- Opowiadanie: Edward Pitowski - Byle do stycznia

Byle do stycznia

Na tekst zostały naniesione poprawki według sugestii z komentarza po terminie oddania prac (26.12.2019 oraz 03.01.2020). Nie wiem jakie są zasady, ale proszę to wziąć pod uwagę jeśli dyskwalifikuje to opowiadanie z konkursu. Dziękuję!

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Byle do stycznia

Pierwsza ozdoba świąteczna to prawy sierpowy, potem jest tylko gorzej. Przez cały grudzień ktoś grzebie mi w brzuchu brudnym paluchem, pozostawiając tam tonę ciężkiego szlamu. Może to przez tę drugą robotę, a może już taki jestem. Pewnie jedno i drugie. Nie da się ukryć, że niełatwo być mną, no ale niespecjalnie mam wybór.

Siedzę w pokoju pełnym złych ludzi, takich samych jak ja. Tylko ja tak uważam, ale wiem, że to prawda. Reszta tonie w samozachwycie i dobrym mniemaniu szczególnie o tym, co robią w ukryciu. Gdyby nie ta druga praca, nigdy nie znaleźlibyśmy się w jednej przestrzeni, nigdy nie zamienilibyśmy ze sobą słowa. A tak siedzimy tu i czekamy na wezwanie.

Telefon wibruje, mam wiadomość: “Jedziesz już?”

Odpisuję, że jadę, że już jestem w drodze, bo kłamstwo mam we krwi, wyrzucam fałsz z każdym wydechem. No ale trzeba iść. Dopijam kawę, pakuję się jak świąteczny prezent i wychodzę z naszej tajnej siedziby. Przyspieszam, bo sprawa jest ważna, jak wszystkie grudniowe tematy.

Potem idzie szybko. Winda, kilka schodków, nieoznakowany radiowóz i mknę przez miasto tysiąca kolorowych świateł. W szybie migają zabiegani ludzie i ich przedświąteczne batalie. Nie mają pojęcia, jakie to wszystko jest cenne i wyjątkowe, no ale trudno się dziwić, która owca orientuje się w cenach wełny.

Dzwoni komórka. Na wyświetlaczu: Igor Szef. Odbieram.

– Czemu cię tam jeszcze nie ma?! – drze się Igor w ramach serdecznego powitania.

– No przecież jadę.

– Mówiłem ci, że to ważne – krzyczy. – To naprawdę pilna sprawa.

– Wszystkie są pilne. Wiem, bo jestem na nogach od dwudziestu godzin.

– Jezu, Jurek, czy ty masz pięć lat? Przecież w grudniu robimy czterdzieści procent rocznego planu. To nie jest czas odpoczynku ani snu, tylko czas wytężonej pracy. Czy ja naprawdę muszę to wszystko tłumaczyć? – mówi i niemal czuję, jak pluje przez głośnik telefonu. Przez większość roku jest bardzo rozsądnym człowiekiem, ale w grudniu zupełnie wariuje, jak oni wszyscy. Jeszcze trochę wrzeszczy, aż w końcu się uspokaja i zaczyna mi tłumaczyć, o co chodzi. No, trochę lepiej rozumiem teraz całą tę sytuację. W końcu kończy jakąś dosadną obelgą, rozłącza się, a ja dociskam pedał gazu. Chcę mieć to jak najszybciej z głowy.

Zajeżdżam na miejsce. Jest karetka, ratownicy medyczni i tłum gapiów. Wszyscy miny mają naprawdę nietęgie. Ale są prawie święta, więc spokojna kobieta, która pobiła sprzedawców i pocięła siekierą wszystkie choinki z ich stoiska, nie za bardzo wpisuje się w uroczysty nastrój.

Wysiadam z samochodu, przeciskam się między ludźmi i idę na miejsce wypadku. Podchodzi do mnie Adam, ten nałogowy entuzjasta, który swoim dynamicznym i wesołym chodem wzmaga we mnie chęć spontanicznego mordu. W swojej pierwszej pracy jest inspektorem śledczym tak jak ja, a od miesiąca jest kimś o wiele więcej i bardzo się tym ekscytuje. Też chyba taki byłem bardzo dawno temu.

– Jest u siebie? – pytam, a on potakuje głową. – Nikt tam nic nie ruszał?

– Wszystko według procedur – odpowiada z uśmiechem. Kiwam głową i ruszamy do bloku sprawczyni zamieszania, która na szczęście mieszka tuż za rogiem. Słyszę obok jego radosne tupanie i sam nie wiem, czemu momentami mnie tak irytuje. Najpewniej chodzi o jego niezmienne przeświadczenie, że to, co naprawdę tu robimy, jest najlepszą rzeczą na świecie. Tak, to chyba musi być to.

Jesteśmy przed jej mieszkaniem. Drzwi są uchylone, policjant przed wejściem wita nas skinieniem, a potem odchodzi. Należy do tej samej tajnej organizacji co my i zna dobrze procedury, te najważniejsze, te, które nadpisują wszystko inne.

– Po co oni cię w ogóle wezwali? – pyta Adam, po tym jak sprawdził, że nikogo nie ma na klatce. – Przecież nie była nikim specjalnym. Mógł się tym zająć ktokolwiek.

– No, powinieneś już wiedzieć, że nie chodzi o to, kim była, ale co robiła – mówię. – A robiła bardzo dużo, szczególnie w tym okresie. Zbieranie datków, akcje charytatywne, pieczenie ciast dla ubogich, robienie stroików. No zresztą nie chce mi się tego wszystkiego wymieniać, ale szło w setki takich akcji. Jak się wysypie, to wpłynie negatywnie na naprawdę mnóstwo ludzi.

– Śrubowaliśmy ją?

– Zdecydowanie. – Wzdycham ciężko. – Od kilku lat coraz bardziej. Dostawała w tym okresie takiego kopa, że niemal nie spała, nie jadła, tylko szerzyła dobrą nowinę na wszystkie możliwe sposoby – dodaję, a Adam robi dziwną minę, może nie zrozumiał, a może po prostu przez chwilę się zasmucił. Wykorzystuję ten moment i tłumaczę mu jeszcze kilka faktów dotyczących sprawy.

Wchodzimy do mieszkania. Kobieta siedzi na krześle i kiwa się w katatonicznym stanie. Podchodzę do niej, kucam i patrzę w oczy. No, faktycznie nie wygląda to najlepiej. Mówię coś, ale nie odpowiada, patrzy tylko gdzieś w przestrzeń. Zbliżam się do jej ucha i wymawiam formułę, kilka słów, które powinny wyzwolić pewien mechanizm i przynieść nieco ulgi.

Pomaga, przynajmniej częściowo, bo zaczyna coś mówić.

– Ja już nie daję rady – szepcze. – Już nie wytrzymuję tego pędu, czuję, że coś mnie pcha do przodu, a ja już nie mogę, nie chcę, niech to się skończy – dodaje, łkając przy tym trochę. Naprawdę nie wygląda to dobrze, zdecydowanie przesadziliśmy w tym przypadku, ale to byłby dopiero sześćset dwudziesty raz dzisiaj, więc nic nowego.

Wstaję i wciągam głęboko powietrze. Od razu czuję ten zapach, tę różową edycję świąteczną, połączenie piernika i pomarańczy, choć wiem, że ani piernik, ani pomarańcza nie są za niego odpowiedzialne. To gaz prawie niewyczuwalny dla zwykłych śmiertelników, który napędza takich jak ta kobieta do pewnych działań, programuje ich jak prosty kod na starym komputerze. Nasi laboranci są z niego naprawdę dumni, choć za wiele przy nim nie zrobili, co najwyżej przypięli wisienkę na torcie.

– I co robimy? – dopytuje Adam.

– A jak myślisz? – odpowiadam pytaniem. – Nie za bardzo mamy wybór. Kobieta ma być postawiona do pionu.

– No tyle to wiem, tylko jak?

– Na początek zrobimy przeciąg. Niech tu się przewietrzy. Potem dostanie dożylnie pięćdziesiąt miligramów kosdorfiny. Jak będziemy mieć dużo szczęścia, to jej pomoże. A ty zejdź na dół i załatw sprawę ze sprzedawcami. Zapłać za wszystkie choinki, które ona zniszczyła, i dorzuć sporą sumkę za straty moralne i fizyczne. A potem im przekaż, delikatnie, choć dosadnie, że mają się zawijać gdzie indziej, żeby nie rozsiewali nam tutaj nieprawdziwych plotek. No i oczywiście powiedz im, że te pieniądze są od tej kobiety, że jest jej bardzo przykro i tak dalej – urywam, żeby sprawdzić czy wszystko rozumie, ale widzę, że tak. – A jak z tym skończysz, to skontaktuj się z technikami. Jak ktoś to nagrał, to ma być usunięte z jego telefonu, a przede wszystkim z sieci, jeśli ktoś to już gdzieś wrzucił.

Adam uśmiecha się i wybiega, szczęśliwy jak pies, któremu ktoś rzucił patyk. Podchodzę do kobiety, pomagam jej wstać i układam ją na sofie. Kładzie się bez oporów. Otwieram wszystkie okna na oścież i wychodzę na balkon. Patrzę w niebo. Gdzieś tam w górze, niewidzialni dla ludzi kosiarze emocji zbierają solidne plony z całego miasta.

Wracam do mieszkania. Sztuczny świąteczny zapach zelżał, ale jak zamkniemy okna, to znowu wypełni całe mieszkanie. Pewnie leci z wietrznika do kilku pomieszczeń. Nic nie mogę z tym zrobić. Podchodzę do niej i patrzę w oczy. Jest lepiej, ewidentnie zaczyna kojarzyć fakty.

– Ja bardzo przepraszam – mówi ona. – Ja nie chciałam pobić tamtych panów, nie chciałam im niszczyć stoiska. Nie wiem, co mi się stało, ale czułam, że oczy mi zaszły jakąś mgłą, że szarpie mnie jakiś wielki, różowy potwór! – Kiwam głową ze zrozumieniem, bo w sumie wiem dokładnie, co ma na myśli.

– Proszę się nie martwić, wszystkim się zajęliśmy – zapewniam ją i wyciągam z kieszeni marynarki strzykawkę z kosdorfiną. – Podam teraz pani coś, po czym poczuje się pani znacznie lepiej.

– Pan jest policjantem czy ratownikiem medycznym? – pyta nagle w chwili zaskakującej przytomności.

– Jednym i drugim – mówię z uśmiechem. – Jestem takim specjalnym, świątecznym funkcjonariuszem – dodaję, wciskając jej w żyłę zawartość strzykawki. Mija dziesięć sekund i widać, że od razu działa. Mięśnie się rozluźniają, oddech uspokaja, wszystko się w niej wycisza. Na chwilę zasypia, wpada w jakieś dobre, ciche miejsce bez terminów i oczekiwań.

Mijają dwie minuty i wszystko jest jak trzeba. Mieliśmy solidnego farta, bo poszło wyjątkowo zgrabnie. Kobieta się podnosi, jest wypoczęta jak po dobrze przespanej nocy. Jej oczy błyszczą, uśmiecha się do mnie, choć widać, że nie ma pojęcia, kim jestem, ani co tutaj robię.

– Od razu lepiej. – Kładę jej rękę na ramieniu. – A teraz niech pani będzie szczęśliwa i radosna. I proszę szerzyć świąteczny nastrój. Nikt tego nie robi lepiej od pani – mówię i widzę, jak rośnie w niej coś dobrego. Łudzę się, że to od moich słów, ale wiem, że to głównie pozaziemska chemia, którą wpakowałem przed chwilą w jej ciało.

– To ja już pójdę – żegnam się. – Proszę na siebie uważać i wesołych świąt!

– Wesołych! – mówi ona i niemal błyszczy, taka jest teraz szczęśliwa. Niemal widzę jej myśli, energię, która ją rozsadza, i te wszystkie nowe świąteczne pomysły, które ma teraz w głowie.

Wychodząc, zamykam drzwi i zbiegam po schodach. Na zewnątrz czeka Adam. Nie ma śladu po gapiach ani po sprzedawcach, jakby nic się tutaj nie stało. Wszystko załatwił w kilka minut, dobry w tym jest, trzeba mu przyznać.

– Świetna robota – zwracam się do niego i zaraz żałuję. Cieszy się od tego jeszcze bardziej, przysięgam, że gdyby miał ogon, to by nim teraz merdał. Wzdycham ciężko, tak jak to tylko ja potrafię.

– No i coś ty taki ponury? – pyta on, jakby mnie nie znał. – Przecież sam mówiłeś, że ona nic innego w życiu nie ma. Ani rodziny, ani przyjaciół, tylko tę ogromną rzeszę ludzi, z którymi spotyka się w święta. Czeka na to cały rok.

– Nie mówię, że nie czeka. Ale nie zmienia to faktu, że ją wykorzystujemy.

