- Opowiadanie: TrancePL221 - Zew Demonów Bitwa Krwi

Zew Demonów Bitwa Krwi

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Zew Demonów Bitwa Krwi

Mer­rit otwo­rzył oczy, było jesz­cze ciem­no choć był w sta­nie wy­czuć, że zbli­ża się po­ra­nek. Do jego na­mio­tu wszedł straż­nik.

– Pro­szę mi wy­ba­czyć panie, mistrz Ce­stus chce pana wi­dzieć – po­wie­dział.

– Do­brze, daj mi chwi­lę – od­rzekł Mer­rit, a w jego gło­wie ro­dzi­ło się py­ta­nie cze­góż mógł chcieć Ce­stus .

Żołnierz ski­nął głową i wy­szedł.

Mer­rit był Ogni­stym Straż­ni­kiem, sługą Czar­ne­go Ży­wio­ła­ka, Ifry­ta Mrocz­ne­go Pło­mie­nia, prawą ręką sa­me­go Króla Ifry­tów oraz należał do klanu skrytobójców, Maricków.

Gdy był już go­to­wy do wyj­ścia , do na­mio­tu wszedł jego syn, Vic­tor.

– Już nie śpisz?– za­py­tał.

– Na to wy­glą­da. Ce­stus mnie do sie­bie wzywa– od­po­wie­dział spo­koj­nie Mer­rit.

– To się rusz – rzekł Vic­tor z uśmie­chem.

– Tak bar­dzo przy­po­mi­nał matkę. – Po­my­ślał Mer­rit. – Przy­go­tuj się synu, bo nie wiemy co nas czeka – po­wie­dział z lek­kim nie­po­ko­jem w gło­sie, ­kle­piąc go po ramie­niu.

W od­po­wie­dzi Vic­tor uśmiech­nął się lekko i wy­szedł. Gdy od­sło­nił wej­ście, wscho­dzą­ce słoń­ce roz­świe­tli­ło wnę­trze na­mio­tu, a oczom męż­czyzn na krótką chwilę uka­zał się obraz obozu peł­ne­go ludzi.

Męż­czy­zna wziął ko­stur i wy­szedł za synem kie­ru­jąc się do Ce­stu­sa.

Obóz wo­jen­ny był ogrom­ny, przy­by­ło ponad dwie­ście ty­się­cy Wo­jow­ni­ków Ży­wio­łu. Każdy z nich był gotów speł­nić wszystkie roz­kazy swych wład­ców, Ifry­tów. Ich od­da­nie sięga daw­nych cza­sów, kiedy to Ifry­ty w spo­ko­ju i har­mo­nii pa­no­wa­ły nad świa­tem. Wszyst­kie w tam­tym cza­sie miesz­ka­ły w Kró­le­stwie Ży­wio­łu, sto­li­cy i sercu ca­łe­go świa­ta. Nie­ste­ty idyl­la ta nie mogła trwać wiecz­nie. Jeden z Ifry­tów, Ifryt Śmier­ci, zbun­to­wał się i do­wo­dząc stwo­rzo­ną przez sie­bie armią Mrocz­nych, wy­pę­dził wszyst­kich z kró­le­stwa i tak za­czę­ła się era krwa­wej wojny, która wciąż trwa.

Mer­rit w końcu do­tarł do na­mio­tu do­wód­cy. Ce­stu­s stu­dio­wał mapę te­re­nu, na któ­rym miała ro­ze­grać się naj­więk­sza bitwa wszech ­cza­sów.

Gdy Straż­nik pod­szedł do stołu, Ce­stus pod­niósł głowę i z pełną po­wa­gą po­wie­dział.

– Mrocz­ni nad­cho­dzą. Zbierz ludzi, zo­sta­ło nam za­le­d­wie kilka go­dzin do bitwy.

– Jak to moż­li­we? Prze­cież naj­bliż­sze tu­ne­le są kilka dni drogi stąd! – rzekł zaskoczony Mer­rit.

– Zwia­dow­cy do­nie­śli mi, że te plu­gaw­ce za­czę­ły kopać przez skały. Mu­si­my być go­to­wi do bitwy i to teraz – od­po­wie­dział Ce­stus.

Marick wy­cią­gnął szty­let i kie­ru­jąc ostrze w dół przy­sta­wił go do pier­si.

– Za chwa­łę, zwy­cię­stwo i krew na­szych braci! – wy­po­wie­dział słowa przy­się­gi wo­jen­nej.

Ce­stus ski­nął głową i pod­szedł do Ogni­ste­go Straż­ni­ka.

– Bra­cie… uwa­żaj na sie­bie i nie daj się zabić – po­wie­dział z po­wa­gą – no i pa­mię­taj, że teraz ty sta­wiasz mi piwo w karcz­mie – dodał z uśmie­chem.

W odpowiedzi Mer­rit uśmiech­nął się lekko i wy­szedł. 

W tym mo­men­cie wszy­scy Mi­strzo­wie Ży­wio­łu, ze­bra­li się pod na­mio­tem do­wód­cy armii i ocze­ki­wa­li na nowe roz­ka­zy.

Wszy­scy jak jeden mąż skie­ro­wa­li swe mie­cze ku niebu, gdy przed na­mio­tem sta­nął Ogni­sty. Mer­rit po­pa­trzył na nich i rzekł.

– Przy­ja­cie­le! Dziś zmie­rzy­my się ze stra­chem! Dziś po­le­je się krew ich i nasza! Dziś każdy jest bo­ha­te­rem! Tych, któ­rzy prze­ży­ją czeka wiecz­na chwa­ła! Lecz po­le­gli nigdy nie zo­sta­ną za­po­mnia­ni! To o nich będą śpie­wa­ne pie­śni!

Wziął głę­bo­ki od­dech. Wśród żołnierzy do­strzegł Vic­to­ra, który uśmiech­nął się do niego krze­pią­co.

– Bra­cia! – kon­ty­nu­ował – za­kończ­my czasy ter­ro­ru! Za­kończ­my wojnę! Za chwa­łę, zwy­cię­stwo i naszą krew!

Wo­jow­ni­cy przy­ło­ży­li swoje ostrza do pier­si.

– Za chwa­łę, zwy­cię­stwo i naszą krew! – krzy­cze­li.

 

Kilka go­dzin póź­niej mi­lio­ny żoł­nie­rzy było w go­to­wo­ści. Każdy uzbro­jo­ny w broń i odzia­ny w zbro­ję, w na­pię­ciu cze­kał na po­ja­wie­nie się armii wroga. Na polu pa­no­wa­ła kom­plet­na cisza, jed­nak w od­da­li sły­chać już było zbli­ża­ją­ce się po­war­ki­wa­nia Mrocz­nych. Ukształ­to­wa­nie te­re­nu sprzy­ja­ło armii Ifry­tów. Wiel­ki wąwóz stał się ide­al­nym miej­scem na za­sa­dzkę. Część armii, uzbro­jo­na w łuki pod do­wódz­twem kilku Mi­strzów Ży­wio­łu, cze­ka­ła ukry­ta na szczy­cie, u wej­ścia do wą­wo­zu. Byli oni pierw­szą linią ataku, która miała, za­trzy­mać jak naj­więk­szą ilość wroga. Na wszyst­kich tych, co zdo­ła­ją się jednak prze­do­stać dalej, cze­ka­ła resz­ta armii, z Mer­ri­tem na czele.

Wróg był już nie­da­le­ko. Ko­stur drżał Ognistemu w dłoni. Krysz­tał na jed­nym jego końcu roz­pa­lił się żywym ogniem, a ostrze z dru­giej stro­ny za­czę­ło się skrzyć.

Syl­wet­ki Mrocz­nych za­czę­ły się po­ja­wiać na ho­ry­zon­cie. Były ich mi­lio­ny, jak nie dzie­siąt­ki mi­lio­nów. Prze­wa­ga li­czeb­na była aż nad to wi­docz­na.

Przez głowę Maricka za­czę­ły prze­wi­jać się wizje mrocz­nej przy­szło­ści. Szyb­ko jed­nak otrzą­snął się z tego, wie­dział bo­wiem, że strach i zwąt­pie­nie to naj­gor­si do­rad­cy.

Padły pierw­sze wy­strza­ły. La­wi­na strzał i ma­gicz­nych po­ci­sków ru­nę­ła na armię wroga. Mrocz­ni pa­da­li jak muchy, nie poj­mu­jąc co się dzie­je. Lecz gdy chwi­la za­sko­cze­nia mi­nę­ła, plu­gaw­ce za­częły prze­do­sta­wać się do wnę­trza wą­wo­zu.

Tam cze­kał już na nich Mer­rit.

Po­wo­li ru­szył. Szedł w kie­run­ku wro­giej armii bez stra­chu, a lu­dzie po­dą­ży­li za nim. Straż­nik przy­spie­szał coraz bar­dziej, woj­ska razem z nim.

Tym razem Mrocz­ni nie dali się za­sko­czyć. Ich włócz­ni­cy rzu­ci­li się na ludzi. Mer­rit sko­czył w pi­ru­ecie ro­biąc unik i wbi­ja­jąc grot swej broni w kark Mrocz­ne­go. Następnie skie­ro­wał krysz­tał w grupę po­two­rów i po­słał w ich stro­nę kulę ognia, która spa­li­ła wszyst­ko na swo­jej dro­dze.

Krew lała się wszę­dzie, wszy­scy po­ty­ka­li się o ciała po­le­głych to­wa­rzy­szy i Mrocz­nych. Echo krzy­ków i wrza­sków roz­no­si­ło się po całym wą­wo­zie.

Mer­rit za­uwa­żył Vic­to­ra tną­ce­go mie­czem każde na­po­tka­ne war­czą­ce ścier­wo.

Ogni­sty Straż­nik zła­pał jed­ne­go stwo­ra za łeb.

– Ve­het­ti­co! – krzyk­nął na­zna­cza­jąc go i po­sy­ła­jąc mię­dzy jego po­bra­tym­ców.

Zgni­lec za­czął wyć z bólu po czym zła­pał się za głowę, która po chwili eks­plo­do­wa­ła za­bi­ja­jąc jesz­cze kilku prze­ciw­ni­ków.

Nagle roz­legł się krzyk, ten głos Mer­rit był w sta­nie roz­po­znać wszę­dzie.

– Nie! – krzyk­nął i od­wró­cił się w stro­nę źró­dła dźwię­ku. To co uj­rzał zmro­zi­ło mu krew w ży­łach.

Vic­tor klę­czał w bło­cie, oto­czo­ny przez wroga. Jeden z Mrocz­nych, zbli­żył się do chło­pa­ka i jed­nym cię­ciem po­de­rżnął mu gar­dło. W ułam­ku se­kun­dy Mer­rit wsko­czył w grupę na­past­ni­ków tnąc ich gro­tem i ci­ska­jąc ku­la­mi ognia.

– Merra! – krzyk­nął wbi­ja­jąc ko­stur w zie­mię, a po­tęż­na fala ener­gii od­rzu­ciła wro­gów. Straż­nik uklęk­nął przy ciele swo­je­go syna. Oczy na­peł­ni­ły mu się łzami smut­ku i wście­kło­ści.

Vic­tor miał za­le­d­wie sie­dem­na­ście lat. Był młody i nie­zwy­kle po­tęż­ny jak na swój wiek, a teraz leżał mar­twy. Mer­rit usły­szał za sobą znie­na­wi­dzo­ny przez sie­bie dźwięk. Uniósł głowę i zo­ba­czył plu­gaw­ca. To był ten , który zabił jego syna. Straż­nik roz­po­znał w nim ge­ne­ra­ła Mrocz­nych, Xan­to­sa, prawą rękę Ifry­ta Śmier­ci.

Xan­tos rzu­cił się w kie­run­ku Ogni­ste­go Straż­ni­ka. Ma­rick zła­pał ko­stur, jed­nym ru­chem wy­cią­gnął go z ziemi i od­parł atak. W tym samym mo­men­cie wy­ko­nał obrót i za­ata­ko­wał gro­tem ge­ne­ra­ła, lecz ten za­blo­ko­wał cios gołą ręką.

– Czło­wiek nie wy­grać z nami! Czło­wiek zgi­nie! – wark­nął.

– Może – od­po­wie­dział Mer­rit – ale ty razem ze mną gnido! – dodał, po czym szarp­nął ko­stu­rem uci­na­jąc po­two­ro­wi palce.

Xan­tos wark­nął z bólu, lecz od razu za­ata­ko­wał. Jego klin­ga była ogrom­na i cięż­ka, więc trud­no mu było tra­fić Mer­ri­ta, który gó­ro­wał nad nim zwin­no­ścią i szyb­ko­ścią.

Straż­nik ciął Xan­to­sa raz za razem, lecz ten wy­da­wał się nie zwra­cać na to uwagi. Wy­mia­na cio­sów trwa­ła nie­ustan­nie. Po­tęż­ne ataki Mrocz­ne­go spra­wi­ły, że Mer­rit za­czął się cofać. Zo­stał przy­pa­rty do skal­nej ścia­ny. Wróg wciąż na­pie­rał nie po­zwa­la­jąc na kontr­atak. W pew­nym mo­men­cie ude­rze­nia usta­ły, a Xan­tos sta­nął z unie­sio­ną bro­nią i nie­do­wie­rza­niem w oczach. Z klat­ki pier­sio­wej po­two­ra wy­sta­wa­ło ostrze. Ktoś prze­bił ge­ne­ra­ła mie­czem. Zza ple­ców plu­gaw­ca Mer­rit do­strzegł do­brze mu znaną syl­wet­kę. To Ce­stus.

Nim któ­ry­kol­wiek z nich zdą­żył za­re­agować, po­twór od­wró­cił swą klin­gę i wbił ją obok ostrza Ce­stu­sa prze­bi­ja­jąc sie­bie i jego.

Ciało Do­wód­cy padło bez życia na zie­mię.

– Nie! – krzyk­nął Ogni­sty.

Wście­kłość, nie­do­wie­rza­nie i bez­gra­nicz­ny smu­tek ogar­nę­ły Mer­ri­ta. Naj­pierw śmierć uko­cha­ne­go syna, a teraz swo­je­go do­wód­cy i za­ra­zem naj­lep­sze­go przy­ja­cie­la. To było już za wiele dla Straż­ni­ka. Nie­opa­no­wa­na żą­dza krwi za­wład­nę­ła nim. Z furią uniósł swój ko­stur i wbił krysz­tał w wciąż sto­ją­ce ciało plu­gaw­ca.

– Teraz zdech­niesz – wy­sy­czał Ogni­sty Straż­nik – Nero Ahith Exima!

Krysz­tał za­pło­nął żywym ogniem. To za­klę­cie było osta­tecz­no­ścią, uwal­nia­ło całą moc do­pro­wa­dza­jąc tym samym do znisz­cze­nia krysz­ta­łu.

Na­stą­pił ol­brzy­mi wy­buch. Ogień za­czął tra­wić wszyst­ko do­oko­ła. Ze­wsząd było sły­chać krzy­ki, któ­rych Mer­rit nie był w sta­nie usły­szeć. Całą uwagę miał skupioną na swojej broni utkwio­nej w pa­lą­cym się ciele Xan­to­sa.

Blask krysz­ta­łu sta­wał się coraz ja­śniej­szy, ogień wy­da­wał się go­ręt­szy, gdy nagle… Za­pa­no­wa­ła zu­peł­na cisza i za­pa­dła kom­plet­na ciem­ność.

 

Ze­wsząd uno­sił się gęsty dym. Czuć było swąd spa­lo­ne­go mięsa. Mer­rit po­wo­li otwo­rzył oczy. Jego odrę­twia­łe ciało od­ma­wia­ło po­słu­szeń­stwa. Po­cząt­ko­we znie­czu­le­nie za­czę­ło prze­ra­dzać się w po­twor­ny ból. Z wiel­kim tru­dem zdo­łał usiąść pod­pie­ra­jąc się po­pa­rzo­ny­mi rę­ka­mi. Zdez­o­rien­to­wa­ny za­czął się roz­glą­dać wokół sie­bie. Na początku nie zda­wał sobie spra­wy z tego co widzi, lecz po chwi­li wszyst­ko za­czę­ło wra­cać. Mi­nio­ne wy­da­rze­nia po­ja­wi­ły się w jego gło­wie ni­czym naj­gor­szy kosz­mar, z któ­re­go nie był w sta­nie się obu­dzić. Z wiel­kim bólem Ma­rick stanął na nogi.

Na całym polu bitwy wi­docz­ne były fragmenty zwę­glo­nych ciał to­wa­rzy­szy i wro­gów. – Czyż­bym jako je­dy­ny prze­żył tę ma­sa­krę?– pytanie to kotłowało się w jego głowie. Krew ciekła z jego zra­nio­ne­go boku, który wcze­śniej prze­bił ka­wa­łek po­ła­ma­ne­go ko­stu­ra.

Pan­cerz był w strzę­pach, a po ko­stu­rze zo­sta­ło je­dy­nie ostrze. Mer­rit pod­niósł reszt­ki broni i ru­szył tam gdzie znaj­do­wał się obóz ich armii.

Po­żo­ga stra­wi­ła wszyst­ko na swej dro­dze. Po namiotach zostały kupki popiołu, a po koniach zwęglone kości.

Nad zgliszczami w oddali majaczyła wieża Mistrza Ognia. Znajdowała się ona dwa dni drogi od miejsca bitwy, w wiosce Narik.

Widok ten sprawił, iż Merrit zaczął rozumieć, że cała ta tragedia była z góry przesądzona.

Jako ostat­ni ży­ją­cy wojownik Wład­ców Ży­wio­łu miał teraz tylko jeden cel. Ze­mścić się na prawdziwym winowajcy. Lecz naj­pierw mu­siał opa­trzyć ranę.

W gruzach zna­lazł nadpaloną strza­łę. Przysiadł pod głazem, chwy­cił grot i roz­grzał go do czer­wo­no­ści. Za­bój­ca wie­dział co musi teraz zrobić.

– To za­bo­li tylko chwi­lę… tylko chwi­lę…– Powtarzał w myślach i przy­ło­żył roz­grza­ny metal do rany. Ból był ogromny. Po krótkim odpoczynku, podniósł się i ruszył do miejsca gdzie wszystko się zaczęło.

– On mu­si zgi­nąć! Mu­si…– Je­dy­nie ze­msta trzy­ma­ła Mer­ri­ta przy życiu.

 

Narik było teraz opu­sto­sza­łą wio­ską z Cytadelą Maricków w jej centrum. Nie li­cząc że­bra­ków bła­ga­ją­cych o pomoc, uli­ce były prawie wyludnione.

Gdy Ma­rick do­tarł do bram, zo­ba­czył coś co wzbu­dzi­ło w nim jeszcze więk­szą nie­na­wiść. Mar­twe ciała miesz­kań­ców, osób które przy­się­gał strzec, leżały zrzucone w jedno miejsce jak sterta śmieci.

Od­wró­cił wzrok i przy­spie­szył kroku kie­ru­jąc się do wieży, gdzie znajdowała się kom­nata jego men­to­ra.

Cała twier­dza była pusta, wszy­scy po­le­gli w bi­twie. Był tam teraz je­dy­nie Mer­rit i Gha­art, jego mistrz.

Za­bój­ca po­wo­li wszedł do kom­na­ty trzy­ma­jąc ostrze ko­stu­ra. Gha­art pod­niósł głowę znad książ­ki.

– Wie­dzia­łem, że ży­jesz – Uśmiech­nął się. Choć był to ra­czej gry­mas jaki można było zo­ba­czyć u splu­ga­wio­nych.

– Ty po­two­rze!! Wie­dzia­łeś, że idzie­my na śmierć!!- Mer­rit nie mógł opa­no­wać wście­kło­ści.

– Śmierć była nieunikniona – od­po­wie­dział mistrz – a ty prze­ży­łeś żeby co? Zgi­nąć tu i teraz? My­ślisz, że je­steś w sta­nie co­kol­wiek mi zro­bić? Spójrz na sie­bie! Je­steś wrakiem, cieniem dawnego siebie! Spo­czniesz teraz razem z tymi tru­pa­mi gni­ją­cy­mi pod mu­ra­mi na­szej cy­ta­de­li!! Tymi bie­da­ka­mi w wio­sce bła­ga­ją­cy­mi o chleb, któ­rym i tak nie zo­sta­ło wiele czasu – Oczy Gha­ar­ta zmie­ni­ły kolor na czar­ny i zaczął uno­sić się z nich de­li­kat­ny dym. Był spa­czo­ny.

– Uwiel­biasz pa­trzeć jak bied­ni umie­ra­ją bła­ga­jąc Cię byś ich na­kar­mił? Szczy­cisz się tym, że lu­dzie, któ­rych mia­łeś chro­nić leżą mar­twi pod mu­ra­mi? Ma­ric­ko­wie mieli po­ma­gać lu­dziom, a nie ich mor­do­wać! – krzyk­nął Straż­nik.

Tego było już za wiele… Mer­rit ści­sną ostrze moc­niej.

– No dalej! Spró­buj mnie zabić! – warknął zdrajca, a krew za­czę­ła wy­pły­wać z jego oczu.

Mer­rit nie za­wa­hał się ani se­kun­dy dłu­żej. Reszt­ka­mi sił wy­sko­czył ku swo­je­mu daw­ne­mu mi­strzo­wi. Gha­art ryknął i rów­nież ru­szył. Ognisty wie­dział, że men­tor musi zgi­nąć. Zro­bił szyb­ki obrót uni­ka­jąc mie­cza plu­gaw­ca i poderżnął mu gar­dło.

Krew try­snę­ła na pod­ło­gę i książ­ki.

– Ni­g­dy nie byłem i nie będę taki jak ty – powiedział – nawet Matka wi­dzia­ła w tobie po­two­ra ojcze… – Nagle oczy mar­twe­go Gha­ar­ta wró­ci­ły do na­tu­ral­ne­go ko­lo­ru.

Mer­rit uklęk­nął przy nim de­li­kat­nie za­my­ka­jąc mu je.

– I co teraz? Zo­sta­łem sam. – Po­my­ślał Ogni­sty Straż­nik.

Nie wie­dział co go teraz czeka, lecz był pewien jed­ne­go. Mu­siał od­bu­do­wać to co znisz­czył jego oj­ciec.

 

Trwa­ło to dzie­siąt­ki lat, ale brac­two w końcu powró­ci­ło do daw­nej siły.

Każdy Ifryt od­zy­skał wcze­śniej utra­co­ną armię, a wio­ska Narik prze­ro­dzi­ła się w mia­sto, gdzie wielu zna­la­zło schro­nie­nie.

Mer­rit czuł się coraz słab­szy, wie­dział że nie zo­sta­ło mu wiele czasu. Gdy pod­szedł do okna daw­nej kom­na­ty swojego Mi­strza, zo­ba­czył po­tę­gę swych pod­opiecz­nych. Był pewien, że dadzą radę po­pro­wa­dzić Ma­ric­ków bez niego.

 Od­szedł wolnym krokiem od okna i spoj­rzał na pie­de­stał, na któ­rym le­ża­ła głowa go­le­ma. Osią­gnął tyle ile mógł, a nawet wię­cej.

Mer­rit ociężale usiadł na krze­śle przy biur­ku. Wie­dział, że to już ko­niec.

– Taki zmę­czo­ny – Po­my­ślał i po­wo­li za­mknął oczy.

Koniec

Komentarze

TrancePL221, bądź uprzejmy wyedytować tekst tak, aby nadawał się do czytania, bo taki zwarty blok tekstu jest nie do przełknięcia.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jak najbardziej zajmę się tym jak tylko dotrę do domu.

Rzuciłam okiem na ponownie wstawiony tekst. Choć jest lepiej wyedytowany, to wykonanie budzi wiele wątpliwości ― masz źle zapisane dialogi, nadużywasz wielkich liter, interpunkcja pozostawia bardzo wiele do życzenia. Poniżej przykłady z początku tekstu:

 

-Proszę mi wybaczyć Panie, mistrz Cestus chce Pana widzieć powiedział. ―> Brak spacji po dywizie, zamiast którego powinna być półpauza. Brak spacji przed półpauzą. Formy grzecznościowe piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie. Winno być:

Proszę mi wybaczyć panie, mistrz Cestus chce pana widzieć powiedział.

Tu najdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi: http://www.forum.artefakty.pl/page/zapis-dialogow

 

Gdy w końcu się ubrał, do Jego namiotu wszedł Victor. ―> Gdy w końcu się ubrał, do jego namiotu wszedł Victor.

Zaimki piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

 

-Przygotuj się Synu bo nie wiemy co nas czeka… ―> – Przygotuj się synu, bo nie wiemy co nas czeka…

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Autorze, INTERPUNKCJA! Przecinki w języku polskim wbrew pozorom na poziomie podstawowym nie są bardzo trudne, a brak kropek to już naprawdę skandaliczne traktowanie zarówno własnego tekstu, jak i potencjalnego czytelnika.

 

PS. Usłyszysz to prędzej czy później, więc może lepiej prędzej: fragmenty nie cieszą się popularnością na tym forum. Lepiej wrzucać zamknięte opowiadania, choćby i z uniwersum fragmentów.

http://altronapoleone.home.blog

Proponuję skorzystać z rad w komentarzach, poprawić interpunkcję i dialogi. Wtedy tekst będzie się czytało znacznie łatwiej. Wrócę po zmianach.

Nie umiem odnieść się do treści skupionej na walce, bo nie znam się na niej, w dodatku walka/ sceny batalistyczne nie są stanie mnie niczym zainteresować. Ponadto mam niejasne wrażenie, że przeczytałam nie opowiadanie, a zaledwie fragment czegoś większego i pewnie dlatego niewiele z lektury zrozumiałam.

Wykonanie pozostawia bardzo wiele do życzenia.

 

Mer­rit otwo­rzył oczy, było jesz­cze ciem­no choć był w sta­nie wy­czuć, że zbli­ża się po­ra­nek. ―> Powtórzenie.

Proponuję: Mer­rit otwo­rzył oczy. Choć było jesz­cze ciem­no, potrafił wy­czuć, że zbli­ża się po­ra­nek.

 

cze­góż mógł chcieć Ce­stus . ―> Zbędna spacja przed kropką.

 

Gdy był już go­to­wy do wyj­ścia , do na­mio­tu… ―> Zbędna spacja przed przecinkiem.

 

– Już nie śpisz?– zapytał. ―> Brak spacji po pytajniku.

 

– Na to wy­glą­da. Ce­stus mnie do sie­bie wzywa– od­po­wie­dział… ―> Brak spacji przed półpauzą.

 

Tak bar­dzo przy­po­mi­nał matkę.Po­my­ślał Mer­rit. – Przy­go­tuj się synu, bo nie wiemy co nas czeka – po­wie­dział z lek­kim nie­po­ko­jem w gło­sie, ­kle­piąc go po ramie­niu. ―> Myśli zapisuje się inaczej niż dialog. Dialog zaczyna się od nowego wiersza.

Tak bar­dzo przy­po­mi­nał matkapo­my­ślał Mer­rit.

– Przy­go­tuj się synu, bo nie wiemy co nas czeka – po­wie­dział z lek­kim nie­po­ko­jem w gło­sie, ­kle­piąc go po ramie­niu.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać myśli: http://www.jezykowedylematy.pl/2014/08/jak-zapisac-mysli-bohaterow/

 

oczom męż­czyzn na krót­ką chwi­lę uka­zał się obraz obozu peł­ne­go ludzi.

Męż­czy­zna wziął ko­stur i wy­szedł za synem kie­ru­jąc się do Ce­stu­sa. ―> Powtórzenie.

 

swych wład­ców, Ifry­tów. Ich od­da­nie sięga daw­nych cza­sów, kiedy to Ifry­ty w spo­ko­ju i har­mo­nii pa­no­wa­ły nad świa­tem. Wszyst­kie w tam­tym cza­sie miesz­ka­ły w Kró­le­stwie Ży­wio­łu, sto­li­cy i sercu ca­łe­go świa­ta. Nie­ste­ty idyl­la ta nie mogła trwać wiecz­nie. Jeden z Ifry­tów, Ifryt Śmier­ci… ―> Powtórzenia.

 

dodał z uśmie­chem.

W od­po­wie­dzi Mer­rit uśmiech­nął się lekko i wy­szedł. ―> Powtórzenie.

 

To o nich będą śpie­wa­ne pie­śni! ―> To o nich będą śpie­wa­ć pie­śni!

 

Wo­jow­ni­cy przy­ło­ży­li swoje ostrza do pier­si. ―> Zbędny zaimek. Czy przykładaliby do piersi cudze ostrza?

 

mi­lio­ny żoł­nie­rzy było w go­to­wo­ści. ―> …mi­lio­ny żoł­nie­rzy były w go­to­wo­ści.

 

Każdy uzbro­jo­ny w broń i odzia­ny w zbro­ję… ―> Wystarczy: Każdy uzbro­jo­ny i odzia­ny w zbro­ję

 

Prze­wa­ga li­czeb­na była aż nad to wi­docz­na. ―> Prze­wa­ga li­czeb­na była aż nadto wi­docz­na.

 

na­zna­cza­jąc go i po­sy­ła­jąc mię­dzy jego po­bra­tym­ców. ―> Czy oba zaimki są konieczne?

 

Mer­rit usły­szał za sobą znie­na­wi­dzo­ny przez sie­bie dźwięk. ―> Jak wyżej.

 

To był ten , który zabił jego syna. ―> Zbędna spacja przed przecinkiem.

 

Na całym polu bitwy wi­docz­ne były frag­men­ty zwę­glo­nych ciał to­wa­rzy­szy i wro­gów. – Czyż­bym jako je­dy­ny prze­żył tę ma­sa­krę? py­ta­nie to ko­tło­wa­ło się w jego gło­wie. Krew cie­kła z jego zra­nio­ne­go boku… ―> Na całym polu bitwy wi­docz­ne były frag­men­ty zwę­glo­nych ciał to­wa­rzy­szy i wro­gów. Czyż­bym jako je­dy­ny prze­żył tę ma­sa­krę? – py­ta­nie to ko­tło­wa­ło się w gło­wie. Krew cie­kła ze zra­nio­ne­go boku…

 

To za­bo­li tylko chwi­lę… tylko chwi­lę…– Po­wta­rzał w my­ślach… ―> To za­bo­li tylko chwi­lę… tylko chwi­lę…po­wta­rzał w my­ślach…

 

– On mu­si zgi­nąć! Mu­si…– Je­dy­nie ze­msta trzy­ma­ła Mer­ri­ta przy życiu. ―> Brak spacji po wielokropku.

 

Nie li­cząc że­bra­ków bła­ga­ją­cych o pomoc, uli­ce były pra­wie wy­lud­nio­ne. ―> Skoro to wioska, to skąd tam żebracy i ulice?

 

Choć był to ra­czej gry­mas jaki można było zo­ba­czyć u splu­ga­wio­nych. ―> Nie brzmi to najlepiej.

 

– Ty po­two­rze!! Wie­dzia­łeś, że idzie­my na śmierć!!- Mer­rit… ―> Brak spacji przed dywizem, zamiast którego powinna być półpauza.

Z reguły stawia się jeden wykrzyknik. W uzasadnionych przypadkach można postawić trzy. Dwóch wykrzykników raczej się nie stawia.

 

bła­ga­jąc Cię byś ich na­kar­mił? ―> …bła­ga­jąc cię, byś ich na­kar­mił?

 

nawet Matka wi­dzia­ła w tobie po­two­ra ojcze… ―> Dlaczego wielka litera?

 

Mer­rit uklęk­nął przy nim de­li­kat­nie za­my­ka­jąc mu je. ―> Mer­rit uklęk­nął przy nim, de­li­kat­nie je za­my­ka­jąc.

 

I co teraz? Zo­sta­łem sam.Po­my­ślał Ogni­sty Straż­nik. ―> I co teraz? Zo­sta­łem sampo­my­ślał Ogni­sty Straż­nik.

 

kom­na­ty swo­je­go Mi­strza, zo­ba­czył po­tę­gę swych pod­opiecz­nych. ―> Czy oba zaimki są konieczne?

 

Taki zmę­czo­ny – Po­my­ślał i po­wo­li za­mknął oczy. ―> Taki zmę­czo­nypo­my­ślał i po­wo­li za­mknął oczy.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Pogubiłam się bardzo szybko. Kim są Ifryci, bogami, czarnoksiężnikami, królami? Przeciw czemu bądź komu zbuntował się Ifryt śmierci?

W jednym momencie piszesz:

Obóz wojenny był ogromny, przybyło ponad dwieście tysięcy Wojowników Żywiołu.

a w następnym:

 

Kilka godzin później miliony żołnierzy było w gotowości. Każdy uzbrojony w broń i odziany w zbroję, w napięciu czekał na pojawienie się armii wroga.

To ilu ich w końcu było, tysiące czy miliony. Dorzucasz do tego miliony przeciwnika i chcesz ten tłum zmieścić na jednym polu bitwy. Sorry, ale to się nie da.

 

Merrit w końcu dotarł do namiotu dowódcy. Cestus studiował mapę terenu, na którym miała rozegrać się największa bitwa wszech czasów.

Gdy Strażnik podszedł do stołu, Cestus podniósł głowę i z pełną powagą powiedział.

– Mroczni nadchodzą. Zbierz ludzi, zostało nam zaledwie kilka godzin do bitwy.

– Jak to możliwe? Przecież najbliższe tunele są kilka dni drogi stąd! – rzekł zaskoczony Merrit.

– Zwiadowcy donieśli mi, że te plugawce zaczęły kopać przez skały. Musimy być gotowi do bitwy i to teraz – odpowiedział Cestus.

Marick wyciągnął sztylet i kierując ostrze w dół przystawił go do piersi.

Z tego fragmentu wynika, że Cestus był w namiocie sam, gdy przyszedł do niego Merrit, a w następnej chwili w namiocie pojawia się Marick. Kim on jest i skąd się wziął?

 

Dalej Merrit rusza w bój, widzi śmierć syna, a potem dowódcy i przyjaciela, wkurza się, sięga po broń ostateczną i zabija wszystkich dookoła. Następnie wraca do przytomności i rusza zabić gościa, który jest za to wszystko odpowiedzialny i – jak rozumiem – nie należy do armii Ifryta śmierci, a wręcz przeciwnie jest teoretycznie po tej samej stronie. Wybacz, ale to się kupy nie trzyma. Dla mnie Merrit to facet, którego poniosło zafundował światu małą apokalipsę, a potem odrzucił wszelką odpowiedzialność za to, co zrobił i zwalił ją na kogoś innego, kto na dodatek okazał się jego ojcem.

Skąd w ogóle pomysł zdrady Ghaarta i na czym ta zdrada miałaby polegać? Skąd w ogóle wziął się w tej opowieści Ghaart?

Obawiam się, że musisz popracować nie tylko nad problememi językowymi, ale też logiką zdarzeń w tekście.

 

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Nie porwało mnie :(

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka