- Opowiadanie: Hazel Nuts - Przeklęta miłość

Przeklęta miłość

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Biblioteka:

Minuskuła, Użytkownicy, Finkla

Oceny

Przeklęta miłość

Pewnego pięknego i rosistego poranka, młody Ekkar Ep’Nein postanowił odważyć się i wyznać miłość swej pani, Valerii Pain, księżniczce elfów. Skończył właśnie przerzucać gnój w stodole wuja Teodora, u którego pracował, i rozmarzył się, patrząc na zachód słońca zobrazowany na butelce tańszego wina.

– Ach, gdyby tylko moja ukochana księżniczka Valeria mnie dostrzegła! – achnął głośno. – Moje nieszczęsne życie w końcu by się odmieniło. Jakże ja ją kocham!

Wbił widły w ziemię i usiadł pod murem, rozmyślając o pięknej księżniczce i swym nieszczęsnym losie. Wiedział bowiem, że królewska rodzina nawet spojrzeć nie może na osobników dotykających kupy, a on dotykał wielu kup. Straszliwe prawo elfów mówiło, że nawet zerknięcie w stronę fekalnika zatrzęsie całym królestwem! Gdyż kto na przerzucającego kał wzrok skieruje, zamieni się z nim pozycją społeczną i nie tylko.

Nie lada to był orzech do zgryzienia. Na szczęście Ekkar w życiu zjadł niejednego, więc sprawę sobie dobrze i szczegółowo obmyślił.

– Tak jest – rzekł do siebie. – Nie ma innego wyjścia, muszę zostać królem!

Wstępny plan był już gotów, pozostało dobrze przemyśleć szczegóły. Ekkar miał bliźniaczego brata, królewskiego posłańca. Wystarczyło przebrać się za niego, dotrzeć do króla i spojrzeć mu prosto w oczy. Podstęp godny stratega wojennego wysokich lotów! Ekkar zatarł dłonie, dumny z posiadanych zasobów sprytu.

 

Nazajutrz fekalnik był gotów. Przebrany za brata, ćwiczył spojrzenie przed magicznym lustrem. Zastanawiał się tylko czy to wystarczy, czy powinien jednak coś od siebie dodać, jakąś wykwintną kwestię, którą będą cytować przyszłe pokolenia. Już miał odejść, gdy lustro przemówiło.

– Ekkarze, złe są twe zamiary, zaniechaj.

– Miłość ponad wszystko – sapnął podenerwowany. – To mi się należy! Ja jestem dobrym elfem!

– Przeklniesz sam siebie i wszystkie elfy w królestwie.

W gniewie stłukł lustro. Nie zastanawiając się długo nad swym niecnym występkiem, założył czapkę posłańca i ruszył na spotkanie z królem.

 

Stary władca spoczywał na mosiężnym tronie, pocierając trzymane w dłoni złote berło. Sapał zmęczony życiem i polityką. Stanął przed nim młodzieniaszek, bez żadnej zapowiedzi zwiastowanej elfimi trąbami. Król uniósł wzrok i spojrzał na niego pytająco.

– Ha, ha! – rzekł młodzik. – Jam jest Ekkar, przerzucam gnój u wuja Teodora!

Król Euzebiasz przeraził się. Zbladł i nerwowo zaczął rozglądać się po pokoju. Czy to kolejny niesmaczny żart Artura, naczelnego gwardzisty? Wiedział, że nie ucieknie od elfiego prawa, które zresztą sam ustanowił.

– A niech to! – krzyknął przerażony. – Bądź przeklęty, Ekkarze! Nie mogę uwierzyć, że ktoś zdołał tak mnie przechytrzyć!

– Straże! – zawołał Ekkar. – Usuńcie tego człowieka z mojego tronu.

W komnacie pojawiła się straż królewska i nie kwestionując woli nowego władcy, wyprowadziła awanturującego się starca z komnaty królewskiej.

– Wezwać księżniczkę – rozkazał podekscytowany.

Piekna księżniczka Valeria w blasku swej niezwykłej urody pojawiła się w towarzystwie swych doradczyń i osobistej gwardii. Skłoniła się przed nowym królem, uroniwszy wcześniej łezkę na myśl o królu Euzebiaszu.

– Mój panie – powiedziała nieśmiało, skłoniwszy się.

– Jam jest król Ekkar. Valerio, kocham cię!

Valeria zbladła.

– To się nie godzi, mój panie.

– Jakże to? – zdziwił się Ekkar. – Wyjdź za mnie! Ja jestem dobrym elfem, będziemy razem szczęśliwi.

– Wstępując tron przejąłeś rolę mojego ojca. Prawo zabrania małżeństwa lub romantycznych więzi pomiędzy królem ojcem, a księżniczką córką. Tato.

Ekkar zaniemówił. Magiczne lustro go ostrzegało, lecz on nie słuchał. Gorączkowo myślał nad wyjściem z tarapatów, w jakie się wpakował.

– Zmienię prawo, jestem królem!

– Ależ tato! – tupnęła podenerwowana księżniczka. – Poprzedni król ustanowił prawo zabraniające zmiany prawa. Nie możesz!

Król Ekkar spochmurniał. Spojrzał w posadzkę, pozbawiony nadziei. Długo nic nie mówił, aż w końcu odprawił córkę machnięciem ręki. Skazał się na ten los. Był sam sobie winien. Tak bardzo pragnął miłości, że przestał odróżniać to co dobre od tego, co złe. Postanowił zacząć wszystko od nowa. Musiał zacząć od samego dna, jak wcześniej… Znaleźć kogoś, kto skalał swe dłonie kupą.

Rozpoczęły się poszukiwania, lecz postęp technologiczny nastąpił i wyeliminował dożywotnio konieczność dotykania kup. Ekkar nie widział, że był ostatnim elfem w całym królestwie, który parał się nieczystościami. Jednak nie poddawał się. Próbował rozmaitych podstępów, by skłonić inne elfy do czynności, która pozbawiłaby go tronu. Bezskutecznie.

Zmarł, dożywszy sędziwego wieku, w samotności i z pękniętym sercem. Jego córka, księżniczka Valeria, wyszła za mąż i żyła długo i szczęśliwie.

Koniec

Komentarze

Co się nie podobało:

Sposób Ekkara na zdobycie tronu jest jak dla mnie zbyt prosty. Tak po prostu zamienić się ze swoim bratem bliźniakiem? To dlaczego od razu tego nie zrobił? I dlaczego król nie wiedział, że jego posłaniec ma brata bliźniaka, na którego nie może spojrzeć i nie zabezpieczył się jakoś przed tym? 

Nie rozumiem też, z jakiego powodu król ustanowił prawo, dzięki któremu ktoś tak łatwo może go pozbawić tronu. 

Jeszcze taka mało obiektywna uwaga – jak dla mnie za dużo fekaliów pod różnymi synonimami w tym tekście… Ja akurat nie lubię czytać o takich sprawach wprost, wolę jak tekst jest ubrany w ładne słówka. Często coś jem, czytając, albo piję kawę, pewnie niektórzy też tak robią, także przydałaby się w przedmowie jakaś mała uwaga.

Co się podobało:

rozmarzył się, patrząc na zachód słońca zobrazowany na butelce tańszego wina.

Dobre, koniec zdania zaskakuje!

Nie lada to był orzech do zgryzienia. Na szczęście Ekkar w życiu zjadł niejednego

Niezłe, chociaż ja bym poprawiła na klasyczne: “Twardy orzech do zgryzienia”.

Poprzedni król ustanowił prawo zabraniające zmiany prawa.

Też dobre :3 

 

 

Taka sobie bajeczka, tyle że nie wiem dla kogo przeznaczona, bo, moim zdaniem, ani to dla dzieci, ani dla dorosłych.

No i co tu dużo mówić – kupy z pewnością nie dodały uroku tej opowiastce. :(

Wykonanie pozostawia nieco do życzenia.

 

u któ­re­go był na stażu… ―> Staż, moim zdaniem, nie ma racji bytu w tym opowiadaniu.

Proponuję: …u któ­re­go terminował/ praktykował

 

Jakże to ja ją ko­cham! ―> Jakże ja ją ko­cham!

 

spoj­rzeć nie może na osob­ni­ki do­ty­ka­ją­ce kupy… ―> …spoj­rzeć nie może na osob­ni­ków do­ty­ka­ją­cych kupy

 

zer­k­nię­cie w stro­nę fe­kal­ni­ka za­trzą­śnie całym kró­le­stwem! ―> …zer­k­nię­cie w stro­nę fe­kal­ni­ka za­trzęsie całym kró­le­stwem!

 

po­cie­ra­jąc trzy­ma­ne w dłoni mo­lib­de­no­we berło. ―> Obawiam się, że to raczej niemożliwe w tym opowiadaniu, jako że molibden odkryto w końcu XVIII wieku.

 

Obej­mu­jąc tron rów­nież ob­ją­łeś rolę mo­je­go ojca. ―> Tronu i roli nie obejmuje się.

Proponuję: Wstępując na tron, przejąłeś również rolę mo­je­go ojca.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Bardzo absurdalne, ale trochę się pośmiałem. Brzmi jak kolejna bajka o wzdychających książętach na tyle, że nie spodziewałem się tak wielu kup na akapit sześcienny. Szczególnie, że momentami (przynajmniej tak jest w moim odczuciu) starasz się stylizować tekst dość wyniośle, co tworzy całkiem zabawny kontrast… ale ciężko stwierdzić czy pozytywny, czy wręcz przeciwnie.

Szort ani specjalnie nie zainteresował, ani nie zaskoczył, choć było kilka ładnych zdań.

Szczerze mówiąc jak na debiut wcale nieźle, choć było kilka zgrzytów.

Skończył właśnie przerzucać gnój w stodole wuja Teodora, u którego był na stażu

Najbardziej uderzył mnie ten fragment. Staż zdecydowanie nie pasuje, tym bardziej że Ekkar był ostatnim reprezentantem swojego zawodu. Zmieniłbym na “u którego pracował”.

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Ok, podoba mi się zamysł, a potknięcia zanadto nie przeszkadzają. Tylko ten "staż" mi także nie pasuje. Czytało mi się poprawnie i liczę, że wrzucisz jakiś tekst napisany z większym rozmachem :)

Żegnaj! Życzę Ci powodzenia, dokądkolwiek zaniesie Cię los!

Dziękuję wszystkim za uwagi, są dla mnie bardzo cenne. Dokonałam pewnych poprawek.

Mam nadzieję, że spora ilość kup nikogo nie uraziła. Przyznaję, użyłam zbyt wielu skrótów myślowych i uproszczeń, dlatego rodzą się pytania i powstają niejasności. Pisząc sama nie byłam do końca pewna jaki efekt chcę osiągnąć, więc wyszło nieco niezręcznie.

Następne opowiadanie postaram się napisać już bardziej jednolicie.

Z grubsza zgadzam się z przedpiścami, za dużo kup i kuleje logika opowieści, szczególnie w momencie przejmowania tronu.

Jednak jest to dość udany debiut, biorąc pod uwagę też Twój wiek. Piszesz lekko, konsekwentnie prowadzisz opowieść, ładnie operujesz dialogami. Myślę, że kolejne teksty będą coraz lepsze. Pewnie już wiesz, że jeśli chcesz się rozwijać w tej dziedzinie, nie ma innej drogi do doskonalenia warsztatu niż czytanie i pisanie.

Bardzo zgrabnie napisany tekst, który sprawił, że kilka razy się podczas lektury uśmiechnęłam, widać w tej opowieści Twoje duże poczucie humoru. Czytałam już po poprawkach i bawiłam się naprawdę dobrze. Jestem ciekawa Twoich kolejnych opowiadań :)

Dziękuję :)

Chyba wiem, w czym problem. Chciałam, żeby było w miarę krótko, więc trochę zbyt szybko zabrnęłam ku zakończeniu. Będę o tym pamiętać przy pisaniu kolejnych opowiadań.

No, muszę napisać, że jest w tym tekście trochę irracjonalności, niedopowiedzeń i baboli… Z drugiej jednak strony… Czy powinnam zwracać na to aż taką uwagę, poddając pod ocenę opowiadanie o przerzucaniu kupy?

 

O ile samo przejęcie tronu całkiem zgrabnie uargumentowałaś, o tyle (niedoszłe) zamążpójście księżniczki z nowym królem już nie. To chyba największy mankament, tego prześmiewczego tekstu.

 

Straszliwe prawo elfów mówiło, że nawet zerknięcie w stronę fekalnika zatrzęsie całym królestwem! Gdyż kto na przerzucającego kał wzrok skieruje, zamieni się z nim pozycją społeczną.

Pozycja społeczną, a więc twój bohater staje się królem, owszem, natomiast nie czyni go to ojcem księżniczki.

 

Twoja historia jest całkiem zabawna, a przede wszystkim oryginalna (o fekalnikach jeszcze nie czytałam) i choć ma to być tekst humorystyczny, nadal trzeba pamiętać o logice.

Trochę rozciągnęłam zdanie z pozycją społeczną. Teraz powinno obejmować też ojcostwo i inne niepisane rzeczy ;^)

Jest trochę głupotek, ale też jest humor – a w tym wieku szczególnie robi wrażenie. Masz dobre ucho do tego, co może rozbawić czytelnika i ładnie kreślisz absurd. No i przedstawiłaś nam skończoną historię, czego wielu starszych od ciebie stażem i doświadczeniem nie potrafi. Ja jestem z lektury kontenta :)

www.facebook.com/mika.modrzynska

Zgrabnie napisana prosta historia. Bazujesz na wytartym schemacie od pucybuta do króla, ale robisz to po swojemu i dodajesz od siebie kilka ciekawych rozwiązań. Spodobał mi się powód, dla którego bohater nie mógł ożenić się z wybranką swojego serca, prosty, a jednocześnie boleśnie skuteczny ;-) Logika bardzo bajkowa, pasuje do obranej konwencji.

Postacie raczej papierowe i narysowane grubą kreską, nie przejęłam się właściwie niczyim losem. Tematyka fekaliów niespecjalnie przypadła mi do gustu – ale to już kwestia gustu ;-)

 

– Ach, gdyby tylko moja ukochana księżniczka Valeria mnie dostrzegła! – achnął głośno.

Spodobało mi się to “achnął” :-)

It's ok not to.

Też mi się “achnął” spodobało.

Co do opowiadania – kup sporo, rzeczywiście. Treść taka sobie, ale to nie jest też tekst, po którym należy spodziewać się logiki i głębi. Napisany całkiem nieźle, zwłaszcza że masz dopiero 15 lat.

Ech, no sama nie wiem, co napisać. To nie jest tekst, którego humor by mi odpowiadał, nie zostanie też ze mną na dłużej. Ale jasno po nim widać, że masz potencjał.

Ups, dopiero teraz zauważyłam, że nie skomentowałam tego tekstu, a miałam już z tydzień temu napisany w głowie komentarz :D

E, no co wy ludzie, dorośli jesteście, że was kupy nie bawią? :D Mnie się spodobało – czuć ironię, grę z konwencją. Dobra dawka absurdu i żonglowanie frazeologizmami. Udana stylizacja. Wiadomo, nie jest to odkrywanie nowego gatunku i poszerzanie granic literatury, ale w swojej klasie i zważywszy na wiek autorki – tekst całkiem udany. Ja tam klikam do biblioteki na zachętę ;)

 

"Bądź spokojny: za sto lat wszystko minie!" ~Ralph Waldo Emerson

Mnie tam kupy powalają. Też przeczytałam i nie skomentowałam. zmobilizowała mnie Minuskuła. Niezłe, Autorko:XD, budujesz zamknięte historie.

Przeczytałam też ostatnie przez Ciebie zamieszczone i mam w kolejce, ale ponieważ to było pierwsze, należy mu się klik za pierwszeństwo.

Gdybym miała uzasadnić to za: strukturę, pomysł, zrozumiałość, gładkie czytanie i ironię ukrytą.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

No i super Asylum, w kupie siła! :D

"Bądź spokojny: za sto lat wszystko minie!" ~Ralph Waldo Emerson

Sympatyczny tekścik, z powiewem absurdu. Rozumowanie księżniczki piękne. No to się bohater w niezłe szambo wpakował… :-)

Babska logika rządzi!

Nie porwało mnie :(

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka