Mój najlepszy przyjaciel miał wypadek samochodowy. Jechał wieczorem, na drodze było ślisko przez padający cały dzień deszcz. Zmierzał do mnie, bo chciałem się z nim spotkać i dlatego bardzo obwiniam się o jego śmierć. Cała ta sytuacja strasznie mnie załamała i przez jakiś czas w ogóle nie mogłem spać, a kiedy już mi się to udało, śniły mi się koszmary po których budziłem się cały zlany potem. Widziałem w nich swojego przyjaciela, Kamila, który kierował samochodem, a w szybę auta uderzały krople deszczu. Przyjaciel próbował cokolwiek dostrzec, ale ulewa była zbyt silna i nawet wycieraczki pracujące na najwyższych obrotach nie pozwalały mu zobaczyć drogi. Później stracił panowanie nad kierownicą i uderzył w drzewo. Widziałem jak cały zakrwawiony próbuje wydostać się z samochodu, jak próbuje odpiąć pas, ale nie może i w męczarniach umiera.
Nie wiedziałem, czy tak właśnie było naprawdę, jednak tak zawsze wyglądało to w moim śnie i zdawałem sobie sprawę, że faktycznie tak mogło być i przez to było mi jeszcze bardziej smutno. Bywały chwilę kiedy po przebudzeniu miałem wrażenie, że Kamil jest w moim pokoju, że siedzi na krześle i wpatruje się we mnie. Te chwile były naprawdę przerażające i musiałem zaświecić lampkę stojącą na stoliku przy łóżku, żeby się upewnić, że w pokoju oprócz mnie nikogo nie ma.
Wszyscy powtarzali, że to przecież nie moja wina, że nie mogłem przewidzieć wypadku i muszę przestać myśleć w ten sposób o tej sprawie, ale jakoś nie potrafiłem. Zwłaszcza że te straszne sny ciągle wracały i mimo że rodzice i znajomi z klasy ciągle powtarzali to samo, ja znałem prawdę, a prawda wyglądała tak, że gdyby nie mój telefon tamtego wieczoru, Kamil siedziałby w swoim domu i nic złego by się nie stało. Rodzice martwili się o mnie i chcieli nawet bym spotkał się z jakimś psychologiem, ale przekonywałem ich, że niepotrzebna mi taka pomoc.
Gdy minęło już trochę czasu od wypadku, czułem się odrobinę lepiej, jednak czasami wracałem ze szkoły wyczerpany jakbym cały dzień toczył ciężkie kamienie, a nie siedział w szkolnej ławce po prostu się ucząc. Działo się tak dlatego, że miejsce przy szkolnym stole, które zawsze dzieliłem z Kamilem teraz było puste i to sprawiało, że chciało mi się płakać. Z jakiegoś powodu nikt tego miejsca nie zajął, jakby… Było ono już na zawsze przypisane do mojego przyjaciela i szczerze mówiąc… Może tak właśnie było.
Któregoś wieczoru, kiedy znowu siedziałem smutny w swoim pokoju, wszedłem sobie na Facebooka. Oglądałem różne głupoty pojawiające się na mojej tablicy i widok zdjęć na których bawią się moi znajomy w jakiś sposób zaczął poprawiać mi humor. Sam tak bawiłem się z Kamilem, ogólnie we dwójkę spędzaliśmy naprawdę sporo czasu. Myślałem o tych dobrych i radosnych chwilach, które razem przeżyliśmy i wtedy spojrzałem na listę znajomych. Zobaczyłem tam coś co mnie przestraszyło. Otóż zauważyłem obok imienia Kamila zieloną kropkę, znaczy że w tym momencie był on dostępny. Na początku starałem się nie traktować tego zbyt poważnie, bo pomyślałem, że to może jego matka weszła na konto mojego przyjaciela, żeby zbadać ostatnią aktywność syna w sieci. Postanowiłem więc nie zwracać na to uwagi, ale kropka ciągle nie znikała, co zaczynało coraz bardziej mnie niepokoić. Napisałem do kolegi z klasy, Adama, z dziwnym pytaniem, czy widzi dostępnego Kamila. Odpisał, że nie i oczywiście zapytał, czy wszystko jest ze mną w porządku. Pewnie pomyślał sobie, że zaczynam tracić rozum i widzę rzeczy, których tak naprawdę nie ma. Odpisałem po prostu, że wszystko u mnie dobrze i chyba po prostu mi się przywidziało. Na tym nasza rozmowa się skończyła, ale teraz już naprawdę się bałem, bo kropka ciągle świeciła zachęcając do pisania. Kliknąłem na imię i nazwisko martwego przyjaciela po czym otworzyło się okno czatu z wieloma wiadomościami, które wysłaliśmy do siebie przez wszystkie te lata wspólnej przyjaźni. Zawahałem się… W zasadzie nie miałem pojęcia co napisać. W końcu jednak pomyślałem, że najlepsze rozwiązania to te najprostsze. Napisałem po prostu….
– Cześć – i czekałem na odpowiedź.
Pojawiła się informacja, że mój rozmówca odczytał wiadomość. Poczułem lekki chłód, jakby powiew zimnego powietrza. Wpatrywałem się w ekran jak zahipnotyzowany zastanawiając się, co teraz się wydarzy. Nagle otrzymałem odpowiedź…
– Cześć – tylko tyle.
Znów poczułem pustkę w głowie nie wiedząc jak dalej poprowadzić tę rozmowę.
– Kim jesteś i czemu używasz konta Kamila? – zapytałem. Ręce mi się trzęsły i zacząłem pocić się z przerażenia.
Rozmówca po raz kolejny otworzył wiadomość, jednak przez chwilę zupełnie nic się nie działo. Już myślałem, że wszystko skończy się w ten właśnie sposób, ale w oknie czatu pojawiły się trzy kropki świadczące o tym, że ktoś po drugiej stronie właśnie pisze.
– Jak to kim? Żartujesz sobie? – brzmiała wiadomość. Na samym jej końcu pojawiła się emotka twarzy płaczącej ze śmiechu.
W tym momencie chciałem jak najszybciej wyłączyć komputer i udawać, że to wszystko to był tylko jakiś przerażający sen. Jednak ciekawość była zbyt duża, żebym tak po prostu sobie odpuścił.
– Przestań sobie żartować. Kamil nie żyje, więc daruj sobie durne żarty… – odpisałem. Tym razem odpowiedź nadeszła szybciej, ale gdy ją zobaczyłem… Myślałem, że rozpłaczę się ze strachu.
– Nie wiem o co Ci chodzi, stary, ale widzę, że chyba trochę Ci odbiło. Za chwilę u Ciebie będę i postaram się coś na to poradzić – brzmiała odpowiedź i znów na jej końcu pojawiła się ta sama emotka.
Wpatrywałem się w ekran niezdolny się ruszyć. Chciałem krzyczeć, ale rodzice mogliby się niepotrzebnie przerazić moimi wrzaskami. Poza tym ciągle powtarzałem sobie, że to tylko jakiś idiotyczny żart, który zaraz się skończy. Myślałem nawet o tym, żeby wezwać policję, ale co bym im powiedział? „Halo, policja? Przyjedźcie na Facebooka, bo ktoś podszywa się pod mojego zmarłego kumpla”, na pewno szybko by zareagowali.
Siląc się na odwagę napisałem po prostu:
– Jasne, wpadaj… – i tyle. Czekałem na to co będzie dalej.
Rozmówca znowu wyświetlił wiadomość, jednak tym razem przez dłuższą chwilę nic nie pisał. Uśmiechnąłem się pod nosem i pomyślałem, że gość dał sobie spokój, że nie spodziewał się czegoś takiego z mojej strony. Postanowiłem następnego dnia dowiedzieć się w szkole komu do głowy wpadł ten kretyński pomysł, żeby mnie nastraszyć. Poczułem ulgę, że oto wszystko się skończyło i faktycznie okazało się to być tylko głupim żartem jakiegoś nudzącego się kolesia. Już miałem wyłączyć komputer i iść spać, kiedy na czacie znowu pojawiły się te trzy kropki i cały strach powrócił.
– Już jestem, otwieraj drzwi! – brzmiała wiadomość i nagle usłyszałem dzwonek.
Ktoś faktycznie stał przed drzwiami i czekał, żeby go wpuścić. Zacząłem się cały telepać ze strachu, nagle straciłem całą pewność siebie. Z okna swojego pokoju próbowałem zobaczyć kto stoi pod drzwiami, ale niestety nic nie widziałem. Ding – Dong, odezwał się znów dzwonek. W życiu nie pomyślałem, że ten dźwięk kiedyś tak mnie przerazi. Po chwili otrzymałem wiadomość.
– No już, Michałku, otwieraj. Wiem, że nie śpisz.
– Dobra, udało ci się mnie przestraszyć, a teraz proszę… Daj mi już spokój, dobra? – napisałem z nadzieją, że za chwilę usłyszę czyjś śmiech za drzwiami i wreszcie ten koszmar się skończy. Śmiechu jednak niestety nie było, za to rozmówca znowu coś napisał.
– Człowieku, uspokój się. Chciałeś, żebym przyjechał to przyjechałem, więc otwórz drzwi, albo wejdę do Ciebie przez okno. Nie chcę mi się znowu wracać do domu, nie w taką ulewę. Wpuść mnie, bo cały przemoknę.
Na dworze nie było deszczu, noc była całkiem ciepła i pogodna. Widać było wszystkie gwiazdy, więc nie było nawet jednej chmurki na niebie. „Co się dzieje?”, zastanawiałem się i wtedy znowu usłyszałem ten dźwięk… Ding – Dong… Ktoś czeka za drzwiami.
– Zaraz ci rozwalę te drzwi – kolejna wiadomość, tym razem ze zdenerwowaną emotką na końcu.
Zdziwiłem się, że rodziców jeszcze nie obudził ciągle powtarzający się dźwięk dzwonka, ale może to i dobrze. W końcu postanowiłem iść i otworzyć. Nogi miałem jak z waty i gdy schodziłem po schodach miałem wrażenie, że zaraz z nich spadnę. Nie pocieszał fakt, że teraz dzwonek do drzwi rozbrzmiewał jeszcze głośniej… I jeszcze częściej. Miałem telefon w kieszeni i poczułem jego wibrację. Musiała to być kolejna wiadomość, ale nawet jej nie przeczytałem przerażony tym co właśnie się rozgrywało. Wreszcie stanąłem przed drzwiami. Spojrzałem przez judasza, jednak nikogo nie było, zupełnie pusto. To mnie uspokoiło, ale dzwonek do drzwi powtórzył się po raz kolejny. Jak to możliwe, skoro nikt przed nimi nie stał? Zrobiło mi się sucho w ustach. Z niepokojem odsunąłem głowę od judasza i przekręciłem klucz. Po chwili otworzyłem drzwi spodziewając się jakiegoś przerażającego widoku, ale… Nie było nikogo. Słyszałem tylko cykanie świerszczy i to wszystko. Uśmiechnąłem się. Nic z tego nie rozumiałem, ale poczułem ulgę. Zamknąłem drzwi i już nieco uspokojony zacząłem wracać do swojego pokoju. W głowie rodziły mi się pytania, czy to w ogóle działo się naprawdę, czy już całkiem oszalałem i perspektywa spotkania się z jakimś psychiatrą wydawała się teraz nieunikniona. To była naprawdę dziwna sprawa, na pewno jutro opowiem o tym wszystkim w klasie, oczywiście z uśmiechem na ustach, jakby to wszystko było tylko żartem, żeby po skończonej opowieści nie pojawili się u mnie panowie w białych fartuchach. Zaśmiałem się na te myśl już uspokojony. Miałem nadzieję, że reszta nocy przebiegnie spokojnie i mój umysł nie będzie mi robił dalszych psikusów. Gdy wszedłem na górę zauważyłem, że drzwi mojego pokoju były zamknięte, chociaż nie pamiętam, żebym je zamykał. Strach zaczął wracać na nowo, chociaż mogłem je przecież zamknąć nieświadomie, przecież jeszcze przed chwilą byłem tak przerażony, że prawie dostałem zawału. Położyłem drżącą dłoń na klamce powtarzając sobie w myślach, że to co robię jest głupie. Powoli otwierałem drzwi nie chcąc wchodzić teraz do tego pokoju, ale kiedy znalazłem się w środku… Jeszcze nigdy w życiu tak się nie bałem. Na moim łóżku siedział Kamil, jednak nie wyglądał jak mój przyjaciel…. Wyglądał jakby… Gnił. Po jego ciele chodziły robaki, niektóre wchodziły do jego oczu powoli je wyjadając. Na mój widok to… Coś… wstało.
– Patrz…. – odezwał się i kolejne robaki wypadły mu z ust na podłogę – patrz człowieku co się ze mną dzieje! – mówił niewyraźnie, co wcale nie było dziwne przez to co co miał w ustach.
Nie wiedziałem co mam odpowiedzieć, chciałem uciekać, ale nogi się pode mną ugięły i w końcu odmówiły mi posłuszeństwa, więc po prostu upadłem. Kamil wstał z łóżka ruszył w moją stronę. Dopiero teraz poczułem ostry zapach zgnilizny, który się z niego wydobywał.
– Pomóż mi – mówił Kamil coraz bardziej niewyraźnie wyciągając do mnie swoją zjedzoną przez robaki dłoń – Już dłużej tego nie wytrzymam…
Wyglądał tak, jakby niesamowicie cierpiał, jakby każde słowo sprawiało mu niewyobrażalny ból. Był już tak blisko, a ja nie mogłem się cofnąć, bo za moimi plecami znajdowała się ściana. Nawet nie wiem kiedy straciłem przytomność, a ostatnią rzeczą jaką pamiętam był Kamil stojący już naprawdę blisko mnie.
Obudziłem się w szpitalu i dowiedziałem się od rodziców, że znaleźli mnie na podłodze i bali się, że chciałem popełnić samobójstwo, dlatego od razu wezwali pogotowie. Nie wspomnieli nic o postaci w moim pokoju i chciałem nawet ich zapytać, czy Kamil wciąż jest w domu, ale uznałem, że jednak nie jest to zbyt dobry pomysł.
Opowiedziałem lekarzowi, oraz psychologowi, całą historię. Psycholog stwierdził, że musiałem mieć jakiś atak.
– Czasem mózg robi takie rzeczy i nie wiadomo kiedy coś takiego może człowieka spotkać – zakończył miły Pan Psycholog, który uśmiechnął się do mnie.
Następnie razem z lekarzem opuścili salę na której leżałem. Miałem przejść jeszcze jakieś badania, ale wszystko wskazywało na to, że nie stało się nic szczególnie poważnego. Westchnąłem. Nie spodziewałem, że kiedykolwiek oszaleję, że w mojej głowie będą działy się takie rzeczy. Pewnie dlatego rodziców nie obudził dźwięk dzwonka, bo po prostu w ogóle go nie było. Mam nadzieję, że teraz w szkole nie będą nazywać mnie świrem, chociaż może nikt nie dowie się o tej całej akcji z dzisiejszej nocy. Zaśmiałem się na myśl o tym, dobrze – dobry humor znowu zaczął mi wracać. Co prawda miałem spędzić noc w szpitalu, ale wolałem spędzić ją tutaj niż w domu, bo po tym wszystkim w swoim łóżku na pewno bym nie zasnął wszędzie widząc przerażającego potwora wyglądającego jak mój zmarły przyjaciel. Ułożyłem się wygodnie i zobaczyłem na stoliku obok łóżka swój telefon. Wziąłem, odblokowałem i zobaczyłem, że mam nieprzeczytaną wiadomość na Messengerze. Pomyślałem, że pewnie któryś kumpel z klasy już w jakiś sposób dowiedział się o całej sytuacji i teraz pyta jak się czuję. Nagle przypomniałem sobie o wiadomości którą dostałem, kiedy schodziłem po schodach, żeby otworzyć drzwi. Ale przecież… Nie mogła być ona od Kamila, w końcu to wszystko naprawdę okazało się tylko szaleństwem mojej głowy. Kiedy kliknąłem by odczytać wiadomość przerażony zacząłem krzyczeć. Telefon wypadł mi z rąk na podłogę, a na salę od razu wpadł lekarz i wstrzyknął mi coś na uspokojenie. Wiadomość była od Kamila i brzmiała…
– Nie zostawiaj mnie tutaj. Strasznie tu ciemno i czuję się jakby coś zjadało mnie od środka. Pomóż, otwórz drzwi…