- Opowiadanie: wilk-zimowy - Dziesięć tysięcy pokoleń

Dziesięć tysięcy pokoleń

Dla ludzi – stek bzdur i nieco naiwnej opowiastki.

Dla kotów – mroczna legenda z odrobiną thrillera.

Bo punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Dziesięć tysięcy pokoleń

Brud, smród i beznadzieja. To historia schronisk. Psy upchane ciasno na małej przestrzeni jeśli miały szczęście. Ale często go nie miały – i gdy ich było zbyt wiele, zwyczajnie ubijano je, ze współczuciem i miłością wysyłając do krainy Morfeusza. Ludzka kołysanka. Koty? Te często się wydostawały, krążąc po okolicy, zwykle omijanej przez ludzi. No chyba, że któryś właśnie podrzucał tu worek ze szczeniętami lub kociętami.

Czasy się zmieniły, dzisiaj schroniska zazwyczaj są czyste, a powierzchnia klatek większa. Dają lepsze jedzenie, psy wyprowadzają. Częściej zjawiają się też ludzie, którzy chcą dać czworonogom nowy dom. Tym młodym, bo z dorosłymi i starymi to już ciężki temat.

Brud zniknął, żołądek łatwiej zapełnić. Można by powiedzieć, że zwierzęta dostały nową szansę. Za to klatki stały się szczelniejsze i koty już nie potrafią się z nich wydostać, o psach nawet nie wspomnę. Dar opatrzności, ratunek przed zimnem i głodem, ale ma to swą cenę… Czy zdarzyło ci się kiedyś zastanawiać, jakimi ścieżkami błądzi umysł, który połowę swojej młodości, a czasem i większość życia, ogląda zza krat, choćby i był najlepiej traktowany? Jakie ma szanse rozwoju? A potem ludzie myślą, że zwierzęta są mniej inteligentne…

A jednak dla wielu jest to jedyny ratunek. Zapchlone mniejsze zło, ludzka jego mać.

Dla wielu, ale nie dla mnie. A mimo to sam dałem się tu zamknąć. Tak wyszło, gdy wędrowałem za kłębkiem nici utkanych przez Mojry. No i siedzę tu. Czekam cierpliwie, jak to tylko koty potrafią, tonąc w marazmie od kilku miesięcy.

Do dzisiaj. Do przed chwili. Do momentu, gdy w schronisku zaczął się wzmożony ruch.

Przybyli jacyś ludzie i zaczęli krążyć wśród boksów, pobieżnie patrząc na nas przez kraty. Rozmawiali między sobą i z pracownikami schroniska. Któryś z wolontariuszy wzburzył się, pracownicy schroniska wydawali się mocno zmieszani. Część wymachiwała rękami, inni wydali się kurczyć w sobie. Psy, którym udzielił się nastrój, początkowo ujadały i wyły. Gdy jednak wszystko się uspokoiło, a opiekunowie zaczęli wyjmować nas z boksów, ich humor szybko się poprawiał. Koty były bardziej sceptyczne, ale jakie to miało znaczenie?

Tego dnia zmienił się los chyba połowy mieszkańców tego miejsca. Dano nam zastrzyki uspokajające i zapakowano w transportery. No i leżę teraz w jednym z nich, czując, jak gdzieś mnie niosą. Próbuję dostrzec przez siatkę gdzie, ale oczy mi się zamykają, wszystko ucieka.

Zasypiam.

 

* * * *

 

Budzę się w ciasnym boksie, dużo mniejszym od tych znanych mi z przytuliska. Wszystko w środku i na zewnątrz wydaje się niemal sterylne. Niespotykane, niemal żadnego miejscowego zapachu, nawet środki czystości są ledwo wyczuwalne. Za to wyraźnie czuję mój zapach i woń moich towarzyszy ze schroniska.

Kotów nie widzę, muszą być w sąsiednich boksach przy tej samej ścianie. Za to mam doskonały widok na kojce psów, rozstawione po przeciwległej stronie ciągnącego się daleko na boki pomieszczenia. Gdzieś po lewej stoją ubrani na biało, gmerający coś na płaskich podkładkach, ludzie. Piszą. Notują.

Nie muszę zgadywać, gdzie jestem. Widać to wyraźnie. Laboratorium.

Dziesięć tysięcy pokoleń kociej dumy i pradawnych zwyczajów. Dziesięć tysięcy śmierci i odrodzeń w kolejnych ciałach, by znaleźć się w tym miejscu.

Poniżające.

Jednak nadal widzę nici Mojr. Jako kot mogę gardzić tym miejscem i się go bać. Jako strażnik musiałem tu przybyć, gdyż takie jest me przeznaczenie.

 

* * * *

 

Nie mam pojęcia, czym kierowali się bogowie, gdy uznali, że czas zmienić małpoludy w ich obecną postać. Zrobili to jednak, a potem odeszli gdzieś daleko. Coś jednak musieli przeczuwać, bo powołali strażników. Duchy w fizycznej formie, których zadaniem było pilnować, by dzieło stworzenia nie uległo rozpadowi i żadna ingerencja lub zwykły przypadek nie zaburzyły ich niewypowiedzianego, a i pewnie zapomnianego już przez Twórców planu.

Bogów już dawno nie widzieliśmy, lecz imperatyw pozostał. Pilnować. Czekać. Wypatrywać zagrożeń przenikających do materialnego świata.

Zamknięto nas w formie zwierząt, zamaskowano, uzbrojono w zmysły i moce. Widzimy więc więcej, a gdy umieramy, odradzamy się w nowych ciałach. Raz na jakiś czas możemy też dokonać czegoś znaczącego, uczynić w otoczeniu coś, co nie powinno się stać. Lecz ma to swą cenę, każda Zmiana sprawia, iż bezpowrotnie tracimy część swego majestatu.

I tak to trwa. Dziesięć tysięcy pokoleń przenoszenia w pamięci tajemnic pradawnych przepowiedni. Myślę o tym teraz i zdaję sobie sprawę, jak długą drogę przeszedłem od budzącego strach szablozębnego i chwały Bastet do zwykłego dachowca. Zwierzęcia, o którym ludzie mówią z uśmiechem, by za chwilę zamknąć przed nim piwniczne okna w mroźne, zimowe noce.

Dziesięć tysięcy pokoleń jałowych rozważań co takiego widzę w ludzkości i dlaczego nadal jestem jej strażnikiem.

 

* * * *

 

Codziennie wynosili część z nas, potem odnosili z powrotem. Nie zawsze wszystkich. Mnie też przeniesiono kilka dni temu. Trafiłem do izolatki. Już nie ma siatki w boksie i niekończącej się nudy, jest przezroczysta ściana i narastająca od przedwczoraj gorączka.

Kładę się w kącie i ciężko oddycham. Myślę o tym, by zasnąć i właśnie wtedy coś uderza w moje zmysły. Nie te fizyczne, dostępne wszystkim kotom. Uchylam lekko powieki i przyglądam się postaci, która pojawiła się w drzwiach. Średni jak na człowieka wzrost, mocno zanikająca sierść na głowie, za to dość energiczne ruchy. Biały fartuch – jak u wszystkich tutaj. Wydawać by się mogło, że kolejny z tutejszych pracowników, ale nie, zmysł strażnika może przeniknąć głębiej. Rozpalenie i obolałe mięśnie dekoncentrują, ale skupiam się i wiercę go wzrokiem. Coś kryje się pod jego skórą, coś się schowało za materialną warstwą. Coś, co sprawiło, że wędrując za nićmi Mojr, trafiłem najpierw do schroniska, a później tutaj.

Boli mnie głowa, ale przebijam się przez pozory rzeczywistości i dostrzegam demona.

 

* * * *

 

Przez tysiące lat nigdy nie udało mi się zrozumieć, dlaczego bogowie sprawili, że strażnicy mogli dokonać Zmian tylko kilka razy.

Pies dostał swe trzy Wycia, muszę przyznać, potężne. W jego jednak przypadku Zmiany oznaczały nie tylko kurczenie się mocy, ale i ubytki w psychice. Dawny dumny Cerber po dwukrotnej interwencji stracił całą siłę swego charakteru i ze strażnika ludzi stał się nieomal ich sługą. Chyba nawet zapomniał, jak korzystać z tego, co mu pozostało.

Słoniowi, strażnikowi tajemnic, Twórcy pozwolili dokonać jednego Wstrząsu. Potworna odpowiedzialność, bez żadnego miejsca na hazard. Nic dziwnego, że długo wzbraniał się przed sięgnięciem po tę możliwość. Jeśli jednak nadal będzie tego unikać, pewnego dnia może stać się ostatnim wśród swoich współbraci i nie mieć już żadnego ciała do kolejnej inkarnacji. Niby nieśmiertelny, a bez wyjścia. Nie wiem, czy chcę wiedzieć, co to mogłoby dla niego oznaczać.

O innych już dawno nie słyszałem i mam wątpliwości co do tego, czy nadal wędrują po tym świecie. Co do mnie zaś, to miałem swoje dziewięć Życzeń. Kiedyś, bo dziś zostało już tylko ostatnie. Czy warto go użyć właśnie teraz? Nici Mojr kierują się w jedną stronę jak nigdy wcześniej. Nie ma już w nich skomplikowanego wzoru, który zazwyczaj się z nich układał, niewiele możliwości wyboru pozostaje. Choć nadal można je zwinąć, rozwinąć i poplątać, jak to tylko koty potrafią. Chyba, bo tym razem nawet ja mam wątpliwości.

O bogowie, dziesięć tysięcy pokoleń strażników waszego kaprysu i ciągle to samo, niezmienne pytanie… Co chcieliście osiągnąć, wymuszając na nas tyle refleksji przed każdą Zmianą?

 

* * * *

 

Naciskam klamkę i wychodzę z izolatki, kątem oka obserwując miotającego się w swoim kojcu kota. Zamiana ciał z demonem to chyba najdziwniejsze z Życzeń, jakie wypowiedziałem. Najdziwniejsze i zarazem ostatnie. Nie ma drogi ucieczki, gdy ktoś nadepnie mi na ogon, nie wyrwę się do kolejnego wcielenia.

Ciało potrafi zapamiętać wiele, wyszukuję więc moimi zmysłami strażnika kolejne wspomnienia. Kawałek po kawałku kompletuję te związane z miejscem, w którym się znajduję. Podążając za nimi, kieruję się na piętro i przechodzę na koniec jasno oświetlonego korytarza. Drzwi. Przez chwilę patrzę na dziwny sześcian znajdujący się obok wejścia i już po chwili wyciągam na wierzch echo myśli. Dłoń stuka w znaczki na pudełku zgodnie z wyuczonym niegdyś wzorem. Słychać lekki stukot, a ja naciskam klamkę i wchodzę do środka. Dziwne to wrażenie, gdy do pokonania tej przeszkody nie muszę siedzieć przed progiem i wołać ludzi.

Coraz szybciej wyciągam kolejne myśli. Już wiem nad czym pracował demon zajmujący wcześniej to ciało. Podchodzę do komory chłodniczej, otwieram ją i moim oczom ukazuje się rząd probówek. Pamięć zapisana w ciele podpowiada, że ważna jest tylko jedna, ta druga od prawej. Wyciągam ją ze środka i dokładnie się jej przyglądam, cały czas nie wychodząc z zachwytu nad chwytnością ludzkich palców.

Kolejne informacje wypadają na powierzchnię mętnej toni wspomnień. To nie jest zwykłe laboratorium. Tu nie szukają leków, zależy im na chorobach. Ludzie. Gardzą podstępami swych braci, ale sami chętnie po nie sięgają. A jednak z jakiegoś powodu bogom na nich zależało.

Takie rzeczy jednak już się działy. Czy demon coś zmienił? Zaczynam przekopywać pamięć ciała tak mocno, że aż doznaje ono na moment mdłości. Zginam się w pół, ale mam to, czego szukałem. Demon dokonał modyfikacji w tym czymś, co zostało zamknięte w probówce. Nie pojmuję jak, ale na to przyjdzie jeszcze czas. Rozumiem za to konsekwencje – uwolnienie tego czegoś może zaskoczyć lekarzy bardziej, niż dżuma w czasach, gdy koty palono na stosach wraz z karmiącymi je ludźmi. Gorzko to wspominam, a jednak dalej myślę o ludzkości.

No właśnie. Gdybym jak pies był strażnikiem ludzi, sprawa byłaby prosta. Zniszczyć to, spalić w jednym z urządzeń znajdujących się w tym pomieszczeniu. Ale jestem kotem, moje myśli szukają więcej dróg, moje zmysły nie są w stanie znieść zaskakująco wąskiej wiązki nici tkanych przez niestrudzone Mojry. Dziesięć tysięcy pokoleń, jakie przetrwałem od czasu, gdy bogowie powołali mnie do straży, to dość by zauważyć, w którą stronę zmierza ich ulubiony gatunek. Są jak kula śnieżna pędząca po stoku. Coraz szybciej dążą do zagłady, coraz więcej ciągnąc na dół ze sobą. W końcu unicestwiając siebie zniszczą też świat – tak, że nawet nieśmiertelni nie zdołają przetrwać.

Ośmiokrotnie już interweniowałem, gdy demony omal nie doprowadziły do zagłady ludzkości, inni strażnicy także poświęcali swe Zmiany. W ciągu ostatnich stu lat trzykrotnie wypowiadałem Życzenia. Czterokrotnie, jeśli doliczymy dzisiaj. Poprzednim razem podszepty demonów omal nie sprowadziły na tych aroganckich dwunogów wojny, której efekt mógł być tylko jeden. Pył, śmierć i wieczna noc. Każdy z tych incydentów może się powtórzyć, każde zagrożenie, które zostało w niedopowiedzeniu lub wręcz nigdy o nim ludzie nie usłyszeli, może pojawić się ponownie.

Bogowie, jak mogliście nie dostrzec, że doraźna ochrona waszych ulubieńców nic nie zmieni? Czasem zastanawiam się, czy to nie jakaś gra, wyrafinowana zabawa, a ktoś patrzy, w którą stronę to wszystko zmierza. Albo jak wiele się zmieni, zanim wszystko zapadnie się do środka.

Otrząsam się z ponurych myśli i raz jeszcze przyglądam się probówce. Jeśli ją zniszczę, za jakiś czas ludzie stworzą nowy problem. Może z pomocą demonów, ale obserwując ich dzieje, coraz bardziej wierzę w ich samodzielność. Za którymś razem nie będzie już strażników lub nie zdążą udać się za nićmi przeznaczenia. Bierność też nie jest rozwiązaniem – niekontrolowane uwolnienie choroby może zmieść ten gatunek.

Sytuacja bez wyjścia? Nie byłbym kotem, gdybym nie szukał trzeciej drogi. Pies jest strażnikiem ludzi, ja strażnikiem ludzkości – i potrafię dostrzec w tym różnicę. Dwunogi bardzo wierzą w moc tresury, może właśnie w okrucieństwie ukryto rozwiązanie?

Ciało szepcze w moją świadomość zapas wiedzy, jaką gromadziło w czasie swojej pracy w tym i innych laboratoriach. Podpowiada też, jak wygląda świat z punktu widzenia ludzi. Na swój sposób jest to fascynujące, ale nie o zachwyt mi chodzi. Nadal trzymając probówkę w dłoni, wychodzę na korytarz. Powinienem ją zabezpieczyć, ale chwytność dłoni jest uzależniająca. Opuszczam budynek, a ciągle płynący strumień wspomnień prowadzi nagle do zrozumienia, że gdyby moją historię usłyszeli dwunodzy, wydałaby im się absurdalna. Prycham na wpół wesoło i nagle staję jak wryty, a uboga sierść na moim ciele zaczyna się jeżyć.

Zza rogu wychodzi jeden z wielu pracowników tego miejsca. Moje kocie wcielenie go nie widziało, ale powłoka, którą noszę, podpowiada imię: „Ochroniarz”. Coś mówi, chyba pozdrawia, ale to bez znaczenia. Ważniejszy jest idący obok niego luzem pies. Bynajmniej nie jeden z boksów. Zadowolony z siebie, wygląda jakby uwielbiał obchodzić teren jako przyboczny dwunoga. Znam go.

– Dawno pana nie widział, a przecież pana uwielbia – śmieje się człowiek w czerni.

Cerber nie podziela tej wesołości. Jego dobry nastrój pryska.

– Gdzie jest bóg?! – krzyczy swoją mową ciała i myślami strażnika.

Od dawna wiedziałem, że popadł w szaleństwo, ale aż tak?

– To był demon – syczę w odpowiedzi tym samym, niezauważalnym dla Ochroniarza, językiem.

– He-ej… – jąka się człowiek, dopiero wchodząc w fazę zdziwienia.

– Gdzie jest bóg!!! – warczy już bez pytającego tonu czworonóg.

W ręce ściskam probówkę, twarz owiewa mi wiatr. Przez głowę przelatują mi setki myśli, jak to tylko kotu może się zdarzyć w tak krótkim czasie. Wszystkie możliwe ruchy, jakie mogę wykonać, zbierane przez wszystkie moje inkarnacje odruchy. Cerber jest niebezpieczny, ale przez ostatnie wieki bardzo ogłupiał.

Napinam część mięśni, inne rozluźniam, cały czas obserwując gotującego się do skoku przeciwnika. Mam do dyspozycji dwie bronie – kocie odruchy i ułomne ludzkie ciało. Analizuję możliwości ataku i ucieczki i wybieram jedną z nich.

Widzę po mowie ciała strażnika, że zostało mi już tylko mgnienie oka. Dwunóg jeszcze nie dostrzega, co się zaraz stanie. Tuż obok niego rozstrzyga się obłąkana rozgrywka.

Nici Mojr jest coraz mniej. Te, które zostały, zbiegają się w wąską ścieżkę, napięte do granic możliwości.

Dziesięć tysięcy pokoleń i pies.

Koniec

Komentarze

Publikacja w środku nocy zaczyna mi chyba wchodzić w nawyk ;P

Przeczytałam opowiadanie z dużą przyjemnością i zainteresowaniem. Moim zdaniem, to bardzo dobry tekst, chociaż samo zakończenie trochę mnie rozczarowało. Wolałabym dowiedzieć się, co bohater zaplanował zrobić z probówką. Na plus – sposób opowiadania, przejrzystość opisów i sposób dozowania emocji.

Ładnie opisałeś problem psów i kotów w schroniskach, podobały mi się też zwroty akcji i sam pomysł na fabułę. Kiedy zaczęłam czytać tekst, nie pasował mi sam początek, bo wydawał się pochodzić spoza świata przedstawionego. Później okazało się, że to pozorna niezgodność. Biegnę nominować.

Dzięki Ando za miłe słowa. Co do zakończenia… Obiecuję, że jeśli nikt do tego nie dojdzie w komentarzach, za jakiś czas (ale już po wynikach), uchylę rąbka tajemnicy co do scen końcowych. Póki co zdradzę tyle, że jest więcej niż jedno dno finału :-)

Ciekawy tekst – taki kocio-tajemniczy. Mnie osobiście koty nigdy nie wydawały się tajemnicze. Raczej umiejętnie maskujące niezbyt górnolotne cwaniactwo pod maską tajemniczości. W moim odbiorze końcówka jest jakaś urywana, co kłóci się z generalnie płynną i konsekwentną narracją oraz gruntownym wprowadzeniem w realia kociego i nie tylko powołania.

Dzięki za wizytę i komentarz, Nikolzollernie.

Cóż, nie ukrywam, że urwana została całkiem świadomie. Jakikolwiek łagodniejszy wariant by mi zgrzytał. Tu zwyczajnie nie miało być prostych zakończeń,jednoznacznie dobrych lub jednoznacznie złych morałów. Kot wierzy w swą słuszność i pies w swoją też wierzy, przeznaczenie przestaje być entropiczne, a końcowe zdanie… cóż, gdyby można było nadać tekstowi dźwięk, kot powiedziałby to z przekąsem.

Czyżby losy ludzkości spoczywały w rękach łapach strażników? Czy nieubłaganie zmierzamy do resetu i tylko dzięki nim jeszcze udało nam się przetrwać? Kim są bogowie i demony? Tych pytań można by zadawać jeszcze więcej, bo napisałeś, Wilku, tekst, który właśnie do tego prowokuje. Dobry tekst. Idę sobie jeszcze nad nim podumać, a póki co klikam.

"Fajne, a nawet jakby nie było fajne to i tak poszedłbym nominować, bo Drakaina powiedziała, że fajne". - MaSkrol

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Bardzo ładne. Wyszukana narracja, dopasowana do bohatera i buduje napięcie. Chciałabym, aby Strażnicy istnieli. Końcówka dwuznaczna, też ładna. Może jeszcze nie wszystko stracone, w końcu pies jest najlepszym przyjacielem człowieka, tak się mówi, a kot, czym jest dla nas kot? 

Wyobraziłam sobie, garaż z pordzewiałej blachy, drzwi otwarte i kolejkę ludzi ze szklanymi probówkami w ręku. Kupują bilet wstępu do miejsca zwanego odstresowywaczem. Już w środku wybierają narzędzie, obsługa poleca. Niektórzy po prostu wybierają młotek, kładą probówkę na stole obitym też blachą i roztrzaskują, inni rzucają nią o ścianę, jeszcze inni miażdżą w imadle. Wychodzą uśmiechnięci. Biznes kwitnie, tylko kolejka się kończy. Widać jej koniec, a kiedyś… eh, marzenia. A co będzie, kiedy kolejka się skończy… eh marzenia.

 

Zerknij, tutaj chyba coś nie spasowało:

‘Ale jestem kotem, moje myśli szukają więcej dróg,

‘Czy bogowie, jak mogli nie dostrzec, że doraźna ochrona waszych ulubieńców nic nie zmieni?

Literówki:

‘coraz bardziej wierze

‘powłoka, którą nosze

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Czytało się bardzo bardzo płynnie, a raczej płynęło z nurtem słów ;) Z początku narracja nie pasowała mi do zwykłego kota, lecz później okazało się, że nie był on taki zwyczajny, więc było już dobrze.

Dynamika opowiadania też całkiem niezła. Czytelnik nie znudzi się ani opisami, ani nie znuży nadmierną akcją. Potrafisz utrzymać zainteresowanie odbiorcy. Podobało mi się otwarte zakończenie, dość dobrze pasuje do opowiadania. Według mnie jest dobrze, nie trzeba żadnej dodatkowej konkluzji.

Fajne. Wciągające opowiadanie, dobrze się czytało. 

Pomysł na fabułę zacny. Świetnie przedstawiony świat, a do tego klimatycznie. Podobał mi sposób w jaki subtelnie powiązałeś bohatera z Cerberem. 

Końcówki spodziewałam się innej, ale taka też mnie usatysfakcjonowała.

Lecę wspomnieć o wilku w bibliotecznym wątku.

 

AQQ, bardzo się cieszę z pytań, które zadałaś :-) Większość z nich ma związek z tą częścią świata przedstawionego w opowiadaniu, której nie ujawniłem w narracji. W sensie pytań, bo z odpowiedziami jest jeszcze bardziej poplątanie ;-)

 

Gravel, witaj, strażniczko dystopii ;-)

 

Asylum, hah, bardzo obrazowe porównanie ludzkości. Sporo w tej wizji garażu jest prawdy o „bezstresowej cywilizacji”…

Dzięki za wyłapanie literówek, poprawione. Usunąłem przy okazji trochę powtórzeń. Tekst pisany w środku nocy i zostawiony do odleżenia między niecałą godzinę jednak prosi się o drobne usterki… Ale za to w nocy pisze się inaczej. Zdanie z pytaniem o doraźną pomoc poprawiłem. Natomiast „Ale jestem kotem, moje myśli szukają więcej dróg” jest zgodne z zamierzeniami – to nawiązanie do tego, ze koty krocza własnymi ścieżkami i gdy trzeba, szukają nowych – także myślowych.

 

Bravincjuszu, Twój avatar zdradza subiektywne postrzeganie kotów ;-) Cieszę się, że jednak takie zakończenie też ma zwolenników :-)

 

SaroWinter, dzięki za komentarz. Przyznam, że trochę bałem się tego wprowadzenia postaci psa. To jednak było wyzwanie, by pojawił się jako silny bohater, a jednak postrzegany przez kota po kociemu.

 

Daj spokój wilku, nie da się bezbłędnie:) Już to sobie odpuściłam, to jedna z forumowych nauk, a potem w przypadkach dyskusyjnych można rozmawiać, ale decyzja jest Twoja. Taka tam mała odpowiedzialność. Zrozumiałam z drogami, o co chodzi, ale haczy, jeśli potraktować jako obce to jest ok;)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Kocia natura musi się odbić i w formie myśli :-) 

Zresztą jest w tekście zdanie, które haczy mocniej, ale jakakolwiek jego zmiana modyfikowałaby myśl, którą chciałem w nim zawrzeć. A przekaz ważniejszy :-)

:DDD

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Fajny pomysł, ale wydaje mi się trochę przegadany. Mam wrażenie że nie wycisnąłeś tej cytryny do końca. Może skórka za twarda była? Problemy ludzkości rozwiązywane przez kota? Czy nie lepiej było skupić się na przyziemnym problemie bezdomnych zwierząt?

Pierwszą część opowiadania czytało mi się zdecydowanie lepiej. Później, gdy zaczyna się mieszać kocie z ludzkim, miałem wrażenie że nie do końca potrafiłeś sobie z tym problemem poradzić. Wiedza kota ubrana w ludzkie słowa (wszak inaczej się nie da), pamięć ciała i pamięć człowieka – to wszystko nie do końca mnie przekonało. Kot naciska klamkę i widzi człowieka w białym fartuchu, a z drugiej strony patrzy na dziwny sześcian i stuka w znaczki na pudełku.

Zakończeni mi się podoba, pozwala myśleć i myśleć.

Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.

Cześć, Fizyku. Tak, ja też mam odczucie, że koncową część tekstu mozna by skompresować, pewnie celując całością gdzieś w 10K, góra 12K. Jak na mnie wyszło dość długo. Co jednak do problemów, które rozwiązują straznicy – zostali tu wprowadzeni jako coś w rodzjau mitologii, postaci, którym nadano konkretny imperatyw w działaniach. Ale jeśli uznałeś, że później mieszało się kocie z ludzkim, to… wyszło dokładnie co miało wyjść. To zamierzony narracyjnie efekt uboczny wyciągania wspomnien "fizycznie" zapisanych w przejętym ciele – przy czym kot nie "staje się człowiekiem", a jedynie przyjmuje jego wiedza, cześciowo celowo, a cześciowo na zasadzie losowego narzutu dodatkowych informacji. Dokąłdnie tak to miało działać.

 

Tak czy inaczej cieszę się, ze na koncu udało się skłonić do zamyślenia :)

Interesujący tekst, intrygujący świat, fajny pomysł z tymi bogami, demonami itd., dobrze napisana perspektywa, tylko zakończenie jakby takie pospieszne i nie wiadomo, co narrator planował…

 

ze współczuciem i miłością wysyłając do krainy Morfeusza

Morfeusz jest bogiem snu, nie śmierci, a chyba Ci o tę drugą chodzi?

 

Czy zdarzyło Ci się kiedyś zastanawia

Mimo że to bezpośredni zwrot do czytelnika, dałabym jednak małą literą, bo duża jest zarezerwowana do grzecznościowych form w korespondencji.

 

nici Moir → Mojr

 

stracił całą siłę swego charakteru

Zaimek konieczny?

http://altronapoleone.home.blog

Podoba mi się pomysł, by narratorem historii uczynić kota, ale nie bardzo chce mi się wierzyć by kot, nawet tak szczególny, jak bohater opowiadania, aż tak był przejęty sprawami ludzkości, że ingerował w jej losy. Niezależnie od wszystkiego czytało się całkiem fajnie i tylko kot miejscami wydał mi się zbyt gadatliwy

Żałuję, ale finał nie jest dla mnie całkiem czytelny.

 

Dają lep­sze je­dze­nie, psy wy­pro­wa­dza­ją, Czę­ściej… ―> Zdanie powinna kończyć kropka, nie przecinek.

 

bo z do­ro­sły­mi i sta­ry­mi to już cięż­ki temat. ―> …bo z do­ro­sły­mi i sta­ry­mi to już trudny temat.

 

Czy zda­rzy­ło Ci się kie­dyś za­sta­na­wiać… ―> Czy zda­rzy­ło ci się kie­dyś za­sta­na­wiać

 

który po­ło­wę swo­jej mło­do­ści, a cza­sem i więk­szość życia, oglą­da zza krat… ―> Chyba miało być: …który przez po­ło­wę swo­jej mło­do­ści, a cza­sem i więk­szość życia, oglą­da świat zza krat

 

za kłęb­kiem nici utka­nych przez Moiry. ―> …za kłęb­kiem nici przędzionych przez Moiry.

Tka się tkaninę, nie nici.

 

po­bież­nie pa­trząc na nas zza krat. ―> …po­bież­nie pa­trząc na nas przez kraty.

Zza krat patrzą ci, którzy są zamknięci.

 

wą­skiej wiąz­ki nici tka­nych przez nie­stru­dzo­ne Moiry. ―> …wą­skiej wiąz­ki nici przędzionych przez nie­stru­dzo­ne Moiry.

 

lub nie zdążą oni po­dą­żyć za nićmi prze­zna­cze­nia. ―> Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: …lub nie zdążą oni pośpieszyć za nićmi prze­zna­cze­nia.

 

Cer­ber nie po­dzie­la jego na­stro­ju. Jego dobry na­strój pry­ska. ―> Czy to celowe powtórzenie?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

No chyba, że któryś właśnie podrzucał tu worek ze szczeniętami lub kociętami.

Przecinek przy “chyba że” powinien wylądować przed “chyba”.

Któryś z wolontariuszy wzburzył się, pracownicy schroniska wydawali się mocno zmieszani. Część wymachiwała rękami, inni wydali się kurczyć w sobie. Psy, którym udzielił się nastój, początkowo ujadały i wyły. Gdy jednak wszystko się uspokoiło, a opiekunowie zaczęli wyjmować nas z boksów, ich humor szybko się poprawiał.

Nie mam pojęcia, czym musieli kierować się bogowie, gdy uznali, że czas zmienić małpoludy w ich obecną postać. Zrobili to jednak, a potem odeszli gdzieś daleko. Coś jednak musieli przeczuwać, bo powołali strażników.

Widzimy więc więcej, a gdy umieramy, odradzamy się w nowych ciałach. Raz na jakiś czas możemy też dokonać czegoś więcej, uczynić w otoczeniu coś, co nie powinno się stać.

Poprzednim razem podszepty demonów omal nie sprowadziły na tych aroganckich dwunogów wojnę, której efekt mógł być tylko jeden.

“nie sprowadziły wojny”

Może z pomocą demonów, ale obserwując ich dzieje, coraz bardziej wierzę w ich samodzielność

Tu się trochę zgubił podmiot. “Ich” ludzi, czy “ich” demonów?

 

Dobry pomysł i udanie do niego skomponowana narracja. Zakończenie trochę rozczarowuje, ale sam parę tekstów tak celowo urwałem, więc nie powinienem marudzić ;) Pomarudzę za to na brak większej informacji o demonach. Tacy demoniczni niszczyciele niszczący dla samego niszczenia są mało intrygujący. Moją wątpliwość budzi też kwestia zachowania Strażnika w ludzkim ciele. Dlaczego pozostały mu kocie odruchy? Skoro ciało kota było dla niego tylko “ubraniem”, powinien po pozbyciu się go utracić też pamięć tego ciała, na rzecz nawyków nowego ubioru.

Drakaino, Regulatorko, Światowiderze – odpiszę na wasze komentarze wieczorem. Mam nadzieję, ze jeszcze zaglądniecie, bo odpowiem na część wątpliwości odnośnie zachowań kota/straznika – bo świat tego tekstu został skonstruowany w większym zakresie, niż pierwszy rzut oka wskazuje. W każdym razie te wksazane zachowania mają swoją "bazę" :)

Zaglądnę!

http://altronapoleone.home.blog

Interesujący tekst, podoba mi się kot w roli narratora. Początek bardzo publicystyczny, wydawało się, że to słowa jakiegoś ekologa i opko pójdzie w tym kierunku. Cieszę się, że się myliłam. Pomysł na strażników fajny. Zastanawiam się jednak, czego właściwie byli strażnikami. W jednym momencie używasz sfarmułowania “dzieło stworzenia”, w innym piszesz po prostu o ludzkości. Jest różnica, między byciem strażnikiem świata jako całości, a byciem strażnikiem ludzkości. W drugim wypadku strażnicy pilnowali, żeby ludzie nie zrobili sobie jakiejś nieodwracalnej szkody, ale niespecjalnie interesował ich świat jako całość. W pierwszym, ludzie nie byliby na pierwszym miejscu.

Zakończenie, w pierwszym momencie pozostawiło mnie z uczuciem niedosytu, ale po przemyśleniu podobało mi się. Ujawnia różnicę między psami i kotami. Może oba zwierzaki zobaczyły to samo, ale inaczej zinterpretowały to, co widzą. Może to któryś z bogów doszedł do wniosku, że ludzkość to nieudany eksperyment i byłoby z korzyścią dla świata się go pozbyć. Pies widział po prostu boga, a kot spostrzegł, że te mordercze pragnienia zmieniły boga w złego demona. I tu dodatkowo kłania się znowu problem, czego strzec mieli strażnicy.

Na pewno z zainteresowaniem przeczytam Twoje wyjaśnienia, ciekawa jestem, czy będą zgodne z tym, co ja dostrzegłam w Twoim tekście.

A na razie kliczek. :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Bardzo fajny pomysł na strażników. Super ewolucja od Bastet/Cerbera. To mi się podobało.

Zakończenie rozczarowało. Nie dosyć, że dość otwarte, to jeszcze ta opcja, która mi się najbardziej nasuwa, nie ma wiele wspólnego z obiecywaną wcześniej trzecią drogą.

Strzeżenie ludzi lub ludzkości kojarzy mi się z aniołami, którzy chyba też mieli opiekować się ludźmi. Ale aż takich ograniczeń nie mieli.

Czyli antropocentryczny nurt ma się nieźle. Ale wydaje mi się, że zmuszanie zwierząt do pilnowania gatunku Homo sapiens to już okrucieństwo.

Babska logika rządzi!

Od razu też mówię – choć w tej części komentarza, który jest skierowany do Irki, będzie trochę informacji o „zapleczu” opisanego świata, to na pewno nie rozjaśnią wam wiele. Z prostego powodu, trochę się miotam między tym, ile powiedzieć, a ile zachować do ewentualnego prequelu. Poza tym to opowiadanie miało mieć wokół siebie „mgłę” niejasności. Odpowiedzi na wątpliwość Ando też jeszcze nie będzie – z tym jako się rzekło przyjdzie poczekać :-)

 

Generalnie pisanie tego tekstu zaczęło się od wymyślenia jednego zdania (z końcówki), a potem dodaniu reszty. Przy czym powstało to jako swego rodzaju wizja, w dodatku synestezyjna. Wyobraziłem sobie historię i świat, w którym się ona dzieje. Znajoma spoza portalu, po przeczytaniu tekstu stwierdziła nawet, ze można by to rozciągnąć w długą formę, choć jestem co do tego ostrożny, bo jak wspomniałem, zgadzam się z Fizykiem co do tego, ze końcówka mogłaby być skompresowana.

 

No i jeśli chodzi o ten świat… Główna postać nie ma pełnej wiedzy o tym świecie, choć sam świat ma swoje prawa i dzieją się w nim pewne sprawy.

 

No dobra, to jedziemy.

 

Drakaino, z tymi Mojrami – Moirami wydaje mi się, ze jest podobna sytuacja, jak z wieloma innymi mitologicznymi imionami i nazwami. Odyn – Odin, Freki – Freke, Midgard – Midgaard… Niby w słownikach jest dążenie do ustandaryzowania na nowszą wersję, a jednak w różnych źródłach przewijają się te wcześniejsze formy (w przypadku Mojr od Moirai). Przy pisaniu nawet celowo sprawdzałem ten element, bo słownik konsekwentnie podkreślał pisownię przez „i”, no i świadomie zachowałem taki wariant. Natomiast „ci” z dużej litery to baboł wybijający z rytmu, poprawione! :)

 

„Morfeusz jest bogiem snu, nie śmierci, a chyba Ci o tę drugą chodzi?” – owszem, przy czym to zdanie jest nawiązaniem do tego, jak chętnie ludzie zastępują słowo „eutanazja” określeniem „uśpienie”. Takie ponure ironizowanie kota.

 

Kwestie „tła” za chwilę…

 

Regulatorko, zwykły kot, a nawet kot niezwykły, pewnie nie, ale z kotem-strażnikiem to już inna sprawa. W tekście pada wzmianka o narzuconym imperatywie, który jest częścią osobowości strażnika. Nie chciałem jej bardzo mocno podkreślać, bo wyszłaby z tego kocia obsesja. Starałem się za to pokazać kota jako kogoś zmęczonego, rozgoryczonego ludzkością.

 

Co jednak istotne – również nieprzypadkowo pada rozróżnienie pomiędzy „strażnikiem ludzkości”, a „strażnikiem ludzi”. To ma swoje konsekwencje w opisie obu istot, jak również w sposobie, w jaki interpretują to, co się wokół nich dzieje.

 

Część uwag wprowadziłem, dzięki. Powtórzenie niezamierzone. Mam tylko problem z tym tkaniem/przędzeniem. Trafna z tym uwaga, a zarazem podmiana słowa bardzo zaburza mi brzmienie zdania (takie czysto fonetyczne). Muszę przemyśleć co z tym zrobić.

 

Światłowiderze, dzięki za wyłapanie „się”. Chyba z tym niewiele można zrobić bez kompletnego przemeblowania akapitu, pozostaje wyciągnąć z tego lekcję na przyszłość….

 

Czy urwanie musi być rozczarowujące…? Chyba to zależy od tego, z jakim rodzajem pytań pozostawi czytelnika ;-) Czasem właśnie odpowiedź udzielona już w tekście może sprawić, ze tekst szybciej się zapomni ;-) Ale skupmy się na kwestii kota i odruchów. Pamięć ciała jest tylko pamięcią ciała. Ona nie nadpisuje pamięci strażnika. Co prawda strażnik przy okazji wyciągania wspomnień, strażnik od razu adaptuje się do otoczenia (co jest mu potrzebne do tego, by działać wśród ludzi), jednak nie powoduje utraty tożsamości (ani strażniczej, ani kociej), a tym bardziej nawyków, jakie strażnik zdążył sobie wyrobić przez tysiące lat.

 

UWAGA, TA CZĘŚĆ KOMENTARZA ZAWIERA DUŻO TEKSTU, KTÓRY NIEWIELE (JEŚLI COKOLWIEK) ROZJAŚNIA XD

 

Irko, no i doszedłem do Twojego komentarza. Bardzo się z niego ciesze, bo znalazłaś w nim jedną z warstw znajdujących się w tekście :-) Ale od początku. O ile od korzeni dziennikarskich nie odżegnuję się i wręcz cieszy mnie, gdy przy okazji kolejnych tekstów komentujący to dostrzegają (nawet jeśli upatrują w tym zarzutu :D ), to zdziwiło mnie, ze stało się to akurat tutaj. Po prawdzie ten początek miał być raczej czymś mrocznym, wtrącając nutkę dramatu. Słowa jakiegoś ekologa? Cóż, autor opowiadania czuje się ekooszołomem ;P

 

Strażnicy byli różni. Trzech zostało wymienionych w tekście (przy czym z wymienionej trójki tylko kot strzegł „ludzkości”. Otrzymali swoje imperatywy, które narzucały im pewien kierunek działań.

 

Co z różnicą między światem a ludzkością? Ano znaczenie ma to, że strażników jest więcej (a było jeszcze więcej) oraz… to, czym właściwie jest „dzieło stworzenia”… I tu dochodzimy do czegoś w rodzaju mgły, bo strażnicy też nie mają pełnej informacji o świecie. Zostali stworzeni, dano im zadanie, realizują je. Nie znają przy tym motywacji bogów, miewają też wątpliwości, zastanawiają się jaki to ma sens, ale robią swoje, ale… kot czasem zaczyna się zastanawiać czy to wszystko nie jest rodzajem gry. Wymyśla rozwiązanie, ale sytuacja na planszy komplikuje się.

 

No i fragment, który odgadłaś… Różnica interpretacji jest bardzo istotna dla finału. W tekście jest przedstawiony wyłącznie punkt widzenia kota. A co jeśli to nie pies oszalał? Albo jeśli – tak jak wskazałaś – obaj widza to samo, tylko inaczej interpretują? A może wśród bogów są jeszcze większe różnice, niż między psami i kotami? Nie ma na to odpowiedzi, ale sam fakt pytania o to, który ze strażników ma rację (lub czy obaj mają) jest tu bardzo istotny.

 

Na deser:

Wskazówka dotycząca psa: w wątku o schronisku (mimo że jego samego tam nie było).

Wskazówki dotyczące i kota i psa: w wątku o Bastet i w imieniu Cerber.

 

Dzięki za komentarz, Finklo.

Ano homo sapiens stał się mnie mniejszą klatką dla strażników, niż schroniskowe boksy dla zwykłych zwierząt… I chyba najsmutniejsze jest to, ze strażnicy patrzą na to z perspektywy własnie zwierzęcej… :-(

Wilku-zimowy, dziękuję za wyjaśnienia, przydały się. ;)

Przykro mi Wilku, że sprawiłam Ci kłopot i zepsułam zdania, ale cóż, nawet Mojry nie potrafiłyby tkać nici. :(

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cóż, przynajmniej rzuciłaś mi wyzwanie i teraz będę myśleć nad jego rozwiązaniem. Trzeba widzieć plusy :-)

 

 

Korzystając z okazji, zgodnie z istniejącym od niedawna zwyczajem, przeklejam wiersz użytkownika Użytkownicy z wątku bibliotecznego:

 

Kiedyś byliśmy królami

Władcami przestrzeni, którą w pełnym biegu pozostawialiśmy z tyłu 

Rozmawialiśmy z bogami 

Prosząc, by słońce nam nie gasło w milionach kropel deszczowego pyłu 

Pożądaliśmy płomiennie 

I tylko noc, niebo i księżyc cieniem kreśliły granice kochania 

Walczyliśmy, ginąc dzielnie 

Gdy trzeba, poświęcając ciała w równowadze życia i umierania 

 

Tysiące pokoleń potem

Jesteśmy już tylko mięsem w służbie chorych pragnień pana zamętu 

Na zdjęciach leżąc pokotem 

W brudzie bud gnijąc, lub sterylnie zdychając w laboratoriach postępu

Strażnicy gdzieś zaginęli 

Nikt nie połamie klatek ani nie pomści tych, co umarli daremnie 

Bogowie nam oniemieli 

Nasz czas minął, jest tylko śmierć w imię tego, co rządzi światem nikczemnie 

Wilku, zastanowiłam się głęboko i oto co wymyśliłam:

za kłębkiem nici przędzionych przez Moiry. ―> …za kłębkiem nici snutych przez Moiry.

wąskiej wiązki nici przędzionych przez niestrudzone Moiry. ―> …wąskiej wiązki nici usnutych przez niestrudzone Moiry.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

W kwestii Mojr nie przekonałeś mnie, bo zapis przez i jest po prostu dla mnie nieładny po polsku. I sugeruje podział na sylaby: Mo-i-ry, podczas gdy to z kolei jest niezgodne z wymową grecką. Moirai się czyta właśnie Mojraj, a nie Mo-i-ra-i. Ergo, słownik, podkreślając, miał rację. A jak w google wpiszesz moiry, to wychodzą: mojry oraz miejscowość we Francji, Moiry ;) [Aż chyba umieszczę tam akcję jakiegoś opowiadania, nawet mi się nada :P]

 

Z Morfeuszem już prędzej, bo rozumiem intencję, choć na Twoim miejscu bym ją jednak wyjaśniła w narracji.

 

http://altronapoleone.home.blog

Reg, zrobię z tym porzadek popołudniu :-)

Drakaino, wyjaśnienie tego Morfeusza w tej części tekstu (pierwszy akapit), z miejsca rozbiłoby nastrój… Z Mojrami/Moirami, o ile argument estetyki mnie nie przekonuje, podobnie z sylabami (bo przecież np. pio-nek, a nie pi-o-nek), to już wymowa oryginału bardziej.

O ile od korzeni dziennikarskich nie odżegnuję się i wręcz cieszy mnie, gdy przy okazji kolejnych tekstów komentujący to dostrzegają (nawet jeśli upatrują w tym zarzutu :D ), to zdziwiło mnie, ze stało się to akurat tutaj.

Wilku, tto nie był zarzut, akurat doświadczenie dziennikarskie jest pomocne, bo pozwala unikać choćby zbędnych ozdobników. :) Czytałam pierwszy fragment i po prostu przyszło mi do głowy, że ten tekst mógłby się spokojnie znaleźć w jakiejś gazecie, jako relacja ze schroniska. I trochę się przestraszyłam, że zamierzasz iść w tym kierunku. Wybacz, że Cię nie doceniłam. :) Ekologów nie uważam za oszołomów, choć i w tym środowisku, jak zresztą w każdym innym, oszołomy się trafiają.

 

Strażnicy byli różni.

Myślałam, że po prostu są odpowiedzialni za różne aspekty funkcjonowania ludzi. Czyli że kotu dostała się najgorsza robota. ;) Czy Twój kocur zamierzał pójść w ślady mojego Hermesa i trochę eee… zaszantażować ludzkość?

 

Wskazówka dotycząca psa: w wątku o schronisku (mimo że jego samego tam nie było).

Wskazówki dotyczące i kota i psa: w wątku o Bastet i w imieniu Cerber.

Bastet z jednej strony była boginią ogniska domowego, miłości i płodności, z drugiej: walczyła z chaosem, a z jeszcze innej bywała utożsamiana z Sachmet. Hmm, muszę pomyśleć.

A Cerbera złamało więzienie? Z dumnego i potężnego strażnika podziemi, zmienił się w tchórzliwego sługę? Herakles tak go załatwił? ;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Myślę, że akurat w tym konkursie scena schroniskowa ma swoją wymowę.

Czy kot miał najgorsza robotę… Nie wiem, chyba każdy ze strażników ma swoje problemy. Czy kot chciał szantażować? Nie – i mam wrażenie, że Finkla domyśla się kierunku, w którym chciał działać. A pies… Będąc strażnikiem ludzi zbliżyl się do ich bardziej niż kot zajmujący się ludzkością. Cześciej trafiał więc na łańcuch u złych ludzi lub u tych dobrych spędzął dnie zamkniety w pomieszczeniach. Mniej bodźców przez kolejne i koljne wcielenia muszą wpłynąć na percepcję…

Wilku, od czego by tu zacząć. Wiem – od zakończenia. Moją pierwszą reakcją było rozczarowanie, ale później stwierdziłam, że tak jest lepiej. Wyjaśnienie wszystkiego nie pasowałoby mi, zepsułoby nastrój całego opowiadania, które jest tajemnicze i pełne niedopowiedzeń. Właściwie, po tym tekście nie powinnam spodziewać się jasnego zakończenia. Mam oczywiście swoją wizję tego, co chciał zrobić kot z probówką i co się właściwie wydarzyło, ale jest ona dość płytka i wolę jej nie zdradzać. Chyba nie jestem wystarczająco mądra na to opowiadanie :D

Podobał mi się niebanalny sposób przedstawienia banalnych cech psa i kota, także Twoja interpretacja powiedzenia “koty chodzą własnymi drogami” – czyli też poszukują innych, nieoczywistych rozwiązań różnych problemów. 

Ludzkość dążąca do samozagłady – to prawda. Latać w przyszłości do odległych galaktyk? Nierealne marzenia. Zmiany klimatyczne wykończą nas, zanim nasza technologia będzie na tyle zaawansowana, by się przed nimi chronić.

Klamka i dziwny sześcian, na które zwrócił uwagę Fizyk – gęsto się tłumaczysz i Twoje tłumaczenia o mieszaniu się cech ludzkich z kocimi do mnie przemawiają, ale i tak mam wrażenie, że ten akurat aspekt (klamka i sześcian) wyszedł przypadkiem :3

Również zwróciłam uwagę na małą ilość informacji o postaciach demonów, nie będę za to jednak wieszać psów, gdyż wiem, jakie trudne jest przemyślenie każdego aspektu opowiadania, który tego wymaga i często po publikacji okazuje się, że w tekście jest coś, na co nie zwróciliśmy uwagi, a powinniśmy.

Ogólnie opowiadanie głębokie i niejasne, co w jego przypadku jest jak najbardziej zaletą. Przychodzi mi do głowy jeszcze jedna myśl – czemu ja nie umiem tak pisać? ;(

Cześć, Sonato. Dzięki za rozbudowany komentarz :-)

Cieszę się, że bronisz niejasności, bo jednak gdy w grę wchodzi nutka mistycyzmu, proste, łatwe i widoczne na wierzchu wyjaśnienia, rozmontowywałyby ten mistycyzm i… czyniłyby świat bardzo antropocentrycznym.

Czy tłumaczenie sześcianu wyszło przypadkiem? Tak i nie. Ja je bardziej “czuję”, niż “mam zdefiniowane”. W założeniu kot i tak znał korelację między “sześcianem” a otwarciem drzwi (bo i “zwykły” kot by ją znał), co najwyżej przed wyciągnięciem wspomnień nie znał jej nazwy i dokładnego sposobu obsługi.

Psów oczywiście proszę nie wieszać! Co zaś do demonów… 

I tego się wilku trochę czepiałem. Kot nie zna nazwy tego sześcianu, nie zna też nazwy włosy – ale zna nazwy klamka i fartuch. To dla mnie jest taka małą niekonsekwencją.

Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.

No to trochę nie tak – jeśli pójdziemy tym torem, to w ogóle opowiadanie powinno się składać z pomruków. Pewne uproszczenia należało przyjąć. Ominąłem nazwy technologiczne (np. tablety w jednej z wcześniejszych scen zostały nazwane podkładkami), nietechniczne zostały. Natomiast włosy to przecież też jakiś rodzaj sierści, więc w ich przypadku w grę wchodziło “skocienie” słowa. Niemniej – choć tłumaczenie było improwizowane, to owszem, jak dla mnie słownictwo powinno się wymieszać, przynajmniej na poziomie myśli kota (co najwyżej gdyby doszło do dialogu z ludźmi, trzeba by być ostrożny z rozplanowaniem sposobu konwersacji).

A osobna rzecz, że cieszy mnie, ze mimo sceptycznego nastawienia do tego słownictwa, opowiadanie okazało się warte dyskutowania o tej kwestii :-) Dzięki, Fizyku :-)

Aleś natkał nici! I jeszcze w ten tygiel kulturowo-rasowy wrzuciłeś filozofię! Ale podoba mi się, że to ponura odmiana filozofii.

Potencjalny ratunek ludzkości w sparszywiałym schronisku – no to chyba jednoznaczny werdykt posępności tego tekstu. Ludzie też mają swoje schronisko: świat. Okrutny, niesprawiedliwy, niewdzięczny.

 

Pies jest strażnikiem ludzi, ja strażnikiem ludzkości

Mają się uzupełniać, ale nie mogą powstrzymać się od rywalizacji. Jak pies z kotem. A zaraz. I ze słoniem :) Nie ma jasnej i ciemnej strony, jest konflikt, którego powinno nie być, psiokocia hamartia, bo przecież obie strony mają rację. Lub też wcale jej nie mają? No, nic nie wskazuje na to, że ma wkrótce nastąpić zawieszenie broni. W końcu przybyło chwytnych ludzkich palców, a to nie byle co. Kot będzie mógł sam się czesać! Co ci wszyscy ludzie zrobią z tym zaoszczędzonym czasem, jeśli nie będą musieli czesać kotów?

 

Otworzyłeś zakończenie z buta, doprawdy ;)

 

 

Koty były bardziej sceptyczne, ale jakie to miało znaczenie?

 

(sceptycyzm) + (sceptycyzm) + (zawistne strącanie rzeczy łapskiem) = kot

 

Witaj Żonglerko, władczyni mglistych opowiadań :-)

W sumie to może własnie zamknięcie ludzi w schronisku wyszłoby wszystkim innym gatunkom na dobre…

Ciekawe opowiadanie – świat jest zarysowany wyraźnie, mimo że ostatecznie wcale wiele o nim nie wiemy. Wydaje mi się jednak, że rzuciłeś te najważniejsze kąski, które pozwalają rozumieć motywacje, rozterki, dramat. Naprawdę wyżyny parszywej roboty – bronić ludzi, którzy za wszelką cenę chcą skoczyć w przepaść, i to jeszcze zza krat schroniska. Moje ulubione zdanie:

Pies jest strażnikiem ludzi, ja strażnikiem ludzkości – i potrafię dostrzec w tym różnicę.

Bardzo to jest dobre, bardzo trafne. Podobała mi się ogólnie stylizacja języka i dobór słów w taki sposób, by dopasować się do perspektywy kota – ot, chociażby z tą sierścią na głowie człowieka. Mała rzecz, a naprawdę tworzy klimat. Pies warczący uporczywie “Gdzie jest bóg!” jakoś mnie wyjątkowo zaniepokoił. Brr.

Otwarte zakończenie w pierwszej chwili też dość gwałtownie mnie wyrwało z historii, czułam pewien niedosyt.

Proponuję zamknąć w schroniskach same pchły, bez pchlarzy.

Nir, cieszę się, że udało się wywołać tekstem emocje.

Z końcówką wychodzi na to, ze dzieli ona czytelników, jednak tu jak w życiu – plany czasem zostają urwane w bardzo dziwny sposób.

 

Żonglerko, pchły pchłami, ale co z komarami? ;)

Bardzo dobre i wciągające opowiadanie. Od czasu przeniesienia do innego laboratorium czytałem już w pełnym skupieniu bo powoli zacząłem chwytać całość pomysłu . Podoba mi się to, jak przechodzisz od jednego tematu do drugiego, najpierw smutnej egzystencji zwierząt w schroniskach, potem okrutnych praktyk na zwierzętach, aż wreszcie ujmujesz problem wybijania gatunków i dążenia ludzkości do samozagłady.

Pomysł ze strażnikami jest pierwszorzędny, powolna degeneracja i wymieranie jakie funduje im człowiek skłaniają do refleksji. Kompletnie nie potrafię rozgryźć zakończenia. 

Niedopowiedzenia nie zaburzają jednak odbioru tekstu, a wręcz przeciwnie. Sprawiają, że świat przedstawiony jest o wiele bogatszy. Ciekaw jestem rozwinięcia pomysłu

Witam strażniczkę Iluzję :-)

 

Witam tez i Ciebie, Fladrifie :-) Cieszę się, ze opowiadanie wciągnęło w sam świat, bo i trochę gimnastyki było z przerzucaniem tego pomysłu na klawiaturę. 

Ciekawy tekst poruszający ciekawe tematy :) Umiejętnie wykorzystałeś konkursowe hasło do zagłębienia się w problemy filozoficzne i egzystencjonalne. Super pomysł ze strażnikami. Jest trochę niedopowiedzeń, ale chyba dzięki nim opowiadanie jeszcze bardziej daje do myślenia.

Podobało mi się :)

Katiu, dzięki za komentarz. Ogólnie mam wrażenie, że pewien zakres niedomówien, jeśli tylko nie stanowi wielkiej wyrwy, sprawia, ze więcej można sobie wyobrazić, a zarazem dodac lekką dozę tajemnicy. Fajnie, że tak to odebrałaś :)

Komary należy pozostawić jako paszę dla jaskółek oraz nietoperów.

Słusznie. Poza tym komary płoszą turystów zadeptujących las.

Fajnie napisane, że tak powiem – czytelnie. Czyli podstępnie przywiązuje świadomość czytelnika do tekstu, choć w drugiej połowie ta więź jakby słabnie. Z końcówki też nie byłem usatysfakcjonowany a objaśnienia w komentarzach to już tylko proteza. Choć z drugiej strony inspiruje i prowokuje do dyskusji. Niemniej opowiadanie broni się pomysłem na przypisanie kociej rasie zadania strażników ludzkości, bo przecież jest ona jak kasta sędziowska, niezawisła (chodzi własnymi ścieżkami). A psy to lizusy, w dodatku fałszywe, przynajmniej z perspektywy kotów (jak w tym niedawno krążącym dowcipie gdzie kot mówi “Psy mogą sobie być najlepszymi przyjaciółmi, ale kot nigdy nie powie policji, gdzie są narkotyki”.

Tak, że tego… :)

Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię

Witaj, Tsole. Cóż, można by zapytać, czy końcówka sama w sobie (pomijając komentarze) miała wyjaśniać, czy zderzać :-) W końcu jasny i w pełni zrozumiały świat, to dla nas ten zwykły, poukładany, w pełni znany, ludzki. A tu mamy inną perspektywę. No i myślę, ze aktualna końcówka przez brak pełnej jasnosci pozwala akcentowac kilka rzeczy równolegle: co chciał zrobić kot? Który ze strazników miał rację? Kim są bogowie, a kim demony? Jaki jest cel jednych i drugich?

Swoją drogą podejście strażnika-kota i strażnika-psa chciałem tu przedstawić raczej tak, ze u jednego cel jest wazny sam w sobie i mysli o nim, drugi zaś czuje lojalność. Jesli pies wyszedł tu na lizusa, to nie do końca to próbowałem zrobić.

Tak czy inaczej dobrze, że zdania i interpretacje są różne :) Dzięki za opinię :)

Ładne, ciekawie napisane i…

Zostało jeszcze 98% komentarza. Jeśli chcesz zapoznać się z jego treścią, zgłoś się do bety najnowszego opowiadania CM-a. XD

 

A już poważniej. Na początku zaznaczę, że czytałem wybitnie po swojemu, więc i ze swoimi wnioskami, które nie tylko mogą być kompletnie różne od przemyśleń przedpiśców, ale również zupełnie od czapy. :)

Czytałem więc, zgodnie z tematyką konkursu opowiadanie o kotach i o psach. A jednocześnie, raz za razem, na pierwszy plan wybijał się jednak człowiek i taka szalenie gorzka (a przy okazji prawdziwa) refleksja na jego temat. Dla mnie jest to dopiero drugie Twoje opowiadanie (Fun-tastyki nie liczę, bo to raczej forma literackiego happeningu), jakie miałem okazję czytać. Dlatego to, co zawarłem powyżej, dla wielu może być już oczywiste. Być może owa gorzka refleksja towarzyszy wszystkim Twoim tekstom. Ja jednak, nie znając dobrze Twojego stylu czy podejścia do pisania, dostrzegam ją w tym opowiadaniu na każdym kroku.

Widzę ją w początkowej wzmiance o schroniskach – swoją drogą te kilka pierwszych zdań brzmiało mi trochę jak wstęp do jakiegoś reportażu. Brud, ciasnota, ubijanie, zamknięcie. Piszesz o realiach zwierząt, ale niemal od razu pojawia się obraz człowieka, twórcy, jakby nie było, tego ponurego obrazu. I to człowieka prawdziwego. Co zaś najfajniejsze, posługujesz się nie samymi tezami, ale właśnie obrazami. Tezę można obalić (albo przynajmniej próbować). Obrazom (a zatem i faktom) zaprzeczyć znacznie trudniej.

Widzę ją przy wzmiance o zwierzętach, w oczach ludzi mniej inteligentnych od człowieka. Widzę przy fragmencie przenoszenia zwierząt do laboratorium. Widzę też przy stopniowym deprecjonowaniu zwierząt, opisie ich upadku z poziomu bóstw do roli zwykłych żyjątek – pożytecznych tylko wtedy, jeśli człowiek ma na nie plan. I jeśli chce się nimi zająć. Podobnie przy fragmencie w laboratorium – znów, poprzez zwierzęta, pokazujesz ponury obraz ludzi, dla których zwierzęta nie są już nawet żyjątkami, ale materiałem do badań. 

Przede wszystkim zaś ten gorzki obraz człowieka widać w samym pomyśle na tekst. Zwierzęta, rzekomo mniej inteligentne, mniej ważne, mniej pożyteczne, będące w praktyce strażnikami tych cudownych, wspaniałych ludzi, ponoć stojących najwyżej, a w rzeczywistości, tak zapatrzonych w siebie i własną “wielkość”, by nie zdawać sobie nawet sprawy z istnienia tych strażników. A przede wszystkim – z samej potrzeby ich istnienia.

Na końcu znów podkreślę to, co robi w tym opowiadaniu (przynajmniej dla mnie) największą robotę. Nie potrzebujesz stawiać wielu tez. Nie potrzebujesz też ich szczególnie bronić. Zwyczajnie rzucasz kolejne obrazy, prawdziwe, wyjęte przecież (poza elementem fantastycznym) z życia. Dzięki temu Twój tekst zawiera właśnie taki niesłychanie gorzki przekaz: Patrzcie! Po prostu patrzcie! Ja nie muszę już nic dodawać. Ani niczego bronić.

Skupiłem się na tym jednym elemencie (myślę o tym obrazie człowieka), bo jak sam widzisz, on najmocniej zwraca na siebie uwagę. Wielu rzeczy pewnie w tym opowiadaniu nie wyłapałem. Ja nigdy specjalnie nie ukrywam, że jeśli coś jest ukryte w tekście nieco głębiej, raczej tego nie znajdę. A prawdopodobnie nie będę nawet szukał.

Wspomnę jeszcze o jednym elemencie, który również bardzo mi się spodobał. Tworząc strażników, fajnie wykorzystujesz rzeczywistą naturę zwierząt. Pies, jako istota ufna, za wszelką cenę strzeże ludzi, jakimi by oni nie byli. Kot z kolei, mniej opierający się na uczuciach, chroni całą ludzkość. I to chroni przed jej własną głupotą. I tak, jak zakończenie pozostaje dla mnie zagadką, tak ten pies, podkreślony na końcu, jakoś dziwnie skojarzył mi się z przetrwaniem tej ludzkiej głupoty. Zupełnie, jakby kot był wobec niej bezradny,

 

 

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Fun-tastyki nie liczę, bo to raczej forma literackiego happeningu

Grabisz sobie. ;-)

Babska logika rządzi!

Witaj CMie. Z tymi gorzkimi przemyśleniami chyba masz sporo racji… Chyba zmienia się tylko forma.

Ciesze się, ze początek wyszedł reportażowo i… fajnie, że widać bezradność kota, pomimo jego (nomen omen) “mrukliwego” monologu.

W ogóle bardzo mnie cieszy to, co napisałeś, bo jednak wywoływanie obrazów w głowie czytelnika to trudna sprawa, zwłaszcza jeśli te obrazy mają się gdzieś łączyć z emocjami.

Dzięki!

 

Finklo, proszę mi tu nie gonić czytelników z grabiami!

 

Jeśli czytelnik nie liczy mojego konkursu, to ma nie tylko grabie, ale i sporo brawury. ;-)

Babska logika rządzi!

Ale CM chyba o “Fragmentach komentarzy”, a nie o całej Fun-tastyce ;-)

No, chyba że tak. Ale niech się sam tłumaczy.

Babska logika rządzi!

To chociaż pozwól mu to robić nie pod presją grabi!

A czy ja mu bronię?! Grabie sam sobie przyniósł. ;-)

Babska logika rządzi!

CM! Jakaś Pani z Widłami do Ciebie!

Psy upchane ciasno na małej przestrzeni jeśli miały szczęście.

Psy upchane ciasno na małej przestrzeni, jeśli miały szczęście.

zwyczajnie ubijano je, ze współczuciem i miłością wysyłając do krainy Morfeusza.

Morfeusz to bóg snu, od śmierci był Tanatos. Albo nie dopowiadasz (i mówiąc o Morfeuszu, wskazujesz na jego brata), albo brutalnie "ubijano". Sztuka, mój wilku, musi być spójna. I zachwycać :P

Te często się wydostawały, krążąc po okolicy

I to były czynności równoczesne, hmm?

Zapchlone mniejsze zło, ludzka jego mać.

heart

pobieżnie patrząc

Hmm. Ale tylko fonetycznie, nie bój żaby.

udzielił się nastój

Litrówka :)

ich humor szybko się poprawiał

Angielskawe. Może raczej: humor szybko im się poprawił.

tego miejsca

Też angielskawe, można wyciąć.

gdzieś mnie niosą

Dokądś.

dostrzec przez siatkę gdzie

Zobaczyć przez siatkę, dokąd.

wydaje się niemal sterylne

Skąd kot ma to pojęcie?

Niespotykane

Hmm.

ubrani na biało, gmerający coś na płaskich podkładkach, ludzie

Bez drugiego przecinka, to nie jest wtrącenie, tylko określenie. I – gmerający?

Nie muszę zgadywać, gdzie jestem. Widać to wyraźnie. Laboratorium.

Widać, widać – ale czy on ma aparat pojęciowy, żeby się tego domyślić? Chyba dzięki reinkarnacji?

Duchy w fizycznej formie

Don't get me started, seriously.

ingerencja lub zwykły przypadek nie zaburzyły ich niewypowiedzianego

Czyjego planu? Ta "ingerencja" trochę taka nie teges, ale niech tam.

uczynić w otoczeniu coś, co nie powinno się stać.

Hmm.

Lecz ma to swą cenę, każda Zmiana

Rozdzieliłabym.

zamknąć przed nim piwniczne okna w mroźne, zimowe noce.

Jeśli zamknąć, to w noc. Zrozumiemy, że to zdarzenie symboliczne, nie ma obawy.

rozważań co takiego widzę

Rozważań, co takiego widzę.

coś uderza w moje zmysły

"W" psuje rytm.

Rozpalenie i obolałe mięśnie dekoncentrują

"Rozpalenie" – nie. Stanowczo nie.

wiercę go wzrokiem

Idiom: świdruję, albo przewiercam.

sprawili, że strażnicy mogli

Mogą (c.t.).

kierują się w jedną stronę jak nigdy wcześniej

Kierują się w jedną stronę, jak nigdy wcześniej.

Nie ma już w nich skomplikowanego wzoru, który zazwyczaj się z nich układał, niewiele możliwości wyboru pozostaje

Uładziłabym: Nie ma już skomplikowanego wzoru, w zazwyczaj się układają, pozostaje niewiele możliwości.

Co chcieliście osiągnąć, wymuszając na nas tyle refleksji przed każdą Zmianą?

heart

najdziwniejsze z Życzeń, jakie wypowiedziałem

Które.

wyszukuję więc moimi zmysłami

Hmm. Nie brzmi to.

gdy do pokonania tej przeszkody nie muszę siedzieć przed progiem

Żeby pokonać tę przeszkodę nie muszę; albo: do pokonania tej przeszkody nie trzeba.

Już wiem nad czym

Już wiem, nad czym.

zachwytu nad chwytnością

Powtórzony dźwięk.

Gardzą podstępami swych braci, ale sami chętnie po nie sięgają.

Zrozumiałe, ale łopatologiczne.

Zaczynam przekopywać pamięć ciała tak mocno, że aż doznaje ono na moment mdłości.

Dlaczego?

Poprzednim razem podszepty demonów omal nie sprowadziły na tych aroganckich dwunogów wojny

Nie usprawiedliwiaj nas…

zagrożenie, które zostało w niedopowiedzeniu lub wręcz nigdy o nim ludzie nie usłyszeli

Coś tu się rozsypało. Szyk, to raz, a "w niedopowiedzeniu" to już nie po polsku.

dostrzec w tym różnicę

Dostrzec różnicę.

wiedzy, jaką

Którą, no.

uboga sierść

Uboga?

Bynajmniej nie jeden z boksów.

Boksy nie są psami.

wygląda jakby

Wygląda, jakby.

krzyczy swoją mową ciała

"Swoją" zbędne, czyją mógłby krzyczeć?

syczę w odpowiedzi tym samym, niezauważalnym dla Ochroniarza, językiem.

Syczę odpowiedź w tym samym języku, niesłyszalnym dla Ochroniarza.

dwie bronie

Dwa rodzaje broni. Broń jest singularis tantum (choć może już niedługo).

dostrzega, co się zaraz stanie. Tuż obok niego rozstrzyga

Powtórzony dźwięk.

zbiegają się w wąską ścieżkę

Nici raczej w linę.

 

I – co? Co dalej? Jak to się skończyło?

Twój narrator ma indywidualny głos,, żyje w sensownie poukładanym świecie, a jego przygody trzymają w napięciu. Filozofowanie też nie nudzi. Dobry kawałek. Tylko czemu niedokończony, argh?

Kot wierzy w swą słuszność i pies w swoją też wierzy

Tak, ale dopiero w ostatniej scenie i zaraz potem kończysz. Ładnie to tak?

przeznaczenie przestaje być entropiczne

… ?

Proponuję zamknąć w schroniskach same pchły, bez pchlarzy.

Pchła to też istota :)

 

A teraz, zgodnie z instrukcją, wykreślam wszystko, co nie zachwyca. Achhh…

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

No cześć, Tarnino. Twoje komentarze zdecydowanie-zdecydowanie w końcu powinny trafić do spisu portalowych legend :D No i wychodzi na to, że nasza wymiana zdań zadziałała jak czynnik prowokujący ;-)

Ten Morfeusz to odniesienie do nazywania eutanazji zwierząt "usypianiem".

A ogólnie to masz ode mnie piwo za to, że wyróżniłaś zdanie o mniejszym źle :-)

Komentarz kota odnośnie zapachów – koci węch jest nawet w porównaniu z psim bardzo wyczulony.

Na angielskawym słabo się znam, bo mój angielski jest… angielskawy ;-(

I – co? Co dalej? Jak to się skończyło?

Ano właśnie niepewność. Niestety, my ludzie widzimy mniej, niż strażnicy ;-)

 

Literówka poprawiona :-)

 

A GIF cudowny. Koty są koty. W zamian przedstawiam obrazek, który mógłby zastąpić prequel opowiadania:

 

Grabisz sobie. ;-)

Zgodnie z tym, co napisał Wilk, moja uwaga dotyczyła wyłącznie “Fragmentów komentarzy”. Nie całego konkursu. :)

 

CM! Jakaś Pani z Widłami do Ciebie!

Dobrze, że nie z lodówką. :)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

No i wychodzi na to, że nasza wymiana zdań zadziałała jak czynnik prowokujący ;-)

Byłeś w kolejce :P

masz ode mnie piwo za to, że wyróżniłaś zdanie o mniejszym źle :-)

Złu. Ja nie piję… piwa. (XD)

Na angielskawym słabo się znam, bo mój angielski jest… angielskawy ;-(

Wielu jest takich, co ani po angielsku, ani po polsku, tylko jakimś dziwnym pongliszem. To zaraźliwe. Polecam zjeść wielką główkę czosnku za każdym razem, kiedy musisz się z nimi spotkać, zawsze działa :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

No, masz szczęście, CM.

A lodówkę trzymam na poważniejsze okazje, nie poluje się z armatą na komara. ;-)

Babska logika rządzi!

Proszę nie nazywać czytelników komarami!

To metafora była, Wilku.

Babska logika rządzi!

.

 

Peace!

 

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Witam strażnika burzy :-)

No to jestem.

Ciekawe uniwersum tutaj nakreśliłeś, podobało mi się całe to mitologiczne tło, w które wpisałeś fabułę. Dzięki temu tekst jest zresztą bardzo treściwy i mimo niewielkiej objętości nie pozostawia niedosytu.

Podobnie jak część przedpiśców, miałam tylko z początku problem z zakończeniem, ale w sumie na poziomie symbolicznym wszystko sensownie się układa – odwieczna walka “pierwiastka kociego” i “pierwiastka psiego”, bez wyraźnego rozstrzygnięcia. Trochę niejasności wprowadza koncept demonów, który pojawia się w tekście dość późno; tutaj moim zdaniem przydałoby się więcej wyjaśnień.

Styl narracji bardzo odpowiedni dla kociego bohatera; obie płaszczyzny, mityczna i realistyczna wydobywają inne jego cechy (z jednej strony dumę i enigmatyczność, z drugiej fatalizm i rozgoryczenie). Czasami to zdystansowanie narratora łączy się z nadmierną ekspozycją; ale to jest bardziej odczuwalne tylko na początku, bo potem tekst już wciąga, a światotwórstwo ładnie przeplata się z akcją. ;)

Remplis ton cœur d'un vin rebelle et à demain, ami fidèle

Dzięki, Black Cape. Myślę, że tu nadmiar wyjaśnień odarłaby tekst z mistycyzmu w tle. W przypadku demonów doszło by jednak jeszcze coś – gdyby przedstawić punkt widzenia kota, z automatu zmniejszyłoby się szanse na to, że na końcu czytelnik zacznie się zastanawiać kto miał rację: pies, kot, oboje, czy żaden z nich.

 

Swoją drogą szkoda, że nie dorzuciłaś do konkursu własnego opowiadania. Patrząc na Koan i Wrota, mogłabyś dodać tu zupełnie nowego wymiaru :) 

Też jestem za tym, żeby zostawić czytelnikowi tę przestrzeń. Jeśli chodzi o demony, to wrażenie pewnego chaosu wzięło się chyba z kolejności podawania informacji – najpierw mamy zamianę ciał, a dopiero potem dowiadujemy się nieco więcej o samych demonach.

O, to naprawdę mi miło, że tak dobrze myślisz o tych moich próbach literackich. ;) Akurat tak jakoś wychodzi, że moje nowe pomysły są niezbyt kompatybilne z ostatnimi konkursami (w dodatku to bardziej pomysły na dłuższy format, więc lepiej na spokojnie przemyśleć). Ale cały czas zerkam, co się dzieje. ;)

Remplis ton cœur d'un vin rebelle et à demain, ami fidèle

A cóż mają w tej sytuacji powiedzieć Kot i Pies? Bogowie kiedyś odeszli, zostawili świat z ludźmi, w którym co jakiś czas pojawiają się istoty nadprzyrodzone. Kot upatruje w nich demonów, pies ma własny punkt widzenia… Za to żaden z nich nie ma pełnej wiedzy na temat tej tajemnicy ;-) 

A widzisz, nie pomyślałam o tym, żeby uwzględnić przy interpretacji ich różnice w postrzeganiu demona. To nieco rozjaśnia końcowy dialog. ;)

Remplis ton cœur d'un vin rebelle et à demain, ami fidèle

Zanim zacznę narzekać, zaznaczę, że opowiadanie mi się z kilku powodów podobało i uważam je za jedno z lepszych w konkursie. A teraz jedziemy z koksem…

To "niestety" jest kolejny tekst, w którym więcej opowiadasz, niż pokazujesz. Tym razem jednak idziesz na całość i dajesz nam pierwszoosobowego narratora. Do tego zwracającego się wprost do czytelnika i często stosującego ten sam chwyt: pytania skierowanego do słuchacza opowieści. Być może z powodu właśnie takiej narracji, trafiają się w Twoich tekstach wyrażenia zupełnie nie literackie, ogólniki typu jacyś, gdzieś itp.

Historia jest ciekawa i pomysłowa. Mam, co prawda, kilka drobnych zastrzeżeń do fabuły czy świata przedstawionego, np. nie kupuję tego, że kot nazywa włosy na głowie ludzi sierścią, a przy okazji zna takie jak terminy jak imperatyw, izolatka, laboratorium, sześcian, hazard itd. Ale nie to jest głównym problemem.

Problem jest ten sam co zawsze… Czasem mam wrażenie, że Twoje teksty przypominają filmowy głos zza kadru, albo napisy wprowadzające, takie jak w "Gwiezdnych wojnach". Jednak wyobraź sobie taką sytuację: siadasz w kinie, gaśnie światło, na ekranie pojawiają się napisy… I lecą, lecą i lecą przez półtora godziny. Tłumaczą świat i opowiadają, co wydarzyło się wcześniej, kim jest bohater itd. A na koniec oglądasz piętnaście minut rzeczywistej akcji (jeśli dobrze pójdzie).

Znam Twoją odpowiedź: lubisz taką formę. Ale ja naprawdę chciałbym przeczytać Twój tekst oparty na fabule, akcji, dialogach, opisach świata nie snutych przez bohatera lub narratora opowiadającego co było, jest i będzie, tylko narratora oderwanego od postaci. Obiektywnego, może wszechwiedzącego, obserwującego jej ruchy, postępowanie "na żywo". Nie zdającego relację co bohater zrobił, tylko pokazującego to w czynach, wydarzeniach dziejących się na oczach czytelnika. Może się w końcu doczekam.

Na pewno na plus odbieram dobre i jakby "uchylone" zakończenie. Zawsze na plus będzie też tematyka: prawa zwierząt, ekologia, pytania o kondycję ludzkości. Szkoda tylko, że czasem nie potrafisz się powstrzymać i walisz wprost takimi oklepanymi frazesami: Coraz szybciej dążą do zagłady, coraz więcej ciągnąc na dół ze sobą. W końcu unicestwiając siebie zniszczą też świat – tak, że nawet nieśmiertelni nie zdołają przetrwać. To właśnie wtedy najwyraźniej widać ten publicystyczny charakter Twojego pisania. Zaangażowanego, bardziej skupionego na przemyceniu w opowieści Twoich poglądów, spostrzeżeń, niż tworzeniu dzieła w pełni literackiego w formie. Chcesz nam o tym koniecznie powiedzieć, ale wkładając to wprost w usta narratora czy postaci, a nie dając nam, czytelnikom, pole do swobodnej interpretacji i samodzielnego dojścia do wniosków i poglądów, które chcesz przekazać.

Ten zarzut publicystyki będę uparcie powtarzał. Wygląda to bowiem trochę jakbyś chodził na skróty. Masz w głowie ciekawą historię, wymyślasz wiele interesujących szczegółów, koncepcji, a potem po prostu o tym opowiadasz waląc kawę na ławę, zamiast ubrać w literaturę z wykorzystaniem dostępnych środków literackich.

Co jeszcze… Przyznam, że ten przypadkowo najmocniejszy fragment tekstu, gdy pies szczeka/warczy "Gdzie jest bóg!" mógłby być genialny. Gdyby w obliczu cierpień zwierząt i ludzkiego dążenia do samozagłady oszalały pies pytał o obecność Boga, byłoby to znakomite. A jednak ja wywnioskowałem z fabuły, że pies pyta tylko o swojego boga, czyli człowieka (demona w tym przypadku), któremu służy. Wyraźnie na to wskazuje mała litera i kontekst. Naprawdę szkoda.

Napisałeś tekst, który podoba się czytelnikom, widać to po odbiorze, nominacji itd. Mnie też się podoba. Ja jednak widzę, że mogłeś to napisać lepiej, inaczej, bo potencjał ta historia miała znacznie większy. Oczywiście warsztat masz jak zwykle dobry, zdania klecisz na luzie, opowiadasz swoją historię płynnie i czytelnikiem na pewno nie telepie na żadnych wertepach po drodze.

Tylko mniej tych napisów wprowadzających poproszę…

Po przeczytaniu spalić monitor.

Warto było czekać na tak rozbudowany komentarz, w którym przy okazji pada uwag ogólnych. Z wieloma z nimi przyjdzie mi teraz w pewien sposób polemizować, ale jednocześnie cieszy mnie obecność konstruktywnych zastrzeżeń :-)

Zacznijmy od kwestii środków literackich i zwracania uwagi na „publicystyczność”… Cóż, pod wieloma moimi tekstami pojawiają się komentarze, w których padają skojarzenia z publicystyką, felietonami, reportażami, relacjami… I w sumie mi to pasuje, bo tez całkiem świadomie i celowo wolę korzystać z gatunków dziennikarskich, niż z „klasycznych” gatunków literackich. Ma to plusy i ma minusy – i jak sądzę te dwa podejścia trafiają do różnych grup odbiorców.

Z pewnością minusem jest to, że trudniej rozwinąć dłuższy tekst. Z drugiej strony zyskuje się na gęstości. Zyskuje się też pole do działania z krótkimi zdaniami (kiedyś pisałem dużo dłuższe). I tu znów plusy i minusy, bo dłuższe, choć bardziej literackie, nadają się do innego rodzaju historii i innego sposobu angażowania czytelnika. Albo na przykład wyrażenia nieliterackie – tu znów, plus technik dziennikarskich: łatwiej sięgać po wyrażenia potoczne, nieliterackie. Minus: osobom wyczulonym na poprawność językową będzie to trochę zawadzać.

Inna szkoła, inna technika, choć wydaje mi się, że koniec końców liczy się „miodność” tekstu. Cała reszta to trochę jak porównywanie harleyów ze ścigaczami albo jogi z podnoszeniem ciężarów. Wszystko ma swoje nisze ;-)

A czy to na skróty? Nie wiem, bo te techniki tez są trudne w wykonaniu. Chociażby próby połączenia subiektywizmu z brakiem narzucania wizji są czymś, co mi nadal nie wychodzi i jeszcze długo wychodzić nie będzie.

Co do głosu zza kadru… Poniekąd zarzut słuszny, ale… Tak, jestem w stanie wyobrazić sobie taki rodzaj filmu, w którym nie będzie to wadzić. Reportaże, dokumenty… Ba, w „Dystrykcie 9” nie ma takiego głosu, ale ogląda się tak, jakby był – i całkiem serio chciałbym kiedyś dojść do takiego poziomu w tej technice snucia opowieści (choć medium oczywiście inne).

Co do zdania „gdzie jest bóg”… Tam początkowo nawet była duża litera, ale akapit później cofnąłem się i poprawiłem. Masz rację, że to zmienia odbiór, ale też… narzuca jedną interpretację tego, co widzi pies. Rzecz w tym, że strażnicy pamiętają o wielu bogach, a użycie dużej litery sugerowało by Boga jako imię. Nawet zastanawiałem się, czy nie napisać tego zdania wersalikami, żeby ominąć ten problem i pozostawić pisownię, która by nie kierowała na jeden sposób odczytania zdania, ale… wizualnie jakoś nie pasowałoby do reszty tekstu (tu już pojawia się typowo mój problem – mając wizję synestezyjną, czasem drobna zmiana, prawdopodobnie rozwiązująca pewne problemy tekstu od strony czytelnika, psuje mi „czucie” opowiedzianej historii).

Swoją droga choć pewne obrazy przemycam świadomie, to jak wspomniałem w komentarzach, tutaj całkiem celowo pozostawiłem niewiadomą, która postać na końcu ma rację.

 

BTW, mówisz o opowiadaniu “neutralnym”… Takie neutralne pod względem poglądów opowiadanie już kiedyś wrzuciłem na portal ;-) Nie dość, że było bardzo hermetyczne, to chyba okazało się całkiem słusznym niewypałem – wyszło na to, że bez pazurów nie potrafię :-( Ale mam też kilka innych „w szufladzie”, jak znajdę, podeślę na maila jedno z nich.

 

Raz jeszcze dzięki za komentarz. Choć polemizuję, to jednak właśnie takie uwagi dają inspirację do tego, w jaki sposób modyfikować sposób pisania.

 

Taki dodatkowy komentarz do niektórych spraw poruszonych w tekście. Jest tam wzmianka, czy raczej pytanie, o tym, jak może się rozwija umysł zwierzecia, które spędza całe życie w zamknięciu. Trochę o tym myślałem w kontekście historii ludzi. Kiedyś trafiłem na artykuł odnośnie osób wychowanych w warunkach bardzo małej liczby bodźców i… to było koszmarne. Nie trzeba przemocy, by uczynić okrucieństwo.

Wilku, przemoc – to niekoniecznie lanie po głowach.

Na podtrzymanie ducha. (Tak, to głupia piosenka, jak się wsłuchać – ale brzmi ładnie.)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

W punkt, Sonato. W punkt.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

 Fajny pomysł, ale wydaje mi się, że jest tu nie do końca wykorzystany potencjał, trochę położony suchym, dziennikarskim stylem, który maras bardzo dobrze porównał do początkowych napisów z Gwiezdnych Wojen. Początek opowiadania kojarzy się z ckliwym artykułem o potwornościach schronisk, to mnie trochę odrzuciło.

Bohater jest interesujący, ale mógłby mieć więcej charakteru. Sam pomysł na strażnika ciekawy, ale protagonista sprawia wrażenie bardziej archetypu, papierowego rekwizytu, który ma opowiadaniu służyć jako sprzedawca infodumpów. O wiele lepiej czytałoby się tekst mający za bohatera żywą jednostkę.

Świat również zaciekawia, choć wydaje mi się nie do końca rozwinięty, zostawia wiele pytań bez odpowiedzi. Jasne, w tak krótkim limicie nie można zmieścić całego Śródziemia, ty bardziej się skupiłeś na tematach eko, humanizmie, i to jest okej.

Wykorzystanie hasła konkursowego: yes

 

Dzięki za udział w konkursie.

 

Kiedyś trafiłem na artykuł odnośnie osób wychowanych w warunkach bardzo małej liczby bodźców i… to było koszmarne. Nie trzeba przemocy, by uczynić okrucieństwo.

Jakbyś przypadkiem miał sposobność podlinkować, byłabym wdzięczna.

three goblins in a trench coat pretending to be a human

przemoc – to niekoniecznie lanie po głowach.

Jasne, Tarnino. Ale tu miałem na myśli, ze również przemocy psychicznej nie trzeba. Wystarczy ograniczenie bodźcowania.

 

Sonato – dokładnie tak :-(

 

Gravel – słusznie dostrzegasz infodumpy, bo jest ich tu sporo, a tymczasem… we wcześniejszych komentarzach wiele osób narzekało na nie dość informacji :-) Zastanawiam się jednak jakiego charakteru “starego kota” oczekujesz. Tu jest właśnie stary, zgorzkniały, mrukliwy. To nie jest odbijanie piłeczki – całkiem serio byłbym wdzięczny za sugestię, w jakim innym kierunku oczekiwałabyś owego charakteru.

Co do rozwinięcia świata – muszę zgodzić, już kilka osób poza portalem stwierdziło, ze to jest materiał na bardzo obszerne, rozbudowane opowiadanie. Pewnie sporo w tym racji.

 

Jakbyś przypadkiem miał sposobność podlinkować, byłabym wdzięczna.

To było w druku. “Wiedza i Życie” 5/2017, “Opuszczony mózg”. Fragment tekstu jest tutaj: https://www.wiz.pl/8,1954.html, ale całość trzeba by szukać  w bibliotece.

To nie jest odbijanie piłeczki – całkiem serio byłbym wdzięczny za sugestię, w jakim innym kierunku oczekiwałabyś owego charakteru.

Nie mam sugestii. Chodzi mi raczej o wrażenie archetypiczności protagonisty; jakby nie występował w opowiadaniu w roli bohatera jako takiego, a raczej właśnie kogoś, kto ma za zadanie sprzedać ekspozycję świata, poprowadzić czytelnika przez zamysły autora. To bardzo subiektywne odczucie, powinnam była to zaznaczyć w poprzednim komentarzu, być może nie jest nawet właściwe i zgodne z autorskim zamysłem ;)

 

Dzięki za link.

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Poniekąd w narracji pierwszoosobowej można skupić się albo na myślach albo na emocjach, a koty różnią się od psów na poziomie ekspresji (nie tylko stereotypowo). Tak więc tu było to celowe (choć zapewne gdyby bohaterem był pies, tez pewnie bym wybrał myśli/percepcję, choć to już z innego powodu). A że ocena subiektywna… obiektywizm też widać :-)

Zresztą, subiektywne zamysły autora to jedno, obiektywna ocena czy faktycznie zmiana techniki oddałaby co było zamierzone to drugie, ale… Nawet jeśli bronię tekstu, to jeśli jest dostępny publicznie, to po drugiej stronie jest czytelnik. A z czytelnikami mogę się zgadzać lub nie, ale słuchać co mówią tez powinienem ;-)

Hej Wilku,

 

Fajne opowiadanie. Z przyjemnością je przeczytałem. 

 

Moja interpretacja jest taka, że jedną z warstw tekstu jest refleksja o stosunku psa do człowieka oraz kota do człowieka, oraz ich ewolucji w czasie (przez 10.000 pokoleń). Tam gdzie pies widzi boga, tam kot (bardziej sceptyczny) może dostrzec demona. Wszyscy wszakże wiemy jak ślepo człowiekowi oddany jest pies, a z jaką rezerwą może swego pana traktować kot. Zatem pojęcie boga może oznaczać uwielbianego pana, a demon to nic innego jak diaboliczne cechy, które w sobie nosimy, których mniej inteligentny pies może po prostu nie dostrzegać. 

Co do stworzycieli. Zastanówmy się kto tak naprawdę stworzył Cerbera i Bastet. Przecież są to postaci z mitologii, tworów kulturowych ludzi. Zatem stworzycielami strażników, są ludzie, którzy kiedyś czcili ich, a następnie w kolejnych ich wcieleniach sprowadzili do ról bardziej poślednich. 

Bogowie opuścili świat, w oczach kota. Kot już nie widzi w ludziach bogów. Dostrzega w nich o wiele częściej cechy demoniczne i przed nimi chce ich chronić, bowiem chroni ludzkość a nie konkretnych ludzi, jak pies który w obronie swego pana (boga) może zadawać ból (stosować przemoc). 

I tu jest kolejna różnica między kotem i psem. Kot jakby “szuka rozwiązań systemowych”, nie ucieka się do prymitywnej przemocy w obronie człowieka, tak jak pies (którego człowiek szkoli często w przemocy).

No cóż, taka jest moja interpretacja. 

Dziennikarski styl wcale mi nie przeszkadzał, wszakże ja tu widzę próbę opisu ewolucji natury kociej i psiej w czasie. 

Być może zbyt daleko idąca interpretacja, ale tak właśnie odebrałem to opko. 

Tylko co on wykombinował z tą probówką? 

 

Edit: I tylko Moiry tkają nić, plącząc losy ludzi, psów i kotów. Po co to wszystko? 

Chyba nigdy się nie dowiemy. Bogowie wszakże odeszli.

 

Pozdrawiam 

Cichy0

 

I jeszcze jedna interpretacja. 10000 pokoleń skojarzyło mi się z tytułem płyty Toola -10000 days. 10000 dni, czyli okres orbitalnego obrotu Saturna – okresu, który musi minąć, aby zmienić czyjeś życie, sposób rozumowania. Być może ludzkość stoi na krawędzi takiej zmiany? Najważniejszy strażnik (sceptycyzm) już wyczerpał swoje 9 życzeń. Kto uchroni ludzkość przed ludźmi, jeżeli na drodze zmian stoi bezmyślna gwałtowność i przemoc uosabiana przez psa? Czy zdobędziemy się na wybicie ponad nasze prymitywne, diaboliczne cechy i truciznę, którą my, "bogowie" tego świata sami dla siebie upichciliśmy, rozbroimy o czasie? Autor nie daje prostej odpowiedzi, bo nie ma takiej. Moim zdaniem to jest najlepsza puenta, jaką mógł autor pozostawi na koniec. Patrząc z tej perspektywy to naprawdę świetne opowiadanie.

Kurczę, podoba mi się (i to bardzo!) Twoja interpretacja. Choć inaczej celowałem, to to naprawdę dobrze tu pasuje. Włącznie z symboliką Saturna (Chronosa!), jakkolwiek bardziej chodziło o liczbę kojarzącą się z “kumulacją” historii pokoleń: (10²)². Takie coraz gwałtowniejsze kierowanie się do masy krytycznej. W sumie aż się prosi o rozwinięcie tekstu w stronę zaproponowanej rpzez Ciebie interpretacji.

Kot szukający rozwiązań systemowych… Dokładnie tak. I to jest bardzo trafny trop, jeśli chodzi o to, co kot zamierzał zrobić z probówką (ANDO, jeśli zaglądasz jeszcze w komentarze, to pamiętam, że obiecałem po wynikach wrócić do tego tematu).

Dzięki za rozbudowany komentarz!

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Cieszę się, że się spodobało, Anet :-)

Ja też ;)

Przynoszę radość :)

Fantastyka – jest

Wykorzystanie hasła konkursowego – bardzo fajnie

 

wilk-zimowy – oj, ładne to było, ładne! Bardzo się cieszę, że postanowiłeś przedstawić wydarzenia z perspektywy kota-strażnika, w dodatku uważam, że wyszło świetnie. W momentach, kiedy miało być “strażniczo” i inteligentnie – było strażniczo i inteligentnie, w momentach kiedy miało być zwierzęco i instynktownie (jak w przypadku zdania z sierścią człowieka) – właśnie tak było. Uważam, że trafnie dobrałeś słowa, którymi bohater “widział” świat. Pewnie gdyby była kotem-strażnikiem, też bym tak wszystko odbierała :P. Podobała mi się też ta trwająca wiele pokoleń i wiele Zmian regresja Strażników, chociaż wywołała u mnie spory smutek. Także metafora kuli śnieżnej trafiona w punkt i w moim odczuciu wcale nie jest nazbyt eko, to po prostu kawa na ławę, bo niestety tak właśnie jest.

Świetny jest też motyw z psem pytającym “Gdzie jest bóg?”, wydaje mi się, że w tym momencie dla Cerbera ważniejszy był ten konkretny bóg, ten człowiek, co jednocześnie ma przełożenie na to, jak traktuje ludzi w ogóle. Mam wrażenie, że gdyby było to napisane wielką literą, to dodałoby jakiegoś niepotrzebnego patosu i miałoby mniej sensu.

Mam tylko jeden problem z Twoim opowiadaniem. I nie jest to ani reporterski styl, którego, szczerze mówiąc, wcale nie zauważyłam; ani ilość niedopowiedzeń; ani drobnostki typu powtórzenia. Przyznam, że “Dziesięć tysięcy pokoleń” było jednym z moich kandydatów do “top five”. Ale bardzo, ale to bardzo przeszkadzało mi, że nie ujawniłeś, co kot planował zrobić z probówką. Serio. Nie przeszkadzały mi inne niejasności, tylko to, właśnie to jedno TO. Może za bardzo rozbudziłeś ciekawość, podając, czego kot nie zamierza zrobić? Może było to dla mnie ważne jako potencjalny koniec historii? Szczęśliwy lub nie? Wolałabym też bardziej zamknięte zakończenie, choć gdybyś mi kazał wybierać: co kot chciał zrobić z probówką vs zamknięte zakończenie, wybrałabym tę cholerną probówkę :D

Bo generalnie Twój tekst jest jasny i zrozumiały, niedopowiedzenia tylko dodają smaczku (a że czasem lubię niejasności widać na przykładzie mojego komentarza pod opowiadaniem Żongler), poza tym jednym. 

Miałeś to też wyjaśnić po zakończeniu konkursu, niedobruchu jeden :P

 

Napisane dobrze, gdzieś mi mignęły powtórzenia, ale nic poważnego.

 

Podsumowując – podobało mi się wszystko, poza kwestią planów kota co do probówki :P

 

Dziękuję za udział w konkursie!

Witaj ponownie, Strażniczko Iluzji :-)

O obietnicy, jaką napisałem pod komentarzem ANDO (hej, ANDO, zaglądasz tu jeszcze w poszukiwaniu odpowiedzi?) pamiętam doskonale. Ale nadaj jeszcze pozostał komentarz Cienia do kompletu, by uznać, że jest po konkursie ;-) Także gdy tylko Cień się tu zjawi… ;D

Generalnie wydaje mi się, że odnośnie zamiarów kota jest w tekście powiedziane wystarczająco, by się ich w miarę domyślać, a jednocześnie nie mieć co do tego pewności. Patrząc na komentarz Finkli mam podejrzenie, że trafiła na ten trop. I w świetle właśnie tych planów otwartość zakończenia też ma znaczenie.

W sumie to ciekawe samo w sobie, że właśnie ten element aż tak skupił uwagę większości komentujących. Nie spodziewałem się tego, sądząc, że ten element nie będzie aż tak zagadkowy, ale… okazuje się, że sposób myślenia kota pozostaje zagadką bez względu na to, czy to kot domowy, czy kot w opowiadaniu ;-)

 

Gdybym miał przed publikacją zgadywać co by było największą zagadką, stawiałbym raczej na wzmiankę o Słoniu – pomimo jego wręcz symbolicznej roli w tekście i braku wpływu na fabułę (choć ze znaczeniem dla świata). Ale akurat sprawy Strażnika Tajemnic to już coś, co jest do rozważenia pod kątem osobnego opowiadania.

 

[tryb megalomański]

Ale tez tak się coraz mocniej zastanawiam… Skoro własnie plany kota tak wszystkich zastanawiają, czy mimowolnie i zupełnie poza zamiarami autorskimi nie stały się w przypadkowy sposób głównym atutem tekstu? Irytującym, drażniącym, a jednak atutem? ;-)

[/tryb megalomański]

 

Dzięki za komentarz! :-)

Widzimy więc więcej

Nie brzmi to dobrze. To “więc” bym wywalił.

Raz na jakiś czas możemy też dokonać czegoś znaczącego, uczynić w otoczeniu coś, co nie powinno się stać.

To zdanie też jakieś takie strasznie ogólne, bez wyrazu. 

 

Opowiadanie bardzo mi się spodobało. To chyba pierwszy Twój tekst, jaki czytam. To, co przedpiśców uwierało, a mianowicie gawędziarski styl, dla mnie okazał się zaletą. Dlaczego? Właśnie przez ten spokojny ton opowieści, udało mi się poczuć, że to mogą być rzeczywiście myśli kota. Uwierzyłem Ci, że właśnie tak kot może spoglądać na świat. Co do początku i ukazania schroniska dla zwierząt… znowu, można się oburzać, że sięgasz po tanie zagrywki, by zmiękczyć serce czytelnika, ale ja nie jestem oburzony. Zrobiłeś to na tyle umiejętnie i wiarygodnie, że nie kręcę nosem. Wiem, że to dla Ciebie jako człowieka, ważny temat, a sposób pokazania tego problemu nie ma w sobie nutki fałszu. Co więcej, ja sam nie potrafiłbym spojrzeć na to w tak empatyczny sposób. Ty potrafisz, pokazujesz to, i ja Ci wierzę, że właśnie tak może to okiem zwierzęcia wyglądać.

Gratuluję, wilku.

Ode mnie 5.2/6, bo jest to jeden z tych tekstów, które będę pamiętał.

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

Dzięki za komentarz, Chrościsko. Cieszy mnie odbiór tekstu., zwłaszcza odnośnie próby wejścia w skórę kota. Gdybym miał wizualizować tego ostatniego, to pewnie miałby minę mniej więcej taką, jaką często mają wyjątkowo stare koty.

Schronisko… nie pamiętam już, czy wspominałem o tym w komentarzach powyżej, ale jednym z pomysłów, jakie przerzuciłem w głowie pod kątem tego konkursu był taki, który w całości odbywałby się właśnie tam – wtedy dopiero mogłoby wyglądać jak pójście na emocje :) Chociaż z tym też jest tak, że samo sięganie po emocje czytelnika nie musi być przecież złe.

Wiem, że to dla Ciebie jako człowieka, ważny temat, a sposób pokazania tego problemu nie ma w sobie nutki fałszu.

W sumie to chyba nadal nie to, jeśli czynnikiem wpływającym na ocenę jest znajomość autora – bo co gdybym był kimś zupełnie “znikąd”? :-)

 

Czyta człowiek wiadomości i zastanawia się nad opowiadaniem…

Hejo, Wilku! 

No nie ukrywam, że przybyłem tutaj z mocno bojowym nastawieniem – tyci mnie znasz ;p 

Hmmmm… 

Przeczytałem opko, poczytałem komentarze – no przyznam, że tekst przypadł mi do gustu. No jako kot się sprawdzasz, really. 

Ja na końcówkę nie narzekam, wydaje mi się ona w sam raz pod tę historię. 

Widzę, że tekst był pisany pod konkursik – tym bardziej propsy. 

Jednak w którymś momencie zgubiłem się w tekście – musiałem się cofnąć. Może to jednak kwestia mojej koncentracji, kto wie? 

BTW – Serducha dla kotów!

Resztę już skomentowali ludziska przede mną, no i w sumie mogę się podpisać. Faktycznie, jest lepiej niż w poprzednim. 

W tym nie mam za dużo do czepialstwa, jak wpadnę od następnego, to pewnie to się zmieni ^^ By nie było za miło! Tu po prostu miałeś farta, trafiając na kociarza ;p

Pozdro, Wilku! 

 

Do góry głowa, co by się nie działo, wiedz, że każdą walkę możesz wygrać tu przez K.O - Chada

No to się ciesze, że honor uratowany!

Ale, ale – możesz z grubsza wskazać, w którym momencie było to zgubienie w tekście?

 

Jak nie lubię szortów, tak ten czytało mi się znakomicie. Mieści w sobie imponującą ilość fabuły, szkoda, że poupychanej tak, że łatwo przeoczyć coś istotnego (ja np. ominąłem zupełnie Bastet, chyba przeskoczyłem wzrokiem, trudno powiedzieć, a pojawiło się to tylko ten jeden raz).

Ale… Zawsze jest jakieś ale.

Zacząłbym od zakończenia, bo to był chyba element kluczowy, a wyszedł kontrowersyjnie. Mnie raczej rozczarowało, pozostawiło bez puenty. O ile przeważnie lubię otwarte finały, tak ten po prostu nie dał mi możliwości samodzielnego snucia historii dalej. Słynne zakończenia z Incepcji czy Pamięci Absolutnej są tak mocne, ponieważ widz – choć nie dostaje odpowiedzi (to sen czy nie sen?) – potrafi sobie wywnioskować logiczne konsekwencje obu możliwości. Czyli tak naprawdę dostaje dwa zakończenia i sam musi wybrać, które woli. Podobnie jest np. w Teatrze Mistrza Tramonte imć Darcona, jeśli mowa o bliskim nam słowie pisanym (choć tam akurat mam jakieś dziwne uczucie, że widziałem coś zbliżonego w wersji animowanej… ale nie potrafię sobie przypomnieć). Tutaj natomiast… znamy dwie możliwości (zniszczyć/roznieść), ale wiemy, że kot nie chciał wybrać żadnej z nich. Co więc wybrał? Nie mam pojęcia, więc trop mi się urywa :) Puenty brak.

Poza tym jednak całkiem zgrabny tekst, satysfakcjonująco nietypowy bohater, ładnie zestawiasz dwa punkty widzenia, koci i psi, choć to też może być pułapka – przykładowo ja zdecydowanie wolę koty, więc psi punkt widzenia odruchowo uznałem za błędny. Psom się ciągle coś wydaje, myślałem sobie, więc tu pewnie też im się wydaje. Ale to tylko świadczy o tym jak łatwo dałem się wciągnąć w punkt widzenia kota :) A to duży plus. No i właśnie, dużo treści, a tylko w jednym fragmenciku (przedstawienie Strażników), jej wprowadzanie zabrzmiało lekko nienaturalnie. Reszta – płynie, wciąga i obiecuje tajemnicę. Za to brawa. Szkoda tylko, że nie domyśliłem się, na czym dokładnie owa tajemnica polega.

Jak to mam w zwyczaju, skupiłem się na tym, co niekoniecznie wyszło. Niemniej całościowo – i biorąc pod uwagę moją niechęć do szortów, której tu w ogóle nie odczułem – udany tekst. Czytałem z przyjemnością.

Takie moje mocne 5.

 

No część, Vargu. No to się cieszę, ze krótka forma trafiła :) 

Ale, ale… Czy na pewno finał nie ma różnych możliwych konsekwencji? Kot chce wykorzystać probówkę w sposób kontrolowany (co może mu się udać lub nie). Jeśli probówka nie zostanie u niego, może dojść do niekontrolowanego uwolnienia lub “żadnego uwolnienia” :) Ale owszem, końcówka “Incepcji” to zupełnie inny styl zakończenia otwartego. Mi osobiście zawsze bardziej podobały się zakończenia otwarte w taki sposób, jak chociażby finał pierwszego sezonu Twin Peaks.

Inna rzecz, że ten tekst ma sporo “w zapleczu”. Jest wizja, która potencjalnie pozwala napisać gdzieś w przyszłości inne opowieści z tego świata.

BTW – spojrzenie kota i psa – poniekąd sam kot też domyśla się niektórych rzeczy, nie mając pełnej wiedzy o tym, dlaczego reguły ustanowiono tak, a nie inaczej :)

 

Nie, nie mówię, że nie ma różnych możliwych konsekwencji. Oczywiście, że są. Tylko nie mam pewności, jakie dokładnie. Przychodzi mi do głowy mnóstwo rozwiązań, przez co moc zakończenia słabnie.

No, finał s1 Twin Peaks był znakomity, taka ogólna katastrofa, ale to uderza prawidłowo tylko wówczas, gdy spodziewasz się rozwinięcia w kolejnym sezonie. Choć z tego co pamiętam, ja nie rozumiałem w latach 90-tych pojęcia sezonów, więc po prostu czekałem na kolejny odcinek. Gdybym tu się spodziewał dalszego ciągu, taki cliffhanger byłby bardzo na miejscu. Tyle że się nie spodziewam. Ale skoro tak się odgrażasz, że będzie… ;)

Pozdrawiam.

Cóż, może po raz kolejny moje “dziennikarskie” podejście do pisania daje znać z tym zakończeniem ;-) Dla porównania w “Zgodnie z wolą turystów” możesz sprawdzić jak wyglądają u mnie zamknięte zakończenia, choć tam to jest szort, ledwie 3K ;-)

 

Baardzo ciekawe. Czyta się jednym tchem, ale zostają refleksje. Dobrze, że zakończenie jest otwarte.

Miś czuje respekt wobec kotów. Ta ich niezależność…

Opowiadanie z wielu powodów warto przeczytać.

Dzięki za lekturę, Koalo..

Koty zaprawdę zagadkowe bywają i zaskoczyć mogą…

Hej wilku!

 

Na początku może parę uwag:

 

Rozmawiali między sobą i z pracownikami schroniska. Któryś z wolontariuszy wzburzył się, pracownicy schroniska wydawali się mocno zmieszani.

Niespotykane, niemal żadnego miejscowego zapachu, nawet środki czystości są ledwo wyczuwalne. Za to wyraźnie czuję mój zapach i woń moich towarzyszy ze schroniska.

Powtórzenia.

 

Miałeś świetny pomysł na opowiadanie, przeczytałam szybko, pochłonęło mnie. Od pierwszych zdań zbudowałeś fajny klimat, choć na przemian czułam smutek i wstyd za bycie człowiekiem ;P

Tylko zakończenia chyba nie załapałam. No, czekałam na coś więcej. Szkoda Cerbera ;( Zapłacił wysoką cenę.

Ogółem całość na duży plus ;P

Dziękuję za lekturę!

Cześć, Gruszel, dzięki za przeczytanie i opinię :-)

Z otwartymi zakończeniami to jest tak, ze jedni lubią, inni nienawidzą, a mi prywatnie wydaje się, że to, czy gdzieś są dobre, to sprawa z kategorii “to zależy”. Tutaj chciałem oddać napięcie kota, niepewność co do ostatecznego losu, dramatyzm sytuacji. Gdybym zaraz potem dokończył sprawę w jedną lub w druga stronę, co prawda nikt by nie miał niedosytu wynikające z niepewności, ale obawiam się, ze przekaz mógłby stać się mocno lżejszy. Choć moge się mylić :-)

Zaczynam komentowanie na bieżąco.

 

Psy upchane ciasno na małej przestrzeni jeśli miały szczęście.

 

Przecinek przed „jeśli”.

 

Początek standardowy, schronisko, psy i koty, ciężki los zwierząt. Nie wyróżnia się niczym do momentu… aż wychodzi na jaw, że narratorem jest kot. To mnie zaskoczyło i dało uśmiech, pomimo trudnego tekstu, bo lubię takie nagłe zmiany perspektywy.

 

Głównie opisy, ale jest ciekawie. Wybacz, że wkleję duży fragment, ale urzekł mnie w tym tekście i sprawił, że całość przedstawiła się w innych barwach.

 

Dziesięć tysięcy pokoleń kociej dumy i pradawnych zwyczajów. Dziesięć tysięcy śmierci i odrodzeń w kolejnych ciałach, by znaleźć się w tym miejscu.

Poniżające.

Jednak nadal widzę nici Mojr. Jako kot mogę gardzić tym miejscem i się go bać. Jako strażnik musiałem tu przybyć, gdyż takie jest me przeznaczenie.

 

To pokazuje charakter naszego kota, wskazuje kierunek, z jakiego przybył. Fragment zapada w pamięć.

Przemyślenia kota w dalszej części naprawdę mnie wciągnęły, zwłaszcza to, jak mówimy o kotach z życzliwością i zamykamy okna w zimowe noce. I to, jaką drogę przeszedł jako ten strażnik. No wiesz, koty są tajemnicze, dziwne, intrygujące. I u Ciebie to jeszcze bardziej czuć.

 

Jedynie co, to zastanawiam się nad wątkiem tego, że psy mają swoje wcielenia podobnie jak słonie. Trochę skrótowo to opisane i tak jakby „wciśnięte” do tekstu, a za wiele nie wnosi.

 

Kot przechodzi do ciała człowieka, nie spodziewałam się tego i pozytywnie mnie to zaskoczyło, jako że dość często to ludzie przybierają na chwilę lub na resztę życia ciała zwierząt. Tutaj ta zamiana pasuje i ukazana jest w zgrabny, przystępny sposób.

 

Koty palone na stosach razem z ludźmi – tu mnie zaintrygowałeś, to tak na potrzeby opowiadania i Twojego świata, czy u nas też były takie przypadki w średniowieczu?

 

Dalej strażnik opowiada jak to wcześniej ratował ludzkość, ale trochę ciężko mi to sobie wyobrazić. No chyba że jako kot kogoś ważnego miał dostęp do informacji… Z drugiej strony, pisałeś o tym, że kotom zamyka się drzwi w zimowe noce, więc bohater mógł tego doświadczyć, a skoro tak, to wygląda jak zwykły kot, a nie ktoś ratujący świat. I to się kłóci, bo początkowo wygląda, jakbyś po prostu pisał opowiadanie o kocie, żeby dopiero w pewnym momencie wpaść na pomysł “hm, może zrobię z kotów strażników i obrońców świata?”.

 

Spotkanie z psem traktującym ludzi jak bogów i zestawienie tego z kotem uznającym ich za demony – dobry fragment. Ta perspektywa u Ciebie naprawdę wyszła. Jedynie co to można się przyczepić, że kot używał też formy „ludzie”, wszędzie mogłoby stać „demony”.

 

ataku i ucieczki i wybieram jedną z nich.

 

Jak na mój gust, powinien być przecinek po „ucieczki”.

 

Końcówka dość nagła i trochę szkoda, że tekst nie był dłuższy. Podobała mi się tajemniczość i to, że narratorem nie był człowiek. Czytało się lekko, płynnie, choć zakończenie dość zwyczajne. I za mało rozbudowana rola strażników w świecie ludzi, bo tak naprawdę z tekstu nie wynika, co dokładnie robili. Ratowali świat, okej, ale jak, po co? Niektóre pytania bez odpowiedzi sprawiają, że nie wszystko zagrało tak, jak powinno. Co nie zmienia faktu, że mi się podobało. ;)

Co do wątpliwości w kwestii kota – główny bohater jest strażnikiem, ale cały gatunek kotów nie. Podobnie jak i inni strażnicy są tylko w inkarnacjach. Same kota-strażnika starałem się przedstawić jako zmęczonego i tez nie do końca rozumiejącego zamysł bogów, którzy pozostawili jednak strażnikom imperatywy, według których muszą działać. Przy czym pozostały tez drobne różnice – kot jest strażnikiem ludzkości, pies – ludzi, co przekłada się na ich postrzeganie. Demony są tu z kolei jeszcze innymi istotami.

Co do dostępu kota do informacji – ma, ma, w postaci daru widzenia nici Mojr. To one go naprowadzają do miejsc, w których jego zdaniem powinien być.

Ogólnie tu jest założenie, że kot opowiada, ale wie więcej, niż słyszy czytelnik. Z kolei świat jest szerszy, niż wiedza kota-strażnika i mam w głowie rozbudowane coś, co nazywam “zapleczem świata”, nie pokazując całości, zostawiając tajemnicę. Przy wielu dyskusjach pod różnymi opowiadaniami podejście takie przedstawiam w ten sposób, że są odbiorcy, którzy lubią spektakularność i lubią zagadki z rozwiązaniami, ale są i tacy, którzy znajdują przyjemność w tajemnicach samych w sobie. Tych drugich jest mniej, ale cóż, jako odbiorca jestem w tej drugiej grupie i chciałbym kiedyś tworzyć naprawdę “mocno zakryte mgłą” opowieści :)

Ten konkretny świat zamierzam zresztą jeszcze kiedyś eksploatować.

Choć osobna sprawa, że pierwotne założenia będą musiały ulec modyfikacji – bo tu akurat życie spłatało figla i kilka tygodni po napisaniu tego opowiadania, w realnym świecie doszło do czegoś podobnego do tego, co mogło być jednym z wariantów zakończenia tekstu.

Koty palone na stosach razem z ludźmi – tu mnie zaintrygowałeś, to tak na potrzeby opowiadania i Twojego świata, czy u nas też były takie przypadki w średniowieczu?

W średniowieczu w Europie bardzo mocno przetrzebiono czarne koty (w sensie nie łaciate, tylko te w całości czarne), masowo je ubijając na różne sposoby.

 

“Przecinek przed „jeśli”.” – hm, a nie byłoby tak wtedy, gdyby tam był czasownik (“są upchane”)?

 

Ciekawy pomysł i świetnie ograny. Bardzo dobrze się czyta. Miś poleca.

Wilku, wybacz, w natłoku teksów, nie zauważyłam odpowiedzi.

 

Przy czym pozostały tez drobne różnice – kot jest strażnikiem ludzkości, pies – ludzi, co przekłada się na ich postrzeganie. Demony są tu z kolei jeszcze innymi istotami.

 

Hm, w takim razie nie wiem, o co dokładnie chodziło z tymi demonami, bo gdzieś mi to musiało uciec… Tylko nie wiem dlaczego i gdzie. Może podpowiedź dla mało rozgarniętej osoby? :)

 

Ten konkretny świat zamierzam zresztą jeszcze kiedyś eksploatować.

 

O, a to mnie cieszy. Rozwinięcie świata dałoby większe możliwości.

 

W średniowieczu w Europie bardzo mocno przetrzebiono czarne koty (w sensie nie łaciate, tylko te w całości czarne), masowo je ubijając na różne sposoby.

Tak myślałam, że pewnie je tępiono, w końcu czarny kot kojarzył się z czarownicą… Smutne.

 

Wilku, nie jestem specjalistą, jeśli chodzi o zasady, ale teraz na szybko poklikałam i z tym zdaniem kojarzy mi się zasada tego typu:

 

“określają warunki i okoliczności wywołujące pewne zdarzenie, np.

 

Przyjedzie, jeśli do niego zadzwonisz.

Dostaniesz dobrą ocenę, jeśli się pouczysz.”

 

Analogicznie:

Upchane na małej przestrzeni, jeśli miały szczęście.

 

Nie mówię, że mam rację, wręcz zachęcam do konsultacji z kimś mądrzejszym, bo mogę się mylić. Ja z przecinkami lecę na czuja, więc jak ktoś mnie pyta “dlaczego?” to wtedy dopiero szperam w necie. W tym zdaniu ten przecinek pełni też formę takiego złapania oddechu, oddzielenia zdania. Jak czytasz czasami opowiadanie na głos, możesz to poczuć, możesz wychwycić tę pauzę. ;)

Hm, w takim razie nie wiem, o co dokładnie chodziło z tymi demonami, bo gdzieś mi to musiało uciec…

Nie zostało to napisane wprost, ale to po prostu byty, które chcą zaszkodzić porządkowi rzeczy, którego strzegą strażnicy. Taki element niematerialnego “ekosystemu” ;)

 

Wiesz, wilku, “miały” to jest czasownik :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tak. A “upchane” to przymiotnik :) 

laugh

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

No to jestem ;)

Podobała mi się ewolucja (czy raczej uwstecznienie;)) od boginii Bastet do dachowca (i Cerbera do burka;)), podobał mi się pomysł na konfrontację kocio-psią jako dwa różne sposoby nacisku na ludzkość :)

Zdezorientował mnie pierwszy fragment, trochę brzmi jakbyś bardzo chciał wpleść wyciskacz łez na początek, natomiast nie pasuje to do reszty historii.

Troszeczkę męczyła mnie narracja, były miejsca w których wyraźnie czułam, że narrator wyjaśnia pewne kwestie czytelnikowi (szczególnie w rozdziale o mocach różnych zwierząt), nie bardzo zrozumiałam też motyw z demonem, który trochę mi nie pasował. Wszak na dobrą sprawę, po zamianie ciał, narrator też został kocim demonem w ludzkim ciele :)

No i to zakończenie… tak jak lubię niedopowiedzenia, tak tu imo za bardzo niejasne.

Ale ogólnie, czytało się dobrze :)

Witaj, Bella!

Hm, zdecydowanie w głowie miałem przy pierwszej scenie atmosferę brudu i ciemnego miejsca, nie łzawej opowiastki. Może trochę kwestia tego, ze kto widział mocno niedofinansowane schronisko od środka (kiedyś mi się zdarzyło, gdy przepisy były jeszcze nieco inne, a samo schronisko było w połowie awantur o to, czy je dofinansować, czy pozbyć się zwierząt…), więc dla mnie taki opis to bardziej przykład miejsca-tragedii, niż wzruszacza ze smutną melodyjką w tle? Nie wiem.

Tym niemniej kot-maruda musiał marudzić w trakcie, inaczej nie byłby marudą niczym Bonifacy. Mniej wyjaśniania i zmieniłby się w Filemona ;-)

Ale zakończenie? Hm, ja się uprę, nawet jeśli niektórzy chcieliby na tacy, to tutaj gdyby dodać finał w jedną lub drugą stronę (albo w trzecią), zniknęłoby napięcie wynikające z poczucia fatalizmu (nici Moir). Choć po prawdzie wydarzenia, które nastąpiły niedługo po napisaniu tekstu były mocno zbieżne z tym, co maiłem w głowie piszac tekst. Ot, wyszła zbieżność z tym, w którą stronę się świat potoczył ;-)

 

Nowa Fantastyka