- Opowiadanie: tsole - Anihilacja Wszechświata

Anihilacja Wszechświata

Ko­lej­ny szor­cik o lżej­szym cha­rak­te­rze.

Opo­wia­da­nie było pu­bli­ko­wa­ne w nu­me­rze 4/1988 Małej Fan­ta­sty­ki.

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Anihilacja Wszechświata

Har­dwa­re is so­ftwa­re

Char­les Mi­sner

 

Szar­ski obu­dził się w środ­ku nocy. Usiadł i wpa­tru­jąc się w ciem­ność pró­bo­wał do­ciec, co i dla­cze­go wy­rwa­ło go ze snu. Coś ta­kie­go nie miało miej­sca od wielu lat. Jeśli nie li­czyć, rzecz jasna, za­baw­nej hi­sto­rii sprzed kilku mie­się­cy, kiedy to pod­chmie­lo­ny są­siad Bo­guc­ki usi­ło­wał we­zwać go do cho­rej mał­żon­ki, długo nie dając sobie wy­tłu­ma­czyć, że Szar­ski jest dok­to­rem, ow­szem, lecz fi­zy­ki, nie me­dy­cy­ny.

Teraz jed­nak nie było żad­ne­go wa­le­nia do drzwi, krzy­ków na klat­ce scho­do­wej. Prze­ciw­nie: trwa­ła doj­mu­ją­ca cisza. Wczu­wa­jąc się w jej przy­gnia­ta­ją­cą obec­ność, Szar­ski zro­zu­miał nagle, co było po­wo­dem owego zda­rze­nia o zna­mio­nach cudu: bu­dzik! Tak! Bu­dzik, ten cho­ler­ny stary gru­chot, który pra­co­wał zwy­kle z ło­mo­tem ka­ra­bi­nu ma­szy­no­we­go, teraz nie od­zy­wał się wcale.

– Ze­psuł się. Wresz­cie się ze­psuł – po­my­ślał z wy­raź­ną ulgą, wo­dząc na oślep po bla­cie sto­li­ka noc­ne­go. – Chwa­ła Bogu! Od kilku lat cho­dził z pew­no­ścią wbrew pra­wom fi­zy­ki.

Palce zna­la­zły przy­cisk lamp­ki noc­nej. Wy­łącz­nik za­sko­czył za pierw­szym razem, choć był sfa­ty­go­wa­ny i z re­gu­ły po­zwa­lał się ła­ska­wie włą­czyć do­pie­ro po kilku ner­wo­wych pró­bach. Szar­ski ocze­ki­wał bo­le­sne­go ude­rze­nia świa­tła przez wy­tar­ty ma­te­riał sta­re­go aba­żu­ru. Nic ta­kie­go się jed­nak nie stało. Świa­tło, choć in­ten­syw­ne, po­zba­wio­ne było swej zwy­kłej agre­syw­no­ści.

Bu­dzik stał na skra­ju blatu z god­no­ścią sta­re­go ru­pie­cia. Wska­zy­wał pierw­szą czter­dzie­ści sie­dem. Szar­ski zer­k­nął na cy­fer­blat swej nie­za­wod­nej cer­ti­ny: pierw­sza czter­dzie­ści sie­dem.

– Mu­siał do­pie­ro co sta­nąć – po­my­ślał. – Pro­szę, jed­nak mam czuj­ny sen.

Wziął bu­dzik do ręki, żeby nim po­trzą­snąć i onie­miał. Z głębi do­cho­dzi­ło le­d­wie wy­czu­wal­ne ty­ka­nie. Zegar cho­dził!

– Do dia­bła! – po­my­ślał. – Chyba śnię! Takie rze­czy nie mogą się zda­rzać.

Uspo­ko­jo­ny ostat­nim stwier­dze­niem za­snął, nie zdą­żyw­szy nawet zga­sić świa­tła.

 

***

Sie­dział na brze­gu łóżka, z głup­ko­wa­tą miną pa­trząc na bu­dzik, śpie­wa­ją­cy jesz­cze de­li­kat­nym, lekko wi­bru­ją­cym brzmie­niem dzwo­necz­ków le­śnych, któ­rych motyw czę­sto po­ja­wiał się w baj­kach, jakie na do­bra­noc opo­wia­da­ła mu nie­gdyś bab­cia. Me­lo­dia ci­chła z wolna, po­słusz­na za­ni­ka­ją­cym ob­ro­tom me­ta­lo­we­go mo­ty­la wy­sta­ją­ce­go z tyl­nej po­kry­wy.

– Teraz już tro­chę prze­sa­dza – po­my­ślał, ob­da­rza­jąc bu­dzik po­dejrz­li­wym spoj­rze­niem.

Otwo­rzył okno. Owiał go stru­mień chłod­ne­go, gór­skie­go po­wie­trza. Od­wró­cił się i po­czła­pał w stro­nę ła­zien­ki. Nagle za­marł w pół kroku.

– Zaraz. Gór­skie po­wie­trze? Skąd u dia­bła gór­skie po­wie­trze w środ­ku mi­lio­no­we­go, ską­pa­ne­go w smogu mia­sta?

Wró­cił do okna. Sze­ro­ko otwar­ty­mi ocza­mi chło­nął roz­cią­ga­ją­cy się przed nim widok. Za­le­ga­ją­cy zwy­kle nad mia­stem smog znik­nął gdzieś. Widać było nawet War­saw Trade Tower, a igli­ca na szczy­cie Pa­ła­cu Kul­tu­ry skrzy­ła się trium­fal­nie sło­necz­nym bla­skiem. Na tle nie­ska­zi­tel­nie błę­kit­ne­go nieba kwi­tły prze­cud­ne zorze po­ran­ne, ja­kich od lat nie oglą­dał nawet w naj­dzik­szych za­kąt­kach Biesz­cza­dów, gdzie zwykł upra­wiać swe urlo­po­we włó­czę­go­stwo.

Tknię­ty złym prze­czu­ciem ubrał się po­śpiesz­nie i po­gnał po sta­rych scho­dach, któ­rych sfa­ty­go­wa­ne deski za­po­mnia­ły dziś jakoś o skrzy­pie­niu. Przed domem stał do­zor­ca, z nie­do­wie­rza­niem za­glą­da­jąc do lśnią­cych w słoń­cu po­jem­ni­ków na śmie­ci. Szar­ski spoj­rzał tam rów­nież. Po­jem­ni­ki były czy­ste, jak gdyby nigdy nie oglą­da­ły od­pad­ków.

Usiadł za kie­row­ni­cą swego zde­ze­lo­wa­ne­go golfa. Słu­cha­jąc rów­niut­kie­go, sub­tel­ne­go szumu sil­ni­ka, który jesz­cze wczo­raj kar­mił uszy ha­ła­sem mo­gą­cym bu­dzić re­spekt nawet tra­sh­me­ta­lo­we­go per­ku­si­sty, na­bie­rał pew­no­ści, że mu­sia­ło się zda­rzyć nie­szczę­ście. Ru­szył z im­pe­tem i po­pę­dził gład­ki­mi uli­ca­mi w kie­run­ku In­sty­tu­tu.

 

***

– Wiesz co, tato? Wczo­raj ani­li­no­wa­łem wszech­świat.

– Co ta­kie­go? – Leon wy­sta­wił nos zza ga­ze­ty.

– Ani­li­no­wa­łem wszech­świat. No, wy­sa­dzi­łem w po­wie­trze. Kaput. – Darek zro­bił wy­mow­ny ruch ręką.

– Ani­hi­lo­wa­łeś.

– Wła­śnie.

– W po­rząd­ku. Jedz szyb­ciej.

Leon wró­cił do lek­tu­ry. „Rzepa” po­da­wa­ła nie­co­dzien­ną wia­do­mość: od wczo­raj na te­re­nie ca­łe­go kraju nie było ani jed­ne­go wy­pad­ku dro­go­we­go. Ani jed­ne­go! Nie­praw­do­po­dob­ne.

– Ale na­praw­dę! Nie za­le­wam.

– Za to zaraz wy­le­jesz kawę.

– Mamo, tata mi nie wie­rzy!

– W co ci nie wie­rzy? – Olga we­szła do ja­dal­ni z pół­mi­skiem gorą­cych grza­nek. – Wiesz co, Leon? Mleko dziś nie wy­ki­pia­ło.

– Pewno się zwa­rzy­ło – mruk­nął Leon, się­ga­jąc po na­stęp­ne jajko. Tak świe­że jadł ostat­nio u te­ścia na wsi.

– Ale ja na­praw­dę ani… no, wy­sa­dzi­łem wszech­świat!

– Coś ty! Go­to­wa­ło się rów­niut­ko, spo­koj­nie…

– Na pewno do­da­ją ja­kieś nowe świń­stwo. Czemu nie po­wie­dzia­łaś mi, że był oj­ciec?

– Oj­ciec?! Co ci strze­li­ło do głowy?

– Nie wy­krę­caj się. Po­zna­ję te jajka. Nie wci­śniesz mi chyba, że ku­pi­łaś je w skle­pie.

– Pew­nie że w skle­pie! W tym na rogu, jak za­wsze.

– Czy z wami w ogóle można roz­ma­wiać? – na­sro­żył się Darek. – My­śli­cie, że jak mam dzie­sięć lat, to…

– Do­brze synu, do­brze. Ani­hi­lo­wa­łeś Wszech­świat, ro­zu­miem. Anihi… Chwi­lecz­kę, skąd u dia­bła znasz to słowo?

– By­li­śmy wczo­raj na wy­ciecz­ce w In­sty­tu­cie Fi­zy­ki – wy­ja­śnił Darek. – W praw­dzi­wym In­sty­tu­cie – dodał z dumą.

– Gdzie oni teraz pro­wa­dza­ją te dzie­cia­ki – wes­tchnę­ła Olga. – W gło­wach im się po­przew­ra­ca.

– Wie­dzy nigdy nie jest za dużo – sen­ten­cjo­nal­nie stwier­dził Leon, się­ga­jąc po grzan­kę. – Ku­pi­łaś nowy to­ster?

– Nie, dla­cze­go?

– Te grzan­ki. Są wspa­nia­łe. A Józek mówił, że są nowe mo­de­le z ter­mo­re­gu­la­to­rem.

– Jak zwy­kle nie do­ce­niasz mego kunsz­tu ku­li­nar­ne­go – po­wie­dzia­ła Olga.

– Ależ do­ce­niam, ko­cha­nie – Leon po­chy­lił się, by cmok­nąć żonę w po­li­czek.

– No nie, z wami to się roz­ma­wia! – roz­sier­dził się Darek na dobre. – Czy za­po­mnie­li­ście już, że macie syna?

– Już, już Darku. Za­mie­nia­my się w czwo­ro uszu wiel­ko­ści sło­nia – po­śpie­szy­ła Olga. – A więc by­li­ście w In­sty­tu­cie Fi­zy­ki.

– W praw­dzi­wym In­sty­tu­cie Fi­zy­ki – po­pra­wił Leon, siląc się na po­wa­gę.

– Nie kpij ze mnie – wark­nął syn. – Roz­ma­wia­łem z dok­to­rem.

– Z praw… – za­czął Leon, lecz urwał, czu­jąc pio­ru­nu­ją­cy wzrok Olgi.

– Oni tam robią różne fajne rze­czy. Jak do­ro­snę, zo­sta­nę fi­zy­kiem.

– Ach tak? Już nie le­ka­rzem? – zdzi­wił się Leon.

– A co z tą ani­hi­la­cją? – za­in­te­re­so­wa­ła się Olga, ko­piąc Leona w łydkę.

– Och wiesz, to bom­bo­wa spra­wa! Facet, ten dok­tor zna­czy się, mówił, że świat, no niby ten nasz, jest da­le­ki od do­sko­na­ło­ści.

– To istot­nie od­kryw­cze – mruk­nął Leon. Olga ob­da­rzy­ła go bła­gal­nym spoj­rze­niem.

– No pew­nie! – kon­ty­nu­ował Darek z za­pa­łem, ni­cze­go nie za­uwa­żyw­szy. – A wiesz przy­naj­mniej, dla­cze­go?

– Po­ję­cia nie mam – Leon roz­ło­żył ręce w te­atral­nym ge­ście.

– Wi­dzisz. A już sta­ro­żyt­ny fi­lo­zof, jak mu tam… Dla­ton po­wie­dział…

– Nie fi­lo­zof, tylko che­mik, nie sta­ro­żyt­ny, lecz dzie­więt­na­sto­wiecz­ny, nie Dla­ton, tylko Dal­ton.

– Żaden Dal­ton. Mówię prze­cież: Dla­ton, taki grec­ki fi­lo­zof.

– Pla­ton!

– Moż­li­we. Więc ten Dla­ton po­wie­dział, że, że… zaraz, jak to było… aha: że nie­do­sko­na­łość tkwi w ma­te­rii. Gdyby jej nie było, świat błysz­czał­by do­sko­na­ło­ścią. Do­kład­nie tak po­wie­dział ten dok­to­rek.

– Boże, czego te dzie­ci uczą – wes­tchnę­ła któ­ryś raz z rzędu Olga, sma­ru­jąc grzan­kę ma­słem.

– Świat bez ma­te­rii, po­wia­dasz – za­sta­no­wił się Leon. – Prze­cież to bez sensu. Jak może ist­nieć świat bez ma­te­rii. Prze­cież świat to ma­te­ria!

– Nie­praw­da! Oni, fi­zy­cy ma się ro­zu­mieć, twier­dzą, że ma­te­ria wcale nie jest świa­tu po­trzeb­na. Po­dob­no nie jest nawet do końca pewne, czy ist­nie­je! A jeśli nawet tak, to wy­peł­nia tylko tę, no… tę… to, w czym mama robi babkę!

– Formę!

– Tak, formę. A ten Dla­ton po­wie­dział jesz­cze, że forma to jest w po­rząd­ku, tylko ma­te­ria nie chce jej wy­peł­nić jak na­le­ży. Sta­wia jakiś opór, czy co. Więc ci fi­zy­cy zbu­do­wa­li taki przy­rząd do tej, jak jej tam, ani…

– Ani­hi­la­cji.

– Ani­li­ma­cji ma­te­rii.

– Po co?

– Ech tato, jak ty już o coś spy­tasz! To prze­cież jasne! Jak zli­kwi­du­ją ma­te­rię, to zo­sta­nie sama forma! Świat bę­dzie więc błysz­czał do­sko­na­ło­ścią! Mó­wi­łem już prze­cież!

– A kiedy to zro­bią?

Darek zro­bił szel­mow­ską minę.

– Nie zdążą.

– Jak to?!

Pa­trząc na matkę, Darek wy­czuł, że tro­chę się za­ga­lo­po­wał.

– No bo… bo ja… ja nie mo­głem już dłu­żej cze­kać, aż tata zli­tu­je się i na­pra­wi moją ko­lej­kę! – wy­buch­nął.

– Co tam znów na­bro­iłeś Darku?

Głos matki przy­wo­dził na myśl za­mra­żal­nik lo­dów­ki.

– Nic mamo. No… nic ta­kie­go…

Krze­sło pod­stęp­nie szczy­pa­ło Darka w po­ślad­ki.

– Darek! Co na­bro­iłeś? – po­wtó­rzy­ła Olga zło­wro­go.

– E tam… Gdy wy­cho­dzi­li­śmy… to Ro­bert mnie na­mó­wił!

– Do czego?

– Ja… ja ukrad­kiem włą­czy­łem tę ma­chi­nę.

– Boże! Skąd wie­dzia­łeś, jak to zro­bić? Też Ro­bert ci po­wie­dział?

– Mamo! Każde dziec­ko wie, do czego służy przy­cisk z na­pi­sem POWER – po­wie­dział Darek ura­żo­nym gło­sem.

– Co za okrop­ne, wścib­skie dziec­ko! – Olga zła­pa­ła się za głowę. – Czy nie do­sta­łeś nie­daw­no szla­ba­nu za tę hi­sto­rię z lap­to­pem pana Ju­lia­na?

– Tak, ale…

– Nie ma żad­ne­go ale. Za karę wraca szla­ban – nie wyj­dziesz na dwór po po­łu­dniu. A teraz marsz do szko­ły!

Darek otwo­rzył usta, za­mknął, jesz­cze raz otwo­rzył, wresz­cie mach­nąw­szy z re­zy­gna­cją ręką prze­śli­znął się ku drzwiom.

– Darek!

Chło­piec za­trzy­mał się. Głos ojca brzmiał bar­dziej obie­cu­ją­co.

– Słu­cham?

– Jak ko­lej­ka? Dzia­ła?

– No chyba! – Darek spoj­rzał z wyż­szo­ścią na ojca. – A co my­śla­łeś?

– Boże, co za okrop­ne, wścib­skie dziec­ko – po­wtó­rzy­ła Olga, gdy Darek był już za drzwia­mi. – A ty go jesz­cze bro­nisz! – na­pa­dła znie­nac­ka na Leona.

– Ja? Bro­nię? – zdzi­wił się tam­ten. – Skąd­że! Po pro­stu wy­da­je mi się, że tro­chę dra­ma­ty­zu­jesz.

– Pew­nie! Ja za­wsze dra­ma­ty­zu­ję! Mógł w końcu coś ze­psuć. Mógł go prąd kop­nąć.

– Po­ra­zić.

– Po­ra­zić. Mógł coś wy­sa­dzić w po­wie­trze…

– Wy­sa­dził prze­cież.

– Co?!

– Wszech­świat.

Olga spoj­rza­ła na męża tak, że ten skrył się na­tych­miast w for­tecz­nych mu­rach ga­ze­ty. Zbie­ra­jąc na­czy­nia, gde­ra­ła dalej.

– I jesz­cze sobie kpisz ze mnie. A to głów­nie ty je­steś wi­nien. Gdy­byś mu wcze­śniej na­pra­wił tę ko­lej­kę…

Leon wy­sta­wił nos zza „Rzepy”.

– Jak to – wcze­śniej?

– Prze­cież ją w końcu na­pra­wi­łeś, skoro dzia­ła…

– Ja? Nic nie ru­sza­łem! Może ty? Przy­po­mnij sobie.

– Chyba zwa­rio­wa­łeś! Ja i ko­lej­ka!

Leon za­my­ślił się.

– Zo­bacz, jakie ten nasz Darek ma zdol­no­ści tech­nicz­ne. Gdy­byś jesz­cze tego tak nie ha­mo­wa­ła…

 

***

Pro­fe­sor Suchy i dok­tor Szar­ski wpa­try­wa­li się w przy­rząd z roz­pa­czą i bez­sil­no­ścią. Nie mogło być mowy o złu­dze­niu: pro­sto­ką­cik z na­pi­sem POWER ja­rzył się ru­bi­no­wym bla­skiem.

– Wiel­ki Boże! Co teraz zro­bi­my?

Pro­fe­sor wzru­szył ra­mio­na­mi.

– Jak to się mogło stać? – Szar­ski ner­wo­wo za­wi­jał ko­smyk wło­sów wokół palca.

– Bo ja wiem? Może sprzą­tacz­ka?

– Wy­klu­czo­ne. Za­bie­ram klu­cze ze sobą od czasu, gdy roz­po­czę­li­śmy próby roz­ru­chu.

Nagle pro­fe­sor spoj­rzał na niego olśnio­ny.

– A wczo­raj? Gdy pan wy­cho­dził? Pro­szę sobie przy­po­mnieć.

– Co mam sobie przy­po­mnieć?

– Czy nie był przy­pad­kiem włą­czo­ny? No?

Szar­ski wstał. W jego oczach po­ja­wi­ło się prze­ra­że­nie.

– Myśli pan, że to te pę­ta­ki? Wiel­ki Boże! – po­wtó­rzył, sia­da­jąc cięż­ko.

Mil­cze­li długą chwi­lę. Świa­teł­ko z na­pi­sem POWER pa­trzy­ło na nich iro­nicz­ną czer­wie­nią.

– Nie można tego za­trzy­mać? – ode­zwał się w końcu Szar­ski.

– Za­ha­mo­wać pro­ces? Wy­klu­czo­ne. Pech chciał, że ogra­nicz­nik prze­strzen­ny był odłą­czo­ny. Ani­hi­la­cja po­stę­pu­je w sfe­rze roz­sze­rza­ją­cej się z pręd­ko­ścią świa­tła. Po co to zresz­tą panu mówię. Teo­rię zna pan nie go­rzej ode mnie. No, po­wiedz­my nie­wie­le go­rzej. A teo­ria spraw­dza się tu, jak na złość, z cho­ler­ną do­kład­no­ścią.

Pro­fe­sor za­czął na­bi­jać fajkę. Po chwi­li dodał:

– Tak. Je­dy­ne, co mo­że­my zro­bić, to nie przy­znać się.

– Myśli pan, że to moż­li­we?

– A czemu nie? Czy ktoś nam może coś udo­wod­nić? Ba­da­nia pro­wa­dzi­li­śmy w głę­bo­kiej ta­jem­ni­cy… Chyba że te dzie­cia­ki… ale kto im da wiarę?

– Sądzę jed­nak, że ist­nie­je szan­sa na od­wró­ce­nie biegu wy­da­rzeń – po­wie­dział Szar­ski z oży­wie­niem. – Skoro udało się nam w tę stro­nę, czemu u dia­bła nie mo­gło­by w drugą?

– Mhm – wy­mru­czał pro­fe­sor, za­pa­la­jąc fajkę. – Ro­zu­miem. Zbu­do­wać nowy przy­rząd. O od­wrot­nym dzia­ła­niu. To moż­li­we, istot­nie. Kilka lat ha­rów­ki… Tylko – pod­niósł głowę. W ką­ci­kach jego ust czaił się nie­od­gad­nio­ny uśmie­szek. – Tylko wła­ści­wie po co? Czy tak jest źle?

Koniec

Komentarze

Czyta się to dobrze, jest ciekawe, tylko nie za bardzo to rozumiem. :) Ale chyba tak miało być. Niemniej, chętnie poczytałbym więcej takich lekkostrawnych opowiadań o podobnej tematyce. Gdyby tylko ktoś mi to jeszcze wyjaśnił…

 

Dwie drobnostki, które zauważyłem podczas czytania:

 

Coś takiego miało miejsca od wielu lat. -> chyba właśnie "nie miało miejsca"?

 

Ja? bronię? -> "Bronię?"

Dziękuję za wizytę i przedkładam wyjaśnienie genezy tego opowiadania, które już nie ma lżejszego charakteru :)

„Anihilacja…” powstała pod wpływem obserwacji ewolucji filozoficznych preferencji w środowisku fizyków. Przełom, jaki dokonał się w tej dyscyplinie na początku XX wieku, sprowadził optymizm poznawczy do parteru. Nagle okazuje się, że tak stabilne twory jak czas i przestrzeń stabilnymi nie są, że materia to tylko forma zakrzywienia czasoprzestrzeni a schodząc w rejony mikroświata wszystko się rozmywa, wyłamuje się prawom poczciwego i stabilizującego nam fizyczną rzeczywistość determinizmu. Z drugiej strony cała ta nowa fizyka daje się świetnie i skutecznie opisać modelami matematycznymi (ogólna teoria względności, mechanika kwantowa).

Powracają więc fizycy do koncepcji platońskich, idealistycznych. Przecież wg Platona istnieją dwa światy: realny i idealny. Świat, w którym żyjemy, jest niedoskonałym, jakby lustrzanym odbiciem świata idealnego (jaskinia Platona). Idee są niezmienne i stanowią wzorce dla świata materialnego. Nic dziwnego, że w ślad za tym przyszła refleksja ontologiczna: co istnieje NAPRAWDĘ? Znany fizyk Amerykański Charles Misner zasłynął wypowiedzianym w 1978 r. zdaniem, które wybrałem za motto opowiadania: „hardware is software”, co oznaczało, że tak naprawdę to istnieją modele, materia jest ich konsekwencją. Pogląd ten zyskał sobie wielu zwolenników, zwłaszcza pośród fizyków teoretyków i sporo przeciwników, zwłaszcza wśród materialistów.

Oczywiście, przedstawiam tutaj te koncepcje w formie żartobliwej.

Pozdrawiam!

Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię

O takie właśnie wyjaśnienie mi chodziło! Dziękuję uprzejmie! Teraz już rozumiem, dlaczego świat po anihilacji stał się nagle idealny. Biorę się do ponownej lektury, tym razem uzbrojony w większą dawkę zrozumienia.

Tsole, jak zwykle przeczytałam Twój tekst z przyjemnością. Krótki, a zawierający w sobie tak dużo przekazu i wiele pytań, z którymi sama zmagam się już, nawet nie pamiętam od kiedy… Forma i materia. Przepraszam za uzewnętrznianie, ale ja osobiście na jakimś poziomie bardzo boję się formy… Tak czy inaczej bardzo dobry short. Oczywiście klikam :)

Dziękuje Katio! Zaskoczyłaś mnie wyznaniem, że bardzo boisz się formy. Z Twoich tekstów gotów byłem wnioskować, że raczej boisz się materii :) A świat formy (czyli platońskich idei) może nie tyle przerażać ile porażać swoją doskonałością…

Serdeczności!

Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię

Tak, może to lepsze określenie… Może nie tyle sie boję, ile nie rozumiem i czuję się za bardzo związana z materią :(

Hi,hi,hi… że się tak cichutko zaśmieję… Kolega Autor ma ciągoty dydaktyczne, jak widzę :D. No nie wiem… ;)

Świetny pomysł. Bardziej co prawda przypowiastka filozoficzna niż opko sci-fi, ale niech tam! Znaczy – jak nie ma materii, to entropii samoczynnie zmienia się ten, no, spin? ;p

A co wobec tego z energią, że tak niewinnie zapytam? A jesli nawet nic – to co z Informacją – owym nośnikiem Formy? Też wypadają spod entropii?

No chyba że w świecie z opowiadania to memy są nośnikiem… To wtedy tak. Ale w takim wypadku kolega podstępnie podłożył nam tu metafizyczną świ… znaczy Raj! :D

 

A teraz zupełnie poważnie – podobają mi się utwory niosące za sobą Myśl. Kiedyś było ich na świecie więcej. Dziś z powodu owej entropii zapewne – znacznie mniej, tym bardziej więc cenię sobie zawierające Myśl dzieła i dziełka.

Klik. Zasłużony.

Pozdr.

 

 

 

 

 

 

Katia72:

czuję się za bardzo związana z materią

A to nic nowego, każdy się czuje w większym lub mniejszym stopniu. Przypomniałaś mi zabawną sytuację, jaką przeżyłem podczas odczytu wygłaszanego przez znakomitego polskiego kosmologa Ks. Michała Hellera, który przedstawiał cytowany tu pogląd Misnera. Pewien siedzący obok zażywny (czyt. znający przyjemności, jakie materia dać może) gość oburzył się: Jak to nie ma materii! To idiotyczne przecież! Bez materii nie ma życia!

A świat Formy rzeczywiście trudny jest do zrozumienia naszymi zmysłami. Trudny i dlatego tajemniczy, tajemniczy i dlatego pociągający :)

 

Rybak:

Dzięki za komentarz i klika!

co z Informacją – owym nośnikiem Formy? Też wypadają spod entropii?

Oczywiście! W świecie Formy w ogóle nie ma entropii! Jak inaczej samonaprawiłaby się kolejka Darka? :) W ogóle jest tylko informacja. Forma. Model. Myśl.

Tak naprawdę, aforyzm Misnera wpisuje się świetnie nie tylko w koncept Platona, ale i w judeochrześcijański (przed wszystkim jest Słowo – rozumiane jako Myśl, oczywiście. Myśl, czyli Software).

 

 

 

Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię

Tsole – tak, oczywiście zgadzam się, że “trudności” mają w sobie coś “pociągającego” :) i że pewnie większość z nas jest mocno związana z materią… i że nie łatwo wyobrazić sobie życie bez materii… Tak czy inaczej, Ty swoim tekstem troszeczkę mnie od materii odciągnąłeś :) 

Miłego wieczoru :)

I nie ustanę w wysiłkach :)

Miłego nawzajem!

Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię

tsole, kolejny Twój tekst, który przeczytałam z przyjemnością, a nawet z uśmiechem. W świetny, wręcz genialny sposób, to przedstawiłeś.

Wplotłeś filozoficzne przemyślenia i naukowe ciekawostki w tekst ubogi w akcje, a jednak dzieje się w nim dużo. Postaci dobrze przedstawione, dialogi naturalne, jest historia no i morał. “Czy tak jest źle?” Moim zdaniem idealne zakończenie.

Lubię takie filozoficzne tematy. 

Pozdrawiam! :)

Super, Saro, bardzo się cieszę, że Ci się podobało! Liczyłem na to, bo poznałem już nieco Twoje gusta w Twoich poprzednich komentarzach :)

No i wielkie dzięki za klika!

Serdeczności!

Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię

Bardzo fajny pomysł, taki szalony i abstrakcyjny, jak lubię. Wyjaśnienia w komentarzach również interesujące, ciekawie poczytać jak na platonizm zapatrują się fizycy. Podobało mi się. :)

Literówka się zabłąkała:

Szarski pojrzał tam również.

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Bardzo mi miło, że się podobało! Dziękuję za komentarz, literówkę i klika!

Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię

Rewelacja, Tsole. 

Fajnym, rodzinny klimat, świetny pomysł i jeszcze czegoś się nauczyłem. Kilka smaczków z fizyki zawsze z chęcią pochłonę. Nawet nie ma czego napisać, aby komentarz był bardziej merytoryczny, więc zostawię po prostu klika… ;D

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Dziecko potrafi!

Co tu dużo mówić, Tsole, opowiedziałeś historię o sprawach poważnych, ale napisaną tak przystępnie i z humorem, że nawet ja nie miałam problemu z jej zrozumieniem. ;)

 

Szar­ski zer­k­nął na cy­fer­blat swej nie­za­wod­nej Cer­ti­ny… –> Szar­ski zer­k­nął na cy­fer­blat swej nie­za­wod­nej cer­ti­ny

http://www.rjp.pan.pl/index.php?view=article&id=745

 

Usiadł za kie­row­ni­cą swego zde­ze­lo­wa­ne­go Golfa. –> Usiadł za kie­row­ni­cą swego zde­ze­lo­wa­ne­go golfa.

 

– Wiesz co, Tato? –> – Wiesz co, tato?

Formy grzecznościowe piszemy wielka literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie.

 

Olga we­szła do ja­dal­ni z pół­mi­skiem dy­mią­cych grza­nek. –> Rozumiem, że grzanki spaliły się i dlatego dymiły, ale nie rozumiem, dlaczego Olga przyniosła je do jadalni? ;)

A może: Olga we­szła do ja­dal­ni z pół­mi­skiem gorących grza­nek.

 

wy­peł­nia tylko tę, no… tę…, to, w czym mama robi babkę! –> Po wielokropku nie stawia się przecinka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

MaSkrol: To miłe że się podobało. Dziękuję za komentarz i “kilka” (rozumiem, że klika, bo kilka klików to pewnie by się nie dało :)

Pozdrawiam!

 

Reg: Dziękuję za cieszącą me serce opinię i za klika! Osobno, bo z wyrazami podziwu, dziękuję za łapankę. Podziw stąd, że tym razem starałem się dotrzymać wierności zasadom interpunkcji, a jednak kilka baboli się ostało! Już ich nie ma!

Miłego dnia!

Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię

Tsole, jak zwykle bardzo się cieszę, że mogłam pomóc. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Reg, Ty chyba kochasz to, co robisz! ;)

 

Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię

He, he, dobre. Znaczy się, świat nie jest już tylko cieniem na ścianie? Podoba mi się. Mam tylko jedną wątpliwość. Na ludzi też to działa? Bo ta reakcja tatusia raczej nie była reakcją rodzica idealnego. :)

Dobry pomysł, dobre wykonanie, jak zresztą zwykle u ciebie i w ogóle miło spędzony czas. :)

Klik

 

Offtop: A napisz człowieku coś na konkurs Finkli.

 

Edit: Ups, klik już zbędny. Ależ ty masz wzięcie. :D

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Cześć Irka! Dzięki że wpadłaś ;) Muszę powiedzieć, ze podobną wątpliwość wyraził już kiedyś inny komentator, ale mężczyzna. W związku z tym jego zmartwienie było podobne, acz w drugą stronę! Nie rozumiał jak to się stało, że wszystko zrobiło się idealne, a żona nie? Wciąż gderająca i patrząca na męża w taki sposób, że ten od razu nos w gazetę!

Punkt widzenia zależy więc nie tyle od punktu siedzenia, ile od płci! A skoro teraz mamy już ponoć tych płci ponad 50, to i punkty widzenia będą się mnożyć jak króliki w Australii :)))

Natomiast odpowiedź na Twoje (i tego gościa) wątpliwości jest prosta: anihilacja objęła tylko świat materii, duch został jaki był :))

Dzięki także za klika!

 

Offtop: co to konkursu Finkli – ja okropny sztywniak jestem a tam ma być fun :(

Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię

co to konkursu Finkli – ja okropny sztywniak jestem a tam ma być fun :(

Tsole, proszę natychmiast pozbyć się hamujących Cie usztywniaczy, wykonać ze dwa skłony, a natychmiast poczujesz stosowny luz i należytą elastyczność. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Sie robi, psze Pani! ;)

Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię

Rozumiem, że to deklaracja udziału w konkursie. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Skądże! Po pierwszym skłonie dysk mi wyskoczył! W ten sposób luz został przy Irce :)

Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię

Tsole, odczytuję twoją deklarację podobnie jak Rego i czekam z niecierpliwością na konkursowego opka. :D

Ciekawe, czy zgadnę, że to twoje. ;)

 

Nie rozumiał jak to się stało, że wszystko zrobiło się idealne, a żona nie? Wciąż gderająca i patrząca na męża w taki sposób, że ten od razu nos w gazetę!

Hmm, ja to raczej miałam wrażenie, że to mąż, nie dość, że był marnym ojcem, to jeszcze generalnie był jakiś taki upierdliwy. ;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

mąż, nie dość, że był marnym ojcem, to jeszcze generalnie był jakiś taki upierdliwy.

No właśnie! Klasyczny punkt widzenia kobiety. PRAWDZIWEJ kobiety! :)

Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię

Po pierwszym skłonie dysk mi wyskoczył!

To może coś o dysku… Tylko miej na uwadze, że Świat Dysku już powstał. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ale zaświatów Dysku jeszcze nie było? Może bym spróbował, skoro specjalizuję się w niebiosach :)

Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię

PRAWDZIWEJ kobiety! :)

Kurcze, jak miło, jestem kobietą, PRAWDZIWą. ;)

 

Ale zaświatów Dysku jeszcze nie było?

No to dawaj!!! :D

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Tsole, lepiej nie zdradzaj, o czym być może napiszesz, bo się odanonimujesz. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ups, faktycznie, Reg ma rację.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Ja jestem PRAWDZIWY mężczyzna a nie jakiś tam anonim :)

Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię

Dobry cytat! I superancki pomysł.

Wykonanie również niczego sobie – lekkie, przyjemne, dowcipne.

 

Katio, ja się nie dziwię, że boisz się formy. Wprawdzie nie wiem, co konkretnie masz na myśli, ale weźmy ten daltonizm… tfu, platonizm. Z daltonizmem jakoś da się żyć. Z platonimem w sumie też, dopóki nam się za bardzo nie wtrynia w obiekta namacalne. Znaczy – tak jak to robi na przykład w opowiadaniu Tsolego. 

Życie w doskonałym, niezmiennym i wiecznotrwałym świecie to perspektywa, która powinna budzić obawę u każdego nieidealnego, skażonego materią stworzenia. Choćby niewielką. Nawet jeśli stworzenie jednocześnie za takim życiem tęskni. Inna sprawa, że kilku gnostyków pewnie by się z opisanej przez Tsolego anihalicji ucieszyło.

W każdym razie też się boję. Jeżeli chcecie, nazwijcie mnie materialistą. Byle nie dialektycznym ;)

 

PS. Tsole, Twoje taksty zdecydowanie przeczą temu, jakobyś był sztywniakiem ;)

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

Jeroh, dzięki za wizytę i komentarz! Słusznie prawisz, że

Życie w doskonałym, niezmiennym i wiecznotrwałym świecie to perspektywa, która powinna budzić obawę u każdego nieidealnego, skażonego materią stworzenia

bo ten świat ma to do siebie, że jest procesem, zmienia się. Gdyby miał być niezmienny, musiałby być zamrożony. A kto chciałby mieszkać w zamrażalniku? :)

Z drugiej strony świat idealny musiałby być niezmienny. Tak to postrzega św. Augustyn:

Stało się (też) dla mnie jasne, iż rzeczy, które ulegają ze­psuciu, są dobre. Gdyby były najwyższymi dobrami, nie mo­głyby ulec zepsuciu. Nie mogłyby się też zepsuć, gdyby w ogóle nie były dobre. Będąc najwyższymi dobrami, byłyby niezniszczalne; gdyby zaś zupełnie nie były dobrami, nie byłoby w nich niczego, co można by zepsuć. Zepsucie jest szkodą; a przecież nie byłoby szkodą, gdyby nie polegało na zmniejszeniu dobra. Albo więc zepsucie nie wyrządza żadnej szkody (co oczywiście jest stwierdzeniem niedorzecznym), albo (co jest oczywistą prawdą) wszelkie rzeczy, które ule­gają zepsuciu, są pozbawiane jakiegoś dobra. Jeśli zaś zo­staną pozbawione wszelkiego dobra, w ogóle przestaną ist­nieć. Bo przecież jeśliby nadal istniały i już nie mogły ulec zepsuciu, byłyby lepsze, niż były przedtem, gdyż trwałyby w stanie niezniszczalności. A czy można wymyślić okrop­niejszą niedorzeczność niżeli twierdzenie, iż rzeczy stały się lepsze przez utracenie wszelkiego dobra?

Trudno odmówić logiki temu rozumowaniu :)

Byle nie dialektycznym ;)

To może dielektrycznym :)

Twoje taksty zdecydowanie zaprzeczają stwierdzeniu, jakobyś był sztywniakiem

Nie przenoś właściwości tekstów na autora. Katia np. pisze teksty bardzo drastyczne, a jest przecież pełną ciepła, wrażliwości i łagodności kobietą :)

 

 

 

 

Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię

Jeroh – dobrze to ująłeś, tęsknie, ale się obawiam. Dążę, ale nie za bardzo chcę osiągnąć., szczególnie jeśli miało być to niezmienne, wieczne, idealne… Myślę, że materia zjada mi mózg :)

 

Tsole – “ Katia np. pisze teksty bardzo drastyczne, a jest przecież pełną ciepła, wrażliwości i łagodności kobietą :) “ – pełna ciepła i wrażliwości – powiedzmy :), ale jako “łagodna” bym nigdy się nie opisała devil

Katia, bo Ty się nie znasz tak dobrze jak ja Cię znam :) 

Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię

Tsole – istnieje taka możliwość :):):)

Przyszłam zachęcona tym Platonem, ale został jak dla mnie po macoszemu potraktowany (no dobra, konwencja na to zezwala, ale liczyłam na więcej). Tekst zabawny, ale trudno się pozbyć wrażenia, że naukowcy to straszni idioci, skoro dziecko mogło włączyć taki przycisk. I zastanawiam się, czemu anihilacja przebiegała właśnie takim, a nie innym torem (jaka jest logika procesu likwidującego tylko wybrane rzeczy). Mam też nieodparte wrażenie, że czytałam to opowiadanie albo niemal identyczne…

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Dziękuję za wizytę i komentarz.

ale liczyłam na więcej

Dobra rada: gdy wchodzisz na profil tsole, nigdy nie licz na więcej :)

ale trudno się pozbyć wrażenia, że naukowcy to straszni idioci, skoro dziecko mogło włączyć taki przycisk

Wystarczy tylko potraktować tekst jako humoreskę z elementami satyry.

zastanawiam się, czemu anihilacja przebiegała właśnie takim, a nie innym torem (jaka jest logika procesu likwidującego tylko wybrane rzeczy).

Anihilacja dotyczyła tylko świata materii. Nicestwiła wszystko jak leci

 w sferze rozszerzającej się z prędkością światła

Mam też nieodparte wrażenie, że czytałam to opowiadanie albo niemal identyczne

To wysoce prawdopodobne. Stoi w przedmowie, że

Opowiadanie było publikowane w numerze 4/1988 Małej Fantastyki.

Zapewne będąc małą dziewczynką, grzebałaś tatusiowi w gazetach :)

 

 

Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię

Jak na sf, które nieszczególnie lubię, to było ok. W niektórych miejscach leciutko przegadany. Ciekawe połączenie filozofii z fizyką; skojarzyło mi się też z arystotelesowską ideą materii i formy, tj. Że w każdej materii jest już zawarta forma

Dziękuję za wizytę, komentarz i pozdrawiam!

Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię

– Och wiesz, to bombowa sprawa! Facet, ten doktor znaczy się, mówił, że świat, no niby ten nasz, jest daleki od doskonałości.

– To istotnie odkrywcze – mruknął Leon. 

Fajna nutka humoru, aż się uśmiechnęłam. XD

Generalnie szybko się czyta i gładko, a w kontekście treści – ciekawy pomysł miałeś, Tsole, na anihilację materii i "zostawienie samej formy".

Jednak gdzieś z tyłu głowy miałam znak zapytania – skoro ta maszyna była tak ważna dla obu fizyków, czyli Szarskiego oraz Suchego, to czy nie powinni byli nie pozwolić na oglądanie jej przez dzieci? 

W ostateczności wiedzieli, że młodzi mogą coś popsuć albo właśnie nacisnąć ten guzik. Plus to, że sprzątaczka też miała do niej dostęp, no jakoś tak… 

Niemniej, ignorując tę wątpliwość i przymrużając oczy, to miło spędziłam chwilę, Tsole. (: 

Ktoś już wyżej miał podobne obiekcje co do bezmyślnego zachowania naukowców. Trochę jest w tym satyry na tych zawsze roztargnionych naukowców siedzących z głowami w chmurach i zapominających o ziemskich realiach :)

Dzięki za wizytę i komentarz. Cieszę się, jeśli przyczyniłem się do miło spędzonej chwili. Zapraszam do innych tekstów; choć nie wszystkie są “z przymrużeniem oka” to jednak może znajdziesz coś dla siebie. Np. jeśli lubisz bajki to polecam “Powrót Papy Smerfa” lub “Bajki nasenne”. A jesli coś cięższego to może “Noosfera”?

Pozdrawiam!

Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię

I cóż ja mogę napisać. 

Jesteś autorem dojrzałym i świadomym, zapewne byłeś już takim w czasach, gdy Fantastyka była nowa, i to wcale nie z nazwy, a doświadczenia masz więcej, niż Matuzalem włosów w brodzie. Dlatego nie będę się wymądrzał ani tym bardziej próbował silić się na jakieś porady – powiem tylko, że to przyjemność czytać taki tekst. Lekki i humorystyczny, z elementami celnej satyry, jednocześnie nienachalnie sugerujacy solidną wiedzę autora, oraz przekazujący niebanalną myśl. 

Oczywiście nie jest to arcydzieło literatury, ale nie miało nim być. Tekst jest doskonały, będąc po prostu dobrym, niezależnie od tego, co miałby do powiedzenia na ten temat św. Augustyn ;-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Bardzo dziękuję za wizytę i miłą dla mnie opinię. Myślę, że opko nadawałoby się na konkurs Fun-tastyka, gdyby nie to, że było wcześniej publikowane.

Pozdrawiam!

Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię

Sympatyczne opowiadanko. I pomysł niezły. A jakby się tak jeszcze porządniej zastanowić nad skutkami… Przy anihilacji materii powinno się wydzielać od zarąbania energii. E=mc^2, te rzeczy. Nikt tego nie zauważył?

Czy wraz ze zniknięciem materii znika zasada nieoznaczoności albo takie pierdółki jak grawitacja? Oj, działoby się. :-)

Babska logika rządzi!

Finkla, masz mój podziw i szacunek. Masz taki wysyp prac konkursowych, każdą musisz przeczytać a znajdujesz czas na jakieś pierdoły o anihilacji :) No i za to, że znajdujesz także dziękuję!

Masz rację, gdy się tak wnikliwie zastanowić nad skutkami, to jest nad czym myśleć. No i myśląc tak, zadałem sobie takie pytanie: czy utrzymanie mieszkania w idealnym porządku, błyszczącego czystością wymaga więcej energii, niż pozostawienie go na pastwę entropii, czy mniej? Myślę, że więcej. Podobnie można spytać: czy idealny wszechświat, wypełniony platońskimi bytami bez skazy nie wymaga energii która go podtrzymuje? Pewnie wymaga – i to więcej niż ten popaprany, zrobiony z materii :)

Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię

A, wczoraj spędziłam wieczór przy kompie, ale z dala od domu i notatek konkursowych. Więc zajrzałam do swojej przykurzonej kolejki. Dzisiaj tylko dokończyłam.

Oczywiście, że walka z entropią wymaga energii. Ale tego by się wydzielało naprawdę cholernie dużo. Mam wrażenie, że za dużo, żeby dało się nad nią zapanować. Obiło mi się o uszy, że nad Hiroszimą anihilowały dwa gramy materii. Tak że tego…

Aha, zapomniałam wspomnieć, że interpunkcja nie rzuca na kolana. ;-)

Babska logika rządzi!

Zauważ, że ta energia z anihilacji jest aktem jednorazowym, musi zatem zapewnić podtrzymywanie idealnego wszechświata przez wieczność. Być może, jest gromadzona w jakimś idealnym giga-akumulatorze o nieskończonej pojemności? Nie wiem. W międzyczasie spytałem Szarskiego, ale ten cwaniak do niczego się nie przyznaje… :)

Aha, zapomniałam wspomnieć, że interpunkcja nie rzuca na kolana

Całe szczęście! Jestem daleki od rzucania moich Czytelników na kolana. Moim zdaniem najzdrowsza jest lektura w pozycji siedzącej :)

 

PS. Ty sobie odkurzasz kolejkę, a u mnie “Muzyka Sfer Niebieskich” piszczy żałośnie z powodu braku Czytelników :(

Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię

A dlaczego musi? Darek jej kazał? Dlaton? Przyroda nic nie musi.

O, do “Muzyki” jeszcze długa droga.

Aha, oczywiście dołączam do grupy lobbującej za udziałem w konkursie. :-)

Babska logika rządzi!

Przyroda nic nie musi.

Tu już nie ma przyrody :) Ale ogólnie masz rację. Software nie potrzebuje energii :)

Aha, oczywiście dołączam do grupy lobbującej za udziałem w konkursie. :-)

A skąd wiesz, że nie wziąłem? laugh

Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię

Nie wiem, ale co mi szkodzi przypomnieć, że dobrze by było, gdybyś wziął? ;-)

Babska logika rządzi!

Moim zdaniem świat jest doskonały. Tylko dzięki doskonałemu dostrojeniu się wszystkich stałych fizycznych mogę czytać ten tekst i jego komentować. Teorie Platona były dobre 2000 lat temu. Szukamy idei tak samo jak doskonałości a szczególnie Miłości doskonałej. Ta chęć szukania doskonałości ma pewno podłoże w matematyce. Pal diabli z Platonem. On i jego idee już dawno umarły. Jeśli szukamy doskonałości to w matematyce. A co do Miłości doskonałej to jej szukamy bo każdy z nas jej doświadczył. Brzydkie słowo ale reszta w necie – teogonia prenatalna. Nie szukamy doskonałości czyli Boga a Miłości bezgranicznej. Niemal każdy z nas był już w Niebie bo każdy z nas miał/ma mamę. Wielu ciężko/śmiertelnie rannych żołnierzy woła mamę. O wołaniu taty nie czytałem a dziwne bo sam jestem tatą i rozumiem co to znaczy kochać bezgranicznie. Może mama kocha bardziej ?

 

http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,6321

 

 Fizyka jest dziś w ślepym zaułku. Mamy model standardowy, teorię strun, która do mnie przemawia ponieważ mamy muzykę (plus wiele innych teorii). Coś powoduje, że pewne grupy dźwięków usłyszymy jako doznanie przyjemne, harmonijne a inne jako fałsz. Skoro nasz mózg jest materialny i składa się z drgających strun to w jakiś dziwny sposób jest wsłuchany w te drgania. Nie przypadkiem wielu fizyków jest też muzykami. Moim zdaniem wyjaśnienie podstawowych praw fizyki prowadzi przez muzykę. 

 

A co do anihilacji. Materią jest także przestrzeń, ta pusta. Jeśli położymy pieniążek na wodzie to czasami zawiśnie na błonie powierzchniowej ją wyginając niczym materia przestrzeń. Ale to nie wykrzywienie błony wody kreuje monetę. To moneta wykrzywia błonę wody, tak samo jak masa wykrzywia przestrzeń. Anihilacja nie wydobywa czystej, nieskażonej formy/idei. 

 

Opowiadanie mam wrażenie przeznaczone jest dla młodzieży i większość nie załapie o co chodzi. Dla mnie bardzo dobre opowiadanie.  

nie ma

arko, dziękuję za wizytę i komentarz, bardzo ciekawy i głęboki w treści, co kontrastuje z samym opowiadaniem, które w zamyśle jest humoreską dla młodszego czytelnika. Myślę, że ten na poziomie licealnym ma szansę na załapanie :) Pewnie też tak myśleli redaktorzy “Małej Fantastyki” przyjmując je do druku.

Moim zdaniem wyjaśnienie podstawowych praw fizyki prowadzi przez muzykę

W takim razie koniecznie przeczytaj “Muzykę Sfer Niebieskich” !

Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię

Ciekawy tekst. Przystępny i wciągający. Podobał mi się:) 

Dziękuję za wizytę. Miło mi :)

Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię

Fajne :)

Przynoszę radość :)

Dziękuję, miło to czytać. A Ty chyba odrabiasz zaległości czytelnicze? :)

Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię

Po prostu lubię czytać, a teraz mam więcej czasu ;)

Przynoszę radość :)

No to jeszcze skocz do “Czas utracony”, by się przekonać czy tego czasu nie tracisz… :)

Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię

Mam w kolejce ;)

Przynoszę radość :)

Po “Demonie Maxwella” trafiam tutaj. “Anihilacja Wszechświata” jest bardzo przyjemnym opowiadankiem, komediowym można by powiedzieć. Można się uśmiechnąć i pomyśleć o ideach Platona. Większość tekstu wypełniają dialogi, moim zdaniem przekonująco napisane. W ciekawy sposób przedstawiłeś platońską koncepcję. Jakby materialny świat był tylko cieniem, a może ograniczającą jaskinią. Taki pomysł rzuca zawsze światło na kwestię postrzegania, zmuszając do wzięcia w nawias powszechne rozumienie rzeczywistości. Mało znam się na filozofii, tyle co sam przeczytałem, ale lubię takie opowiadania, jak to czy “Demon Maxwella”. O anihilacji w sensie fizycznym nie wiem nic, choć temat wydał się teraz interesujący. Aż chce się czegoś dowiedzieć.

 

Pozdrawiam :)

Mersayake, dziękuję za wizytę i komentarz.

Platońska koncepcja idei w pigułce wygląda tak:

Istnieją dwa byty, dwa światy. Z jednej strony ze wszystkich miar doskonały świat przedmiotów idealnych, czyli idei, z drugiej zaś niedoskonały, ustawicznie zmieniający się, nietrwały świat jednostkowych rzeczy materialnych.

Cały świat został ukształtowany na wzór idei. Tworzywem była materia, istniejąca równie odwiecznie jak i one. Była ona jednak czymś tak zupełnie nieokreślonym, bezjakościowym, iż w porównaniu z ideami stanowiła niemalże niebyt. Stwórca świata uformował ją na podobieństwo idei.

I tę koncepcję rzeczywiście potraktowałem tu (z przymrużeniem oka) dosłownie.

Anihilacja to po prostu unicestwienie. W fizyce oznacza to zamianę materii na energię zgodnie z wzorem Einsteina e=mc^2.

Szczegóły z łatwością sobie wyguglasz. Anihilacja od lat bywa ulubionym tematem wielu twórców harf SF.

Pozdrawiam!

Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię

Tsole, dziękuję za przypomnienie dualizmu Platona. Mniej więcej tak rozumiałem tę koncepcję, widzę, że co nieco pamiętałem jeszcze. Wcześniej posiłkowałem się Jaskinią Platona, bo to chyba najmocniej kojarzony obraz myśli filozofa. W wolnej chwili rzucę okiem na anihilację, porobię notatki, zapoznam się z tematem.

twórców harf SF.

Jaka urocza literówka! Nie czepiałabym się, ale żal, żeby miała przemknąć niezauważona. :-)

Babska logika rządzi!

Pozwolisz, że zostawię, rzeczywiście jest urocza :)

Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię

Ten tekst podszedł mi z kolei nieco mniej. Sam pomysł na opowiadanie jest OK. Zaciekawia, jak trzeba. Natomiast całe “opakowanie” tego pomysłu trochę kazało mi przy lekturze kręcić nosem. Z jeden strony mamy ustrojstwo dające możliwość anihilacji wszechświata, z drugiej strony nie tylko dopuszczamy w jego pobliże dzieci, ale jeszcze nie zabezpieczamy się przed tak przewidywalnym wybrykiem jak wciśnięcie guzika. Z jednej strony mamy dziesięcioletnie dziecko, które (mimo kilku poprawek) wciąż mówi anilimacja, z drugiej potrafi zapamiętać cały cytat z doktora mówiącego o niedoskonałości materii. Z jednej strony dzieciak nie kojarzy słowa “forma”, z drugiej używa zwrotów typu “ma się rozumieć”, które z dziećmi kojarzą mi się raczej średnio.

Jest to lżejszy tekst, więc pewne przerysowanie nie tylko można tu zaakceptować, ale nawet uznać za wskazane, natomiast tutaj tego jest jednak trochę za wiele. Albo Tobie brakło tu nieco konsekwencji, albo mnie koncentracji, by załapać zamysł tych sprzeczności. ;)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Dzięki CM za komentarz!

Rzeczywiście, w zamyśle jest to humoreska. Stąd buduję sytuację kuriozalną: oto biedne dziecko decydujące w końcu o losach wszechświata z uporem domaga się od rodziców zainteresowania swoją osobą, potem zadowolone z sukcesu jednak zaczyna się tym martwić (czeka go potencjalne lanie za anihilację wszechświata!). Z drugiej strony mamy groteskę: jak reagują naukowcy? Wszechświat anihilowany? udawajmy doktorze, że nic się nie stało!

(…) mamy ustrojstwo dające możliwość anihilacji wszechświata, z drugiej strony nie tylko dopuszczamy w jego pobliże dzieci, ale jeszcze nie zabezpieczamy się przed tak przewidywalnym wybrykiem jak wciśnięcie guzika.

Skoro to humoreska, nie może obejść się bez satyry na tych zawsze roztargnionych naukowców siedzących z głowami w chmurach i zapominających o ziemskich realiach :)

używa zwrotów typu “ma się rozumieć”, które z dziećmi kojarzą mi się raczej średnio

A to ciekawostka! Dokładnie tak wyrażał się mój syn (12 lat w czasie powstania tego opka), gdy całkiem nie rozumiał jakiejś rzeczy :) No i powiedziałbym, że IMO w tekstach z przymrużeniem oka na dodatek fantastycznych do sprzeczności podchodzi się z wyrozumiałością :)

 

 

Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię

Nowa Fantastyka