Zapowiadał się dzień jak co dzień w sercu warszawskiego Mordoru. Od szóstej rano w biurze i do roboty. Nasz świat stworzony przez korporacyjne oko Saurona ma swoją hierarchię. Na samym dole są proste telemarketery wydzwaniające po klientach, coś jak orkowi robole. Wyżej: specjaliści od przekładania papierów, rozsyłania maili, tworzenia prezentacji, to orkowa piechota. Mają nawet swoich dziesiętników i setników w postaci menadżerów różnych szczebli. My informatycy jesteśmy niczym Uruk-hai, elita wojsk Mordoru. To my sprawiamy, że cała machina prze naprzód ku zyskowi. Bez naszego nadzoru zwykłe orki nie miałyby narzędzi, by wypracowywać zysk.
Jak każdy porządny informatyk z korpo miałem na biurku dwa monitory. Pierwszy z ekranów trzymał się stonowanej czerni zapisanej w dwóch trzecich wierszami komend. Na końcu, niczym taktometr migotała kreska linii poleceń. Drugi monitor dla odmiany zajmowały kolorowe wykresy zmodyfikowanego przeze mnie antywira, który skanował LAN biurowca World Express Logistic Exchange System. Powietrze boksu wypełniał zapach earl grey'a zmieszany z wznoszącą się znad lutownicy wonią gorącej kalafonii. Stolik obok zajmowały wybebeszone myszy, w których ukręciły się przewody oraz rozebrany na części pierwsze laptop. Nawet ślepa małpa z menedżmentu powinna dostrzec, że jestem bardzo zajęty i tak miało być. Faktycznie dziś już sporo zrobiłem choć było dopiero kwadrans po ósmej. Między innymi włamałem się do miejskiej sieci sterowania ruchem, gdzie zadbałem o „zieloną falę” dla Agnieszki, mojej żony, która w drodze do pracy odwoziła córkę do szkoły i bliźniaków do przedszkola. Troszeczkę z tą pomocą Adze przedobrzyłem i efektem ubocznym był permanentny korek obejmujący dwie trzecie Warszawy, ale trzeba mieć właściwe priorytety.
Teraz zamierzałem spokojnie wypić herbatę i zacząć lutować te myszy. Jednak słusznie prawią mędrcy, że ludzie mają plany, a bogowie ubaw. Ledwie dotknąłem lutownica do tinolu, gdy wyczułem, że się zbliża żmij, choć on woli termin Reptilianin. Miłosz Sauria, mój szef, nie wygląda na ufoka, ani tym bardziej jaszczura ze starych słowiańskich baśni, ale nim jest. To znaczy tym gadem, co służy Welesowi, a nie kosmitą, w każdym razie tyle dowiedziałem się od ojca. W sumie mój papcio też nie zachowuje się jak prasłowiański bóg piorunów. No właśnie, nazywam się Gromosław Piorunowski i jestem synem Peruna, tak, tego Peruna. W telegraficznym skrócie, z tego to powodu ja umiem wyczuć żmija, a on mnie.
Zbliżanie się Reptilianina, samo w sobie, nie budziło we mnie złych przeczuć. Co prawda, Perun z Welesem prowadzą wojnę od wieków, ale korpo potrzebuje dobrego informatyka, a ja przyzwoitych dochodów, toteż dogadujemy się z Miłoszem.
– Gromek, rusz się, mamy problem! – Sauria był tak wściekły, że nie kontrolował do końca swego kamuflażu i patrzył na mnie gadzimi oczami o pionowych źrenicach.
– Ale, szefie, o co chodzi?
– Komputer Marleny oszalał, a ona nie powinna się denerwować.
– Już lecę.
Nie było sensu tłumaczyć dyrektorowi, że mogę załatwić prawie wszystko zdalnie. Marlena była sekretarką, która postanowiła zrobić z Saurii swego męża. Plan zrealizowała w mniej niż rok i aktualnie była w ciąży z Miłoszem. Osobiście miałem pewne wątpliwości, kto jest ojcem. Nauka stoi bowiem na stanowisku, że gady i ssaki wspólnie potomstwa mieć nie mogą. Pytałem o to Peruna, ale ojciec zupełnie nie rozumiał problemu. Głupia sprawa, ale chyba biologia nie jest jego najmocniejszą stroną. Jako przykłady, że to możliwe, przytoczył nazwiska i imiona wielu żmijowych synów, z którymi przez wieki miał do czynienia. Zresztą nieważne z kim Marlenka jest w ciąży, kobiet w stanie błogosławionym denerwować nie wolno i już. Ta mądrość ludowa ma głęboki sens, zwłaszcza, gdy w mężu rzeczonej białogłowy obudził się instynkt obrońcy gniazda. Ponadto jedno z przykazań korpo mówi: „Nie ignoruj poleceń szefa wkurzonego, by ci przy premii nie przypomniał tego”.
Złapałem laptopa, parę pendriwów z antywirami i pobiegłem migiem do Marlenki. Raz, że trochę ruchu dobrze mi zrobi, dwa Sauria umie doceniać i wynagrodzić zaangażowanie, a zawsze lepiej mieć większą premię niż mniejszą. Z uwagi na ciążę, obok żony Miłosza była również Andżelika, dziewczyna, która miała zastąpić Marlenę na czas macierzyńskiego. Zanim zjawił się Miłosz, szefowi bowiem nie wypada biegać pomiędzy boksami, zapytałem:
– Co się stało?
– Wyszłam na chwilę do toalety, jak wróciłam, to był niebieski ekran – odrzekła Marlena.
– Pocztę sprawdzałam i samo się zrobiło – dodała Andżelika.
– Już się biorę za diagnostykę.
– Kochanie, powinniśmy zaraz wyjechać na USG. – To Miłosz dotarł do sekretariatu.
– Gromciu, ogarniesz temat tak, bym nie straciła danych? – Marlenka spojrzała na mnie prosząco, wzrokiem kota ze Szreka.
– Da się zrobić – rzekłem uspokajająco.
– Ruszamy kochanie – Sauria, delikatnie objął żonę. – Mam nadzieję, że bez problemów dotrzemy do kliniki. – Szef spojrzał na mnie znacząco.
– Poranne korki pewnie się już rozładowały – dodałem uspokajająco.
– Chcę „zieloną falę” – dodał telepatycznie.
– Szef mówi, szef ma – odrzekłem w ten sam sposób.
– O, chyba się samo naprawiło – Andżelika pokazała palcem ekran.
– Nie sądzę.
Spojrzałem na nią, zaskoczony. W mojej ocenie sytuacja była daleka od opanowanej. Komputer co prawda zakończył reset, ale pod logiem Windowsa wyświetlił się baner z napisem, że dane zostały zaszyfrowane i zostaną odblokowane po zapłaceniu tysiąca dolarów na wskazane konto. Miłosz własnym ciałem zasłonił przed Marlenką monitor i krótko rzucił.
– Liczę, że jak wrócimy komp będzie na chodzie.
Jak to mówią, pan każe, sługa musi. Odpaliłem kolejny reset komputera, tym razem bootując system z pena. Jednocześnie na laptopie nieco poprawiłem system sterowania światłami, by szef miał szybki dojazd do kliniki. Warszawa znów się przykorkowała, ale trudno, czekać jest rzeczą ludzką. Andżelika, zdaje się nie rozumiała nic z tego co robię, bo nagle powiedziała.
– A gdzie jest ikona poczty?
– To boot, z którego spróbuję wejść na dysk i otworzyć zaszyfrowane pliki.
– Rozumiem.
Jej oczy piwne mówiły coś dokładnie odwrotnego. Zresztą, mogły sobie mówić co chcą, nie musi znać prawdy. Na koniec dnia pracy automatycznie robię kopie bezpieczeństwa plików roboczych z najważniejszych komputerów. Dzięki temu w razie czego mogę błyskawicznie odzyskać dane. Ułatwiam sobie życie, ponieważ dzięki temu typowa naprawa polega na kombinacji funkcji format:c i ctrl+c. W tym przypadku postanowiłem jednak sprawdzić, co zawiodło. Dlaczego? Informatycy i traderzy są tu od szóstej rano, sekretariat rusza o ósmej. Marlenka przez ładnych parę lat nie dostarczała mi większych zmartwień, a ta cała Andżelika w parę minut załatwiła system. Musiałem się dowiedzieć, co jej zablokować, by nie przemęczać się na przyszłość.
Trochę potrwało zanim zidentyfikowałem program, który narobił tego bigosu. Bo nie był to pojedynczy wirus, ale kombinacja trojana i kilku wirusów. Jak na bojowego Uruk-hai przystało, rozwalałem je jednego po drugim. Szyfrowanie plików było konkretne, więc tylko wrzuciłem w kwarantannę kilka próbek, a resztę skasowałem i podmieniłem na kopie zapasowe. Jak czegoś nie będzie, powie się, że padły partycje dysku i trudno. Coś mi tu jednak nie pasowało, bo wyglądało, jakby wirus zaszyfrował nieznaną aktualizację. Trzeba się pobawić w detektywa. Zrobiłem reset systemu, ale tym razem uruchomiłem go w izolowanym środowisku.
– Jest ok – powiedziałem wstając.
– Wszystko działa? – Andżelika aż rwała się do pracy.
– Skan pochodzi jeszcze trochę w tle, ale powinno grać i buczeć – skłamałem bezczelnie.
Już w swoim boksie ruszyłem z diagnostyką czynników pozainformatycznych. Oprócz podglądu aktywności kompa Marlenki, wziąłem na warsztat Andżelikę. W ciągu trzydziestu sekund włamałem się na jej smartfona przez dziurę zostawioną przez producenta oprogramowania. Nie bądźmy jednak drobiazgowi. Sekretarka na zastępstwo przeglądała właśnie służbową pocztę i jednocześnie z kimś pisała na smartfonie.
– Misiu co za dzień, kom mi nawalił :(
– Co się stało?
– Wróżyłeś mi wczoraj, że zrobię grubą kasę na interesie z arabem. Wyobraź sobie, że na służbowym kompie znałam maila od szejka, który prosił o pomoc. Chciał przelać gruby szmal do Polski, ale tak by wyglądało, że wpłaca go w tutaj.
– Pewnie chciał uniknąć cła od przewożonych pieniędzy.
– Dokładnie tak. Podesłał mi program, który powinien zrobić takie myk, że celnicy nic by nie zauważyli. Dostała bym za to dwadzieścia tysięcy baksów. :D
– Ekstra. I jak ci poszło?
– Komp zwariował. :(
– Dlaczego?
– Bo wiesz miałam więcej szczęścia i na poczcie znalazłam maila, gdzie pisali, że wygram samochód, jeśli kliknę w załącznik. Kliknęłam i wzięło sami się popsuło. Taka kasa mi przepadła. :(
– Wiesz mam przeczucie, że szejk da ci drugą szansę. Tylko tym razem, nie otwieraj więcej maili o wygranych, to mogą być wirusy.
– Dobrze misiu.
Ki diabeł? Gość mi się wyraźnie nie podobał. Szybko go namierzyłem. Właśnie z drugiego konta, jako szejk, wysyłał na służbową pocztę naszej firmy załącznik z dziwnym programem. Facet nie wyglądał na hakera: słaby laptop, zero narzędzi do stworzenia takiego trojana, standardowy darmowy firewall i antywir.
Na kompie sekretarki trojan aktywował się w sandboksie. Co ciekawe, faktycznie próbował przetransferować kasę, ale w taki sposób, by uruchomić procedury bezpieczeństwa banków. Dla mojego korpo oznaczałoby to kłopoty. Telepatycznie połączyłem się z Saurią.
– Ogarnąłeś temat komputera Marlenki?
– Owszem, ale jest problem… – Streściłem sprawę.
– Spokojnie, uruchomię ochronę i zobaczmy, kto nam bruździ.
– To będzie sensacja, jak Andżelikę zgarną twoi woje.
– Nie zgarną, jeszcze się może przydać, jako pozorny słaby punkt. Zabezpiecz tylko dobrze kompa.
– Się wie.
Kilka minut później Andżelika zjawiła się w moim boksie i przemocą zaciągnęła do komputera Marlenki.
– Znów coś samo się zrobiło i nie mogę uruchomić pliku z poczty.
Tak, to będzie ciężki dzień.
Pokazuje 9890. WSTAWIAJ!
tam limit jest między 1000 a 4000
Offtop Fakt. Coś mi się pokróliczkowało i wrzuciłem 6K+. Muszę popołudniu wykopać stamtąd moje literki. Powinienem odpocząć. Dzięki za sprowadzenie mnie na ziemię. Pozdrawiam.
Podoba mi się połączenie korpo ze słowiańskimi bogami. Za cholerę jednak nie rozumiem, o czym to było. No dobra, informatyk zainterweniował, ale, jak dla mnie, nic z tego nie wynika. Urwałeś w najlepszym momencie.
A baboli to się namnożyło od cholery.
Stoli obok zajmowały wybebeszone myszy
Literówka
Ledwie dotknąłem tinolem do lutownicy, jak wyczułem że się zbliża żmij, choć on woli termin Reptilianin. Miłosza Saurię, mój szef nie wygląda na ufoka ani tym bardziej jaszczura, ze starych słowiańskich baśni, ale nim jest. To znaczy tym gadem, co służy Welesowi, a nie kosmitą, w każdym razie tyle dowiedziałem się o ojca.
Ledwie dotknąłem lutownicy, kiedy wyczułem…
Miłosza Saurię – a czemu w dopełniaczu? Powinno raczej być mianowniku.
…od ojca…
Nie zrozumiałam, wiem, że sauria to jaszczurka, ale nie mam pojęcia, co ma wspólnego z Welesem, ani tym bardziej z ufokami.
Telegraficznym skrócie, z tego to powodu ja umiem wyczuć żmija, a on mnie.
W telegraficzny skrócie
Perun z Welesem mają wojnę od wieków
Nie brzmi najlepiej
Sauria był tak ściekły
Literówka
kim Marlenka jest w ciąż
Literówka
zapytałem.
– Co się stało?
Jak już koniecznie tak, to z dwukropkiem po zapytałem.
Gromciu ogarniesz temat tak (,) bym nie straciła danych?
Przecinek
Andżelika zdaje się nie rozumiał
A Andżelika nie jest kobietą?
Zresztą mogły sobie mówić co chcą, nie zamierzałem jej mówić prawdy.
Celowe powtórzenia?
najwalniejszych komputerów.
Literówka, jak sądzę.
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
MPJ-cie, Z całego opowiadania pojęłam tylko tyle, że w firmie ktoś coś niedobrego robił z komputerami i chyba będzie próbował robić to nadal. Niestety, nic z tego nie zrozumiałam. :(
…nie miałyby narzedzi by wypracowywać zysk. ―> …nie miałyby narzędzi, by wypracowywać zysk.
Ledwie dotknąłem tinolem do lutownicy… ―> Ledwie dotknąłem tinol do lutownicy…
Co prawda Perun z Welesem mają wojnę od wieków… ―> Co prawda wojna Peruna z Welesem trwa od wieków…
…patrzył na mnie gadzimi oczami o pionowej źrenicy. ―> Oczy miały tylko jedną źrenicę?
Zresztą nie ważne z kim Marlenka jest w ciąż… ―> Zresztą nieważne z kim Marlenka jest w ciąży…
…zwłaszcza, gdy mężu, rzeczonej białogłowy… ―> …zwłaszcza, gdy w mężu rzeczonej białogłowy…
Z uwagi na ciążę obok żony Miłosza, była również Andżelika… ―> Czy dobrze rozumiem, że ciąża była obok żony Miłosza?
A może miało być: Z uwagi na ciążę, obok żony Miłosza była również Andżelika…
Szyfrowane plików było konkretne… ―> Literówka.
…wrzuciłem w kwarantanne kilka próbek… ―> Literówka.
…włamałem się na jej smartfon… ―> …włamałem się na jej smartfona…
…i jednocześnie z kimś pisała na smartfonie.
– Misiu co za dzień, kom mi nawalił
– Co się stało?
– Wróżyłeś mi wczoraj, że zrobię grubą kasę na interesie z arabem. Wyobraź sobie, że na służbowym kompie znałam maila od szejka, który prosił o pomoc. Chciał przelać gruby szmal do Polski, ale tak by wyglądało, że wpłaca go w tutaj.
– Pewnie chciał uniknąć cła od przewożonych pieniędzy.
– Dokładnie tak. Podesłał mi program, który powinien zrobić takie myk, że celnicy nic by nie zauważyli. Dostała bym za to dwadzieścia tysięcy baksów. :D
– Ekstra. I jak ci poszło?
– Komp zwariował. :(
– Dlaczego?
– Prawie, bo wiesz miałam więcej szczęścia i na poczcie znalazłam maila, gdzie pisali, że wygram samochód, jeśli kliknę w załącznik. Kliknęłam i wzięło sami się popsuło. Taka kasa mi przepadła. :(
– Wiesz mam przeczucie, że szejk da ci drugą szansę. Tylko tym razem, nie otwieraj więcej maili o wygranych, to mogą być wirusy.
– Dobrze misiu. ―> Skoro to jest rozmowa prowadzona na smartfonie, to, moim zdaniem, nie powinna być zapisana tak jak dialog.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
reg. postaram się do poniedziałku ogarnąć błędy i wykombinować jakąś inną formę dla dialogu made in sms.
MPJ-cie, sama byłam ciekawa, co z tym zrobić, więc zajrzałam tu i tam, przejrzałam to i owo, ale nie znalazłam żadnych wskazówek, jak takie esemesowanie zapisać, więc nie umiem pomóc. :(
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Hmmm. OK, lubię bohatera, ale tutaj mi trochę mało fantastyki. Ot, dzień korporacyjnego informatyka. Durna sekretarka, trojany… Tylko jego szef ma dziwne ślepia.
Wykonanie tak sobie. Przeszkadzały mi błędy, które już wcześniej znalazła Reg. No i przecinki, oczywiście.
Babska logika rządzi!
Coś tam poprawiłem w tym dałem nieco inny zapis dla rozmowy na czacie. Nie jestem przekonany czy ten sposób jest optymalny
Telegraficznym skrócie, z tego to powodu ja umiem wyczuć żmija, a on mnie.
W telegraficzny skrócie
W telegraficznym skrócie, do trzech razy sztuka ;D.
Tak to będzie ciężki dzień.
Wydaje mi się, że przecinek po “Tak” byłby na miejscu w tym zdaniu.
Nie wiem, nie wiem. Początek całkiem mi się spodobał. Coraz trudniej przedstawić korpoświat w oryginalny sposób, ale porównania z orkami pewnie nieprędko mnie zmęczą :). Mam jednak i pewne zastrzeżenia. Jest wesoławo, ale pupy nie urwało. Zgadzam się za to z Irką, że urwane zostało zakończenie. Sprawia wrażenie, jakby zaraz miało pojawić się wyjaśnienie arabskiej intrygi, co jednak nie nastąpiło. Oceniając w kategorii konstrukcji fabuły, odebrałem to jako mankament.
Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem
proste telemarketery
Hmm. Odnoszenie się do nich jak do nieżywotnych dehumanizuje. Tak ma być?
Wyżej specjaliści
Tu dałabym dwukropek, czy coś. Wyżej: specjaliści.
My informatycy jesteśmy
My, informatycy, jesteśmy. Porównanie homeryckie, ale celne i zabawne. kciuk.
Jak każdy porządny informatyk z korpo na biurku miałem dwa monitory.
Trochę to niejasne – przestawiłabym: Jak każdy porządny informatyk z korpo miałem na biurku dwa monitory.
Pierwszy z ekranów, trzymał się
Co to za przecinek między podmiotem, a orzeczeniem, a?
Na końcu niczym taktometr migotała
Na końcu, niczym taktometr, migotała
Drugi monitor dla odmiany zajmowały kolorowe wykresy
Hmm.
Powietrze boksu wypełniał zapach earl grey'a zmieszany z wonią gorącej kalafonii wznoszącej się znad lutownicy.
Wonią wznoszącą się – to nie kalafonia się wznosi. Poza tym:
Faktycznie dziś już sporo zrobiłem choć
Trochę mi ten szyk nie leży.
zacząć lutować te myszy
To się jeszcze robi?
Jednakże słusznie prawią mędrcy, że ludzie mają plany, a bogowie ubaw.
Jednak. Co do reszty:
dotknąłem tinol do lutownicy
Nie po polsku. Dotknąłem tinolem lutownicy (albo lutownicą tinolu).
wyczułem że się zbliża żmij, choć on woli termin Reptilianin
Wyczułem, że. Chyba podzieliłabym to zdanie, ale to może być kwestia słuchu.
Miłosz Sauria, mój szef nie wygląda
Wtrącenie: Miłosz Sauria, mój szef, nie wygląda.
na ufoka ani tym bardziej jaszczura, ze starych słowiańskich baśni
Ten przecinek sugeruje, że facet nie wygląda na ufoka z baśni. Co chyba nie było Twoim zamiarem. Innymi słowy – nie rozdzielaj grupy nominalnej.
Peruna, tak tego Peruna
Wtrącenie: Peruna, tak, tego Peruna.
Telegraficznym skrócie
A gdzie "w"?
z tego to powodu
Dziwne trochę. Czemu nie "dzięki temu"?
Samo w sobie zbliżanie się Reptilianina, nie budziło we mnie złych przeczuć
Jak już, to: Samo w sobie, zbliżanie się Reptilianina nie budziło we mnie złych przeczuć. Ale możesz przeorganizować: Zbliżanie się Reptilianina, samo w sobie, nie budziło we mnie złych przeczuć.
Co prawda Perun
Co prawda, Perun.
Gromek rusz się
Oddzielaj wołacze: Gromek, rusz się.
Ale szefie o co chodzi?
J.w.: Ale, szefie, o co chodzi?
pewne wątpliwości kto jest ojcem
Pewne wątpliwości, kto jest ojcem.
Nauka stoi bowiem na stanowisku, że gady i ssaki wspólnie potomstwa mieć nie mogą.
przykłady, że to możliwe przytoczył
Jako przykłady, że to możliwe, przytoczył.
Zresztą nie ważne z kim Marlenka
Zresztą, nieważne, z kim Marlenka.
mężu, rzeczonej białogłowy
To jest grupa nominalna. Przecinek – sio.
obok żony Miłosza, była również Andżelika
Co to za przecinek? Apage!
Gromciu ogarniesz temat
Gromciu, ogarniesz.
spojrzała na mnie prosząco.
Może opisz to troszkę?
Da się zrobić – rzekłem uspokajająco.
Zwłaszcza, że zaraz rzucasz taką samą konstrukcję.
delikatnie rzekł do żony.
To źle brzmi.
płynnie dotrzemy do kliniki
Ruch może być płynny, ale nie dociera się "płynnie" donikąd.
rzekłem uspokajająco.
Powtarzasz się.
O chyba
O, chyba.
Spojrzałem na nią zaskoczony
Spojrzałem na nią, zaskoczony.
i krótko rzucił.
– Jak wrócimy, to liczę, że komp będzie na chodzie.
I rzucił – Liczę, że jak wrócimy, komp będzie na chodzie.
pan każe sługa musi
Pan każe, sługa musi.
kolejny reset komputera tym razem
Kolejny reset komputera, tym razem.
poprawiłem system sterowania światłami by szef
Poprawiłem system sterowania światłami, by szef.
Andżelika zdaje się nie rozumiała
Wtrącenie: Andżelika, zdaje się, nie rozumiała.
spróbuje wejść na dysk, i otworzyć
Spróbuję. Przecinek wyrzuciłabym.
coś dokładnie coś odwrotnego
Drugie "coś" wytnij.
Zresztą mogły sobie mówić co chcą
Zresztą, mogły sobie mówić, co chcą.
robię, kopie
Podmiot. Orzeczenie. Co robimy z przecinkiem?
Musiałem dowiedzieć
Musiałem się dowiedzieć.
zablokować by
Zablokować, by.
Trochę trwało zanim
Trochę trwało, zanim. Dałabym "trochę potrwało", żeby uniknąć aliteracji.
narobił tu tego bigosu.
"Tu" zbędne.
nie był to pojedynczy wirus ale kombinacja
Nie był to pojedynczy wirus, ale kombinacja.
Jak na bojowego Uruk-hai przystało rozwalałem
Jak na bojowego Uruk-hai przystało, rozwalałem.
Szyfrowane plików
Szyfrowanie.
wrzuciłem w kwarantannę kilka próbek a resztę
Wrzuciłem w kwarantannę kilka próbek, a resztę.
wyglądało jakby
Wyglądało, jakby.
Zrobiłem reset, systemu
Skąd się biorą te przecinki? Są zupełnie od pieca.
rzekłem wstając.
Rzekłem, wstając. I czemu on właściwie tak ciągle "rzecze". Nie może normalnie mówić?
Już będąc w swoim boksie
"Będąc" zbędne – unikaj go w ogóle.
W ciągu trzydziestu sekund, włamałem się na jej smartfona, przez dziurę zostawioną
Oba przecinki zbędne, pierwszy zwłaszcza. Sesemesowej konwersacji nie poprawiam, bo realizm ;)
z drugiego konta, jako szejk wysyłał
Albo bez przecinka, albo potraktuj to jako wtrącenie: z drugiego konta, jako szejk, wysyłał.
firewalle
"E" się przykleiło.
Co ciekawe faktycznie
Co ciekawe, faktycznie.
w taki sposób by
W taki sposób, by.
oznaczyłoby
Oznaczałoby.
zobaczmy kto
Zobaczymy, kto.
Tak to będzie ciężki dzień.
Tak, to będzie ciężki dzień.
… i co dalej? Co było dalej? Jest całkiem, całkiem, choć szału nie ma. Ot, porządnie odrobione, ale niewyróżniające się opowiadanko. Gdyby to był początek czegoś… Ale
Sprawia wrażenie, jakby zaraz miało pojawić się wyjaśnienie arabskiej intrygi, co jednak nie nastąpiło. Oceniając w kategorii konstrukcji fabuły, odebrałem to jako mankament.
No, właśnie.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Poprawki naniosłem
Co do rozwinięcie to się pisze i pewnie za jakiś czas je wrzucę :D
Fajne :)
Przynoszę radość :)