- Opowiadanie: Łosiot - Gdańsk 76

Gdańsk 76

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Gdańsk 76

 

Gdańsk  76. Tablica mignęła w ciemności jak skrawek nieba. Do domu mniej niż setka. Już mi się dłużyło, mimo że zgubiłem rachubę czasu. Byłem w tym moim transie łykania kolejnych kilometrów, gum do żucia, energetyków, papierosów i ulubionych kawałków techno. Dłużyło mi się, mimo że jechałem w nocy. A przecież to królowa wszystkich moich tras, ta nocna Kraków – Gdańsk. Szeroka, równa jak stół, pięknie oznakowana i zadbana. Przy węzłach oświetlona, ale wszędzie poza nimi spowita mrokiem, często mgłą. Elegancka i łagodna w zakrętach, idealna, by zapiąć tempomat i mknąć przed siebie jak pocisk. 

Ale nie o gładki asfalt tu chodzi, nie o równo wymalowanie linie, eleganckie latarnie, czy świetnie wyprofilowane zakręty. Tu chodzi o obserwowalny wszechświat; jego granice tak bardzo się kurczą, że zostaję sam w małej, blaszanej banieczce ciepła, z aureolą świateł mijania, otoczony ciemnością i szumem. Oni wszyscy są bardzo daleko, a ja, otoczony grubą, czarną zasłoną, w ogóle dla nich nie istnieję. Byłem w punkcie A na południu, pojawię się później w punkcie B na północy. W międzyczasie mnie nie ma i bardzo mi to odpowiada. Pewnie dlatego, że nikt nic ode mnie nie chce, przecież jestem w podróży. Tamci za mną kupili w końcu wszystko, co chciałem im sprzedać. Ci przede mną, w domu, będą chcieli, żebym oddał im siebie, bezinteresownie, za darmo, bez negocjacji. 

Ważne, że teraz pędzimy. Co jakiś czas doganiamy rubiny tylnych świateł innych aut, nieraz zbitych w ociężałe konwoje. Te łatwo zobaczyć z daleka, bo ktoś wprowadził jakiś nowy przepis i każda ciężarówka ma z tyłu widoczny z odległości, duży odblaskowy prostokąt. Tirowcy jadą razem, po kilka ciągników, jeden za drugim, prawie zderzak w zderzak. Pokonują setki kilometrów, mając przed sobą tylko czerwoną ramkę wypełnioną szarym polem plandeki auta jadącego przed nimi. Ja bym oszalał, ale oni ściskają się w konwojach, wloką w stadzie gadając przez to swoje radio. 

Inne auta wyprzedzają mnie bardzo rzadko, bo grzejemy jak cholera. Jednak przed chwilą jakieś zimnoniebieskie, zmrużone w gniewie oczy pojawiły się w lusterku. Bardzo szybko zbliżyły się, wyprzedziły nas z lewej i zmieniły w dwie czerwone smugi, które po paru sekundach rozpłynęły się w czerni. U nas, spod maski, wydobył się gniewny pomruk. Nie lubimy takich upokorzeń. 

Po prawej mrugnął ustawiony na poboczu czerwony trójkąt, później przechylony samochód, przy którymś ktoś zmieniał koło. Blada twarz podniosła się, nie zdążyłem się jej jednak przyjrzeć, zanim zniknęła w ciemności.

 

Gdańsk  76

Znów tablica. No dobra, nie siedemdziesiąt sześć, co najmniej kilkanaście mniej. Po prostu zerknąłem na nią zbyt późno. Na pewno widziałem szóstkę. Może 56? 

Sunęliśmy przez nocną próżnię, ja w stalowo-szklanym kokpicie, bezpieczny, skupiony, upajający się prędkością. Ona, otulająca mnie swym pancerzem, rwąca do przodu na pełnych obrotach, tnąca wilgotne wieczorne powietrze. Czułem to auto, a ono mnie. Uwielbialiśmy tak razem mknąć przed siebie w ciemności. 

Nie jestem pewien, kiedy w to wszystko wkradł się niepokój. Pierwsze, nieśmiałe muśnięcia zimnych skrzydełek gdzieś w środku poczułem, gdy znów minęliśmy trójkąt awaryjny, a moment później stojące auto. Z przodu zamajaczył konwój autostradowych okrętów oznaczonych czerwonymi prostokątami; jechały blisko siebie, jakby się holowały. Wyprzedzając żeglujący przez noc orszak, przyspieszyłem do sporo ponad dwustu na godzinę, jednak szybko musiałem wrócić na prawy pas, bo z tyłu pojawiło się diabelnie szybkie auto. Facet łyknął nas tak, że nami zabujało, a ona aż zadrżała od podmuchu powietrza i gniewu. Tłumiąc bezsensowne obawy, gapiłem się bezmyślnie w oddalające się czerwone światła. Z przodu zamajaczyła tablica.

 

Gdańsk  76

– Jasne! – parsknąłem. – Widziałaś to? Przecież zrobiliśmy ze trzy dychy! Ktoś źle poustawiał tablice!

Musiałem to powiedzieć głośno i wyraźnie, żeby było przekonująco. Nie było. Po tylu godzinach jazdy w milczeniu, mój głos zabrzmiał jakoś niepewnie i trochę obco. 

Straszna była myśl, że wiem, co zobaczę dalej. I rzeczywiście – minąłem tego faceta, o bladej twarzy, jak energicznie kopał w ramię klucza, by dokręcić śruby w zmienionym kole. Ścisnąłem kierownicę tak mocno, że zbielały mi kłykcie. Znów ten pociąg tirów, znów wyprzedziła mnie ta, chyba japońska, wyścigówka. Chciałem krzyczeć, wziąłem nawet głęboki wdech, by wyrzucić z siebie narastającą panikę; tylko że gdybym wtedy otworzył tę tamę i wyrzygał z siebie strach, potwierdziłbym to wszystko i zaakceptował jako prawdziwe. Jechałem dalej, w ciszy.

Gdy znów zobaczyłem trójkąt, przyhamowałem, by po chwili zatrzymać się przy starym mercedesie stojącym na poboczu. Przez dłuższy czas siedziałem bez ruchu. Ostrożnie zdjąłem drżące ręce z kierownicy, wyłączyłem silnik i z trudem zapaliłem papierosa. Wysiadłem z samochodu. 

Mężczyzna miał latarkę – czołówkę – i właśnie kręcił korbą lewarka, a jego auto , stękając, podnosiło się mozolnie. Światło z punktu na jego głowie oślepiło mnie na moment. 

– Dobry wieczór – zagaiłem.

– …Eczór – burknął.

– Pomóc? Chyba guma, co?

Wyprostował się. Bladoniebieskie światło latarki zmierzyło mnie od stóp do głów. 

– Dzięki, nie pierwszy i nie ostatni raz, poradzę sobie. Pan do Gdańska? Już niedaleko, będzie z siedemdziesiąt sześć kilometrów. Takim autem to pół godziny i jest pan w domu.

Z daleka zaczął nas dobiegać pomruk silnika. Spojrzałem w tamtą stronę i zobaczyłem w oddali mgławicę świateł. 

– O, jadą. Ciężarowcy – zauważył mój rozmówca i zaczął odkręcać koło. 

– Wie pan może, która godzina? – zapytałem dość niepewnym głosem. – Padł mi telefon.

– Wpół do dwunastej – odparł od razu, nie przerywając swego zajęcia i nie patrząc na zegarek.

– Wie pan co, to może głupio zabrzmieć tutaj na autostradzie, ale chyba zabłądziłem – powiedziałem siląc się na spokój. 

Hałas nadjeżdżającego konwoju narastał. Facet wstał i zapalił papierosa, dym wypełnił stożek światła rzucanego przez diody czołówki. 

– Panie, tu się nie da zgubić, jedziesz pan do przodu i tyle – odpowiedział , gestykulując, a żar papierosa narysował w ciemności wzór nie do zapamiętania. 

– Jadę wciąż do przodu. A widziałem już pana, jak pan zmienia to koło. Pan mnie też widział, patrzył się pan na mnie jak przejeżdżałem.

Chciałem do niego podejść, zobaczyć go, porozmawiać w cztery oczy. Z tyłu podświetliły go zbliżające się ciężarówki. Ale stał tak na szeroko rozstawionych nogach, z tym papierosem, w drugiej dłoni trzymał ciężki klucz do kół. 

– Czego chcesz? – zapytał.

– Tu się coś dzieje, tak jakbym tu utkwił. Pan też, chyba? 

– Bez paniki, kolego, ale nie mam dobrych wieści – rzekł, wyciągając rękę z kluczem w dłoni, wskazując na jezdnię autostrady.

W tej chwili dopadła nas fala ryku ciężkich diesli i zalało światło reflektorów, żarówek, lampek i diod jadącej kolumny wielkich pojazdów. Z bliska ich silniki zawyły, a gdy już nas minęły, oddalając się, dźwięk przerodził się w niski pomruk, by wreszcie ucichnąć. 

– Jadą gęsiego, jak zwykle – ciągnął mój rozmówca, wypuszczając papierosowy dym. – Wciąż próbują stąd uciec, ale, jak widzisz – nie udaje im się. Może są za wolni, a może tak naprawdę wcale nie chcą się stąd wyrwać? – Jest jeszcze ten młody w toyocie – dodał, wykonując jednocześnie ruch kluczem, trochę jakby machnął flagą sygnalizacyjną na wyścigach. W tym momencie lewym pasem śmignął niski, opływowy kształt, rozmyty jak smuga. – Ciągle ciśnie, ile fabryka dała, a dała sporo. I nic. Ciągle go tu widzę.

– Gdzie my jesteśmy? – wykrzyczałem w jego stronę. Niepotrzebnie, bo wokół zaległa znów cisza. 

– To jest nasza trasa, nasz odcinek autostrady. Kto tam na ciebie czeka, że dałeś się wciągnąć w tę dziwną noc, co? Że nie chce się wracać?

– Chcę wracać, tylko nie mogę, bo jeżdżę tu w kółko! Rodzina na mnie czeka, kto by nie chciał wracać! 

Odpowiedział mi zachrypniętym śmiechem. Świetlisty punkt na jego czole błysnął w moją stronę i zaczął się zbliżać.

– Oni są tutaj, bo im tu dobrze – mówił zmierzając w moim kierunku. – Ale ja, ja chcę do domu. Tylko auto stare i wciąż łapię tę cholerną gumę. Ta twoja skoda ładna, nowa.

Jego lewa ręka zwisała wzdłuż tułowia, a jej przedłużeniem była ciężka, wygięta siedemnastka do kół.

– Dobra, facet, chciałem ci tylko pomóc zmienić koło, daj spokój – mówiąc to, odwróciłem się, po czym wróciłem do auta. 

– Do zobaczenia! – rzucił za mną.

Jej włączony silnik warknął na powitanie. W lusterku widziałem tańczący punkt latarki, chyba nas gonił! Ruszyliśmy z piskiem opon. 

– Co za kretyn, słyszałaś go? – mówiłem podekscytowany. – Albo wariat!

Rozmowa z dziwakiem od starego mercedesa, choć bezsensowna, poprawiła mi nieco nastrój, odwracając uwagę od całej tej popieprzonej sytuacji. Niestety, nie na długo. Znów bowiem minąłem przeklętą zieloną tablicę. Nadszedł więc i moment, że zacząłem krzyczeć. Krzyczałem, wyprzedzając po raz kolejny kawalkadę oświetlonych jak domy na święta tirów; krzyczałem, mijając machającego do mnie kluczem do kół właściciela mercedesa. Nie przestałem krzyczeć, gdy we wstecznym lusterku zobaczyłem pędzące ku mnie ostro zarysowane światła w kształcie oczu gada. Postanowiłem trzymać się lewego pasa, na złość jemu, na złość im wszystkim. Wyprzedził mnie z prawej, usłyszałem jego pełen pretensji klakson. 

 

Dziwnie łatwo było się w to wkręcić. Choć wciąż się powtarzał, prosty układ konwoju ciężarówek, faceta łapiącego gumę i maniaka prędkości pędzącego autostradą, za każdym razem przebiegał nieco inaczej. Gość od mercedesa zawsze w końcu zatrzymywał się i zmieniał koło, ale widziałem go, jak ruszał po jego wymianie, zatrzymywał się i wysiadał, albo po prostu jechał prawym pasem ćmiąc papierosa. Tirowcy na pewno zmieniali kolejność jazdy w kolumnie – nauczyłem się odróżniać ich ciężarówki i wiem, że się rotowali. Jakąś stałą był tu ten demon szybkości. Pojawiał się w różnych momentach, jednak zawsze nagle, mrugając światłami i trąbiąc, wyprzedzał nas i pędził dalej. Jechałem razem z nimi tym wciąż powtarzającym się odcinkiem autostrady; a może on się po prostu nigdy nie kończył? Niezmiennym elementem układu była tablica. Nie wiem, czy jego początkiem, czy końcem. A może jednym i drugim, lub żadną z tych rzeczy? 

Włączyłem się w to wszystko, jako kolejny element. Monotonia tej jazdy byłaby nie do zniesienia, jednak oddziaływałem na nich, a oni na mnie. Każdy kolejny przejazd różnił się od poprzedniego szczegółami i to właśnie te drobne różnice mnie fascynowały; zastanawiałem się, kto będzie pierwszy, czy zaraz kogoś wyprzedzę, a może zaraz sam zostanę wyprzedzony? Sprawdzałem, co się stanie, jak będę jechał z dużą prędkością, powoli, lewym pasem, prawym pasem, środkiem, bez świateł, z awaryjnymi, na długich. Te małe reakcje sprawiały, że każdy cykl był niepowtarzalny, choć przecież w gruncie rzeczy był taki sam. Ale przecież kolejny mógł być zupełnie inny i przynieść coś zupełnie niespodziewanego? Wciągnęło mnie to polowanie na różnice i drobne zmiany. Zatraciłem się w tym, wciąż licząc, że za chwilę stanie się coś ważnego.

Nikomu się do tego nie przyznaję, ale w pewnym momencie chyba naprawdę po prostu przestałem istnieć. Liczyła się tylko jazda i powtarzający się układ tablica-tablica. Zapomniałem o wszystkim na zewnątrz, o tych, co na mnie czekają, o sobie samym chyba też. Uczucie tak dziwne i przerażające: nie istnieć. Przerażające, bo… przyjemne. Jego wspomnienie zostanie ze mną już na zawsze. Będę je chował głęboko, zakopywał i starał się zapomnieć, ale co jakiś czas wróci jak lodowate déjà vu.

Nie wiem, ile to trwało. Po prostu, nagle, ona przyspieszyła. Wyrwany z zawieszenia zacząłem myśleć, poczułem znów, że… jednak istnieję. Zdjąłem nogę z gazu, jednak silnik ryknął wściekle, obroty skoczyły i wyrwaliśmy do przodu. Złapałem kierownicę najmocniej jak potrafiłem, bo jechaliśmy naprawdę bardzo, ale to bardzo szybko. W drgającym lusterku wstecznym zobaczyłem rozmazane światła toyoty. Wtedy wskazówka obrotomierza weszła na czerwone pole, samochód zaczął wibrować, a silnik wyć tak głośno i wściekle, że czekałem tylko aż coś w nim eksploduje. Spojrzałem w lusterko. Wredne skośne oczy oddaliły się, a po chwili zniknęły, zostając daleko z tyłu. Przed nami zobaczyłem tablicę. Gdańsk  56

 

Niedługo później podjechałem pod dom. Wszyscy już spali, więc położyłem się po cichu i długo nie mogłem zasnąć. 

 

Rano już nie odpaliła. Nie odpaliła już nigdy więcej. 

 

Koniec

Komentarze

Bardzo mi się podobało. Tekst ubogi w akcję, ale wciągający klimatem. Sposób, w jaki to napisałeś sprawił, że łatwo było wczuć się w skórę bohatera i przeżywać to, co on. 

 

 “– Kto tam na ciebie czeka, że dałeś się wciągnąć w tę dziwną noc, co?”

Fajne to zdanie. Proste, ale ładne, przykuło moją uwagę.

 

“– Wie pan może, która godzina? – zapytałem, chyba dość niepewnym głosem. – padł mi telefon.”

To “p” chyba miało być wielkie?

 

Czytało się to naprawdę dobrze. Moim zdaniem opowiadanie jest napisane w dobrym tempie, stopniowo wprowadzasz czytelnika w ten mały, długi świat, odkrywasz przed nim, co się tak właściwie dzieje. Im dalej, tym lepiej. Zarówno bohater jak i jego więź z pojazdem przedstawiona dobrze. Czuć to było. Opisywałeś wciąż ten sam lub podobny obraz, a mimo tego za każdym razem ujmowałeś to inaczej, więc nie mogłam się nudzić. 

Powodzenia w konkursie! :)

Bardzo fajny tekst. Sprawie napisany i bardzo spodobało mi się zakończenie. Świetnie opisujesz więź bohatera z pojazdem, klimat na trasie, narastający przy każdym kolejnym spojrzeniu na tablice Gdańsk 76 strach. Tytuł też dobry. A poza tym opowiadanie ładnie wpisane w konkursowy temat. Powodzenia i klikam :)

No bardzo dziękuję! A takie miałem wątpliwości, czy w ogóle to Wam dawać do czytania.

Łosiocie, całkiem interesująco opisałeś tę podróż. W zasadzie słabo przyswajam teksty traktujące o wpadnięciu w pętlę, ale Twoje opowiadanie traktuje rzecz jakby nieco inaczej, ciekawiej i nietuzinkowo, że o satysfakcjonującym finale nie wspomnę. ;)

Wykonanie mogłoby być lepsze, ale mam nadzieję, że usuniesz usterki, bo chciałabym móc kliknąć bibliotekę.

 

Gdańsk 76. Ta­bli­c mi­gnę­ła w ciem­no­ści tra­wia­stą zie­le­nią. ―> Z dalszego ciągu opowiadania wynika, że bohater jedzie autostradą. Czy na autostradach tablice są zielone, czy niebieskie?

 

ta nocna Kra­ków-Gdańsk. ―> …ta nocna Kra­ków – Gdańsk.

W takim zapisie używamy nie dywizu, a półpauzy ze spacjami.

 

– Wie pan może, która go­dzi­na? – za­py­ta­łem, chyba dość nie­pew­nym gło­sem. – padł mi te­le­fon. ―> …nie­pew­nym gło­sem. – Padł mi te­le­fon.

 

Facet wstał i od­pa­lił pa­pie­ro­sa… ―> Facet wstał i za­pa­lił pa­pie­ro­sa

 

lam­pek i diod, któ­ry­mi upstrzo­na był mi­ja­ją­ca nas… ―> Literówka.

 

Jest jesz­cze ten młody w to­jo­cie… ―> Jest jesz­cze ten młody w to­yo­cie

 

Chce wra­cać, tylko nie mogę… ―> Literówka.

 

roz­ma­za­ne świa­tła to­jo­ty. ―> …roz­ma­za­ne świa­tła to­yo­ty.

 

a sil­nik wyć tak gło­śno i wście­kle, cze­ka­łem tylko aż coś w nim eks­plo­du­je. ―> Czy tu nie miało być: …a sil­nik wyć tak gło­śno i wście­kle, że cze­ka­łem tylko, aż coś w nim eks­plo­du­je.

 

więc po­ło­ży­łem się po cichu, długo nie mogąc za­snąć. ―> Czy dobrze rozumiem, że kładł się, nie mogąc zasnąć?

A może miało być: …więc po­ło­ży­łem się po cichu i długo nie mogłem za­snąć.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przeczytane ;)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Regulatorzy, bardzo dziękuję za łapankę. Poprawione. Ty wiesz, że faktycznie, tablice chyba są niebieskie? 

Bardzo proszę, Łosiocie. Klikam. ;)

A tablice na autostradach są na pewno niebieskie. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

No, niezły horror drogi. :-)

Fajnie budujesz klimat, ciekawy pomysł. Dobra pętla, jest kilka elementów – dosyć, żeby coś się działo, wystarczająco mało, żeby poczuć monotonię. Misie.

Dzielne autko.

Babska logika rządzi!

Bardzo wciągający tekst. Nie pomyślałabym, że skoda może być taka… temperamentna. Tiry w ciemności też mi się kojarzą z Mikołajem. 

I dwie marudne uwagi mam:

nie “kłykcie”, tylko “knykcie”;

i to “dziurawe koło” to tak nie za bardzo – chyba opona.

Fajnie tak sobie wieczorkiem przeczytać dobry tekst.

Pozdrawiam smiley

Fajnie, to jest sobie raniutko przeczytać pozytywne komentarze pod tekstem!

Dziękuję Finklo i Facies_Hippocratica. 

Facies_ jesteś pewna tych “knykci”? Ja to googlowałem pisząc i wyszło mi, że to knykieć=kłykieć.

Dziurawe koło, taaak, już poprawiam.

Faktycznie, masz rację, mogą być i kłykcie. Przepraszam, pisałam na szybko. 

Sama użyłabym słowa "knykcie", bo "kłykcie" wywołują u mnie nieprzyjemne skojarzenia (kłykciny kończyste). To tak tytułem usprawiedliwienia, że w ogóle zwróciłam na to uwagę.

Nie wiedziałem, co to są te kłykciny kończyste, więc sprawdziłem, teraz bardzo żałuję. Yuck! 

No, ale teraz rozumiem niechęć do “kłykci”.

Jest fajny klimat, tajemnica, może trochę zbyt mało akcji, ale i tak czytałem z zainteresowaniem. Może przydałoby się podrasować odrobinę opisy, żeby czytelników mógł poczuć jakiś dreszcz. Mimo to całkiem dobry tekst.

Powodzenia w konkursie :)

Senk ju belhaju.

Melduję, że bilet został skasowany.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Spodobało. Trochę taki “dzień świstaka” ale klimatyczne to było. Nie pisałeś o tym (a tylko o “wilgotnym powietrzu”) ale mnie to się taki klimat wyobraził… deszcz siąpiący, ciemno, zimno i w ogóle do d…

Może większości podoba się więź z samochodem ale ze skodą? (też miałem (skodę), żeby nie było… dzieci się zżyły z tym jak czasem mówiłem “gównowozem”) … a mnie to się jakaś dziunia na fotelu obok widziała (w opowiadaniu).

Tak, czy owak… fajno!

Dzięki za miły komentarz Peter, kanarowi również. Skodami dużo się najezdzilem. Lubiłem obie.

Dobrze przeczytać coś fajnego w weekendowy wieczór. Poczuć smak drogi za kółkiem po nocach. I jeszcze to ukłucie niepokoju, gdy coś się dzieje w trakcie. Bardzo trafnie to wszystko ująłeś, odpowiednimi słowami, umiejętnie. Ciekawiło do samego końca, monotonne – a zarazem przyjemne – jak nocna jazda.

Gdybyś zbierał kliczki do biblioteki, jeden otrzymałbyś ode mnie :)

aryo, udzielił Ci się klimat nocnej jazdy, a mnie bardzo zależało, żeby choć trochę z tej dziwnej magii pokazać. Super! Dzięki za lekturę.

Przeczytałam na raz, jak krótkometrażowy filmik do obejrzenia przed snem. Nie potrafię wskazać konkretnych szczegółów, ale coś pod powierzchnią sprawiło, że Twój tekst był dla mnie bardzo niepokojący. Jest w tym jakiś prawdziwy strach. Ja najpewniej zamknęłabym bohatera w wiecznej pętli, ale po przemyśleniu sprawy… stwierdzam, że ucieczka czasowi czyni opowiadanie jeszcze straszniejszym. Serio, dobra robota. Powodzenia w konkursie.

Oj, dziękuję bardzo za przeczytanie i ten komentarz, zależało mi na tym, żeby było trochę niepokojące w odbiorze. I w sumie nie do końca wiem, jak to osiągnąłem :)

Od razu niepokojące… Wystarczy nie jeździć do Gdańska i spokój, nie? ;-)

Babska logika rządzi!

To co, Łosiot kombinuje skodzinę i jedziemy nad morze? ;)

Mogę co najwyżej Państwa zaprosić, albowiem jestem z Gdańska właśnie. Także tego, opowiadanie z życia wzięte, więc nie jeźdzcie jedynką, a jak już musicie, to beware of Kopytkowo (76 km do Gdańska).

Czyli sam poruszasz się w promieniu 75 kilometrów od miasta? ;-)

Babska logika rządzi!

Nho dokładnie. Jak w Prawieku Olgi T.!

Ej, bez spojlerów mi tutaj! Jeszcze nie czytałam.

Babska logika rządzi!

Opowiadanie świetnie, z małymi ale. 

Zachowanie bohatera po rozmowie z facetem od koła wydało mi się trochę nienaturalne, ja bym została i próbowała się dowiedzieć czegoś więcej, chociaż rozumiem, że to dlatego, że po prostu podczas rozmowy zwątpił w to, że dzieje się coś dziwnego i uznał ją za absurdalną. Myślałam, że ta rozmowa pójdzie dalej i opowiadanie będzie polegało na tym, jak próbują się razem wydostać. Chociaż nie chce mi się wierzyć, że bohater tak po prostu się w to wciągnął i nie podejmował prób ucieczki, to jednak dalsza część mi się podobała, bo pokazałeś to, jak jakaś jedna sytuacja może się zmienić na tysiące sposobów pod wpływem zmiany nawet najdrobniejszego elementu. Skojarzyło mi się to z teorię mówiącą, że istnieje nieskończona liczba równoległych rzeczywistości tworzonych za pomocą naszych decyzji, czyli np. zastanawiasz się, czy pojechać rowerem, czy iść pieszo, wybierasz rower, ale w tym momencie tworzy się kolejna równoległa rzeczywistość, w której wybrałeś pójście pieszo i pociągnie to za sobą inne konsekwencje niż wybranie roweru, które mogą być w dalszej perspektywie ogromne – efekt motyla. Zresztą, po co ja to tłumaczę, pewnie znasz tę teorię. 

Świetnie przedstawiłeś przyjemność z jazdy, dokładnie to samo czuję, pędząc moim Hyundaiem Sonatą. Idealnie odtworzyłeś atmosferę autostrady – tu kolumna tirów, tam jakieś bmw miga światłami. Całość bardzo wciągnęła, bardzo :3

 

Po przeczytaniu komentarzy jeszcze mała uwaga do tego, co się działo po rozmowie – jeśli chciałeś osiągnąć efekt niepokoju, to chyba osiągnąłeś, bo takie bezsensowne zachowanie bohatera jest typowe dla horrorów – no ale nie ustawiłeś kategorii “horror”, więc nie mogłam wiedzieć, że taki miałeś zamiar. Jakby po rozmowie próbowali się normalnie razem wydostać, to by było bardziej fantasy.

 

Na koniec mem :D 

Hah, mem jest naprawde dobry. I to, że masz nick wzięty od auta :)

Ale jeszcze lepsze jest to, że podoba Ci sie moje opowiadanie! Miałem duże wątpliwości, czy je w ogóle wrzucać, bo choć bardzo je lubię, to, no wiesz jak jest. 

 

Piszesz o równoległych rzeczywistościach/wieloświecie, a to jest jedna z hipotez wywodzonych z mechaniki kwantowej zdaje się. Trochę mi opadła szczęka, bo ja sobie tak tutaj, nie licząc że ktoś to złapie i w zasadzie nie wiem po co, luźno wszyłem wątek zasady nieoznaczoności (podróż z A do B, w międzyczasie mnie nie ma). Fajnie, co?

 

Słuchaj, trochę się też pobronię.

Bohater po prostu spękał i wziął nogi za pas, bo Świetlisty punkt na jego czole błysnął w moją stronę i zaczął się ruszać, zbliżając się

a facet potem mówi:

Ale ja, ja chcę do domu. Tylko auto stare i wciąż łapię tę cholerną gumę. Ta twoja skoda ładna, nowa.

Jego lewa ręka zwisała wzdłuż tułowia, a jej przedłużeniem była ciężka, wygięta siedemnastka do kół.

 

W zamierzeniu, gość miał sprawić wrażenie, jakby chciał przemocą zabrać bohaterowi skodzinę, a ten przestraszyć się i uciec. Może miał prawo? Działy się dziwne rzeczy, gość miał w ręku ciężki klucz do kół…

 

Tak czy siak, dzięki bardzo za odwiedziny i ciekawy komentarz, serdeczności. 

A, nie załapałam, że on chciał mu coś zrobić. Może zmyliło mnie to "do zobaczenia", bo brzmiało, jakby normalnie się pożegnali po krótkiej pogawędce ;)

No i to jest akurat literatura, której ja osobiście nie lubię. Prawie mainstream – sam klimat, ociupinka recyklingowanego pomysłu.

Ale obiektywnie przyznam, ze napisane bardzo porządnie i klimat ma.

Z drobiazgów:

– “by zapiąć tempomat” – tempomat się zapina? istnieje taki żargon??;

– “jechał z duża prędkością” – brak ogonka;

– “Wciągnęło nie to polowanie na różnice” – zjadłeś literę.

I zrób coś z tymi Gdańskami, zunifikuj. Bo raz są w osobnym wierszu, raz nie.

 

Czyli – bardzo porządne opowiadanie, które pozostawiło mnie całkowicie obojętnym.

 

EDIT: A słuchanie techno w samochodzie?? I jak mi się to mogło spodobać ;) ?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

No, toś mnie tu zwyzywał od mainstreamów i recyklingów. Zastanawiam się, serio, co tu jest wg Ciebie recyklingowane? Ogólnie, że jest pętla?

“Zapięcie tempomatu” – myślałem, że to taki mój freestyle, ale po krótkim researchu w google okazało się, że chłopacy z klimatów samochodowych już to wymyślili.

Dzięki bardzo za lekturę i za feedback :P. Jak mi ktoś pisze, że jest “bardzo porządnie napisane i ma klimat” to się cieszę jak cholera. 

 

Poprawki poczynię. 

Recyklingowany jest temat pętli czasowej, bo ciut ograny :P.

Zapięcie tempomatu – no strasznie ten język psujemy ;).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Bardzo mi się podobało. Jest coś hipnotyzującego w jeździe samochodem nocą, po pustej szosie i podobnie hipnotyzujące było Twoje opko. Niby nie ma tu jakiejś wielkiej historii, niby temat ograny, a jednak mnie wciągnęło. Zakończenie świetne. Szczególnie podobało mi się to wyznanie bohatera, że przez chwilę poczuł się, jakby nie istniał i było to przyjemne uczucie. I tylko skody mi żal. ;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Klimat gęsty, aż miło. Temat pętli może nie najoryginalniejszy, ale fajnie wykorzystany do rozmyśleń. Tylko że ja mam jak Staruch – takie powolne przemyślenia to nie mój typ literatury. Technikalia jednak w porządku, więc mimo to czytałem z przyjemnością.

Myślę, że sporo osób doceni ten koncert fajerwerków.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Moi mili, bardzo mi miło było Was podwieźć tym kawałkiem autostrady. Dziękuję za lekturę i opinie. Wiem, prosta ta historia, jak A1. Jak dorosnę, napiszę coś bardziej złożonego.

Ale nie o gładki asfalt tu chodzi, nie o równo wymalowanie linie, eleganckie latarnie, czy świetnie wyprofilowane zakręty. Tu chodzi o obserwowalny wszechświat;

Już mi się podoba – pomyślałem.

Gdańsk  76

Znów tablica

No, to jeszcze bardziej lubię.

 

Bardzo spodobało mi się zdanie:

Tamci za mną kupili w końcu wszystko, co chciałem im sprzedać. Ci przede mną, w domu, będą chcieli, żebym oddał im siebie, bezinteresownie, za darmo, bez negocjacji. 

Ale nie lubię, jak autor nie wyjaśnia mi co chciał powiedzieć.

Nie wiem jakiego zakończenia się spodziewałem, na pewno nie takiego.

Bardzo fajny klimat, wiele razy przeżywałem taką podróż, potrafiłem się wczuć.

Wkręciłeś mnie w tą podróż, sprawiłeś że to ja byłem kierowcą.

Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.

Dziękuję fizyku. Szczególnie za to, że wyciagnaleś te "lepsze" kawałki. One są tu ważne, super, że je zauważyłeś. Im więcej piszę, tym bardziej zdaje sobie sprawę, ile jeszcze się muszę nauczyć, żeby lektura bardziej satysfakcjonowala czytelników. Pozdro.

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Ale się naczekalem na ten komentarz. Dzięki Anet.

Następnym razem postaram się czytać szybciej ;)

Przynoszę radość :)

Sprawnie napisany tekst, miałam wrażenie, jakbym sama znajdowała się w środku tira, w szczególności, że kiedyś jechałam autostopem z tirowcem i wiem, jak to jest być w środku (jedzie się zupełnie inaczej niż osobówką, a zdołałam też z opowieści poznać pracę tirowca). Dobre tempo opowieści, niezawiła fabuła, właściwie dość uboga, ale dobrze skrojona i ubogość wcale nie świadczy na niekorzyść – wręcz przeciwnie. Skupiłeś się na tym, co ważne dla opowieści.

fishandchips, dziękuję za poświęcenie uwagi mojemu opowiadanku. Tak, to jest fabularnie proste i ubogie, bo stawiałem tutaj na nastrój, spójną kompozycję i dobre pisanie. Jest też taka wersja, że nie umiem sobie zaplanować koncepcji na tekst tak od A do Z, wpływ na własne opowiadania mam bardzo ograniczony i po prostu wychodzą, jak wychodzą; a ja tłumaczę, że “tak miało być” :P

Pozdrawiam.

ninedin.home.blog

Wciągnęło. Piszesz bardzo sugestywnie, plastycznie. Kilka słów i człowiek przenosi się do Twojego świata :)

Tu chodzi o obserwowalny wszechświat; jego granice tak bardzo się kurczą, że zostaję sam, w małej, blaszanej banieczce ciepła, z aureolą świateł mijania, otoczony ciemnością i szumem. Oni wszyscy są tak bardzo daleko, a ja, otoczony grubą, czarną zasłoną w ogóle dla nich nie istnieję. Byłem w punkcie A na południu, pojawię się później w punkcie B na północy. W międzyczasie mnie nie ma i bardzo mi to odpowiada. Pewnie dlatego, że nikt nic ode mnie nie chce, przecież jestem w podróży.

Ten fragment szczególnie do mnie trafił, bo dokładnie tak samo myślę o byciu w trasie i lubię to uczucie. Choć nie zdawałam sobie nigdy sprawy, że w tym myśleniu dotykam zasady nieoznaczoności ;)

 

Sama pętla może nie jest szczególnie oryginalna, jednak to (kolejne już w tym konkursie, podobnie miałam u Minuskuły) opowiadanie przedstawia ją w bardzo zjadliwy sposób. Bardzo spodobał mi się motyw szukania różnic w tej powtarzalności, oraz to, że mimo iż nie poznajemy praktycznie wcale większości z uczestników tych wydarzeń, poza głównym bohaterem i kierowcą od zepsutego koła, to wydaje się, jakby cała reszta – tirowcy i pirat – mieli jakąś dobrze określoną i wyczuwalną charakterystykę, osobowości. Nie wiem, jak udało Ci się to osiągnąć, ale wyszło rewelacyjnie.

 

Taki drobiazg wyłapałam:

 

Inne auta wyprzedzają mnie bardzo rzadko, bo grzejemy jak cholera. Jednak przed chwilą jakieś zimnoniebieskie, zmrużone w gniewie oczy pojawiły się w lusterku. Bardzo szybko zbliżyły się, wyprzedziły nas z lewej i zmieniły w dwie czerwone smugi, te po paru sekundach rozpłynęły się w czerni. U nas, gdzieś spod maski, wydobył się gniewny pomruk. Nie lubiliśmy takich upokorzeń. 

Zgrzyta ta liczba pojedyncza w pierwszym zdaniu, dalej konsekwentnie stosujesz mnogą.

Fabuła: Rozwija się dość powoli, ale sposób prowadzenia narracji wciąga. Jest skonstruowana z powtarzalnych elementów, lecz zmieniają się detale, co nadaje rytm historii. Trochę nie spodobała mi się scena, w której bohater rozmawiał z mężczyzną zmieniającym koło w mercedesie; moim zdaniem trochę zbyt bezpośrednio zdradzono tam, co jest na rzeczy, a później bohater wspomina, że "Rozmowa z dziwakiem od starego mercedesa, choć bezsensowna, poprawiła mi nieco nastrój, odwracając uwagę od całej tej popieprzonej sytuacji. Niestety, nie na długo. Znów bowiem minąłem przeklętą zieloną tablicę.", co wydaje mi się trochę dziwne, bo przecież rozmowa dotyczyła sytuacji pętli, jak więc mogła odwrócić od niej uwagę? Za to zakończenie bardzo mi się spodobało: krótkie, treściwe, dobrze pasujące do szorta.

Oryginalność: Opowieści o utknięciu w potarzającej się pętli czasu i/lub przestrzeni było już bardzo wiele, więc tutaj raczej nic nowego. Fajne było osadzenie tego w pewnym konkretnym miejscu, ale z drugiej strony zostało opisane w trochę ogólnikowy sposób, brakowało mi więcej charakterystycznych elementów w opisach. Postaci również dość standardowe, że tak powiem, nie było tu wyróżniających się osobistości, choć z drugiej strony jest to uzasadnione klimatem opowiadania.

Styl: Ładne zdania, świetne porównania, całkiem fajnie zapisane dialogi, ale niestety sporo błędów interpunkcyjnych. Zapis "Gdańsk 76" i "Gdańsk 56" przydałoby się w jakiś sposób wyróżnić, może wyśrodkować i oddzielić jednym enterem od reszty narracji.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Werweno, ogromnie mi miło, że wpadłaś, przeczytałaś i napisałaś tak pokrzepiający komentarz.

 

WickedG, dzięki serdeczne za cały ten konkurs, takie akcje naprawdę inspirują! I dziękuję za komentarz :)

Przeczytałam opowiadanie już po ogłoszeniu wyników konkursu, gratuluję więc wyróżnienia.

Lubię bardzo takie klimaty, a motyw samotnej nocnej podróży po autostradzie to już samograj :) Nie trzeba Ameryki jak widać.

Może zabrakło mi tu jeszcze odrobiny absurdu… 

Podobała mi się ta jazda.

 

Dzięki, strasznie się z wyróżnienia cieszę, zapewne wiele osób uznałoby, że niewspółmiernie do skali tegoż sukcesu :) Miło, że wpadłas i przeczytałaś, super, że Ci się podobało. Pisałaś u siebie pod opowiadaniem, że fascynuje Cię temat SI. To nieśmiało zapraszam do mojego opowiadania "W domu Cyfrowego Brata", trochę tam adresuję ten temat,moze Cię zainteresuje?

Wracam z komentarzem jurorskim:

 

Bardzo efektowny horror, wygrywający klimatem – rzadko tekst wychodzący od tak oklepanego pomysłu czyta mi się tak dobrze. Postacie w zasadzie nie bardzo istnieją, poza głównym bohaterem – ale to też i nie o niego i nie o psychologię chodzi. Stylowo tekst poprawny. Minusem jest zakończenie – trochę się dla mnie kończy ten tekst wtedy, kiedy być może powinien się zaczynać, bohaterowi poza tym trochę za łatwo przychodzi wyrwanie się z pętli losu. Ale generalnie, bardzo na plus. Jedno z tych opowiadań z konkursu, które dłużej zapamiętam.

ninedin.home.blog

Spełnienie podstawowego założenia – fantastyczny środek transportu – jest.

Opowiadanie, które jest krótkie, ale treściwe, ma świetny, mroczny klimat, którym stoi. Tak się wciągnęłam, że zaczęłam się zastanawiać z odrobiną lęku, co będzie, gdy znowu wsiądę za kółko mojego Potwora.

Napisane dobrze, z zachowaniem należytego balansu między liczbą pętli, na plus ich zróżnicowanie, dzięki czemu nie miałam wrażenia nudnego powtarzania w kółko tego samego, mimo że to przecież było w zasadzie to samo.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

ninedin, śniąca, nasłuchałem się pod tym tekstem już wielu pochwał, okazuje się, że kolejne dobre recenzje są tak samo przyjemne, jak te pierwsze. Dziękuję bardzo za budujące komentarze. 

Łosiocie, mnie też się podobało. Tytuł nieco mylący, bo nasuwa skojarzenia z czerwcem 1976, ale w sumie to nawet miła niespodzianka, że zupełnie co innego miałeś na myśli.

Dobrze napisane od strony technicznej, czyta się płynnie. Nastrój nocnej autostrady też udało Ci się dobrze uchwycić. Fabuła niezbyt skomplikowana. Tekst jednak bardziej z tych filozoficznych niż akcji, więc prostotę fabuły można mu wybaczyć.

Masz ode mnie 5/6.

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

Okazuje się, Łosiocie, że masz warsztat wystarczający, żeby napisać wciagające opowiadanie, które naprawdę dobrze się czyta. Ale przede wszystkim masz fajny zmysł, wyczucie, ucho, oko czy nosa do prostego, naturalnego, konkretnego i życiowego opisywania detali, świata, przemyśleń, działań, sytuacji.

Szlifuj zatem technikę, rękę do narracji masz już naprawdę niezłą.

Piszesz o pętli czasowej, niewyjaśnionej, dziwnej, metafizycznej, ale zarazem to wszystko jest takie życiowe, prawdziwe, w opisach, zachowaniach, odczuciach, które umiejętnie ujmujesz, w duchu nocnej jazdy, więzi z pojazdem, motoryzacyjnym uniesieniu na autostradzie, oddajesz to z wyczuciem pokazując dobry zmysł obserwatora świata, ludzi, życia.

Tekst to prawie obyczajówka, ale klimatem stoi i czytelnik daje się szybko wciągnąć w te dziwną podróż, w opowieść, w monolog myśli bohatera. Potrafisz trzymać go w napięciu i zainteresowaniu. Bo jest tutaj trochę intuicyjnej prawdy i o życiu i o podroży nocą, i jest coś z klimatu grozy i niepokoju.

Ten sznur tirów w tle, ten facet z kluczem w dłoni, ta oddana i pełna poświęcenia skoda ratująca bohatera z dziwnego zatracenia, zapomnienia, życia obok/poza i dostarczająca do domu i rodziny. Sporo dobrych elementów, sporo udanych fragmentów.

No i fajny, nienachalny, nieuchwytny happy end.

Dobrze dobrałeś tytuł i ciesze się, że wybrałeś poczciwą skodę, a nie jakieś wypasione auto, bardzo fajnie, że pozwoliłeś bohaterowi wyrwać się z tej zgubnej pętli. Obawiałem się, że pojedziesz utartym torem i okaże się, że bohater po prostu zginął na tej trasie i wraz z innymi ofiarami autostrady tkwi w wiecznym kursie przed siebie. Okazało się, że nie, że miałeś własny pomysł na ciekawe, lepsze zakończenie opowieści.

Może w pewnym momencie tekst przeciągnąłeś, miałem takie wrażenie (mniej więcej od słów: Dziwnie łatwo było się w to wkręcić…), ale zaraz potem dojechałeś szczęśliwie do finału podróży i nie będę narzekał.

Sprawdź przecinki. Gdzieś tam przydałoby się rozbić zdanie na dwa, masz też literówkę w zdaniu: "Wciągnęło nie to polowanie..."

Po przeczytaniu spalić monitor.

A kto to przyszedł? Pan maruda, niszczyciel dobrej zabawy!

 

Po pierwsze, dlaczego to nie jest opowiadanie o strajkach, drugi tydzień ostrzyłam sobie na nie zęby, bo myślałam, że dostanę porcyjkę PRL-u. I jeszcze 56 w treści, to zbieg okoliczności?

 

Po drugie, po ciekawym, hipnotycznym początku zapłakałam gorzko i zaczęłam wypisywać błędy. I jestem pod wrażeniem, bo jak na tak krótki tekst – do poprawy jest bardzo dużo. Nie są to tragiczne błędy, ale powtórka z interpunkcji jest potrzebna. Jestem zaskoczona, że tekst uchował się na tym forum tak długo bez łapanki.

 

Dobrze, teraz pan maruda przejmuje pałeczkę, a coś miłego zostawię na koniec.

 

Już mi się dłużyło, mimo, że zgubiłem rachubę czasu. Byłem w tym moim transie łykania kolejnych kilometrów, gum do żucia, energetyków, papierosów i ulubionych kawałków techno. Dłużyło mi się, mimo, że jechałem w nocy.

– niepotrzebne powtórzenie

– “mimo że” należy do wyjątków; nie rozdziela się przecinkiem (źródło)

– osobista preferencja: uważam, że tym moim jest niepotrzebne (no bo czyim innym?)

– bardzo ładne wyliczenie – plastyczne i zasysające, podobało mi się

 

grzać przed siebie jak pocisk. 

Niżej masz podobne porównanie ("grzejemy jak cholera"), a tak po prawdzie – czy pociski grzeją? Grzać znaczy gazować, nie?

 

zostaję sam, w małej, blaszanej banieczce ciepła,

bez przecinka po sam

 

Pokonują setki kilometrów [+,] mając przed sobą tylko tę czerwoną

wloką w stadzie[+,] gadając przez to swoje radio. 

Zdania podrzędne rozdzielamy przecinkiem.

 

mając przed sobą tylko czerwoną ramkę (…) w tych konwojach (…) gadając przez to swoje radio. 

Ewidentnie przeginasz z używaniem “to, ten, tego” w całym tekście. Przeczytaj opowiadanie zwracając uwagę tylko na te słowa – jest ich mnóstwo, a (moim zdaniem) są niepotrzebne, bo jest oczywiste, o jaki przedmiot chodzi.

 

zmieniły w dwie czerwone smugi, te po paru sekundach rozpłynęły się w czerni.

te -> które

 

Nie lubiliśmy takich upokorzeń. 

Jeśli cały tekst jest w czasie teraźniejszym, to skąd tu nagle przeszły?

 

Blada twarz podniosła się, nie zdążyłem się jej jednak przyjrzeć zanim zniknęła w ciemności.

Bladoniebieskie światło latarki zmierzyło mnie od stóp do głów. 

Antropomorfizm. Czy twarz może się podnosić? Czy światło mierzy? Co prawda istnienie może usprawiedliwić prawo twórcy do artyzmu i to światło mogę zrozumieć, ale… no średnio mi to brzmią.

 

Wyprzedzając żeglujący przez noc orszak[+,] przyspieszyłem do mocno ponad dwustu na godzinę

 

gdzieś w środku poczułem chyba, gdy znów minęliśmy trójkąt awaryjny

Wie pan może, która godzina? – zapytałem, chyba dość niepewnym głosem.

To jest narracja pierwszoosobowa, on nie może czuć czegoś chyba i nie może mówić chyba niepewnym głosem.

 

wyrzucić z siebie narastającą panikę; tylko, że gdybym wtedy otworzył tę tamę

Tak jak powyżej, “tylko że” to wyjątek i nie dzieli się przecinkiem.

 

Pan mnie też widział, patrzał się pan na mnie jak przejeżdżałem.

nie błąd, ale “patrzał” to forma przestarzała; w literaturze się z nią nie spotykam (źródło)

 

Z bliska hałas ich silników brzmiał prawie jak wycie, jednak już po chwili, gdy oddalały się stopniowo, stał się niskim warkotem, by wreszcie ucichnąć. 

Całe to zdanie można by napisać na nowo. Czy silniki brzmiały jak wycie, czy wyły? Czy stały się warkotem, czy warkotały? Puste słowa się wycina.

 

Ciągle tu jest.

– Gdzie my jesteśmy?

 

ale widziałem go[+,] już jak właśnie ruszał po jego wymianie

Puste słowa.

 

wiem, że rotowali

Rotowali się, chyba?

 

Włączyłem się w to wszystko, jako kolejny element.

zbędny przecinek

 

Wciągnęło nie to polowanie na różnice

mnie

 

Wyrwany z tego zawieszenia, zacząłem myśleć

zbędny przecinek

 

Przed nami zobaczyłem tablicę. Gdańsk 56

Kropka po cyferkach i do rozważenia dwukropek przed słowem Gdańsk.

 

Pod koniec tekstu nie skupiałam się już aż tak. W całym tekście jest moim zdaniem za dużo przymiotników. Przymiotniki zwykle pomagają autorowi w szkicowaniu świata, ale ich nadmiar zabija klimat – historia staje się wtedy płaska.

 

A teraz milsza część. Historia jest pięknie opowiedziana. Początek zasysa dzięki barwnym metaforom i ciekawym porównaniom. Narracja budziła we mnie skojarzenia z filmem przyrodniczym – używałeś słów, które sugerowały powtarzalność sytuacji, pewne schematy i reguły (np. Co jakiś czas doganiamy rubiny tylnych świateł innych aut, nieraz zbitych w ociężałe konwoje.). Nie wiem, czy był to świadomy zabieg, ale wyszło ci świetnie. Czas teraźniejszy to dobry pomysł, nadaje historii dynamiki.

Klimat, który stworzyłeś, jest gęsty, lepki i duszny – dobra robota.

 

Sama historia jest króciutka, niewiele się tu dzieje i niewiele jest do oceniania. Pojeździł sobie, pojeździł, i wrócił do domu. Nie ma tu protagonisty, z którym można sympatyzować, motywacja głównego bohatera jest zarysowana bardzo delikatnie (choć jest, a to plus). Myślę, że historia, którą miałeś, była akurat na 12k. Plus za jednoznaczne, dobre zakończenie. Tego typu teksty łatwo przekombinować.

 

Tekst budził we mnie skojarzenia z Tramwajem Sonaty, który także jest pozbawiony dialogów. To sztuka, prowadzić opowieść w ten sposób i nie zanudzić czytelnika.

 

No, podsumowując, przyjemna lektura i widać, że jesteś dobrym gawędziarzem. Jak jeszcze popracujesz nad językiem polskim, to będą z ciebie ludzie :) Pozdrawiam!

www.facebook.com/mika.modrzynska

mr.marasie – dzięki. Po prostu, bardzo Ci dziękuję, takie komentarze dają moc, że hej!

 

kam_mod, ty rzeźniczko! Super te Twoje uwagi i poprawki, dzięki, że Ci się chciało, naprawdę. Przepraszam, nie będę się tu odnosił do poszczególnych i polemizował, bo przeciw takiemu tasakowi rzeźnickiemu jak Twój, mam tylko mały kozik na grzyby :) 

 

Serdeczności, mili ludzie!

 

Ja, rzeźniczka?! Za tyle miłych słów i parę uwag? Oj, serce mi łamiesz, Łosiocie. Byłam szalenie uprzejmym rzeźnikiem, zwykle nie chce mi się tyle klepać po główce.

 

A polemizować jak najbardziej możesz – chętnie wyjaśnię reguły, jakie stoją za moimi uwagami. Tasak mam naostrzony.

 

Chyba że to wpływ marasa i zostałam nosorożcem, nawet tego nie dostrzegając :> :>

www.facebook.com/mika.modrzynska

kam_mod, szczerze mówiąc, to nie bardzo mam amunicję na polemikę, biorę wszystko, co napisałaś, póki jest za darmo. To co zrobiłaś, jest dla mnie bardzo to dla mnie cenne, krew mnie jedynie zalewa jak widzę ile jeszcze pracy przede mną. 

Jeśli cię to pocieszy, to wczoraj Tarnina zrobiła mi taką łapankę na kilometr, że jeśli kiedykolwiek uważałam, że znam język polski, to już mi przeszło… :D

www.facebook.com/mika.modrzynska

Obiecałem, to jestem! 

Już na początku lektury, a właściwie nawet przed nią, popełniłem spory błąd. Ale o tym później :-) 

Zacząć chcę od pochwał. Bo się należą, a poza tym dlaczego tak od razu krytykować? :-) 

Bardzo lubię sposób, w jaki napisałeś ten tekst. Talent do poetyckości opisów pokazałeś już w "Martwej Kropce", a zdolność celnego punktowania obyczajowych obserwacji w "Uśmiechu". Tutaj łączysz tę rzeczy, nie tyle nawet skkejając do kupy, ale umiejętnie blendując, tworząc nowy smak. Jak choćby w cytowanych już przez przedpiśców:

Tamci za mną kupili w końcu wszystko, co chciałem im sprzedać. Ci przede mną, w domu, będą chcieli, żebym oddał im siebie, bezinteresownie, za darmo, bez negocjacji. 

Albo:

– To jest nasza trasa, nasz odcinek autostrady. Kto tam na ciebie czeka, że dałeś się wciągnąć w tę dziwną noc, co? Że nie chce się wracać?

Szczypta poezji, ostry aromat prostej prawdy i długi, zostsjący na języku (w umyśle) finisz znaczenia. Świetne. 

I konsekwentnie, tak właśnie wygląda cały tekst – przyprawiony poezją, ale nie ozdobnym gotykiem skomplikowanych konstrukcji, tylko krótkimi, perfekcyjnie celnymi metaforami i porównaniami, które nie opisują dokładnie rzeczywistości (bo cóż tu opisywać – droga, ciemność, światła) lecz odpalają w umyśle czytelnika ciąg odpowiednich skojarzeń, pozwalając praktycznie namacalnie odczuć klimat i nastrój konkretnej sceny. Znakomita robota, tak jak mówiłem – uwielbiam takie pisanie. 

I gdzieś tam zaczął pojawiać mi się wczesny King – ten z najlepszych lat. Bardzo to kingowskie – groza, pojawiająca się niespodziewanie, jak pająk w bucie, niesamowitość wypełzająza ze szczelin zwykłego życia i codziennych sytuacji. I cały "setting" wydał mi się nieco kingowski (w jak najlepszym sensie) – zwykli ludzie zamknięci w pętli niesamowitości – narrator, który nie ma (a może jednak ma?) powodów by nie dojechać do celu, kierowca mercedesa, który chce dojechać do domu, ale nie może, bo pechowo złapał gumę tam, gdzie nie powinien, konwój tirowców, którym dobrze jest tak jak jest (ciągła, niekończąca się jazda) i gość od toyoty, który być może wie, że prędkość jest drogą do wolności, a może po prostu zatracił się w nieustającym pędzie…

A potem okazało się że pętla nie jest doskonała, że możliwe są zmiany, alteracje, pod wpływem przypadku, lub też przemyślanego działania – no i pomyślałem sobie, że oto mamy punkt wyjściowy do rewelacyjnej historii. Teraz bohaterowie, zamknięci na pogrążonym w ciemności (czy jest na zewnątrz jeszcze świat? A może świat już nie istnieje) kawałku autostrady, będą nawiązywali interakcje, przyjacielskie lub wrogie, podejmować działania w celu uwolnienia się z pułapki, tudzież w niej pozostania, bo każdy z nich (wliczając narratora) ma jakąś tajemnicę, coś co zamknęło go w pętli i coś, co pcha go wolności (albo pozostania na pozaczasowej autostradzie), napięcie rośnie, fabuła wzbiera, by eksplodować w zaskakującym momencie kulminacyjnym… 

Ale potem uświadomiłem sobie swój błąd. Czyli niesprawdzenie ilości znaków przed lekturą. I gdy już się nakręciłem, to – szlag by Cie, Łosiocie! – zobaczyłem KONIEC na dole strony. 

Być może nie trzeba narzekać na końcówkę – więź kierowcy i auta, sugerowana przez cały tekst, ładnie zaowocowała w końcowym akcie oddania (i zrobiło mi się szkoda skody), ale zawiodłeś me nadzieje (okej, sam sobie jestem winien, wystarczyło sprawdzić długość tekstu) na coś absolutnie znakomitego. Uważam, że gdybyś pociągnął tekst dalej, byłby to materiał na piórko, na miotełkę do kurzu, ba, na całą strusicę, cierpiącą na hirsutyzm. 

A tak, mamy do czynienia z dobrym, zapamiętywalnym tekstem. Tylko tyle. A może aż tyle… :-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Hej thargone, dzięki, że wpadłeś. Chyba trochę nie umiem odpowiadać na takie komentarze, wiedz, że bardzo miło mi to czytać. Może tak – piszesz tak świetne komentarze, że nawet mają klamrę :)

To nie odpowiadaj, tylko pisz piórkowe opowiadanie :-) Masz wszystkie niezbędne… No, to wszystko co się ma, gdy się bardzo dobrze pisze. 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Opowiadanie bardzo przypadło mi do gustu. Noc, jazda autostradą i wciąż powtarzające się sytuacje, sprawiły, że jak najszybciej chciałem poznać zakończenie – i ono również rewelacyjnie się wpasowało. Jest ten niepokojący klimat. Stylowo – świetnie, aż zazdroszczę ;D 

No i to o czym pisali użytkownicy nade mną – czyta się to tak, jakby się samemu za tym kółkiem siedziało. 

Super!

Do góry głowa, co by się nie działo, wiedz, że każdą walkę możesz wygrać tu przez K.O - Chada

NearDeath, superdzięki za te pochwały, fajnie że wpadłeś i przeczytałeś. Jeszcze nigdy nie zebrałem tak (prawie) jednoznacznie dobrych recenzji za opowiadanie.

Wyjawię Ci mroczną tajemnicę: drukuję sobie te wszystkie komentarze, rzucam na podłogę i się w nich tarzam! 

A co robisz z tymi niepochlebnymi? Drukujesz, zawieszasz w łazience na gwoździu i… ;-)

Babska logika rządzi!

O nie, nic z tych rzeczy. Po prostu zapamiętuje sobie ich autorow, a potem robię takie jakby laleczki i robię im różne …rzeczy.

O nie, nic z tych rzeczy. Po prostu zapamiętuje sobie ich autorow, a potem robię takie jakby laleczki i robię im różne …rzeczy.

A Wy narzekacie na użytkowników, którzy po krytyce się obrażają i usuwają opowiadanie :3

Ja tam nie narzekam. Prawo Autora robić z tekstem, co mu się podoba.

Ciekawe, czy laleczki są podobne do awatarów, jeśli nie znasz krytyków… ;-)

Babska logika rządzi!

Aaa, więc to nie wczorajsze super ostre curry! To Łosiot zrobił jakąś… różną rzecz laleczce! 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

No to ja się cieszę, że jestem bezpieczny, bo mikołajkowy kebab został skonsumowany! Klątwa Łosiota mnie nie dotknie ;D

Do góry głowa, co by się nie działo, wiedz, że każdą walkę możesz wygrać tu przez K.O - Chada

Nie jesteś. Klątwa da o sobie znać jutro rano. 

Chociaż Ty tekst jeno chwaliłeś, więc Twoja laleczka jest bezpieczna. Łosiot właśnie tarza się w Twoim komentarzu. 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

 Tablica mignęła w ciemności jak skrawek nieba.

Nie przekonuje mnie ta metafora. Czy skrawek nieba miga? Czy może mam już nerwicę?

 mimo, że

Sama tak pisałam, ale mnie naprostowali – bez przecinka. Ponadto – co jest nie tak z prostym, swojskim "chociaż"?

 obserwowalny wszechświat; jego granice tak bardzo się kurczą, że zostaję sam, w małej, blaszanej banieczce ciepła, z aureolą świateł mijania, otoczony ciemnością i szumem

heart

 tak bardzo daleko

Anglicyzm: tak daleko; albo: bardzo daleko.

 a ja, otoczony grubą, czarną zasłoną w ogóle dla nich nie istnieję

Przecinkami wydziel wtrącenie: a ja, otoczony grubą(,) czarną zasłoną, w ogóle… (W nawiasach przecinek opcjonalny).

 zbitych w ociężałe konwoje

Hmm.

 widoczny z dystansu

Anglicyzm. Z odległości.

 duży, odblaskowy prostokąt

Bez przecinka, grupa nominalna.

 Pokonują setki kilometrów mając

Pokonują setki kilometrów, mając.

Oszalałbym, ale oni

Tu nie może być samo orzeczenie: Ja bym oszalał; albo nawet: Na ich miejscu bym oszalał.

 wloką w stadzie gadając

Wloką w stadzie, gadając.

 U nas, gdzieś spod maski, wydobył się

Wyjmij wtrącenie i zobacz, czy to dalej ma sens.

 Nie lubiliśmy takich upokorzeń.

Skąd tu nagle czas przeszły?

 później stojący nieco dalej przekrzywiony samochód

"Stojący nieco dalej" jest nadmiarowe – skoro widać go później, to musi być dalej.

przyjrzeć zanim

Przyjrzeć, zanim.

 Kochaliśmy tak razem mknąć

Anglicyzm. U nas kochać można wyłącznie rzeczowniki.

 później stojące dalej auto

Nadmiarowość, p. wyżej.

 kolejny konwój

Aliteracja. "Tych" też zbędne.

 Wyprzedzając żeglujący

Dwa ące obok siebie nie brzmią.

mocno ponad dwustu

"Mocno" w tym kontekście nie wygląda mi naturalnie. Może "sporo"?

 pojawiło się potwornie

Aliteracja.

 Tłumiąc kiełkujące

Dwa ące, niespójna metafora (kiełki możesz wyrwać, ale nie stłumić).

 Po tylu godzinach jazdy w milczeniu, mój głos zabrzmiał

Obeszłoby się bez tego przecinka.

 faceta, właściciela bladej twarzy

Znaczy, kupił ją sobie?

 wyrzygał z siebie strach

heart

 auto stękając podnosiło się

Auto, stękając, podnosiło się.

 Światło z punktu na jego głowie

Hmm.

 zobaczyłem oddaloną mgławicę świateł

Hmm. Ja dałabym raczej: zobaczyłem w oddali mgławicę świateł. Może to rzecz gustu.

 niepewnym głosem

Głos może być drżący, ale niepewny jest tylko narrator.

 powiedziałem siląc się

Powiedziałem, siląc się.

odpowiedział gestykulując

Odpowiedział, gestykulując.

 żar papierosa narysował w ciemności wzór nie do zapamiętania

Zrobiłabym z tego osobne zdanie. Poza tym heart

 patrzał się pan na mnie jak przejeżdżałem

Patrzył pan na mnie, jak przejeżdżałem. Chociaż w dialogu…

 stał tak, na szeroko rozstawionych nogach

Tu bez przecinka.

 którymi upstrzona

Hmm. Czemu "upstrzona"? Ja tu widzę raczej zalew światła, niż takie plamki, zresztą tak właśnie napisałeś. Jedno z drugim nie pasuje.

hałas ich silników brzmiał prawie jak wycie

Skondensuj to.

 ciśnie ile fabryka dała

Ciśnie, ile fabryka dała.

 zaczął się ruszać, zbliżając się

Skondensuj, ten tekst musi być smukły. Zaczął się zbliżać.

 mówił zmierzając

Mówił, zmierzając. "Zmierzanie" trochę zbyt górnolotne.

 odwracając uwagę od całej tej popieprzonej sytuacji

Nic to nie wnosi.

 Nadszedł więc i ten moment, że zacząłem krzyczeć

Hmm.

pełny pretensji

Chyba jednak "pełen".

 choć powtarzał się, za każdym razem był nieco inny

Szyk: choć się powtarzał, za każdym razem nieco inaczej.

 widziałem go już jak właśnie ruszał

Widziałem go już, jak właśnie ruszał.

 kolejność jazdy w swoim szyku

Szyk to kolejność. Zmieniali szyk, albo układ kolumny.

lub żadną z tych rzeczy?

Anglicyzm. Może: ani tym, ani tym?

 Włączyłem się w to wszystko, jako kolejny element.

Bez przecinka.

jednak oddziaływałem na nich, a oni na mnie

Hmm.

 z duża prędkością

Literówka.

 małe reakcje

Reakcje muszą być na coś.

 Wciągnęło nie to polowanie

Literówka.

 Zatraciłem się w tym wciąż licząc, że

Zatraciłem się w tym, wciąż licząc, że.

 zaczęliśmy jechać

Anglicyzm.

 weszła na czerwone pola

Ile tych pól?

 czekałem tylko aż

Czekałem tylko, aż.

 

Warto było czekać na tę drogową nirwanę. Straszysz subtelnie i egzystencjalnie, niemal po gaimanowsku. Tekst stoi atmosferą, a jest ona zdecydowanie chłodna, aż dreszcz przejmuje.

O, właśnie taka.

 Wystarczy nie jeździć do Gdańska i spokój, nie? ;-)

Można w nim mieszkać :D

luźno wszyłem wątek zasady nieoznaczoności (podróż z A do B, w międzyczasie mnie nie ma). Fajnie, co?

A, patrz, nie pomyślałam – odebrałam to nie tyle fizycznie, co filozoficznie.

 gość miał sprawić wrażenie, jakby chciał przemocą zabrać bohaterowi skodzinę

Takie też odniosłam.

 wczoraj Tarnina zrobiła mi taką łapankę na kilometr, że jeśli kiedykolwiek uważałam, że znam język polski, to już mi przeszło

:P

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnino, ostatnio byłem świadkiem narzekań na Twoje komentarze, dla mnie taka masakra piłą łańcuchową jest niczym pieszczota :)) Dzięki, wiem na co zwracać uwagę. Tyle anglicyzmow? Wtf?

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nie ma tu spektakularnych twistów, przełomowych pomysłów, ani wycyzelowanego języka. Jest natomiast umiejętność obserwacji rzeczywistości i sprytnego zagrania na znanych motywach, bo komu z nas nie zdarzyło się pędzić autostradą po nocy. ;)

Myślę, że to opowiadanie ma potencjał, by zostać w pamięci chwilę dłużej. Właśnie przez to, że jest takie swojskie w swej scenografii. Ale także, że motyw fantastyczny, choć skromny, wręcz oszczędny, wkrada się do tekstu powoli, niby tylnym wejściem, ale efekt wywiera całkiem porządny. Pętle czasowe przemielono w fantastyce już nieprzyzwoicie wiele razy, ale siłą tego opowiadania jest, że pętla zdarzyła się właśnie na autostradzie.

Tak oto ze zużytych, nawet już trochę nieświeżych składników, udało Ci się stworzyć zaskakująco smaczne danie.

E, wcale nie była to taka długa podróż ^^

Opowiadanie oparte na dość standardowym motywie, pomimo niewielkiej ilości znaków trochę przegadane, ale przyjemne w odbiorze i z fajnym  zakończeniem.

Szkoda, że bohater nie zabawił się trochę więcej w tej pętli. Potencjał był, a i znaków, z tego co widzę, miałeś trochę w zanadrzu. Trochę dużo.

W prezentowanej postaci tekst jest po prostu miłym, klimatycznym przerywnikiem, nie posiada jednak elementów, które mogłyby wywindować go na wyższy poziom. Przydałoby się jakieś bardziej namacalne zagrożenie, co pozwalałoby zbudować suspens. Jakiś element survivalu. Zwrot akcji. Coś, co sprawiłoby, że opko wykroczyłoby poza ramy przyzwoitej miniaturki.

Niemniej, dobra robota. Bryka na duży plus.

Ach, i między “mimo że” przecinka nie stawiamy ;)

 

Tyle ode mnie.

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Hej chłopacy! Bardzo fajnie, że wpadliście, dziękuję za wartościowe recenzje.

To nominacji w wątku “najlepsze opowiadania listopada” zawdzięczam chyba Wasze wizyty, tak? Super sprawa. 

A to mnie zaskoczyłeś!

Fajny klasyk, w bardzo współczesnym wykonaniu. Kingowski – w dobrym tego słowa znaczeniu. I to ciągłe wrażenie, że za tą historią czai się jeszcze jakaś inna, prywatna, rodzinna, niedopowiedziana ale prawdziwa. Rozmiar w moim odczuciu idealnie dobrany do pomysłu.

Gratuluję!

Dziękuję coboldzie, ciesze się bardzo, że znalazłes chwilę na lekturę. A czym Cię zaskoczyłem?

Nie mogę powiedzieć, bo nie byłoby zaskoczenia dla Ciebie.

A, czyli rewanżujesz się kontrzaskoczeniem? A niech Cię :P

Dobry pomysł, fajny tytuł, niezły nastrój. Tylko że ten ostatni niestety w pewnym momencie siada, bo już wiemy, o co chodzi. Końcówka zajeżdża lękiem autora o to, że czytelnik nie zrozumie, więc trzeba wszystko wyjaśnić. Za dużo tam jak dla mnie konkretu, bardziej podobał mi się niesamowity, oniryczny początek. A samo zakończenie niestety zabija nastrój. Tzn. ostatnie zdanie jest dobre, ale ten przyjazd do domu? Zbyt realistyczny po tym obłąkańczym głównym wątku.

 

Nawiasem mówiąc, ekspresówka Kraków-Gdańsk to jeden z najbardziej fantastycznych elementów w tym tekście. Od Krakowa do Warszawy (lub od Gliwic od Łodzi) nie ma autostrady, na której można by tak jechać. Na gierkówce się nie da, na trasie przez Kielce i Radom też nie :P

 

Plus nadal sporo w tym opowiadaniu technicznych usterek.

 

Już mi się dłużyło, mimo[-,] że zgubiłem rachubę czasu.

“Mimo/pomimo że” to jeden spójnik

 

żeby było przekonywująco

niepoprawna forma; “przekonująco” albo “przekonywająco”

 

…Eczór

To bym chyba dała małą literą, bo urwane

 

W tej chwili dopadła nas fala ryku ciężkich diesli i zalało nas światło reflektorów

Może są za wolni; a może tak naprawdę wcale nie chcą się stąd wyrwać?

Średnik niepotrzebny, wystarczy przecinek, bo nie zmieniasz podmiotu i ogólnie przeciwstawiasz dwie równorzędne możliwości

 

– Dobra, facet, chciałem ci tylko pomóc zmienić koło, daj spokój – mówiąc to, odwróciłem się i wróciłem do auta. 

Nie za dużo tych równoległych czynności? Może “po czym wróciłem”?

 

Jej włączony silnik warknął przyjaźnie na powitanie.

Jej? Nijak się to nie łączy z tym, co jest bezpośrednio wcześniej, a chyba nie chodzi o jakąś nową postać?

 

odwracając uwagę od całej tej popieprzonej sytuacji. Niestety, nie na długo. Znów bowiem minąłem przeklętą zieloną tablicę. Nadszedł więc i ten moment, że zacząłem krzyczeć. Krzyczałem, wyprzedzając znów

Lekka zaimkoza plus powtórzenie w przeciwieństwie do dalszych raczej nie zamierzone?

 

Wyprzedził mnie z prawej, usłyszałem jego pełny pretensji klakson. 

Tu prędzej mógłby być średnik, choć też niekoniecznie.

 

Prosty układ konwoju ciężarówek, faceta łapiącego gumę i maniaka prędkości pędzącego autostradą, choć powtarzał się, za każdym razem był nieco inny.

Troszkę się tu zawiesiłam na składni zdania złożonego. Gdyby “choć” przerzucić na sam początek zdania, byłoby chyba lepiej (bez przecinka po autostradą).

 

widziałem go[+,] już jak właśnie ruszał po jego wymianie

właśnie też trochę niepotrzebne

 

Niezmiennym elementem układu była tablica. Nie wiem, czy jego początkiem, czy końcem.

Drugie zdanie nieco zgrzyta, chyba z powodu zaimka.

 

A może jednym i drugim[-,] lub żadną z tych rzeczy?

Nie jestem pewna, czy początek i koniec można nazwać “rzeczami”? Coś mi tu nie pasuje

 

deja vu → déjà vu

i raczej kursywą

 

Po prostu, nagle, ona zaczęła przyspieszać. Wyrwany z tego zawieszenia, zacząłem myśleć, poczułem znów, że jestem.

Coś mi nie pasuje z tą “oną”. Domyślam się, że chodzi o skodę, bo narrator jest sam, ale to moim zdaniem nie wychodzi. Na końcu lepsze chyba byłoby “że istnieję”.

http://altronapoleone.home.blog

Cześć! I kolejny kubeł zimnej!

Nie, super, dzięki za ten komentarz, w ogóle bardzo się cieszę, że w końcu do mnie zajrzałaś drakaino, zapraszam jak najczęściej!

Nie odniosę się do usterek technicznych – po prostu muszę przysiasć i Twoje i Tarniny uwagi nanieść na tekst (nie wiem, jak rozstrzygnąć …E(e)czór, z jakiegoś powodu dałem “E”, sprawdzałem to nawet, ale nie pamiętam gdzie :P)

A w kwestii nastroju; początek vs zakończenie – tu się bronił nie będę, tak się wymyśliło i się lepiej nie umie ;)

Tak, z trasą jest naciągnięte. Kto jeździ, ten wie ;) 

Tak, z trasą jest naciągnięte. Kto jeździ, ten wie ;) 

Załóżmy, że to się dzieje w bliżej nieokreślonej idealnej przyszłości ;)

 

Ogólnie nie jest źle, aczkolwiek część druga nie oddaje sprawiedliwości pomysłowi i nastrojowi części pierwszej… Bibliotekę bym z pewnością była klikała, ale na piórko jednak trochę brakuje.

http://altronapoleone.home.blog

kam_mod; Tarnino, drakaino.

 

Spędziłem uroczy sobotni poranek z pyszną kawą (zrobiłem z mlekiem, miodem i cynamonem, rzadko tak pijam, ale dobre!) i Waszymi, licznymi, uwagami do tego tekstu. 

Po pierwsze – dzięki serdeczne za poświęcony czas. Po drugie – jestem pod wrażeniem, Wasza pomoc jest bezcenna. Odkrycie sezonu dla mnie – aliteracja! 

Wiecie co, naniosłem większość Waszych uwag. Nie wszystkie, zostawiłem sobie kilka pamiątek.

 

Raz jeszcze kam, sorry, że tak wyszło – tłumaczyłem się na priv.

drakaino – dla sam fakt, że rozpatrujecie mój test jako ewentualny piórkowy, to BARDZO dużo, serio.

 

Dziękuję, serdeczności!

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnino, czytasz mnie jak otwarta książkę. Tak, uwielbiam Whitney Houston. Czy to wybrzmiewa w moich tekstach?

Tak na wstępie, nie trafiłem tu bezpośrednio po naszej korespondencji. :) Mam dużeee, jeśli nie olbrzymie zaległości na forum. Przyznaję, że nie przeczytałem tu nawet słowa przez czas, gdy mnie nie było. Zaczynam więc czytanie od tekstów piórkowych. Od najświeższych do starszych. Świat krasnoludów Chrościska czytałem w innym opowiadaniu, więc odpuszczam. Nie wiem bowiem, ile będę miał wolnego czasu. :) Rybaka prozę znam i nie jest to do końca w moim targecie, zaś opowiadanie powyżej…

Hm, klimat budować umiesz. Choć, o dziwo, nie on wysuwa się tym razem na pierwszy plan. Tekst stoi przede wszystkim warsztatem. Płynnie, naprawdę płynnie się to czyta, choć treści mało, i nie pomaga trzykrotne serwowanie. :) I fantastyki mało. :) Nie, sam nie wierzę, że i ja to w końcu napisałem, ale rzeczywiście tym razem tak jest. I piórka bym nie dał. :) Coś przez skórę czuję, że te piórko to częściowo za coś innego, może dokopię się za jakiś czas do tego “czegoś innego”.

Tym powyżej się jednak nie martw, gusta gustami, wszystkim nie dogodzisz. Ważne, że pisać umiesz, tak myślę sobie, że to jest najważniejsze. I mówiąc ”pisać umiesz” mam na myśli zrównoważone połączenie umiejętności i własnej świadomości tych umiejętności. To czyni pisarza znanym pisarzem. :) Nie jest to może jeszcze poziom Cobolda, ale wyraźnie panujesz już na słowem. Tak trzymać, wróć. Tak trzymać wznoszącą falę. :)

Pozdrawiam.

Hej Darconie, bardzo się cieszę, że wróciłeś. Mam nadzieję, że na dłużej. No bardzo fajnie.

Dołączam do grona czytelników :)

Bardzo ładnie poskładane opowiadanie. Proste zdania, niezłe porównania, miałem tutaj fajne tempo czytania. Nie dłużyło się nic, powoli kroczyłem za historią. Doceniam ten styl, lubię go i podoba mi się. Historia z pętlą może nie jest czymś nowym, ale nie mam problemu z tym, żeby przeczytać dobrze wykonany motyw – za taki uważam Twoje opowiadanie. Było trochę tajemniczo i zagadkowo, było klimatycznie, z nutą refleksji. Uważam, że zasłużone piórko. Gratuluję też tego wyróżnienia, bo to Twoje pierwsze piórko.

 

Pozdrawiam

Mersayake, dziękuję za lekturę mojego opowiadania! Bardzo fajnie, że Ci podeszło. 

 

pozdro!

Zdecydowanie jest w tym tekście potencjał. Absurd sytuacji jest odpowiednio dozowany, podobnie ładnie wyszły w nim dialogi. Pierwszy akapit i kolejne zachęcają, są plastyczne, swojskie i umiejętnie napisane. Jednakże zabrakło mi należytego wykorzystania tego pomysłu, spuentowania, szarpnięcia za struny emocji, doprowadzenia do końca, który wbiłby mnie w fotel – w końcu tak wyobrażam sobie piórkowe teksty; że przynajmniej któryś element, jeśli już nie całość, wbije mnie w fotel. Jest dziwnie, nawet lekko paranoicznie, a potem… nic. 

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Siemanko Naz! Wiesz, mineło już trochę czasu od publikacji tego tekstu, w tak zwanym międzyczasie musiałem na chwilkę odpuścić aktywność na portalu (no dobra, lukałem tu i tam, ale tylko na chwilę) i – chyba masz rację. Trochę tu brakuje p..nięcia. No, ale to chyba jedno w większych wyzwań, napisać nie dość, że ładnie, to jeszcze z p..nięciem.

Dziękuję, że zajrzałaś, przeczytałaś i zostawiłaś komentarz, serdeczności. 

Myślałam, że on “siódemką” pomykał z Krakowa do Gdańska (zielona tablica!), a tu jednak autostrada? I zmienianie opony na autostradzie na poboczu? Chyba powinien wezwać obsługę autostrady, trójkąt nocą to mało. Ale to tyle z narzekań. Tytuł mi podsuwał jakiś historyczne skojarzenia i miło się zaskoczyłam, że to tablica drogowa a nie strajki czy coś. Klimat jest, immersja – jak najbardziej (trasę Warszawa-Gdańsk mam “objeżdżoną”), ładnie pokazałeś “związek” kierowcy z pojazdem i poświęcenie skody, żeby uratować bohatera z tej pętli.

Wiesz co, z kolorem tablic to zwyczajne niedopracowanie było, wcześniej były zielone właśnie. Akcja jest na autostradzie, bo całe opowiadanie mi się wymyśliło właśnie w trasie, mózg mi się lasował podczas jazdy (nawet zasnąłem na sekundkę-dwie i obudził mnie hałas tej grubej linii przerywanej) i musiałem go czymś zająć. I, serio, stał wtedy gość na poboczu i zmieniał koło. Pewnie wezwał obsługę i czekał, ale koło zmieniać zaczął. 

 

Dziękuję za wizytę i tutaj Bellatrix :)

 

Nowa Fantastyka