- Opowiadanie: Zielonka - Szkło

Szkło

Witajcie. Zamieszczam tu swój nowy szort. Narrator jest dość specyficzny. Udanej lektury.

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Szkło

Smutek zaległ po jednej stronie, ja po drugiej. Ma zamknięte oczy. Chyba śpi. Bolesne uderzenia zimna, mała larwa pożerająca stopę. Strach przed cukrzycą.

Nie-starszy człowiek patrzy w lustro, w odbicie bez wyrazu. Zdarza mu się pojedynczy siwy włos. Mimowolnie usuwa te jeszcze nieczyniące wiosny oznaki starości.

Śmierci nie przybywaj, myśli sobie. Śmierć nie jest mu tak do końca nieznana. Kiedyś obudził się w ciemności po przedawkowaniu. Światła nie było, a mrok był higieniczny, suchy i uporządkowany. Wtedy nikt na niego nie czekał. Czuł się zadziwiająco bezpiecznie.

Smutek obudził mnie ze snu, a Cień razem z nim. Paradoksalnie z radością podaliśmy sobie ręce.

Nie-starszy jest blady jak lilia, z czerwonym i błękitnym żyłkowaniem. Niczym odmiana marmuru. Błyska para jasnych oczu. Cień zaś to mrok, czasem płaska plama czerni, innym razem latarnia dla łodzi po martwej stronie świata. Najstarszy zaś, Smutek, zapada się w fotel oraz w kolejną drzemkę.

 

Patrzę przez okno. Widać przez nie kawałek nieba. Słychać szum sosen. Leżę wygodnie na szpitalnym łóżku. Jest prawie pusto. Na oddziale cisza. Oprócz mnie, tylko w samym skrzydle nr pięć szpitala znajduje się obecnie dwieście osób. Mam niebywałe szczęście, co oznacza właśnie to łóżko. I to blisko okna. Nie mogę się ruszać. Bardzo chcę pójść do toalety. W końcu jakoś mi się udaje. Na czas reszty pobytu podłączają mi kroplówki. Wszystko wraca do normy.

Świat naokoło wydaje się być niezmieniony. Obojętny. Wychodzę ze szpitala. I znowu to widzę. Smutni ludzie, smutne ulice i domy. Szarość zalewa mi oczy, wszystkie barwy są stłumione, nieobecne. Kładę się na chodniku. Chcę przymarznąć do ziemi. Odejść. Naokoło tłum ludzi, nikt nie podchodzi.

Zanim trafiłem do szpitala, świętowałem z przyjaciółmi urodziny jednego z nich. Staliśmy w kręgu rozmawiając. Nagle jakiś brunet wypchnął mnie z grona dyskutujących wciskając się przede mnie. Nie wiem, kim był i dlaczego to zrobił. Najgorsze, że uświadomił mi, że nie mam przyjaciół. Zachowali się tak, jakbym stał się niewidzialny. Gdy znalazłem się w domu, spojrzałem w lustro. Nie zobaczyłem tam siebie. Widziałem tylko ludzkie postacie zmieniające się jak w kalejdoskopie. Nagle lustro stało się puste.

 

Odbijało się całe wnętrze, ale nie ja. Pomyślałem: to jest to, to moja szansa. Jednak przy próbie przejścia przez taflę zderzyłem się jedynie z twardą, zimną szybą. Od tamtego czasu z premedytacją patrzę w lustra, wszelkie powierzchnie odbijające, tak aby wreszcie zobaczyć siebie. Gdy tylko mi się udaje, spojrzenie odbicia rozgląda się po twarzach ludzi otaczających mnie, unikając na wszelkie możliwe sposoby kontaktu ze mną.

Kim ja jestem? Wiem, że jestem wariatem. A ten ktoś?

 

Kiedy straciłem już nadzieję na ujrzenie własnego odbicia, spotkałem je pewnego dnia wracając ze sklepu. Stało sobie tak po prostu gapiąc się na mnie bezczelnie. Poczułem wściekłość. Rzuciłem torby z zakupami, których zawartość rozsypała się po chodniku. Wymierzyłem cios, najcelniej, jak potrafiłem. I trafiłem. Usłyszałem jedynie głośny trzask pękającego szkła.

Przez chwilę wydawało mi się, że stłukłem wszechotaczającą szybę. Pierwszy raz od wielu lat poczułem wiatr we włosach. Ujrzałem kolory. Poczułem coś. Wpierw oczyszczający ból własnego ciosu. Po chwili zauważyłem, że jest środek upalnego lata, a ja stoję w zimowej kurtce. Rozpłakałem się. Uświadomiłem sobie, że tyle lat byłem duchem. A teraz, w najmniej spodziewanym momencie, przeszedłem przez lustro.

 

 

Koniec

Komentarze

Mam zastrzeżenia co do początku (tych czterech akapitów). 

“Mimowolnie usuwa te jeszcze nie czyniące wiosny oznaki starości” – opis jest dość przekombinowany, przepoetyzowany. To psuje trochę lekturę, zresztą odnoszę wrażenie, że ta metafora jest swoją drogą błędna (jaskółka wiosny nie czyni, ale żeby oznaki? Coś tutaj nie gra.

Dalsza część bardzo fajna, podoba mi się motyw przebudzenia po przedawkowaniu i pobyt w szpitalu – wszystko, co znajduje się w tym opisie jest bardzo realistycznie przedstawione. 

Całe opowiadanie oceniam pozytywnie. 

Cieszę się, że się podobało :) Co do początku – sposób prowadzenia narracji miał być czymś na wzór przeglądania się w zwierciadle bohatera, który nie wie, po której stronie tafli się znajduje. Coś jak u Gogola “Nos”, który zajął miejsce w życiu swego właściciela zamiast niego.

Nigdy się nie poddawać

Zdarza mu się pojedynczy siwy włos. Mimowolnie usuwa te jeszcze nie czyniące wiosny oznaki starości.

Problem z podmiotem domyślnym.

 

Mimowolnie usuwa te jeszcze nie czyniące wiosny oznaki starości.

Razem. Ale od biedy ujdzie, bo zgodnie ze starymi zasadami, które wyszły z użytku ponad dwie dekady temu, byłoby poprawnie.

 

Śmierci nie przybywaj myśli sobie.

Zabrakło znaków interpunkcyjnych.

 

Śmierć nie jest mu tak do końca nie znana.

Razem. Tu już nie ma wątpliwości, zarówno według starych, jak i nowych zasad powyższa pisownia jest błędna.

 

Wtedy nikt na niego nie czekał. Czuł się zadziwiająco bezpiecznie.

Znowu problem z podmiotem domyślnym.

 

Błyska parą jasnych oczu.

Literówka.

 

Smutek zaległ po jednej stronie, ja po drugiej. Ma zamknięte oczy. Chyba śpi. Bolesne uderzenia zimna, mała larwa pożerająca stopę. Strach przed cukrzycą.

Nie-starszy człowiek patrzy w lustrze w odbicie bez wyrazu. Zdarza mu się pojedynczy siwy włos. Mimowolnie usuwa te jeszcze nie czyniące wiosny oznaki starości.

Śmierci nie przybywaj myśli sobie. Śmierć nie jest mu tak do końca nie znana. Kiedyś obudził się w ciemności po przedawkowaniu. Światła nie było, a mrok był higieniczny, suchy i uporządkowany. Wtedy nikt na niego nie czekał. Czuł się zadziwiająco bezpiecznie. Smutek obudził mnie ze snu, a Cień razem z nim. Paradoksalnie z radością podaliśmy sobie ręce.

Nie-starszy jest blady jak lilia, z czerwonym i błękitnym żyłkowaniem. Niczym odmiana marmuru. Błyska parą jasnych oczu. Cień zaś to mrok, czasem płaska plama czerni, innym razem latarnia dla łodzi po martwej stronie świata. Najstarszy zaś, Smutek, zapada się w fotel oraz w kolejną drzemkę.

Początek jest niejasny, ponieważ mieszasz narrację pierwszo– z trzecioosobową. Pierwszy akapit jest w narracji pierwszoosobowej – ok. Drugi akapit na pierwszy rzut oka jest w narracji trzecioosobowej, ale tak naprawdę narrator pierwszoosobowy opisuje siebie w lustrze. Nadal ok.

Problem pojawia się w trzecim akapicie. To już nie jest opis tego, co widzi narrator pierwszoosobowy, więc powinnaś pisać w zwykłej narracji pierwszoosobowej, do której zresztą nagle i losowo przechodzisz w połowie akapitu.

W czwartym akapicie wracasz do opisu, jest w porządku.

 

Oprócz mnie, tylko w samym skrzydle szpitala Nr 5(+,) znajduje się obecnie 200 osób.

Primo, przecinek. Możesz też ewentualnie usunąć ten, który już dałeś, ale nie możesz zostawić tylko jednego. Secundo, mało realistyczna nazwa tego szpitala. Nazwy szpitali przeważnie są kombinacją przeznaczenia (np. “Specjalistyczny”), operatora (np. ”Bonifratrów”), miejsca (np. “w Krakowie”) oraz patrona. Numer też się często pojawia, ale nie sam. Tertio, taka nazwa, jaka jest, jest źle zapisana. Nazwa konkretnego szpitala to nazwa własna, w związku z czym słowa samodzielne (czyli “szpital”) powinnaś zapisać wielką literą. Za to skróty takimi wyrazami nie są i “nr” powinnaś napisać małą. Oprócz tego konwencja wymaga, by w opowiadaniach nie stosować skrótów i zapisywać liczebniki słownie. To samo tyczy się ilości osób. Quarto, podajesz sprzeczne informacje. To w końcu było pusto i cicho, czy dwieście osób w skrzydle?

 

Przez resztę Na czas reszty pobytu podłączają mi kroplówki.

Chyba że masz na myśli, że przez cały pobyt narratora w szpitalu siedzą nad nim i podłączają te kroplówki.

 

Świat naokoło wydaje się być nie zmieniony.

Znowu razem.

 

Zanim trafiłem do szpitala(+,) świętowałem z przyjaciółmi urodziny jednego z nich. Staliśmy w kręgu(+,) rozmawiając. Nagle jakiś brunet wypchnął mnie z grona dyskutujących(+,) wpychając się przede mną mnie.

Przecinki.

 

Gdy znalazłem się w domu(+,) spojrzałem w lustro.

Przecinek.

 

Nagle lustro było stało się puste.

 

Pomyślałem to jest to, to moja szansa.

Znowu brakuje interpunkcji, na przykład dwukropka. Po drugie, wcześniej zapisałaś myśl kursywą, tu też powinnaś.

 

Jednak przy próbie przejścia przez taflę zderzyłem się jedynie z twardą(+,) zimną szybą.

Przecinek.

 

Gdy tylko mi się udaje, spojrzenie odbicia rozgląda się po twarzach ludzi otaczających mnie, unikając na wszelkie możliwe sposoby kontaktu ze mną.

Zaimkoza.

 

Kiedy straciłem już nadzieję na ujrzenie własnego odbicia, spotkałem go je pewnego dnia(+,) wracając ze sklepu. Stało sobie tak po prostu(+,) gapiąc się na mnie bezczelnie.

Przecinki. No i zaimki konsekwentnie powinny mieć ten sam rodzaj i liczbę, co słowo, które zastępują.

 

Rzuciłem torbami na zakupy, które rozsypały swoją zawartość po chodniku.

A mogły czyjąś?

 

Wymierzyłem cios atak/rzut najcelniej, jak potrafiłem.

“Cios” to rodzaj ataku wręcz.

 

Usłyszałem jedynie głośny trzask pękającego szkła.

Szkło pęka z brzdękiem.

 

Przez chwilę wydawało mi się, że stłukłem wokół siebie/wszechotaczającą szybę.

Powtarzasz tę samą informację dwa razy. Zdecyduj się na jedno z wyrażeń.

 

Wpierw oczyszczający ból własnego ciosu.

Znowu ten cios.

 

Zanim trafiłem do szpitala świętowałem z przyjaciółmi urodziny jednego z nich.

W momencie narracji narrator wie już, że to nie byli jego przyjaciele, o czym sam wspomina kilka zdań później.

 

 

Sporo problemów jak na tak krótki tekst – poczytaj o pisowni “nie” z imiesłowami. 

Widać wizję, ale niestety stylowi sporo brakuje. Czy spróbowałaś przed publikacją przeczytać tekst na głos? W wielu miejscach. Akcentujesz. Każdą. Rzecz. Kropką. Zamiast robić to dla co istotniejszych informacji i myśli. Sporo zdań jest przepoetyzowanych, jak zauważyła fishandchips.

ironiczny podpis

Nikolzollern, Issander – dziękuję za oceny. Moja pierwsza 4. :) Za usterki w tekście przeprosiny. 

Nigdy się nie poddawać

Odczytałam to opowiadanie jako historię człowieka, który utracił swoje odbicie w lustrze, kiedy trafił do szpitala, a później ponownie je odnalazł, gdy wrócił do normalnego życia. Pomysł mi się spodobał. Zaakcentowałabym bardziej już na początku historii motyw lustra. W opisie szpitala warto dodać trochę szczegółów, zapachów, opisu chorych.

Porównując Twoje wcześniejsze opowiadania, sądzę, że zrobiłaś krok do przodu na pisarskiej drodze. Warto dalej ćwiczyć warsztat. Na początek radzę poprawić błędy językowe według wskazówek z komentarzy.

Widzę tu bardzo ciekawy pomysł, który przy popracowaniu nad stroną techniczną, mógłby zaowocować bardzo dobrym, ciekawym opowiadaniem. Podobają się metafory i sposób, w jaki przedstawiasz wewnętrze rozterki bohatera. Ogólnie jestem zadowolona z lektury :) 

Jest tu pomysł, choć dosyć przydługi dla mnie – ale też niestety nie przepadam za strumieniami świadomości. Jednak nawet pomimo tego czyta się nieźle, szort jest odpowiedniej długości i w odpowiedni sposób kreśli klimat. Tak więc koncert fajerwerków z potencjałem, choć ni ziębił, ni grzał na koniec.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Pomysł bardzo ciekawy. Ale to bardzo trudny temat w ogóle. W polskiej prozie chyba tylko jeden Krzysztoń pół wieku temu sobie z nim poradził. Od razu w dwóch czy trzech tomach, o ile dobrze pamiętam.

Musi być w niesłychanie zdyscyplinowany sposób przemyślany i skomponowany zanim zaczniesz pisać. Zwłaszcza w tak krótkiej formie jak Twoja, w której już nawet nie słowo, ale każda litera może mieć decydujące o odbiorze znaczenie.

Ale potencjał w tym pomyśle na opko widzę spory, a i ono samo nie jest takie złe, jak na początek. Powodzenia.

Zwrócić piórko Sowom i Skowronkom z Keplera!

Dziękuję bardzo za pozytywne komentarze :) Nie spodziewałam się. Na pewno zajrzę do J. Krzysztonia. :)

Nigdy się nie poddawać

Cześć, Zielonko:)

Bardzo mi się podobało. Trzeba byłoby tylko przepracować początek tekstu do “…drzemkę.”, aby wyklarować tę opowieść, ponieważ nachodzi na siebie: Cień, cukrzyca, starość, Śmierć, Smutek. Sam pomysł takiego wejścia w tę historię jest ok, ale wymagałby uporządkowania.

pzd srd

a

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Pomysł jest, tyle że podany w niezbyt jasny, wręcz utrudniający lekturę sposób. Niektóre fragmenty czytałam dwu– i trzykrotnie, aby pojąć, co chciałaś opowiedzieć, a i tak nie wiem, czy wszystko zrozumiałam. No, ale cóż, skoro bohater nie bardzo wiedział co się z nim dzieje, i mnie było trudno się zorientować…

 

Nie-star­szy czło­wiek pa­trzy w lu­strze w od­bi­cie bez wy­ra­zu. ―> Co jest bez wyrazu – patrzący w lustro, czy może odbicie.

Można patrzeć w lustro, ale jak można patrzeć w lustrze?

 

Pa­ra­dok­sal­nie z ra­do­ścią po­da­li­śmy sobie ręce. ―> Zdanie wcześniej pisałaś o smutku i cieniu, więc skąd tu nagle radość i podawanie sobie z nią dłoni.

Na czym polega paradoksalność podawania sobie dłoni?

 

w samym skrzy­dle nr 5 szpi­ta­la znaj­du­je się obec­nie 200 osób. ―> …w samym skrzy­dle numer pięć szpi­ta­la, znaj­du­je się obec­nie dwieście osób.

Liczebniki zapisujemy słownie. Nie używamy skrótów.

 

Nagle jakiś bru­net wy­pchnął mnie z grona dys­ku­tu­ją­cych wpy­cha­jąc się przede mną. ―> Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: Nagle jakiś bru­net wy­pchnął mnie z grona dys­ku­tu­ją­cych, wciskając się przede mnie.

 

Rzu­ci­łem tor­ba­mi na za­ku­py… ―> Raczej: Rzu­ci­łem torby z zakupami

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Asylum – cieszę się, że się podobało – pozdrawiam.

Regulatorzy – ktoś intensywnie odczuwający smutek nie ma ochoty bratać się ze Smutkiem (i Cieniem). 

Za ustalenie błędów dzięki – poprawione.

 

Nigdy się nie poddawać

Bardzo proszę, Zielonko. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hmmm. Pogubiłam się. Nie wiem, kim w końcu jest bohater. Czy duchy leżą w łóżkach szpitalnych? Najpierw nie może iść do łazienki, za chwilę wychodzi ze szpitala.

Cały czas miałam wrażenie, że ucieka mi coś ważnego.

Babska logika rządzi!

Finklo: bohater ma depresję i żyje w wiecznym lęku. Jemu samemu coś umyka ważnego, i sam nie wie, co to takiego. Okazuje się, że jest tym jego własna bierność, strach przed działaniem. W rezultacie kontrolę nad jego życiem przejmuje jego odbicie, miraż jego czynów. W trakcie przypadkowej konfrontacji, można by rzec, następuje pobódka. Być może bohater dzięki zadanemu ciosowi budzi się do prawdziwego życia. Następuje koniec mirażu, koniec strasznego snu.

Sama stwierdzam, że muszę dopracować nieco to opowiadanie.

Pozdrawiam

Nigdy się nie poddawać

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka