- Opowiadanie: hamburgerek_aga - Siódme święta Karolinki

Siódme święta Karolinki

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Siódme święta Karolinki

Karolinka przeglądała się w lustrze. Mama stała za nią i czesała sobie włosy, usiłując upiąć je w zgrabny kok. Dziewczynka liczyła sobie zaledwie sześć lat, ale mimo młodego wieku dobrze rozumiała, że dziś nie jest dobra pora na narzekanie i fochy. Wigilia to był w domu dzień raczej nerwowy, pełen gorączkowego sprzątania, okrzyków nad przypalonym karpiem i lawirowania między szczątkami bombek choinkowych, które pies Funio regularnie strącał ogonem. Za parę minut mieli przyjść dziadkowie i wujostwo, a włosy mamy wołały o pomstę do nieba, tak przynajmniej powtarzała głośno przed lustrem.

Karolinka przyjrzała się sobie po raz ostatni z zadowoleniem, bo była dziś ubrana w piękną sukienkę w czerwoną kratę i zieloną kokardę wpiętą w warkoczyk. Pobiegła do salonu, gdzie znajdowało się świąteczne centrum dowodzenia, z potężną choinką i wielkim stołem. Dziewczynka usiadła w rogu na kanapie i z uwagą przyglądała się całemu temu świątecznemu rozgardiaszowi. Na pierwszy plan wysunęła się oczywiście kolorowa choinka, która w małym, dziecięcym umyśle zajmowała szczególnie dużo miejsca. Oczy Karolinki zarejestrowały również sianko i opłatek, przesunęły się łakomie po koszu z cukierkami (były przeznaczone na deser i biada tym, którzy wcześniej zostali przyłapani z łapami gdzieś w pobliżu), ale dłużej zatrzymały się na tym specjalnym krześle, które miało być zachowane dla kogoś potrzebującego, gdyby pojawił się w czasie kolacji. To krzesło stanowiło nieodłączny element Wigilii, razem ze śpiewaniem kolęd i paleniem zimnych ogni. Pani w przedszkolu opowiadała im o tych wszystkich świątecznych tradycjach; dziewczynka pamiętała też dobrze legendę o mówiących zwierzętach. Pies Funio jak dotąd niestety do nikogo nie się odezwał, chociaż Karolinka nie raz próbowała go do tego namówić.

Zadzwonił dzwonek i cała rodzina zbiegła się do przedpokoju, żeby powitać gości. Dziadkowie, pachnący mrozem i objuczeni ciężkimi siatami, rubasznie witali się z rodzicami, a pies obszczekiwał towarzystwo i skakał po wszystkich brudnymi łapkami. Nikt za to nie przywitał się z Karolinką, ale dziewczynka nieszczególnie się tym przejęła, bo dziadziuś zawsze kłuł i drapał brodą. Siedziała grzecznie po cichu i łakomie wpatrywała się w torby, w których musiały znajdywać się prezenty.

Tato podszedł do radia i włożył swoją ulubioną płytę z kolędami. Zabrzmiała “Cicha Noc”, a w powietrzu unosił się zapach pierników prosto z piekarnika zmieszany z wonią choinki i perfum cioci Ani, stukającej obcasami i roznoszącej sztućce. Bardzo się to wszystko Karolince podobało, ten wigilijny rozgardiasz, znajome zapachy i ulubione kolędy. Humor miała dziś wyjątkowo dobry, tym bardziej nie rozumiała, czemu rodzice są w takim złym nastroju.

– Siądźmy do stołu – powiedziała mama. Widać było, że znowu płakała. Dziewczynka cały dzień próbowała zgadnąć dlaczego, ale mama nic jej nie mówiła, tylko gotowała i sprzątała, bardzo intensywnie.

– A ty, kochanie, przeczytaj nam Biblię przed kolacją. – Tu zwróciła się do brata Karolinki. 

– Nie chcę – powiedział Maciek z zaciętą miną. 

– Bez dyskusji. Ktoś musi. – Mama westchnęła ciężko. Tato objął ją mocno i ucałował, a ciocia z wujkiem spojrzeli po sobie i oznajmili, że muszą jeszcze szybkiego papieroska przed kolacją. Po dłuższej chwili wszyscy stanęli wokół stołu, a Maciek zaczął czytać ten sam fragment, który Karolinka po raz pierwszy odczytywała w zeszłym roku. Ależ była wtedy z siebie dumna! Trochę mieszały się jej jeszcze niektóre litery, dlatego ćwiczyli czytanie z dziadziusiem przez całe tamto wigilijne popołudnie.

„W owym czasie wyszło rozporządzenie Cezara Augusta, żeby przeprowadzić spis ludności w całym państwie*…” Dziewczynka zaśmiała się, gdy jej brat doszedł do fragmentu o „wielkorządcy Syrii, Kwiryniuszu”, bo to było bardzo śmieszne imię. 

Cała rodzina stała dookoła stołu i wpatrywała się w swoje złączone dłonie. Gdy Maciek skończył czytać, Karolinka uciekła do kuchni przed rozdawaniem opłatków. Jak co roku zresztą, to znaczy od kiedy zaczęła rozumieć, o co w tym wszystkim chodzi. Uch, życzenia! Wszyscy ją całowali i przytulali, a co gorsza, oczekiwali, że ona też będzie ich obcałowywać! Fe! Posiedziała chwilę schowana, czekając, aż ktoś z rodziny ją zawoła, jednak w tym roku postanowili chyba dać jej spokój. Do kuchni przyszedł za to Funio, żeby dotrzymać jej towarzystwa. Podrapała go chwilę za uchem i przytuliła się do wielkiego, puchatego ciała.

– Funio, chyba czas iść na kolację.

Pies pomerdał ogonem w odpowiedzi i poszedł z dziewczynką do salonu, gdzie rodzina kończyła właśnie składać sobie życzenia. Mama była zapłakana, a tata obejmował ją mocno. Reszta rodziny stłoczyła się wokół nich, a wszyscy mieli nietęgie miny i głaskali rodziców po plecach. 

– Kochani, przepraszam was – powiedziała mama. – To pierwsza taka Wigilia… – Pociągnęła nosem. – Dobrze, że jesteście, bez was nie przetrwalibyśmy tego wszystkiego.

– To może zacznijmy… – powiedział tata, a broda trochę mu drżała. Wszyscy powoli zajmowali miejsca dookoła, a Karolinka rozejrzała się – oprócz tego jednego krzesła, na którym nikt w Wigilię nie siedział, wszystkie miejsca były zajęte. Babcia sięgnęła po chochlę i zaczęła nalewać wszystkim barszczu z uszkami.

Karolinka złapała się pod biodra i spytała głośno:

– A gdzie miejsce dla mnie? – Nikt jej nie odpowiedział.

Mama spojrzała czerwonymi oczami na dodatkowe, puste krzesło. Ojciec uchwycił jej spojrzenie i złapał ją za rękę.

– Karolinka na pewno jest z nami tej Wigilii, mamo – powiedział Maciek, a mama zaszlochała głośno.

Karolinka popatrzyła na nich wszystkich jak na wariatów, chociaż wiedziała to, co każde mądre dziecko wie – że czasem dorośli bywają po prostu dziwni. Wzruszyła tylko ramionkami i zajęła puste miejsce przy stole. 

 

*Cytat pochodzi z Biblii Tysiąclecia 

 

Koniec

Komentarze

Bardzo ładnie wyszło. Proste, ale chwytające za serducho. Karolinka była tak realna, że nawet mi do głowy nie przyszło, dokąd mnie prowadzisz.

Tylko zmień oznaczenie na szort.

Ode mnie kliczek. :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Irka bardzo dziękuję za miłe słowa i cieszy mnie, że się podobało :) 

W kwestii szorta nie jestem pewna – jestem początkująca ale gdzieś na stronie (nie pamiętam gdzie) trafiłam na wątek dotyczący długości szorta i podobno to zależy od decyzji autora. Dopytam się/ doczytam czy trzeba to zmienić bo sama nie byłam pewna :)

Szorcik do tysiąca znaków, wszystko, co ma więcej niż tysiąc to opowiadanie. :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

ok! Już edytuję :)

Psiakostka, chodziło mi oczywiście 10 tysięcy znaków, a nie o tysiąc. :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Hahaha tak coś mi sie nie zgadzało ale juz ok :) dziękuje!!

Ładne, zgrabne, proste. Najbardziej chyba podoba mi się fakt, że nie przeciągasz, co w połączeniu z dobrym stylem i zasadniczym brakiem błędów wpływa na płynną i przyjemną lekturę.

Twist jest co prawda mało oryginalny (doświadczony czytelnik już na pierwsze wspomnienie, że nikt nie przywitał się z dzieckiem, domyśli się, jaki będzie koniec), ale znowu – ratujesz go tym, że nie przeciągasz i przychodzi szybko.

ironiczny podpis

W kwestii długości, to przeważająca wersja brzmi: do 6k znaków szort. Oczywiście, jeśli autor uzna, że 6700 to nadal szort, nikt go gonił nie będzie, bo decyduje też np. stopień komplikacji fabuły itp. 10k to absolutne maksimum, ale już w okolicach 8k zaczyna się poważne marudzenie, że to opowiadanie a nie szort.

 

Co do samego tekstu – pomysł raczej z tych zgranych i sztampowych (niedawno było tu opowiadanie z podobnym twistem), ale nadrabiasz tym, że zgrabnie pokazane, aż się chce powiedzieć: a gdzie tu fantastyka. Zastanawiam się, czy dałoby się na koniec uciec od sztampy, bo jednak zakończenie trochę zbyt stereotypowe.

 

W tekście literackim nie musisz podawać źródła tak oczywistego cytatu z przypisem. Wystarczyłoby, gdybyś w przedmowie napisała, że cytujesz przekład (! bo to nie odrębne dzieło) Biblii Tysiąclecia. Poprawnie byłoby “cytat z [konkretna księga] w przekładzie BT”

http://altronapoleone.home.blog

Bardzo ładnie napisane, ale motyw już przeżuty kilka razy :(. Mimo to klik się należy, chociażby za ładną narrację ukazaną z perspektywy dziecka.

Używanie poprawnej polszczyzny jest bardzo seksowne

Dziękuję wszystkim za konstruktywne uwagi i miłe słowa :)

Kotlecik odgrzany, ale całkiem smaczny i ładnie podany. Czytało się nieźle, jednak brakło zaskoczenia i bardziej efektownego finału, albowiem wiele już było opowiadań opartych na podobnym motywie.

 

usi­łu­jąc uło­żyć je w zgrab­ny kok. ―> …usi­łu­jąc upiąć je w zgrab­ny kok.

Koków się nie układa, koki się upina.

 

Ka­ro­lin­ka przyj­rza­ła się sobie po raz ostat­ni z za­do­wo­le­niem, bo miała dziś ubra­ną pięk­ną su­kien­kę… ―> Kto, w co i po co ubrał sukienkę, skoro przecież była piękna?

Winno być: Ka­ro­lin­ka przyj­rza­ła się sobie po raz ostat­ni, z za­do­wo­le­niem, bo była dziś ubra­na w pięk­ną su­kien­kę

Sukienek, tak jak żadnej odzieży, nie ubiera się! Sukienkę można włożyć, założyć, przywdziać, ubrać się w nią, a nawet wystroić się, ale nigdy, przenigdy nie można ubrać sukienki.

Za ubieranie sukienki grozi sroga kara – trzy godziny klęczenia na grochu, w kącie, z twarzą zwróconą ku ścianie i z rękami w górze!

 

pusz­cza­niem zim­nych ogni. ―> Czy zimne ognie się puszcza? Zawsze je zapalałam i trzymałam, aż do zgaśnięcia ostatniej z sypiących się gwiaździstych iskier.

 

pa­mię­ta­ła też le­gen­dę o kwie­cie pa­pro­ci… ―> A jaki jest związek kwiatu paproci ze świętami Bożego Narodzenia? O ile mi wiadomo, kwiatu paproci szuka się w noc świętojańską.

 

i ska­kał po wszyst­kich swo­imi brud­ny­mi łap­ka­mi. ―> Zbędny zaimek. Czy mógł skakać cudzymi łapkami?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Regulatorzy dzięki za ciekawe uwagi! Szukając informacji o różnych świątecznych tradycjach natrafiłam gdzieś na połączenie kwiat paproci+Boże Narodzenie. Rzeczywiście raczej mówi się o nim przy nocy świętojańskiej. Przepraszam pokornie za ubieranie sukienki i idę do kąta na groch:p

Po takich komentarzach wiem, że nic nie wiem, tym bardziej dziękuję wszystkim za uwagi i za betowanie (Wojciech Orłowski!) bo można się od Was ludzie mnóstwo nauczyć :)

Regulatorzy, zaraz lecę poprawiać po Twoich uwagach :)

Hamburgerku_ago, bardzo proszę, i cieszę się, że uznałaś uwagi za przydatne. :)

Nie bardzo wiem, jak można szukać kwiatu paproci w grudniu, kiedy wszystkie paprocie dawno poschły i przysypał je śnieg. A śniegu to drzewiej potrafiło napadać tyle, że ho, ho!

Powstrzymaj się jeszcze od klęczenia na grochu – wszak napisałam, że za ubieranie sukienki grozi kara, a Ty jeszcze nie zostałaś na nią skazana. ;)

Powstrzymaj się też z poprawianiem tekstu – to będzie dozwolone dopiero po ogłoszeniu wyników konkursu.

Powodzenia w dalszej pracy twórczej. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przeczytałam.

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Zakończenie nieco przewidywalne, ale czytało się przyjemnie :)

Przynoszę radość :)

Miałaś to nieszczęście, że sięgnęłaś po rozwiązanie, które niedawno pojawiło się w portalu (i to nawet w moim tekście). Zgaduję, że prawdopodobnie stało się to nieświadomie. Jednak opowiadanie dobrze się czytało, napisane jest sprawnie, w ciekawy sposób. Końcówka zaskakuje, chociaż zorientowałam się, że coś jest nie tak, kiedy dziadkowie nie witali się z dziewczynką. Przy zapłakanej mamie obstawiałam, że rodzice mają jakąś przykrą tajemnicę, którą podzielą się z rodziną w czasie Wigilii. Gdybym miała coś zmieniać, pomyślałabym nad przedstawieniem świąt w mniej tradycyjny sposób. Ode mnie klik. :)

Bardzo dziękuję Anet i ANDO dziękuję za uwagi co do tekstu i za klik! Tak jest, wtedy nie czytałam jeszcze Twojego tekstu, już nadrabiam straty ;) 

Taka zwykłą, świąteczna scenka, napisana jednak bardzo ładnie. I bardzo fajnie ukrywasz przed czytelnikiem o co chodzi. A gdy przychodzi zrozumienie, to okazuje się, że zaraz po nim, przychodzi koniec opowiadania. Doceniam, że ten twist nie dzieje się w ostatnim zdaniu, że dałaś czytelnikowi tą chwilę na delektowanie się odkryciem. Podobało się.

Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.

Dzięki fizyku, bardzo miło :)

Faktycznie, trochę przewidywalne, bo motyw już dość zużyty. Ale wykonany ładnie, z wyczuciem.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka