- Opowiadanie: aKuba139 - Wigilia okopowa

Wigilia okopowa

Drodzy czytelnicy proszę was o konstruktywną opinię gdyż jestem początkujący i chcę wiedzieć na czym się skupić. Miłego odbioru.

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Wigilia okopowa

– Gdzie to pierdolone braterstwo! – krzyknąłem na Joego, z którym trzymałem straż. – Gdzie ta jebana przygoda i męstwo, które obiecywano. Głód, mróz, wszy i flaki moich kamratów walające się na ziemi niczyjej, a nie kurewskie medale. Tak wygląda bohaterstwo?

– Uspokój się! Walczymy za naszą ojczyznę, bronimy jej, ona przecież jest najważniejsza.

– Gdzie jest ta nasza ojczyzna? Jesteśmy za morzem – Pokazałem mu przyprószoną śniegiem ziemię wokół nas, gdzie nie było widać nic oprócz okopów, drutu kolczastego i lejów po ostrzale artylerii. Tak wygląda nasza ojczyzna? To jest obca ziemia! Gdyby dwóch pajaców na jakimś spotkaniu nie podało sobie rąk i nie złożyło podpisu o sojusz, nie byłoby tutaj nikogo z nas – Wskazałem na śpiących niespojonym snem towarzyszy broni leżących gdzie popadnie, czy przysypiających na warcie – ani nikogo z nich– Tu wskazałem kciukiem za siebie, gdzie rozciągały się niemieckie okopy. – Ile żywotów jest warty tusz na papierze, którego nigdy nie widziałeś? Ile łez wylanych przez matki jest wart metr ziemi niczyjej? Ile ludzkich istnień warty jest jeden medal?

Nie odezwał się, długo milczał wpatrując się we mnie wzrokiem, jakby stał przed nim zdrajca narodu, a nie młody chłopak głodujący wraz z nim w tym zawszonym okopie już trzeci dzień.

Wreszcie przyszła po nas zmiana i cała reszta oddziału wstała.

Spod ciężkich powiek, skulony, obserwowałem padający z góry śnieg. W tym głębokim na niespełna dwa metry i szerokim na półtora rowie, który od kilku miesięcy był całym moim światem tęskniłem za rodziną. Tęskniłem za ciepłem kominka i kromką chleba dziennie. Nie chciałem już spać w butach lecz się wykąpać i umyć z błota, które zdążyło już chyba do mnie przyrosnąć. Było niesłychanie zimno i tylko kąsające wiecznie wszy oraz pchły przypominały, że dana część ciała jeszcze nie odmarzła. Gdy zamknąłem oczy wtulony w karabin by choć chwilę odsapnąć, podniosła się wrzawa. Wołali kolejnych ludzi z mojej drużyny. To nie wróżyło nic dobrego. Padło wreszcie i moje nazwisko.

– Smith! Do dowódcy.

Pełen najgorszych obaw, szybko się przeżegnałem i udałem we wskazane miejsce. Wbrew wszystkiemu niespodzianka była miła, dostałem dwie konserwy i pozwolili napełnić manierkę.

– Miłej Wigilii szeregowy – usłyszałem na odchodne.

Wtedy do mnie dotarło. Faktycznie, dzisiaj już był dwudziesty czwarty grudnia. Szczerze mówiąc nie mogłem wymarzyć sobie lepszego prezentu niż napchanie żołądka, nie licząc zakończenia tej pierdolonej wojny oczywiście. Wracając na stanowisko usłyszałem coś niepokojącego. Język niemiecki. Spytałem kogoś obok mnie czy słyszy to samo, czy to ja mam omamy. Przyłożył palec do ust na znak bym zachowywał się cicho. Wsłuchał się, po chwili uśmiechną się i powiedział.

– Kolędy, Szwaby śpiewają kolędy.

Przyjąłem to za dobrą monetę i idealny moment. Podniosłem ręce ponad linie okopu. Żołnierz stojący obok mnie oniemiał widząc ten gest. Nie słysząc strzałów wyszedłem z okupu. Ktoś złapał mnie za nogawkę próbując wciągnąć z powrotem.

– Oszalałeś!? – krzykną za mną.

– Możliwe – odparłem drwiąco wyrywając się z jego uścisku.

Szybko wyjąłem z kieszeni niegdyś białą szmatę, teraz była brudna, postrzępiona i uniosłem ją wysoko nad głowę idąc w stronę niemieckich pozycji. Mimo, iż nie rozumiałem słów słyszałem coraz głośniej ich głosy. W pewnym momencie nagle się urwały i rozległ się krzyk.

– Halt!

Zatrzymałem się i odpowiedziałem jak potrafiłem najlepiej, potrząsając szmatą trzymaną w dłoni.

– Nicht schießen.

– Was?

– Nicht schießen – odpowiedziałem trochę głośniej starając się by mnie usłyszeli.

Zapanowało poruszenie. Widziałem dziesiątki luf skierowane w moja stronę. Jakiś Niemiec, który ewidentnie nie był ochotnikiem, został wyrzucony z okopu w moją stronę. Bał się podejść. Zachęciłem go przyjaznym ruchem, a ten wskazał na mnie. Przez chwilę nie wiedziałem o co mu chodzi. Dopiero po kilku sekundach się zorientowałem. Bardzo powoli trzymając lufę w przeciwną stronę zdjąłem karabin z ramienia i rzuciłem przed siebie. Nie uczynił tego samego lecz podszedł. Nadal się bał widziałem to w jego oczach. Zapytał o coś starając się brzmieć dumnie. Nie zrozumiałem go, a on mnie. Pokazałem mu wiec konserwę trzymaną przeze mnie w dłoni i uniwersalny znak jedzenia. Spojrzał podejrzliwie. Otworzyłem więc ją, wziąłem kawałek i zjadłem na jego oczach. Wtedy chętnie przyjął resztę. Gdy miał już odchodzić zreflektował się, wyciągną piersiówkę i wręczył mi ją z uśmiechem upiwszy wcześniej mały łyk. On wrócił do okopu, a lufy były wciąż we mnie wycelowane. Wyskoczył natomiast ktoś inny. Podbiegł do mnie szybko i pokazał na swój pasek. Stary i zniszczony a następnie na mój. Uśmiechnąłem się zdjąłem go i się wymieniliśmy, dostałem od niego trochę sucharów.

Chciałem wracać, gdy wyczułem za sobą ruch. To jeden z moich podchodził z pustym plecakiem niesionym w ręku. Niedługo trzeba było czekać na chętnego do targowania się Niemca. Zaraz po nim przyszło jeszcze kilku naszych, a i Szwaby wylazły z okopów. Handel na ziemi niczyjej zaczną kwitnąć. Niedługo potem ustawiliśmy nawet bramki z plecaków, a za piłkę posłużył nam zwój gałganów. Po meczu piłki nożnej zjedliśmy razem dzieląc się wszystkim co mieliśmy, a o zmroku rozeszliśmy się z uśmiechami na twarzach. Wracałem do swoich okopów na stanowisko. Powstrzymał mnie rząd luf wymierzonych w moją stronę. Usłyszałem jeszcze tylko "Uznaje was winnym zdrady stanu", a ostatnie co pamiętam to dym z lufy Joego. Później nie było już nic oprócz błogiego ciepła rozlewającego się od serca na całe ciało. Wtedy pomyślałem, że dostałem swój wymarzony prezent na Gwiazdkę, koniec wojny, bo dla mnie wojna się skończyła.

 

Koniec

Komentarze

aKubo – nie wiem, od czego zacząć “konstruktywną opinię”, bo w zasadzie wszystko jest niezbyt dobrze.

 

Z początku wydawało mi się, że wykorzystujesz słynny epizod “rozejmu bożonarodzeniowego” pod Ypres w 1914 roku, po drugiej lekturze już nie byłam taka pewna, choć nieliczne realia wojny wskazywałyby na I światową, a nie II. No i skojarzenie się narzuca. Skądinąd parę dni temu na świąteczny konkurs wpadł tekst o tym właśnie epizodzie. Też taki sobie, ale jednak lepszy.

 

Przede wszystkim nie bardzo wiem, dlaczego Twój tekst trafił na portal z fantastyką w tytule, bo fantastyki to się tu nie dopatrzyłam. Ot, jest scenka z wojny, trochę nie wiadomo, której, choć, jak wspomniałam, okopy i czas akcji (masz nawet Brytyjczyków i Niemców, co się zgadza, choć pod Ypres byli też inni) wskazują na I światową. Niestety nic poza tym.

Potem jednak doszłam do wniosku, że to chyba inna opowieść – i może gdybyś ją umieścił w jakichś realiach fantastycznych, sam pomysł – i najlepsze w całym tekście ostatnie zdanie – byłby w stanie się obronić. Tu skojarzenia historyczne są zbyt mocne, we mnie za pierwszym podejściem wzbudziły wręcz poczucie niesmaku, bo jakkolwiek w tym 1914 dowództwo miało pewne problemy z rozejmem, po części z powodu problemów na łączach, to do takich sytuacji jednak nie dochodziło.

Uważam też, że absolutnie niepotrzebnie przeładowujesz tekst, zwłaszcza na początku, wulgaryzmami. Brzmią współcześnie, nienaturalnie (warto poszukać, jak dawniej przeklinano) – rozumiem, że chciałeś mieć język “koszarowy”, ale to naprawdę nie czyni tekstu odważnym czy “edgy”.

Technicznie też jest niedobrze. Szwab piszemy raczej z dużej litery, tu masz zasadę: https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/pejoratywne-nazwy-etniczne;7075.html Przymiotnik “okopowa” w tytule też małą literą.

Interpunkcja, a nawet typografia (brak spacji tam, gdzie powinny być, spacje w złych miejscach), leżą i kwiczą. Dialogi w większości błędnie zapisane (tu poradnik, na portalu zresztą też gdzieś jest: https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/zapis-partii-dialogowych;13842.html)

Dbałość o technikalia jest ważna – czytelnik powinien dostać tekst jak najlepiej napisany, bo drobiazgi utrudniają lekturę, więc ogólna ocena jedzie w dół.

 

Ale nie zrażaj się, ostatnie zdanie pokazuje, że jakiś tam pomysł miałeś. Łap przy okazji niezły poradnik portalowego survivalu/savoir-vivre’u, jak kto woli:

https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842676

http://altronapoleone.home.blog

Dziękuję bardzo za tak rozbudowaną wypowiedź. Jeśli chodzi o spację interpunkcję itd. postaram się poprawić w przyszłości tak jak elementy fantastyki. Co do języka dzięki za celną uwagę odnośnie tego że się zmienia i nie jest identyczny.

Mimo wszystko przyjmę ten komentarz za dobrą monetę, postaram się więc poprawić, rozwinąć i wrócić tutaj.

Pisz to co chciałbyś czytać, czytaj to o czym chcesz pisać

Zasada na portalu jest taka, że edytujemy teksty, żeby każdy następny czytelnik dostawał lepszy produkt :) Możesz dopisywać, zmieniać, a zwłaszcza poprawiać technikalia

http://altronapoleone.home.blog

I we mnie szort wywołał mieszane uczucia, brakło mi też fantastyki, a ponieważ Drakaina napisała chyba wszystko, co można powiedzieć o Wigilii okopowej, więc od siebie dodaję łapankę.

 

– Gdzie jest ta nasza oj­czy­zna? Je­ste­śmy za mo­rzem-po­ka­za­łem mu przy­pró­szo­ną śnie­giem zie­mię wokół na, gdzie nie było widać nic oprócz oko­pów, drutu kol­cza­ste­go i le­jach po ostrza­le ar­ty­le­rii. ―> – Gdzie jest ta nasza oj­czy­zna? Je­ste­śmy za mo­rzem. Po­ka­za­łem mu przy­pró­szo­ną śnie­giem zie­mię wokół nas, gdzie nie było widać nic oprócz oko­pów, drutu kol­cza­ste­go i lejów po ostrza­le ar­ty­le­rii.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi: http://www.forum.artefakty.pl/page/zapis-dialogow

 

Tak Wy­glą­da nasza oj­czy­zna? ―> Dlaczego wielka litera?

 

nie było by tutaj ni­ko­go z nas… ―> …nie byłoby tutaj ni­ko­go z nas

 

– Ile żyć jest warty tusz na pa­pie­rze… ―> – Ile żywotów jest warty tusz na pa­pie­rze

Życie nie ma liczby mnogiej.

 

W tym głę­bo­kim na nie­speł­na 2m i sze­ro­kim na 1,5m rowie… ―> W tym głę­bo­kim na nie­speł­na dwa metry i sze­ro­kim na półtora rowie

Liczebniki zapisujemy słownie, nie używamy symboli.

 

Gdy za­mkną­łem oczy wtu­lo­ny w ka­ra­bin… ―> Mam wrażenie, że karabin można przytulić do siebie, ale w karabin chyba nie można się wtulić.

 

Pełen naj­gor­szych obaw uczy­ni­łem szyb­ki znak krzy­ża… ―> A może: Pełen naj­gor­szych obaw szybko się przeżegnałem

 

i po­zwo­li­li na­peł­nić ma­nier­kę do pełna. ―> Masło maślane – napełnić znaczy to samo, co do pełna.

Wystarczy: …i po­zwo­li­li na­peł­nić ma­nier­kę.

 

nie mo­głem wy­ma­rzyć sobie lep­sze­go pre­zen­ty niż… ―> Literówka.

 

Nie sły­sząc strza­ły wy­sze­dłem z okupu. ―> Literówki.

 

Ktoś zła­pał mnie za no­gaw­kę pró­bu­jąc wcią­gnąć mnie z po­wro­tem. ―> Dwa grzybki w barszczyku.

 

Szyb­ko wy­ją­łem z kie­sze­ni nie­gdyś białą szma­tę, teraz była brud­na strzę­pio­na… ―> …teraz była brud­na i postrzę­pio­na

 

– Nicht schießen. -od­po­wie­dzia­łem… ―> Zbędna kropka po wypowiedzi. Brak spacji po dywizie, zamiast którego powinna być półpauza.

 

Przez chwi­le nie wie­dzia­łem o co mu cho­dzi. ―> Literówka.

 

Spoj­rzał się po­dejrz­li­wie. ―> Spoj­rzał po­dejrz­li­wie.

 

Nie długo trze­ba było cze­kać… ―> Niedługo trze­ba było cze­kać

 

do­sta­łem swój wy­ma­rzo­ny pre­zent na gwiazd­kę… ―> …do­sta­łem swój wy­ma­rzo­ny pre­zent na Gwiazd­kę

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nie potrafię zrozumieć, jaki miałeś cel, pisząc to opko i zmieniając w ten sposób historię. Do głowy przychodzi mi tylko, że nie lubisz świąt, albo alergiczna reakcja na opko Filipa, albo jedno i drugie. ;)

Potrafię sobie wyobrazić taki motyw, przeniesiony w czasy II wojny światowej, gdzieś do Rosji, gdzie bohater pamięta opowieść kogoś bliskiego, kto przeżył wigilijne zawieszenie broni i chce zrobić to samo. Nawet mu się udaje, ale potem przybywa SS z jednej strony i NKWD z drugiej i kończy się, jak u Ciebie. Dalej nie byłoby fantastyki, ale byłaby przynajmniej historia.

Teraz nie ma ani jednego, ani drugiego. A szkoda, bo jak zauważyła Drakaina, potencjał masz.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Cześć, jak obiecałem – przybywam z komentarzem.

Pokazałem mu przyprószoną śniegiem ziemię wokół na,

Tutaj chyba miało być “nas”.

Nie odezwał się, długo(…)

Ta konstrukcja jest poprawna, nie mam jej nic do zarzucenia… ale pewien portalowicz jakiś czas temu wyjaśnił mi siłę “Nie odpowiedział.” Dwa słowa mające ogromny ładunek emocjonalny, który często można świetnie wykorzystać. Nie wiem czy i tutaj by się nie nadał ;)

Było niesłychanie zimno

Tutaj masz przysłówek, z którymi ja osobiście prowadzę wojnę, więc i Tobie je wypomnę. One są złudne, zazwyczaj zaśmiecają tekst, ponieważ przysłówek to opis, a przecież w pisaniu chodzi głównie o pokazywanie, przybliżanie przedstawionego świata czytelnikowi. Pisząc na przykład “było niesłychanie zimno”, wcale tego nie pokazujesz, a przynajmniej nie w teki sposób, żeby czytelnik to poczuł. Lepiej pokazać drżące dłonie, drętwiejące palce, stukające zęby itd. Pokazuj, a nie opisuj.

Wtedy do mnie dotarło, faktycznie dzisiaj już był dwudziesty czwarty grudnia.

Tutaj reż poprawnie, ale czasem możesz bawić się interpunkcją, żeby lepiej coś podkreślić, dać inaczej zaakcentować. Na przykład: “Wtedy do mnie dotarło. Faktycznie, dzisiaj już był dwudziesty czwarty grudnia.”

Przyłożył palec do ust na znak bym zachowywał się cicho.

Moim zdaniem niepotrzebnie tłumaczysz. Wystarczyłoby pogrubione.

Fantastyki, niestety, tutaj nie widzę. Dostrzegam baraki warsztatowe i sporo błędów, które prawdopodobnie zaznaczył ktoś wcześniej, ale… ten tekst ma dla mnie ogromny potencjał. Fajny temat, zalążki naprawdę szczerych emocji (choć bardzo brakowało mi pokazanie wahania bohatera, wspomniałeś, że był bardzo głody, a pomimo tego bez większych oporów oddał konserwę. Poświęciłbym temu fragmentowi więcej uwagi, bo mógłby być najbardziej poruszającą częścią tekstu). Podoba mi się pomysł, choć kiedyś widziałem podobny filmik na internecie, była wigilia, były kolędy, była wymiana, grali też w piłkę. Jednak zakończenie było inne, niespodziewane i całkiem niezłe.

Jeśli kiedyś, gdy będziesz miał lepszy warsztat, wrócisz do tego tekstu, może wyjść z tego kawał naprawdę dobrej opowieści.

Pozdro i nie przestawaj pisać, bo masz potencjał! Udzielaj się też na portalu, bo warto. Prawdopodobnie nie zajrzałbym do Ciebie, gdybyś nie napisał komentarza pod moim opowiadaniem :P

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Nie porwało, ale nie czytało się jakoś źle ;)

Przynoszę radość :)

Wojenna wigilia zimą 1914 r. na froncie zachodnim jest faktem historycznym, była samodzielną inicjatywą żołnierzy, i zdaje się, że zapoczątkowali ją Niemcy. Trwała długo, bo zawierano chyba dwa rozejmy, i skończyła się chyba dopiero po nowym roku. Oficerów obu stron doprowadziła do szału…

Samo opowiadanie takie sobie, sporo prostych błędów warsztatowych, pośpieszne zakończenie, bo chyba jednak najpierw bohater trafiłby pod sąd polowy. Tak wtedy było.

Ale, jako konspekt, wprawka literacka może być.

Pozdrówka.

PS. Nie wiem, jaki z twórcy tego filmiku historyk, ale filmik zgrabnie zrobiony → https://www.youtube.com/watch?v=bEsesh1DxcA

Nowa Fantastyka