- Opowiadanie: SzyszkowyDziadek - O skutkach zbyt gwałtownej medytacji

O skutkach zbyt gwałtownej medytacji

Korzystając z okazji, jaką daje mi przedmowa, polecam wszystkim teksty tego użytkownika.

(wyjaśnienie w drugim komentarzu)

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

O skutkach zbyt gwałtownej medytacji

Marzena mnie zostawi. Znów mówiła mi, żebym był bardziej spontaniczny. Szkoda tylko, że nie da się zaplanować bycia bardziej spontanicznym… Czasem mam wrażenie, że nie pasuję do współczesnego świata. Społeczeństwo wymaga od nas ciągłego gnania do przodu, niepowstrzymanego cwału w stronę szczęścia. A kto tylko zwolni lub choćby się zawaha, wypada z obiegu. Ale ja lubię się zatrzymywać, by głęboko odetchnąć. Czuję wtedy dreszcz ekscytacji. Jak powolny buntownik. Żółw wśród gepardów.

Postanowiłem w końcu spróbować medytacji. Sama idea, że zasadniczo nicnierobienie może być takie korzystne dla zdrowia i samopoczucia wydawała mi się warta zbadania. Przyznam, że trochę odstręczało mnie metafizyczne tło wielu kursów, pełne czakr, aur i innych zenów. A może po prostu szukałem wymówek, bo nie chciało mi się ćwiczyć pozycji kwiatu lotosu. Od samych prób bolały mnie nogi.

Znalazłem w internecie jakiś kurs, wyglądał zachęcająco. Wystarczy siedzieć na krześle i się rozluźnić. Żadnych ezoterycznych wygibasów. A potem zamknąć oczy i starać się, by myśli nie wpadały w koleiny. Sensowne, może przestanę żyć jak na autopilocie. Następnie należy zrobić tak zwany skan ciała. Począwszy od czubka głowy aż do stóp analizować kolejne fragmenty swojej anatomii. Ta zabawa ma za zadanie pomóc skupić się na tu i teraz. Prościzna.

Zatem do dzieła. Na początek niech będzie dziesięć minut. Nakręciłem minutnik. Rozsiadłem się na krześle. Zamknąłem oczy.

Oczywiście im bardziej próbowałem się rozluźnić, tym bardziej się spinałem. Prawie jak z tym białym niedźwiedziem. Czytałem kiedyś o takim paradoksie. Gdy postanowisz nie myśleć o białym niedźwiedziu, tym częściej twój umysł nawiedza wizja polarnego misia. Bo z jakiegoś dziwacznego powodu świat wewnętrzny musi działać na odwrót niż świat zew…

Przyłapałem się na mentalnej dygresji. A miałem przecież robić skan ciała. Minutnik cykał. Zatem…

Czubek głowy. Zupełnie zwyczajny, nie wyróżnia się pewnie wśród siedmiu miliardów innych czubków głowy na tej wesołej planecie. Schodzimy niżej.

Czoło. Też nic nadzwyczajnego. Choć teraz, gdy zwróciłem na nie uwagę, zaczęło mnie swędzieć. Ale nie mogłem się podrapać, bo przecież miałem być rozluźniony. Nie ma lekko. Lecimy na dół.

Nos. Trochę za duży, zawsze miałem na punkcie gnoja kompleksy. Marzena mówi, że przesadzam, że jest zupełnie w porządku. Skanujemy dalej.

Szyja. Naprawdę nie wiem, co ciekawego mogę pomyśleć na temat swojej szyi. Może, gdybym był żyrafą…

Ręce. Rozluźnione. Dłonie trzymałem na kolanach.

Brzuch. Trochę burczał z głodu. Powinienem wyskoczyć coś zjeść. Umówiłem się dzisiaj z Marzeną na kolację. Tylko, czy to będzie wystarczająco spontaniczne? Chyba po prostu najwyższa pora spojrzeć prawdzie w oczy. Nie pasujemy do siebie. Mamy zupełnie niedograne temperamenty. Ale… No tak. Skan.

Plecy. Chyba trochę zgarbione, ale przecież miałem się rozluźnić. Niżej.

Ogon. Całkiem sprawny, porusza się swobodnie…

Jaki ogon?! Musiało mi się zdawać. Minutnik nadal wesoło cykał, wtórowało mu moje szybko bijące serce. Czułem to. Jakaś narośl wyrastająca z końca pleców. Za bardzo bałem się otworzyć oczy. Machałem tym czymś we wszystkie strony, smagałem podłogę i krzesło. A przecież byłem pewien, że kiedy zamykałem powieki, ludzie nie mieli jeszcze ogonów.

Spanikowany nie wiedziałem, co robić. Zatem skanowałem dalej…

Nogi, a raczej ich brak. Nie czułem nóg, tylko jakieś galaretowate coś, mogłem poruszać tą mazią. I choć nadal lękałem się spojrzeć, trudno było stłumić pozostałe zmysły. Słyszałem dziwaczny chlupot, gdy próbowałem poruszać substytutem odnóży. Czułem ból, gdy mój nowo nabyty ogon uderzał o panele.

Ale przecież w połowie było dobrze… Czyżbym stał się chimerą? Centaurem? Pół-człowiekiem pół-niewiadomoczym? A może z górą też już było nie tak? Skanowałem wyżej.

Plecy. Nadal zgarbione, ale tym razem dodatkowo czułem na nich jakieś jakby przyssawki odchodzące do…

Macki.

Trąba.

Czułki.

Nie mogłem już dłużej wytrzymać. Przełknąłem ślinę i z bijącym sercem otworzyłem oczy. Pora się obudzić.

 

***

 

Było ich z tuzin. Wyglądały jak… połączenie lovecraftowskich potworów z hefalumpami. Tańczyły z zamkniętymi oczami, wymachując na wszystkie strony mackami. Zwijając i odwijając trąby w jakimś cudacznym transie. Maszkary trzepotały uszami, jakby próbowały na nich latać jak ten Dumbo z kreskówki.

A najgorsze, że ja byłem jednym z nich. Nie musiałem nawet patrzeć w lustro, żeby się upewnić. Nawet nie wiedziałem, czy w tym nieznanym świecie wynaleźli lustra.

Gdy otworzyłem oczy ujrzałem przed sobą tańczące na ślepo słoniotwory. Tak je roboczo nazwałem. Znajdowaliśmy się wewnątrz fioletowego namiotu. Przy wyjściu stała tabliczka z napisem w nieznanym języku. Tekst przypominał hieroglify lub może bardziej emotikony. Patrzyłem tępym wzrokiem na wiadomość, łudząc się, że coś z niej zrozumiem i dowiem się, gdzie jestem. Ale skąd miałbym znać język słoniotworów?

Po jakimś czasie naszło mnie olśnienie.

„Kurs gwałtownej medytacji” – oznajmiał napis na tabliczce.

Jakbym miał w głowie malutkiego tłumacza, który cichym głosikiem wyjaśniał zawiłości słoniotworowego języka.

Potwory wokół nadal tańcowały w najlepsze, czy też raczej „gwałtownie medytowały”. Spanikowany wybiegłem z namiotu.

A raczej wybiegłbym, gdybym sprawniej poruszał maziowatymi przyssawkami.

Zatem powoli i niezbyt zgrabnie przyczłapałem na zewnątrz namiotu. Byle dalej od tego szaleństwa. Nigdy nie spodziewałem się, że medytacja może otworzyć wrota do nieznanego świata. A może to tylko jakiś psychodeliczny sen? Lub narkotyczny koszmar?

Najpierw ujrzałem obce niebo poplamione fioletowymi wstęgami. Zakręciło mi się w głowie. Następnie zobaczyłem jakieś zanurzone w różowej mgiełce miasto. Zamieszkane przez słoniopodobne potwory. Niektóre szły po chodniku. Jakieś pomniejsze słoniotworki wrzucały kamyki do fontanny. Ktoś był zajęty malowaniem płotu. Ale wszystko to działo się jakby w zwolnionym tempie. Nikomu się nie spieszyło. Od razu poczułem jakąś nutkę sympatii do tych stworzeń.

– Zu zami temi tru la – powiedziała nieznajoma. Nie wiem, czy to kształt uszu, czy wielkość trąby, ale od razu rozszyfrowałem, że mam przed sobą samicę.

Przez chwilę wpatrywałem się tępo w słoniotworkę, dopóki nie dobiegły mnie słowa wewnętrznego tłumacza: „Już skończyłeś z tymi durnotami, kochanie?”.

– Kochanie? – spytałem w biegłej słoniotworszczyźnie.

– Ależ, Zux, co w tym dziwnego, że żona nazywa męża kochaniem? – spytała nieznajoma, z którą najwidoczniej musiałem wziąć ślub…

– Gdzie ja właściwie jestem… kochanie?

– Mówiłam ci, że od tej całej bzdurnej gwałtownej medytacji gnije mózg. Znalazłeś tam chociaż to, czego szukałeś?

– A czego tam szukałem? – spytałem. Tłumaczenie miało wyraźnie opóźnienie, z czego robiłem dość długie pauzy przed wypowiedzią. Tyle, że tu wszyscy mówili wolno. Wolno malowali płot. I wolno wrzucali kamyki do fontanny. Co za cudowne miejsce.

Żona skrzywiła trąbę i spojrzała na mnie, nie ukrywając zdziwienia.

– Już nie pamiętasz? Cały czas mi ględziłeś, jak bardzo brakuje ci w życiu szaleństwa, spontaniczności, prędkości. Jak to niby nasze społeczeństwo wymaga flegmatyzmu, ślimaczenia się, powolnego truchtu w stronę szczęścia. I jak ta cudowna gwałtowna medytacja pomoże ci się wygłośnić. Jak to musisz się wyszumieć, wyhałasować, wyrwać z kajdan ślamazarności. Pewnie chcesz tam wrócić. Tańczyć jak szalony.

Spojrzałem na wejście do namiotu, skąd dochodził hałas antymedytujących. Zdecydowanie nie chciałem tam wrócić.

– Nie. Tu jest lepiej. Tak powoli.

Nie miałem pojęcia, co robić. Niby mógłbym spróbować wytłumaczyć, że nie jestem tym, za kogo mnie ma. Że jestem jakimś obcym z innego wymiaru. Ale nawet nie wiedziałem, jak tutaj traktuje się obcych z innych wymiarów. Może słoniotwory to społeczeństwo ksenofobów, którzy palą kosmitów z alternatywnych rzeczywistości na stosach. I przy tym bardzo powoli nasłuchują, jak skwierczy ogień.

– Poważnie? – zdziwiła się moja ślubna. – Przecież mówiłeś, że nie lubisz powolności.

– Ale się zmieniłem. Wszystko przemyślałem i teraz kocham spokój.

Słoniotworka zamachała uszami. Chyba na znak radości. Po chwili wewnętrzny translator wyjaśnił mi, że istotnie na znak radości. Najwidoczniej potrafił też tłumaczyć znaczenie gestów, choć z większym opóźnieniem niż przy napisach czy mowie.

– To cudownie, Zux! – wykrzyknęła i owinęła mi trąbę wokół szyi. – To może wybierzemy się jednak na ten koncert, o którym wspominałam.

– Jaki koncert?

– Usypiający koncert grania na trąbie.

Dość długo trwało, zanim przyczłapaliśmy na miejsce. Po drodze miałem okazję podziwiać wspaniałe ślamazarne społeczeństwo, w którym każdy mógł poszczycić się refleksem szachisty. Zamuleni policjanci powoli i metodycznie ganiający ślimaczących się złodziei. Poruszający się z gracją i tempem żółwia roznosiciele ulotek. Czy ociężale przycinający krzewy ogrodnicy. W tamtej chwili nie chciało mi się wracać do świata ludzi.

Na szczęście zdążyliśmy, zanim wyprzedano bilety. Budynek filharmonii przypominał kształtem Koloseum. Setki słoniotworów siedziało na ławach ułożonych w koncentryczne okręgi wokół podświetlonej sceny.

W końcu ujrzeliśmy artystę. Barczysty słoniotwór w kolorze granatu wyszedł na podwyższenie. Zaimponował mi już tym, że poruszał się jeszcze bardziej ospale od innych mieszkańców. Następnie zaczął wymachiwać trąbą, zwijać ją i odwijać, wydając przy tym nadzwyczaj delikatne, ciche dźwięki. Może nawet dźwięczki. Brzmiały niesamowicie naturalnie, aż nie mogłem uwierzyć, że ich źródłem nie jest wiatr, lecz żywa istota.

Bardzo powolne. Ciche. Ospałe. Usypiające.

Nawet nie wiem, ile to trwało. Czas gdzieś utonął w słodkiej melodii, stracił sens. Szedł do przodu, a może do tyłu, albo chybotał się na boki. Nie miało to znaczenia.

W tamtej chwili czułem się tak dobrze, usypiające dźwięki artysty wprawiły mnie we wręcz euforyczny stan. Chciało mi się płakać ze szczęścia. Miałem wrażenie dopasowania, zsynchronizowania z powolnym miastem słoniowych istot. Rezonowałem z tym światem. Tak, to miejsce dla mnie.

Cudowna i cudaczna muzyka stopniowo zanikała, aż w końcu zupełnie zamilkła. A ja szalałem z radości, koncert zrobił na mnie tak olbrzymie wrażenie, że w jednej chwili zapragnąłem podziękować artyście.

Zsunąłem się z ławy i zacząłem machać mackami, bijąc brawo.

Klap, klap, klap.

Osamotnione, nikt inny nie klaskał. Zamiast tego wszyscy zgromadzeni widzowie spojrzeli na mnie z wyraźnym obrzydzeniem.

Popełniłem błąd.

Wkrótce tłumacz wyjaśnił mi, że istotnie popełniłem błąd. Wyobraź sobie, że przyjeżdżasz do nieznanego kraju o zupełnie obcej kulturze. Przypuśćmy, że chcesz wyrazić swoje zadowolenie i pokazujesz niewinny kciuk w górę. Ale jeszcze nie wiesz, że w tym kraju ten gest nie jest już taki wcale niewinny. I że w niezwykle wulgarny acz wyszukany sposób obraziłeś czyjąś matkę. Oraz wyraziłeś dość śmiałe przypuszczenie co do sposobu, w jaki zarabia ona na życie.

Tak to mniej więcej wyglądało. W kulturze słoniotworów owacje na stojąco nie były zbyt mile widziane… Delikatnie rzecz ujmując.

Niewiele myśląc, rzuciłem się do ucieczki przed rozwścieczonym tłumem. Zabawne, że nawet rozjuszeni próbowali zachować spokój. Że choć niewątpliwie chcieli mnie gonić, zwyczajnie nie potrafili biec. Jakby było to dla nich wręcz anatomicznie niemożliwe.

A że akurat pod względem anatomii niewiele się od nich różniłem, ja także raczej spieszyłem się powoli. Ucieszyło mnie, gdy zobaczyłem, że moja żona próbuje jakoś wyjaśnić nieporozumienie. Ostudzić zapał tłumu. Na chwilę zatrzymałem swój powolny bieg, licząc, że może mi się upiecze. Ale wtedy ujrzałem, jak jakiś wąż owija mi się wokół szyi. Uwolniłem się od trąby oprawcy i pognałem w stronę wyjścia z filharmonii.

Biegłem, ile sił w nog… w galaretowatych przyssawkach. Już nawet wolałem nie oglądać się za siebie. Nigdy nie przypuszczałem, że dzięki urokom medytacji będę kiedyś uciekać przed stadem rozjuszonych słoni. A tu, proszę.

Przed siebie. Trwało to i trwało. W końcu dostrzegłem jedyne znajome miejsce. Fioletowy namiot dla adeptów gwałtownej medytacji. Niewiele myśląc, wszedłem do środka. Tuzin tańczących nadal tam był. Nie wiem, czy ten sam, co wcześniej, czy może nastąpiła jakaś rotacja.

Nie jestem pewien, czy bardziej chciałem schować się w tłumie, czy może podejrzewałem, że wejście zazwyczaj bywa też wyjściem. I dotyczy to zarówno drzwi do łazienki, wrót do stodoły, jak i mistycznych otwieranych medytacyjnie portali do świata powolnych ludzi-słoni.

Zatem zamknąłem oczy.

I zacząłem tańczyć.

Czułki. Falowałem nimi i kołysałem. Niżej.

Trąba. Wyciągałem ją i kręciłem piruety. Niżej.

Macki. Machałem na wszystkie strony. Uważałem tylko, żeby przypadkiem nimi nie klaskać. Niżej.

Nogi…

Uśmiechnąłem się, ale na wszelki wypadek jeszcze nie otwierałem oczu. Czułem nogi. Dwa porządne nożyska. Jak ja się za nimi stęskniłem.

Ogona brak. To teraz z powrotem. Wyżej.

Plecy. Bez przyssawek. Obecności macek nie stwierdzono.

Ręce.

Nos.

 

***

 

Albo usypiający koncert grania na trąbie trwał bardzo długo, albo czas po tamtej stronie płynął inaczej. W każdym razie, gdy otworzyłem oczy było już ciemno za oknem. Spojrzałem na zegarek. Po dwudziestej drugiej. Marzena mnie zabije, przecież mieliśmy iść dzisiaj na kolację. Przełknąłem ślinę i sięgnąłem po komórkę. Jak ja jej to wszystko wyjaśnię, nie ma mowy, żeby mi uwierzyła. Pomyśli, że się schlałem. W sumie to też jakaś wymówka.

Wziąłem głęboki oddech, wybrałem numer i nacisnąłem zieloną słuchawkę.

– Cześć, kochanie. – Zabrzmiał znajomy głos Marzeny. Nie wyczułem w nim wściekłości. – Dziś było tak cudownie.

– Yyyy… To znaczy?

– Już nie udawaj takiego niewiniątka.

– Yyyy…

Zacząłem przechadzać się po pokoju, nic z tego nie rozumiejąc.

– No, w klubie karaoke! – wyjaśniła w końcu Marzena. To było takie spontaniczne z twojej strony. Naprawdę mnie zaskoczyłeś. I nie przejmuj się, że nie za dobrze ci szło. A potem jeszcze te tańce…

– Tak – potwierdziłem. – To było wspaniałe…

Przez chwilę stałem w miejscu, zupełnie ignorując, co do mnie mówi. Moją uwagę przykuła niepozorna karteczka przyklejona na lodówce. Z bardzo niestarannie nabazgraną notatką. Jakby autor dopiero dzisiaj nauczył się pisać.

„Musimy jeszcze kiedyś się zamienić. Pozdrawiam. Zux”.

Koniec

Komentarze

Przyjemne i do tego zgrabnie napisane. Początek z medytacją i zamianą ciał bardzo mnie zaintrygował, późniejsze perypetie na koncercie i finał już nieco mniej. Jakoś tak mam głupio, że często muszę sobie dopowiedzieć “ale przecież…”. W tym wypadku też – niby końcówka to happy end, ale przecież bohater dalej jest powolnym sobą, nie może ciągle się zamieniać z Zuksem, jego partnerka jest szczęśliwa z powodu kogoś innego, a do tego jest w gruncie rzeczy okłamywana. Więc taki nie do końca happy jest ten end ;) Ale jeśli przymknąć oko na dalsze konsekwencje i zamknąć się w ramach tego, co zostało napisane, to jest to lekkie, proste i przyjemne opowiadanie. Tylko w sumie mnie nie rozbawiło, więc nie do końca widzę element fun. Ale to oczywiście tylko moje zdanie, różne są gusta i humory.

 

Aha, pomysłowy wstęp/przedmowa/wprowadzenie, a już na pewno miły. ;)

!!!UWAGA dotycząca żartu z przedmowy!!!

Jeśli zastanawiasz się, dlaczego w przedmowie polecam akurat Twoje teksty, poniżej znajduje się wyjaśnienie sztuczki:

Link z przedmowy jest dosyć specyficzny, to jest przenosi na profil klikającego zależnie od tego kto w niego kliknie. Można to przetestować na przykład klikając niezalogowanym.

Celem żartu nie jest podlizywanie się potencjalnym czytelnikom, lecz zwykły konkursowy fun :-)

 

@Gromick

Anonim dziękuje za komentarz. Masz rację, że end wcale nie taki happy, no i oparty na oszustwie i okłamywaniu partnerek. Także to na pewno nie jest opowiadanie z morałem. :-) Miało być lekko i przyjemnie, choć szkoda, że nie udało się rozbawić. 

Anonim bardzo chciał polecić teksty tego użytkownika w przedmowie, zasługuje na większy rozgłos. ;-)

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Czarno widzę przyszłość obu panów – można sobie jeszcze raz, a może i kolejny, wymedytować fioletowy namiot i świat istniejący w tempie slow, ale na dłuższą metę to nie może się udać, zwłaszcza że nie ma pewności, że chęci bohatera i pana Zuxa zawsze będą zbieżne i objawią się jednocześnie.

Choć czytało się miło, to nie mogę powiedzieć, że opowiadanie wywołało wesołość.

 

Anonimie, zajrzałam do Twojej polecanki i jeszcze nie mogę otrząsnąć się ze zdumienia. :o Nie rozumiem, co sugerujesz i dlaczego polecasz innym coś, co w ogóle nie istnieje?

 

 

pa­trzeć w lu­stro, żeby się w tym upew­nić. Nawet nie wie­dzia­łem, czy w tym nie­zna­nym… –> Czy to celowe powtórzenie?

Może w pierwszym zdaniu …wystarczy: pa­trzeć w lu­stro, żeby się upew­nić.

 

Wpa­try­wa­łem się tępo w wia­do­mość, łu­dząc się, że coś z niej zro­zu­miem i do­wiem się, gdzie je­stem. –> Objaw siękozy.

 

Bu­dy­nek fil­har­mo­nii przy­po­mi­nał kształ­tem ko­lo­seum. –> Bu­dy­nek fil­har­mo­nii przy­po­mi­nał kształ­tem Ko­lo­seum.

 

Setki sło­nio­two­rów sie­dzia­ło na sto­li­kach uło­żo­nych w… –> Czy na pewno siedziały na stolikach?

A może: Setki sło­nio­two­rów sie­dzia­ły na ławach, ustawionych w… 

 

do świa­ta po­wol­nych ludzi–słoni. –> …do świa­ta po­wol­nych ludzi-słoni.

W tego typu połączeniach używamy dywizu, nie półpauzy.

 

Po­zdra­wiam. Zux. –> Po­zdra­wiam. Zux”.

Kropkę stawiamy po zamknięciu cudzysłowu.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

@Regulatorzy

Myślę, że jeden z panów w ogóle nie chciałby się już zamieniać, bo jednak bohater trochę popsuł reputację Zuxa w ospałym świecie. Także przyszłość bohaterów na pewno nie jest kolorowa. Anonim dziękuje za sugestie i komentarz. I choć szkoda, że nie udało się wzbudzić wesołości, dobrze chociaż, że czytało się miło. :-)

Polecankowy link jest dosyć magiczny, legenda głosi, że każdy widzi w nim swoje odbicie. :-)

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

No cóż, Anonimie, nadal niewiele rozumiem, a w dodatku okazuje się, że są legendy, których nie znam… ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nie owijając w bawełnę, link odsyła na profil tego, kto klika. No chyba że się kliknie niezalogowanym, wtedy faktycznie odsyła w próżnię. ;-) Taki żarcik w przedmowie. :-)

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Aha! ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Tekst ma lepsze i gorsze momenty, ale ogólnie wypada na plus. 

Z zalet – pomysł na zamianę ciał, nie całkiem nowy, ale dobrze wykonany. Większość opisów stoi na dobrym poziomie. Co do humoru – do mnie akurat przemówił. Śmiać się nie śmiałem, ale wykreowana przez ciebie wizja ma w sobie coś wesołego. 

Z wad – dialogi są niestety drętwe. Fabuła może nie całkiem pretekstowa, ale też nieszczególnie istotna. Bardziej pocztówka niż opowiadanie. 

Ale mimo to, z lektury jestem zadowolony.

@None

Anonima cieszy, że bilans opowiadania wyszedł na plus oraz, że humor przemówił. Anonim dziękuje za cenne uwagi dotyczące dialogów i fabuły.

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Przyjemne, wesołe, dobrze mi się czytało. Bardzo podobała mi się plastyka językowa, jeśli mogę to tak nazwać.

Z minusów: perypetie bohatera w innym wymiarze jakby z innej bajki, trochę gorzej napisane i nie wciągają. Jeśli już tam się znalazł, to mogłoby mu przytrafić się coś super ekscytującego, nawet jeśli w zwolnionym tempie.

I najbardziej udane dla mnie zdanie, a nawet kilka:

I jak ta cudowna gwałtowna medytacja pomoże ci się wygłośnić. Jak to musisz się wyszumieć, wyhałasować, wyrwać z kajdan ślamazarności. Pewnie chcesz tam wrócić. Tańczyć jak szalony.

@chalbarczyk

Anonim dziękuję za wizytę. Anonim przyznaje, że w świecie po drugiej stronie medytacji dałoby się ukręcić jakąś ciekawszą historię, lecz zabrakło mu pomysłu. Autor dziękuje za wskazanie udanych zdań i wyraża radość, że ogólnie wyszło wesoło i przyjemnie. :-)

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Niezła captatio benevolentiae z tym linkiem ;)

 

A opowiadanie – coś mi w nim nie pasuje i jest to chyba zakończenie. Zbyt proste, zbyt oklepane. Ta fabuła by się lepiej sprawdziła, gdyby ta zabawa z zamianami potrwała dłużej i bohater się uzależnił (a jego żona jeszcze bardziej).

Całość napisana poprawnie (jakiś błędny zapis dialogu mignął w trakcie lektury), ale trochę drętwo. Szkoda, że ta powolność drugiego życia nie jest oddana stylistycznie, a tylko gadżetami w rodzaju słoniowatego ciała. W sumie mam wrażenie całkiem fajnego pomysłu na taką plus minus socjofantastykę zmarnowanego próbą zrobienia z niego funtastyki – bo tej to właściwie tu nie znalazłam.

http://altronapoleone.home.blog

Medytacji próbowałam raz w życiu i miałam dokładnie takie same odczucia jak Twój bohater. Stale coś mnie swędziało, dolegało, utrzymanie rytmu oddechu stało się problemem. I pewnie dlatego spodobało mi się to opko. Szkoda tylko, że człowiek nie poradził sobie w słoniowatym świecie równie dobrze, jak Zux w naszym. ;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Anonim dziękuje za komentarze. :-)

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Cześć Anonimie.

Kropka w dobrym miejscu?

Cholipciuś, bardzo mnie stropiłeś, przyczyna i skutek ze sobą się wiążą, w naszej makrorzeczywistości, bo o kwantowej nie mówimy. Bardzo, bardzo, tą przedmową mnie przestraszyłeś!

Przedmowa jest zwykle do… no czego? Prośbę formułuję o…

 

O tekście. Jest ciekawy i w punkt, sposób opowiadania znajomy i nieznajomy, bo zamaskowałeś piękne zdania. Jest zupełnie inaczej, moim zdaniem dobrze. Tylko zakończenie, choć z drugiej strony jest twist, czyli kropka, która w opowiadaniu sf musi być obecna, czy zawsze – tego nie wiem, ale w każdym razie rozwiązanie wątków, więc ok.

Temat, cóż mam powiedzieć, gratulacje i te słonie z trąbami:DDD

Czy zabawne? I tak, i nie, jednocześnie, a w ogóle to medytować można na wiele sposobów, raz poprzecznie, raz podłużniewink

Wyboru mi nie pozostawiłeś, klikam bibliotekę. 

pzd srd:) a

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

@AQQ

Dzięki za klika!

@Asylum

Cóż, może nawet więcej humoru zamieściłom w tej specyficznej przedmowie niż samym tekście. :D Dzięki za komentarz i bibliotecznego klika.

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Dałem się nabrać na magiczną sztuczkę i czytałem tekst zaintrygowany, kto tu sobie ze mną pogrywa i dlaczego. Jeszcze zabawniej zaczęło się robić, gdy na początku odnalazłem kilka podtekstów i pojedynczych słów, przez co o autorstwo zacząłem podejrzewać… własną żonę… która jednak tu nie bywa, ani w ogóle nie pisuje. W połowie tekstu, raczej już byłem pewny, że to jednak nie ona, bo i styl, i brak błędów, no nie dała by rady tak napisać bez stada betujących. Co więcej, styl zaczął mi przypominać jedną, konkretną osobę z tego forum. Podsumowując, fun miałem podczas czytania niezły, choć akurtat nie dzięki treści, a okolicznościom towarzyszącym. Bo fun-u tu prawie nie ma. Za to jest opowiadanie, które bardzo mi się podoba. Wielki plus za magiczną sztuczkę. Drobna rzecz, a cieszy :), szkoda, że tak szybko ją zdradziłaś.

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

Kliknęłam, bo przeczytałam jakoś w pracy, ale nie miałam możliwości skomentować. A wypada.

Chyba każdy miał jakieś przygody z medytacją, ale twoja wersja bije wszystko na głowę. Podoba mi się sam pomysł na aktywną medytację, no i macki. Macki są zarąbiste, wiem coś o tym. :)

Może nie śmiałam się do rozpuku, ale czytało się przyjemnie.

"Fajne, a nawet jakby nie było fajne to i tak poszedłbym nominować, bo Drakaina powiedziała, że fajne". - MaSkrol

@ AQQ

Dzięki, za komentarz. No, pewnie, że macki wymiatają. :-) W sumie ten tekst wyszedł mi bardziej lekki i przyjemny niż śmieszny. Anonimowi niestety zabrakło pomysłu na więcej konkursowego fun-u.

@ Chrościsko

Anonim cieszy się, że ktoś nabrał się na sztuczkę z przedmowy. :-D Anonim wolał wyjaśnić sztuczkę w komentarzach, żeby nie wprowadzać nikogo w błąd. Bardzo ciekawe przemyślenia co do autorstwa. Mogę jedynie zdradzić, że nie jestem Twoją żoną. :-D

Co więcej, styl zaczął mi przypominać jedną, konkretną osobę z tego forum.

Interesujące… 

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Interesujące… ale styl samych komentarzy do tej osoby już nie pasuje.

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

Styl komentarzy zawsze łatwo sfałszować… ;-) Chociaż styl opowiadania też można… W każdym razie Anonim jest bardzo ciekaw wszelkich podejrzeń tu bądź w temacie z kalumniami…

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Przeczytawszy.

Finkla

Aha, polecanka w przedmowie. Zastanawiam się, czy Autor chciał polecić siebie, ale nie wyszło,  czy chciał się podlizać każdemu…

 

lozanf@fantastyka.pl

Finklo, to drugie. Polecanie samego siebie byłoby niczym podpis, w dodatku mało taktowny.

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

Hmmm, podlizywanie się każdemu też wydaje mi się takie… kiełbaso-wyborcze. Ale jeśli to miał być żarcik, to wypada przymrużyć oko.

Babska logika rządzi!

Anonim skapnąłby się, że link “https://www.fantastyka.pl/profil/” nie przeniesie nikogo na jego/jej profil. :-) Co innego klikający, który niekoniecznie zagląda w adres klikanego linku.

To miał być żarcik, wyjaśniłom go też w komentarzach, żeby nie wprowadzać nikogo w błąd. ;-)

W sumie to anonim waha się nad usunięciem przedmowy, żeby (choćby podświadomie) nie wpływała na odbiór tekstu…

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Nie wiem, nie wiem… Dawno temu widziałam tu awanturę pod tytułem “jakim prawem podajesz link do mojego profilu?”, więc nie każdy by się skapnął. A póki Anonim pozostaje anonimowy… ;-)

Babska logika rządzi!

Prosiłabym Anonima o usunięcie linku z przedmowy. Koniec i kropka.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Oczywiście, usunięte. Anonim przeprasza za zamieszanie.

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Ej, przecież to była najzabawniesza część. Przywróć Anonimie ten link.

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

Bardzo dziękuję, Anonimie:)

Chrościsko, a czemuż to najzabawniejsza część była?

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Bo dzięki niej szukałem w opowiadaniu wskazówek, dlaczego autor zalinkował wlaśnie "mój" profil. Doszukiwanie się osobistych podtekstów, w miejscu gdzie ich nie było, sprawiło mi frajdę. Tak jak na pokazie iluzji, gdzie cieszysz się, że ktoś Cię oszukał.

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

A ja, trafiwszy na własny profil, byłam zdumiona, że Anonim poleca twórczość, która nie istnieje. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Chrościsko, dzięki za odpowiedź:), dzięki niej zrozumiałam.

Dla mnie kłopot z iluzją jest chyba taki, że otacza mnie i mierzę się z jej deszyfrowaniem, czyli fajne-niefajne.

Przepraszam, że tak na poważnie i pzd srd, a

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Z tą sztuczką był ten problem, że mogła wzbudzać negatywne odczucia, choć nie było to intencją Anonima. To jest, gdy po przeczytaniu przedmowy czytelnik myśli, że ma na portalu jakiegoś tajemniczego, anonimowego wielbiciela, co przecież jest super-fajne i w ogóle. A potem okazuje się, że to tylko taki żart i już fajnie nie jest.

Dlatego zdecydowałem/łam się na usunięcie przedmowy, gdy zostałem/łam o to poproszony/na. Gdyby chodziło o to, że żart jest nieśmieszny/do bani/albo nawet gdyby tekst o słoniotworach obrażał uczucia religijne wyznawców bogini Ganeshy nie usuwał(a)bym go. ;-) Ale, gdy żart może zwyczajnie wprowadzać w błąd, sprawiać wrażenie oszukania, Anonim wolał go zlikwidować.

Nie mniej Anonima bawią zarówno rozmyślania @Chrościsko jak i wprawienie w zdumienie @regulatorzy, bo jednak nie przewidział, że może polecić teksty kogoś, kto nie ma żadnych tekstów. :-)

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Anonimie, analiza Twej tożsamożci czeka w wątku z ploteczkami.

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

Interesujące…

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Drogi Autorze:)

Piszę do Ciebie we niewiadomej sprawie. Dziękuję, że napisałeś słowo o swoich intencjach i ja miałam pewność odnośnie intencji dobrych, a nie złych. Jak ktoś, kto tak rozumie pośpiech i istotę medytacji oraz potrafi zawitać do krainy słoniotworów (przyjmują go tam bez wahania, traktują jak swojaka) może chcieć dotknąć kogokolwiek? No chyba, że po gombrowiczowsku :xd

Dołączam się do prośby Chrościska, przewróć link i już się nie martw, chyba na zapas raban uczyniłam. Teraz, burza minęła, pioruny nie biją, wiatr ucichł. Za to szemrze woda w strumyku w dolince, a tam pełno drzew ojców, matek i ich dzieciaków odżywianych korzeniowo przez rodziców (ciągle jestem pod wrażeniem życia drzew, ale już przerzucam się na ptaki). Taki, na przykład, tryb życia kolibra jest podobny człowieczemu pod względem szybkości. Zbadano, średnio o 10% przyspieszyła cała ludzkość, konkretna jednostka, mierzono czas poruszania się, lecz bez wspomagania, tylko kroki. Eh).

 

Jeśli możesz i chcesz to uczyń zadość prośbie:) Na poważnie.

pzd srd, a

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

@ Asylum

No to skoro wszyscy popierają przywrócenie linku (śledzę też sobie wątek ploteczkowo-kalumniowy, o mały włos bym tam coś odpisał(a) :-D), nie będę się sprzeciwiał(a). Przywróciłe(a)m link, umieściłe(a)m też wyjaśnienie w drugim komentarzu, żeby uniknąć przyszłych nieporozumień. Prośbę o usunięcie Anonim odebrał jako dosyć kategoryczną (z tym koniec kropka) i wolał się podporządkować, żeby nikogo nie wprowadzać w błąd. Skoro woda szemrze w strumyku i wszystko wyjaśnione, to pozostaje się cieszyć konkursowym funem. :-)

Dzięki za ciekawe dygresje o przyspieszaniu ludzkości i kolibrach, bardzo w temacie opowiadania. :-)

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Sympatyczne :)

Pozdr.

Dzięki. :-)

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Podobał mi się wykreowany słoniowaty świat, chętnie bym się do takiego na jakiś czas przeniosła (może pomedytuję i się uda).

Opowiadanie dobrze napisane, płynnie się czytało no i uśmiechnęło. Bardzo, bardzo fajne! :)

 

P.S. Dobry żart z tym linkiem :p

Dziękuję. :)

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Fajny tekst. 

Lekki, niezobowiązujący, sprawnie i przyjemnie napisany. Eksplozji śmiechów nie było, ale też nie sądzę, że być miały – humor opierał się raczej na pewnym "feel good" całego tekstu, nie poszczególnych gagach czy dowcipach. Prosty i zdałoby się, że oczywisty pomysł, ograny nawet, ale podany z naturalnym wdziękiem i luzem, więc w żadnym wypadku nie można się przyczepić o wtórność. 

Światopoglądu mego tekst ów nie zmieni, na szczyty mej piramidy humoru też się nie wespnie, ale bawiłem się z nim całkiem dobrze, a to bardzo istotne w przypadku takiego konkursu. 

Aha, szkoda tylko Zuxa. Po powrocie do Ślimasłoniowa czego go niemiła niespodzianka ;-) 

Aha 2, też uważam, że trzeba było akcji z linkiem tak prędko nie wyjaśniać :-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Anonim bardzo dziękuję za wizytę i odebranie tekstu jako lekkiego i przyjemnego. Taki właśnie miał być.

Ad. Aha: Tak, Zux wyszedł zdecydowanie gorzej na tej wymianie. ;-)

Ad. Aha 2: Link wzbudził swego czasu pewne kontrowersje, na chwilę nawet zniknął, więc wolałe(a)m nie ryzykować, że żart zostanie odebrany jako podlizywanie się bądź wprowadzanie w błąd. :-)

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Ja kliknąłem w link, zobaczyłem swój profil i… i stwierdziłem, że to nie może być, żeby ktoś mnie linkował, więc skopiowałem link i wkleiłem by ujrzeć ścieżkę :D /profil potwierdził moje podejrzenia, ale i ubawił :-)

To tylko taka dygresja. Według mnie żart z linkiem jest bardzo udany. A co do opka, to skomentuje, jak przeczytam ;D

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

W mojej przeglądarce wystarczy najechać kursorem na link, żeby zobaczyć adres (w lewym dolnym rogu). U Was to tak nie działa?

Babska logika rządzi!

@ Mytrix

No to super, że żart z linkiem się udał. Szkoda, że nie dałeś się nabrać. Mam nadzieję, że nie każdy będzie taki podejrzliwy. ;-) Do tekstu oczywiście zapraszam, choć nie mogę obiecać, że humor w opku utrzymuje poziom przedmowy. :-)

@ Finkla

U mnie działa tak samo.

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Finklo, ja z telefonu operuję zazwyczaj :-)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

A, prawda. Trudno, musisz klikać w nieznane… ;-)

Babska logika rządzi!

Zawsze to jakiś dreszczyk emocji ;-)

 

Oksy-doksy,

 

przeczytałem muszę przyznać, że całkiem przyjemne to opowiadanie. Nispieszne, ale lekko napisane, ma swój naturalny flow. Pomysł nie powalił, ale na czasoumilenie podczas przerwy w pracy, jak najbardziej :-)

Nie wiem, czy jest tu jakiś morał, ale napewno jest refleksja nad gonitwą będącą symbolem XXI wieku.

 

Pozdrawiam!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Opko zdecydowanie niespieszne. ;-) Anonim dziękuje za komentarz.

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

(odpowiedniość gifa jest zupełnym przypadkiem :D)

 nic nie robienie

Tego się na pewno nie pisze razem?

 substytutem odnóży

… czym?

 hefalumpami

Po polsku to hohonie były :)

 Zwijając i odwijając trąbę

Trąby, bo dużo ich było i każdy miał własną, chyba.

 Gdy otworzyłem oczy ujrzałem

Gdy otworzyłem oczy, ujrzałem.

 tępym wzrokiem

oznajmiał napis

Napis głosił.

 przyczłapałem na zewnątrz namiotu

Przyczłapałem dokądś, a na zewnątrz chyba poczłapałem?

 poplamione fioletowymi wstęgami

Metafora niespójna – plamić może tylko wstążka z maszyny do pisania.

 dopóki nie dobiegły mnie słowa

Hmm.

 opóźnienie, z czego robiłem dość długie pauzy

Z tego opóźnienia? Czy po prostu "dlatego"?

 pomoże ci się wygłośnić.

heart

 Czy ociężale przycinający krzewy ogrodnicy

Nie wiem, czy bym to oddzielała, ale w tej chwili nawet mi się nie chce. Tak miło i powoli…

zdążyliśmy zanim

Zdążyliśmy, zanim.

 Może nawet dźwięczki.

heart

do przodu a może do tyłu albo chybotał się

Do przodu, a może do tyłu, albo chybotał się.

 usypiające dźwięki artysty wprawiły mnie we wręcz euforyczny stan

Artysta nie ma dźwięków, i poprawiłabym fonetycznie: usypiające dźwięki wprawiły mnie w stan wręcz euforyczny.

 zsynchronizowania do powolnego miasta

Zsynchronizować można się z czymś.

 wulgarny acz wyszukany

Wulgarny, acz wyszukany.

 ja także raczej spieszyłem się powoli

Może lepiej: ja także spieszyłem się raczej powoli.

 zatrzymałem swój powolny bieg

Nie bieg przecież zatrzymał. Przystanął w biegu, może.

 dzięki urokom medytacji, będę

Bez przecinka.

 A tu proszę

A tu, proszę.

 Tuzin tańczących

Hmm.

 wrót do stodoły jak

Wrót do stodoły, jak.

 No w klubie karaoke!

No, w klubie karaoke!

 

Co mogę powiedzieć…

Żarcik pełen wdzięku, prawie jak tańczące słoniotwory. Misie rozśmieszył, choć pewnie w annałach historii się nie zapisze. Ale czy wszystko musi się w nich zapisać? Nie lepiej czasem sobie odpuścić? ;)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Przeczytałam już jakiś czas temu – oto, co zostało mi w głowie po czasie. Opowiadanie urocze, nieśpieszne. Raczej wesołe, niż śmieszne. Tak więc styl narracji jak dla mnie w 100 procentach odpowiada treści. Rozbawiło mnie w sumie zestawienie w jednym zdaniu Lovecrafta i hefalumpów – no na takie słoniotwory nie można się nie uśmiechnąć. :)

@ Tarnina

Anonim dziękuje za komentarz i sugestie. W książkach zaiste były hohonie, w tytule filmu z jakiegoś powodu zostawili hefalumpy. Jakoś ta dłuższa nazwa bardziej mi pasowała w zestawieniu z Lovecraftem. :-) Fajnie, że żarcik rozśmieszył. Tak, tak, czasem warto sobie odpuścić, no i zwolnić. :-)

@ Nir

Dzięki za wizytę, Anonim cieszy się, że lovecraftowsko-hefalumpowe stworki uśmiechnęły. :-)

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Tekst nazwałbym taką interpretacją słowa “Fun”. Nie jest szczególnie śmieszny, ale to nieistotne. Gdyby wrzucić to opowiadanie na jakikolwiek inny konkurs, przeczytalibyśmy pewnie, że lekkie, w pewien sposób żartobliwe, może nawet trochę zabawne. Tymczasem w Fun-tastyce chyba jednak za bardzo skupiliśmy się na poszukiwaniu humoru w tekstach, co lekko zaburza końcowy odbiór.

A jaki jest ten odbiór?

W moim przypadku wcale pozytywny. Jak już wspomniałem, tekst mam za pewną interpretację słowa “Fun”. Swoistą zabawę pomysłem, tematem, poddaną w lekkiej formie, z pewną domieszką zabawnej ironii (choćby ta wzmianka o nosie). Nie jest to opowiadanie, do którego będzie się wracać, które zapadnie na dłużej w pamięć. Ale ono wcale nie musi (i nie ma) takie być. Jest takim jednorazowym sympatycznym “czasoumilaczem” i jako takie, sprawdza się dobrze.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Anonim dziękuje za komentarz. Miło, że tekst sprawdza się jako czasoumilacz. :-)

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Dzięki :-)

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Niema co się rozwodzić czy fajnie napisane czy poprawnie i inne tego tam. Miało być zabawnie i śmiesznie a jest tylko sympatycznie.

Sympatyczne. Zbudziło raczej uśmiech niż eksplozje śmiechu, ale było fabularnie ciekawe (przy całej przewidywalności pomysłu), a bohaterowie wzbudzili moją sporą sympatię. Na plus.

ninedin.home.blog

Bardzo mi się ten tekst podoba. Pomysł, wykonanie, bardzo dobre zakończenie, wszystko gra tu jak niemiachy w pamiętnym meczu z gospodarzami mundialu 2014. Nie będę się specjalnie rozpisywał, starczy że to jeden z moich konkursowych faworytów.

Anonim bardzo dziękuje za nowe komentarze. :-)

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Przewrotne i dość zaskakujące. Ciekawe rozwiązanie i choć ja nie mogłabym żyć w takim ospałym świecie, to rozumiem potrzebę, żeby czasami nieco zwolnić. Miałam trochę problem z wyobrażeniem sobie tych słoniotworów, ale to widać moje braki w wyobraźni ;). 

Ogólnie czytało się przyjemnie, a opis medytacji i przeobrażenia fajnie napisany. 

 

Pozdrawiam C.

Zwolnić… Tak, bardzo miło by było trochę w życiu zwolnić :) Bardzo spodobały mi się pomysł słoniotworki i ogólny charakter tekstu – lekki, przyjemny i zabawny. Relaksująca lektura :) Fajnie udało Ci się to wszystko opisać. Powodzenia w konkursie.

Sytuacja rzeczywiście humorystyczna, chociaż równie dobrze mógłby być z tego niezły horror. Zamiana ciał – motyw znany. I lubiany. Przez medytację/antymedetycję? Niezły patent. Co wrażliwsi czytelnicy mogą się teraz zacząć medytacji obawiać ;)

Czytało się przyjemnie. 

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

Bardzo dziękuję za komentarze. A medytację mocno polecam, nie ma się co bać. :-)

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

No, nie wiem. Licho wie, z czym się skontaktujesz, próbując się skontaktować z Wszechświatem.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Można też medytować tak mniej duchowo eteryczne a bardziej w stylu mindfulness. Nie tyle w ramach kontaktu z Uniwersum co chilloutu wyciszenia i lepszego samopoczucia. :-)

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Hmmm. Nie rozśmieszyło. Co nie znaczy, że tekst jest zły. Porusza ciekawe i ważne tematy. Tylko nieśmieszne i w nieśmieszny sposób, IMO.

Fantastyka jest, głośna, wyraźna i namacalna.

Fabuła całkiem przyzwoita. Nie spodziewałam się takich skutków medytacji – zaskoczyły, a potem byłam ciekawa, jak się cała przygoda skończy.

Bohaterowie w miarę dobrze zbudowani. Protagonistę nawet polubiłam – jest mi bliski światopoglądowo.

Tematyka bardzo oryginalna, na świat słoniotworów też nie narzekam.

Z warsztatem mogło być lepiej – sporadycznie, ale są usterki, w tym jedno zdanie całkiem bez sensu, bo zawiera pół konstrukcji.

Babska logika rządzi!

Dzięki za jurorski komentarz. :)

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Po czasie muszę stwierdzić, że to dobre opko, zapada w pamięć :)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

No to fajnie, dzięki. :)

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Ha, już w czasie trwania konkursu tytuł zwrócił moją uwagę, ale teraz to już wiadomo, że trzeba przeczytać. ;)

Przyjemne opowiadanie, motyw z absurdalną alternatywną rzeczywistością bardzo w Twoim stylu. Narracja też charakterystycznie błyskotliwa, chociaż wydała mi się nieco stonowana, ale może to ze względu na lekką tematykę tekstu (no i anonimowość :P).

Poza tym na plus słowotwórstwo – “antymedytacja”, “słoniotworszczyzna” i “wygłaśnianie się” przepiękne. ;)

Remplis ton cœur d'un vin rebelle et à demain, ami fidèle

Dzięki za komentarz. Miło, że śledzisz moje teksty. Muszę w końcu odwiedzić Koan. ;)

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Nowa Fantastyka