– Pan Johnson? – Pytanie odbiło się od ścian i samochodów i rozniosło po najdalszych zakamarkach parkingu pod drugim sądem okręgowym dystryktu Staten Island.
Prawnik ze skórzaną teczką ubrany w doskonale skrojony garnitur od Armaniego gwałtownie przystanął i popatrzył bez zainteresowania na młodego człowieka, który wyłonił się zza filara i teraz zagradzał mu drogę.
„Gangusy strzelają, FBI nie pyta tylko aresztuje, gliny, furiatów i makaroniarzy świerzbią paluchy na cynglu. Wolny strzelec albo nowy klient. Mógł przyjść do kancelarii, a skoro nie, to albo świr, albo dziwak albo jedno i drugie” – Johnson szybko wyliczył możliwe opcje i powoli przytaknął widząc, że tamten jest przynajmniej nieźle ubrany i nie przejawia objawów zdenerwowania tak typowych dla desperatów czy chorych psychicznie. Na swój sposób budził szacunek i prawnik nie czuł panicznego strachu pomimo tego, że dokładnie na tym parkingu miesiąc wcześniej zastrzelono pewnego znanego senatora, a statystyki pokazywały wzrost przestępczości w całym mieście o ponad dwadzieścia pięć procent.
– Johnson Aberdy? Jak Johnson z Johnson & Johnson? – Nieznajomy ponownie się upewnił.
„Amator, pewnie będzie chciał pozwać którąś firmę i zgarnąć miliony, bo kawa była za gorąca albo łazienki za mało tęczowe" – Aberdy podsumował go krótko i treściwie teraz całkiem przekonany, że chodzi o coś niewielkiego, ale mimo irytacji zapytał niezwykle uprzejmym i pełnym zjadliwej słodyczy tonem:
– Tak, w czym mogę pomóc?
– Jestem tylko posłańcem. Poproszono mnie, żeby powiedzieć panu, żeby nie używać chronowizora w sprawie McArthur.
„Czyli się pomyliłem. Starzeję się” – pomyślał z zawodem i stwierdził:
– To próba zastraszenia?
– Nie wiem, ale klient poprosił, żeby coś jeszcze przekazać. – Tamten uśmiechnął się wyraźnie z ironią, skłonił głowę w udawanym wyrazie szacunku, sięgnął do wewnętrznej kieszeni i wyjął małą pomarańczową kopertę, a następnie ostrożnie podał ją utytułowanemu członkowi palestry.
„Wyraźnie cieszy się, że się jej pozbył. Kolejny cwaniak, który przerzucił problem na mnie.” – Zauważył Aberdy i stwierdził:
– Czyli jednak…
– Nie wiem, naprawdę nie wiem. – Mężczyzna podniósł ręce w przepraszającym geście.
– Jak pana znajdę?
– Jest pan prawnikiem z dużej szanowanej kancelarii i ma pan swoje kontakty, ja też specjalnie się nie ukrywam. – Tamten machnął ręką. – Ale uprzedzam, że nawet z nakazem niewiele pan wskóra. Klient przekazał to anonimowo i nie mam pojęcia jak go namierzyć.
– Eeee, jak to? Przecież każde pieniądze można namierzyć. – Johnsowi zabrakło ciętej riposty.
– Gotówka podrzucona do mojego domu. Brak odcisków palców i śladów DNA, znaczniki z numerami wyczyszczone. Na mnie już czas. Życzę miłego dnia. – Posłaniec powiedział to znudzonym głosem i nie czekał na odpowiedź tylko obrócił się i ruszył do windy.
Johnson podszedł do samochodu, tam jednak naszły go nagłe i niespodziewane wątpliwości.
„Mógł zostawić za wycieraczką. Coś tu nie gra. Chciał pokazać, że się nie boi? To się kupy nie trzyma. Jak dostał kasę z góry to nie musiał nic robić, chyba że mieli na niego haka.” – pomyślał stojąc z kluczykiem w ręce i wzruszył ramionami. „A co mi tam, gdyby ktoś chciał mnie sprzątnąć już by to zrobił”.
Coś mu jednak nie dawało spokoju i dla odegnania dziwnych myśli spędził kilka sekund zaglądając pod podwozie, potem ostrożnie włożył kluczyk w drzwi i otworzył auto, a silnik odpalił dopiero po dokładnym obejrzeniu kabiny i wszystkich niezwykle skomplikowanych mechanizmów pod maską.
„Kopertę jednak dam do sprawdzenia”. – Doszedł do wniosku wyjeżdżając na powierzchnię, potem przestawił się na myślenie o bieżących sprawach i nie zaprzątał sobie w ogóle głowy kopertą, gdy jechał przez ulice nigdy nie śpiącego miasta.
– Dzień dobry Bob – powiedział ochroniarzowi pięć minut później, gdy ten przepuszczał go przez bramkę w wieżowcu.
– Dzień dobry panie Aberdy. – Tamten odpowiedział, gdy naciskał dla niego guzik windy.
– Co słychać?
– Wszystko dobrze. Dziękuję. – Starszy pan ukłonił się lekko.
– Miłego dnia Bob. I mów mi Johnson.
– Dziękuję Panie Aberdy. Miłego dnia.
Prawnik uśmiechnął się, bo rytuał powtarzał się dosłownie każdego dnia, od razu jednak zapomniał o staruszku, gdy zamknęły się drzwi windy, a na górze uderzył go szum i gwar typowy dla środka dnia pracy.
Kilku młodych praktykantów zmierzało w jego stronę, lecz on nie miał czasu i ochoty z nimi rozmawiać, więc tylko kiwnął głową recepcjonistce i zręcznie ich ominął udając się wprost do gabinetu.
– Cześć Alicjo. – Przed wejściem przywitał się z wiekową sekretarką, która niczym cerber pilnowała, żeby nikt niepotrzebnie nie marnował czasu jednego z najważniejszych wspólników kancelarii.
– Dzień dobry panie Johnson. Ma pan spotkanie wspólników za godzinę, do tego naradę w sprawie McTuk i eksperta od broni za…
– Dziękuję. Dasz tę kopertę do sprawdzenia – przerwał jej stawiając teczkę na biurku, otwierając z głośnym kliknięciem jej zamek i klapę, wyjmując kopertę i kładąc ją przed nią. – Może tam być coś niebezpiecznego. Potrzebuję tego jak najszybciej.
Nie czekał na jej odpowiedź i udał się do gabinetu skąd rozciągał się przepiękny widok na Twin Towers.
Przez pół dnia nie działo się nic specjalnego, natomiast gdy wracał z lunchu, to sekretarka zatrzymała go na chwilę wręczając mu kopertę z garażu:
– Szefie, laboratorium nic nie wykryło, otworzyło dla pewności i znalazło zdjęcia. Powiedzieli, żeby przekazać je panu do rąk własnych i że nie ma tam żadnych śladów biologicznych.
„No tak. Facet miał skórzane rękawiczki” – pomyślał Johnson mówiąc. – Dziękuję Alicjo.
Prawnik usiadł w gabinecie i wyciągnął kilka kolorowych zdjęć przedstawiających jak rozmawia przy barze z Ally Mc Bee i jak trzyma ją za rękę. Było to wprawdzie już po ogłoszeniu wyroku i kilka miesięcy po śmierci jej męża, ale i tak ujawnienie, że tej nocy w końcu poszli do łóżka, mogłoby wywołać niepotrzebne plotki i dostarczyć argumentów jego licznym przeciwnikom.
„Mimo wszystko, jeśli to szantaż, to raczej z tych lekkich, jak klepnięcie w tyłek” – stwierdził i zdecydował na przekór sobie. „Nie zmieniamy strategii”.
Był coraz bardziej zdenerwowany, gdyż o siedemnastej miał być może najważniejszą rozprawę w swoim życiu. Przekładał papiery, uporządkował wszystko na biurku, w końcu postanowił, że do sądu wyjdzie przed czasem i jak pomyślał tak zrobił zjawiając się na sali piętnaście minut przed rozpoczęciem rozprawy.
– Proszę wstać sąd idzie – Woźny Kallingham jak zawsze punktualnie co do sekundy ogłosił pojawienie się sędziego McDathy.
– Widzę, że sala w komplecie. Uprzedzam, że ją opróżnię jak będą protesty. To nie cyrk i nie podoba mi się to co robią media – Tu sędzia kiwnął panu McGiver, a następnie uśmiechnął się w stronę Lemonda Russo – i aktywiści. Dobrze, jakieś wnioski na dzisiaj? Pani Lane?
– Nic wysoki sądzie.
– Panie Aberdy?
– Wysoki sądzie, obrona wnosi o użycie chronowizora. – Tu prawnik poczuł, że ma nogi z waty zupełnie jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę co właśnie robi.
W sali sądowej zapadła cisza jak makiem zasiał. Jessika Lane zamarła, obrońca posiłkowy dla odmiany wyraźnie chciał coś dodać, ale sędzia uciszył go gestem dłoni i powiedział. – Czy wie pan o co prosi?
– Tak wysoki sądzie.
– Proszę zaprotokołować, że prawnik przytaknął głową. – To sędzia przekazał pani Jennifer Parker i opierając głowę na prawej ręce dodał – A pan niech mówi dalej, robi się ciekawie.
– Prosimy o zastosowanie artykułu trzysta trzynaście ustęp dwa i kilkunastu innych przepisów. – Aberdy nerwowo poprawiał raz za razem krawat – Sprawa jest znana i dotyczy osób na najwyższych szczeblach władzy i honoru brytyjskiej rodziny królewskiej. Tu mam pisemne uzasadnienie. Czy mogę podejść?
– Tak, proszę, ale mówimy o wyłączeniu zasilania dla Nowego Yorku na jeden dzień i o wysokich kosztach dla podatników.
– Wysoki sądzie, w tym momencie wydaje się to być uzasadnione.
– Wysoki sądzie, to niedopuszczalne. Obrona nie ma dowodów i szuka na ślepo. – Wtrącił się oskarżyciel, który wraz z panną Lane również znalazł się przed wokandą – O samym urządzeniu niewiele wiadomo. To może być jakaś horrendalna mistyfikacja.
– Wysoki sądzie, chcemy wykazać w naszej sprawie, że to spisek CIA. – Aberdy nie pozostał mu dłużny.
– Nonsens. Oskarżenie wykazało ponad wszelką wątpliwość, że winny jest sekretarz stanu i książę. Dowody DNA nie kłamią.
Sędzia uciszył gestem obu prawników i spytał:
– Pani Lane? A co pani ma do powiedzenia?
– Zgadzam się z kolegą.
– No jasne, a co masz powiedzieć? – Aberdy nie wytrzymał, ale sędzia uciszył go ręką i zapytał się krótko. – Dowody?
– Nie mamy świadka, tylko jego zeznania, wysoki sądzie. Informator jest teraz w rękach CIA, a my potrzebujemy sprawdzić to co się działo w gabinecie sekretarza tydzień przed wypadkami.
– Wysoki sądzie, to wygodne, że są zeznania a nie ma człowieka. Na papierze może być wszystko…
– Nie powiedzieliśmy, że zeznania są w formie pisemnej…
– Wideo też można zmanipulować… – Prawnicy zaczęli się przekrzykiwać między sobą czemu sędzia przysłuchiwał się z wyraźnym zainteresowaniem opierając głowę na lewej ręce położonej na udzie.
– Chcę przypomnieć Watergate, gdzie nawet taśmy wystarczyły.
– Jakie Watergate? Żyjemy w innych czasach, teraz wszystko można podrobić. Potrzebny jest człowiek, a do tego to ogromne zagrożenie dla kraju. Tam podejmowane są tysiące ważnych i tajnych decyzji.
– Proszę przekazać uzasadnienie. Sąd uda się na naradę, decyzja zostanie ogłoszona jutro o siedemnastej. – Sędzia nie odniósł się do sprzeczki, tylko powiedział co chciał powiedzieć, uderzył młotkiem, poczekał na teczkę od Johnsona, wstał i ruszył do wyjścia.
– Proszę wstać, sąd idzie. – krzyknął woźny, ale w gwarze zupełnie nie było słychać jego słów.
Obrońcy nie wiedzieli co robić i gorączkowo gdzieś dzwonili, dziennikarze tratowali się wybiegając z sali, a gapie zaczęli głośno komentować to co do niedawna wydawało się czystą fikcją.
Jeden z ludzi na sali zachował kamienną twarz i zatelefonował do pewnej wysoko postawionej osoby, której powiedział tylko pięć słów:
– Stało się. Spotkanie o dwudziestej.
Aberdy nie zważał na wrzawę, zamieszanie, reporterów, zwolenników i przeciwników, tylko spokojnie przeciskał się przez tłum. Przed wejściem spotkał prawniczkę z kancelarii Dianę, która bardziej stwierdziła niż zapytała:
– Wywołałeś burzę.
– Tak jakby. Chyba nie przyszłaś tutaj, żeby mi to powiedzieć? Coś masz dla mnie?
– Jak zawsze rzeczowy. To w tobie lubię. – Kobieta uśmiechnęła się rozmarzona – Tak, mam sprawę. Samsung pozywa klienta o pięćset tysięcy za artykuł niszczący dobre imię firmy.
– Rzekomo niszczący jak przypuszczam. Mam ci pomóc?
– Tak. Weź to i przeczytaj i powiedz mi co myślisz. – odpowiedziała podając mu dwie kartki papieru.
– Dobra, co tam śmierdzi?
– Powołują się sprytnie na znaki towarowe, a on pisze tylko o możliwej strategii.
– Czyli pierwsza poprawka, a ty chcesz, żeby znaleźć wszystkie smaczki.
– Dokładnie.
***
– Wiecie, że nie możemy na to pozwolić. – Człowiek z sali sądowej zwrócił się do członka rządu w jednym z tanich hoteli na godziny.
– To dlaczego nie uciszyliście tego namolnego papuga?
– Daliśmy mu propozycję nie do odrzucenia, ale najwyraźniej niezbyt szybko myśli. Poza tym kolejny zabity wywołałby niepotrzebne śledztwo, a i tak ktoś inny by przyszedł i zrobił to samo.
– To może plan alfa?
– Na razie przeciągajmy. Można się powołać na czwartą poprawkę.
– Dobrze. Co z sędzią?
– Uczciwy. Bardzo szanowany. Nie ma co ruszać staruszka nawet jeśli nakaże sprawdzenie. I tak nam to w sumie niewiele zaszkodzi.
– Niech zna pańską łaskę. Czy możemy jakoś wyłączyć to cholerstwo?
– Wiesz, że trzeba unieszkodliwić reaktory pod wieżami.
– Czy dziennikarze mogą coś zwęszyć?
– Wątpię. Za informacje o chronowizorze jest czapa.
– A dlaczego nie zrobimy własnego nagrania?
– Nie zaczynaj znowu. Hologramy są w powijakach.
– Czyli poświęcimy sekretarza.
– Sam sobie winien. Mógł się nie pchać w dziurę tej, no tej – Tu pstryknął palcami – tej, jak jej tam, Moniki. Poza tym wiesz, że prasa już węszy po śmierci Barns. Gdyby nie zaczęła krzyczeć, nie musielibyśmy jej pobić.
– Pobić? To nowy eufemizm na zabójstwo?
– Miała informatorów i znalazła połączenie…
– …pomiędzy naszym projektem i zamieszkami na ulicach. Wiem. Nie jestem przekonany, ale dobrze, spróbujmy na spokojnie…
***
Aberdy siedział w swoim łóżku w apartamencie w West Willage i właśnie przeglądał akta sprawy McArthur, gdy weszła jego elegancko ubrana żona, która odpinała jeden z kolczyków.
– Co robisz kochanie? – zapytała zadowolonym głosem.
– Właściwie kończę. Jeszcze tylko dwie strony i to wszystko. Jak spotkanie?
– Za ciężko pracujesz, a ja mam bardzo dobre wieści. W pracy dopięliśmy ugodę, a do tego dzwoniła do mnie ta nowa agentka. Niesamowita kobieta, bardzo obrotna. I teraz najlepsze. – uśmiechnęła się – W Beresford będzie apartament na sprzedaż.
– To znakomicie. Kiedy chcesz go obejrzeć?
– Umówiłam nas na piątek o drugiej.
– Doskonale, chodź tu do mnie – Mężczyzna uśmiechnął się, gdyż właśnie mogło spełnić się jego drugie marzenie życia, a potem czule pocałował kochaną kobietę, która przeskoczyła na siódmą pozycję w prestiżowym rankingu najlepszych prawniczek publikowanym corocznie przez Lawyerist.
Jego ukochana poszła do łazienki a on sięgnął po kartki od Diany i zaczął czytać:
Mój telefon domagał się ładowania a w pociągu nie było zbyt wielu gniazdek.
„Czas popracować” – pomyślałem wyciągając kadłubek z plecaka.
To był model o wielkości 15,6 cala z wyjmowaną baterią 160Wh, dokładnie taką jaką maksymalnie można mieć w samolotach.
Pociągnąłem za kabelek wystający z komory touchpada, podpiąłem telefon przez złącze USB-C, położyłem go na wystającej z jednej strony gumowej tacce i naciskałem ją coraz mocniej na prawej krawędzi aż w końcu zaskoczyła i wysunęły się bolce blokujące.
Dwie sekundy i moja komórka ładowała się, ja zaś miałem dostęp do DEXa i pełnowymiarowego ekranu, normalnej klawiatury i zrobionej z ekranu telefonu płytki dotykowej, która spełniała również rolę TouchBara.
"Trzeba sprawdzić czy powód nie ma podobnego patentu" – pomyślał i zapisał to na marginesie.
„Jak to dobrze, że zabrałem dysk” – stwierdziłem ciesząc się, że w środku kadłubka tkwił tani jak barszcz dysk SATA z setkami materiałów do odrobienia.
Trzydzieści pięć godzin pracy – tyle pokazało urządzenie, a ja założyłem słuchawki i zacząłem czytać, robić notatki i przygotowywać się do wykładu pod tytułem „Problemy wielkich korporacji, czyli studium przypadku na przykładzie Nokii, Samsunga i Apple”.
„Samsung S10e, S10 i S10+ były odpowiedzią na coraz śmielej poczynające sobie firmy chińskie które według niektórych źródeł miały wsparcie rządu i nie przejmowały się problemami ochrony środowiska albo koniecznością zapewnienia godziwej opłaty dla pracowników”
"Potrzebne będą dane sprzedaży z dwóch ostatnich lat. Swoją drogą nigdy nie słyszałem o takich modelach".
Przeglądałem różne slajdy i filmiki marketingowe, w końcu odpaliłem kaczkę i zacząłem szukać opinii użytkowników.
„Poszedłem do sklepu chcąc zobaczyć na co mogą mi wymienić mojego S7. Jestem rozczarowany. Mój stary model ma PPI 577 i jest najbardziej podobny do S10E, ale ten ma tylko PPI 438 porównywalne do mizernych PPI 432 starego S5. To jakieś nieporozumienie, żeby flagowy model był gorszy od poprzednich, że o małej baterii przez grzeczność nie wspomnę. Pozostaje mi tylko wielka krowa, bo nawet S10 jest gorszy od S7 i ma tylko PPI 550.
"Miranda musi sprawdzić te dane" – zrobił kolejną notatkę.
"Dlaczego nie mogę dostać telefonu z dużą baterią, bez tych wszystkich czytników linii i innych wynalazków, ale z dobrą kamerą, Irdą, diodą powiadomień i radiem FM? To śmieszne”
„S10 jest wporzo, ale za duży. Dziurę bym przeżył, gdyby nie rozmiar. Ten klocek jest za bardzo wydłużony. Myślałem o S10E, ale do malucha nie ma matowej folii na ekran od mojego ulubionego producenta. To jest moje must have”
"Czy któryś z producentów folii nie ma modelu do S10E a ma do S10?"
"Dlaczego każdy nowy telefon ma wyższe promieniowanie? Niech zrobią S7 Neo i w starym modelu tylko zamienią procesor, pamięć, kamerę, złącze kabla i może wyświetlacz"
„Chciałem używać tego nowego S10E z DEXem. Fajne rozwiązanie, ale dlaczego nie ma kadłubków, gdzie mógłbym go zadokować i używać jak laptopa? NexDock 2 jest za mały, ma małą baterię i telefon leży z boku. Ja bym wolał coś od producenta, gdzie anteny są w kadłubku, gdzie bateria jest duża i gdzie telefon działa jak touchpad”.
„S10 ma bardzo jasny ekran, ale jest on zagięty. Nie znoszę Edge. Płacę za niepełnosprawny towar, za dziurę w ekranie i mam opcję do zrobienia czarnego paska na górze, ale nie mam opcji do całkowitego wyłączenia zagiętych krawędzi. One mają być czarne i nie reagować na dotyk. Samsung zrobił coś wspaniałego, ale nie podoba mi się, że mam za to płacić i że nie mogę z tego zrezygnować. Daliby diody powiadomień a nie to coś.”
„Poprzednie Samsung miały ekrany z ostrymi krawędziach, nowe są zaokrąglone na rogach. Eksperymentują, robią zginane telefony, ale nie potrafią dać topowego modelu, gdzie wszystko będzie najlepsze. Najśmieszniejsze, że ich budżetowe telefony dają więcej”
„Chcę tunera DAB+ w telefonie! Tunerem TV i baterią grafenową też bym nie pogardził.”
Przejrzałem jeszcze raz historię Esek Samsunga od rewolucyjnej S1 poprzez średnio udane S2 i S3, wersje mini z wykastrowaną specyfikacją, S5 będąca najdoskonalszym telefonem w starym stylu, S6 z usuniętą kartą pamięci i niewymienną baterią, bardzo udaną S7, nudne S8 i S9 gdzie zmieniono kilka cyferek i S10 który wzbudził pewne emocje, ale był modelem przejściowym skleconym byle coś sklecić. Ten ostatni miał oczywiście najszybszy procesor i dawał najwięcej pamięci, ale brakowało mu tego czegoś o ile pominiemy dziurę i wielu użytkowników S7, S8 i S9 czekało na urządzenie z 5G.
„Na rynku brakuje wizjonerów, którzy mieliby przebicie Jobsa. Stare firmy jak Samsung i Apple okopały się, ale przestały robić rewolucyjne produkty.” – pisałem – „Dopiero Chińczycy i projekty z Kickstarter wprowadziły pewną świeżość, ale to był dopiero początek rewolucji, pierwsze z wielu ziarenek, które trzeba było wysiać. Projekty te cierpiały na brak funduszy, młodzi producenci mieli również problemy z wyświetlaczami. OLEDy Samsunga były najlepsze na rynku i nie można było ich kupić w odpowiedniej ilości, to zaś w połączeniu z nasyceniem rynku skutecznie hamowało rozwój.
Zmianę sił mógł przynieść Huawei, ale duża część użytkowników omijała go ze względu na blokadę bootloadera i podejrzenia o szpiegowanie”.
"Nudy i bełkot. O czym to w ogóle jest? Jakie szpiegowanie? Jaki Huawei?" – odłożył kartkę widząc żonę w satynowej koszuli, która spojrzała pełnym wyrzutu wzrokiem. "Reszta jutro".
***
– Proszę wstać sąd idzie.
– Panie i panowie, mamy tu duży problem. Z jednej strony stoi prawo, które ma być równe absolutnie dla wszystkich i nie dopuszczać do skazania niewinnych, z drugiej strony bezpieczeństwo narodowe. Mamy też delikatne kwestie podnoszone przez prasę to jest sprawę domniemanego spisku na rodzinę królewską ze strony USA. Przychylam się do wniosku obrony o ile znajdzie osobę z certyfikatem, która na posiedzeniu niedawnym będzie mogła znaleźć odpowiedni fragment. Macie tydzień na przedstawienie kandydatury i żeby było jasne, nie dopuszczę, żeby ucierpiał na tym nasz kraj. – Sędzia wygłosił przemówienie, stuknął młotkiem, wstał i ruszył do wyjścia a na sali podniósł się tumult jeszcze większy niż rano i to tak duży, że nawet woźny machnął ręką i zrezygnował z wygłoszenia swojej kwestii.
***
– Dzień dobry panu.
Johnson miał wrażenie, że ma deja vu widząc tego samego mężczyznę wychodzącego z uśmiechem zza tego samego filara.
– Raczej kiepski ten szantaż. Czy… – prawnik przeszedł do ataku, ale mężczyzna tylko wzruszył ramionami i wszedł mu w słowo:
– Mam…
– …ma pan kolejną kopertę, która ma mnie zachęcić do zmiany strategii, a ja jej nie wezmę, bo wszystko co robiłem w życiu było zgodne z prawem i nie ma na mnie haków – z przekonaniem i znużeniem stwierdził Johnson dodając w myślach. „Oprócz zabaw po studniówce”.
– Proszę ją wziąć, klient bardzo wyraźnie zaznaczył, że dowie się czy pan to zrobił i mam powody sądzić, że mówił to na poważnie.
„W kancelarii jest wtyczka" – Johnson wziął za pewnik najbardziej prawdopodobną wersję i powiedział – Dobrze. Da ją pan.
– Dziękuję – Tak jak poprzednio mężczyzna sięgnął do wewnętrznej kieszeni, potem wyjął i przekazał kopertę.
– Czerwona, czy to coś znaczy? – zapytał się Aberdy, ale tamten tylko wzruszył ramionami i obrócił się w stronę windy.
Prawnik tym razem nie przejmował się sprawdzaniem samochodu, tylko od razu udał się do biura, gdzie cała jego uwaga skupiła się na tym co powiedziała sekretarka:
– Widział pan prasę? Kupiłam wszystkie popołudniówki. Wszędzie o nas piszą.
– Przygotowali w godzinę. Godne podziwu. Wezmę wszystkie i zawołaj proszę Melindę. – mruknął zadowolony zgarniając stertę gazet i przeszedł do gabinetu.
„Roztrzepany jestem” – pomyślał chwilę potem widząc kopertę przy rozpakowywaniu teczki, a następnie skinął na sekretarkę, żeby podeszła.
– Tak panie Aberdy?
– Alicjo, jest jeszcze ta koperta…
– …już ją daję do analizy.
– Zuch dziewczyna. – rzucił i zajął się przeglądaniem gazet, w których sprawa McArthur w większości była na pierwszej stronie:
„Młody wilk znów uderza”.
„Przesadzają” – zauważył.
„Z grubej rury po trupach do celu”.
„Kiepskie zdjęcie” – pomyślał. „Pogrubia”
„Czy będzie uniewinnienie?”
To ostatnie zaciekawiło go najmocniej, więc zaczął czytać cały artykuł:
„Wielcy twórcy SF przez lata wieszczyli przewidywanie przyszłości, w zeszłym wieku okazało się, że władze dysponują możliwością wejrzenia w przeszłość.
Wywołało to szereg protestów i krwawe rozruchy we wszystkich większych miastach USA. Sprawa była o tyle poważna, że wymagała użycia Gwardii Narodowej i doprowadziła do orędzia a potem dymisji prezydenta Johnsona.
Niewiele wiadomo o urządzeniu ponad to, że wymaga ogromnych ilości energii, jest dostępne tylko dla władz trzech krajów i pozwala obejrzeć określone fragmenty przeszłości. Wiedza techniczna o jego budowie traktowana jest jako informacje ściśle tajne a w więzieniach siedzą setki osób skazanych za same próby jego odtworzenia, z których najsłynniejsza jest milcząca dwunastka wpatrujących się w ścianę z CERN spod Genewy.
W dniu dzisiejszym prawnik z Nowego Yorku wniósł o użycie aparatu w głośnej sprawie o gwałt. Wierzy on, że sprawa jest na tyle poważna, że wniosek jest uzasadniony. To precedens, który może uruchomić tysiące podobnych wniosków i spowodować, że urządzenie będzie używane do spraw małego kalibru.
Najważniejsze są teraz dwie kwestie – czy dowody z chronowizora są niepodważalne i czy zamieszanie w sprawę osoby z elit daje prawo do podobnego wniosku powodując, że sprawa staje się sprawą wagi państwowej.
Na pierwszą kwestię nie mamy jednoznacznej odpowiedzi, co do drugiej, to nasuwa się tu dodatkowe pytanie o to czy są równi i równiejsi wobec prawa.
Smaczku sprawie dodaje fakt, że miesiąc temu żona Aberdy’ego z ramienia prokuratury blokowała podobny wniosek.
O rozwoju wydarzeń będziemy państwa informować”
Aberdy odłożył gazetę i odwrócił się do okna, kontemplując widok.
Puk. Puk. – Rozległo się pukanie do szklanych drzwi i prawnik wrócił do rzeczywistości pokazując na migi dziewczynie z notesem, żeby weszła.
– Melindo. Potrzebuję listy osób z uprawnieniami do używania chronowizora.
– Włożył pan kij w mrowisko. – odparła zapisując.
– Jesteś drugą osobą, która mi to ostatnio mówi. Czy wy wszyscy macie jakiś skrypt, z którego bierzecie te teksty?
– Na kiedy? – Zignorowała jego słowa.
– Dwa dni. Dasz radę?
Spojrzała na niego pełnym wyrzutu wzrokiem i powiedziała krótko – Jest pewien rejestr. Muszę popytać, to są dane niejawne.
– No to działaj. – odrzekł dając jej do zrozumienia, że rozmowa jest skończona.
Dziewczyna wyszła, a on popatrzył na leżące na samej górze opowiadanie od Diany i pomyślał "Do niczego mi to niepotrzebne. Powinienem się bardziej cenić, a nie tracić czas na takie głupoty"
Wagonem zarzuciło a ja wylałem colę na klawiaturę.
„Chryste, znowu będzie trzeba rozebrać” – pomyślałem pamiętając, że ostatnio spędziłem nad tym dwie godziny.
Nie przejmowałem się, bo kadłubek generalnie był wodoszczelny i miał odpowiednią normę a klawiaturę zabezpieczały podwójne uszczelki. Wiedziałem, że w razie awarii koszty naprawy będą minimalne i o ile nic się nie zmieniło, to wystarczy wszystko przetrzeć wilgotną chusteczką.
Przyłączyłem się do LibreOffice a mój „niby-laptop” pobrał kolejne aktualizacje.
Może odpalę Cywilizację?
Włączyłem skrót z gierką a wtedy uaktywniły się moduły z własną kartą graficzną i procesorami ARM włożone do slotów z tyłu ekranu. Tak naprawdę to były fragmenty płyt głównych telefonów, które sprzedawano oddzielnie, ale dla mnie najważniejsze było to, że nie słyszałem rzężenia wiatraków chłodzenia, bo całość załatwiała grawitacja.
Miałem tam standardowe Ubuntu, przełączałem się między grą i edytorem a całość chodziła o niebo lepiej niż gry w Windows, gdzie balast trzydziestu lat załatwiał cały postęp w sprzęcie. Zakup tych modułów był bardzo dobrym ruchem jeszcze z jednego powodu – Samsung jako gratis dodawał kilkunastomegabajtowy klucz, który pozwalał na upgrade oficjalnej wersji systemu w moim telefonie przez kolejne kilka lat.
Siedziałem i grałem a czas pracy zszedł do marnych dwudziestu pięciu godzin.
„Czas zobaczyć co z kodem” – stwierdziłem i podłączyłem się do domowego serwera z Ryżenami, który normalnie mielił mój najbardziej skomplikowany kod.
Nie chciałem dziś korzystać z chmury z uwagi na klauzule w umowach projektowych.
Poprawka, synchronizacja z lokalnym dyskiem, kolejna poprawka…
Czas upływał, a ja skupiałem się na tym co najważniejsze.
Moje niewielkiej wydajności lokalne środowisko pracy było o wiele szybsze niż starodawne głośne laptopy z mulącymi Windows i dziurawymi procesorami. To był strzał w dziesiątkę i miałem dane zawsze przy sobie, producenci oferowali zaś moduły dzięki którym mogłem szybko i wygodnie dodać to czego rzeczywiście potrzebuję – szybszy Internet, lepszy dysk czy tyle rdzeni, ile chcę.
Inni ludzie niestety nie mieli mojej wiedzy i wciąż wymieniali sprzęt co pół roku nie widząc, że poza nowym opakowaniem nie dostają zbyt wiele. Było wiele skoków na ich kasę takich jak sprzedaż różnych produktów pod jedną nazwą albo proponowanie pamięci Octane do najtańszych zestawów z tak wolnymi procesorami, że nie należało ich polecać nawet największym wrogom, a właściwie należało, ale tylko wtedy, gdyby były używane z jedną aplikacją w terminalu.
Komórka się naładowała więc pomyślałem, że się lekko zdrzemnę…
„Ma razie tyle. Jakiś ten opis niezbyt optymistyczny. Nigdy nie słyszałem o takich urządzeniach, ale niech Melinda to da jakiemuś specowi od komputerów. Narobili tego i nikt normalny tego nie rozumie” – podrapał się po głowie i wykręcił jej numer – Cześć. Nie. Nie chodzi o to o czym rozmawialiśmy. Mam jeszcze jeden mały tekst do przejrzenia. Nie widzę w nim nic złego, ale niech rzuci na niego okiem jakiś jajogłowy.
***
Praktycznie cały następny dzień prawnik spędził w kancelarii, a po lunchu przed drzwiami gabinetu czekała na niego Melinda.
– Panie Aberdy, mam listę.
– Przyjdź za pół godziny.
– U pana?
– W konferencyjnej. Udało coś się zrobić z tym tekstem?
– Tak.
– To zaproś Dianę.
***
– Co masz? – Aberdy zapytał Melindę w salce konferencyjnej, patrząc na rozłożone w równych rzędach zdjęcia i leżące obok kartki papieru, które najwyraźniej zawierały materiał do rozprawy jego koleżanki.
– Od czego zacząć?
– Od początku. – mruknął i dodał biorąc opowiadanie, na którym zauważył dziesiątki zakreśleń. – Może od tego.
– To jakiś bełkot i jeżeli w tej korporacji nie mają asa w rękawie, to nie wypuszczą takich rzeczy przez dziesiątki lat.
– A jeżeli mają, to można wyciągnąć od nich niezłe pieniądze.
– Właśnie.
– A tu? – Wskazał na zdjęcia.
– Takich ludzi jest dziesięciu. Będą chcieli pewnie miliona albo dwóch. Najbliższy termin za sześć miesięcy, nie wiadomo jednak czy ktoś się tego podejmie.
Prawnik skrzyżował ręce i zaczął się zastanawiać, ale przerwał machając zachęcająco, gdy zobaczył Dianę stojącą przed wejściem i pytającą gestem, czy może wejść.
– Cześć – Poprawiła ostentacyjnie włosy.
– Znasz Melindę. Melinda, Diana. Diana, Melinda. – Pokazał ręką.
– Tak, pracowałyśmy kilka razy – Prawniczka potwierdziła, a śledcza uśmiechnęła się lekko.
– No więc pewnie z milion da się utargować, skoro kolesie chcą zamknąć usta za jakieś science-fiction. – Aberdy wyjaśnił podając kartki z opowiadaniem.
– Znajomy powiedział, że można z tego zrobić kilka patentów. – wtrąciła Melinda.
– Dobry jest? – zapytała Diana.
– Satoshi czy Santoshi, jak dotąd we wszystkich moich sprawach miał rację. I… – Tu śledcza się zawahała.
– O co chodzi?
– Wspomniał, że miał to ulotne wrażenie, że sprawą interesują się służby specjalne.
– Służby?
– Nie miał pewności i powiedział, że normalnie by nic nie wspomniał, ale że względu na naszą starą znajomość…
– Rozumiem. Dzięki, to ja lecę, będę się kontaktować jakby co.
– Kto może być bezstronny? – Aberdy przeszedł do konkretu po jej wyjściu.
– Mamy wojskowego, byłego wojskowego, trzech cywilnych doradców, czterech emerytów i wolnego strzelca.
– Ten mi się podoba. – Johnson wskazał palcem na zdjęcie.
– Nie wiem, jak pan to zrobił, ale to ten wolny strzelec. Trzeba teraz pomyśleć, czy chcemy białego czy czarnego…
– …czy mężczyznę, czy kobietę. Wiem.
***
– Mamy sześć miesięcy. – Spotkanie odbyło się ponownie w hotelu.
– A ja mam deja vu.
– Chcesz żebym przyszedł do ministerstwa?
– Dobrze już dobrze – Wysoko postawiony członek rządu machnął ręką.
– Sześć miesięcy wystarczy, plany są precyzyjne i wiemy, jak odpalić ładunki.
– Co jeszcze trzeba zrobić?
– Samoloty.
– Czy musimy to robić?
– Wiesz dobrze, że chodzi nie tylko o sprawę.
– Dobrze. Ile czasu?
– Góra dwa miesiące. Figuranci już trenują.
– Na pewno nic nie podejrzewają?
– Spokojnie.
– Co z pasażerami?
– Niepokorni wrogowie systemu.
– Może zająć się tą kancelarią?
– Ktoś inny weźmie sprawę. Nie ma co się bawić w drobnostki, bo i tak wszystko jest przesądzone.
– Czyli się rozwiniemy, czy tak, czy inaczej.
– Dokładnie.
***
– Dwie bańki? Na łeb upadłeś? – Jeden ze wspólników obruszył się, gdy usłyszał na cotygodniowym spotkaniu udziałowców, ile ma zapłacić na sprawę McArthur.
– Dawid nie marudź. To i tak promocja, inni chcieli cztery.
– No tak. Sprawiedliwość jest w cenie. A ten tutaj, to dlaczego taki tani? – odpowiedział główny prawnik od rozwodów biorąc zdjęcie ze stołu.
– Murzyn.
– Och, Johny, kiedy ty się wreszcie nauczysz? Przedstawiciel czarnej uciśnionej społeczności brzmi lepiej.
– A na pewno taniej. – Aberdy uśmiechnął się od ucha do ucha.
– Czyli lepiej. – Tu Dawid się uśmiechnął – Jakiś taki on mizerny i coś mi się ten jego pies też nie podoba. Większy od gościa.
– Dobra, widzę, że nie masz się do czego przyczepić, pół bańki z papierów, trzysta tysięcy z mojego budżetu, Diana dorzuci siedemset, brakuje jeszcze pięćset.
– I co, ja niby mam wam dać?
– Te twoje rozwody to dobra działka, jedna sprawa i odkujesz się.
– Przesadzasz.
– No to dwie, pomyśl, ile już zyskaliśmy.
– Dobra, dam, ale na dziesięć procent.
– Ty pieprzony materialisto.
– Nie unoś się Dorotko. Ty dajesz tylko marne trzy setki.
W salce zapadła cisza, którą przerwała Diana.
– Dobrze ja dorzucę pięćdziesiąt, ale wezmę jednego z twoich praktykantów.
– Którego?
– Tego który pracował z Alicją.
– No nie wiem.
– Na trzy miesiące.
– Widzę, że chcecie tego samego. Deal? – wtrącił się Aberdy a oni kiwnęli głowami. – To dzwonię do sędziego.
Nie dał im czasu na rozmyślenie się i od razu podniósł telefon, wybierając numer:
– Wysoki sądzie, mówi Aberdy. chciałbym prosić o spotkanie za trzy dni. Tak. Tak. Szesnasta jest w porządku. Powiadomimy również obronę. Dziękuję. Pozdrowienia dla małżonki.
Prawnik odłożył słuchawkę i uśmiechnął się do wspólników, którzy stali w gabinecie.
– I jak?
– Stary pierdziel, ale uczciwy. Był zadowolony.
– Wiesz, że jak dobrze to rozegrasz to ogarniemy kilka kontraktów rządowych.
– Po tym jak zajmiemy się rządem? Wątpię.
– A ja nie. Sekretarz nie jest zbyt lubiany w pewnych kręgach.
***
– I dlatego wysoki sądzie, prosimy o kaucję za poręczeniem w… – Tu Aberdy przerwał wygłaszanie wniosku stojąc na środku sali sądowej w trakcie rozprawy o prawa autorskie i patrzył ze zdziwioną miną, gdy wszystko zadrżało i dał się słychać stłumiony odległy huk.
Asystentka prawnika spojrzała na ekran swojej komórki, potem zbladła i zaczęła gwałtownie gestykulowac dając znać pryncypałowi, żeby ten natychmiast podszedł.
Wszyscy obecni najwyraźniej podzielali jej obawy, bo zaczęli przekrzykiwać się, gdy w całej sali zaczęły dzwonić również ich telefony. Podniósł się niespotykany szum, który rozbudził nawet sędziego, znanego ze swojej łagodnej natury. Scalia w swojej karierze nie pamiętał takiego przypadku i po prostu zdębiał nie wiedząc przez chwilę co czynić, a na salę w tym momencie wbiegło dwóch pracowników ochrony.
– Proszę spokojnie wstać i iść do wyjść ewakuacyjnych. – Cały czas krzyczał jeden z ochroniarzy pokazując rękami, gdzie mają iść.
– Spokój… – Sędzia w końcu uniósł młotek, ale drugi z intruzów bezceremonialnie mu przerwał – Panie sędzio, przepraszamy, ale wszystkie rozprawy zostały odwołane. Ewakuacja całego sądu.
– Czy to pewne? – Aberdy zapytał asystentkę, widząc treść ostrzeżenia kryzysowego, a jej odpowiedź została zagłuszona przez ludzi, którzy najwyraźniej tratowali się na korytarzu.
– Dobra. Nieważne. Idziemy pieszo. Do biura. Szybko. – Machnął ręką i pokazał jej gestami, żeby szła za nim.
***
– Wszyscy tylko o tym mówią – Prawnicy patrzyli na relację CNN i NBC ma monitorach w biurze kancelarii, podczas gdy za oknami słychać było wycie alarmów i syren i widać było dym i unoszące się tysiące spalonych kartek papieru.
– Daj głośniej. – Jeden ze starszych prawników poprosił praktykanta.
– To było piekło. Ludzie uciekali, służby jeździły w lewo i prawo, część aut stała z włączonym syrenami. Nikt nad tym nie panował. – Mężczyzna na ekranie polał sobie twarz wodą z butelki i przetarł ją ręką a potem kontynuował. – Ja… ja robiłem zdjęcia, oparty o budynek na Trzynastej. Pamiętam, że jakaś Murzynka o mało na mnie nie wpadła, potem zrobiłem trzy zdjęcia… i… i wtedy wszystko na górze wieży się poruszyło… i zaczęło spadać. Jakby setki pociągów towarowych jechały obok mnie. Wtedy to już wszyscy zaczęli uciekać… A teraz… A teraz wielu z tych dzielnych ludzi już nie ma. Pani już nie filmuje.
Tu mężczyzna chwycił kamerę i skierował ją ku ziemi, przez chwilę dało się słyszeć coś jakby płacz zaś obraz wrócił do studio.
W kancelarii nikt nic nie mówił, w końcu jeden ze wspólników zapytał cicho:
– Czy był tam ktoś z naszych?
– Nie możemy się doliczyć trzech młodszych prawników. Komórki też nie działają.
– Jakieś straty w biurze?
– Szyby całe, ale zarządca mówi, że nie będzie ochrony przez tydzień.
– Jezu to chyba czekają nas dyżury.
– Tak Dawid, ludzie zginęli a ty o dyżurach. Ty byś nawet matkę zerżnął, żeby ci było lepiej.
– Ty mi tu mamusi nie mieszaj.
– Panowie, panowie, spokój – Głos zabrały kobiety.
***
– Panie Aberdy, to przyszło kurierem – Sekretarka wskazała wymownie na logo FBI.
– Potwierdziłaś?
– Tak.
– Dziękuję, coś jeszcze?
– Nie.
Prawnik wszedł do gabinetu, wyciągnął i szybko przeczytał długie urzędowe pismo, w którym najważniejsze było jedno ze zdań:
„Ze względu na bezpieczeństwo narodowe zawiesza się korzystanie z chronowizora”
Aberdy rzucił kartkę na biurko, odwrócił się do okna, skąd jeszcze niedawno widać było słynne wieże i po dłuższym namyśle zadzwonił do śledczej, która odebrała po pierwszym dzwonku zupełnie jakby spodziewała się telefonu:
– Dzień dobry Melindo, Tak. Tak. Poproszę żebyś sprawdziła jak działa chronowizor i czy coś się zmieniło od katastrofy. Tak. Jak najszybciej. Dziękuję.
Ten dzień był jednym z cięższych z uwagi na ciągle zmieniające się godziny rozpraw i składy i ciągle kontrole bezpieczeństwa.
– Panie Aberdy, panie Aberdy, pan poczeka! – Prawnik usłyszał wołanie w jednym z korytarzy sądu.
– Poczekaj Meliso, zaraz cię dogonię. – Johnson odłączył się od koleżanki i poczekał na młodą śledczą, która biegła chcąc go dogonić.
– Witam Melindo, ustaliłaś coś?
– Mój kontakt jest przerażony. Nie chciał mi powiedzieć szczegółów, ale o ile zrozumiałam to nie jest zwykła biurokracja tylko zniszczenie wielu ważnych systemów obrony kraju.
– A chronowizor?
– Też nie chciał powiedzieć, ale zrozumiałam, że jest z nim jakiś problem.
– Chcą go użyć do śledztwa?
– No właśnie chyba nie. I to jest problem, bo jeżeli nie działa to rząd może robić co chce.
– No ale urządzenie można naprawić.
– To niewiele zmienia. Wie pan dobrze co znaczy stan wyjątkowy.
***
– Witam wszystkich. Cieszę się, że widzę was całych i zdrowych. Czy mamy jakieś wnioski? – zaczął sędzia McDathy kiwając głową w stronę obrony.
– Wysoki sądzie w świetle ostatnich wydarzeń wnosimy o użycie urządzenia w Cambridge.
Sędzia spojrzał niechętnie i już otwierał usta, ale ubiegła go panna Lane – Wysoki sądzie to już przechodzi wszelkie wyobrażenie, żeby w takim momencie używać tego niedorzecznego urządzenia do wglądu w nasze tajemnice.
– Wysoki sądzie, oskarżenie stwierdziło przecież że urządzenie jest niewiarygodne. A skoro jest niewiarygodne to jak może być zagrożeniem?
– Panie Aberdy, zgadzam się z tym wszystkim. Użycie chronowizora w USA można uznać za uzasadnione, ale proszenie innych krajów będzie budzić obawy.
– Wysoki sądzie…
– Panie Aberdy, nie chcę mówić o zdradzie, ale właśnie mieliśmy jedenasty września, a pan mówi o Pentagonie. I panie mecenasie – Tu sędzia skłonił się do prawnika obrony – nie twierdzę, że pana kraj może mieć jakieś złe zamiary, tylko o to, że nie wiemy jak bardzo precyzyjnie można zbadać przeszłość.
– Wysoki sądzie, wnosimy wobec tego o umożliwienie przygotowania wniosku do wysokiej ławy. – Johnson wypowiedział to dziwiąc się, że poszło mu to łatwiej niż kilka dni wcześniej i że nie czuje gorąca ani innych skutków ubocznych.
– Panie Aberdy, jestem w stanie dużo znieść, ale podważanie autorytetu sędziego to już gruba przesada – Sędzia zaczerwienił się i podniósł z oburzeniem głowę. – Z drugiej strony taki wniosek może pan wnieść zawsze.
– Wysoki sądzie, ostatnie wydarzenia są wielką tragedią naszego kraju, ale równocześnie oskarżeni powinni mieć prawo do każdej możliwej obrony. Nie podważamy pańskiego autorytetu, tylko prosimy o wyrażenie opinii większej ilości sędziów po to, żeby nasi klienci nie mogli wnieść pozwu o błąd w sztuce.
– Ma pan do tego prawo i chociaż uważam to za bezcelowe zmuszony jestem pozwolić. Ma pan tydzień na przygotowanie wniosku. – Sędzia z niesmakiem uderzył młotkiem. – Coś jeszcze?
– Nie, wysoki sądzie. Dziękujemy.
***
"Świat, w którym każdy może być przyłapany, to koszmar. Aberdy nie odpuszcza i chce, żeby w prowadzonej przez niego sprawie, przenieść się do Wielkiej Brytanii.
Czy to nowy poziom Wielkiego Brata? Czy odtąd rząd będzie sprawdzał każdego w każdym miejscu i udostępniał dane takim jak Aberdy? Co z więźniami politycznymi którzy są niewinni? Czy wydarzenia z września służyły temu, żeby zniszczyć urządzenie Amerykanów?"
Johnson skończył czytać i spojrzał z zaciekawieniem na wspólników zgromadzonych w sali konferencyjnej kancelarii.
– Co to za brednie?
– Ktoś to podrzucił do naszej skrzynki na dole.
– A kamery?
– Standard. Facet w bejsbolówce, okularach i z ogromną brodą. A do tego to nie pierwszy taki anonim.
– Pierwsze słyszę.
– Nie bądź naiwny. To normalne, że znani ludzie dostają takie listy i doskonale o tym wiesz. Nie mówimy o nich, jeśli nie ma zagrożenia.
– I co? Ja niby znany? I o czym jeszcze nie mówicie?
– Nie zaczynaj, wiesz dobrze, że tamto to była niefortunna sytuacja.
***
– Panie Johnson, list z pałacu Backhingham. – sekretarka zaczepiła prawnika, gdy szykował się do wyjścia.
– Sprawdzony?
– Oczywiście.
Aberdy otworzył kopertę, z której wypadło oficjalne urzędowe pismo.
„Szanowny Panie Johnson Aberdy. Rodzina królewska przypatruje się z wielką uwagą sprawie McArthur i dostrzega pańskie zaangażowanie w obronę niewinnego człowieka. Mając na względzie dobro sprawy, uprzejmie zapraszamy pana do skorzystania z królewskiego centrum przewidywania przeszłości w Cambridge. Szczegóły może pan potwierdzić z sekretarzem Sir Robertem Mandy, wymagany jest poziom dostępu P1”
– Yeesss! – Prawnik krzyknął z radością budząc zaciekawione spojrzenia młodszych kolegów za szklaną ścianą i uwagę sekretarki, której gestem nakazał wejście do gabinetu.
– Alicja zwołaj nadzwyczajne spotkanie zarządu. W konferencyjnej. Mamy świętego Graala. Tak, jak najszybciej.
– Tak panie Aberdy.
***
– Johnson po co ta szopka? Wyrwano mnie z ważnego spotkania.
– Wszyscy wiemy, jak wyglądają te twoje ważne spotkania. Jak nie ta to inna, masz ich na pęczki. Zanim będziesz głupoty gadać spójrz na to. – Prawnik rzucił pismo na stół. – Tylko uważaj jak będziesz czytał, bo ci żyłka w dupie pęknie.
Zapadła cisza. Kolega Aberdiego pokraśniał z zadowolenia, wczytał się w tekst i odłożył go kilka sekund później ze skwaszoną miną.
– Nawet jeśli nie skorzystamy to i tak wielki sukces. – Johnson napawał się swoim małym triumfem.
– A chcemy skorzystać? Możemy wyjść na durniów albo jeszcze gorzej zdrajców.
– Dawid, odcięli nas i wiesz to tak samo dobrze jak ja.
– Jeśli sugerujesz, że cała ta sytuacja za oknem, żeby nas uciszyć, to chyba masz coś z głową.
– David, dla mnie liczą się fakty. Polecę i doprowadzę to do końca. Wóz albo przewóz. Głosujemy? Howardzie? – Tu Aberdy zwrócił się do najstarszego ze wspólników, który kiwnął głową na tak.
– Kto za? Kto przeciw? Dziękuję. Siedem za, sześć przeciw. Wylatuję jak najszybciej.
***
– Panowie o co chodzi? – Dwóch głównych udziałowców stało następnego dnia w recepcji uważnie obserwując kolejnych ludzi z odznakami służb, którzy wychodzili z windy kursującej nieprzerwanie od kilku minut.
– FBI, jestem agent Johnson a to agent Johnson. – Wysocy mężczyzni w garniturach i obowiązkowych lustrzanych okularach okazali legitymacje a potem wyższy z nich dodatkowo pokazał na wszystkich wokół:
– Rekwirujemy wszystko co jest związane ze sprawą McArthur. – Tu zakręcił palcami nie odzywając się do nikogo konkretnego – Panowie czyńcie swoją powinność.
– Na jakiej podstawie? – Jeden z udziałowców nie dał za wygraną.
– Naruszenie bezpieczeństwa narodowego. Tu macie nakaz. – Niższy Johnson wyjął kartkę z kieszeni garnituru i położył ją na kontuarze.
– Przecież to niedorzeczne.
– Możecie odwołać się do sądu.
– Który rozpatrzy sprawę za pół roku podczas gdy obrona będzie powoływać się na cztery cztery siedem.
Wyższy Johnson wzruszył ramionami:
– Nie mnie to oceniać.
Dawid stał na uboczu z Melindą i rozmawiał z nią widząc jak wszystko wywracane jest do góry nogami:
– Co o tym myślisz?
– Kogoś wkurzyliśmy. I to mocno. I mamy wtyczkę. – Dziewczyna wzruszyła ramionami.
– Zgadzam się. Zadzwoniłaś do Aberdiego?
– Dostał wiadomość.
– Odpowiedział?
– Nie.
***
– Jak plan? – Mężczyzna z sądu siedział w zaparkowanym czarnym aucie z włączonym silnikiem, które stało w wąskiej przecznicy.
– Nawet lepiej niż sądziliśmy, ci z kancelarii nawet nie skakali. – Odpowiedział mu członek rządu, który znajdował się w równolegle zaparkowanym aucie skierowanym w przeciwną stronę.
– Co z chronowizorem?
– Miną lata zanim go odbudują.
– Promieniowanie?
– Zerowe. Nie zrobimy rezerwatu jak na Ukrainie.
– Może i lepiej, to w końcu Amerykanie.
– Czyli kto? Cały świat się tu pcha.
– Gdyby mogli pana usłyszeć wyborcy.
– Co z fazą drugą?
– W przygotowaniu.
– Dziękuję.
Członek rządu odjechał, a dwie minuty później z ciemnego zaułka obok wyszedł starszy mężczyzna i podszedł do samochodu:
– Słyszałeś?
– Głośno i wyraźnie.
– Czy nowe urządzenie działa?
– Tak, jest nawet lepsze niż oryginał.
– Odzyskałeś?
Starszy mężczyzna bez słowa wyjął z kieszeni płaszcza złożone kartki papieru. Na ostatniej z nich widać było fragment tekstu w widocznymi zakreśleniami zrobionym przez Johnsona Aberdiego:
Obudziłem się w swoim łóżku. Miałem sen o tym jak zastanawiałem się nad zmianą sprzętu.
Sięgnąłem po wiekowego S7 i zacząłem szukać newsów o nowej generacji Zen 2…
„Może w końcu coś się zmieni…” – pomyślałem patrząc naiwnie na teksty reklamowe serwisów które w niebiosa wychwalały S10E, ale równocześnie radziły czekać na Note10 czy Note10E. Te modele podobno miały mieć 5G, dużą baterię, znacznie szybszą pamięć i lepszy aparat… Tak w ogóle coś było na rzeczy, że sam producent widział mizerność swojej oferty, bo przedłużył wsparcie dla mojego staruszka i wypuścił A90 z obrotową kamerą…
Tylko czekać aż wejdzie ACTA2 i masowo będą blokować posty niezadowolonych użytkowników komentujących to co jest serwowane na rynku.
– Czy to jedyna kopia?
– U nich tak. Pewności nigdy nie ma, za to przy okazji znaleźliśmy dużo nowych haków. Zapewniam, że mają się czego bać i ta sprawa jest tylko jednym z ich zmartwień.
– Co z prawnikiem?
– Lud musi mieć swoje igrzyska. Niech działa. Stamtąd nie zobaczy zbyt wiele.
– A dziewczyna?
– Ciągle wierzy w to co robi. Delikatnie jej zasugerujemy, żeby pojechała za nim i go trochę nastraszyła.
– Mógłbyś przestać palić.
Starszy mężczyzna tylko się uśmiechnął i upuścił papierosa Morley na ziemię, a potem rozdeptał go butem.
***
„Tylko Bóg zna przeszłość”
„Szatan miesza”
"Strzeżcie się fałszywych proroków"
Transparenty tłumu po lewej nie pozostawiały wątpliwości po czyjej jest stronie, natomiast ich przeciwnicy również nie zasypiali gruszek w popiele.
"Prawda rządzi, prawda radzi, prawda nigdy cię nie zdradzi"
"Pozwólcie moim dzieciom przychodzić do mnie"
– Rozpętał pan piekło na ziemi. – Mężczyzna w rządowej limuzynie uwięzionej pośrodku tłumu wycierał jajko z garnituru.
– Chyba tak – odpowiedział Aberdy nie wiedząc czego oczekuje jego rozmówca i patrząc na ludzi, którzy przed chwilą ich atakowali i którzy teraz blokowali auto.
– A wie pan, że jest taka teoria, że zaglądanie w przeszłość powoduje, że przyszłość i teraźniejszość się mieszają?
– To wymysł jakiegoś szaleńca?
– Nie, tak twierdzi jeden z szanowanych profesorów, Zuckerberg czy jakoś tak.
– To ten któremu tak się powodzi?
– Tak, zupełnie jakby znał przyszłość.
– Przypomina mi się taki jeden film, gdzie ktoś obstawiał bez pudła wszystkie zakłady sportowe, bo znał ich wynik.
– Właśnie, chociaż to bujda, bo przecież każde takie obstawianie zmieniało rzeczywistość.
– Dokładnie.
– Ale jeśli potraktować to jak bajkę o Jasiu i magicznej fasoli to całkiem przyjemny film.
– A nawet seria filmów, w której przewidzieli nawet jedenasty września.
– Nie żartujmy sobie, panie Macnish.
– A pan? Naprawdę pan wierzy, że można zajrzeć w przeszłość i wiarygodnie obronić klienta?
– Nie jest ważne co myślę, ważne, że powinienem bronić swojego klienta. Nie zmienia to oczywiście faktu, że taka wiedza byłaby naprawdę potężna. Może pan sprawdzić czyjś kod do sejfu.
– …albo pokazać, że dana religia nie ma sensu.
– …albo udowodnić, że czyjeś roszczenia po wojnie są bez sensu. Potężna to broń.
– Sir, zaraz się wydostaniemy. Będziemy musieli jechać inną drogą. – rozmowę przerwał kierowca.
– Doskonale. – przedstawiciel rządu uśmiechnął się i odwrócił do Aberdiego – A wracając do rozmowy to nie wiem o czym pan mówi, my oczywiście używamy aparatu tylko w celach naukowych.
– Oczywiście. I dlatego tym bardziej jestem wdzięczny panie Macnish za okazaną pomoc. Proszę mi teraz powiedzieć jak to będzie wyglądało?
– Uruchomimy urządzenie a pan będzie patrzył na obraz z wybranego dnia.
– Czy nie muszę mieć certyfikatu?
– Tutaj nie ma Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej, pan wystąpił z wnioskiem, nasz rząd okazał pomoc.
– A co z reakcją Stanów?
– Ich lotniskowce są na Atlantyku, a my postawiliśmy siły zbrojne w stan gotowości.
– Dla jednej sprawy?
– Jak najbardziej.
***
– Melinda jak się tu znalazłaś? – Prawnik siedząc w pustej restauracji z zaskoczeniem spojrzał na kelnerkę, która podeszła korzystając z tego, że Macnish odszedł na bok i nerwowo rozmawiał z członkami ochrony.
– Nawet pan nie wie ile mnie to kosztowało. W kancelarii kipisz i nie ma pan po co wracać. Wie pan w ogóle o co toczy się gra?
– I co, tak nagle przyjechałaś i cię wpuścili? To się kupy nie trzyma. Oświecisz mnie?
– Pamięta pan sankcje dla Chińczyków?
– Tak.
– Jeśli zostaną wstrzymane to w tej sprawie dowody nigdy nie wypłyną.
– Poświęcą członka rodziny?
– Oni przyrzekają, żeby służyć krajowi. On jest najważniejszy. Wielka Brytania nie ma takiego znaczenia jak kiedyś i zyskanie przyjaźni Azjatów jest lepsze niż honor jednego członka.
– To nie ma sensu.
– Niektórzy mówią, że już samo używanie aparatu zmienia przeszłość. To nie ma sensu. Efekt Mandeli czy jakoś tak. – Kobieta nagle się wyprostowała i zapytała bardzo oficjalnym tonem – Czy coś jeszcze proszę pana?
– Wodę mineralną z gazem – W lot zrozumiał o co jej chodzi.
– A ja kawę – dodał mężczyzna w garniturze podchodząc do stolika.
– Służę – Melinda się lekko pokłoniła i odeszła w stronę kuchni.
– Co się dzieje? – zapytał Aberdy, rozglądając się wokół – czy tu nie jesteśmy dosyć bezpieczni?
– Tutaj akurat tak. Problem jest z hotelem, gdzie musieliśmy ogłosić alarm bombowy.
***
– Łączymy się z królewskim centrum przewidywania przeszłości w Cambridge.
Rozentuzjazmowani dziennikarze w studio, a z nimi widzowie w całym kraju, patrzyli na relację z bezprecedensowego wydarzenia. Po raz pierwszy, oficjalnie, urządzenia miało być użyte w sprawie karnej dodatkowo prawnik z nią związany był oskarżony o zdradę stanu i wystąpił o azyl polityczny w Wielkiej Brytanii.
Kamera pokazywała wnętrze pokoju, którego lokalizacja powszechnie nie była dokładnie znana. Wyglądał on trochę jak centrum sterowania, znajdowało się w nim wiele ekranów, a dwóch mężczyzn z rozmazanymi twarzami stukało w klawisze.
Nagle widzowie zobaczyli trzeciego mężczyznę z nożem, który pojawił się za ich plecami i krzyknął – Pokazać mi Jezusa.
Próbowali się odwrócić, ale on błyskawicznie dźgnął nożem jednego z nich, cofnął się, pokazał do kamery kurtkę z pasem Szachida, laski dynamitu, przewody i zaciśnięte palce jednej ręki na czymś co wyglądało na spust i zaczął panicznie krzyczeć:
– Nie wchodźcie! Odpalę bombę!
Przez kilka sekund nic się nie działo, potem zamiast obrazu pojawił się szum, a transmisja wróciła do studio.
– Przepraszamy państwa za kłopoty techniczne. Próbujemy się dowiedzieć jak szybko możemy wznowić nadawanie. Tymczasem zapytajmy się naszych ekspertów co sądzą o samym urządzeniu…
***
– Ile? – Zdenerwowany premier warknął do doradców w centrum kryzysowym podczas nadzwyczajnego spotkania godzinę po wydarzeniach, które wstrząsnęły całą Wielką Brytanią.
– Trzydzieści ofiar. Seria eksplozji wtórnych.
– Sam nie mógł tam wejść! To wszystko było pod ziemią! Ochrona, skanery, kilka wind. – Mężczyzna wyraźnie nie panował nad sobą, wstał i zaczął nerwowo chodzić z rękami założonymi za plecami.
– Miał cichych zwolenników. Kilku z nich popełniło samobójstwo jak próbowaliśmy ich aresztować.
– Ludzie chcą prawdy, tylko wczoraj w samym Londynie było piętnaście zabitych. Wiecie co to znaczy? Urządzenie chociaż działa?
– Nie.
– I to mnie zaczyna martwić bardziej niż wszystko inne. – Zmienił ton zupełnie jakby się nad czymś zastanawiał – Wpierw USA, teraz my, kto to jeszcze ma?
– Izrael? Chińczycy? Watykan? – Ktoś mu usłużnie podpowiadał.
– Myślicie, że to przygotowania do jakiejś inwazji?
– Na razie brak podejrzanych ruchów na morzu południowochińskim i każdym innym.
– Ty – Tu pokazał ręką na jednego z doradców – Jak się nazywasz? Zresztą nieważne, jutro raport ma być na moim biurku.
– Tak jest panie premierze.
***
– W Rzymie miał miejsce przewrót kolorowych. Watykan płonie. Musicie zobaczyć też to nagranie.
Przedstawiciel rządu brytyjskiego nacisnął przycisk play na pilocie i na ekranie na ścianie centrum kryzysowego pokazał się młody człowiek, który powiedział tylko kilka słów:
– Dzisiaj pokażemy państwu ostatnią wieczerzę. Ludzie mają prawo do prawdy.
Nastąpiła chwila przerwy i zobaczyli mały brudny pokój i trzynastu mężczyzn, którzy spożywali skromny posiłek.
Członkowie rządu patrzyli w milczeniu, w końcu Macnish zapytał o to, co nurtowało wszystkich obecnych:
– To z YouTube? Amerykanie tego nie zablokowali?
– Wideo jest cały czas kopiowane na setki kolejnych serwerów. Premier zarządził u nas blokadę całej sieci, ale pracownicy operatorów się buntują.
– Nie można wyłączyć prądu?
– Panie premierze może właśnie o to chodzi żebyśmy sami się sparaliżowali.
– To może stan wyjątkowy?
– Dekret czeka na podpis królowej. O dwudziestej przemówienie.
– I nikt mi nic nie mówił?
– Plan alfa. I jest jeszcze jedno… – Tu doradca się mocno zawahał.
– Tak? – Premier wręcz huknął.
– Znaleźliśmy poszlaki sugerujące, że za zamachem mogła stać Korea.
– Że jak? Skąd? – bąknął mąż stanu, z którego natychmiast uciekło powietrze. – Co się zmieniło?
– Ta sprawa z USA mogła być powiązana z ich patentami i ktoś u nich wpadł w panikę.
– Boże miej nas w swojej opiece, jeśli wzięli to na poważnie. Myślicie, że Nowy York to też ich robota?
– Nie wiemy, analitycy na razie pracują.
***
Premier rozejrzał się obojętnie po ścianach pokoju sytuacyjnego, który od tygodnia był jego domem i machnął od niechcenia ręką pokazując, żeby przedstawić mu kolejne złe wieści.
– Przedstawiciele innych religii mówią, że nagrania z prorokami są sfałszowane i szczerze mówiąc to rzeczywiście obserwujemy setki nowych video każdej godziny. We Francji tylko tej nocy spłonęło dziesięć tysięcy samochodów, kraj zamknął też przestrzeń powietrzną. – Zaczął mówić jeden z doradców.
– Problemy były też w elektrowni Latina. – dodał drugi.
– Co to za elektrownia? – zapytał się premier.
– Nieczynna, ale z masą materiałów radioaktywnych, siedemdziesiąt kilometrów od Rzymu.
– Co się stało?
– Aktywiści próbowali zdobyć materiały do budowy brudnej bomby. Jakiś radykalny odłam Greenpeace.
– Co na to MI sześć? – to pytanie zostało skierowane do M.
– Monitorujemy, kilku terrorystów już zostało aresztowanych, to tylko kwestia czasu aż ktoś znowu spróbuje.
– Co jeszcze? – Premier znów zwrócił jest do doradców.
– Kraje arabskie zapowiedziały wstrzymanie dostaw ropy.
– Oszczędzamy ją?
– Jeszcze nie i dlatego proponujemy ograniczenie ruchu wszelkich pojazdów i samolotów, i zarekwirowanie zapasów nawet na tankowcach.
– Dobrze.
– A coś dobrego?
– Niestety nie. Porwano Aberdiego. Niektórzy uważają to za nowego Mesjasza, inni za antychrysta.
– Więc chyba go nie zabiją?
– Raczej nie, ale może narobić szkód wizerunkowych. Proszę zobaczyć na video. – Tu analityk nacisnął play i prawnik zaczął przemawiać z ekranu. – Dziękuję rządowi brytyjskiemu za pomoc, są jednak wśród nas czarne owce, które uniemożliwiają dotarcie do prawdy. Tu nie chodzi o jeden gwałt tylko o serię zdarzeń, przez które zwykli ludzie są manipulowani. Dlatego wzywam wszystkich…
Premier nacisnął pauzę i zapytał krótko:
– Co o tym sądzicie?
– To może być Deepfake. Niektóre zwroty nie do końca do niego pasują.
– Ale ludzie tego nie dostrzegą?
– Obawiam się, że nie.
– Możemy go odbić?
– Szukamy, ale jeśli źle pójdzie to…
– Stanie się męczennikiem. Rozumiem.
– Jest jeszcze jedno.
– Co?
– Amerykanie też mają przewrót. Wojsko przejęło Waszyngton.
***
„Z ostatniej chwili – do sądu najwyższego w USA wpłynął wniosek o użycie chronowizora po odbudowie w sprawie JFK, domniemanych zaniedbań w Pearl Harbor i sprawie 9/11, w królewskim sądzie w Londynie pojawiła się prośba o użycie urządzenia w śledztwie dotyczącym pożaru znanej zabytkowej katedry. Niektóre serwisy w Internecie donoszą również, że urządzenie za gigantyczne pieniądze wykorzystują firmy mające umieszczać na rynku wynalazki z przeszłości.”