- Opowiadanie: ma_g - Reklamacja

Reklamacja

Pozwoliłem sobie sięgnąć do mojej cyfrowej “szuflady” i opublikować jedno z opowiadań, które powstało na bazie starego snu i jest swego rodzaju rozważaniem nad historią. Czy to się udało? Oceńcie sami.

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Reklamacja

 

[…] intencją moją było zaspokojenie ludzkiej ciekawości. […] Wielcy pomysłodawcy od kilkudziesięciu dekad dążyli do integracji ludzi za pomocą produktów. Poszedłem inną drogą. Ja wychodzę naprzeciw oczekiwaniom tych, którzy pragną poznać tajemnicę niedostępną w kolorowych czasopismach. I chcą ją zabrać do grobu. 

 

Fragment wywiadu z Hermanem Milesem,

założycielem Miles Corporation, twórcą Klatki

 

 

Osobisty sekretarz Eleanor Durand podsunął jej pod nos plik papierów.

– Przepraszam, mam to czytać? – Na twarzy kobiety, nie pierwszy i z pewnością nie ostatni raz, pojawił się szyderczy uśmiech. – I do tego jeszcze na kartkach?

– Proszę pani, firma kieruje się starymi nawykami i wciąż drukuje wszystko na papierze.

– Panie Pick, czy nie może się pan tym zająć? Jest tego tak dużo. W końcu za coś panu płacę.

– Firma wymaga, aby każdy, kto będzie podłączony do systemu, przeczytał od deski do deski regulamin. Chcę, a w zasadzie jestem zobowiązany do tego, aby panią chronić i dbać o to, by nie poniosła pani żadnych niepotrzebnych kosztów.

– Czytał pan regulamin?

– Tak. Podkreśliłem kilka podpunktów, na które powinna pani zwrócić szczególną uwagę. Chodzi tutaj przede wszystkim o skutki uboczne podłączenia, takie jak wymioty, otępienie, nadmierna potliwość, kłopoty z koncentracją, zawroty głowy…

– Tak, tak rozumiem. Ale doktor Connor twierdzi, że nie ma żadnych przeciwwskazań. Mogą mnie podłączyć. I nie odbije się to na moim zdrowiu.

– To nie wszystko pani Durand. Są jeszcze inne aspekty. Nie może pani zdradzać szczegółów z życiorysu madame Terrero poza tymi, które zostały już wcześniej podane do wiadomości publicznej. Nie może pani zdradzać również życiorysu osób, które madame spotkała w trakcie swego życia. Mowa tutaj chociażby o zbrodniarzu wojennym Albercie Radke czy Erneście von Kügelgen, nie wspominając już o samym Adolfie Hitlerze. Oczywiście może pani polecać system znajomym, jednak z zastrzeżeniem, że żaden element przeszłej rzeczywistości nie będzie przez panią opisywany, warto też…

– Długo panu to zajmie? Chciałabym spróbować systemu jak najszybciej.

– Cóż, mam jeszcze wiele uwag. Nalegam, aby przejrzała pani regulamin, tam szczegółowo…

– Dobra, dobra, już zerkam – Eleanor przewróciła pierwszą stronę i przez dłuższy czas się w nią wpatrywała. W końcu rzekła. – Wie pan co? Wszystko już wiem. Te regulaminy… to nie dla mnie. Na wszystko się godzę. W końcu, jeśli coś pójdzie nie tak w kwestii finansowej, zapłacę. I oczywiście nie mam zamiaru wyspowiadać się z przeżyć pierwszej lepszej koleżance.

– Rozumiem pani Durand – Pan Pick wyciągnął z neseseru kartę. – Pozostaje tylko podpisać się pod formularzem. Oczywiście wypełniłem go za panią.

– Poproszę więc o długopis. Boże, jak dawno go używałam.

– Nie przejrzy pani formularza?

– Ufam panu, panie Pick.

Sekretarz zmarszczył lekko czoło, ale wydobył z neseseru pióro. Eleanor podpisała się we wskazanym przez niego miejscu i energicznie wstała od stołu.

– Panie Pick, dziękuję za wszystko. Czy mogę już jechać do sanatorium?

– Cóż, złożyła pani podpis, więc tak. Prześlę im papiery.

– Nie proszę pana o to, aby zajął się wszystkim ważnymi sprawami, bo wiem, że i tak pan to zrobi. Ale potrzebuję jednego. Świętego spokoju. Przez dwa tygodnie. Przez dwa tygodnie chcę być tylko i wyłącznie madame Terrero i chcę się w tym zatracić. Będę definitywnie nieosiągalna.

– Dobrze panią rozumiem pani Durand. Zatem, życzę udanego pobytu.

– Gdyby życzenia miały moc sprawczą, również bym sobie tego życzyła.

 Sanatorium, podobnie jak plik wydrukowanych kartek i jak podpis pod formularzem, było pamiątką po starych, lecz niekoniecznie dobrych według Eleanor czasach. Brzydził ją wystrój art deco, ogród z równo przyciętymi, symetrycznie rozmieszczonymi żywopłotami oraz służba, która nosiła stroje sprzed dwustu lat. Nie kwestionowała jednak założeń i upodobań twórcy systemu. I choć wiedziała, że wchodząc do wspomnień dawno zmarłej projektantki mody i skandalistki będzie miała styczność ze stylem i architekturą lat trzydziestych XX wieku, których również z całego serca nienawidziła, przymykała na to oko, chcąc poczuć na własnej skórze doznania zapomnianej celebrytki.

– Pani Durant, zapraszam – Młody mężczyzna, całkiem w jej typie, ukłonił się w hallu, wskazując schody prowadzące na górę. – Jestem pani osobistym przewodnikiem.

– Jakże miło – westchnęła Eleanor. – Jestem bardzo niecierpliwa, panie…?

– Mick, pani Durant.

– Mick. Ładnie, całkiem ładnie. Powiedz mi Mick, od czego zaczynamy.

– Proszę za mną.

Przewodnik poprowadził Eleanor schodami na górę. Wokół kręcili się inni pensjonariusze, na ogół weseli. Panujące w sanatorium podniecenie zaczęło udzielać się Eleanor.

– Mick, powiedz mi, czy to boli?

– Nie, pod warunkiem, że ustawi pani poziom bólu na zero. Za chwilę doktor Klein wszystko pani wyjaśni. Oto pani pokój. Tutaj będą przechowywane osobiste rzeczy. Możemy codziennie przynosić pani śniadanie. To jednak zależy od tego, czy chce pani być podłączana na krótko, czy na długo, to znaczy, z przerwami czy bez nich.

– Chciałam spędzić w madame dwa tygodnie. Równe dwa tygodnie.

– Rozumiem, zatem pokój będzie tylko codziennie sprzątany. Proszę za mną.

Powędrowali krętymi korytarzami, przystrojonymi w portrety od dawna nieżyjących już osób. Kiedy dotarli do pracowni o kształcie graniastosłupa, Eleanor nie ukrywała zdziwienia. Klatka, która pojawiała się w spotach reklamowych różniła się od tej, która w rzeczywistości znajdowała się w sanatorium. Gdzieś znikła prostota i minimalizm urządzenia, a ich miejsce zajął chaos w postaci splątanych przewodów z mnóstwem światełek.

– Z całym szacunkiem, ale to przypomina choinkę wielkanocną.

– Chyba chciała pani powiedzieć, „bożonarodzeniową” – poprawił ją Mick.

– Tak, wszystko jedno – stwierdziła Eleanor. – To różni się od tego urządzenia z reklam.

– To nowszy model, jeszcze nie wykończony – Z głębi sali rozległ się głos starszego mężczyzny. Dopiero po dłuższej chwili zza Klatki wyłonił się łysiejący staruszek, który zwijał świecący kabel.

– Jestem doktor Klein, a pani musi być Eleanor – odparł mężczyzna. Mówiąc, bardziej skupiał się na starannym owinięciu kabla wokół ręki.

– Och, proszę mi mówić El.

– A więc El, to co teraz widzisz, to nowocześniejsza Klatka. Może jeszcze nie wygląda zbyt dobrze, ale działa znacznie lepiej i zapewnia silniejsze doznania. A więc El, ile czasu chcesz spędzić podczas jednego wejścia?

– Dwa tygodnie.

– A czy byłaś już kiedyś podłączana do systemu?

– Nie, to mój pierwszy raz.

– Zatem El, na twoim miejscu na początek wystarczyłby jeden dzień. Zrobiłabyś sobie przerwę, a potem znów wróciła, dobrze?

– Panie doktorze, zapłaciłam za dwa tygodnie. Z tego, co mi wiadomo, mogę być wówczas pod stałą opieką pielęgniarzy i doktora.

– W rzeczy samej. Po podłączeniu otrzymujesz nie tylko zastrzyki witaminowe i pokarm pod postacią kroplówki. Jesteś również na bieżąco pielęgnowana i myta. To coś w rodzaju spa. A więc dobrze, jeśli chcesz dwóch tygodni w czyichś wspomnieniach, to nie jest to zabronione. Możesz czuć wymioty, zawroty i tak dalej, ale przecież podpisałaś formularz zgłoszeniowy i robisz to na własne ryzyko. Kogo wybrałaś?

– Madame Madelaine Terrero.

– Ach, madame, tak… osobiście, nigdy w niej nie byłem. Ale niegdyś czytałem o jej wybrykach. Podobno w trzydziestym siódmym spotkała Adolfa Hitlera, tuż po tym, jak ten ustanowił nazistowską wersję nagrody Nobla. Podobno Terrero romansowała wówczas z Himmlerem przez krótki czas, choć sama była zaledwie kilka miesięcy po ślubie… ale, to mogą być oczywiście tylko plotki. Cóż, myślę, że to dość ciekawy wybór. Madame znała wiele języków, ale o to się nie martw. Mowa będzie tłumaczona.

– Znam pięć języków, będę wszystko rozumiała.

– W porządku. Zatem pozostaje mi zapytać, kiedy chcesz zacząć El?

– Możliwie jak najszybciej.

– Dobrze, Mick panią poinstruuje.

Koniec końców Klatka, choć na pierwszy rzut oka niewielka i toporna, w środku bez problemu mogła pomieścić dwie dorosłe osoby. Eleanor musiała jednak wejść do maszyny sama, zupełnie naga, uzbrojona jedynie w cierpliwość. Co chwila gdzieś z góry dochodził głos doktora Kleina, który zadawał pytania i uruchamiał kolejne procedury związane z podłączeniem.

– Ile to jeszcze zajmie? – zapytała w pewnym momencie Eleanor. – Robi się zimno.

– I tak w istocie musi być – odparł doktor. – Posłuchaj mnie uważnie El. Za chwilę Klatka wypełni się czymś, co będzie przypominało wodę. Widzisz maskę tlenową naprzeciw siebie? Załóż ją. Kiedy znajdziesz się w specjalnej emulsji, będzie ci cieplej i poczujesz się lekka. Bardzo lekka. Będziesz unosić się nad dnem Klatki. Maska tlenowa nie służy wyłącznie do oddychania. To również łącznik między twoim umysłem a wspomnieniami madame Terrero. Z twoich papierów wynika, że wybrałaś okres od końca stycznia, mniej więcej do połowy lutego tysiąc dziewięćset trzydziestego siódmego roku. Mniemam, że nieprzypadkowo. Pamiętaj El, wszelkie przyjemne odczucia madame poczujesz na własnej skórze. Czy chcesz czuć także ból, gorycz, smutek, żal? Innymi słowy, czy chcesz pójść na całość?

– Za to płacę – odparła Eleanor. – Chcę poczuć wszystko, bez wyjątku.

– Dobrze. Załóż maskę i zamknij oczy. Przez maskę będą dostarczane ci płyny. Przez pory twojej skóry będą docierały zaś witaminy i minerały. Kiedy poczujesz, że masz dość, po prostu o tym pomyśl. Wyciągniemy cię.

Gęsta emulsja zaczęła wypełniać Klatkę. Eleanor poczuła jak ciepły płyn dotyka jej pośladków, sterczących sutków, ramion i w końcu napływa do uszu. Szybko przestała przejmować się emulsją, bowiem pośród ciemności dostrzegła nagle różnokolorowe fale.

– Emulsja wzmacnia doznania El, twoje prywatne oraz te, które są we wspomnieniach. Za chwilę możesz doznać lekkiego szoku. Będziesz widzieć cudzymi oczyma. Z czasem się przyzwyczaisz. To będzie jak film, ale znacznie prawdziwszy. Kiedy madame będzie spała, również będziesz odczuwała potrzebę snu, ale dodatkowo, przez maskę podamy ci środek nasenny. A kiedy zaśniesz, wymienimy emulsję, umyjemy cię i podłączymy do kroplówek. Nic nie poczujesz. Trzy, dwa, jeden…

Serce załomotało jej w piersi, kiedy zobaczyła przed sobą kawałek wielkiego lustra i szczotkę do włosów. To było jedynie mignięcie, które wywołało natychmiastowy zachwyt. Wspomnienia pozyskane z umysłu dawno zmarłej projektantki były tak rzeczywiste, że Eleanor doszła do wniosku, że już żaden film nie przyniesie jej nigdy takich wrażeń.

– Jak się czujesz El? Wszystko gra?

– Tak, Terrero idzie do łazienki. To jest niesamowite.

– Przypominam ci El, nie zdradzaj szczegółów ze wspomnień. To tajemnica. Tak jak skład panierki KFC.

– Dobrze. O Boże, czuję na sobie zimno jej perfum. I widzę siebie w lustrze… to znaczy ją!

– Dobrze El, wyłączamy się, jednak nie zapominaj o tym, że ciągle cię nasłuchujemy.

Eleanor nie odpowiedziała, zafascynowana codziennymi czynnościami madame Terrero. Zwykłe pudrowanie nosa, wygładzanie brwi czy picie filiżanki herbaty odczuwała niezwykle intensywnie. Po kilku minutach była pochłonięta przez świat, którego wcześniej w podobny sposób nie poznała.

– Kochanie, czy możesz tu na chwilę podejść? – dosłyszała głos mężczyzny. Momentalnie odwróciła się i wyszła z łazienki. Popchnęła nieco uchylone drzwi salonu.

– Co się stało? – zapytała.

– Męczę się już z tym krawatem – przyznał przystojny brunet. Eleanor rozpoznała w nim Jacobo Almonte, męża Terrero. – Nie potrafię węzłem Alberta. Po prostu nie potrafię. Zawsze to był Windsor.

– Daj mi spróbować.

Eleanor poczuła, jak jej palce dotykają miękkiej tkaniny krawata.

– Jakoś wyszło. Jesteś spięty.

– Nieczęsto rozmawia się z szefem niemieckiej policji czy służby bezpieczeństwa.

– Przeżyjesz to kochany. To tylko przyjęcie, a bardzo mi na nim zależy.

– Może to tylko plotki? Może Führer nawet nie myślał o nowych mundurach?

– A nawet jeśli? Co nam szkodzi? Będzie tam pan Porsche, pani Arna, Ursula Patschke i jeszcze ta reżyserka od Triumfu woli, jak jej było…

– Riefenstahl.

– W rzeczy samej. Widzisz kochany? Możesz mi pomóc, na pewno kojarzysz te sławy. O, teraz jest dobrze.

– Ale nie znam ich osobiście.

– A więc poznasz. Mam pozycję, a ty jesteś ze mną.

– Ale nie mam twojej pozycji – Mężczyzna poprawił kołnierzyk koszuli i odwrócił się. – O tobie piszą w gazetach. Jeździsz na pokazy. A ja mogę poszczycić się tylko tym, że odziedziczyłem rezydencję i projektuję kościoły. I, że jestem twoim mężem. Ale to za mało.

– A czy jest ci potrzebna sława? Zresztą, przy mnie w pewien sposób będziesz sławny.

– W pewien sposób. Ale nie taki, jakiego oczekuję.

– Możliwe, że poznasz tam kogoś wpływowego. Może jakiś Oberführer zleci ci projekt domu?

Mężczyzna nie odpowiedział od razu. Eleanor czuła, że madame oczekuje jakiejkolwiek odpowiedzi. W końcu podeszła do Jacobo i objęła go. Poczuła ciepło bijące od męża.

– Oczywiście, że tam pójdę – stwierdził po chwili. – Przecież wiesz, że dla ciebie wszystko.

– Wiem. Przebiorę się i możemy jechać.

Eleanor czuła i obserwowała ubierającą się madame Terrero. Była to kobieta piękna i młoda, a jednak jej sposób poruszania się był znamienny dla osób starszych bądź chorych. Założenie sukienki trwało zatem o wiele dłużej. Eleanor, choć odczuwała zniecierpliwienie, bacznie zwracała uwagę na każdy szczegół, który dla madame był niegdyś czymś zupełnie zwyczajnym.

Jednocześnie czuła lekki niepokój Torrero i zarazem irytację. Projektantka denerwowała się nieco faktem, że będzie musiała przez cały wieczór przybierać pozy, których nie znosiła; sztuczny uśmiech miał być tego wieczoru równie nieodłącznym elementem wizerunku co beżowa torebka.

To dla kariery, powtarzała madame w myślach, które przepływały przez umysł Eleanor. I dla Jacobo. Może w końcu otworzy się na ludzi. Cholera, musi to w końcu zrobić.

Podróż do rezydencji państwa Himmler była dość długa. Choć ulice Monachium nie były przepełnione, wóz którym jechała madame poruszał się dość wolno. Był to pierwszy aspekt rzeczywistości ze wspomnienia, który irytował Eleanor; brak żywiołowości świata, spokój i powolna kontemplacja były czymś, co zawsze w pewien sposób ją przerażało. Do tego dochodziły niemal natrętne myśli Torrero dotyczące projektu sukni dla pani Daquin. Czy dodać ażur na plecach? Czy gęsta koronka na krawędziach to dobry pomysł? Jakiego koloru mają być wypustki? Liliowy? Nie, chyba amarantowy będzie lepszy. Amarant… tak, to dobry wybór. Daquin chce zakładki po bokach… muszę jej to odradzić. To głupota. To nie pasuje do sukni wieczorowej.

Eleanor znosiła jednak wszelkie drażniące myśli, ciekawa, co przyniosą kolejne godziny życia madame. Kiedy dojechali na miejsce, Torrero przez blisko piętnaście minut witała się z gośćmi, którzy przybyli na przyjęcie. Sama nie znała wszystkich. Na jej drodze pojawił się Reinhard Heydrich, Heinrich Himmler z żoną Margarete, znany aktor Hans Albers czy Kristina Söderbaum. Ogólna atmosfera nie przypadła do gustu Eleanor. Roześmiani ludzie z wyższych sfer sprawiali wrażenie sztywnych i oderwanych od rzeczywistości. Brzdęk kieliszków i podniesione głosy również nie podobały się Torrero, jednak przymykała na to oko, razem z mężem wędrując wzdłuż stołów uginających się pod ciężarem wymyślnych potraw.

– Musimy spróbować czerwonego kawioru – szepnęła mu do ucha. – I tego austriackiego wina. To może spodobać się Führerowi. Zachowujmy się śmielej, ale bez głupot. Nie możemy popełnić żadnej gafy.

– Tobie łatwo mówić, bywasz na takich przyjęciach – Jacobo odpowiedział półszeptem. – Będę się trzymał blisko ciebie.

– Uważaj, ktoś może pomyśleć, że nie masz własnego charakteru.

Jacobo odsunął się nieco od żony. Torrero zaśmiała się w duchu z faktu, że mąż w niektórych przypadkach ślepo polega na jej obyciu. Jednocześnie, nie potrafiła kochać nikogo innego.

Ktoś z przeciwległego końca sali bankietowej uderzył kilka razy w kieliszek. Madame odwróciła głowę. Większość zgromadzonych przerwała rozmowy, zwracając się w stronę sprawcy zamieszania.

– Przybył wódz! – podniósł się głos jakiegoś mężczyzny. – Proszę wszystkich o stosowny szacunek.

Moment później, madame spostrzegła, że kamerdynerzy stojący przy drzwiach wejściowych wyprostowali się niemal równocześnie. W progu pojawił się mężczyzna, grubo po czterdziestce, w szykownym garniturze barwy cynamonowej. Natychmiast tłum zgromadzony w sali podniósł ręce w górę.

– Chwała Hitlerowi! – zasalutowali wszyscy. Również madame, choć nie godząca się na wiele aspektów nazistowskiej polityki, pozdrowiła przywódcę.

W mgnieniu oka tłum znów wrócił do rozmów, choć czuło się w powietrzu zmianę napięcia. Wymiana zdań nie była już tak żywiołowa, a niektóre osoby usunęły się z otoczenia najbliższych współpracowników Führera, dając im możliwość swobodnej rozmowy z przywódcą. Madame Torrero obserwował jednak Hitlera, zastanawiając się, kto szyje mu garnitury oraz czy przywódca Rzeszy, wedle plotek, jest rzeczywiście osobą nad wyraz spokojną. Na pierwszy rzut oka śmiał się, przytakiwał i przysłuchiwał jak zwyczajny człowiek. Nie było w nim krzty boskości, która emanowała z plakatów zdobiących uliczki niemieckich miast. W końcu nadszedł czas, kiedy i madame przekonała się na własnej skórze, jaki typ człowieka reprezentuje Austriak.

– Pani Torrero, to dla mnie zaszczyt – zagadnął do niej, kiedy razem z Jacobo obserwowała niemieckie aktorki omawiające między sobą kreacje w których przyszły.

– To dla mnie również zaszczyt panie Hitler – Madame wyciągnęła rękę. Eleanor ogarnął dreszcz, kiedy poczuła na dłoni pocałunek jednego z największych zbrodniarzy starego świata.

– A ten tutaj młodzieniec, to jak mniemam, pani mąż? Jacobo…

– …Almonte – dopowiedział Jacobo, zdziwiony faktem, że sam Führer zna jego imię.

– Czy to nazwisko hiszpańskie?

– Tak proszę pana.

– Czytałem o waszym ślubie w gazecie. Tak, bywa iż czytam nie tylko pisma naukowe lub Szekspira. A więc panie Almonte i madame, jak podoba się państwu Rzesza?

– Przyznam, że jestem pod wrażeniem – stwierdziła Torrero. – Nieustannie. Jeszcze przed ślubem byliśmy w Monachium na igrzyskach i bardzo spodobała nam się organizacja. Tego typu działania świadczą o wielkości Niemiec.

– Miło to słyszeć – rzekł Hitler.– Potęga to coś, co trzeba nieustannie pielęgnować.

– W rzeczy samej.

– Panie Almonte, jest pan zwolennikiem działań generała Franco?

– Oczywiście – odpowiedział Jacobo. – Chociaż w Hiszpanii byłem bardzo dawno temu. Jednak zgodzę się, że lojaliści, wszelkiej maści komuniści powinni wisieć.

– Wspieram wojska Franco w tej krucjacie przeciwko anarchizmowi.

– Przepraszam, muszę na chwilę panów opuścić – rzekła Torrero. Oddalając się w stronę toalety, dosłyszała, że dyskusja Jacobo i Führera rozgorzała, że znaleźli wspólny język. Jednak sama nie była skora do rozmowy na tematy polityczne, szczególnie z kimś, kto je narzucał.

Powędrowała do toalety, aby się odświeżyć. W drodze Eleanore wyłapywała strzępy cudzych rozmów, z których niewiele zrozumiała. Choć biegle znała niemiecki, na przyjęciu byli tacy, którzy mówili niedbale. W samej toalecie wiele czasu zajęło madame poprawianie makijażu i włosów. A kiedy powróciła do sali bankietowej, ogarnęło ją zmęczenie, choć starała się to ukryć. Dołączyła do męża, który wciąż rozmawiał z Hitlerem.

– Panie Hitler, przepraszam, ale jestem kobietą bezpośrednią – Wtrąciła się wówczas, kiedy rozmowa mężczyzn wydawała się zmierzać ku końcowi. – Krążą plotki, że Führer poszukuje projektanta nowych strojów dla potrzeb armii. Ile jest prawdy w tych opowieściach?

– Cóż, muszę panią rozczarować pani Torrero – Na twarzy Hitlera pojawił się nieznaczny uśmiech. – Na ten czas są to jedynie plotki. Obecne umundurowanie spełnia wszelkie standardy, a potrzeby są zaspokajane w innych dziedzinach. Jednakże, niech pani nie uznaje tego za definitywną odmowę. Jeśli w przyszłości, a z pewnością kiedyś tak się stanie, będziemy potrzebować nowych projektów, pierwsze co zrobię, to zwrócę się bezpośrednio do pani.

– Byłby to dla mnie zaszczyt – Madame starała się powstrzymać rozczarowanie w głosie. – Byłby to zaszczyt pracować dla Rzeszy.

– A Rzesza byłaby zaszczycona, mogąc pracować z tak wspaniałą projektantką.

– Panie Hitler, jest pan przecudowny.

– Teraz tylko zakłopotany. Zostawię was samych. Taki już los przywódców, że na tego typu przyjęciach muszą pokazać się w różnych kręgach. Niech żyje zwycięstwo.

– Niech żyje zwycięstwo – odpowiedziała Torrero, a jej mąż zasalutował. Razem odprowadzili Hitlera wzrokiem. – Jedziemy więc dalej. Do Amsterdamu.

– Wszyscy są tutaj nadęci – odparł Jacobo i dopił szampana. – Też masz ochotę stąd iść?

– Tak, jestem już zmęczona.

W aucie madame drzemała. Choć Eleanor tego dnia wyspała się, również zaczęła odczuwać zmęczenie. Jednak nie to wprawiało ją w irytację; podobnie jak madame, czuła rozczarowanie. Faktem, że Torrero jest kobietą nad wyraz zwyczajną, a jej rzekomy romans z Himmlerem musi być jedynie tanią sensacją. Podczas całego wieczoru Heinrich nie zwrócił szczególnej uwagi na madame, podobnie jak ona, prócz wymiany grzeczności, nie zainteresowała się gospodarzem przyjęcia.

Również sam Führer sprawił rozczarowujące wrażenie. Gdzie podział się znany z nagrań przywódca? Gdzie groza bijąca z jego spojrzenia? Eleanor nie chciała jednak zbyt szybko zakończyć tej przygody i po raz pierwszy w życiu zdecydowała się zebrać w sobie ogromne podkłady cierpliwości.

W końcu, będąc już w łóżku z Jacobo, zasnęła. Rankiem zbudził ich dzwonek boya hotelowego, który przywiózł na wózku śniadanie. Zjedli je wymieniając kilka uwag odnośnie ostatniego wieczoru. Poszli potem do kina, a następnie odwiedzili pierwszą lepszą restaurację. Jeden dzień u boku Jacobo wystarczył, by przekonać się, że Torrero kocha męża, a on ją, mimo różnic, które wynikały z ich temperamentu.

Lecz to szczęście nie było dla Eleanor satysfakcjonujące. Nie wystarczała jej radość będąca wypadkową miłych myśli i przeżyć madame. W tym rzeczywistym filmie brakowało dreszczu, spazmu, większej ilości podniecenia wynikającego ze zdrady, ze świńskich myśli i z szaleństw, które rzekomo miała niegdyś popełniać Torrero.

Mimo to, Eleanor postanowiła dać szansę systemowi. W końcu zapłaciła za dwa tygodnie i wszystko mogło się w tym czasie zdarzyć.

Kolejne dni upłynęły pod znakiem pracy i podróży. Lata trzydzieste okazały się być jeszcze bardziej przygnębiające. Choć w jej czasach pół ludzkości żyło w skrajnej biedzie, Eleanor nigdy nie miała z nią bezpośredniej styczności. We wspomnieniach Torrero, mimo wielu pięknych obrazów, roiło się zaś od ludzi ubogich. Ulice największych europejskich miast były obskurne. Z czasem Eleanor zaczęła czuć też nieprzyjemny zapach; wiedziała, że jest to tylko złudzenie, próba odtworzenia spektrum odczuć nieżyjącej już projektantki, a jednak, z drogimi perfumami mieszał się również odór chodników, pomyj wylewanych przez okno, deszczu pełnego zanieczyszczeń z fabryk i końskiego łajna. Samochody okazały się być wolne, podróże długie i nużące, zaś wielkie sprawy tego świata, o których można było poczytać w gazetach, odległe od codzienności.

– Dość – wyszeptała pewnego dnia Eleanor, kiedy Torrero kroiła tkaninę na suknię ślubną bogatej mieszkanki Freising. – Cholera, gdybym chciała ciąć tkaninę, to nie musiałabym płacić za wejście do tej przeklętej maszyny! Dość, mam tego dość. Chcę wyjść.

Nie usłyszała odpowiedzi.

– Chcę wyjść z systemu! – krzyknęła ustami madame.

Serce załomotało jej w piersi, a złość ustąpiła miejsca panice. Czyżby zapomnieli? A może Klatka zepsuła się i ją naprawiają? A co jeśli…

– Już cię wyciągamy El – Usłyszała, kiedy zaczęła myśleć o najgorszym.

Obraz zatrzymał się i po raz ostatni zobaczyła dłonie madame ściskające wielkie krawieckie nożyce.

– Do jasnej cholery, co tak długo? – Eleanor zdjęła maskę. Zauważyła, że jest oblepiona resztkami emulsji, którą wylano z Klatki.

– El, unoszenie się nie jest na miejscu. Procedura wychodzenia trochę trwa. To nie domowy komputer – rozległ się głos doktora Kleina. Chwilę później zaskrzypiały drzwi Klatki.

– Złożę reklamację, to są jakieś bzdury. To było tak cholernie nudne – stwierdziła Eleanor, kiedy wydostała się z urządzenia. Mick czekał tuż obok z wielkim szlafrokiem, zaś doktor Klein uśmiechał się z krzesła obrotowego.

– Cóż, ja nie jestem od tego typu spraw El – rzucił. – Ale myślę, że reklamacja nie będzie uznana. Gdybyś odniosła uszczerbek na zdrowiu z naszej winy, wówczas, owszem.

– Jeszcze kurwa zobaczymy! – Eleanor zawiązała szlafrok. – To miała być rozrywka. Tak napisali w biuletynie. A to… to było jak jakiś film przyrodniczy. Nie znoszę filmów przyrodniczych.

– Jeśli madame Torrero nie spełniła twoich oczekiwań, może zechcesz spróbować z kimś innym?

– Nie. W żadnym wypadku – Eleanor wytarła twarz, po której zaczęły spływać strugi emulsji. – Przewodniku, zaprowadź mnie do pokoju.

Kiedy Mick wrócił do doktora Kleina, przysiadł na krześle obok.

– Dziwna kobieta – odparł, wyciągając z pojemnika śniadaniowego kanapkę.

– To jedna z tych, które są niedowartościowane – stwierdził doktor Klein, patrząc pożądliwie na drugie śniadanie chłopaka. – Masz może jeszcze jedną? Zapomniałem dziś wziąć swoje. A nie lubię jedzenia w stołówce. Do mięsa i ziemniaków dodają jakieś barwniki.

– Proszę się częstować – Mick podsunął doktorowi pojemnik.

– Dzięki. A wracając do panny Eleanor, to jest to jedna z tych kobiet, które dbają o siebie, pieniędzy wystarcza im na godne życie i rozrywki, ale ciągle czegoś im brakuje. Chcą zaspokajać ciekawość, a koniec końców rozczarowują się. Gdyby te wszystkie kolorowe pisemka, wywiady, które non stop zniekształcają życiorysy mówiły prawdę, ludzie nie zawsze by to czytali. Bo prawda bywa czasami rozczarowująca. A poza tym, szczególnie dzisiaj, za prawdę płaci się wysoką cenę.

– Właśnie, cena. Dlaczego panna Eleanor spróbowała Torrero? To przecież jeden z najdroższych wyborów.

– Wiesz dlaczego? Bo madame to jedna z nielicznych osób w systemie, która spotkała Hitlera i tych wszystkich nazistowskich wypierdków. I nasza El chciała z pewnością ich poznać. Pewnie sądziła, że będą budzić grozę. A w rzeczywistości byli to smutni ludzie.

– Ostrożnie doktorze, za chwilę może pan złamać regulamin.

– Chcę tylko powiedzieć, że El oczekiwała niestworzonych rzeczy. A przecież plotki to plotki. Często bywają ciekawsze niż prawda. Weźmy na przykład tę kanapkę. Jeszcze jej nie spróbowałem i nie wiem, z czym jest. Ale czuję podekscytowanie na samą myśl, że może być w niej syntetyczny tuńczyk lub boczek. I u niektórych podobna ekscytacja prowadzi do tego, że są oni zdolni wydać mnóstwo pieniędzy, aby się nasycić. Ech… zawsze będę powtarzał, że Herman Miles był geniuszem. Ale jakże niezrozumianym! Chyba nawet on sam nie zdawał sobie sprawy z tego, co tak naprawdę stworzył. Wszyscy sądzą, że chciał podarować ludziom prawdę i mnóstwo niespotykanych doznań, a tak naprawdę dał im lustro. Żeby pojęli, że we wszystkich sławnych ludziach mogą znaleźć cząstkę siebie.

Doktor odgryzł kęs kanapki.

– Wołowina. Syntetyk. Też może być.

– Kiedy rozmawiam z tymi wszystkimi bogaczami – rzekł Mick. – to dochodzę do wniosku, że dla nich Klatka to tylko kolejne miejsce rozrywki. Medium do przekazywania doznań. Jak aquapark, kino czy dawniej Koloseum. Choćbyśmy nie wiem jaką ideologię do tego dorabiali, dla pewnej grupy ludzi to tylko i aż rozrywka.

– Być może masz rację. Ale gdyby było tylko tak jak mówisz, jakby to wówczas o nas świadczyło? Wówczas sprzedawalibyśmy tylko kawałki historii zapakowane w ładne sreberka, które przyciągają uwagę. Jak niegdyś gorzką czekoladę. Niektórzy jej nie znoszą, choć zawiera wiele cennych dla zdrowia składników, ugryzą kawałek i wyrzucą. Podobnie jak nasza El. Ale są z pewnością tacy, którzy wynoszą z tych historii coś więcej. Przynajmniej chciałbym, żeby tak było

– Ciekawe, czy tamten Japończyk wyniesie z pobytu w Klatce coś więcej – Mick wskazał na jedno z sześciu urządzeń stojących pod ścianą naprzeciw wejścia. – Kończy mu się czas.

– Ach, to ten który podłączył się do tamtego sławnego muzyka. Jak mu było? Cholera, zapomniałem. Czasami tak mam. Zapominam imion znanych sław, a potem nie daje mi to spokoju i muszę szperać w sieci. Ten piosenkarz śpiewał taki stary hit, moi dziadkowie się przy tym bawili.

To było mniej więcej tak: Możesz się nigdy nie dowiedzieć jak to jest, twoja krew jak zima, mrozi niczym lód…

Koniec

Komentarze

Przeczytałam wczoraj i musiałam pomyśleć. Interesujące opowiadanie. Nie wiem czemu spodziewałam się, że “klatka” naprawdę przenosi w czasie, a El jest zamachowcem, czy skrytobójcą. Dobrze napisane, jednak dla mnie trochę nudne. Chciałabym dodać, że szokuje mnie wrażenie totalnego wyprania z emocji, tym bardziej, że w opowiadaniu było podkreślone, iż “klatka” wzmacnia emocje zarówno autentyczne bohaterki, jak i postaci odgrywanej (?). Nie podoba mi się, że czytając to, mam wrażenie, jakby Wojny nie były istotne, a Hitler budził w bohaterce tyle odczuć, co jeszcze jeden smutny pan w dobrze skrojonym garniturze. 

Nigdy się nie poddawać

No cóż, historia zamożnej i znudzonej kobiety, pragnącej zaznać czegoś ekscytującego przez nurzanie się we wspomnieniach nieżyjącej od dawna madame Terrero, dla mnie okazała się niezbyt zajmująca. Niczego interesującego nie znalazłam w przygotowaniach małżonków do wyjścia na bankiet, a ich rozmowa z Hitlerem nie wniosła niczego nowego do wiedzy o tym panu.

Z jednej strony nieco dziwię się pani Durand, że tak szybko zrezygnowała z udziału w doświadczeniu, z drugiej rozumiem, że całe przedsięwzięcie minęło się z jej oczekiwaniami.

Wykonanie pozostawia nieco do życzenia.

 

– Pro­szę Pani, firma kie­ru­je się… ―> – Pro­szę pani, firma kie­ru­je się

Formy grzecznościowe piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

 

– Tak. Wy­szcze­gól­ni­łem kilka pod­punk­tów, na które po­win­na pani zwró­cić szcze­gól­ną uwagę. ―> nie brzmi to najlepiej.

Może: – Tak. Zaznaczyłem/ Podkreśliłem/ Wymieniłem kilka pod­punk­tów, na które po­win­na pani zwró­cić szcze­gól­ną uwagę.

 

i ar­chi­tek­tu­rą lat 30. XX wieku… ―> …i ar­chi­tek­tu­rą lat trzydziestych XX wieku

Liczebniki zapisujemy słownie.

 

– Pani Du­rant, za­pra­szam – Młody męż­czy­zna, cał­kiem w jej typie, ukło­nił się w hallu, wska­zu­jąc na scho­dy pro­wa­dzą­ce na górę. ―> – Pani Du­rant, za­pra­szam. – Młody męż­czy­zna, cał­kiem w jej typie, ukło­nił się w hallu, wska­zu­jąc scho­dy pro­wa­dzą­ce na górę.

Pokazując komuś jakiś obiekt/ rzecz, wskazujemy coś, nie na coś.

 

Po­wę­dro­wa­li krę­ty­mi ko­ry­ta­rza­mi, przy­stro­jo­ny­mi w por­tre­ty dawno nie­ży­ją­cych już osób. ―> Po­wę­dro­wa­li krę­ty­mi ko­ry­ta­rza­mi, przy­stro­jo­ny­mi portretami od dawna nie­ży­ją­cych osób.

 

– To now­y model, jesz­cze nie wy­koń­czo­ny – Z głębi sali roz­legł się… ―> Brak kropki po wypowiedzi.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi: http://www.forum.artefakty.pl/page/zapis-dialogow

 

Może jesz­cze nie wy­glą­da zbyt do­brze, ale gwa­ran­tu­ję, że dzia­ła znacz­nie le­piej i gwa­ran­tu­je sil­niej­sze do­zna­nia. ―> Czy to celowe powtórzenie?

Proponuję: Może jesz­cze nie wy­glą­da zbyt do­brze, ale gwa­ran­tu­ję, że dzia­ła znacz­nie le­piej i zapewnia sil­niej­sze do­zna­nia.

 

mniej wię­cej do po­ło­wy lu­te­go 1937 roku. ―> …mniej wię­cej do po­ło­wy lu­te­go tysiąc dziewięćset trzydziestego roku.

Liczebniki zapisujemy słownie, zwłaszcza w dialogach.

 

– Co się stało? – wy­po­wie­dzia­ła. ―> Raczej: – Co się stało? – zapytała.

 

Kiedy do­je­cha­li na miej­sce, Tor­re­ro przez bli­sko pięt­na­ście minut wi­ta­ła się z go­ść­mi, któ­rzy zje­cha­li na przy­ję­cie. ―>> A może: Kiedy do­je­cha­li na miej­sce, Tor­re­ro przez bli­sko pięt­na­ście minut wi­ta­ła się z go­ść­mi, któ­rzy przybyli na przy­ję­cie.

 

ma­da­me spo­strze­gła, że ka­mer­dy­ne­rzy sto­ją­cy przy drzwiach wej­ścio­wych… ―> Przy drzwiach wejściowych mogli stać odźwierni/ szwajcarzy lub lokaje, ale nie kamerdynerzy.

 

ob­ser­wo­wa­ła nie­miec­kie ak­tor­ki pre­zen­tu­ją­ce mię­dzy sobą kre­acje w któ­rych przy­szły. ―> Wydaje mi się, że panie nie musiały prezentować swych sukien, bo każdy ja widział.

Proponuję: …ob­ser­wo­wa­ła nie­miec­kie ak­tor­ki, komentujące/ omawiające mię­dzy sobą kre­acje w któ­rych przy­szły.

 

czy­tam nie tylko pisma na­uko­we lub Sha­ke­spe­ar’a. ―> …czy­tam nie tylko pisma na­uko­we lub Sha­ke­spe­are’a. Lub: …czy­tam nie tylko pisma na­uko­we lub Szekspira.

 

– Prze­pra­szam panów, muszę sko­rzy­stać z to­a­le­ty – rze­kła Tor­re­ro. ―> Żadna dama nie powiedziałby głośno w towarzystwie, że musi skorzystać z toalety. Powiedziałaby raczej: – Panowie wybaczą, że ich opuszczę, ale muszę przypudrować nosek.

 

W aucie ma­da­me przy­sy­pia­ła. Choć Ele­anor tego dnia wy­spa­ła się… ―> A może: W aucie ma­da­me drzemała. Choć Ele­anor tego dnia wy­spa­ła się

 

Zje­dli je wy­mie­nia­jąc kilka uwag od­no­śnie po­przed­nie­go wie­czo­ru. ―> Jest pierwszy ranek po wieczornym przyjęciu, więc: Zje­dli je, wy­mie­nia­jąc kilka uwag od­no­śnie ostatniego wie­czo­ru.

 

Lata 30. oka­za­ły się być jesz­cze bar­dziej przy­gnę­bia­ją­ce. ―> Lata trzydzieste oka­za­ły się być jesz­cze bar­dziej przy­gnę­bia­ją­ce.

 

…mimo wielu pięk­nych ob­ra­zów, ro­bi­ło się zaś od ludzi ubo­gich. ―> Chyba miało być: …mimo wielu pięk­nych ob­ra­zów, ro­i­ło się zaś od ludzi ubo­gich.

 

pomyj wy­rzu­ca­nych przez okno… ―> Pomyje są płynne, więc: …pomyj wylewanych przez okno

 

A może Klat­ka ze­psu­ła się i ją pra­wią? ―> Co to znaczy prawić Klatkę?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przykro mi, ale mi również to opowiadanie nie przypadło do gustu. Przegadany początek może skutecznie zniechęcić czytelnika. Emocji tu niewiele.

Jesteś tym, co przeżyjesz – mówi reklama pewnej niemieckiej firmy, zajmującej się dostarczaniem klientom przygód i niezapomnianych przeżyć. Ludzie chyba od zawsze szukają mocnych wrażeń i pani Durand nie jest tu wyjątkiem. I często się okazuje, że dostają niekoniecznie to, czego oczekiwali. I to jest temat. Próbowałeś go ugryźć, ale trochę Ci wyszło, jak pani Durand, czegoś tu brakuje.

Mam wrażenie, że próbujesz wyjaśnić, o co Ci chodziło w końcowej rozmowie naukowców, ale nie pokazujesz tego. To infodump rozłożony na głosy. Z reguły mocno się buntuję przeciwko zasadzie pokazuj, zamiast opowiadać, ale w tym wypadku myślę, że przesadziłeś z tym opowiadaniem. Tego się nie czuje.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Jest tu pomysł, sama Klatka to interesujący wynalazek. Rodzi się co prawda pytanie skąd mają replikę wspomnień dawno zmarłych osób oraz czy nie oferują czarnorynkowych produktów (”przeżyj trzy tygodnie w skórze Hitlera”), ale tekst nie jest o tym. W każdym razie potencjał fajny.

Sam morał, o przeżyciach znudzonej bogatej kobiety, która szuka rozrywki w przeszłości, ładnie przedstawiony. Tylko droga do niego jest niestety bez napięcia. Tym, co lubią czytelnicy, to emocje. Emocje zrodzone z konfliktu, z dylematu, ze straty itp. Tutaj tego zabrakło. Jak El jest znudzona, tak i ja byłem znudzony. Przydałoby się coś w tekście dla wstrząśnięcia klimatu. Niekoniecznie chodzi tu o przemoc, ale coś, co pobudzi mnie, czytelnika, do działania.

Tak więc to koncert fajerwerków z potencjałem i fajnym fundamentem, ale niestety dosyć monotonny.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Dziękuję za wszelkie komentarze, te o stylu, jak i te dotyczące fabuły. Wezmę sobie do serca uwagi. Odpisuję późno, ale to przez natłok obowiązków :). Może teraz w dobie pandemii znajdę więcej czasu na odpowiadanie i wrzucanie nowych tekstów.

ma_g

Fajny pomysł :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka