- Opowiadanie: CharliseEileen - Kozie dziewki

Kozie dziewki

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Kozie dziewki

Tu, gdzie tylko sczerniałe ziemie i zasuszone trawy pozostały, tutaj jeszcze całkiem niedawno, a może by rok minąć miał niedługo, stała wioska. Wioseczka raczej, kilka chatek strzechą krytych, ot i tyle.

Ludzie żyli tu spokojnie.

Aż pewnego razu przybyły do wioski dwie młode dziewki. Jasnowłose, lecz jedna oczy miała błękitne, jak to niebo letnie, a druga była o spojrzeniu czarnym, jak studzienna otchłań. Obie równie urodziwe były siostry.

I choć wszystkich zjednały sobie w raz uśmiechem i pracowitością, to o jedno pytać się nie było wolno. Skąd pochodziły, to było tajemnicą, której strzegły oj, niezwykle. Tak właśnie do wioski zawitało nieszczęście, które jej mieszkańcy sami z otwartymi rękami przyjęli pod swój dach.

Pewnego sierpniowego wieczoru po całym dniu prac polnych, przyszedł czas, by przy dobrej strawie i mocniejszym napitku spokojnie odpocząć sobie. Miło było, płomienie na ognisku hulały wysoko, pnąc się ku rozgwieżdżonemu niebu.

Młodzi ciągnęli do tańców, starzy do gawędy o dawnych czasach, chochlikach i babach jagach, a płomienie kładły się coraz niżej i niżej po ziemi. Iskry strzelały wokoło przy zarumienionych twarzach, z cichym sykiem błyskając rozżarzoną czerwienią.

Gdy już wszystkim było wesoło i każdy, co by śmielszy się jakoś tak począł robić, chłop Dobrutro legł u stóp dziewczyny o węgielnych oczach. Nim przemówił, czknął od serca i wtenczas dopiero wybełkotał:

– Toż trzeba przyznać, żeś ty najpiękniejsza ze wszystkich, prawda to? A prawda! A choć tyś taka cudna, jak stokrotka, jak lilija, jak motylek jakiś, to żem nigdy nie widział, byś ty się w lustrze przeglądała. Ani razu! A inne panny, chociaż niejedna jak ropucha, to i co chwilę patrzy na się, jakby królewna była jakaś.

Ciemnooka nachyliwszy się nad pijanym, z błyskiem figlarności w spojrzeniu, rzekła w odpowiedzi tyle:

– Ja się wstydza siebie tak oglądać. Jak czasem w rzece się przeglądnę to i starczy. Przecie wiele się człek nie zmieni w taką chwilę, to po cóż częściej?

A to chłop na jej słowa prychnął i klepnął się w udo spracowaną dłonią.

– Jakże to takie zwyczaje? Żarty, ha, ha, czy jak? Taka jagoda niech się w lusterku jak raz przeglądnie! – Na takie krzyki zaraz wokoło zebrało się słuchaczy.

-Szkoda kłopotu dla mojej próżności.

– Gadanie, gadanie, Niepełka, no, skombinuj co! – Jeden z podrostków jak nie skoczył na równe nogi, tak jakby już wcześniej wiedział o zadaniu, i jakby tylko wyczekiwał momentu, gdy czas przyjdzie odpowiedni.

Dziewczę tymczasem w ognistym świetle dogasających płomieni, w moment blednąć zaczęło coraz bardziej. Tak, że twarz jej na myśl przywodzić mogła trupią czaszkę umarlaka jakiego o zapadłych smolnych oczodołach.

– Kiedy nie mam ja w zwyczaju tak…– zaczęła szeptem niepewnym, suchym jak ten syk ognia. Nie dane jej było dokończyć, gdy wtem jej siostra z takim aż nazbyt ożywieniem oświadczyć postanowiła:

– Mojmira, a jak tak się prosi ciebie, toś się nie daj błagać, bo to ino dla zabawy będzie. No, spojrzyj w lusterko, choćże raz!

Wstała i wzięła w ręce zwierciadło od chłopaka, który zdyszany niemiłosiernie, zdążył już wrócić w tym międzyczasie.

Mojmira już wcale biała, jak ta kredowa ściana, wzrok swój czarniutki odwróciła, tak jakby aż bała się sama swego odbicia. Pijani chłopi ani nawet nie zauważyli tej jej zmiany, tego jej przestrachu nagłego. Krzyczeć zaś rozpoczęli, byle by zachęcić dziewkę, by ta coś by się przejrzała w lusterku, a warkocz raz jeszcze zaplotła, poprawiła loki.

– Siostrzyczka, co to tak, dla mnie się chociaż popatrz, co? Dla mnie że nawet tego nie uczynisz, Miruś? – Na te słowa, w czarnych oczach dziewczyny zatańczyły dwa płomyki, które nie tyle, co zgasły wnet, ile zostały przez te tęczówki pochłonięte.

Mojmira wstała i z zamkniętymi oczami wyszeptała:

To dla niego te ofiary.

Koźla klątwa, oczu czerń.

Nie błagajcie nas tu łzami.

My tak wypełniamy pieśń.

Spod przymkniętych powiek na białe lica dziewczyny zaczęła spływać ciecz, co na myśl przywodziła smołę. Leniwymi stróżkami pełzła niczym zaskrońce po skórze Mojmiry, która gdy oczy otworzyła, przeglądnąć się w lustrze już nie wzbraniała.

Wrzawa podniosła się okrutna, gdy ludzie dojrzeli w zwierciadle nie odbicie pięknej dziewki, ano za to kozią głowę z czerwonymi ślepiami. Krzyk poniósł się wśród wszystkich niemiłosierny:

– Diabeł! Diabeł najprawdziwszy!

– Przeklęte stworzenie!

– Czarownica!

Wtem płomienie dogasającego ogniska buchnęły, jakby ktoś nowe życie tchnął w nie. Zasyczały wściekle i począć zaczęły tańczyć po ziemi, łapczywie spopielając drewna i trawy. Nim chłopi zdążyć mogli choćby palcem ruszyć, ogniste języki już szarpały ich odzienie, już sięgały ciał. Dym palonych uniósł się słodką wonią nad całą wioską ogarniętą pożogą.

Drewniane chaty o słomianej strzesze w jednej chwili otoczyły wianki ognistych płomieni. Języki syczące łapczywie, jak wygłodzona zwierzyna, rozpoczęły swe żerowania bez litości, bez miłosierdzia dla wszelkich istot, rzeczy i ziemi.

A wśród tego całego obłędu. Wśród cierpień konających ludzi i domów walących się belka po belce, stały dziewki. Jasnowłose siostry. Jedna o spojrzeniu oczu jasnych jak niebo bezchmurne. Druga o oczach czarnych, co smolne łzy ronią.

Stały wśród ognia, lecz płomienie ani by razu nie odważyły się choćby musnąć skrawka ich sukien. Obserwowały jak składana zostaje ofiara przeklęta, która dla ich pana, dla Szatana, ma być przeznaczona.

Kozie dziewki. Czarownice. Jedna lustro trzyma w ręku. Druga się w nim przegląda. Lecz niezbyt często! Wszak gdy takie odbicie śmiertelnik ujrzy, już stracona jego dusza. Już tu, na tym łez padole, człowiek nie ma czego szukać.

– Miruś, tak szkoda tych nieszczęśników, ja wiem. Ale taś pomyśl, że i nasz los gorszy od ich jest – rzekła jasnooka przez ten żar, przez to drgające powietrze piekielne, przyglądając się śmierci.

Po tych słowach, ruszyły obie siostry czarownice przez płonącą wioskę i znikły wśród dymu i popielnych prochów, tak by swe koźle oblicze ukazać i innym.

 

Koniec

Komentarze

CharliseEileen, tak krótki tekst powinnaś oznaczyć tagiem SZORT.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Pomysł jest i to nawet fajny, ale zarżnęłaś go szykiem zdań.

Obie równie urodziwe były siostry.

Wiem, że w języku polskim można prawie wszystko, ale to naprawdę brzmi fatalnie i piekielnie źle się czyta. Nie wspomnę już o tym, że przy takiej konstrukcji, co rusz wyskakuje Ci byłoza.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Był pomysł na scenkę z udziałem czarownic, ale został zamordowany wykonaniem, bo ani to stylizacja, ani gwara i tylko zrozumienie czytającemu mocno utrudnia.

 

-Szko­da kło­po­tu dla mojej próż­no­ści. ―> Brak spacji po dywizie, zamiast którego powinna być półpauza.

 

– Kiedy nie mam ja w zwy­cza­ju tak…– za­czę­ła szep­tem nie­pew­nym… ―> Brak spacji po wielokropku.

 

Nie dane jej było do­koń­czyć, gdy wtem jej sio­stra… ―> Czy oba zaimki są konieczne?

 

– Moj­mi­ra, a jak tak się prosi cie­bie, toś się nie daj bła­gać… ―> Chyba miało być: – Moj­mi­ra, a jak tak się prosi cie­bie, toć się nie daj bła­gać

 

No, spoj­rzyj w lu­ster­ko, choć­że raz! ―> Chyba miało być: No, spoj­rzyj w lu­ster­ko, choć­by/ chociażby raz!

 

zdą­żył już wró­cić w tym mię­dzy­cza­sie. ―> W tym, to znaczy którym?

A może wystarczy: …zdą­żył już wró­cić w mię­dzy­cza­sie.

 

byle by za­chę­cić dziew­kę, by ta coś by się przej­rza­ła w lu­ster­ku… ―> Przykład bardzo nieczytelnie skonstruowanego zdania, w dodatku z nadmiarem grzybków w barszczyku.

 

Le­ni­wy­mi stróż­ka­mi peł­zła ni­czym za­skroń­ce po skó­rze Moj­mi­ry… ―> Rozumiem, że dozorczynie mogły być leniwe, ale dlaczego pełzały po skórze Mojmiry.

Poznaj znaczenie słów stróżkastrużka.

 

Ale taś po­myśl, że i nasz los gor­szy… ―> Taś-taś woła się na kaczki, a co znaczy taś pomyśl?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Mimo fatalnego rytmu zdań i stylizacji, która zgrzytała jak piach w zębach beduina po burzy piaskowej, jakoś dobrnąłem do końca. W pewnym momencie pojawiło się zaciekawienie i pomyślałem, że może nie wyrżną całej wioski, że tajemnica będzie bardziej złożona, ciekawsza… No cóż.

Generalnie niczego głębszego w szorcie nie ma. Morał? Niespecjalnie. To tylko obraz klątwy – przeklętych dusz. Co prawda szkicujesz tragizm jednej ze sióstr, która wie, że ich historia znowu zataczała koło (to nie pierwsza i nie ostatnia wioska), ale to za mało. Bezwolnie dopełnia swojego przeznaczenia, nie wychodzi poza sztampę.

 

Pozdrawiam Czwartkowy Dyżurny :)

 

Przyznam szczerze, że (moim zdaniem) z tą stylizacją "folklorystyczną" ;) w tekście nie jest tak źle, jak niektórzy piszą. Owszem, często Twoje zdania brzmią jak wypowiedzi mistrza Yody (Obie równie urodziwe były siostry.), ale jest też sporo fragmentów stylizowanych dosyć udanie. A i pod tą stylizacją ukrywają się (chyba) wcale nie takie małe umiejętności językowe.

Czytałem Twój poprzedni tekst, całkiem podobny w klimatach i konwencji, ni to okrutnej bajki, ni to baśni grozy lub ponurej gawędy. I kolejny raz mam podobne zastrzeżenie do fabuły. Tam była zaledwie klimatyczna scenka, epizod pozbawiony ciekawej akcji, przypominający bardziej wstęp do dłuższej historii niż samodzielną fabułę. Tutaj dostajemy nieco więcej, ale mamy wciąż prościutką opowieść bez zaskoczeń. Diabelskiego charakteru sióstr domyślamy się już po tytule, zakończenie historii znamy już po pierwszym zdaniu, a autorka prowadzi nas do oczywistego finału jak po sznurku, bardzo utartymi ścieżkami. Z jednej strony mamy więc tekst dobrze skonstruowany (wydarzenia, mimo, że przewidywalne, toczą się gładko i rozwijają płynnie), z drugiej źle skomponowany. Chyba że odkrycie wszystkich kart już w tytule i wstępie było celowe. A to moi zdaniem błąd, bo w tej sytuacji akcja i jej zakończenie okazują się w sumie nijakie i dosyć obojętne czytelnikowi, a sam finał nie ma żadnej mocy.

Zatem zadam pytanie: jaki cel przyświeca pisaniu takich historii? Czy to wprawki stylizacyjne (rzeczywiście nad tym aspektem trzeba wciąż pracować, ale chyba raczej pisząc do szuflady)? Czy może brakuje Ci inwencji do tworzenia bardziej oryginalnych i pomysłowych fabuł?

Ja nadaremnie wypatrywałem tutaj jakiegokolwiek elementu zaskoczenia, czegoś wyróżniającego tekst w jakimś aspekcie, chyba że za takowe uznamy właśnie ową stylizację, która niestety na razie jedynie męczy większość odbiorców (dorzuciłbym może jeszcze wspomniany klimacik).

Oferujesz nam zatem lekką cepelię w świecie przedstawionym (bez urazy), bardzo przewidywalną fabułą, brak twista i jakiegokolwiek ukrytego przesłania (albo ja go nie dostrzegam). Bohaterów też podsuwasz szablonowych.

Co paradoksalne, widać pod tym wszystkim, że naprawdę masz potencjał i możesz się jeszcze porządnie rozpędzić w swojej konwencji. Pokusić o zaskoczenie, o element odróżniający Twoje dzieła od banalnych ludowych opowiastek o diable, wiedźmach czy topielcach.

Tak sobie myślę – gdyby były to np. przytoczenia gawęd starej niani w większej fabule albo wprowadzenia do dalszej akcji z przełamaniem schematu wydarzeń (np. w kolejnej wiosce ktoś siostry przejrzał i historia robi woltę) pewnie by się spokojnie obroniły. Póki co jest tylko walka z przejrzystością stylizacji na ringu prostych opowiastek.

Ogólnie mam jednak wrażenie, że powoli i swoim tempem podążasz we właściwym kierunku.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Też czytałem twój wcześniejszy tekst i muszę przyznać, że tamten chyba czytało mi się lepiej. Kupuję ogólne założenia twojej stylizacji, ale w tym tekście była bardzo nierówna. No i jednak trzeba też pamiętać, że taka narracja sprawdzić się może w stosunkowo krótkich tekstach, ale gdybym miał czytać coś dłuższego napisanego w ten sposób, to pewnie rzuciłbym to w diabły. 

Poza narracją zostaje fabuła, a ta niestety rozczarowuje, bo niewiele tu się dzieje i nic nie zaskakuje. Jak wspominał Maras – na samym wstępie zdradzasz zakończenie, więc nie masz szans na zbudowanie napięcia. Brakuje tutaj może jakiegoś zwrotu akcji, może jakiejś wyraźnej myśli przewodniej czy morału. Czegoś, co by nadało temu opowiadaniu dodatkowy, głębszy wymiar. Na przykład gdyby siostry w jakiś sposób miały być alegoriami czegoś i opowiadanie poruszałoby bardziej uniwersalne tematy, to prosta historyjka mogłaby się obronić. A tak nie dajesz nam ani ciekawej historii, ani żadnego przesłania. A szkoda.

Ale zgodzę się też jeszcze raz z Marasem, że jest w twojej literaturze potencjał na coś naprawdę fajnego. 

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka