- Opowiadanie: zewsnu - Elfia Litość

Elfia Litość

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Elfia Litość

Krótkie opowiadanko pisane zdecydowanie w klimacie Dungeons & Dragons. Jesli ktoś nie lubi Zapomnianych Krain, nie warto tracić czasu.

 

 

Nie jest łatwo zaskoczyć drowa. Niemal każdy z nich uważa się za łowcę, najbardziej niebezpieczną istotę podmroku, a jednak pozostaje czujny. Ogląda się za siebie, węszy podstępy i czeka na zdradę. Szczególnie gdy wokół ma sobie podobnych. Dopiero kiedy wychodzi na powierzchnię, zaczyna czuć się jak lis w kurniku. Idzie tam przecież po łup. Niewolników, skalpy, cenne przedmioty powierzchniowców i sławę którą zaniesie w podziemia. Tylko czasem uświadamia sobie że na górze też łupieżcy, wcale niekoniecznie słabsi od niego.

Banici wiedzieli, że w pobliżu są zejścia do podziemi, ale nigdy nie odważyli się na nic więcej, niż zabezpieczenie ich z zewnątrz kilkoma pułapkami. Trzymali się w ich pobliżu bo nie sięgała tu władza żadnego króla ani pana.

Teraz połączyli siły z wysokim elfem i jego towarzyszką oraz leśnym chochlikiem, który doniósł im o drowach na powierzchni. Zasadzili się na patrol w Niedźwiedzim Jarze.

Kilku siedziało okutanych kocami przy kiepsko schowanym ognisku. Mieli być przynętą, kawałkiem mięska na patyku. Pętlą było dalszych kilkudziesięciu zbirów kryło się w wykopanych naprędce norach lub siedziało na drzewach z sieciami i płachtami.

Gdy drowy podkradały się do siedzących, do nich samych podkradał się niewidzialny przecież chochlik. Gdy mroczne elfy ruszyły, zaświecił się jasno dając znak do ataku.

Sześćdziesięciu chłopa spadło przygniatając wroga masą. Na zaskoczony patrol poleciały sieci, oraz grad miotanych pocisków. Bandyci wpadli w nich z furią. Wiedzieli, że nie mogą równać się z czarnymi w uczciwej walce, ale było ich więcej, a wróg nie miał miejsca ani czasu by skorzystać ze swojej legendarnej zwinności i wrodzonych czarów. Rozpaczliwy opór drowów stłumiono krwawo.

Przy przewadze jedynie trzy do jednego straty były niewielkie. Czterech odważnych ludzi poświęciło życie w słusznej sprawie, kilkunastu następnych było rannych i w chaosie wołało o pomoc.

-Wiązać wieprzy! Już! Dobić tych co się nie ruszają!- Rozkazywał brodaty herszt. Część drowów dała się wziąć do niewoli. W większości ranni, obtłuczeni maczugami i nie bardzo mogący się ruszyć. Nie mieli szans więc desperacko uczepili się nadziei na przeżycie.

Tropiciel kazał ich szybko policzyć. Ośmioro nie żyło, jedenaścioro złapali.

-Wiązać mocniej. Jeden uciekł!

-Co z nim?

-Daj mi najlepszych ludzi, a tych tu pilnuj jak oka w głowie. Poszukam go.

-Idę z tobą.

Nie czekając na odpowiedź elfa odwrócił się i ryknął.

-Bart! Żyjesz?

-Tu jestem!- Odkrzyknął mu tubalny głos. Z zasięgu światła podniósł się ogromny mężczyzna, który okradał drowce kieszenie.

-Pilnuj jeńców! Żeby huhu maja tu być!

-Jak matkę kocham!

Uspokojony zapewnieniem zbira, który nawet nie znał swoich rodziców wybrał sześciu najbystrzejszych myśliwych i wraz z obojgiem elfów ruszył szukać zbiega. W księżycową noc mógł poruszać się szybko, ale o znajdowaniu śladów nie mógł myśleć.

Podzielili się na trzy trójki i choć prowadziła go elfka, na nic nie trafili. Gdy zaczęło świtać kazał im wracać do miejsca wczorajszej bitki.

 

Tymczasem Azinezc leżał związany. Było mu źle. Okropnie. Nie tylko dlatego że bolało go jak diabli złamane żebro, w ciało wżynała sieć, którą go oplątali. Zaciskając zęby starał się znosić ból i kapiącą mu z nosa krew. Słuchał dźwięków chrapliwej, nieznanej sobie mowy. Kątem oka mógł dostrzec brodatych obdartusów, którzy ich pobili i wąsatego olbrzyma który nimi dowodził. Wstające słońce raziło potwornie, choć wcale nie padało nań bezpośrednio. Najgorsze było jednak to, że znów okazał się pierdołą niegodną rodu. Nigdy nic mu się nie udawało, a teraz pierwsza wyprawa po niewolników, którą kończył związany i skoro go nie zabili – pewnie przygotowany by jego samego opchnąć na jakimś targu powierzchni. To właśnie bolało najbardziej. No i jeszcze chciało mu się siku.

Od prowizorycznego obozu wróciła pierwsza trójka, ta z hersztem i elfką. Jeden ze związanych drowów dostrzegł przeklętą faerie. Zaklął pod jej adresem, ale strażnik uciszył go kopem w twarz. Pozostali milczeli, ale jej obecność dodała im sił do prób uwolnienia się z więzów.

Przecież słyszeli co przeklęte elfy z oślepiającej krainy na górze robią ze złapanymi drowami. Torturują, palą żywcem, skazują na śmierć z pragnienia pod palącymi promieniami ogromnej kuli ognia. Ludzie to pikuś. Byli w mocy swojego najgorszego koszmaru, przybranego w delikatne ciało młodej dziewczyny. Na Lolth! Niech ci cholerni ludzie pozarzynają ich toporami! Będzie mniej bolało!

Najstarsza z patrolu budziła się z potwornym bólem głowy. Próbowała wstać, jakby nie wiedziała, że jest związana. Była nieprzytomna niemal od samego początku gdy ktoś rzucił ją buzdyganem w potylicę. Wstrząs mózgu spowodował, że próbując się poruszyć zwymiotowała na zakrwawioną trawę. Bolało straszliwie, a jednak spróbowała ocenić sytuację.

Miała związane z tyłu ręce i nogi. Była rzucona twarzą na ziemię. Wokół było kilkoro szczeniaków z jej patrolu. Z największym trudem przeturlała się na bok. Łysy chłop z brudną rudą brodą pogroził jej trzymanym w ręku młotem. Z góry padło na nią oślepiające i powiększające i tak już nie dający się wytrzymać ból głowy. Gdzie był przeklęty zwiadowca, który pozwolił im wejść w pułapkę?

Odpowiedział jej zmęczony i niski, ale z pewnością należący do elfa głos.

-Uciekł, albo wcale go nie było. Mogli zmienić wielkość patroli. Zostawiłem pozostałych pięciu przy zejściu na dół. Prześlij im coś do jedzenia, ale ostrożnie.

Brodacz wstał witając wracającego elfa.

-Dzięki. Jakby nie ty i twój chochlik, to pewnie by nas wyrżnęli jak bydło. A w pozostałych kwestiach…

-Zaczekaj, proszę.– Elf nie rozkazał, ale jego brązowa twarz była napięta, a piwne oczy nie zachęcały by kazać mu coś mówić dwa razy. Przeszedł kilkanaście kilkadziesiąt kroków ku kilku kobietom, które przyszły tu opatrywać rannych.

-Córcia, choć do mnie.

Młodsza elfka spełniła życzenie ojca, a on pochylił się lekko i pocałował ją w czoło.

-Mam prośbę. Weźmiesz mojego konia i pojedziesz do osady nad rzeką. Powiesz o drowach i poprosisz żeby przygotowali dużo łuczywa. Trzeba zejść na dół.

Dziewczyna popatrzyła mu w oczy. Były spokojne, nawet zimne. Jej własne zaszły łzami.

-Odsyłasz mnie bo nie chcesz żebym patrzyła! Bo chcesz ich zabić!

Ujął za dłonie którymi osłoniła się przed przytuleniem.

-Zrobię wszystko co się da żeby to się nie stało, dobrze? Tylko obiecaj mi że pojedziesz i zrobisz to o co poprosiłem

-Ale ty też obiecaj.

-Nie mogę… no dobrze. Zrobię wszystko co się da żeby przeżyli.

Pokiwała głową nie do końca przekonana w dyskusji, w której nie miała nic do powiedzenia. Płacząc poszła do miejsca gdzie wcześniej uwiązali konie i wskoczyła na potężnego ojcowskiego rumaka. Wiatr rozwiewał jej włosy, a szloch nikł bez echa na leśnej ścieżce.

Tymczasem starszy elf powrócił do niskiego brodacza Kuny i olbrzyma zwanego Bartem, którzy dowodzili szajką. Zaczął herszt.

-Mieli sporo dobrej broni i monet. Chyba najlepiej będzie jak wybierzesz coś dla siebie.

-Mam wszystko co mi potrzebne.

-Ale udział ci się należy że huhu!

-To daj moją część rodzinom tych co zginęli.

Zbój zerknął zdziwiony na swego kompana, a ten jedynie wzruszył ramionami. Obaj wrócili spojrzeniami do elfa.

-A jeńcy? Na gałąź ich?– Spytał znów Kuna.

-Są twoi, zrobisz co zechcesz, albo…– Przypomniał sobie obietnicę złożoną córce.

-Albo mi ich pokaż

Przeszli do żałośnie wyglądających drowów. Wyglądało to tak jak się obawiał. Silną ręką poderwał z ziemi leżącego najbliżej by móc spojrzeć mu w oczy. Azinezc miał pecha być owym „wybrańcem”. Zawsze prześladowało go nieszczęście.

Teraz podniesiony w stronę okropnej, palącej mu skórę kuli ognia, która coraz wyraźniej wyglądała zza drzew i strasznej twarzy leśnego elfa omal nie zlał się w spodnie. A jednak wiedząc że patrzą na niego pozostali zebrał w sobie nie tyle resztki odwagi co rozpaczy i splunął celując w twarz znienawidzonego wroga. Tropiciel odsunął się zwinnie pozwalając drowowi upaść z powrotem na ziemię.

-Możesz ich zabić, nawet pomogę ci ich wieszać. Ale możesz też spróbować ich wymienić. Za pieniądze, albo innych ludzi, którzy są w niewoli u czarnych. Słyszałeś o Dax Odo?

Wypowiedział nazwę głośno i wyraźnie by człowiek na pewno go zrozumiał. Temu ledwie coś świtało, ale jeńcy w mgnieniu oka zrozumieli do czego dążył. Miasto zwane również złotym targiem było w połowie na powierzchni, a w połowie pod nią. Płaciło ogromny haracz władcom obu stron, by móc utrzymać przynoszący krocie handel niewolnikami. Głównymi odbiorcami żywego towaru były oczywiście drowy. I te na pewno nie zawahałyby się przed wykupem „swoich”.

Tych którzy dali się złapać na powierzchni traktowano jak zdrajców. Sama nazwa wystarczyła by śmierć na torturach stała się nie koszmarem, a bardziej marzeniem. Ludzie nie potrafili czerpać z cierpienia innych takiej przyjemności i wszystko co mogli zrobić było cieniem tego co czekałoby ich po powrocie na dół.

Azinezc załamał się ostatecznie. Żadne szkolenie nie przygotowało go na prześladującego go latami i zwieńczonego teraz pecha. Związany, zaczął się rzucać i krzyczeć.

-Zabij mnie! Teraz! Nie możesz tak! Błagam!

-Co on gada?– Spytał Kuna

-Błaga cię o litość.

-A ja myślałem że drowy to tacy twardziele. Mówili że wolą zginąć niż gadać z tobą.

-To dzieciuch. Większość z nich to szczeniaki. Jak mówicie, gołowąsy.

-No i kobity między nimi.– Zafrasował się herszt. Może i był bandytą, ale zabijanie bezbronnych coraz mniej mu się podobało. Omiótł wzrokiem związanych.

Dowodząca nimi kobieta nieziemskim wysiłkiem woli podniosła się na kolana. Jej białe włosy były zlepione krwią, ale twarz pozostawała piękna. Wiedziała o elfach z powierzchni znacznie więcej niż jej oddział. Ten był inny od tych z którymi przyszło jej dotąd walczyć. Okrucieństwo z jakim ich skazywał, kazało sadzić że jest bardziej… drowi. I mógł myśleć podobnie jak jej rasa.

Nie miała nic do stracenia. W krainach poniżej zostawiła wielu wrogów i jeśli wróciłaby do nich w klatce… Nie. Nie chciała teraz nawet myśleć o możliwości przemiany w dridera.

Znalazła w sobie dość siły by przełamać ból, dumę, wstyd. Całą siebie. Jej głos zabrzmiał miękko z lekko udawaną chrypką.

-Pokonałeś mnie Sze-Il i jestem w twoje mocy. Nie stać mnie by kupić sobie życie, ale wciąż możesz zaoferować mi śmierć. Pozwól mi połknąć truciznę, a będę twoim dżinem i spełnię życzenia.

Mimo solidnych więzów postarała się wypiąć biust do przodu i z półotwartymi ustami spojrzeć na leśnego. Nic ją nie obchodziło, że widzą to szczeniaki. Liczyła się tylko ona. Spojrzenie elfa było zacięte i złe, ale stojący obok niego Kuna zwrócił uwagę na jej kobiece atuty. Może brodaty człowiek był jej szansą? Nawet na ucieczkę. Wiedziała że jej nie rozumiał, ale przecież…

-Powiedz mu Sze-Il. Niech poniży mnie przy wszystkich.– Drow nie odpuścił by takiej okazji. Nigdy.

-Co ona robi?– Dopytał się herszt.

Tropiciel wzruszył ramionami.

-Proponuje ci usługi seksualne w zamian za litość.

Kuna spojrzał na drowkę. Nawet związana i ranna wyglądała bardziej egzotycznie niż wszystkie kobiety które dotąd widział.

-Cholera, aż żal.

-Przecież jej nie zmuszasz. Tylko nie rozwiązuj bo to kapłanka. Jeden ruch dłonią i po tobie.

W człowieku zbój i facet przeważyli nad lepszą częścią charakteru. Podszedł do drowki. Bez wysiłku dźwignął ją łapiąc w talii i poniósł gdzieś w odleglejsze krzaki.

Tymczasem Bart silną ręką ściągnął elfa do siebie i pociągnął na stronę. Ten omal nie sięgnął po broń, ale powstrzymał się już z dłonią na rękojeści.

-I to ma być litość? Jebana dobroć długouchów!- Szeptał, ale i tak zawarł w tym dość gniewu.

-Rozumiesz ich?

-Trochę. Chcą żeby ich zaciukać, a ty ich sprzedajesz!

Elf pokiwał głową.

-Tak, przyjacielu. Wiesz to ty i ja. Wszyscy inni uważają, że wyświadczamy im łaskę.

-Ale to gówno prawda.

-Prawda jest względna. Chciałem to wziąć na siebie, teraz będzie nas dwóch. Zamiast pięćdziesięciu ludzi i mojej córki, którzy nie mogliby spać po powieszeniu bezbronnych dzieciaków, będziemy to mieć na sumieniu my dwaj. I to jest właśnie litość. Myślisz że sprawia mi to przyjemność?

Potężny wąsacz groźnie spojrzał w oczy tropiciela, ale nie wyczytał w nich kłamstwa. Elf położył mu rękę na ramieniu i zbój odwzajemnił gest. A jednak żaden z nich nie był przekonany czy był dziś strażnikiem czy katem. I czy przypadkiem nie jest to ta sama fucha.

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Masakryczny początek. Pięć krótkich akapitów, każdy informujący o związanych ze sobą faktach w zupełnie chaotyczny sposób.

"a skradając się nie zwykły patrzeć w górę.

Sześćdziesięciu chłopa spadło na nich przygniatając masą."- Dla mnie to zabrzmiało, jakby 60 chłopa spadło na nich z drzew w jednym momencie:).

"Na nic była im odporność na magię, wrodzonych czarów nie mieli jak rzucać."- ponieważ? Przynajmniej jeden mógł chyba walnąć kulą ciemności, która dałaby im natychmiastową przewagę.

"Ośmioro nie żyło, jedenaścioro złapali."- chyba jedenastu.

"kilkunastu następnych było rannych i w chaosie próbowało wołać pomocy."- próbowało? To nie udało im się zawołać?

"elfa odwrócił się i ryknął."- ryczący elf mi jakoś nie pasuje do FR.

"-Pilnuj jeńców! Żeby huhu maja tu być!-"- to też.

"Najgorsze było jednak to, że znów okazał się pierdołą niegodną rodu."- podoba mi się to określenie (^^). Jedno słowo, i już przed oczami staje cała historia.

A przede wszystkim co to za pauzy po dialogach?

Mam zakładnika. Chomika. Przeczytam kolejny tekst z tak straszliwie zignorowanymi przecinkami, a powieszę go za tylne łapki, zaś do przednich przywiąże ćwierć-kilogramowy ciężarek... Co to, ostatnio jakaś zaraza czy co?

Reasumując: tekst pod względem stylistycznym i merytorycznym jest niedopracowany. Jednak mimo tego przedstawia całkiem niezły poziom, no, przynajmniej nie przedstawia "poźomó".

Lubie klimaty D&D i Forgotten Realms, a w szczególności przygody Drizzta Do'Urdena, więc z ciekawością zaczęłem czytać to opowiadanie. Podpisuje się pod tym co pisał Lassar. To opowiadanie mogło być dużo lepsze.

Dzięki za konstruktywną krytykę. Zmieniłem początek, poprawiłem pauzy tam gdzie nie wpływa to na czytelność.

Niemniej nad tą tez chyba powinienem popracować.

1) "ośmioro nie zyło, jedenaścioro złapali" - FR, u drowów walcza też, a nawet przede wszystkim kobiety. Patrz Legenda Drizzta. W patrolu są drowki, w tym kapłanka.

2) ryknął nie elf a Kuna - szef bandytów chyba może, nie?

 

Chomika lepiej dobij od razu. Żebym nie wiem ile czytał i pisał, nie widzę gdzie powinny być przecinki. Potrafię zapomnieć 20 na stronie.

"Żebym nie wiem ile czytał i pisał, nie widzę gdzie powinny być przecinki. Potrafię zapomnieć 20 na stronie." - a wystarczy poświęcić godzinę lub dwie i nauczyć się podstawowych zasad stosowania przecinka w podręczniku szkolnym lub necie... To naprawdę nie jest taki wielki wysiłek, a nauka zostanie na stałe.

Chcieć to móc.

"podmrok" - czy to się w AD&D nie pisało z wielkiej litery?

Co do samego opowiadania, to wymaga sporego dopracowania, co już wskazali moi przedmówcy.

Tylko czasem uświadamia sobie że na górze też łupieżcy, wcale niekoniecznie słabsi od niego.- Też są łupieżcy, wcale…

 

Pętlą było dalszych kilkudziesięciu zbirów kryło się w wykopanych naprędce norach lub siedziało na drzewach z sieciami i płachtami. – Jaką pętlą? I trochę nie polskiemu to zdanie. – Pętlą było dalszych kilkudziesięciu zbirów, którzy kryli się w wykopanych naprędce dołach, lub siedzieli na drzewach…

 

Czterech odważnych ludzi poświęciło życie w słusznej sprawie, kilkunastu następnych było rannych i w chaosie wołało o pomoc. – ten „chaos” bym stąd wywalił. Dziwnie brzmi tutaj.

 

Z zasięgu światła podniósł się ogromny mężczyzna, który okradał drowce kieszenie. – z zasięgu światła? Cos to nie bardzo…

 

Uspokojony zapewnieniem zbira, który nawet nie znał swoich rodziców wybrał sześciu najbystrzejszych myśliwych i wraz z obojgiem elfów ruszył szukać zbiega.- A co do tego mają ci rodzice? Jakie ma to tu znaczenie?

 

W księżycową noc mógł poruszać się szybko, ale o znajdowaniu śladów nie mógł myśleć. – głowa go bolała od myślenia o tym? A może po prostu nie potrafił tropić po ciemku?

 

Tymczasem Azinezc leżał związany. Było mu źle. Okropnie. Nie tylko dlatego że bolało go jak diabli złamane żebro, w ciało wżynała sieć, którą go oplątali. – co mu wżynała? Wżynała się.

 

Zaciskając zęby starał się znosić ból i kapiącą mu z nosa krew. -znosić ból, cierpienie, niedolę… Ale kapiącą krew? Dziwnie to brzmi.

 

pewnie przygotowany by jego samego opchnąć na jakimś targu powierzchni. – Targu na powierzchni

 

Była nieprzytomna niemal od samego początku gdy ktoś rzucił ją buzdyganem w potylicę. – Była nieprzytomna niemal od samego początku, ponieważ ktoś trafił ją buzdyganem w potylicę.

 

Z góry padło na nią oślepiające i powiększające i tak już nie dający się wytrzymać ból głowy. – Co na nią padło?

 

Elf nie rozkazał, ale jego brązowa twarz była napięta, a piwne oczy nie zachęcały by kazać mu coś mówić dwa razy. – Ale kaprawo to brzmi…

 

Przeszedł kilkanaście kilkadziesiąt kroków ku kilku kobietom, które przyszły tu opatrywać rannych. – To ile tych kroków przeszedł w końcu?

 

Ujął za dłonie którymi osłoniła się przed przytuleniem. – Co, kogo ujął? Ją może?

 

Pokiwała głową nie do końca przekonana w dyskusji, w której nie miała nic do powiedzenia. – nie do końca przekonana dyskusją… A lepiej by było, nie do końca przekonana tą obietnicą, i tyle.

 

Ja wyłapałem tyle. Lubię universum D&D, ale moim zdaniem trochę to pokaleczyłeś.Chodzi mi o techniczną stronę tekstu, bo fabuła, no cóż. To D&D, więc epopei się nie ma co po tym spodziewać. :P  Dam Ci trzy za ten tekst i zobaczymy co bedzie dalej.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Bledy wytkniete. Opowiadanie... No jest, bo jest. Ale gdyby go nie bylo, to tez by sie nic nie stalo. Jako cwiczenie moze byc. Jako "dzielo" - nie.

Nowa Fantastyka