- Opowiadanie: Arietta - Koszmar bogini

Koszmar bogini

Jest to pierwsze opowiadanie jakie publikuję, proszę o wyrozumiałość za możliwe błędy w formatowaniu i zapraszam do czytania. ;) 

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Koszmar bogini

Hejella chuchnęła w przemarznięte dłonie po raz trzeci.

Rozcieranie skostniałych już palców niewiele pomagało w walce z mroźnym pocałunkiem. Brnęła po pas w śniegu pośród uginających się pod ciężarem lodowych kwiatów drzew. Zima przyszła tak niespodziewanie, że rośliny nie zdążyły nawet zrzucić liści, a mróz zatrzymał je na gałęziach swoim śmiercionośnym oddechem.

W południowym słońcu mieniły się złocisto-rubinowym blaskiem roztaczając ciepłą, złudną,  poświatę.

– Dlaczego zawsze zastawia te cholerne wnyki w takich miejscach? – burknęła pod nosem.

Trwające od rana poszukiwania pułapki bez mała ją wyczerpały. Myśli o niedoszłym, a jednak tak bliskim posiłku nie pomagały w walce z nękającym od wielu dni głodem.

Przy tak niskiej temperaturze każdy oddech napełniał ludzkie płuca tysiącem lodowych igieł. Czucie w palcach już dawno straciła i musiała przez dłuższą chwilę szperać w przytroczonej do pasa sakwie nim w końcu dłoń zacisnęła się na trzonku myśliwskiego noża. Klnąc pod nosem wycięła niedbale na pobliskiej sośnie znak. Bursztynowy sok natychmiast zastygł. Zimą wszystko wyglądało zupełnie tak samo.

Głód już dawno zmusił mieszkańców Flyvigen do mocowania sideł coraz to głębiej i głębiej w mrocznej puszczy. Przedwczesny chłód poczynił szkody w plonach, a drapieżniki dorzuciły zmartwień trzebiąc inwentarz. Niezbadane bory kryły niebezpieczeństwo, ale i niosły obietnicę sycącej, tłustej kolacji. Tak surowe zimy ,nawet na spowitej przez większą część roku pod śnieżną pokrywą północy, bywały rzadkością. Straszyły swoim widmem w bajaniach starych by co kilka pokoleń powrócić przypominając, że nie są jedynie snem ubiegłych stuleci.

Odnalezienie zastawionych przez brata wnyków okazało się zadaniem trudniejszym niż pierwotnie dziewczyna założyła. Sama nie zważając na sprzeciwy wyrwała się do lasu, miała dość siedzenia z założonymi rękoma. Nie potrafiła w domowym zaciszu dziergać skarpet, gdy co noc do jej nozdrzy boleśnie wdzierał się swąd palonych na stosach pogrzebowych ciał. Wychłodzenie i niedożywienie wpychały mieszkańców wioski w kościste szpony śmierci. Szczególnie mocno zaciskała je na dzieciach, dwadzieścia dni wcześniej na zawsze zatrzymała serce jej małej siostrzyczki. Dziewczyna poprzysięgła, że żadne z jej rodzeństwa nie uświadczy więcej cierpienia. I choć już dawno zaczęła wątpić w odnalezienie szamoczącego się w pętelce zająca wciąż sunęła naprzód. Krzewy tarniny targały jej ubranie i zatapiały kolce w ciele, przemarznięte ciało nie odczuwało jednak bólu. Pozostawało głuche na fizyczne krzywdy. Głęboko w umyśle zakorzeniła się jedna myśl „Przetrwać”.

Spływający z górskich szczytów wiatr rozdmuchiwał wszechobecny śnieg tworząc niemal nieprzeniknioną dla ludzkiego wzroku zasłonę. Hejella wsparła się o gruby pień starego jesionu. Nogi zaczęły odmawiać posłuszeństwa, a plecy ledwie wytrzymywały napór uderzających mas powietrza. Przycisnęła policzek do chropowatej kory błagając w myślach by napotkać w końcu choćby cień życia, które nakarmi jej rodzinę.

Z zakamarków duszy głos nieśmiało znów szepnął „Przetrwać”. W chwili, gdy była już bliska decyzji o powrocie z pustymi rękoma pobliskie krzewy strząsnęły z siebie puchową okrywę. Stanęła oko w oko z rogatym stworzeniem. Renifer omiótł nerwowo wzrokiem okolicę.

Zwierzę wyglądało na przerażone, a na domiar wszystkiego było zupełnie samo. 

Z dala od swojego stada, z dala od pobratymców. Ogłupione i słabe wydało się Hejelli gorzkim prezentem od bezwzględnej krainy. W milczeniu zdjęła z pleców łuk. Wytężyła wszystkie zmysły by wprawnie naciągnąć zziębniętymi palcami cięciwę. Wycelowała strzałę we właściwym kierunku. Na moment wstrzymała oddech, poluzowała uchwyt. Grot pruł powietrze jak błyskawica. Z głuchym podźwiękiem utkwił w piersi zwierzęcia. Renifer zaryczał cicho i po kilku krokach zwalił się w powstałą nieopodal zaspę. Przez chwilę wierzgał, potem zamilknął na zawsze.

Dziewczyna uśmiechnęła się do siebie. Zdobyła znacznie więcej niż przypuszczała, przed okrzykiem radości powstrzymała ją jedynie przytłaczająca cisza. Niepewnie zbliżyła się do zdobyczy. Przyklękła przy truchle i zaczęła mocować się ze sterczącym drzewcem. W tak ciężkich czasach każda strzała była na wagę złota.

Ciche powarkiwanie dobiegło do uszu Hejelli niespodziewanie. Nagle wszystko stało się oczywiste a mgła tajemnicy, którą owiane było samotne pojawienie się zdobyczy zniknęła bezpowrotnie. Tuż za plecami dziewczyny na szeroko rozstawionych łapach stał stary basior. Przywódca watahy, która już zdążyła ją osaczyć. W sercach zaślepionych głodem zwierząt obecność ludzkiej istoty nie wzbudziła nawet cienia lęku. W czasach dostatku Nordowie je przerażali, w czasach nieurodzaju nawet one posuwały się dalej.

Wilki nie zamierzały pozwolić kobiecie na odebranie im obiadu. Nie jadły od wielu dni, teraz w ich oczach jawiła się nie jako myśliwy, ale kolejna ofiara. Szczęśliwy traf miał sprawić, że tego wieczoru żaden z nich nie zaśnie głodny. Powolne kroki przybyszki w tył niczego nie zmieniły, bo w ich zwierzęcych umysłach już była martwa. Już nieomal czuły smak jej krwi na własnych językach i słyszały chrzęst kości między zębami.

Stary basior zaatakował pierwszy, on także chciał nakarmić swoją rodzinę i nie zamierzał z tego postanowienia rezygnować. Jemu także jakiś odległy głos śpiewał pieśń o przetrwaniu.

Nim dziewczyna zdążyła chociażby pisnąć śmiercionośne szczęki dosięgły jej gardła. Lśniące kły przebiły delikatną krtań na wylot, spełniły swoje odwieczne zadanie. Hejella poczuła błogą niemoc. Ostatkiem sił dobyła myśliwski nóż, który dostała od brata w piętnastą wiosnę swojego żywota. Pchnęła słabo, ale pewnie. Ostrze zatopiło się po trzonek w miękkim podgardlu wilka. Przywódca watahy zaskomlał boleśnie. Z żałością upadł tuż obok konającej dziewczyny. Złociste spojrzenie zaszło bladą mgłą. Niestety Hejella odkryła, że i jej płomień życia gaśnie. Ostre jak brzytwa zęby oprócz krtani, uszkodziły także arterię.

Dziewczyna spojrzała w oczy wilka, dostrzegła w nich gasnący ogień życia. Nie byli już wrogami, byli bratem i siostrą. Dwoma istotami, które padły ofiarą okrutnej zimy, tak odmiennymi a zarazem tak podobnymi do siebie. Hejella położyła dłoń na szarym łbie basiora. Szorstka sierść otuliła jej palce. Tego dnia oboje nie wypełnili powierzonego im przez rodziny zadania. Oboje pozostaną zapomniani pośród lodowych pustkowi północy.

„Nie chcę być sama, niech choć twoja rodzina zaspokoi swój głód. Niech przetrwają” – nie była pewna czy słowa naprawdę zawisły w powietrzu, czy też jej usta jedynie poruszyły się w niemej próbie mowy.

Umarli chwilę później. Nie bolało.

Hejella bała się śmierci, ale tego dnia przyszła po nią tak nieoczekiwanie, że zabrakło czasu na strach. Stała pośród starych dębów niemal zupełnie nieistniejąca. Obserwowała watahę, starego basiora natychmiast zastąpił inny młodszy samiec. Donośnym wyciem oznajmił swej rodzinie początek uczty. Wilki nie zwlekały, zabrały się do pożerania, wszystkie prócz starej samicy. Leżała na śniegu obok skąpanego we krwi pobratymca, nieomal czule trącała go nosem i popiskiwała przy tym boleśnie. Dziewczyna poczuła współczucie, choć była już jedynie eterycznym cieniem dawnej osoby zachowała wszystkie uczucia. Pożałowała swego bezsensownego czynu, niczego nie zmienił. Nieopodal dostrzegła obserwującego scenę wilczego ducha.

– Oboje dziś zawiedliśmy siostro.

– Teraz już nigdy nie nakarmimy naszych rodzin…

– Ty moją tak. Dziękuję ci.

Wataha w pierwszej kolejności posiliła się reniferem. Chwilę później skierowała swoją uwagę w stroną już na wpół zamarzniętego ciała dziewczyny. Ostre kły potargały piękne złote pukle, wyrwały z policzka soczyste kęsy mięsa, rozszarpały ubranie i wydobyły trzewia. Ogryzły do najmniejszej kosteczki zatopioną w futrze dłoń.

Hejella patrzyła wraz z basiorem jak połowa jej dawnego ciała znika bezpowrotnie

w wilczych paszczach. Oskubały wszystko co wystawało ponad linię śniegu, łącznie ze szczupłą łydką. Nie czuła żalu, wiedziała, że dzięki jej śmierci przynajmniej te zwierzęta być może zdołają przetrwać zimę stulecia. W towarzystwie basiora skierowała się do osady. Gdy dotarli na miejsce słońce już osiągnęło najwyższy punkt na nieboskłonie i teraz powoli chowało się za górskimi szczytami.

Stosy znów płonęły. Jasnymi, strzelistymi jęzorami biły pod niebiosa.

Pośród pogrążonych w żałobie mieszkańców cień dziewczyny dostrzegł inne jej podobne. Tamte były jednak bledsze jakby przygaszone. Krążyły pośród ukochanych bliskich nie potrafiąc odnaleźć swojego miejsca pośród codziennego życia, które już nie było im pisane. Powietrze, aż wibrowało od ich wszechobecnego cierpienia. Byty nie pojmowały w pełni ani co się stało, ani dlaczego właśnie je to spotkało.

– Pomóż im siostro.

– A co ja mogę dla nich uczynić Wilku?

– Wskaż im drogę, jesteś silniejsza, bo zmarłaś w poświęceniu, nie bólu i strachu.

– A ty dlaczego nie odszedłeś?

– Nasze żywoty zakończyły się wzajemnie, połączyły nas więzy krwi, teraz już zawsze będziemy razem gdzie ty tam i ja na wieki. ­­

– Już nigdy nie będę sama.

– Już nigdy nie będziesz sama.

Do rana nie zamienili  ani słowa, po prostu obserwowali wymierającą wioskę.

Tej zimy śmierć zabrała wszystkich, pod koniec nikt nie miał już sił na układanie stosów pogrzebowych. Trupy usłały najpierw okoliczne pola a w końcu nawet domowe izby. Okryte grubą warstwą mroźnego puchu czekały wiele długich dni na kolejnych osadników. Tamci przybyli na długich łodziach i co wiosnę wypływali na grabież by już nigdy nie czuć głodu jak ich poprzednicy. Sprawili umarłym godny pochówek. Któregoś słonecznego, letniego dnia młody myśliwy odnalazł nawet na wpół obciągnięte pergaminową skórą kobiece ciało. Próbował odczytać runy wyryte na tkwiącym w wilczych szczątkach nożu. Deszcze i śniegi zatarły je jednak na tyle, że zachowały się tylko dwie pierwsze i przedostatnia. Młody myśliwy ze współczuciem pogrzebał nieszczęśnicę wraz z wilkiem pod ciężkimi kamieniami. Na usypisku położył drewienko, a na nim wyrył nożem trzy ostałe runy, głoszące: „H, E, L”. Tak potem przez wieki prawili o niej w ludowych podaniach, a dawne imię zaginęło w rzece czasu.

Koniec

Komentarze

Arietto, tekst liczący ponad dziesięć tysięcy znaków to już nie szort. Bądź uprzejma zmienić oznaczenie na OPOWIADANIE.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję za uwagę, już zmieniam. 

OK. Dziękuję, Arietto. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hej nie jestem ekspertem i nie chce się wymądrzać ale w niektórych miejscach tekst jest poszatkowany. Podejrzewam że był pisany gdzie indziej i jak został tu przeniesiony to rozczepił.

Następnie (według mnie) to że zdążyła dźgnąć wilka i jeszcze do niego mówić bo tym jak ten przegryzł jej gardło nie brzmi przekonująco. Nie jestem na medycynie ale chyba by się wykrwawiła zanim by to zrobiła.

Poza tymi dwiema drobnymi uwagami czytało mi się go przyjemnie i spodobał mi się motyw pośmiertnej braterskości.

Pisz to co chciałbyś czytać, czytaj to o czym chcesz pisać

Bardzo dziękuję za uwagi i szczerą opinię. :) Tekst rzeczywiście był kopiowany, następnym razem zwrócę na to większą uwagę. Co do dźgnięcia wilka, w czasie jego ataku, chodziło mi o to, że wszystko wydarzyło się niemal jednocześnie, a wypowiedziane przez bohaterkę słowa padły bardziej w myślach niż naprawdę. Być może nie wszystko udało mi się oddać tak jak zakładałam. ;) 

Miałaś niezły pomysł, Arietto, ale wielka szkoda, że zamordowałaś go wykonaniem. :(

I mnie wydaje się mało możliwe, że ktoś z przegryzioną krtanią może mówić. Jeśli, jak piszesz w komentarzu, dziewczyna i ranny wilk mówili w myśli, powinnaś to odpowiednio zapisać. Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać myśli: http://www.jezykowedylematy.pl/2014/08/jak-zapisac-mysli-bohaterow/

Przez opowiadanie przebrnęłam z trudem, albowiem, co stwierdzam z ogromną przykrością,  pełno w nim błędów, usterek i nie zawsze czytelnie złożonych zdań, dialogi są źle zapisane, że o zlekceważonej interpunkcji i nie najlepszej edycji nie wspomnę.

Mam nadzieję, Arietto, że Twoje przyszłe opowiadania będą ciekawe i znacznie lepiej zapisane. ;)

 

Roz­cie­ra­nie skost­nia­łych już pa­licz­ków nie­wie­le po­ma­ga­ło… ―> O ile dobrze wiem, paliczki to kości. Jaki jest cel rozcierania kości?

A może miało być: Roz­cie­ra­nie skost­nia­łych już pa­lców/ dłoni nie­wie­le po­ma­ga­ło

 

Zima przy­szła tak nie­spo­dzie­wa­nie, że ro­śli­ny nie zdą­ży­ły nawet zrzu­cić liści, a przy tym tak sro­dze, że za­trzy­ma­ła je na ga­łę­ziach swoim śmier­cio­no­śnym od­de­chem. ―> Co to znaczy, że zima przyszła srodze?

 

–Dla­cze­go za­wsze za­sta­wia te cho­ler­ne wnyki w ta­kich miej­scach? – Burk­nę­ła ro­ze­źlo­na pod nosem. ―> Dla­cze­go za­wsze za­sta­wia te cho­ler­ne wnyki w ta­kich miej­scach? – burk­nę­ła pod nosem, ro­ze­źlo­na.

Brak spacji po półpauzie – ten błąd pojawia się wielokrotnie w całym opowiadaniu.

Czym się objawia rozeźlenie pod nosem?

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi: http://www.forum.artefakty.pl/page/zapis-dialogow

 

Trwa­ją­ce od rana po­szu­ki­wa­nia bez mała ją wy­czer­pa­ły. ―> Poszukiwania kogo/ czego?

 

Myśli o nie­do­szłym, a jed­nak tak bli­skim po­sił­ku… ―> Na czym polega jednoczesna niedoszłość i bliskość posiłku?

 

dłoń za­ci­snę­ła się na trzon­ku my­śliw­skie­go noża, ka­le­cząc po dro­dze skórę. ―> W jaki sposób i po jakiej drodze dłoń kaleczyła skórę?

 

Bursz­ty­no­wy sok spły­nął po zra­nio­nym pniu. ―> Obawiam się, że zimą, przy niskiej temperaturze, żywica z naciętego pnia sosny raczej nie popłynie.

 

do mo­co­wa­nia sideł coraz to głę­biej

i głę­biej w mrocz­nej pusz­czy. ―> Zbędny enter.

 

Nie­zba­da­ne bory kryły nie­bez­pie­czeń­stwo, ale

i nio­sły obiet­ni­cę sy­cą­cej, tłu­stej ko­la­cji. ―> Zbędny enter.

 

Tak su­ro­we zimy ,nawet na spo­wi­tej przez więk­szą część roku pod śnież­ną po­kry­wą pół­no­cy… ―> Zbędna spacja przed przecinkiem, brak spacji po nim. Spowija się czymś, nie pod czymś.

Proponuję: Tak su­ro­we zimy, nawet na spo­wi­tej przez więk­szą część roku śnież­ną po­kry­wą północy

 

Stra­szy­ły swoim wid­mem

w ba­ja­niach sta­rych… ―> Zbędny enter.

 

Wy­chło­dze­nie i nie­do­ży­wie­nie nie­odzow­nie wpy­cha­ły miesz­kań­ców wio­ski w ko­ści­ste szpo­ny śmier­ci. ―> Czy na pewno nieodzownie?

 

I choć już dawno za­czę­ła wąt­pić

w od­na­le­zie­nie sza­mo­czą­ce­go się w pę­tel­ce za­ją­ca… ―> Zbędny enter.

 

wciąż su­nę­ła na przód. ―> …wciąż su­nę­ła naprzód.

 

W chwi­li, gdy była już bli­ska de­cy­zji o po­wro­cie

z pu­sty­mi rę­ko­ma… ―> Zbędny enter.

 

Sta­nę­ła oko w oko

z ro­ga­tym stwo­rze­niem. ―> Jak wyżej.

 

Na­kie­ro­wa­ła strza­łę we wła­ści­wym kie­run­ku. ―> Brzmi to fatalnie.

Proponuję: Wycelowała strza­łę we wła­ści­wym kie­run­ku.

 

mgła ta­jem­ni­cy, którą owia­ne było sa­mot­ne po­ja­wie­nie się zdo­by­czy znik­nę­ło bez­pow­rot­nie. ―> Piszesz o mgle, a ta jest rodzaju żeńskiego, więc: …a mgła ta­jem­ni­cy, którą owia­ne było sa­mot­ne po­ja­wie­nie się zdo­by­czy, znik­nę­ła bez­pow­rot­nie.

 

teraz w ich oczach za­miast jako my­śli­wy ja­wi­ła się jako ko­lej­na ofia­ra. ―> Raczej: …teraz w ich oczach ja­wi­ła się nie jako myśliwy, ale kolejna ofia­ra.

 

Po­wol­ne kroki w tył przy­bysz­ki ni­cze­go nie zmie­ni­ły… ―> Kto szedł w tył przybyszki?

A może miało być: Po­wol­ne kroki przybyszki w tył ni­cze­go nie zmie­ni­ły…

 

on także chciał na­kar­mić swoją ro­dzi­nę i nie za­mie­rzał

z tego po­sta­no­wie­nia re­zy­gno­wać. ―> Zbędny enter.

 

Ostat­kiem sił do­by­ła my­śliw­skie­go noża… ―> Ostat­kiem sił do­by­ła my­śliw­ski nóż

 

Nie chcę być sama, niech choć Twoja ro­dzi­na za­spo­koi swój głód. Niech prze­trwa­ją…– Wy­chry­pia­ła dziew­czy­na. ―> Brak spacji po pierwszej półpauzę. Zaimki piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie. Brak spacji po wielokropku. Didaskalia małą literą.

Winno być: Nie chcę być sama, niech choć twoja ro­dzi­na za­spo­koi swój głód. Niech prze­trwa­ją… – wy­chry­pia­ła dziew­czy­na.

 

Ty moją tak. Dzię­ku­ję Ci. ―> Ty moją tak. Dzię­ku­ję ci.

 

Byty nie poj­mo­wa­ły

w pełni ani co się stało… ―> Zbędny enter.

 

teraz już za­wsze

bę­dzie­my razem gdzie ty tam i ja na wieki. ―> Zbędny enter.

 

–Nasze ży­wo­ty za­koń­czy­ły się wza­jem­nie, po­łą­czy­ły nas więzy krwi, teraz już za­wsze

bę­dzie­my razem gdzie ty tam i ja na wieki. ­­–Już nigdy nie będę sama. –Już nigdy nie bę­dziesz sama. ―> Powinno być:

Nasze ży­wo­ty za­koń­czy­ły się wza­jem­nie, po­łą­czy­ły nas więzy krwi, teraz już za­wsze bę­dzie­my razem, gdzie ty tam i ja, na wieki.

­­ Już nigdy nie będę sama.

Już nigdy nie bę­dziesz sama.

 

Trupy usła­ły gęsto naj­pierw oko­licz­ne pola a w końcu nawet do­mo­we izby. ―> Skoro, jak piszesz, to była wioska, to musiała być mała – skąd więc tyle trupów, że zasłały okoliczne pola i izby?

 

za­cho­wa­ły się tylko dwie pierw­sze

i przed­ostat­nia. ―> Zbędny enter.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję za dokładne przeanalizowanie tekstu i wskazanie mi błędów. Naniosłam zaproponowane przez Ciebie poprawki, teraz powinno być lepiej. :) Tekst został przeze mnie skopiowany z worda i niestety nie zauważyłam, że tak się wszystko rozjechało. :( Następnym razem dopilnuję, aby nic takiego się nie wydarzyło. 

Cieszę się, Arietto, że uznałaś uwagi za przydatne i wprowadziłaś poprawki. Mam też nadzieję, że to był wypadek przy pracy i kolejne opowiadania będą wyedytowane należycie. ;)

 

edycja

Arietto, nie rozumiem tytułu – o jaką boginię chodzi i jakiż to koszmar ja nawiedził?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

W opowiadaniu starałam się nawiązać do skandynawskiej bogini śmierci Hel. Koszmar odnosi się do okoliczności śmierci bohaterki.

Arietto, dziękuję za wyjaśnienie. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Opowiadanie przeczytałem już wcześniej, podoba mi się i klimat i pomysł. Natomiast jej długie i bujne życie z przegryzionym gardłem nieco dziwi :)

 

Pozdrawiam

Pomysł ciekawy, plus za brak sentymentalizmu i pewien narratorski dystans w opowiadaniu. Fajnie, że pokazujesz los jednostki i los społeczności – wpisujesz przedstawioną historię w szerszy kontekst.

Spodobało mi się połączenie losów wilka i dziewczyny po śmierci, a także to, że sposób poniesienia śmierci ma wpływ na funkcjonowanie ducha osoby/ istoty.

Nie spodobała mi się scena śmierci – wydaje się być nieprawdopodobna, dziewczyna z ogromnym wilkiem u gardła jest w stanie sięgnąć po nóż i wbić go napastnikowi w gardło… Niestety, ale nie przekonuje. Opisy pożerania zwłok też nieszczególnie przekonujące.

Wątek wielodniowego głodu i to, że bohaterka udała się w takim stanie na polowanie/ sprawdzić wnyki. Nie wiem, czy ktoś bardzo mocno osłabiony byłby w stanie coś takiego zrobić.

Upolowanie renifera – sama nie dałaby rady zatargać truchła do wioski. Może jego część. Dziwne że nie pomyśla o zagrożeniu ze strony innych zwierząt (choć to można ewentualnie tłumaczyć jej zmęczeniem).

 

Warsztatowo – jest trochę usterek różnego rodzaju. Tekst niedomaga interpunkcyjnie. Czasami używasz słów niezgodnie z przeznaczeniem, zdarzają się składniowe niezręczności.

 

wyrwały z policzka soczyste kęsy mięsiwa

 

fragment ciała, mięśnia, ale nie mięsiwa https://sjp.pwn.pl/sjp/miesiwo;2483166.html

 

Tundra i puszcza to nie są synonimy.

 

Przecinki stawia się przed wołaczami i imiesłowami przysłówkowymi.

 

It's ok not to.

Dogsdumpling, bardzo dziękuję za przeczytanie tekstu, ale również za miłe słowa i uwagi. ;) Jeśli chodzi o usterki językowe i interpunkcyjne wiem, że jeszcze sporo muszę się nauczyć, ale mam nadzieję że z czasem będzie coraz lepiej.

Bohaterka poszła sprawdzić wnyki w takim stanie ponieważ nie miała wyboru, w obliczu nieuniknionej głodowej śmierci lub podjęcia ryzykownej wyprawy wybrała drugą opcję. 

Upolowanie renifera – Hejella zdecydowała się na takie przedsięwzięcie ponieważ był to szczęśliwy traf, że zwierzę pojawiło się na jej drodze. W obliczu wycieńczenia, nie myślała logicznie, ani nie planowała jak zawlecze truchło do domu. 

Słowa tundra i mięsiwo rzeczywiście użyłam źle i bardzo dziękuję za zwrócenie mi na to uwagi. :)

Pojawia się dużo komentarzy na temat małego realizmu działania dziewczyny w chwili śmierci – na swoje usprawiedliwienie mam jedynie, to że myślałam o ataku wilka i kontrataku dziewczyny jak o zdarzeniach, które wydarzyły się niemal jednocześnie. Przez wykonywany zawód wiem, że wykrwawienie się zajmuje kilkanaście/kilkadziesiąt sekund, a adrenalina uśmierza ból i dlatego w chwili pisania nie wzięłam pod uwagę, że może wydawać się to wszystko bardzo naciągane. Następnym razem dołożę wszelkich starań, by losy bohaterów w napisanych przeze mnie opowiadaniach były bardziej realistyczne. Każda uwaga jest dla mnie cenną nauką na przyszłość. ;) 

Pozdrawiam serdecznie

To jest całkiem fajny tekst, tylko szkoda, że wciąż sporo w nim usterek. Są błędy z formatowaniem, interpunkcją, w niektórych miejscach składnia też wydaje mi się niezgrabna. Ale masz potencjał. Widać, że próbujesz układać ładne, plastyczne zdania i w wielu miejscach Ci się to udaje. Jestem przekonana, że będzie tylko lepiej. :)

Ocho, bardzo dziękuję za miłe słowa. :) Wiem, że jeszcze dużo nauki i pracy przede mną. Dołożę wszelkich starań do tego, żeby było coraz lepiej.

Pozdrawiam serdecznie

Nie porwało mnie, ale nie czytało się źle ;)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka