- Opowiadanie: Mytrix - [Śmiecionomia]

[Śmiecionomia]

Życzę aby czytanie tego opowiadania przyniosło wam tyle frajdy, co mi jego pisanie.

Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku!

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

[Śmiecionomia]

0

 

Ludzie chomiki

(…)Najgorsi dla gospodarki państwa są ludzie chomiki. To ci, którzy większą część swojego dochodu składują na kontach, lokatach i w skarpetach. Aby państwo było zdrowe, pieniądz musi krążyć, popyt musi napędzać podaż, a konsumpcja bieżąca szybować w górę. Przy współczesnych technikach recyklingu i fuzyjnego przetwarzania materiałów surowiec musi krążyć razem z pieniądzem. Ludzie chomiki to podludzie, to zwykłe świnie szkodzące dobru ogółu. Państwo stoi przed wyzwaniem stworzenia ustroju nastawionego na Śmiecionomię i stworzenia aparatu państwowego, który będzie niczym młotek służący do rozbijania porcelanowych świnek skarbonek. Takie musi być ostateczne rozwiązanie kwestii ludzi chomików.

fragment z Mein Kauf (Mój Zakup);

wydanie trzecie, poprawione

 

 

Wincent zamyślił się i przerwał lekturę. W tle szumiało radio.

 

[Reklama]

Zabezpiecz się przed złodziejem już dziś! Stalowe kubły i pancerne kontenery, na każdy odpad i na każdą kieszeń! Nie daj sąsiadowi podbierać TWOICH śmieci.

WasteSecurity: nasz śmietnik – Twoja przyszłość.

[/Reklama]

Słuchacie państwo Trash FM…

 

Wincent marzył o poprawie statusu społecznego.

O mieszkaniu z metrażem ponad dwadzieścia cztery metry kwadratowe, e-hulajnodze o maksymalnym zasięgu większym niż dziesięć kilometrów, o dziewczynie, a może nawet, gdzieś w odległej przyszłości, o dziecku – jedynaku. Chociaż, po dłuższym namyśle, o tym ostatnim to jednak nie.

Ale Wincent miał problem z zakupami.

Problem natury konsumpcyjnej.

 

1

[Dwa tygodnie do świąt]

 

Wincent odsunął puszkę z napojem od ust, podszedł do okienka i wypalił:

– Zdecydowałem się podjąć leczenie.

– To oczywiste, po co innego tutaj przychodzić? W końcu to centrum leczenia zaburzeń emocjonalno-konsumpcyjnych… – Recepcjonistka wyglądała na zniecierpliwioną. – No i co pan tak stoi? Pana dane, inaczej nie możemy zacząć.

– Wincent Ro…

– Co pan?! – Dłonie kobiety przywarły do boków głowy w teatralnym geście. – Patrzcie petenta, oszalał bez reszty! A ochrona danych osobowych nic petentowi nie mówi?

– Tak, ekhm, przepraszam. – Spuścił wzrok.

Poczuł się jak stuprocentowy petent, a nie jak człowiek z krwi, kości, imienia i nazwiska.

– Tu nie średniowiecze. Proszę przyłożyć dłoń do terminala.

Przyłożył, ale nic się nie stało.

– No, co pan? – Recepcjonistka przewróciła oczami. – Tę dłoń z czipem.

– Już, już, no tak, lewa. – Wincent nerwowym uśmiechem próbował ukryć wstyd. Odstawił puszkę po napoju na ladę przy okienku i machnął lewą dłonią przed wyznaczonym miejscem.

– Ech, trudny z pana przypadek. W sklepie też pan sztuczne kolejki tworzy? A nie, zaraz…

Recepcjonistka zrobiła oczy jak pięć eurozłotych i rozchyliła wargi. Wargi bynajmniej nie pełne i ponętne, jedne z tych zasuszonych, stanowiących cienką linię, której nie chce się przekroczyć.

– PAN Z TYCH, co to nie chodzą… Od razu poznałam. Ha! Brak nawyku skanowania czipa mówi o człowieku więcej, niż zawartość worka na śmieci!

Nie skomentował.

Już do końca procesu rejestracji recepcjonistka pacała w klawisze tak, jak paca się karpia, by sprawdzić, czy jeszcze żyje po uderzeniu młotkiem. Po wszystkim nasmarowała dłonie kremem z tubki.

– Gotowe. Przydzielono panu numer trzy-dwa-osie-dwapięjedezero – przyspieszyła na końcu, by zrobić petentowi na złość.

– Dziękuję. – Nie poprosił o powtórzenie i odszedł.

– Panie W! Pana puszka!

– Już wypiłem, niech pani wyrzuci!

Wincent przystanął jeszcze na chwilę, by obserwować gimnastykę recepcjonistki. Przez mały otworek w szybie łapczywie próbowała dosięgnąć porzuconego skarbu. W końcu użyła chwytaka, który przytargała gdzieś z zaplecza recepcji. Z wyrazem tryumfu na twarzy wepchała zdobyczną puszkę do swojej torebki.

 

Gabinet terapii konsumpcyjnej.

Wincent nieśmiało zapukał do drzwi.

– Proszę wejść!

Nieśmiało wszedł.

– Proszę usiąść, nie stać tak po próżnicy.

Nieśmiało usiadł.

– Proszę dać momencik.

Nie śmiał nie dać.

– Skończyłem czytać pana akta.

Nareszcie jakieś zdanie nierozpoczynające się od prośby, pomyślał Wincent.

– Proszę, proszę, niezły z pana ancymon, panie W.

Wincent czuł się nieswojo. Na dźwięk każdego kolejnego proszę włosy jeżyły mu się na karku. Nie był o nic pytany, więc się nie odzywał, przełknął tylko ślinę. Najciszej jak umiał.

*gulp*

– Proszę, po tym co zobaczyłem, muszę zadać jedno, zajebiście ważne pytanie. Czy pan na pewno wie, jak funkcjonuje dzisiejsze społeczeństwo?

– Eee… – Wincent nie bardzo wiedział, jakiej odpowiedzi się po nim oczekuje.

Terapeuta poprawił się na krześle i w zadumie przeczesał dłonią kozią bródkę. W końcu każdy terapeuta na świecie tak robi.

– Zaraz, zaraz, ja pana przepraszam – orzekł po chwili i wrócił do akt Wincenta. Przesunął kilka razy palcem po wyświetlaczu i postukał w ekran. – Pana rodzice… Pana rodzice należeli do ruchu zielonych. Hympf! To wszystko tłumaczy. No, nic. Mamy ciężki przypadek.

 

– Zostanie panu na własność przydzielone urządzenie o nazwie Doradca Konsumpcyjny. Szacowany czas pana leczenia to dziesięć dni. Dobrze się składa, proszę pana, zdąży pan wyzdrowieć przed świętami.

– A co mam zrobić z urządzeniem po tym czasie?

– Ech, pan człowiek jesteś? Konsument z pana jak z dupy trąba, ale to się zmieni. Będziesz pan po leczeniu wiedział co zrobić. – Terapeuta uśmiechnął się dwuznacznie. – Proszę wrócić do domu i oczekiwać przesyłki.

– A zalecenia? Instrukcje?

– Obejdzie się. No już, proszę iść.

 

***

 

Android.

Przydzielone urządzenie, to nie było jakieś tam urządzenie, wszywka czy wszczep. To robot ludzkiego rozmiaru i o ludzkich kształtach. O kobiecych kształtach.

W mordę, pomyślał Wincent, gdy otworzył wielgachny karton dostarczony pod drzwi kawalerki. Początkowo wziął to za pomyłkę.

– Witaj, jestem twoim doradcą konsumenta – przywitała się maszyna po samoistnym włączeniu zasilania. – Czy zrobiłeś już dzisiaj zakupy?

– Cześć. Jestem Wincent. – Wincet czuł, że powinien się przedstawić. – A ty, jak masz na imię?

– Nie mam, możesz wybrać. Czy zrobiłeś już dzisiaj zakupy, Wincencie? – spytała, wygrzebując ładowarkę z kartonu, w którym została dostarczona. – I gdzie mogę to podłączyć?

Androidka.

 

– Powiedz mi coś o sobie.

– Pracuję w ołpenspejsie, w korpo. Techniki budowania czwartej ściany opanowałem tak dobrze, że współpracownicy mnie nie niepokoją. A ty?

– Ja? Model Ham-mer/69i. Japoński projekt i podzespoły, a złożona na Tajwanie. Nic mnie tak nie niepokoi, jak twoje odkładanie pójścia na zakupy.

– Dlaczego rząd, czy tam służba zdrowia, podarowała mi taki drogi sprzęt?

– Podaj lewą dłoń.

Podał. Wiedział, że androidka skanuje jego chip. Poczuł się jak przedmiot, elektroniczna zabawka. Ale czy to na pewno źle? Przecież ona tym właśnie była, a on zaczynał myśleć o niej jak o osobie.

– Dobrze zarabiasz, odbiją sobie z twoich składek zdrowotnych. Problemem jest konsumpcyjny deficyt zaniżający status społeczny. Trzymasz oszczędności na koncie, nie nabywasz, nie płacisz solidnych podatków…

Wincent cofnął lewą dłoń. 

– Okej, okej, rozumiem, wystarczy. – Podszedł do szafki nocnej. – Pokażę ci coś. – Chłopak podniósł ramkę ze zdjęciem i chwilę mu się przyglądał, po czym podał androidce.

– Dobra, ale później idziemy na zakupy. Jak ja wyglądam w tej konfiguracji fabrycznej?

– Yhym. Patrz. – Pokazał palcem na zdjęcie. – Ta dziewczyna po lewo to Laura, a ta po prawo, to jej przyjaciółka, Emily. Kochałem się w Laurze, ale znalazła inną miłość i wyprowadziła się do centrum. Może chcesz być moją Laurą, no wiesz, skoro kazałaś wybrać?

– Może być Laura. Znalazła sobie innego faceta? – spytała prosto z mostu androidka, nowa Laura.

– Nie, to nie to. Przyjaciółka okazała się kimś więcej.

– Rozumiem. Ładna kobieta.

– Która? – dopytał Wincent.

– Ta ze zdjęcia.

– Czyli która?

– Chodźmy już na te zakupy, Cent. Z uwagi na ochronę danych osobowych będę ci mówić Cent.

– Dokąd, po co?

– Weź parasolkę, zaraz ma padać. – Androidka kilkoma krokami przeszła przez kawalerkę i pchnęła drzwi.

Wyszli na zewnątrz. Chłopak rozłożył parasolkę, choć dopiero lekko kropiło.

– Idziemy. Po drodze wszystko mi opowiesz.

– Co opowiem!?

– O problemie.

 

– …kiedyś słyszałem nawet, jak matka mówiła przez telefon, że widziała dowody. Ten cały recykling i reaktory fuzyjne i śmiecionomia i status społeczny opierający się na ilości skonsumowanych dóbr nie działają tak dobrze, jak nam to wmawiają rządzący. Krzywdzimy planetę, Lauro. Jestem o tym przekonany.

– Jesteś pewien, że chcesz swoje życie, swoją przyszłość, powierzyć przekonaniu? Przeczuciu? Ślepiej wierze w coś, na poparcie czego dowody nawet jeśli istniały, to są poza twoim zasięgiem? Chcesz być fanatykiem?

Padał lekki deszczyk, jak na grudzień przystało. Polska nie widziała śniegu od ponad dekady. Szli do sklepu piechotą, bo Wincent nie dysponował środkiem transportu mieszczącym dwie osoby. Chłopak nie odpowiedział na pytanie.

Sam nie wiedział, co chciał osiągnąć, opowiadając o sobie i o swoim problemie z konsumpcją. O braku zaufania do systemu i o tym, co wpajała mu matka. Szukał pocieszenia? Komfortu? Zrozumienia? Zrozumienia w maszynie, Wincent? Ogarnij się, pomyślał, maszynie czy Laurze?

– Nie, nie chcę być fanatykiem. To tutaj. – Wskazał ręką na wejście do ogromnego budynku.

Galeria Handlowa Kosmos, głosił neon ponad szeregiem rozsuwanych drzwi.

 

W środku zapętlone Next Christmas przeplatane reklamami i lampki. Dziesiątki tysięcy lampek wypełzło na ściany jak grzyb w niedowietrzonym i niedogrzanym mieszkaniu Wincenta.

– Pokaż, co potrafisz. – Androidka zaczęła rytmicznie popychać chłopaka w stronę straganu ze świątecznymi przysmakami. – No, dalej. Muszę wiedzieć, z czym pracuję. Kup coś.

Chłopak poczuł się trochę jak ciasto wyrabiane przez drobne, a jednak silne dłonie matki. Spodobało mu się to porównanie. Wrócił pamięcią do czasów dzieciństwa, gdy mama szykowała…

– No, dalej! Nie stercz jak kołek osinowy z serca czarownicy.

Skrzywił się.

– Kołek osinowy to chyba na wampira.

– Jeeez, wampir to ty jesteś, ale energetyczny. Aż mi się słaba bateria robi, jak patrzę na twoją niemoc nabywczą. Idź coś kup, pierniki!

Poszedł.

 

– Może do tego szarlotki w promocji, za pół ceny?

– Nie, dziękuję.

– Zapakować? Siateczkę doliczyć?

– Wystarczy to.

 

I wrócił z kilkoma piernikami w papierowej torebce.

– Mam, jak prosiłaś, doradco klienta.

– Lauro!

– I jak mi poszło, Lauro?

Pokiwała głową na boki.

– Musisz być jak wielki Pacman z galaretki najeżdżający te cholerne galerie handlowe. – Androidka Laura nie kryła irytacji. – Co to w ogóle miało być?

Wincent spuścił wzrok.

– Może musisz się wczuć? Chodźmy zjeść coś, co wprawi cię w świąteczny nastrój.

 

– Proszę, gorące gotowane ziemniaki i matjas w śmietanie.

Wincent uśmiechnął się od ucha do ucha. Laura wyglądała na zmieszaną.

– Jeeeez, miałeś wziąć coś świątecznego… Mają to w ogóle w menu?

Cent nie przejął się utyskiwaniem androidki, wybełtał ziemniaki ze śmietaną i napchał do ust.

– W domu na święta zawsze tak jedliśmy – oznajmił z pełną gębą.

– Czeka mnie dużo pracy. Zjedz i wracamy. Od jutra zaczynamy intensywną terapię. Masz już jakieś inne plany?

– Mam urlop aż do świąt.

– Oj, będzie się działo.

 

2

[Trzy dni do Wigilii]

 

– Wróciłem.

– Kupiłeś coś na kolację?

– Kupiłem, a jak.

Laura nerwowo zerkała na trzymaną przez chłopaka jednorazówkę. Przez ostatnie dziesięć dni włożyła całą swoją moc obliczeniową w terapię Wincenta.

– Co to?

– Chińczyk na wynos. Wszystko pakowane osobno. Zestaw jednorazowych sztućców i dodatkowy papierowy talerzyk. Do tego dwa ciasteczka z wróżbą, myślę, że je polubisz.

– Cent, ja nie jem.

Zaśmiał się.

– Przecież zjem twoje. Ale w środku jest wróżba na papierku! Dodatkowy śmieć w ciastku!

Wincent przysiągłby, że Laura się rozluźniła, a jej oczy roześmiały.

– Jesteś gotowy. Jutro idziesz kupić prezenty kolegom z pracy. Pamiętasz chyba o wigilijnym spotkaniu ze współpracownikami.

– Jezu, Lauro. Nie masz serca.

– Nie mam.

Oczy Laury delikatnie przygasły.

 

[Dwa dni do wigilii]

 

Wincent wrócił dopiero wieczorem. Laura siedziała jak zwykle na kanapie i patrzyła, jak wchodzi do kawalerki.

– Ależ kolejki…

– A gdzie prezenty? Masz tylko plecak – podsumowała go, nie bawiąc się w gadkę-szmatkę.

– Kupiłem elektroniczne gadżety, wszystko zmieściło się w torbie. Niby jak miałem targać większe rzeczy?

– To nie torba, to plecak. Taksówką?

– Srówką. Drogo i nie generuje odpadków.

– Wigilia oprócz karpia i barszczu to góry prezentów, masa kartonów, opakowań, śmieci… to piękna tradycja, chcesz ją zepsuć?

– No, co ty, chyba taka domowa. W pracy się tak z prezentami nie szaleje. Wzięliby mnie za desperata i lizusa.

– No dobra, niech ci będzie. Pokaż, co tam masz.

Rozłożył zawartość plecaka na niewielkim stoliku i czekał na werdykt.

– Proszę, proszę… – zaczęła Laura.

*gulp*

To Wincent głośno przełknął ślinę.

– Może być – dokończyła. – Terapia zakończona, musimy załatwić jeszcze ostatnią formalność.

Laura wstała i podeszła do drzwi. Dopiero teraz chłopak zauważył karton, do którego spakowała swoją ładowarkę i kilka innych rzeczy.

– Idziemy – zarządziła, podnosząc pudło.

 

– No, dalej, zrób to. Już mnie nie potrzebujesz.

Zerknął na otwarty kontener na śmieci przypisany do jego kawalerki. Tak niewiele dzieliło go od wkroczenia na wymarzony poziom statusu społecznego.

– Pomogę ci i sama się wyłączę. Żegnaj.

Wincent chciał coś szybko powiedzieć, ale nie mógł się na nic zdecydować.

Światło w oczach Laury zgasło.

 

Tego wieczoru Wincent nie mógł zasnąć. Był niespokojny i wił się na łóżku jak wąż.

 

3

[Dzień do wigilii]

 

"…góry prezentów, masa kartonów, opakowań, śmieci… to piękna tradycja, chcesz ją zepsuć?"

Tradycja.

Zerwał się, ubrał, pozbierał do plecaka elektroniczne gadżety-prezenty i, telefonując, wybiegł z mieszkania.

– Cześć, pilnie potrzebuję kupić od ciebie białej.

– Kilogram.

– Wiem, że dużo…

 

[Wigilia]

 

Zamiast plecaka prezentów przyniósł skromny pakunek.

– Upiekłem chleb i chciałbym się nim z wami podzielić.

Gromki śmiech.

Tylko gospodarz, Zbyszek, ten kierownik od Public Relations, się wyłamał:

– Nie, no, w sumie spoko. Co nam szkodzi?

 

– Coś ty, Rogal? Oszalałeś? To miły gest, ale będą się z ciebie nabijać aż do kolejnych świąt. Myślałem, że przeszedłeś leczenie. Że już wszystko z tobą w porządku. – Zbyszek odciągnął Wincenta w ustronne miejsce. Miał zajebiście wielką chatę.

– Bo się wyleczyłem. Jestem wolnym człowiekiem. To nie ja nie pasuję do tego świata, to on nie pasuje do mnie. Ja, ja już podziękuję, świetna impreza, stary. – Poklepał kumpla po ramieniu.

 

Wincent wskoczył na e-hulajnogę i wrócił do swoich dwudziestuczterech metrów kwadtatowych.

Androidka siedziała jak zwykle na kanapie, tyle że wyłączona.

Włączył ją i czekał.

Zerknęła na niego, na leżące na stoliku poprzekreślane paragony i znów na niego.

– Wincent, nie rozumiem? Dlaczego jeszcze tu jestem? Oddałeś prezenty. Zawiodłam, tak? Nie pomogłam ci.

– Ależ wprost przeciwnie. Bardzo mi pomogłaś.

– Nie rozumiem cię.

– Więc nauczymy się siebie nawzajem.

– Okej. Laura. – Podała mu rękę.

– Wincent Rogalik. – Uścisnął jej chłodną dłoń.

 

24122020PL : czip

Wincent : imię

Rogalik : nazw

M : płeć

_ : wiek

Koniec

Komentarze

Sympatyczne i Świąteczne. dużo tu tego, ale Mein Kauf skłonił mnie do przeczytania. Nie zawiodłem się. Niestety to tylko SF. Ani obecna, ani przyszła skarbówka nie podaruje ci zabawki bez 300stronicowej instrukcji. Zgnoją, zasypią pozwami i mailami. To bardziej ekonomiczne i skutecznej umili święta Wincentowi.

Cześć, Za horyzontem!

Dużo jest konkursowych opowiadań i sam dopiero się za nie zabiorę. Mein Kauf było roboczym tytułem całego tekstu, ale nie chciałem aż tak narzucać megatywnych skojarzeń (jakby śmieci były pozytywne ;>).

Fajnie, że się nie zawiodłeś. A co do skarbówek, to obecna już jest wystarczająco strasznym tworem, więc boję się zgadywać co mogłaby mi zrobić przyszła.

Jakie niespodzianki losu czekają na Wincenta nie wiem, ale wróżę mu ciekawą przyszłość, bo zdaje się że wyłamał się z systemu…

 

Pozdrawiam ;-)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Ale żeś mi humor poprawił! :-) Naprawdę fajne, nie przekombinowane, letko oldskulowe i świąteczne jak się patrzy.

Gdybym się miała czepiać, to nie musiałeś, aż z taką ostrożnością tych śmieci obchodzić. Trochę ostrości gdzieniegdzie by się przydało. ;-)

Skarżę do biblio. :-)

PS. Tytuł też mi się podobał, prócz nawiasu, bo skojarzenie z miejscem na reklamę miałam, ale… może być obrazkiem z tamtego świata.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Dzięki, Asylum. Poprawiony humor to ciepło się robi.

Staroszkolność biorę za komplement prima sort. W sumie nie wiem, co dokładnie jest tutaj odlschool, a co nowoczesne ;-)

Hm… mówisz że nieco zbyt delikatnie? No ale toto świąteczne musiało być. I limit trochę nie dawał pola do popisu, a chciałem żeby było jakoś tak, no wiesz, fajnie.

Dzięki za złożenie skargi! Polecam się na przyszłość :)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

“Main Kauf” mocny, potem już tekst słabnie. A końcówka to w ogóle psyknięcie zamiast łupnięcia.

Kiedy Wincent kupił kilo białej, miałam nadzieję, że zrobi opłatek z heroiny, a tu tylko powrót do stanu wyjściowego.

Ale tą gierką słowną mnie ująłeś.

Babska logika rządzi!

Za horyzontem – a cóż to za Carta Blanca?

 

Finlko, dzięki za klik i wizytę! Weź wzgląd na to, że to konkurs Świąteczny, więc to taka ugrzeczniona wersja Mytrixa. Świątecznie i sympatycznie, a nie próby wykręcania umysłu w mrocznym cyberpunku (oj tak, misie to lubią).

Także ten, takie miało być skojarzenie z białym, potencjał jest. Jakby upiekł z koksu, to by był speed-o-płatek.

Którą grę słowną masz na myśli? Mein Kauf, czy białej, czy jak?

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Mein Kauf. :-)

No, niby racja, ale ładnie to tak – pomachać czymś białym przed nosem, podpuścić, a potem zostawić o suchym chlebie?

Babska logika rządzi!

A później:

– Zbyszek! Dlaczego masz biały nos? Wciągasz koks?

– Marta! Robiłem próby tynku dla kolegi!

 

Nieładnie, winny.

Wiesz, bez marchewki osioł nie chce iść.

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Wiem. Ale wiesz, że jak osioł raz dorwie marchewkę i przekona się, że jest z plastiku, to później nie będzie lazł nawet za prawdziwą? ;-)

Babska logika rządzi!

Bo osieł mondry jest. :-)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Ale to dobry plastik był, z recyklingu!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Mein Kauf – super :)

Czytanie przyniosło mi frajdę, nie wiem, czy tak wielką, jak Tobie pisanie, ale zadowolona byłam :)

W końcówce faktycznie łupnięcia nie ma, ale podoba mi się, jak jest. W końcu to święta i człowiek potrzebuje odrobiny optymizmu.

A jak w końcu to jest, kto miał rację – mama bohatera, czy reklamy? Ech, jak głupia, oczywiście, że mama :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Hej, Irko_Luz, dzięks!

Łupnięcia nie ma, bo to prosta wigilijna opowieść w duchu przyszłości ;-)

Grunt, że historia opowiedziana, a czytelniczka zadowolona.

Długo chodziła za mną wizja śmiecionomi i możliwe, że jeszcze ten temat pociągnę w dłuższej dormie niż te 15k. Wtedy też jakoś mocniej można łupać!

Matki zawsze mają rację.*

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Hej, Mytrix!

Podoba mi się taki tekst świąteczny – bo niby jest tu ta ckliwość i narzekanie na konsumpcjonizm (to nie wady, ale trochę mam już tego przesyt ;)), ale zapodałeś to w ciekawej formie. Oczywiście świetnie napisane, tak nienachalnie i naturalnie, ale i świat interesujący. Może nieoryginalny, ale skojarzył mi się z Atlasem Chmur tylko w takiej łagodniejszej postaci (tam nie ma żadnej nadziei, u ciebie skończyłam z uśmiechem). Tam nie zbierano śmieci, ale kupowanie należało do obowiązków.

Zakończenie również mi się spodobało – wcale nie było przesłodzone. Lubię ludzi, którzy mimo wszystko żyją po swojemu, więc bardzo polubiłam Wincenta. Laurę zresztą też, bo ma androidka charakterek, co wcale nie jest takie częste.

Jedyny zarzut to zbyt krzykliwe nazewnictwo. Śmiecionomia nie jest zbyt dyskretna. Brzmi raczej jak obelga od bohatera niż faktyczna nazwa ustroju.

 

Bardzo lubię te zdania:

 

Wargi bynajmniej nie pełne i ponętne, jedne z tych zasuszonych, stanowiących cienką linię, której nie chce się przekroczyć.

 

– Jeeez, wampir to ty jesteś, ale energetyczny. Aż mi się słaba bateria robi, jak patrzę na twoją niemoc nabywczą. Idź coś kup, pierniki!

 

Cudne. 

 

 

Do tego dwa ciasteczka z wróżbą, myślę że je polubisz.

Czy po “myślę” nie powinno być przecinka? Czy się mylę?

 

 

Laura wstała i podeszła do drzwi. Dopiero teraz chłopak dostrzegł karton[+,] do którego spakowała swoją ładowarkę i kilka innych rzeczy.

– Idziemy – zarządziła[+,] podnosząc pudło.

 

Powodzenia w konkursie! :)

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

Bardzo fajne opko, takie w sumie cieplutkie i puchate :D. Nie jestem fanką opowieści z morałem, ale tu się wszystko ładnie komponuje. I humor też przyjemnie lekki, niewysilony. Czytało się dobrze.

Jedyne co nie do końca mnie przekonuje to współczesny potoczny język stosowany do rzeczywistości w przyszłości. Nie sądzę, aby dzisiejsze wyrażenia były w użyciu te ileś tam lat do przodu.

Satysfakcjonująca lektura. Klik.

Dobranoc :-)

It's ok not to.

Lana, dziękuję za wizytę :-)

Może czas zacząć przedstawiać konsumpcjonizm w pozytywnym świetle? ;>

Z tym, że “oczywiście świetnie napisane” – to tak nie szalej, zdarza mi się pisać bardzo nierówno, a żeby było dobrze, najczęściej godzinami szlifuję krótkie fragmenty, tam gdzie inni piszą tak z marszu :P Atlasu Chmur nie znam, może trzeba zapełnić tę lukę (u mnie prawie same luki, przestrzennie dzięki temu w głowie jest, miejsca dużo).

To dla mnie ważne, że dało się odczuć jakąś więź z bohaterami. Wincenta polubić no i bardzo się starałem, żeby Laura miała charakterek. Jak bohaterowie nie są miałcy, a ciekawi, to i opko z marną fabułą jakoś się przełknie.

Śmiecionomia miała akurat kłuć w oczy, ale biorę na klatę, że mogło to być nieco nienaturalne, chociaż nigdzie chyba nie stwierdziłem, że to oficjalna nazwa ustroju (ale też i nie zaprzeczyłem).

Co do ulubionych zdań, to chyba z tych właśnie byłem najbardziej dumny.

 

Do tego dwa ciasteczka z wróżbą, myślę że je polubisz.

Czy po “myślę” nie powinno być przecinka? Czy się mylę?

Też się nad tym zastanawiałem, ale stwierdziłem, że skoro mam przed całym wyrażeniem “myślę że” to wtedy nie trzeba (bo czasami są takie wyrażenia, że nie trzeba, nie?), ale mogę być w głębokim błędzie. Może i trzeba tam dać dwa przecinki :c

 

Przecinki dostawię.

Dzięki raz jeszcze :-)

 

 

Dogs, mam nadzieję, że spało się dobrze :-)

Lekkość, ciepłość puchatość, morał :D ← Ta chwilowa słabość to wina świątecznego tematu i nastroju!

Z tym słownictwem, to niby taka przyszłość trochę hej do przodu, a jednak nieco retro no i nie pomyślało mi się(/zapomniałem?) to wystylizować. A przecież wiem, że można i że umiem (podobno udało mi się w Windykuję szczęście, tam było futurystycznie/cyberpunkowo i np. zamiast zamyślić się (nad czymś)→ zwiesić się)

Cieszę się, że satysfakcjonująca lektura i dziękować za klik!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Myślę, że powinien być drugi przecinek. To nie mimo że.

Babska logika rządzi!

A dałem przecinek ów. Krzywdy nie ma.

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

I dobrześ zrobił. Dwa różne podmioty i orzeczenia się takowego domagają :D.

It's ok not to.

Czeeś Mytrix.

Bardzo podoba mi się tu humorek, jest taki z wyczuciem, nienachalny. Szczerze się uśmiechnąłem z Mein Kauf i garstki oczek puszczonych do czytelnika.

Ja z komentarzem społecznym w dziełach fikcyjnych to mam raczej trudne relacje, bo zbyt łatwo wywołać u mnie wrażenie banału, na co z automatu wywracam oczami. U ciebie nie bije to przesadnie po oczach, ale nadal wyczuwam blackmirrorowość. W gruncie rzeczy, jak na tak niewdzięczny temat jak świąteczny konsumpcjonizm, wybrnąłeś wdzięcznie, sprawnie rozwiewając komunały wyżej wspomnianym humorem. Jedno, co mnie faktycznie gryzie, to protagonista będący ostoją rozsądku w zwariowanym świecie i przez ów świat odrzucany właśnie przez ten rozsądek i “normalność”. Nie mogę się oprzeć przed wizją profilówek ze stańczykami, jokerami, wędrowcami nad mgłą i innymi literally me.

Hail Discordia

Przeczytałam.

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Morgianoyes

 

ANDOyes

 

Japko, noo czeeś.

 

Tę pierwszą część komentarza o humorku to rozumiem jak ta lala, ale tej drugiej to nie wiem czy do końca ogarnąłem.

Znaczy w większości chyba tak. Serialu Black Mirror nie zdzierżyłem, dałem radę pół jednego odcinka i kilkanaście minut z innego i podziękowałem :D Ten konsumpcjonizm to temat zaiste wyeksploatowany do granic, dlatego nie chciałem za bardzo się na tym czepiać, a bardziej przedstawić pomysł na rodzaj społeczno-ekonomicznego ustroju, gdzie żeby np. dostać lepsze mieszkanie trzeba więcej konsumować → co ocenia się po ilości produkowanych odpadów. Wiem że to do końca tak by nie mogło działać, ale przerysowałem coś, co w przyszłości moim zdaniem może się urzeczywistnić w ten czy inny sposób.

Dobra już wiem czego nie wiem, otóż co autor miał tu na myśli?:

Jedno, co mnie faktycznie gryzie, to protagonista będący ostoją rozsądku w zwariowanym świecie i przez ów świat odrzucany właśnie przez ten rozsądek i “normalność”. Nie mogę się oprzeć przed wizją profilówek ze stańczykami, jokerami, wędrowcami nad mgłą i innymi literally me.

Znaczy czemu cię ten protagonista gryzie? ;> Że to taki typowy do bólu protagonista? Czy wut? Czy że walczy o przegraną sprawę??

 

Pozdro i dzięki za wizyty!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Wiem że to do końca tak by nie mogło działać, ale przerysowałem coś, co w przyszłości moim zdaniem może się urzeczywistnić w ten czy inny sposób

To zdecydowanie nie ma sensu, żeby tak miało działać, ale absurdalność konceptu, przerysowanie i niezbyt poważne potraktowanie tematu są akurat w moim odczuciu na plus i nadają opowiadaniu koloryt :>

Znaczy czemu cię ten protagonista gryzie? ;> Że to taki typowy do bólu protagonista? Czy wut? Czy że walczy o przegraną sprawę??

Nie do końca. Klasyczność, typowość protagonistów mi nie przeszkadza, walka z wiatrakami też. Bardziej mam na myśli podszycie protagonisty konkretnym rodzajem przesłania, który powyżej opisałem, takim w stylu: “to nie ty zwariowałeś, tylko świat, a ty, trzymający się klasycznej normalności, jesteś mądrzejszy”. Coś trochę w stronę huxleyowskiego dzikusa, którego archetypu zwyczajnie subiektywnie nie trawię. Chyba po prostu za dużo mam do czynienia z szurami w internecie i wyrobiła mi się już do tego stopnia alergia, że nawet drobne przebłyski podobnej narracji wywołują u mnie reakcję, więc nie bierz sobie mojego marudzenia do serca;)

A że ja mam ogólną tendencję do pisania komentarzy w taki sposób, że marudzenie rzuca się w oczy bardziej niż inne rzeczy, to chciałbym wyraźnie zaznaczyć, że opowiadanie mi się podoba i przeczytałem z przyjemnością!

Hail Discordia

Chwalą powyżej. To ja po swojemu pójdę inną ścieżką.

Już na początku przyciągnął mnie tytuł. Zapowiadał coś mocnego. Co prawda zaraz na początku lektury zorientowałem się, ze go błędnie przeczytałem i to Śmiecionomia, a nie Śmiercionomia, ale i w takim wariancie jest zapowiedź czegoś sporo i bardzo.

Potem przychodzi wstęp. Dobry, ale odniesienie do akwarelisty psuje go (choć niewątpliwie żart to popularny).

No ale zaczyna się potem właściwa treść, w której widać niezły pomysł i niezłe elementy kluczowe. całość sprawnie napisana, krótkimi akapitami, krótkimi zdaniami, łatwo się czyta. To spore atuty. Podobnie jak i umiejętne wplątania różnych wzorców kulturowych (wróżenie z dłoni chipa) czy nabijanie się z korpozwyczajów (kupno prezentów świątecznych współpracownikom – w 2020 całkiem modny trend przerzucania kosztu upominków z działów HR na pracowników :P ).

Podoba mi się przekaz. Podobają i się przytyki do technologii popychającej do zakupów (jak również końcowa aluzja, ze przecież tę samą technologię można wykorzystać inaczej). Podoba mi się zaskakująco celna uwaga, że ludzi ocenia się po ich śmieciach i… tym, że ludzie potrafią się po cudze śmieci pchać.

Dużo tego “podoba się”, a jednak nie składają się one w duże wrażenia po cąłym tekście.

Bo cały tekst okazuje się zaledwie sympatyczny. to nie jest zarzut. raczej uwaga, ze oczekiwałem więcej, że więcej się dało przy Twoim rodzaju poczucia humoru, wreszcie że więcej dało się złożyć z tych klocków, które tu się przecież znalazły.

Szkoda, bo temat, choć znany, nadal nadający się do robienia czegoś mocniejszego. Zwłaszcza, ze na aktualności nie tylko nie traci, ale wręcz zyskuje, więc zdecydowanie dalsza eksploatacja jest wręcz potrzebna. Niemniej nie miałem tu ani wrażeń jak po obejrzeniu “Idiokracji”, ani jak po lekturze Reklamacji Psychofisha lub Nowym zlodowaceniu Łosiota.

Nie wiem, może za mało (nie chodzi mi o długość tekstu), może za bardzo w stronę bajki (bo cokolwiek by mówić, choć na pierwszy rzut oka tego nie widać, jest tu coś z bajki). Koniec końców, zostaje tylko wspomniane “sympatyczne”.

A swoją droga dobry jest ten mimowolny przekaz, że ludziom to już nawet szczerość co do tego, ze konsumpcja jest śmieciowa, nie pomoże. Jak również to, ze nawet niekonsumpcyjny bohater i tak śmieci (no zostawił na początku odruchowo tę puszkę).

 

PS. Fajny ten obrazek od ANDO :-)

 

 Najgorsi dla gospodarki państwa są ludzie chomiki

"Państwa" w sumie można wyciąć.

 Przy współczesnych technikach recyklingu i fuzyjnego przetwarzania materiałów, surowiec musi krążyć razem z pieniądzem.

Jesteś pewien tego przecinka?

 Ludzie chomiki to podludzie, to zwykłe świnie szkodzące dobru ogółu.

 Państwo stoi przed wyzwaniem stworzenia ustroju nastawionego na Śmiecionomię

Gdyby to nie był fragment dokumentu napisanego w świecie przedstawionym, tobym się czepiła. Tak dla porządku ;)

 stworzenia aparatów państwowych

Nie używaj pojęć, których nie rozumiesz.

 namalował akwarelę z własnym samobójstwem

Samobójstwo myło mu pędzle? XD

 Wincent wypowiedział tę myśl na głos i wpadł w zadumę.

Nie jestem pewna, czy to można nazwać zeugmą, ale efekt wtf jest podobny.

 metrażem na ponad dwadzieścia cztery metry

Bez "na".

 Ale Wincent miał problem z zakupami.

To jakiś temat świątecznego konkursu w tym roku?

 po cóż innego

"Cóż" mało pasuje do nadętej współczesnej recepcjonistki.

 Dłonie kobiety przywarły po bokach głowy w teatralnym geście.

Przywarły do boków głowy. Ale i tak dziwne to trochę.

 Poczuł się jak stuprocentowy petent

Dużo tu "p".

Proszę przyłożyć dłoń do terminalu.

Terminala.

 Recepcjonistka przewróciła oczami. – Tę dłoń z czipem.

Hmm. Niby możliwe, ale jakieś… mało prawdopodobne, jeśli zaczipowanie jest tu powszechne. ETA: Później wyjaśniasz, więc uwagi nie było.

 Odłożył puszkę po napoju

Odstawił :P

 przed wyznaczonym do tego miejscem.

"Do tego" zbędne.

 Wargi bynajmniej nie pełne i ponętne, jedne z tych zasuszonych, stanowiących cienką linię, której nie chce się przekroczyć.

Hmm. Niby dobre, ale…

 Brak nawyku skanowania czipa mówi o człowieku więcej, niż zawartość worka na śmieci!

Aaa, chyba, że tak.

 Już do końca procesu rejestracji, recepcjonistka pacała

Tu na pewno i nieodwołalnie bez przecinka.

 sprawdzić czy jeszcze żyje

Sprawdzić, czy jeszcze żyje.

 przyspieszyła na końcu, by zrobić petentowi na złość

Łopata.

 łapczywie próbowała

Hmm.

 użyła chwytaka, który przytargała gdzieś z zaplecza recepcji

Zdążyła, jeśli to taki chodliwy towar, a w poczekalni pewnie ktoś jeszcze siedzi?

 do swojej torebki

"Swojej" zbędne, chyba, że chcesz to podkreślić.

 nie stać tak po próżnicy

Nie wiem, co to wnosi.

 Proszę dać momencik.

Chyba jednak powinno być: Proszę mi dać momencik.

 zdanie nierozpoczynające się od prośby

Coś nienaturalne to. Imiesłów w takim zastosowaniu?

 zajebiście ważne pytanie

… seriously? Rejestr, chłopie, rejestr.

 nie bardzo wiedział jakiej

Nie bardzo wiedział, jakiej.

 W końcu każdy terapeuta na świecie tak robił.

Raczej: robi. (A terapeutki?)

 No nic.

No, nic.

 Będziesz pan po leczeniu wiedział co zrobić.

Dziwny szyk. Będziesz pan wiedział, co zrobić, po leczeniu. Albo: Po leczeniu będziesz pan wiedział, co zrobić.

 Przydzielone urządzenie, to nie było jakieś tam urządzenie

Hmm.

 Początkowo wziął to za pomyłkę.

Hmmmm…

 po samoistnym włączeniu zasilania

Coś tu jest nie tak z prozodią semantyczną.

 A ty jak masz na imię?

A ty, jak masz na imię?

 Spytała wygrzebując

Spytała, wygrzebując.

 nie niepokoją

To nie jest błąd, ale brzmi cokolwiek nieładnie.

 Poczuł się jak przedmiot, elektroniczna zabawka. Ale czy to na pewno źle? Przecież ona tym właśnie była, a on zaczynał myśleć o niej jak o osobie.

Łopata. I właściwie dlaczego teraz tak się poczuł?

 nie płacisz solidnych podatków

… że jakich? Chodzi o podatki pośrednie? Bo jakby nie płacił dochodowego, toby go złapała policja skarbowa (albo jego pracodawców), nie?

 Jak ja wyglądam w tej konfiguracji fabrycznej.

To pytanie? To czemu nie ma odpowiedniego znaku?

 Ta dziewczyna po lewo to Laura, a ta po prawo, to jej przyjaciółka Emily.

Ta dziewczyna po lewej to Laura, a ta po prawej to jej przyjaciółka, Emily.

 będę mówić ci Cent.

Będę ci mówić. I co to ma do ochrony danych osobowych?

 Ale gdzie, po co?

Dokąd.

przeszła w kilku krokach przez kawalerkę

Kilkoma krokami przeszła przez kawalerkę.

 słyszałem nawet jak matka mówiła

C.t.: słyszałem nawet, jak matka mówi.

 status społeczny opierający się na ilości skonsumowanych dóbr, nie działają tak dobrze, jak nam to wpierają rządzący

Status społeczny oparty na ilości skonsumowanych dóbr nie działają tak dobrze, jak nam to wmawiają rządzący.

 chcesz swoje życie, swoją przyszłość, powierzyć przekonaniu?

A czemu innemu? To znaczy, rozumiem, że ona ma go przekonać, oczywiście, i będzie stosowała wszystkie chwyty poniżej pasa, ale ten jest dość łatwy do odparcia. Nie mamy niczego pewnego, tylko przekonania.

 Ślepiej wierze w coś, na poparcie czego dowody nawet jeśli istniały, to są poza twoim zasięgiem?

Kruca bomba, trudne zdanie. Ślepej wierze w coś, dowody na poparcie czego, nawet jeśli istniały, to są poza twoim zasięgiem? Nie, dalej niedobrze.

 lekki deszczyk jak na grudzień

Lekki deszczyk, jak na grudzień.

 Chłopak nie odpowiedział na pytanie.

"Chłopak" zbędne. Zresztą już sobie wyobraziłam faceta ciut starszego, samowolnie, bo wskazówek mi nie dałeś.

nie wiedział co chciał

Nie wiedział, co chciał.

 o tym co wpajała

O tym, co wpajała.

 Galeria Handlowa Kosmos głosił neon ponad szeregiem

Galeria Handlowa Kosmos, głosił neon nad szeregiem.

 niedowietrzonym

Hmm.

 Pokaż co potrafisz

Pokaż, co potrafisz.

 rytmicznie popychać

Znaczy jak?

 Muszę wiedzieć na czym pracuję.

Muszę wiedzieć, z czym pracuję.

 poczuł się trochę jak ciasto wyrabiane przez drobne, a jednak silne dłonie matki. Spodobało mu się to porównanie.

Mnie nie. Nie bardzo wiem, skąd ono wynika. Że "Laura" go urabia? Formuje? Dobrze, ale dlaczego akurat tak?

 No dalej!

No, dalej!

Nie dziękuję.

Nie, dziękuję. Chyba, że Wincent (po polsku, tak w ogóle, jest Wincenty) nagle stracił maniery i nie chce podziękować.

 Musisz być jak wielki Pacman z galaretki najeżdżający te cholerne galerie handlowe

… what?

 Androidka Laura nie kryła poirytowania.

Irytacji. Poirytowanie jest słabsze i źle brzmi.

 co wprawi cię w świąteczny nastrój

Co cię wprawi w świąteczny nastrój.

 pana gorące, gotowane ziemniaki

"Pana" zbędne, przecinek zbędny, aliteracja.

 Cent nie przejął się utyskiwaniem androidki

Hmm… "utyskiwać" jakoś tu nie gra.

 wybełtał ziemniaki

Hmmmmm…

Oj będzie się działo.

Oj, będzie się działo.

 [Trzy dni do wigilii]

"Wigilii" dużą, to konkretna wigilia.

 Przez ostatnie dziesięć dni włożyła całą swoją moc obliczeniową w terapię Wincenta.

Hmmmmmmmmmm.

 Laura siedziała jak zwykle na kanapie i patrzyła jak wchodzi do kawalerki.

Dwa "jak" w jednym zdaniu. Patrzyła, jak. "Jak zwykle" bym wydzieliła, ale nie dam za to głowy.

 podsumowała go

Kolokwialne, co w sumie by i grało, ale "podsumowuje" się kogoś w rozmowie.

 nie patyczkując się w gadkę-szmatkę.

Mieszasz idiomy.

 No co ty

No, co ty.

 Pokaż co tam masz.

Pokaż, co tam masz.

 To Wincent głośno przełknął ślinę.

Nie musisz tłumaczyć, wiemy.

chłopak dostrzegł

"Dostrzegł"?

No dalej

No, dalej.

 wymarzony poziom statusu społecznego

Dziwnie to brzmi.

i telefonując wybiegł z mieszkania

I, telefonując, wybiegł z mieszkania. Hmm.

 plecaka prezentów przyniósł

Aliteracyjne.

 Nie no

Nie, no.

ukończyłeś leczenie

Ukończyć można szkołę, leczenie się przechodzi.

 To nie ja nie pasuję do tego świata, to on nie pasuje do mnie.

Ładne.

 – Nie rozumiem cię.

– Więc nauczymy się siebie nazwajem.

– Okej. Laura. – Podała mu rękę.

Ale skąd to wynika? I – literówka.

 

To mógłby być naprawdę świetny kawałek. Naprawdę, ale to naprawdę świetny. Ale nie jest. Dlaczego? Mam wrażenie nieposklejania elementów, niedopracowania, braku łączności logicznej. Pośpiechu. Może zawinił limit, nie wiem. W każdym razie – tak, jak jest, nie jest najlepiej.

 A końcówka to w ogóle psyknięcie zamiast łupnięcia.

Przez chwilę w końcówce byłam skonfundowana (przy "białej"), ale w sumie to akurat jest spójne: To nie ja nie pasuję do tego świata, to on nie pasuje do mnie. Bohater wie, że odstaje, i akceptuje ten fakt.

możliwe, że jeszcze ten temat pociągnę w dłuższej dormie niż te 15k

Tak zrób, tylko nie spiesz się.

 Może czas zacząć przedstawiać konsumpcjonizm w pozytywnym świetle? ;>

Podobnie jak mafię, morderstwa i Kim Dzong Una? :P

 bardzo się starałem, żeby Laura miała charakterek

To akurat nie wyszło. Jej charakterek jest zaprogramowany. Może Wincent mógłby dokonać projekcji? Chociaż nie, to by podważyło morał. Hmm…

skoro mam przed całym wyrażeniem “myślę że” to wtedy nie trzeba (bo czasami są takie wyrażenia, że nie trzeba, nie?)

https://sjp.pwn.pl/poradnia/szukaj/cofanie%20przecinka;12;1.html

 Wiem że to do końca tak by nie mogło działać, ale przerysowałem coś, co w przyszłości moim zdaniem może się urzeczywistnić w ten czy inny sposób.

Przerysowałeś. Ale nie udawałeś, że nie przerysowujesz, i dzięki temu to nie razi.

 Coś trochę w stronę huxleyowskiego dzikusa, którego archetypu zwyczajnie subiektywnie nie trawię.

Archetypu?

 Dobry, ale odniesienie do akwarelisty psuje go (choć niewątpliwie żart to popularny).

Trochę tak, jest łopatologiczne.

 w 2020 całkiem modny trend przerzucania kosztu upominków z działów HR na pracowników :P

… Boże, zatrzymaj świat, ja wysiadam.

 temat, choć znany, nadal nadający się do robienia czegoś mocniejszego

Nie ma nudnych tematów, tylko brak zainteresowania u ludzi ;)

 no zostawił na początku odruchowo tę puszkę

Mnie się to wydało właśnie gestem buntu i złośliwości (a niech się małpa do puszki wygina, ha, ha).

 PS. Fajny ten obrazek od ANDO :-)

Bardzo.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

No to tak:

Nie posklejałeś finału w sposób uderzający w czytelnika-ryba. Wątek Laury-projekcji fantazji Wincentego, wątek akceptacji własnego niedostosowania niby są zamknięte, ale tak po cichemu, wątek nieudanej terapii i tak naprawdę odwrócenia relacji (mogłeś nawet pójść w to, że to tak naprawdę terapia Laury ;-) ) – one wszystkie w końcowej scenie wydają mi się związane tak naprędce, na luźno, za luźno. W efekcie wychodzi nijako. Scena zakupów z Laurą również wydaje mi się niewykorzystana w pełni, choć napisana jest elegancko.

 

A szkoda. Cytatem z Mein Kauf (akwarelista niepotrzebny, sama gra słowna robi robotę, wejście o ludziach chomikach mistrzowskie) i sceną w poradni świetnie wyprowadzasz w groteskową scenerię, konsekwentnie utrzymujesz, pozytywny klimat świąteczny jest (kilo białej ;-) ), wrzucasz do pozornie lekkiego tekstu kilka znaczących elementów i… I na koniec chyba trochę za szybko chyba wyłączasz ten thermomix czy jak tam się ten dobry garnek, taki za stówę, nazywa. Mnie osobiście cieszy Wincentowska wierność sobie, a umiejętnie zbudowane przejście od skeczu do takiego nieco nostalgicznego klimatu bardzo doceniam.

 

Dawaj coś w tej konwencji, ale bez limitu. Czytałbym. :-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Sympatyczna świąteczna opowiastka. Podoba mi się pomysł na przeżarty konsumpcjonizmem świat i Main Kauf – klasa sama w sobie! Podoba mi się też determinacja głównego bohatera. To jeden z tych tekstów, które trochę dają do myślenia, a trochę podnoszą na duchu i uśmiechają ;)

 

“– Witaj, jestem twoim doradcą konsumenta[-.][-P+p]rzedstawiła się maszyna po samoistnym włączeniu zasilania. – Czy zrobiłeś już dzisiaj zakupy?

– Cześć. Jestem Wincent. – Wince[+n]t czuł, że powinien się przedstawić.”

Trochę głupio wyszło. Piszesz, że maszyna się przedstawiła, a Wincent czuł, że powinien się przedstawić, mimo że ona nie podała imienia. Wyszedł dziwny miszmasz, na dodatek z powtórzeniem.

 

“– Nie mam, możesz wybrać. Czy zrobiłeś już dzisiaj zakupy, Wincencie? – [-S+s]pytała wygrzebując ładowarkę z kartonu, w którym została dostarczona.”

 

“podsumowała go, nie patyczkując się w gadkę-szmatkę.” – Patyczkować się w coś? A co to za konstrukcja?

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Czesc. Do wszystkich, ktorzy pisza, ze to fajne i lekkie… Mnie takie wizje przerazaja bardziej niz apokalipsa zombie. Czuje taka obręcz na łbie, jestem w stanie wyobrazic sobie, ze cos takiego (lub podobnego) rzeczywiscie ma miejsce. I cholernie mi sie to nie podoba ;p Natomiast samo opowiadanie, jako opowiadanie – podoba mi sie, fakt, ze mnie ruszylo potwierdza to. Napisane takze sprawnie technicznie :) Czego mi zabraklo? Moze minimalnie bardziej dosadnej koncowki, niemniej jednak dobra robota :) PS. Wybacz brak formatowania i pl znakow.

Do wszystkich, ktorzy pisza, ze to fajne i lekkie… Mnie takie wizje przerazaja bardziej niz apokalipsa zombie.

I gdyby ten kawałek był dobrze napisany, toby właśnie przerażał. Bo treść jest straszna.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

@ Tarnina, tak przy okazji – chylę czoła. Poziom wiedzy i umiejętnośc wylapywania bledow… No coż :)

Jak by to powiedział Kwinto – wystarczy uważać XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Po lekturze mam odczucia trochę podobne, jak poprzednicy. Bo pomysł jest dobry, początek przedni (nie będę oryginalna i też wspomnę, że “Mein Kauf” jest genialne), bohaterowie tak charakterystycznie zarysowani, że od razu czułam sympatię do androidki. A jednak pozostało mi wrażenie, że można było więcej z tego wszystkiego wycisnąć, podkręcić przekaz, zagęścić wizję świata, mocniej łupnąć na koniec. I trochę ten żal za tym, co by mogło być, doskwiera po zakończeniu lektury.

Co jednak nie zmienia faktu, że bawiłam się świetnie. Tekst jest lekki i naprawdę zabawny. Można by powiedzieć, że przy takiej wizji świata powinno być poważniej i bardziej krytycznie, ale mi takie podejście pasowało. Optymistycznie i tak jest – jak widać po głównym bohaterze, odstępstwo od bezmyślnego konsumpcjonizmu może zacząć się od jednej decyzji.

Choć Wincentowi nie doradzałabym ludzko-androidowych romansów… ;)

deviantart.com/sil-vah

Zaatakowaliście z komentarzami jak nie patrzyłem. W ciągu dnia postaram się nadrobić odpowiedzi. Wszystkim serdecznie dziękuję za wizytę i opinie. Miłego poniedziałku!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Japko, No to teraz już rozumiem Twój punkt widzenia i co chciałeś przekazać. Nie zgodzę się tylko z tym, że jest to koncepcja absurdalnie niemożliwa. Wiadomo nie w dokładnie takiej formie, jaką tu pokoazałem/przerysowałem, ale częściowo w tym kierunku już zmierzamy – IMHO.

Dobrze, że marudzenie wypływa na wierzch, bo to o owo marudzenie przede wszystkim na tym portalu chodzi i to ono jest dla nas cenne (wiadomix, pochwały też są budujące) :)

 

Wilku, który własnymi ścieżkami chodzisz (i dobrze).

Cieszy, gdy tytuł czyjąś uwagę przyciągnie, bo i po to jest wszak jest to podstawowa reklama tekstu (zazwyczaj obok nicku autora i tagu konkursowgo, dalej innych tagów, i tego fragmentu reprezentatywnego i może jeszcze… no mniejsza.)

Cieszy mnie że stylizowany Mein Kauf przypadł generalnie odbiorcom do gustu (choć nie polecam kierować sie tego typu “dziełami” w życiu).

Rzeczywiście wypunktowałeś dokładnie co ci się podobało (przyjemna to lista, tym bardziej, że to co chicałem podkreślić, udało się przekazać). A jednak, pomimo tych elementów zabrakło kopnięcia, uderzania, czegoś mocniejszego. Myślę że jednak jest to po części kwestia liczby znaków, żeby się rozkręcić jednak przydatna, ale bardziej chyba, że w założeniu chciałem jednak wpasować się w świąteczny klimat konkursowy, trochę na chillu.

Edit:

Z tą puszką na końcu, to jak to zauważył, bohater odstawił ją na ladę niewinnie, ale później nie zabrał jej już celowo, złośliwie, tuż poza zasięgiem recepcjonistki. A po reakcji recepcjonistki i jej działaniach podjętych by puszkę odzyskać widzimy co tam się w tym moim świecie odwala nie tylko w teorii, ale i w praktyce.

 

Tarnino, dobra dusza, widzę, że ćwiczysz stylistykę i krektę nieustannie, obarwało się i mnie.

Pewnie nie ze wszystkimi uwagami się zgodzę, ale i tak dzięki, że podzieliłaś się wynikiem swojego łapankowego ćwiczenia.

 

Przy współczesnych technikach recyklingu i fuzyjnego przetwarzania materiałów, surowiec musi krążyć razem z pieniądzem.

→ Jesteś pewien tego przecinka?

Spróbowałem przeczytać na głos i zrobiłbym tam zrobił przerwę oddechową.

 

stworzenia aparatów państwowych

→ Nie używaj pojęć, których nie rozumiesz.

Eee… rozumiem, chyba właśnie o to mi chodziło. Wróć, nie mi, autorowi Mein Kauf.

 

namalował akwarelę z własnym samobójstwem

→ Samobójstwo myło mu pędzle? XD

Myło, a co. “Przedstawiającą” będzie lepiej :-)

 

cdn.

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Fajny tekst, choć mam wrażenie, że pierwsza część była dla mnie bardziej atrakcyjna niż druga. Umiejętnie przemycałeś w opowiadaniu wtręty z nowego świata (eurozłote, czipy w placu itd.) Bardzo podobał mi się potencjał w tytule i w ogóle w tej koncepcji, choć nie wiem czy jest do końca wykorzystany w opowiadaniu.

 

Kilka drobnostek do Twojej rozwagi:

 

Patrzcie petenta, oszalał bez reszty! A ochrona danych osobowych nic petentowi nie mówi?

– Tak, ekhm, przepraszam. – Spuścił wzrok.

Poczuł się jak stuprocentowy petent, a nie jak człowiek z krwi, kości, imienia i nazwiska.

Spore nagromadzenie petentów :)

 

jedno, zajebiście ważne pytanie

To mi się skojarzyło z tekstem z “Chłopaki nie płaczą”, więc mi się uśmiechnęło, ale nie wiem czy tak powinien mówić terapeuta :)

 

Wincent. – Wincet

Jedno obok drugiego, a drugiemu brakuje n :)

 

– Pracuję w ołpenspejsie, w korpo. Techniki budowania czwartej ściany opanowałem tak dobrze, że współpracownicy mnie nie niepokoją. A ty?

To całkiem zabawne i abstrakcyjne zdanie, ale też nie wiem czy pasuje do końca do tej rozmowy :). No i przede wszystkim co zrozumiałaby z tego Androidka.

 

jak nam to wpierają rządzący.

Może lepiej wmawiają?

obarwało się i mnie

Równość na forum być musi.

Spróbowałem przeczytać na głos i zrobiłbym tam zrobił przerwę oddechową.

Przecinki, wbrew rozpowszechnionemu przekonaniu, nie do tego służą. Nie mogę tego teraz znaleźć w PWN, ale to jest przydawka (czort, że rozbudowana, przydawka i już) i nie należy jej oddzielać.

Nie używaj pojęć, których nie rozumiesz. Eee… rozumiem, chyba właśnie o to mi chodziło.

Ale gdybyś naprawdę znał to pojęcie, wiedziałbyś, że jest singularis tantum.

Myło, a co. “Przedstawiającą” będzie lepiej :-)

Tak, będzie.

Może lepiej wmawiają?

Na pewno lepiej.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Tydzień ciągnął się w nieskończoność, ale znalazłem chwilę by wrócić do Śmiecionomii.

edit: wyrzuciłem żart o akwareliście, z pierwszego akapitu po cytacie zrobiłem to:

 

Wincent zamyślił się i przerwał lekturę. W tle szumiało radio.

 

Tarnino, poprawiłem większość uwag (interpunkcyjne wszystkie i większość reszty).

 

 rytmicznie popychać

Znaczy jak?

→ znaczy, że naciskała go palcami raz za razem

 

 poczuł się trochę jak ciasto wyrabiane przez drobne, a jednak silne dłonie matki. Spodobało mu się to porównanie.

Mnie nie. Nie bardzo wiem, skąd ono wynika. Że "Laura" go urabia? Formuje? Dobrze, ale dlaczego akurat tak?

→ to też, ale chodziło też o to rytmiczne popychanie

 

 co wprawi cię w świąteczny nastrój

Co cię wprawi w świąteczny nastrój.

→ tego np. nie zmieniłem, mi pasuje tak jak jest :)

 

 wybełtał ziemniaki

Hmmmmm…

→ nigdy nie bełtałaś ziemniaków z sosem!? Polecam :D

 

 

rybo,

Nie posklejałeś finału w sposób uderzający w czytelnika-ryba. Wątek Laury-projekcji fantazji Wincentego, wątek akceptacji własnego niedostosowania niby są zamknięte, ale tak po cichemu, wątek nieudanej terapii i tak naprawdę odwrócenia relacji (mogłeś nawet pójść w to, że to tak naprawdę terapia Laury ;-) ) – one wszystkie w końcowej scenie wydają mi się związane tak naprędce, na luźno, za luźno. W efekcie wychodzi nijako. Scena zakupów z Laurą również wydaje mi się niewykorzystana w pełni, choć napisana jest elegancko.

To przez ten limit :D Musiałem to jakoś spiąć, a znaków nie starczyło. No i koniec miał być lekki, taki świąteczny.

 

I znowu coś, cdn.

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Znaczy jak?

→ znaczy, że naciskała go palcami raz za razem

… nope, still can’t see it.

→ tego np. nie zmieniłem, mi pasuje tak jak jest :)

I co ja na to poradzę? Ulubiona_emotka_Baila.

→ nigdy nie bełtałaś ziemniaków z sosem!? Polecam :D

… Bleee… XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ziemniaki najlepiej bełta się z czerwonym barszczem. Pół talerza pyrów, pół barszczu, a potem miesza się to na różową papkę. Jako dziecko tylko w tej formie spożywałam barszcz. Ale wyrosłam.

Babska logika rządzi!

Dziwny jest ten świat. (Bleeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee…)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Joseheim, dzięki za miły komentarz. Cieszy taki pozytywny odbiór. Poprawki wprowadziłem.

 

 

Silvan, pełna zgoda, że takie wizje agresywnego konsumpcjonizmu są co najmniej niepokojące. Ale doążenia ludzi od wieków są podobne, mieć, móc, władać i takie tam… Więc to trochę wizja, a trochę refleksja nad tym, co jest i nad tym, co było – też.

 

Silva, można było bardziej wykorzystać, można było dosadniej, no ale o tym już wcześniej pisałem, po pierwsze limit, a po drugie chciałem, by było konsekwentnie niepokojąco, ale lekko i z humorkiem. Dużo ogólnie zależy od naszych decyzji, choć nie raz nie aż tyle ile byśmy chcieli, a innym razem za dużo.

Z kolei romanse ludzko – androidzkie, to już temat na osobny tekst. Choć nie nowy i być może mocno eksplorowany, to jednak mam kilka pomysłów, które chcę w tym względzie wcielić w słowa.

 

Edwardzie, powtarzasz zarzuty innich użytkowników i biorę je na klatę. Można było lepiej, ale chciało być tak, jak jest, bo święta :D

Nagromadzenie petentów → celowe;

Skojarzenie z Chłopaki nie płaczą → celowe;

I dzięki za poprawki!

A zdanie z ołpenspejsem zostawiam, mama nadzieję, że alorytmy androidki (może SI), były na tyle zaawansowane, by przetrawić o co chodziło. Zakładam, że miała połączenie z Internetem (lub jakąś inną bazą danych), a o ołpenspejsach i czwartej ścianie czytałem ostatnio artykuł w anglojęzycznej gazecie w Internecie w ramach researchu do tego zdania :D 

 

Dziku Arnubisie, uszanowanko :) 

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Wczoraj napisałam komentarz, ale zniknął gdzieś w eterze. Nie wiem, o co chodzi… Opowiadanie podobało mi się. Było przemyślane i podane w bardzo przystępnej formie, mimo poważnej tematyki. Bardzo podobała mi się postać androidki. Ona zrobiła cały tekst. Oczywiście osobowość głównego bohatera, mimo wielu nieprzyjemności pozostała taka sama, to także na plus. Podsumowując ciekawy, dosyć straszny pomysł podany w lekkiej i przystępnej formie.

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Spóźnione, dziękuję Mogiano, ubolewam nad utraconym komentarzem, wszak każdego to chyba spotkało, a nie życzy się tego nawet wrogom. Cieszę się z pozytywnego odbioru.

 

Anet, dzięki za wizytę i pozostawienie śladu. :)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Nowa Fantastyka