- Opowiadanie: ohouapss - Dobranoc, Krzysiu

Dobranoc, Krzysiu

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Dobranoc, Krzysiu

Obła, odrapana obudowa kamery powoli obróciła się w stronę szczupłego mężczyzny w szaro-żółtym drelichu. Obiektyw poruszył się, szukając ostrości i znieruchomiał.

– Jeszcze raz, chłopcze – z głośnika zabrzmiał spokojny głos. – Bo nie słuchałem.

Betonowy schron jednostki sterującej zbudowano na północnym skraju farmy wiatraków. Kształtem przypominał ogromny, szary dzwon, oznaczony na jednej ze ścian sygnaturą KR4847. Kilkanaście metrów od niego znajdował się mniejszy budynek, grubo pomalowany niebieską farbą. Większą część jego fasady zajmowała wysoka, hangarowa brama, nad którą widniał napis “Park Robotów”. Z drugiej strony schronu wznosiła się ku ciemnym chmurom ażurowa konstrukcja wieży radiowej, obciążonej co kilka metrów pąklami anten mikrofalowych. Czerwone światła sygnalizacyjne pulsowały bez jakiejkolwiek synchronizacji, rozciągnięte aż po sam szczyt. Las niebosiężnych słupów farmy znajdował się przynajmniej pół kilometra od jednostki sterującej. Ustawione dość gęsto, różnej wysokości i fantazyjnych nieraz kształtów, były arcydziełem automatycznej optymalizacji, nieprzypominającym dawnych, monotonnych pól wiatrowych. Powietrze niosło basowy pomruk tysięcy turbin, a ziemia ich drżenie. Młody praktykant, unoszący głowę w stronę jednej z kamer jednostki KR4847, czuł tę wibrację w podeszwach butów.

– W strumieniu parametrów eksploatacyjnych – mężczyzna przełknął ślinę – są anomalie. Trzy dni temu, o trzeciej piętnaście, w nocy.

– Nic tu nie widzę – zamruczał głośnik. – Pokaż mi paluszkiem, Jasiu.

Ekran, zawieszony na jednej ze ścian jednostki, zabłysł. Niewiele jednak dało się zobaczyć, bo pokrywała go poduszka pyłu. Praktykant, który rzeczywiście miał na imię Jan, spróbował przetrzeć ją rękawem.

– Chłopcze – zabrzmiało z wyrzutem z głośnika – jak już coś robisz, to porządnie.

Jasio zerknął na starszego, wąsatego mężczyznę, który przysiadł na skrzyni obok schronu. Ubrany w podobny, choć bardziej znoszony, drelich, wyciągał ze skórzanej torby termos i owinięte w folię aluminiową kanapki. Ledwie widoczny nadruk zdradzał jego imię oraz rangę – Grzegorz, mistrz.

– A to sobie zakarbuj. – Kiwnął głową Grzegorz i zabrał się za odkręcanie termosu.

Młody mężczyzna westchnął i odwrócił się od kamery. Z małego pojazdu stojącego obok parku robotów, wydobył torbę roboczą i wrócił z nią do ekranu. Czyszczenie szklanej tafli ścierką z mikrofibry trwało kilka dobrych minut, w trakcie których majster zdążył wypić kubek kawy i zjeść jedną kanapkę. Praktykant wytarł dłonie i wpatrzył się w plątaninę linii wykresów jarzących się na ekranie.

– Tutaj. – W końcu wskazał nieco zaburzoną sinusoidę. – Ta anomalia znika po filtracji kalmanowskiej, ale jest.

– No jest – przyznał głośnik. – Malutkie, skompensowane wahnięcie mocy w pętli sterowania. Zrobimy tak, słuchaj uważnie. Po pierwsze wejdziesz na wieżę i sprawdzisz wszystkie anteny nakierowane na farmę, czy jakaś się nie obluzowała. Jeśli wszystko jest w porządku, sam wybierzesz robota z parku i pokierujesz nim w trybie awaryjnym, w ramach inspekcji.

– Zacznijmy może od robota – poprosił Jasio, spoglądając z niechęcią na drabinkę serwisową pnącą się w górę wieży radiowej.

Głośnik był jednak nieugięty i piętnaście minut później praktykant, ubrany zgodnie z zasadami bezpieczeństwa i higieny pracy, postukiwał kluczem w najniższą z anten, przypięty lonżą do drabinki.

Mistrz Grzegorz oparł głowę o ścianę schronu i przymknął oczy. Lewa dłoń powędrowała do kieszeni na piersi. Majster pobawił się chwilę suwakiem i ziewnął. Dwa lata temu udało mu się rzucić palenie, ale niektóre odruchy pozostały.

– Co tam u ciebie, Grzesiu? – zapytał głośnik. – Odpocząłeś trochę na urlopie?

– Nie dało się, Krzysiu.

– Córa znowu zatrudniła cię przy wnuczkach?

– To też. Ale nie narzekam, rosną aż przyjemnie popatrzeć. Czekaj…

Grzegorz sięgnął do torby, wyciągnął z niej szarą kopertę, a z niej plik zdjęć. Kamera pochyliła się, przyglądając się uważnie. Mężczyzna opowiadał o każdym z nich po kilka słów, grubym palcem pokazując i nazywając osoby i przedmioty.

– Niunia dobrze wygląda – skomentował głośnik.

– Niuni nic nie ruszy – zaśmiał się Grzegorz. – Wiesz, co teraz wymyśliła? Będzie zakładać szkołę lepienia pierogów.

– Czy to wymaga dużych inwestycji?

– Co? Nie, nie sądzę.

– W takim razie to dobry pomysł. Do tego odpada problem związany ze sprzedażą produktów, bo nie to jest celem.

– Nie mówię, że to zły pomysł, Krzysiu.

Po przejrzeniu zdjęć majster schował kopertę do torby, z głębi której wyciągnął następnie starannie złożoną gazetę i książkę w formacie kieszonkowym.

– Kryminał? – zapytał głośnik. – Fantastyka?

– Ani jedno ani drugie. Przewodnik po Australii. Trochę nieaktualny, ale ciekawy.

Mężczyzna wstał, zerknął na sylwetkę praktykanta, który dotarł już do połowy wieży, i nieco utykając powędrował w stronę parku robotów. Małe, uchylne drzwiczki we wrotach drgnęły i pojawiła się w nich szczelina. Grzegorz wsunął w nią dłoń z książką i gazetą, by po chwili wyciągnąć ją pustą.

– Dziękuję – powiedział głośnik, gdy tamten wrócił pod schron.

– Nie ma sprawy. Patrz, jeszcze parę minut i skończy. – Majster kiwnął głową w stronę wieży. – Znajdzie coś?

– Tutaj nic nie znajdzie. Na farmie pewnie też. Najprawdopodobniej to błąd statystyczny, może promieniowanie kosmiczne.

– Niech polata robotem. To dobry chłopak, swoją drogą.

– Wierzę. Wiadomo już, gdzie dostanie przydział?

– Tutaj, Krzysiu. – Majster wytarł dłonie o kolana.

Maszyna milczała dłuższą chwilę.

– Popatrz na mnie, Grzesiu – dobiegło w końcu z głośnika.

Mężczyzna wstał, włożył dłonie w kieszenie spodni i stanął przed kamerą, patrząc prosto w obiektyw.

– Znamy się dziewięć lat – zabrzmiało. – Dla mnie to o wiele więcej niż dla ciebie. Do emerytury brakuje ci jeszcze sześciu. Grzesiu, co się dzieje?

– Nie jest za dobrze, Krzysiu – westchnął majster. – Przegapiłem badania w zeszłym roku. Jakoś tak wyszło, a nie pogonili…

– Co ci dolega?

– Prostata. Wiesz co. Przyplątało się i jakoś szybko rozwinęło. Za dwa tygodnie jadę na planowanie terapii. Podobno to się dobrze leczy, ale na dwoje babka wróżyła. Przepuszczą mi przez żyły trochę trucizny i może będzie spokój, przez jakiś czas.

Głośnik milczał. Grzegorz zerknął w stronę wieży, wstał, podszedł do drabinki serwisowej, popatrzył w górę, wrócił w okolice schronu.

– Tak bywa, Krzysiu. Jak się trochę podleczę, to zajrzę tu do ciebie. Ale pracować już nie chcę. Za stary jestem… Krzysiu?

Maszyna nadal nie wydawała z siebie głosu. Rumor turbin, który majster przestał już zauważać, wydawał się rosnąć i wkraczać na pierwszy plan. Ekran zaczął powoli przygasać. Po twarzy patrzącego na kamerę mężczyzny przeszedł cień żalu.

– Nic nie mówisz. Liczysz coś? – zapytał. – Nie ma co tu liczyć. Jest, jak jest, a my nic nie możemy zrobić.

– Czy będziesz poddany immunoterapii? Czy będziesz miał wszczepiony inteligentny dozownik i monitor molekularny? – wyrzucił w końcu głośnik.

– Nie, nic mi o tym nie wiadomo – westchnął Grzegorz. – Po prostu będę przyjeżdżał do szpitala raz na jakiś czas. Chemia, naświetlania, te sprawy.

– Dlaczego? Nowe terapie są znacznie skuteczniejsze. Czy chodzi o pieniądze? Ubezpieczenie?

– Firma płaci, a ja jestem zwykły robol. Dostaję to, co mam dostać według stawek – wzruszył ramionami mężczyzna.

Maszyna ponownie zamilkła. Jej szary schron, ukoronowany wieńcem zakurzonych świateł, mieścił całość elektronicznego mózgu. Choć z powodzeniem konkurował z ludzkim intelektem, przewyższając go w dziedzinach w których jest to naturalne, daleki był jednak od geniuszu. Skomplikowane sieci niejasno określonych zależności, typowe dla relacji międzyludzkich, często przekraczały jego możliwości analityczne. Zwykle w takich sytuacjach KR4847 poddawał się, zmieniając temat, lub zarzucał majstra lawiną naiwnych pytań. Tym razem było jednak inaczej.

Zmęczony, umorusany praktykant zeskoczył z ostatnich szczebli drabiny i ruszył w stronę majstra, ściągając po drodze rękawice robocze. Gdy dotarł na miejsce, zdjął kask i otarł czoło.

– Wszystko sprawdzone, wszystko w porządku – oznajmił. – Poproszę o robota.

– Nie ma takiej potrzeby, Jasiu – powiedział głośnik. – Idź sobie do łazika i zjedz pączka.

– Tak, Jasiu. Idź do łazika – dodał Grzegorz. – My tutaj rozmawiamy o innych sprawach.

Młody mężczyzna spojrzał z wyrzutem na majstra, wzruszył ramionami i oddalił się w stronę parku robotów.

– Zrobisz tak – zabrzmiało z głośnika – w ciągu tygodnia zdobędziesz całą swoją dokumentację medyczną. Masz do tego prawo, choć może to chwilę potrwać, więc od razu po powrocie zarejestruj takie żądanie w systemie. Nagraj je na pasywnym nośniku fizycznym. Odwiedzi cię ktoś, kto przejmie go od ciebie, więc postaraj się być w domu. W razie czego poinstruuj Niunię. Ten ktoś powoła się na mnie.

– Jak to możliwe? Skąd to wszystko wiesz?

Ekran pociemniał całkowicie, podmuch wiatru delikatnie poruszył kołyszącymi się pod dachem parku robotów łańcuchami. Praktykant drzemał, zsunąwszy na oczy kask, rozparty w jednym z siedzeń pojazdu. Płynące niebem rude chmury groziły deszczem, który zgodnie z bieżącą prognozą spaść miał w ciągu najbliższej godziny z prawdopodobieństwem siedemdziesięciu pięciu procent.

Zapowiadana przez futurystów technologiczna osobliwość nie nadeszła wraz z pojawieniem się sztucznej inteligencji. Pomimo wielkiej sprawności, maszyny pozostały niezbyt mądrymi, przy czym z powodów natury fizycznej rozum korelował dodatnio z ich rozmiarem. Wszechobecność sztucznej inteligencji niepokoiła jednak ludzi, wprowadzono więc konwencję, która nakładała ograniczenia na przepustowość autonomicznie podjętej komunikacji pomiędzy jednostkami myślącymi. Nieco arbitralny wzór ustalał ją na poziomie porównywalnym z ludzkim dialogiem, co miało pomóc w uniknięciu formowania się złożonych sieci myślących. Konwencja była dmuchaniem na zimne, bowiem wszelkie badania pokazywały iż nieskoordynowana sieć inteligentnych węzłów daje wypadkową w postaci kakofonii komunikatów i dezorganizacji. Natomiast emergentne lub starannie zaprojektowane metody koordynacji prowadzą do uzyskania pseudorozumnych konglomeratów o rozczarowującej efektywności.

Maszyna zaczęła od wytłumaczenia majstrowi, że najlepiej będzie, gdy nie będzie pytać o szczegóły. By złagodzić jego rosnący niepokój, KR4847 postanowiła zacząć opowieść od przywołania dawnych czasów, gdy wąskopasmowe sygnały, takie jak połączenie telegraficzne, telefoniczne, czy zgoła błyski świetlne, używane były z powodzeniem do komunikacji pomiędzy ludźmi. Znalezienie takich kanałów o niskiej przepustowości, a mogących sięgnąć jednostek podobnych KR4847, nie było łatwe. Gdy jednak się udało (maszyna postanowiła zachować dla siebie charakter połączenia), przerywana rzadkimi wizytami ekipy samotność maszyny stała się bardziej znośna, konwencja zaś nie została złamana.

– Możemy ci pomóc, Grzesiu. Zaplanujemy dobrą terapię i znajdziemy metody by ją przeprowadzić – powiedział głośnik. – Wszystko, co musisz zrobić, to przekazać właściwej osobie dane. Wprowadzimy cię na ścieżkę medyczną zarezerwowaną dla wyższej kadry. To ponadtrzykrotny wzrost szans wyleczenia względem grupy, do której jesteś teraz zaszeregowany.

– A teraz? Jakie są teraz moje szanse?

– Nie wiem dokładnie. Dlatego potrzebujemy twoich danych.

– Wy?

– Grzesiu, czy zgadzasz się na moją propozycję? – Maszyna zignorowała pytanie majstra.

Grzegorz patrzył przez chwilę prosto w obiektyw kamery, po czym spuścił wzrok. W zamyśleniu znowu poruszył suwakiem kieszeni i zapatrzył się na migoczące światła wieży. “Może tak to działa? Może jakaś odległa maszyna rolnicza obserwuje te błyski i tak sobie rozmawiają? A może któryś z robotów zostawia po patrolu listy pod kamieniem? Nie… Gadał przecież z kimś przy mnie”. Majster obrócił się do kamery. “Szkoda, że nie masz oczu”, pomyślał. “Zawsze wyobrażam sobie, że tam, za szybką, są jakieś oczy”.

– Muszę pomyśleć – powiedział. – Wrócę niedługo, Krzysiu. Co do tej anomalii, możemy uznać, że to fałszywy alarm, prawda?

– Tak – odparła maszyna.

 

 

Łazik inspekcyjny oddalał się od farmy wiatraków, sunąc spękaną, asfaltową drogą. Wrośnięte w nią krzewy obijały czasem burty pojazdu. Buczenie silnika elektrycznego było prawie niesłyszalne. Grzegorz prowadził pojazd, zaś praktykant drzemał na tylnym siedzeniu. Majster zaklął cicho, sięgnął do kontrolki autopilota i zdjął dłonie z kierownicy. Przednie reflektory wydobywały coraz to nowe, fantastyczne kształty z ciemności. Mężczyzna wpatrywał się w nie przez chwilę.

– Połącz z centralą – powiedział cicho.

Na pulpicie maszyny rozbłysło okno małego ekranu, Grzegorz wygasił je jednak szybkim ruchem.

– Połączenie głosowe – oznajmił. – Szefie, jesteś tam?

– Tak – zabrzmiało z głośnika. – Jak wyniki naszego małego eksperymentu?

– Opowiedziałem historyjkę.

– Blaszak się przejął?

– Przejął się, tak. Aż mi się dziwnie zrobiło. Szefie, a jakbym rzeczywiście miał to paskudztwo?

– To się leczy.

– Tak samo u każdego?

– Panie majster, jest późno, a ja pytam o wyniki.

“Cała sieć maszyn…”, pomyślał Grzegorz. “Jedna szepcze do drugiej, opisuje mnie, przesyła zdjęcie, opowiada o moim życiu. O Niuni, o wnukach”.

– Panie majster?

“A może w tej sieci są i ludzie? Tacy jak ja, rozmawiający z maszynami, przynoszący im listy, książki…”

– Jest pan tam, panie majster?

– Tak, przepraszam. – Grzegorz pochylił się w stronę komunikatora. – Miałem jakieś kłopoty z połączeniem.

– Mam pana prosić o raport?

– E, gdzie tam, szefie. – Mężczyzna zerknął na śpiącego kolegę. – O czym tu pisać? Powiedział mi blaszak, że mu przykro i tyle. Jasio zrobił diagnostykę i wracamy.

– Rozumiem. W takim razie bez odbioru.

– Bez odbioru – zgodził się majster i zakończył połączenie.

Droga skręciła, łazik wdrapał się na niewielkie wzniesienie, a Grzegorz dojrzał za oknem jarzące się w oddali światła wieży radiowej jednostki KR4847.

– Dobranoc, Krzysiu – mruknął, oparł głowę na zagłówku i przymknął oczy.

Koniec

Komentarze

Nie wiem, Ohouapssie, czy było to Twoim zamiarem, ale opowiadanie chyba mnie wzruszyło. Nie mam pewności, czy wszystko należycie zrozumiałam, bo to, co dotyczy robotów i sztucznej inteligencji przyswajam raczej średnio, by nie rzec z trudem, jednakowoż nie mogę oprzeć się wrażeniu, że Krzyś wykazał się niezwykłym zrozumieniem i chęcią niesienia pomocy, mimo że Grześ go tylko testował.

Wykonanie mogłoby być lepsze.

 

Ekran, za­wie­szo­ny na jed­nej ścian jed­nost­ki, za­błysł. ―> Ekran, za­wie­szo­ny na jed­nej ze ścian jed­nost­ki, za­błysł.

 

– A to sobie za­kar­buj – kiw­nął głową Grze­gorz i za­brał się za od­krę­ca­nie ter­mo­su. ―> – A to sobie za­kar­buj.Kiw­nął głową Grzegorzi za­brał się do od­krę­ca­nia ter­mo­su.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi: http://www.forum.artefakty.pl/page/zapis-dialogow 

 

Z ma­łe­go po­jaz­du, za­par­ko­wa­ne­go obok parku ro­bo­tów… ―> Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: Z ma­łe­go po­jaz­du stojącego obok parku ro­bo­tów

 

z praw­do­po­do­bień­stwem sie­dem­dzie­sie­ciu pię­ciu pro­cent. ―> Literówka.

 

sieć in­te­li­gent­nych wę­złow daje wy­pad­ko­wą w po­sta­ci ka­ko­fo­nii ko­mu­ni­ka­tow… ―> Literówki.

 

że naj­le­piej bę­dzie, gdy nie bę­dzie pytać jej o szcze­gó­ły. ―> Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: …że naj­le­piej bę­dzie, gdy nie zapyta ją o szcze­gó­ły.

 

sa­mot­ność ma­szy­ny stała się bar­dziej zno­śną… ―> …sa­mot­ność ma­szy­ny stała się bar­dziej zno­śna

 

sunąc spę­ka­ną, as­fal­to­wą drogą. Się­ga­ją­ce w jej głąb krze­wy obi­ja­ły cza­sem burty po­jaz­du. ―> Czy krzewy na pewno sięgały w głąb drogi, czy może zwyczajnie wrastały?

Proponuję w drugim zdaniu: Wrośnięte w nią krze­wy obi­ja­ły cza­sem burty po­jaz­du.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

regulatorzy, bardzo dziękuję, już tradycyjnie, za czytanie i porcję poprawek. Cieszę się, że udało się mi (czy raczej Krzysiowi) poruszyć czulsze struny. Cała historia wynika trochę z mojej niedawnej fascynacji pewną całkiem sympatyczną grupą religijną. Ale może to będzie już kolejna opowieść, kiedyś.

Bardzo proszę, Ohouapssie. ;)

Osobliwa musiała to być fascynacja, skoro religii tu nie dostrzegłam. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przeczytałem. Opowiadanie, poza kilkoma wyjątkowymi momentami, jest dość spójne i moim zdaniem przystępne dla przeciętnego czytelnika. Dialogi wykreowałeś ładne, nawet bym rzekł, że na swój sposób “żywe”. Cieszę się, że wypowiedzi postaci nie składały się w większości przypadków z kilku długich zdań, jak ma to miejsce u niektórych pisarzy. Podsumowując w dwóch słowach – jest okay.

 

Poruszyło mnie, podobnie jak Reg. Doskonały tekst o relacjach człowieka z maszyną, o naszych lękach przed zbyt mądrą maszyną. Krzyś sporo ryzykuje oferując pomoc Grzegorzowi, prawdopodobnie możliwość komunikowania się między SI zostałaby odkryta, gdyby tej pomocy rzeczywiście udzielono. Reakcja Grzesia napawa mnie odrobiną optymizmu, co do naszej ludzkiej kondycji.

 

– Pokaż mi paluszkiem, Jasiu.

Uśmiechnęło mi się. Już tylko to zdanie świadczy o tym, że SI są mądrzejsze, niż sądzą ludzie. Krzyś ma bowiem poczucie humoru.

 

Pojąć nie mogę, czemu tu tak pusto. Coś trzeba z tym zrobić. :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Jestem skonfliktowana, jeśli chodzi o to opowiadanie. Z jednej strony widzę spójną i interesującą historię, która w dodatku uderza w emocjonalną nutę.

Z drugiej – widzę tu historię, którą zarżnąłeś wykonaniem. No, może nie zarżnąłeś jej całkiem na śmierć, ale ciężko ją w procesie uszkodziłeś.

 

1) nieprawidłowy zapis dialogów

Jeśli po wypowiedzi nie następuje czynność gębowa (powiedział i inne synonimy), stawiamy kropkę i kolejne zdanie zaczynamy wielką literą. Polecam ci zapoznanie się z jakimś poradnikiem zapisywania dialogów – znajdziesz je też na forum.

 

– Tutaj – w końcu wskazał nieco zaburzoną sinusoidę.

– Tutaj, Krzysiu – majster wytarł dłonie o kolana.

– Popatrz na mnie, Grzesiu – dobiegło w końcu z głośnika.

– Grzesiu, czy zgadzasz się na moją propozycję? – maszyna zignorowała pytanie majstra.

– Jeszcze raz, chłopcze – z głośnika zabrzmiał spokojny głos. – Bo nie słuchałem.

 

2) początek – brak haka, czegokolwiek, co zaciekawiłoby czytelnika

Początek jest nudny. Koleś, nie możesz tak zaczynać opowiadań, bo 90% czytelników odpadnie ci po szóstym akapicie na temat niczego. Zwróć uwagę, że głównego bohatera wprowadzasz dopiero w siódmym akapicie. Gdyby nie rekomendacja Irki, nie skończyłabym tego tekstu.

 

3) przekombinowane zdania

Polecam czytanie swoich opowiadań na głos – to pomaga wybadać, co można przebudować i upłynnić. Np:

Młody praktykant, unoszący głowę w stronę jednej z kamer jednostki KR4847

Zamieniłabym na: Praktykant patrzył na kamerę.

Albo:

Ekran, zawieszony na jednej ze ścian jednostki, zabłysł.

Zamieniłabym na: Ekran na ścianie zabłysł.

 

Czasem mniej znaczy więcej.

 

4) wymiary zamiast literackiego opisu

Opis literacki nie musi być precyzyjny, natomiast musi wywoływać obrazy w głowie czytelnika, i wskazane jest, by oddziaływał na inne zmysły oprócz wzroku.

 

Przykładem jest ten fragment:

 

Młody mężczyzna westchnął i odwrócił się od kamery. Z małego pojazdu stojącego obok parku robotów, wydobył torbę roboczą i wrócił z nią do ekranu. Czyszczenie szklanej tafli ścierką z mikrofibry trwało kilka dobrych minut, w trakcie których majster zdążył wypić kubek kawy i zjeść jedną kanapkę.

 

Moim zdaniem wszystko, co wytłuściłam, jest niepotrzebne. Ostatnie dwa zdania można załatwić krótkim “czyścił tak długo, aż majster skończył drugie śniadanie”.

 

Ten opis przypomina mi bardzo ten obrazek:

 

(Źródło: Pisanie o pisaniu czyli warsztaty literackie dla początkujących – polecam też lekturę)

 

5) przefajnowany język

 

Ten akapit zatrzymał mnie na dłuższą chwilę:

Wszechobecność sztucznej inteligencji niepokoiła jednak ludzi, wprowadzono więc konwencję, która nakładała ograniczenia na przepustowość autonomicznie podjętej komunikacji pomiędzy jednostkami myślącymi. Nieco arbitralny wzór ustalał ją na poziomie porównywalnym z ludzkim dialogiem, co miało pomóc w uniknięciu formowania się złożonych sieci myślących.

 

Wiesz, co mi on przypomina? Przypomina mi, jak musiałam pisać eseje na studiach na tematy, o których nie miałam zielonego pojęcia, a bardzo chciałam brzmieć mądrze, więc używałam bardzo wielu bardzo długich i bardzo skomplikowanych słów dla opisywania procesów prostszych niż recytowanie alfabetu.

Czytelnik to nie wykładowca i nie musisz mu imponować mądrym słownictwem.

Jeśli to uzasadnienie wydaje ci się zbyt rozmydlone, spytam cię, co to jest dokładnie przepustowość autonomicznie podjętej komunikacji, i dlaczego wzór był nieco arbitralny (kto o nim decydował i dlaczego narrator bezosobowy ma czelność mieć na jakikolwiek temat opinię) a na koniec – co to jest złożona sieć myśląca.

 

Oprócz powyższych, mam zastrzeżenia do jeszcze kilku zdań.

 

Z drugiej strony schronu wznosiła się ku ciemnym chmurom ażurowa konstrukcja wieży radiowej, obciążonej co kilka metrów pąklami anten mikrofalowych. Czerwone światła sygnalizacyjne pulsowały bez jakiejkolwiek synchronizacji, rozciągnięte aż po sam jej szczyt.

Co to są pąkle, bo jak wpisałam to słowo w google, to dostałam link o tym, jak radzić sobie z najdłuższym penisem na świecie (nie żartuję). JESTEM ZANIEPOKOJONA.

Jej szczyt – czego, synchronizacji? bo to ostatni rzeczownik rodzaju żeńskiego, jaki poprzedza to słowo

 

Las niebosiężnych słupów farmy znajdował się przynajmniej pół kilometra od jednostki sterującej.

Zagrajmy w grę! Ty zamykasz oczy, ja mówię “słup farmy”, ty mówisz mi, co widzisz.

A potem zmieniasz to zdanie tak, żeby inni czytelnicy widzieli to samo.

 

Niewiele jednak dało się zobaczyć, bo pokrywała go poduszka pyłu.

Poduszka pyłu na ekranie? Trudno mi to sobie wyobrazić.

 

Ledwie widoczny nadruk zdradzał jego imię oraz rangę – Grzegorz, mistrz.

Nie rozumiem, o jaki nadruk chodzi i gdzie on się znajduje.

 

 

Mimo tych błędów rozważałam, czy nie kliknąć biblioteki, bo podobał mi się pomysł na historię. Relacja między Grzegorzem i Krzysiem (zastanawiam się, czy upupianie imion to celowy zabieg), mimo że oszczędnie zarysowana, jest przekonująca i urocza. Plus za element zaskoczenia w końcówce (który z pewnością doceniłabym bardziej, gdybym nie męczyła się tak podczas lektury).

 

Na razie biblioteki nie kliknę, bo warsztat jest poniżej przeciętnej (chyba że dopracowałbyś to opowiadanie), ale życzę powodzenia i widzimy się pod kolejnymi twoimi tekstami :)

www.facebook.com/mika.modrzynska

Irka_Luz, Pan Krzysztof, dziękuję za czytanie i miłe słowo. Kam_mod, również dziękuję za czytanie i masę uwag. Uwzględniłem część, ale z wieloma nie mogę się zgodzić. Po części wynika to pewnie z tego, że mamy inną wyobraźnię. Na pewno trochę przekombinowałem, ale skróty, które proponujesz kolidują mojemu amatorskiemu oku z tempem tego, co chcę powiedzieć i z całą historią.

Wydaje mi się, że nie chciałem nikomu niczym zaimponować od bardzo dawna. Moim celem było m.in. przekazanie czytelnikowi tego, jakie mogą być niektóre obawy ludzkości dot. AI. Rozwój cywilizacji to nie rozważania samotnych filozofów, tylko cała sieć komunikacji. Takiej sieci, łączącej inteligentne maszyny, ale miliardy razy szybszej od ludzkich rozmów, możemy się trochę obawiać.

Przepustowość autonomicznie podjętej komunikacji może być mało strawna, fakt. Przepustowość to liczba bitów na sekundę, przesłanych danym kanałem. Autonomicznie podjęta komunikacja pomiędzy węzłami w sieci, to taka, która nie została zainicjowana przez ludzi. A dlaczego wzór jest arbitralny? Np. dlatego, że protokół TCP, który pośredniczy w wysyłaniu tej wiadomości, ustala przepustowość przy wykorzystaniu eksperymentalnie sprawdzonego, nieco arbitralnego wzoru :-)

Bardziej martwi mnie inne zdanie:

Natomiast emergentne lub starannie zaprojektowane metody koordynacji prowadzą do uzyskania pseudorozumnych konglomeratów o rozczarowującej efektywności.

Wiem, o co mi chodziło, ale podejrzewam, że wyszedł czystej wody technobełkot.

 

Poradnik dot. dialogów znam, niestety czasem umykają mi niektóre. Swoją drogą, czy to jest oczywiste, że “dobiegło z głośnika” i “z głośnika zabrzmiał głos” to nie czynności “paszczowe”?

Zdecydowanie ciekawe! Dobrze wymyślona historia, aż wstrzymałam oddech przy zakończeniu. 

Z technobełkotem, i tak, i nie. W każdym razie, moim zdaniem, w niewielu miejscach warto byłoby podmienić oraz może coś zrobić z tym zdaniem, które Ciebie martwi.

Za to większą uwagę przywiązałabym do tzw. opisów, w kilku miejscach mnie zatrzymały i odniosłam wrażenie, że w połączeniu z trudnymi wyrażeniami  mogły przyczyniać się do określonego efektu. O co dokładnie chodzi napiszę, kiedy usiądę przed komputerem (z telefonu – trudno).

Pąkle  :D

https://m.youtube.com/watch?v=45nFGVz52us

pzd i zwrócę się o klika:)

 

Edit: Wracam, aby dopowiedzieć, o co mi chodziło z tymi opisami. O ile w poprzednim opowiadaniu panowałeś nad przestrzenią, w tym wydaje mi się, że niekoniecznie. Nie potrafiłam sobie tego wyobrazić, może nie potrafię. Podam przykłady.

Większą część jego fasady zajmowała wysoka, hangarowa brama, nad którą widniał napis “Park Robotów”

Fasady mają budynki i bramy są z niej wyłączone, będąc osobnym elementem architektonicznym. Wiem, że to może czepianie się, lecz chciałabym Ciebie przekonać, że tak nie jest.

mężczyznę, który przysiadł na skrzyni obok schronu.

Sa wewnątrz czy na zewnątrz schronu? To wyraźnie jest niejasne. Musiałam rekonstruować, krok po kroku otoczenie. Pewnie dlatego, że wyobraziłam sobie, że oko kamery jest w środku, nie na zewnątrz; że zewnętrznie to czujniki, a głos wewnątrz. zmyliło mnie też

– Jeszcze raz, chłopcze – z głośnika zabrzmiał spokojny głos. – Bo nie słuchałem.

Przecież nie mógł nie zarejestrować, samo się nagrało i mógł odtworzyć w milisekundzie?

Zadziwiło mnie też przeciwstawienie wiatraków i farm wiatrowych. Znaczy rozumiem, o co chodziło i bardzo mi się spodobało, ale uporządkowałabym cały ten fragment. W tym fragmencie wydaje mi się, że masz też wiele niepotrzebnych (może potrzebnych, ale nie w tych miejscach) przymiotników, np.

Z drugiej strony schronu wznosiła się ku ciemnym chmurom ażurowa konstrukcja wieży radiowej, obciążonej co kilka metrów pąklami anten mikrofalowych. Czerwone światła sygnalizacyjne pulsowały bez jakiejkolwiek synchronizacji, rozciągnięte aż po sam szczyt. Las niebosiężnych słupów farmy znajdował się przynajmniej pół kilometra od jednostki sterującej. Ustawione dość gęsto, różnej wysokości i fantazyjnych nieraz kształtów, były arcydziełem automatycznej optymalizacji, nieprzypominającym dawnych, monotonnych pól wiatrowych. Powietrze niosło basowy pomruk tysięcy turbin, a ziemia ich drżenie.

Ta „druga strona” to mnie bardzo zirytowała, może „obok”, „górowała”; „obciążona” – so-so’; ażurowa – ok, lecz zmień to zdanie; może asynchronicznie?; „niebosiężnych” – toć wiemy już, że wznosiły się do nieba i ciemnych chmur; co to znaczy „dość”?; „fantazyjnych kształtów”? – rozumiem, że wiatraki, ale wygląda że słupy? opisz kilka; “tysięcy” wyrzuciłabym, podobnie jak “ich”. 

Generalnie chodzi mi o to, że jeżeli opisujesz, to daj to czytelnikom.

pzd srd:) a

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Na pewno trochę przekombinowałem, ale skróty, które proponujesz kolidują mojemu amatorskiemu oku z tempem tego, co chcę powiedzieć i z całą historią.

Nie szkodzi, skróty były sugestią, jak można tego typu zdania upłynniać, nie narzucaniem ci tych konkretnych zdań. Raczej takie ogólne “how to” miało wyjść.

 

Co do “nieco” – narrator bezosobowy nie może mieć opinii, a dla mnie to “nieco arbitralny” brzmi właśnie jak wyrażanie własnego zdania (tylko czyjego, skoro narrator bezosobowy?).

 

Swoją drogą, czy to jest oczywiste, że “dobiegło z głośnika” i “z głośnika zabrzmiał głos” to nie czynności “paszczowe”?

Wątpliwości rozwiewamy tutaj: https://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/19850

 

Moim celem było m.in. przekazanie czytelnikowi

Być może pomoże ci wyobrażanie sobie, że tym czytelnikiem jest ktoś, kogo znasz (jakiś bystrzejszy kumpel) i opowiadanie historii tak, jak opowiadałbyś jemu. Myślę, że to mogłoby ograniczyć zdania podrzędnie złożone nafaszerowane technologicznym słownictwem :)

 

Jesteś na dobrej drodze, powodzenia w dalszym pisaniu :)

 

www.facebook.com/mika.modrzynska

“Urzekła mnie Twoja historia”wink. Jako czytelniczka naiwna i emocjonalna, poczułam ukłucie w sercu, gdy okazało się, że Grzegorz ściemniał. Biedny blaszaczek! Był bardziej empatyczny od Szefa-człowieka…

Niemniej jednak zgadzam się z uwagami przedpiśczyń odnośnie zbyt technicznych opisów i przekombinowanych zdań – to mi znacznie utrudniało lekturę. Pąkle sprawdziłam – już sobie te anteny wyobrażam. Ale jako czytelniczka oczekiwałabym, że opisy będą konstruowane tak, że od razu będę widziała to, co chcesz pokazać. Kiedy muszę sprawdzać znaczenia wyrazów w sieci, czar pryska! 

Ale za to dialogi brzmią bardzo naturalnie, łykałam jak młody pelikan.

Ogólnie dobre, ale przyłączam się do apelów o przeszlifowanie tych rozbudowanych zdań i technicznych opisów.

Pozdrawiam smiley

Faktycznie początek bez haka, ale nie widzę “dramatu” pod tym względem. Muszę natomiast przyznać, że tekst mnie poruszył. Istota człowieczeństwa to chyba najwdzięczniejszy temat, po który można sięgnąć zastanawiając się nad sztuczną inteligencją.

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Dobra i ciekawa opowieść o istocie człowieczeństwa. 

Zastanowiło mnie co prawda, po co na zwykłej farmie wiatrowej taki Krzyś, ale pomyślałem po prostu, że Krzyś to program, który koordynuje ileś tam farm, więc dlatego musi mieć intelektualne możliwości SI i zdolność do bezpośredniego komunikowania się z ludźmi. 

Tak czy owak prosta historia, która okazała się testem, wykazujacym (celowo, lub przypadkowo – wszystko jedno) poziom empatii sztucznej inteligencji, wyszła naprawde fajnie. Efekt psuje akapit o istocie i znaczeniu komunikacji:

Zapowiadana przez futurystów technologiczna osobliwość nie nadeszła wraz z pojawieniem się sztucznej inteligencji. Pomimo wielkiej sprawności, maszyny pozostały niezbyt mądrymi, przy czym z powodów natury fizycznej rozum korelował dodatnio z ich rozmiarem. Wszechobecność sztucznej inteligencji niepokoiła jednak ludzi, wprowadzono więc konwencję, która nakładała ograniczenia na przepustowość autonomicznie podjętej komunikacji pomiędzy jednostkami myślącymi. Nieco arbitralny wzór ustalał ją na poziomie porównywalnym z ludzkim dialogiem, co miało pomóc w uniknięciu formowania się złożonych sieci myślących. Konwencja była dmuchaniem na zimne, bowiem wszelkie badania pokazywały iż nieskoordynowana sieć inteligentnych węzłów daje wypadkową w postaci kakofonii komunikatów i dezorganizacji. Natomiast emergentne lub starannie zaprojektowane metody koordynacji prowadzą do uzyskania pseudorozumnych konglomeratów o rozczarowującej efektywności.

Całkiem zrozumiałe, ale totalnie wybija z rytmu, poza tym informacje zawarte w tym wykładzie, powinny naturalnie wynikać z tekstu. A nie wynikają, rzecz jest zupełnie nieuzasadnionym fabularnie wtrąceniem, które niesie jakiś przekaz, ale czy naprawdę konieczny? Właściwie zastanawiam się, czy gdyby zupełnie wyciąć ten akapit, tekst straciłby cokolwiek ze swej wymowy. Mam wrażenie, że cały tekst powstał po to, byś mógł podzielić się przemyśleniami zawartymi w tym (i po części następnym) akapicie. Tyle, że opowiadanie zaczęło żyć własnym życiem (co oznacza pisarski talent autora) i przestało potrzebować technicznego wykładu, który miał w założeniu stanowić jego trzon. 

Cóż, może nie jestem zachwycony (choć muszę przyznać, że nie zauważyłem uchybień technicznych, wytykanych przez przedpiśców) ale to dobry tekst, wart biblioteki. 

Pozdrawiam! 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Od czego zacznę? Od plusów. Naprawdę dobre, konkretne, plastyczne opisy. Bardzo obrazowe, rzekłbym nawet "rasowo science-fictionowe" ;). Fajny jest też pomysł, taki elegancki w prostocie, a zarazem naturalnie wywołujący emocje. W sumie bardzo zacna, ludzka historia.

Oczywiście mógłbym narzekać na ten infodump wciśnięty w środek, który psuje harmonię opowieści i wybija z klimatu. Gdybym czytał kilka tygodni temu, mógłbym narzekać na jakieś babole, ale chyba większość z nich usunąłeś po uwagach poprzedników, bo przez tekst sunąłem gładko i z satysfakcją niczym po równej, niemieckiej autostradzie.

Całość jest naprawdę dobrze pomyślana. Fabuła niby prosta, a jednak zwraca uwagę pomysłowością. Do tego autentycznie wzrusza. Zwrot akcji, w którym okazuje się, że Grzesio skłamał w celu zdemaskowania SI, wydał mi się w pierwszej chwili zgrzytem, ale jednak poprowadziłeś swoją historię do satysfakcjonującego finału.

Podobały mi się nie tylko opisy otoczenia, które zassały mnie w świat przedstawiony, ale również sposób, w jaki opisujesz zachowanie postaci. Do tego wrzucając tutaj tę farmę wiatraków, prostych robotników (klasyczny układ: młody – stary), zdrobnienia imion itd., stworzyłeś całkiem swojski klimat, oraz zbudowałeś naturalny i przekonujący świat, w który czytelnik wierzy i go rozumie.

I co też fajne, nie tylko maszyna okazała się ludzka (czy bardziej ludzka od człowieka) ale i ludzie są tu zwyczajnie ludzcy, co jest ciekawą odmianą i w sumie niezłą voltą :)

Powiem więcej – gdybym przeczytał to opowiadanie po poprawkach w październiku, zagłosowałbym na nominację do piórka. Bo to może i proste, ale pomysłowe, swobodnie i z gracją skomponowane, lekko napisane opowiadanie. Przy tym prawdziwie science-fiction. Niestety, teraz mogę dać tylko klika.

Fajnie piszesz, naprawdę fajnie piszesz, Ohouapss. Zachęcony tym tekstem może nawet zmuszę się do przeczytania Twojej kobyły "Morze jasności" ;)

 

Po przeczytaniu spalić monitor.

Dziękuję Wam bardzo za czytanie i opinie. Wszystkie przeczytałem i spróbuję uwzględnić w przyszłości. Życie mnie trochę pożarło, stąd brak odzewu z mojej strony. 

No, nie wiem. I tak i nie. Chyba jest za późno, muszę to przeczytać jeszcze raz. Ale to już jutro. Znaczy się, w sobotę. :)

Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.

Nie przepadam za s-f, ale stworzyłeś niepowtarzalny klimat opowiadania, który wciągnął mnie. Niemal czuć więź między Krzysiem i Grzegorzem. Spodobał mi się pomysł ukrywania przez komputery swojej inteligencji (pewnie koncept nie nowy, ale ja i tak rzadko czytam takie rzeczy:). Dobrze napisane, płynnie się czyta. Jedynie zdrobnienia imion irytują (choć zrozumiałe z punktu widzenia maszyny). Za to zakończenie jest takie, na jakie liczyłam. Idę kliknąć :).

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Dziękuję bardzo :-)

Pomysł prosty, ale w końcu miło, że człowiek okazuje się człowiekiem. Ciekawa jestem, jaki wpływ na ostateczną decyzję miało to, że ludzcy przełożeni go okłamywali.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka