- Opowiadanie: Filip - Niewolny strzelec

Niewolny strzelec

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Niewolny strzelec

W namiocie panowały ciemność i zaduch. Oczy dopiero po chwili przyzwyczajania się mogłyby dostrzec mężczyznę około trzydziestki, siedzącego na prostym, niskim taborecie. Przedstawiał sobą widok godny pożałowania. Wychudzony, o niezdrowej, ziemistej cerze i splątanych, czarnych włosach. Grube brwi, głęboko osadzone oczy i haczykowaty nos nadawały mu dzikiego wyglądu. Liczne blizny i stare ślady krwi na zgrzebnej tunice dopełniały obrazu człowieka, który przecierpiał wiele. Na imię miał Nodar.

Poły namiotu rozchyliły się i do środka wpadł snop światła. Mężczyzna zmrużył powieki i osłonił twarz związanymi rękoma, jakby przed razami. Poczuł, jak silne ręce strażników chwytają go za ramiona i wyprowadzają na zewnątrz.

Rozejrzał się. Stał na dość dużej, otwartej przestrzeni na skraju wojskowego obozowiska. Dochodziło południe. Słońce zalewało swym blaskiem szeroką dolinę. Czuł ciepło na skórze i pozwolił sobie rozkoszować się nim przez chwilę. Przerwało mu przybycie kogoś, kto wyglądał na setnika. Wojownik nosił kirys i sięgającą nad kolano szorcę z brązowych łusek, spiczasty stalowy hełm z nosalem i sandały. U pasa wisiał krótki, szeroki miecz, a na ramiona opadał biały płaszcz. Miał twarz weterana, ogorzałą od słońca i deszczu, w których przyszło mu nieraz maszerować i walczyć. Podszedł do więźnia, rozciął powrozy, po czym wręczył łuk i strzały.

– Masz, strzelaj – rzekł i odsunął się o krok.

Człowiek w zakrwawionej tunice spojrzał na niego bykiem, zmarszczywszy brwi. Zerknął to w lewo, to w prawo, wyszukując wroga.

– Do kogo?

Setnik wskazał brodą w kierunku trzech słomianych celów. Najdalszy w odległości trzech stadiów. Nodar spojrzał na łuk i strzały. Odetchnął głęboko i przymknął oczy. Od trzech lat jego ręce chwytały tylko narzędzia do pracy w kamieniołomach. Drżały od kucia w twardej skale dzień po dniu. Nie dojadał, wychudł, odwyknął. 

“A jednak” – pomyślał. – “Skoro każą strzelać, to będę strzelał. Kto wie, może dziś mój los się odmieni”? 

Odetchnął głęboko raz jeszcze. Łuk refleksyjny, klejony, długi na niemal cztery stopy. Kilka razy napiął i zluzował cięciwę. Dość twardy, ramiona sztywno zakończone. 

“Zobaczmy”. – Wystawił lewą stopę, prawą ułożył pod kątem. Chwycił łuk razem z trzema strzałami. Jedną osadził na cięciwie. Uśmiechnął się, celebrując tę chwilę. Trzymając broń w ręce niemal znów poczuł się wolny. Kiwnął do siebie głową, jakby podjąwszy jakąś decyzję. Wydech. Napiął łuk aż do policzka i wypuścił wszystkie pociski szybko, jeden po drugim. Utkwiły w celach niemal jednocześnie. Usłyszał cichy pomruk uznania wśród zebranych żołnierzy.

Mimowolnie wyszczerzył zęby. Kiedyś nazywany najlepszym strzelcem w królestwie. Nadal był dobry. Strażnicy odprowadzili go, nie tłumacząc niczego. 

 

W namiocie spędził czas aż do wieczora. Zaczął się już poważnie zastanawiać, czy był poddany próbie w jakimś celu, czy tylko żołnierze chcieli przekonać się o jego sprawności po latach więzienia. Wtedy do środka weszli znajomi wartownicy. Po chwili w jego nozdrza uderzył zapach kadzidła. Uchwycił srebrzysty dźwięk dzwoneczków, jakie u szat nosili magowie. Jego strażnicy upadli na twarz. Nodar postąpił tak samo.

Trwał w bezruchu. Usłyszał szuranie sandałów i szelest tkaniny. Dzwonienie nasiliło się, dym kadziła stał się niemal duszący. Nikt się nie odzywał. Poczuł, jak jego potylicy dotyka coś zimnego i wąskiego, jakby koniec metalowego pręta.

– Wstań – rozkazał władczy, nieco śpiewny głos. – Wy też.

Gdy poniósł się, ujrzał wysokiego człowieka mniej więcej w swoim wieku. Mężczyzna trzymał w dłoni srebrną różdżkę. Odziany był w powłóczystą suknię koloru nocnego nieba, na którą narzucił śnieżnobiały fartuch z naszytymi srebrnymi i złotymi płytkami. Te zaś zapisane były zaklęciami. Twarz o regularnych rysach, smagła z czernioną, ufryzowaną brodą. Niebieskie oczy przenikliwie wpatrywały się w więźnia.

– Podobno wciąż umiesz strzelać. Dobrze. Pomoże ci to w zadaniu, które masz przed sobą. – Przerwał na czas dwóch oddechów. Pokiwał głową zadowolony, że więzień o nic nie dopytuje. – Wyjdźmy.

 

Wkrótce dotarli na miejsce, gdzie dolina ostro się obniżała. Słońce chowało się za szczytami. Spływał z nich ciepły wiatr. Posłyszeli klangor lecących żurawi. Tu i ówdzie z wysokiej trawy wychynęła głowa górskiej antylopy. Oczom Nodara ukazał się drugi obóz i oblężone miasto-twierdza.

Zbudowane na planie kwadratu, przytulone do stromego zbocza doliny, miało wysokie mury z żółtego piaskowca, liczne baszty o szerokiej podstawie i jedną bramę. W jego obrazie dominował centralnie położony ziggurat o trzech kondygnacjach. Uwagę zwracały też akwedukty, zaopatrujące miasto w wodę z górskich strumieni, teraz uszkodzone przez oblegającą armię. Ta okopała się dobrze na swoich pozycjach i ostrzeliwała twierdzę z machin oblężniczych, z wolna i jakby trochę od niechcenia. Obrońcy odgryzali się, miotając pociski z murów i wież. Bezpośrednie starcie jednak na razie się nie toczyło.

– To oblężenie trwa już nazbyt długo. Jego Łaskawość Eszir-ud-Dan, oby żył wiecznie, zaczyna się niecierpliwić – rzekł mag. – Masz dostać się do miasta i zabić dowódcę obrony, którym jak mniemam wciąż jest książę Levan.

– Słucham i jestem posłuszny – padła odpowiedź. Dostojnik spojrzał nieco zdziwiony na tego wynędzniałego człowieka. Uderzyło go, jak służba wojskowa i kamieniołomy sprawiły, że stał się bardzo uległy. Ta myśl wzbudziła pewien niesmak.

– Jeśli się sprawisz, będziesz mógł mieć nadzieję na uwolnienie – odpowiedział na niezadane pytanie. Mężczyzna tylko skinął sztywno.

– A teraz weź łuk. – Po tych słowach sługa wręczył więźniowi broń. Inną niż poprzednio, choć podobnych gabarytów. Tym razem jednak była zdobiona czarodziejskimi symbolami. Podobnie do promienia strzały była przywiązana tasiemka ze słowami zaklęcia. Poczuł lekkie mrowienie, gdy chwycił majdan. 

– Strzelaj. W dal.

 

Nodar ponownie napiął cięciwę i strzelił w dół, ku miastu. Śledził lot pocisku w zapadającym dokoła zmroku. Zmrużył oczy. Gdy je otworzył, omal się nie przewrócił. Znalazł się bowiem nagle o dwa stajania od maga i jego świty, w miejscu, gdzie powinna upaść strzała. W głowie mu się zakręciło, sapnął, spoglądając na broń z niedowierzaniem. Prócz zawrotów głowy nie poczuł nic szczególnego. Po prostu w jednej chwili był tu, a w drugiej już tam.

Szybkim krokiem powrócił na górę. Dostrzegł, że odziany w granatową suknię dostojnik uśmiecha się. 

– W łuku jest związany dżinn. Zmusiłem go, by przenosił dzierżącego łuk w miejsce upadku zaklętej strzały. – Spoważniał i uniósł palec w górę. – Zabije cię jednak, jeżeli spróbujesz za jego pomocą uciec. Rozumiesz?

Kolejne sztywne skinięcie więźnia.

– Książęcy pałac znajduje się na drugiej kondygnacji zigguratu. Ruszasz dziś w nocy. Setnik wyposaży cię w to, co konieczne. 

 

W dwie godziny po zapadnięciu zmroku stanęli na początku jednego z akweduktów. Noc była jasna, bezchmurna, ze srebrnym Księżycem w pełni. Ochłodziło się znacznie. Oddechy tworzyły perłową mgiełkę. Kapłański sługa podszedł do Nodara z glinianą ampułką i zakropił mu oczy ekstraktem z wilczej jagody. Dalej łucznik poszedł już sam.

Szedł szybko i pewnie, mając z lewej strony srebrzystą strugę wody, a z prawej głęboką przepaść. Odziany był, jak łucznicy ich wrogów, w białą, odciętą w pasie suknię, sięgającą za kolano, skórzaną czapę i wysokie buty. U pasa miał dwa kołczany. W jednym znajdowały się zwykłe strzały, w drugim te już znane, ze słowami zaklęcia na tasiemce. Prócz tego przytroczył sobie krótki, szeroki tasak.

Spojrzał na Księżyc. Specyfik musiał zacząć działać, gdyż blask raził w oczy. Był sam. Po raz pierwszy od lat nie stał nad nim strażnik, czy dowódca. Miał przed sobą zadanie. Co prawda ryzykowne, jeśli nie samobójcze. Jednak, gdyby chciał, mógłby teraz usiąść, odpocząć i nikt nie usiłowałby biczem wymusić dyscypliny. Smakował tę myśl, tak jak chłodne, górskie powietrze. Od tego dawno zapomnianego smaku nieco kręciło mu się w głowie.

Dotarł do miejsca, gdzie akwedukt był zawalony przez oblegającą armię. Strumień spadał tu wodospadem w przepaść. Zawalone przęsło miało jakieś dwanaście sążni. Droga szeroka na trzy kroki. Nie powinien mieć problemu z trafieniem. Zerknął na zieloną dolinę pod sobą.

“A gdyby spudłować”? – pomyślał. – “Czy nie przeniósłbym się po prostu na dół? A wtedy…”

– Nawet o tym nie myśl, śmiertelniku – odezwał się głos w głowie. – Jeśli zawiedziesz, spędzę w tym więzieniu wieki.

Nodar stężał w moment, rozglądając się. Jego wzrok padł na łuk i wtedy zrozumiał, że jednak nie jest sam.

– Jak cię zwą? – zapytał na głos, gdy zebrał myśli.

– Po prostu nazywaj mnie Dżinnem. I skup się na zadaniu.

W porządku” – pomyślał łucznik i wystrzeliwszy, przeniósł się na drugi kraniec przepaści. Pomaszerował dalej. Woda w korycie wyschła. Miasto zbliżało się i rosło w oczach.

– Uważam jednak, że powinieneś mi powiedzieć, czego się mogę po tobie spodziewać. Co konkretnie możesz dla mnie zrobić? I co możesz zrobić mnie? – kontynuował mężczyzna. Po chwili wahania dodał jeszcze.

– Spełniasz życzenia?

– Nie! Nie spełniam życzeń! Mogę cię przenieść w miejsce, gdzie upadnie strzała. Ta zniknie, więc nikogo nią nie zabijesz. Jeśli jednak spróbujesz uciekać, zamknę cię w środku, co w końcu doprowadzi do zniszczenia twego jestestwa.

– A zostaniesz uwolniony gdy…

– Zginie książę Levan. Albo ty.

 

Nodar nabrał powietrza, by zadać kolejne pytanie, gdy zauważył rosnący przed sobą cień. Poczuł na plecach podmuch wiatru i usłyszał świst. Odruchowo rzucił się jak długi w koryto akweduktu. Ani o sekundę za wcześnie. Ledwo bowiem uniknął kamiennych pazurów istoty, która najwyraźniej go zaatakowała. Uniósł głowę, by się przyjrzeć. Potwór miał ciało byka, lwie nogi, głowę brodatego człowieka i skrzydła. 

– To lamassu! Czemu mnie nie ostrzegłeś?! – wykrzyknął.

– Książę, albo ty. Mnie zajedno, kto zginie. – Usłyszał kpiącą odpowiedź.

Wyrzeźbiony z kamienia strażnik wylądował kilkanaście sążni dalej, odwrócił się i ryknął. Łucznik zerwał się na równe nogi i pobiegł mu na spotkanie w szaleńczej z pozoru szarży. Istota stanęła na tylnych łapach, wznosząc się do ataku. Wtedy mężczyzna wystrzelił pomiędzy nie. Moc dżinna przeniosła go za potwora. Podwoił tempo, biegnąc co sił w nogach. Widział na murach zbliżające się punkciki światła, pochodnie żołnierzy. Najwyraźniej zaalarmował ich ryk lamassu. Posypały się strzały, ale spadły daleko. Noc była sprzymierzeńcem Nodara. Dopadł do muru w miejscu, gdzie znajdował się przepust na wodę. Wyciągnął zaklętą strzałę i posłał ją między żelazne kraty, by znaleźć się w mieście.

 

W chwilę później biegł wyludnioną uliczką. Wyglądało na to, że teleportacja zmyliła strażników, jak i chyba, co mniej oczywiste, potwora. Na wszelki wypadek kilka razy “przestrzelił się” dla zgubienia pościgu. Wpadł w bramę jakiegoś domostwa. Wydawało się opuszczone. Pozwolił sobie na chwilę wytchnienia. Płuca paliły go od szaleńczego biegu, a serce waliło jak młot.

Do tej pory tylko raz miał do czynienia z ożywionym lamassu. Trzy lata temu, podczas szturmowania podobnej twierdzy. Jego dowódca, niedoświadczony młokos, ale ze szlachetnego rodu, nie chciał czekać na magów, tylko dokonać samotnej szarży. Oznaczało to pewną śmierć, więc Nodar celnym strzałem położył pod nim konia. Był to pierwszy i ostatni raz, gdy pozwolił sobie na niesubordynację. Żegnał się już z życiem, ale polowy sąd skazał go zaledwie na ciężkie roboty w kamieniołomach. Jak się potem okazało, wpływowy ojciec szlachetki miał dość rozumu by wiedzieć, że niesforny żołnierz z dużym prawdopodobieństwem uratował jego syna. Postanowił okazać więc łaskę.

Ze wspomnień wyrwało go delikatne drżenie ziemi. Usłyszał ciężkie kroki lamassu i nawoływania żołnierzy. Zbliżały się. Wyjrzał ostrożnie za bramę i dostrzegł jaśniejące coraz bliżej światło pochodni. Wartownicy, wiedzeni przez potwora, który wydawał się węszyć, sprawdzali każde kolejne drzwi. Nodar zerknął na kołczan, w którym zostało mu już tylko pięć strzał. Ręce, nienawykłe ostatnimi czasy do strzelania, zaczęły drżeć ze zmęczenia. Serce znów podchodziło do gardła.

“I w imię czego?” – pomyślał. – “Jeśli zawiodę, zginę. Jeśli mi się powiedzie, wrócę na służbę i trud. Szczęścia wiele nie zażyłem…”

Zbliżali się. Musiał zadecydować. Wypadł z bramy, wystrzelił w stronę zigguratu by zyskać nieco dystansu od pogoni. Usłyszał za sobą nawoływania. Wbiegł na pustą przestrzeń wiodącą do wewnętrznej twierdzy. Naprzeciwko siebie miał szeroką bramę, pilnowaną przez strażników i dwa lamassu. Zauważyli go. Posypały się strzały. Rzucił się w prawo, gdzie dostrzegł kratownice u podstawy zigguratu. Biegł ile sił mu zostało.

Nagle kolana się pod nim ugięły. Poczuł przeszywający ból w nodze. Spojrzał. Goleń miał zalany krwią. Doczołgał się do muru i strzelił między żelazne kraty.

 

Znalazł się na zimnej posadzce lochu. W celi oprócz niego leżał wychudzony starzec w przepasce na biodrach. Gdy Nodar się pojawił, dziadek zerwał się z przestrachem i przypadł do ściany. Łucznik uniósł dłoń w uspokajającym geście. Spróbował wstać, ale nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Drżącymi rękoma napiął łuk i wystrzelił się na korytarz lochu. Raz jeszcze podjął wysiłek, by przyjąć pion i tym razem mu się udało. Spojrzał na starego więźnia. Ten był poorany bliznami. Miał wystające żebra i obojczyki. Toczył wkoło dzikim, choć niegdyś chyba bystrym wzrokiem. Wyglądał na skazańca w celi śmierci, pozostawionego, by skonał z głodu. Nodar dostrzegł w jego spojrzeniu błaganie. Sięgnął po zwykłą strzałę, by skrócić cierpienia starca, ale zawahał się, zdjęty litością.

“Dżinnie. Mnie masz zabić, gdybym spróbował uciec. A tego tutaj?” – zapytał w myślach. Poczekał na odpowiedź, ale poczuł tylko falę gniewu ze strony związanego w łuku ducha. Uśmiechnął się lekko, z pewną rezygnacją. Zwolnił zwykłą strzałę i podał starcowi przez kraty łuk i zaklęte pociski.

– Weź je i spróbuj szczęścia. Mnie los i tak widać nie przygotował niczego nad śmierć, bądź ciężką służbę.

Nie czekając na odpowiedź odwrócił się, wyjął z pochwy tasak i ruszył ku wyjściu. Usłyszał nadbiegających żołnierzy. Pierwszego ciął przez skroń. Uchylił się przed włócznią drugiego i strzaskał jej drzewce. Uderzył go pięścią w krtań, kładąc na ziemię. Fechtował przez chwilę z trzecim, który odtrącił go od drzwi. Kolejni strażnicy wlali się do środka. Teraz mogli już wyzyskać swoją przewagę liczebną. Nodar odgryzał się jeszcze, ale zaczął przyjmować razy i ciosy. Jego oczy zaszły mgłą. Poczuł ból rozcinanego ciała i osunął się w niebyt.

 

Usłyszał szum wesoło płynącej wody. Słodki, kwiatowy zapach zaświdrował mu w nosie. Kichnął, całkowicie się już budząc. Znajdował się na słonecznej polanie. Wokół rosły wysokie, wonne cedry. Słońce otuliło go ciepłem swoich promieni. Przed nim zaś, na purpurowym dywanie lewitował starzec z celi i uśmiechał się łagodnie.

– Leż spokojnie. Możesz być nieco osłabiony.

– Kim jesteś? – zapytał Nodar.

– Jestem magiem, dasturem, mobadem, herbadem.

Norad zorientował się, że jest zupełnie nagi. Zaczął dotykać się w miejscach, gdzie powinien mieć śmiertelne rany

– Umarłem, prawda? I ty też? Czy jesteś widzeniem?

Starzec zaśmiał się.

– Umarłeś. Ja nie. Ale zrobiłem dobry użytek z twego niespodziewanego daru. Widzisz. Dżinn z łuku początkowo się opierał, potem twoja śmierć go uwolniła, ale jestem magiem. Udało mi się w porę go związać i otrzymać trzy życzenia. Mam w tym pewne doświadczenie, wiesz?

– Więc…

– Więc najpierw zażyczyłem sobie, by przeniósł mnie tu, a potem wspomniałem na ciebie i oto jesteś. Żywy i wolny.

– Czekaj, nie odpowiedziałeś mi. Jak się nazywasz?

– Możesz mi mówić Al ad-Din.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Całkiem sympatyczne opowiadanie, nieźle się czytało. Pomysł fajny, a i poprowadzenie historii udane.

Nie ustrzegłeś się jednak błędów np: w tekście napisałeś, że monstrum uniosło się na przednie łapy, a wtedy żołnierz mógł strzelić – chyba raczej tylne łapy

Gdzieś tam przytroczył cały majdan do paska – a majdan to plac we wsi, w obozie wojskowym, w warowni, w grodzie lub na podgrodziu.

Człowiek w zakrwawionej tunice spojrzał na niego spod byka – spod oka albo bykiem

Poza tym trochę błędów w zapisie dialogów 

Edith: fajny tytuł

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Dzięki za komentarz.

 

“Stanął na przednie łapy” – oczywiście błąd, choć gdyby się zastanowić, może zostawić jako element komiczny? ;) Poprawione.

Do pasa przytroczył kołczany. Chwycił w dłoń majdan w tym znaczeniu: https://pl.wikipedia.org/wiki/Majdan_(%C5%82ucznictwo)

Według Wielkiego Słownika Języka Polskiego “spod byka” jest wariantem “patrzeć wilkiem”: https://wsjp.pl/index.php?id_hasla=21696&ind=0&w_szukaj=spod+byka (zakładka “warianty”)

Co do dialogów – przeczytam jeszcze raz poradniki i spróbuję poprawić. Tego faktycznie jeszcze się uczę.

Dzięki za wyjaśnienie tego majdanu – nie miałam pojęcia.

Faktycznie są warianty z tym patrzeniem, więc jest właściwie poprawne, ale tak samo jak nie użyłabym “patrzył spod wilka” tylko “patrzył wilkiem” – tak tutaj zdecydowanie bardziej pasuje mi “patrzył bykiem”.

A w dialogach masz tylko chyba jeden błąd tutaj:

– To oblężenie trwa już nazbyt długo. Jego Łaskawość Eszir-ud-Dan, oby żył wiecznie, zaczyna się niecierpliwić. – Rzekł mag. – Masz dostać się do miasta i zabić dowódcę obrony, którym jak mniemam wciąż jest książę Levan. 

Powinno być:

– To oblężenie trwa już nazbyt długo. Jego Łaskawość Eszir-ud-Dan, oby żył wiecznie, zaczyna się niecierpliwić – rzekł mag. – Masz dostać się do miasta i zabić dowódcę obrony, którym jak mniemam wciąż jest książę Levan.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

W porządku. Dzięki, że napisałaś, gdzie mam ten błąd, bo zacząłem się doszukiwać w innych miejscach, a ten akurat przegapiłem.

Przeczytane ;)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Melduję, że bilet został skasowany.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

“Spod byka” też mi się nie podoba i zdziwiłem się, że jest poprawne.

Całkiem zacne opowiadanie. Niby fantasy, którego nie lubię, ale rzadko wykorzystywana scenografia i twist na końcu mocno to rekompensują.

Są i babolki:

– “W dłoni trzymał srebrną różdżkę” – kto trzymał i czemu nie ten, który jest podmiotem w poprzednim zdaniu?;

– “Smakował tą myśl” – tę;

– “młokos i niedoświadczony” – tu czegoś zabrakło, a poza tym – widziałeś kiedy doświadczonego młokosa ;)?l

– “Było mu widać żebra i kręgosłup” – hmm, ktoś wpada ci do celi; boisz się, to starasz się do niego nie obracać plecami, tak? to skąd ten obraz kręgosłupa??

 

Bardzo porządne opko, IMHO!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Dzięki za uwagi. Babole myślę że poprawione. Cieszę się, że twist się spodobał, bo obawiałem się, czy nie za bardzo deus ex machina. ;)

Niezłe. Oparte na dobrym pomyśle i sprawnie opowiedziane i mimo iż mam podobnie jak Staruch i klasyczna fantastyka to nie mój ulubiony gatunek, to Twój tekst mi się spodobał. Ode mnie kolejny biblioteczny kliczek i powodzenia w konkursie :)

Dobrze czytało mi się Twoje opowiadanie. Ciekawie prowadzisz akcję. Ogólnie trochę nie mój klimat, ale i tak mnie wciągnęło :)

Pomysł na dżinowe strzały świetny. Opowiadanie napisane sprawnie, rzeczowo. Szybko i z przyjemnością czytałam. Po słowach maga (odnośnie pokorności głównego bohatera) myślałam, że ten jednak się zbuntuje, ale to zakończenie jest również satysfakcjonujące. Klikam.

 

Powodzenia w konkursie:)

Dzięki za kolejne komentarze. Cieszę się, że pomysł na "środek transportu" się spodobał. Co do kwestii charakteru Nodara, na początku sam się zastanawiałem, czy się nie zbuntuje, ale zdecydowałem, że wojsko, więzienie i kultura podległości a'la głęboka starożytność (boskość władcy itp.) sprawią, że jedynym buntem na który będzie go stać, to dążenie do uwolnienia przez śmierć (nie żeby w tym momencie miał już szczególnie duże pole manewru). A że po drodze okazał litość, to postanowiłem go trochę "nagrodzić". ;)

No, nie wiem.

Opowiadanie zaczęło się powoli, by potem nabrać tempa i w końcu mnie wciągnąć. Napisane prostym, może nawet nazbyt prostym językiem, zaskoczyło pomysłem na środek „lokomocji” – to niewątpliwie najmocniejszy element opowiadania, opierającego się na dobrym sprawdzonym schemacie misji. Niestety zakończenie rozczarowało, zarówno pewnego rodzaju skrótowością, jak i przewidywalnością (czy raczej brakiem zaskoczenia).

 

Od strony technicznej, wydaje mi się, że krótkie zdania w opisach się nie sprawdzają. Mi się osobiście źle czyta:

Rozejrzał się.

Dochodziło południe.

Trwał w bezruchu.

Spojrzał na Księżyc.

Był sam.

 

Dam klika za pomysł i wciągający środek opowiadania.

Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.

Dzięki za komentarz i klika. Co do zakończenia, zgoda. Uważam, że może być rozczarowujące. Miałem dość klarowną wizję tego, co chcę napisać mniej więcej do wejścia głównego bohatera na akwedukt. Kolejne fragmenty szły dość opornie i nadszedł termin końcowy zgłaszania prac. Czy można było napisać to lepiej? Z pewnością. Rozważę przeredagowanie/napisanie od nowa zakończenia. Ale to już po konkursie.

 

Co do krótkich zdań, to mi pasują. W większości przypadków tylko wprowadzam nimi do opisu, który później rozwijam. Tego bym raczej nie zmieniał, ale zwrócę uwagę, by nie nadużywać.

 

Ciężko mi odnieść się do zbyt prostego języka. Czy historia na nim traci? Jest za mało barwny i odbiera głębię opisom? W miarę możliwości prosiłbym o doprecyzowanie.

 

Cieszę się z docenienia pomysłu, a nazwanie środka opowiadania “wciągającym” odbieram jako duży komplement. Następnym razem jeszcze bardziej postaram się o godne reszty opowiadania zakończenie. ;)

 

Dzięki i pozdrawiam.

 

ninedin.home.blog

Tak, te klimaty. ;) Myślałem trochę nad rydwanami, ale wyszło mi, że są raczej mało praktyczne.

Ciężko mi odnieść się do zbyt prostego języka. Czy historia na nim traci? 

Nie, historia na tym nie traci, ale wpływa na sposób odbioru tej historii, przeze mnie, jako czytelnika.

Jest za mało barwny i odbiera głębię opisom?

W pewnym sensie i w pewnych miejscach – tak. Ja bym to nazwał odczuciem “płaskości” tekstu. I odnosi się, nie do całego opowiadania, tylko pewnych fragmentów, głównie na początku i na końcu. Trudno mi być bardziej precyzyjnym, bo niestety od strony teoretycznej, ze znajomością języka u mnie nie najlepiej.

 

Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.

Dzięki za doprecyzowanie. Wydaje mi się, że wiem, o co chodzi. Postaram się wziąć pod uwagę na przyszłość.

Fabuła: Mam wrażenie, że została zanadto przyspieszona, zwłaszcza w końcówce, przy takim zapasie do limitu spokojnie można było się pokusić o jej rozwinięcie. Mimo tego czytało się sprawnie; mimo że początek nie zapowiadał fajerwerków, potem było już całkiem w porządku, lecz wciąż pozostaje pewne pole do poprawy, przydałoby się więcej emocji przy opowieści.

Oryginalność: Jako tło wykorzystano Bliski Wschód, trochę Persji, trochę Arabii, więc przynajmniej jest jakaś odmiana od wszechobecnej nordyckości w fantasy, choć i tak istnieją jeszcze mniej wyeksploatowane miejsca, jeżeli chodzi o geografię. Pomysł na środek transportu istotnie wyszukany, trochę gorzej z konstrukcją postaci (bohater walczący o swą wolność, człowiek-nikt okazujący się jednostką wybitną) i zarysem konfliktu (oblężenie w impasie) – to raczej powtórzenie znanych motywów.

Styl: Sprawnie, ale nie jest to bardzo wysoki poziom, brakuje nieco finezji przy opisach, sceny walki są dość monotonne. Dywiz w tytule jest zbędny: https://sjp.pwn.pl/doroszewski/niewolny;5459894.html

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Nawet niezłe. Dorzucam brakującego klika do biblioteki. Z komentarzem i uwagami wrócę w wolnej chwili.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Fajne :)

I świetny pomysł na środek transportu ;)

Przynoszę radość :)

Podoba mi się nietuzinkowy środek lokomocji i nie całkiem typowy świat fantasy. Czytało się fajnie, ale przyjemność mogłaby być większa, gdyby wykonanie okazało się lepsze.

 

Wej­ście roz­chy­li­ło się i do środ­ka wpadł snop świa­tła. ―> Obawiam się, że to nie wejście się rozchyliło, a: Poły namiotu roz­chy­li­ły się i do środ­ka wpadł snop świa­tła.

 

Wo­jow­nik nosił kirys i szor­cę z brą­zo­wych łusek, spi­cza­sty sta­lo­wy hełm z no­sa­lem i san­da­ły. ―> Czy to znaczy, że między szorcą a sandałami nie nosił nic i miał gołe nogi i tyłek?

 

Kto wie, może dziś los się dla mnie od­mie­ni”? ―> Los odmienia się komuś, nie dla kogoś.

Proponuję: Kto wie, może dziś mój los się od­mie­ni? 

 

Usły­szał cichy po­mruk uzna­nia wśród ze­bra­nych żoł­nie­rzy ―> Brak kropki na końcu zdania.

 

“Czy nie prze­niósł­bym się po pro­stu na dół? A wtedy”… –> “Czy nie prze­niósł­bym się po pro­stu na dół? A wtedy…”

 

Po pro­stu na­zy­waj mnie Dżin­nem. ―> Nie dywiz, a półpauza powinna poprzedzać wypowiedź.

 

I co mo­żesz zro­bić mi? ―> I co mo­żesz zro­bić mnie?

 

Nie! Nie speł­niam ży­czeń! ―> Zamiast dywizu powinna być półpauza.

 

Ksią­żę, albo ty. ―> Jak wyżej.

 

Mi za­jed­no, kto zgi­nie. ―> Mnie za­jed­no, kto zgi­nie.

 

i do­strzegł ja­śnie­ją­ce coraz moc­niej świa­tło po­chod­ni. ―> Czy aby nie miało być: …i do­strzegł ja­śnie­ją­ce coraz bliżej świa­tło po­chod­ni.

 

“I w imię czego”?Po­my­ślał. ―> “I w imię czego?”po­my­ślał.

 

Szczę­ścia wiele nie za­ży­łem”… ―> Raczej: Szczę­ścia wiele nie zaznałem…”

 

Mi los i tak widać nie przy­go­to­wał ni­cze­go… ―> Mnie los i tak widać nie przy­go­to­wał ni­cze­go

 

a potem wspo­mnia­łem na cie­bie i oto je­steś. ―> …a potem wspo­mnia­łem o tobie i oto je­steś.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

  1. Poły namiotu – zgoda, poprawiłem.
  1. Szorca – niektóre faktycznie chroniły tylko przód, ale z tego co wiem, były i w formie spódnicy. Także tyłek był osłonięty. Kolana i łydki miał nagie. Dopisałem, że szorca sięgała nad kolana.
  1. Pozamieniałem dywizy na półpauzy i wprowadziłem resztę drobnych poprawek.
  1. Zarówno “zażywać szczęścia”, jak i “wspomnieć na kogoś” pojawia się w Biblii Tysiąclecia. Pomyślałem, że będą pasować do bliskowschodnich klimatów.

Filipie, to Twoje opowiadanie, Ty decydujesz jakimi słowami będzie napisane, Ty odpowiadasz za jego kształt.

Cieszę się, jeśli choć jedna moja uwaga okazała się przydatna.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Okazała się nawet niejedna, za co jak najbardziej dziękuję. Zwłaszcza za dywiz i półpauzę bo w końcu odkryłem, jak zapisywać tę drugą.

No to bardzo się ciesze, że mogłam pomóc. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Fajny pomysł. Opowiadanie ze sprawnie stworzonym światem. Czytałem z przyjemnością.

 

 

Spełnienie podstawowego założenia – fantastyczny środek transportu – jest. I postrzegam go nie tylko w postaci magicznej teleportacji, ale literalnie strzały, która pociąga za sobą Nodara. Ciekawy pomysł.

Szaleństwa może tu z fabułą nie ma, ale opowiadanie jest sympatyczne. W moim typie jest postać dżinna, która bardziej mi podeszła niż sam strzelec. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Wracam z jurorskim komentarzem:

 

Podobało mi się. Pomysłowe jest rozwiązanie głównego motywu konkursu – to chyba jeden z oryginalniejszych pomysłów na podróż w całym LocoMotywniku! Tekst generalnie poprawny, dobrze wpisujący się w konwencje fantasy, a jednocześnie dzięki bliskowschodnim i asyryjskim inspiracjom uciekający od sztampy. Fabuła też o tyle zaskakuje, że prowadzi trochę gdzie indziej, niż się czytelnikowi wydaje, ładnie wygrywając baśniowe motywy. Na plus, do zapamiętania z konkursowych tekstów.

ninedin.home.blog

Dzięki za komentarze. Widzę że łuk i strzały jako środek transportu naprawdę się spodobał. Miłe. Co do scenerii, myślałem pierwotnie nad Kaukazem i nawet poczytałem trochę gruzińskich legend, ale wyszło mi, że jednak Persja, Asyria i te klimaty. Więcej charakterystycznych i znanych motywów. A w sumie Kaukaz gdzieś tam w strefie wpływów mieli.

Mnie też się środek transportu spodobał.

Reszta opowiadania też w miarę sympatyczna. Lubię happy endy. :-)

Babska logika rządzi!

Dzięki za komentarz. Ja też. ;)

Nowa Fantastyka