- Opowiadanie: Ajzan - [Między pieśniami] Zabawy z ogniem i mieczem

[Między pieśniami] Zabawy z ogniem i mieczem

Bardzo dziękuję ANDO za betę i sugestie.^^

 

Pierwotnie zaczęłam pisać ten tekst na Ciężki Dyżur,  ale uznałam, że tym razem nie dam rady zmieścić się w limicie bez szkody dla fabuły. Dlatego proszę, żeby przy ocenie nie brać pod uwagę warunków konkursu.

Przy okazji pisania chciałam również przetestować pewne pomysły,  którymi pochwaliłam się już w Hyde Parku. Na razie w małej ilości, by zobaczyć, jak to przejdzie.

Jeszcze słowo wyjaśnienia w kwestii Hajmdala: według podań strażnik tęczowego mostu odpowiedzialny jest również za utworzenie trzech klas społecznych – niewolników, ludzi wolnych i władców. Dokonał tego wędrując po Midgardzie pod postacią podróżnika imieniem Rig.

Chronologicznie tekst jest pomiędzy “Wyprawą rybacką...” a “Świąteczną bajką”.

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

[Między pieśniami] Zabawy z ogniem i mieczem

1

Gdzieś, po drugiej stronie mostu

 

Gdy słońce ustępowało księżycowi miejsca na niebie, Bifrost tracił tęczowy blask. Po zmroku lśnił niczym tysiące gwiazd na bezchmurnym niebie. Pełniący wartę przy głównej bramie Asgardu Hajmdal widział tę przemianę tysiące razy. Rolę strażnika traktował niezwykle poważnie, niemniej zdarzało mu się spojrzeć tęsknie w dal.

Ile to lat minęło, od kiedy ostatni raz chodził po ziemiach Midgardu?

Marzył, by znów ruszyć na wędrówkę, lecz nie mógł bez ważnego powodu opuścić stanowiska, wyznaczonego mu przez jego ojca i króla. Dzikie olbrzymy mogły zaatakować w każdej chwili, a on, posiadający najlepszy wzrok, jak również najczulszy słuch, miał być pierwszym, który zawiadomi Asgard o napaści.

Ostatnio jednak panował spokój, zwłaszcza odkąd ten błazen, Loki, udał się w podróż poślubną. Kilka tygodni później, niewiele wyjaśniając, wyjechał także Thor. Bez dwóch najgłośniejszych jarlów w pobliżu, Hajmdal stracił czujność i dużo rozmyślał.

 

Bum!

 

Do wspomnień księcia-strażnika przedarł się huk. Zawstydzony swym rozkojarzeniem nadstawił uszu i skierował spojrzenie w kierunku, skąd doszedł niespodziewany hałas.

Nocne niebo za szczytem odległej góry pojaśniało. Światło szybko zgasło, lecz po jakimś czasie znów rozbłysło przy następnym wybuchu. Jak się okazało, wcale nie ostatnim.

 Oprócz grzmotów dochodzących z tego samego miejsca, Hajmdal nie słyszał żadnych odgłosów walki ani tam, ani nigdzie indziej w promieniu wielu mil. Z każdym kolejnym wybuchem rosło w nim pragnienie, żeby przyjrzeć się temu zjawisku z bliska. 

Zerknął na swój róg, Gjall. Jeszcze przez moment miał wątpliwości, po czym przywołał do siebie dwóch, parobków, którzy krzątali się niedaleko bramy 

– Pobiegnij, młody, do stajni. Niech mi przygotują konia, natychmiast. Ty zaś ruszaj po kapitana obrony murów. Ma tu natychmiast przyjść.

– Tak, panie! – Młodzieńcy zasalutowali niezgrabnie, następnie popędzili wykonać polecenia.

Kapitan przybył w minutę. Jego, jak również zmysły innych mieszkańców Asgardu, nie sięgały tak daleko, zatem nie widział i nie słyszał nic podejrzanego na dole.

– W Midgardzie doszło do zdarzenia, które dla dobra królestwa powinienem zbadać osobiście – mówił Hajmdal, nakładając na mundur lekki pancerz. – Pod moją nieobecność ty i twoi ludzie macie być jeszcze czujniejsi. – Bynajmniej nie wykluczył, iż za tymi dziwnymi wybuchami może kryć się jakiś podstęp. – Jeśli nadejdzie nieprzyjaciel lub ktokolwiek podejrzany, nie pozwólcie mu wejść. Jak zajdzie potrzeba, dmijcie w rogi. Ja zrobię to samo, jeśli będę potrzebował wsparcia.

– Wedle rozkazu, panie! – Mężczyzna wykonał energiczny salut. 

Mimo okazanej szczerej gotowości, Hajmdal dostrzegł w oczach kapitana niewypowiedzianą wątpliwość, jakby w duchu nie pochwalał tej decyzji. Jednak kim on był, by kwestionować zamiary najstarszego syna króla Odyna Wszechojca?

Nawet gdyby Hajmdal chciał zwołać naradę, nie miał na to czasu, gdyż wybuchy w Midgardzie nie cichły. Poza tym właśnie ze stajni przyprowadzono jego konia, jednego z najszybszych w Asgardzie.

Pozostało mu tylko narzucić na ramiona płaszcz podróżny oraz uzbroić się w miecz i tarczę. W pełni gotowy wskoczył na rumaka. Kilka sekund później pędził w dół lśniącego mostu, po raz pierwszy od bardzo dawna.

 

2

Zakazany wynalazek

 

Za górą, która zasłaniała widok z Bifrostu, książę-strażnik ujrzał coś niezwykłego.

Wysoko nad drzewa poleciał z sykiem niewielki, podłużny obiekt podpalony u dołu. Kiedy wybuchł, rozsypał na wszystkie strony pióropusz skwierczących iskier. 

Hajmdal jeszcze nigdy czegoś takiego nie widział. Zastanawiał się, czy to aby nie nowy sposób, w jaki olbrzymy wzywały posiłki.

Jak najciszej przemierzył gęsty las. Gdy był dostatecznie blisko, pozostawił konia ukrytego między drzewami. Dalszą drogę pokonał piechotą, z ręką zawieszoną tuż nad rogiem i rękojeścią miecza. 

Dotarł do niedużego wzgórza. Ku własnemu zdumieniu, rozpoznał to miejsce. Wiele lat temu razem z ojcem i Thorem, wówczas dzieckiem, zgładzili tutaj dzikiego olbrzyma. Sterczące ze wzniesienia ogromne skały stanowiły pamiątkę po szale wielkoluda.

Tym razem Hajmdal nie pozwolił, aby wspomnienia i tęsknota za dawnymi czasami rozkojarzyły go. Musiał sprawdzić, kto i dlaczego jest odpowiedzialny za wypuszczanie w powietrze kul iskier. Zasłyszany śmiech dał mu nowe podejrzenia. Rozpoczął wspinaczkę.

Na szczycie, na polanie zastał trójkę znajomych Asów.

Klęczący tyłem do Hajmdala Loki mocował do ziemi tajemniczy, cylindryczny obiekt na patyku. Na zakończenie podpalił powrózek zwisający u dołu walca. Jak zwykle, nie użył zapałek ani krzesiwa.

Thor spoczął oparty o głaz. Wzrokiem śledził płomyczek szybko trawiący sznurek. Po drugiej stronie wielkiego kamienia stał jego rydwan załadowany skrzyniami z mnóstwem tych dziwnych pałek. Zaprzęgnięte do pojazdu dwa kozły skubały niewzruszone długą trawę.

Pod inną skałą przycupnęła Sigyn. Z fascynacją patrzyła, jak kolejny pocisk leci prosto w górę, po czym wybucha snopem iskier.

– Hej, lisie! – zawołał Thor do Lokiego. – Puść teraz kilka naraz!

Nie odwracając się, brat krwi króla Odyna złapał rzucone mu dwa walce.

– Może teraz ty podpalisz lont, Signy? – zaproponował żonie. – Jeśli chcesz, pomogę ci.

Młoda kobieta ochoczo skinęła głową i wstała, zaś Hajmdal pokręcił głową w niedowierzaniu. Mógłby przysiąc, iż jeszcze niedawno tę dziewczynę przerażało prawie wszystko, w tym przejście po Bifroście, choć miała ku temu o wiele mniej powodów niż Thor. Bliska znajomość z największym zuchwalcem Asgardu miała na nią naprawdę duży wpływ.

Nie widząc dłużej potrzeby w ukrywaniu się, wyszedł na oświetloną księżycem polanę i zsunął kaptur. Sigyn popatrzyła na niego zdumiona, Thor wstał z miną kogoś, komu zrobiono miłą niespodziankę, zaś Loki odwrócił się na pięcie ku przybyszowi.

– O, któż tu się zjawił! – Uchylił kapelusza w teatralnym ukłonie. – Witaj, Rig! Co cię sprowadza w te strony, hę? Czyżby ojciec zapragnął, abyś jeszcze bardziej podzielił ludzi?

Hajmdal zignorował zaczepkę, choć nie było to łatwe. Już sam głos Lokiego, przywodzący na myśl olej na rozgrzanej patelni, potrafił zdenerwować.

