- Opowiadanie: TMPiro - Hesus

Hesus

Hesus dzieje się żywcem w moim pokoju w pracy. Wpada tam naprawdę zaskakujący kandydat na programistę – gość nie z tej ziemi.

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Biblioteka:

Finkla

Oceny

Hesus

Do pracy dojechałem na ósmą i po rozłożeniu całego majdanu kabli, zasilaczy i elementów projektu, który próbowałem popchać nieco do przodu w domu, usiadłem z kawą. Za chwilę powinien pojawić się kandydat na pracownika, potencjalny programista. W CV doświadczenie przedstawiał niewielkie, ale jak wiadomo, rynek pracy jest w tym zakresie wygłodzony i nie ma co przesadzać z wymaganiami.

Usłyszałem szelest zza ściany, a jako że w obrębie firmy nasza pracownia jest na poddaszu i ma mocno wyciszone drzwi, do których progu prowadzą dodatkowe dwa stopnie, to nie każdy zgaduje, że musi zapukać w klamkę na wysokości czoła, aby słychać go było po drugiej stronie. Zwyczajnie wycisnęliśmy maksimum miejsca z posiadanego lokalu i nie ma marmurów i recepcji jak w korpo. Umówiłem się z paniami sekretarkami, że zaprowadzą go do mojej dziupli, jak przyjdzie. Pewnie idzie – pomyślałem, wstałem więc szybko i otwarłem drzwi. Faktycznie tam był. Oglądał nasz podręczny magazynek kabli i złączek umieszczony na antresoli. Zamaszyście wskazałem krzesło kolegi przychodzącego na dziewiątą, mówiąc:

– Zapraszam do środka. Proszę siadać tutaj.

Spojrzałem na petenta. Mizernej postury, w przydługawych rękawach bardzo rozciągniętego szarego swetra i bladej cerze niezbyt przypominał kandydata na programistę. Żeby chociaż miał brodę… Właściwie to nikogo mi nie przypominał. Choć może jednak była taka wirtualna postać, muzyk, wokalista. Też takie ręce do kolan.

Wszedł i siadł, zgarbiony, na wskazanym przeze mnie krześle, oddalonym o jakieś dwa metry. Zebrałem myśli i zacząłem pospolicie:

– No to w jakim języku Pan programuje najlepiej i czy miał Pan już do czynienia z projektami embedded?

– Miedź. Daj pan miedź…

 

No tak, ależ ja byłem głupi. Pomyliłem się zasadniczo – przecież to żul jakiś, a nie programista. Szlag nagły, a ja go tu na pokoje zapraszam, żeby się lepiej rozejrzał, co na włamie można ukraść.

– Nie mamy miedzi, ani złomu. Mogę dać panu dwa złote – wydusiłem w końcu gniewnie.

– Nie chcę. To miedź nieczysta. Miedzi daj, trochę daj, bardzo proszę. Masz, kable masz przecież.

– Trochę to znaczy ile?

– Gram wystarczy…

– Tu i teraz gram miedzi, takiego kabla?

– Tak, kabla, tu i teraz daj.

Po chwili namysłu przesunąłem w jego stronę napoczęty woreczek z grotami do lutownicy transformatorowej. Są w końcu miedziane. Wziął, otworzył, zapakował wszystkie do ust (Boże, jakie on miał szerokie usta…) i zaczął je dosłownie żuć. Siedziałem skamieniały, a on po chwili wyraźnie się ożywił. Rozglądnął się, podniósł głowę i zobaczyłem jego ogromne, całkowicie czarne oczy. Tego dziwnego uczucia, które mnie zalało, nie nazwałbym strachem, ale poczułem coś w rodzaju poważnych wątpliwości, czy ja to spotkanie przeżyję.

Zacząłem ostrożnie:

– Wiesz, miałem mieć spotkanie z kandydatem do pracy, programowania.

– Uciekł. Nie sądzę, żeby wrócił, bo wy wszyscy jak uciekacie, to już nie wracacie. Ty nie uciekłeś. W czym tu programujecie?

– W sensie języka? W C ++, coś tam w C Sharp. Mówi ci to coś?

– Mówi – wykrzywił twarz. – Pokaż kod, kawałek kodu.

Zawahałem się – w końcu kod naszych programów to tajemnica firmy.

– Dobra, mogę ci pokazać to, nad czym pracuję teraz – ładowarka do samochodów. Chwila, pospinam elementy prototypu.

– Bluetooth włącz.

– Skąd ty się na tym znasz, przecież widzę, że nie jesteś człowiekiem. Nawet trzydzieści lat w korpo tak nie zmienia.

– Przeczytałem internet. Nie cały oczywiście, ale to, co mnie interesowało.

– W sensie gdzie go przeczytałeś? To są jeszcze jakieś kafejki internetowe na mieście? Wpuścili cię?

– Najpierw przeczytałem księgarnię, ale nie całą, bo mnie wyproszono. A resztę z Wi-Fi, jak tylko zrozumiałem, jak działa. Dobra, widzę twój bluetooth.

– Po co ci była ta miedź? Żywisz się tym?

– Domyślny jesteś.

– A dlaczego akurat przyszedłeś tu, po schodach do mnie?

– Jednak niedomyślny. Bo wyczułem miedź. To programuję?

Z wahaniem ustąpiłem mu miejsca. Miał półtora metra wzrostu. Podrapał się po plecach. Siedmioma palcami bez przeciwstawnego kciuka. Wyglądało to jednocześnie strasznie i śmiesznie, trochę jak w pałacu strachu w obwoźnym wesołym miasteczku.

Sweter miał markowy i całkowicie ziemski, co rzucało się w oczy, bo nosił go na lewą stronę.

– Skąd masz sweter?

– Ukradłem. To znaczy wtedy, kiedy go kradłem, to nie wiedziałem jeszcze, że go kradłem, bo Wi-Fi znalazłem później, żeby się tego między innymi dowiedzieć. Ale teraz wiem i jest mi przykro. O, tu się pomyliłeś, złe użycie wskaźnika, poprawiam.

Skompilowałem. Zadziałało.

 

– No dobra – zapytałem, jak się nazywasz i skąd tu się wziąłeś? Długo tu jesteś?

– Nie mam imienia w waszym języku, bo my w ogóle nie mamy imion i porozumiewamy się nieakustycznie, ale tu nazywają mnie póki co najczęściej Jezus, ale nie nawiązują kontaktu i uciekają. Niekiedy też inaczej określają, ale to słowa są wulgarne, wiem to ze słownika przekleństw i wulgaryzmów PWN. Jestem dwa wasze tygodnie i raczej się ukrywam. Jak dobrze wszystko zrobiłem w moim programie to dziś wracam. A zostałem skazany na śmierć przez przewektorowanie w losowe miejsce lokalnego wszechświata.

– To może będę mówił „Hesus”, bo Jezus kojarzy się tu jednoznacznie z inną osobą. – podałem mu rękę, którą objął swoją zimną ręką.

– Miło mi, Hesus, ja jestem Thomas i też jestem programistą. Masz zimną dłoń – jesteś chory? A może zmiennocieplny?

– To drugie, ale z szacunku dla ciebie, jako, że wiem, jak należy się witać, trzymałem ją na dole pod swetrem, bo tam jestem najcieplejszy – pokazał gdzie – żeby ci nie było niemiło ściskać takie zimne ciało.

Gwałtownie zapragnąłem umyć rękę. Zajęło to chwilę.

 

– Zginąłbyś w próżni, Hesus?

– Oczywiście – Hesus porządkował mój kod w jakimś oszalałym tempie.

– I trafiłeś akurat tutaj, a nie w próżnię?

– Bo szczęściu trzeba dopomóc – to ja pisałem firmware systemu teleportacji, który używamy do przemieszczania się i ukryłem backdoor w procedurze kary śmierci. Nie wyszło idealnie, coś w procedurze dzielenia wymiarów zaokrąglanie jest nie tak, bo nieco pod ziemią wylądowałem, ale ręce mi wystawały, wygrzebałem się. Już wtedy od miejscowych dowiedziałem się, jak się nazywam tutaj, choć nie byli pewni, czy Hesus, czy alternatywnie Zombie. I oczywiście uciekli.

– No to musiałeś nieźle coś spieprzyć, tam u was, jak cię na śmierć skazali?

– Jak to i u was w „filmach” – przez kobietę. Troszkę pomieszałem w kodzie teleportacji, żeby jej zaimponować i znaleźć się tam, gdzie trzeba wtedy, kiedy trzeba, a wyszedł pospolity armageddon. Nie wracajmy do tego. To co jeszcze ta ładowarka ma robić?

 

Zacząłem mu opowiadać o założeniach i pokazywać szkice interfejsu, a Hesus programował. Wrzucał od razu wielkie kawały kodu. Dosłownie zarejestrował się w moim kompie jako klawiatura bluetooth i skurek pisał chyba prosto z głowy. To były czary, wszystko działało.

– Ja się doczytam potem po tobie? – wolałem się upewnić.

– Dobrze, już komentuję kod.

Ekran zalała zieleń komentarzy.

– Po co wam siedem palców i takie szpony?

– Ewolucja, jak i u was. U nas rozwiązaliśmy właściwie wszystkie problemy społeczne, ale pozostał problem podrapania się pod łopatką. I zadziałaliśmy genetycznie, poprawiając naszą budowę tak, żeby i ten kłopot zniknął. Patrz, jak ślicznie działa.

Podrapał się naraz pod obydwoma łopatkami rękami na krzyż. Urocze. Po czym zaczął się trząść.

– Coś nie tak? – zapytałem.

– Mój czas mija, już mam sygnał, że za chwilę mnie przewektoruje z powrotem.

– w snopie światła przez sufit?

– nie, zniknę po prostu, za dziesięć sekund.

Pomyślałem sobie, jak ja bym chciał mieć takiego pracownika. Ale skoro to już koniec, to chyba trzeba zadać jedno, najważniejsze pytanie:

– Hesus, przekaż nam coś, co będzie miało największy twoim zdaniem wpływ na ludzkość. W końcu wasza cywilizacja jest niesamowicie bardziej rozwinięta niż nasza. Popchaj do przodu i naszą!

Popatrzył na mnie tymi swoimi wielkimi czarnymi oczyma i powiedział dobitnie:

– Programowanie obiektowe ssie.

I zniknął.

 

Ładowarka poszła do produkcji. Sprzedaje się dobrze. Kodu jeszcze nie ogarnąłem. Cholernie przydałaby się pomoc z nieba…

Koniec

Komentarze

TMPiro, wielce prawdopodobne jest, że im więcej opowiadań dodasz jednego dnia/ w krótkim czasie, tym mniej będą miały one czytelników.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Rozumiem, dziękuję serdecznie za poradę.

Dodałem te dwa i na razie poczekam, jak się spodobają.

Tak naprawdę są one tylko wprawkami do większego dzieła, powieści “Kyle”, (Desmond jest spin-offem, bo gdy nie śpi w latach 50-tych w USA, to jest tam, gdzie dzieje się akcja “Kyle’a”). Zależy mi głównie na ocenie, czy teksty są wciągające i “trzymają” czytelnika do końca w zaciekawieniu.

 

Alkohol nie rozwiąże Twoich problemów. Z drugiej strony - mleko też ich nie rozwiąże

OK, TMPiro. Włączyłam oba opowiadania do kolejki, więc pewnie niebawem je przeczytam. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Całkiem ciekawa historia z nutką humoru o niecodziennym programiście :) Wyrzuciłabym lub zmieniłabym pierwsze dwa akapity. Zacząłeś opowiadanie od wyjaśniania. Na początku historii warto zaintrygować czytelników, czyli najpierw widzimy facecika, który pożera miedź, a dopiero później wyjaśniamy, dlaczego to robi. Jeśli koniecznie chcesz mieć opis na początku, warto połączyć go z jakąś czynnością bohatera, np. z próbą zapanowania nad kodem.

W dwóch miejscach masz wypowiedzi bohaterów rozpoczęte z małej litery zamiast z dużej:

w snopie światła przez sufit?

nie, zniknę po prostu, za dziesięć sekund.

 

Bardzo sympatyczne opowiadanie. Urzekły mnie przede wszystkim te krótkie, proste i notorycznie powtarzające się fragmenty zawierające humorystykę, do których przykładowo należy jedno z ostatnich zdań: “Programowanie obiektowe ssie” – lub wcześniejsze -“ale tu nazywają mnie póki co najczęściej Jezus”. Bardzo przyjemnie się to czytało.

Przyzwoite. I nawet zabawne.

Konstrukcja fabuły, jak wspomniał ANDO, mogłaby być lepsza. Nie przeszkadza to bardzo przy tak krótkim tekście, ale warto o tym pamiętać na przyszłość.

Językowo ładne. Nie powala, ale też nie uwierało mnie nic szczególnie. Humor w porządku, nienachalny, ale przemyślany.

Zapomnę o tym tekście do jutra, ale przeczytałem z przyjemnością.

Dziękuję wszystkim za recenzje.

Oczywiście w zamierzeniu ma to być zabawne opowiadanie, przy czym jednak dzieje się ono w dokładnie określonym miejscu. Postaram się dziś pamiętać i wrzucić zdjęcie.

 

None – być może Ty zapomnisz, ale Hesus będzie o Tobie pamiętał wink

Alkohol nie rozwiąże Twoich problemów. Z drugiej strony - mleko też ich nie rozwiąże

Zabawna opowiastka z udziałem kogoś nie z tego świata, traktująca o czymś, na czym się kompletnie nie znam.

Wykonanie mogłoby być lepsze.

 

Pew­nie idzie – po­my­śla­łem… –> Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać myśli: http://www.jezykowedylematy.pl/2014/08/jak-zapisac-mysli-bohaterow/

 

Spoj­rza­łem na pe­ten­ta. ―> Skoro to był kandydat na pracownika, nie był petentem.

 

w przy­dłu­ga­wych rę­ka­wach bar­dzo roz­cią­gnię­te­go sza­re­go swe­tra i bladej cerze… ―> …z przydługimi rękawami bar­dzo roz­cią­gnię­te­go sza­re­go swe­tra, o bladej cerze

 

– No to w jakim ję­zy­ku Pan pro­gra­mu­je naj­le­piej i czy miał Pan już… ―> – No to w jakim ję­zy­ku pan pro­gra­mu­je naj­le­piej i czy miał pan już

Formy grzecznościowe piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

 

– Dobra, mogę ci po­ka­zać to, nad czym pra­cu­ję teraz ła­do­war­ka do sa­mo­cho­dów. ―> – Dobra, mogę ci po­ka­zać to, nad czym pra­cu­ję teraz. Ła­do­war­ka do sa­mo­cho­dów.

Unikaj dodatkowych półpauz w dialogach. Sprawiają, że stają się one nieczytelne.

 

– To może będę mówił „Hesus”, bo Jezus ko­ja­rzy się tu jed­no­znacz­nie z inną osobą. – po­da­łem mu rękę, którą objął swoją zimną ręką. ―> Powtórzenie.

Proponuje: – To może będę mówił „Hesus”, bo Jezus ko­ja­rzy się tu jed­no­znacz­nie z inną osobą. – Po­da­łem mu rękę, którą objął swoją zimną dłonią.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi: https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/zapis-partii-dialogowych;13842.html

 

Gwał­tow­nie za­pra­gną­łem umyć rękę. Za­ję­ło to chwi­lę. ―> Gwał­tow­nie za­pra­gną­łem umyć rękę. Trwało to chwi­lę.

 

a wy­szedł po­spo­li­ty ar­ma­ged­don. ―> …a wy­szedł po­spo­li­ty ar­ma­ged­on.

 

Po­pa­trzył na mnie tymi swo­imi wiel­ki­mi czar­ny­mi oczy­ma… ―> Wystarczy: Po­pa­trzył na mnie wiel­ki­mi czar­ny­mi oczy­ma

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Sympatyczna historyjka. Przebłyski humoru na plus, chociaż niektóre już oklepane.

– No to w jakim języku Pan programuje najlepiej i czy miał Pan już do czynienia z projektami embedded?

Ty, twój, pan itp. w dialogu piszemy małą. W listach dużą. Chyba że już wtedy narrator wiedział, że ma do czynienia z Jezusem. ;-)

Babska logika rządzi!

Mnie nie porwało :(

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka