- Opowiadanie: MaSkrol - Stwórzmy sobie wizerunek

Stwórzmy sobie wizerunek

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Stwórzmy sobie wizerunek

Ściana placówki ImagineImage przypominała kartotekę. Tyle, że nie wisieli na niej przestępcy, tylko… właściwie, Karol sam nie wiedział jak ich nazwać. Produkty i substraty? Części portfolio coacha-fanatyka? Tabela zbłąkanych dusz, którym trener wskazał krętą drogę do ich lepszego ja? 

Chłopak przypatrywał się ramkom. Wspaniałe przemiany.

Heh. Za każdym razem czuł zażenowanie.

Wszystkie obramowania zawierały dwa, kontrastujące ze sobą zdjęcia.

Skrzywił się.

Pierwsza fotografia: podkrążone oczy, potargane włosy oraz wyrazy twarzy, jakby tym ludziom wyssano mózgi przez uszy. Druga emanująca szczęściem. Uśmiechy, garnitury, muskulatury. Sielanka.

Karol zamrugał zaskoczony. Były jeszcze notki. Grubo.

Nareszcie jestem pewny siebie, nie boję się wyjść z domu i zmierzyć z trudnościami, które do tej pory odbierały mi ochotę do życia.

– To niezłe życie. – Karol pokiwał głową.

Zerknął na kolejną.

Dzięki firmie ImagineImage jestem wystarczająco zdeterminowany, aby poszukać pracy swoich marzeń i przestać wylegiwać się na kanapie. Moje życie nigdy nie było lepsze.

– Super… fajnie, cieszę się w takim razie – powiedział chłopak. – Nieźle, kurczę.

Ale były jeszcze lepsze.

ImagineImage zmieniło mnie całkowicie. Byłem człowiekiem z depresją, na skraju upadku. Zerwałem z marnowaniem czasu, lenistwem oraz niezdrowymi nawykami. Teraz wszystko co robię, czynię dla lepszej przyszłości.

Karol uniósł brwi. Miał szczęście, że przyszło mu żyć w czasach, kiedy takie osoby dbają o przyszłość. Naprawdę.

Drgnął. Ktoś otworzył drzwi gabinetu.

– Czy pan Karol Olejniak? – zapytała sekretarka.

– Tak to ja. – Miał problem z opanowaniem wzroku. Kobieta nie była ubrana skąpo, ale jej nogi i figura… Karol zamrugał, próbując przegonić obraz kształtujący się w jego umyśle.

– Zapraszam.

Nie musisz mnie namawiać, pomyślał Olejniak i wszedł do środka.

– Doktor wizerunku jest w sali obok.

Błyskotliwa nazwa.

Karol nacisnął klamkę i pchnął wskazane drzwi. Zarówno gabinet, jak i pomieszczenie go poprzedzające prezentowały się bardzo nowocześnie. Dominująca białość i specyficzne umeblowanie, przywodziły na myśl zdecydowaną postępowość.

– Dzień dobry, Karolu. – Głos mężczyzny siedzącego za biurkiem był… niesamowity. Głęboki i pewny, aż chciało się słuchać. – Zdecydowałeś się na całkowitą zmianę swojego życia?

Chłopak podłubał w nosie i wytarł palec o spodnie.

– Ta, chyba ta – odparł.

Mężczyzna zmrużył oczy. Uśmiechnął się.

– Proszę usiąść w takim razie. – Wskazał miejsce przed sobą. – Dobrze się pan zastanowił? To będzie najważniejsza decyzja w pana życiu.

– Wiem, właśnie po to tu przyszedłem. – Karol rozsiadł się wygodnie na krześle, wepchnął ręce do kieszeni.

Brew doktora drgnęła.

– Nazywam się Jacek Nieustępliński i, być może, przeprowadzę pańską przemianę… – Podał chłopakowi kartkę. – Jednak najpierw proszę wypełnić ten formularz.

Karol chwycił papier, równocześnie dotykając dłoni doktora. Pisał, mrucząc pod nosem i co rusz zerkał na dowód osobisty, który nagle znalazł się na biurku.

Doktor nieświadomie zaczął postukiwać palcami o blat. Zwrócił na to uwagę, kiedy Olejniak oddał mu formularz. Poderwał dłoń, jakby się poparzył.

– Dobrze… – Zerknął, czy chłopak poprawnie wypełnił kartę. – Świetnie… teraz muszę dowiedzieć się kilku rzeczy. Niech pan pamięta, żeby mówić szczerze, bo inaczej zabieg może mieć skutek inny niż przewidywany.

Olejniak skinął głową.

– Jakby pan siebie określił? – zapytał doktor.

– Inteligentny, pewny siebie, pracowity… – Karol przyłożył dłoń do podbródka. – Dobry, uczynny, zaradny, kreatywny, postępowy.

Doktor patrzył, nieco przekrzywiając głowę. Większość klientów miała przynajmniej drobny problem z wymianą cech. Poza tym zawsze było jakieś „ale”. Chłopak wymienił wszystko bez zająknięcia. Dziwne zach…

– A i jeszcze skromny – dodał Karol.

Najwidoczniej chce się pozbyć tych irytujących tików, pomyślał Nieustępliński.

– Dobrze, a który pakiet sobie pan…

– Pełny – przerwał mu chłopak.

Doktora zatkało. Pełny pakiet oznaczał, że może dokonać niezliczonej ilości zmian, ale…

– Wie pan ile to kosztuje?

– Mam pieniądze.

Jacek Nieustępliński zmrużył oczy, patrząc na pomiętą koszulę Karola. Niemożliwe, żeby takiego chłopaka było stać. Coś było nie tak. Bardzo nie tak. Zanim przywołał sekretarkę, wiedziony przeczuciem, spojrzał na formularz. Olejniak, Olajniak…

Pesel: zero, zero, dwa, jeden…

Doktor zdrętwiał. Olejniak. Rok narodzin dwutysięczny. Do tego bogaty. On może być tylko…

Karol pokiwał mu głową, domyślając się o co chodzi doktorowi.

Grzegorz Olejniak. Ojciec chłopaka był prezesem ImagineImage. Szefem szefów. Gdyby Jacek spartaczył zabieg… mógłby wylecieć z roboty. Nieustępliński bez słowa wybrał numer do szefa. Nie lubił z nim rozmawiać, ale wolał upewnić się czy ojciec wie, na co porywa się syn.

Beep. Beep. Sygnały na ten konkretny numer zawsze wydawały się głośniejsze. Beep. Jakby ktoś specjalnie regulował głośnik. Bee…

– Dzień dobry panie Grze… aham… aham… tak. Rozumiem – Doktor nieznacznie poczerwieniał. – Tak, jest tutaj. Tak ma pan rację, jest dorosły. Nie, nie sprawdzałem jego dowodu, ale… Dobrze. Rozumiem. Do widzenia. 

Jacek odłożył telefon. Wciągnął głęboko powietrze, podczas wydechu wydalił wszelkie negatywne emocje.

– W takim razie proszę. – Uśmiechnął się, podając chłopakowi kartkę z opcjami do wyboru.

Karol przygryzając ołówek, przejrzał wszystkie opcje.

– W okienku “inne”, jest za mało miejsca? – zapytał.

Nieustęplińskiemu zabrakło tchu. Ciarki przebiegły mu po plecach. Tylko nie to.

– Klienci rzadko używają tej przestrzeni, wszystko co potrzebne można zaznaczyć… – Dotknął długopisem kartki, jakby w ten sposób chciał namówić chłopaka do skorzystania z nadrukowanych opcji.

Karol cmoknął.

– Ale możecie usunąć i dodać każdą cechę, prawda?

– Tak… – odparł Nieustępliński. Zaczął się pocić. To jakaś kontrola?

Karol patrzył na kartę. Założył nogę na nogę, a jego spokój i pewność siebie unosiły się w pomieszczeniu, przylegając do ścian i przedmiotów. Czuł się znacznie swobodniej od doktora, który nie wiedział na czym zawiesić wzrok.

Chłopak zaczął pisać. Pisać a nie zaznaczać.

Czegoś musiało brakować na karcie. Wielu rzeczy musiało brakować na karcie. Niedobrze.

Olejniak oddał formularz.

Doktor czytał, a z każdą chwilą jego oczy rozszerzały się coraz bardziej. Oszalał. Syn prezesa oszalał, chciał go pogrążyć…

– Napisał tu pan… – Nieustępliński przełknął ślinę. – Że chce zostać leniwym, nieodpowiedzialnym, niekonsekwentnym marudą z depresją i… niepohamowanym popędem seksualnym, który kiedyś wpędzi go do grobu? – całość ledwo przeszła mu przez gardło, a ostatnim stwierdzeniem niemal się zachłysnął.

Karol skinął głową.

– Tak, dokładnie.

Nieustępliński zadrżał. To sen. Pieprzony sen. Musiał być snem, bo czym innym? Od samego początku wiedział, że z chłopakiem jest coś nie tak. Jest dziwny, inny… nie zachowuje się normalnie. Jacek nie miał pojęcia, kiedy zaczął oddychać szybciej.

– Czy na pewno rozumie pan, na czym ma polegać zabieg? – zapytał, splatając dłonie. – Zaznacza pan cechy, które chce uzyskać. Kartę cech, których chce pan się pozbyć, dostanie za chwilę.

Karol zaśmiał się, spojrzał doktorowi w oczy.

– Ale ja to rozumiem. Wypełniłem tak jak chcę.

Doktor wyprostował się. To było jak cios w policzek, ta informacja zburzyła resztki jego wewnętrznego spokoju, zabiła profesjonalizm.

Znów odetchnął. Odliczył w myślach od dziesięciu do zera. Kogoś innego, mógłby powiedzieć, że najbliższy wolny termin ma za dwa lata, ale Karol musiał wiedzieć jak wygląda procedura. W końcu to syn prezesa.

– Nie mogę wykonać zabiegu – oznajmił.

Karol odchylił się w na krześle.

– Nie może pan wykonać? – Chłopak wziął głęboki wdech. – Mówił pan, że jesteście w stanie usunąć i dodać wszystkie cechy.

– Nie takie – odpowiedział. Nie mógł. Nie chciał. – ImagineImage powstało, żeby ludzie zaczęli żyć tak jak chcą, byli szczęśliwi, a nie niszczyli sobie życie.

– Ja chcę tak żyć – Karol mówił wolno i wyraźnie. – Chcę. To moje marzenie.

– Nie… nie! – krzyknął doktor. Ciężko dyszał. – To nie może być twoje marzenie! Ludzie chcą być pewniejsi siebie, produktywni, kulturalni, dbać o wygląd! To są cechy, które im dajemy, takich cech potrzebuje społeczeństwo! Jak będą na ciebie patrzeć, jeśli zrobisz sobie taką krzywdę?!

Otworzyły się drzwi, do gabinetu zajrzała sekretarka.

– Won! – Zanim Nieustępliński zdążył coś dodać, zamknęła je z trzaskiem.

– Nie robię sobie krzywdy, robię to, co chcę robić – rzekł Karol. – A pan musi wykonać zabieg, taką ma pan pracę.

Nieustępliński wstał ze swojego fotela. Upominał się w głowie, że to syn prezesa. Usiadł. Chciał zachować tę robotę, musiał ją zachować. Kochał naprawiać ludzi i świat, ale ten gówniarz może wszystko zmarnować.

– Nie mogę, nie mogę… – biadolił. – Będę musiał wstawić dane zabiegu do Internetu, każdy zobaczy! Co ludzie powiedzą? Cała moja kariera legnie w gruzach. – Siedział na swoim fotelu, zdrętwiały, bez życia. – Nie mogę tego zrobić! Potrzebuję tej pracy.

Olejniak patrzył na niego obojętnie.

– Niech się pan jeszcze raz zastanowi, nie niszczy życia mojego i własnego – ostrzegał Doktor. – To nie jest dobra, postępowa droga. Nikt tak nie robi, bo wie, że…

– Kiedy ja właśnie tak chcę! – Karol odepchnął ręce doktora. – To życie mnie nuży.

– Nie! Błąd! Nie chcesz! Nie możesz chcieć! – Doktor zastanawiał się, co to za dziwna osoba. Nie wierzył, że patrzy na syna prezesa. Nie wierzył, że patrzy na człowieka. – To nie jest charakter, w którym dobrze przeżyje pan swoje życie.

Karol wstał i odszedł od fotela. Doktor, jakby dopiero wtedy zreflektował się, że od kilku chwil nie poruszył nawet palcami. Rozluźnił się nieco.

– Chcę tylko żyć po swojemu – odparł chłopak.

Doktor bardzo powoli skinął głową. Nie miał wyjścia. Musiał się zgodzić. Dać za wygraną. Miał tylko nadzieję, że nie pożałuje tej decyzji.

 

***

 

Zabieg trwał niecałe dwie godziny. Karol pamiętał tylko, że podłączono mu do głowy kilka elektrod, później film się urwał. Po przebudzeniu przelotnie zerknął na doktora. Spodziewał się roztrzęsionego mężczyzny był na skraju załamania nerwowego, jednak twarz Nieustęplińskiego nie wyrażała żadnych emocji.

Olejniak nie odważył się do niego odezwać.

Wychodząc, zatrzymał się przy ramce, w której wisiały “jego” zdjęcia. Młody i zadowolony z życia chłopak i symulacja pooperacyjna – stary pryk z lustrzycą.

Chłopak odczytał notkę:

Jeśli to widzisz, to ja właśnie pierdzę w kanapę i śmieje się z programów paradokumentalnych.

Parsknął i skierował się do wyjścia. Wrócił do domu, a w jego życiu nie zmieniło się zupełnie nic.

Koniec

Komentarze

Uśmiechnąłem się co prawda dopiero na końcówce, ale pomysł bardzo ciekawy. W końcu niewiedza i ignorancja są często błogosławieństwem. ;) Jeśli i tak ma się już wszystko, to w sumie może "zchamienie" jest ciekawym wyjściem do spędzenia spokojnego życia. :-) Ciekawa wizja, opisana tak, że się wciągnąłem i "połknąłem" od razu.

 Anonim wita Gromcika! Bardzo się cieszę, że “połknąłeś” tekst ;)

Chyba nie do końca chciałem przedstawić opko w ten sposób (albo chciałem pokazać coś jeszcze, choć najwidoczniej się nie udało). Chamstwo nie miało być najważniejszym elementem ;P

Jeśli i tak ma się już wszystko, to w sumie może "zchamienie" jest ciekawym wyjściem do spędzenia spokojnego życia.

Stety lub niestety chamstwo potrafi dużo ułatwić. 

Ciekawa wizja, opisana tak, że się wciągnąłem i "połknąłem" od razu.

Łechtasz moją próżność.

Dziękuję za odwiedziny i przeczytanie! 

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Czy dobrze mi się wydaje, że to opowiadanie było już wrzucone wcześniej (wczoraj?)? Bo jestem pewna, że je czytałam, a na pewno nie robiłam tego dziś po 18…

http://altronapoleone.home.blog

Tak, Drakaino, było. Przepraszam, ale z powodów technicznych musiałem je na chwilę zdjąć. Mam nadzieję, że to nie przeszkodziło w czytaniu…

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Przeczytałam całe, tylko wczoraj nie chciało mi się już pisać komentarza. Trochę to wygląda jak zmiana, żeby było już w sierpniu, a nie w ostatnim dniu lipca, bo zmian w tekście nie zauważam ;)

http://altronapoleone.home.blog

Chodziło bardziej o coś trochę innego, ale wersję z datą publikacji też możemy przyjąć ;-)

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Jakoś tak jest, że fantastyka na wesoło to albo wariacje na temat “przychodzi baba do lekarza”, albo biurokratyczny burdel w krzywym zwierciadle, no przynajmniej te dwie opcje zawsze się gdzieś przewiną. Taką mi średnią przyjemność ten tekst sprawił, wstępny obraz w ogóle do mnie nie trafił, jakoś nie potrafiłem sobie tego wyobrazić. Potem było lepiej, gdzieś od rozmowy bohaterów odnotowałem bardzo udane fragmenty, fajny twist z podanie tego, kim w rzeczywistości jest Karol, a potem… no niestety. Zakończenie jest zbyt rozwlekłe, doktor w tym swoim płaszczeniu się przed Karolem nie wypada ani nienaturalnie, ani zabawnie, cięgnie się to jak fluki z nosa, a finał… no cóż. Po zabiegu w życiu Karola nie zmieniło się nic i w moim, po przeczytaniu tego opowiadania, także nie drgnęło ni w prawo ni w lewo. Zrozumiałem zamiar, owszem, ale ani on rozbawił, ani skłonił do refleksji. Raczej poczułem rozczarowanie.

I uwaga, od której powinienem zacząć. Tekst jest niewyjustowany. To jest rzecz, której nie potrafię zrozumieć. Podstawowa rzecz, tekst niewyjustowany na dzień dobry ustawia czytelnika na “nie”. A nie jest to przecież opowiadanie złe.

 Witaj, Michale, dziękuję za przeczytanie i rozbudowany komentarz! 

Napisałem to opowiadanie kilka miesięcy temu i początkowo nie planowałem go wstawiać… no ale lepiej się podzielić i przeczytać konstruktywne opinie niż, kazać mu gnić w folderze. Szkoda, że opowiadanie Ci się ni spodobało, ale cieszę się, że znalazłeś też dobre fragmenty. 

I uwaga, od której powinienem zacząć. Tekst jest niewyjustowany. To jest rzecz, której nie potrafię zrozumieć. Podstawowa rzecz, tekst niewyjustowany na dzień dobry ustawia czytelnika na “nie”. A nie jest to przecież opowiadanie złe.

Szczerze mówiąc, nigdy nie zwracałem na to uwagi. Dzięki za radę, następnym razem będę uważał. 

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Zaznacz wszystko i przywal w justujący przycisk :-)

 

W tym tekście czuję "początkujące" pióro, ale dobrze rokujące. Szczególnie dobry, moim skromnyn zdaniem, jest ten fragment:

Karol patrzył na kartę. Założył nogę na nogę, a jego spokój i pewność siebie unosiła się w pomieszczeniu, przylegając do ścian i przedmiotów. Czuł się znacznie swobodniej od doktora, który nie wiedział na czym zawiesić wzrok.

przylegając do ścian i przedmiotów – śliczne.

 

Generalnie nie uśmiałem się, ale i tego nie wymagam. Ale jest sympatycznie. Uśmiechy się zdarzyły.

 

Na plus: Pomysł jest, puenta jest, twist jest, niektóre momenty naprawdę udane.

Na minus: Raczej mi ta historia na długo w głowie nie zapadnie. Tak jak masz miejsca lepsze tak są i momenty chropowate.

 

Pozdrawiam!

 

*klik* – na zachętę

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Anonim wita Mytrixa!

Zaznacz wszystko i przywal w justujący przycisk :-)

Zrobione ;-)

W tym tekście czuję "początkujące" pióro, ale dobrze rokujące. Szczególnie dobry, moim skromnyn zdaniem, jest ten fragment: (…) przylegając do ścian i przedmiotów – śliczne.

Dziękuję, taki komentarz jest bardzo budujący. 

Generalnie nie uśmiałem się, ale i tego nie wymagam. Ale jest sympatycznie. Uśmiechy się zdarzyły.

Tyle mi w zupełności wystarczy na ten moment. Nie uważam się za wirtuoza sztuki rozśmieszania ;)

Dziękuję za przeczytanie, komentarz i klika na zachętę!

Również pozdrawiam! 

 

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Polecam się na przyszłość!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Polecam się na przyszłość!

Na pewno kiedyś się skuszę! ;P

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Zobaczyłam tu sytuację, o której można powiedzieć, że Karol, wbrew wszelkim normom i powszechnym trendom, poszedł pod prąd. Tylko nie wiem, po co to wszystko, skoro w jego życiu niczego to zmieniało…  

 

tre­ner spro­wa­dził na kręte ścież­ki pro­wa­dzą­ce do… –> Nie brzmi to najlepiej.

 

– Nie­źle, kur­cze. –> Literówka.

 

Za­rów­no ga­bi­net, jak i po­miesz­cze­nie go po­prze­dza­ją­ce pre­zen­to­wa­ło się… –> Piszesz o dwóch pomieszczeniach, więc: Za­rów­no ga­bi­net, jak i po­miesz­cze­nie go po­prze­dza­ją­ce pre­zen­to­wa­ły się

 

Pełny pa­kiet ozna­czał, że może do­ko­nać nie­zli­czo­ną ilość zmian, ale… –> Pełny pa­kiet ozna­czał, że może do­ko­nać nie­zli­czo­nej ilości zmian, ale

 

a jego spo­kójpew­ność sie­bie uno­si­ła się w po­miesz­cze­niu… –> Piszesz o dwóch cechach, więc: …a jego spo­kój i pew­ność sie­bie uno­si­ły się w po­miesz­cze­niu

 

– Tak, do­kład­nie . –> Zbędna spacja przed kropką.

 

Karol od­chy­lił się w fo­te­lu. –> Wcześniej napisałeś: Karol rozsiadł się wygodnie na krześle, wepchnął ręce do kieszeni. –> Kiedy Karol przesiadł się na fotel?

 

Dok­tor, jakby do­pie­ro wtedy zre­flek­to­wał, że klę­czy na pod­ło­dze i trzę­sie się jak ga­la­re­ta. –> Raczej: Dok­tor, jakby do­pie­ro wtedy zre­flek­to­wał się, że klę­czy na pod­ło­dze i drży jak ga­la­re­ta.

 

Roz­trzę­sio­ny męż­czy­zna prze­by­wał na skra­ju za­ła­ma­nia ner­wo­we­go. –> Raczej:  Roz­trzę­sio­ny męż­czy­zna był na skra­ju za­ła­ma­nia ner­wo­we­go.

 

Wy­cho­dząc za­trzy­mał się przy ramce, w któ­rej wi­sia­ły “jego” zdję­cia. –> Wy­cho­dząc, za­trzy­mał się przy ramce, w któ­rej wi­sia­ły “jego” zdję­cia.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć, Regulatorzy! Dziękuję za odwiedziny i łapankę! Cóż… najwidoczniej znów pokazałem swoje myśli niewystarczająco dobrze. Błędy na pewno poprawię, jednak wolę to zrobić, używając komputera, do którego aktualnie nie mam dostępu. Niestety może to trochę potrwać ;-)

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Bardzo proszę, Anonimie. I nie wątpię, że w końcu będzie Ci dana możliwość dostąpienia do komputera. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przeczytawszy.

Finkla

lozanf@fantastyka.pl

Pisał, mrucząc pod nosem i co rusz, zerkał na dowód osobisty, który nagle znalazł się na biurku

Niepotrzebny przecinek po "co rusz" 

Większość klientów, miała przynajmniej drobny problem z wymianą cech

Niepotrzebny przecinek po "klientów" 

Ojciec chłopaka, był prezesem ImagineImage.

Niepotrzebny przecinek po "chłopaka" 

Sygnały na ten konkretny numer, zawsze wydawały się głośniejsze.

Niepotrzebny przecinek po "numer" 

– Więc dlaczego nie ma wszystkich cech, albo przynajmniej więcej miejsca na własne opcje – drążył syn prezesa.

Wstawiłbym znak zapytania na końcu wypowiedzi 

Przecież wyniki operacji, powieszą w ramce, a wybory chłopaka zostaną zamieszczone na stronie internetowej!

Niepotrzebny przecinek po "operacji" 

Wychodząc zatrzymał się przy ramce, w której i wisiały “jego” zdjęcia.

Bez "i" po "której" 

Młody i zadowolony z życia chłopaka i symulacja pooperacyjna – stary pryk z lustrzycą.

Literówka. 

 

No i mocno nadużywasz wielokropków. Ale poza tym, całkiem nieźle technicznie. 

Ogólnie tekst udany – jest pomysł, jest lekki tłist, jest puenta. Wykonanie też niczego sobie. Rzecz nie tyle śmieszna, co w lekki sposób opowiadająca o poważnych rzeczach. Ale to nie wada, bo tak lubię :-) 

Rzeczywiście, jak ktoś już wspominał, minusem jest zbyt długa i podkręcona do granicy absurdu scena błagania i kajania się doktora – wystarczy dużo mniejsze, by do czytelnika dotarło jak bardzo niewyobrażalne jest dla niego (i dla większości społeczeństwa) to, że ktoś może nie chcieć dążyć do tego, co wszyscy uważają za rzecz niezbędną do szczęścia. 

Ostatnie zdanie ciekawe, bo zmusza do zastanowienia. Co się tak naprawdę, mimo wszystko, może zmienić? :-) 

Dobra robota, Anonomie. 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Mnie nie powaliło, bo pierwsza część jest dość przegadana, w sumie od kiedy dowiadujemy się, kim jest Karol, to całe napięcie znika, a zakończenie głównej intrygi – mnie rozczarowało. Sytuacja jest dość oklepana, a przerażenie Doktora niestety wielkiego uśmiechu nie robi. W ogóle nie jestem pewna, czy takie ustawienie sytuacji jest na komizm – chyba że na tragifarsę, a to nie wyszło.

Co do ostatniego zdania, jak dla mnie jest nieco zbyt enigmatyczne. Niby daje możliwości interpretacji, ale wolałabym jednak coś od autora.

http://altronapoleone.home.blog

Dzień dobry, cześć! Przepraszam, że musieliście tyle czekać na mój odzew.

Reg,

trener sprowadził na kręte ścieżki prowadzące do… –> Nie brzmi to najlepiej.

Zmieniłem trochę, chyba jest nieco lepiej.

Piszesz o dwóch pomieszczeniach, więc: Zarówno gabinet, jak i pomieszczenie go poprzedzające prezentowały się

Racja, często łapię się na podobnych błędach. 

Karol odchylił się w fotelu. –> Wcześniej napisałeś: Karol rozsiadł się wygodnie na krześle, wepchnął ręce do kieszeni. –> Kiedy Karol przesiadł się na fotel?

Bardziej kiedy krzesło ewoluowało w fotel… no ale tak, brawo ja. 

Doktor, jakby dopiero wtedy zreflektował, że klęczy na podłodze i trzęsie się jak galareta. –> Raczej: Doktor, jakby dopiero wtedy zreflektował się, że klęczy na podłodze i drży jak galareta.

O bogowie! Ile ja tego szukałem! To było zdanie, nad którym męczyłem się najbardziej, żeby uniknąć powtórzenia “się” i za Chiny ludowe nie byłem w stanie niczego wymyślić. Dziękuję. 

Wszystkie wskazane błędy poprawione :D

 

Finklo, 

Dzień dobry :D

 

Thargone,

Ojojoj, ta moje interpunkcja, prosząca się o karę z nieba…

– Więc dlaczego nie ma wszystkich cech, albo przynajmniej więcej miejsca na własne opcje – drążył syn prezesa.

Wstawiłbym znak zapytania na końcu wypowiedzi 

Masz rację, mógłby się przydać.

No i mocno nadużywasz wielokropków. Ale poza tym, całkiem nieźle technicznie. 

Ehh, uwielbiam je, to jest jak uzależnienie i… dziękuję! 

Ogólnie tekst udany – jest pomysł, jest lekki tłist, jest puenta. Wykonanie też niczego sobie. Rzecz nie tyle śmieszna, co w lekki sposób opowiadająca o poważnych rzeczach. Ale to nie wada, bo tak lubię :-) 

Nawet nie wiesz jaki jestem teraz wewnętrznie zadowolony :-)

Rzeczywiście, jak ktoś już wspominał, minusem jest zbyt długa i podkręcona do granicy absurdu scena błagania i kajania się doktora – wystarczy dużo mniejsze, by do czytelnika dotarło jak bardzo niewyobrażalne jest dla niego (i dla większości społeczeństwa) to, że ktoś może nie chcieć dążyć do tego, co wszyscy uważają za rzecz niezbędną do szczęścia. 

Postaram się coś z tym zrobić, ale już nie dziś. Teraz jak to czytam, całkowicie się zgadzam, że przesadziłem. 

Dobra robota, Anonomie. 

Anonim z bananem na ustach, sam sobie podaje dłoń, mówiąc w myślach, że nie spodziewał się takiego sukcesu. Później poprawia swój monokl i głaszcze kota za uchem. Niepomiernie satysfakcjonujący wieczór. 

Dziękuję za kilka!!!

 

Drakaino,

Szkoda, że tekst Ci się nie spodobał, ale cóż postaram się, żeby następny Cię nie rozczarował. Jeśli chodzi o doktora, ta scena nie miała być śmieszna, a z jego zachowaniem zwyczajnie przesadziłem. Końcówka… mógłbym napisać teraz kilka rzeczy. O tym, że niektórzy po prostu nie mogą się zmienić lub ta maszyna najzwyczajniej nie działa, w przeciwieństwie do wiary ludzi, która w tym wypadku robi swoje. Jednak wolę nie mówić o co chodziło mi dokładnie :D

 

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Miło mi, Anonimie, że uwagi okazały się przydatne, a najbardziej cieszę się z tego, że pomogłam znaleźć to, czego szukałeś. ;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Anonimie, tekst jest daleki od “nie podobał” (to rezerwuję np. dla fragmentów fantasy ;)) – po prostu nie zachwycił, nie porwał, bo był nieco zbyt przewidywalny w warstwie fabularnej, a zarazem zbyt enigmatyczny w zakończeniu. Pozostałam z takim, eee, ale właściwie czego chciał ten Karol? I czego chciał autor? Ale potencjał tu jest, tylko może warto by się zastanowić nad zakończeniem – takie krótkie może być mocne, ale może paradoksalnie za mało wiemy o Karolu, żeby mieć jasne przeczucia, co mu się zmieniło, a co nie.

http://altronapoleone.home.blog

Drakaino, rozumiem już teraz ;-). Spróbuję się nad tym zastanowić. 

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Pewien mój duuuużo starszy znajomy najlepiej skwitował wszystkich marudzących Karolów tego świata: “Głodu, chłodu i polskich wszy im trzeba” (i od razu wyjaśniam, że nie mam pojęcia dlaczego wszy muszą być akurat polskie). Cokolwiek będzie ich udziałem, w ich życiu nic się nie zmieni, stale będą czuli, że to nie to. Za dobrze im po prostu, za łatwo wszystko im przychodzi. I ładnie to, Anonimie, pokazałeś. Podobało mi się. Nie wiem tylko, czy jest się tu z czego śmiać.

Klik. :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Witaj, Irko, dziękuję za odwiedziny i kilka!

Pewien mój duuuużo starszy znajomy najlepiej skwitował wszystkich marudzących Karolów tego świata: “Głodu, chłodu i polskich wszy im trzeba”

Bardzo ładnie powiedziane.

Cieszę się, że tekst ci się podobał, a jeśli chodzi o ten śmiech… cóż też nie jestem tego pewien ;)

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Szału nie robi, ale coś, jakiś zalążek humorku jest.

Witaj Tomaszu, dziękuję za przeczytanie i opinię. ;-)

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

No, takie sobie to opowiadanie. Nie jest złe, ani nie rozbawiło, ani nie porwało.

Cześć, Saro. Szkoda, że nie porwało, ale dziękuję za przeczytanie! :-)

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Anonimie, niestety słabe, lecz bardziej przez wykonanie, bo pomysł jest i nie szkodzi, że trochę podobny do pewnego filmu, lecz jest w tym myśl. Niestety całość cholernie przegadana. Pokażę początek:

 

Ściana placówki ImagineImage (po co „lm” w środku?) przypominała olbrzymią, obramowaną kartotekę. Tyle, że nie wisieli na niej przestępcy, tylko… właściwie, Karol sam nie wiedział jak ich nazwać. Produkty i substraty? Części wielkiego portfolio coacha-fanatyka? Tabela zbłąkanych dusz, którym trener wskazał krętą drogę do ich lepszego ja? 

 

Chłopak z założonymi rękami przypatrywał się ramkom. Cóż za wspaniałe przemiany. Wychodzi na to, że obserwował autentycznych, zadowolonych klientów

Heh. Za każdym razem czuł takie samo zażenowanie.

Wszystkie obramowania zawierały dwa, kontrastujące ze sobą zdjęcia.

Skrzywił się.

Wyglądały jak tandetne reklamy internetowe. Pierwsza fotografia przesiąknięta marnością: podkrążone oczy, potargane włosy oraz wyrazy twarzy, jakby tym ludziom wyssano mózgi przez uszy. Druga zaś emanująca nieopisanym szczęściem. Uśmiechy, garnitury, muskulatury. Sielanka po prostu.

Wyboldowane, moim zdaniem niepotrzebne

 

Wydaje mi się, że za wiele refleksji próbowałeś tutaj upchnąć, podążaj za bohaterem;) Sama też mogłabym sobie to przypominać.

pzd srd, a

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Cześć Asylum, miło że zajrzałaś! 

Anonimie, niestety słabe, lecz bardziej przez wykonanie, bo pomysł jest i nie szkodzi, że trochę podobny do pewnego filmu, lecz jest w tym myśl.

Szkoda, że ci się nie spodobało, ale rozumiem dlaczego. A jaki to film, bo chyba go nie znam?

Niestety całość cholernie przegadana.

Chciałbym się nie zgodzić, ale to moja bolączka ostatnio. Nie wiedzieć czemu przegaduje i niepotrzebnie przedłużam każdy tekst, którego się czepię.

Ściana placówki ImagineImage (po co „lm” w środku?)

Bo chodzi o dwa różne słowa, a napisałem w dużej… bo w sumie mogę, tak mi bardziej pasuje.

Wyboldowane, moim zdaniem niepotrzebne

Większość pokasowałem + jeszcze kilka fragmentów głębiej w tekście… no cóż trzeba się oduczyć tak rozwlekłego pisania.

Wydaje mi się, że za wiele refleksji próbowałeś tutaj upchnąć, podążaj za bohaterem;)

Być może przesadziłem, starałem się upchnąć jakąkolwiek refleksję, po narzekaniach, że ich nie ma w innych tekstach. ;)

Pozdrawiam również i dziękuję!

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Nie porwało, ale czytało się nieźle ;)

Przynoszę radość :)

Cześć Anet, dzięki za odwiedziny. Cieszę się, że czytało się dobrze, pomimo nieporywającego tekstu :)

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Powiem tak: przez sporą część lektury mi się podobało. Nie rozbawiło, ale zaintrygowało. Zakończenie trochę rozczarowało – spodziewałam się mocniejszego ogrania idei (tak, jak ją odczytałam), że syn na złość ojcu postanawia zrujnować sobie życie. No tyle że nie pasuje do tego mojego odczytania ostatnie zdanie, i tu się trochę pogubiłam.

ninedin.home.blog

Witaj, Ninedin, dziękuję ze przeczytanie.

Podoba mi się twoja wizja, nie myślałem o wątku wyrodnego dziecka, choć to byłoby całkiem dobre. Zrealizowałem coś trochę innego, to zakończenie miało mieć bardzo konkretny wydźwięk, ale nie do końca wyszło tak jak chciałem.

Cieszę się, że udało mi się Cię zaintrygować, szkoda tylko popsutego finału.

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Niezła satyra na niektóre programy telewizyjne, w których przemiany uczestników są tylko powierzchowne, a w środku dalej wszystko po staremu. Tak przynajmniej to odebrałam.

Bardzo fajny tekst, który niekoniecznie mnie rozśmieszył, natomiast na pewno zaintrygował.

 

"Fajne, a nawet jakby nie było fajne to i tak poszedłbym nominować, bo Drakaina powiedziała, że fajne". - MaSkrol

Witaj, AQQ, miło Cię widzieć!

Niezła satyra na niektóre programy telewizyjne, w których przemiany uczestników są tylko powierzchowne, a w środku dalej wszystko po staremu.

Tak, o to po części mi chodziło.

Cieszę się, że tekst Cię zaintrygował i dziękuję za klika! 

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Opowiadanie jest strasznie wredne do oceny.

Bo widzisz, Anonimie, to jest tak. Ono samo w sobie wydaje się naprawdę niezłe. Tyle że sam pomysł oceniam już jako więcej niż niezły, więc siłą rzeczy oczekiwałbym, że sam tekst mu dorówna. Niestety, trochę mu do tego brakuje.

Początek czytałem z rosnącym zainteresowaniem. Pomysł wciąga, syn prezesa nawet mi pasował. Taki “niepokorny pacjent” jest dosyć wyrazisty i jako taki, wzbudza zaciekawienie. Tyle że w dalszej części, kiedy oczekuję rozwinięcia pomysłu wymiany charakteru, serwujesz mi taki przegadany dialog, którego zakończenie, choć niewątpliwie w pewien sposób refleksyjne, do końca nie wynagradza.

Przyznam Ci szczerze, że najciekawsza wersja tego opowiadania wyglądałaby mniej więcej tak:

– odpuszczamy humor (który i tak jest tu raczej umowny) i piszemy ten tekst zupełnie poważnie

– rozwijamy temat “przemiany” i tego, jaki faktycznie ma ona wpływ na życie w porównaniu z tymi “bajkowymi “ zdjęciami po przemianie (wiem, że na końcu niejako zawarłeś w jednym zdaniu faktyczny efekt takiej przemiany, ale dla mnie to zbyt ogólne i pozwalające na zbyt dużą swobodę interpretacyjną)

– mocno “okrajamy” dylematy doktora, bo bardziej nużą niż wciągają

Na końcu zaznaczę jedną, dość istotną rzecz, o której często w komentarzach wspominam. Jeśli opowiadanie nie podeszło mi w pełni, a mimo to piszę obszerniejszy komentarz, to nie znaczy, że chcę sobie “pokrytykować”, ale wysyłam pewien sygnał, że opowiadanie nie jest mi obojętne, że w pewien sposób mnie ciekawi i że staram się przekazać możliwie dużo własnych odczuć/spostrzeżeń na wypadek, gdyby autor planował jakieś dalsze prace nad pomysłem i próbę zaprezentowania go w innej formie.

Na potwierdzenie mojej pozytywnej mimo wszystko oceny polecę do biblioteki.

Korol uniósł brwi.

zdaje się, ze literówka.

Chodziło bardziej o coś trochę innego, ale wersję z datą publikacji też możemy przyjąć ;-)

Zgaduję, że o zniknięcie betującego? XD

 

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Witaj, CM, jejku jak ja lubię Twoje komentarze!

Przyznam Ci szczerze, że najciekawsza wersja tego opowiadania wyglądałaby mniej więcej tak:

Co do dylematów doktora masz rację, postaram się coś z tym zrobić, mógłbyś mi tylko wskazać, który fragment był najbardziej nużący? W sensie, które przemyślenia?

rozwijamy temat “przemiany” i tego, jaki faktycznie ma ona wpływ na życie w porównaniu z tymi “bajkowymi “ zdjęciami po przemianie

Jeżeli o to chodzi, dość długo nad tym myślałem. Na tyle długo, że mam już skończone kolejne opowiadanie, które obszernie odpowiada na pytanie, a w centrum wydarzeń mamy naszego doktora. Do tego jest znacznie poważniejsze. Planuję je wstawić jakiś czas po zakończeniu konkursu, jedyny problem jest taki, że wyszło całkiem długie i pomimo szalonego skracania, mogę mieć problem ze znalezieniem bety.

Zgaduję, że o zniknięcie betującego? XD

Tak właśnie o to chodziło XD

Pomyśle jeszcze nad tym tekstem i postaram się coś w nim zmienić po zakończeniu konkursu. Bardzo dziękuję za tak pomocny komentarz, to naprawdę dużo wnosi. Literówka poprawiona i dziękuję za nominację! Wchodzę do biblioteki :D

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Początek mi się podobał, zwłaszcza komentowanie przez bohatera metamorfoz. Podobały mi się opisy i pomysł sam w sobie – krytyka tych idealnych żyć jak z fabrycznej taśmy. Samo zakończenie też mi w zamyśle pasuje, może tylko nie wybrzmiewa dość mocno. Największym minusem był dla mnie jednak dialog z doktorem – jego postać wydała mi się strasznie nienaturalna. Cała ta wymiana zdań jakoś zgrzytała. Ale tak jak mówi CM, sam pomysł na satyrę społeczeństwa uganiającego się za życiem prosto z katalogu może być jak najbardziej wart rozwinięcia, tym razem bez przymusu doklejania humoru.

Cześć, Nir, dzięki za komentarz, rad jestem, że Ci się podobało.

Największym minusem był dla mnie jednak dialog z doktorem – jego postać wydała mi się strasznie nienaturalna. Cała ta wymiana zdań jakoś zgrzytała.

Chciałem wspiąć się tutaj na poziom całkowitego przekoloryzowania. Miało być absurdalnie, ale nie przeszkadzać w lekturze, jak widać, nie zrobiłem tego zbyt dobrze.

Ale tak jak mówi CM, sam pomysł na satyrę społeczeństwa uganiającego się za życiem prosto z katalogu może być jak najbardziej wart rozwinięcia, tym razem bez przymusu doklejania humoru.

Mam pomysł na dalszy ciąg (nowych pacjentów itp.), może za jakiś czas się za nich zabiorę. Jedno opowiadanie, mówiące o sprawie poważniej już skończyłem. Z tym postaram się coś zrobić.

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

jejku jak ja lubię Twoje komentarze!

Fajnie! :) 

A czym sobie na to zasłużyłem? :)

Co do dylematów doktora masz rację, postaram się coś z tym zrobić, mógłbyś mi tylko wskazać, który fragment był najbardziej nużący? W sensie, które przemyślenia?

Postaram się to w najbliższych dniach opisać nieco obszerniej, z tym, że (głównie przez ograniczenia czasowe) komentarze piszę z dużym poślizgiem, więc może być tak, że pojawię się z tym rozwinięciem dopiero za parę dni. Ale jak obiecuję, to będę na pewno! :)

Planuję je wstawić jakiś czas po zakończeniu konkursu, jedyny problem jest taki, że wyszło całkiem długie i pomimo szalonego skracania, mogę mieć problem ze znalezieniem bety.

Pomysł, jak już pisałem, spodobał mi się, więc chętnie przeczytam. Z betą, niestety, za bardzo nie pomogę z przyczyn wskazanych już powyżej.

Literówka poprawiona

Do rozstrzygnięcia konkursu chyba nie wolno poprawiać. Ktoś tu już chyba nawet “odpoprawiał” poprawiany po terminie tekst. :-)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

A czym sobie na to zasłużyłem? :)

Tym co powyżej, bardzo dokładnie opisujesz wrażenia z tekstu, sugerujesz jak twoim zdaniem można go poprawić i nie ogranicza się to do literówek. To bardzo pomocne :)

Postaram się to w najbliższych dniach opisać nieco obszerniej, z tym, że (głównie przez ograniczenia czasowe) komentarze piszę z dużym poślizgiem, więc może być tak, że pojawię się z tym rozwinięciem dopiero za parę dni. Ale jak obiecuję, to będę na pewno! :)

Super! Nie musisz się bardzo spieszyć, właśnie próbuję znaleźć czas na poprawienie dwóch opowiadań i równocześnie napisanie trzeciego, więc też momentami nie wyrabiam ;)

Pomysł, jak już pisałem, spodobał mi się, więc chętnie przeczytam. Z betą, niestety, za bardzo nie pomogę z przyczyn wskazanych już powyżej.

Cieszę się, że zajrzysz! :)

Do rozstrzygnięcia konkursu chyba nie wolno poprawiać. Ktoś tu już chyba nawet “odpoprawiał” poprawiany po terminie tekst. :-)

Też już odpoprawiłem ;)

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Od początku zaciekawiło i na szczęście do końca nie rozczarowało. Czytało mi się naprawdę dobrze. W moim odczuciu – tekst śmieszno-gorzki, ale dla mnie to zaleta, a nie wada. Powodzenia w konkursie :)

Witaj, Katiu!

Dziękuję ze miłe słowa to bardzo motywuje. Cieszę się, że tekst Ci się spodobał! ;)

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

No to przybywam, zgodnie z obietnicą. Tylko na samym wstępie zaznaczę, że to, co napiszę, będzie opinią wyłącznie jednego czytelnika i trzeba brać na to pewną poprawkę. Moje odczucia nie muszą być zbieżne z odczuciami innych.

Do rzeczy.

Wiesz, z mojej perspektywy, jako czytelnika, w całym tym dialogu pomiędzy doktorem, a Karolem, najistotniejsza jest jedna rzecz. Jaką rolę pełni ten dialog w opowiadaniu. Czy kluczową? Raczej nie. Kluczowy jest pomysł, będący fundamentem opowiadania oraz puenta, do której opowiadanie zmierza. Sam dialog jest dla mnie czymś w rodzaju mostu, prowadzącego od prezentacji pomysłu do wspomnianej puenty. Most jest oczywiście niezbędny, ale nie powinien być zbyt długi, żebym czasem nie zaczął się zastanawiać, czy aby na pewno warto “leźć” do tego końca. :-) Zwłaszcza, że im ten most dłuższy, tym oczekiwania wobec puenty większe. W końcu po coś tyle “lazłem” i należy mi się jakaś nagroda. :-)

Skupiając się już na konkretach:

Pytanie: “Wolałby pan pisać czy rozmawiać”, podobnie jak odpowiedź, odpuściłbym. Ten fragment z mojej perspektywy nie wnosił zbyt wiele. Ja wiem, że w ten sposób lekko zarysowujesz pewność siebie pacjenta, ta obojętność podkreśla, że nie jest on przestraszony, czy nieśmiały, ale później przekonujemy się o jego pewności, kiedy wymienia swoje zalety, dlatego wskazany fragment nie wydaje mi się absolutnie niezbędny. Podobnie, jak uwaga doktora, by mówił szczerze. Oczywiście, jej obecność w opowiadaniu można uzasadnić, ale znowu wrócę do tego, co pisałem wcześniej: most nie może być zbyt długi, więc jeśli jest choć mała szansa, żeby opowiadanie “obeszło się” bez jakiegoś zdania, należy (moim zdaniem) je usunąć. Żeby było śmieszniej, pisze Ci to ktoś… kto notorycznie przeciąga swoje opowiadania. :-)

Skróciłbym też fragment, który zaczyna się od pytania: “Dlaczego na „inne” jest tak niewiele miejsca?”. Moim zdaniem w zupełności wystarczyłaby krótka wzmianka Karola, że na kartce brakuje mu miejsca (co już sugeruje czytelnikowi gruntowny zakres zmian) i bezpośrednie przejście do cech, których Karol sobie życzy.

No i trzeci fragment, następujący po zdaniu: “Ale ja to rozumiem. Wypełniłem tak jak chcę.”. Tutaj ciąłbym najwięcej. Z góry wiadomo, że doktor musi wykonać ten zabieg (co sam na końcu podkreślasz), Wiadomo również, że jako czytelnik czekam już w tym momencie na puentę. Chcę wiedzieć, jak to się skończy. Dlatego ograniczyłbym trochę te uniki doktora, wymigiwanie się długimi terminami oczekiwania, fragment o tym, że doktor może stracić robotę. To wszystko w tym tekście można jakoś uzasadnić, ale też trzeba pamiętać, że sam doktor nie odgrywa w tym opowiadaniu jakiejś kluczowej roli. To, czy straci robotę, czy będzie zrujnowany, jest dla czytelnika bez większego znaczenia, bo też na zabiegu jego rola w tym tekście się kończy. Nie wiemy, co działo się z nim dalej, więc i nie za bardzo te jego rozterki są dla nas istotne. Oczywiście, ten fragment w jakimś stopniu podkreśla pewne szaleństwo pomysłu Karola, ale do owego podkreślenia wystarczy kilka zdań,nie potrzeba, moim zdaniem, aż tak rozbudowanej rozmowy. Tym bardziej, że większość wynika niejako z kontekstu i czytelnik może się sporo domyślić. Jak to mi kiedyś ładnie napisał Chrościsko: Zaufaj nieco w inteligencję swego czytelnika :)

To chyba tyle. :)

Daruj, że piszę z takim poślizgiem, ale czas, nie guma. Nie rozciągnie się. :)

 

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Nie spodziewałem się Ciebie tak szybko, CM, bardzo dziękuję!

Pytanie: “Wolałby pan pisać czy rozmawiać”, podobnie jak odpowiedź, odpuściłbym. Ten fragment z mojej perspektywy nie wnosił zbyt wiele. Ja wiem, że w ten sposób lekko zarysowujesz pewność siebie pacjenta, ta obojętność podkreśla, że nie jest on przestraszony, czy nieśmiały, ale później przekonujemy się o jego pewności, kiedy wymienia swoje zalety, dlatego wskazany fragment nie wydaje mi się absolutnie niezbędny.

Masz rację, tak zrobiłem.

więc jeśli jest choć mała szansa, żeby opowiadanie “obeszło się” bez jakiegoś zdania, należy (moim zdaniem) je usunąć. Żeby było śmieszniej, pisze Ci to ktoś… kto notorycznie przeciąga swoje opowiadania. :-)

Mam podobnie, rozciągam, rozciągam, a później próbuję skracać jak wariat xD

Dlatego ograniczyłbym trochę te uniki doktora, wymigiwanie się długimi terminami oczekiwania, fragment o tym, że doktor może stracić robotę.

Chciałem uniki zachować, żeby cała scena wydawała się logiczna, a doktor był osobą z IQ powyżej przeciętnej, ale udało mi się jakoś znaleźć środek. Nad fragmentem ze straceniem roboty jeszcze pomyśle, niestety, bardzo dziś mnie goni czas.

Rozumiem sens skupienia się na najważniejszym wątku, bez niepotrzebnego rozwijania innych, miej istotnych, ale muszę jeszcze nad tym popracować. Patrząc na twoje spostrzeżenia, łatwiej to zauważyć.

Jak to mi kiedyś ładnie napisał Chrościsko: Zaufaj nieco w inteligencję swego czytelnika :)

Mądre słowa, trzeba się wystrzegać, ale to bardziej wynika z braku wiary w klarowność mojego opisu.

To chyba tyle. :)

Super, dziękuję! Jesteś nieoceniony! Większość poprawek wprowadziłem już, a nad resztą muszę się jeszcze chwilę zastanowić.

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Hmmm. Widzę próbę humoru, ale nie całkiem wypaliła. No, kpina z coachingu jest. Końcówki nie zrozumiałam – od kogo do kogo była notka? Kiedy zdążyli powiesić ramkę?

Fantastyka dość wyraźna, chociaż to tylko przejaskrawienie obecnych schematów i trendów.

Fabuła nawet interesująca, czytałam z zaciekawieniem.

Pomysł na firmę mi się zasadniczo spodobał. Dylemat coacha też niezły.

Tylko bohater mnie nie uwiódł. Dupek, rozpieszczony do granic możliwości, z nudów rozwalający życie sobie i innym. No, mnie tacy ludzie ani nie bawią, ani nie rozczulają. Raczej współczułam doktorowi, bo stawiasz go przed trudnym wyborem.

Interpunkcja mocno niedomoga. Czasem brakuje przecinków, gdzieś tam niepotrzebna spacja przed znakiem przestankowym, jakaś literówka, jakiś zgrzyt w zapisie dialogów…

Babska logika rządzi!

O, cześć, Finklo!

Widzę próbę humoru, ale nie całkiem wypaliła.

No trudno, nie jestem zbyt dobry we wplataniu humoru do opowiadań.

Końcówki nie zrozumiałam – od kogo do kogo była notka? Kiedy zdążyli powiesić ramkę?

Od Karola dla reszty. Tak jak te notki na początku tekstu. Notka i porównanie “przed i po” drukuje się podczas zabiegu. Wtedy wkładają je do ramki i natychmiast wieszają… wiem to powinno być w tekście.

Fantastyka dość wyraźna, chociaż to tylko przejaskrawienie obecnych schematów i trendów.

To żem chciał uczynić. Serio. Trochę się z tego ponabijać.

Fabuła nawet interesująca, czytałam z zaciekawieniem.

Pomysł na firmę mi się zasadniczo spodobał. Dylemat coacha też niezły.

Bardzo się cieszę, dziękuję!

Tylko bohater mnie nie uwiódł. Dupek, rozpieszczony do granic możliwości, z nudów rozwalający życie sobie i innym. No, mnie tacy ludzie ani nie bawią, ani nie rozczulają. Raczej współczułam doktorowi, bo stawiasz go przed trudnym wyborem.

Z początku miało być inaczej, ale tak jakoś z tekstem powstał dupek, bo tak mi się napisało i spoko! Czyli takich też umiem jako tako zrobić… Najważniejsze, że nie był dla Ciebie obojętny.

Interpunkcja mocno niedomoga. Czasem brakuje przecinków, gdzieś tam niepotrzebna spacja przed znakiem przestankowym, jakaś literówka, jakiś zgrzyt w zapisie dialogów…

Wiem… interpunkcja to moja bolączka. Dialogi przejrzę, postaram się poprawić.

Dziękuję za komentarz!

 

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Wiesz, wypada skomentować, jeśli się ogłosiło konkurs… Najlepiej jeszcze merytorycznie. ;-)

Babska logika rządzi!

Ale i tak zawsze warto podziękować, szczególnie za konstruktywną krytykę. :D

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Nowa Fantastyka