- Opowiadanie: Inscriptum - Dziecię ognia

Dziecię ognia

Witajcie, jestem Incriptum. :)
Parę lat temu prowadziłam dwa blogi zamieszczając tam swoje opowiadania. Po kilku latach przerwy w pisaniu staram się do tego powrócić. Zapraszam do czytania i komentowania moich wypocin. 

“Dziecię ognia” to fanfik inspirowany prozą Sapkowskiego, pisany na rozgrzewkę, po kilku latach przerwy w pisaniu. 

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Dziecię ognia

Słońce wychylało się zza ośnieżonych szczytów, rzucając blask na dolinę u podnóża gór. Powoli rozdzierało ciemność nocy, wspinając się coraz wyżej po niebie. Złociste promienie rozświetliły korony drzew, budząc śpiące w nich ptaki. Ich wysoki świergot przerwał ciszę, oznajmiając początek nowego dnia.

Dolina rozbłysła zielenią. Miękka trawa przypominała puszysty szmaragdowy dywan wyścielający polanę otoczoną przez gęstwinę drzew i krzewów. Leśne kwiaty powoli rozchylały swe różnobarwne płatki, witając pierwsze promienie słońca. Stokrotki, fiołki, kaczeńce i niezapominajki mieniły się barwami tęczy.

Pod starym dębem, pośród wysokich traw spała kobieta. Spod derki wystawała smukła szyja, drobna owalna twarz, przysłonięta kaskadą kruczoczarnych włosów i rękawy błękitnej koszuli. Wyglądała na bardzo młodą. Kilka kroków za nią stała kasztanowa klacz, skubiąc spokojnie trawę. Zwierzę prychnęło na latającą wokół niego muchę, na co kobieta delikatnie się poruszyła. Czarne kosmyki zsunęły się z jej twarzy odsłaniając profil i szpiczasto zakończone ucho. Elfka miała mały zadarty nosek i wąskie, lecz kształtne wargi. Gładka alabastrowa skóra mocno kontrastowała z kruczymi włosami.

Delikatny podmuch wiatru uniósł rześki zapach rosy, budząc śpiącą Aenyeweddien.

Elfka rozwarła powieki i natychmiast przysłoniła oczy dłonią, osłaniając je przed oślepiającym blaskiem słońca. Uniosła się na łokciu i rozejrzała wokół, badając teren. Poza świergoczącym ptactwem i nią na polanie nie było nikogo. Aenyeweddien odrzuciła derkę i przeciągnęła się, prostując zmarznięte kości. Skrzywiła się, gdy poczuła ból w ramieniu. Podwinęła szeroki rękaw błękitnej koszuli, odsłaniając podłużną ranę.

– Bloede arse – mruknęła pod nosem, krzywiąc się.

Rana się goiła, lecz była świeża. Trzy dni wcześniej Aenyeweddien przejeżdżała opodal wioski niedaleko lasu i chciała upolować kurę krążącą za oborą. Udałoby się jej gdyby nie wieśniak, który wyszedł zza węgła. Schowana w zaroślach Aenyeweddien chybiła, wbijając strzałę w koryto. Za to wieśniak chwycił oparty o ścianę obory łuk i wypuścił strzałę w jej kierunku. Zdążyła się uchylić, ale grot rozorał jej ramię. Klnąc z bólu wskoczyła na konia i pogalopowała w głąb lasu. Gdy oddaliła się na bezpieczną odległość zatrzymała wierzchowca i ześlizgnęła się z siodła, upadając na kolana. Przeklinając wieśniaka i jego matkę obejrzała ranę. Na szczęście nie była głęboka. Obmyła ją wodą z bukłaka i obwiązała ramię chustą, którą była przepasana w talii. Wędrując później przez las znalazła ziele krwawnika, które miało odkażające właściwości. Przeżuła liście i obłożyła ranę ziołową papką, modląc się by nie wdało się zakażenie.

Elfka splunęła pod nogi i ruszyła wolnym krokiem do drzewa, przy którym uwiązana była jej piękna kasztanka. Poklepała zwierzę po boku i schyliła się po bukłak z wodą. Wypiła dwa łyki i z żalem stwierdziła, że woda się skończyła.

– Musimy poszukać rzeki – powiedziała do konia.

Zwierzę prychnęło ruszając łbem, jakby przytakiwało. Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem i kucnęła, zanurzając dłonie w połyskującej trawie, zbierając zimną rosę. Mokrymi dłońmi przetarła twarz, przeganiając ranne otępienie.

Nie zwlekając długo zaczęła kulbaczyć klacz, by po chwili jej dosiąść i ruszyć naprzód. Wędrując leśną dróżką, rozmyślała o wydarzeniach sprzed kilku miesięcy, kiedy to została zdradzona i opuszczona przez swoich przyjaciół.

Wykrzywiła usta w paskudnym grymasie i zacisnęła wodze w dłoniach. Na początku nie mogła się z tym pogodzić. Błąkała się po leśnych i górskich traktach, wyczerpana i wychudzona. Po paru tygodniach natrafiła na samotnego wędrowca. Ogłuszyła go kamieniem, ukradła broń i wierzchowca wraz z ekwipunkiem. Wtedy zaczęła walczyć o przetrwanie. Zostawiła za sobą przeszłość, przestała się nad sobą użalać. Wprawiła się w walce po kilku miesiącach, broniąc się lub atakując napotkanych na drodze podróżnych.

Sprawnie władała mieczem i doskonale strzelała z łuku. Była zwinna i szybka. Polowała na leśną zwierzynę, napadała na wędrowców, ukrywała się w jaskiniach, wąwozach i dolinach. I tak mijały jej dni, tygodnie i miesiące. Przez ten czas wydoroślała, zmężniała i nauczyła się przetrwania. Polegała na swoich wyostrzonych zmysłach i błyskawicznym refleksie. Mogła liczyć tylko na siebie.

– Głodna jestem – rzekła do siebie, ściskając łydkami boki konia. – Musimy w końcu znaleźć tę rzekę, bo zaraz zjem swój kaftan.

Klacz przyśpieszyła przechodząc do galopu. Wiatr rozwiał lśniące kruczoczarne włosy Aenyeweddien, która rozglądała się wokół, badając teren. Czuła bolesny ucisk w żołądku, który domagał się pożywienia. Pragnęła znaleźć jak najszybciej jakiś strumień lub rzekę i upolować sobie śniadanie. Nie jadła nic od dnia kiedy strzelił w nią wieśniak, gdyż musiała uciekać przed ewentualnym pościgiem. W czasie wojny każdy napotkany w lesie elf brany był za Scoia’tael.

Aenyeweddien mocno pociągnęła wodze, nakazując kasztance zwolnić. Poklepała ją po karku i wyprostowała się w siodle, rozglądając badawczo. Do jej uszu dotarł odległy szmer. Kąciki ust elfki uniosły się.

– Słyszysz? – powiedziała do klaczy. – Wydaje mi się, że jesteśmy blisko.

Miała rację. Po chwili szum wody, słyszany przez Aenyeweddien stał się głośny i wyraźny, a spomiędzy drzew wyłonił się szeroki strumień.

– Nareszcie – mruknęła, zeskakując z kulbaki.

Wyciągnęła wszystkie bukłaki i zaczęła napełniać je czystą, chłodną wodą wartko płynącą po drobnych szarych kamieniach. Gdy już uzupełniła zapasy, uniosła napełniony bukłak do ust i natrafiła na zaskoczone spojrzenia trzech par oczu.

Zza krzaków wyłoniła się trójka uzbrojonych mężczyzn wraz ze swoimi wierzchowcami. Mieli na sobie ciemne stroje i kolczugi. Chudy blondyn o jasnych zmrużonych oczach miał na policzku szeroką brunatną bliznę, jego towarzysz obok był barczysty i łysy, a trzeci miał na głowie półhełm.

Dezerterzy, pomyślała Aenyeweddien.

Mężczyźni stali po drugiej stronie strumienia, lustrując ją od stóp do głów. Ich konie podeszły do wody i zaczęły pić, parskając cicho na stoją naprzeciw klacz.

– Witaj, waćpanno – odezwał się bliznowaty blondyn. – Co taka piękność robi w środku lasu?

Aenyeweddien zmrużyła oczy i stanęła w lekkim rozkroku ignorując pytanie dezertera.

– Tutaj jest niebezpiecznie – odezwał się łysy dryblas, obleśnie oblizując wargi. – Nie boisz się tak samotnie wędrować?

Cała trójka zarechotała, nie spuszczając z niej lubieżnego wzroku. Elfka czuła jak jej serce zaczyna bić coraz szybciej. Musnęła delikatnie dłonią rękojeść miecza, przywieszonego u biodra.

– Mowę ci odjęło, dziewko? – zachrypiał ten w półhełmie. – Zaraz zaczniesz śpiewać!

Dobyli broni i rzucili się na nią, przebrnąwszy przez płytki potok. Elfka w mgnieniu oka wysunęła miecz z pochwy i odparła pierwszy cios, obracając się w stronę drugiego napastnika. Sparowała uderzenie miecza barczystego i odskoczyła do tyłu, wpijając w przeciwników jadowity wzrok.

– Szybka jesteś – odezwał się blondyn z blizną. – Ale my mamy przewagę.

Ruszyli na nią z wrzaskiem, jednak dziewczyna była niezwykle szybka. Parowała sypiące się na nią zewsząd ciosy i atakowała ich obracając się jak w tańcu.

– To elfka! – krzyknął jeden z nich.

Na jej czole pojawiły się błyszczące kropelki potu, dezerterzy za to byli nim oblani. Ich zmęczenie było jej przewagą. Naparłszy na oprycha w półhełmie, odbiła szybko kilka jego ciosów i pchnęła go w trzewia. Dezerter zakwiczał i upadł na kolana, wylewając krew i zawartość jelit na trawę. Jego towarzysze zamarli na chwilę, patrząc na umierającego kompana. Bliznowaty przeniósł na nią wzrok swych ohydnych zimnych oczu.

– Ty mała kurwo! – wrzasnął, doskakując do niej wraz z barczystym osiłkiem.

Naparli ze zdwojoną siłą. Elfka była już zmęczona. Odpierała ciosy, ale czuła jak drętwieją jej ramiona. Uderzyła osiłka z lewej strony, rozcinając mu ścięgno pod kolanem. Dryblas zaryczał z bólu i uderzył ją z dołu ostatkiem sił. Nie zdążyła umknąć ostrzu, które przesunęło się po jej udzie. Syknęła cicho, czując pieczenie. Bliznowaty widząc to rzucił się na nią, jednak Aenyeweddien uderzyła go z półobrotu, czuła jak czubek miecza przesunął się po jego bliźnie. Zawył przeciągle. Krew zalała mu twarz.

Elfka obróciła się słysząc świst w powietrzu. Cudem uniknęła potężnego ciosu dryblasa. Przykucnęła i cięła go z dołu, z całej siły odbijając się stopami od ziemi. Dezerter wrzasnął, buchając posoką z trzewi. Upadł na plecy, pokrywając trawę wokół krwią.

Wtedy bliznowaty kopnięciem wytrącił jej z ręki miecz. Poczuła przenikliwy ból w prawym nadgarstku. Blondyn zarechotał głośno.

– I co teraz, maleńka? – zlustrował ją od dołu do góry, mrużąc zakrwawione oczy. – Teraz się zabawimy.

Kopnął miecz dalej, by nie mogła go dosięgnąć, uśmiechając się obleśnie. Aenyeweddien zrobiło się gorąco, poczuła na karku zimny pot. Bliznowaty podciął jej nogi, upadła na plecy. Podniosła się na łokciach, ale bliznowaty rzucił się na nią odrzuciwszy brzeszczot i uderzył ją czołem w skroń. Pociemniało jej przed oczami. Oblech obrócił ją na brzuch i zaczął zsuwać spodnie z jej bioder, dysząc nad jej uchem. Krzyknęła i próbowała się wyrwać, ale przyciskał jej nadgarstki do ziemi.

– Już zaczynasz śpiewać, elfko? – zacharczał nad jej uchem, ciągnąc za spodnie. – Poczekaj jeszcze chwilę.

Aenyeweddien poczuła jak żółć podchodzi jej do gardła. W nagłym przypływie siły zgięła nogę, unosząc biodra. Bliznowaty stracił równowagę i przygniótł ją do ziemi swoim ciężarem, przez co poluzował chwyt na nadgarstkach. Elfka wyrwała ręce i zrzuciła go z siebie, zrywając się na równe nogi.

– Ty elfi pomiocie! – wrzasnął, strzykając śliną.

Aenyeweddien sięgnęła do cholewy i w jej dłoni błysnął sztylet. Doskoczywszy do klęczącego bliznowatego z krzykiem wbiła mu go głęboko w krtań i pociągnęła ostrze rozpłatując mu gardło. Oprych zacharczał, a z jego tętnicy wytrysnęła krew plamiąc jej kaftanik. Patrzył na nią, przyciskając rękę do rany. Spomiędzy jego palców wypływała posoka.

– E… elf… eflia kur… wa… – wycharczał, wypluwając krew.

Aenyeweddien kopnęła go z całej siły w policzek. Głowa dezertera oderwała się i zawisła na ścięgnach, których nie dosięgnęło ostrze.

Elfka cofnęła się i potknęła o kamień. Krzyknęła ze strachu, gdy upadła na stygnące ciało osiłka. Odsunęła się do tyłu, ze świstem wciągając powietrze. Wszędzie wokół leżały wnętrzności dezerterów. Uklękła i targana spazmami gwałtownie zwymiotowała żółcią. Gdy skończyła wstała, podciągnęła spodnie i na chwiejnych nogach podeszła do miejsca gdzie leżał jej miecz. Podniosła go lewą ręką, gdyż w prawej nadal dzierżyła zakrwawiony sztylet. Pośpiesznie wytarła oba ostrza o spodnie i schowała miecz do pochwy, a sztylet do cholewy.

Jej klacz stała oddalona od miejsca rzezi o kilkadziesiąt kroków. Aenyeweddien podbiegła do kasztanki, wskoczyła na siodło i ją popędziła. Chciała jak najszybciej oddalić się od tego miejsca.

Pędziła przez las dzikim galopem z rozwianymi włosami, pokryta zaschniętą krwią, której zapach nadal czuła w nozdrzach. 

Koniec

Komentarze

Inscriptum, tekst liczący ponad jedenaście tysięcy znaków nie jest już szortem. Bądź uprzejma zmienić oznaczenie na OPOWIADANIE.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jasne, już zmieniłam.

SPOILERY!

Hejka!

Czy to jest fragment jakiegoś dłuższego opowiadania? Bo niezbyt widzę w tym tekście fabułę. Elfka się budzi, jedzie na koniu, napotyka jakieś szumowiny, mamy walkę z której wychodzi zwycięsko i… koniec? Jeśli nie jest to fragment ( bo widzę, że oznaczyłaś to jako szort), to niezbyt mnie to przekonuje.

 

Teraz sprawy techniczne:

“Kilka minut drogi później szum wody, słyszany przez Aenyeweddien stał się głośny i wyraźny, a spomiędzy drzew wyłonił się szeroki strumień.” → takie powtórzenie wyłapałem. 

 

Momentami to wszystko bardzo ładnie jest napisane, chociaż uważam, że zbyt wiele tu opisów. A mianowicie – mamy tu opisy przyrody, czy walki w zamian za fabułę, co mi osobiście się nie spodobało. 

Fajnie, że zaczęłaś pisać i pisz dalej! 

Pozdrawiam!

Do góry głowa, co by się nie działo, wiedz, że każdą walkę możesz wygrać tu przez K.O - Chada

NearDeath, to krótkie opowiadanie (wcześniej oznaczyłam błędnie jako szort) inspirowane prozą Sapkowskiego, trochę fanfik. Zastanawiam się czy to rozwinąć. Napisałam je dla rozgrzewki bez konkretnego pomysłu, więc stąd brak zarysu fabuły. ;p 

Dzięki za przeczytanie i opinię, również pozdrawiam. :)

Na początek plusy: całkiem fajnie piszesz. Opko czytało się dobrze, nie potykałam się, babole są, ale w normie, jak u wszystkich. ;)

Problem w tym, że nie widzę tu żadnej historii, nie ma fabuły. Właściwie mam wrażenie, że przeczytałam jedynie fragment większej opowieści. Jeśli mam rację, zmień proszę oznaczenie na fragment. I od razu dodam, że nie przepadamy na portalu za fragmentami i nie trafiają one do grafiku dyżurnych.

To króciutki tekst, a zaczęłaś go od opisu wschodu słońca, potem wrzuciłaś opis wyglądu bohaterki. To sprawdziłoby się może w powieści, ale nie w tekście na niespełna 12 tysięcy znaków.

Wspominasz o tym, że bohaterka została zdradzona, napomykasz o jakiejś wojnie, ale w obu przypadkach niczego nie precyzujesz. Całość sprowadza się do tego, że ranna elfka biega po lesie i trafia na napalonych facetów, z którymi udaje jej się poradzić. Jak wspomniałam wcześniej to za mało, żeby można to było nazwać historią. I to właściwie jedyny zarzut, jaki mam, niestety też z tych najpoważniejszych.

 

Babolki jak wspomniałam są, kilka rzeczy, które rzuciły mi się w oczy:

 

Czarne kosmyki zsunęły się z jej twarzy odsłaniając profil i szpiczasto zakończone ucho. To była elfka. Miała mały zadarty nosek i wąskie, lecz kształtne wargi.

Szpiczaste uszy są tak charakterystyczne dla elfów, że zdanie: To była elfka, jest niepotrzebne. Spokojnie wystarczy, gdy następne zdanie rozpoczniesz od słowa elfka.

 

a trzeci miał na głowie półchełm.

Auć!

 

Naparli na nią ze zdwojoną siłą.

To oczywiste, że na nią, nikogo innego tam nie było, możesz wyrzucić.

 

Uderzyła osiłka z lewej strony, rozcinając mu ścięgno pod kolanem. Dryblas zaryczał z bólu i uderzył ją z góry.

Nie jestem lekarzem, ale jakoś tak wątpię, żeby po przecięciu tego ścięgna gość utrzymał się na nogach, nie mówiąc już o waleniu elfki z góry.

 

Oblech obrócił ją na brzuch i zaczął zsuwać spodnie z jej bioder, dysząc nad jej uchem. Krzyknęła i próbowała się wyrwać, ale przyciskał jej nadgarstki do ziemi.

– Już zaczynasz śpiewać, elfko? – zacharczał nad jej uchem, ciągnąc za spodnie. – Poczekaj jeszcze chwilę.

Aenyeweddien poczuła jak żółć podchodzi jej do gardła. W nagłym przypływie siły zgięła nogę i kopnęła go w plecy.

Eee, leżała na brzuchu i zdołała kopnąć gościa w plecy. Jakim cudem?

 

Pędziła przez las dzikim galopem z rozwianymi włosami i zaschniętą krwią na skroni i kaftaniku, której zapach nadal czuła w nozdrzach.

Coś tu nie gra.

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Irka_Luz, dziękuję za komentarz i wytknięcie baboli. :D Ten półhełm zabolał najbardziej, haha. xD Co do opowiadania, tak jak pisałam wyżej w komentarzu pisałam to na rozgrzewkę, nie planowałam tego rozwijać, poza tym jest to fanfik rozgrywający się w uniwersum sagi o wiedźminie. Jeśli czytałaś to powinnaś skojarzyć. :) A co to grafik dyżurnych? I dlaczego fragmenty są mniej lubiane? Jestem świeżakiem, więc jeszcze nie za bardzo się w tym wszystkim orientuję. :)

Faktycznie, kojarzyło mi się z Wiedźminem, ale zwyczajnie nie zwróciłam uwagi na tagi. Jeśli mogę coś doradzić, wrzuć coś swojego, zamknięte opowiadanie. Nie lubimy fragmentów, bo kto lubi czytać kawałek czegoś i potem, najczęściej, nie doczekać ciągu dalszego.

Dyżurni to osoby, które zobowiązują się do przeczytania i skomentowania co najmniej 50 procent tekstów, które ukazują się w dzień ich dyżuru. Mój przypada na środę. :) Więcej na temat dyżurnych możesz dowiedzieć się tutaj: https://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/13016

Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej na temat funkcjonowania portalu, zajrzyj też w te miejsca:

poczekalnia i biblioteka – https://www.fantastyka.pl/loza/11

piórka – https://www.fantastyka.pl/loza/12

co robić, by ludzie cię czytali – https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842676

 

I, witaj na portalu. :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Bardzo dziękuję za odpowiedź i garść informacji. :)

Elfka budzi się, przypomina sobie niedawną przeszłość, szuka wodopoju, a kiedy go znajduje, napada ją trzech zbirów. Wywiązuje się walka, w której wszystkich zabija. Dosiada konia i odjeżdża dzikim galopem.

Inscriptum, zachodzę w głowę, co miałaś nadzieję opowiedzieć…

Wykonanie pozostawia bardzo wiele do życzenia i byłoby miło, gdybyś zechciała poprawić błędy, a przynajmniej te nieszczęsne, kaleczące oczy, półchełmy!

 

Słoń­ce […] Po­wo­li roz­dzie­ra­ło ciem­ność nocy, wspi­na­jąc się coraz wyżej na ho­ry­zon­cie. ―> Obawiam się, że słońce nie miało najmniejszej szansy, aby wspinać się coraz wyżej na horyzoncie.

 

Polne kwia­ty po­wo­li roz­chy­la­ły swe róż­no­barw­ne płat­ki… ―> Skoro jesteśmy na polanie, to raczej kwiaty leśne, nie polne.

 

Skrzy­wi­ła się, gdy po­czu­ła ból pod w ra­mie­niu. ―> A tak konkretnie to gdzie ja bolało?

 

Aeny­ewed­dien prze­jeż­dża­ła opo­dal małej wio­ski… ―> Masło maślane – wioska jest mała definicji.

 

Prze­kli­na­jąc wie­śnia­ka i jego matkę obej­rza­ła ramię. Na szczę­ście nie była głę­bo­ka. ―> Chyba miało być: Prze­kli­na­jąc wie­śnia­ka i jego matkę, obej­rza­ła ranę. Na szczę­ście nie była głę­bo­ka.

 

– Mu­si­my po­szu­kać rzeki– po­wie­dzia­ła do konia. ―> Brak spacji przed półpauzą.

 

Aeny­ewed­dien mocno po­cią­gnę­ła za wodze… ―> Aeny­ewed­dien mocno po­cią­gnę­ła wodze

 

Ką­ci­ki ust elfki unio­sły się ku górze. ―> Masło maślane – czy coś może unieść się ku dołowi?

 

Kilka minut drogi póź­niej szum wody, sły­sza­ny przez Aeny­ewed­dien… ―> Minuty nie są jednostką miary drogi. Czy minuty są tu właściwym określeniem? Czy dziewczyna miała zegarek?

 

a trze­ci miał na gło­wie pół­chełm. ―> A niech Cię, Inscriptum! To ciągle tu jest i właśnie chciało wykłuć mi oczy!

 

Elfka czuła jak ad­re­na­li­na za­czy­na krą­żyć w jej ży­łach. ―> Skąd elfka wie, że ma w żyłach adrenalinę?

Adrenalina nie ma racji bytu w tym opowiadaniu.

 

za­chry­piał ten w pół­cheł­mie. ―> Teraz dostałam między oczy!

 

Na­parł­szy na opry­cha w pół­cheł­mie… ―> Na trzeci cios byłam chyba przygotowana, ale i tak zabolało!

 

Bliznowaty podciął jej nogi, upadła na plecy. Podniosła się na łokciach, ale bliznowaty rzucił się na nią odrzuciwszy brzeszczot i uderzył czołem w skroń. Pociemniało jej przed oczami. Oblech obrócił na brzuch i zaczął zsuwać spodnie z jej bioder, dysząc nad jej uchem. Krzyknęła i próbowała się wyrwać, ale przyciskał jej nadgarstki do ziemi.

– Już zaczynasz śpiewać, elfko? – zacharczał nad jej uchem, ciągnąc za spodnie. – Poczekaj jeszcze chwilę.

Aenyeweddien poczuła jak żółć podchodzi jej do gardła. W nagłym przypływie siły zgięła nogę i kopnęła go w plecy. Bliznowaty stracił równowagę i przygniótł do ziemi swoim ciężarem, przez co poluzował chwyt na nadgarstkach. Elfka wyrwała ręce i zrzuciła go siebie… ―> Zaimkoza.

 

Aeny­ewed­dien się­gnę­ła do cho­le­wy buta… ―> Masło maślane – czy mogła sięgnąć do innej cholewy?

 

Głowa de­zer­te­ra ode­rwa­ła się i za­wi­sła na ścię­gnach, któ­rych nie do­się­gnę­ło ostrze. ―> Czy na pewno głowa zawisła na samych ścięgnach? A co z kręgosłupem?

 

Jej klacz stała od­da­lo­na od miej­sca rzeź­ni o kil­ka­dzie­siąt kro­ków. ―> Chyba miało być: Jej klacz stała od­da­lo­na od miej­sca rzez­i o kil­ka­dzie­siąt kro­ków.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Regulatorzy, bardzo dziękuję za przeczytanie i wytknięcie wszystkich błędów. Wiem, że było ich sporo, za co przepraszam. Mocno wyszłam z wprawy. Wszystko już poprawione. :)

Tak jak pisałam już wcześniej, pisząc to opo nie miałam pojęcia jaki to wszystko przyjmie kierunek, po prostu pisałam, by się rozkręcić po długiej przerwie. 

Miło mi, że uwagi się przydały i życzę Ci jak najszybszego powrotu do świetnej kondycji pisarskiej. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

 ranne otępienie.

lepiej poranne

 

 stoją naprzeciw klacz

stojącą

 

– Szybka jesteś – odezwał się blondyn z blizną. – Ale my mamy przewagę.

Ruszyli na nią z wrzaskiem, jednak dziewczyna była niezwykle szybka.

mało eleganckie powtórzenie

 

eflia

elfia?

 

Pozostaje mi niewiele do dodania – ja również nie dopatrzyłem się tu fabuły, a sceny napastowania bohaterek przez lubieżnych dryblasów wydają mi się już trochę cliché. Żeby tak dla odmiany nie chcieli jej tknąć z rasistowskich pobudek, albo okazali się homoseksualistami – nawet to byłaby jakaś odskocznia.

W tej formie nie dopatrzyłem się niestety niczego nowego. Kiedy takie tragiczne doświadczenia spotykają bohaterów/bohaterki, z którymi czytelnik jest już mocniej zżyty, u odbiorcy pojawia się więcej emocji. Aenyeweddien poznałem ledwie parę minut temu i nie czuję się mocno poruszony jej walką o życie i/lub nietykalność cielesną.

Zgodzę się natomiast z przedmówcami, że lektura twojego tekstu nie sprawiała problemów z odbiorem, czytało się raczej płynnie.

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Zdecydowanie to fragment a nie pełnoprawne opowiadanie, ale czytało się całkiem przyjemnie :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka