- Opowiadanie: Selena - Odczarowanie

Odczarowanie

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Odczarowanie

 

 

W nocy obudziło go chrobotanie i przytłumiony, skrzypiący odgłos stawianych na piasku kroków. Wytężył słuch. Nie, nie wydawało mu się. Oprócz silnego wycia wiatru oraz dudnienia spienionych, uderzających o brzeg fal, za cienkim materiałem namiotu słychać było coś jeszcze. Rozejrzał się wokół siebie w ciemności. Kamila spała, więc to nie mogła być ona. Przez moment zastanawiał się, czy jej nie obudzić, ale ostatecznie doszedł do wniosku, że nie będzie jej niepokoił. To pewnie tylko ptaki – pomyślał, ale na wszelki wypadek postanowił wyjść i sprawdzić, czy wszystko w porządku. Musiał upewnić się, czy nic im nie zagraża. Od kilku miesięcy zdarzało mu się, że od czasu do czasu czuł irracjonalny, trudny do wyjaśnienia niepokój. Bywało, że szedł ulicą, czy siedział w pracy i nagle ogarniał go paniczny, paraliżujący strach. Taki atak lęku z reguły szybko mijał, więc Adrian postanowił nie przejmować się za bardzo – na pewno złe samopoczucie było rezultatem przemęczenia. Ostatnimi czasy miał wiele na głowie. Dom-biuro, biuro-dom. Miał wrażenie, że jest cyborgiem w służbie nielitościwej korporacji.

 

Tak jak się spodziewał, na zewnątrz nikogo nie było. Już miał wrócić do środka, gdy coś przykuło jego uwagę. Na zewnątrz było zupełnie cicho. Morze wcale nie było wzburzone. Nad czarną, smolistą taflą wody, unosiła się nocna mgła. Po drugiej stronie plaży drzewa przycupnęły na przysadzistym pagórku wydm i, otulone mgłą, oddawały się nocnej drzemce. Żadnego dźwięku, żadnego poruszenia. Nabrał w płuca wilgotnego, rześkiego powietrza. Zapewne hałas był częścią nocnego koszmaru. Już niemal całkowicie spokojny, schylił się, by powrócić do namiotu i położyć się u boku jedynej osoby, na której mu kiedykolwiek zależało.

– Czego tu szukasz? – niespodziewane pytanie sprawiło, że zdrętwiał. Odwrócił się. Na wyciągnięcie ręki stała niska, ciemna postać.

– Ja? – kimkolwiek była, wyglądała zbyt przerażająco, by udało mu się cokolwiek z siebie wydusić. Adrian mógłby jej powiedzieć, że przyjechał na niezdobyty jeszcze przez wczasowiczów fragment wybrzeża, by zrelaksować się, a przede wszystkim pobyć sam na sam z dziewczyną. Coś mu jednak mówiło, że nie to chciała usłyszeć stojąca przed nim kobieta.

– Nie uciekniesz od tego, od czego tak bardzo starasz się uciec – wyszeptała chrapliwym głosem staruszka. Miała na sobie ciemną staromodną sukienkę wykończoną tanią koronką, a na głowie czarną chustę. Pachniała naftaliną. Jej twarz, pokryta siateczką zmarszczek, nie wyrażała żadnych uczuć. Wyglądała jak postacie z fotografii, na których uwieczniano kiedyś martwe osoby. Żywy portret zmarłej. Z miejsca, w którym stał, nie było widać wyraźnie jej oczu, nie widział nawet, czy mrugała. A może jej powieki były zamknięte, tak jak na trumiennym zdjęciu?

– Nie rozumiem – powiedział – kim pani jest? – Staruszka nic nie odpowiedziała, w pomroce przypominała mu ciemny obły głaz. Nagle coś przewróciło go na ziemię. Zrobiło się ciemno, coś lub ktoś zaczął nim szamotać. Poczuł, że jest mu strasznie duszno. Ktoś nim potrząsał. Przed oczami tańczyły mu drobne, wirujące iskierki. Na oślep machał pięściami, by pozbyć się niewidzialnego wroga, gdy usłyszał znajomy głos:

– Wstawaj, wstawaj! – zobaczył nad sobą twarz Kamili. – Co się stało? Krzyczałeś przez sen.

Kiedy uświadomił sobie, że szalona staruszka była tylko zmorą senną, odetchnął z ulgą.

– To nic takiego. Która godzina?

– Ósma. Dawno nie miałeś koszmarów. Źle się czujesz?

– Nie, to tylko zwykły sen. – Przytulił ją. Na szczęście zawsze była przy nim, kiedy jej potrzebował. Ostatni rok zupełnie odmienił jego życie.

W zamyśleniu potarł czoło i powiedział:

– Czas wstawać. Spakujemy namiot, zjemy śniadanie i możemy ruszać.

– Już? Chciałam jeszcze trochę pospać.

– Lepiej się zwijajmy. Na razie mam dość spania. Poza tym może padać. Odpoczniemy wieczorem, w drodze powrotnej.

– Dobrze – Uśmiechnęła się.

Od dwóch dni wędrowali wolnym krokiem wzdłuż linii brzegowej, ciesząc się pięknem natury, a od wczoraj również samotnością i spokojem. Adrian był w swoim żywiole. Nie znosił zgiełku, zatłoczonych ulic ani wykrzywionych w tępym uśmiechu twarzy, które zmuszony był oglądać codziennie w drodze do biura. Nareszcie mogli być sami. Bez obowiązków. Bez ludzi. Bez problemów.

Około dziesiątej szli znów brzegiem, patrząc na spokojną taflę Bałtyku.

– Zrobiło się zimno – powiedziała Kamila. Miała rację. W porównaniu z wczorajszym upałem dziś było dość chłodno. Od strony wydm wiało piaskiem, niebo było szare, a woda przybrała stalowoczarny kolor. Około południa po prawej stronie plaży minęli zasypany przez ruchome piaski, stary las. Z podłoża wystawały sfatygowane kikuty drzew. Wiatr ucichł, a słońce skryło się za białą powłoką mgły, która osiadała coraz niżej i niżej. Zupełnie jak w moim śnie – pomyślał. – A teraz pewnie z mlecznej mgły wyłoni się tajemnicza staruszka – zaśmiał się w duchu.

 

Późnym popołudniem dotarli do miejsca, gdzie wydmowe zbocze stawało się bardzo wysokie, tworząc przysadzistą, przystrojoną trawami górę piachu. – Krajobraz jak na pustyni – mruknął. – Szkoda, że musimy dziś wracać.

– Tu jest tak ładnie, może zatrzymamy się na jeszcze jedną noc?

– Do jutra? – Zastanowił się chwilę. Do najbliższego sklepu musieliby się cofnąć dwa kilometry. Jednak mieli przy sobie spory zapas wody. Jedna noc nie zrobi różnicy. Prawdopodobnie zanim dotrą na przystanek, ostatni autobus i tak zdąży już odjechać. Przypomniał sobie, jak proste i beztroskie wydawały się minione dwa dni, jeszcze raz spojrzał na księżycowy krajobraz okolicy i powiedział:

– Dobrze, zostańmy.

 

***

 

Kilka godzin później, musiało być już około drugiej w nocy, siedział sam przy dogasającym ognisku. Kamila położyła się godzinę wcześniej. Była trochę nadąsana, że ma dziś zamiar posiedzieć jeszcze trochę sam.

Nabrał w płuca powietrze ciężkie od dymu. Cudowny zapach bezistnienia. Mógłby tu zostać już na zawsze. Stać się muszlą szepczącą niesamowite historie do ucha wędrowca. Albo raczej muszlą, na którą żaden wędrowiec nigdy nie nadepnie.

Nagle z wściekłością rzucił piachem w ogień.

– Co bym zrobił, żeby tam nie wracać! – podniósł się gwałtownie i z natężeniem wpatrywał w miejsce, gdzie spokojna oleista tafla wody stykała się z grobową czernią nieba. Zacisnął pięści. Powinieneś nauczyć się kontrolować swoje wybuchy złości – przypomniał sobie monotonny, surowy głos ojca.

– Czas spać – wycedził po chwili.

Kiedy otworzył zamek namiotu, zauważył, że w środku nikogo nie ma. Gdzie się podziała Kamila? Przecież cały czas tu siedział. Nie mogłaby wyjść niezauważona.

Rozejrzał się jeszcze raz. Wszystko było na swoim miejscu. Oprócz dziewczyny.

– Kamila! – Jego głos ugrzązł w ciszy. Czuł rosnący niepokój, nie wierzył, że mógł przegapić jej odejście. Oby jej się tylko nic złego nie stało!

Chwycił latarkę i pobiegł brzegiem, wołając co chwilę jej imię. Co mogło się stać? Dlaczego zniknęła? Po chwili niepokój ustąpił miejsca irytacji. Dlaczego ona zawsze musi wymyślić coś głupiego? Mogła powiedzieć, że idzie na spacer, to bym się nie martwił. Dzikich zwierząt tu nie ma.

Trzask! Potknął się o gałąź leżącą na piachu i upadł, kalecząc sobie twarz o ostre muszle. Cholera! Podniósł się

i, zadyszany, szybkim krokiem pomaszerował w drugą stronę. Jeszcze raz zajrzał do namiotu – nadal jej nie było.

W głowie mu dudniło, w ustach zaschło, ale pobiegł truchcikiem, by zbadać drugą stronę brzegu. Sto, dwieście metrów i nic. Złość przemieszana z rosnącym niepokojem plątała mu myśli. Potykając się w coraz głębszym piasku, ruszył w stronę wydm.

Słyszał charakterystyczne skrzypienie piasku pod stopami. Powoli zbliżał się do wydmowego wzniesienia porośniętego ostrą niewysoką trawą. Jedna z wyższych kęp przyciągnęła jego uwagę. Była nienaturalnie duża, ciemna i poruszała się w osobliwy sposób, niezgodnie z ruchem wiatru. Ale to nie trawa! Ten ciemny kształt to staruszka widziana we śnie! Ta sama pogrzebowa sukienka, chusta na głowie …

– A więc jesteś – Nawet go nie zdziwił się, gdy okazało się, że widmo potrafi mówić. W końcu to tylko kolejny koszmar. Pewnie zasnął, siedząc przy ognisku i zaraz się obudzi.

 

Skoro to sen, to podejdę bliżej.

Staruszka ma czarne zęby i uśmiecha się do mnie. Jej uśmiech nie wyraża nic. Podchodzę bliżej. Na pooranej zmarszczkami twarzy widzę wąskie, blade wargi, zapadnięte policzki i… nie, to nie złudzenie. Ona nie ma oczu! Widzę tylko dwa puste, czarne oczodoły. I ten martwy uśmiech.

– To twój koniec. Wiedziałeś, prawda? – dopiero teraz zauważył, że staruszka trzyma w ręku siekierę.

 

Ha, ha! Adi, twój mózg płata ci figle. Mógłbyś być bardziej oryginalny. Siekiera? Dziecko wymyśliłoby coś bardziej odkrywczego. I co dalej? Pewnie będzie chciała cię zatłuc?

A jakże. Staruszka milcząc, ruszyła do przodu, podniosła do góry prawą rękę, w której trzymała broń i zamachnęła się z całej siły. To jakieś pieprzone miasteczko Twin Peaks! – pomyślał, cofając się.

 

No jasne. Dam sobie radę. To mój sen i tylko mój. Urządzę tę sukę tak, jak na to zasłużyła.

Adrian w końcu odebrał staruszce siekierę. Zadyszany, wpatrywał się w jej puste oczodoły, gdy nagle zobaczył błysk. Noż. Albo brzytwa. Reakcja była błyskawiczna. Jak nie on to ona. Ktoś musi być górą. Nawet jeśli to tylko sen.

 

– Adrian, obudź się! Adrian!

 

A jednak sen. Wiedziałem.

Widzę twarz mojego brata. Jest wściekły. Wytrzeszcza na mnie oczy. Coś krzyczy. Nie mogę go zrozumieć.

– Adrian! Słyszysz mnie?

Coś zaczyna docierać do mojego mózgu. Ale Dominik? Mój brat? Co ja tu właściwie robię?

– Tak. Co się stało? Gdzie Kamila?

– Gdzie?! Żartujesz sobie?! Udajesz, że nic nie pamiętasz?

– Ja? Nie rozumiem.

Widzę, że do pomieszczenia wchodzi biała postać. Dziwny zapach. Zupełnie taki sam, jak u…

– Pacjent się obudził? Dobrze. Proszę go nie denerwować. Zaraz zawołam lekarza.

A więc znowu szpital? To musi być część tego dziwacznego snu.

– Dominik, czy to się dzieje naprawdę? Jestem już zmęczony…

– Czy naprawdę? Zatłukłeś Kamilę na wydmach kijem, a teraz udajesz, że nic nie pamiętasz? Tak łatwo się nie wywiniesz! Pewnie myślałeś, że tam nikt cię nie znajdzie co? Gdybyś mi jej nie odbił, to teraz by żyła. Jesteś niczym, rozumiesz? Niczym!

Widzę jego skrzywioną twarz i otwarte usta. W górze jasne, intensywne światło jarzeniówki. Wszystko jest białe. Okno. Za oknem śnieg. Lub mgła. Nie jestem pewien. Przez chwilę jest zupełnie cicho, a potem słyszę jakiś szum. Dźwięki przychodzą i odchodzą.

Doktorze, co się stało? Przed chwilą był przytomny i coś mówił. …Coś dzwoni. …Nie wiem siostro… Jestem taki spokojny… To, co tu widzimy, to klasyczny przypadek katatonii… Proszę … Miejmy nadzieję, że ten stan nie potrwa długo.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Pomysł nie jest może super oryginalny, ale całkiem ciekawy. Takie studium zwariowania, bardzo fajnie ukazane.

Niestety wykonanie jest średnie. Nieźle sobie radzisz z językiem, ale niestety zakradają się denerwujące, żeby nie powiedzieć szkolne, błędy, typu Nabrał w płuca wilgotne, rześkie powietrze - co najwyżej nabrał powietrza, wilgotnego i rześkiego.

Albo tutaj:

Miała na sobie ciemną staromodną sukienkę wykończoną tanią koronką, a na głowie czarną chustę. Pachniała naftaliną. Jej twarz, pokryta siateczką zmarszczek, nie wyrażała żadnych uczuć. Wyglądała jak postacie z fotografii, na których uwieczniano kiedyś martwe osoby.

Szybko czytając, można dojść do wniosku, że czarna chusta pachniała naftaliną, a twarz wyglądała jak postacie.

Nie chcę wyciągać wszystkich podobnych błędów, ale jest ich więcej. Może powinnaś przejrzeć tekst jeszcze kilka razy i je wyłapać. To by czytelnikom pomogło.

Słabo wyglądają też metafory, zapach bezistnienia, przycupnięte drzewa; ta z muszlami za to całkiem udana.

Ogromna szkoda, że nie podołałaś w końcówce. Całkiem fajny pomysł narracyjny, ale niestety karkołomny. Zabrakło pracy, albo zwyczajnie doświadczenia. Poważnie bym się zastanowił nad użyciem czegoś takiego u siebie...

Mnie zaskoczyło zakończenie. Zupełnie nie myślałam, że Adrian jest w szpitalu i że zrobił coś tak strasznego w swoim umyśle. Udało Ci się mnie zaskoczyć!  Podoba mi się sposób narracji, w której bohater zmaga się z samym sobą. Cały opis świetnie zarysowywuje obraz, który wstawiłaś na początku. Metafora z muszlą, jak wspomniał przedmówca, jest godna uznania :). pozdrawiam :)

Zgadzam się z Szymonem. Że dobry pomysł tylko nad warsztatem trzeba chyba popracować. Tutaj co drugi tekst ma takie właśnie zaskakujące zakończenie... Akurat u Ciebie to nie jest może ni w pięć ni w dziewięć, natomiast to czasem trochę denerwuje... że opowiadania są wg tego samego scenariusza. No ale nastrój fajny :-)

Największym minusem tego opowiadania jest jego wtórność. To wszystko już było- niedobra korporacja, zmęczenie materiału, nawiedzone staruszki, niedobry brat (a może dobry?) Plus za umiejętne budowanie nastroju.

Zakończenie powinno być oddzielone. Przez to, że stanowi kontynuację dialogu, jest niesamowicie sztuczne.
Opowiadanie jest nijakie, pomysł odgrzewany, a zakończenie przewidywalne. Cóż mogę rzec... Językowo nawet, nawet.

Mnie się czytało przyjemnie, bo miało niezły klimat, dopóki nie pojawiła się ta babica z siekierą. Potem już było znacznie gorzej...

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

na samym początku opisujesz irracjonalny niepokój, paraliżujący strach a potem nazywasz to "złym samopoczuciem"? Nie przekonało mnie to:)
Od dwóch dni wędrowali wolnym krokiem wzdłuż linii brzegowe - Brzmi co najmniej dziwnie, moim zdaniem. Może nie spiesząc się?
Nabrał w płuca powietrze ciężkie od dymu. -może powietrza ciężkiego od dymu? Choć jak sobie to powtarzam to już sam nie wiem:D
W głowie mu dudniło, w ustach zaschło, ale pobiegł truchcikiem, by zbadać drugą stronę brzegu. - to jak to jest? brzeg ma dwie strony? Rozumiem o co Ci chodzi ale zapisałaś to nieczytelnie.
Potykając się w coraz głębszym piasku, ruszył w stronę wydm.  - Piasek może być głębszy?

Co do treści i wrażeń po przeczytaniu. Początek i środek dobry, nawet czułem niepokój i miałem swoje podejrzenia co do dalszego rozwoju akcji:) wiedziałem, że coś jest nie tak z bohaterem i nawet podejrzewałem że zrobił coś swojej dziewczynie. Lecz zakończenie mało oryginalne i moim zdaniem nieprawdopobne. Chodzi mi mianowicie o to że facet zatłukł dziewczynę(wcześniej dziewczynę brata) a jego brat sobie siedzi przy łóżku jakby nigdy nic. I czeka aż się ten obudzi by mu powiedzieć że się nie wywinie.
Mogło być dużo lepiej. Ale przyznam, że czytało się dobrze(do pewnego momentu)
pozdrawiam serdeczniej niż zawsze:)

http://tatanafroncie.wordpress.com/

przykro mi, ale to opowiadanie nie przypadło mi do gustu. zwłaszcza zakończenie mało oryginalne i wrecz bym powiedział, że sztuczne.

Witaj!

 

W zupełności zgadzam się z Fasolettim. Opowiadanie było bardzo dobre, dopóki nie dotarłaś do staruszki z siekierą. Potem było już gorzej. Niestety zakończenie nie przystaje do początku. Jest za słabe i mało oryginalne, a szkoda, bo zapowiadało się tak dobrze!

 

Pozdrawiam

Naviedzony

Nowa Fantastyka