- Opowiadanie: Marcus69 - Marcus początek

Marcus początek

Witam. Ponieważ już trzeci raz zabieram się za napisanie i pokazanie światu zawartości mojej głowy, postanowiłem, że to już najwyższa pora. Z góry przepraszam za literówki, błędy, etc., jednak doszedłem do wniosku, że zanim będę szlifował formę, to chcę usłyszeć opinię na temat treści :) Czekam na Wasze sugestie, czy jest sens, abym pisał dalej, czy raczej powinienem dać sobie spokój. Pozdrawiam :)

Oceny

Marcus początek

Prolog

 

Siedział, niczym sługa, na drewnianej ławie czekając na wezwanie. Jeszcze nie uspokoił dudnienia serca i drżenia rąk. Wiedział, że rozprawa z ojczymem, a jednocześnie jego Królem będzie upokarzająca i wyzwoli koleją falę nienawiści do tego człowieka.

Gdyby matka żyła – przemknęło mu przez głowę – to role były by inne, to on wzywałby Kudana na audiencje, ale teraz był tylko synem zmarłej Królowej, o której pamięć powoli blednie, do czego Kudan nieoficjalnie przykłada swoje brudne łapy.

– Marcus, Książe Tenei, namiestnik Północnych Włości, Nadkwadrownik Królewskich Ostrzy! – krzyk odźwiernego i herolda w jednej osobie wyrwał go z zamyślenia, wielkie wrota sali audiencyjnej zatrzasnęły się za nim równie szybko jak otworzyły.

Wszystkie tytuły, które zostały wypowiedziane, były pustymi frazesami. Księciem był tylko tytularnym, gdyż Kudan miał czterech synów, którzy mogli dziedziczyć tron, szanse na sukcesie były znikome. Nie mieszkał na zamku w stolicy, nie panował na Północnych Włościach, tylko mieszkał w twierdzy Tarmenor, najdalej wysuniętym na północ posterunku Królestwa Tenei. Nadkwadrownikiem Ostrzy był również tylko na papierze, gdyż dowodzenie strażą przyboczną Kudana należało do jego najstarszego syna Tetrona.

Sala Audiencyjna była przygotowana już do Wielkiej Rozpusty, jak nazwano w kilka lat po śmierci jego matki doroczny zjazd generałów, namiestników i całej reszty zauszników króla Kudana. Wzdłuż ścian, obwieszonych najpiękniejszą bronią dzieła krasnoludów z Gór Trwogi, ustawiono ławy i stoły, które jutro miały uginać się pod ciężarem jadła, wina i piwa. Na środku sali leżała wielka sterta wyprawionych skór i pościeli, tworząc ogromne pole dla nadchodzącej orgii. Przez środek sali przeciągnięto granatowe sukno, prowadzące wprost do górującego nad całością wielkiego podestu z wbudowanym ogromnym tronem, pełniącym również rolę łoża. Na meblu tym leżał Kudan, ubrany tylko w spodnie i poplamioną koszulę, brudne rude włosy i broda wyglądały jak płomienie okalające jego głowę. Wstał z łoża na widok Marcusa, a w jego oczach zagościła pogarda i złość. Podobne uczucia zawrzały w księciu, a nad nimi górowało tylko obrzydzenie.

– Jesteś! Długo kazałeś na siebie czekać! – Kudan usiadł na tronie i sięgnął po swój królewski topór, który położył na kolanach,

– Wybacz Panie, siedem dni w siodle byłem, gdy dostałem wezwanie niezwłocznie ruszyłem aby jak najszybciej stawić się w Centmorgu,

– Gówno mnie to obchodzi ile byłeś w siodle! Doszły mnie słuchy, że znów nie weźmiesz udziału w Wielkiej Rozpuście! Uważasz się za kogoś lepszego?

– Wiesz, że nigdy nie wezmę udziału w tej obrzydliwej uczcie! – Marcus wbił nienawistny wzrok w Kudana – Matka by nigdy …

– Twoja matka zmarła pięć lat temu! Najwyższy czas skończyć o niej mówić! Ja jestem Królem Tenei, a ty moim poddanym! Jeżeli nie będzie cię jutro na mojej uczcie – Kudan zawiesił głos i przejechał dłonią po ostrzu topora – to może cię nie być już na żadnej innej!

Stojący po bokach podestu członkowie Ostrzy poruszyli się minimalnie, jakby czekając na sygnał.

– Panie, nie zmuszaj mnie do okazania lojalności w ten sposób, zawsze wykonuję rozkazy, ale tego nie mogę, wolę zginąć!

– Nie, mój drogi! To ja zdecyduję, co z Tobą będzie i kiedy oddasz mi swoje życie! Brać go i do lochu z nim!

Czterech strażników dobywając mieczy ruszyło w kierunku Marcusa, dwóch kolejnych stojących przy drzwiach zagrodziło drogę do wyjścia.

To, dlatego odebrali mi broń – gniew rozsadzał umysł Marcusa – planował to od samego początku.

 Nie stawiał oporu, gdyż znał tych ludzi i wiedział, że są świetnie wyszkoleni. Nawet gdyby jakimś cudem ich pokonał, nie miał szans na ucieczkę z zamku. Nie chciał ginąć teraz, póki głowa Kudana jest na jego karku, chciał zobaczyć ją pod swymi nogami.

– Zawiodłem się, twoje umiejętności walki nawet bez broni są legendarne wśród żołnierzy! Myślałem, że dasz pokaz swojej niezłomności, jesteś jednak jak twoja matka, dużo gadania, mało działania – Kudan roześmiał się, odsłaniając swoje białe zęby, to w tym uśmiechu zakochała się jego matka – zabrać go do Rendana, niech go przykuje do ściany na dole, ale niech nie uszkodzi. Nasz Marcus wystąpi jutro w nocy na arenie w walce z tym, co przywiozą mi w podarunku z Wiecznego Lasu!

Uderzenie w skroń przez Ostrze było szybkie i wystarczająco mocne, aby Marcusa okryła ciemność, kojąc na ten czas jego nienawiść i gniew.

 

 

 

 

Rozdział 1

 

 

 Pierwszym doznaniem Marcusa po odzyskaniu świadomości było przenikliwe zimno. Próba podniesienia się wywołała przenikliwy ból w skroni, dotknął głowy, była wilgotna, nie wiedział jednak czy od krwi, gdyż całkowite ciemności okalały go ze wszystkich stron. Oparł dłonie o ścianę i powoli wstał, ból się nasilił. Musiałem mocno oberwać – przemknęło mu przez głowę. Sunąc powoli wzdłuż ściany, mimo wysiłków nie mógł dostrzec nic, kompletna ciemność powodowała przypływ adrenaliny. Po dłuższej chwili Marcus zrozumiał, że nie leżał w celi, ale w korytarzu, a takie pod zamkiem liczyły dwie kondygnacje i kilkanaście kilometrów długości. Nawet nie wiem, czy idę w stronę wyjścia czy podążam w głąb – lekki dreszcz przeszedł mu po plecach. Korytarze były połączone z podziemnymi jaskiniami, które łączyły się z morzem. Kryły one masę stworzeń będących ziszczeniem sennych koszmarów. Marcus usiadł przy ścianie, była ona zimna, ale nie wilgotna, co wskazywałoby na to, że jest jednak na wyższej kondygnacji lochów. Miał być atrakcją uczty, więc dlaczego leżał w korytarzu, dlaczego nie był związany – gdybym tylko wiedział, w którą stronę mam iść – wstał ponownie, gdy nagle do jego uszu dobiegł lekki szmer. Zaczął nasłuchiwać, szmer przemienił się w rozmowę, w dali korytarza, szło dwóch strażników, rozświetlając mrok pochodniami.

– Cholera, dlaczego nam kazano po niego iść, nie lubię zapuszczać się tak głęboko w te lochy,

– Nie bądź… – strażnik nie zdążył dokończyć gdyż otrzymał cios w gardło kantem dłoni, miażdżący mu tchawice. Marcus uskoczył, aby uniknąć ataku drugiego strażnika, jednak ten leżał już obok pierwszego.

Zemdlał ze strachu – pomyślał. Mimo, że jego położenie było krytyczne, nie mógł powstrzymać się od śmiechu. Szybko rozebrał omdlałego strażnika i ubrał jego przepocony mundur, jego samego wiążąc rzeczami zabitego. Obu przeciągnął do pobliskiej niszy, zabrał jednemu z nich krótki miecz i oświetlając drogę pochodnią, podążył w kierunku, z którego przybyli strażnicy. Nie znał lochów, gdyż nigdy nie miał okazji w nich przebywać, co uświadomił sobie docierając do pierwszego skrzyżowania korytarzy. Zdając się na ślepy traf poszedł prosto, korytarzem, który po kilku metrach zaczął piąć się w górę – jednak szczęście nie opuściło mnie całkiem – kolejny raz uśmiechnął się sam do siebie. Po kilku minutach marszu, korytarz lekko się rozszerzył i kończył dużymi drzwiami. Marcus przyłożył do nich ucho, ale nic nie usłyszał. Otworzył je i wszedł do korytarza, a on po kilku krokach rozszerzał się zamieniając w sale, która była zagracona różnymi dziwnymi rodzajami broni i pancerzy. Marcus w półmroku zaczepił o jakieś żelastwo, o mało się nie wywracają

– Kto ma czelność przerywać mi pracę?! – przed Marcusem wyrosła nagle ogromna postać, ubrana w czarny skórzany strój, błyszczący niczym natarty tłuszczem. Chociaż książę nie był ułomkiem, zbliżający się człowiek był o głowę wyższy.

– Eee, wybacz panie, zbłądziłem,

– Ja ci gnoju zbłądzę, nie wiesz, że nikt nie ma prawa wchodzić do mojej pracowni!

Marcus teraz dostrzegł, że za plecami ogromnego człowieka jest coś, co przypomniało zawieszony na łańcuchach stół, na którym leżała naga kobieta, a dziwne narzędzia dookoła nie są tylko bronią. Kurwa, jestem w sali Rendana – szybkość kata zaskoczyła Marcusa, jednak cios zadany pięścią w twarz nie wyrządził wielkiej krzywdy. Rendan sięgnął na regał, zdejmując z niego stalową maczugę i powoli szedł w kierunku Księcia, który stał już z mieczem gotowym do walki.

– Nie wiesz chyba kim jestem, że masz czelność się bronić – kat z kolejnego regału zabrał tarczę – albo jesteś niewyobrażalnie głupi, albo bezczelnie odważny!

Marcus cofając się, szukał też tarczy na regałach, ale dostrzegł coś, co sprawiło, że nabrał pewności, że z tej walki wyjdzie zwycięsko. Rzucił ciężki miecz strażnika pod nogi kata, który z uśmiechem wycedził:

– Zabierasz mi przyjemność zabicia cię jak mężczyznę, jednak jesteś głupcem, jeśli liczysz na szybką śmierć, będziesz umierał kilka tygodni!

Marcus szybkim susem dopadł do stojaka na którym były dwie krótkie, zakrzywione szable i poczuł w dłoniach przyjemne wyważenie elfickich arcydzieł.

– Czyś Ty oszalał, chcesz się bronić tymi sztylecikami! Tylko nieliczne Ostrza potrafią walczyć elfickimi sejmitarami!

– Jestem Marcus!

– To zmienia postać rzeczy – Rendan zatrzymał się – mieli cię do mnie przyprowadzić, ale sam przychodzisz, cóż za zbieg okoliczności. Teraz już nie wiąże mnie obietnica złożona Kudanowi, że nie mogę cię okaleczyć, jednak pozwolisz, że i ja sięgnę po moją ulubioną broń, skoro ty masz swoją.

Kat nie spuszczając wzroku z Księcia cofnął się do jednego z regałów i zdjął z niego dwa zdobione bułaty, używane przez piratów na wschodnim wybrzeżu.

– Nie wiem czy wiesz, ale zanim twój ojczym zaczął mi płacić za męczenie jego wrogów, byłem kapitanem pirackiej armady, zabicie księcia moimi dziewczynami, będzie dla mnie najwyższym zaszczytem. Poznaj Else i Olse!

Szybkość Rendana była zaskakująca w zestawieniu z jego posturą, jednak ich siła idealnie jej odpowiadała. Marcus sparował kilka szybkich ciosów, które były obliczone na wytrącenie mu broni, jednak każdy blok powodował, że posuwał się w tył. Sztuka walki eflickimi sejmitarami polegała, na unikach, nie na blokowaniu ciosów, jednak po obu stronach były regały, które ograniczały ruchy. Marcus postanowił zaatakować, bo wiedział, że zaraz może nie być w stanie blokować „dziewczynek” kata. Rendan był jednak świetnym fechmistrzem i każdą próbę ataku kontrował, nie cofając się o krok. Szybkie ciosy mierzone w głowę zbijał na boki, samemu wyprowadzając kontrataki na tułów, co powodowało kolejne kroki w tył Marcusa. Książę dostrzegł kontem oka przerwę między regałami, w którą uskoczył przed kolejnym ciosem tym razem mierzonym w nogi. Zrzuciła za sobą sprzęty z regału, licząc na wytracenie Rendana z morderczego rytmu.

– Nie uciekniesz mi, nic nie uchroni cię przed śmiercią!

Marcus wybiegł na środek komnaty, obok „stołu” , gdzie leżała naga kobieta. Było tu wystarczająco dużo miejsca do walki.

– Czekam na ciebie kapitanie!

Kat wyszedł zza regałów i rzucił się z impetem do starcia, jednak przewaga którą miał między regałami teraz została zniwelowana. Marcus unikał każdego ciosu Rendana i wyprowadzał mordercze sekwencje kilku ciosów, na różnej wysokości. Kat uwijał się w zabójczym tańcu, jednak zrozumiał, że nie da rady wybronić każdego ciosu. Uskoczył w tył zamiast blokować i włożył całą siłę w kolejny atak, jednocześnie uderzając obiema szablami z góry, celując w głowę księcia i licząc na większy zasięg swojej broni. Na tą chwilę Marcus czekał, zamiast unikać ciosów, skrócił szybko dystans do kata i uderzył go rękojeścią w twarz. Zaskoczony Rendan stracił równowagę, co pozwoliło księciu na wyprowadzenie szybkiego cięcia w bok, broń zamiast jednak utkwić w ciele kata odbił się jak od tarczy. Ostry ból przeszył nadgarstek księcia, pod swoim skórzanym strojem kapitan nosił coś niesamowicie twardego.

– Ha! Myślałeś, że zabicie Rendana będzie takie łatwe!

Kat rzucił się do kolejnego ataku, plując krwią ze złamanego nosa. Marcus unikał ciosów, jednak miał wrażenie, że opada z sił, a i rana głowy przypominała o sobie pulsującym bólem. Postanowił więc zmienić taktykę, zamarkował cięcie w udo, znów zmniejszając dystans, znalazł się tuż przy jednym z regałów. Udał, że traci równowagę, Redan zaślepiony żądzą mordu wyprowadził cios znad głowy obliczony na trafienie w kark. Marcus uchylił się, szabla kata wbiła się regał, dając szanse na wyprowadzenie kolejnego ciosu rękojeścią w twarz. Posoka obficie polała się z rozciętego czoła, powodując kolejny napad furii u kapitana.

– Jesteś wiejską kurwą, a nie fechmistrzem!

Redan natarł swoją ogromną masą na Marcusa, przewracając go na ziemie. Książę przeturlał się pod regałem, próbując poderwać się na nogi, poczuł przenikliwy ból w ramieniu, kat tym razem jednak trafił. Muszę to zakończyć, bo faktycznie zginę – pomyślał patrząc na broczące krwią ramię. Ledwo jednak zebrał się z kolan, a Redan był już przed nim.

– Jestem zawiedziony twoją postawą chłopcze, mówiono o tobie, że jesteś nie do pokonania w pojedynkę, a widzę, że gonisz resztkami sił,

– Ty również kapitanie mnie zaskakujesz, więcej gadasz niż walczysz,

– Ha, ha, cieszę się, że choć językiem władasz dobrze!

Wymiana zdań pozwoliła kapitanowi podejść na długość broni, Marcus czekał cierpliwie, jednak atak nie nadchodził. Redan popatrzył na opuszczone wzdłuż boku ramie księcia, uśmiechnął się, obrócił i podbiegł do stołu z dziewczyną krzycząc:

– Podobno kochasz kobiety i nie dajesz im zrobić nic złego, no to się przekonamy, czy ta tutaj będzie wyć jak twoja matka,

Kat mierzył w stopę dziewczyny, aby jednym cięciem odjąć ją od reszty ciała, jednak zamiast jego szabli, spadł na nią kikut jego ramienia tryskający krwią. Redan był bardzo zaskoczony, gdyż nie czuł bólu i to zaskoczenie było ostatnim uczuciem, które pojawiło się w jego głowie, nim ta rozpadła się pod ostrzem sejmitara, racząc swoją zawartością wszystko dookoła.

– Nigdy nie odwracaj się do wroga plecami! – Nawet, gdy wydaję ci się, że leży martwy…

Tym bardziej, gdy obrażasz jego matkę… – pomyślał Marcus tracąc świadomość.

 

***

– Marcus!

Głos w jego głowie nasilał się.

– Marcus!

Otworzył oczy, leżał na ziemi obok wielkiego stołu, chciał wstać i wtedy ból przypomniał mu walkę z Redanem.

– Marcus!

Złapał się sprawną ręką krawędzi blatu i wstał. Krew z rany już nie płynęła, jednak ramię bolało strasznie, a na ziemi została duża plama posoki.

– Wreszcie, uwolnij mnie proszę – naga dziewczyna patrzyła na niego ogromnymi brązowymi oczami. Jej twarz z wydatnymi ustami okalały ciemnobrązowe, kręcone włosy, przetykane miejscami czerwonymi pasemkami. Marcus miał teraz czas, aby przyjrzeć się dokładnie jej nagiemu ciału, które było przymocowane rzemieniami do stołu. Była bardzo piękną kobietą, jej wydatne piersi falowały pod wpływem oddechu, szerokie biodra i smukłe nogi dopełniały tej boskiej kompozycji.

– Długo będziesz się na mnie gapił? Czy chcesz abym tu zdechła na tym stole!

– Przepraszam, jednak zanim Cię uwolnię, chcę wiedzieć kim jesteś,

– Mam na imię Lastina, jestem – zawiesiła głos – jestem agentem,

– Agentem?

– Agentem i kurierem, miałam dostarczyć przesyłkę Kudanowi,

– Jaką przesyłkę?

– Ultimatum od Daromonów, w którym Cesarz Ilas żąda od Tenei podpisania aktu lojalności oraz daniny.

Od kilku lat cesarstwo groziło Kudanowi wojną, jednak same było do śmierci starego cesarza uwikłane w wewnętrzne spory. Ilas, młody cesarz, twardą ręką zaprowadził porządek na południu, barbarzyńców przegnał w góry, a magów skłócił ze sobą, aby nie byli zagrożeniem. Dzięki temu cały impet potęgi cesarstwa mógł skierować w stronę Tenei.

– Przekazałaś je?

– Tak, ale twój król mnie opluł i oddał w ręce kata,

– On nie jest już moim królem, ale wiesz, że nie mogę Cię uwolnić? Jesteś moim wrogiem,

– Przestań pieprzyć! Albo połączymy siły, albo oboje zginiemy! Kudan chcę Twojej śmierci, a tylko ja wiem jak nas wydostać z tego bagna,

– Nie mogę Ci ufać! Jesteś agentką cesarstwa!

– Jestem najemniczką, więc moją lojalność możesz kupić.

Poza tym, że była najemniczką, Lastina była piękna i odważna. Mimo, że leżała naga przed Marcusem, to ona dyktowała warunki i doskonale o tym wiedziała. Książę przeciął więzy.

Lastina wstała i lekko utykając poszła w kąt sali do dużej skrzyni i wyjęła z niej ubrania. Piękne kształty opięła lekką skórzaną zbroją, której używali cesarscy łucznicy, do pasa przytroczyła krótki miecz, a na plecy ułożyła małą kuszę.

– Jestem gotowa,

– Jaki masz plan?

– Wychodzimy z tego zamku i każde idzie w swoją stronę, zapłacisz mi za wydostanie przy następnym spotkaniu,

– Ha, ha, naprawdę jesteś pewna siebie,

– Chodź – popatrzyła na rękę Marcusa – ale najpierw trzeba to opatrzyć.

Z małej sakwy, która również wyjęła ze skrzyni, wyciągnęła bandaże i jakiś czerwony proszek. Sprawnymi ruchami opatrzyła ramie księcia, zdjęła pochodnie ze ściany i z szerokim uśmiechem podążyła w głąb korytarzy. Szli w milczeniu, Marcus był pod wrażeniem, w Tenei tylko kobiety z dalekiej północy mogły się równać z tą tutaj. Ponad to była ogromnie pociągająca, a książę już od kilku miesięcy nie był z kobietą. Miał ochotę podejść z tyłu, złapać ja za biodra i …

– Uważaj – wyszeptała i obróciła się do niego – dochodzimy do wyjścia z lochów, tutaj z pewnością będą strażnicy. Może uda nam się uniknąć walki i przedostać do kuchni,

– I co wtedy?

– Wtedy wyjedziemy przez spiżarnie,

– No tak, to oczywiste,

– Przestudiowałam plany zamku, jest dość typowy, wiec nie ma się gdzie zgubić.

Posłała mu kolejny cudowny uśmiech, wyciągnęła miecz i otworzyła drzwi. Za drzwiami leżały trzy ciała, dwóch strażników oraz wojownika ubranego w identyczną zbroję jak miała na sobie Lastina. Agentka szybko podążyła dalej korytarzem.

– Zaczęło się,

– Co!?

– Wielka Rozpusta, która będzie tym razem wielką rzezią,

– Chyba zaczynam to rozumieć, czas twojej wizyty nie był przypadkiem,

– Nie był i nie przyjechałam sama, zresztą Kudan ma silną opozycję, która sama nas „zaprosiła”, chcą go obalić i podpisać akt lojalności,

– Przecież opozycja nie ma przywódcy,

– Ma, Ciebie!

Marcus zatrzymał się i chwycił Lastine za włosy, równocześnie przykładając jej miecz do szyi.

– Co masz na myśli!?

– Puść mnie!

– Gadaj zaraz, albo tak jak cię uratowałem od śmierci, tak teraz sam ją na ciebie sprowadzę,

– Dobrze już, puść proszę, wszystko ci wyjaśnię – Lastina poprawiła włosy uwolnione przez Marcusa – od pół roku najemnicy i agenci cesarstwa roznosili plotkę, że jesteś przywódcą opozycji wobec Kudana. Plotka padała na podatny grunt, gdyż masz wielu cichych zwolenników, którzy widzą cię na tronie, ale i wielu wrogów, którzy dodawali kilka słów od siebie. Wiedzieliśmy, że będziesz tu w dniach Wielkiej Rozpusty, więc Cesarz Ilas wysłał grupę szturmową wraz ze mną aby przedstawić ultimatum. Nasi agenci jako trupa z bestiami z Wiecznego Lasu bez przeszkód dostali się na teren zamku. Twoje imię otwiera wiele możliwości i wielu myślało, że pracujemy dla ciebie. Plan zakładał zabicie Kudana, jego synów oraz jego popleczników. Ty miałeś zginąć w walce, a jeden z twoich ludzi, podstawiony przez nas, miał zająć twoje miejsce. Jesteś więc zdrajcą i nic na to nie poradzisz, bo słowa ludzi są silniejsze od prawdy.

Marcus opuścił swój sejmitar, choć miał ochotę wypatroszyć tą piękną kobietę, wiedział jednak, że nie ona była twórcą tego planu, a paradoksalnie może przyczynić się do jego zmiany.

– Nie bądź taki smutny, jeszcze żyjesz, a to wiele – Lastina znów się uśmiechnęła i ruszyła dalej.

Po kilku chwilach weszli do sali audiencyjnej. Dookoła były rozrzucone ciała poległych w walce oraz nagich kobiet, które uczestniczyły w Wielkiej Rozpuście. Marcus nigdy nie wdział tylu ciał w jednym miejscu. Pomiędzy znanymi mu osobami leżały ciała agentów cesarstwa i ostrzy. Nigdzie nie było widać śladów życia.

– Prawie jak w planie, ale widzę, że wielu naszych polegało – Lastina przechodziła obojętna pomiędzy zwłokami – no to będziemy musieli go zmienić.

W tym momencie drzwi po przeciwnej stronie sali zostały z impetem otwarte i do środka wbiegło kilku najemników.

– Pani, ty żyjesz!

– Żyję, ale zostało was tylko kilku, co się stało?

– Kudan coś przeczuwał, zbieg z dwoma synami oraz kilkoma ostrzami z zamku, co mamy teraz robić?

– Partacze!!! Drugi cel nie może nam ujść – Lastina pobiegła w stronę drzwi, machając mieczem w stronę Marcusa – zabić go!

 

***

 

Adamos od rana miał ciężką służbę, zresztą kandydaci na ostrza nigdy nie mieli lekkiej. Od noszenia tac, skór, stołów i jedzenia miał obolałe ciało. Chciał chwilę odpocząć i zjeść coś, wszedł do szafy w sali audiencyjnej, aby nikt go nie widział, nie sądził, że zmęczenie zmorzy go do snu. Obudziły go jakieś dźwięki – zaczęła się uczta, a ja w szafie – uchylił lekko drzwi i zobaczył masę ciał w całej sali. Na jej środku grupka pięciu wojowników w czarnych skórzanych zbrojach zbliżała się do jednego, który cofał się w jego stronę. Za plecami grupki wojowników piękna kobieta krzyknęła:

Powodzenia Marcus! Dziękuję za ratunek, jak mówiłam, wyprowadzę Cię z lochów, a teraz biorę zapłatę, Twoje życie, żegnaj – i ze śmiechem wybiegła z sali.

Adamos nie wierzył własnym oczom i temu co usłyszał – na środku sali audiencyjnej stał książę Marcus, nadkwadrownik ostrzy, który miał zaraz zginąć. Młody wojownik nie myśląc wiele wyskoczył z szafy wywołując wielkie zdumienie obecnych. Doskoczył do ściany i zerwał z niej dwuręczny miecz, który służył do pojedynków honorowych. Marcus pierwszy wykorzystał zamieszanie, przeskakując przez stół na stronę Adamosa.

– Jestem Adamos Panie i będzie to wielki zaszczyt walczyć u twego boku – obok Marcusa stał młody, barczysty i wysoki wojownik, o długich włosach w kolorze południowego słońca.

Piątka wojowników natarła, dwóch skoczyło w stronę Adamosa, dwóch w stronę Marcusa, a ostatni zdjął z pleców kuszę. Marcus szybkim cięciem zaatakował pierwszego rozcinając mu szyję. Krew trysnęła na ścianę i na Adamosa, który w tym momencie ruszył do przodu kręcąc młynek nad głową. Kusznik wziął młodego wojownika na cel, Marcus widząc to skoczył w kierunku ściany i zerwał wiszące tam mocowanie kotary. Wielkie sukno spadło na walczących, ale Adamos mimo swojej postury i wielkiego miecza w dłoni nie dał się zaskoczyć. Zwinnie wskoczył na ławę, barkiem uderzył jednego z czarnych wojowników, który wpadł w sukno, a sam pozbawił kusznika jego broni razem z częścią ręki. W tym momencie jednak kolejny z pozostałych przy życiu najemników zaatakował z boku Adamosa, raniąc go w rękę i wytrącają mu miecz. Marcus widząc to rzucił jeden sejmitar Adamosowi, ten złapał go i wbił głęboko w brzuch napastnika. Dwóch pozostałych przy życiu najemników uporało się z suknem i stanęło do walki. Adamos wyrwał broń z brzucha poległego i natarł na czarnych wojowników z ogniem w oczach. Marcus nie wiele myśląc natarł z drugiej strony. Stal uderzyła o stal, a jej odgłos przetykany był tylko oddechami walczących. Marcus atakował z impetem, lecz nagle jego ranne ramię odmówiło mu posłuszeństwa. Widząc to jego oponent zbliżył się i odsłonił. Marcus przerzucił szablę z rannej ręki do drugiej, wykonując szybkie cięcie w szyję. Trafiony czarny wojownik padając ciął ranne ramie Marcusa, otwierając ponownie ranę. Adamos widząc rannego Marcusa z krzykiem natarł na ostatniego z czarnych wojowników, jednak sam zaplątał się w leżące na ziemi sukno. Upadając przetoczył się pod ławę, co uratowało mu życie, gdyż najemnik uderzył w nią mieczem. Adamos tylko na to czekał, wstał podrywając ławę w ręce i używając jej jak maczugi zaczął okładać ostatniego z czarnych najemników. Krew i resztki głowy wojownika spływały po ścianie gdy Adamos opuścił zdyszany kikut ławy na ziemię.

– Dobra walka… Panie… będą o niej pisać pieśni…

– Dobra przyjacielu – Marcus podniósł kawałek kotary aby zatamować krew z ramienia – tylko mam nadzieję, że będzie coś warta i nazywaj mnie Marcus proszę,

– Książę, nie przystoi,

– Takie mam życzenie – Marcus popatrzył na Adamosa i wyciągnął do niego rękę – to będzie dla mnie zaszczyt walczyć u twojego boku Adamosie.

W tym momencie do sali wbiegły Ostrza, a na czele nich kapitan straży Kudana.

– Książę, nie stawiaj oporu!

– Nie mam zamiaru, nie mam też nic wspólnego z tym co tu się dzieje, poza tymi pięcioma najemnikami, których zabiłem wraz z tym tu Adamosem,

– Wyjaśnisz to królowi Kudanowi, brać go!

Nagle rozległ się przeraźliwy ryk, a zgromadzeni w sali poczuli przenikliwy smród.

– Brać… – kapitan straży zamarł nagle, bo drzwiach sali pojawiło się coś nie podobne do żadnego znanego im stworzenia. Ogromna grzywa okalała wielki łeb z trzema rogami, a wielkie łapy były uzbrojone w długie szpony. Z otworu który może był pyskiem, wystawały powykręcane macki ociekające żółtą cieczą.

Wojownicy popatrzyli na bestie i na siebie. Marcus złapał Adamosa za ramię i krzyknął:

– Biegiem do drugiego wyjścia!

Bestia zaatakowała najbliżej stojące Ostrze, nabijając go na róg. Kolejna dwójka została trafiona mackami, a reszta rzuciła się do ucieczki.

Marcus i Adamos dopadli do drzwi:

– Zamykaj!

– Co z nimi?!

– Zamykaj!

– Nieeeee!!! – kapitan straży biegł tuż za nimi.

Adamos naparł na drzwi i razem z Marcusem zaryglowali je, słysząc odgłosy masakry wewnątrz.

– Biegiem do kuchni!

– Dlaczego? Nie lepiej do garnizonu?

– Nie, jestem na razie skończony w stolicy, mogę liczyć tylko na ciebie, ale jak odmówisz, to zrozumiem,

– Nie pojmuję, ale wierzę, że mi wyjaśnisz co się dzieję,

– Jak sam się dowiem do końca, to opowiem z wielką ochotą, a teraz biegiem – Marcus popatrzył w niebieskie oczy nowego przyjaciela – biegiem!

 

 

Rozdział 2

 

 

Półmrok korytarza irytował Lastinę, była bardzo zmęczona, a musiała wytężać wzrok, aby nie poślizgnąć się na stromych schodach. Mimo, że teleport zadziałał bez zarzutów i oszczędziła półtora tygodnia jazdy, to miała ochotę położyć się spać. Wiedziała, że Ilas będzie zły i nie była pewna czego może się spodziewać, dowodziła całą akcją, a jej skutki były mizerne. Dotarła wreszcie na szczyt wieży i otworzyła małe drzwi.

– Witaj kocico,

Maron, szef ochrony cesarza przywitał ją szerokim uśmiechem. Był ogromnym, śniadym mężczyzną z ogoloną głową, przez którą przechodziła wąska blizna. Ubrany był w szary, zwykły strój, dopasowany jednak idealnie do jego muskularnego ciała. Przy boku miał mały sztylet, ale Lastina wiedziała, że jego umiejętność walki dają mu możliwość użycia każdego przedmiotu jako broni. Tylko raz widziała go w akcji i nie chciała by nigdy mierzyć się z takim wojownikiem. Gdyby nie to, że Maron ciągle starał się zaciągnąć ją do łoża, był by nawet miłym mężczyzną. Jednak ciągłe zaloty, które irytowały agentkę, sprawiały, że czekanie na cesarza było męczące.

– Czy wreszcie będę mógł Cię wymasować wonnymi olejkami?

– Wiesz, że tylko siłą możesz mnie do tego przekonać,

– Ty wiesz, że może kiedyś będę miał taka okazję – Maron usiadł na fotelu koło drewnianych drzwi po drugiej stronie izby – akcja się nie udała, nasz Pan jest rozczarowany twoją postawą,

– Wasz Pan dobrze wiedział, że szanse na pełne powodzenie są nikłe, Kudan jest mordercą i dziwkarzem, ale nie głupcem,

– Masz rację Lastino – Ilas właśnie wszedł do izby – co nie zmienia moich negatywnych odczuć, może jednak oddam cię Maronowi aby cię natarł tymi olejkami.

Maron uśmiechnął się i szybko wstał, ustępując miejsca cesarzowi. Ilas był bardzo młody jak na cesarza, jednak trudno było określić ile ma dokładnie lat. W skromnej tunice wyglądał bardziej na giermka niż potężnego władcę. Wywodził się z rodziny generałów i wojowników, a jego wielkie zasługi w wojnie przeciwko separatystą z południa szybko dały mu uznanie. Ponad to był bardzo sprawnym politykiem i pomimo iż nie był najstarszym z pretendentów do objęcia tronu cesarstwa, to uzyskał poparcie armii i dużej części wysoko urodzonych. Z nikłą opozycją poradził sobie równie skutecznie jak z separatystami na wojnie. Wiedział, że tylko silna władza i jedność cesarstwa mogą mu dać szanse na rozwój imperium, które będzie sięgać od Gór Północy, aż po Góry Trwogi na południu i od wschodniego wybrzeża po Wieczny Las na zachodzie. Wizja była piękna, a na jej drodze stoi tylko grupka piratów, wymierające krasnoludy i największe wyzwanie – Królestwo Tenei.

– Mam nadzieję, że nie będzie takiej konieczności Panie – agentka lekko dygnęła niczym służka – moją porażkę możemy przekłuć w sukces,

– Hm… Słucham więc, jaki masz plan,

– Dlaczego masz Panie układać się z Teneą, skoro zamiast tego możesz ją podbić? Marcus jest teraz buntownikiem, co może zaowocować wojną domową. Dzięki naszej pracy, ale i jego pozycji w Tenei ma wielu zwolenników, którzy mogą stanąć w jego obronie. Elitę dowódców Kudana i jego dwóch synów udało nam się zabić, to znacznie osłabia  możliwości króla. Opozycyjni generałowie nie byli na orgii, więc Marcus ma zaplecze, tylko musimy zachęcić go do działania,

– Ciekawe, dobrze to obmyśliłaś, ale jaką widzisz dla siebie tu rolę?

– Wrócę do Tenei i …

– Dziewko!!! Przez Ciebie poległo kilku moich najlepszych agentów! Masz czelność prosić mnie o kolejną szansę!?

– Panie, obawiam się, że ktoś nas zdradził, Kudan nie mógł mnie znać, a jednak zaraz jak dotarłam na jego dwór zostałam uwięziona,

– Hm… – Ilas popatrzył na swoje dłonie – co o tym myślisz Maronie?

– Panie, myślę, że to może być prawdą. Kudan miał u nas agenta, którego udało się zabić kilka tygodni temu. To dzięki niemu mogli rozpoznać Lastinę, bo nie wierzę, że to był przypadek,

– Dobrze więc! Lastino dostaniesz ode mnie ostatnią szansę, jednak pracujesz od teraz za darmo. Masz wrócić do Tenei i wywołać wojnę domową w ciągu dwóch tygodni. Jeżeli Ci się nie uda, wyślę za tobą Marona, aby natarł cię olejkami, a uwierz mi, potrafi nacierać szybko i skutecznie.

Lastina odruchowo zrobiła krok w tył, bo olbrzym wyciągnął rękę.

– Nie bój się – Maron znów się uśmiechnął – mam to dla ciebie – na dłoni leżał mały naszyjnik – załóż to,

– Co to jest?

– Nie podoba Ci się? Panie, naszej kocicy nie podoba się twój prezent,

– Jestem rozczarowany – Ilas potarł dłonią oparcie krzesła – drugi raz! Załóż ten naszyjnik Lastino, to nasza gwarancja,

– Gwarancja na co?

– Że nam nie uciekniesz i zrobisz, co ci kazałem, zakładaj, bo tracę cierpliwość!

Lastina wzięła z dłoni Marona naszyjnik. Był zimny w dotyku i bardzo lekki. Zażyłą go na szyję i w tym momencie poczuła, że robi się ciepły, coraz bardziej ciepły, gorący i zaczyna ją parzyć. Chciała go chwycić, ale nie mogła go odszukać na szyi, nie było go.

 – Nie trudź się, to jest tamalun – Ilas uśmiechnął się ironicznie.

Tamaluny były zaklęte przez magów czarem namierzania, dzięki czemu mag mógł odszukać tamalun w każdym zakątku świata. Ponadto tamalun znikał z ciała, wiec zdjąć go mógł tylko mag, który go stworzył.

– Gwarancja, sprytnie, wiec jestem twoją niewolnicą?

– Zawsze nią byłaś, tylko teraz mam cię na smyczy. Teraz idź, bo masz mało czasu.

Lastina obróciła się i wyszła. Była zła, bo wiedziała, że jej misja jest samobójcza, ale z drugiej strony skoro uciekła już dwa razy śmierci, dlaczego ma się nie udać teraz. Uśmiechnęła się lekko i z gracją zaczęła pokonywać drogę w dół.

 

***

 

– Myślisz, że sobie poradzi? – Ilas wstał z fotela – nie możemy teraz ponieść porażki,

– To zdolna dziewczyna, ale faktycznie, nie mamy już miejsca na błędy,

– Co radzisz?

– Proponuję wysłać za nią Cień,

– Cień, to dobry pomysł, choć ryzykowny, dawno nie używano Cieni, nie wiem czy Ledonis sobie poradzi, to dość młody mag,

– Młody? Ma ponad sto lat, ale może masz rację panie, dla maga to jest wiek młodzieńczy,

– Trudno, musimy zaryzykować, Cień będzie ją chronił, a ostatecznie pozbawi życia, abyś ty nie musiał się fatygować wierny przyjacielu, mam dość jej arogancji,

– Panie, wiesz przecież, że z wielką ochotą zabawię się z Lastiną,

– Wiem, wiem, jednak nie będę ryzykował wysłania cię do Tenei, no chyba, że będzie taka konieczność, teraz wezwij Ledonisa, musi przygotować zaklęcie,

– Dobrze Panie, już go wzywam.

 Ilas zamyślił się. Pomysł z wojną domową nie był zły, choć wymagał więcej zachodu niż skłonienie Tenei do lojalności. Podbicie pogrążonego w wojnie królestwa nie będzie wyzwaniem dla jego armii. Jednak nie mógł zostawić całości planu w rękach jednego agenta, potrzeba czegoś więcej. Do tego Marcus może bronić się w Górach Północnych, tego trzeba koniecznie uniknąć. Ilas wiedział, że Marcus musi zginąć, podobnie jak Kudan i jego synowie. Wtedy nic i nikt nie stanie na drodze do imperium, jego imperium.

 

***

Wybiegli poza mury Centmorgu, poszło łatwiej niż przypuszczali. Stolica byłą pogrążona w chaosie, żołnierze biegali bez ładu, nawet kwadrownicy nie wiedzieli jak maja dowodzić, gdyż znakomita większość wyższych dowódców, generałów i nadkwadrowników została zabita w zamku. Marcus najchętniej zostałby i opanował ten bałagan, ale wiedział, że musi uciekać, wymyślić plan jak uratować Teneie. Wiedział, że cesarstwo zaatakuje bardzo szybko, jak tylko dowie się o wyniku misji. Miał nadzieję, że Lastina nie miała przy sobie zwoju teleportacyjnego, bo jeżeli tak, to już mogła być u Ilasa, chociaż może wcale nie wróciła do niego, skoro jej plan powiódł się tylko w części.

– Co dalej? – szept Adamosa wyrwał go z zadumy,

– Musimy mieć konie, trzeba zabrać jakieś z pobliskiej wioski,

– Mam lepszy pomysł Pan…, przyjacielu – szeroki uśmiech Adamosa był widoczny nawet w ciemności – choć za mną,

Przebiegli przez trakt i Adamos pobiegł w kierunku kilku budynków, które leżały tuż za murami. Marcus nie bardzo wiedział co chce zrobić jego druh, ale nie miał za wiele do stracenia. Po kilku minutach Adamos zatrzymał gestem Marcusa i wszedł w krzaki. Marcus pochylił się i powoli szedł za przyjacielem, budynki okazały się mała strażnicą.

– Tam zawsze mają konie dla gońców – znów uśmiechnął się Adamos,

Marcus docenił spryt młodego wojownika – że też on o tym nie pomyślał.

– Tylko jak je wykradniemy?

– Nie będziemy wykradać, tylko je zabierzemy, za mną!

Adamos wyszedł na środek drogi i jak by nigdy nic poszedł w stronę strażnicy.

– Straże!!! – okrzyk Adamosa zbudził by i krasnoluda ze snu – Straże!!!

Ze strażnicy wybiegło trzech żołnierzy.

– Kto wzywa!?

– Kapitan Adamos, gdzie dowódca?

– Jestem Panie – przestraszony żołnierz, który mienił się dowódcą wyszedł za trójką – słucham Panie,

– W stolicy spiskowcy, muszę mieć trzy konie, jedziemy ostrzec warownie,

– Panie, tylko nie mogę bez rozkazu na piśmie,

– Znasz czerwony alert!!! – Adamos wydarł się na strażnika – znasz czy nie?!

– Znam Panie, ale ty nawet nie masz munduru, skąd mogę wiedzieć, żeś nie wróg,

– Idioto, a czy tajni agenci chodzą w mundurach!? Konie, bo jak nie, złożę raport i zawiśniesz jutro rano,

– Dobrze Panie, ale czy mogę zobaczyć pierścień?

– Marcus wyszedł z mroku.

– Konie!!! – wydarł się na strażnika, wraz z wysuniętą pięścią z pierścieniem, a

dowódca wraz ze strażnikami padł na kolana przed pierścieniem rodziny królewskiej.

– Wybaczcie zacni, już dajemy najlepsze konie, nie krzywdzicie proszę, dzieci mam czworo,

– Nie mamy takiego zamiaru, ale pędem po konie, do tego zbroje, broń i strawy na tydzień jazdy zapakujcie na luzaka,

– Dobrze Panie!

Strażnicy rozbiegli się jak mrówki, a Marcus podszedł do Adamosa.

– Dobry plan przyjacielu, ale z pierścieniem to cię zaskoczył, mogłeś go ustalić ze mną, a nie popisywać się, obiecaj, że kolejny raz wszystko omawiamy,

– Dobrze przyjacielu, ten tu skubany, taki regulaminowy,

– To dobrze świadczy o wyszkoleniu, jest dla nas nadzieja…

Nagle od strony zamku usłyszeli tętent koni, grupa jeźdźców zbliżała się galopem. Marcus złapał Adamosa za rękaw i skoczyli w krzaki. Po kilku chwilach na drodze pojawiła się grupka kilkunastu wojowników, którymi dowodził członek Ostrzy. Zatrzymali się przed strażnicą, a dowodzący zeskoczył z konia i wszedł do środka. Po chwili wyszedł i krzyknął coś do reszty. Wsiedli na konie i pognali dalej. Marcus i Adamos wymienili spojrzenia. Ze strażnicy wyszedł dowódca, rozejrzał się i podniósł rękę w górę. Marcus wyszedł na drogę i zapytał:

– Skąd znasz znak?

– Książe, wybacz, że się nie przedstawiłem, jestem Dromel, kiedyś Kwadrownik Dromel, za czasów twojej Królowej Matki, świeć Panie nad jej duszą,

– A to dlatego taki regulaminowy – Adamos wyszedł z krzaków – wiedziałem, że byle strażnik nie znał by tak dobrze regulaminu,

– Dlaczego nas nie wydałeś?

