- Opowiadanie: ExperymentatorWielki - Byle dalej

Byle dalej

Moje pierwsze opowiadanie. Jako że wczoraj zamieściłem tu też swoje opowiadanie, chciałem uspokoić że spamu nie będzie  i mam nadzieję jeszcze nie ma :)

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Byle dalej

Ponoć to królewska choroba, ale nie rozumieją jej ani królowie, ani ich kochanki, ani nawet ich poddani. Chorował na chorobę, której nie rozumieli też ludzie wykształceni, ani ci wykształceni trochę mniej. Chorował na chorobę, która zostanie z nim aż do śmierci. Nie jest jedyny, i nie jest ustami świata. Mógł mówić za siebie, mógł przypuszczać za innych, marzyć za wszystkich. Nie wiedział co czują tacy jak on, ale wiedział, że jest w jego duszy dziura, której nie da się zacerować żadnymi nićmi.

 

Zaczęło się od pewnej przeprowadzki; mógł nigdy nie opuszczać tamtego miejsca, jednak nikt nie pytał go o zdanie. Wszystko działo się tak szybko, że nie tylko nic nie zdążył ze sobą zabrać, ale nawet zaprotestować. Jego nowe mieszkanie było trochę większe, jednak mniej przytulne. Pod pewnymi warunkami mógł to zaakceptować, i zostały one doskonale spełnione. Na początku mało się odzywał, w zasadzie tylko pił i jadł. Był trochę nieokrzesany i zajęło też trochę czasu zanim wyszedł na ludzi. 

 

Wkrótce jednak zaczął do nich wychodzić. Trafił do przedszkola, a tam omawiano

 trapiące świat problemy, albo to znowu wznoszono wielkie budowle, choć on wznosił zamki z klocków w innych kolorach niż jego koledzy. Budziło to ich sprzeciw, a jego lęk, że nigdy nie zostanie wielkim inżynierem. Gryzł paznokcie, łamał ołówki, wszystko nadaremne. Mosty które wznosił, waliły się pod byle ciężarem. Tak miało pozostać do dzisiaj.

 

Ludzka dłoń posiada pięć palców, można je porachować, aby przekonać się że nie jest to kłamstwo. Kiedy je zaciśniemy, otrzymamy pięść, zupełnie za darmo. Takimi pięściami boksował się ze swoją naturą. Okładał ją mocno raz za razem, ale to nic nie dawało, jak zmięta kartka odstawał od reszty książki. Choć czuł, że ma potencjał, by jednoczyć narody, nie potrafił dogadać się sam ze sobą. To bolało. Był poważnie chory, i bał się wyleczyć, bo nie wiedział co jest po drugiej stronie. Choć pokusa była silna, coś nie pozwalało mu tego zrobić. Miał pistolet, ale na wodę, i gilotynę – do cięcia psychotropów. Jego młodzieńcze życie przepełnione było nihilizmem. Niewiara w cokolwiek sprawiała że nie widział sensu czegokolwiek. Światło dnia nie potrafiło przecisnąć się do jego myśli, gdyż w murze który je otaczał nie było szpar. Była tylko fosa z alkoholu i chmury papierosowego dymu, w którym goście jego pokoju – mrocznej fortecy – tracili zmysły. Na szczęście było ich niewielu, a z czasem coraz mniej. Mijał w zwolnionym tempie, obserwując upadek, który ciągnął się w nieskończoność. Upadał znacznie wolniej niż upada słońce każdego wieczoru, i nie podnosił się, tak jak ono każdego wschodu. Mijała jego młodość. Za każdym razem kiedy wypijał alkohol, widział dno szklanki, a na tym dnie siebie, dryfującego na szkle, wołającego o pomoc, machającego bezradnie rękoma. Noc zaszła go od tyłu, i oskrzydliła swoją ciemnością.

 

Trafił w tamtym czasie na podobnych sobie wyrzutków. A każdy z nich nosił na twarzy maskę, a każda maska mocno trzymała się twarzy. I było w tym coś romantycznego, i było w tym coś magicznego. Ludzie schodzili im z drogi, po której szli chwiejnym krokiem. Miotali spojrzeniami pioruny, bo burze grzmiały w nich mocno i wyraziście. Potem rozbijali obóz przy przydrożnych ławkach, i każdy wykrzykiwał brzydkie słowo, żeby każdy wiedział z kim ma do czynienia. Na ich głowach rosły ich włosy, ręce trzymały się blisko ciała, gotowe do walki. A czasem tacy jak oni trafiali na takich jak oni, wtedy wieczorem nad miastem unosiła się łuna. Każdy z nich miał w oku jedną łzę, która spływała po poliku na myśl o otaczającym ich pięknie, które nie było dla nich. Kiedy uciekali przed policją, ich kroki nie kończyły się tam gdzie możliwości stopy, ale wybiegały znacznie dalej, poza zasięg radiowozów. Potem zasypiali w łóżkach, które słały ich matki, i jedli jedzenie, na które one zapracowały. Spali snem spokojnym, bo nie mieli nic na sumieniu. Poranek zaczynał się po południu, śniadanie od butelki piwa , a poranna gazeta od próśb i gróźb rodziców. To był jego prywatny stracony raj, w którym siedział na gałęzi drzewa zrywając tuzinami jabłka. Ewa miała dopiero nadejść. Bóg stał przy nim cały czas.

 

Inni. Byli też inni. I nie mam tu na myśli innych chorych na umyśle, ale tych innych zupełnie zdrowych. Wszyscy oni mieli w ustach języki, czerwone i napuchnięte, dobrze naślinione i wprawne, którymi pytlowali bez przerwy, siejąc prawdę i fakty na jego temat, opowiadając między sobą zdarzenia które zaistniały i historie mające odzwierciedlenie w rzeczywistości. To było straszne, i nie, nie dla niego, ale dla jego matki. Ilekroć dowiadywała się, że rozbił komuś nos, dostawała kataru, a kiedy docierały do niej słuchy, że kogoś okradł, zaglądała do portfela, żeby przekonać się, że brakuje tam pieniędzy. Moja biedna, biedna matka, mawia teraz i kiedy myśli o tych czasach, serce mu się kraje.

 

A kobiety? Istniały równorzędnie, chodziły ulicami, poprawiały swoje zielone i niebieskie sukienki,zajęte rozczesywaniem włosów, i nie patrzyły. Nie patrzyły w jego stronę. A jego na myśl o nich paraliżował strach, nogi stawały się miękkie, a słowa, z których układaniem nigdy nie miał problemów, więzły w gardle. Jednak, co oczywiste, czuł potrzebę obcowania z nimi. I wtedy do Polski dotarł internet. Przyszedł zza wielkiej wody, jego mały skarb, jego oczko w głowie, wynalazek potrafiący zmienić owcę w smoka, a kamień unieść na skrzydłach powyżej poziomu chmur.

 

Rozmawiając przez sieć był czystą świadomością, ciało zostawiał przyklejone do komputera, jego jaźń, niczym nieskrępowana, odgadywała myśli i pragnienia dziewczyn w mig. Był zaskoczony bystrością swojego umysłu, uwodził i dawał się uwodzić, zrozumiał też kilka rzeczy. Po pierwsze nie ma przeciętnych kobiet, są tylko przeciętni faceci. Po drugie, podczas kiedy faceci chcą od kobiet jednej rzeczy,z której kobiety doskonale zdają sobie sprawę, a której na ogół nie chce facetom dać, kobiety chcą od facetów wielu rzeczy naraz, i faceci chcieliby im to dać, tylko nie wiedzą co to jest. Dowcip polegał również na tym, że kobiety same nie wiedzą co to jest, one po prostu pragną magii, a faceci to racjonaliści, rzekłby nawet inkwizytorzy. Wyobraźnię kobiety należy pobudzić, i stopniowo podkręcać płomyk pod słowami. Kobiety niezwykle są wyczulone na banał i schemat, a także wszelkie przejawy lizusostwa w stosunku do swoich osób. Faceci natomiast jako prostsze stworzenia, mówią to co widzą, więc kiedy widzą piękną kobietę, po prostu im o tym mówią. Jego podbojom dopomógł też czysty przypadek, jako że kobiety chcą podwójnie tego czego mieć nie mogą, a on ze względu na swoją tchórzliwość w świecie rzeczywistym przed nimi, nie chciał umawiać się poza czatem, kiedy to faceci bili się o taką możliwość.

 

W domu w tym czasie atmosfera się zaogniała. Matka miała do niego pretensje o wszystko, o to że nie bierze leków, o to że pije, o to że nic nie robi ze swoim życiem. Ale co on mógł zrobić, kiedy ból istnienia był tak silny. Kiedy czuł bezsilność, wsiadał do autobusu byle jakiego, i jechał do bylekąd, byle dalej.

 

A kiedy wsiadał do autobusu, ludzie bili brawo, “jak dobrze że jesteś” mówili, i ściskali go za szyję, a kierowca ustawiał kierownicę na autopilota, wychodził mu naprzeciw i uśmiechał się szczerze, pokazując wielkie, białe zęby. Wyciągał dłoń tak wielką, jak grabie, szeroką jak trzepak do dywanów, i seplenił “synu, w tym autobusie jest twój drugi dom”. 

 

A potem otworzył oczy, i ujrzał widok inny, tłum małp czepiających się lian zwisających z dachu autobusu, bujających się w rytm turkotu kół, zagryzających bananami monotonię czekania, usłyszał ich małpi śmiech i wcisnął mocniej słuchawki do uszu. Wtem poczuł, jak sam zostaje wciśnięty w ziemię. Kiedy odzyskał orientację, ujrzał jak z podłogi tuż obok podnosi się kobieta. Sam też stanął, choć z wielkim trudem. Spojrzał z wyrzutem na ową kobietę, a wtedy ona poprawiła okulary na jego nosie.

 

 – A teraz czuje się pan trochę lepiej? – spytała.

 – Może troszeczkę, jakby zmarłemu ożył paznokieć.

– A teraz? – Strzepnęła kurz z jego koszuli.

– Jakby pracownik fabryki odnalazł swoją rękę.

 

Spojrzał jej jednak głęboko w oczy, i poczuł jak jego organizm produkuje feromony, i siłą woli wpychał je jej do nosa. To był moment, kiedy zapragnął nie przestawać patrzeć w te oczy.

 

 – Wiem już, jak wbija pani kolano pod żebro, ale – Wyciągnął do niej rękę . – Jeszcze nie znam dotyku pani dłoni.

 – Skąd u pana taka nagła zmiana?

 – Ten kurz na kołnierzu naprawdę musiał mi przeszkadzać. Pani mnie wybawiła. 

 – No ale przecież wpadłam na pana i… i poturbowałam.

 – To też trzeba będzie powtórzyć w odpowiednim czasie – Uśmiechnął się – Może jedynie bez poturbowania.

 

Miasto słysząc te słowa zarumieniło się na polikach, ulice zaczęły na siebie wpadać, a przydrożne latarnie rozeszły się do domów. Małpy w autobusie zrobiły małpie miny. I było ciepło między ich słowami, tak że mogli się ogrzewać kolejnymi zdaniami, a była to zima, grudzień, poniedziałek, godzina piętnasta z minutami, sekund kilkanaście. 

 

Od tej pory każda pora była porą dobrą na tę właśnie porę, kiedy on i ona, kiedy ona i on, kiedy oplatał ją jak babie lato twarz rozmarzonej dziewczyny, kiedy ona poddawała mu się, jak cały pluton pięcioletniemu bohaterowi, i szli, szli i spacerowali, spacerowali i szli, bez końca, a że była zima, grudzień, całą wieczność, sekund kilkanaście, na śniegu za nimi widniał tylko jeden ślad stóp, i domyślcie się, co to może oznaczać.

 

Koniec

Komentarze

Natknęłam się na wiele błędów, między innymi: spacje przed przecinkami, słowa niepotrzebnie napisane wielką literą, zapis myśli. "Chodź czuł, że ma potencjał, by jednoczyć narody, nie potrafił dogadać się sam ze sobą." <– raczej "CHOĆ" " – No ale przecież wpadłam pana i.. i poturbowałam." <– brakuje "na" "Kobiety niezwykle są wyczulony na banał(…)" <– wyczulonE. Mieszane mam odczucia. Domyślam się, że powtórzenia były celowe, jednakowoż ich ogrom jest przytłaczajacy i po pewnym czasie bolesny. Pierwsze zdanie ostatniego akapitu zabolało mnie najbardziej ;D A co do fabuły, akcji, hmmm nie ma jej za wiele i wielce poruszająca nie jest, ale tak już jest z pierwszymi w życiu opowiadaniami, następne będą tylko lepsze ;)

Rozumiem :) Błędy poprawione, ale będę się upierał przy jednym – tytuł jest bardzo spoko :)

Ja w tym opowiadaniu chciałem postawić na poetyckość, no ale widać nie wyszło ;)

 

Dziękuję za przeczytanie i komentarz,

 

Pozdrawiam gorąco ;)

Obawiam się, ExperymentatorzeWielki, że nie bardzo wiem, co miałeś nadzieję opowiedzieć. Wspomniana w tekście gilotynka do cięcia psychotropów sugeruje, że opisujesz koleje losu osobnika przyjmującego takie leki, ale czynisz to w sposób dość szczególny, podrzucając scenki, których jakoś nie potrafię złożyć w sensowną całość – no ale też nigdy nie zmagałam się z dolegliwościami, których doświadcza bohater.

W opowiadaniu nie dostrzegłam fantastyki – wizje chorego człowieka, choćby najbardziej fantastyczne, moim zdaniem fantastyką nie są. Poetyckości, o której wspominasz w komentarzu, także nie zauważyłam.

Wykonanie pozostawia bardzo wiele do życzenia. Jest wręcz niechlujne – zastanawiam się, ExperymentatorzeWielki, czy przed opublikowaniem choć raz przeczytałeś swoje dzieło.

 

Ponoć to Kró­lew­ska cho­ro­ba… ―> Dlaczego wielka litera?

 

ale nie ro­zu­mie­ją jej ani kró­lo­wie, Ani ich ko­chan­ki… ―> Co tu robi wielka litera?

 

Tra­fił do przed­szko­la, a tam oma­wia­no

 tra­pią­ce świat pro­ble­my… ―> Zbędny enter.

 

Ludz­ka dłoń po­sia­da pięć pal­ców , można… –> Zbędna spacja przed przecinkiem.

 

a na tym dnie sie­bie, dry­fu­ją­ce go na szkle… –> Zbędna spacja.

 

szli chwiej­nym kro­kiem. mio­ta­li spoj­rze­nia­mi pio­ru­ny… –> Postawiwszy kropkę, kolejne zdanie rozpoczynamy wielką literą.

 

Na ich gło­wach rosły ich włosy… –> Brzmi to fatalnie.

 

A cza­sem Tacy jak oni tra­fia­li… –> Dlaczego wielka litera?

 

czer­wo­ne i na­puch­nię­te,do­brze na­śli­nio­ne… –> Brak spacji po przecinku. Ten błąd pojawia się także w dalszej części tekstu.

 

hi­sto­rię ma­ją­ce od­zwier­cie­dle­nie w rze­czy­wi­sto­ści. –> Literówka.

 

I wtedy do Pol­ski do­tarł in­ter­net,Przy­szedł… –> Zamiast przecinka powinna być kropka, a po niej spacja.

 

a któ­rej na na ogół nie chcę fa­ce­tom dać… –> Dwa grzybki w barszczyku. Literówka.

 

po pro­stu im o tym mówią . –> Zbędna spacja przed kropką.

 

on ze wzglę­du na swoją tchórz­li­wość w świe­cie rze­czy­wi­stym przed nimi, nie chciał uma­wiać się z nimi poza cza­tem, kiedy to inni fa­ce­ci… –> Nadmiar zaimków.

 

Kiedy czuł bez­sil­ność, wsia­dał do au­to­bu­su byle ja­kie­go, i je­cha­łem do by­le­kąd, byle dalej. –> Dlaczego nagle pierwsza osoba?

 

A kiedy wsia­dał do au­to­bu­su, Lu­dzie bili brawo… –> Dlaczego wielka liter?

 

a kie­row­ca usta­wiał kie­row­ni­cę na au­to­pi­lo­ta, wy­cho­dził na­prze­ciw niego… –> …a kie­row­ca usta­wiał kie­row­ni­cę na au­to­pi­lo­ta, wy­cho­dził mu naprzeciw

 

tłum małp cze­pia­ją­cy się lian… –> …tłum małp cze­pia­ją­cych się lian

 

Sam też sta­nął na nogi, choć z wiel­kim tru­dem. –> Czy mógł stanąć inaczej, nie na nogi? I proszę mi nie mówić, że mógł stanąć na rękach.

A może wystarczy: Sam też wstał, choć z wiel­kim tru­dem.

 

–A teraz Czuję się pan tro­chę le­piej? – spy­ta­ła. –> Brak spacji po półpauzie rozpoczynjącej wypowiedź. Literówka. Dlaczego wielka litera?

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi: http://www.forum.artefakty.pl/page/zapis-dialogow

 

– Może tro­szecz­kę, jakby zmar­łe­mu ożył pa­zno­kieć –> Brak kropki na końcu wypowiedzi.

 

– No ale prze­cież wpa­dłam na pana i.. i po­tur­bo­wa­łam. –> – No ale prze­cież wpa­dłam na pana i i po­tur­bo­wa­łam.

Wielokropek ma zawsze trzy kropki.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Uwierz, nie widziałem tego, teraz mi wstyd ;) idę poprawiać.

 

Dużo pracy przede mną,

 

Dzięki za czytanie i poprawienie,

 

Pzdr

Wierzę, Experymentatorze, bo ponoć łatwiej dostrzec źdźbło w oku bliźniego, niż belkę we własnym. Usterki we własnym opowiadaniu też nie jest łatwo zauważyć, dlatego zaleca się, aby po napisaniu odłożyć tekst na jakiś tydzień, dwa, albo i trzy, i po tym czasie przeczytać go ponownie. Dostrzeżesz wtedy to, co umknęło podczas pierwszej lektury. Wskazane jest także, aby tę operację powtórzyć.

Jeśli czas nagli, może pomóc zmiana czcionki – masz wtedy wrażenie, że czytasz nie swoje opowiadanie, a lekturze poświęcasz więcej uwagi.

Budujące jest to, że dostrzegasz ogrom pracy przed sobą.

A jeśli udało mi się w czymś pomóc, to bardzo się cieszę. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Pewnie, właśnie zacząłem poprawiać błędy, dobrze że komuś się chciało mi to ukazać :)

 

Pozdrawiam raz jeszcze!

Bardzo dziękuję i życzę powodzenia w przyszłych pracach twórczych. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ciężkie to. Ciężkie w sensie – prawie odpadłam. Wybacz, Experymentatorze, ale twoje opowiadanie to jeden wielki bełkot. Z powodzeniem mógłbyś skreślić pierwsze 2/3 tekstu. Niestety nie widzę tu poetyckości, a po prostu lanie wody. Albo jestem zbyt płytka, żeby to dostrzec. Mimo wszystko, jeśli chcesz zyskać czytelników, spróbuj napisać coś normalnego ;)

To tylko moja opinia, jakby co. Nie zrażaj się. 

Mnie się podobało :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka