenie Marsa, choć nie takie wielkie, po miesiącach w próżni daje w kość. Patrzy mi z radością w oczy, obejmuje… A ja… łup w gwoździa???
Co za kurełskie koszmary zsyła ta diabelska planeta…
A
…pierdolę! Co tu się dzieje? Rękawice skafandra mam zdarte do osnowy! Ja te dziury kopię? Własnymi rękami?
W śluzie znalazłem drugi skafander! Z nazwiskiem „Carter” na piersi?! Przecież dupek w końcu nie przyleciał? To czemu Ziemia wciąż się o niego dopytuje? I jeszcze… ściągam jakiś dziwny plik? Na wszystkich kanałach do tego. Z Ziemią się nie mogę dogadać. Książkę jakąś. Po arabsku chyba jest, bo widzę same wężyki… Po co? Spojrzałem na parę stron. Ale te arabskie litery są paskudne! Takie wijące się, oślizgłe jakieś (na ekranie, kurła?)… Ohyda!
Wariuję od tego pierdzielonego zielonego gluta jak nic. Co tu się wyrabia? A mówiła mama – nie pij, synusiu! To i nie piję. Tylko wciągam coś innego. Chyba gorszego. Super!
I te sny… To już nie jest zabawne! Tak kiedyś wyglądał Mars? Jadowicie zielone dżungle, kamienne, rozsypujące się świątynie, i ci… Nie, tego się nie da opisać ani wypowiedzieć. Jakieś pokręcone, paskudne, choć przecież jakże fascynujące, kuszące i odrażające zarazem kształty, uczucia, doznania. Sam nie wiem, czy bardziej ich pragnę, czy bardziej budzą we mnie obrzydzenie.
Zajrzałem do lodówki i spiżarni. Pełne, za wyjątkiem… Cholera, czyżbym żarł już tylko kartofle? Z tymi… glutami?
Ziemia się piekli. Nie dość, że ten gnojek zaginął, to mam jeszcze sprawdzić zieloną plamę w pobliżu Insighta. Co tu się, kurła, dzieje?
Jadę…
G
Znalazłem po drodze hełm Cartera. Jakby walnął w jakąś skałę. Z jednej strony rozkwaszony jak zmiażdżony arbuz. Walnął? Chyba, że…
N!!!
…Panie! Będę Ci posłuszny, będę na każde Twe skinienie, A Ty uczynisz mnie namiestnikiem Ziemi! Zielona Planeta będzie rządzić Niebieską!
Koniec oczekiwania! Przebudź się, Panie!
***
I dedykacja:
Nie jest wcale martwym to, co drzemie wiekami,
Nawet śmierć umiera z dziwnymi eonami
Lecz na Marsie czekać będzie z łazikami
Portalowymi konkursami
I Okazjami
(której pojedynczej wersji tekst jest dedykowany :P)