- Opowiadanie: Kurka - Dzik jest dziki, dzik jest zły

Dzik jest dziki, dzik jest zły

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Dzik jest dziki, dzik jest zły

Od niespełna miesiąca dzień w dzień, niezależnie od pogody, spaceruję po pobliskim lesie, trzymając kurczowo uchwyt wózka, w którym spokojnie śpi niemowlę.

Tym razem pogoda zdecydowanie zasługiwała na miano "tych zachęcających" do spędzenia czasu poza domem. Skoro i tak nie śpię po nocach i funkcjonuję na autopilocie, to chociaż nawdycham się świeżego powietrza, zaakcentowanego nutą gnijących, opadłych z drzew liści.

– Spij moje kochane dziecię, bo mamę trafi szlag. I będzie cię tulić pół nocy, albo dwie, aż padnie na ziemię jak długa oh yeah – szłam śpiewając naprędce wymyśloną kołysankę. Skoro mały i tak nic jeszcze nie rozumie, jakość artystyczna tekstu nie powinna spowodować negatywnych konsekwencji rozwojowych.

– Chrum chrum – odpowiedział mi nosowy warkot.

– Szlag! Znowu masz katar biedaku?

– Chrum chrum – warkot ponowił się, lecz ku mojemu zdziwieniu dziecko spało w najlepsze i w żadnym razie to nie z jego nozdrzy wydobywał się zwiastujący przeziębienie chrobot.

Rozejrzałam się wokół siebie, spodziewając się najgorszego. I oto jest on. W całej swojej okazałości, łypiący na mnie swoimi wnerwionymi ślepiami. Dzik… i to nie byle jaki. Bydle było tak wielkie, że prawie spowodowało zaćmienie słońca. Spłoszone ptaki uleciały gdzieś w dal i w lesie zaległa absolutna cisza.

– Gościu won mi stąd! – Zgrywałam odważną, choć czułam, że lada moment będę musiała pożyczyć pampersa od dziecka. – Nie wiesz, że kobieta będąca matką potrafi podnieść auto, gdy jej młode jest zagrożone? Nie jesteś dla mnie żadnym wyzwaniem!

W tym momencie jak na złość zza dzika wybiegła gromadka warchlaków. No jasne, że to ona, a nie on. Od razu widać po oczach, że suka.

– No dobra. Cofam to – straciłam całkowicie rezon – tym niemniej nadal proszę łaskawie o pójście precz.

– Chrum chrum – odpowiedziała locha, uderzając nerwowo racicą o leśną darń.

– No bez jaj! – krzyknęłam już nie na żarty przestraszona i jednocześnie wnerwiona. – Przecież nic ci nie zrobiłam.

Przez chwilę zamarzyło mi się, aby były przy mnie moje dwa labradory – na szczęście tylko przez chwilę. Dotarło do mnie, że jeden z nich zwiałby stąd szybciej niż sama zdążyłabym pomyśleć o ucieczce, a drugi przyłączyłby się do dzika, sądząc, że szykuje się przednia zabawa. Radzić musiałam więc sobie sama. Nim jednak zdążyłam powiedzieć do zwierza cokolwiek więcej, locha z błyskiem szaleństwa w przekrwionych oczach ruszyła na mnie pędem z kopyta, czy raczej z racicy.

– Ole! – krzyknęłam mimowolnie. Tygodniowy maraton filmów Pedro Almodovara pozostawił w moim umyśle wyraźny ślad. Gdy locha hamowała racicami w miękkim leśnym runie, tworząc głębokie koleiny, rzuciłam się ku stercie gruzu, będącej pozostałością po karczmie nieźle prosperującej tutaj w zamierzchłych czasach. Gdy dzik tracił czas na odwrócenie swojego ciężkiego ciała ku mnie, byłam już gotowa do ostatecznego starcia.

– No dajesz maleńka! – zachęciłam, dzierżąc w obu dłoniach kamienie niczym rewolwery. – Zmierzmy się! Z teściową dałam sobie radę, to i z tobą się rozprawię.

 

Gdy się ocknęłam wpatrywał się we mnie rowerzysta z nieukrywanym niepokojem.

– Dziecko pani płacze – dotarło do mnie gdy udało mi się fonię połączyć z wizją.

– Co?

– Dziecko pani płacze – powtórzył. – Pani sobie leży, a dziecko płacze.

Rażona jak piorunem matczynej troski wstałam w trymiga, by sprawdzić co się dzieje z moim niemowlakiem. Poza wyraźnym odorem dolatującym z pieluchy nie dostrzegłam jednak niczego niepokojącego.

– Ale ma pani paskudną nogę. – Rowerzysta postanowił uraczyć mnie komplementem.

Tymczasem ona faktycznie była paskudna. Wciąż buzująca we mnie adrenalina sprawiła, że nie czułam, że moje prawe udo ozdobione zostało na całej swej długości raną, z której obficie lała się krew.

– Chyba potrzebuje pani pomocy. – Rowerzysta wyraźnie zbladł.

– Serio? Jak pan na to wpadł?

– A drogą dedukcji droga pani. – napuszył się, jak indor. – Jestem bowiem studentem prawa i…

– Po co pytałam… Weź człowieku lepiej poszukaj tego dzika, który mnie zaatakował. Zgłoś to gdzieś, żeby innym się krzywda nie stała.

– Dzik? O matko! A pani jest ranna… Co ze wścieklizną?

– A co się będę martwić. Sam mnie zaatakował, to teraz niech sobie sam ze wścieklizną radzi.

 

Całe szczęście utrata krwi zaczęła powodować zawroty głowy, zarówno u mnie, jak i u rowerzysty, toteż pobladły wciąż mężczyzna zabrał się wreszcie do działania. Niecałe piętnaście minut później stanęła przy mnie karetka, z której wyszli ratownicy szpitalni z noszami. Każdy jeden umięśniony, co tylko podkreślały nieco przyciasnawe podkoszulki. NFZ chyba znowu tnie koszty… Wyglądali jakby żywcem wyjęci ze "Słonecznego patrolu". Postanowiłam więc oddać się w opiekuńcze ręce profesjonalistów.

Dzieckiem zajął się już mąż, który w tak zwanym międzyczasie zjawił się w lesie, wezwany przez "mego wybawcę", w nadzwyczaj chaotycznej rozmowie telefonicznej. Mogłam więc spokojnie pojechać do szpitala na obserwację.

 

Ale to już zupełnie inna historia…

Koniec

Komentarze

Kurko, niecałe 5000 znaków to trochę mało, by nazwać tekst opowiadaniem. Bądź uprzejma zmienić oznaczenie na SZORT.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Bardzo sympatyczna historia, niby straszna dla bohaterów, a jednak w kilku miejscach mnie rozśmieszyła. :) Tekst poniżej bodajże 10 000 znaków taguje się jako short, a nie opowiadanie. Wyłapałem kilka drobnych błędów:

 

Dzik…i to nie byle jaki.

 

Brak spacji przed “i”

 

Zrywałam odważną, choć czułam, ze lada moment będę musiała pożyczyć pampersa od dziecka.

 

Zgrywałam odważną, choć czułam, że lada moment będę musiała pożyczyć pampersa od dziecka.

“pampersa od dziecka” nie brzmi za dobrze. Może “dziecięcego pampersa” albo “pampersa od syna”?

 

Nie wiesz, ze kobieta będąca matką potrafi podnieść auto, gdy jej młode jest zagrożone?

 

Nie wiesz, że kobieta będąca matką potrafi podnieść auto, gdy jej młode jest zagrożone?

 

– No dobra. Cofam to – Straciłam całkowicie rezon – Niemniej nadal proszę łaskawie o pójście precz.

 

– No dobra. Cofam to – straciłam całkowicie rezon – tym niemniej nadal proszę łaskawie o pójście precz.

 

aby były przy mnie moje dwa labradory. na szczęście tylko przez chwilę.

 

aby były przy mnie moje dwa labradory  na szczęście tylko przez chwilę.

 

– Dziecko pani płacze – powtórzył – Pani sobie leży, a dziecko płacze.

 

– Dziecko pani płacze – powtórzył. – Pani sobie leży, a dziecko płacze.

 

– Ale ma pani paskudną nogę – Rowerzysta postawi uraczyć mnie komplementem.

 

– Ale ma pani paskudną nogę. – Rowerzysta postawi uraczyć mnie komplementem.

 

– Chyba potrzebuje pani pomocy – Rowerzysta wyraźnie zbladł.

 

– Chyba potrzebuje pani pomocy. – Rowerzysta wyraźnie zbladł.

 

– A drogą dedukcji droga pani – Napuszył się, jak indor. – Jestem bowiem studentem prawa i…

 

– A drogą dedukcji droga pani – napuszył się, jak indor – jestem bowiem studentem prawa i…

 

i u rowerzysty, to też pobladły wciąż mężczyzna

 

i u rowerzysty, toteż pobladły wciąż mężczyzna

Bardzo dziękuje za cenne uwagi :)

Sympatyczna i śmieszna historia, którą dobrze się czytało. Niby prosty język, ale fajne. Miejscami zgrzytało językowo, chociaż nie na tyle, żeby utrudniać lekturę.

Zauważyłam coś takiego:

Tym razem pogoda zdecydowanie zasługiwała na miano "tych zachęcających" do spędzenia czasu poza domem. Skoro i tak nie śpię po nocach i funkcjonuję na autopilocie, to chociaż nawdycham się świeżego powietrza, zaakcentowanego nutą gnijących, opadłych z drzew liści.

W pierwszym zdaniu masz czas przeszły, opisujesz zdarzenia – OK.

W drugim zdaniu masz czas teraźniejszy, zgaduję, że to są myśli bohaterki. Warto je wyróżnić. Wkleję ten fragment bez cytatu, żeby pokazać, gdzie powinien być pochylony tekst:

 

Tym razem pogoda zdecydowanie zasługiwała na miano "tych zachęcających" do spędzenia czasu poza domem.

Skoro i tak nie śpię po nocach i funkcjonuję na autopilocie, to chociaż nawdycham się świeżego powietrza, zaakcentowanego nutą gnijących, opadłych z drzew liści – pomyślałam.

 

Zamiast tego można ujednolicić czasy:

 

Tym razem pogoda zdecydowanie zasługiwała na miano "tych zachęcających" do spędzenia czasu poza domem. Skoro i tak nie spałam po nocach i funkcjonowałam na autopilocie, postanowiłam chociaż nawdychać się świeżego powietrza, zaakcentowanego nutą gnijących, opadłych z drzew liści.

 

Mam nadzieję, że nie namieszałam za bardzo :)

Gdyby nie ty nawet bym nie zwróciła uwagi na to pomieszanie czasów. Dziękuję! 

Zabawnie opisane dwie scenki – jedna przed omdleniem i druga, po ocknięciu się bohaterki, ale nic poza tym. No i nie zauważyłam w szorcie choćby odrobiny fantastyki, a szkoda.

Wykonanie, zwłaszcza zapis dialogów, pozostawia nieco do życzenia.

 

– Spij moje ko­cha­ne dzie­cię, bo mamę trafi szlag. I bę­dzie cię tulić pół nocy, albo dwie, aż pad­nie na zie­mię jak długa oh yeah – szłam śpie­wa­jąc na­pręd­ce wy­my­ślo­ną ko­ły­san­kę. ―> – Spij moje ko­cha­ne dzie­cię, bo mamę trafi szlag. I bę­dzie cię tulić pół nocy, albo dwie, aż pad­nie na zie­mię jak długa oh yeah.Szłam śpie­wa­jąc na­pręd­ce wy­my­ślo­ną ko­ły­san­kę.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi: https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/zapis-partii-dialogowych;13842.html

 

Chrum chrum – od­po­wie­dział mi no­so­wy war­kot. ―> – Chrum,  chrum – od­po­wie­dział mi no­so­wy war­kot.

 

Od razu widać po oczach, że suka. ―> Czy aby nie miało być: Od razu widać po oczach, że locha.

 

Gdy locha ha­mo­wa­ła ra­ci­ca­mi w mięk­kim le­śnym runie, two­rząc głę­bo­kie ko­le­iny… ―> Leśne runo to najniższa warstwa roślin i grzybów, a w roślinach i grzybach chyba nie można zostawić głębokich kolein.

Pewnie miało być: Gdy locha ha­mo­wa­ła ra­ci­ca­mi w mięk­kiej ściółce, two­rząc głę­bo­kie ko­le­iny

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Sympatyczne dzieło o spotkaniu dzika w lesie. Taki fajny, mały koncert fajerwerków do niedzielnego obiadu :)

W kwestii kłopotów technicznych, śmiało sięgaj po te linki:

Dialogi – mini poradnik Nazgula: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794

Dialogi – klasyczny poradnik Mortycjana: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112

Podstawowe porady portalowe Selene: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

Coś o betowaniu autorstwa PsychoFisha: Betuj bliźniego swego jak siebie samego

Temat, gdzie można pytać się o problemy językowe:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/19850

Temat, gdzie można szukać specjalistów do “riserczu” na wybrany temat:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/17133 

Poradnik łowców komentarzy autorstwa Finkli, czyli co robić, by być komentowanym i przez to zbierać duży większy “feedback”: http://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842676 

Poradnik Issandera, jak dostać się do Biblioteki ;)

https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842782 

Powodzenia!

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

No dobra, a gdzie tu jest fantastyka?

Bydle było tak wielkie,

Bydlę.

Babska logika rządzi!

Nie porwało mnie, ale czytało się przyjemnie :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka