- Opowiadanie: Anonimowy bajkoholik - Żelazna Brać

Żelazna Brać

Krótki tekst, w który przedstawiam kompanię najemników. Napisany aby sprawdzić czy oddaje klimat bandy i charakter postaci.

Oceny

Żelazna Brać

Spojrzała przez dziurkę od klucza. Nie było nic widać, po drugiej stronie panowała całkowita ciemność. Nie wiedziała czego się spodziewać. Zapukała 3 razy. Cisza. Przecież zrobiła tak jak kazali!  Czyżby ją oszukano? Może Żelazna Brać nie istnieję a ona sama została wystawiona Władzy? Te i inne pytania kłębiły się w jej głowie. W tym momencie drzwi otworzyły się. Zanim jednak zdążyła zareagować, ktoś wciągnął ją do środka. Nic nie widziała, było ciemno.

-Kim jesteś? – Po głosie poznała, że to mężczyzna. Przyparł ją do ściany i wykręcił rękę.

– Nazywam się Mei – warknęła przez zaciśnięte zęby. – Mówiono mi, że znajdę tu Żelazną Brać, potrzebuje pomocy.

– Żelazną Brać? – Postać za nią zamilkła, po czym wybuchła śmiechem – Widzę, że nie owijasz w bawełnę. Jesteś albo odważna, albo głupia. A może i to i to.

Puścił ją. Usłyszała pstryknięcie, zapaliło się światło. Stali w przedsionku, jedne drzwi od drugich dzieliło nie więcej niż dwa kroki. Nie widziała twarzy mężczyzny, nosił maskę przypominającą ryj dzika a na głowię spoczywał kaptur. Ubrania zakrywała długa, podarta szata. Zaczął ją przeszukiwać.

– Żadnej broni… ostrych przedmiotów… a już przede wszystkim… – Wyciągnął nóż schowany w jej bucie i rzucił na ziemię – zakaz realizowania głupich pomysłów. Zrozumiano?

Pokiwała twierdząco głową. Wszystko działo się tak szybko. Zanim się obejrzała światło w przedsionku znów zgasło a drugie drzwi stanęły otworem.

Znaleźli się w czymś na wzór baru. Za szynkwasem stał wysoki, czarnoskóry mężczyzna. Nie miał ręki, bynajmniej nie był jednoręczny. Miejsce ubytku zastąpił robotyczny przeszczep. Gdy weszła, polerował akurat kufle. Rzucił na nią podejrzliwe spojrzenie, nie przestawał jednak czyścić naczynia.

Obok niego siedział niewysoki brązowowłosy chłopak. Wyglądał bardzo młodo, miał może z dziewiętnaście lat. Gdy ją zauważył, odłożył drinka i zeskoczył ze stołka. Nie odzywał się, poszedł do niej i spojrzał głęboko w oczy. Jego były piękne, zielone. Patrzyła w nie jak zahipnotyzowana.

– Proszę, proszę. – Przeniósł wzrok na faceta w masce. – Kogo my tu mamy, Ko?

– Nazywam się Mei, przyszłam …

– Ty jesteś Ko? Nie? To dziękuje. – Zbył ją ręką – Swój?

Mężczyzna w masce świni kiwnął twierdząco głową.

– To świetnie, teraz twoja kolej. – Spojrzał na nią z szyderczym uśmiechem. Jej strach ustąpił wściekłości. Była czerwona na polikach. Wzięła jednak głęboki oddech i odpowiedziała spokojnie.

– Nazywam się Mei i …

– To już wiemy. Do rzeczy! – zaśmiał się. Nie wytrzymała, zacisnęła pięść i uderzyła go w twarz. No próbowała przynajmniej. Odsunął się a ona runęła na ziemię. Ko pokiwał zawiedzony głową.

– Niezła próba. – Chłopak śmiejąc się dalej wyciągnął do niej rękę. – Następnym razem tylko nie rób zamachu przez trzy dni bo nawet paralityk by tego uniknął.

Zdmuchnęła przysłaniający oczy kosmyk włosów i skorzystała z pomocnej dłoni. Otrzepała się z kurzu i spojrzała na chłopaka. Ten nadal na nią patrzył, uśmiechając się zadziornie.

– To jak, przejdziemy do rzeczy? – zapytał chłopak.

– Potrzebuje waszej pomocy w walce z Władzą – powiedziała bezpardonowo, jakby była to prośba pokroju pożyczenia szklaneczki cukru od sąsiada.

– Ho ho – odezwał się mężczyzna za szynkwasem – co za ambicję! Może od razu załatwimy samego Cesarza?

– Daj spokój Dorgam – wtrącił się młodzieniec – najpierw się przedstawimy a potem porozmawiamy o interesach. Ten zrzęda to Drogam Burgon, najlepszy sternik na świecie. Nie ma sobie równych. Umie polecieć wszystkim, czy to podniebnym okrętem czy zwykłym lataczem. Przy okazji największy pijak po tej stronie wszechświata… do wczoraj.

– Ty … – Nie zdążyła usłyszeć reszty, zapewne obelg, bo ten złapał ją pod ramię i poprowadził w głąb, do następnego pomieszczenia. Tam zastała wysokiego, prawie dwumetrowego faceta siłującego się na rękę z o wiele niżą kobietą o burgundowych włosach. Ona ich nie zauważyła, siedziała tyłem. Wielkolud natomiast stracił skupienie, dzięki czemu raptem jeden ruch wystarczył aby przegrał.

– To nie fair, rozproszyli mnie! – ryknął przeraźliwie i zerwał się z krzesła, przewracając je. Kobieta zaniosła się śmiechem . Odwróciła się na stołku i spojrzała na nich. Chwyciła za kufel i oparła się ramieniem o blat.

– Ten awanturujący się to Gord, nasze mięsnie a ta tu to…

– Lea! Sokole oko i matka dla tych dupków. – Uśmiechnęła się do niej. Wydawała się nie przejmować obecnością nieznajomej.

– Do tego największy ćpun a od wczoraj i największy pijak tutaj – dokończył Gord, Lea wzniosła kufel do góry i pokiwała twierdząco głową.

– A teraz chce rewanżu!

– Pizda nie rewanż, wygrałam uczciwie…

– Jak uczciwie! Jakby mnie nie rozproszyli to nie miałabyś szans!

Zaczęli się sprzeczać, Gord uderzył dłońmi o stół. Niechybnie doszłoby do rękoczynów gdyby sporu nie przerwał nóż lecący w ich stronę. Wbił się ostrzem w blat dokładnie między nimi. Wszyscy spojrzeli teraz w róg pomieszczenia gdzie siedział bujający się na krześle mężczyzna. Nogi miał założone na stół.

– Dlaczego się tak drzecie? Nie dacie się przespać ludziom.

– A ten tu to Zachariasz, zręczne paluszki. Otworzy każdy zamek…

Kiwnął twierdząco głową i zamknął znów oczy.

– Nie jest zbyt rozmowny – powiedziała Lea.

– Ma zamiar spać? – zapytała zdziwiona Mei.

– Nie, po prostu nie chce mu się rozmawiać – odpowiedział chłopak.

Uwagę od niego odwrócił wchodzący do pomieszczenia ubrudzony smarem mężczyzna. Miał na sobie niebieski, podziurawiony kombinezon, na dłoniach rękawice termiczne a na oczach gogle diagnostyczne. Zdjął je i przetarł twarz rękawem, rozsmarowując jeszcze bardziej maź po twarzy.

– Co to za krzyki!? Własnych myśli nie słyszę! – wrzasnął i spojrzał na nią – a to co za jedna?

– Nazywam się Mei… – Zaczęła ale pytającego najwyraźniej odpowiedź nie interesowała. Wrócił do pomieszczenia, z którego przyszedł, nie słuchając jej wyjaśnień.

– A ten milusiński to Han, nasza złota rączka. Jak dasz mu śrubokręt i kawałek drewna to zrobi ci z tego okręt powietrzny.  

– A przy tym jest cholernie przystojny – zaśmiała się Lea.– Ale nie gustuje w kobietach. Nie wiem po co się ograniczać do jednej płci – prychnęła i wzięła łyk z kufla.

– No i jestem jeszcze ja. – Schował nogę za nogę, prawą rękę położył na klatce, drugą cofnął za plecy. Zgiął się w pół i ukłonił nisko.

– Niczym szlachcic – pomyślała.

– Nazywam się Aedan, uszy i oczy tej ferajny.

– A przy tym największa gaduła i zniewieścina pośród nas. – Szydziła z niego burgundowłosa.

– Nie prawda! – Chłopak zrobił się cały czerwony na twarzy, zacisnął pięści.

– Prawda, dużo gadasz – potwierdził Gord – i masz małe bicepsy.

Siedzący w rogu Zachar zaśmiał się. Nim jednak zdążył coś dopowiedzieć wzrok wszystkich padł na wchodzącego do pomieszczenia mężczyznę, który wcześniej otworzył jej drzwi. Zdjął maskę i zawiesił na ulokowanym na haku przy wejściu.

Przeraziła się na jego widok. Nie wyglądał staro, miał góra trzydzieści lat a włosy w kolorze bieli. Jedno oko było szkarłatne, drugie szare i wypłowiałe. Po prawej stronie twarzy miał bliznę w kształcie półksiężyca. Wszyscy w pomieszczeniu spoważnieli, nikt się już nie śmiał.

– A to Ko, wspaniały taktyk. Mózg każdej operacji. I nasz szef.

Podszedł do stołu i siadł na miejscu Gorda. Wyciągnął wbity w blat nóż i zaczął nim obracać w dłoni. Wszyscy czekali w ciszy, czekając co powie. W końcu podniósł wzrok i spojrzał jej w oczy.

– A teraz mów, jak Brać może Ci pomóc.

 

Koniec

Komentarze

Anonimowy/a Autorze/ko, to nie jest opowiadanie ani szort, ale FRAGMENT, bądź więc łaskaw/a odpowiednio go otagować.

 

Niestety tekst roi się od błędów wszelakich: interpunkcja leży i kwiczy, zaimków nie pisze się dużą literą nigdzie za wyjątkiem bezpośrednich zwrotów w korespondencji (to dotyczy ostatniego zdania), zapis dialogów kuleje, liczby w tekście literackim zapisujemy słownie (pierwszy akapit), myśli powinny być zapisane inaczej niż dialogi itd.

Jest też sporo niezręcznych sformułowań, np.

-Kim jesteś? – Po głosie poznała, że to mężczyzna.

Didaskalium brzmi jak odpowiedź na pytanie, ale gdyby tak było, to mężczyzna nic by dotychczas nie powiedział, więc jest to niezgrabne.

Chwyciła za kufel i oparła ramieniem o blat.

Kufel ma ramię?

Wyciągnął wbity w blat nóż i zaczął nim obracać w dłoni.

Obracanie w dłoni sugeruje, że wbił ten nóż w czyjąś (z kontekstu wynikałoby, że własną) dłoń.

 

Czasem też mieszają się podmioty:

Zdmuchnęła przysłaniający oczy kosmyk włosów i skorzystała z pomocnej dłoni. Otrzepała się z kurzu i spojrzała na niego. Ten nadal na nią patrzył, uśmiechając się zadziornie.

Z kontekstu wynika, że spojrzała na kosmyk albo kurz, a ten odwzajemnił spojrzenie i uśmiechał się.

 

Wszyscy czekali w ciszy, czekając co powie. W końcu podniósł wzrok i spojrzał jej w oczy.

Spojrzał w oczy ciszy? Byłoby całkiem ładne w poezji ;)

 

Co do treści – jest to infodump, w którym przedstawiasz kolejnych członków jakiejś bandy (a raczej oni, zgodnie z zapowiedzią w tekście, sami się przedstawiają), o której poza tym nic nie wiemy. Podobnie jak o bohaterce. Podobnie jak o fabule. Ponieważ jest to fragment. I to mały fragment. Na to, żeby zainteresował, musiałby być napisany rewelacyjnie, a nie jest. Postacie nawet nie mają zindywidualizowanego języka, mówią wszyscy tak samo, w zasadzie poprawną, przeciętną polszczyzną. (Plusa masz u mnie osobiście za to, że przynajmniej nie rzucają wulgaryzmami co drugie słowo, bo to jest zieeeeeeeeeew). Nie mam pojęcia, jak sprawdziłby się w większej całości. Niemniej jedno mogę powiedzieć: zdecydowanie wolałabym, żeby w takiej większej całości postacie były przedstawione za pomocą charakterystyki pośredniej, w akcji, w działaniu, poprzez niby mimochodem rzucane uwagi narratora i innych bohaterów (zasada show, don’t tell). Taki przegląd inwentarza, jaki zaprezentowałeś/aś, to zazwyczaj zły pomysł, wygląda nienaturalnie i fabularnie może mieć sens wyłącznie w przypadku, kiedy bohaterka musiałaby sama dobrać drużynę. Niemniej narracyjnie to wciąż będzie słabe.

 

Ale nie poddawaj się, pisz. Sugerowałabym konkretnie napisanie krótkiego skończonego opowiadania i zaprezentowanie go tutaj, bo fragmenty nie cieszą się powodzeniem.

 

PS. Jeżeli to fantasyland, a nie postapo (Cesarz?), to “nie fair”, “ćpun” i parę innych niekoniecznie pasują,ale trudno określić, co to za realia, bo… fragment.

Nie wiedział czego się spodziewać. – tymczasowa zmiana płci bohaterki?

 

Zanim jednak zdążyła zareagować ktoś wciągnął ją do środka. – brakuje przecinka przed “ktoś”.

 

Nic nie widziała, było ciemno. – to samo zostało wspomniane na początku akapitu. 

 

Według mnie pierwszy akapit można by było podzielić na przynajmniej dwa.

 

-Kim jesteś? – Po głosie poznała, że to mężczyzna. – Może “– Kim jesteś? – W takim mroku jedynie po głosie poznała, że to mężczyzna.”?

 

– Nazywam się Mei – warknęła przez zaciśnięte zęby – mówiono mi, że znajdę tu Żelazną Brać, potrzebuje pomocy. – ponieważ mówi to inna osoba, powinno być w nowym akapicie. Poza tym druga część tej wypowiedzi jest do poprawy:

– Nazywam się Mei – warknęła przez zaciśnięte zęby. – Mówiono mi, że znajdę tu Żelazną Brać. Potrzebuje pomocy.”

 

– Żelazną Brać? – Postać za nią zamilkła po czym wybuchła śmiechem – Widzę, że nie owijasz w bawełnę. Jesteś albo odważna, albo głupia. A może i to i to.

“– Żelazną Brać? – Postać za nią zamilkła, po czym wybuchła śmiechem. – Widzę, że nie owijasz w bawełnę. Jesteś albo odważna, albo głupia. A może i to i to.”

 

– Żadnej broni… ostrych przedmiotów… a już przede wszystkim… – Wyciągnął nóż schowany w jej bucie i rzucił na ziemię – zakaz realizowania głupich pomysłów. Zrozumiano?

“– Żadnej broni… ostrych przedmiotów… a już przede wszystkim… – Wyciągnął nóż schowany w jej bucie i rzucił na ziemię. – Zakaz realizowania głupich pomysłów. Zrozumiano?”

 

Gdy weszła polerował akurat kufle. – brakuje przecinka przed “polerował”.

 

Obok niego siedział niewysoki brązowowłosy chłopak. – Czy informacje o kolorze włosów chłopaka jest w tym momencie aż tak istotna? Jeśli tak, to może warto zastąpić “brązowowłosego chłopaka” szatynem?

 

Gdy ją zauważył odłożył drinka i zeskoczył ze stołka. – brak przecinka między czasownikami.

 

– Kogo my tu mamy Ko? – brak przecinka przed imieniem.

 

Następnym razem tylko nie rób zamachu przez trzy dni bo nawet paralityk by tego uniknął. – Jaki jest sens tego zdania?

 

Tylko tyle wypisałam, bo potem odpadłam. Cały tekst roi się od błędów. Może warto by było skupić się i na tym, bo nawet najlepszy klimat nie odwróci uwagi od brakujących przecinków, małych liter na początku zdań i powtórzeń.

Jak zauważyłam drakaina, to zaledwie fragment. Wstęp do czegoś większego, do tego przesycony informacjami.

Opisane wydarzenia wydają mi się mało prawdopodobne. Dlaczego Brać pozwoliła wejść obcej dziewczynie do swojej bazy i tak chętnie mówią jej o sobie?

Zostało przedstawione dużo postaci, ale tak naprawdę wybijają się tylko Ko, Mei i Aedan. Ten pierwszy wydaje się najbardziej interesujący. 

O dziewczynie i chłopaku mogę powiedzieć tyle, że ich przeznaczeniem jest zostać parą, zaczynającą według schematu “kto się czubi, ten się lubi”. To typowi bohaterowie opek.

Błędy interpunkcyjne oraz gramatyczne zostały już chyba nakreślone więc nie będę powtarzał. Natomiast uderzyło mi że mimo trzymania bractwa w tajemnicy (wskazuje na to ukrycie siedziby i przeszukanie) tak chętnie o sobie mówią, przedstawiają się i pokazują swoje funkcję czy pełnione zadania. Podczas całej lektury myślałem nad światem w jakim zostało to osadzone i najbardziej pasujący (według mnie) po tych szczątkowych opisach to taki jak w “Planeta skarbów”. Za dużo postaci na raz przy jednoczesnym odrealnieniu(?) zachowań. Postacie zachowują się po prostu niezbyt realistycznie.

PS. Pełna zgoda z po/przedmówcami, że sytuacja jest nierealistyczna.

Mnie najbardziej swoją nierealnością uderzyła (sic!) scena, gdy Mei atakuje Aedana.

Nie miał ręki, bynajmniej nie był jednoręczny

brakuje tu ale po przecinku.

 

siłującego się na rękę z o wiele niżą kobietą o burgundowych włosach

niższa

Odpowiadam na pytanie autora – nie udało się. Banda wygląda jak towarzystwo rechoczących idiotów do których przychodzi równie głupia i nieadekwatna bohaterka.

Sam pomysł przedstawiania wszystkich członków w jednej scenie jest niefortunny. Informacji jest za dużo i za mało jednocześnie. Czytelnik mało co z tego wyniesie, a co wyniesie – wnet zapomni. Lepiej by to wyglądało, gdyby poszczególni specjaliści wypowiadali się w trakcie omawiania interesu, o którym we fragmencie nic nie ma.

Z logika mamy problem. Jeśli to najemnicy – to są przedsiębiorcy. Do nich się przychodzi w interesach. Nie będą pomagać bezinteresownie, zwłaszcza przeciwko władzy. A tu zjawia się jakaś narwana cizia i na dzień dobry oświadcza, że potrzebuje “pomocy przeciwko Władzy”. Powinni ją wywalić na zbity pysk, a jeszcze lepiej zabić. Z bandytami to samo. Ani jedni, ani drudzy nie rozmawialiby nie wiadomo z kim. Dziewczynę mysi ktoś polecić, albo przyprowadzić. Ewentualnie może trafić do ich meliny przypadkowo, i dopiero w praniu wyjdzie, że ma sprawę, która ich zainteresuje.

Nowa Fantastyka