- Opowiadanie: Morgiana89 - Leśna przygoda

Leśna przygoda

Hej,

 

Po roku prze­rwy witam się i życzę miłej lek­tu­ry.

 

Ps. Dzię­ki za eks­tra limit. ;)

 

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Leśna przygoda

Ja­go­da sie­dzia­ła u sie­bie w po­ko­ju wy­glą­da­jąc przez okno. Gdyby tylko matka wie­dzia­ła, co teraz robi… Po­go­da na ze­wnątrz nie była ty­po­wa jak na po­czą­tek lata, sią­pił de­li­kat­ny desz­czyk, za to po­wie­trze zda­wa­ło się wy­jąt­ko­wo rześ­kie i przy­jem­ne. Lekki chłód do­ku­czał drob­nemu ciał­ku dziew­czyn­ki, mimo że otu­li­ła się swe­trem. Wo­la­ła to po ty­siąc­kroć, niż za­duch po­ko­ju, który czuła na co dzień. W nim spę­dza­ła pra­wie cały czas, bo tylko tu nie wi­dzia­ła czuj­ne­go spoj­rze­nia matki, które kon­tro­lo­wa­ło­by każdy, choć­by naj­drob­niej­szy ruch.

Usły­sza­ła skrzy­pie­nie na scho­dach i cięż­ki od­dech. Do­sko­na­le wie­dzia­ła, kto wcho­dzi na górę, bo tylko mamie dziew­czyn­ki spra­wia­ło to pro­blem. Ja­go­da zy­ska­ła kilka do­dat­ko­wych se­kund, by zrzu­cić z sie­bie wil­got­ny swe­ter i za­mknąć okno.

Drzwi po­ko­ju otwo­rzy­ły się. W przej­ściu stała kor­pu­lent­na ko­bie­ta o cie­płym wy­ra­zie twa­rzy, w rę­kach trzy­ma­ła nie­wiel­ki sto­sik ksią­żek, cięż­ko od­dy­cha­ła. Ja­go­da pa­mię­ta­ła jesz­cze te czasy, gdy matka była zgrab­na, może nieco grub­sza, ale nadal za­dba­na. Na sta­rych zdję­ciach, gdy ro­dzi­ce byli mło­dzi i naj­szczę­śliw­si, mogła nawet ucho­dzić za pięk­ność, lecz do­dat­ko­we ki­lo­gra­my sku­tecz­nie ode­bra­ły jej reszt­ki urody. Dziew­czyn­ka za ten stan rze­czy wi­ni­ła sie­bie. Cho­ro­ba, którą le­ka­rze zdia­gno­zo­wa­li u niej kilka lat temu, za­dzi­wia­ją­co szyb­ko po­stę­po­wa­ła, a z każ­dym ko­lej­nym mie­sią­cem jej ciało od­ma­wia­ło po­słu­szeń­stwa. Mię­śnie nie pra­co­wa­ły jak trze­ba, a zwłasz­cza stan nóg był kiep­ski. Na razie jesz­cze cho­dzi­ła, ale nikt nie wie­dział jak długo.

– Znowu otwie­ra­łaś okno? – za­py­ta­ła, a wyraz jej twa­rzy mo­men­tal­nie się zmie­nił, cie­płe ob­li­cze zni­kło, za­stą­pił je gniew i żal. – Czy ty chcesz mnie wpę­dzić do grobu, dziec­ko? Prze­cież wiesz, że nie mo­żesz się prze­zię­bić! Każda cho­ro­ba znacz­nie po­gar­sza twój stan! Za­po­mnia­łaś jak było ostat­nio?

Ja­go­da pa­mię­ta­ła. Na samo wspo­mnie­nie do oczu na­pły­nę­ły jej łzy, była wtedy tak słaba i prak­tycz­nie prze­sta­ła się po­ru­szać. Oj­ciec nosił ją po domu, by choć od czasu do czasu mogła zmie­nić miej­sce, a basen w po­ko­ju przez kilka ty­go­dni sta­no­wił nie­od­łącz­ny ele­ment wy­stro­ju.

Ko­bie­ta spoj­rza­ła na córkę i ku jej ogrom­ne­mu za­sko­cze­niu, odło­ży­ła książ­ki na półkę i na­chy­li­ła się by ją uści­skać.

– Mar­twię się o cie­bie – wy­szep­ta­ła do ucha dziew­czyn­ki, a przy szyi Ja­go­da po­czu­ła na po­licz­ku łzy matki. – Nie chcę by coś ci się stało.

– Mamo, ja po… po pr-r-ro­stu chcę do dzie­ci i na dwór… – za­łka­ła dziew­czyn­ka, nie mogąc się dłu­żej po­wstrzy­my­wać.

– Ćśś. Już do­brze, nie płacz, po­my­śli­my.

Matka od­su­nę­ła ją od sie­bie. Obie miały za­czer­wie­nio­ne oczy i nosy. Ja­go­da po­my­śla­ła, że w dziw­ny spo­sób do­da­je to matce uroku.

– Bab­cia pro­si­ła, by ci to prze­ka­zać.

Ma­gicz­na chwi­la mi­nę­ła. Dziew­czyn­ka spoj­rza­ła na sto­sik równo uło­żo­nych ksią­żek i uśmiech­nę­ła się. Uwiel­bia­ła bab­ci­ne pre­zen­ty, choć matka miała o nich inne zda­nie. Kie­dyś Ja­go­da do­sta­ła na świę­ta starą, nieco znisz­czo­ną lalkę, która ku jej roz­pa­czy wy­lą­do­wa­ła na stry­chu. Dziew­czyn­ka do­sko­na­le pa­mię­ta­ła awan­tu­rę jaka się wtedy wy­wią­za­ła. Wy­szła aku­rat do to­a­le­ty, ale do­sko­na­le sły­sza­ła słowa, które matka skie­ro­wa­ła do babci:

– Osza­la­łaś, mamo? Czy my je­ste­śmy śmiet­ni­kiem? Czy ty wiesz, ile w tym jest za­raz­ków?

– Oj, Kasiu, byś już nie prze­sa­dza­ła. Pan Wie­siu z an­ty­kwa­ria­tu za­pew­niał mnie, że to wy­jąt­ko­wy okaz. Na pewno spodo­ba się ta­kiej nie­zwy­kłej dziew­czyn­ce, jaką jest Ja­go­da. Ta lalka na­le­ża­ła…

– Nie chcę nic sły­szeć na ten temat! – ucię­ła. – Ta lalka wy­glą­da jak z hor­ro­ru i śmier­dzi, nie dam jej dziec­ku, nie ma mowy!

Jakiś czas bab­cia się u nich nie po­ka­zy­wa­ła. Było jej przy­kro. Ja­go­da kie­dyś w ta­jem­ni­cy wy­kra­dła lalkę ze stry­chu i przez jakiś czas ba­wi­ła się nią w ta­jem­ni­cy.

Dziew­czyn­ka zgar­nę­ła książ­ki z ko­mo­dy i roz­ło­ży­ła je na łóżku. Bab­cia znała ją na wylot, a Ja­go­da do­ce­nia­ła, że star­sza ko­bie­ta za­wsze sta­ra­ła się tra­fić w jej gust. Choć książ­ki nie były pierw­szej mło­do­ści, spra­wi­ły jej nie­ma­łą ra­dość. Za­czę­ła prze­glą­dać ty­tu­ły, zna­la­zły się w nich zbiór baśni, „Pies, który jeź­dził ko­le­ją”, seria o Ka­rol­ci oraz „Ten obcy”.

Dziew­czyn­ka nawet nie za­uwa­ży­ła, kiedy matka wy­szła, lek­tu­ra po­chło­nę­ła ją bez resz­ty. Przez kilka dni cho­dzi­ła jak zom­bie, bo je­dy­ne co po­tra­fi­ła robić, to jeść, ko­rzy­stać z to­a­le­ty i czy­tać. W końcu skoń­czy­ła czy­tać ba­śnie i hi­sto­rię o psie. Wie­czo­rem gdy kła­dła się do łóżka, nadal prze­ży­wa­ła przy­go­dy z ksią­żek. Nim za­pa­dła w sen, po­my­śla­ła, że szko­da iż może tylko o nich czy­tać.

 

***

 

Coś dziw­ne­go wy­bu­dzi­ło ją ze snu, w sy­pial­ni pa­no­wał pół­mrok, a przez okno wpa­da­ło tro­chę świa­tła z ulicz­nej la­tar­ni i nim znów za­mknę­ła oczy, usły­sza­ła jakiś hałas i za­mar­ła na kilka chwil. Bała się prze­krę­cić, by wzro­kiem objąć więk­szą część po­ko­ju. Hałas znów się po­wtó­rzył, a koło ucha roz­le­gło się sa­pa­nie. Zimny pot oblał plecy, już miała krzyk­nąć, by za­wo­łać o pomoc, lecz coś mięk­kie­go i pu­szy­ste­go za­tka­ło jej usta.

– Uwierz mi, wcale nie chcesz tego robić – po­wie­dzia­ło stwo­rze­nie, które nie wia­do­mo skąd wy­ro­sło przed nią.

Ja­go­da my­śla­ła, że serce za chwi­lę wy­sko­czy jej z pier­si. Przed sobą uj­rza­ła ru­de­go, na­kra­pia­ne­go ko­cu­ra, ubra­ne­go w czar­ne buty i czer­wo­ną pe­le­ry­nę. Mogła zo­ba­czyć to tak do­kład­nie, bo świa­tło pa­da­ło cen­tral­nie na jego wy­szcze­rzo­ny w uśmie­chu pysk. W tej samej chwi­li ktoś ob­li­zał jej ucho, a ona kątem oka do­strze­gła psi nos. Jesz­cze bar­dziej za­pra­gnę­ła krzy­czeć, ale łapa kota wie­dzia­ła, co zro­bić, by nie wy­da­ła z sie­bie nawet naj­mniej­sze­go, nie­po­żą­da­ne­go od­gło­su.

– Lampo zo­staw tę dziew­czy­nę, jesz­cze bę­dzie czas na bu­ziacz­ki! Nic ci nie zro­bi­my, młoda, nic się nie bój – po­wie­dział i od­su­nął łapę z twa­rzy Ja­go­dy, po czym dodał: – Czas ru­szać, szko­da zmar­no­wać taką noc.

Była w takim szoku, że chyba za­po­mnia­ła, jak się mówi. Przed nią ster­czał ba­śnio­wy kot w bu­tach, prak­tycz­nie taki jakim go sobie wy­obra­ża­ła. Z pra­wej na­to­miast wiel­ki ku­dłacz. To nie przy­pa­dek, to mu­siał być pies, który jeź­dził ko­le­ją. Dziew­czyn­ka ze zdu­mie­nia prze­tar­ła za­spa­ne oczy, by po­zbyć się resz­tek snu. Szok nie mijał.

– Czy ja zwa­rio­wa­łam? – za­py­ta­ła.

Lampo na te słowa za­sa­pał ra­do­śnie i za­mer­dał ogo­nem. To chyba ozna­cza­ło tak, ale kot od­parł:

 – No co ty, dziew­czy­no! Je­ste­śmy tak samo praw­dzi­wi, jak ty! No to co, ru­sza­my?

Lęk po­wo­li mijał, po­ja­wia­ła się cie­ka­wość i nie­do­wie­rza­nie.

– Ale dokąd? – za­py­ta­ła po chwi­li wy­cze­ku­ją­cej ciszy.

– W po­szu­ki­wa­niu przy­gód oczy­wi­ście – po­wie­dział i ze­sko­czył z łóżka.

 

***

 

Nie wie­rząc, że to robi, Ja­go­da za­ło­ży­ła adi­da­sy i na plecy za­rzu­ci­ła swe­ter. Kot wspo­mi­nał o ja­kimś kwie­cie pa­pro­ci i jego ma­gicz­nych wła­ści­wo­ściach, jakby to mogło coś zmie­nić w jej mar­nym życiu. Nie to jed­nak za­chę­ci­ło ją do pój­ścia z nimi, po pro­stu nie po­tra­fi­ła znieść myśli, że mo­gła­by zmar­no­wać taką oka­zję.

Wy­szli przez okno w jej sy­pial­ni upew­niw­szy się, że z domu nie do­bie­ga żaden po­dej­rza­ny od­głos. Ro­dzi­ce spali smacz­nie już od dłuż­sze­go czasu. Na ze­ga­rze z kot­kiem, który mama przy­cze­pi­ła do ścia­ny, wska­zów­ka po­ka­zy­wa­ła pierw­szą, czyli do świtu po­zo­sta­ło kilka go­dzin. Była prze­ko­na­na, że do tego czasu na pewno uda im się wró­cić, tak by nikt nic nie za­uwa­żył. Z tym prze­świad­cze­niem Ja­go­da ru­szy­ła przed sie­bie.

Nigdy nie wy­cho­dzi­ła z domu przez okno, ale na szczę­ście, mimo spo­rej wy­so­ko­ści i sła­bo­ści w mię­śniach, udało jej się zejść po per­go­li, którą ro­dzi­ce po­sta­wi­li w na­dziei, że kie­dyś wy­ro­śnie na niej pięk­ne wi­no­gro­no. No cóż… Do tej pory się to nie udało. Bez ro­sną­cych wszę­dzie ga­łę­zi ła­twiej było stą­pać, a nim się obej­rza­ła znaj­do­wa­ła się już na ziemi.

Kot w bu­tach i Lampo szu­ka­li ko­lej­nej drogi uciecz­ki, wę­sząc pod pło­tem, aż w końcu zna­leź­li miej­sce pod siat­ką przez, które cała trój­ka spo­koj­nie mogła się prze­ci­snąć. Ru­szy­li żwawo przez pole w kie­run­ku lasu od­da­lo­ne­go kil­ka­set me­trów od jej domu. Za­wsze po­dzi­wia­ła zie­lo­ne ko­ro­ny drzew z okien sa­lo­nu, ale nigdy nie udała się do niego nawet na zwy­kłą prze­chadz­kę. Wszyst­ko to wina matki, za­wsze twier­dzi­ła, że dziew­czyn­ka jest zbyt słaba. Na samą myśl czuła w ustach nie­przy­jem­ny smak roz­go­ry­cze­nia i żalu, który ści­skał jej serce. Teraz ro­bi­ła jed­nak coś za­ka­za­ne­go i czuła się z tym wspa­nia­le, choć mu­sia­ła uwa­żać na sie­bie idąc po nie­rów­nym grun­cie, gdzie każdy krok mógł spo­wo­do­wać upa­dek.

Lampo wy­rwał do przo­du, wę­szył przy ziemi i krą­żył. Kot był dla niej opar­ciem, gdy się mę­czy­ła, po­zwa­lał przy­sta­nąć i od­sap­nąć. Cier­pli­wie cze­kał na to, aż znów bę­dzie go­to­wa ru­szyć w dal­szą drogę. W końcu do­tar­li do skra­ju drzew. Jej to­wa­rzysz ją wy­mi­nął i wy­su­nął się do przo­du, a ona nie wi­dząc in­ne­go wyj­ścia po­dą­ży­ła za nim. Przez jakiś czas prze­dzie­ra­li się przez gę­stwi­nę drzew. Dziew­czyn­ka wzro­kiem szu­ka­ła czer­wo­nej pe­le­ry­ny i psa mer­da­ją­ce­go ogo­nem. W końcu ich do­strze­gła sporo przed sobą. Za­trzy­ma­li się przed ogrom­nym sta­rym drze­wem na nie­wiel­kiej po­lan­ce, którą oświe­tlał blask gwiazd.

– Wiel­ki Leszy, to Ja­go­da – po­wie­dział kot do kogoś przed sobą, choć dziew­czyn­ka nie mogła do­strzec, kim jest ów nie­zna­jo­my.

Gdy po­de­szła bli­żej wszyst­ko stało się jasne, jej to­wa­rzysz mówił do drze­wa. Na pniu za­uwa­ży­ła oczy, nos i usta, a bruz­dy kory ukła­da­ły się w zmarszcz­ki, które do­dat­ko­wo do­da­wa­ły po­wa­gi i wieku. Ja­go­da za­mar­ła, otwo­rzy­ła usta, ale nie mogła wy­do­być z nich słów.

– Witaj, dziec­ko, widać, że dobre ma­nie­ry nie są twą mocną stro­ną – za­brzmiał tu­bal­ny, nieco roz­ba­wio­ny głos, a ga­łę­zie za­szu­mia­ły, jakby ta­jem­ni­cza isto­ta za­śmia­ła się.

Dziew­czy­na za­mknę­ła usta i za­ru­mie­ni­ła się, choć w mroku nocy przy sła­bym świe­tle za­pew­ne nikt tego nie za­uwa­żył. Miała już coś po­wie­dzieć, ale drze­wo ode­zwa­ło się po­now­nie:

– Co was do mnie spro­wa­dza?

– Wy­ru­szy­li­śmy na po­szu­ki­wa­nia, jak wielu przed nami, panie Leszy – po­wie­dział kot. – Za­pew­ne wiesz już, że szu­ka­my kwia­tu pa­pro­ci i że tylko ty mo­żesz nam wska­zać wła­ści­wy kie­ru­nek. Li­czy­my na twą wiel­ką przy­chyl­ność i pomoc.

Na chwi­lę za­pa­dła cisza, a wraz z nią za­marł cały las. Drze­wa prze­sta­ły szu­mieć, a zwie­rzę­ce od­gło­sy, które nio­sły się po nocy, uci­chły. Ja­go­dzie mi­mo­wol­nie serce za­czę­ło moc­niej bić. Ta cisza ją prze­ra­ża­ła.

– Tylko ktoś w praw­dzi­wej po­trze­bie może zna­leźć kwiat pa­pro­ci. Czy je­ste­ście w po­trze­bie? – za­py­tał Leszy.

Kot kiw­nął głową i wska­zał na dziew­czy­nę. Po­czu­ła jak wiel­ka psia głowa po­py­cha ją do przo­du.

– Ty? – zdzi­wi­ło się drze­wo. Pa­trzy­ło na nią dłuż­szą chwi­lę, jakby chcia­ło do­strzec po­trze­bę w jej sercu. – To nie­ła­twa spra­wa. Kwiat pa­pro­ci kwit­nie tylko raz do roku i lu­dzie myślą od wie­ków, że to bred­nie i bujdy. Tak jed­nak nie jest. Tylko ktoś, kto na­praw­dę jest w po­trze­bie i kie­ru­je się wła­ści­wy­mi po­bud­ka­mi ma szan­sę go od­na­leźć. Wasze sta­ra­nia mogą pójść na marne, a w samym lesie czyha wiele nie­bez­pie­czeństw. Naj­wię­cej jest nad je­zio­rem. Na wa­szym miej­scu, tam skie­ro­wał­bym swe kroki.

Gałąź po ich pra­wej uło­ży­ła się wska­zu­jąc im kie­ru­nek, w któ­rym po­win­ni iść.

Ja­go­da na­śla­du­jąc kota i psa nie­zdar­nie się ukło­ni­ła i po­dzię­ko­wa­ła, to były pierw­sze słowa, które zdo­ła­ła z sie­bie wy­du­sić, a gdy od­da­li­li się znacz­nie od miej­sca, w któ­rym zo­sta­wi­li Le­sze­go, kot ode­zwał się:

– Prze­stro­gi srogi.

Nie mogła zo­ba­czyć wy­ra­zu jego pyszcz­ka, bo szedł przed nią, ale wy­obra­zi­ła sobie, że się wy­krzy­wił.

– Stary już do resz­ty zdzie­cin­niał, zna staw­kę i gada takie bzdu­ry – prych­nął, aż pe­le­ry­na na ple­cach za­fa­lo­wa­ła.

Lampo za­war­czał cicho z nie­za­do­wo­le­niem, w pierw­szej chwi­li Ja­go­da od­czy­ta­ła, to jako złość na boga lasu, ale kot w bu­tach mach­nął łapą i ode­zwał się:

– Dajże spo­kój, choć raz mógł­byś prze­stać go bro­nić, prze­cież wiem, że chro­ni tu wszyst­ko jak okiem się­gnąć. My­ślisz, że je­stem głupi? – za­py­tał, a pies dziw­nie za­skom­lał.

– Ach, za­mknij się, idzie­my, już nic nie po­wiem, ale ty też nic nie mów, jeśli nie chcesz mieć we mnie wroga…

I tym spo­so­bem kocur wy­prze­dził ich nieco, a Ja­go­da, nie mogąc po­wstrzy­mać we­so­ło­ści, za­śmia­ła się cicho. Pies spoj­rzał na nią i pu­ścił oczko.

 

***

 

Dziew­czy­na kro­czy­ła nie­zdar­nie, pró­bu­jąc na­dą­żyć za nimi. Mo­men­ta­mi nogi od­ma­wia­ły po­słu­szeń­stwa, w krę­go­słu­pie czuła dziw­ny ucisk, a na war­gach ślina sma­ko­wa­ła jak metal. W końcu po dłu­gim mar­szu w le­śnej gę­stwi­nie, drze­wa znów za­czę­ły się roz­rze­dzać i miej­sca­mi można było za­uwa­żyć wolną prze­strzeń i de­li­kat­nie prze­bły­sku­ją­cą taflę je­zio­ra, o któ­rym wspo­mi­nał Leszy. Mi­mo­wol­nie Ja­go­dzie serce za­bi­ło moc­niej. Gdy po­de­szli bli­żej, do­strze­gli tań­czą­ce cie­nie. Pod­ska­ki­wa­ły, wy­da­jąc z sie­bie pięk­ny, za­cza­ro­wa­ny śpiew.

Kot zwró­cił się do Lampo:

– Gdy tam wsko­czę, ucie­kaj­cie wzdłuż je­zio­ra, zajmę je czymś.

Nim Ja­go­da za­pro­te­sto­wa­ła, kocur prze­sko­czył naj­bliż­sze krza­ki i wpadł w sam śro­dek istot, za­re­ago­wa­ły prze­raź­li­wym krzy­kiem. Dziew­czy­na chcia­ła iść w ślad za towarzyszem, ale pies zła­pał ją za spodnie i nie zwa­ża­jąc na pro­te­sty, po­cią­gnął za sobą. To mu­sia­ły być ru­sał­ki, bo sły­chać było per­li­sty ko­bie­cy śpiew. Nim znik­nę­li w krza­kach, Ja­go­da usły­sza­ła jesz­cze za­do­wo­lo­ny głos kota:

– Pięk­ne panie, wi­taj­cie, w tę jakże… – Słowa jed­nak nie do­tar­ły do nich, zo­sta­ły za­głu­szo­ne ich kroki, bo pies cią­gnął ją do przo­du z siłą i szyb­ko­ścią, o którą go nie po­dej­rze­wa­ła.

W końcu do­strze­gli przed sobą świa­tło, które cza­ro­wa­ło ich swym bla­skiem. To mu­sia­ło być miej­sce, do któ­re­go pró­bo­wa­li do­trzeć przez całą noc. Za­kłó­ca­jąc tę cu­dow­ną chwi­lę, w le­śnej gę­stwi­nie za nimi roz­legł się prze­raź­li­wy krzyk. Lampo za­marł, a ona wpa­dła na niego mało nie tra­cąc rów­no­wa­gi. Do­my­śli­ła się, że to kot. Mu­siał być w ta­ra­pa­tach. Sierść na karku psa się zje­ży­ła, za­war­czał cicho po czym spoj­rzał na Ja­go­dę. Zro­zu­mie­li się bez słów. On po­sta­no­wił wró­cić i pomóc przy­ja­cie­lo­wi. Kiw­nę­ła mu na znak zgody, a pies nie cze­ka­jąc dłu­żej, ru­szył w drogę po­wrot­ną. Wie­dzia­ła, że dalej musi iść sama, jakby to było oczy­wi­ste od sa­me­go po­cząt­ku. Ma­gicz­ne świa­tło przy­cią­ga­ło ją ni­czym lep na muchy, wa­bi­ło bla­skiem, ale nie tylko, jej dusza była nę­co­na przez nie i nie mogąc się dłu­żej opie­rać, ru­szy­ła by po chwi­li za­nu­rzyć się w ten ma­gicz­ny blask.

 

***

 

– Cze­ka­łam na cie­bie – wy­szep­ta­ło coś w jej umy­śle. Ro­zej­rza­ła się, ale ni­ko­go nie było. – Ze­rwij mnie.

Białe świa­tło pul­so­wa­ło i ośle­pia­ło, ale gdy zbli­ży­ła się, jakby nieco przy­ga­sło lub też po pro­stu w końcu oczy przy­wy­kły do ja­sno­ści.

Do­strze­gła to czego tak długo szu­ka­li. Le­gen­dar­ny kwiat pa­pro­ci był na wy­cią­gnię­cie ręki, a ona wa­ha­ła się, czy jest godna by go ze­rwać. Te wąt­pli­wo­ści za­siał w niej Leszy. Bo czy zwy­kły czło­wiek może być go­dzien? Kwiat wy­glą­dał wspa­nia­le, zda­wał się ogrom­ny, płat­ki były śnież­no­bia­łe i mię­si­ste, a ona za­sta­na­wia­ła się czy jest w tak wiel­kiej po­trze­bie, by móc po niego się­gnąć. Wcze­śniej po­strze­ga­ła to tylko jako cu­dow­ną przy­go­dę, która pierw­szy raz zda­rzy­ła się w jej smut­nym, cho­rym życiu. Teraz jed­nak bała się się­gnąć po coś, co mogło je od­mie­nić.

– Po­myśl o tym, co byś chcia­ła osią­gnąć i chwyć. Wszyst­ko bę­dzie do­brze – ten sam spo­koj­ny głos ode­zwał się w jej my­ślach, ale tym razem się nie wzdry­gnę­ła. Był cie­pły, ko­ją­cy i zda­wał się dobry. Dla­te­go w końcu to zro­bi­ła.

Się­gnę­ła do płat­ków i po­my­śla­ła o swoim ka­le­kim ciele, ale gdy w końcu go chwy­ci­ła, po­my­śla­ła o kocie i psie. Za­pra­gnę­ła by jej przy­ja­cie­le byli cali i zdro­wi. Wszyst­ko nagle zro­bi­ło się białe, a las przed jej ocza­mi znikł.

 

***

 

 Obu­dzi­ła się w swoim łóżku.

– Nie! Nie! – za­krzyk­nę­ła wy­ska­ku­jąc prze­ra­żo­na z łóżka, ze zwin­no­ścią o jaką się nie po­dej­rze­wa­ła.

„To nie mógł być sen! Nie mógł” – po­my­śla­ła, a łzy po­cie­kły po jej po­licz­kach.

Otar­ła je rę­ka­wem i spoj­rza­ła na dło­nie. Pi­ża­mę miała całą w ziemi i drob­nych igłach, na które w pierw­szej chwi­li nie zwró­ci­ła uwagi. Za­uwa­ży­ła, że ręce są inne. Po­de­szła do lu­stra i zro­zu­mia­ła, że to wszyst­ko na­praw­dę się wy­da­rzy­ło. Wy­glą­da­ła jakby całą noc ta­rza­ła się w ziemi, ale jej ciało, jej nogi i ręce były nor­mal­ne. Ja­go­da zła­pa­ła się za usta, ledwo mogąc po­wstrzy­mać zdu­mie­nie i łzy ci­sną­ce się do jej oczu. Nim na dobre zro­zu­mia­ła, że to jed­nak praw­da, nie zwle­ka­jąc ani chwi­li, bie­giem ru­szy­ła na dół.

– Na Boga, dziec­ko! Co ci się stało? – za­wo­ła­ła matka, gdy ją zo­ba­czy­ła.

Dziew­czyn­ka rzu­ci­ła się ko­bie­cie na szyje, pła­cząc i śmie­jąc się na zmia­nę:

– Mamo, je­stem zdro­wa!

 

***

 

Gdy w końcu w ro­dzi­nie Ja­go­dy emo­cje nieco opa­dły, choć ra­do­ści nie było końca, dziew­czyn­ka jak zwy­kle przed snem po­gła­dzi­ła ręką książ­ki, które od pa­mięt­nej nocy, cały czas le­ża­ły na półce. Tę­sk­ni­ła za przy­ja­ciół­mi. Oba­wia­ła się, że w lesie, na za­wsze ich stra­ci­ła. Nie po­wie­dzia­ła ni­ko­mu co się stało tam­tej nocy, nie chcia­ła by ro­dzi­na my­śla­ła, że osza­la­ła.

W końcu uło­ży­ła się do snu, śniła o uśmiech­nię­tym pysku Lampo i we­so­łym po­dry­gi­wa­niu kota w bu­tach, który tań­czył przed nią ra­do­śnie. Prze­bu­dzi­ła się w środ­ku nocy, jak zwy­kle od kilku dni i spoj­rza­ła na sufit. Ża­ło­wa­ła, że to był tylko sen, ale w tym mo­men­cie usły­sza­ła hałas w kącie po­ko­ju. Na chwi­lę za­mar­ła.

Gdy pierw­szy szok minął, po­de­rwa­ła się i uj­rza­ła swo­ich przy­ja­ciół, któ­rzy uśmie­cha­li się do niej sze­ro­ko.

– No to co, ma­leń­ka, chyba nie my­śla­łaś, że się nas tak szyb­ko po­zbę­dziesz?

Koniec

Komentarze

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Ładna, zgrabnie napisana bajeczka, w której od początku do końca wszystko wiadomo, ale myślę że dzieci z przyjemnością coś takiego przeczytają. Nie zapadnie jednak na dłużej w pamięci

 

Nie wiem dlaczego, ale jeden z fragmentów zaatakował mnie kilkoma “niedoróbkami”, tak jakbyś bardzo pośpiesznie go napisała i nie sprawdziła.

 

Im znajdowali się bliżej, dostrzegli tańczące cienie.

Czegoś w tym zdaniu brakuje. Może Im znajdowali się bliżej, (tym bardziej) dostrzegli tańczące cienie?

 

które zareagowały przeraźliwym krzykiem, który zadźwięczał im w uszach.

Powtórzenia

 

Gdy w końcu przed sobą spostrzegli światło, które czarowało ich swym blaskiem.

Zdanie rozpoczęte słowem “Gdy” domaga się jakiegoś następstwa

 

… dostrzegli tańczące cienie. (…) wpadł w sam środek istot.

Cienie to nie za bardzo istoty, ale może sie czepiam

Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.

Miłe, ale przewidywalne i napisane też dość naiwnie – czy docelowy czytelnik to dziecko?

 

Niedoróbki też mi się w oczy rzuciły i to już w pierwszym zdaniu:

 

Jagoda siedziała u siebie w pokoju wyglądając przez okno, gdyby tylko matka wiedziała, co teraz robi…

Tu jest nie tylko non sequitur, ale i składniowo coś się posypawszy. Drugie zdanie, zapisane osobno, będzie dobrą mową pozornie zależną, ale jako współrzędne w złożonym nijak się nie tłumaczy.

 

Czysto fabularnie zastanawia mnie, dlaczego niesprawna ruchowo dziewczynka mieszka na piętrze, na dodatek skoro matka też ma problemy z poruszaniem się.

http://altronapoleone.home.blog

Historia raczej bajkowa. Podobno dodatkowe punkty za słodkość. ;) Dzięki, będę mieć chwilę wieczorem to zerknę i poprawię.

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Bajka, niestety, niczym mnie nie zaskoczyła i zdała się dość przegadana. Mam obawy, czy aby ta długość nie okaże się nużąca dla dzieci.

W Leśnej przygodzie, rzecz jasna, występują pies i kot, ale jakoś nie dostrzegłam tu niczego, co byłoby ilustracją powiedzenia Jak pies z kotem.

Wykonanie, nad czym bardzo ubolewam, pozostawia bardzo wiele do życzenia. Najbardziej przeszkadzały mi nie zawsze poprawnie i czytelnie złożone zdania, miejscami nadmiar zaimków i zlekceważona interpunkcja.

 

Lekki chłód otu­lał drob­ne ciał­ko dziew­czyn­ki, mimo swe­tra, który na sie­bie na­ło­ży­ła. ―> Otulanie kojarzy mi się z ciepłem i moim zdaniem to sweter otulał dziewczynę, nie chłód.

Proponuję: Lekki chłód dokuczał drobnemu ciałku dziew­czyn­ki, mimo że otuliła się swe­trem.

 

a wyraz na jej twa­rzy mo­men­tal­nie się zmie­nił… ―> …a wyraz jej twa­rzy mo­men­tal­nie się zmie­nił

 

Ja­go­da po­czu­ła mokre ka­pią­ce na jej po­li­czek łzy matki. ―> Czy bywają suche łzy?

Może wystarczy: Jagoda poczuła na policzku łzy matki.

 

Ja­go­da kie­dyś w ta­jem­ni­cy wy­kra­dła lalkę ze stry­chu i przez jakiś czas w ta­jem­ni­cy się nią ba­wi­ła. ―> Powtórzenie.

Proponuję: Kiedyś, w tajemnicy, Jagoda wy­kra­dła lalkę ze stry­chu i przez jakiś czas ba­wi­ła się nią po kryjomu.

 

nadal my­śla­ła o przy­go­dach z ksią­żek. Nim za­pa­dła w sen, po­my­śla­ła, że… ―> Powtórzenie.

Proponuję: …nadal przeżywała przy­go­dy z ksią­żek. Nim za­pa­dła w sen, po­my­śla­ła że

 

usły­sza­ła cichy hałas i za­mar­ła na kilka chwil. ―> Hałas nie może być cichy, albowiem jest głośny z definicji.

Proponuję: …usły­sza­ła jakiś hałas i za­mar­ła na kilka chwil.

 

Przed sobą uj­rza­ła ru­de­go, na­kra­pia­ne­go ko­cu­ra, który na sobie nosił czar­ne buty i czer­wo­ną pe­le­ry­nę. ―> Powtórzenie.

Proponuję: Przed sobą ujrzała ru­de­go, na­kra­pia­ne­go ko­cu­ra, ubranego w czar­ne buty i czer­wo­ną pe­le­ry­nę.

 

Przed nią ster­czał kot w bu­tach z baśni, prak­tycz­nie taki jakim go sobie wy­obra­ża­ła. Z pra­wej na­to­miast ster­czał wiel­ki ku­dłacz. ―> Nie brzmi to najlepiej.

Czy dobrze rozumiem, że kot był zwyczajny, ale miał buty z baśni?

Proponuję: Przed nią ster­czał baśniowy kot w bu­tach, prak­tycz­nie taki jakim go sobie wy­obra­ża­ła. Z pra­wej na­to­miast wiel­ki ku­dłacz.

 

Ja­go­da ubra­ła na sie­bie adi­da­sy… ―> W co Jagoda ubrała adidasy i w jaki sposób zrobiła to na siebie??? Adidasów nie wkłada się na siebie, adidasy wkłada się na stopy.

Wystarczy: Ja­go­da włożyła/ założyła adi­da­sy

 

Ro­dzi­ce spali smacz­nie już od kilku go­dzin. Na ze­ga­rze z kot­kiem, który mama przy­cze­pi­ła do ścia­ny, wska­zów­ka po­ka­zy­wa­ła pierw­szą, czyli do świtu po­zo­sta­ło kilka go­dzin. ―> Powtórzenie.

Proponuję w pierwszym zdaniu: Ro­dzi­ce spali smacz­nie już od dłuższego czasu.

 

idąc po nie­rów­nym grun­cie, gdzie każdy krok mógł zwia­sto­wać upa­dek. ―> …idąc po nie­rów­nym grun­cie, gdzie każdy krok mógł spowodować upa­dek.

 

ale nie mogła wy­do­być z nich sło­wów ―> …ale nie mogła wy­do­być z nich słów.

 

Przez chwi­lę za­pa­dła cisza i wraz z nią za­marł cały las. ―> Na chwi­lę za­pa­dła cisza, a wraz z nią za­marł cały las. Lub: Przez chwi­lę trwała cisza, za­marł też cały las.

 

Kot kiw­nął py­skiem i wska­zał głową na dziew­czy­nę. ―> Obawiam się, że żaden kot nie potrafi kiwnąć pyskiem.

Proponuję: Kot kiw­nął głową i wska­zał dziew­czy­nę.

 

Po­czu­ła jak coś od tyłu po­py­cha ją wiel­ka psia głowa. ―> Nie rozumiem tego. Zdanie do remontu.

 

Tylko ktoś kto na­praw­dę jest w po­trze­bie i z od­po­wied­nich po­bu­dek ma szan­se go od­na­leźć. ―> Raczej: Tylko ktoś, kto na­praw­dę jest w po­trze­bie i kieruje się właściwymi pobudkami, ma szan­se go od­na­leźć.

 

Nie mogła zo­ba­czyć wy­ra­zu jego twa­rzy, bo szedł przed nią, ale wy­obra­zi­ła sobie, że wy­krzy­wił pysk… ―> Koty nie mają twarzy.

Proponuję: Nie mogła zo­ba­czyć wy­ra­zu jego pyszczka, bo szedł przed nią, ale wy­obra­zi­ła sobie, że się wy­krzy­wił

 

prych­nął, aż pe­le­ry­na na jego ple­cach za­fa­lo­wa­ła. ―> Zbędny zaimek. Skoro wiemy, że kot nosi pelerynę, to czy mogła ona zafalować na innych plecach?

Proponuję: …prych­nął, aż pe­le­ry­na na za­fa­lo­wa­ła.

 

ale kot w bu­tach mach­nął ręką i ode­zwał się… ―> Koty nie maja też rąk, więc: …ale kot w bu­tach mach­nął łapą i ode­zwał się

 

Myślisz, że jestem głupi? – zapytał, a pies dziwnie zakwilił. ―> Psy potrafią kwilić?

Proponuję: Myślisz, że jestem głupi? – zapytał, a pies dziwnie zaskomlał.

 

Ahhh, za­mknij się, idzie­my… ―> Ach, za­mknij się, idzie­my

 

za­mknij się, idzie­my, już nic nie będę mówił, ale ty też się le­piej nie od­zy­waj, jeśli nie chcesz mieć we mnie wroga…

I tym spo­so­bem kocur wy­su­nął się nieco przed nich, a Ja­go­da nie mogąc się po­wstrzy­mać za­śmia­ła się cicho. ―> Siękoza.

Proponuję: …za­mknij się, idzie­my, już nic nie powiem, ale ty też nic nie mów, jeśli nie chcesz mieć we mnie wroga…

I tym spo­so­bem kocur wyprzedził ich nieco, a Ja­go­da, nie mogąc po­wstrzy­mać wesołości, za­śmia­ła się cicho.

 

Dziew­czy­na kro­czy­ła za nimi nie­zdar­nie, pró­bu­jąc do­trzy­mać im kroku. ―> Nie brzmi to najlepiej. Czy oba zaimki są konieczne?

Proponuję: Dziew­czy­na kro­czy­ła nie­zdar­nie, pró­bu­jąc nadążyć za nimi.

 

można było do­strzec wolną prze­strzeń i de­li­kat­nie od­bi­ja­ją­cą taflę je­zio­ra… ―> Co odbijała tafla jeziora?

Proponuję: …można było do­strzec wolną prze­strzeń i de­li­kat­nie przebłyskującą taflę je­zio­ra

 

Im znaj­do­wa­li się bli­żej, do­strze­gli tań­czą­ce cie­nie. ―> Gdy podeszli bli­żej, do­strze­gli tań­czą­ce cie­nie.

 

wpadł w sam śro­dek istot, które za­re­ago­wa­ły prze­raź­li­wym krzy­kiem, który za­dźwię­czał im w uszach. Dziew­czy­na chcia­ła iść w ślad za nim… ―> Skąd wiadomo, że przeraźliwy krzyk zadźwięczał istotom w uszach i dlaczego dziewczyna chciała iść za krzykiem?

Zdanie do remontu.

 

– Pięk­ne panie, wi­taj­cie, w  jakże… ―> – Pięk­ne panie, wi­taj­cie, w  jakże

 

Słowa jed­nak nie do­tar­ły do nich, bo pies pchał ją do przo­du z siłą, o którą go nie po­dej­rze­wa­ła. ―> Zupełnie nie rozumiem, dlaczego silne pchanie jej sprawiło, że słowa nie dotarły do nich

Zdanie do remontu.

 

Gdy w końcu przed sobą spo­strze­gli świa­tło, które cza­ro­wa­ło ich swym bla­skiem. ―> Pewnie miało być: W końcu do­strze­gli przed sobą świa­tło, które cza­ro­wa­ło ich swym bla­skiem.

 

Za­kłó­ca­jąc cu­dow­ną chwi­lę… ―> Za­kłó­ca­jąc cu­dow­ną chwi­lę

 

a ona z tego wszyst­kiego pa­dła na niego… ―> Czy to celowy rym?

 

Sierść na karku psa się zje­ży­ła, za­war­czał cicho po czym spoj­rzał na nią. ―> Czy dobrze rozumiem, że pies spojrzał na zjeżoną sierść?

Zdanie do remontu.

 

ru­szył w drogę po­wrot­ną. Wie­dzia­ła, że resz­tę drogi musi prze­być sama… ―> Powtórzenie.

Proponuję: …ru­szył w drogę po­wrot­ną. Wie­dzia­ła, że dalej musi iść sama

 

Ma­gicz­ne świa­tło przy­cią­ga­ło ją ni­czym lep na muchy, wa­bi­ło swoim bla­skiem… ―> Ma­gicz­ne świa­tło przy­cią­ga­ło ją ni­czym lep muchy, wa­bi­ło bla­skiem

 

łzy po­cie­kły po jej po­licz­kach. Otar­ła je rę­ka­wem i spoj­rza­ła na swoje dło­nie. Jej pi­ża­ma… ―> Czy wszystkie zaimki są konieczne?

 

Gdy w końcu w ro­dzi­nie Ja­go­dy emo­cje nieco opa­dły, ra­do­ści nie było końca… ―> Raczej: Gdy w końcu w ro­dzi­nie Ja­go­dy emo­cje nieco opa­dły, choć ra­do­ści nie było końca

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dzięki, przyjżę się wyszczególnionym fragmentom wieczorem. Jak zwykle można liczyć na dobre rady. Widocznie zardzewiało mi się trochę przez ten rok. ;) Próbuję coś napisać jeszcze na LocoMotywnik, może wyrobię się w terminie i tym razem pójdzie nieco lepiej.

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Też tak pomyślałam, Morgiano, że to wina przerwy w pisaniu i że kolejne opowiadania pewnie będą coraz lepsze. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Bajeczka niczego sobie, ładnie napisana – przeczytałam na jeden raz. Tylko postać matki mi zgrzytała. Z pierwszego akapitu wywnioskowałam, że to jakaś harpia ogromna i w ogóle wyrodna matka, jak się w pokoju dziewczynki pojawiła, to wrażenie się ugruntowało. Potem robisz lekką woltę i okazuje się, że nie wyrodna, tylko śmiertelnie wystraszona chorobą córki i przez to nadopiekuńcza. Postawy mamuśki nie pochwalam, ale potrafię zrozumieć. Obawiam się tylko, że dzieciaki nie będą takie wyrozumiałe, dla nich mama będzie tą jednoznacznie złą. Nawet jeśli zdołasz wyjaśnić, że zamykała córkę w pokoju i wszystkiego zabraniała z troski, bo dziewczynka była chora, to jeszcze zostaje kwestia fajnych prezentów od babci, które dziecku odbierała.

Sama fabuła… Trochę za łatwo jej poszło, poza przygodą z – jak się domyślam – rusałkami. Zresztą i same rusałki trzeba będzie dzieciakom wytłumaczyć, bo z tekstu nie wynika kogo spotkali i dlaczego były to złe istoty.

Wreszcie, każda szanująca się bajka powinna mieć jakiś marał i – to już moje zdanie – powinien to być morał w miarę zgodny z rzeczywistością. Niestety, stwierdzenie, że jak ktoś jest w potrzebie, to będzie mu dane, zgodny z rzeczywistością nie jest.

Reasumując, fajnie napisane, dobrze się czyta, ale nie przekonało mnie.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Dzięki, Irka, biorę na klatę wszystkie sugestie i czepialstwo, mogę jednak zaznaczyć, że mocno cięłam tekst i pewnie też mu to znacznie zaszkodziło, ale tak to jest jak się chce napisać pod coś, a nie po prostu dla samej idei pisania. Ogólnie wszystkie moje teksty poniżej 20k znaków zawsze mają jeden problem, są mocno okrojone w najważniejszych momentach. Chyba po prostu powinnam mieć nauczkę, by nie pisać nic krótkiego. Dzięki jeszcze raz za przeczytanie i komentarz. :)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

No nie urzekło mnie, ale i nie rozczarowało. Nie czytało się źle, czasem gdzieś coś zgrzytnęło, za to sam początek, opis dziewczynki samej w pokoju mi się podobał.

Wydało mi się, że historia jest jednak zbyt prosta, że z tego pomysłu można było wyciągnąć więcej – albo w obecnej formie tu i ówdzie przyciąć. Niemniej jednak chwyciło mnie coś w końcówce, ten zajawiony powrót psa i kota. Wyszło jakoś tak filmowo, hollywoodzko – a więc może i zagranie proste, ale na mnie podziałało. 

Dzięki, Nir za odwiedziny i komentarz. Cieszę się, że chociaż końcówka zaskoczyła. Zgadzam się, że poszło zbyt prosto, biorę to na siebie, powinnam po prostu napisać to na te 10k znaków więcej, tak jak wychodziło w pierwszej wersji, a nie ciachać na siłę. No ale cóż… Człowiek jest głupi po szkodzie. :(

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Bajka wciągnęła mnie. Napisana dość zgrabnie i obrazowo. Przeczytam córce :)

Dziękuję, za miłe słowa. <3

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

 Jagoda siedziała u siebie w pokoju wyglądając

Jagoda siedziała u siebie w pokoju, wyglądając.

 delikatny deszczyk

Aliteracja.

 Wolała to po tysiąckroć, niż zaduch pokoju

Dałabym raczej "wolała to od zaduchu", ale to może być kwestia gustu.

 o ciepłym wyrazie twarzy

Mmm, nie bardzo to widzę.

 pamiętała jeszcze te czasy

"Te" zbędne.

 matka była zgrabna, może nieco grubsza

Niejasne – grubsza w porównaniu z czym?

 Dziewczynka za ten stan rzeczy winiła siebie.

Szyk trochę nienaturalny. Ja dałabym: Za ten stan rzeczy dziewczynka winiła siebie. Ponadto – mała wini siebie z tycie matki? Nie za mała jest, żeby to uważać za problem?

 zadziwiająco szybko postępowała

Lepiej: postępowała zadziwiająco szybko.

 a z każdym kolejnym miesiącem jej ciało  

Tej choroby? Gdybyś wyrzuciła zaimek, zdanie byłoby jaśniejsze – może to paradoks.

z każdym kolejnym miesiącem jej ciało odmawiało posłuszeństwa

To już właściwie nie po polsku. Z każdym kolejnym miesiącem coś może się nasilać, ale nie odmawiać.

 Znowu otwierałaś okno? – zapytała

Ostatnio podmiotem była córka, nie matka.

 wyraz jej twarzy momentalnie się zmienił, ciepłe oblicze znikło, zastąpił je gniew i żal

Purpura.

 Każda choroba znacznie pogarsza twój stan!

Nienaturalne, zwłaszcza w rozmowie z dzieckiem.

 Zapomniałaś jak było ostatnio?

Zapomniałaś, jak?

 była wtedy tak słaba i praktycznie przestała się poruszać.

Może jednak powiąż to mocniej: była wtedy taka słaba, że praktycznie przestała się ruszać.

 basen w pokoju przez kilka tygodni stanowił nieodłączny element wystroju.

Rym i dziwny szyk: basen przez kilka tygodni stanowił nieodłączny element wystroju sypialni.

 Kobieta spojrzała na córkę i ku jej ogromnemu zaskoczeniu, odłożyła książki na półkę i nachyliła się by ją uściskać.

Przecinki (wtrącenia! uważaj na nie), uciekające podmioty: Kobieta spojrzała na córkę i, ku jej ogromnemu zaskoczeniu, odłożyła książki na półkę i nachyliła się, by uściskać dziecko.

przy szyi Jagoda poczuła na policzku

To przy szyi – czy na policzku?

 Nie chcę by

Nie chcę, by.

 awanturę jaka się wtedy wywiązała.

Awanturę, która. To konkretna awantura. Nie jestem też pewna "wywiązała", ale lepszego pomysłu nie mam.

 takiej niezwykłej dziewczynce, jaką jest Jagoda

Troszkę przesadzasz z tą okrągłością stylu. Może: takiej niezwykłej dziewczynce, jak Jagoda?

 Jagoda kiedyś w tajemnicy wykradła lalkę ze strychu i przez jakiś czas bawiła się nią w tajemnicy.

Pierwsze "w tajemnicy" wyrzuciłabym.

 doceniała, że starsza kobieta zawsze starała się trafić w jej gust

Myślenie o babci w ten sposób nie świadczy o ciepłych uczuciach. Starsza pani, tak. I – zawsze się stara (c.t.).

 Choć książki nie były pierwszej młodości, sprawiły jej niemałą radość.

Prawie się rymuje. No, i – stare książki są najlepsiejsze ^^.

 znalazły się w nich

Nie "wśród nich"?

 bo jedyne co potrafiła robić

Jedyne, co potrafiła robić. Potrafiła – czy była w stanie?

 Wieczorem gdy

Wieczorem, gdy.

 pomyślała, że szkoda iż może tylko o nich czytać.

A może tak: pomyślała, jaka to szkoda, że może tylko o nich czytać. Nie brzmi lepiej?

 Mogła zobaczyć to tak dokładnie

Anglicyzm. Widziała to tak dokładnie.

 zapragnęła krzyczeć, ale łapa kota wiedziała, co zrobić, by nie wydała z siebie nawet najmniejszego, niepożądanego odgłosu.

To źle brzmi. (Ta autonomiczna łapa…?) Ostatni przecinek wytnij, nie dzieli się grupy nominalnej.

 Lampo zostaw

Lampo, zostaw.

 Przed nią sterczał baśniowy kot w butach

Sterczał?

 taki jakim

Taki, jakim.

zaspane oczy, by pozbyć się resztek snu

To w zasadzie jest powtórzenie.

 zasapał radośnie

Hmm.

oznaczało tak

Supozycja materialna: oznaczało "tak".

 wyczekującej ciszy

To nie cisza wyczekiwała, u jasnej ciasnej.

 jakby to mogło coś zmienić w jej marnym życiu

Pokaż mi, że ona tak myśli – kiedy o tym zapewniasz, nie chce mi się wierzyć.

 wrócić, tak by

Wrócić, tak, by.

 wyrośnie na niej piękne winogrono

Jedno?

 Bez rosnących wszędzie gałęzi łatwiej było stąpać

Stąpa się po ziemi.

 a nim się obejrzała znajdowała się

A zanim się obejrzała, była już. "Znajdowała się" jest zbyt wysokie w tonie.

 Kot w butach i Lampo szukali kolejnej drogi ucieczki, węsząc pod płotem, aż w końcu znaleźli miejsce pod siatką przez, które cała trójka spokojnie mogła się przecisnąć.

Oj, nie wygląda to na starannie zrobione ("przez, które" – serio?). Kot w butach i Lampo węszyli pod płotem, aż w końcu znaleźli miejsce, gdzie cała trójka mogła się przecisnąć pod siatką.

 oddalonego kilkaset metrów od jej domu

O kilkaset metrów. "Jej" zbędne.

 Zawsze podziwiała zielone korony drzew z okien salonu, ale nigdy nie udała się do niego nawet na zwykłą przechadzkę

Nie udała się do salonu? Hmm?

 Na samą myśl czuła w ustach nieprzyjemny smak rozgoryczenia i żalu, który ściskał jej serce.

Przeczytaj to na głos. Purpurowe jak disneyowski kot z Cheshire.

 choć musiała uważać na siebie idąc po nierównym gruncie, gdzie każdy krok mógł spowodować upadek.

Skróć, pokaż to.

 Cierpliwie czekał na to, aż znów będzie gotowa ruszyć w dalszą drogę.

Skróć: Cierpliwie czekał, aż będzie gotowa ruszyć w dalszą drogę.

 Jej towarzysz ją wyminął

Jakoś dziwnie to brzmi.

 W końcu ich dostrzegła sporo przed sobą.

To też.

 ogromnym starym drzewem na niewielkiej polance

Zmieściło się?

 nie mogła dostrzec, kim jest ów nieznajomy

Udziwniasz.

 Gdy podeszła bliżej wszystko stało się jasne

Gdy podeszła bliżej, wszystko stało się jasne.

 dodatkowo dodawały

Masełko.

zamarła, otworzyła usta

Jak, skoro zamarła?

 nieco rozbawiony głos

Ludzie, no.

w mroku nocy przy słabym świetle

Wybierz jedno.

 zwierzęce odgłosy,

Odgłosy zwierząt.

 Jagodzie mimowolnie serce zaczęło mocniej bić.

Bo normalnie to podlega świadomej kontroli?

 Poczuła jak

Poczuła, jak.

 Na waszym miejscu, tam skierowałbym swe kroki.

Bez przecinka.

 Gałąź po ich prawej ułożyła się wskazując im kierunek, w którym powinni iść.

Hmm. Nie brzmi mi to.

 Jagoda naśladując kota i psa niezdarnie się ukłoniła i podziękowała, to były pierwsze słowa, które zdołała z siebie wydusić,

To już po prostu nieporządne: Jagoda, naśladując kota i psa, niezdarnie się ukłoniła i podziękowała. To były pierwsze słowa…

 oddalili się znacznie od miejsca, w którym zostawili Leszego

No, nie wiem.

 zawarczał cicho z niezadowoleniem

Warknął cicho. Interpretacja niepotrzebna.

 wszystko jak okiem sięgnąć

Wszystko, jak okiem sięgnąć.

 ty też nic nie mów, jeśli nie chcesz mieć we mnie wroga…

O co oni się kłócą?

 I tym sposobem kocur wyprzedził ich nieco

Jakim sposobem? I – dwa przysłówki obok siebie.

 Dziewczyna kroczyła niezdarnie, próbując nadążyć za nimi.

To też nie brzmi dobrze, przez chwilę byłam zdezorientowana.

ślina smakowała jak metal

Hem?

W końcu po długim marszu w leśnej gęstwinie, drzewa

Wtrącenie: W końcu, po długim marszu w leśnej gęstwinie, drzewa.

 rozrzedzać

Rzednąć. To nie zupa.

 miejscami można było zauważyć wolną przestrzeń i delikatnie przebłyskującą taflę jeziora

Skróciłabym: miejscami przebłyskiwała tafla jeziora.

 Mimowolnie Jagodzie serce zabiło mocniej.

Już o tym mówiłam.

 wydając z siebie piękny, zaczarowany śpiew.

Pokaż to.

 wpadł w sam środek istot, zareagowały przeraźliwym krzykiem

Rozdzieliłabym.

 Słowa jednak nie dotarły do nich, zostały zagłuszone ich kroki,

Nie wiem, co się tam stało.

 światło, które czarowało ich swym blaskiem

 Zakłócając tę cudowną chwilę, w leśnej gęstwinie za nimi rozległ się przeraźliwy krzyk.

Źle zorganizowany opis. Komentarz go psuje.

 wpadła na niego mało nie tracąc

Wpadła na niego, o mało nie tracąc.

 Sierść na karku psa się zjeżyła, zawarczał cicho po czym spojrzał na Jagodę.

Rozdzieliłabym. Ponadto: zawarczał (warknął?) cicho, po czym…

 Kiwnęła mu na znak

Czym kiwnęła?

 pies nie czekając

Pies, nie czekając.

 przyciągało ją niczym lep na muchy

Lep nie przyciąga much.

 jej dusza była nęcona przez nie

Strona bierna – bardzo nienaturalna.

ruszyła by

Ruszyła, by.

 gdy zbliżyła się

Nienaturalny szyk. Gdy się zbliżyła.

 lub też po prostu w końcu oczy

"Lub też" nie pasuje. Ja dałabym: a może po prostu oczy przywykły…

 Dostrzegła to czego tak długo szukali.

Jak długo? Niewiele było tych przygód.

 czy jest godna by go zerwać

Czy jest godna go zerwać.

 Te wątpliwości zasiał w niej Leszy.

I nie mogłaś tego pokazać?

 zastanawiała się czy

Zastanawiała się, czy.

 Wcześniej postrzegała to tylko jako cudowną przygodę, która pierwszy raz zdarzyła się w jej smutnym, chorym życiu.

Zapewniasz, zapewniasz, zapewniasz. Kładziesz mi łopatą do głowy coś, co trzeba było pokazać.

zakrzyknęła

… serio? Została nagle Baśką Wołodyjowską, czy co?

 wyskakując przerażona z łóżka, ze zwinnością o jaką się nie podejrzewała.

Ze zwinnością, o jaką się nie podejrzewała. I – purpura.

 Wyglądała jakby

Wyglądała, jakby.

 jej ciało, jej nogi i ręce były normalne

… nie wiedzieliśmy dotąd, że wyglądały nienormalnie.

 rzuciła się kobiecie na szyje

To ile tych szyj?

 emocje nieco opadły

Dziennik telewizyjny, słowo daję.

 Gdy w końcu w rodzinie Jagody emocje nieco opadły, choć radości nie było końca, dziewczynka jak zwykle przed snem pogładziła ręką książki, które od pamiętnej nocy, cały czas leżały na półce.

Bałagan. W końcu w rodzinie Jagody emocje nieco opadły, choć radości nie było końca. Dziewczynka, jak zwykle przed snem, pogładziła ręką książki, które od pamiętnej nocy cały czas leżały na półce.

 że w lesie, na zawsze ich straciła

Bez przecinka.

 Nie powiedziała nikomu co się stało tamtej nocy, nie chciała by rodzina myślała, że oszalała.

Nie powiedziała nikomu, co się stało. Nie chciała, by. I rym.

 Przebudziła się  

Znów – zbyt wymyślnie.

 nie myślałaś, że się nas tak szybko pozbędziesz?

Ale jak się stamtąd wydostali?

 

Bardzo okrągłe zdania. Przesadnie okrągłe – nie pasują do baśniowości, której wyraźnie szukasz, ale jakoś nie znajdujesz. Nie ma tu tajemniczości, a chyba powinna być. Ogólnie dostrzegam tu wyraźne ślady pośpiechu – stać Cię na większą staranność. Wszyscy to wiemy. A tak – trafiasz kulą w płot i tyle z atmosfery. Fabuła też pisana na kolanie – bohaterka właściwie nic nie robi. Może zaważył tu limit… Nie pokazałaś wcale powstawania przyjaźni między Jagodą, a jej towarzyszami (miłość może powstać w mgnieniu oka, na przyjaźń trzeba czasu) – przez to jej troska o nich zdaje się wymuszona kaprysem autorskim. Nienaturalna. Tematu konkursu też nie rozwinęłaś.

 mogę jednak zaznaczyć, że mocno cięłam tekst i pewnie też mu to znacznie zaszkodziło

No, niestety – widać, że upychałaś tekst kolanem w limicie czasu i objętości, a on uciekał bokami, jak ciasto z miski. Może następnym razem.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

O matko, Tarnino, zabiłaś mnie tym komentarzem. Dobra, kończę z krótkimi tekstami, nie ma co się łasić na limit mniejszy niż 25 k znaków. Dzięki, postaram się poprawić w wolnej chwili.

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Przystępnie napisane opowiadanie, to znaczy: łatwo się czyta i podejrzewam, że język tekstu dla dzieci również byłby w sam raz, jest gładki, bez udziwnień. Nie obyło się jednak bez błędów.

Kot w Butach fajny; chcę więcej Kota w Butach!

Natomiast teraz będę marudzić, mianowicie trochę mi zgrzyta ten happy end. I brak morału. Bo jaki właściwie wydźwięk i przesłanie niesie ta historia? Wyobraźnia leczy nieuleczalne choroby?

Widziałam kiedyś (gdzieś – nie mogę sobie przypomnieć co to był za film/książka) podobny motyw – to jest rozwiązywanie problemów poprzez samo chcenie. Nie przemawia to do mnie. Sytuacja jest trudna, nie do pozazdroszczenia, a happy end wydaje się tu nie na miejscu. Wiem, to bajka, wszelka krytyka, która zaczyna się od słów „w prawdziwym życiu” nie bardzo pasuje, ale wydaje mi się, że rozwiązanie przyszło za łatwo. Czy aby na pewno powinno się uczyć dzieci takiego podejścia? Mocno to ułagodzone, filmowe, przesłodzone. Imo, kiedy już decydujemy się na wprowadzenie do tekstu tak ciężkiego wątku, to warto zachować trochę konsekwencji i nie zasypywać tej goryczy cukrem.

Wykorzystanie hasła konkursowego: yes

 

Dzięki za wzięcie udziału w konkursie.

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Limit. To wina limitu. :P Dzięki, Grav za wyczerpujący komentarz, biorę sobie do serca, następnym razem może będzie lepiej. :)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Dzięki, Anet. :)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Fantastyka – jest

Wykorzystanie hasła konkursowego – mogło być ciut lepiej ;)

 

Morgiana89 – witam po długalaśnej przerwie :) Podobała mi się baśniowość Twojego opowiadania, na pewno sprawi dużo radości dziecięcym odbiorcom. Bardzo fajnie wykreowałaś relację matka – córka, czuć między nimi ogromną miłość, nawet mimo żalu Jagódki o pewną nadopiekuńczość ze strony mamy. I nawet mimo niezbyt przychylnych myśli na temat matczynego wyglądu (a fe, nieładnie, córki często potem wyglądają jak ich rodzicielki, genów nie oszukasz :P) ;)

Generalnie wzięłaś na warsztat bardzo trudny temat, trudny na tyle, by, przynajmniej według mnie, zaburzyć pewną równowagę w tekście. Tak, jak wspomniała gravel – przy tak poważnej chorobie happy end jest aż nazbyt baśniowy (wiem, w bajkach wszystko zdarzyć się może, ale…). Może gdyby problem był mniej poważny, to jakoś by to uszło (chociaż wiem, że chodziło przede wszystkim o tę potrzebę, którą mógłby zaspokoić kwiat paproci). 

Główna bohaterka wzbudza sympatię, podobnie jak jej fantastyczni przyjaciele, chociaż wolałabym, gdyby było o nich trochę więcej, może kosztem dość rozbudowanego początku. Bo na pewno dałoby się z tej psiokociej relacji jeszcze coś wycisnąć i tym samym lepiej spełnić wymogi konkursu :) I też bym chciała więcej kota w butach :D

Warsztatowo jest jeszcze trochę do poprawy, na pewno pojawia się sporo powtórzeń, drobna zaimkoza i interpunkcja nie zawsze taka, jaka być powinna, ale czytało się płynnie, oczy nie bolały ;) Może następnym razem najpierw daj na betalistę?

 

Podsumowując – nie było źle, czytało się przyjemnie :)

 

Dziękuję za udział w konkursie!

Na pewno posłucham rady, co do betalisty, jak widać bez tego ani rusz. Dzięki za konkurs i wyczerpujący komentarz, pokazujący słabe strony tekstu. Wybacz, że dopiero teraz, ale wyleciało mi z głowy by odpisać. :)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Nowa Fantastyka