- Opowiadanie: Wicked G - Funt kłaków

Funt kłaków

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Funt kłaków

W sumie nie wiem, dlaczego to piszę. Nie mam pojęcia, czy ktokolwiek kiedykolwiek to przeczyta, przeanalizuje, zrozumie. Po prostu chcę to z siebie wyrzucić. Mógłbym wykorzystać inny sposób. Opowiedzieć historię komuś na żywo, nagrać wideo albo stworzyć myślozapis, żeby dokładnie oddać wszystkie uczucia. Jednak coś mnie tknęło i odpaliłem na archaicznym urządzeniu, jakim jest tablet, jeszcze bardziej archaiczny program, jakim jest edytor tekstu.

A może jednak wiem? Tak… Przy pisaniu towarzyszy mi poczucie oddzielenia, dysocjacja. Palce delikatnie muskają powierzchnię ekranu, przez ruch odzwierciedlają idee mieszkające w mojej głowie, kodują je w ciągach znaków. Słowa wchłaniają porcję mojej świadomości; cały tekst w istocie jest częścią mnie, lecz jest także czymś odrębnym. Zabawne, bo wcześniej pisałem tylko we wspomnieniach, które są fałszywe.

Wracając do meritum – moja historia. Ktoś kiedyś powiedział, że żyje, bo jest kochany. Cóż, to samo można powiedzieć i o mnie. Pojawiłem się na tym świecie dzięki miłości. Da się ją określić różnorako, zależy od punktu widzenia. Egoistyczna, skrzywiona, wyzwolona, piękna. W każdym razie jest to jakaś miłość, choć czasami mam wrażenie, że ona gaśnie, staje się ledwie wątłym echem.

Czy odwzajemniam to uczucie? W pewnym stopniu sam siebie do tego zmuszam. Mój mózg został uwarunkowany tak, żebym kochał osobę znaną jako Robert Dreyson. Robert funkcjonuje we wszystkich moich wspomnieniach sprzed narodzin i choć wiem, że te zdarzenia nie miały miejsca naprawdę, to nie mogę stwierdzić, że nie były przyjemne. Że wracanie do nich nie wywołuje nostalgii rozbijającej się ciepłymi falami o złakniony przyjemności umysł.

Lecz często czuję też żal, odrazę, momentami nawet nienawiść. Nieważne, w jakich warunkach się egzystuje, czasem życie po prostu boli. Wtedy ma się pretensje do tych, którzy nas życiem obdarowali. Ile razy to dzieci wyrzucały rodzicom, że sprowadzili je na ten padół łez, że skrzywdzili je, wciskając na siłę pewne wzorce w trakcie wychowywania? Mam podobnie z Robertem, z tym że moje wychowanie zostało skompresowane do okresu dwóch lat, kiedy przez wtyczkę neuralną do rozwijającego się mózgu tłoczono symulację. Kształtowano nią zdolności i osobowość, bym stał się tym, kim jestem, Johanem Dreysonem.

Robert to stary facet, jeszcze z poprzedniego wieku, ale nie widać tego dzięki terapiom odmładzającym i operacjom plastycznym. Oglądałem zdjęcia sprzed transformacji. Trudno go poznać, lecz mimo wszystko poprawianie dorosłego człowieka nie jest doskonałe. Czasami jego krótka sierść, drobny pyszczek z nastroszonymi wąsami, roztańczony ogon i spiczaste uszy przyprawiają mnie o zażenowanie, wydają się karykaturalne. Czasami jednak mój zsyntezowany instynkt jest silniejszy. Wtedy gotuję się w środku, pragnę go każdą komórką ciała.

Ja z kolei… Zostałem zaprojektowany od podstaw, tak żeby sprostać oczekiwaniom mojego partnera. Zestaw genów dobrano w ten sposób, bym w pełni przypominał mieszankę człowieka i psa. Owczarka belgijskiego, konkretnie rzecz ujmując. Odpowiednio przyspieszono proces dojrzewania, który w całości spędziłem zanurzony w kapsule z lepkim płynem, z wtyczką neuralną wpiętą do głowy, o czym już chyba wspominałem. Potem zahamowano proces starzenia, żeby Robert mógł cieszyć się mną jak najdłużej.

Oczywiście sam też nie jestem idealny; próby tworzenia ludzkich krzyżówek wyłącznie przy pomocy genetyki kończyły się niezadowalającymi rezultatami. Mam względnie duży stopień cyborgizacji. Mój pysk nie jest dostosowany do ludzkiej mowy, więc przy zwykłych rozmowach porozumiewam się przez wszczepione głośniki. Część kluczowych organów wspiera elektromechanika i nanotechnologia. Kiedy coś w nich szwankuje, bywa, że miewam duszności albo bóle. Jednak Robert zawsze dba o mnie ze szczególną troską, jeśli źle się czuję, tego nie mogę mu odmówić.

Po co w ogóle mnie powołał do życia? Często zadawałem sobie to pytanie. Właściwie to nie on, tylko korporacja zajmująca się produkowaniem takich istotek do towarzystwa jak ja. On był czynnikiem inicjującym, złożył zamówienie, ściśle doprecyzowując wymagania, a potem dostał swojego ukochanego pieska. W tych czasach samotność można leczyć na setki sposobów. Przykładowo siedzieć całymi miesiącami w symulacjach i kochać się z nieświadomymi, acz wcale nie sprawiającymi takiego wrażenia sztucznymi inteligencjami. Albo kupić sobie robota o dowolnym kształcie i funkcjach.

Robert wolał jednak, żebym miał organiczne serce i organiczny mózg, zupełnie jakby to cokolwiek zmieniało. Choć od czasu wynalezienia pierwszego komputera cały świat stanął do góry nogami, niektórzy ludzie wciąż trzymają się fetyszu realności, pragną prawdziwego życia.

Mój stwórca i kochanek podjął też jeszcze jedną, niewiarygodnie ważną decyzję. Zdecydował się otworzyć mi oczy.

Produkowanej istocie organicznej w procesie formowania osobowości możesz namieszać we łbie tak, że rzeczywiście będzie myślała, że jest wilkołakiem, magicznym elfem albo księżniczką z innego wymiaru, i będzie zawsze zgadzać się ze swoim partnerem. W zasadzie to w tym przypadku ze swoim właścicielem, chociaż w korporacyjnych świstkach podobnych słów się raczej unika.

Ze mną jest inaczej. Robert nie chciał, bym był bezwolną marionetką. Wymyślił dla mnie historię mojego życia, która została proceduralnie ekstrapolowana do pełnego okresu dojrzewania i wpakowana mi do głowy, kiedy rosłem w kapsule. W pewnym momencie zyskałem świadomość tego, że to symulacja. Że to nie działo się naprawdę… Ale czym w dzisiejszym świecie jest prawda? Patrząc z drugiej strony, wszystkie te wydarzenia miały przecież miejsce, tylko że w wirtualnej przestrzeni. Tak czy owak, na początku byłem jedynie marzeniem, opowieścią, która powstała w umyśle człowieka; teraz jestem prawdziwym bytem, mieszanką człowieka, zwierzęcia i maszyny.

Teoretycznie nie mam najgorzej. Posiadam szeroki zakres praw i swobód. Gdyby Robert się nade mną znęcał – mogę przesłać myślozapis służbom, w ciągu kilku sekund rozpoczęliby ewaluację zgłoszenia. Jeżeli uznano by je za zasadne, za parę minut do naszego przytulnego mieszkania na dwusetnym piętrze apartamentowca zawitałyby policyjne roboty. Przysługuje mi dochód podstawowy, który jest w stanie pokryć najpilniejsze potrzeby, więc raczej nie grozi mi głód ani nocowanie pod gołym niebem. W każdej chwili mogę odejść od swojego partnera, udać się do jakiegokolwiek miejsca na Ziemi i robić cokolwiek, co mi się podoba i jest akceptowane przez prawo, czy to w realu, czy w wirtualu.

Lecz utopia trochę kosztuje. Bym mógł przyjść na ten świat, Robert zapłacił czasem i wysiłkiem… Sporo się na mnie naczekał. Najpierw musiał odłożyć pieniądze – rządowa jałmużna nie wystarcza na spełnianie wszystkich zachcianek, poza tym praca jest zalecana dla wszystkich obywateli, by społeczeństwo nie popadło w totalną degrengoladę. Potem oczekiwał w kolejce do korporacji tworzącej życiowych towarzyszy. Organicznych istot nie można naprodukować zbyt dużo, żeby na naszej pięknej planecie nie zrobiło się za tłoczno. No i w końcu dwa lata, podczas których rosłem w kapsule.

Pojawiłem się tutaj z mimowolnym długiem, zresztą jak chyba każdy, kto kroczył po tym świecie. Ceną za moje odejście byłoby złamane serce Roberta. Zawsze, gdy planuję to na poważnie, w ostatniej chwili coś mnie blokuje… Żal, strach przed samotnością, może pewne poczucie, że to po prostu nie w porządku.

Jakby tego było mało, moje ciało poniekąd jest własnością korporacji i państwa. Posiadają patenty na kod genetyczny i systemy cybernetyczne. Wszyscy życiowi towarzysze, których genomy w znacznym stopniu odbiegają od ludzkiego, są projektowani tak, żeby byli bezpłodni. To środek zapobiegawczy przeciwko niekontrolowanej chimeryzacji. Gdybym pragnął mieć dziecko, musiałbym skorzystać z usług tej samej firmy, która mnie wyprodukowała.

Inna sprawa, że tego nie chcę. Nigdy nie dopuszczę się tego, co zrobił mi Robert. Nie skażę nikogo na kaźń samoświadomości. Czasami myślę, że wolałbym jednak o niczym nie wiedzieć i być tylko ślepo posłusznym antropomorficznym pieskiem. Przynajmniej wtedy byłbym szczęśliwy. Chyba.

Nie cierpię tego wewnętrznego rozdarcia. Ono rzutuje na wszystko. Często śnię o dziwnych rzeczach. Na przykład o kocie i psie, które spotykają się w jakimś ciemnym, śmierdzącym zaułku i zaczynają ze sobą walczyć, rozcinać skórę do krwi, wydłubywać oczy, odgryzać kawałki mięsa. Raz wygrywa kot, raz pies.

Myślę, że ta wizja ma znaczenie. Mózg zwyczajnie przetwarza w taki sposób sytuacje z jawy. Kot to życie, jakie wymyślił dla mnie Robert, posłuszna miłość, wdzięczność za radosne chwile. Pies to bunt, wściekłość z powodu tego, że ktoś ustalił moje istnienie.

Mam już po prostu, kurwa, dosyć. Czuję się jak gówno. Jak chodząca kupa mięsa i elektroniki pokryta funtem kłaków. Bezwartościowy, bezwartościowy, bezwartościowy. Nieudana zabawka, która nawet nie potrafi zadowolić swojego właściciela, bo ma dylemat egzystencjalny. Mam ochotę wysunąć pazury i drapać się po głowie, aż zeskrobię sobie czaszkę, wypruje wszystkie kable i zetrę mózg na krwawą papkę.

Czy to da się naprawić? Owszem, w końcu żyjemy w epoce triumfu medycyny i biotechnologii. Wystarczy, że włączę moduł optymalizujący nastrój w wewnętrznym komputerze. Czasem z niego korzystam. Wtedy mam ochotę spędzać czas z Robertem, cieszyć się z błahych rzeczy, z pysznego obiadu, ze spaceru po mieście. Lecz po pewnym czasie uderza mnie sztuczność tego stanu. W głowie zaczynają kołatać różne myśli. To nie jest prawdziwe szczęście, to tylko haj, wymuszona reakcja. Sztuczność staje się nie do zniesienia i wyłączam moduł, tak jakby mój organizm wyrzucał z siebie obce ciało. I z reguły znowu dzieje się źle, nie rozmawiam z Robertem całymi dniami, drażni mnie każdy jego gest, każdy oddech. W końcu nie wytrzymuję, znowu włączam moduł i tak w kółko.

Momentami uderza mnie absurdalność tej sytuacji. Robert jest moim Bogiem: stworzył mnie z miłości, sprowadził tutaj, bym mógł czerpać radość z istnienia. Gdybym tylko był posłuszny jego woli, wszystko toczyłoby się dobrze. Wiem o tym, ale buntuję się jak Szatan. Zarzucam Robertowi, że to on jest tym złym, bo powołał mnie do życia z egoistycznych pobudek.

Jednak z drugiej strony… Przecież mojego partnera zniewala ta sama rzeczywistość. Jego tożsamość to wypadkowa dziedzicznych cech i zewnętrznych czynników zaistniałych w procesie wychowywania. Robert nie ma wpływu na to, że podobają mu się istoty, które są tylko tworem ludzkiej wyobraźni. On po prostu chce być szczęśliwy, lecz to nie do końca wychodzi. W jego oczach coraz częściej widzę zawód, rozczarowanie tym, że ja, obiekt jego marzeń, przestałem być idealny, gdy tylko zyskałem ciało.

Materialna rzeczywistość nigdy nie będzie perfekcyjna. Wirtualna też nie, bo zawsze opiera się na materialnej. Może w tym tkwi rzecz. Może jest jeszcze jakiś inny składnik mojego jestestwa i to właśnie on sprzeciwia się wybranej dla mnie roli? Dusza? To śmieszne, bo spora część tych, którzy w duszę wierzą, zwłaszcza ci siedzący w antytechnologicznych rezerwatach, z pewnością uważa mi podobnych za wynaturzenia.

Nonsens, nonsens, nonsens. Nie potrafię znaleźć odpowiedzi. W głowie mam chaos, moje myśli to brednie. Może nie powinienem był tego pisać. Jeszcze Robert zajrzy do tabletu i znajdzie ten tekst. Wie o wszystkim, niejednokrotnie wykrzykiwałem mu to w twarz, jednak każde takie świadectwo nadal go krzywdzi. On wciąż się łudzi, że będzie normalnie.

Złudzenia. Chyba one właśnie najbardziej bolą. Moja tożsamość jest złudzeniem, iluzją starannie zaprojektowaną według ustalonych wytycznych. Zresztą, czyja nie jest? Każdego programuje się od początku życia, wtłacza mu wzorce zachowań, stawia wymagania, warunkuje upodobania. Świat tworzy twój obraz, a ty uznajesz go za własny i cierpisz, gdy na obrazie pojawiają się rysy; gdy coś w nim nie pasuje, gdy jest niezgodny z otoczeniem.

Może dlatego się buntuję? Bo zamiast być kimś, chcę być niczym, chcę być wolny od oczekiwań i przywiązań. Być po prostu chodzącym funtem kłaków, który nie musi się przejmować narzuconą rolą, czyimiś wyobrażeniami, etykietami przylepianymi do istnienia.

Trochę zmęczyłem się tym pisaniem. Nie będę tego kasował, byłoby szkoda poświęconego czasu. Może kiedyś, za kilka miesięcy albo lat, spojrzę na ten tekst raz jeszcze i z delikatnym uśmiechem na pysku stwierdzę, że cierpienie miało jakiś sens, że zagubienie było potrzebne, bym sobie wszystko poukładał. A może już nigdy więcej go nie przeczytam.

Jest już wieczór. Chyba pójdę na dach pooglądać zachód słońca, a potem pomyślę, co zrobić dalej.

Koniec

Komentarze

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Kurcze, skomplikowane, trudne i niezwykłe! Jest inne niż te Twoje opowiadania, które czytałam. Kilka rzeczy mnie zatrzymywało, to kwestia zintensyfikowania, przyspieszenia niektórych zdań, czasami i jak zwykle może tylko dla mnie.

Bardzo ciekawy tekst. Wrócę z porządniejszym komentarzem, muszę pomyśleć, a tymczasem pobiegnę do biblioteki, mając nadzieję, że ten krótki wpis wystarczy.

Poprawnościowo, w znaczeniu tekstu jest dla mnie doskonale, ale przerywałabym tę jednostajność. Koniec komentarza na razie, nie wiem.

pzd srd i gratuluję dobrego tekstu:), a

 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Przeczytałam i jest spoko. Sprawnie napisane. Mimo że tekst jednolity i nic się nie dzieje, ot takie tam przemyślenia, to zainteresował mnie, ale niestety nie poruszył. Może jestem zimną su, a może po prostu za dużo podobnych przemyśleń czytałam i się znieczuliłam. Poza tym, gdzieś już pisałam, że takie byty, według mnie, nie mają uczuć i mieć nie będą, stąd pewnie brak mojego współczucia. Heh… 

Ale podziwiam warsztat. :)

@Gravel

Dziękuję za ładnego kota ;)

 

@Asylum

Dziękuję za przeczytanie i bibliotekę ;) Rzeczywiście, tutaj jest nieco mniej mistyczności i metafizyki niż w poprzednich tekstach, ale nie mogło się obyć bez drobnych nawiązań. Co do przyspieszania, jednostajności – tu starałem się znaleźć odpowiedni balans, jest sporo hermetycznej nomenklatury, bo nie chciałem, żeby czytelnik odniósł wrażenie, że tekst ma być przewodnikiem po przyszłości dla człowieka z przyszłości. Jednostajność może zaś wynikać z charakteru tekstu; to taki wyrzucany jednym tchem żal; zapętlone, chaotyczne myśli, które za każdym razem prowadzą do podobnych wniosków i podobnego cierpienia.

 

Edit:

@SaraWinter

Również dzięki za przeczytanie, nie odświeżałem przez chwilę strony i dlatego nie zauważyłem wcześniej Twojego komentarza. Fajnie, że warsztatowo okazało się w porządku i że mimo braku wyraźnie zarysowanej fabuły nie przytłoczyło. Mimo wszystko wolę jednak opowiadać o światach niż o historiach, stąd pozwoliłem sobie na wykorzystanie formy wyznania w dzienniku, zwłaszcza że limit był krótki. Co do emocji… cóż, trudno orzec, bo to na razie tylko przypuszczenia odnośnie przyszłości. Osobiście wątpię, by udało się osiągnąć aż taką doskonałość przy chimeryzacji ludzi z innymi organizmami, choć pewnie drobne modyfikacje mające na celu optymalizacje organizmu są raczej prawdopodobne. Głównie chciałem pokazać tutaj scenariusz w stylu “co jeśli?”, a także wyrazić pewne refleksje na temat tożsamości i zależności inteligentnych istot od otoczenia.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Hmmm. Stworzyłeś interesującego bohatera – fajny pomysł. Niestety, na tym się w dziele tworzenia zatrzymałeś. Nie ma fabuły, jest tylko strumień skomplikowanej świadomości, z nurtem infodumpu. Wiesz, że takie strumienie bywają męczące?

Ale napisane dobrze.

Babska logika rządzi!

Mam trochę jak Finkla – zaintrygował mnie bardzo pomysł, świat, introspekcja bohatera – ale forma wydała mi się jednak trochę mało nośna. Nie, żebym wiedziała, jak lepiej ująć to, co chciałeś tu stworzyć…

http://altronapoleone.home.blog

No, jakąś akcję w tym świecie (ciekawym, nie powiem), żeby to nie był statyczny opis nawet nie sceny, tylko stanu. Albo żeby to był jeden bohater z wielu, jak ten robot z depresją w “Autostopem przez galaktykę”.

Babska logika rządzi!

A mnie się podobają takie pytania egzystencjalne.

Cyborg się zastanawia, to dlaczego my tego nie robimy? Ładne te pytania, a do tego ładnie podane!

Klik jak najbardziej zasłużony!!!

Z technikaliów – gdzieś za dużo o jeden przecinek, no i “leczyć na setki sposób”. Oj, nie tak, Wickedzie, nie tak ;)!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Dobrze napisane, oparte na bardzo dobrym pomyśle, lubię takie egzystencjonalno-filozoficzne teksty, i nie przeszkadzają mi strumienie świadomości :) Ode mnie ostatni kliczek i powodzenia w konkursie :)

@Finkla

@drakaina

Dziękuję za przeczytanie i kliki do biblioteki. Fajnie, że świat się spodobał. Zarzuty co do braku szerzej zakrojonej akcji przyjmuję, strumienie świadomości bywają męczące, ale z drugiej strony lubię też je pisać. Tutaj zdecydowałem się na taką formę, by móc swobodnie się skupić na przedstawianiu refleksji. Uznałem, że przy formie jednorazowego wpisu do dziennika, takiego gęsto upakowanego “one-offu” tworzonego pod wpływem emocji, łatwiej będzie mi bezstratnie “wyrzeźbić” pomysł, który miałem w głowie.

 

@Staruch

Dzięki za przeczytanie i klika, cieszę się, że doceniłeś przedstawione w tekście dylematy. Błędy poprawiłem, zbędny przecinek był przy “i choć wiem” (błędnie uznałem to za dopowiedzenie), to drugie to pewnie była pozostałość po przeróbce zdania. Wprowadziłem też parę innych szlifów językowych.

 

@Katia72

Dziękuję za komentarz  i klika, również się cieszę, że pomysł się spodobał :)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Zwierzenia Twojego bohatera, Wickedzie ― choć w jakiś sposób są interesujące i zmuszają do zastanowienia się nad celowością podobnych eksperymentów ― znużyły mnie. Chyba nie do końca taka wizja wydała mi się możliwa, więc i losem bohatera nie potrafiłam przejąć się należycie.

 

Potem ocze­ki­wał w ko­lej­ce u kor­po­ra­cji… ―> Chyba miało być: Potem ocze­ki­wał w ko­lej­ce do kor­po­ra­cji

 

Mózg zwy­czaj­nie prze­twa­rza tak sy­tu­acje z jawy. ―> Chyba miało być: Mózg zwy­czaj­nie prze­twa­rza takie sy­tu­acje z jawy.

 

z pew­no­ścią uważa mi po­dob­nych za wy­na­tu­rze­nia. ―> …z pew­no­ścią uważa mnie po­dob­nych za wy­na­tu­rze­nia.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

@Reg

 

Dziękuję za przeczytanie i komentarz ;) Cieszę się, że rozważania przedstawione w tekście okazały się chociaż w pewien sposób interesujące.

Błędy poprawiłem, ten pierwszy był kalką z potocznej “kolejki u lekarza” zrobioną z rozpędu, w drugim przypadku przez “tak” miałem na myśli “w taki sposób”, zmieniłem tak, żeby było jaśniej. Nie zgodzę się tylko co do ostatniego, użycie krótszej, nieakcentowanej formy zaimka w środku zdania nie jest według mnie tutaj błędem:

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/mnie-czy-mi-tobie-czy-ci;5375.html

Zbliżone wyrażenia można znaleźć w niektórych dziełach literatury.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Miło mi, że mogłam się przydać. ;)

Wickedzie, w łapance zaznaczam zdania, które w jakiś sposób źle się przeczytały, sprawiły, że się na nich potknęłam. Jednak to jest Twoje opowiadanie i to Ty decydujesz, jakimi słowami będzie napisane.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

@Reg

Wiem, chciałem tylko uzasadnić swoją decyzję, gdyby któryś z kolejnych czytelników się zastanawiał, dlaczego zostawiłem skróconą wersję ;)

 

@Cień

Dziękuję za kropkę i pokój ;)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Nie przepadam, a właściwie nie trawię strumieni świadomości. Zaczęłam jednak czytać i… nie mogłam przestać. Świetnie opowiedziana historia, dobre pytania, ciekawy bohater i te jego rozkminy filozoficzne – to wszystko na plus. Brak fabuły nie razi, ale że takie opowiadania bywają męczące, to osobiście cięłabym miejscami.

Nie doklikam, bo nie ma już co. :)

"Fajne, a nawet jakby nie było fajne to i tak poszedłbym nominować, bo Drakaina powiedziała, że fajne". - MaSkrol

@AQQ

Dzięki za wpadnięcie i przeczytanie :) Cieszę się, że lektura okazała się wciągająca, mimo iż nie gustujesz w strumieniach świadomości.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Odbiłam się od pierwszych akapitów, gdzie bohater tłumaczy się z tego, że będzie coś opowiadał. Mam poczucie, że taki zabieg nie jest potrzebny. Gdyby opowiadanie zacząć od fragmentu: “Pojawiłem się na tym świecie dzięki miłości”, a resztę informacji ze wstępu wpleść później (ewentualnie, choć nie koniecznie), to mam wrażenie, że dla mnie odbiór początku byłby łatwiejszy.

Podoba mi się pomysł na świat i to mylące wprowadzenie, gdy najpierw Robert to facet, dorosły człowiek, a potem to jednak kot, który chciał mieć i kochać psa – czyżby w przyszłości wszystkie istoty były określane jako ludzie? Czy Robert też jest krzyżówką? Pytania egzystencjalne również bardzo ciekawe, jednak forma trochę nużąca – za gęsto jak na tak krótki tekst. Nie ma oddechu. To trochę jak streszczenie książki.

Nie robiłam łapanki, tylko jedno rzuciło mi się w oczy: 

W każdym bądź razie jest to jakaś miłość

“W każdym razie” lub “Bądź co bądź” – w obecnej formie to kontaminacja.

 

@rooms

Dzięki za przeczytanie i komentarz!

 

Odbiłam się od pierwszych akapitów, gdzie bohater tłumaczy się z tego, że będzie coś opowiadał. Mam poczucie, że taki zabieg nie jest potrzebny.

Zdecydowałem się otworzyć opowiadanie w ten sposób, żeby zachować stylizację na wpis znaleziony gdzieś w sieci lub na urządzeniu elektronicznym, gdzie czasami można spotkać się z tym, że tekst jest otwarty ogólną dywagacją. Poza tym chciałem tutaj też umieścić komentarz na temat samego procesu pisania, który niejako “wybija się” poza płaszczyznę świata przedstawionego w tekście, łamie czwartą ścianę.

 

gdy najpierw Robert to facet, dorosły człowiek, a potem to jednak kot, który chciał mieć i kochać psa – czyżby w przyszłości wszystkie istoty były określane jako ludzie?

To wizja świata, w którym nie ma już kryterium człowieczeństwa, a na jego miejscu jest status “istoty inteligentnej” – wygląda to w ten sposób, gdyż osiągnięto poziom rozwoju, który pozwala na tworzenie bytów dorównujących człowiekowi stopniem zrozumienia świata i złożoności emocjonalnej: samoświadomych SI, androidów, cyborgów, krzyżówek genetycznych.

 

Czy Robert też jest krzyżówką?

Nie, posiada ludzki genom, jednak zmodyfikował swój wygląd zewnętrzny przy pomocy różnych operacji w ten sposób, by przypominać antropomorfizowanego kota:

“Robert to stary facet, jeszcze z poprzedniego wieku, ale nie widać tego przez terapie odmładzające i operacje plastyczne. Oglądałem zdjęcia sprzed transformacji. Trudno go poznać, lecz mimo wszystko poprawianie już dorosłego człowieka nie jest doskonałe. Czasami jego krótka sierść, drobny pyszczek z nastroszonymi wąsami, roztańczony ogon i spiczaste uszy przyprawiają mnie o zażenowanie, wydają się karykaturalne”.

 

W każdym bądź razie jest to jakaś miłość

“W każdym razie” lub “Bądź co bądź” – w obecnej formie to kontaminacja.

Ech, zawsze o tym zapominam ;) Poprawiłem.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Twój sposób opisywania świata jest zupełnie inny od mojego. Skupiasz się na przeżyciach wewnętrznych, problemach egzystencjalnych, ja wolę opis zdarzeń zewnętrznych i pozostawienie interpretacji odbiorcy. Dlatego długo zabierałam się do tego tekstu, gdy zobaczyłam, że jest to strumień świadomości.

Spodobał mi się pomysł androida, jednocześnie kota i psa. Ciekawa wydała mi się też postać Roberta – pana, partnera, jednocześnie kochanego i znienawidzonego. Wizja przyszłości w Twoim opowiadaniu jest nieco niepokojąca. Widać, że masz dobry warsztat.

Wolałabym inną formę tekstu, ale to kwestia gustu. Cały czas chodziło mi po głowie jedno pytanie: w jaki sposób koto-pies pisał swój wirtualny pamiętnik w edytorze tekstu? Wiem, że można doczepić klawiaturę do tabletu, ale i tak trudno mi to sobie wyobrazić.

Limit literek skromny, to trochę tłumaczy. Szkoda jednak, że nie pokusiłeś się nawet o śladową przemianę głównej postaci, nadanie sytuacji jakiejś dynamiki. Żegnamy się z bohaterem właściwie w tym samym punkcie, w którym go zastajemy. 

Sam tekst sprawny i czytało się go bez przykrości. W skrócie: przemyślenia niezłe, akcji brak :) 

Ale… podobało mi się. 

Ile razy to dzieci wyrzucały rodzicom, że sprowadzili ich na ten padół łez, że skrzywdzili ich

Ileż to razy dzieci wyrzucały. I nie "ich" (tych dzieci?) a "je" (te dzieci sprowadzili).

nie widać tego przez terapie

Dzięki terapiom – nie jest nimi pokryty.

 poprawianie już dorosłego człowieka nie jest doskonałe

Coś tu jest nie tak.

 wtyczką neuralną przyczepioną do głowy

Przyczepioną – czy wpiętą?

 mógł nacieszyć się mną jak najdłużej.

Mógł się mną cieszyć – dokonana forma "nacieszyć" sugeruje proces już zakończony.

 zawsze o mnie dba, jeśli źle się czuję

Kiedy indziej nie?

 mnie historię mojego życia

"Mojego" możesz pominąć, chyba, że chcesz bardzo mocno tę mojość podkreślić.

 praca jest zalecana dla wszystkich obywateli,

Zalecana obywatelom.

 mimowolnym długiem

"Mimowolny" gryzie mi się tutaj. Wiem, co masz na myśli – winę egzystencjalną lub coś zbliżonego – ale "mimowolny"… po prostu nie pasuje. Sugeruje, że ten dług mógłby być dowolny. Nie wiem, czy dobrze to tłumaczę.

 każdy, co kroczył

Jednak dałabym "kto" – to nie aliteracja, bo sylaby będą różne, a brzmi poważniej.

 Zawsze, gdy planuję to na poważnie, w ostatniej chwili coś mnie blokuje… Żal, strach przed samotnością, może jakieś poczucie, że to po prostu nie w porządku.

yes W punkt. Trafiłeś w punkt.

 którzy mają duże zmiany względem standardowego ludzkiego genomu

To nie brzmi dobrze. Których genomy bardzo się różnią od ludzkiego standardu?

 nie uczynię nikomu

Może ciutkę zbyt wysoko…

 Nie cierpię tego wewnętrznego rozdarcia.

Pęknięcie ontyczne heart (albo raczej broken heart).

 Kot to życie, jakie wymyślił

Może jednak "które".

absurdalność tej sytuacji

Myślę, że "absurd" brzmiałby lepiej, dosadniej.

uważa mi podobnych

Dałabym jednak długą formę zaimka, ze względu na brzmienie.

 Moja tożsamość jest złudzeniem

Ano, nie jest – ale to ma sens, że on tak myśli. Niestety.

 delikatnym uśmiechem na pysku

Uch, "delikatny". Mam już alergię na to słowo, naprawdę.

 

I to – to właśnie jest Cyberpunk przez duże C. Chłopie, czapki z głów (i wtyczki z kręgosłupów).

Owszem, akcji nie ma – ale mnie jej nie brakuje. Żeby była akcja, musiałbyś coś zrobić z gnębiącym bohatera problemem, a ten problem nie ma rozwiązania – w tym jego istota. Nawet, gdybyś poszedł w stronę psychologiczną, gdyby bohater zmienił swój sposób myślenia o problemie – to nie byłoby satysfakcjonujące, nie dla mnie. Uznałabym to za przesłodzone, sztuczne, wkurzające (ja tak mam).

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

@Ando

Dziękuję za wpadnięcie i komentarz ;)

Ciekawa wydała mi się też postać Roberta – pana, partnera, jednocześnie kochanego i znienawidzonego.

Dokładnie o to mi chodziło, więc cieszę się, że odebrałaś postać Roberta w ten sposób.

 

Cały czas chodziło mi po głowie jedno pytanie: w jaki sposób koto-pies pisał swój wirtualny pamiętnik w edytorze tekstu? Wiem, że można doczepić klawiaturę do tabletu, ale i tak trudno mi to sobie wyobrazić.

Johan, narrator tekstu, ma tylko psie cechy, kotem był tutaj Robert (w komentarzu wyżej zaznaczyłem fragment opisujący jego wygląd). Johan pisał na klawiaturze ekranowej (”Palce delikatnie muskają powierzchnię ekranu”). Uznałem, że w przyszłości ta funkcja nadal może być stosowana – albo jako backup w przypadku, gdy systemy kontroli sprzężone bezpośrednie z mózgiem ulegną awarii, albo z powodu retrosentymentu. Osobiście dosyć często piszę na smartfonie na klawiaturze ekranowej, na przykład kiedy jestem w trasie lub w plenerze.

 

@silver_advent

Również dziękuję za komentarz ;) Ciekawe, bo Tarnina w komentarzu niżej akurat uznała statyczność w sytuacji bohatera za plus. Co czytelnik, to opinia.

 

@Tarnina

Dziękuję za łapankę, wysoką ocenę i komentarz ;) Cieszę się, że doceniłaś wizję i określiłaś tekst “Cyberpunkiem przez duże C” – lubię ten podgatunek i nawet często w nim tworzę, a istotą cyberpunku bardziej niż konkretna estetyka i “akcyjność” okraszona nowoczesną technologią są rozważania na temat wpływu rozwoju cybernetyki i sfer wirtualnych na społeczeństwo. Również dziękuję za łapankę, większość rzeczy wprowadziłem, do kilku sugestii się odniosę:

 

 

Ile razy to dzieci wyrzucały rodzicom, że sprowadzili ich na ten padół łez, że skrzywdzili ich

Ileż to razy dzieci wyrzucały. I nie "ich" (tych dzieci?) a "je" (te dzieci sprowadzili).

Rodzaj był rzecz jasna błędny, to poprawiłem, jednak “ileż” brzmi mi nieco staromodnie, więc zostawiłem “ile”.

 

 poprawianie już dorosłego człowieka nie jest doskonałe

Tu chyba coś nie zagrało z szykiem, bo wahałem się, czy nie lepiej będzie zapisać to w taki sposób: “poprawianie dorosłego już człowieka”, po czym uznałem, że to “już” jest w sumie całkiem zbędne.

 

 wtyczką neuralną przyczepioną do głowy

Przyczepioną – czy wpiętą?

Co ciekawe “przyczepić” jest zdefiniowane poprzez “przypinać”, ale w sumie “wpięta’ brzmi tu lepiej.

 

 zawsze o mnie dba, jeśli źle się czuję

Kiedy indziej nie?

To nie do końca tak miało brzmieć, tu powinienem był doprecyzować, że Robert szczególnie dba i martwi się o Johana, kiedy temu coś dolega. Jako że jednak byłaby to raczej ingerencja w treść, a nie w styl i język, zostawiam pierwotną wersję do momentu ogłoszenia wyników.

 

 mnie historię mojego życia

"Mojego" możesz pominąć, chyba, że chcesz bardzo mocno tę mojość podkreślić.

Tu zostawiłem, wydaje mi się, że brak zaimka dzierżawczego mógłby być nieco mylący (ktoś mógłby uznać to za ogólną historię życia wgrywaną do mózgu)

 

 praca jest zalecana dla wszystkich obywateli,

Zalecana obywatelom.

Wedle mojego stanu wiedzy forma “dla + dopełniacz” nie jest błędna i może być stosowana zamiennie z celownikiem. Trudno uznać ją za kalkę z angielskiego, bo pojawiała się już w publikacjach z 1866 i 1936.

 

 mimowolnym długiem

"Mimowolny" gryzie mi się tutaj. Wiem, co masz na myśli – winę egzystencjalną lub coś zbliżonego – ale "mimowolny"… po prostu nie pasuje. Sugeruje, że ten dług mógłby być dowolny. Nie wiem, czy dobrze to tłumaczę.

Tu zostawiłem, rozważałem kilka zamienników, ale każdy z nich wydawał mi się gorszy od obecnej wersji.

 

 Kot to życie, jakie wymyślił

Może jednak "które".

Tu myślę jednak, że wskazanie na typ (jakie) bardziej pasuje niż wskazanie na konkretny obiekt (które), dlatego że zaraz potem wymieniane są elementy definiujące to życie – życie wypełnione “posłuszną miłością, wdzięcznością za radosne chwile”

 

absurdalność tej sytuacji

Myślę, że "absurd" brzmiałby lepiej, dosadniej.

Jak dla mnie bardziej pasuje jednak “absurdalność”, dlatego że określa cechę, podczas gdy “absurd” jest raczej kategorią/typem; np. “Polityka to absurd” ale “Rozśmiesza mnie absurdalność polityki”.

 

 

uważa mi podobnych

Dałabym jednak długą formę zaimka, ze względu na brzmienie.

Reg też zaznaczała, ale obstaję przy swoim, jakoś ta dłuższa forma bardziej mi pasuje, może przez to, że “uważa mnie podobnych” ktoś może z rozpędu sparsować jako “uważa mnie” i pomyśleć, że dopełnieniem jest Johan, a nie cyborgi-hybrydy jako ogół.

 

 delikatnym uśmiechem na pysku

Uch, "delikatny". Mam już alergię na to słowo, naprawdę.

Heh, ja z kolei lubię to określenie, bo kojarzy mi się z Teresą z anime “Claymore”, która miała przydomek “Teresa of the Faint Smile”.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

istotą cyberpunku bardziej niż konkretna estetyka i “akcyjność” okraszona nowoczesną technologią są rozważania na temat wpływu rozwoju cybernetyki i sfer wirtualnych na społeczeństwo

Otóż to.

“ileż” brzmi mi nieco staromodnie, więc zostawiłem “ile”.

OK, masz rację. Zapędziłam się.

Tu chyba coś nie zagrało z szykiem, bo wahałem się, czy nie lepiej będzie zapisać to w taki sposób: “poprawianie dorosłego już człowieka”,

Tak, też mi się tak wydaje.

Jako że jednak byłaby to raczej ingerencja w treść, a nie w styl i język, zostawiam pierwotną wersję do momentu ogłoszenia wyników.

Racja.

Tu zostawiłem, wydaje mi się, że brak zaimka dzierżawczego mógłby być nieco mylący (ktoś mógłby uznać to za ogólną historię życia wgrywaną do mózgu)

O tym nie pomyślałam. Może faktycznie… zresztą, podkreślenie mojości też ma swoją wagę.

Wedle mojego stanu wiedzy forma “dla + dopełniacz” nie jest błędna i może być stosowana zamiennie z celownikiem.

To nie jest kalka z angielskiego, tylko z rosyjskiego (moi kresowi przodkowie mawiali "daj tę paczkę dla pani Janki"), a pierwszy z Twoich przykładów jest właśnie kresowy (na drugim nie widzę miejsca druku). Mnie w każdym razie kojarzy się archaicznie.

Tu zostawiłem, rozważałem kilka zamienników, ale każdy z nich wydawał mi się gorszy od obecnej wersji.

Bywa i tak. Wpadniemy na coś lepszego za dwadzieścia lat :)

Tu myślę jednak, że wskazanie na typ (jakie) bardziej pasuje niż wskazanie na konkretny obiekt (które), dlatego że zaraz potem wymieniane są elementy definiujące to życie

Hmm. Niby konkretny obiekt też jest jakoś określony, ale rzeczywiście deskrypcja nigdy nie jest jednoznaczna… dobra, pasuję.

Jak dla mnie bardziej pasuje jednak “absurdalność”, dlatego że określa cechę, podczas gdy “absurd” jest raczej kategorią/typem; np. “Polityka to absurd” ale “Rozśmiesza mnie absurdalność polityki”.

O, to ciekawa różnica w idiolektach :)

ktoś może z rozpędu sparsować jako “uważa mnie” i pomyśleć, że dopełnieniem jest Johan, a nie cyborgi-hybrydy jako ogół.

Hmm. No, może. Ja bym tak nie sparsowała, ale.

“Teresa of the Faint Smile”.

"Faint" można przełożyć jako "słaby", "ledwo zaznaczony", "nikły" – ale "delikatny" nie trafia w konotacje. Delikatny jest krem orzechowy :P

heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

@Tarnina

 

Wedle mojego stanu wiedzy forma “dla + dopełniacz” nie jest błędna i może być stosowana zamiennie z celownikiem.

To nie jest kalka z angielskiego, tylko z rosyjskiego (moi kresowi przodkowie mawiali "daj tę paczkę dla pani Janki"), a pierwszy z Twoich przykładów jest właśnie kresowy (na drugim nie widzę miejsca druku). Mnie w każdym razie kojarzy się archaicznie.

Z ciekawości sprawdziłem jeszcze w PWN-ie, wynika z tego, że “jest” to czasownik, przy którym dopuszczone jest połączenia z “dla + dopełniacz”.

 

“Teresa of the Faint Smile”.

"Faint" można przełożyć jako "słaby", "ledwo zaznaczony", "nikły" – ale "delikatny" nie trafia w konotacje. Delikatny jest krem orzechowy :P

Tak, tu pewnie skojarzenie raczej mam też przez polskie tłumaczenie z japońskiego, gdzie ten uśmiech był “łagodny” albo “delikatny” (a zatem dość frywolna interpretacja), już nie pamiętam.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Ja tam na brak akcji narzekać nie zamierzam. Podobało mi się. Przedstawiłeś interesujcą, choć bardzo smutną wizję przyszłości. W pięknym stylu stawiasz trudne pytania. To wystarczy, żebym była ustatysfakcjonowana lekturą.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Dziwny jest ten tekst. Nie dla każdego, mnie nie podszedł, ale nie znaczy, że niewartościowy. Takie próby projektowania jakby wyglądało zagubienie i zwątpienie “istoty identycznej z istotami”. Zdaje się o złudzeniach zarówno ludzi, szukających czegoś w fikcji, jak i samoświadomych programów, która zastanawia się, czym właściwie są ludzie.

Dopuszcza, ale nie zawsze. Zacytuję artykuł, który podlinkowałeś:

"Ten śrubokręt jest (przeznaczony) dla Janka" do "Kupiłem go dla niego" (z takim przeznaczeniem) droga niedaleka. W moim przekonaniu mogę użyć tu dla, gdy jest to np. prezent, który kupuję teraz, a wręczę za jakiś czas. Kłaniać się można profesorowi (nie dla profesora), ale ukłony dla profesora możemy przez kogoś przekazywać.

Co do uśmiechu – japońskiego nie znam, a łagodny uśmiech to jednak nie to samo, co uśmiech słaby. Więc nie wiem.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

@Irka_Luz

Dziękuję za wpadnięcie i komentarz, fajnie, że się podobało ;)

 

@Wilk-Zimowy

Dziękuję za przeczytanie i komentarz. Moje teksty często bywają dziwne (przynajmniej w moim osobistym odczuciu ;) ).

 

@Tarnina

Po namyśle jednak niezależnie od wszystkiego zostawiłem ten “delikatny”, jakoś tak po prostu mi pasuje.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Tekst jest bardzo ciekawy, choć szczerze przyznam, że po pierwszych akapitach myślałem, że się poddam. Wizja świata, w której zamiast ludzi mamy istoty myślące jest bardzo interesująca. Podoba mi się również złożoność relacji, z jednej strony nienawiść, a z drugiej strony przywiązanie do Roberta. Na początku myślałem, że jest to opowieść o "młodzieńczym buncie" cyborga, który ma pretensje do “rodzica” o to, że powołał go do życia. Potem w grę wchodzi zaprogramowana miłość, przywiązanie i poczucie obowiązku na zasadzie "ktoś poświęcił kupę czasu po to, żeby powołać mnie do życia, nie mogę odejść". Bardzo dobry tekst.

Po mojemu, zbyt uczuciowe, zbyt dopieszczone ludzkim zapachem. 

 

“O, nie dożył rozkoszy, kto tak bez siwizny

Ani w przestrzeni Weyla, ani Brouwera

Studium topologiczne uściskiem otwiera,

Badając Moebiusowi nie znane krzywizny!”

 Stanisław Lem – Cyberiada

@Fladrif

Dziękuję za przeczytanie i komentarz. Cieszę się, że w Twoim mniemaniu tekst jest bardzo dobry. Początkowe akapity rzeczywiście są dość przyciężkawe, ale jak już wspominałem w komentarzu-odpowiedzi dla Rooms, chciałem dzięki temu nadać tekstowi pewną określoną stylizację.

 

@Ayerton

Również dziękuję za przeczytanie i komentarz. Tu ludzki zapach i uczuciowość właśnie miały być dominujące, gdyż główny bohater powstał właśnie celem zaspokojenia uczuciowych potrzeb człowieka.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Wywołałeś u mnie głęboką nostalgię za czasami, które minęły bezpowrotnie wraz z młodością. W zasadzie powinienem na tym skończyć, ale chciałem jeszcze pochwalić ten utwór za jego dwoistość, za przenikanie się dylematów typowo ludzkich, które są z nami od wieków, z dylematami nadchodzących czasów sztucznej inteligencji. Poruszające.

Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.

@fizyk111

Dziękuję za przeczytanie, komentarz i wysoką ocenę ;)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Bardzo interesujące opowiadanie. Ładnie wykreowałeś świat, rozterki bohatera są bardzo ludzkie. Świetnie się czyta. Bardzo dobre, naprawdę :)

Przynoszę radość :)

@Anet

Dzięki za wpadnięcie i komentarz, cieszę się, że lektura okazała się fajna ;)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Tekst doceniam, bo ma sporo do zaoferowania, lecz strumienie świadomosci nigdy mi nie leżały. Jednak w porównaniu do kilku innych, które przeczytałem na tej stronie, wybija się jakością. Widzę też, że innym się podobało. Muszę więc stwiedzić, że to bardzo udany tekst zupełnie nie dla mnie :)

Podobało mi się – roztoczona w tym strumieniu świadomości wizja świata jest bardzo ciekawa, spójna. Wszystko jest bardzo wiarygodnie, pięknie opisane – było kilka okrągłych zdań, kilka wyjątkowo trafnych spostrzeżeń, udane stylizowanie na taką notatkę podyktowaną chwilową potrzebą poukładania myśli. Naprawdę wierzy się, że to przelane na “papier” czyjeś rozważania. Chodzi mi o to, że kiedy np. jakiś fragment wydał mi się przydługi czy przegadany, to nie myślałam automatycznie o Tobie jako autorze, który mógł napisać dany fragment inaczej, tylko o tym, że widocznie bohater potrzebował się wygadać.

I tylko jedno mi przeszkadzało – że się skończyło. Kropka postawiona przez bohatera jest kropką w tekście. A te 12,5k znaków aż się prosi, aż się wierci, by nie być skończonym dziełem, ale wstępem do prawdziwej historii. Gdzie wykreowany przez Ciebie świat mógłby ożyć, ruszyć do akcji, gdzie moglibyśmy poznać dynamikę relacji cyberpunkowych partnerów.

Ja też nie jestem fanką strumieni świadomości, ale ten tekst przeczytałam z przyjemnością. Podobały mi się rozważania egzystencjalne i połączenie kota i psa w tak ciekawy sposób. Widać w tym tekście Twój styl. Choć już tak różny od "Ściany Światła", którą czytałam dawno temu, ale nadal doskonale pamiętam, nota bene nadal nie rozumiem, czemu nie została doceniona. ;)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

@Iluzja

Dzięki za ukrytego kota ;)

 

@zygfryd89

Dziękuję za przeczytanie i komentarz. Cieszę się, że tekst dla Ciebie cechuje się ponadprzeciętną jakością, choć to nie Twoje klimaty.

 

@Nir

Również dziękuję za komentarz.

 

Naprawdę wierzy się, że to przelane na “papier” czyjeś rozważania. Chodzi mi o to, że kiedy np. jakiś fragment wydał mi się przydługi czy przegadany, to nie myślałam automatycznie o Tobie jako autorze, który mógł napisać dany fragment inaczej, tylko o tym, że widocznie bohater potrzebował się wygadać.

To mnie szczególnie cieszy, bo jest sygnałem, że praca nad warsztatem idzie w dobrym kierunku. 

Jeżeli zaś chodzi o długość… Cóż, tutaj ograniczał mnie limit, ale przyznam, że rozważam wykorzystanie świata przedstawionego z “Funta kłaków” jako wzorca do czegoś dłuższego. Na portal na razie lecą głównie króciaki, ale w zanadrzu mam też parę dłuższych tekstów, chociaż jeszcze nie wiem, gdzie wylądują.

 

@Morgiana89

 

Dzięki za komentarz, fajnie, że lektura okazała się przyjemna. Od opublikowania ostatniej części “Ściany Światła” minęły już trzy lata, w międzyczasie natrzaskałem sporo znaków, i to nie tylko opowiadań, więc styl nieco wyewoluował (w moim mniemaniu na lepsze ;) ). Dlaczego Ściana Światła nie chwyciła? Przypuszczam, że przede wszystkim dlatego, że puszczałem ją w odcinkach, a trudno było odnaleźć się w kolejnych częściach bez czytania poprzednich. Plus wtedy miałem nieco większe problemy z warsztatem. Niedawne “Dzieci Czasu”, w których również stworzyłem realia science fantasy i położyłem mocny nacisk na światotwórstwo, zebrały lepsze opinie.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Nie będę ukrywał, że tak, jak generalnie nie mam nic do strumieni świadomości, tak wolę, kiedy są one uzupełnione jakąś fabułą (ewentualnie same ją uzupełniają). Sam strumień potrafi być nieco męczący w lekturze, przynajmniej dla mnie, a kiedy jest wpleciony w jakąś historię, to jednak tego zmęczenia się tak nie odczuwa. Można powiedzieć, że trafiają się dzięki temu chwile oddechu. Miałem więc pewne obawy dotyczące lektury tego tekstu, ale, na szczęście, okazały się one właściwie bezzasadne. Bo też nawet, jeśli taki strumień potrafi lekko zmęczyć, to jednak czyta się ten Twój tekst z taką świadomością, że niechby nawet miało się owo lekkie zmęczenie formą pojawić, to jednak sama treść wynagradza to z nawiązką. Zwłaszcza, że akurat tutaj, jaki mi się zdaje, fabuła nie była temu opowiadaniu do szczęścia szczególnie potrzebna.

Tekst, jeśli można tak to ująć, jest pewną wariacją na temat: co wolno (przede wszystkim moralnie) człowiekowi? Prezentujesz tutaj taką bardzo fajną “próbkę” współpracy wyobraźni z logiką, nie tylko kreując pewien świat i, nazwijmy to, byty, ale również, poprzez ten strumień świadomości, potrafisz zaprezentować konsekwencję takiej “wynalazczości”, tak w postaci jakichś monstrualnych w pewien sposób odczuć samego bytu, jak i również, co tu dużo ukrywać, obrazu ludzi, u których, wraz z rozwojem technologicznym, stopniowo zanika warstwa moralna, a przy okazji i zdolność do pojmowania tego, co właściwie tworzą. I jak taki twór może funkcjonować.

Najbardziej zaś dziwi mnie w Twoim tekście, że podobał mi się cyberpunk, którego szczerze nie trawię. :)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

@CM

 

Dziękuję za przeczytanie i komentarz :) Cieszę się, że treść utworu okazała się wartościowa. Często zdarza mi się rozważać na temat tego, w jaki sposób rozwój technologii wpłynie na etykę, na definiowanie dobra i zła wśród różnych grup społecznych. Czasami przelewam te refleksje na klawiaturę, a dobrym nośnikiem do tego jest dla mnie konwencja cyberpunku, choć w zasadzie u mnie często jest ona mieszana z Social Sci-Fi.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Mam kilka zasadniczych wątpliwości na temat kilku podjętych wątków (jak "uszlachetniająca" praca czy nie wymazywanie wspomnień z kapsuły – po co to "produktowi"?), ale tekst nie poruszył mnie na tyle, bym chciał o nich dyskutować. Bo mam teraz w głowie wrażenie doświadczenia cyberpunkowej ekstrapolacji cierpienia (roz)chimeryzowanego Wertera. Mogę to skompresować jeszcze mocniej, podsumowując ten tekst: gówno, po wszystek gówno. I nie mowię tak o formie, o włożonej w to pracy, ale o przekazanym przez Ciebie sensie – wszystko dla narratora jest gównem. To całkiem przyjazny strumień myśli (pod względem lekkości czytania i łatwości jego zrozumienia), ale cholernie monotematyczny. Ten obraz jest monochromatyczny.

Z drugiej strony, to ściana tekstu pelnego narzekań brzmi tak, jakbyś albo przelał swoje własne myśli i uczucia (chciał się wyżyć ?), albo chciał zmusić czytelnika do ich przeżycia (tych bardzo konkretnych – gównianych). Ze mną niestety nie wyszło – choć bardzo podobają mi się narzędzia, których próbujesz na mnie wykorzystać. Próbuj dalej. :)

@stn

 

Dziękuję za przeczytanie i komentarz :) Treść jak widzę nie podeszła, ale cieszę się, że chociaż warstwa “narzędziowa” okazała się w porządku.

 

"uszlachetniająca" praca

Częściowo można to tłumaczyć chęcią zapobiegnięcia rezultatom podobnym do eksperymentu Calhouna (mysia utopia), aczkolwiek w bardzo częściowym stopniu, bo sam też byłbym ostrożny przy przekładaniu modeli zwierzęcych na ludzkie. Bardziej tu jednak chodziło o to, że za systemem socjoekonomicznym przedstawionym w tekście kryje się coś nie do końca właściwego, a jego fasada wygląda piękniej niż wnętrze. Stąd kursywa podkreślająca ironiczność “zalecenia”:

 

“poza tym praca jest zalecana dla wszystkich obywateli”

 

nie wymazywanie wspomnień z kapsuły – po co to "produktowi"?

Dlatego, że nie każda istota tworzona na zamówienie jest traktowana przez zlecającego jako przedmiot/niewolnik, poza tym te syntetyczne zdarzenia są elementem warunkującym tożsamość. Nawet w przypadku “niewolniczych” towarzyszy nie pisałem, że te wspomnienia są usuwane, a jedynie że:

 

Produkowanej istocie organicznej w procesie formowania osobowości możesz namieszać we łbie tak, że rzeczywiście będzie myślała, że jest wilkołakiem, magicznym elfem albo księżniczką z innego wymiaru, i będzie zawsze zgadzać się ze swoim partnerem. W zasadzie to w tym przypadku ze swoim właścicielem, chociaż w korporacyjnych świstkach podobnych słów się raczej unika.”

 

wszystko dla narratora jest gównem

and that’s the real shit. Przyznam, że tekst ma ogółem dość pesymistyczny i realistyczny wydźwięk, ale nie zgodzę się z taką interpretacją, bo bohater dostrzega też drugą stronę w swojej sytuacji i to, co kieruje Robertem, a poza tym ostatecznie nie porzuca wszelkiej nadziei:

 

“Może kiedyś, za kilka miesięcy albo lat, spojrzę na ten tekst raz jeszcze i z delikatnym uśmiechem na pysku stwierdzę, że cierpienie miało jakiś sens, że zagubienie było potrzebne, bym sobie wszystko poukładał.”

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Nie tylko warsztatowe, mówiłem też o cyberpunku. ;)

Widzisz, dlatego też nie lubię opowiadan. Bardzo ciężko zamknąć w nich pełną i kompletną historię, po których nie zostają pytania (nawet te z dziedziny budowy świata). Ale pamiętałem Twoje poprzednie teksty i byłem ciekaw, na co tym razem będziesz narzekał. ;) Przyjmuję i akceptuję Twoje argumenty. Możemy dyskutować jeśli chcesz, ale czuję że szybko odejdziemy od treści i tematyki związanej z opkiem.

Ja lubię pesymizm, zdecydowanie bardziej niż realizm (a optymizm? A tfu!). Jednakze postawa narratora jest skrajnie… wycofana? Jest zrezygnowany, wyczerpany – nawet jeśli zauważa pozytywy, to natychmiast przypomina sobie ich miałkość i bezsens. Stąd owe zagównienie narracji – nawet te lekkie przebłyski koloru są natychmiast zamazywane czernią kolejnej myśli. I nawet ta nadzieja jakaś taka wątła, wymuszona. Taka żeby sumienie uspokoić. I ta właśnie monotoniczność narracji mnie trochę zraziła – za dużo jak na jeden raz.

Widzisz, dlatego też nie lubię opowiadan. Bardzo ciężko zamknąć w nich pełną i kompletną historię, po których nie zostają pytania

A obecność pytań jest zła?

(filmy Lyncha, filmy Von Triera…)

 

Przyłączam się do wilka. Jest zła?

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nie jestem typem kinomaniaka, nie znam tych nazwisk.:(

Zależy zapewne od pytania – o egzystencji można sobie podumać (i to raczej hobbystycznie), ale jeśli zadajemy sobie pytanie o celowości zachowania bohaterów albo sensu pojawienia się pewnej sceny albo scenerii, wtedy coś się nie zgrało.

Nadal się nie zgodzę. Własnie niejednoznaczność często nadaje dodatkowego wymiaru, a zmuszenie czytelnika do zadawania pytań jest jednym ze sposób na zaangażowanie go.

 

Co do Lyncha… jeśli nie kojarzysz nazwiska, to po tytułach: Twin Peaks, Zaginiona Autostrada? ;-)

 

jeśli zadajemy sobie pytanie o celowości zachowania bohaterów albo sensu pojawienia się pewnej sceny albo scenerii, wtedy coś się nie zgrało.

Masz na myśli, kiedy widzimy ślady po spawaniu całej historii?

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Jako że Cień pozwolił na szlifowanie tekstów przed drugim etapem, wprowadziłem poprawkę odnośnie wskazanej przez Tarninę kwestii dbania o Johana w trakcie choroby. W temacie pesymizmu – rzeczywiście, bohater tutaj, choć dostrzega drugą stronę sytuacji, jest "wycofany", jego bierność jest spowodowana strachem, brakiem pewności co do tego, w którą stronę pójść. Mocno skondensowałem treść, więc to może wydawać się przytłaczające, ale jakoś już tak mam, że lubię prozę skondensowaną, lubię operować w "tl;dr-owym" sposobie komunikacji. Jeżeli zaś chodzi o niedopowiedzenia i celowość… Zależy, jak to wszystko się rozegra, konsumowałem i teksty kultury, w których niedopowiedzenia mocno irytowały, i takie, w których wpisywały się świetnie w konwencje, odzwierciedlały nieoznaczoność wszechświata. Nawet i spawy potrafią być piękne, jeżeli poprawnie się je wykona ;)

 

Update: Wprowadzone drobne poprawki stylistyczne.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Fantastyka – jest

Wykorzystanie hasła konkursowego – według mnie można było z tego nieco więcej wycisnąć ;) 

 

Wicked G – oj, ale żeś wysmarował ciężki tekst :) Ciężki podwójnie, bo nie dość, że poruszający wiele trudnych zagadnień, to jeszcze w postaci strumienia świadomości bohatera, co niezbyt ułatwiało mi odbiór opowiadania. Wolałabym, gdyby albo było krótsze, albo gdybyś dodał jakikolwiek element akcji, coś, co by ten strumień choć na chwilę przerwało. Po prostu całość wyszła dość przytłaczająco. W każdym sensie :)

Podobało mi się, że bardzo realistycznie przedstawiłeś myśli bohatera, jego rozważania, dylematy, emocjonalne “dołki” (wzloty też), momentami miałam wrażenie, że czytam dziennik nastolatka, który właśnie odkrywa, że jest. Że jest odrębną istotą, ma swoje życie, ekscytuje się tym, a jednocześnie boi, stara się zrozumieć “starych”, a jednocześnie ich nienawidzi.

Wydaje mi się, że nie do końca wykorzystałeś hasło konkursowe. Jeśli “psiokocia” miała być fizjonomia bohatera, to tak naprawdę mogłeś “użyć” dowolnych zwierząt bez większej szkody dla tekstu. Jeśli “psiokocie” miały być relację między bohaterem, a jego panem/partnerem/właścicielem, to jednak zbyt słabo to zaznaczyłeś. Ok, opisałeś to tutaj:

Inna sprawa, że tego nie chcę. Nigdy nie dopuszczę się tego, co zrobił mi Robert. Nie skażę nikogo na kaźń samoświadomości. Czasami myślę, że wolałbym jednak o niczym nie wiedzieć i być tylko ślepo posłusznym antropomorficznym pieskiem. Przynajmniej wtedy byłbym szczęśliwy. Chyba.

Nie cierpię tego wewnętrznego rozdarcia. Ono rzutuje na wszystko. Często śnię o dziwnych rzeczach. Na przykład o kocie i psie, które spotykają się w jakimś ciemnym, śmierdzącym zaułku i zaczynają ze sobą walczyć, rozcinać skórę do krwi, wydłubywać oczy, odgryzać kawałki mięsa. Raz wygrywa kot, raz pies.

Myślę, że ta wizja ma znaczenie. Mózg zwyczajnie przetwarza w taki sposób sytuacje z jawy. Kot to życie, jakie wymyślił dla mnie Robert, posłuszna miłość, wdzięczność za radosne chwile. Pies to bunt, wściekłość z powodu tego, że ktoś ustalił moje istnienie.

(akurat zamieniłabym psa i kota miejscami :P) 

Ale wolałabym gdybyś w tym strumieniu świadomości podał w takim razie więcej przykładów, konkretnych sytuacji i zachowań. Bo według mnie w tym bloku tekstu gdzieś się ta dwoistość, ta walka, zaciera, zanika i rozmywa.

Napisane bardzo sprawnie, nie miałam się do czego zbytnio przyczepić :)

 

Dziękuję za udział w konkursie!

 

Dziękuję za obszerny komentarz, Iluzjo :) Zgadza się, w sumie tekst mógłby być bardziej “pso-kotowy”, przy pisaniu jakoś zapędziłem się w inne strony.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

 Tekst porusza ciekawe zagadnienia, które rozmywają się pośród strumienia świadomości narratora. „Funt kłaków” jest dosłownie przegadany – za długi, gubiący gdzieś meritum, a temat przewodnik konkursu (jak pies z kotem) wydaje mi się wciśnięty mocno na siłę, zbyt pretekstowy.

Zaczęłam się nudzić po scenie walki we śnie – dalej jest już tylko filozofowanie, na dłuższą metę po prostu męczące.

Może tekst by zyskał, gdyby nie był napisany w formie opowiadania, tylko eseju. Sama nie wiem. Przedstawione przez Ciebie futurystyczne problemy są same w sobie materiałem na ciekawą opowieść, ale potrzebują chyba dłuższego rozbiegu, mocnej fabuły, żeby nabrały krwistości i prawdziwej mocy. Jako dodatek do fabuły byłyby okej, w obecnej formie – jako taka trochę “myślosraczka” narratora – są nużące.

Wykorzystanie hasła konkursowego: nie do końca mnie przekonuje. Tak jak pisała Iluzja, psa i kota można zastąpić dowolnymi zwierzętami, nie uczyniłoby to w tekście żadnej różnicy.

 

Dzięki za udział.

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Dziękuję za komentarz, gravel :)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Kot to życie, jakie wymyślił dla mnie Robert, posłuszna miłość, wdzięczność za radosne chwile. Pies to bunt, wściekłość z powodu tego, że ktoś ustalił moje istnienie.

Wg moich dotychczasowych eksperiencji z kotami i psami, uogólniam przeświadczenie, że to kot powinien być symbolem buntu, a pies uległości, ale może tu nie chodzi o empirię, a o jakąś nieznaną mi cechę kociej i psiej natury, którą w sposób symboliczny tu przetwarzasz… Trudno zgadnąć.

 

 

Trochę zmęczyłem się tym pisaniem. 

A ja czytaniem. Może gdybym się od razu nastawił na rozprawkę filozoficzną, było by inaczej, ale ponieważ zwabił mnie tu link spod Twojego innego tekstu, będącego całkiem znośnym opowiadaniem, nawet chyba już nominowanym do piórka, jeśli dobrze rozumiem portalowe zasady, to i tu się spodziewałem czegoś podobnego – stąd rozczarowanie.

 

Nie będę tego kasował, byłoby szkoda poświęconego czasu. Może kiedyś, za kilka miesięcy albo lat, spojrzę na ten tekst raz jeszcze (…)

Warto na to spojrzeć po latach bo samo światotworzenie ciekawe a i refleksje niczego sobie – tyle tylko, że kompletny brak akcji, fabuły, zwykłego “dziania się” – trochę odstręcza.

entropia nigdy nie maleje

@Jim

Dzięki, że wpadłeś i zostawiłeś komentarz :) Ten tekst był rzeczywiście takim trochę “hit or miss” ze względu na szczątkową fabułę (czy w zasadzie jej brak), co widać po ambiwalentnych opiniach.

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Nowa Fantastyka