- Opowiadanie: thomasward - Opowiem wam o Tanahorze, Lordzie Otchłani

Opowiem wam o Tanahorze, Lordzie Otchłani

PRZEDMOWA TL:DR: Nie oczekujcie cudów, ale opowiadanie jest krótkie i jestem z niego zadowolony.

 

PRZEDMOWA: Ostatnimi czasy nie pisałem za wiele prozy ze względu na studia oraz masę innych zajęć twórczych. Dbam jednak o to, żeby ćwiczyć warsztat i raz na jakiś czas machnę jakieś krótkie opowiadanie lub szorta. Ten konkretny szort powstał podczas bardzo ciekawych zajęć. z których wyłączyłem się, bo do głowy wpadł mi pomysł. Zainspirowałem się pewnym opowiadaniem Marka Hłaski, która akurat omawiane było podczas tychże zajęć. Ogólnie rzecz biorąc nie jest to tekst idealny ani bardzo dobry, ale czuję, że to pierwsze od dość dawna opowiadanie, które mi wyszło i z którego jestem zadowolony.  W komentarzach prosiłbym o oznaczanie spoilerów, coby nie psuć zabawy potencjalnym czytającym.

Jeżeli ktoś doczytał do tego momentu przedmowy – oczywiście kubeł zimnej wody i konstruktywnej krytyki mile widziany, a wręcz pożądany. Z góry dziękuję za wszystkie komentarze!

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Opowiem wam o Tanahorze, Lordzie Otchłani

Od początku Upadku byłem wiernym towarzyszem Tanahory, Lorda Otchłani. Po raz pierwszy spotkaliśmy się w czeluściach Jaskiń Lothofen, wśród zasuszonych trupów starożytnych wojowników i porzuconych, przeklętych przez bóstwa artefaktów pochodzących z dawnych dni. To było niebezpieczne miejsce, łaknące ciał nieostrożnych odkrywców. To właśnie tam przyszły władca świata zbiegł przed pogonią. To właśnie tam, trafiony zatrutym bełtem, konał w męczarniach. Radując się widokiem cierpienia, zajrzałem do jego duszy i zrozumiałem, że nawet wobec pewnej śmierci Tanahora nie wyzbył się wygórowanych ambicji i obsesyjnej żądzy władzy. Wykorzystałem moją moc i uleczyłem go wtedy po raz pierwszy i ostatni zarazem.

Domyślał się, co zmotywowało mnie do bezinteresownego z pozoru czynu. Domyślał się, czego pożądam bardziej od bogactwa i kobiet. Nie płakał. Nie płaszczył się. Nie lękał. Nie dziękował, nie przepraszał, nie prosił. Nie zanosił modlitw do zapomnianych przez historię bóstw. Ta bezmyślna brawura spodobała mi się. Wybrałem go, zostaliśmy towarzyszami broni. Uzdrowiony Tanahora z dziką żądzą w oczach opuścił Jaskinie Lothofen wprost w odmęty trującej cywilizacji.

Dwadzieścia lat Tanahora zdobywał poparcie, żołnierzy i pieniądze, a ja zabijałem jego wrogów, wysysałem krew, żywiłem się śmiercią. Kolejne armie stawiały się na wezwanie królów-pyszałków i wyruszały w pole. Mijały tygodnie, trupy wrogów gniły w słońcu, a żołnierze maszerowali naprzód, niosąc sztandary z czerwonym mieczem. Znak ten wybrał Tanahora, zainspirowany moimi nieśmiałymi podszeptami. Odnaleziony w czeluściach jaskiń przeklęty miecz z dawnych dni stanowił symbol lat Otchłani, które miały nadejść.

Upadły żelazne bramy imperialnej stolicy. Wydano rozkazy, dzięki którym tryumfujący żołnierze rabowali, palili, mordowali, gwałcili, niszczyli, niszczyli, niszczyli. Wielkie miasta konają powoli, a stolica była największym spośród największych. Po trzech dniach walk zakończonych rzezią i poświęceniu tysięcy zaczęto burzyć budynki, a gruzy, zmieszane z ziemią i ciałami mieszkańców, zasypywano wapnem i solą. Nic nigdy nie wyrośnie na ruinach dumnej niegdyś stolicy świata.

Ostatni upadł Pałac Imperatora. Tanahora wkroczył do niego ze zwycięską pieśnią na ustach. Byłem z nim i ja, a także wielu znakomitych bohaterów i poruczników służących Otchłani: Hami Dwa Łby, Kodam Attenhatl, Trzy Złote Czułki, Aranis Siedmiopalcy. Zabili wielu gwardzistów i walczyli dzielnie, dzięki czemu zasłużyli na pochwalne pieśni, zebrane w późniejszych Annałach Upadku. A jednak to ja zabiłem Imperatora.

Pojedynczy, ostateczny cios przebił tętnicę szyjną i powalił go na tron. Konał krótko, ale bez godności. Zalany posoką i ubrudzony własnym gównem błagał o litość i skomlał modlitwy do fałszywych bogów, aż wreszcie stracił przytomność. Tanahora obserwował go z pogardą, bez krztyny współczucia. Gdy Imperator zmarł, a jego dusza odleciała gdzieś ku lepszym światom, zwycięzca splunął na zwłoki i proklamował Otchłań. Trwać miała tysiąc lat, lecz tysiąca lat nie trwała. Żądza władzy Tanahory nie mogła wygasnąć, podsycana moimi podszeptami. Otchłań upadła w rok później, gdy niewierni porucznicy Lorda otruli go we śnie. Zdrajcy nie byli głupi – wiedzieli, że stanę po stronie wiernego towarzysza, a bali się mocy, którą władam. Świat odetchnął powiewem odzyskanej wolności tylko dlatego, że zawczasu mnie porwano i uniemożliwiono uleczenie Tanahory.

Zamknięto mnie w podziemiach, w odizolowanym skarbcu, który pełnić miał funkcję więzienia bez drogi ucieczki. Poza kamiennym ołtarzem cela była pusta – zamurowano otwór wejściowy, nie pozostawiając w środku ani żywności, ani wody, ani źródła światła. To miało być wygnanie, wieczne wygnanie. Udało im się, bowiem już nigdy nie ujrzałem światła słońca i wędrujących po niebie księżyców. Już nigdy nie poczułem ekstazy zapewnianej przez dotyk człowieka. Już nigdy nie zaznałem gorzkiej słodyczy ludzkiej krwi i bezwstydnej symfonii ich dzikich żądz. Nie mnie oceniać słuszność tak surowej kary… Choć to ja, pod przymusem potęgi starożytnych czarów, wmówiłem Tanahorze marzenia o władzy i wojnie. Teraz, zamknięty aż po kres czasu, ubolewam z podłej przewrotności stwórców – wszak to oni uczynili mnie przeklętym mieczem.

Koniec

Komentarze

 

No całkiem niezły szort, opierający się na zaskakującym zakończeniu, co jest największą jego zaletą. Postać Tanahora średnio mi się podoba, bo jest przedstawiony dość typowo, jako kolejny król z obsesją na punkcie władzy, no ale zakończenie nadrabia nie aż tak bardzo porywającą dla mnie historię. 

“a ja zabijałem jego wrogów, wysysałem krew. żywiłem się śmiercią.” → udało mi się wyłapać mały błąd, tak więc domyślam się, że miał być tu przecinek ;p

 

Do góry głowa, co by się nie działo, wiedz, że każdą walkę możesz wygrać tu przez K.O - Chada

Przeczytane. Spodobane.

Pozdrawiam.

przeklętych przez bóstwa artefaktów pochodzących z dawnych dni. – Pierwsze z zbędne.

Po trzech dniach zakończonych rzezią walk i poświęceniu… – co to jest rzeź walk? Zwyczajnie rzezią, walk można wywalić.

 

Dobrze napisane, czyta się naprawdę przyjemnie. Osobiście nie bardzo lubię, kiedy nie dość, gdy tekst jest krótki, to jeszcze napisany w formie opowieści na zasadzie: Kiedyś działo się to i tamto. Z chęcią zatem przeczytałbym jakiś Twój dłuższy tekst, z dialogami, żywą fabułą miast opowiastki itd. Końcówka fajna :)

Pozdrawiam.

Całkiem przyjemne :)

Dziękuję za wszystkie dotychczasowe komentarze. Wskazane błędy i literówki poprawiłem. Postać Tanahory faktycznie jest bardzo stereotypowa, ale właściwie chciałem, żeby taka była. Opowiadania “z żywą fabułą” też pisuję, ale akurat to konkretne miałem chęć napisać w taki “opowiastkowy”, który moim zdaniem w tym przypadku całkiem pasuje do fabuły.

 

Raz jeszcze dzięki za każdy feedback!

Frytki.

Czyta się trochę jak zajawkę kampanii do Warhammera :) No gdyby nie zakończenie, nie byłoby w tym szorcie nic godnego uwagi. Może oprócz tego, że całość jest dobrze napisana.

Miałam podobne odczucia, jak belhaj. Zakończenie niezłe, chociaż zasadniczo nic nowego. Napisane nieźle, z odpowiednią dozą patosu, która przywodzi na myśl stare, dobre fantasy w stylu Conana Barbarzyńcy. Tekst dużo jednak traci na tej “streszczeniowej” formie; myślę, że historia byłaby bardziej wciągająca, gdybyś nam ją pokazał, zamiast o niej opowiadać.

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Fajne! Skrótowiec, ale ze świetnie dobranym tempem, według mnie bardzo dobrze to jest zakomponowane. I podoba mi się styl, miałem to samo skojarzenie, co gravel – pachnie klimatami rodem z R.E. Howarda. (Conany czytałem w ubiegłym wieku, z latarką pod kołdrą, jak mi rodzice kazali gasić światło i iść spać!)

Super, dzięki! Ide z tym do Biblioteki. 

Sprawnie odmalowany, działający na wyobraźnię obrazek. Podoba mi się.

Wielkie miasta konają powoli

O, a ten cytat mi chyba najbardziej zapadnie w pamięć. No i końcówka zaskakująca (choć ja zwykle nie jestem zbyt domyślnym czytelnikiem). Z chęcią poczytałbym efekty podobnie ciekawych zajęć.

Wielkie dzięki za opinie! Zarzuty co do sposobu obranej przeze mnie narracji są jak najbardziej słuszne, ale cóż, taką przyjąłem tutaj strategię. Miło mi wiedzieć, że dostrzegacie w tym klimat Conana i starego fantasy, choć nie było to z mojej strony świadome nawiązanie. 

Frytki.

Zaiste, nietypowy narrator, a i opowieść snuje niezłą, choć króciutką.

 

Mijały tygodnie, trupy wrogów gniły w słońcu… –> W słońcu mogły rozkładać się, wysychać, ale chyba nie gnić.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Opowieść może nie jakaś strasznie oryginalna, ale porządnie opowiedziana przez intersującego narratora :) Tak czy inaczej, najbardziej do gustu przypadło mi zakończenie. Ogólnie na plus. Ode mnie kolejny biblioteczny kliczek.

Witam! 

Cóż długiego komentarza nie będzie, bo wszysrko tu jasne i oczywiste – styl porządny, dobre wykonanie, bez popisówek i szaleństw, ale też i bez potknięć i zgrzytów. Solidnie napisana rzecz, widać, że talent masz, a i umiejętności niezgorsze. 

Co do treści i fabuły – rzeczywiście, fajnie byłoby móc przeczytać tę historię w formie pełnoprawnego rozbudowanego fabularnie opowiadania. Z drugiej strony, streszczeniowa forma tekstu pasuje do króciaka, którego siła opiera się na ujawnionej w ostatnim zdaniu tożsamości narratora. Nie sądzę, by dało się coś takiego zrobić w przypadku opowiadania, a bez tłiścika, rzecz byłaby raczej typową historią dark fantasy, jakich wiele. 

Zatem, mimo że daleko mi do zachwytów, z lektury jestem zadowolony.

Pozdrawiam! 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Pomysł na opowiadanie całkiem ciekawy i warty rozwinięcia, na szorta jednak lepiej nadają się pojedyncze scenki, prowadzące do zaskakującego zakończenia. Inaczej może wyjść – tak jak w tym przypadku – streszczenie opowiadania.

Nie jestem jakimś megafanem takich kawałków, ale przeczytałem z przyjemnością i podobało mi się. Czuć odrobinę, że zabrakło ostatniego szlifu, ale pal sześć.

Kliczek. 

Bardzo dziękuję za dalszy feedback, Wasze uwagi czytam z ogromnym zainteresowaniem! Dziękuję Wam za to, że opowiadanie trafiło do biblioteki! :)

Frytki.

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Fajny twist w zakończeniu. Droga do niego nieco monotonna. Czy to przez narratora i być może wynikający z niego brak dialogów (hej, przecież dałoby się to obejść), czy to przez “streszczeniowość”.

Czytało się nieźle, ale w dłuższej formie byłoby ciężko.

Babska logika rządzi!

Dla mnie zakończenie zaskakujące in minus ponieważ wcześniej odebrałem narratora jako złola władającego magią. Dał się zamknąć?! Tak sobie?

Nowa Fantastyka