- Opowiadanie: Hazel Nuts - Laserowe półroboty

Laserowe półroboty

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Biblioteka:

thargone, Finkla

Oceny

Laserowe półroboty

– Nasi są pod ciężkim ostrzałem, kapitanie Magellan! – krzyczał kapral Jameson. – Mają większe i bardziej zaawansowane roboty niż my!

Dowódca uważnie przyglądał się ciężkim maszynom walczącym u podnóża wzniesienia, na którym stacjonowała jego zrobotyzowana jednostka, strzegąca placówki ROT-X. Nie zdradzał emocji, jakby zupełnie ich nie miał. Podlegli mu żołnierze podejrzewali, że musi o czymś wiedzieć, stąd ten nadnaturalny spokój.

– Może i mają większe roboty od naszych, ale o niczym to jeszcze nie przesądza – powiedział z przekonaniem. – Musimy się utrzymać, jeszcze trochę. Naukowcy są o krok od zakończenia eksperymentu. To, nad czym pracują, to wielka rzecz. Większa od nas wszystkich…

Wydał rozkazy, po czym odszedł do kwater oficerskich, nie odpowiadając na pytania zaskoczonych żołnierzy. Jameson stał jak wmurowany po tym, co usłyszał z ust kapitana. On i kilku chłopaków z oddziału mieli wziąć największe karabiny, jakie tylko posiadają i udać się na front. Walczyć. Z robotami.

– To misja samobójcza… – wyszeptał do siebie Jameson. – On chce nas poświęcić…

Kapral miał żonę, dzieci i niespełnione marzenia, na których realizację ciężko pracował. Ostatnie, czego chciał, to bezsensownie tracić życie. I w imię czego? Walki korporacji o pozycję absolutnego monopolisty na rynku robotów bojowych.

Zignorowałby ten rozkaz, porzucił karierę militarną i uciekł jak najdalej, lecz nie mógł. On i wielu innych, skuszonych lukratywnymi kontraktami i zapachem pieniądza, zgodziło się na podpisanie cyrografów. Wszczepiono im w głowy eksperymentalne chipy, które jak się potem okazało, miały eksplodować w przypadku zdrady lub dezercji.

 

Czteroosobowy oddział, składający się z Jamesona, Kowalskiego, Rostova i Dryki, wyposażonych w największe i najcięższe karabiny, jakimi dysponowało wojsko, gotował się do wymarszu. Kapitan Magellan uścisnął każdemu dłoń i wypowiedział kilka oklepanych formułek o honorze, pamięci, poświęceniu i bohaterstwie.

Kowalski splunął, gdy drzwi za nimi zamknęły się.

– Nie na to się pisałem – powiedział zdegustowany. – Miałem być wartownikiem. Robota na poziomie stróża na nocnej zmianie w markecie.

– Wysyłają nas na śmierć – rzekł roztrzęsiony Dryka. – To nie może dziać się na prawdę. To musi być sen! Dlaczego nie mogę się obudzić? – Szczypał się nerwowo w ramię. – To jakiś koszmar!

– Pójdziemy tam, zabiją nas tamci. Zostaniemy tutaj, zabiją nas nasi. Co za diabeł skłonił mnie, że się na to zgodziłem – wysapał Rostov. – A koledzy mówili, żem głupi…

Każdy wypowiedział to, o czym myślał sam Jameson. Nie musiał niczego dodawać. Zachował milczenie i ruszył naprzód jako pierwszy. Wiedział, że jeśli pozostanie na miejscu, słuchając kolegów, strach go sparaliżuje lub gorzej, zrobi coś naprawdę głupiego. Pozostali zamilkli i niechętnie ruszyli jego śladem.

Przeszli niecałe sto metrów, a zmęczenie już zaczynało dawać się we znaki. To te karabiny, nieludzko ciężkie, które musieli dźwigać, nie mając pojęcia w jakim celu. Nie były poręczne, a ich rozłożenie mogło potrwać dobrych kilka minut. Staliby się łatwymi celami, lecz walczące roboty nie zwracały na nich uwagi. Roboty walczyły z innymi robotami. Ludzie nie stanowili zagrożenia dla stalowych pancerzy.

Coś świsnęło, eksplodowało. Krzyk. Idący z tyłu Kowalski został trafiony zbłąkanym pociskiem. Stracił rękę, nogę oraz połowę twarzy. Zaczerpnął powietrza kilka razy i przestał się ruszać.

Dryka nie wytrzymał. Rzucił karabin na ziemię i pognał przed siebie, by uciec od tego koszmaru jak najdalej. Przebiegł kilkadziesiąt metrów, zanim jego głowa eksplodowała.

Kapral Jameson zaklął głośno. Rostov spuścił wzrok. Ruszyli dalej.

 

Sprzymierzone roboty przegrywały walkę. Coraz większa liczba płonących wraków zajmowała pole bitwy. Żołnierze dotarli w końcu w wyznaczone przez kapitana Magellana miejsce i zaczęli rozstawiać karabiny. Robili to szybko, wydawało się, że sprawnie, lecz zostali zauważeni przez wrogów.

Bojowy Mega-Lampart-3 ruszył w ich kierunku, gotów zabijać. Jego czujniki wykryły rozstawianą broń o dużym potencjale niszczycielskim. Rostov, widząc zbliżającego się kolosa, roztrzęsionymi rękoma próbował jak najszybciej poskładać karabin, ale wiedział, że nie zdąży. W przypływie furii wyciągnął ręczny pistolet, przyłożył sobie do głowy i pociągnął za spust. Jameson został sam.

Kapral zdążył przygotować karabin do działania, wycelował we wrogiego robota i pociągnął za spust. Pociski przebiły pancerz, uszkadzając przednią i tylną łapę Mega-Lamparta-3. Jameson został ranny. Wykrwawiał się. W momencie wystrzału coś oderwało się od broni i przebiło go na wylot, niszcząc organy wewnętrzne. Zupełnie jakby ktoś zaprojektował broń do takiego działania. Zrobiło się mu zimno, a potem wszystko przykryła ciemność.

 

Gdy otworzył oczy, czuł się znakomicie. Pamiętał śmierć, lecz teraz wydawało mu się to głupim snem. Słyszał eksplozje, świst latających pocisków, widział skoncentrowane wiązki światła przecinające niebo. Teraz leżało przed nim więcej wraków robotów niż pamiętał. I padały kolejne.

– Wstawaj, kapralu! – krzyknął Kowalski. – Nie pozwólmy im wycofać się!

– Przyszły posiłki? – zapytał Jameson. Nie miał pojęcia, co się dzieje. Spojrzał w stronę Kowalskiego.

Niepojęte. Żołnierz w jednej ręce trzymał ogromny karabin, jeden z tych, które z trudem nieśli na pole walki, natomiast jego druga ręka była działem jonowym. Stracona noga odrosła, lecz ta nowa była cała z metalu. Połyskliwy chrom zastąpił połowę twarzy Kowalskiego. Z nowego, robotycznego oka wystrzeliwały laserowe wiązki.

Jameson szybko dotknął brzucha w miejscu, gdzie powinna znajdować się śmiertelna rana. Po dziurze nie było ani śladu. Zastąpił ją twardy, zimny metal. Dopiero teraz zauważył, że wzrok się mu zmienił. Widział słabe punkty wrogów, potrafił przewidzieć ich ruchy.

– Co się ze mną stało? – Był w szoku. – Co się z tobą stało, Kowalski?

– Eksperyment. To my nim byliśmy! Te chipy, one czyściły nam pamięć – warknął żołnierz, nie przerywając ostrzału. – Zaraz wstrzykną ci brakujące informacje, szczegóły misji.

Rozkojarzenie trwało jeszcze chwilę, a po nim przyszło oświecenie. Wszystko co się działo, dlaczego się działo i co się stanie za chwilę, było już dla Jamesona oczywiste. Musiał umrzeć, by dokonała się przemiana. Nie mogli mu o tym powiedzieć, bo zmiana nastroju doprowadziłaby do niekorzystnego poziomu hormonów, uniemożliwiającego transformację.

Wstał, chwycił jedną ręką karabin i rozpoczął ostrzał, wspomagając się laserowym spojrzeniem. Unikał wrogich ataków z łatwością. Mierzył celnie i strzelał zabójczo. Bitwa była wygrana.

 

– Jesteśmy bohaterami, Jameson – powiedział Kowalski, odkładając karabin i zasiadając na wraku największego z wrogich robotów. – Pokonaliśmy całą ich armię!

– Pokonaliśmy – przytaknął kapral. – Ale czy to w porządku? To, co z nami zrobili? Nie jesteś zły?

– Jestem – przyznał Kowalski, nienawistnie spoglądając w stronę placówki ROT-X na wzgórzu. – Jestem nieziemsko zły.

Koniec

Komentarze

Hazel Nuts, ponad 13000 znaków to już nie szort. Bądź uprzejma zmienić oznaczenie na OPOWIADANIE.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przepraszam, nie wiedziałam, że aż tak się rozrosło podczas poprawiania ;)

Hazel, sądzę, że tekst się nie rozrósł, tylko kilka fragmentów wkleiło Ci się podwójnie. Przejrzyj jeszcze raz i popraw.

Podobało mi się, całkiem przyzwoicie napisane, jest akcja i trzyma się kupy. Wizja społeczeństwa, w którym korporacje prowadzą wyniszczające wojny i eksperymentują na ludziach lekko przerażająca. Może tylko na końcu przydałby się jakiś mocniejszy akcent, coś, co pokaże wkurzenie żołnierzy. ;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Aj, nowa wersja wkleiła się pomiędzy starą. Już poprawione, dzięki za wyłapanie.

Dowódca uważnie przyglądał się ciężkim maszynom walczącym u podnóża wzgórza, na którym stacjonowała jego zrobotyzowana jednostka,

Ja bym tam dała podnóża wzniesienia. Ten rym wygląda średnio.

 

To wielka rzecz, nad czym pracują.

To, nad czym pracują, to wielka rzecz…

 

Kowalski został trafiony błądzącym pociskiem.

zbłąkanym

 

Ogólnie masz tam trochę zdań, które ja na przykład zapisałabym nieco inaczej. W niektórych miejscach to przez faktyczne babolki, ale w większości raczej moje preferencje.

 

Sam pomysł mi się podoba. Choć teksty o androidach są dość powszechne, to tutaj wszystko wyszło całkiem fajnie. Jedyny zgrzyt w tej kwestii, jest tutaj:

 

Musiał umrzeć, by dokonała się przemiana. Nie mogli mu o tym powiedzieć, bo zmiana nastroju doprowadziłaby do niekorzystnego poziomu hormonów, który uniemożliwiłby transformację.

Troszkę to jednak naciągane/przedobrzone.

 

Choć sytuacja jaką opisujesz odbywa się w obrębie jednej, dłużej sceny (z małym przeskokiem w czasie), to potrafisz utrzymać uwagę czytelnika. Wiadomo kto jest kim. Wiadomo co się dzieje i w miarę przejrzyście można sobie to zobrazować.

 

 

Niezłe opowiadanie, prosi się dalszy ciąg o zemście zrobotyzowanych żołnierzy, ich próbom uwolnienia się od korporacji i relacjach z rodzinami.

Dla zwalczania robotów polecam stare radzieckie rusznice przeciwpancerne PTRD z czasów II WŚ, kalibru 14,5 mm. Są proste w obsłudze i skuteczne do dziś. Tylko nosić trzeba we dwójkę.wink

Fabularnie kotlet odgrzewany, ale nie w mikrofalówce, tylko w brytfannie i podany na miśnieńskiej porcelanie. Smaczny. 

Zgrabnie napisane, małe kłopoty z interpunkcją ale nie jestem autorytetem, żeby je wytykać. Ciekawe, bogate słownictwo. Trochę naiwnych określeń: “Mają większe i bardziej zaawansowane roboty niż my!” (you don’t say, Sherlock), “największe karabiny, jakie tylko posiadają”, “Mega-Lampart-3”. To nadaje opowiadaniu atmosferę parodii, czy to było Twoim zamiarem?

Nie zrozumiałem, kiedy dokonano robotycznych ulepszeń żołnierzy – to ta sama bitwa? Czy budzą się dopiero za jakiś czas?

Namawiam na publikowanie kolejnych, bo zaczynasz świetnie. Czytałaś już poradniki?

 

Dzięki za przeczytanie, dokonałam kilku małych poprawek zgodnie z sugestamii.

Nie miałam zamiaru nadawać opowiadaniu charakteru parodii. Czytałam, że w Gdyni zbudowali rakietę Bigos-4, więc twierdziłam, że Mega-Lampart-3 nie brzmi przy tym aż tak głupio :) I tak, to jest ta sama bitwa, żołnierze budzą się po kilkunastu minutach.

Co do poradników, to czytałam ich dość sporo i staram się stosować do zawartych w nich wskazówek, ale nie zawsze mi to wychodzi. Te dotyczące planowania akcji w opowiadaniu jakoś do mnie nie przemawiają. Zdecydowanie lepiej mi się pisze, jeśli nie jestem ograniczona żadnym planem :)

Chodziło mi o poradniki tutejsze, forumowe, polecam.

Niezły pomysł, nieco gorsze wykonanie, ale czytało się całkiem nieźle.

I tylko regeneracja i przeistoczenie się żołnierzy w prawie maszyny wydało mi się zbyt szybkie, zbyt gwałtowne.  

 

– Nasi są pod cięż­kim ostrza­łem, ka­pi­ta­nie Ma­gel­la­nie! ―> – Nasi są pod cięż­kim ostrza­łem, ka­pi­ta­nie Ma­gel­la­n!

 

Co za dia­beł skło­nił mnie, że się na to zgo­dzi­łem – Wy­sa­pał Ro­stov. ―> Co za dia­beł skło­nił mnie, że się na to zgo­dzi­łem – wy­sa­pał Ro­stov.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi: http://www.forum.artefakty.pl/page/zapis-dialogow

 

i za­czę­li roz­kła­dać ka­ra­bi­ny. ―> Raczej: …i za­czę­li rozstawiać/ ustawiać ka­ra­bi­ny.

 

Jego czuj­ni­ki wy­kry­ły roz­kła­da­ną broń… ―> Jak wyżej.

 

pró­bo­wał przy­go­to­wać ka­ra­bin do go­to­wo­ści… ―> Brzmi to fatalnie.

 

Po dziu­rze by było ani śladu. ―> Po dziu­rze nie było ani śladu.

 

Do­pie­ro teraz za­uwa­żył, ale wzrok się mu zmie­nił. ―> Do­pie­ro teraz za­uwa­żył, że wzrok się mu zmie­nił.

 

Te chipy, one czy­ści­ły nam pa­mięć. – wark­nął żoł­nierz… ―> Te chipy, one czy­ści­ły nam pa­mięć – wark­nął żoł­nierz

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję za wyłapanie błędów, dokonałam poprawek.

Co do forumowych poradników, to właśnie biorę się za lektrurę. Sprawdzę też wzkazówki zapisu dialogów, które poleca regulatorzy ;^)

Bardzo proszę, Hazel Nuts, i cieszę się, że uznałaś uwagi za przydatne. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

W moim odczuciu to bardzo porządnie skomponowany szort. Pieknie domyka się w swojej długości i formie, wszystko ma na swoim miejscu – znaczy się jest wstęp, rozwiniecie i zakończenie ;) A w to wszystko wpisany całkiem zgrabny pomysł. No, fajnie!

To, co podobało mi się mniej, to klimat, wiarygodność i styl. Klimat – bo mało go było. Niewiele tu opisów, emocje bohaterów raczej zarysowane niż pokazane, brak sugestywnych detali, które pozwalałyby się wczuć w świat przedstawiony. Wiarygodność – to w sumie też kwestia emocji i wypowiadanych przez bohaterów kwestii. Brakuje im pazura, brakuje prawdziwej nuty. Jakoś nie wierzę, że żołnierz w takiej sytuacji powie, że jest nieziemsko zły – wierzę, że powiedziałby to znacznie dosadniej ;)

I styl – miejscami jest suchy, skręcający w kierunku raportu raczej niż literackiego opisu, choćby tutaj:

 

Kapral zdążył przygotować karabin do działania, wycelował we wrogiego robota i pociągnął za spust. Pociski przebiły pancerz, uszkadzając przednią i tylną łapę Mega-Lamparta-3. Jameson został ranny. Wykrwawiał się. W momencie wystrzału coś oderwało się od broni i przebiło go na wylot, niszcząc organy wewnętrzne. Zupełnie jakby ktoś zaprojektował broń do takiego działania.

Są kwestie do dopracowania, ale widać też bardzo fajny potencjał w młodej Autorce :)) 

Czytało się nieźle. Dwa składniki tego fantastyczno-naukowego tekstu mają charakter magiczny: Nagła przemiana organizmu ludzkiego w mechaniczny oraz ludzki sposób myślenia robotów.

Choćbym bardzo się starał, niczego nowego nie dodam :-) 

Bo zgadzam się z przedpiścami – tekst całkiem porządny, dobrze skomponowany, nieźle wykonany. Fabularnie nic nowego, a i trochę owych "naiwnych określeń" się trafiło, ale pisarsko jesteś przecież dopiero na rozbiegu. A już piszesz całkiem przyzwoicie, co tym tekstem (jak również bajką o kupach) udowadniasz. Nie odpuszczaj, bo gdy się solidnie rozpędzisz (co nastąpi zresztą lada chwila) będziesz znakomitym autorem. Oby takich więcej! 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Dziękuję :^) Teraz przy pisaniu mam zawsze pod ręką słownik synonimów, żeby używać trochę lepiej brzmiących słówek, więc może przyszłe opowiadania będę już brzmieć mniej naiwnie.

No i czytanie oczywiście. Zauważyłam, że te ksiażki fantasy, które czytałam dotychczas, były same w sobie dość naiwne. Ale mogłam to stwierdzić dopiero po przeczytaniu pewnego kryminału, który mi pokazał jak cwani mogą być ludzie i jak dużą wagę trzeba przykuwać do najdrobniejszych szczegółów.

Pomysły nie najnowsze, ale całość w miarę strawna i przyzwoicie napisana.

– Nasi są pod ciężkim ostrzałem, kapitanie Magellan! – krzyczał kapral Jameson. – Mają większe i bardziej zaawansowane roboty niż my!

Co jest podmiotem w ostatnim zdaniu i dlaczego nasi?

To nie może dziać się na prawdę.

Naprawdę łącznie.

Idący z tyłu Kowalski został trafiony zbłąkanym pociskiem. Stracił rękę, nogę oraz połowę twarzy.

Hmmm… Co to był za pocisk, jeśli trafił w trzech miejscach, odległych od siebie o co najmniej pół metra, ale nie zabił?

Babska logika rządzi!

Przyjemne :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka