- Opowiadanie: Nir - Modernizacja koszmaru

Modernizacja koszmaru

Polecam uwadze ten nie-aż-tak-długi tekst i życzę uśmiechu podczas lektury.

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Modernizacja koszmaru

11.01.1961, Shelter Cove, CA

 

Shelter Cove zatonęło w mroku jednej z najbardziej paskudnych w tym roku nocy. Zimny deszcz stukał w okna i bębnił w dachy pozostawionych na podjazdach samochodów, morskie fale kąsały krawędzie niewysokich klifów, próbując wedrzeć się na ląd. Nawet księżyc nie miał odwagi wychylić się zza chmur, pozostawiając bezbronne miasteczko sam na sam z jakąś niewypowiedzianą grozą, która rozlała się dziwaczną mgłą po martwych ulicach. Nie pomagały szczelnie pozaciągane zasłony, drzwi zamknięte na cztery spusty ani dubeltówki wystające spod poduszek. Każdy mieszkaniec Shelter Cove czuł, jak owa groza powoli przesącza się przez szpary w oknach i pełznie ku jego sypialni. To nie była dobra noc na wyjście z domu.

Ktoś jednak wyszedł. Nie miał wyboru. Gwiazdy ustawiły się we właściwym porządku, dokonał się rytuał, formuła została wypowiedziana. Wielki Przedwieczny kroczył przez wzburzony ocean w stronę milczącego Shelter Cove i był najzwyczajniej w świecie wkurzony.

– No jasne. Oczywiście, że pada – mamrotał pod kaskadą macek Cthulhu – pewnie, że jest zimno, wieje i gówno widać. Zaraz się pewnie wywa…

Słowa urwały się, gdy Przedwieczny zniknął nagle w słonej kipieli, potykając się o jakiś porzucony wrak. Cholerna ludzkość, nigdy nie zbiera tych swoich zabawek! Potwór rozmasował stopę i ruszył dalej, drobiąc ostrożniej kroczki.

W końcu dotarł do celu – posiadłości posadzonej przez jakiegoś szaleńca na samym brzegu klifu. Morze lizało spienionym jęzorem przegniłe deski poczerniałej elewacji. Okna straszyły zębami powybijanych szyb, ciemność za pustym progiem zwiastowała kryjące się wewnątrz okropieństwa. Generalnie dziura, w której nie zalęgłaby się nawet hipisowska komuna.

– Za jakie grzechy – jęknął Przedwieczny, gramoląc się na klif – dostały mi się takie pretensjonalne, niepraktyczne obrządki? Co za kicz. A mogłem brać wiszenie na krzyżu…

Narzekałby dalej, ale z rozwalającego się budynku wybiegła mu na spotkanie grupka zakapturzonych postaci. Ubrani w czarne szaty kultyści padli przed Cthulhu na kolana, nurzając czoła w błocie. Tylko jeden ośmielił się podnieść niegodny wzrok na utkane z koszmaru oblicze Przedwiecznego. Mężczyzna zaczął poruszać ustami, jednak wiatr porywał słowa, zanim zdążyły dotrzeć do potwornych, pozbawionych małżowin uszu. Poirytowany bóg otchłani uderzył powietrze skórzastymi skrzydłami i upierdliwe wietrzysko umknęło gdzieś w dal, skowycząc jak zbity pies.

– …la mayyitan ma qadirun yatabaqa sarmadi. Fa itha yaji ash-shuthath al-mautu gad yantahi! – tym razem usłyszał swojego wyznawcę wyraźnie, jednak nic z tego bełkotu nie zrozumiał.

– Emm… kolega ma chyba udar? – zmartwił się Cthulhu.

Pozostali kultyści zdawali się puścić tę uwagę mimo uszu, trwali skuleni w kałużach jak wielkie czarne ropuchy. Powtórzył więc swoją obawę głośniej. Nic. Wtedy do Przedwiecznego dotarła okrutna prawda, z której przez całe eony nie zdawał sobie sprawy. Nie. Nieee, niemożliwe. O rany. Naprawdę? Naprawdę TAK brzmię, kiedy mówię? Cholerne macki, zasłaniają mi usta! Chyba jednak trzeba je będzie zgolić.

– Słuchajcie! – odezwał się znów, tym razem przezornie odgarniając zasłaniające otwór gębowy mięsiste farfocle. Kilku akolitów podniosło uwalone błotem czoła i patrzyło na niego z rozdziawionymi gębami. – Słyszycie? Świetnie.

Cthulhu uznał, że łatwiej będzie mu zachować twarz, brnąc dalej w bajkę z udarem, niż tłumaczyć się teraz ze stuleci niezrozumiałych mamrotań.

– Zabierzcie ten ułomny pomiot sprzed mych oczu.

Dwóch ochotników poderwało się z kolan, chwyciło przemawiającego przed chwilą osobnika pod ramiona i zaczęło ciągnąć do wnętrza gnijącej rezydencji. Przedwieczny uniósł łuskowatą brew.

– Chyba nie chcecie porzucić chorego w tej ruderze? No bądźcie że ludźmi!

Dźwigający rzekomego udarowca mężczyźni poszeptali coś między sobą, a potem odwrócili się na pięcie, doprowadzili kompana do krawędzi klifu i zupełnie po ludzku zepchnęli go w paszczę sztormu.

Co? Cthulhu pacnął się z bezradności w czoło wszystkimi mackami i jedną dłonią. Zakapturzone postaci utknęły na moment w pełnym napięcia suspensie, ale po chwili któryś z akolitów doznał olśnienia i również trzepnął się otwartą dłonią w czoło. Ponieważ pokryte było błotem, rozległo się donośne klaśnięcie. Reszta poszła jego śladem i przez klif przetoczyły się krótkie czołowe brawa.

Wdech, wydech. Głupota to jeszcze nie powód do anihilacji. Potrzebujesz ich, Cthu. Nawet jeśli to banda zmanierowanych tępaków. Że też cholerny Nic zgarnął większość co bystrzejszych wyznawców… Ech, a może po prostu fanatycy zawsze wydają się bardziej zieloni po mojej stronie płotu. Dość narzekań. Trafili się tacy, jacy się trafili, trudno. Jak mogę wymagać od tych mikrych umysłów ogarnięcia spraw o rozmiarach pędzącej przez nieskończoną otchłań galaktyki? Mieli prawo nie zauważyć, że świat poszedł do przodu, tradycja im zasłania. Ale trzeba z tym skończyć. Wprowadzić pewne… usprawnienia. Zmodernizować ten przestarzały koszmar! Wdech, wydech.

W końcu Przedwieczny zebrał się w sobie.

– Myślicie, że moje powtórne przyjście zawdzięczacie przebierankom, mazaniu krwią po podłodze albo prowadzaniu bękartów Dagona do żłobka? Że brednie spisane przez jakiegoś niehigienicznego wariata wyznaczają ramy panowania Wielkiego Przedwiecznego?!

Mówiąc to, wyrwał Necronomicon z rąk trzymającego księgę z ogromną nabożnością młodzieńca. Szeleszczący grubymi kartami wolumin pofrunął za krawędź klifu. Kilku akolitom wyrwały się z ust zduszone okrzyki przerażenia.

– Czas, by arkana niewypowiedzianej grozy, której przeznaczone jest pożreć wszystko, co czołga się pod martwym spojrzeniem wygasłych gwiazd, zostały spisane na nowo! – oznajmił. – Macie jakieś kartki?

Akolici w popłochu zaczęli gmerać po kieszeniach i wyjmować z nich wymiętolone listy zakupów, rozmaite świstki oraz książeczki czekowe. Jeden znalazł nawet pióro. Pozbawiona takowych narzędzi reszta zaczęła zaś przegryzać nadgarstki i maczać brudne paluchy w krwi buchającej z ran.

– Jeden wystarczy! Ty z piórem, pisz. Po pierwsze – Cthulhu zrobił pauzę, by upewnić się, że wszyscy słuchają go z należytą uwagą – jeszcze raz zostanę przyzwany do takiej zmurszałej rudery, jeszcze raz ktoś obudzi mnie w taką pizgawicę… sprawdzać prognozy, do cholery! I, na bogaaaznaczymnie! Wywalcie te śmierdzące szmaty, zęby umyjcie, zaleczcie trąd. Zakodujcie sobie w tych zawszonych łbach, że jam jest Wielkie Przedwieczne Zło! Zło, nie Wielki Przedwieczny Brudas Masochista!

Wyznaczony skryba uwijał się w pocie czoła. Najbliżsi koledzy pomagali mu, powtarzając powoli wypowiedziane przez potwora słowa.

Właśnie. Z nazwą też przydałoby się coś zrobić.

– Nie będziecie też tytułować mnie już Wielkim Przedwiecznym. Wielki jeszcze mogę być, ale przedwieczny… brzmi staromodnie. Trzeba to zmienić na coś bardziej nowoczesnego.

Akolici zaczęli się przekrzykiwać.

– Wielki Odwieczny!

– Wielki Na Czasie?

– Wielki Wielki!

Cthulhu westchnął ciężko.

– Na razie niech będzie po prostu Wielki – zaproponował.

– Geniusz! – wyrwało się jakiejś starowince.

Bóg najobrzydliwszego koszmaru zastanawiał się chwilę, jak ująć trzeci, najważniejszy punkt – miał on bowiem stanowić kanwę nowej mrocznej księgi, którą planował nazwać Economiconem.

– W pyle tej lichej planety tarzają się obecnie trzy miliardy dusz – zaczął zdecydowanym tonem. – TRZY MILIARDY. A wy co, raz na pełnię księżyca zarżniecie tępym nożykiem dwóch, może dziesięciu ludzi? To jakaś KPINA, nie koszmar! Koniec z tradycyjnym składaniem ofiar.

Po tłumie przetoczył się pełen niedowierzania pomruk.

– Od dziś celem waszego życia jest ZARABIAĆ. Na udręce, oczywiście – wyjaśnił. – Niech cierpienie pomnaża pieniądz, a pieniądz pomnaża cierpienie. Pozakładać mi firmy jeden z drugim i sprzedawać, sprzedawać ile wlezie!

– Ale… co, tak konkretnie, mamy sprzedawać? – zapytał nieśmiało akolita, który przed chwilą jeszcze dzierżył dumnie mroczną księgę, a teraz czuł się bardzo niepotrzebny.

– Możecie zacząć od ludzi – odparł zachęcającym tonem kolos. – Porywać już umiecie, to teraz zamiast… utylizować, musicie ich tylko komuś opchnąć. Prosta sprawa! A potem zacznijcie inwestować, na początek bezpiecznie, w pewniaki: broń, terroryzm, narkotyki… może kość słoniową?

– Rogi nosorożców! – podłapał ktoś.

– Papierosy! – krzyknął inny.

– Gotowe dania do odgrzewania w mikrofali!

– Programy rozrywkowe!

– Programy rozrywkowe z gwiazdami poprzednich programów rozrywkowych!

Pod gąszczem macek pierwszy raz tej nocy pojawił się uśmiech. Tak jest, najmarniejsze z istot, zaczynacie rozumieć. Globalny nierząd dusz! Spółki z ograniczoną moralnością!

– Bądźcie kreatywni! Wylansujcie modę na brachycefaliczne rasy psów albo, nie wiem, pisanie książek. I sprzedawajcie! Jest tyle możliwości… – rozmarzył się Cthulhu. – Monetyzujcie cierpienie. Powiadam wam, w tym leży przyszłość zła.

Po tych słowach potwór rozłożył obrzydliwe, błoniaste skrzydła i zeskoczył z klifu. Myślami był już w cichym, słodkim R'lyeh i strzygł swoją kolekcję głębinowych koralowców.

 

 

08.20.2016, Palo Alto, CA

 

Cthulhu przebudził się ponownie i wychynął z niedotkniętych nigdy ludzkim spojrzeniem mrocznych głębin. Ostrożnie wystawił jedno skrzydło nad powierzchnię wody, by sprawdzić, czy nie powinien wrócić na dno po szalik. Na pokrytej śluzem łusce poczuł jednak ciepło słońca i łaskotanie morskiej bryzy. W końcu.

Potwór ruszył w kierunku, z którego dochodził rytualny Zew. Już z daleka widział gładko schodzące ku plaży wypielęgnowane trawniki, za którymi bieliła się modernistyczna bryła luksusowej posiadłości. Na brzegu powitał go może niezbyt pokaźny, ale gustownie ubrany i ufryzowany tłumek. Kobiety w koktajlowych sukienkach oraz mężczyźni w idealnie skrojonych garniturach skłonili grzecznie głowy przed swym obrzydliwym bogiem. Znikąd pojawili się kelnerzy z tacami pełnymi kieliszków szampana oraz wymyślnych przekąsek, a Cthulhu z satysfakcją zauważył, że nie ma wśród nich ośmiorniczek. Gdzieś w tle zaczął grać jazzowy kwartet.

– Czy świat jest już gotów doświadczyć niewymówionej grozy mojego ponownego nadejścia? – zapytał prosto z mostu stwór, nie tracąc czasu na small-talki. – Czy zrosiliście złotą krwią ziemię, z której chcę zebrać koszmarny plon?

Rozgadane do tej pory towarzystwo nagle zamilkło. Zebrani wpatrywali się w górującego nad zatoką potwora cielęcym wzrokiem.

Ech, tamci może i byli brudni, ale chociaż potrafili czytać metafory.

– No, zainwestowaliście w biznes śmierci, czy nie? Macie cholerne pakiety większościowe w każdej uronionej łzie, czy nie?!

– O, Wielki! – odezwał się w końcu jakiś szpakowaty dżentelmen w okularach. – Myślę, że będziesz zadowolony. W rankingu Forbes'a zajmujemy już czwartą pozycję.

Rozległy się gromkie brawa i gwizdy. Cthulhu jednak niemal ich nie słyszał.

Czwartą? Pozycję? Co to znaczy? Kto mnie… wyprzedza? Ktoś wyrządził więcej zła? Inni Przedwieczni też na to wpadli? Kto… ten cholerny Arab bez twarzy? Zna się szuja na biznesie, wszystkim wciska te swoje dywaniki!

– KTO ŚMIAŁ ODEBRAĆ PRZYNALEŻNE WIELKIEMU PRZEDWIECZNEMU NIEWYMÓWIONY HORROR I WIECZNĄ GROZĘ?! – zagrzmiał. – KTÓRY BÓG NARUSZYŁ MĄ DOMENĘ?!

Cthulhu nie dbał już o konwenanse czy nowe zasady komunikacji. Spojrzał na oklaskującego samego siebie okularnika. Z oczu, nosa, uszu i ust mężczyzny zaczęły płynąć strużki ciemnoczerwonej krwi.

– Żaden bóg, panie – wydyszał, padając na równo przystrzyżoną trawę. – Po prostu… inne… korporacje.

W nieprzeniknionym umyśle Wielkiego kiełkowały jakieś nowe, zupełnie nieznane mu dotąd emocje. Nie pamiętał, by w ciągu wszystkich eonów przydarzyło mu się coś podobnego. Oszołomienie, niezrozumienie, upokorzenie… Czuł się, jakby dała mu w twarz jakaś niewidzialna ręka. I nie mylił się – była to Niewidzialna Ręka Rynku. 

Ludzkość z kolei zapamiętała tę datę jako Dzień, w Którym Cthulhu Rzucił Wszystko i Wyjechał w Bieszczady. 

Koniec

Komentarze

Jakie to jest piękne to nie mogę się wysłowić. Fajnie napisane i podane w bardzo przyjemny sposób. I humor zdecydowanie gra pierwsze skrzypce, a o to chyba chodzi w tym konkursie

Miałem robić połów pereł, ale okazuję się, że musiałbym przekopiować pół tekstu.

Co za kicz. A mogłem brać wiszenie na krzyżu…

Tutaj padłem za śmiechu po raz pierwszy. Nie spodziewałem się…

Zło, nie Wielki Przedwieczny Brudas Masochista!

Przepiękne.

Niestety, jedynym zawodem była końcówka. Spodziewałem się jakiejś petardy, a żart z Bieszczadami jest dla mnie osobiści trochę przestarzały.

Biegnę nominować!

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Przez moment myślałam, że to Ciapek powrócił, bo na imieniu Wielkiego Przedwiecznego też można sobie język połamać. Nie Ciapek, ale też fajne. Uśmiechnęło mi się. Nie wiem tylko, czy Bieszczady są akurat dla niego, chyba że w Zalewie Solińskim zamieszka. ;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Tak jak pisała MaSkrol – końcówka odrobinę zawodzi. Podejrzewam, że prozaiczność konkurencji była w pełni sposób zamierzona, niemniej ja użyłbym nieco bardziej abstrakcyjnego pojęcia, jak np. “Niewidzialna Ręka Rynku”. To brzmi jak wyznanie dla samego Wielkiego ;). Żart z Bieszczadami może brodę ma, ale działa dla mnie bez zarzutu.

Boków nie zrywałam, ale miejscami uśmiechnęło. Zwłaszcza fragment:

– Gotowe dania do odgrzewania w mikrofali!

– Programy rozrywkowe!

– Programy rozrywkowe z gwiazdami poprzednich programów rozrywkowych!

Teraz przynajmniej wiem, skąd tyle zła na świecie. :)

Podobnie jak przedpiścy spodziewałam się jakiegoś mocniejszego zakończenia, ale i tak było fajnie i sympatycznie. Kliknę.

"Fajne, a nawet jakby nie było fajne to i tak poszedłbym nominować, bo Drakaina powiedziała, że fajne". - MaSkrol

Ogromnie spodobało mi się przedstawienie Wielkiego w nowej rzeczywistości – czytało się świetnie, humor okazał się znakomitej jakości, a wykonanie satysfakcjonujące.

A że Cthul­hu wybrał Bieszczady… No cóż, wcale mnie to nie dziwi, Bieszczady są fajne i jest tam już Widar. ;D

 

Morze li­za­ło spie­nio­nym ję­zo­rem prze­gni­te deski… –> Morze li­za­ło spie­nio­nym ję­zo­rem prze­gni­łe deski

 

w któ­rej nie za­lę­gła by się nawet hi­pi­sow­ska ko­mu­na. –> …w któ­rej nie za­lę­głaby się nawet hi­pi­sow­ska ko­mu­na.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Podobało mi się, bardzo przystępne i przyjemne w czytaniu, a i również całkiem zabawne – może także przez osobistą sympatię do potworasów Lovecrafta :)

Może trochę zbyt nagle zakończone, nie szkodziłoby jeszcze czegoś dodać tuż przed końcem opowiadania. Co do Bieszczad – brak zastrzeżeń. Inni mogą, to Cthulhu też!

Anonim cieszy się ogromnie z ilości wywołanych uśmiechów! I obiecuje zastanowić się jeszcze nad zakończeniem, choć czasu mało…

 

MaSkrol, no i to jest dopiero komplement, kiedy ktoś zamiast łapać błędy, chce na tekście poławiać perły! 

Irko, zalew Soliński to jest wręcz perfekcyjne miejsce – przekażę Wielkiemu, jeśli jeszcze tam nie trafił ;)

Dominiku, owszem, był to zabieg zamierzony. Prosto z mostu – korporacje nawet się nie starają, a jak pięknie świat złem zalewają :) Niewidzialna Ręka Rynku mówisz? Jest w tym coś, jest.

AQQ, są jeszcze programy rozrywkowe, w których gwiazdy poprzednich programów rozrywkowych tańczą z zupełnie nowymi gwiazdami na lodzie. Ale takiego poziomu zła to nawet Cthulhu nie zniesie.

Reg, dziękuję za wyłowienie babolków, poprawię niezwłocznie. A co do towarzystwa Widara, to Wielki obiecuje być zupełnie cicho, chociaż z drugiej strony – wyobrażam sobie tę epicką potyczkę drużyny wikingów z Cthulhu…

Coen, miło mi, że udało się trafić w potworasowy gust. Wybacz urwaną końcówkę, ale ta porażająca wiadomość o korporacjach była dla Wielkiego niczym strzała uderzająca w serce hejnalisty!

Dziękuję bardzo za komentarze i kliki!

Są jeszcze programy rozrywkowe, w których gwiazdy poprzednich programów rozrywkowych tańczą z zupełnie nowymi gwiazdami na lodzie, gotując przy tym i śpiewając. :D

"Fajne, a nawet jakby nie było fajne to i tak poszedłbym nominować, bo Drakaina powiedziała, że fajne". - MaSkrol

…wyobrażam sobie tę epicką potyczkę drużyny wikingów z Cthulhu…

Poematem czy prozą?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

AQQ, czyżbyś miała wgląd w jesienną ramówkę Polsatu? :D

 

Reg, forma musi być godna treści, tak więc… szkic fragmentu wiersza!

Ambitnie!

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Widzę, Anonimie, że ty również dokładnie ją przestudiowałeś. :D

"Fajne, a nawet jakby nie było fajne to i tak poszedłbym nominować, bo Drakaina powiedziała, że fajne". - MaSkrol

Przyjemne. Uśmiechnąłem się kilka razy, a i napisane bardzo porządnie. Fabularnie takie sobie, ale nadrabia humorem. Wielki Przedwieczny narzekający na pogodę mnie urzekł, kradnę go na swojego duchowego przewodnika.

Przez moment myślałam, że to Ciapek powrócił

I teraz biedny Anonim zachodzi w głowę, kim (do diabła!) jest cały ten Ciapek. :-)

 

A skupiając się na opowiadaniu.

Fajne. Naprawdę fajne. Przede wszystkim, jak mi się zdaje, świetnie dobrałeś, Anonimie, długość tekstu. Akurat tyle, żeby jeszcze bawić, ale nie zdążyć znużyć pomysłem. Niby drobiazg, ale sądzę, że dość istotny. Pomysł na opowiadanie bardzo dobry. Fabuła dosyć skąpa, ale dla mnie to nie jest żadna wada tego tekstu. Powstał z zamysłem wywołania uśmiechu i jako taki, sprawdza się dobrze. Kilka razy naprawdę szczerze się uśmiechnąłem, a nie było znowu w tym konkursie tak wiele opowiadań, o których mogłem to napisać. Humor najlepiej sprawdza się w tych fragmentach, gdzie jest trochę sytuacyjny, a przez to zupełnie niewymuszony. Myślę choćby o tym marudzeniu na pogodę czy wiszeniu na krzyżu. To wypadło naprawdę świetnie. Końcówka lekko rozczarowała, ale nawet nie dlatego, że jest jakoś szczególnie zła. Zwyczajnie treścią tekstu zawiesiłeś sobie, Anonimie, poprzeczkę na określonej wysokości i ta końcówka, niestety, tego poziomu nie trzyma. Nie miało to jednak jakiegoś wielkiego wpływu na odbiór opowiadania.

Dla mnie jeden z lepszych tekstów konkursowych.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

None, dziękuję! Prawda, fabuła troszkę została przeze mnie potraktowana po macoszemu, by było więcej pola do popisu dla humoru. Może i dobrze, że Przedwiecznego kradniesz, przyda mu się jakieś nowe zajęcie…

 

CM, a owszem, zachodzę! Może ktoś wyjaśni? Bardzo mi miło, że opowiadanie spodobało Ci się także na tle innych tekstów konkursowych! Zgadzam się co do długości. Bardzo mi zależało, żeby przypadkiem nie zarżnąć żartu zbytnim przegadaniem i tekst był z tego powodu poddawany delikatnemu strzyżeniu. Co do końcówki, to, no cóż – tutaj Anonim liczył troszkę na efekt humorystyczny takiego nagłego urwania, ale widocznie z tym już w gusta nie trafił. 

 

edit:

DominikuN, Anonim pozwolił sobie zainspirować się Twoją propozycją i dodać jeszcze parę słów na koniec. Przesłania to nie zmienia i wrażeń z odbioru końcówki pewnie też nie, ale jakoś tak usiadła mi ta fraza w głowie i koniecznie chciała się tam wcisnąć. Dziękuję ;)

Trzecia część wydaje się najsłabsza, może dlatego, że to teraźniejszość i boli, nijak nie śmieszy ten wyjazd w Bieszczady, przereklamowane te pustki  i czy Cthulhu by odpuścił?

Zdecydowanie zabawne Anonimie i w czołówce opek na fun:)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Bardzo zabawne, urocze (yup, powiedziałam “urocze” o czymś zawierającym Cthulhu), pomysłowe i niestety boleśnie prawdziwe w ostatniej części. Trochę jakby z ducha “Good Omens” Prachetta i Gaimana. Zdecydowanie mi się podobało. Klik ode mnie.

ninedin.home.blog

Anonimie, o, i to teraz jest zakończenie ;).

Asylum, Anonim podzielił tekst na części dwie, ale rozumiem, że Ciebie również rozczarowała końcówka. Jednak cieszę się, że mimo wszystko tekst Cię rozbawił aż po samą czołówkę ;) A czy Cthulhu by odpuścił… cóż, Anonim uznał, że byłoby mniej śmiesznie, gdyby tego nie zrobił. 

 

ninedin, Cthulhu też człowiek, potrzebuje czasem ciepła, uwagi i żeby ktoś go nazwał uroczym :) cieszę się, że dostrzegłaś tę bolesną prawdziwość w zakończeniu, na tym polega właśnie najbardziej ponury żart. A za skojarzenie tego skromnego tekstu z Pratchettem i Gaimanem to już mogę tylko wstawić: <3. Dziękuję najkoszmarniej za bibliotecznego klika!

Hm, ciekawe? Ja odebrałam je jako trzy. Pierwsza – wezwanie, druga – spotkanie z wyznawcami (rozczarowującymi), no i trzecia w nowej rzeczywistości.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Ach, w taki sposób. Chodziło mi o techniczny podział, fabularnie faktycznie mamy w części pierwszej dwie sytuacje – gadania do siebie i gadania do innych :) już wszystko jasne! 

(Mam nadzieję, że wyznawcy rozczarowali tylko Cthulhu, a nie także Ciebie?)

Mnie nie rozczarowali ) i oni, i on. Trzecia część siadła, ale nie wiem co można byłoby wymyślić, jest naturalne i wprost. 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Znając życie i okoliczności powstawania ripost, rozwiązanie nasunie się grubo po czasie. Ale nie szkodzi. Anonim i tak jest zachwycony pozytywnym odbiorem tekstu, bo zadanie konkursowe łatwe nie jest.

I o takie właśnie zakończenie nic nie robiłem :) 

CM, a owszem, zachodzę! Może ktoś wyjaśni?

Ja bym Ci to chętnie wyjaśnił, ale:

 

  1. Tego się nie da logicznie wyjaśnić. :-)
  2.  W moim przypadku wyglądałoby to na nachalną próbę promowania własnych wypocin, więc pozostaje liczyć, że jakaś dobra dusza mnie w tym wyręczy. :)

Gratuluję biblioteki. :)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

A dziękuję! Bardzo sprytnie, CMie, wypromowałeś “własne wypociny”, mówiąc, że nie chcesz tego robić :) Anonim idzie nadrobić zaległości i zapoznać się z Ciapkiem.

Nie dosyć, że sprytnie, to jeszcze nieświadomie. :)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

No, w to już nie uwierzę!

Poważnie. :)

Dlatego nie podawałem nawet tytułu. Wiesz, ja nie lubię “ściągać” kogoś na siłę pod własne opowiadania. Jest to niezręczne i dla mnie i dla “ofiary” takiej autopromocji autora. Każdy ma własne gusta i czyta to, na co ma ochotę.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Ależ broń borze iglasty, na jaką siłę. Cthulhu bardzo jest ciekawy Ciapka.

Edit: no i przecież kto inny temat w ogóle zaczął :)

A CM “przypadkiem” temat podjął. :) 

Szkoła oftopu ma nowego adepta. :)

Przeklejam z mojego tekstu krótkie wyjaśnienie, kim jest Ciapek. Jak nie wystarczy, to już sobie jakoś ten tekst odszukasz. :)

 

Ciapek, najuczciwiej rzecz biorąc, był… rytualnym wybrykiem. Czy to Montezuma pokpił ceremoniał, czy sam Quetzalcoatl czegoś nie dopatrzył, dość, że pozbawiony serca jeniec w jednej chwili zjawił się obok boga. Takie wypadki się nie zdarzały. Ofiary miały charakter ściśle symboliczny. Chodziło wyłącznie o akt heroicznego poświęcenia. Ponoszonego zresztą wbrew woli poświęcanego. Quetzalcoatl nigdy nie rozważał przyczyn tego incydentu. Zawsze był zwolennikiem oszczędnego zarządzania rozumem. Choć czasem bywało, że jednak nieco mimowolnym. Inna rzecz, że szybko polubił obecność Ciapka. Trochę przez przypadek zyskał wiernego sługę, towarzysza rozmów oraz całkiem rozsądnego doradcę.

A imię?

Cóż… Quetzalcoatl miał wiele talentów. Znał cały alfabet, liczył do dziesięciu, a w dobrej formie, po intensywnym treningu, potrafił nawet przeliterować swe imię. W tej sytuacji słaba kreatywność to w zasadzie żadna wada.

Poza tym Ciapek brzmiał sympatycznie!

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Anonim już dawno opowiadanie odszukał, wstawił do swojej osobistej kolejki i nie omieszka podzielić się opinią, jak już się konkurs odanonimi.

Mam mieszane odczucia. Fragmenty kapitalne sąsiadują tu z bardzo przeciętnym humorem i pewnym niezdecydowaniem, czy istota sprawy tkwić ma w spowodowanej mackami bełkotliwej mowie przedwiecznego, w jego diabolicznym planie Economiconu, czy niestety rozczarowującym finale, wieńczącym przy okazji motyw Cthulhu-marudy.

Ogólnie jest fajnie, ale mogłoby chyba być fajniej:)

 

Acha, i dlaczego pierwsza scena w latach sześćdziesiątych, nie dwudziestych, jakby nakazywała lovecraftowska poetyka? To w sumie szczegół, ale to przesunięcie bardzo mi się spodobało :)

Michale, bełkotliwa mowa to jedynie dodatek, Economicon zaś to wielki plan, który, jak się okazało w niestety ponownie rozczarowującej końcówce – nie wypalił. Tak to widzę. Pierwsza scena zaś rozgrywa się w latach sześćdziesiątych, ponieważ Anonim uznał, że wtedy konsumpcjonizm zaczynał już szaleć na tyle, by jego złowieszczy potencjał dostrzegł nawet ukryty na dnie oceanu Przedwieczny, a jednocześnie było jeszcze dość “wcześnie” – dopiero powstawały takie giganty jak McDonalds czy Walmart. 

Cieszę się jednak, że mimo mieszanki uczuć finalny werdykt padł na “fajnie” i niektóre fragmenty przypadły Ci do gustu!

To ja zacznę od dupy strony. Zakończenie jest takie… meh.

Jego przesłanie niby pasuje, ale jakieś takie, no nie wiem, miałkie.

 

Z kolei pierwsza część mi się podobała. Parodiujesz Cthulu i okej. Tu się uśmiechnąłem, tam się uśmiechnąłem, całość też bardzo przyzwoicie napisana. Ale przy tym fragmencie:

 

Co? Cthulhu pacnął się z bezradności w czoło wszystkimi mackami i jedną dłonią. Zakapturzone postaci utknęły na moment w pełnym napięcia suspensie, ale po chwili któryś z akolitów doznał olśnienia i również trzepnął się otwartą dłonią w czoło. Ponieważ pokryte było błotem, rozległo się donośne klaśnięcie. Reszta poszła jego śladem i przez klif przetoczyły się krótkie czołowe brawa.

Niby klasyczny facepalm na początku przytoczonego fragmentu, i nawet jeden z kultystów mu zawtórował, ale te krótkie czołowe brawa! Mistrzostwo. Śmiechłem ino dobrze :D

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Ach, jakże nie przestaje Anonima smagać bat niefortunnej końcówki…

 

Z kolei niezmiernie mi miło, Mytrixie, że jednak wcześniej były jakieś uśmiechy, a już najbardziej cieszy, że zwróciłeś uwagę i na dodatek śmiechłeś na czołowe brawa. Był to fragment, który Anonim zapisywał z również niemałym wyszczerzem na twarzy.

 

Przeczytawszy.

Finkla

lozanf@fantastyka.pl

Przyjemne :)

Przynoszę radość :)

Bardzo sympatyczne i zabawne :) I ładnie napisane. Choć przyznam, że twist z korporacjami nieco zbyt oczywisty, ale nie będę marudzić. Jeden z najlepszych tekstów w konkursie, bez dwóch zdań. No i taki milutki Cthulhu :)

 

Forbes'a → chyba jednak Forbesa

http://altronapoleone.home.blog

Zabawne z tym Cthulhu potykającym się o wraki i narzekającym. Popieram poprzedników, że końcówka i puenta z Bieszczadami już słabsza.

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Anet, przyjemnie mi, że przyjemne!

drakaino, dziękuję za miłe słowa i cieszę się, że mimo pewnych powodów do narzekań jednak skupiłaś się na pozytywach. Cthulhu lubi takie głaski :) Z tym Forbesem słusznie, poprawię, jak już się zakończy konkursowanie!

SzyszkowyDziadku, wygląda na to, że Cthulhu jednak powinien porzucić myśli o biznesowym imperium zła i zająć się narzekaniem na pełen etat, ma do tego talent :)

Niestety przeczytałem komentarze przed napisaniem swojego.

Jakiś taki na opak często jestem. Mnie opowiadanie nie zachwyciło, co gorsza podobało mi się zakończenie. A komentarz miał brzmieć mniej więcej tak:

Trochę takie letnie jakby. Nie ma za bardzo za co pochwalić, wybrzydzać też nie ma na co.

Dobrze się czytało, na zakończenie dostałem mały fajerwerk uśmiechu gdy Przedwieczny dostał w pysk i się obraził.

Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.

Ależ fizyku, to bardzo dobrze, że na opak, musi być balans w naturze jakiś. Dobrze, że w ogóle uśmiech się pojawił, nawet jeśli w najmniej spodziewanym miejscu :) Dzięki za poświęcenie czasu na lekturę!

Dołączam do usatysfakcjonowanych z lektury opowiadania czytelników :) Warsztatowo – bardzo dobrze, treściowo – lekko, zabawnie i przyjemnie :) Cthulhu – czarujący. Bieszczady też na plus. Powodzenia w konkursie.

Dziękuję, katio! Bardzo się cieszę, że nawet końcówka przypadła Ci do gustu :)

Lekko wesoło. Może humorystycznie troszkę bardziej. śmiesznie absolutnie NIE.

Ale żeby aż tak absolutnie NIE, Tomaszu? :( No szkoda, szkoda, że się w gust trafić nie udało. Może innym razem się uda ;)

Niezłe. Dobrze się czytało, co do tego nie mam zastrzeżeń. Kilka razy się uśmiechnęłam. Podobało mi się zakończenie: 

“ – Żaden bóg, panie – wydyszał, padając na równo przystrzyżoną trawę. – Po prostu… inne… korporacje.”

 Trochę krótka końcówka, ale rozumiem, że to miał być “strzał”. 

Saro, niestety końcówka okazała się być strzałem, który… no, nie trafił do czytelników. Ale miło mi, że Tobie nawet się ono podobało! I cieszę się z uśmiechów. Dzięki za komentarz :)

“Kolega chyba ma udar” zadziałało jak to przypowieściowe dobre wino i potem już każdy żart mnie bawił, nawet Bieszczady.

No idzie do mojej topki jak nic.

Bardzo się cieszę, że udało mi się upić Cię przedwiecznym humorem na tyle, by bawiły nawet brodate Bieszczady, Kordylianie :) dzięki piękne!

:)

No. Korpokracja to Zło. Wielcy Przedwie… Wielcy wymiękają ;)

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

Cthulhu wciąż liże rany po wymięknięciu, a korporacje szaleją. Dzięki za komentarz, jerohu :)

 

A Anonim zastanawia się, czy czwarta lokata Przedwiecznego w rankingu Forbesa ma jakiś związek z czwartą lokatą opowiadania o nim w konkursie! :D

Oczywiście. Anonim o spiskach nie słyszał czy jak? ;-)

Babska logika rządzi!

Cóż robić. W Bieszczadach wszystkie miejsca już zajęte… 

Podobno świat podmorski to nowe Bieszczady. Ale Cthulhu już tam jest, a korporacje lada moment się wpakują… ;-)

Babska logika rządzi!

Trzeba się śpieszyć, zanim na trasie do Rowu Mariańskiego stanie pierwszy McDonald…

Taaa, będą podawać do tego algi…

Babska logika rządzi!

Więc za moim ulubionym fragmentem tekstu z konkursu skryła się Nir!!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Wygląda na to, że wymienilismy się ulubionymi fragmentami :D sprawiedliwa wymiana!

Też o tym myślałem, zaiste sprawiedliwa, honorowa wymiana ognia :-)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Nie to żebym parskała śmiechem, ale jak nie lubię Lovecrafta, tak podśmiechujki z niego łykam z przyjemnością.

Fantastyka głośna i wyraźna, bez niej nie byłoby tekstu.

Fabuła nie powala – właściwie to tylko dwie scenki. Ale i tak czytanie o kłopotliwych wyznawcach jest fajne. Ciekawe, czy oni przynoszą obciach podczas rautu na Olimpie. ;-)

Z bohaterami jeszcze gorzej – Cthulhu wymyślił ktoś inny, reszta to tłum prawie bez twarzy.

Oryginalność widzę. Wielki Przedwieczny w pocie macek modernizujący własny kult mi się spodobał.

Nie zauważyłam żadnych usterek warsztatowych.

Babska logika rządzi!

Dzięki za komentarz, Finklo! 

Podśmiechujki są dobre na wszystko :) Wszędzie trafią się wyznawcy, którzy średnio się wyznają na tym, co wyznają. Na Olimpie, zakładam, także.

Sympatyczny tekst z dobrym poczuciem humoru. Zawarłaś, autorko, wiele drobiazgów, które uprzyjemniły lekturę, choćby szczegół z wystawieniem płetwy(macki?) poza linię wody, by ocenić warunki atmosferyczne :) 

O, a tutaj to się już nie spodziewałam znaleźć nowego komentarza.

Cieszę się, wojowniku, że opowiadanie Cię cieszy ;) oraz, że poczucie humoru Ci odpowiada. Bardzo lubię takie ziarenka pomysłów, rozmaite smaczki, odniesienia w tekstach odnajdywać – tym bardziej mi miło, że Ty znalazłeś moje :)

Nowa Fantastyka