- Opowiadanie: Eva - MOST

MOST

Oceny

MOST

Jeśli Dziewczynka miała jakieś imię, nie pamiętała go już. Most był wszystkim, co znały jej oczy, całym światem. Tak przynajmniej kiedyś myślała. Teraz szła po Moście na spotkanie z Chłopcem, który uciekał od niej wzrokiem. Z Chłopcem, który kiedyś wypełniał jej ten świat.

Dziewczynka wiedziała, że miał do niej żal, ale ona odwoła. Wszystko odwoła, to co wtedy powiedziała. Nieistotne, ile było w tym prawdy a ile kłamstwa. Z każdym krokiem coraz trudniej było jej się powstrzymać przed tym, by nie wybiec Chłopcu na spotkanie. Ten zaś wydawał się dziwnie zamyślony, nieobecnym wzrokiem wodził w tę i we w tę, tak jak gdyby szukał kogoś lub czegoś w pustce za balustradą. Ani razu jednak nie spojrzał w kierunku Dziewczynki.

Dziewczynka tęskniła za Chłopcem, lecz jeszcze bardziej za miejscem, które kiedyś nazywała rajem. Marzyła o tym, by cofnąć czas. Wrócić do dni, gdy było bezpiecznie i przyjemnie, kiedy wszystko działo się zgodnie z jej wolą. Most dokładnie wiedział, co Dziewczynka chciała zobaczyć prędzej niż ona mogła się o tym dowiedzieć. Tak jakby odkrył tajemny otwór w główce Dziewczynki, przez który garściami przenosił wszystkie pragnienia, by niemal w tym samym momencie, na jej oczach, odmalować je w przestrzeni.

Tamte dni minęły bezpowrotnie i w Dziewczynce na samą myśl wezbrał gniew. Raj zniknął a wraz z nim, nie od razu, lecz powoli, cały spokój. Potem wiele rzeczy wydarzyło się wbrew jej woli.

Im bardziej zbliżała się do Chłopca, tym mocniej czuła, że musi znaleźć sens w własnej  historii na Moście. Choćby po to, by poskromić chaos w głowie. Zaczęła zatem od początku.

Pierwszego dnia na Moście spotkała Chłopca.

Spokój. Podłoże przestało drżeć. Dzieci siedziały bez słowa twarzami ku sobie, oparte o balustrady, na rozstaju przecinających się mostów. Dwóch mostów, które tak naprawdę stanowiły jeden Most, ale o tym Dzieci miały się później przekonać. Teraz lustrowały się wzajemnie spojrzeniami. Dziewczynka nie odrywała wzroku od Chłopca o śniadej twarzy, z burzą czarnych loków. Chłopiec zdawał się nie dowierzać istnieniu Dziewczynki, jej bladej twarzy, długich złocistych loków, nieprzysłaniających dużych zielonych oczu.

Prażyło ich słońce, ta gorąca kula światła na błękitnym niebie, wisząca nad oceanem chmur. Z tego kłębowiska wyłaniał się Most. Tysiące nad metrów nad ziemią, tak daleko od świata spotkały się Dzieci.  

Pierwszy odezwał się Chłopiec, choć z trudem wydobył z siebie głos. Zadał jakieś pytanie. Dziewczynka nie odpowiedziała. Nie rozumiała języka w którym mówił Chłopiec. Ten zapytał raz jeszcze, zapewne o to samo, tym razem jednak w języku, który Dziewczynka znała, nie pamiętała skąd: 

– Je… Jesteś prawdziwa? – wydukał. 

Dziewczynka przytaknęła, choć pytanie było niemądre, w jej mniemaniu. Nie czuła potrzeby, by zapytać Chłopca o to samo. Bo po co? Przecież nie zderzyła się z powietrzem. Wciąż bolały ją od tego głowa i klatka piersiowa. Jej myśli zaczęły jednak krążyć wokół czarnej mazi, którą umazane były jej ręce, sukienka, nogi i, o czym się później przekonała, włosy i twarz. Chłopiec także był nią ubabrany. Tak bardzo zaskoczyło ją to spotkanie, że dopiero teraz to dostrzegła.

– Gdzie… Gdzie my… – zapytała nieśmiało, urywając w połowie, gdy Chłopiec niespodziewanie zadarł głowę.

Podążyła za jego wzrokiem. Nie byli sami.  Wstrzymała oddech.

Ujrzeli chmarę czarnych kształtów. Przypominały owady zawisłe w locie między chmurami i ponad nimi. Spojrzenia Chłopca i Dziewczynki na chwilę się spotkały. Na twarzy Chłopca odmalował się niepokój, Dziewczynka także go odczuła. Coś było nie tak. Owady nie poruszają się w ten sposób. 

Nie pomyliła się.

Zbliżyły się do balustrad drobne maszyny powietrzne. Okazały się stateczkami o czterech obracających się śmigłach. Zatrzymały się niedaleko balustrad. Spoglądały na siebie. Dzieci na maszyny, maszyny na Dzieci. Krwistoczerwone punkciki jarzyły się u każdego ze stateczków na dolnych rączkach, wystających niczym żądła. Jak u niektórych owadów. Mechaniczne insekty, tak o nich pomyślała Dziewczynka. Przenosiła wzrok z jednej maszyny na drugą, widząc, że niby-żądła poruszają się nieznacznie u każdej z maszyn. Z góry na dół, z dołu do góry, z lewej na prawą, z prawej na lewą. Dziewczynce zaschło w gardle, z trudem połknęła ślinę. Miała niewątpliwe przekonanie, że ktoś bacznie ich obserwuje przez szkarłatne ślepia stateczków.  

Odleciały. Jednomyślnie, całą chmarą, jakby posługiwały się jednym zmechanizowanym mózgiem. Dziewczynka poczuła ulgę, chociaż nie rozumiała dlaczego.

Wstała jako pierwsza, powoli, Chłopiec zerwał się zaraz za nią. Dziewczynka nie wiedziała na co właściwie patrzy. Wokół niej migały obrazy. Jedno mrugnięcie, faluje morze dzikich traw sawanny. Drugie mrugnięcie, puchnie różowe bąbelkowe podłoże. Trzecie mrugnięcie, przesuwają się piaski pustyni. Sawanna. Bąbelki. Pustynia. Sawanna. Bąbelki. Pustynia. Dżungla. Sawanna. Bąbelki. Dżungla… I tak przez następne kilka sekund. 

Zatrzymał się obraz. Pozostała sceneria sawanny. Przedziwnie czuła się Dziewczynka zanurzona w kołyszących się trawach, które wcale jej nie dotykały. Przenikały przez nią, jak gdyby przestała istnieć. Jedynie balustrada stawiała opór pod jej dłonią. Dziewczynka oparła się o nią i wychyliła zza niej ostrożnie, Chłopiec postąpił tak samo. Dookoła wszędzie była woda, piękna, lazurowa, i to daleko pod nimi, choć zdawać by się mogło, że im dalej, tym wyższy jej poziom. Morze czy ocean? Dziewczynka sama nie wiedziała. Pojęła jednak, że spotkała się z Chłopcem na rozstaju dwóch mostów. Dwa mosty, których przęsła, długości chwili zamyślenia, i podpory obrastały niedotykalne trawy. 

W tamtej chwili Dzieci nie zaprotestowały, gdy grunt poruszył się pod ich stopami, niejako je popychał. Każde podążyło w swoją stronę. Obejrzały się na siebie tylko raz, zadając spojrzeniami niezadane na głos pytania.

Nie od razu poczuły jak bardzo są samotne. Do czasu.

Pierwszej nocy Dziewczynce przyśnił się koszmar. Ona, obserwatorka bez ciała, i on, czarny kształt w szklanej kuli. Osobliwy twór. Czarny pień ściętego drzewa, choć bez wątpienia nie mógł nim być. Wiją się jego kończyny na podobieństwo konarów. W tle dogrywa bicie serca. Czyjego serca? Żadnego. To on, czarny byt schowany za szkłem, pulsuje. Jak żywa pompa. Ona, obserwatorka bez ciała, wpatruje się w niego bez emocji. Czy wolno jej się tak przyglądać, czy to czuje jej obecność?

Wzmaga się tętnienie. Czarny twór unosi jeden z konarów, ten zaś podpełzła w powietrzu do szyby. Kładzie się na niej.  

Tak oto wita się z Dziewczynką.

Obudziła się z wrzaskiem. Wdech, wydech, wdech, wydech, szybka wentylacja ukoiła ją zupełnie. Co innego przykuło jej uwagę. Nie ocknęła się, leżąc. Zasnęła w marszu i teraz wciąż porusza się naprzód, ocierając się prawą ręką o balustradę, przyozdobioną różami, bo tak sobie wcześniej zażyczyła. Pod dłonią poczuła szybsze falowanie powłoki Mostu. Powłoki, która w niczym nie przypominała krzewu róż.

Wtedy odezwał się chłopięcy głos.

„Co się stało?”

Dziewczynka odskoczyła jak oparzona od balustrady. Co to było? Słowa nie poniosły się po wielkiej przestrzeni, ale zadźwięczały w głowie Dziewczynki. Zastygła w bezruchu. Opamiętała się jednak, gdy grunt zafalował pod jej nóżkami i ruszyła dalej. Chłopięcy głos dał znowu o sobie znać. W mowie, którą Dziewczynka rozumiała.

„Hej! Kto tam?”

Każde słowo Chłopca było niczym przyjemne muśnięcie umysłu Dziewczynki. Z dużym wahaniem, kładąc prawą dłoń na balustradzie, odważyła się wreszcie odpowiedzieć we własnym języku. Za pomocą myśli. 

„To ja”. 

Chłopiec odpowiedział, jego głos zadźwięczał między ściankami czaszki Dziewczynki, w mowie, którą znała, chociaż nie pamiętała skąd i dlaczego.

„Usłyszałem wrzask. Nie wiedziałem czyj”.  

„Chyba mój” – pomyślała, odpowiadając w ten sposób Chłopcowi. – „Miałam… Miałam zły sen”.

„O czym?”

Nastała krótka cisza. Dziewczynka nie miała ochoty na zwierzenia, zaś Chłopiec najwyraźniej nie wiedział, o co mógłby zapytać. W końcu wyjawił swoje obawy.

„To trochę dziwne, no nie? Będziemy słyszeć teraz wszystko co myślimy?”.

„Nie chcę tego”.

„Dlaczego? Boisz się?”.

„Nie znam cię”. 

„I ja ciebie. Też mi się to nie podoba. Dziewczyny nie powinny wiedzieć, o czym myślą chłopcy”.

Dziewczynce nie spodobał się ten żart, obruszyła się.

„Nie chcę wiedzieć o czym myślisz. Nie chcę, żebyś wiedział, o czym ja myślę, Wyjdź z mojej głowy”.

„Nie wiem, czy umiem”.

„Wyjdź z mojej głowy”– powtórzyła mocniej Dziewczynka. – „Nie chcę cię”. 

„Ty tak na serio? Nie możesz mnie nie lubić”.

To zbiło Dziewczynkę z tropu.

„Dlaczego?”

W uchwyconej myśli niemal dosłyszała bezradność Chłopca.

„Nie możesz, bo tu nikogo innego nie ma” – odpowiedział.

Dziewczynka nic na to nie odrzekła. Na tym skończyła się ich pierwsza rozmowa.

Nie chciała Chłopca w swojej głowie. Żadnych przyjaciół. Żadnych rozmów. Żadnego wtrącania się w jej sprawy. Nie ochłonęła po sennym koszmarze, a Chłopiec tak po prostu wdarł się do jej głowy. Nie, po prostu nie.

Nie usłyszała przez następne trzy dni Chłopca. Nie przeszkadzało jej to. Co innego zajęło jej myśli. Odkryła coś. Coś, o czym i tak nie powiedziałaby natychmiast Chłopcu. Możliwe, że by jej nie uwierzył.

Poczuła w sobie moc. Polegała ona na zmianie otoczenia, jego wyglądu. Wedle własnego życzenia.

Kiedy stało się to po raz pierwszy, wystraszyła się. Bez uprzedzenia między dzikimi trawami wyrosły dmuchawce, a nad nimi przeleciało stado motyli różnego koloru. Tak delikatnie unosiły się na wietrze. Dziewczynka próbowała je złapać. Uniosła rękę i podskoczyła. Nie udało jej się. Spróbowała raz jeszcze. Żadnego motyla nie złapała. Trudno. Strumień myśli przelewał się dalej. Przeistaczał się on w jej głowie w szkice obrazów. Te zaś nabierały silniejszych konturów i barw, gdy wypływały potokiem na zewnątrz.

„To ja czy to dziwne miejsce, ten most?” – zastanowiła się wtedy. Nie otrzymała odpowiedzi.

Tak oto zmieniała wygląd Mostu. Podążała przy zachodzie słońca po dywanie między pąsowymi balustradami, krok za kroczkiem, wesoło, chłonąc wzrokiem wszystko co przywołała myślą, kwiaty, krzewy, pszczoły. Nagle zatrzymała się raptownie.

Dziewczynka ujrzała coś. Zobaczyła to niespodziewanie, bardzo wyraźnie w swojej głowie, tam, między ściankami czaszki.

Wszystko zniknęło. Widziała siebie otoczoną niemal z każdej strony czernią, na nieskończenie długiej drodze prowadzącej naprzód. Po obu jej rękach zatrzymane masy wody. Miliardy pojedynczych kropel zawisłych w powietrzu. Dziewczynka widziała siebie samą, wstającą z ziemi. I siebie spoglądającą w niezmierzoną przestrzeń nad sobą. Na ten ruch uniosły się wody, kolosalne słupy zawirowały w głąb czarnego nieba. Tam zaś pojawiła się gęsta warstw chmur. Te zaś spuściły deszcz. Woda, która spadła, rozlała się ogromną kałużą po całej powierzchni. Jak zapowiedź powodzi.

Mignął obraz. Znów oglądała pąsowe balustrady i dywan, którym przykrył się Most na jej życzenie. Nie rozumiała tego, co właśnie zobaczyła. Wspomnienie? Sen? Dość krótki, musiałaby go mierzyć w sekundach. Nie zadręczała się tym zbyt długo. Uznała to, że to bez znaczenia.

Upłynęły dwa dni od ostatniej rozmowy z Chłopcem. Dziewczynkę pochłonęły możliwości mocy, którą w sobie odkryła. Wydawała się potężna. Jak bardzo, miała się o tym tego sama dnia przekonać.

Przyleciały ponownie. Tym razem większe maszyny przebiły się przez warstwę chmur. Pięć śmigłowców zatrzymało się w niedużej odległości od prawej balustrady. Trzepot wirujących śmigieł docierał aż do uszu Dziewczynki. Ponad nim przedarł się głos. Męski głos. Osobliwy, nieco zniekształcony. Dziewczynka rozpoznała to brzmienie. Mężczyzna musiał mówić przez megafon. Tak, to musiał być megafon.

– Nie bój się, dziewczynko! – zawołał nieznajomy, w języku, który Dziewczynka znała, lecz w którym nie myślała. – Chcemy ci pomóc! Zabierzemy cię stamtąd! Cała i zdrowa wrócisz do domu! Zaraz wszystko będzie dobrze!

Dziewczynka szukała wzrokiem mężczyzny. W mgnieniu oka wypatrzyła małą białą tubę, a za nią jeszcze mniejszą głowę wychyloną z boku jednego ze śmigłowców. Zaraz ją zabiorą. Dlaczego chcą to zrobić? Powinna im zaufać?

– Za chwilę dostaniesz prezent! – krzyczał dalej mężczyzna zagłuszany przez hałasujące śmigła. – To będzie paczka! Rozpakuj ją i załóż to, co w niej znajdziesz!

W niebo wystrzelono pakunek. Pofrunął łukiem ku Dziewczynce. Ta w ostatniej chwili odskoczyła. Prawie oberwałaby nią w głowę. Zaskoczona przyglądała jej się krótką chwilę. Niedobrze, że zwlekała. Podłoże, niczym bagno, zaczynało powoli wciągać paczkę. Dziewczynka niemal wyrwała ją z ziemi. Przesyłkę zapakowano w pudełko oklejone szarym papierem. Gdy go rozerwała, ujrzała nauszniki. Czarne nauszniki z dużymi czaszami o miękkich poduszkach. Po co jej to dali? Zapytała o to spojrzeniem kołyszące się śmigłowce.

– Dobrze! – wykrzyczał ten sam mężczyzna do mikrofonu megafonu. – Musisz je założyć, ale przed tym posłuchaj mnie uważnie, dziewczynko! Chcemy odwrócić jego uwagę! Będzie trochę hałasu, dlatego daliśmy ci te nauszniki ochronne! Nie ściągaj ich! To bardzo ważne, rozumiesz? Gdy już je założysz, a nam się uda zbliżyć do mostu, skacz! Wiemy, że się boisz, ale zaufaj nam! Złapiemy cię, obiecuję! Musisz skoczyć, dziewczynko! W innym razie wszystko pójdzie na marne! Nie będziemy mogli cię uratować. Gotowa? – zapytał po krótkiej pauzie. – Załóż nauszniki!

Uratować? Ją? Przed czym? Czy się boi? Czy powinna się bać? Czego powinna się bać? Czy za mało się boi? Czy za bardzo się boi? Będzie musiała skoczyć? Dlaczego będzie musiała skoczyć? Co się dzieje? Gorączkowe myśli kotłowały się w głowie Dziewczynki, jej oczy przesuwały się prawo-lewo po czarnych nausznikach. Wreszcie, lekko drżące dłonie włożyły na głowę prezent, zakryły czarnymi czaszami uszy Dziewczynki.

Wyłączyła się muzyka świata. Przycichły wszystkie dźwięki z zewnątrz. W głowie natłok myśli, ale wokół śmiertelna cisza. Słyszała tylko własny oddech i bicie serca. Całe jej ciało pulsowało, zaś Most…

Most zwariował. Przed nią, za nią, balustrady wznosiły się i opadały. Pod stopami podłoże wibrowało. Pierwszy raz działo się coś takiego. Wcześniej niemal nieruchomy Most teraz szarpał się jak dzikie zwierzę schwycone w sidła. Podniosła głowę. Zobaczyła wysoko nad sobą dwa śmigłowce z zamontowanymi po bokach tubami. Nieznajomy wspomniał o hałasie, który ma odwrócić uwagę. Z jego powodu kazano założyć Dziewczynce nauszniki. Jaki dźwięk wyrządza takie rzeczy?

Spoglądali na siebie. Dziewczynka na śmigłowce przed balustradą, śmigłowce na Dziewczynkę w nausznikach. Jeden z nich miarowo przybliżał się do Mostu. Coraz wyraźniej dostrzegała człowieka, który krzyczał do niej przez megafon. Teraz także ją instruował. Czytała z ruchu jego warg. Teraz, dziewczynko, teraz skacz, rozkazywał i wskazywał palcem w otchłań pod maszynami. Dziewczynka przechyliła się przez drgającą balustradę, by spojrzeć na drogę, która ją czeka. Na sam widok zaschło jej w gardle. Krew spłynęła z twarzy. Pod skórą organy zalała fala gorąca. Droga wiodła prosto, przez rzadkie chmury, w kolorowy chaos. Wszystko zależało od tego jak skoczy. O ile skoczy.

Nie zamierzała.

Przylecieli jej na ratunek. Naprawdę wierzyli, że rzuci się z tej wysokości. Dziewczynce zabrakło tej wiary. Nie skoczy.

Przybyli z pomocą. Nie prosiła o nią. Nikt jej nie zapytał. A przecież nie opuści Mostu. Czyż nie należał już do niej? Tu spełniało się każde jej słowo.

Nie skoczy.

Krok za krokiem, powolutku wycofywała się. Im bardziej odsuwała się od balustrady, tym bardziej zbliżał się do niej śmigłowiec, tańcząc na wietrze. Im bardziej napierał, tym bardzie ona uciekała. Most oszalał. Coraz bardziej i bardziej dygotał, wciąż wił się jak zwierz w sidłach. Rzuciła raz jeszcze okiem na śmigłowce z tubami na jej głową. Krzywdzą go. Teraz to pojęła. W Dziewczynce wezbrała się rozpacz. Niech przestaną, niech natychmiast przestaną, błagała w duchu.

Nieznajomy z samolotu wykrzykiwał te same polecenia. Jak piosenkę, powtarzał wciąż te słowa: skacz, dziewczynko, skacz. Wtedy Dziewczynka pierwszy raz naprawdę ją poczuła. Wściekłość. Dziewczynka zacisnęła pięści. Nie. Nie zagra według ich melodii. Do niczego jej nie zmuszą. Tu jest jej miejsce. 

Nie ściągaj nauszników, mówili, zaufaj nam, mówili. Dziewczynka o to nie dbała.

Gdyby ktoś wtedy zapytał, jaki demon kazał jej odchylić jeden nausznik, nie miałaby pojęcia. Prędko tego pożałowała.

Zawyła z bólu. Nigdy nie słyszała takiego odgłosu. Piskliwy, przeszywający dźwięk wwiercił się w jej ucho, zdawało się, że przebił czaszkę. Natychmiast zasłoniła ucho, jęcząc z bólu. Raz kolejny straciła słuch. Drżała na całym ciele, serce jej waliło młotem.

Tamta Dziewczynka nie zdawała sobie sprawy. Ta, która idzie teraz na spotkanie z Chłopcem już wie. Wyłączyli dźwięk. Nie chcieli, by straciła słuch. To był błąd. Trzy błędy. Jeden za drugim. Nie ściągać nauszników. Nie przerywać hałasu. I nie używać mocy. Było już jednak za późno. 

Wystarczyło, by pomyślała, że nie chce ich tu widzieć. Dokładnie w ten sposób.

Nikt wówczas nie spostrzegł, kiedy Most zareagował. W górę ku śmigłowcowi, temu jednemu, który odważył się tak blisko przylecieć, wypełzło coś. Coś na kształt macki, ubrane tak samo jak reszta Mostu. Gęsta jak ciecz, ruchoma jak kończyna, niby-macka oplotła maszynę. Jak wąż owinęła skrzydła i kabiny pilota. Tak prędko, tak delikatnie, jakby otulała ten helikopter.

Stało się to szybko i niemal bezgłośnie.

Nic nie mogła zrobić Dziewczynka. Na nic nie zdobyły się inne śmigłowce. Ulotniły się w mgnieniu oka. Ten jeden zaś całkiem wtulił się w Most. Dziewczynka więcej go nie ujrzała.

Nastała głucha cisza. Dziewczynka nie zauważyła, kiedy padła na kolana. Tak bardzo była zmęczona. Tego co się stało, nie pojmowała. Most zupełnie się uspokoił. Drgania ustały. Na krótko. Pod nogami znów powróciło słabe falowanie, podłoże na nowo ponagliło Dziewczynkę do dalszej drogi.

Tak jak pierwszej nocy tak i tej, odwiedził ją we śnie czarny byt. Zmienił się. Spotężniał, choć może to tylko złudzenie. Wcześniej z pniem ściętego drzewa, teraz budzi skojarzenie Dziewczynki ze splotem nici. Nici koloru hebanu, zwijających się w kołtun. I kołtun ten wibruje. Przypomina przez to ul rozwścieczonych pszczół. Dziewczynka czuje w nim życie. I świadomość. Nie istnieje bezrozumnie. We śnie panuje cisza, wszystko się w niej odbywa.  I ot tak, niespodziewanie, kołtun zaczyna się w niej rozplątywać. Dziewczynka, jedyny obserwator, widzi jak uwalniają się z niego nici. Obniża się i wiruje, coraz szybciej i szybciej. Kurczący się huragan. Przestaje przypominać kołtun. Zwalnia. Teraz jest spiralą, obracającą się galaktyką, nikomu nieznaną. Chce się wydostać, Dziewczynka czuje to bardzo mocno.

Zatrzymuje się.

Rozłożony jak ośmiornica. Jego kończyny uginają się. Jak gdyby twór chciał zamknąć się w pąk. Dziewczynka, jedyny obserwator, zaczyna się bać. Widzi, że to nieprawda. Kończyny są ściśnięte. Wibrują. To złe wibracje. Coś się zaraz stanie, Dziewczynka wyraźnie to czuje. 

I staje się. Pęka napięta struna. Trzask. Prask. Do siódmej potęgi. Siedem pęknięć rysuje się na szybie. W siedmiu miejscach szklana kula pęka.

Dziewczynce udało się uciec do rzeczywistości.

Upływał czas, czego wcale nie odczuwała. Strumień myśli nieustannie przeistaczał się w jej głowie w szkice obrazów. Te zaś nabierały silniejszego konturu i barw, gdy wypływały potokiem na zewnątrz. Most stawał się miejscem, które Dziewczynka nazwałaby rajem. Na jedno jej słowo kolorowe kwiaty, które pokryły balustrady przemieniły się w słoneczniki. Na to samo słowo wokół nóg Dziewczynki zgromadziły się szczury, różnej maści i wielkości. Jedno słowo i pojawiało się wszystko, czego zapragnęła, lecz nie mogła dotknąć. To się Dziewczynce najmniej podobało.

Przenikały się ze sobą obrazy. Świata, który właśnie tworzyła, ze światem, który ją niepokoił. I bardzo ciekawił. Znów zmienił się krajobraz. Tym razem w jej głowie, nie przed jej oczami. Znów otoczyła ją zewsząd czerń i znów ujrzała siebie, teraz zanurzoną po pas w oceanie obłoczków. Jeden ruch ręką. Chmurki stały się pianą morską. Ona-nie-ona, którą Dziewczynka widziała, wyrzucała pianę w górę, śmiejąc się i podskakując. Na czarnym niebie kształt udający słońce – dziwaczna, pomarańczowa kula z pierścieniem trójkątnych płomieni. Był też księżyc, cytrynowy sierp. Dziewczynka poczuła radość tamtej siebie. Poczuła, że to co tamta stworzyła jest wspaniałe.

Wróciła do siebie, zlana zimnym potem na skórze pod sukienką. Co to było? Skąd te obrazy? Wciąż nie miała odpowiedzi. Może to sen, właściwie czuła się zmęczona. A jeśli nie… Mogłaby zapytać Chłopca. Czuła się samotna, nawet w raju, który stworzyła. Nie próbowała wcześniej do niego dotrzeć. Nadal nie miała ochoty się zaprzyjaźniać i nie zamierzała tego robić.

Przestała być silna w swym postanowieniu, gdy pewnego dnia po prostu zobaczyła obok siebie Chłopca. Jak gdyby od początku szli ramię w ramię. Odskoczyli od siebie jak oparzeni. Dziewczynka nie dowierzała własnym oczom. Chłopiec aż upadł z wrażenia. Długo na siebie patrzyli, jak w chwili, kiedy pierwszy raz się spotkali. Wyciągnęli ku sobie ręce. Te przeniknęły przez siebie jak przez powietrze. Dziewczynka spytała pierwsza:

„Widzisz, to co ja widzę? To, gdzie jestem?”.

„Nie” – odpowiedział Chłopiec. – „Tylko ciebie. A ty? Widzisz to na co patrzę?”.

„Nie” – odparła Dziewczynka. – „Jesteś tylko ty”.

Przyglądały się sobie, okrążając się i nie mogąc nadziwić. Most nie należał do cierpliwych i pulsacyjnymi falami popchnął oboje naprzód. Pierwsza pogawędka nie potoczyła się gładko. Niezręcznie im było spoglądać na siebie i rozmawiać jednocześnie, nawet w myślach. Właściwie w ogóle nie zamienili słowa. Skrępowanie sięgnęło zenitu, nieśmiałość wzięła górę i Dzieci przestały siebie widzieć.

Dziewczynka tęskniła za tymi momentami. Teraz, gdy kroczyła na spotkanie z Chłopcem, który nie chciał na nią patrzeć. Chłopiec wypełnił jej czas na Moście. Chłopiec był towarzyszem, w jednym miejscu, w jednym czasie. Nieustannie.

Gdyby ktoś zapytał wtedy Dziewczynkę, jak jest na Moście, tam wysoko pośród chmur, z daleka od świata na dole, miałaby jedną odpowiedź. Dobrze. Dziewczynce na Moście było bardzo dobrze. Jak w chwili, gdy spadała za balustradę. Na własne życzenie.

Wtedy serce dudniło szybciej w piersi, adrenalina cudownie buzowała. Raz głową w dół, nogami w górze, raz na leżąco, frunęła między chmurami. Nibymacka ściskała ją w pasie, oplotła także nogi, każdą z osobna. Dziewczynka wiedziała, że Most jej nie wypuści. Każdy skok zaczynał się od swobodnego spadania. Zlewały się ze sobą kolor nieba z barwą oceanu. Serce przepełniał strach i podniecenie, gdy ręce Dziewczynki nie napotykały oporu. Wokół niej pusta przestrzeń, nie ma niczego, co mogłoby ją zatrzymać. Droga tak długa, że wydawała się nigdy nie kończyć. Chwilę później następowało silne szarpnięcie, bo nibymacka gwałtownie się zatrzymywała. Potem zaczynała huśtać Dziewczynkę, niemal rzucała nią raz w prawą, raz w lewą stronę po szerokim łuku. Po wszystkim wciągała ją z powrotem.

Raj. Na Moście było jak w raju.

Z góry roztaczały się widoki, które ludziom z dołu nawet się nie śniły. Zapierające dech w piersiach, choć dla oczu Dziewczynki powszednie. Przecież codziennie była świadkiem piękna natury.

Podziwiała księżyc nad pierzastym płaszczem chmur sama z Mostem tym płaszczem przykryta. Widziała z góry chmury, od najwyższego piętra aż najniższy, gdzie wędrowały podziurawione kłęby, a pod nimi rozciągał się ocean. Dziewczynka budziła się z każdym wschodem słońca, gdy to wyłaniało się dopiero z morza chmur. Wtedy czuła, że góruje nad nim, że siłą woli pomaga mu się unieść. Bywały dni, podczas których Dziewczynka wchłaniała wzrokiem cuda świetlne na niebie. Pasma w odcieniu zieleni i purpury, tańczyły w powolnym rytmie, przybierając różne kształty. Niektóre przywoływały na myśl pasy, inne łuki zabrane podniebnemu strzelcowi. Inne kojarzyły się Dziewczynce z kurtyną opuszczoną na zakończenie spektaklu. Nieziemskie dziwy, zdawały się otaczać Dziewczynkę z każdej strony, choć przecież nawet Most nie mógłby ich dosięgnąć. Innym razem Dziewczynka ujrzała miasto. Wydawało się skupiskiem rozrzuconych kawałków złota, jaśniejących swym blaskiem pod płaszczem nocy. Między nimi przepływały równie złociste i mocno świecące żyłki, przecinające przemysłowy archipelag. Zdawało się, że był istotnie daleko od Mostu. Dalej niż w rzeczywistości. 

Świat poza Mostem nie pozwalał w tamtym czasie Dziewczynce o sobie zapomnieć. W pamięć wryły jej się słowa wypisane na płótnach ciągniętych przez samoloty. Ile maszyn, tyle płócien i języków, w których napisano słowa. Pewnego poranka jeden za drugim pomknęły wśród obłoków w bezpiecznej odległości od Mostu. Dziewczynka podbiegła do balustrady, chcąc lepiej się przyjrzeć. Zrozumiała dwa napisy. Pierwszy krzyczał: „TRZYMAJ SIĘ, DZIEWCZYNKO!”, drugi rozkazywał: „ZEJDŹ NA ZIEMIĘ!”. Dziewczynka nie chciała zejść do ludzi. Przestraszyła się, gdy próbowano ją wyrwać Mostowi. Jak mogłaby go opuścić? Jak mogłaby zostawić Chłopca?

Dla Dziewczynki nie istniały dwa mosty krzyżujące się ze sobą dwukrotnie. Dwa mosty, po których osobno poruszała się ona i Chłopiec. Podświadomie wiedziała, że to jeden i tylko jeden Most. Pomimo odległości, Chłopiec kroczył u boku Dziewczynki. W jaki sposób? Łączyła ich mentalna więź, która nasilała się z biegiem czasu. Najpierw porozumiewali się tylko słowami. Na wzajemny zalew obrazów i uczuć potrzeba było czasu, ale i to w końcu nastąpiło. Na początku nie wychodziło to dość precyzyjnie. Nie zawsze Chłopiec był w stanie zrozumieć Dziewczynkę, czasami Dziewczynka nie pojmowała Chłopca, nie widząc związku między obrazem, który jej pokazał, a myślą, którą ona posłała mu wcześniej. Ponadto, nawet kiedy Dzieci ignorowały telepatyczny kontakt, jakaś część umysłu jednego stale podtrzymywała łączność z umysłem drugiego. Przez pierwsze dni i noce przypominało to bzyczenie roju pszczół w uchu, później bardziej szum wiatru.

Nie był to szczyt możliwości w porozumiewaniu się Dzieci. Zasięg ich myślowego kontaktu nieustannie rósł. Do niedawna Chłopiec i Dziewczynka widywali się tylko na rozwidleniu szlaków i to bardzo pośpiesznie, mijali się jak zwykli przechodnie na drodze.

Oswoili się ze sobą. Dziewczynka ścigała się z Chłopcem, jego ruchomym obrazem. Do ostatku sił. Kto pierwszy upadnie, ten frajer. Wyli przy pełni księżyca. Próbowali tańczyć. Zamieniali się miejscami, skacząc lub kręcąc się w chodzie twarzami do siebie. Nie deptali się wzajemnie, nie trącali ramionami, więc czuli się świetnymi tancerzami. Organizowali też zawody w pluciu na odległość.

Czy się w sobie zakochali? Zapłonęła jej twarz na samą myśl. Możliwe. W tamtych chwilach wszystko było możliwe.

„Czy myślisz, że powinniśmy tam zejść?” – spytała pewnego razu Dziewczynka. – „Tam… Na dół?”.

„Chodzi ci o to, że powinniśmy opuścić Most?”– dopytał się Chłopiec. – A powinniśmy?”.

„Nie, ale…” – zasępiła się Dziewczynka. – „Właściwie ciągle nie wiemy, jak się tu znaleźliśmy. Czy to nie dziwne?”.

„Nie” – odparł natychmiast Chłopiec. – „Tu na górze jest ładniej. Na pewno”.

„Tak, ale może jakieś wspomnienia…” – urwała w połowie myśli, bo przerwał jej Chłopiec.

„Ja pamiętam tylko to co na Moście”.

„I to ci wystarczy?” – zdziwiła się Dziewczynka.

„Tak. Jasne, że tak. Po co więcej? Czego więcej nam trzeba?”.

Niczego. Oczywiście, że niczego więcej im nie trzeba. I tak przyrzekli to sobie. Przyrzekli sobie, że nigdy nie opuszczą Mostu. Wtedy też Dziewczynka powiedziała Chłopcu o swej mocy i obrazach siebie otoczonej czernią. Jak długo mogli być na Moście? Może to wspomnienia, a może wizja przyszłości. Wizja potęgi.

Decyzja zapadła. Nigdy nie opuszczą Mostu. Nigdy nie opuszczą siebie wzajemnie. I nigdy nie wezmą niczego od ludzi z zewnątrz. 

„Dlaczego aż tyle nam tego dają?”­ – zapytała kiedyś Dziewczynka Chłopca.

Stosy plastikowych pudeł. Zapełnione był jedzeniem i napojami, przede wszystkim konserwami i butelkami z wodą pitną. Dziewczynka nie miała na nic ochoty. Nie była głodna ani spragniona.

„Nie wiem” – odpowiedział Chłopiec, ten obok niej, więc też ten z tysięcy kilometrów dalej. – „Może myślą, że naprawdę głodujemy”.

Od kilku tygodni Dziewczynka i Chłopiec otrzymywali paczki z różną zawartością. Nie tylko żywność, ale także i koce, ubrania, produkty chemiczne, jak mydło i szampon. Znajdowały się w nich również zabawki, pluszowe misie, lalki i samochody. Nie wszystkie paczki udawało się Dziewczynce rozpakować. Nie wszystkie podarunki też zaciekawiały Dziewczynkę. Prawdę mówiąc, niewiele było rzeczy, które mogły ją zainteresować. Nie pojmowała, jak miałaby rozporządzać tym całym dobrem, które raz za razem spadało na nie z nieba, wystrzelane zza chmur. Most pochłaniał zaś wszystko, czego nie zamierzała jeść i używać. Następowało to dosyć szybko, bo Most nie miał cierpliwości, a Dziewczynka nie mogła przerwać marszu.

Minęły tygodnie zanim Dzieci raz jeszcze weszły na wyższy poziom umysłowego kontaktu. Kiedy wreszcie wstąpiły na następny szczebel, nieśmiałość uległa zaciekawieniu. Chłopiec nie przyłapał nigdy Dziewczynki na tym, że ta mu się przygląda. Dziewczynka nigdy nie zauważyła, jak Chłopiec próbuje złapać ją za rękę, której przecież nie mógł dotknąć.

Gdy opadła na nią kurtyna snu, Dziewczynka nie rozpoznała tego, co się ujrzała.

Napręża się czarny kształt. Już nie więzi go szklana kula. Rozciąga się. Ukrywa coś pod sobą. To czego nie widać, daje o sobie znać spod napiętej powłoki. Jest przesuwającym się wzniesieniem. Naciągnięta powłoka pragnie jeszcze się wydłużyć, lecz nadaremno. Jest zbyt słaba. Przerzedza się. Na oczach Dziewczynki powstają dziury. Poszerzają się jak w roztopionym serze. Pod nimi Dziewczynka dostrzega białe kształty. Napięcie jest ogromne, ale czegoś brakuje.

Obecność. Dziewczynka czuje obecność czegoś monstrualnego. Odczuwa jego tytaniczny wysiłek, odczuwa jeszcze coś. Czyżby rozpacz? Powłoka naciąga się. Naciąga się, rozpaczliwie pragnąc załatać dziurę. Olbrzymi ubytek. Jak zapełnić taką lukę, gdy w innych miejscach także widać braki. To coś, czego obecność jest niemal dotykalna. To do niego należy powłoka. Desperacko potrzebuje. Łaknie i pragnie. Dziewczynka nie wie czego.

I woli się nie dowiadywać.

„Ciągle mam takie sny” – zwierzyła się tego samego dnia Chłopcu. – „Nie rozumiem tego, co widzę”.

„Może to lęk?” – podsunął po namyśle.  

„Lęk?”.

„Tak, lęk” – powtórzył Chłopiec. – „Koszmary biorą się z lęku. Nie wiesz tego?”.

Dziewczynka zamyśliła się. Czy bała się czegoś? Bała się przylotu samolotów. Tylko tyle.

Panowała nad światem stworzonym na Moście. Sprawowała samotne rządy, pewna, że kiedyś nawet morza i oceany wzniosą się na każde jej słowo. Mimo to zetknęła się na swej drodze z zagadką, której Most nie chciał jej wyjaśniać. Tajemnicą, do której dostępu nie zapewniała nawet jej władza.

Dziewczynka podążała środkiem sawanny o tęczowych trawach. Przyglądała się nurkującym w nich czterem żółwiom. Jedna para spacerowała tuż przed Dziewczynką, druga po jej lewej stronie. Po jej prawej ręce zaś przechadzały się dwa futrzane stworzenia o wyłupiastych oczach i długich wąskich trąbach.

W tamtej chwili nie mogła sobie wyobrazić piękniejszego miejsca.

Lada moment opuści ją spokój.

Do jej uszu dobiegło kwilenie. Zatrzymała się gwałtownie.  Nie słyszała wcześniej takiego odgłosu. Co go wydaje? Czym prędzej podbiegła do prawej balustrady. To zza niej dochodził szloch. Nieludzki szloch. Wychyliła głowę za ogrodzenie, które także było Mostem. Nie tego się spodziewała. Zażyczyła sobie wiele rzeczy w swoim świecie. Tego akurat sobie nie przypominała. Wstrzymała oddech.

Ujrzała go, małego szarpiącego się ptaszka. Nie mógł się wydostać. Trzepotał rozpaczliwe jednym skrzydłem. Drugie było nieruchome, wchłonęły je trawy, w boku przęsła Mostu. Biedna istota, tylko tyle może zrobić, targać się bez nadziei. Ptaszek nie mógł się wydostać, jego nóżki także uwięzły w Moście.

To pierwszy ptak, którego Dziewczynka tutaj widziała. Przechyliła się przez balustradę. Mocno tak, że aż stopy oderwały się od podłoża. Dosięgnie go, musi go dosięgnąć. I dosięgła. Chwyciła obiema dłońmi. Pod palcami poczuła jego kołaczące serce. Szamotał się uwięziony ptaszek, miotał się tak, że dziobnął Dziewczynkę w palec. Syknęła z bólu. Nie wypuściła jednak ptaszka. Nie poddała się. Musi go wydostać. Pociągnęła go mocno w górę. Wyrwała jak chwast z korzeniami. Tak mocno, że aż padła na plecy. Natychmiast wstała, obejrzawszy się za ptaszkiem.

A ten wyfrunął. Nie podziękował Dziewczynce za podarowaną wolność. Nie zdążył. Niesprawne było jedno ze skrzydeł. Kiedy tylko się wydostał, to pociągnęło go na dno.

Nie wiedziała co bardziej nią wstrząsnęło. To, że ptak, którego uratowała, padł martwy, czy to, że w ogóle się pojawił. Na nowo wsłuchała się w ciszę tego miejsca. Nie spodobała się ona Dziewczynce. Przeczesała spojrzeniem balustrady, chmury i błękitne niebo. W tamtej chwili po raz pierwszy przyszło jej na myśl, że Most nie należał tylko do niej. Do niej i Chłopca. Bo tak oto zaistniały rejony, do których jej władza nie sięgała. Gdy nic nie wyczytała z widoku zza balustrady, ruszyła w dalszą drogę, z uczuciem w sercu, jakiego wcześniej nie zaznała. Był to niepokój.

 

Koniec

Komentarze

Dziękuję, ale wolałabym skupienie się na treści. Co się tyczy dialogów, jest to zapis telepatycznych rozmów, nie zwerbalizowanych. 

Rzucając zaledwie okiem na tekst, raczej trudno skupić się na treści.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przykro mi, Evo, że nie spełnię Twoich nadziei, ale jakość opowiadania nie pozwala zbytnio skupić się na treści, zwłaszcza że historia zdała mi się mdła, nudna i prowadząca donikąd. Przeczytałam i nie mam pojęcia, skąd Dziewczynka i Chłopiec wzięli się na Moście, nie wiem, co Dzieci tam robiły. Opisy snów Dziewczynki okazały się dla mnie najnudniejszą częścią opowieści. Innymi słowy ― zupełnie nie pojmuję, Evo, co miałaś nadzieję opowiedzieć.

Most jest napisane bardzo źle ― mamy tu mnóstwo osobliwie i mało czytelnie złożonych zdań, wiele powtórzeń, sporo różnych błędów i usterek, że o nie najlepszej interpunkcji nie wspomnę.

Dodam jeszcze, że nie dostrzegłam w tekście choćby odrobiny zapowiadanej tagami science fiction.

Mam nadzieję, że Twoje przyszłe opowiadania będą dużo ciekawsze i znacznie lepiej napisane.

 

Most był wszyst­kim, co znały jej oczy, całym jej świa­tem. ―> Czy oba zaimki są konieczne?

 

Nie­istot­ne, ile w było tym praw­dy… ―> Dwa grzybki w barszczyku.

 

nie­obec­nym wzro­kiem wo­dził w tę i we tę… ―> …nie­obec­nym wzro­kiem wo­dził w tę i we w tę

 

Dziew­czyn­ka tę­sk­ni­ła za Chłop­cem, lecz jesz­cze bar­dziej tę­sk­ni­ła za miej­scem… ―> Czy to celowe powtórzenie?

 

Wró­cić do dni, gdy było bez­piecz­nie, kiedy było przy­jem­nie… ―> Jak wyżej.

 

w Dziew­czyn­ce na samą myśl wez­brał się gniew. ―> …w Dziew­czyn­ce na samą myśl wez­brał gniew.

 

Im bar­dziej zbli­ża­ła się do Chłop­ca, tym bar­dziej czuła, że musi zna­leźć sens w tej hi­sto­rii, we wła­snej hi­sto­rii na Mo­ście. Musi po­skro­mić chaos w gło­wie. ―> Powtórzenia.

 

Za­czę­ła zatem od po­cząt­ku, a na po­cząt­ku zaś był Chło­piec. ―> Jak wyżej.

 

Dzie­ci sie­dzia­ły bez słowa twa­rza­mi ku sobie, opar­te o ba­lu­stra­dy, na roz­sta­ju dróg. ―> Czy dobrze rozumiem, że na moście krzyżowały się drogi?

 

Dziew­czyn­ka nie od­ry­wa­ła wzro­ku od Chłop­ca o śnia­dej twa­rzy, z burzą czar­nych loków na gło­wie. ―> Zbędne dopowiedzenie ― czy istniała możliwość, aby Chłopiec miał burzę czarnych loków w innym miejscu, nie na głowie?

 

Pra­ży­ło ich słoń­ce, ta go­rą­ca kula świa­tła na błę­kit­nym nie­bie, wi­szą­ca nad oce­anem chmur. ―> Skoro słońce wisiało nad oceanem chmur, to było przez nie przysłonięte i chyba nie powinno nikogo i niczego prażyć.

 

– Je.. Je­steś praw­dzi­wa? – wy­du­kał. ―> – Je… Je­steś praw­dzi­wa? – wy­du­kał.

Wielokropek ma zawsze trzy kropki!

 

– Gdzie… Gdzie my…– za­py­ta­ła nie­śmia­ło… ―> Brak spacji po drugim wielokropku.

 

Przy­po­mi­na­ły owady za­wi­słe w locie mię­dzy chmu­ra­mi i ponad nimi. ―> Jak mogli wiedzieć owady wiszace między chmurami i ponad chmurami?

 

Owady nie po­ru­sza­ją w ten spo­sób. ―> Pewnie miało być: Owady nie po­ru­sza­ją się w ten spo­sób.

 

Zbli­ży­ły się do ba­lu­strad, drob­ne ma­szy­ny po­wietrz­ne, sta­tecz­ki o czte­rech ob­ra­ca­ją­cych się śmi­głach. Za­trzy­ma­ły się w po­ło­wie drogi do ba­lu­strad. ―> Powtórzenie.

 

Spo­glą­da­li na sie­bie. ―> Piszesz o drobnych maszynach, które są rodzaju żeńskiego i Dzieciach, które są rodzaju nijakiego, więc: Spo­glą­da­ły na sie­bie.

 

Dziew­czyn­ce za­schło w gar­dle, z tru­dem po­łknę­ła ślinę. Miała nie­wąt­pli­we prze­ko­na­nie, że ktoś ich przez nie bacz­nie ob­ser­wu­je. ―> Obserwuje przez gardło, czy przez ślinę?

 

Od­le­cia­ły. Jed­no­myśl­nie, całą chma­rą, jakby po­słu­gi­wał się jed­nym zme­cha­ni­zo­wa­nym mó­zgiem. ―> Literówka.

 

Każde po­dą­ży­ło przed sie­bie. ―> Literówka.

 

Obej­rza­ły się za sobą tylko raz… ―> Spojrzały za siebie tylko raz

 

Wtedy ode­zwał się chło­pię­cy głos. Co się stało? ―> To nie jest myśl Dziewczynki, ona usłyszała głos chłopca, więc pytanie nie powinno być zapisane jak jej myśl.

Może pomocny okaże się ten poradnik: http://www.jezykowedylematy.pl/2012/12/dialog-bardziej-skomplikowany/

 

Słowa nie tyle, co po­nio­sły się po wiel­kiej prze­strze­ni, co za­dźwię­cza­ły w gło­wie Dziew­czyn­ki. ―> Słowa nie po­nio­sły się po wiel­kiej prze­strze­ni, ale za­dźwię­cza­ły w gło­wie Dziew­czyn­ki.

 

Za­sty­gła w bez­ru­chu, jed­nak fał­du­ją­cy się grunt pod nóż­ka­mi opa­mię­tał ją na­tych­miast. ―> Falujący grunt nie może nikogo opamiętać, opamiętać trzeba się samemu.

 

odpowiedzieć we własnym języku. Za pomocą myśli. 

To ja.

Chłopiec odpowiedział, jego głos zadźwięczał między ściankami czaszki Dziewczynki, w języku… ―> Powtórzenia.

 

Dziew­czyn­ka nie gar­nę­ła się do od­po­wie­dzi. ―> Obawiam się, że garnąć się, nie jest tu dobrym określeniem.

 Za SJP PWN: garnąć się 1. «pragnąć czułości, pieszczot» 2. «pragnąć towarzystwa» 3. «brać się chętnie do czegoś, interesować się czymś»

 

To wy­bi­ło Dziew­czyn­kę z tropu. ―> Co to znaczy wybić z tropu?

 

stado mo­ty­li, w róż­nych ko­lo­rach i wzo­rach. ―> Rozumiem, że motyle były różnokolorowe, ale co to znaczy, że były w różnych wzorach?

 

na­bie­ra­ły sil­niej­sze­go kon­tu­ru i barw… ―> …na­bie­ra­ły sil­niejszych/ wyraźniejszych kon­tu­rów i barw

 

To ja czy to dziw­ne miej­sce, ten most?, za­sta­na­wia­ła się wtedy. ―> Po pytajniku nie stawia się przecinka.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać myśli: http://www.jezykowedylematy.pl/2014/08/jak-zapisac-mysli-bohaterow/

 

Nagle za­trzy­ma­ła się rap­tow­nie. ―> Masło maślane ― nagleraptownie to synonimy.

 

I sie­bie spo­glą­da­ją­cą w nie­zmie­rzo­ną prze­strzeń nad sobą. Na ten gest unio­sły się wody… ―> Spoglądanie nie jest gestem ― gesty wykonuje się rękami.

 

w głąb czar­ne­go nieba. Na czar­nym nie­bie po­ja­wi­ła się… ―> Powtórzenie?

 

krzy­czał dalej męż­czy­zna. Z tru­dem prze­krzy­ki­wał ha­ła­su­ją­ce śmi­gła. ―> Powtórzenie.

 

W niebo wy­strze­lo­no pa­ku­nek. Po­fru­nął łu­kiem ku Dziew­czyn­ce. Ta w ostat­niej chwi­li od­sko­czy­ła. Pra­wie obe­rwa­ła­by nią w głowę. Za­sko­czo­na przy­glą­da­ła jej się krót­ką chwi­lę. ―> Piszesz o pakunku, więc: Pra­wie obe­rwa­ła­by nim w głowę. Za­sko­czo­na przy­glą­da­ła mu się krót­ką chwi­lę.

 

– Mu­sisz je za­ło­żyć, ale przed tym po­słu­chaj mnie… ―> – Mu­sisz je za­ło­żyć, ale przedtem po­słu­chaj mnie

 

Im bar­dziej od­su­wa­ła się od ba­lu­stra­dy, tym bar­dziej zbli­żał się do niej śmi­gło­wiec, tań­cząc na wie­trze. Im bar­dziej na­pie­rał, tym bar­dzie ona ucie­ka­ła. Most osza­lał. Coraz bar­dziejbar­dziej dy­go­tał… ―> Powtórzenia. Literówka.

 

W Dziew­czyn­ce wez­bra­ła się roz­pacz. ―> W Dziew­czyn­ce wez­bra­ła roz­pacz.

 

Drża­ła na całym ciele, serce jej wa­li­ło mło­tem. ―> Drża­ła na całym ciele, serce waliło jak mło­tem.

 

Gęsta jak ciecz… ―> Jak jaka ciecz? Nie każda ciecz jest gęsta.

 

ni­by-mac­ka oplo­tła ma­szy­nę. ―> …ni­bymac­ka oplo­tła ma­szy­nę.

 

Jak wąż owi­nę­ła skrzy­dła i ka­bi­ny pi­lo­ta. ―> Ile kabin pilota jest w śmigłowcu?

 

Te zaś na­bie­ra­ły sil­niej­sze­go kon­tu­ru i barw… ―> Te zaś na­bie­ra­ły sil­niej­szych/ wyraźniejszych kon­tu­rów i barw

 

teraz za­nu­rzo­ną się po pas w oce­anie ob­łocz­ków… ―> …teraz za­nu­rzo­ną po pas w oce­anie ob­łocz­ków

 

wy­rzu­ca­ła pianę w górę, śmie­jąc i pod­ska­ku­jąc. ―> …wy­rzu­ca­ła pianę w górę, śmie­jąc się i pod­ska­ku­jąc.

 

Na czar­nym nie­bie słoń­ce, dzi­wacz­ne, po­ma­rań­czo­wa kula z pier­ście­niem trój­kąt­nych pło­mie­ni. ―> Na czar­nym nie­bie słoń­ce – dzi­wacz­na po­ma­rań­czo­wa kula z pier­ście­niem trój­kąt­nych pło­mie­ni.

 

Nadal nie miała ocho­ty się za­przy­jaź­niać i za­mie­rza­ła tego robić. ―> Pewnie miało być: …nie za­mie­rza­ła tego robić.

 

Dziew­czyn­ka nie­do­wie­rza­ła wła­snym oczom. ―> Dziew­czyn­ka nie­ do­wie­rza­ła wła­snym oczom.

 

Nie. – od­po­wie­dział Chło­piec. ―> Nie – od­po­wie­dział Chło­piec.

 

Przy­glą­da­ły się sobie, okrą­ża­jąc się i nie mogąc na­dzi­wić. ―> Przy­glą­da­li się sobie, okrą­ża­jąc się i nie mogąc na­dzi­wić.

 

Teraz, gdy kro­czy­ła na spo­tka­nie z Chłop­cem, który nie chciał na pa­trzeć. ―> Czy to ostateczna wersja zdania?

 

Jak chwi­li, gdy spa­da­ła za ba­lu­stra­dę. ―> Chyba miało być: Jak w chwi­li, gdy spa­da­ła za ba­lu­stra­dę.

 

Ni­by-mac­ka ści­ska­ła ją w pasie, oplo­tła także nogi z osob­na. ―> Ni­bymac­ka ści­ska­ła ją w pasie, oplo­tła także nogi, każdą z osob­na.

 

bo ni­by-mac­ka gwał­tow­nie się za­trzy­my­wa­ła. ―> …bo ni­bymac­ka gwał­tow­nie się za­trzy­my­wa­ła.

 

Wi­dzia­ła z góry chmu­ry, od naj­wyż­sze­go pię­tranaj­niż­szy… ―> Chyba miało być: Wi­dzia­ła z góry chmu­ry, od naj­wyż­sze­go pię­tra aż po naj­niż­sze

 

Dziew­czyn­ka bu­dzi­ła się z każ­dym wscho­dem słoń­ca. gdy te wy­ła­nia­ło się do­pie­ro znad morza. ―> Dziew­czyn­ka bu­dzi­ła się z każ­dym wscho­dem słoń­ca, gdy to wy­ła­nia­ło się do­pie­ro z morza.

 

cuda świetl­ne na nie­bie. Fale świa­tła w od­cie­niu… ―> Nie brzmi to najlepiej.

 

Zro­zu­mia­ła dwa na­głów­ki. ―> Na pewno nagłówki, a nie napisy?

Za SJP PWN: nagłówek 1. «napis umieszczony nad tekstem» 2. «górna część uzdy»

 

Naj­pierw po­ro­zu­mie­wa­ły się tylko sło­wa­mi. ―> Piszesz o Chłopcu i Dziewczynce, więc: Naj­pierw po­ro­zu­mie­wa­li się tylko sło­wa­mi.

 

Zmie­nia­li się miej­sca­mi… ―> Zamie­nia­li się miej­sca­mi

 

Cho­dzi ci o to, że czy po­win­ni­śmy opu­ścić Most? ―> Dwa grzybki w barszczyku.

 

Nie poj­mo­wa­ły, jak mia­ła­by roz­po­rzą­dzać tym całym do­brem… ―> Nie poj­mo­wa­ła, jak mia­ła­by roz­po­rzą­dzać tym całym do­brem

 

Mi­ja­ły ty­go­dnie zanim Dzie­ci raz jesz­cze we­szły… ―> Mi­nęły ty­go­dnie, zanim Dzie­ci raz jesz­cze we­szły…

 

co się za nią ukazało. Napręża się czarny kształt. Nie więzi już go szklana kula. Rozciąga się. Ukrywa coś pod sobą. To czego nie widać, porusza się pod napiętą powłoką. Staje się przesuwającym się wzniesieniem. Powłoka naciąga się. Pragnie się wydłużyć, lecz nadaremno. Jest zbyt słaba. Przerzedza się. Na oczach Dziewczynki tworzą się dziury. Poszerzają się jak… ―> Rażąca siękoza.

 

Po­sze­rza­ją się jak w roz­cią­gnię­tej wy­zu­tej gumie. ―> Z czego wyzuta je guma?

Za SJP PWN: wyzuć «pozbawić kogoś czegoś»

 

- Nie ro­zu­miem tego, co widzę. ―> Zamiast dywizu powinna być półpauza.

 

Kiedy tylko się wy­do­stał, te po­cią­gnę­ło go na dno. ―> Kiedy tylko się wy­do­stał, to po­cią­gnę­ło go na dno.

 

Prze­bie­gła zdu­mio­ny­mi ocza­mi po ba­lu­stra­da, chmu­rach i błę­kit­nym nie­bie. ―> Prze­bie­gła zdu­mio­ny­mi ocza­mi po ba­lu­stra­dach, chmu­rach i błę­kit­nym nie­bie.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cóż, Evo. Nie podeszło, niestety. Długie opowiadanie, chaotycznie napisane, trochę jakby sen. Postaci nieciekawe, wykonanie kiepskie. Reg już wskazała błędy. Może tu wrócę z milszym słowem, kiedy naniesiesz poprawki.

Dziękuję, ale wolałabym skupienie się na treści.

W źle technicznie wykonanym tekście trudno jest skupiać się na treści – autor powinien zadbać o komfort czytelnika poprzez uczynienie tekstu jak najbardziej nadającym się do czytania. Niedbałość o kwestie techniczne to wyraz lekceważenia dla czytelnika, u początkujących często nieuświadomiony, ale to naprawdę ważna sprawa.

 

Co się tyczy dialogów, jest to zapis telepatycznych rozmów, nie zwerbalizowanych.

Nie zaznaczasz tego, wprowadzając pierwszy dialog. Wręcz przeciwnie – sugerujesz, że po prostu się do siebie odezwali. A czytelnik nie siedzi w Twojej głowie i nie wie.

 

Co do treści – niestety zgadzam się z przedmówczyniami. Jest to bardzo długi fragment, bardzo przegadany i nieprowadzący do żadnych intrygujących wydarzeń czy przemyśleń. Można oczywiście zaczynać tak in medias res, można nawet utrzymać oniryczno-niewyjaśnioną atmosferę przez cały utwór, ale jednak na to, żeby tajemniczy Most intrygował czytelnika, przydałoby się coś więcej niż +30k znaków o dość mdłych emocjach między bohaterami i akcji jak ze snu – oraz rzeczywiście ze snu. No i gdzie tu ta “science-fantasy”? To określenie zazwyczaj odnosi się do światów takich jak np. Gwiezdne Wojny. Science u Ciebie w ogóle nie widać.

 

http://altronapoleone.home.blog

Po pierwsze: Prezentując fragment opowiadania, warto napisać czy jest to początek, koniec, scena ze środka, może jakieś konkretne wydarzenie… To ułatwia interpretację wydarzeń i pozwala skupić się na tym, co dzięki temu fragmentowi powinno być dla odbiorcy oczywiste, na czym powinien się skupić, a czym nie warto zawracać sobie głowy, bo zostało wyjaśnione wcześniej, bądź zostanie ujęte w dalszym tekście.

 

Po drugie: Chaos. Gdy już od samego początku gubię się w słowach, to znaczy, że nie jest dobrze.

Prawdę powiedziawszy, nie bardzo wiem o czym ów tekst był. Właśnie przez to poplątanie i brak jakiejś konkretnej linii fabularnej, jakiegoś zapytania nad którym czytelnik będzie rozmyślał, tekst wydaje się nudny i ciężko przez niego przebrnąć. Chciałaś zapewne, aby to most stanowił to “zapytanie”, ale nie bardzo mnie on interesował, gdy męczyłam się czytając o poczynaniach dziewczynki i chłopca.

 

Tekst powinien być jaśniejszy dla odbiorcy, równoważyć dialog, akcję, rozmyślenia bohaterów i spostrzeżenia narratora (i nie ma tu znaczenia, czy to fragment, czy całość). Jedno z drugim powinno się zgrabnie przeplatać.

Jako autor, powinnaś postawić się w roli czytelnika, zadać sobie pytania, które czytelnik mógłby zadać i sprawdzić, czy odpowiedziałaś na nie w tekście, czy nie ma tam niedomówień, czy wszystko jest jasne. Nie mówię, że masz podawać wszystko na tacy, po prostu postaraj się wyklarować pewne rzeczy. Odpowiedzi powinny być w tekście, nawet fajniej jeśli będą troszkę ukryte, jeśli czytelnik będzie musiał trochę pogłówkować aby do nich dojść, ale jednak muszą tam być, a odbiorca musi chcieć je poznać, musi dostrzec te pytania. Wszystko powinno dziać się z jakiegoś powodu w jakiejś oprawie, a nie tylko dziać się… miałko.

Nowa Fantastyka