– Panie, kiedyś służyłem wiernie twojej Matce, a nawet jak to prawda, co mówił ten żołnierz, że wzniecasz rebelię przeciwko Kudanowi, to z ochotą się przyłączę. Nie jest moim królem, za wiele zła robi. Jest nas wielu, kiedyś elita, dziś porozrzucani po kraju i zdegradowani, będziemy Cię wspierać,

– Tylko ta rebelia to nie… – Marcus zawahał się, przecież o tym marzył, o obaleniu Kudana i zabiciu go – dziękuję, więc wyślij informację i postaraj się dotrzeć do Termenoru, będę potrzebował takich ludzi jak Ty,

– Dziękuję Panie, konie są gotowe, możesz na nas liczyć, jest nas wielu, a wielu przekonamy!

– Dziękuję!

Wypadki toczyły się szybciej niż zakładał. Chciał układać plan, ale chyba plan układał się sam, wpisując go rolę banity i buntownika. Rebelia więc, tylko w takim wypadku wkroczy cesarstwo, musi być inna droga niż wojna domowa. Wstawał świt, bohaterowie wyposażeni i uzbrojeni ruszyli na północ, ku jego twierdzy, ku nowej Tenei.

 

***

Lastina była zła, przemoknięta, a jej ciało przechodziły dreszcze, a jedyny plus tej wyprawy był taki, że odwiedzi starego przyjaciela. Musiała jechać całą noc do Altunisu, aby tam skorzystać z teleportu, bo z tego w Warze, stolicy cesarstwa nie mogła. Ledonis chciał pięć sztuk złota lub iść z nią do łóżka. Co wszyscy mężczyźni w niej widzieli, często sobie zadawała to pytanie, i dlaczego nikt jej się nie podoba? Choć nie, był jeden…

Lastina przypomniała sobie wzrok księcia na swoim ciele, był inny niż wszystkich, poczuła nagle ciepło pomiędzy udami, a jej sutki nabrzmiały. Już nie pamięta kiedy była z mężczyzną, jednak nikt jej nie pociągał od dawna. Dość tych bredni – właśnie dojeżdżała do bram Altunisu. Miasto jak zawsze robiło wrażenie, jako stolica magii cesarstwa i siedziba kilku szkół czarów musiało być piękne. Białe mury odbijały światło księżyca, a strzeliste wieże baszt wymykały się powszechnym miarą. Nad całością górował Klasztor Starszych, który postawiony na jednym wielkim filarze, przeczył zdrowemu rozsądkowi. Jednak stał tak od setek lat i ani wojna magów, ani najazd piratów ze wschodu nie zmieniły tego stanu rzeczy. Agentka podjechała do czarnej bramy z białym napisem w pradawnym języku, który w wolnym tłumaczeniu głosił „Zanim tu wejdziesz, wyjdź z siebie”. Uśmiechnęła się – wyjść z siebie – pomyślała – to równie idiotyczne jak zaloty Marona. Zsiadła z konia i podeszła do bramy, lekko zastukała kołatką. W małym okienku na wysokości jej piersi pojawiła się brodata twarz.

– Kogo witam, kogo goszczę, czy o te piersi się zatroszczę?

– Otwieraj! Jestem umówiona z Tedorem,

– Czy Tedor przyjmie ciebie, ja mały tego nie wiem,

– Nie drażnij mnie karle, miałam wjechać zachodnią bramą i miałeś wiedzieć, że masz mnie wpuścić!

– Imię jakie jest twoje, zapowiedzieć muszę nim wpuszczę na pokoje,

– Lastina! Otwieraj tą bramę, bo leje deszcz!

– Zaczekaj chwilę, niech sprawdzę – drzwiczki zatrzasnęły się – ja Twoim czasem nie gardzę, lecz sama zrozumieć musisz, że byle kogo nie wpuści, strażnik bramy tej ogromny, do tego bardzo niezłomny.

Wrota otworzyły się, a raczej zostały otwarte przez golema, który był tak wielki, że Lastina ledwo mogła dostrzec jego czerwone oczy w małej główce, na szczycie monstrualnego ciała. Koło stopy golema stał mały człowieczek, który popatrzył na Lastinę i rzekł:

– Niech wchodzi Lastina piękna, bo deszczem skóra rozmiękła, a zmarszczek chyba nie chcemy, bo jak wtedy mężczyzn zwiedziemy.

Karzeł podskoczył, obrócił się i pobiegł w ciemność. Agentka zadarła głowę, przechodząc pomiędzy nogami golema – jak Ilias zmusił magów do posłuszeństwa, skoro dysponują takimi możliwościami – przemknęło jej przez myśl – i jaką potęga oni dysponują, że w mocy mają takie stworzenia. Golem nachylił się i zatrzasnął bezgłośnie wrota, wyprostował się i zamarł w bezruchu, jak by nigdy się nie poruszył. Lastina szła powoli, prowadzać swojego konia, który był nad wyraz spokojny i tylko cichy stukot kopyt o bruk świadczył o jego obecności. Karzeł pojawił się przed nią tak nagle jak zniknął.

– Konia tu zostawimy – wskazał na drewnianą szopę, z której wyszedł starszy człowiek i bez słowa wziął uzdę z ręki Lastiny – a my się zaraz widzimy, z moim panem i mistrzem, Tedorem zwanym przez ciżbę,

– Nie jestem ciżbą!

– Niech złość zachowa na potem, bo zaraz wrócimy z powrotem i tak się skończy jej przygoda, a ciała pięknego szkoda – karzeł otworzył mała furtkę w murze i wszedł w ciemność.

Lastina nachyliła się i też weszła do wąskiego przejścia, krótki korytarz prowadził do drzwi starych, zbutwiałych i pokrytych mchem. Karzeł właśnie gmerał w zamku, ale wreszcie uporał się z nim i kłaniając się nisko otworzył drzwi i zaprosił gestem do środka. Agentka weszła do przestronnej izby, która była oświetlona kilkoma wielkimi świecami, a w powietrzu unosił się przyjemny zapach wosku i słodkich owoców. Na stołach, szafkach i meblach stały setki różnego rodzaju przedmiotów, flakonów i ksiąg poukładanych jednak w zadziwiającym porządku. Na ścianie na wprost wejścia wisiał obraz przedstawiający walkę czarnego węża z białym orłem, który był tak szczegółowy, że widać było na nim pojedyncze pióra ptaka. Lastina podeszła urzeczona i wyciągnęła rękę.

– Piękny, wiem, ale nie dotykaj, nie jest jeszcze ukończony – Lastina dopiero teraz zobaczyła Tedora stojącego w koncie – mamy mało czasu,

– Dlaczego?

– Za długo by wyjaśniać, musisz mi zaufać, powiem Ci co masz robić, dobrze?

Znała Tedora od bardzo dawna, poznała go, gdy jako młoda dziewczyna została napadnięta w zajeździe przez grupę upitych żołdaków, którzy chcieli ją zgwałcić. W tamtym czasie była tylko zwykłą złodziejką i włóczęgą, ale wychowaną przez dziadka żołnierza cesarstwa. Potrafiła się bronić, jednak jej opór tylko rozjuszył bandę, rozciągnęli ją na stole i zaczęli rozbierać i wtedy wszedł Tedor. Potem Lastina nie pamiętała już nic, a gdy się ocknęła ciała żołdaków były wynoszone z zajazdu. Tedor uczynił ją swoją nałożnicą, ale i szkolił na agentkę i skrytobóczynię. Oddał w ręce najlepszych fechmistrzów, zwiadowców i szpiegów, kilka razy pomógł wyjść z poważnych tarapatów, aż wreszcie zarekomendował samemu Ilasowi. Zanim nie zamieszkał w Alunisie był jednym z jego doradców, jeszcze za czasów tłumienia powstania separatystów z południa. Potem, gdy cesarz popadł w konflikt z magami, Tedor wyjechał i ich drogi się rozeszły. To był jedyny mężczyzna, który ją podniecał, aż do wczoraj, kiedy nie poznała Marcusa. Zrobiło jej się wstyd, bo poczuła się jak by zdradziła Tedora, to nowe uczucie bardzo ją zdziwiło.

– Dobrze, choć mam już pewne dość kłopotliwe zadanie,

– Znam część tego zadania, opowiedz mi resztę – Tedor usiadł na ławie przy ścianie i gestem zaprosił agentkę, aby usiadła obok. Lastina szybko opowiedziała o całej wyprawie do Centmorgu i próbie zabicia Kudana, jego synów i Marcusa. Tedor uśmiechnął się pod nosem.

– Teraz będziesz pomagać Marcusowi,

– Tak, to zakrawa na jakiś żart,

– Nie rozumiesz, on musi zjednoczyć Teneie pod jednym sztandarem i stawić opór cesarstwu, Ilas nie może zdobyć Tenei,

– Tylko, że ja mam dwa tygodnie aby doprowadzić do wojny domowej, inaczej będzie ze mną źle,

– Nie możemy dopuścić do wojny w Tenei, wtedy wszystko będzie stracone, Ilas ze swoją armią zajmie Teneie bez problemu,

– Nie bardzo rozumiem, myślałam, że jesteś wierny cesarstwu,

– Cesarstwu tak, Ilasowi nie, on chce i będzie chciał więcej i więcej, nie zatrzyma się w swoich podbojach, a my – Tedor ściszył głos – my musimy dbać o równowagę,

– Czyli mam być podwójna agentką?

– Nie jesteś winna nic Ilasowi, wydał i tak na ciebie wyrok, ale z tym poradzimy sobie potem,

– Zgadza się, założyłam sobie sama tamalun,

– To nie tamalun jest problemem, da się go zdjąć, ale… – Tedor zawahał się – wysłali za tobą Cień,

– Cień – oczy Lastiny zrobiły się jeszcze większe – ale przecież używanie Cieni zostało zakazane, sam mnie o tym uczyłeś,

– Ilas nie będzie się stosować do żadnych zakazów czy reguł, on chcę panować na całym kontynencie,

– Tylko po co mu to? Mało ma cesarstwa? Nie mogę tego pojąć,

– Widzisz jest coś, czego nie ma, nieśmiertelność,

– Ha, ha, ha, przecież tego nie może mieć przez… – Lastina teraz zrozumiała o czym mówił Tedor – nie chcesz mi chyba powiedzieć, że Ilas wierzy w Księgę Zjednoczenia?

– Tak, wierzy – Tedor zacytował:

 

“Pierwszy, gdy stanie na Wschodnim Wybrzeżu,

Pierwszy, gdy dosięgnie Wiecznego Lasu,

Pierwszy, gdy stoczy głaz z Północnej Góry,

Pierwszy, gdy uderzy jawnie w Góry Trwogi,

Pierwszy stanie się wtedy Jedyny,

A wszyscy przez wieczność będą bić mu pokłony „

 

– Nie rozumie on jednak – ciągnął Tedor – że gdy wypełni rytuał to sprowadzi na nasze ziemie niewyobrażalną katastrofę, dlatego musimy go powstrzymać,

– Powiedz mi jedno, dlaczego magowie go nie powstrzymają?

– Bo nie ma wśród nas jedności, gdyby część z nas otwarcie sprzeciwiła się Ilasowi, inni by go poparli, a wiesz do czego by to doprowadziło?

– Do wojny magów…

– Właśnie, a wtedy rozpętało by się piekło, a magowie za wszelką cenę chcą tego uniknąć bo cenią spokój, Ilas to wie, dlatego nie musi się liczyć z naszym zdaniem,

– No ale ty chcesz pomagać jego wrogą, przecież za to czeka cię śmierć, a kiedyś nazywał cię przyjacielem,

– Ja żyję ponad trzysta lat, myślisz że boję się Ilasa? Za mojego życia było siedmiu cesarzy, ale ani jeden nie miał planów wypełniania Księgi Zjednoczenia,

– To dlatego wyjechałeś z jego pałacu?

– Tak, co więcej powiadomiłem Radę Starszych, ale oni uważają, że mamy czas i lekceważą Ilasa, nie wierzą, że podbije wszystkie ziemie, obawiam się też, że w samej radzie Ilas ma zwolenników,

– To wszystko mnie przerasta, jeszcze ten Cień…

– Nie martw się, już o nim wiesz, wiec na razie nie jest niebezpieczny, mam dla ciebie misję,

– Słucham,

– Dziś teleportuję cię do Tenei, w pobliże Termenoru. Musisz odszukać Marcusa i przekonać go, że wypadki w Centmorgu nie mają znaczenia,

– Wiesz, że chciałam go zabić i nadal to cel mojej misji, jak tylko wywoła powstanie?

– Hm… Będziesz więc musiała użyć swoich wdzięków, aby o tym zapomniał – Tedor uśmiechnął się szeroko – zresztą nie masz wyjścia, Marcus ma kluczowe znaczenie w naszym planie,

– Tylko co misją dla Ilasa?

– Uwalniam Cię od niej,

– Jak to?

– To moje prawo, to ja byłem twoim promotorem, wiec i ja mam prawo cię uwolnić od zwierzchnika,

– Ilas tego nie uszanuje,

– I tak miał zamiar cię zabić, Cień nie wraca w czeluść bez jakiejś duszy, a to że ci o nim nie powiedzieli, znaczy że nie miał cię chronić, ale zabić,

– Miałam zabić Marcusa, a potem zginąć,

– Tak, ale to się nie stanie – Tedor obrócił się i dotknął ściany – choć za mną.

Weszli do wąskiego korytarza, który prowadził do małej, zimnej piwnicy. Na środku pomieszczenia było lekkie podwyższenie, na którym stał okrągły cokół teleportu. Tedor podszedł do cokołu, dotknął go dłonią, a ten w odpowiedzi drgnął i zaczął wirować. Cokół obracał się coraz szybciej, rozjaśniając piwnice błękitnym światłem.

– Stań tutaj – Tedor wskazał miejsce na ziemi – wyślę Cię w bezpieczne miejsce w pobliżu Tarmenoru, to jaskinia w której znajdziesz wyposażenie, a przed jaskinią przywiązanego konia. Musisz odszukać Marcusa i powiedzieć mu o tym co ode mnie usłyszałaś, powodzenia, czas biegnie nieubłaganie.

Lastina podeszła we wskazane miejsce, poczuła jak jej ciało się unosi i zaczyna wirować, coraz szybciej i szybciej, aż do granic wytrzymałości. Zapadła w ciemność.

 

***

Jechali już trzeci dzień, mało śpiąc i jeszcze mniej mówiąc. Adamos świetnie jeździł konno i Marcus nie musiał na niego czekać, w tym tempie za trzy dni z okładem powinni być w Tarmenorze.

Nie spotkali nikogo na trakcie od dłuższego czasu, droga robiła się coraz gorsza, kamienne płyty zastąpił tłuczony kamień zmieszany z glina i piaskiem, a do tego zaczął padać deszcz i zrobiło się zimno. Wyjechali z lasu, na skraju którego była wieś, a w środku niej zajazd, zachęcający do wstąpienia dymem z komina.

– Tu zatrzymamy się na posiłek,

– Dobrze Panie – Adamos uśmiechnął się szeroko – głodny jestem jak wilk,

– To dobrze, napijemy się też czegoś na rozgrzanie – odpowiedział uśmiechem Marcus.

Wjechali na mały plac przed zajazdem, na placu stały cztery konie, a obok nich chłopak stajenny uwijał się z pojeniem.

– Napój i nakarm i nasze chłopcze,

– Dobrze Panie, jak tylko z tymi skończę,

Wojownicy przywiązali konie i weszli do zajazdu. Zapach potraw, wina i paleniska , mieszał się z odorem potu, wymiocin i brudu. W izbie było ciemno, a nikłe światło wpadające przez małe, brudne okna dawało równie mało światła co kilka świec rozstawionych na stołach. Trudno było ocenić ile osób było w środku, jednak gwar i ścisk był ogromny. Adamos wskazał jedyny wolny stół Markusowi i przy nim usiedli. W zajeździe nagle zapadła cisza, a do stołu podbiegł mały i gruby człowieczek o tłustej twarzy i krzyknął piskliwym głosem:

– To miejsce kwadrownika z garnizonu, zabronił siadać!

– Mam to w dupie – Adamos popatrzył na szynkarza – chcę jeść!

– Panie, proszę, nie chcę awantur, kwadrownik nie zna litości,

– Gospodarzu – Marcus rzucił srebrnika – jeść chcemy i miodu,

– Grubas złapał monetę, obrócił się i pobiegł w ciemność, a do stołu podszedł pijany żołnierz i krzyknął:

– Wypierrrdalać z miejsca szzzzzefa bo ubije – chciał sięgnąć po miecz, ale Adamos uraczył go szybkim ciosem otwartą dłonią w twarz krzycząc:

– Wezwijcie kwadrownika natychmiast! Książę nie będzie czekać!

 Cisza nastąpiła po tych słowach taka, że usłyszeć można było  skwierczenie polan w ogniu.

– Dawać kwadrownika! – Adamos był w swoim żywiole,

– Siadaj – Marcus złapał przyjaciela za rękaw – siadaj, bo jedzenie niosą,

Do stołu podeszła kobieta, która niosła ogromną misę mięsa, placków, warzyw i kiełbas, a za nią druga z dwoma dzbanami miodu. Wojownicy zaczęli pałaszować potrawy, nie przejmując się zamieszaniem, które nastało po chwili konsternacji. Gospodę w pospiechu opuszczali żołnierze oraz inni podróżnicy, przeczuwając nadchodzące kłopoty. Adamos z księciem zjedli przyniesione potrawy i zaczęli rozlewać miód, gdy do gospody weszło kilku zbrojnych.

– Który zwie się księciem? – chudy żołnierz wystąpił przed resztę – jak na darmo kwadrownika wzywamy, to ubijem,

– Gdzie on? – Adamos wstał i podszedł do żołnierza – gdzie on?!

Żołnierz zrobił krok w tył, popatrzył bo reszcie kamratów i powiedział:

– Jedzie ze strażnicy, posłali my po niego,

– No to niech się spieszy, bo nie mamy czasu!

Chudy machnął ręką na resztę i już mieli wychodzić, gdy w drzwiach gospody pojawił się ubrany w mundur kwadrownika postawny, siwy mężczyzna.

– Gdzie oni?

– Przy Twoim stole Panie – chudy pokłonił się i wskazał palcem na Marcusa i Adamosa.

– Jestem Barkas, Kwadrownik Esemi, mówią, żeś Marcus, Książę Tenei, okaż pierścień Panie,

Marcus wstał, wyciągnął dłoń z pierścieniem królewskim mówiąc – witam cię Barkasie, będzie mi miło zjeść przy twoim stole i wysłuchać nowin z Esemi.

Barkas ukłonił się i przysiadł do stołu.

– Nie spodziewałem się wizyty Księcia na naszej prowincji, wielkie rzeczy dziać się muszą,

– Dzieją się, dzieją – Adamos wytarł usta – wojna będzie,

– Z Cesarstwem?

– Z Cesarstwem, a co u was?

– U nas Panie bandy z gór podchodzą, ciężka służba, do tego leje już trzeci tydzień, drogi rozmokłe, zboża gnić będą,

– Ilu masz żołnierzy w prowincji?

– Trzystu Panie, ale to za mało – Barkas pochylił się i szeptem powiedział – do tego połowa nie wyszkolona,

– Mirem się cieszysz Barkasie, wiec poradzisz sobie z wyzwaniem, na nas już pora,

– Panie, wybacz śmiałość, czy to prawda, że rebelia będzie?

Marcus popatrzyła na Adamosa, wietrząc podstęp, ale Barkas wstał nagle i uniósł rękę w górę nad głowę.

– Mam nadzieję, że jej unikniemy, inaczej cesarstwo rozszarpie nas na strzępy,

– Kudan nie jest dobrym królem, ale ma armię, a nas jest garstka,

– Nie martw się Barkasie, musimy wierzyć, że nie dojdzie do wojny domowej, ciekawi mnie jak się dowiedziałeś o wypadkach w stolicy,

– Ptaki Panie wyszły ze strażnicy, coście konie zabrali, przez Dromela wysłane, już nie mogę się doczekać spotkania ze starą gwardią w Tarmenorze,

– Zadziwiająca organizacja, jak byście wszyscy na to tylko czekali,

– Czekaliśmy Panie, od pięciu lat, ja byłem generałem za czasów Królowej Matki waszej, czas na oddanie Tenei prawowitemu władcy,

– Wybacz Barkasie, ale czas widzę goni coraz bardziej, muszę spieszyć do Tarmenoru.

Marcus i Adamos wyszli z gospody, deszcz przestał padać, ale niebo było dalej zachmurzone. Wsiedli na konie i ruszyli w dalszą drogę.

 

***

Lastina obudziła się w małej jaskini, próbowała wstać, ale kręciło jej się w głowie. Usiadła, oparła plecami o ścianę i czekała, aż odzyska równowagę. Jak obiecał Tedor obok niej leżało wszystko, co było jej potrzebne, nawet jedzenie i bukłaki. Otworzyła jeden i pociągnęła głęboki haust trunku, zakrztusiła się, bo w bukłaku było wino. Wstała ponownie już bez problemów, pozbierała sakwy, broń i wyszła przed jaskinię.

 – Gdzie jest koń? – powiedziała do siebie. Przed sobą miała kilka drzew, ale konia nie było.

Rzuciła sakwy na ziemię, wybrała jedną i napełniła jedzeniem. Z pozostałych wysypała zawartość i zrobiła z nich prowizoryczny plecak, do którego włożyła sakwę, sprzęt i bukłak z winem. Zarzuciła pakunki na plecy, za pas wsadziła krótki miecz i ruszyła w dół stoku.

Po przejściu przez wąski pas lasu weszła na drogę – w którą stronę mam iść pomyślała – jeżeli to główny trakt do Tarmenoru, to powinna iść na północ. Obrała ten kierunek i ruszyła. Po kilku godzinach marszu zmęczenie zaczynało dawać jej we znaki, postanowiła zrobić postój na posiłek. Rozejrzała się, jednak obie strony drogi porastał las, który nie zachęcał do rozbicia obozowiska. Postanowiła usiąść na powalonym drzewie przy drodze, posilić się i ruszyć dalej. Rozpakowała prowizoryczny plecak i już miała zacząć jeść, kiedy na drodze pojawił się jeździec.

Szybko zrzuciła wszystko z kłody i sama położyła się za nią. Jeździec zatrzymał konia kilka metrów od kłody i zawołał:

– Niebezpiecznie jest podróżować samej przez te lasy,

Lastina szybko wstała, dobyła miecz i popatrzyła na człowieka dosiadającego konia. Był ubrany jak myśliwy, w mieszaninę skór, futer i lekkiego pancerza, a na plecach miał długi miecz. Twarz miał zarośniętą jak barbarzyńca, jednak oczy tętniły intelektem. W ręku trzymał krótki łuk, ze strzałą na cięciwie, jednak nie celował w kierunku Lastiny.

– Schowaj miecz, jak bym chciał zrobić ci krzywdę, już dawno miała byś strzałę w piersi. Ciekawi mnie skąd się tu wzięłaś, bo twoje ślady wychodzą z lasu, gdzie nie ma osad ludzkich. Do tego nie masz konia, a na piechotę do najbliższej wsi są dwa dni. Nie wyglądasz jednak na tutejszą, więc z ochotą się dowiem kim jesteś,

– Zanim pyta się kogoś o to kim jest, warto samemu się przedstawić – Lastina grała na zwłokę, bo mężczyzna nie wzbudzał jej zaufania, z drugiej strony dzięki łukowi miał nad nią przewagę i faktycznie, gdyby chciał już by do niej strzelił,

– Wybacz moje maniery, zdziczałem w tych lasach, jestem Rafus, książęcy zwiadowca i tropiciel.

W tym momencie na drodze pojawił się oddział liczący kilkunastu jeźdźców, którzy pośpiesznie dołączyli do Rafusa.

– Panie, czy ty zawsze musisz wyrywać się przodem? Trudno nam cię chronić, jak zawsze gnasz przed nami,

– Songusie, wiem, że masz we krwi opiekę nade mną, jak i moim bratem, ale jak widzisz nic mi nie jest, a nasz tajemniczy gość, to …, a właśnie, teraz twoja kolej, aby się przedstawić – Rafus spojrzał wymownie na Lastinę,

– Moje imię nic wam nie powie, jestem tu, bo muszę przekazać pilne wiadomości księciu Marcusowi – sama nie wiedziała czemu to powiedziała, ale postanowiła improwizować dalej – możecie mnie do niego eskortować, a z pewnością was nagrodzi.

 

 

 

Koniec

Komentarze

Z góry przepraszam za literówki, błędy, etc., jednak doszedłem do wniosku, że zanim będę szlifował formę, to chcę usłyszeć opinię na temat treści…

No cóż, taka zapowiedź może tylko odstraszyć potencjalnych czytelników. Obawiam się, Marcusie69, że dopóki twoje dzieło będzie napisane w sposób utrudniający lekturę, raczej nie możesz się spodziewać porządnej opinii na temat treści…

Zastanawiam się dlaczego, skoro wiesz, że w tekście są literówki i błędy, nie usunąłeś ich, nie postarałeś się, aby czytelnik nie musiał potykać się na nich.

Dodam jeszcze, że fragmenty, zwłaszcza tak długie, nie są chętnie czytane. Nikt nie lubi poświęcać czasu na lekturę czegoś, czego nigdy nie pozna w całości. Sugeruję, abyś zaprezentował raczej krótkie skończone opowiadanie – łatwiej wtedy ocenić tekst, łatwiej też wskazać ewentualne niedoskonałości.

Po pobieżnym przejrzeniu tekstu mogę powiedzieć, że nie zawsze poprawnie zapisujesz dialogi i myśli, interpunkcja pozostawia wiele do życzenia, zaś zaimki piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie. Mam też wrażenie, że nadużywasz wielkich liter.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi: http://www.forum.artefakty.pl/page/zapis-dialogow, a tu, jak zapisywać myśli: http://www.jezykowedylematy.pl/2014/08/jak-zapisac-mysli-bohaterow/

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Z góry przepraszam za literówki, błędy, etc., jednak doszedłem do wniosku, że zanim będę szlifował formę, to chcę usłyszeć opinię na temat treści

O ile jestem skłonna in dubio pro reo przyjąć, że nie znasz się na interpunkcji i pomimo dołożonych starań i tak nie byłbyś w stanie doprowadzić jej do stanu idealnego, o tyle niepoprawianie literówek jest najzwyczajniej pod słońcem wyrazem lekceważenia wobec czytelnika. Naprawdę tak trudno włączyć opcję podkreślania błędów w wordzie i poprawiać je najlepiej na bieżąco? Tutejszy edytor zresztą też podkreśla błędy.

 

Zasadniczo więc podpisuję się pod opinią Reg.

http://altronapoleone.home.blog

Popraw, to może ktoś przeczyta.

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka