Było już w Internecie, więc do konkursu Finkli się nie załapie. Poza tym nie wiem, czy to takie relaksujące.
Trochę inspirowane pewnym drablem Zaltha.
Było już w Internecie, więc do konkursu Finkli się nie załapie. Poza tym nie wiem, czy to takie relaksujące.
Trochę inspirowane pewnym drablem Zaltha.
Nastała noc. Na niebie młodej planety, ponad ściętymi stożkami wulkanów, rozmigotały się przepiękne, kolorowe zorze. Sceneria była doprawdy nastrojowa, jednakże Enobowi już dawno się ona znudziła.
Uziemiony, niemal od czterech oktaw tkwił razem z Ogotonem na tym kosmicznym zadupiu. Na szczęście roboty powoli kończyły reperację gwiazdolotu. Dzielne, małe maszyny. Jeszcze tylko parę krótkich miejscowych dni i żegnaj, ty głupia planeto.
Towarzysz niedoli zbliżał się właśnie do Enoba, stojącego koło przenośnej latarni. Dźwigał kociołek.
– Szkoda, że niebawem wyruszamy, posiedziałbym tutaj jeszcze jakiś rok albo dwa – oznajmił Ogoton, mrugając trzecim okiem.
– Taa… A ja co najmniej dziesięć lat. Galaktycznych.
Rozbawiony Ogoton cicho zaświstał.
– Przyjacielu, z okazji naszego rychłego odlotu ugotowałem zupę. Mówię ci, tym razem naprawdę mi się udała. Pyszna, po prostu pyszna zupa z chrobatkami i żyngulką.
– O rety, z moją ulubioną żyngulką! – ucieszył się Enob. – Ale chyba zjemy na statku? Na spacer wyszedłem blisko pół cyklu temu i niedługo będę musiał zaczerpnąć tchu.
– E tam. Specjalnie dla ciebie przytargałem tu prawie pełen kociołek. Trzymaj.
Enob złapał naczynie. Pociągnął długi łyk.
O, na kosmos… Przez chwilę stał jak zamurowany. Następnie wypluł zupę szeroką strugą do pobliskiego bajorka.
– Ty draniu!
Ogoton z uciechy aż skakał dookoła, świszcząc przy tym i piszcząc niczym opętany kwikozaur. Długo trwało, zanim nareszcie skończył. Ostatecznie Enob przestał patrzeć na niego z urażoną miną i sam zaświstał także.
Mimo wszystko musiał zwrócić towarzyszowi uwagę:
– Wiesz, kolego, przez te twoje nieodpowiedzialne dowcipy stanie się kiedyś komuś krzywda.
– Ee… To był zupełnie niewinny żart – odparł, wciąż poświstując, Ogoton. – Może jedynie trochę… niesmaczny?
***
Edeńczycy imponowali rozmiarami. Obcy admirał robił wrażenie nawet w przestronnej kabinie władców wojny, w której Malicjanie wyglądali jak karzełki. Prawdziwy olbrzym. Gdyby znajdował się tutaj naprawdę, mógłby zmiażdżyć gospodarza najmniejszą z tuzina chwytnych macek.
Baron Xorgonos, władca wojny, nie czuł się jednak przytłoczony. Malicjanin rozciągnął się swobodnie w fotelu, a ręce trzymał skrzyżowane na piersi. Nie sięgnął do konsoli, aby pomniejszyć holoobraz admirała. Pozostał przy skali jeden do jednego.
Tak, ci obcy imponowali rozmiarami – i nie tylko. Ekosystemy, którymi się opiekowali, charakteryzowały się nadzwyczajną harmonią. Konstruowane przez Edeńczyków budynki oraz satelity miały w sobie trudną do zaprzeczenia elegancję. Nawet ich bojowe kosmoloty oszałamiały pięknem. Były jednak nieliczne, a w dodatku dysponowały niewielką siłą ognia. Wspaniali Edeńczycy okazali się w istocie słabi, co całkowicie usprawiedliwiało eksterminację tego gatunku.
Naturalnie, olbrzymi admirał uważał inaczej.
– Po co mielibyście nas niszczyć? – zapytał. – Do zaoferowania mamy tak wiele. Nasze zasoby, wiedza, umiejętności…
– Nic nie poradzisz, głowonogu – uciął Xorgonos. – To wasz koniec.
– Tylko posłuchaj, wielki władco…
Baron słuchał zarówno proszących obcych dźwięków, jak i translatora. Kiedy zaś nastawała cisza, nieustępliwie wypowiadał jedno słowo. „Koniec”. Potem słuchał dalej – i wpatrywał się w holoobraz. Spoglądał na projekcję z satysfakcją. Patrzył, jak dowódca floty obronnej Edenu wymachuje bezradnie mackami, jak coraz dobitniej sobie uzmysławia, że do żadnych negocjacji nie dojdzie.
Malicjanie nie negocjowali.
– Koniec – powtórzył Xorgonos i uśmiechnął się jadowicie. – Nie mamy o czym rozmawiać.
Napawał się przerażeniem obcego.
Ten chyba wreszcie pogodził się z losem. Translator przestał wypluwać kolejne oferty, prośby i błagania.
Lecz wtedy, niespodziewanie, oczy admirała zapłonęły nowym blaskiem, a w jego pokornym wcześniej głosie pojawił się jakiś hardy ton.
– Nie znacie litości! – zawołał Edeńczyk. – Zanim zamienicie naszą kwitnącą planetę w pył, odpowiedz mi na jedno, ostatnie pytanie. DLACZEGO!? Czemu, podczas gdy wszystkie inne myślące gatunki współpracują i budują, wy hołdujecie destrukcji? Dlaczego unicestwiacie wszelkie życie, na które się natkniecie? Odpowiedz!
Baron, odległy potomek mikrobów wyrosłych na Ogotonowej brei, tylko patrzył rozbawiony.
– Odpowiedz, ty podły…! Ty pomiocie najnikczemniejszej rasy! Zaklinam cię! Dlaczego?!
– Bo zupa była za słona – odrzekł w końcu Xorgonos.
A potem wdusił przycisk aktywujący Niszczyciela Światów.
Jerohu… to jest suche chyba już od dekady xD
Napisane sprawie, ale to jedynie przeciągnięty żart. Uśmiechnął, choć nie powinien :)
"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM
Całkiem smaczny szort, gustownie przyprawiony hasłem, które wszystko tłumaczy. ;)
…odpowiedz mi na jedno, ostatatnie pytanie. –> Literówka.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Mytryksie, nie wszyscy znają moje komentarze spod prastarych drabli :) Poza tym niektórzy lubią "suche" historie. Istnieją nawet wielbiciele suchych żartów ;)
O, zobacz, Regulatorzy nie miała nic przeciwko temu daniu (jak miło) :)
Dzięki Wam.
I już po litrówce (dz, Reg). Na zdrowie!
Total recognition is cliché; total surprise is alienating.
Jeśli coś jest zbyt suche, to zawsze może zostać podlane… ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Trochę mam jak Mytrix, ale niech Ci będzie. Uznaję żart. Szkoda, że go spaliłeś w internetach, mam nadzieję, że wystartujesz z czymś innym.
Babska logika rządzi!
Z innym żartem? Tylko przygotuj sobie coś do popicia ;)
Dzięki :)
Total recognition is cliché; total surprise is alienating.
Spoko wodza, niektórzy lubią lać wodę, bez problemu znajdę jakieś źródełko. ;-)
Babska logika rządzi!
Do przeczytania, krótkiego uśmiechnięcia po sucharku i to w sumie tyle :)
Dziękuję za komentarz :)
Total recognition is cliché; total surprise is alienating.
Może nie super odkrywcze, ale dobrze się czytało i nawet uśmiechnęło. I kliknęło :)
Jerohu, Jerohu! Co Was wszystkich opętało, żeby pisać takie niby zabawne historyjki? Czy to klątwa Finklowego konkursu? Ani jedna nie była naprawdę zabawna.
Powiedzmy, że jest lekko, napisane nawet sprawnie/poprawnie, ale historyjka z taką nikczemną puentą wydaje się naciągana. Gdyby to był tysiąc znaków potraktowałbym tę historyjkę jako słaby żarcik/wprawkę. Ale rozbudowanie do 4,5 tysiąca starego jak świat grypsu trawestującego hasło ze społecznych komunikatów… Moim zdaniem niewarte to tych 4,5 tysięcy.
Gdyby się uprzeć, to zauważymy tutaj dalekie echa "Pikniku na skraju drogi" Strugackich. Czyli zacnie. Ale bliżej do kilku podobnych do Twojej, znanych mi opowiastek o cywilizacji powstałej z jakichś odpadków innej, starszej cywilizacji. Plus słona zupa.
Przyznam, że nie od razu skojarzyłem, dlaczego w pierwszej części tekstu bohater zrobił "bleee!" i wypluł ową zupę. Jakoś to umknęło. Może to zbieg celowy, mający ukryć finałową "niespodziankę", ale w sumie jak ktoś skojarzy, to ma zepsuty finał, a jak nie skojarzy to dlatego, że to jakoś umyka w gąszczu słów i nie całkiem sprawnie opisanej sceny z "bleee!".
Takie "humorystyczne", fantastyczne szorciki z obcymi o wymyślnych imionach, groźnymi kosmicznymi najeźdźcami, walczącymi przy pomocy słabych puent, kojarzą mi się z fanzinami z lat 80-tych. Zajechało więc old skulem, ale czy to umyślna stylizacja, czy po prostu przypadkiem wstrzeliłeś się w tę stylistykę i tematykę ze swoim poczuciem humoru, tego nie wiem. Przyznam za to z bólem, że takie opowiastki nie śmieszyły mnie ani w latach 80-tych, ani w 90-tych, ani tym bardziej w 2019 roku.
Zdecydowanie wolę Twoje opowiadanie pisane na poważnie. Na przykład taki "Kres nieskończoności" intrygował.
Po przeczytaniu spalić monitor.
Katio, miło, że uśmiech i że kliknięcie :)
Marasie, tak, Finkla i jej konkurs mają tu coś do rzeczy.
Może i ciut za długo ciągnąłem tę zabawę.
Słusznie, Strugackich w to nie mieszajmy – bez przesady.
Jeżeli ktoś przewidzi puentę, trudno.
Rzeczywiście; nie będę ukrywał, że trochę w ów długobrody skul celowałem.
Dziękuję za dobre słowo o "Kresie".
Total recognition is cliché; total surprise is alienating.
Całkiem mi się miło przeczytało, uśmiechnęło, powiało mnóstwem skojarzeń – być może niezamierzonych, ale jednak. Oraz przypomniało jak na jakieś tam lecie mojego liceum przyszłam tuż po upadku z konia, kiedy pół twarzy miałam w paskudnym krwiaku, i kolega zapytał “co, zupa była za słona?”. Klikam. W zalewie fragmentów fantasy wszystko, co się wyróżnia, trzeba wyróżnić.
http://altronapoleone.home.blog
i kolega zapytał “co, zupa była za słona?”
;-) Trzeba było odpowiedzieć: “nie karmiłam go zupą, a marchew wyraźnie mu smakowała”.
A wyróżnienie w zalewie cieszy mnie ogromnie :> Tak samo jak by cieszyło w innych miejscach i okolicznościach. Dzięki.
Total recognition is cliché; total surprise is alienating.
O, niedopatrzenie! Przecież podobało mi się, a nie kliknęłam… No to nadrabiam. ;D
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Yeah! ;)
Total recognition is cliché; total surprise is alienating.
;D
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
W tym tekście jest trochę tak, jakbyś używał akceleratora cząstek do wbicia gwoździa. Tyle znaków i to tak ładnie napisanych, żeby rzucić w eter niemiłosiernie przechodzone hasło. Ogólnie tekst zyskałby, gdyby wywalić z niego pierwszą część. “Zupa zasłona” śmieszy wtedy, gdy obie strony wiedzą, że żadnej zupy nie było (jak np. w przykładzie podanym przez drakainę), a ty jedziesz w dosłowność, choć trzeba przyznać, że historia Twojej zupy jest niecodzienna:)
Reasumując: pomysł straszny, ale wykonanie bardzo fajne. Z przyjemnością wpuszczam historię zupy w czeluści biblioteki;)
No cóż, rozśmieszać jest piekielnie trudno. To, co bawi jednych, niekoniecznie musi rozbawić drugich. Na dodatek przypuszczam, że każdy ma jakieś tematy, które uważa generalnie za mało zabawne.
Zdarzyło ci się kiedyś, że ktoś opowiadał jakąś historyjkę, która wzbudziła powszechne rozbawienie i tylko Tobie szczęki się niespodziewanie zacisnęły, bo uważałeś, że to akurat jest mało zabawny temat? Bo ja dokładnie tak zareagowałam na finale Twojego opka.
Szczerze mówiąc szlag mnie jasny trafia na myśl, że z całej dużej i kosztownej kampanii, która miała uświadomić ludziom realny i poważny problem, w głowach większości została tylko ta za słona zupa, z której wszyscy robią sobie jaja. A ja mam przed oczami pobitą znajomą, której pan i władca spuścił wpierdol właśnie z powodu za słonej – jego zdaniem – zupy.
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Wydaje mi się, że sięganie przez kogoś po tę frazę, czy to w kontekście bardziej, czy mniej poważnym, niekoniecznie oznacza, że ów ktoś lekceważy tamtą kampanię i problem przemocy w rodzinie. Nie oznacza, że ktoś żartuje z bicia kobiet.
To "uzasadnienie" upowszechniło się w języku. Jest to przede wszystkim prosty i dobitny sposób powiedzenia, że robi się coś "bo tak" (i byle pretekst będzie dobry). Zazwyczaj coś złego, nie do przyjęcia. I ludzie pamiętają, że rzeczone hasło nie wzięło się znikąd. Co – skądinąd – świadczy o jego sile i o tym, że kampania odniosła jednak jakiś sukces.
W każdym razie zapewniam Cię, że ja problemu przemocy w rodzinie wcale nie uważam za błahy.
No i OK. Irko_Luz, Michale Pe, różnych ludzi różne rzeczy śmieszą i różnie im się kojarzą. Jednym coś się podoba, innym nie. Truizmy.
Ten tekst budzi sporo wątpliwości. Choć podobnych moralnych – muszę przyznać – się nie spodziewałem.
Co do długości tekstu – pierwowzór był króciutki, postanowiłem go rozbudować. Rozumiem, Michale, Twoje zastrzeżenia.
Co ta biblioteka musi znosić :)
Total recognition is cliché; total surprise is alienating.
Jerohu, ten ostatni akapit mojego komentarza nie był skierowany bezpośrednio do Ciebie. Był wyrazem mojej frustracji, bo ludzi bagatelizujących problem przemocy w rodzinie wciąż jest zbyt dużo.
Myślę, że większość z nas ma swoje narowy, jakiś temat, który sprawia, że nagle unoszą się oburzeniem. Akurat pechowo udało Ci się trafić na coś, co w ten sposób działa na mnie.
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
OK, wszystko jasne.
Total recognition is cliché; total surprise is alienating.
Sceneria była doprawdy nastrojowa, jednakże Enobowi już dawno się ona znudziła.
Łooj, "jednakże"? Jednak! I "ona" niepotrzebna, bo widać, o co chodzi.
Uziemiony, niemal od czterech oktaw tkwił
To wtrącenie? Jeśli nie, skasuj przecinek.
Szczęśliwie roboty powoli kończyły
Oj, chyba lepiej: na szczęście.
Dzielne, małe maszyny.
Jakieś to angielskie. Może: Dzielne maszynki?
E tam
E, tam.
niczym opętany kwikozaur
… XD
Ostatecznie
No, nie wiem.
sam zaświstał także
Może ciutkę nienaturalne, ale z drugiej strony, to kosmici. Może u nich tak się mówi?
trudną do zaprzeczenia elegancję
Nieładne to. Elegancję, której trudno byłoby zaprzeczyć, tak. Albo niekwestionowaną elegancję.
Do zaoferowania mamy tak wiele
Przestawiłabym: Mamy tak wiele do zaoferowania.
słuchał zarówno proszących obcych dźwięków
Nie dźwięki go proszą. Może tak: słuchał błagań jednocześnie na żywo i przepuszczonych przez translator? (Nie, to też nie gra…)
nieustępliwie wypowiadał jedno słowo
Hmm.
projekcję z satysfakcją
Rym.
Bo zupa była za słona
wdusił
Argh, wcisnął. Argh.
Tekst, jak dla mnie, zaskoczeniem stoi – klasyczna konstrukcja japońska: wstęp-wolta-wyjaśnienie. A czy warto pisać takie sucharki? Toż i Asimov je pisywał. Dla ćwiczenia i rozrywki, jeśli nie cudzej, to własnej.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Sceneria była doprawdy nastrojowa, jednakże Enobowi już dawno się ona znudziła.
Łooj, "jednakże"? Jednak! I "ona" niepotrzebna, bo widać, o co chodzi.
Z czysto logicznego punktu widzenia masz rację. Ale kwestia emfaz i rytmów. Samo “jednakże” imo tylko leciutko nacechowane, tutaj w sam raz.
Uziemiony, niemal od czterech oktaw tkwił
To wtrącenie? Jeśli nie, skasuj przecinek.
Ściślej biorąc, to jest to, co ja od zawsze na własny użytek nazywam “przedpowiedzeniem” (przez analogię do dopowiedzenia), a np. dr Wolański w jednej z internetowych porad opatruje mianem “określenia predykatywnego”. Przecinek postawiony świadomie.
Szczęśliwie roboty powoli kończyły
Oj, chyba lepiej: na szczęście.
OK.
Dzielne, małe maszyny.
Jakieś to angielskie. Może: Dzielne maszynki?
Nie szkodzi, tak lepiej wybrzmiewa.
A niezależnie: małe dziecko czy dzieciaczek, dzieciątko? ;)
E tam
E, tam
E, nie. Zdecydowanie nie.
…
wdusił
Argh, wcisnął. Argh.
Albo nacisnął.
Co złego we “wdusił”? Owszem, nacechowane, ale właśnie tak… książkowo. W instrukcji obsługi telewizora byłoby osobliwe. Natomiast w tekście literackim nie powinno dziwić, pasuje do niego.
Sformułowanie “nacisnął przycisk” brzmi naturalnie i dobrze. Co prawda, dwukrotnie występuje w nim ten sam rdzeń wyrazowy i ktoś mógłby uczynić z tego zarzut. Niesłusznie. W pewnych sytuacjach powtórzenia są uświęcone, usprawiedliwione, najwłaściwsze.
Tutaj “nacisnął” byłoby imo równie OK co “wdusił”. Ostatecznie zdecydowałem się na drugą opcję, żeby uniknąć wspomnianego zarzutu. Oraz dodatkowej dyskusji. No to się nadziałem ;)
Dziękuję. Doceniam Twój korektorski wysiłek i spostrzegawczość, poza tym zawsze warto skonfrontować własne wyczucie z cudzym. Tym razem jednak zmienię tylko “szczęśliwie” na “na szczęście”.
Cieszę się, Tarnino, że akceptujesz sucharek. Dzięki raz jeszcze :)
Total recognition is cliché; total surprise is alienating.
Ściślej biorąc, to jest to, co ja od zawsze na własny użytek nazywam “przedpowiedzeniem” (przez analogię do dopowiedzenia), a np. dr Wolański w jednej z internetowych porad opatruje mianem “określenia predykatywnego”. Przecinek postawiony świadomie.
Hmm. Teraz widzę, o co chodzi, ale ja jednak bym tego przecinka nie dawała, bo parsuję to tak, że niemal od czterech oktaw był uziemiony.
A niezależnie: małe dziecko czy dzieciaczek, dzieciątko? ;)
A, to zależy. "Małe dziecko" bardziej neutralne, opisowe. "Dzieciaczek" i "dzieciątko" bardziej puci-puci :)
E, nie. Zdecydowanie nie.
Nie?
Co złego we “wdusił”?
Mam na nie alergię. Naprawdę, dostaję wysypki, i swędzi, argh! To słowo wydaje mi się takie bezsensowne. Można dusić Desdemonę, albo sztukę mięsa, ale przycisk?
Sformułowanie “nacisnął przycisk” brzmi naturalnie i dobrze.
Pełna zgoda.
W pewnych sytuacjach powtórzenia są uświęcone, usprawiedliwione, najwłaściwsze.
Takoż. Ale podkreślmy "niektórych".
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
> ja jednak bym tego przecinka nie dawała, bo parsuję to tak, że niemal od czterech oktaw był uziemiony
Parsujesz więc wbrew intencji autora :P Intencji zakomunikowanej przecinkiem.
> to zależy
O, widzisz. A z maszynami jest trochę jak z dziećmi. Akurat roboty z mojego szorta, kiedy się je spieszcza, obrażają się.
> Nie?
E, tam mogłoby od biedy oznaczać leniwe ej, spójrz tam albo ej, cicho tam. E tam (gdzie tam, daj spokój) jest tak sfrazeologizowane, że aż chciałoby się je pisać jako jeden wyraz ;) Gdzie tu miejsce na przecinek?
https://sjp.pwn.pl/doroszewski/e;5425141.html (pod rombem)
> podkreślmy "niektórych"
Niech Ci będzie ;P
Total recognition is cliché; total surprise is alienating.
Parsujesz więc wbrew intencji autora
Skonsultuj się z moimi programistami XD
Akurat roboty z mojego szorta, kiedy się je spieszcza, obrażają się.
E tam (gdzie tam, daj spokój) jest tak sfrazeologizowane, że aż chciałoby się je pisać jako jeden wyraz ;) Gdzie tu miejsce na przecinek?
Hmm. Zaczynam podejrzewać, że mam jakieś zboczenie przecinkowe.
Niech Ci będzie ;P
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Nie porwało, ale czytało się dobrze :)
Przynoszę radość :)
:))
Dzięki.
Total recognition is cliché; total surprise is alienating.