– Co tu robicie i cóż to jest? – Wskazał skrzynie. 

Nie wiedział jeszcze wiele, ale i tak czuł się w pewnym sensie oszukany – do tego przez warchoła, którego ojciec uczynił nie tylko jarlem, lecz również swym bratem. Na Bifroście sądził, że będzie miał do czynienia z działaniami wrogów. Ryzykując wiele, postawił na nogi obronę oraz opuścił niezwykle istotny posterunek. Jak to teraz wytłumaczy, aby nie wyjść na głupca? Głupca działającego być może w dobrej wierze, lecz jednocześnie skłonnego słuchać podszeptów stęsknionego serca.

– Dobrze, że jesteś, Hajm! – Thor wyściskał mocno starszego brata, jakby nie widział go od lat, nie tylko tygodni. – Właśnie puszczamy sztuczne ognie. Wzięliśmy je sobie z krainy karłów.

Gdy w końcu Hajmdal został uwolniony z niedźwiedziego uścisku, założył ręce na piersi. Ledwie zdołał ukryć uśmiech. Zbyt dobrze znał Thora. Bywał porywczy, co w połączeniu z chaotyczną naturą Lokiego, zawsze dawało niszczycielskie efekty.

– Wzięliście, tak po prostu? – zapytał sceptycznie.

Jednocześnie pomyślał, że jego najgorsze przeczucia być może jednak się spełniły. Wzgórze okrywał dym pozostawiony przez sztuczne ognie. Zapach, choć nieznany Hajmdalowi, przywodził pewne skojarzenie.

Nagle drgnął. Ani na sekundę nie przestał nasłuchiwać, a teraz w zasięgu jego uszu znalazły się kroki wielu ciężkich buciorów, jak również szczęk metalu.

– Co się dzieje? – spytała cicho Sigyn.

– Słyszę armię – wyjaśnił bez ogródek. – Prawie stu uzbrojonych po zęby karłów nadchodzi ze wschodu. Niedługo tu dotrą.

Troje Asów popatrzyło po sobie w milczeniu. Co dziwne, nie wyglądali na zdziwionych i tylko Sigyn okazała zaniepokojenie, ale nic poza tym. Prawdopodobnie dlatego, że mąż objął ją ramieniem.

Hajmdal zmarszczył brwi. 

– Na głowę Mimira, coście narobili?

Spoglądał na Lokiego, lecz to Thor odezwał się pierwszy:

– Do naszego ojca dotarły plotki o zdrajcy w Svartalfheimie, który sprzedał swoje talenty naszym wrogom. Kazał mi to osobiście zbadać. Na miejscu spotkałem tych dwoje.

– Podziemne miasta były ostatnim celem naszej podróży poślubnej – wyjaśniła Sigyn. – Bardzo chciałam zobaczyć kuźnie i wyroby karłów – dodała zawstydzona, jakby winiła siebie za całe zamieszanie.

Loki pogłaskał żonę w pocieszającym geście.

– Plotki okazały się w tym przypadku prawdziwe. Karzeł imieniem Hann stworzył dla olbrzymów nową broń.

Thor przytaknął posępnie.

– Nie tylko nas zdradził. Złamał też przysięgę złożoną przez jego dziada.

A więc przeczucia Hajmdala jednak nie zawiodły.

Dawno temu alchemik Nelob ze Svartalfheimu wynalazł wybuchowy proch. Jedna garść wystarczyła, by uszkodzić skałę. Kiedy król Odyn się o tym dowiedział i osobiście przekonał, jaką nowy proszek ma siłę, nakłonił wszystkie karły do złożenia uroczystej przysięgi w imieniu swoim i następnych pokoleń. Od tamtej pory proch miał służyć tylko do prac górniczych, nigdy zaś jako broń przeciw komukolwiek.

Hajmdal zerknął na skrzynie w rydwanie. Jak widać, do kogoś głośniej od honoru przemówił brzdęk złotych monet.

– Co zrobiliście ze zdrajcą? – zapytał. Karły były coraz bliżej, niemniej miał jeszcze trochę czasu na uzyskanie wyjaśnień.

Loki wyszczerzył kły w szerokim, krzywym uśmiechu.

– Osobiście przekonał się, jak dobre pociski stworzył.

– Teraz jego pobratymcy łakną zemsty. – Thor uniósł nad głowę młot Mjolnir. – Już my im pokażemy, co spotyka tych, którzy przechodzą na stronę wrogów Asgardu! Prawda, lisie?

– Ano. – W dłoni Lokiego pojawiła się włócznia. Zdjął cylinder, który oddał żonie. Wymienili spojrzenia. Sigyn skinęła głową, po czym uciekła między skały po zachodniej stronie wzgórza.

Hajmdal uznał, że powinien wezwać posiłki. We trójkę na pewno poradzą sobie z niedużą armią krasnali, niemniej wsparcie mogło się przydać. W końcu na murach oczekiwano sygnału od niego. Sięgnął po Gjalla.

– Oszczędzaj oddech na bitwę, Hajm! – zahuczał mu tuż nad uchem Thor. – Z tobą u boku dobijemy wroga przed świtem! – Poklepał najbliższą skałę. – Pomyśl: ja i ty, bracia stający do walki ze wspólnym wrogiem, jak za dawnych lat.

Skuszony taką wizją Hajmdal odłożył róg. Pewniej zacisnął dłoń na rękojeści miecza.

– Chodźmy więc.

 

3

Zemsta karłów

 

Trzech gotowych do walki Asów stanęło pod wzgórzem. Nie czekali długo. 

Ze wschodniej strony lasu wypadła banda karłów-awanturników z uniesioną bronią i bojowym okrzykiem na ustach. Zanim doszło do starcia, Thor uderzył młotem o ziemię. Wstrząs powalił nacierających i zrzucił na nich gałęzie drzew, znacznie spowalniając atak.

Hajmdal oraz Loki zdołali zachować równowagę. Ruszyli z zamiarem zabicia jak największej liczby przeciwników, póki mieli przewagę. Szybko zrozumieli, iż nie będzie tak łatwo, jak początkowo zakładali. Pancerze krasnali okazały się twarde i szczelne, potwierdzając kunszt kowali ze Svartalfheimu.

By pokonać jednego, Hajmdal musiał mocno uderzać mieczem. Rozbolała go od tego ręka, lecz przekonał siebie, że to z powodu zaniedbania. Pilnując dniem i nocą bramy, nie miał wielu okazji do ćwiczeń. Cóż, teraz mógł nadrobić zaległości bez chwili wytchnienia.

Siarczyste przekleństwa wskazywały, iż również Loki napotykał trudności. Nie miał na sobie pancerza, czy choćby tarczy przy ramieniu, a za broń służył mu tylko zaczarowany kawałek naostrzonego kamienia przywiązany do gałęzi. Gdyby Hajmdal miał na to czas, zastanowiłby się, czemu ten pajac nie przybrał jeszcze formy jakiegoś zwierzęcia.

Thor tymczasem pozostał na tyłach. Odrzucał tych, którzy chcieli dotrzeć do sztucznych ogni. Wywracał drzewa i ciskał kamieniami. 

– Uważaj, Hajm! – krzyknął, gdy jeden głaz przeleciał tuż nad głową jego brata.

Także kozły Thora brały udział w walce. Wywracały i kopały każdego, kto się nawinął. Fatalny los czekał też tych, których chwyciły w szczęki. Na oczach Hajmdala jeden rozerwał kolczugę, jakby to był zwykły papier.

– Zrobię naszyjnik z twoich zębów! – wrzasnął karzeł, który w tej samej chwili postanowił zaatakować księcia-strażnika. Ten zdążył odparować cios, po czym wbił ostrze między odsłonięte oczy przeciwnika.

Nie minęła sekunda, a inny krasnal uderzył go w bok. Równocześnie następny karzeł nacierał z drugiej strony. W żadnym razie Hajmdal nie zdołałby załatwić obu jednocześnie. Nie, kiedy jeszcze nie wyciągnął klingi z ich pobratymca, a tarczą mógł zasłonić się tylko przed jednym. Pozostało uskoczyć, zostawić miecz i, dopóki nie nadarzy się okazja, walczyć bronią któregoś z poległych.

 

TRACH!

 

Tym razem Hajmdal nie był gotowy na uderzenie Mjolnirem o ziemię. Upadł na plecy. Jego głowa wylądowała w kałuży krwistego błota, zaledwie kilka cali od przewróconego drzewa. Spod pnia sterczały czyjeś stopy

Widząc, że przeciwnicy przed nim również leżą, wstał szybko, wyjął miecz z trupa i rozciął krtań następnego krasnala.

Tuż za sobą usłyszał krótki krzyk konającego. Z ciała trzeciego karła sterczała wbita włócznia. Stojący nad poległym Loki patrzył dziko płonącymi oczyma. Rozpięty płaszcz z wilczej skóry miał mokry od krwi. Cuchnął pożogą i śmiercią.

– To nie koniec, złotozęby! – warknął. Z nabitym trupem wskoczył w grupę krasnali po drugiej stronie pnia. Miotał ich poległym towarzyszem niczym młotem bojowym.

– Chodźcie, chodźcie, maluszki! – drwił z przerażonych przeciwników.

Hajmdal patrzył na tę rzeź z pewnym podziwem. Przy całej niechęci do Lokiego, nie mógł mu też odmówić biegłości w boju, porównywalnej tylko z wprawą w złośliwościach. Kiedyś już ze sobą walczyli, ale wtedy nie dali z siebie wszystkiego. Gdyby jednak jeszcze mieli stanąć w bitwie po przeciwnych stronach, byłaby to walka do ostatniego tchu.

 

*

 

Wkrótce z armii wroga ostała się jedynie połowa karłów. Trup zaścielał gęsto podnóże wzgórza. Jeśli wśród leżących znalazł się ktoś żywy, dobijały go kozły Thora.

Pot zalewał Hajmdalowi oczy, pognieciony pancerz uwierał podczas ruchu. Palce tak mu zesztywniały na rękojeści, że tylko duża siła mogła mu teraz wyrwać miecz z dłoni. Tarcza bezpowrotnie straciła swój właściwy kształt, tak samo płaszcz. Co chwila się o coś potykał.

Mimo to walczył dalej. Już nie chodziło o zdradę Hanna, czy jego popleczników. Hajmdal czuł, że z każdym kolejnym zabitym wraca do niego dawne życie. Odeszła gdzieś ospałość wynikła z długiego czuwania. Oto znów walczył u boku młodszego brata i, co najważniejsze, zwyciężali.

– LOKI! POMOCY!

Krzyk Sigyn, dobiegający ze szczytu wzgórza, zadziałał na Hajmdala, jak pianie koguta na śpiącego. W ferworze walki przestał zwracać uwagę na jej męża. Niemal zapomniał także zarówno o niej, jak i skradzionych sztucznych ogniach.

Sprawdziłby, co z wynalazkiem Hanna, gdyby w tym momencie nie nacierało na niego na raz dziesięciu karłów. Mieczem rozbroił kilku, przed pozostałymi osłonił się, ale i tak ktoś zdołał trafić go toporem, jeszcze bardziej uszkadzając pancerz. Thor rozprawiał się z tymi, którzy chcieli dołączyć do ataku.

 

tsssSSS…

 

Coraz głośniejszy syk nadchodził ze wzgórza. Hajmdal w ostatniej chwili schował głowę za tarczą.

 

BUM!

 

Huk był ogłuszający, lecz to wiele tysięcy iskier poczyniło znaczące szkody. Żyjące pod ziemią karły nie nawykły do światła mocniejszego od żaru w kuźni.

Wybuchła panika. Nikt już nie atakował Hajmdala. Tymczasem ze wzgórza nadlatywały następne pociski, budząc jeszcze większy popłoch.

Pole bitwy osnuł gęsty, siwy dym. Dla innych byłby to spory problem, ale nie dla bystrookiego księcia-strażnika. Zdezorientowane karły stanowiły obecnie łatwy cel. Biegały na oślep, wpadały na siebie, poległych towarzyszy, drzewa i do rowów powstałych od uderzeń Mjolnirem.

– Za mną, Thor!

– Prowadź, Hajm!

Trzymając się razem, bracia dobijali nieprzyjaciela. Wkrótce dołączył do nich wielki wilk. Warg szczególnie upodobał sobie zabieranie celów tuż spod ostrza miecza, by samemu je rozszarpać. Hajmdal nie zamierzał być gorszy od tego zwierzęcia.

 

4

Plan prawie doskonały

 

Pod wzgórzem w końcu zapanował spokój. 

Loki przybrał na powrót postać Asa. Jednym wdechem wciągnął cały dym, odsłaniając pobojowisko. Zmiażdżone, spalone i rozczłonkowane ciała leżały pośród połamanych drzew oraz głazów. Na jednej z wielu nowych skarp stały dwa kozły, leniwie przeżuwając kawałki zbroi.

– No, to była bitwa! – zawołał Thor.

– Dobra robota, Signy! – Loki odwrócił się w kierunku nienaruszonego szczytu wzgórza.

Otaczające polanę runy ochronne lśniły lekko w świetle księżyca. Hajmdal wcześniej ich nie zauważył, prawdopodobnie dlatego, że wiele innych rzeczy przykuło jego uwagę, a dodatkowo znaki okrywał dym. Musiały zostać naniesione jeszcze zanim tu przybył.

Zza rydwanu wychynęła dygocząca od nadmiaru przeżyć Sigyn. W ręce trzymała zgaszoną pochodnię.

– To ja d-dziękuję za ogień.

Hajmdal wodził wzrokiem od jednego do drugiego. Mimo widocznych śladów, trudno mu było uwierzyć, iż ten… mężczyzna, patrzący z dumą na małżonkę, jest tym samym, który jeszcze niedawno mordował w bojowym szale, jak dzika bestia.

– Co tak długo? – spytał Thor ze słyszalnym żalem.

Sigyn uniosła w drugiej ręce mocno zużyte krzesiwo.

– Najważniejsze, że się udało – skwitował Loki stanowczo, by stłumić dalsze pretensje.

Hajmdal uniósł brwi. Kiedy omawiali na szybko plan działania tuż przed bitwą, żaden z nich się nie zająknął o wystrzeleniu sztucznych ogni w przeciwnika. Przypomniał sobie ich wcześniejsze zachowanie i wszystko nabrało sensu.

– Od początku planowaliście zasadzkę?

– Och, oczywiście, złotozęby. – Loki posłał mu ten swój szyderczy uśmiech. – Karły w pragnieniu zemsty nie ustępują ani Asom, ani olbrzymom.

– Gdybyśmy nie zrobili postoju, doszliby do Asgardu za nami – dodał Thor.

Hajmdal nie wiedział, co powiedzieć. Był zły na nich obu, że tyle przed nim ukryli, ale nie mógł też nie pochwalić pomysłu z użyciem wynalazku Hanna do przyciągnięcia uwagi karłów. Poza tym poczucie zaniedbania obowiązków zniknęło całkowicie. Ostatecznie zrobił to, czego od niego oczekiwano – ustrzegł królestwo Asgardu przed napaścią.

Ściągnął bezużyteczny już pancerz i policzył ciała na pobojowisku.

– Kilku zdołało uciec – oznajmił.

– Gonimy ich, Hajm? – Thorowi nigdy nie brakowało ochoty na bójkę. W szarych oczach i gęstej brodzie strzelały iskry.

– Nie wydaje mi się to konieczne – odparł. – Jeśli wciąż mają siły, niech wrócą pod ziemię i powiedzą każdemu, co czeka zdrajców takich, jak Hann.

– Racja. – Thor położył mu ciężką dłoń na ramieniu. – Dobrze od czasu do czasu rozprostować nogi, nie?

– Tak – przyznał Hajmdal odwzajemniając gest.

– Tylko ciekawe, co na to powie Odyn? – zapytał złośliwie Loki. – Powinieneś pilnować bramy.

Strażnik zacisnął zęby. Ten to zawsze musi odezwać się nieproszony!

– Ej, ej! – Thor stanął pomiędzy nimi. – Myślę, że ojciec ci wybaczy, bracie, kiedy usłyszy o sztucznych ogniach i karłach. 

– A jako nauczkę na przyszłość osobiście przybije ci stopy do Bifrostu. 

– Dosyć, Loki – warknął Thor.

Widząc, jak bliski jest przeważenia szali, pajac zadrżał. Z pomocą przybyła mu żona. Sigyn, na chwiejnych nogach, powoli zeszła ze wzgórza. Bardziej niż na przerażoną i zniesmaczoną widokiem dziesiątek trupów, wyglądała na zmęczoną. Loki wziął ją pod ramię. Nawet wilgotny rękaw nie zrobił na niej szczególnego wrażenia.

– Jesteś ranny? – zapytała sennie.

– To tylko zadrapania, owieczko – powiedział uspokajająco.

Książęta także mieli jedynie powierzchowne rany. Krew na ich ciałach pochodziła głównie od karłów.

Sigyn pokiwała głową.

– Wracajmy do domu, Loki. – Ziewnęła. Mąż przeczesał długimi palcami jej włosy.

– Tak. To była długa podróż.

Jest zmienny jak pogoda – pomyślał Hajmdal.

 

5

Trzy powroty

 

Zaczęło świtać, kiedy czwórka Asów dotarła na łąki przed Bifrostem. Tutaj też ich drogi się rozeszły. 

Niczyje zapewnienia ani drwiny nie mogły przekonać Thora do przejścia po moście. Tak silne wciąż tkwiło w nim przekonanie, że pod jego ciężarem tęcza pęknie. Wolał już pójść z kozłami i załadowanym rydwanem dłuższą, okrężną drogą po gałęziach Yggdrasila.

Z kolei Loki postanowił pofrunąć do domu. W latających butach odbiegł z przysypiającą Sigyn w ramionach.

– Wio! – zawołał Hajmdal do konia. Rumak posłusznie pobiegł cwałem przez łąki na most.

Przy bramie czekał kapitan obrony murów. Widząc nadjeżdżającego syna króla Odyna, stanął na baczność.

– Melduję, panie, iż przez całą noc nikt nie próbował wejść do Asgardu – powiedział, gdy został o to poproszony.

Hajmdal dyskretnie westchnął z ulgą.

Zdawał sobie sprawę, jakie musiał na kapitanie i jego ludziach zrobić wrażenie, wracając w zniszczonym, zakrwawionym mundurze. Na wyjaśnienia przyjdzie jeszcze czas, kiedy do Asgardu dotrze Thor. W międzyczasie strażnik Bifrostu chciał wziąć gorący prysznic i zmienić ubranie. Zanim jednak i to nastąpi…

– Doskonale, dobrze się spisaliście. Jednak choć tu było spokojnie, w Midgardzie doszło do znaczącego incydentu. Na razie mogę powiedzieć tylko tyle, że jarlowie Thor i Loki wracają ze swych wypraw.

Twarz kapitana wyrażała takie zdziwienie, połączone z przerażeniem, jakby oznajmiono mu, że właśnie nadszedł ragnarok. 

– Zaraza – powiedział szeptem do towarzyszy jeden z jego podwładnych, którzy podsłuchiwali rozmowę z muru. 

Hajmdal nie miał za złe żołnierzowi poluzowania języka. Z Lokim i Thorem z powrotem w Asgardzie, warty z całą pewnością będą o wiele ciekawsze.

Koniec

Komentarze

Mitologia nordycka nie należy do moich ulubionych, jednak opowiadania z Twojego cyklu czyta się całkiem przyjemnie. Nie przepadam za opisami walki, więc potyczka bohaterów z krasnalami okazała się dla mnie najmniej ciekawym fragmentem tej historii.

Wykonanie mogłoby być lepsze.

 

wy­na­lazł wy­bu­cho­wy proch. Sama garść wy­star­czy­ła, by uszko­dzić skałę. ―> Skoro do uszkodzenia skały wystarczyła sama garść, to czemu służył wynaleziony proch? ;)

A może miało być: …wy­na­lazł wy­bu­cho­wy proch. Jedna garść wy­star­czy­ła, by uszko­dzić skałę.

 

Wy­mie­ni­li się spoj­rze­nia­mi. ―> Wy­mie­ni­li spoj­rze­nia­.

 

wy­pa­dła banda kar­łów-awan­tur­ni­ków z unie­sio­ną do góry bro­nią… ―> Masło maślane – czy mogli mieć broń uniesioną do dołu?

 

za­bi­cia jak naj­więk­szej ilo­ści kar­łów póty mieli prze­wa­gę. ―> …za­bi­cia jak naj­więk­szej liczby kar­łów, póki mieli prze­wa­gę.

 

Na oczach straż­ni­ka ko­zioł ro­ze­rwał koł­czu­gę… ―> Literówka.

 

kra­snal ude­rzył go osło­nię­ty w bok. ―> Dwa grzybki w barszczyku.

 

tar­czą mógł za­sło­nić się przed tylko jed­nym. Po­zo­sta­ło tylko usko­czyć… ―> Powtórzenie.

 

Tuż za sobą usły­szał krót­ki krzyk ago­nii. ―> Agonia krzyczała? ;)

Proponuję: Tuż za sobą usły­szał krót­ki krzyk konającego.

 

Przy całej nie­chę­ci do brata kwi Odyna… ―> Literówka.

 

Thor roz­pra­wiał się tymi, któ­rzy chcie­li do­łą­czyć do ataku. ―> Pewnie miało być: Thor roz­pra­wiał się z tymi, któ­rzy chcie­li do­łą­czyć do ataku.

 

Sigyn scho­dzi­ła po­wo­li ze wzgó­rza na chwiej­nych no­gach. ―> Czy dobrze rozumiem, że wzgórze miało chwiejne nogi? ;)

Proponuję: Sigyn, na chwiej­nych no­gach, powoli scho­dzi­ła ze wzgó­rza.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Interesująca opowiastka. Podobało mi się przemieszanie wynalazku z Asami. Imię wynalazcy też fajne.

Ruszyli z zamiarem zabicia jak największej ilości karłów póty mieli przewagę.

Póki. Póty to druga strona medalu.

brata kwi Odyna

Zmień szybko, zanim Odyn zobaczy… ;-)

Babska logika rządzi!

Reg go ubiegła. ;-)

Poprawki naniesione.

Zdaję sobie sprawę, że imiona obu karłów nie brzmią zbyt skandynawsko, ale czego się nie robi dla nawiązań?

Włączam sobie w tle ścieżkę dźwiękową w klimacie fantasy i czytam kolejną opowiastkę ze świata nordyckich mitów ;)

To była przyjemna lektura. Z całą pewnością dobrze wypadła tutaj kompozycja, co prawda jest prosta, ale poukładana i czytelna. Wstęp i zakończenie wyszły najlepiej, nadały spokojne wprowadzenie do historii oraz zamknęły opowieść w humorystycznym akcencie. Bitwa wyszła OK., chociaż traciłem przy tych fragmentach koncentrację, ale bardziej chyba przez własne rozkojarzenia.

Ostatnio jednak panował spokój, zwłaszcza odkąd Loki udał się w podróż poślubną. Kilka tygodni później, niewiele wyjaśniając, wyjechał także Thor. Bez dwóch najgłośniejszych Asów w pobliżu, Hajmdal tracił czujność i dużo rozmyślał.

Cytuję ten fragment, ponieważ zwrócił moją uwagę. Motyw z poślubną podróżą przełamuje nieco konwencje, wnosząc szczyptę oryginalności, jednocześnie wybrzmiewa naturalnie, bez zgrzytu. Udany fragment.

Nie wiem, czy w tym opowiadaniu chciałaś wpleść nieco konwencji ze steampunka. Trudno mi ocenić, jak to wyszło. Ale z całą pewnością odświeżyłaś nordyckie legendy. Jest motyw z wynalazkiem. Jest mundur Hajmdala, są saluty i żołnierska dyspozycja.

 

Niestety, nominację do BiB będę mógł dać dopiero w okolicach marca.

Dziękuję, Mersayake. ^^ Miło wiedzieć, że ma się drugi punkt do Biblioteki w kieszeni.

Jak wspomniałam w przedmowie, tutaj na chwilę obecną testuję wody, jeśli chodzi o steampunkowo-wiktoriańskie elementy. Pomysł na wprowadzenie ich do całej serii przyszedł, kiedy napisałam pierwszą wersję tego opka, jeszcze wtedy konkursowego.

Jeśli zaś chodzi o motyw z podróżą poślubną, to wynikł on z chęci wprowadzenia Sigyn. Podróż poślubna wydała mi się najmniej pogmatwanym wyjaśnieniem, dlaczego bierze udział w zasadzce na karły.

Też polecę tekst do biblioteki, bo historia jest ciekawa i jak widać po komentarzach, Ajzan napisała całość sama, wspomogłam ją tylko drobnymi uwagami. Duży plus za odwołania do mitologii nordyckiej w interesujący sposób.

Fajne są te Twoje opowieści o nordyckich bogach, przyjemnie się je czyta :)

Bardzo mi się podoba tytuł, jaki nadałaś całemu cyklowi.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Dziękuję ANDO. ^^

Dziękuję, Irko. ^^

Od początku planowałam, aby cykl skupiał się głównie na opowiadaniu nowych historii, rozgrywających się między znanymi mitami, ewentualnie opowiedzenie ich z innej perspektywy.

Lubię Twoją serie o nordyckich bogach. To coś nowego, a zarazem ciekawego.Sama ich mitologia wydaje mi się bardzo pokręcona i udziwniona, natomiast u Ciebie opowieści tworzą spójną całość.

Fajnie poprzeplatałaś różne elementy: opowieść z punktu widzenia Haimdala, życie prywatne Lokiego (oraz pokazanie jego dwojakiej natury), relacje Lokiego i Thora, wynalazek z prochem. Bitwę opisałaś dla mnie realistycznie, zwracając uwagę na takie szczegóły jak uwierający, pogięty pancerz czy reakcje organizmu na zmęczenie. Podobały mi się Twoje przerywniki w postaci efektów dźwiękowych. Urozmaicały lekturę. Idę dać klika:)

Dziękuję.^^ Jeszcze dwa i będzie biblioteka.

Wyróżnienie efektów dźwiękowych wyszło z potrzeby wskazania nagłości i siły zdarzenia bez powtarzania utartych sformułowań.

– Gdybyśmy[-,] nie zrobili postoju, doszliby do Asgardu za nami – dodał Thor.

Podobał mi się pomysł na wykorzystanie fajerwerków. W zasadzie nie za bardzo lubię sceny walki, zwykle mnie nudzą i raczej tylko skanuję je wzrokiem, ale tutaj naprawdę przyjemnie się czytało.

Fajne, podobało mi się :)

 

Przynoszę radość :)

Bardzo dziękuję za ostatniego klika, Anet. ^^ Brakowało mi go.

Cieszę się również, że opis walki przypadł Ci do gustu. Rzadko piszę takie rzeczy, bo sama czytając o bitwach potrafię się zgubić.

Nowa Fantastyka