– No i co z tego? Jej nie obchodzi, że jest wykorzystywana, chce być tylko spełniona, szczęśliwa i potrzebna. Zresztą napędzamy ją do robienia dobra, więc co w tym złego?

– Nie rozumiesz, młody. Jak polejesz toną lukru zepsute ciasto, to na pewno będzie słodkie, ale jednak wszyscy będą wiedzieć, że coś jest nie tak. I ten konflikt będzie w nich narastał i sprawiał, że będą wariować. Zmuszanie ludzi do czegokolwiek, nawet do bycia szczęśliwym, to nadal przymus i najczystsze nawet intencje tego nie zmienią.

– To co, mamy się poddać tej kosmicznej fali depresji, która oplata teraz ziemię?! – Podnosi głos. – Mamy nie korzystać z technologii, którą otrzymaliśmy trzydzieści lat temu od najprawdziwszej obcej inteligencji w ramach międzygalaktycznego gestu przyjaźni? Mamy to zignorować i wyrzucić tych wszystkich kosiarzy emocji, te wszystkie chemikalia z drugiego krańca galaktyki, bo mamy wyrzuty sumienia?!

– Tego nie mówię. – Uspokajam go, bo strasznie się zacietrzewił. Nigdy go takim nie widziałem.

– Jaka jest według ciebie alternatywa? Poddać się? Przecież wiesz, czym to grozi, mówili nam o tym wielokrotnie. Więc chyba lepiej żyć na ziemi, gdzie zmuszamy ludzi do bycia szczęśliwym, niż na takiej, na której wszyscy popełniają zbiorowe samobójstwo. A tak się stanie, jak nie będziemy mieć z energii z zadowolonych i szczęśliwych ludzi, dzięki której tworzymy barierę ochronną wokół ziemi od trzydziestu lat. Czy ty naprawdę chcesz, żebyśmy wszyscy się powiesili na wysokim drzewie?

Kończy mówić i oddycha ciężko. Jest roztrzęsiony, może grudniowe szaleństwo też dało mu się we znaki. Przytakuję mu głową, dając znak, że zgadzam się ze wszystkim co powiedział, bo naprawdę przykro go widzieć w takim stanie. Mijają minuty i Adam chce powiedzieć, że przeprasza, ale pokazuję mu ręką, że nie trzeba. Przez chwilę stoimy w milczeniu.

– Niech ją ktoś monitoruje – stwierdzam w końcu, żeby przerwać ciszę. Adam mi salutuje zamaszystym gestem, ewidentna oznaka, że czuje się lepiej. To dobrze, on naprawdę nie zasługuje na to, by być w parszywym nastroju.

Dzwoni telefon. Jest kolejna przedświąteczna sprawa, jeszcze pilniejsza, jeszcze ważniejsza, jeszcze bardziej krytyczna. Wsiadam do samochodu, wystawiam koguta i jadę.

– No nic – mówię cicho sam do siebie. – Byle do stycznia.

Koniec

Komentarze

Pierwsza ozdoba świąteczna jest jak prawy sierpowy, potem jest tylko gorzej. 

Nie będę ukrywał, że nie jest łatwo być mną, no ale niespecjalnie mam wybór.

Powtórzenia.

 

Reszta tonie w samozachwycie i dobrym mniemaniu szczególnie o tym(+,) co robią w ukryciu.

 

Gdyby nie ta druga praca(+,) nigdy nie znaleźlibyśmy się na jednej przestrzeni

 

Telefon wibruje, mam wiadomość: Jedziesz już?

Cudzysłów.

 

Przyspieszam(+,) bo sprawa jest ważna, jak wszystkie grudniowe tematy.

 

Winda, kilka schodów schodków

 

mknę przez miasto tysiąca, kolorowych świateł.

Bez przecinka.

 

Nie mają pojęcia(+,) jakie to wszystko jest cenne

 

– Jezu(+,) Jurek, czy ty masz pięć lat?

 

mówi i niemal czuję(+,) jak pluje przez głośnik telefonu.

 

zaczyna mi tłumaczyć(+,) o co chodzi.

 

No(+,) trochę lepiej rozumiem teraz całą tę sytuację.

 

spokojna kobieta, która pobiła sprzedawców i pocięła siekierą wszystkie choinki z ich stoiska(+,) nie za bardzo wpisuje się w uroczysty nastrój.

 

sam nie wiem(+,) czemu momentami mnie tak irytuje.

 

to(+,) co naprawdę tu robimy(+,) jest najlepszą rzeczą na świecie.

 

– No powinieneś już wiedzieć, że nie chodzi o to(+,) kim była, ale co robiła

 

Wykorzystuję ten moment i tłumaczę mu jeszcze kilka istotnych faktów.

Jeśli były faktycznie istotne, to czemu zostały pominięte?

 

Mówię coś do niej(+,) ale nie odpowiada, patrzy tylko gdzieś w pustkę przestrzeń.

 

Zbliżam się do jej ucha i wymawiam formułę, kilka słów, które powinno powinny wyzwolić w niej pewien mechanizm i przynieść nieco ulgi.

 

dodaje(+,) łkając przy tym trochę.

 

zdecydowanie przesadziliśmy w tym wypadku przypadku

 

choć wiem że, ani piernik

Przecinek po złej stronie “że”.

 

Jak będziemy mieć dużo szczęścia(+,) to jej to pomoże.

 

Zapłać za te wszystkie choinki, które ona zniszczyła(+,) i dorzuć sporą sumkę za straty moralne i fizyczne.

 

A jak z tym skończysz(+,) to skontaktuj się z technikami.

 

Jak ktoś to nagrał(+,) to ma być usunięte z jego telefonu

 

kosiarze emocji, zbierają solidne plony z całego miasta.

Bez przecinka.

 

Sztuczny świąteczny zapach zelżał, ale jak zamkniemy okna(+,) to znowu wypełni całe mieszkanie.

 

Nie wiem(+,) co mi się stało

 

wiem dokładnie(+,) co ma na myśli

 

dodaję(+,) wciskając jej w ramię zawartość strzykawki.

Jeśli zawartość ma wpłynąć na mózg, to czemu jest podana w ramię, a nie dożylnie?

 

widać(+,) że nie ma pojęcia, kim jestem

 

Niemal widzę, jej myśli, energię, która ją rozsadza(+,) i te wszystkie nowe świąteczne pomysły, które ma teraz w głowie.

Bez pierwszego przecinka.

 

Wychodząc(+,) zamykam drzwi i zbiegam po schodach.

 

Nie ma śladu po gapiach, ani po sprzedawcach

Bez przecinka.

 

przysięgam, że gdyby miał ogon(+,) to by nim teraz merdał.

 

Ani rodziny, ani przyjaciół, tylko tę ogromną rzeszę ludzi(+,) z którymi spotyka się w święta.

 

Jak polejesz toną lukru zepsute ciasto(+,) to na pewno będzie słodkie

 

– To co(+,) mamy się poddać tej kosmicznej fali depresji(+,) która oplata teraz ziemię?!

 

Mamy nie korzystać z technologii(+,) którą otrzymaliśmy trzydzieści lat temu

 

– Tego nie mówię – uspokajam go(+,) bo strasznie się zacietrzewił.

 

Przecież wiesz(+,) czym to grozi

 

Więc chyba lepiej żyć na ziemi, gdzie zmuszamy ludzi do bycia szczęśliwym(+,) niż na takiej(+,) na której wszyscy popełniają zbiorowe samobójstwo.

 

A tak się stanie(+,) jak nie będziemy mieć z energii z zadowolonych i szczęśliwych ludzi(+,) dzięki której tworzymy barierę ochronną wokół ziemi od trzydziestu lat.

 

Przytakuję mu głową(+,) dając znak, że zgadzam się ze wszystkim co powiedział

 

ale pokazuje mu ręką, że nie trzeba

Literówka.

 

on naprawdę nie zasługuje na to(+,) by być w parszywym nastroju.

 

 

Bardzo dużo brakujących bądź błędnych przecinków, przez co naprawdę ciężko czytało mi się tekst. Z drugiej strony, innych błędów raczej nie popełniasz, ale problemów z przecinkami jest tak dużo, że i tak całość wypada kiepsko. Choć zdania są poprawne, to często nieskładne i gdznieniegdzie styl zgrzyta.

Co do treści, to jest to raczej przedstawienie jakiegoś konceptu, prezentacja świata. Nadawałoby się na “cold open”, po którym nastąpiłoby właściwe, dłuższe opowiadanie. Protagonista jest niechętny i niezaangażowany w opowiedzianą historię, a na swojej drodze nie napotyka żadnych przeszkód w wykonaniu zadania, co naturalnie będzie wpływać na niskie zaangażowanie czytelnika. Oprócz tego bardzo duży myśli/rozmawia o sprawach, które są mu doskonale wiadome, tylko po to, by przekazać te informacje czytelnikowi.

ironiczny podpis

@Issander: Dziękuję bardzo za szczegółowe sprawdzenie tekstu. Poprawki naniosłem zgodnie z sugestiami. Nad interpunkcją będę musiał solidniej popracować na przyszłość.

 

Dziękuję również za komentarz co do treści i podzielenie się odniesionymi wrażeniami.

Niby “to samo”, a jednak inaczej. Subtelnie, zgrabnie “ufantastyczniony” problem świąteczny, który w skrócie można chyba nazwać przymusem bycia radosnym. Ironiczny ton doprawia całość tyle, ile trzeba, żeby narracja płynęła harmonijnie i nic nie raziło…a nie trzeba sięgać po najcięższą artylerię (np. tematyczną), żeby nie przesłodzić. Czytałam z przyjemnością.

@Blue_Ice: Serdecznie dziękuję za komentarz i cieszę się, że przyjemnie się czytało :)

Mam wrażenie, że opisałeś jedną z wielu akcji, w których brał udział bohater, ale to wystarczyło, abym zorientowała się i ucieszyła, że przyszło mi żyć czasach, kiedy obowiązek bycia szczęśliwym, jeszcze nie jest obowiązkowy.

 

Adam mi sa­lu­tu­je w za­ma­szy­stym ge­ście… –> Adam mi sa­lu­tu­je za­ma­szy­stym ge­stem

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

@regulatorzy: Dziękuję bardzo za przeczytanie i komentarz. Poprawkę naniosłem.

Bardzo proszę, Edwardzie. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Czytałam z zaciekawieniem, pomysł na zmuszanie do radości również fajny. Nie rozumiem tylko początku.

 

Powodzenia w konkursie :)

@Monique.M: Dziękuję za komentarz i cieszę się, że jakkolwiek Ci się podobało :)

 

Co do początku to chętnie wyjaśnię, jeśli coś namieszałem, wskaż tylko które fragmenty nie są przeze mnie właściwie nakreślone :)

 

Dzięki!

Pewnie to poprostu ja nie zrozumiałam:-) 

Pierwsza ozdoba świąteczna to prawy sierpowy, potem jest tylko gorzej. Przez cały grudzień ktoś grzebie mi w brzuchu brudnym paluchem, pozostawiając tam tonę ciężkiego szlamu. Może to przez tę drugą robotę, a może już taki jestem.

Wszystkie nieporozumienia biorę na siebie :)

 

Generalnie chodziło mi o to, że bohater źle się czuje w okresie świątecznym już od pierwszej ozdoby którą zobaczy. Dzieje się tak pewnie przez pracą którą wykonuję, ale też chyba po prostu ich nie lubi. Próbowałem ubrać to w metaforę, ale może nie do końca trafioną :)

Z tym prawym sierpowym nawet fajne:-). A o jaką drugą robotę chodzi? W sensie, że poza okresem świątecznym bohater prowadzi normalne życie? Nie znalazłam w tekście wskazówki.

Moim założeniem było, że główny bohater, ma “pierwszą” pracę (w tym wypadku inspektora śledczego), a druga to właśnie zmuszanie do bycia szczęśliwym :). Niemniej jednak znowu mogłem nie wyrazić się wystarczająco jasno.

 

W swojej pierwszej pracy jest inspektorem śledczym tak jak ja, a od miesiąca jest kimś o wiele więcej i bardzo się tym ekscytuje. Też chyba taki byłem bardzo dawno temu.

 

Dzięki za przeczytanie i dociekliwość :)

Podświadomie uznałam tego inspektora śledczego jako od spraw świąt. Dzięki za wyjaśnienia:-)

Przeczytałam.

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Ciekawy pomysł, chociaż moim zdaniem, scena interwencji świątecznej jest nieco zbyt rozbudowana. Zamiast tego można było pokusić się o większe skomplikowanie akcji. Miejscami trudno się czytało ze względu na potknięcia językowe. Podobała mi się postać bohatera i sposób, w jaki opisuje święta oraz rzeczywistość wokół siebie.

@ ANDO: Dziękuję bardzo za konstruktywny komentarz i cieszę się, że cokolwiek się podobało. 

Tak z dużym opóźnieniem, ale uznałam, że trzeba wreszcie zaznajomić się z wcześniejszą twórczością piórkowego nominata ;)

 

Pomysł jest dobry, nawet bardzo – i jakkolwiek końcowy dialog wyszedł infodumpowato, w kreacji świata i fantastycznego elementu widać zamysł i konsekwencję. Zgadzam się z kimś z przedpiśców, że początek nijak nie pasuje do reszty, zapowiada zupełnie inny tekst i innego bohatera.

Piszesz sprawnie, aczkolwiek pozostała jeszcze garść brakujących przecinków i parę innych problemów. Ale jak na pierwsze próby – całkiem smakowicie. Jak poprawisz, dam klika do biblioteki, bo to zawsze daje szansę, że jakiś wykopaliskowiec przeczyta :)

 

To nie jest czas odpoczynku[-,] ani snu,

 

te najważniejsze, te[+,] które nadpisują wszystko inne.

 

– No[+,] powinieneś już wiedzieć

 

Kobieta siedzi na krześle i kiwa się w jakimś katatonicznym stanie.

To klasyczny zaimek śmieć, lepiej go unikać tam, gdzie nie jest bezwzględnie potrzebny.

 

Podchodzę do niej, kucam i patrzę jej w oczy. No[+,] faktycznie nie wygląda to najlepiej. Mówię coś do niej, ale nie odpowiada, patrzy tylko gdzieś w przestrzeń. Zbliżam się do jej ucha i wymawiam formułę, kilka słów, które powinny wyzwolić w niej pewien mechanizm i przynieść nieco ulgi.

Zaimkoza level master ;) To jedna z najtrudniejszych do unikania rzeczy, ale należy walczyć.

 

Jak będziemy mieć dużo szczęścia, to jej to pomoże. A ty zejdź na dół i załatw sprawę z tymi sprzedawcami. Zapłać za te wszystkie choinki, które ona zniszczyła

W dialogu to nieco mniej razi, ale jednak można troszkę zmniejszyć liczbę tym razem zaimków wskazujących, zwłaszcza że dochodzą dość liczne osobowe (jej, ty, ona – ten ostatni zresztą z pewnością zbędny).

 

Podchodzę do niej i patrzę jej w oczy

 

– To pan jest z policji czy z pogotowia? – pyta nagle w chwili zaskakującej przytomności.

– I jednym, i drugim

Niekonsekwentne składniowo. “Pan jest policjantem czy ratownikiem medycznym?” → “Jednym i drugim” / “Pan jest z policji czy z pogotowia? → “Z jednego i z drugiego” (to brzmi bardzo tak sobie)

 

– Nie rozumiesz[+,] młody.

 

– To co, mamy się poddać tej kosmicznej fali depresji, która oplata teraz ziemię?! – pPodnosi głos. – Mamy nie korzystać z technologii, którą otrzymaliśmy trzydzieści lat temu od najprawdziwszej obcej inteligencji w ramach jakiegoś międzygalaktycznego gestu przyjaźni? Mamy to zignorować i wyrzucić tych wszystkich kosiarzy emocji, te wszystkie chemikalia z drugiego krańca galaktyki, bo mamy wyrzuty sumienia?!

Tu jest spory infodump, ale dość zgrabnie napisany, więc okropnie nie razi. Oczywiście limit, więc rozumiem, że nie ująłeś tego subtelniej :)

 

– Tego nie mówię – uspokajam go, bo strasznie się zacietrzewił. Nigdy go takim nie widziałem.

– No bo jaka jest alternatywa?

W pierwszej kwestii dałabym chyba kropkę po wypowiedzi i didaskalium dużą literą, bo to nie jest opis odgłosu paszczą, ale uspokajanie jest czynnością dodaną, że się tak wyrażę ;)

http://altronapoleone.home.blog

Bardzo się cieszę z odwiedzin :)

 

Fajnie, że pomysł się podobał i że ogólnie wyszło nieźle mimo infodumpów. Faktycznie koncepcja bohatera może się trochę rozjeżdżać pomiędzy początkiem a resztą opowiadania. Na swoją obronę mogę powiedzieć, że trochę pisałem na tempo i mogłem się nieco miotać w pomysłach i stylistyce. 

 

Naniosłem poprawki według wskazówek, dziękuję Ci, że mi je wskazałaś. Postaram się o nich pamiętać na przyszłość. 

 

Ale jak na pierwsze próby – całkiem smakowicie.

 

Dzięki :). Aczkolwiek tutaj muszę się przyznać, że piszę już od jakiegoś czasu do szeroko pojętej szuflady. Wysyłałem też trochę opowiadań na różnorakie konkursy, gdzie zazwyczaj odbijałem się od niemej ściany :).

 

Czemu nie trafiłem na ten portal wcześniej naprawdę nie rozumiem, bo nauczyć się można strasznie dużo i jest bardzo fajna i konstruktywna atmosfera. Jak już wymyślą wehikuł czasu to poważnie porozmawiam na ten temat ze swoją młodszą wersją :)

 

Dzięki!

Ech, nie Ty jeden masz poczucie, że za późno tu trafiłeś ;) Ale lepiej późno niż wcale. Tu można naprawdę nauczyć się mnóstwa przydatnych rzeczy, dzięki którym człowiek przestaje się odbijać od niemej ściany konkursów. Powodzenia!

http://altronapoleone.home.blog

Nie pozostaje mi nic innego jak zgodzić się z Tobą w stu procentach :). Dzięki za wszystko!

Interesujące podejście do konkursu. Jak się nad tym zastanowić, to faktycznie świąteczny entuzjazm wygląda podejrzanie…

Słuchaj, a jaką rolę odgrywają te świąteczne piosenki puszczane w sklepach? ;-)

Babska logika rządzi!

@Finkla: Cieszę się bardzo z odwiedzin :). Fajnie, że się koncepcja podobała i dzięki piękne za klika :)

 

Słuchaj, a jaką rolę odgrywają te świąteczne piosenki puszczane w sklepach? ;-)

 

To ryzykowny koncept, który udał się im tylko częściowo. U jednych działa i jak słyszą piosenki to wesoło podśpiewują chodząc między regałami. Inni gorzej to znoszą, w ekstremalnych przypadkach generuje to u niektórych chęć niczym nieokiełznanej demolki :). Dlatego przerzucili się na węch. Lepiej działa :). Podobno.

Dzięki!

Fajne było, nawet czytane sporo po świętach. Pomysłowy, inteligentny tekst, nie taki dobry, jak Twoje późniejsze, ale ze względu na ciekawie ograny główny koncept zdecydowanie biblioteczny. 

ninedin.home.blog

@ninedin: O, dziękuję pięknie, że znalazłaś czas aby przeczytać mój starszy tekst. Bardzo Ci również dziękuję za klika i niezmiernie się cieszę, że tekst jest według Ciebie ciekawy.

Dzięki!

Przybywa zapowiadany przez Drakainę wykopaliskowiec. ;-)

Można napisać, że to raptem szkielet pewnego większego konceptu, ale szkielet obrazowy. Można sobie wiele w oparciu o niego dopowiedzieć i wyobrazić, co składa się na w sumie fajny, choć gorzki pomysł.

Najchętniej na tym bym w sumie poprzestał, bo to zwyczajnie niezły tekst i nie wymaga elaboratów w komentarzu…

…gdyby nie wstrętni Użytkownicy, którzy pewnie tylko czekają, żeby perfidnie odrzucić wniosek o ostatniego klika.

Więc jeszcze parę zalet:

– fajny koncept na ducha świąt (a raczej pewną jego genezę)

– ładne pomieszanie fantastyki z dość tradycyjnymi świątecznymi motywami

– w jakiś sposób można się w tego Twojego bohatera wczuć, bo i jest w nim wiele odczuć związanych ze świętami, które znajdzie u siebie każdy z nas

Dobra, wystarczy. ;-)

Wizyta w ramach akcji “podaj tekstowi tlen w długiej drodze do biblioteki”.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

@CM: O, co za miła niespodzianka, fajnie, że wpadłeś :). Wiem, że to bardziej scenka niż kompletne opowiadanie i wiem też, że tekst ma sporo niedociągnięć. Tym bardziej cieszy mnie, że uznałeś go za niezły. Dziękuję pięknie za rozbudowany komentarz i wyłuskanie kilku zalet oraz za ostatniego klika! :)

 

@regulatorzy: Widzę też, że w którymś momencie i Ty zdecydowałaś się kliknąć za co również serdecznie dziękuję!

Owszem, Edwardzie, w przeszłości bywały takie momenty, kiedy podejmowałam wiekopomne decyzje. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

@regulatorzy: Cieszę się bardzo, że ten tekst się na takową załapał :)

;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka