- Opowiadanie: CharliseEileen - Utopców Jezioro

Utopców Jezioro

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Biblioteka:

Minuskuła

Oceny

Utopców Jezioro

Noc nadeszła nad jezioro. A cicho było jak makiem zasiał. Świerszcze i inne cykadła zaszyły się w trawy gęste. Skryły się w szuwarach, by nie dosięgły ich bagienne mary, które właśnie w tym czasie miały wyleźć na ludzkie światy.

Niebo jasne było od gwiazd ilości, których tyle było, jakby gospodyni sowitą garść mąki rzuciła na sklepienie. A przewodził im Księżyc, co tej nocy w pełni się ukazał, swym blaskiem dorównując nawet i Słońcu w sierpniowym zenicie.

Tafla jeziora gładka była przy tym aż niespodziewanie, jak sukno trzy razy przeprasowane na niedzielne kościoły. I choć spokój panował na powierzchni, gdzie człowiekowi oddechu nic nie zaciska, to o tyle w głębinach, gdzie nawet blask księżycowy dosięgnąć nie mógł, wśród błotnistych topieli mieszkanie swe miały Utopce.

A raz w roku, w sierpniową gorącą noc, gdy tym bardziej człowieka, po dniu robót polnych, ochota nachodziła, by schłodzić się w jeziornych wodach, właśnie w tym czasie Utopców mary miały swoje święto. Te mroczne chochliki o żabich twarzach i błoniastych szponach wygrzebywały się niezdarnie z brunatnych piasków i mułów dennych, i łypiąc gadzimi ślepiami o mętnych źrenicach, wypełzały ku powierzchni.

Z bulgotem szerokich nozdrzy zbliżały się ku wysokim szuwarom, a tam czekały już na nich zabawy. Gulgocząc z uciechy wśród ukrycia traw, zaczynały swe śpiewy, które choć ochrypłe początkiem, z każdym tonem stawały się coraz śpiewniejsze, aż nim się kto obejrzał, po jeziora tafli niósł się przepiękny śpiew dziewczęcia, jako by kto leciutko dzwonki kołysał:

 

Chłopcze mój umiłowany,

Gdziem cię szukać miała wtedy,

Gdy księżyca blask ułudny,

Cieniem zakradł się pod chaty?

 

Noc zapadła ciemna, straszna,

Gwiazd nie dojrzeć miałam jak.

A najgorsze mary, strachy

Pełzły nad jeziorny brzeg.

 

I zabrały mi cię strzygi z ciemnych odmęt brudnych wód.

Już nie miałam ja dla kogo gładkich swych rozchylić ud.

 

Chodź tu do mnie, pókiś żywy.

Póki ciepło w tobie drży.

Póki krew gorąca burzy  

W tobie smaczne kiście żył.

 

Głód doskwiera, w gardle drapie.

Trzeba się pokrzepić zatem…

 

Gadziny śpiewu długo nie musiały używać, bo oto jeziorna powierzchnia wzburzyła się, a odbicie księżyca rozmyło się wśród gwiezdnych ławic. Szuwary zaszeleściły szorstko, rozgarniane ręką nieszczęśnika, który dał się omamić wodnym marom. Utopce zakończyły swą pieśń morderczą, a gdy tylko ujrzały młodzieńca, doskoczyły do niego z piskiem, szarpiąc błoniastymi szponami chłopięce ciało. Gryzły w dzikim szale ostrymi zębiskami skórę. Spijały z rozerwanych tętnic gorącą krew, bulgocząc przy tym lubieżnie. A to, co zostało z biedaka, pociągnęły za sobą w jeziorne otchłanie, by tam do reszty nacieszyć się ze swego łupu.

A noc była cicha. A księżyc lśnił. A woda zabarwiła się czerwienią.

Koniec

Komentarze

Bardzo klimatyczne, podobało mi się :) Jedyne dwie uwagi: 

 

…chochliki o żabich twarzach i błoniastych szponach

Sprawdziłem i jest to chyba poprawne, ale jakoś mnie to ukłuło w oczy. Nie mam niczego przeciwko błonom i szponom, lecz można by to nieco rozdzielić, np. “błoniastych łapach i ostrych szponach”. 

 

wśród błotnistych topieli mieszkanie swe miały Utopce.

Wydaje mi się, że jednak nie powinno się zapisywać “utopców” z wielkiej litery, ale to już chyba czepianie się z mojej strony :p

Ot, scenka, która nie zrobiła na mnie szczególnego wrażenia, jako że podobnych i lepiej napisanych przeczytałam już naprawdę wiele. W dodatku mam wrażenie, że dość nieudolna stylizacja raczej nie przysłużyła się tej opowiastce.

 

Niebo jasne było od gwiazd ilo­ści, któ­rych tyle było, jakby… ―> Nie brzmi to najlepiej.

 

A prze­wo­dził im Księ­życ, co tej nocy w pełni się uka­zał, swym bla­skiem do­rów­nu­jąc nawet i Słoń­cu w sierp­nio­wym ze­ni­cie. ―> A prze­wo­dził im księ­życ, co tej nocy w pełni się uka­zał, swym bla­skiem do­rów­nu­jąc nawet i słoń­cu w sierp­nio­wym ze­ni­cie.

Nie piszesz o satelicie Ziemi, a o srebrzystej tarczy, widzianej na nocnym niebie. Nie piszesz też o gwieździe, a o ognistym kręgu, widocznym na niebie w dzień.

 

Tafla je­zio­ra gład­ka była przy tym aż nie­spo­dzie­wa­nie… ―> Masło maślane – tafla jest gładka z definicji.

 

gdzie czło­wie­ko­wi od­de­chu nic nie za­ci­ska… ―> Coś może zacisnąć gardło, krtań, ale obawiam się, że oddechu zacisnąć nie można.

Może: …gdzie czło­wie­ko­wi od­de­chu nic nie tamuje/ więzi

 

wśród błot­ni­stych to­pie­li miesz­ka­nie swe miały Utop­ce. ―> Co do utopców, zgadzam się z Coenem.

 

wy­grze­by­wa­ły się nie­zdar­nie z bru­nat­nych pia­sków i mułów den­nych… ―> Masło maślane – muły z reguły osadzają się na dnie.

 

Z bul­go­tem sze­ro­kich noz­drzy… ―> Nozdrza nie bulgocą, bulgotać może woda w nozdrzach.

 

Gul­go­cząc z ucie­chy wśród ukry­cia traw… ―> Jak można znaleźć się wśród ukrycia?

Proponuję: Gul­go­cząc z ucie­chy, ukryte wśród traw

 

Gdy księ­ży­ca blask ułud­ny,

Cie­niem za­kradł się pod chaty? ―> W jaki sposób blask stał się cieniem?

 

Gwiazd nie doj­rzeć mia­łam jak. ―> Zdaje mi się, że to chyba bez sensu.

A może miało być: Dojrzeć gwiazd nie mia­łam jak.

 

I za­bra­ły mi cię strzy­gi z ciem­nych odmęt brud­nych wód. ―> Można coś zabrać z ciemnych odmętów, ale nie z odmęt.

Proponuję: I za­bra­ły mi cię strzy­gi z ciem­nych toni brud­nych wód.

 

Póki krew go­rą­ca burzy

W tobie smacz­ne ki­ście żył. ―> Cóż, nie jestem w stanie zwizualizować sobie krwi burzącej kiście żył.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Z kwestii technicznych, którego poprzednicy nie zauważyli – “jakoby”, nie “jako by”, bo “jako kto leciutko dzwonki kołysałby” nie ma najmniejszego sensu, nie w zdaniu oznajmującym.

 

Z kwestii… innych. Na plus, że nawet zdołałem się wtopić w tę scenkę. Na minus, że to mnie do niczego nie doprowadziło. Za duży jestem, żeby mnie przestraszyć taką bajędą, że tak powiem.

Najbardziej mi ww tym tekście przeszkadzała stylizacja: trochę zbyt ciężka, nużąca w swojej monotonii. A że do tego fabuła była raczej do przewidzenia, opowiadanie niczym nie zaskoczyło. Piszesz generalnie dosyc sprawnie – to zaleta; może warto byłoby trochę zmniejszyc stylizację w tym tekście?

ninedin.home.blog

Jest jakiś klimacik, ale fabuły tu tyle, co kot napłakał. Rację ma Reg, scenka to ledwo, bez żadnych zwrotów, zaskoczeń, twista, a nawet bez puenty. W sumie to tylko prezentacja niewielkiego poruszenia i zamieszania nad jeziorem, które zaraz przemija, poprzedzona przydługim (jak na objętość całego szorta) opisem-wprowadzeniem.

No i męczy ta stylizacja. Nie wydaje się przy tym poprawna i co chwilę przystawałem podczas lektury i zastanawiałem się – czy tak można napisać? Czy to zgodne z językiem polskim w jakiejkolwiek gwarze, narzeczu, dialekcie czy okresie historycznym? Mam wrażenie, że nie i cala ta stylizacja to tylko fantazja językowa Autora. Dziwiły zwłaszcza te liczby mnogie: światy, ilości, kościoły. Błoniaste szpony to również jakieś kuriozum. A Utopce to chyba nie chochliki.

Na pewno jako wprawka w budowaniu klimatu może być, bo piszesz dosyć sprawnie i poprawnie. Jednak jako samodzielne dziełko raczej nikogo nie porwie w odmęty.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Też z początku gryzła mnie nieco stylizacja, która nie wydaje się brzmieć do końca naturalnie. Potem jednak jakoś udało się zatopić w tekście, bo chociaż fabuły nie ma za wiele, to pojawił się całkiem niezły nastrój.

Jedna rzecz mnie tylko zastanawia – słońce ma największą “moc” i jest na naszych szerokościach geograficznych najbliżej zenitu (w znaczeniu ściśle geograficznym) w czerwcu, u Ciebie pojawia się porównanie do sierpnia. Ale to chyba czepialstwo, bo chodziło Ci raczej o to, że księżyc dorównał słońcu, które świeciło poprzedzającego tę noc sierpniowego dnia, tak?

Zamiast skupić się na kwiecistości i poetyckości opisów, lepiej byłoby bardziej zadbać o fabułę. Niewątpliwie wytworzyłaś ciekawy klimat, jednak to zaledwie scenka. Zamknięta fajną klamrą, jednak tylko scenka. Takie rzeczy doskonale nadają się jako wprawka i właśnie w ten sposób powyższego szorta traktuję :)

Scenka, którą dość ciężko się czyta. Stylizacja jest mocno przesadzona i po prostu męczy. :(

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Pamiętam Twój poprzedni tekst o babie, która okazała się biedą. Tamten szort miał stylizację i niespodziankę w zakończeniu. Tutaj chyba czerpiesz pomysł z podobnego źródła, ale stylizacja sięgnęła trochę za daleko. Nadal budujesz urokliwy klimat i plastyczne opisy, to bardzo cenne umiejętności. Łatwiej wczułabym się w dramat chłopaka zabitego przez utopce, gdybym wcześniej wiedziała o nim więcej.

 

Mnie też zmęczyła stylizacja, a szczątkowość fabuły rozczarowała.

Przynoszę radość :)

Za tekstami stylizowanymi nie przepadam, zawsze się umęczę czytaniem takiej składni, ale konwencję utrzymałaś do końca i to już na plus. Konsekwencje zawsze trzeba wychwalać ;) Fabuły nie ma, ale za to jest klimacik. Wszystko to jakoś do siebie pasuje i jest odpowiednie dla takich tekstów, nie mniej jednak szalu na forum nie zrobisz jedynie nastrojem. Tu trzeba się popisać umiejętnością pochwycenia czytelnika, a to tylko wspomniana fabuła daje odpowiednią sposobność :)

 

Pozdrawiam

Czwartkowy Dyżurny

Brakuje przełamania sceny dialogiem lub opisem akcji. Piszesz sprawnie, stylizacja czasem ma babole, ale po dopracowaniu byłoby naprawdę ładnie. Tylko warto byłoby to przekuć w pełnoprawną opowieść, taką pisaną w stylu Radka Raka.

A noc była cicha. A księżyc lśnił. A woda zabarwiła się czerwienią.

Ładna aliteracja. Zaczynam czytanie tekstu od pierwszego i ostatniego akapitu (tak, wiem, herezja) i powyższe zdania zatrzymały mnie przy opowiadaniu.

 

Edit: Klikam bibliotekę za odwagę językową.

"Bądź spokojny: za sto lat wszystko minie!" ~Ralph Waldo Emerson

Mam mieszane uczucia. Momentami stylizacja wydawała się przesadzona i na siłę udziwniona, ale momentami owocowała takimi fajnymi zwrotami jak “Świerszcze i inne cykadła”. Nawet jeśli trochę czytanie utrudniała, to jednak całkiem nieźle radziła sobie z kreowaniem klimatu. Tylko problem w tym, że poza klimatem to niewiele jest w tym opowiadaniu treści. Brakuje tutaj jakiejś fabuły albo chociaż twistu pod koniec, przez co tekst miałby jakąś wymowę. A tak, bez konkretnego pomysłu czy przesłania, trochę bardziej przypomina to wprawkę pisarską. No i plusik za wierszopiosenkę, nawet jeśli dałoby się ją podszlifować, to zawsze fajnie urozmaica i pasuje w tego typu tekstach. 

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Jest klimat, ale niemal tylko on. Fabuła szczątkowa, zaskoczenia żadnego – ot, utopce upolowały jakiegoś anonimowego chłopaka. Nie on pierwszy, jak przypuszczam.

 błoniastych szponach

Czy to nie jest oksymoron?

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka