- Opowiadanie: xamislaw - Bruno i Szpon

Bruno i Szpon

Moja pierw­sza pu­bli­ka­cja w tym miej­scu. Wie­rzę, że nie ostat­nia, a każda ko­lej­na bę­dzie le­piej skon­stru­owa­na.
Mi­łe­go czy­ta­nia Wam życzę.

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Bruno i Szpon

Wrota za­my­ka­ły się z nie­przy­jem­nym zgrzy­tem, który niósł się echem po całej kra­inie. Pa­no­wie tego świa­ta ode­szli, po­rzu­ca­jąc nas. Za­bra­li słoń­ce, po­zo­sta­wia­jąc nas w mroku. Za­słu­ży­li­śmy na taki los. Nasze nie­po­słu­szeń­stwo do­pro­wa­dzi­ło do tego. Wraz z ciem­no­ścią przy­szła cisza. Pusta, zimna cisza. Naj­trud­niej­szy był po­czą­tek. Alice, nawet na mnie nie spoj­rza­ła. Za­mknę­ła wrota, jed­no­cze­śnie za­my­ka­jąc ko­lej­ny roz­dział mo­je­go psie­go życia. Ze wszyst­kich wszech­mo­gą­cych, Alice była naj­groź­niej­sza. To ona pro­wa­dzi­ła stado, wska­zu­jąc nam drogę, kar­miąc nas, na­gra­dza­jąc i ka­rząc. Bra­łem pod uwagę, że odej­dzie. Nigdy jed­nak nie są­dzi­łem, iż w po­dróż uda się sama. Zwłasz­cza w zimę stu­le­cia. Ja, Bruno, je­stem jej pierw­szym straż­ni­kiem. Wy­szko­lo­nym za­bój­cą. Naj­wier­niej­szym to­wa­rzy­szem i przede wszyst­kim naj­więk­szym przy­ja­cie­lem.

 

 

 

– Ona wróci – po­wie­dział ze smut­kiem do sa­me­go sie­bie.

– Nie li­czył­bym na to – od­po­wie­dział mu głos z cze­lu­ści. Pies na­sta­wił uszy, pod­niósł ogon i zwró­cił głowę w stro­nę do­cho­dzą­cych słów.

– Wyłaź Szpon! Wiem, że to ty – krzy­cząc, wpa­try­wał się w czar­ny obraz świa­ta. Kiedy spo­glą­dasz w ot­chłań ona rów­nież pa­trzy na cie­bie. Do­pie­ro teraz te słowa na­bra­ły sensu dla Brunona. Dwa śle­pia roz­bły­sły w ciem­no­ści. Jedno po­ma­rań­czo­we dru­gie zaś zie­lo­ne. Gdyby nie wszech­obec­ny mrok, przy­siągł­by, że po­twór się uśmie­cha.

Śle­pia zni­kły w jed­nej chwi­li. Zo­ba­czył czar­ny kształt, który wzbi­ja się w po­wie­trze, lecąc ku niemu. Przy­jął po­zy­cję obron­ną, na­pi­na­jąc wszyst­kie mię­śnie. To nie była czy­sta walka. Jego biała sierść aż świe­ci­ła w ak­tu­al­nych wa­run­kach. Szpo­na zaś zdra­dza­ły tylko oczy i cien­kie białe wąsy. Prze­ciw­nik wy­lą­do­wał mięk­ko na przed­nich ła­pach przed samym py­skiem Bruno i nie cze­ka­jąc, przy­stą­pił do ataku. Lewa łapa ude­rzy­ła w sam śro­dek nosa psa, od­ci­ska­jąc na nim pa­zu­ry. Bruno zmarsz­czył pysk w prze­raź­li­wym bólu i za­ata­ko­wał szczę­ka­mi. Chłap! Zła­pał tylko po­wie­trze w miej­scu, gdzie jesz­cze przed se­kun­dą stał kot. Ogar­nę­ła go znów ciem­ność. Może nie mogę cię zo­ba­czyć, ale mogę cię wy­czuć. – po­my­ślał, przy­kła­da­jąc pysk do ziemi. Uak­tyw­nił ta­lent węchu, wi­zu­ali­zu­jąc w gło­wie całą prze­strzeń wokół sie­bie. Mam cię! Ob­ró­cił się i zła­pał kota w locie. Ten wy­śli­zgnął mu się, odbił tyl­ny­mi ła­pa­mi od jego kor­pu­su i uciekł w stro­nę cie­nia. Bruno po­śli­zgnął się na gład­kiej na­wierzch­ni, ro­biąc dwa kroki w miej­scu i ru­szył za czar­nym ogo­nem. Wie­dział, że nie może teraz od­pu­ścić. Jeśli zgubi ogon, zgubi prze­ciw­ni­ka. Tym samym i sie­bie. Szpon sku­pił się i przy­spie­szył. Znał Bruno. Wie­dział, że ma tylko jedną próbę. Spo­wol­nił czas i wy­ostrzył wszyst­kie swoje zmy­sły. Ob­ró­cił głowę w lewo. Pies był już tylko dwie łapy za nim. Głowa przed sie­bie. Mocne zgię­cie przed­nich łap. Prze­nie­sie­nie ener­gii do siły wy­sko­ku. Sko­czył na ścia­nę przed sobą i za­czął biec ku górze. Krok pierw­szy, drugi, trze­ci, od­bi­cie! Szpon prze­le­ciał nad cia­łem psa, ro­biąc przy tym pi­ru­et. Gdy zna­lazł się nad Bruno, spró­bo­wał za­ata­ko­wać jesz­cze nie­sku­tecz­nie jego ogon. Po czym przyjął do­god­ną do lą­do­wa­nia po­zy­cję. Bruno za­to­czył głową za kotem i runął z peł­nym im­pe­tem w ścia­nę, skom­ląc przy tym. Jego świat wi­ro­wał. Prawy łuk brwio­wy palił od ude­rze­nia. Sta­rał się zo­gni­sko­wać wzrok na prze­ciw­ni­ku, lecz to chwi­lo­wo nie było moż­li­we. Zro­bił chwiejny krok i padł.

Szpon pa­trzył le­ni­wie na swoją ofia­rę i pod­szedł do niej nie­spiesz­nie.

 

***

 

Pust­ko­wia roz­cią­ga­ły się po sam ho­ry­zont, który wień­czy­ły groty skal­ne. Szpon pro­wa­dził dru­ży­nę, uży­wa­jąc swego ta­len­tu, by le­piej wi­dzieć w ciem­no­ści. Za­trzy­mał się i usiadł na pod­ło­dze, kie­ru­jąc swą uwagę na Brunona.

– Udało nam się usta­lić, kto jest nowym prze­wod­ni­kiem stada – po­wie­dział to dum­nie, wa­chlu­jąc się przy tym ogo­nem – jeśli mamy prze­żyć mu­si­my współ­pra­co­wać. A jak wiesz, bez po­ży­wie­nia dużo czasu nam nie zo­sta­ło. Musimy do­trzeć do placu nad fi­la­ra­mi – mó­wiąc, wska­zał łapą obiekt w od­da­li – by zwięk­szyć nasze szan­se na zna­le­zie­nie cze­goś do je­dze­nia, ja udam się górą przez bi­blio­te­kę, ty zaś roz­glą­daj się tu na pust­ko­wiach. Zro­zu­mia­łeś? – po­wie­dział, pa­trząc na psa i wy­cze­ku­jąc od­po­wie­dzi.

– Tak – od­po­wie­dział zre­zy­gno­wa­ny Bruno, zer­ka­jąc na cel wy­pra­wy. – Zro­zu­mia­łem.

Szpon ob­ró­cił się i wsko­czył w mrok. Widać było tylko czar­ną plamę, która pre­cy­zyj­ny­mi sko­ka­mi pięła się na szczyt bi­blio­te­ki. Dwie książ­ki wysuneły się z półki i za­czę­ły spa­dać na psa. Bruno sko­czył w lewo, za­uwa­ża­jąc dwa spa­słe tomy w ostat­niej chwi­li.

– Uwa­żaj! – krzyk­nął gniew­nie, tym samym już wie­dząc, że po­peł­nił błąd. Za spra­wą szczek­nię­cia lub nie­zdar­no­ści kota, po­je­dyn­cze książ­ki za­czę­ły zsu­wać się z naj­wy­żej półki bi­blio­te­ki, ła­piąc przy tym za rogi swo­ich są­sia­dów. La­wi­na stron za­czę­ła spa­dać z nieba. Bruno nie za­sta­na­wia­jąc się, uru­cho­mił ta­lent, ska­cząc przed sie­bie. Nie było czasu się roz­glą­dać. Biegł mo­dląc się, iż zdąży nim zo­sta­nie zgnie­cio­ny przez opa­słe tomy bi­blio­te­ki. Wy­ostrzył swoje zmy­sły. Czuł, że najbliższy egzemplarz jest tuż na jego głową. Sku­pił się i uży­wa­jąc znów ta­len­tu, wy­ko­nał naj­moc­niej­szy skok, na jaki go było stać. Bi­blio­te­ka ru­nę­ła, wy­rzu­ca­jąc w nie­bio­sa cały kurz, który mie­ścił się od lat na księ­gach. Gdy opadł pył, Bruno się obej­rzał – było bli­sko… bar­dzo bli­sko – po­my­ślał. Za­czął szu­kać kota z na­dzie­ją, że może wresz­cie się go po­zbył. Ten sie­dział już na niż­szej półce skal­nej jakby nigdy nic się nie stało. Wpa­try­wał się w czar­ny obraz, który nad nim wi­siał. By wyjść cało z opre­sji, mu­siał pew­nie zużyć jedno z sied­miu żyć. Pod­szedł po­wo­li do kota sta­ra­jąc się wy­pa­trzeć na co ten zerka.

– Na co pa­trzysz? – zapytał, gdy zna­lazł się metr od sie­dzą­ce­go fu­trza­ka.

– Na wy­rocz­nię. – od­po­wie­dział, nie od­ry­wa­jąc oczu od czar­ne­go ob­ra­zu – wi­dzia­łem jak Alice i Tom pa­trzą na ten obraz, jakiś teraz krzy­wy. Ma dla nich spore zna­cze­nie. Sądzę, że jest czymś w rodzaju wyroczni. Prze­po­wia­da przy­szłość. Cza­sem dobrą, cza­sem złą. Nie­jed­no­krot­nie śmia­li się i pła­ka­li pod­czas sesji – po­wie­dział, wpa­da­jąc w za­du­mę – teraz jed­nak obraz mil­czy. Może to też jakaś prze­po­wied­nia… – Mó­wiąc to ze­sko­czył z półki i udał się znów na pust­ko­wia w stro­nę wy­bra­ne­go celu.

 

***

 

Czte­ry ozdob­ne fi­la­ry wzno­si­ły się w nie­bio­sa. Wień­czył je plac, który na co dzień wy­peł­nio­ny był po brze­gi mię­sem, słod­ki­mi so­sa­mi, pie­czo­ny­mi ziem­nia­ka­mi a cza­sem i sło­dy­czą tak słod­ką, że cu­kier wy­krzy­wiał aż twarz. Bruno nigdy nie wi­dział placu. Jego węch jed­nak po­zwa­lał mu wi­dzieć, jakby na nim był. Nie­po­ko­ił go jed­nak fakt, że ak­tu­al­nie czuł tylko za­pach swo­je­go to­wa­rzy­sza. Plac był wy­so­ko. Nawet z po­mo­cą ta­len­tu nie we­sp­nie się po fi­la­rach. Co in­ne­go kot.

Szpon za­czął ma­chać tył­kiem w lewo i w prawo, przy­go­to­wu­jąc się do skoku. Pa­trzył w górę na kra­wędź łą­czą­cą dolny oraz górny świat – nie je­stem już mło­dzień­cem – po­my­ślał – mam czterdzieści dwa lata, pięć żyć i ból prawej łapy – za­marł – a jak nie do­sko­czę? Bruno do końca mych dni bę­dzie się śmiał ze mnie.

– Jakiś pro­blem? – rzekł pies, pod­no­sząc prawą brew.

– Myślę, czy mi się chce ska­kać – po­wie­dział znu­żo­nym gło­sem i usiadł liżąc łapę.

– Pod­sa­dzić cię? – prych­nął, wpa­tru­jąc się w kota.

– Nie po­trze­bu­je two­jej ani ni­czy­jej po­mo­cy, by się tam wdra­pać – od­rzekł, zaj­mu­jąc się dalej hi­gie­ną pra­wej łapy.

Bruno uśmiech­nął się i za­czął wę­szyć. Było ciem­no, ale znał bar­dzo do­brze ten ka­wa­łek pust­ko­wi. Z po­mo­cą przy­szło mu też świa­tło księ­ży­ca. Jest! – krzyk­nął w duchu – wy­grze­bał spod półki skal­nej zie­lo­ne­go węża. Zła­pał go w pysk i pod­rzu­cił, naj­ci­szej jak po­tra­fił za plecy kota, pró­bu­jąc przy tym nie pęk­nąć ze śmie­chu.

– Uważaj! – krzyk­nął, ska­cząc w bok, łapą wska­zu­jąc zie­lo­ne­go płaza.

– Co… – puf! Nie­je­den sztuk­mistrz mógł­by po­zaz­dro­ścić mu tej sztucz­ki. Kot w ułam­ku se­kun­dy zna­lazł się na gór­nym placu. Bruno za­czął ta­rzać się po ziemi, śmie­jąc się w wnie­bo­gło­sy. Szpon pa­trzył na niego gniew­nie. Usiadł i strą­cił łapą naj­bliż­szy szkla­ny dzban. Na­czy­nie spa­da­ło z ogrom­ną pręd­ko­ścią. Pies nie zdą­żył nawet za­re­ago­wać. Dzba­nek ude­rzył w sam śro­dek jego brzu­cha, od­bie­ra­jąc mu przy tym od­dech. Jed­no­cze­śnie od­bi­ja­jąc się i tłu­kąc tuż obok o zie­mię. Szkło roz­sy­pa­ło się pod całym da­chem placu. Bruno zer­k­nął bez apro­ba­ty w górę i w ostat­niej chwi­li od­sko­czył, uni­ka­jąc ude­rze­nia ko­lej­ne­go na­czy­nia.

– Nie­chcą­cy – ogło­sił głos z góry, a zanim pies zdą­żył od­po­wie­dzieć, ko­lej­ny szkla­ny dzban le­ciał już na niego.

– Prze­stań! – krzyk­nął i od­sko­czył, la­wi­ru­jąc mię­dzy ka­wał­ka­mi szkła na pod­ło­dze.

– Tu jest pusto – za­wo­łał kot, wy­chy­la­jąc głowę za kra­wędź placu.

– Bo wszyst­ko zrzu­ci­łeś! – od­szczek­nął mu Bruno.

– Nie, Nie. Cho­dzi o je­dze­nie. Nic tu nie ma – po­wie­dział i scho­wał pysk. Na placu ostał się ostat­ni szkla­ny dzban, kilka ple­cio­nych dy­wa­nów oraz nie­po­sprzą­ta­ne reszt­ki po je­dze­niu. Poza tym zimna płyta roz­cią­ga­ła się, two­rząc spo­rej wiel­ko­ści pro­sto­kąt. Nie ma czasu na szu­ka­nie cze­goś, czego tu nie ma. Ostat­nia szan­sa na zna­le­zie­nie po­ży­wie­nia to groty skal­ne. Od placu dzie­li­ła je kil­ku­me­tro­wa prze­paść. 

Szpon wziął głę­bo­ki od­dech i wy­pu­ścił po­wo­li po­wie­trze. Strą­cił ostat­nie szkla­ne na­czy­nie i roz­pę­dził się z jed­ne­go końca kra­wę­dzi w stro­nę urwi­ska. Skok mu­siał być pre­cy­zyj­ny. Jeśli nie trafi, lą­do­wa­nie skoń­czy się na roz­bi­tych ka­wał­kach szkła, a tego by nie chciał. Użył ta­len­tu. Wybił się z peł­nych sił w stro­nę półki skal­nej.

Bruno za­czął la­wi­ro­wać mię­dzy szkłem i fi­la­ra­mi sta­ra­jąc się do­go­nić to­wa­rzy­sza, uni­ka­jąc przy tym obe­rwa­nia ko­lej­nym na­czy­niem, które wred­ny sier­ściuch zrzu­cił. Kot le­ciał jak w spo­wol­nio­nym tem­pie. Dwie przed­nie łapy za­ha­czy­ły się na półce skal­nej, tylne zaś wbiły się w za­mknię­te po­ni­żej drzwi groty. Pa­zu­ry tyl­nych łap ze­śli­zgi­wa­ły się, a kot desperacko pró­bo­wał wspiąć się na półkę. Drzwi groty za­czę­ły się otwie­rać. Tylne łapy od­da­la­ły się od przed­nich zwie­szo­nych na półce. Pu­ścił się. W locie zła­pał jesz­cze drzwi i za­wisł na jed­nym pa­zu­rze nad mie­nią­cym się szkłem.

– Było bli­sko – wy­sa­pał kot, pa­trząc na psa i pró­bu­jąc utrzy­mać rów­no­wa­gę na drzwiach groty. Zgrzyt. Cię­żar na­pierający na drzwi spra­wił, że cała grota wy­rwa­ła się ze ścia­ny i ru­nę­ła. Szpon, lecąc w stronę pustkowi, zobaczył przed oczami całe swoje życie. Bruno zro­bił dwa szyb­kie kroki, wybił się, zła­pał kota w po­wie­trzu, lądując chyba na jedynym skrawku pustkowi, gdzie nie leżało szkło. Grota roz­wa­li­ła się z trza­skiem o zie­mię. Cięż­kie drzwi od­pa­dły, uka­zu­jąc skar­by wcze­śniej nie­wi­docz­ne. 

– Zba­wie­ni – wy­krztu­sił czar­ny fu­trzak. – Je­dze­nie.

 

 ***

 

Le­że­li wy­god­nie na ogrom­nych po­dusz­kach. Wy­rocz­nia prze­ma­wia­ła ko­ją­cym dam­skim gło­sem, uka­zu­jąc wizję pie­czo­nych po­traw oraz szczę­śli­wych ludzi. Bruno ro­zej­rzał się na­sy­co­ny. Wokół nich roz­cią­ga­ły się reszt­ki je­dze­nia i puste opa­ko­wa­nia. Szpon koń­czył jeść rybę, prze­rzu­ca­jąc się na ka­wa­łek mięsa. Po­pa­trzy­li na sie­bie.

– To nic nie zmie­nia – po­wie­dział kot i za­czął pa­ła­szo­wać ka­ba­no­sa. Bruno miał jed­nak inne zda­nie co do swo­je­go to­wa­rzy­sza. Wie­dział też, że ten nie myśli już o nim tak jak wcze­śniej.

Ogrom­ne wrota za­czę­ły otwie­rać się ze zgrzy­tem, wrzu­ca­jąc do kra­iny po­dmuch zim­ne­go po­wie­trza. Alice we­szła do po­miesz­cze­nia, za­pa­li­ła świa­tło i wy­pu­ści­ła z rąk za­ku­py na zie­mie. Pokój wy­glą­dał jak po­bo­jo­wi­sko. Roz­trza­ska­ny regał na książ­ki leżał na ziemi. Po dro­dze mu­siał za­ha­czyć o te­le­wi­zor, gdyż ten ak­tu­al­nie włą­czo­ny i pre­zen­tu­ją­cy nowy od­ci­nek Kuch­ni Gor­do­na Ram­saya stał mocno prze­krzy­wio­ny. Wszędzie na podłodze walało się szkło, a kuchenna szafka leżała rozwalona na posadzce. Lucy po­pa­trzy­ła na ka­na­pę. Le­ża­ły na niej dwa prze­stra­szo­ne pu­pi­le.

– Cholera! – krzyknęła, mając ogień w oczach – nie było mnie piętnaście minut, a ktoś zdą­żył się wła­mać! – wy­dy­sza­ła.

Po­de­szła do zwie­rząt.

– Cho­ciaż wam nic nie jest Bruni i Kieł­ku – powiedziała, przytulając maltańczyka i dachowca, jednocześnie próbując ustalić, co zostało skradzione.

 

 

Koniec

Komentarze

Xamisławie, witaj na portalu. Wybacz, że na razie skomentuję jedynie technikalia, ale im szybciej je poprawisz, tym mniej pozostawisz kolejnym czytelnikom do narzekania.

 

Po pierwsze wyrzuć z tekstu tytuł i “koniec”, bo edytor sam to wstawia.

Po drugie zapoznaj się z poradnikiem zapisu dialogów, ponieważ zasadniczo masz je zapisane źle. Przykład z samego początku:

 

– Ona wróci[-.] – pPowiedział ze smutkiem do samego siebie.

Poradnik znajdziesz np. tutaj:

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/zapis-partii-dialogowych;13842.html

 

A tu przydatny poradnik portalowy:

https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842676

 

Powodzenia!

http://altronapoleone.home.blog

@drakaina – Dziękuję za cenne rady i linki do materiałów. Każda taka uwaga sporo dla mnie znaczy. :)

Gwiazdki (***) też trochę wariują :D

 

Najlepiej wyśrodkowane i oddzielone enterem z góry i z dołu.

Z dialogami wciąż trzeba powalczyć. Liczby i cyfry zapisujemy słownie.

Z komentarzem wrócę, bo mam zaległości :D

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

@Mytrix – Dzięki za spostrzeżenie. Poprawione

Przytoczę te błędy, które od razu rzuciły mi się w oczy.

-Wyłaź szpon! Wiem, że to ty.

“Szpon” jest imieniem kota, a więc należy zapisać je z dużej litery. 

Po czym ustawił dogodną do lądowania pozycję. 

Brzmi osobliwie, czyż nie?

Najbliższy egzemplarz słyszał, że znajduje się już metr nad jego głową.

To również laugh

Jednocześnie odbijając się i tłukąc tusz obok o ziemie.

*tuż, *ziemię

Zatrzymał się i usiadł na podłodze, kierując swą uwagę na Bruno.

*Brunona. 

@Saulė – Dziękuję za wyłapanie błędów. Masz rację co do osobliwości tych zdań. Zmienię je w późniejszym terminie. yes Kolejny wartościowy komentarz :)

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Zacznę od spraw technicznych.

W tym opowiadaniu zdarzyło się coś dziwnego. Do tego fragmentu:

Ja Bruno jestem jej pierwszym strażnikiem. Wyszkolonym zabójcą. Najwierniejszym towarzyszem i przede wszystkim największym przyjacielem.

masz narrację w pierwszej osobie (Bruno).

Od kolejnego zdania zaczyna się narracja w trzeciej osobie:

– Ona wróci – powiedział ze smutkiem do samego siebie.

– Nie liczyłbym na to – odpowiedział mu głos z czeluści. Pies nastawił uszy, podniósł ogon i zwrócił głowę w stronę dochodzących słów.

Lepiej by było wybrać jedną z tych form lub wyraźnie oddzielić oba fragmenty. Pogubiłam się w tym miejscu.

Imię Bruno odmienia się: Brunona, Brunonowi, Brunonem…

Nie było mnie 15 minut

Liczebniki piszemy słowami (piętnaście minut).

Proponuję zapisywać myśli od nowej linijki, wtedy będzie łatwiej czytać tekst. Zamiast:

Ogarnęła go znów ciemność. – Może nie mogę cię zobaczyć, ale mogę cię wyczuć. – Pomyślał

Ogarnęła go znów ciemność.

Może nie mogę cię zobaczyć, ale mogę cię wyczuć – pomyślał.

 

W dialogach odgłosy wydawane “paszczowo”, np. rzekł, powiedział, zawołał, piszemy małą literą:

– Tak – Odpowiedział odpowiedział zrezygnowany Bruno.

Po poprawieniu tych rzeczy tekst będzie się znacznie lepiej czytało.

Bardzo podoba mi się ta historia, zwłaszcza że początek nie wskazywał na tak zaskakujący rozwój wypadków. A te, co tu dużo mówić, potoczyły się w nieoczekiwanym kierunku i choć dość wcześnie zorientowałam się, co tak naprawdę się dzieje, nie będąc w stanie niczemu zapobiec, z zainteresowaniem przyglądałam się dziełu zwierzaków. Tak więc Bruno i Szpon, w wielkim stylu, zrobili wszystko, co mieli do zrobienia. ;D

Dodam jeszcze, że nad wyraz podoba mi się słownictwo, którym posługują się Bruno i Szpon, rozmawiając o miejscu, w którym dokonuje się dzieło. ;)

Kliknęłabym, Xamislawie, bo zaprezentowałeś naprawdę bardzo fajne opowiadanie, ale muszę powstrzymać tę chęć, gdyż nie mogę odesłać do Biblioteki tekstu, w którym jest tak dużo błędów i usterek. Mam nadzieję, że niebawem wszystko poprawisz i będę mogła spełnić obietnicę. ;)

 

i za­ata­ko­wał szczę­ka­mi przed sie­bie. Chłap! ―> A może wystarczy: …i za­ata­ko­wał szczę­ka­mi. Chłap!

 

Zła­pał puste po­wie­trze… ―> Raczej: Zła­pał tylko po­wie­trze

 

Może nie mogę cię zo­ba­czyć, ale mogę cię wy­czuć. Po­my­ślał, przy­kła­da­jąc pysk do ziemi. ―> Może nie mogę cię zo­ba­czyć, ale mogę cię wy­czuć – po­my­ślał, przy­kła­da­jąc pysk do ziemi.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać myśli: http://www.jezykowedylematy.pl/2014/08/jak-zapisac-mysli-bohaterow/

 

Po czym usta­wił do­god­ną do lą­do­wa­nia po­zy­cję. ―> Raczej: Po czym przyjął do­god­ną do lą­do­wa­nia po­zy­cję.

 

Zro­bił krok i padł chwiej­nie. ―> A może: Zrobił chwiejny krok i padł.

 

Po­trze­bu­je­my do­trzeć do placu nad fi­la­ra­mi.Mó­wiąc, wska­zał łapą obiekt w od­da­li… ―> Musimy do­trzeć do placu nad fi­la­ra­mi mó­wiąc to, wska­zał łapą obiekt w od­da­li

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi: http://www.forum.artefakty.pl/page/zapis-dialogow

 

– Tak – Od­po­wie­dział zre­zy­gno­wa­ny Bruno… ―> – Tak – od­po­wie­dział zre­zy­gno­wa­ny Bruno

 

Dwie książ­ki ob­lu­zo­wa­ły się i za­czę­ły spa­dać na psa. ―> Raczej: Dwie książ­ki wysunęły się z półki i za­czę­ły spa­dać na psa.

 

Naj­bliż­szy eg­zem­plarz sły­szał, że znaj­du­ję się już metr nad jego głową. ―> Czy dobrze rozumiem, że to wspomniany egzemplarz słyszał, że jest blisko głowy? Literówka.

Proponuję: Czuł, że najbliższy egzemplarz jest tuż na jego głową.

 

wy­ko­nał naj­moc­niej­szy skok, jaki był w sta­nie zro­bić. ―> …wy­ko­nał naj­moc­niej­szy skok, na jaki go było stać.

 

– Na co pa­trzysz? – po­wie­dział… ―> Skoro jest pytajnik, to: – Na co pa­trzysz? – zapytał

 

– Na wy­rocz­nie. – od­po­wie­dział… ―> – Na wy­rocz­nię – od­po­wie­dział…

 

Ma dla nich sporę zna­cze­nie. ―> Literówka.

 

Sądzę, że jest czymś ro­dza­ju wy­rocz­ni. ―> Sądzę, że jest czymś w ro­dza­ju wy­rocz­ni.

 

mam 42 lata, żyć i ból pra­wej łapy―> …mam czterdzieści dwa lata, pięć żyć i ból pra­wej łapy

Liczebniki zapisujemy słownie.

 

UWA­ŻAJ! – krzyk­nął… ―> Dlaczego wielkie litery?

 

za nim pies zdą­żył od­po­wie­dzieć… ―> …zanim pies zdą­żył od­po­wie­dzieć

 

Prze­stań! – krzyk­nął i od­sko­czył… ―> Brak półpauzy rozpoczynającej dialog.

 

a kot łap­czy­wie pró­bo­wał wspiąć się na półkę. ―> Raczej: …a kot desperacko pró­bo­wał wspiąć się na półkę.

 

Cię­żar na­par­ty na drzwi spra­wił… ―> Cię­żar napierający na drzwi spra­wił

 

Lecąc w stro­nę pust­ko­wi, szpo­no­wi prze­le­cia­ło przed ocza­mi całe jego życie. ―> Ze zdania wynika, że w stronę pustkowi leciało całe życie kota. Powtórzenie.

Proponuję: Szpon, lecąc w stronę pustkowi, zobaczył przed oczami całe swoje życie.

 

lą­du­jąc chyba na je­dy­nym skraw­ku pust­ko­wi, który nie był ob­le­ga­ny przez szkło. ―> Raczej: …lą­du­jąc chyba na je­dy­nym skraw­ku pust­ko­wi, gdzie nie leżało szkło.

 

Grota roz­wa­li­ła się z trza­skiem o zie­mie. ―> Literówka.

 

Cięż­ki drzwi od­pa­dły… ―> Literówka.

 

Wszę­dzie na ziemi pa­ła­ło się szkło, a ku­chen­na szaf­ka le­ża­ła roz­wa­lo­na na ziemi. ―> Powtórzenie.

Proponuję: Wszę­dzie na podłodze walało się szkło, a ku­chen­na szaf­ka le­ża­ła roz­wa­lo­na na posadzce.

Za SJP PWN: pałać  1. «świecić jasno, roztaczać blask, ciepło» 2. «być rozgrzanym, rozpalonym» 3. «doznawać bardzo silnych uczuć»

 

– Cho­le­ra! – krzyk­nę­ła, mając ogień w oczach -Nie było mnie 15 minut… ―> – Cho­le­ra! – krzyk­nę­ła, mając ogień w oczach – nie było mnie piętnaście minut

 

Po­de­szła do zwie­rząt – Cho­ciaż wam nic nie jest Bruni i Kieł­ku – po­wie­dzia­ła… ―>

Po­de­szła do zwie­rząt.

 – Cho­ciaż wam nic nie jest, Bruni i Kieł­ku – po­wie­dzia­ła

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ja też uważam, że historia jest ciekawa. Chętnie wrócę i przeczytam ją po zmianach.

@Ando – Poprawione. Mam nadzieję, że tekst jest już bardziej czytelny. :)

 

@regulatorzy – Jesteś masochistkom. Dziękuję za naprawę testu i miłe słowa. Myślę, że wszyscy komentujący powinni zostać dopisani jako autorzy. Wasza pomoc jest bezcenna.

 

Teraz tekst wygląda o wiele lepiej. Postaram się, by kolejne publikacje były bardziej dopracowane technicznie.

Popatrz jeszcze na dwa początkowe akapity. Piszesz "ja, Bruno". Od trzeciego akapitu masz "on Bruno". Czy to celowe?

Imię Bruno odmienia się, np. widzę Brunona, mówię o Brunonie…

Xamislawie, niezmiernie mi miło, że uznałeś uwagi za przydatne i cieszę się, że natychmiast wprowadziłeś je w czyn. Pozwalam sobie wytknąć jeszcze trzy zdania i wierzę, że z nimi też rozprawisz się niezwłocznie. Mam wrażenie, że zainteresuje Cię ten wątek: http://www.fantastyka.pl/loza/17

 

Może nie mogę cię zobaczyć, ale mogę cię wyczuć. – pomyślał, przykładając pysk do ziemi. –> Zbędna półpauza rozpoczynająca myśl. Zajrzyj raz jeszcze do poradnika.

Winno być: Może nie mogę cię zobaczyć, ale mogę cię wyczuć – pomyślał, przykładając pysk do ziemi.

 

Podeszła do zwierząt –> Brak kropki na końcu zdania.

 

powiedziała, przytulając maltańczyka i dachowca, rozglądając się za tym, co zostało skradzione. –> Skoro założyła, że coś zostało skradzione, nie mogła się za tym rozglądać, bo tego by nie było.

Proponuję: …powiedziała, przytulając maltańczyka i dachowca, jednocześnie próbując ustalić, co zostało skradzione.

 

edycja

Podrzucam jeszcze linki traktujące o odmianie imion Bruno i Brunon: https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Bruno;14182.html 

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Bruno-i-Brunon;9095.html

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

@Ando – Zabieg niecelowy. Wynikający z mojej niewiedzy o odmianie tego imienia.

@regulatorzy – Poprawione. Dziękuję. 

 

Pokłony wam składam :)

Bardzo proszę, Xamislawie. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Chodziło mi jeszcze o jedną rzecz. Na początku piszesz tak:

Ja Bruno jestem jej pierwszym strażnikiem.

A później mamy opowieść w trzeciej osobie, np:

Pies nastawił uszy, podniósł ogon i zwrócił głowę w stronę dochodzących słów.

Właśnie tego przejścia nie rozumiem. Dlaczego bohater najpierw mówi o sobie “ja”, a później piszesz o nim “on”? Czy to specjalnie?

@ANDO – Początkowo zrobiłem to specjalnie. Znam zasadę trzymania się jednej narracji, ale tu ten zabieg w pierwszym momencie wydał się ciekawy. Czytając tekst aktualnie, zastanawiam się, czy całego pierwszego akapitu nie wyciąć lub przynajmniej nie przerobić. Mnie również gryzie to w oczy.

Jeśli zaczniesz teraz przerabiać całość, może Ci się posypać opowiadanie. Najlepiej chyba zostawić, ewentualnie dać jakiś odstęp pomiędzy tymi dwoma częściami albo początek wyróżnić kursywą.

Dobra rada. Na pewno będzie bardziej czytelne. :)

W tej drugiej części nadal został fragment napisany w pierwszej osobie. Proponuję zrobić podział w tym miejscu:

Najwierniejszym towarzyszem i przede wszystkim największym przyjacielem.

Tu przerwa

– Ona wróci – powiedział ze smutkiem do samego siebie.

Jeden odstęp wystarczy. Ale to tylko rada, pamiętaj, że to Ty jesteś autorem i decydujesz :)

Rozbawiło mnie to opko, podobały mi się filary i grota. Zabawna była reakcja właścicielki po powrocie do mieszkania, nawet przez chwilę nie podejrzewała swoich pupili. Fajne.

Trochę przeszkadza zmiana narracji z pierwszoosobowej na trzecioosobową. Masz to co prawda oddzielone, ale mam wrażenie, że w nieodpowiednim miejscu.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

@Ando– Jak się człowiek spieszy, to się Cthulhu cieszy. Zamierzałem zrobić odstęp właśnie w tym miejscu, ale po zapisie nie sprawdziłem tego…Argh… Dzięki raz jeszcze za bystre oko. 

 

@Irka_Luz – Dzięki za miłe słowa. Narracja w miarę możliwości poprawiona ;) Odstęp rzeczywiście był w złym miejscu.

.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Przyjemne opowiadanie. Miałam inny pomysł na wyjaśnienie co się dzieje, ale Twoja końcówka jest zabawna, urocza i stawia całe opowiadanie w zupełnie innym świetle, co jest fajne. Podobała mi się relacja między kotem i psem oraz ich wyobrażenia na temat tego kim są oraz otaczającego ich świata.

 

Powodzenia w konkursie smiley

Dobre opowiadanie. Uznanie, za te “cuda i wianki” w trakcie opka i zakończenie:DDD

Czekam na kolejną opowieść:)

Zwrócenie się o klik, musowe!

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

@Monique.M, @Asylum – Cieszę się, że opowiadanie wywołało u Was pozytywne emocje. Takie komentarze naprawdę napędzają do pisania. :) Miło mi, że poświeciliście swój czas na lekturę oraz dzięki za klik. Liczę, że kolejnym razem też was nie zawiodę. 

Jeszcze nie czytałem, ale już teraz rzucę wskazówką odnośnie formatowania tekstu. Bardzo długie akapity sprawiają, ze czytelnikowi trudno skupić się na tekście. Tutaj jeden z akapitów ma prawie dwa tysiące znaków. Warto dzielić na mniejsze.

@wilk-zimowy dzięki za rade. Będę pamiętał o niej przy kolejnych tekstach. :)

@iluzja przyczajony tygrys ukryty szpon? ;) Dzięki za odwiedziny.

xamisławie – zgadza się :D Pełniejszy komentarz zobaczysz po zakończeniu konkursu, bo jestem jurorką :) A na razie zostawiam tylko przyczajonego tygrysa, ukrytego szpona ;)

Bardzo ciekawy tekst. Od początku do końca czytałam z dużym zainteresowaniem o poczynaniach Bruno i Szpona :) Ode mnie kolejny biblioteczny kliczek i gratuluję udanego debiutu na stronie :)

Powodzenia w konkursie.

@iluzja – Trzymam za słowo z pełniejszym komentarzem ;).

@Katia72 – Ciesze się, że udało ci się przebrnąć przez tekst. Dziękuję za klik i miłe słowa. Są one bardzo budujące. :)

Czytało się dość przyjemnie. A, kliknę se bibliotekę ;)

A teraz uwagi: pierwsze trzy człony opowiadania wyglądają jak spore, solidne bloki tekstu. Porozbijałbym to na kilka mniejszych akapitów, żeby nie wyglądało tak monstrualnie. I to:

Ja Bruno jestem jej pierwszym strażnikiem

Wydaje mi się, że brakuje przecinków → Ja, Bruno, jestem jej pierwszym strażnikiem, ale to tylko takie moje wrażenie.

@Bravincjusz – Dzięki za miłe słowa, twój czas i oczywiście za klik! ;)

Zgadzam się co do rozbicia tekstu na mniejsze człony. Na pewno byłby przyjemniejszy w czytaniu. Temat już poruszony w komentarzach. Na tę chwilę zostawiam to w takiej formie. Przy kolejnych opowiadaniach jest to na pewno cenna rada.

Przeczytane :) Bardzo sympatyczne opowiadanie. 

Nigdy się nie poddawać

Bardzo chwytliwy tytuł i świetne opowiadanie. Podobało mi się jak zwierzaki postrzegają otaczający je świat.

Nie było mnie piętnaście minut :)

Bardzo fajny pomysł na przedstawienie świata z perspektywy psa i kota, zwłaszcza sytuacji jakże znanego każdemu właścicielowi futra brojenia.

Wykonanie jednak mnie trochę pogubiło, musiałam się mocno skupić, a i tak miejscami traciłam rezon. Wiem, że intencją było ubrać zwykłe domowe otoczenie w szaty czegoś innego, jakaś próba spojrzenia na te wszystkie przedmioty z perspektywy innej, niż ludzka, ale chyba po prostu Twoje ścieżki układania metafor nie nałożyły się na moje i ciężko było mi się odnaleźć, ogarnąć co jest czym. Ale to też nie wszędzie. Najbardziej chyba podobał mi się telewizor w formie obrazu-wyroczni :) no i zielony wąż – jak rozumiem to ten żart z ogórkiem? 

Dynamika relacji między kotem a psem oddana bardzo dobrze – klasycznie, ale w punkt. Czasem w dialogu coś zgrzytnęło, ale generalnie wydawały się naturalne.

Tak więc mimo kilku kropel potu na skroniach, to opowiadanie na plus :)

 

No i wracam. Akapitów widzę niestety nie podzieliłeś, a szkoda.

 

"cisza.Najtrudniejszy"

-> spacja po kropce

 

"Uaktywnił talent węchu"

– te talenty brzmią bardzo jak z kreskówek lub gier. Zwłaszcza, ze nie wszystkie się “aktywuje”. Ale z drugiej strony zwierzaki jakby się bawiły, wiec może to u nich też coś w rodzaju “podłoga to lawa” ;-)

 

Ciekawy pomysł, choć wykonanie mogło być lepsze. Sposób układania zdań masz, teraz jeszcze trzeba popracować nad sposobem snucia właściwej opowieści.

Fajnie wprowadziłeś klimat taki, że wyglądało trochę jak postapokaliptyczna wizja, w której zwierzęta pamiętają ludzi, ale ludzi już nie ma – a tu tylko znudzenie podczas nieobecności opiekunów ;-) I te słowa, plac, filary, groty… dobre.

Przy czym uwaga: węch raczej nie pozwoli zwizualizować przestrzeni tak jak słuch, to raczej wskazanie kierunku, ale tez niekoniecznie w połowie skoku.

Forma pozostawia trochę do życzenia, ale treść ok. Przyjemnie się czytało.

 

@Zielonka – Dziękuję za miłe słowa.

 

@Rytmatysta – Dzięki za twój czas! Imiona, a zarazem tytuł to dzieło przypadku. ;)

 

 

@Nir – Zgodzę się co do wykonania. Pracuję nad swoim warsztatem, ale to dopiero początek drogi. Owszem, wąż to żart z ogórkiem. :) Dzięki za wyczerpujący komentarz.

 

 

@wilk-zimowy – Cieszę się, że wróciłeś. Błędy poprawione. Talenty rzeczywiście są "specyficzne". Moim zamiarem było wyolbrzymienia zdolności, które już zwierzaki posiadają. Jakoby talent wydawał mi się bardziej trafny niż np. super moc. Co do wykonania. Myślę, że wraz z kolejnymi tekstami będzie tylko lepiej. Wiem, że mam sporo jeszcze do wypracowania.

 

Kawałek o węchu gryzł mnie od samego początku. Myślę, że gdybym teraz miał coś zmienić, były to właśnie ten fragment. Jest…dziwny.

 

 

Dziękuję za twój czas i obszerny komentarz. :)

 

 

Nie będę tu oryginalny, podoba mi się ciekawy zabieg opisywania świata z perspektywy kota i psa. Wszystkie przedmioty codziennego użytku pokazane są jako obce, niezrozumiałe. Sprytnie poprowadzona narracja kazała mi podejrzewać, że to opowiadanie z cyklu o umierającej ziemi albo Mrocznej Wieży Kinga. Te wszystkie aktywacje, zdolności i tym podobne skojarzyły mi się z jakimiś mechanicznymi odpowiednikami zwierząt, które odłączyły się od twórców.

 

Podoba mi się też zarysowanie relacji między kotem i psem, a także puenta, gdy weźmiemy pod uwagę resztę opowiadania. Bardzo przyjemny tekst, przy którym można się uśmiechnąć :)

@Fladrif – Dziękuje za twoją recenzję. Naprawdę podbudowuję do dalszego pisania. :)

Fantastyka – jest

Wykorzystanie hasła konkursowego – o coś takiego mi chodziło, w punkt!

 

xamisławie – bardzo, bardzo podobało mi się Twoje opowiadanie :) Podczas podejmowania konkursowych decyzji znalazło się wśród moich dziewięciu kandydatów do “top five” ;) 

Może warsztatowo nie jest to cud-miód, ale pomysł miałeś przedni, czytało się bardzo płynnie i podczas lektury wiele razy się uśmiechnęłam :)

 

Szpon zaczął machać tyłkiem w lewo i w prawo, przygotowując się do skoku. Patrzył w górę na krawędź łączącą dolny oraz górny świat – nie jestem już młodzieńcem – pomyślał – mam czterdzieści dwa lata, pięć żyć i ból prawej łapy – zamarł – a jak nie doskoczę? Bruno do końca mych dni będzie się śmiał ze mnie.

Hahaha – jakie to kocie! i Jakie ludzkie :)

 

Historia zaczyna się intrygująco i toczy bardzo szybko, co sprawia, że czytelnik (no, przynajmniej ja) się nie nudzi. Musisz jeszcze trochę poćwiczyć, bo momentami opisy były nieco chaotyczne, szczególnie scena walki na początku. Chociaż sceny walki są akurat w ogóle dość trudne do stworzenia, bo trzeba je przedstawić tak, żeby wiadomo było, co się dzieje, jednocześnie unikając powtórzeń ;)

Świetnie przedstawiłeś relację między Bruno a Szponem – od najgorszych wrogów, poprzez niechętnych współpracowników, aż do obżartych przyjaciół :D

No i oczywiście ta końcówka – pani, która nawet nie śmie podejrzewać swoich pupili o takie zniszczenia :D

 

Warsztatowo jest co poprawiać, radziłabym poczytać portalowe poradniki i następnym razem umieścić opowiadanie najpierw na betaliście, a dopiero potem “normalnie”. Masz sporo powtórzeń, czasem lekką zaimkozę, ale to wszystko da się “wytrenować”.

Zastanawia mnie też, czy właścicielka zwierzaków nazywała się Alice czy Lucy. A może były dwie, a może Lucy to córka Alice i Toma? Po prostu nie wiem, skąd nagle ta Lucy. 

Pomyślałabym też o zmianie imienia “Bruno”, bo jak zaczęłam czytać o odmianie, to zgłupiałam :P

 

Nie przeszkadzała mi forma pierwszoosobowa na początku opowiadania, według mnie wyszło intrygująco i ciekawie. 

No i to tyle :) Pisz, ćwicz, czytaj!

 

Gratuluję debiutu i dziękuję za udział w konkursie!

@Iluzja – Nie kłamałaś z pełniejszym komentarzem.

 

Dziękuję za tak wysoką ocenę. Bardzo mi to schlebia. Cieszy mnie również twoja reakcja. Właśnie o ten uśmiech podczas czytania mi chodziło. To wspaniałe, że udało mi się go u Ciebie wywołać.

 

Zastosuję się oczywiście do twych rad. Staram się pracować nad swoim warsztatem, lecz to droga po cierniach. Na pewno jeszcze kilka kalekich tekstów trzeba będzie znieść. Z czasem wierze, że będzie się mnie coraz lepiej czytać.

 

Co to Alice…Lucy…To zwyczajnie faux pas. Pisałem jednocześnie dwa teksty i pomyliłem imiona. :D Nie wiem jakim sposobem, czytając tekst 10 razy, nie wychwyciłem tego. Pokłony w twoją stronę.

 

Miło mi było czytać twój komentarz. Sprawił, że się uśmiechnąłem od ucha do ucha. Dzięki.

Pozdrawiam.

Pomysł na fabułę ma potencjał, niektóre żarty sytuacyjne fajne, ale styl masz jeszcze dość toporny, do ostrego szlifowania. Technicznie tekst jest słabiutki, niestety – duża liczba błędów bardzo mocno wpływa na czerpaną z czytania przyjemność. Nie lubię się przez opowiadanie przedzierać jak przez dżunglę.

Natomiast postaci i ich relacja bardzo sympatyczne, łatwo się z nimi zżyć, budzą chęć poznania dalszego ciągu. Dodatkowy plus za to, że zaczynają jako wrogowie, a kończą jako kumple. Dzięki temu ich relacja nie jest statyczna.

Wykorzystanie hasła konkursowego: yes

 

Dzięki za udział w konkursie.

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Sympatyczny tekst, spodobał mi się zwierzęcy punkt widzenia.

Technicznie jeszcze masz nad czym pracować. Przecinkologia kuleje.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka