- Opowiadanie: tomaszg - I nie wróci więcej

I nie wróci więcej

Poniższe opowiadanie w ulepszonej wersji ukazało się w grudniu 2019 w zbiorku "A miało być tak pięknie" (dostępny pod adresem https://ridero.eu/pl/books/a_mialo_byc_tak_pieknie/ - ebook bezpłatnie, wersja drukowana odpłatnie).

Jeżeli chodzi o osoby z tego portalu, to bardzo dziękuję za pomoc szczególnie Finkli, regulatorom (zapis z małej litery w formie oryginalnej) i NoWhereManowi (pozostałym oczywiście również, natomiast ta trójka była najbardziej aktywna i wytrwała w pokazywaniu mi błędów i niedoróbek w mojej wcześniejszej twórczości).

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

I nie wróci więcej

– Pan John­son? – Py­ta­nie od­bi­ło się od ścian i sa­mo­cho­dów i roz­nio­sło po naj­dal­szych za­ka­mar­kach par­kin­gu pod dru­gim sądem okrę­go­wym dys­tryk­tu Sta­ten Is­land.

Praw­nik ze skó­rza­ną tecz­ką ubra­ny w do­sko­na­le skro­jo­ny gar­ni­tur od Ar­ma­nie­go gwał­tow­nie przy­sta­nął i po­pa­trzył bez za­in­te­re­so­wa­nia na mło­de­go czło­wie­ka, który wy­ło­nił się zza fi­la­ra i teraz za­gra­dzał mu drogę.

„Gan­gu­sy strze­la­ją, FBI nie pyta tylko aresz­tu­je, gliny, fu­ria­tów i ma­ka­ro­nia­rzy świerz­bią pa­lu­chy na cyn­glu. Wolny strze­lec albo nowy klient. Mógł przyjść do kan­ce­la­rii, a skoro nie, to albo świr, albo dzi­wak albo jedno i dru­gie” – John­son szyb­ko wy­li­czył moż­li­we opcje i po­wo­li przy­tak­nął wi­dząc, że tam­ten jest przy­naj­mniej nie­źle ubra­ny i nie prze­ja­wia ob­ja­wów zde­ner­wo­wa­nia tak ty­po­wych dla de­spe­ra­tów czy cho­rych psy­chicz­nie. Na swój spo­sób bu­dził sza­cu­nek i praw­nik nie czuł pa­nicz­ne­go stra­chu po­mi­mo tego, że do­kład­nie na tym par­kin­gu mie­siąc wcze­śniej za­strze­lo­no pew­ne­go zna­ne­go se­na­to­ra, a sta­ty­sty­ki po­ka­zy­wa­ły wzrost prze­stęp­czo­ści w całym mie­ście o ponad dwa­dzie­ścia pięć pro­cent.

– John­son Aber­dy? Jak John­son z John­son & John­son? – Nie­zna­jo­my po­now­nie się upew­nił.

„Ama­tor, pew­nie bę­dzie chciał po­zwać któ­rąś firmę i zgar­nąć mi­lio­ny, bo kawa była za go­rą­ca albo ła­zien­ki za mało tę­czo­we" – Aber­dy pod­su­mo­wał go krót­ko i tre­ści­wie teraz cał­kiem prze­ko­na­ny, że cho­dzi o coś nie­wiel­kie­go, ale mimo iry­ta­cji za­py­tał nie­zwy­kle uprzej­mym i peł­nym zja­dli­wej sło­dy­czy tonem:

– Tak, w czym mogę pomóc?

– Je­stem tylko po­słań­cem. Po­pro­szo­no mnie, żeby po­wie­dzieć panu, żeby nie uży­wać chro­no­wi­zo­ra w spra­wie McAr­thur.

„Czyli się po­my­li­łem. Sta­rze­ję się” – po­my­ślał z za­wo­dem i stwier­dził:

– To próba za­stra­sze­nia?

– Nie wiem, ale klient po­pro­sił, żeby coś jesz­cze prze­ka­zać. – Tam­ten uśmiech­nął się wy­raź­nie z iro­nią, skło­nił głowę w uda­wa­nym wy­ra­zie sza­cun­ku, się­gnął do we­wnętrz­nej kie­sze­ni i wyjął małą po­ma­rań­czo­wą ko­per­tę, a na­stęp­nie ostroż­nie podał ją uty­tu­ło­wa­ne­mu człon­ko­wi pa­le­stry.

„Wy­raź­nie cie­szy się, że się jej po­zbył. Ko­lej­ny cwa­niak, który prze­rzu­cił pro­blem na mnie.” – Za­uwa­żył Aber­dy i stwier­dził:

– Czyli jed­nak…

– Nie wiem, na­praw­dę nie wiem. – Męż­czy­zna pod­niósł ręce w prze­pra­sza­ją­cym ge­ście.

– Jak pana znaj­dę?

– Jest pan praw­ni­kiem z dużej sza­no­wa­nej kan­ce­la­rii i ma pan swoje kon­tak­ty, ja też spe­cjal­nie się nie ukry­wam. – Tam­ten mach­nął ręką. – Ale uprze­dzam, że nawet z na­ka­zem nie­wie­le pan wskó­ra. Klient prze­ka­zał to ano­ni­mo­wo i nie mam po­ję­cia jak go na­mie­rzyć.

– Eeee, jak to? Prze­cież każde pie­nią­dze można na­mie­rzyć. – John­so­wi za­bra­kło cię­tej ri­po­sty.

– Go­tów­ka pod­rzu­co­na do mo­je­go domu. Brak od­ci­sków pal­ców i śla­dów DNA, znacz­ni­ki z nu­me­ra­mi wy­czysz­czo­ne. Na mnie już czas. Życzę mi­łe­go dnia. – Po­sła­niec po­wie­dział to znu­dzo­nym gło­sem i nie cze­kał na od­po­wiedź tylko ob­ró­cił się i ru­szył do windy.

John­son pod­szedł do sa­mo­cho­du, tam jed­nak na­szły go nagłe i nie­spo­dzie­wa­ne wąt­pli­wo­ści.

„Mógł zo­sta­wić za wy­cie­racz­ką. Coś tu nie gra. Chciał po­ka­zać, że się nie boi? To się kupy nie trzy­ma. Jak do­stał kasę z góry to nie mu­siał nic robić, chyba że mieli na niego haka.” – po­my­ślał sto­jąc z klu­czy­kiem w ręce i wzru­szył ra­mio­na­mi. „A co mi tam, gdyby ktoś chciał mnie sprząt­nąć już by to zro­bił”.

Coś mu jed­nak nie da­wa­ło spo­ko­ju i dla ode­gna­nia dziw­nych myśli spę­dził kilka se­kund za­glą­da­jąc pod pod­wo­zie, potem ostroż­nie wło­żył klu­czyk w drzwi i otwo­rzył auto, a sil­nik od­pa­lił do­pie­ro po do­kład­nym obej­rze­niu ka­bi­ny i wszyst­kich nie­zwy­kle skom­pli­ko­wa­nych me­cha­ni­zmów pod maską.

„Ko­per­tę jed­nak dam do spraw­dze­nia”. – Do­szedł do wnio­sku wy­jeż­dża­jąc na po­wierzch­nię, potem prze­sta­wił się na my­śle­nie o bie­żą­cych spra­wach i nie za­przą­tał sobie w ogóle głowy ko­per­tą, gdy je­chał przez ulice nigdy nie śpią­ce­go mia­sta.

– Dzień dobry Bob – po­wie­dział ochro­nia­rzo­wi pięć minut póź­niej, gdy ten prze­pusz­czał go przez bram­kę w wie­żow­cu.

– Dzień dobry panie Aber­dy. – Tam­ten od­po­wie­dział, gdy na­ci­skał dla niego guzik windy.

– Co sły­chać?

– Wszyst­ko do­brze. Dzię­ku­ję. – Star­szy pan ukło­nił się lekko.

– Mi­łe­go dnia Bob. I mów mi John­son.

– Dzię­ku­ję Panie Aber­dy. Mi­łe­go dnia.

Praw­nik uśmiech­nął się, bo ry­tu­ał po­wta­rzał się do­słow­nie każ­de­go dnia, od razu jed­nak za­po­mniał o sta­rusz­ku, gdy za­mknę­ły się drzwi windy, a na górze ude­rzył go szum i gwar ty­po­wy dla środ­ka dnia pracy.

Kilku mło­dych prak­ty­kan­tów zmie­rza­ło w jego stro­nę, lecz on nie miał czasu i ocho­ty z nimi roz­ma­wiać, więc tylko kiw­nął głową re­cep­cjo­ni­st­ce i zręcz­nie ich omi­nął uda­jąc się wprost do ga­bi­ne­tu.

– Cześć Ali­cjo. – Przed wej­ściem przy­wi­tał się z wie­ko­wą se­kre­tar­ką, która ni­czym cer­ber pil­no­wa­ła, żeby nikt nie­po­trzeb­nie nie mar­no­wał czasu jed­ne­go z naj­waż­niej­szych wspól­ni­ków kan­ce­la­rii.

– Dzień dobry panie John­son. Ma pan spo­tka­nie wspól­ni­ków za go­dzi­nę, do tego na­ra­dę w spra­wie McTuk i eks­per­ta od broni za…

– Dzię­ku­ję. Dasz tę ko­per­tę do spraw­dze­nia – prze­rwał jej sta­wia­jąc tecz­kę na biur­ku, otwie­ra­jąc z gło­śnym klik­nię­ciem jej zamek i klapę, wyj­mu­jąc ko­per­tę i kła­dąc ją przed nią. – Może tam być coś nie­bez­piecz­ne­go. Po­trze­bu­ję tego jak naj­szyb­ciej.

Nie cze­kał na jej od­po­wiedź i udał się do ga­bi­ne­tu skąd roz­cią­gał się prze­pięk­ny widok na Twin To­wers.

Przez pół dnia nie dzia­ło się nic spe­cjal­ne­go, na­to­miast gdy wra­cał z lun­chu, to se­kre­tar­ka za­trzy­ma­ła go na chwi­lę wrę­cza­jąc mu ko­per­tę z ga­ra­żu:

– Sze­fie, la­bo­ra­to­rium nic nie wy­kry­ło, otwo­rzy­ło dla pew­no­ści i zna­la­zło zdję­cia. Po­wie­dzie­li, żeby prze­ka­zać je panu do rąk wła­snych i że nie ma tam żad­nych śla­dów bio­lo­gicz­nych.

„No tak. Facet miał skó­rza­ne rę­ka­wicz­ki” – po­my­ślał John­son mó­wiąc. – Dzię­ku­ję Ali­cjo.

Praw­nik usiadł w ga­bi­ne­cie i wy­cią­gnął kilka ko­lo­ro­wych zdjęć przed­sta­wia­ją­cych jak roz­ma­wia przy barze z Ally Mc Bee i jak trzy­ma ją za rękę. Było to wpraw­dzie już po ogło­sze­niu wy­ro­ku i kilka mie­się­cy po śmier­ci jej męża, ale i tak ujaw­nie­nie, że tej nocy w końcu po­szli do łóżka, mo­gło­by wy­wo­łać nie­po­trzeb­ne plot­ki i do­star­czyć ar­gu­men­tów jego licz­nym prze­ciw­ni­kom.

„Mimo wszyst­ko, jeśli to szan­taż, to ra­czej z tych lek­kich, jak klep­nię­cie w tyłek” – stwier­dził i zde­cy­do­wał na prze­kór sobie. „Nie zmie­nia­my stra­te­gii”.

Był coraz bar­dziej zde­ner­wo­wa­ny, gdyż o sie­dem­na­stej miał być może naj­waż­niej­szą roz­pra­wę w swoim życiu. Prze­kła­dał pa­pie­ry, upo­rząd­ko­wał wszyst­ko na biur­ku, w końcu po­sta­no­wił, że do sądu wyj­dzie przed cza­sem i jak po­my­ślał tak zro­bił zja­wia­jąc się na sali pięt­na­ście minut przed roz­po­czę­ciem roz­pra­wy.

– Pro­szę wstać sąd idzie – Woźny Kal­lin­gham jak za­wsze punk­tu­al­nie co do se­kun­dy ogło­sił po­ja­wie­nie się sę­dzie­go McDa­thy.

– Widzę, że sala w kom­ple­cie. Uprze­dzam, że ją opróż­nię jak będą pro­te­sty. To nie cyrk i nie po­do­ba mi się to co robią media – Tu sę­dzia kiw­nął panu McGi­ver, a na­stęp­nie uśmiech­nął się w stro­nę Le­mon­da Russo – i ak­ty­wi­ści. Do­brze, ja­kieś wnio­ski na dzi­siaj? Pani Lane?

– Nic wy­so­ki są­dzie.

– Panie Aber­dy?

– Wy­so­ki są­dzie, obro­na wnosi o uży­cie chro­no­wi­zo­ra. – Tu praw­nik po­czuł, że ma nogi z waty zu­peł­nie jakby do­pie­ro teraz zdał sobie spra­wę co wła­śnie robi.

W sali są­do­wej za­pa­dła cisza jak ma­kiem za­siał. Jes­si­ka Lane za­mar­ła, obroń­ca po­sił­ko­wy dla od­mia­ny wy­raź­nie chciał coś dodać, ale sę­dzia uci­szył go ge­stem dłoni i po­wie­dział. – Czy wie pan o co prosi?

– Tak wy­so­ki są­dzie.

– Pro­szę za­pro­to­ko­ło­wać, że praw­nik przy­tak­nął głową. – To sę­dzia prze­ka­zał pani Jen­ni­fer Par­ker i opie­ra­jąc głowę na pra­wej ręce dodał – A pan niech mówi dalej, robi się cie­ka­wie.

– Pro­si­my o za­sto­so­wa­nie ar­ty­ku­łu trzy­sta trzy­na­ście ustęp dwa i kil­ku­na­stu in­nych prze­pi­sów. – Aber­dy ner­wo­wo po­pra­wiał raz za razem kra­wat – Spra­wa jest znana i do­ty­czy osób na naj­wyż­szych szcze­blach wła­dzy i ho­no­ru bry­tyj­skiej ro­dzi­ny kró­lew­skiej. Tu mam pi­sem­ne uza­sad­nie­nie. Czy mogę po­dejść?

– Tak, pro­szę, ale mó­wi­my o wy­łą­cze­niu za­si­la­nia dla No­we­go Yorku na jeden dzień i o wy­so­kich kosz­tach dla po­dat­ni­ków.

– Wy­so­ki są­dzie, w tym mo­men­cie wy­da­je się to być uza­sad­nio­ne.

– Wy­so­ki są­dzie, to nie­do­pusz­czal­ne. Obro­na nie ma do­wo­dów i szuka na ślepo. – Wtrą­cił się oskar­ży­ciel, który wraz z panną Lane rów­nież zna­lazł się przed wo­kan­dą – O samym urzą­dze­niu nie­wie­le wia­do­mo. To może być jakaś hor­ren­dal­na mi­sty­fi­ka­cja.

– Wy­so­ki są­dzie, chce­my wy­ka­zać w na­szej spra­wie, że to spi­sek CIA. – Aber­dy nie po­zo­stał mu dłuż­ny.

– Non­sens. Oskar­że­nie wy­ka­za­ło ponad wszel­ką wąt­pli­wość, że winny jest se­kre­tarz stanu i ksią­żę. Do­wo­dy DNA nie kła­mią.

Sę­dzia uci­szył ge­stem obu praw­ni­ków i spy­tał:

– Pani Lane? A co pani ma do po­wie­dze­nia?

– Zga­dzam się z ko­le­gą.

– No jasne, a co masz po­wie­dzieć? – Aber­dy nie wy­trzy­mał, ale sę­dzia uci­szył go ręką i za­py­tał się krót­ko. – Do­wo­dy?

– Nie mamy świad­ka, tylko jego ze­zna­nia, wy­so­ki są­dzie. In­for­ma­tor jest teraz w rę­kach CIA, a my po­trze­bu­je­my spraw­dzić to co się dzia­ło w ga­bi­ne­cie se­kre­ta­rza ty­dzień przed wy­pad­ka­mi.

– Wy­so­ki są­dzie, to wy­god­ne, że są ze­zna­nia a nie ma czło­wie­ka. Na pa­pie­rze może być wszyst­ko…

– Nie po­wie­dzie­li­śmy, że ze­zna­nia są w for­mie pi­sem­nej…

– Wideo też można zma­ni­pu­lo­wać… – Praw­ni­cy za­czę­li się prze­krzy­ki­wać mię­dzy sobą czemu sę­dzia przy­słu­chi­wał się z wy­raź­nym za­in­te­re­so­wa­niem opie­ra­jąc głowę na lewej ręce po­ło­żo­nej na udzie.

– Chcę przy­po­mnieć Wa­ter­ga­te, gdzie nawet taśmy wy­star­czy­ły.

– Jakie Wa­ter­ga­te? Ży­je­my w in­nych cza­sach, teraz wszyst­ko można pod­ro­bić. Po­trzeb­ny jest czło­wiek, a do tego to ogrom­ne za­gro­że­nie dla kraju. Tam po­dej­mo­wa­ne są ty­sią­ce waż­nych i taj­nych de­cy­zji.

– Pro­szę prze­ka­zać uza­sad­nie­nie. Sąd uda się na na­ra­dę, de­cy­zja zo­sta­nie ogło­szo­na jutro o sie­dem­na­stej. – Sę­dzia nie od­niósł się do sprzecz­ki, tylko po­wie­dział co chciał po­wie­dzieć, ude­rzył młot­kiem, po­cze­kał na tecz­kę od John­so­na, wstał i ru­szył do wyj­ścia.

– Pro­szę wstać, sąd idzie. – krzyk­nął woźny, ale w gwa­rze zu­peł­nie nie było sły­chać jego słów.

Obroń­cy nie wie­dzie­li co robić i go­rącz­ko­wo gdzieś dzwo­ni­li, dzien­ni­ka­rze tra­to­wa­li się wy­bie­ga­jąc z sali, a gapie za­czę­li gło­śno ko­men­to­wać to co do nie­daw­na wy­da­wa­ło się czy­stą fik­cją.

Jeden z ludzi na sali za­cho­wał ka­mien­ną twarz i za­te­le­fo­no­wał do pew­nej wy­so­ko po­sta­wio­nej osoby, któ­rej po­wie­dział tylko pięć słów:

– Stało się. Spo­tka­nie o dwu­dzie­stej.

Aber­dy nie zwa­żał na wrza­wę, za­mie­sza­nie, re­por­te­rów, zwo­len­ni­ków i prze­ciw­ni­ków, tylko spo­koj­nie prze­ci­skał się przez tłum. Przed wej­ściem spo­tkał praw­nicz­kę z kan­ce­la­rii Dianę, która bar­dziej stwier­dzi­ła niż za­py­ta­ła:

– Wy­wo­ła­łeś burzę.

– Tak jakby. Chyba nie przy­szłaś tutaj, żeby mi to po­wie­dzieć? Coś masz dla mnie?

– Jak za­wsze rze­czo­wy. To w tobie lubię. – Ko­bie­ta uśmiech­nę­ła się roz­ma­rzo­na – Tak, mam spra­wę. Sam­sung po­zy­wa klien­ta o pięć­set ty­się­cy za ar­ty­kuł nisz­czą­cy dobre imię firmy.

– Rze­ko­mo nisz­czą­cy jak przy­pusz­czam. Mam ci pomóc?

– Tak. Weź to i prze­czy­taj i po­wiedz mi co my­ślisz. – od­po­wie­dzia­ła po­da­jąc mu dwie kart­ki pa­pie­ru.

– Dobra, co tam śmier­dzi?

– Po­wo­łu­ją się spryt­nie na znaki to­wa­ro­we, a on pisze tylko o moż­li­wej stra­te­gii.

– Czyli pierw­sza po­praw­ka, a ty chcesz, żeby zna­leźć wszyst­kie smacz­ki.

– Do­kład­nie.

***

– Wie­cie, że nie mo­że­my na to po­zwo­lić. – Czło­wiek z sali są­do­wej zwró­cił się do człon­ka rządu w jed­nym z ta­nich ho­te­li na go­dzi­ny.

– To dla­cze­go nie uci­szy­li­ście tego na­mol­ne­go pa­pu­ga?

– Da­li­śmy mu pro­po­zy­cję nie do od­rzu­ce­nia, ale naj­wy­raź­niej nie­zbyt szyb­ko myśli. Poza tym ko­lej­ny za­bi­ty wy­wo­łał­by nie­po­trzeb­ne śledz­two, a i tak ktoś inny by przy­szedł i zro­bił to samo.

– To może plan alfa?

– Na razie prze­cią­gaj­my. Można się po­wo­łać na czwar­tą po­praw­kę.

– Do­brze. Co z sę­dzią?

– Uczci­wy. Bar­dzo sza­no­wa­ny. Nie ma co ru­szać sta­rusz­ka nawet jeśli na­ka­że spraw­dze­nie. I tak nam to w sumie nie­wie­le za­szko­dzi.

– Niech zna pań­ską łaskę. Czy mo­że­my jakoś wy­łą­czyć to cho­ler­stwo?

– Wiesz, że trze­ba uniesz­ko­dli­wić re­ak­to­ry pod wie­ża­mi.

– Czy dzien­ni­ka­rze mogą coś zwę­szyć?

– Wąt­pię. Za in­for­ma­cje o chro­no­wi­zo­rze jest czapa.

– A dla­cze­go nie zro­bi­my wła­sne­go na­gra­nia?

– Nie za­czy­naj znowu. Ho­lo­gra­my są w po­wi­ja­kach.

– Czyli po­świę­ci­my se­kre­ta­rza.

– Sam sobie wi­nien. Mógł się nie pchać w dziu­rę tej, no tej – Tu pstryk­nął pal­ca­mi – tej, jak jej tam, Mo­ni­ki. Poza tym wiesz, że prasa już węszy po śmier­ci Barns. Gdyby nie za­czę­ła krzy­czeć, nie mu­sie­li­by­śmy jej pobić.

– Pobić? To nowy eu­fe­mizm na za­bój­stwo?

– Miała in­for­ma­to­rów i zna­la­zła po­łą­cze­nie…

– …po­mię­dzy na­szym pro­jek­tem i za­miesz­ka­mi na uli­cach. Wiem. Nie je­stem prze­ko­na­ny, ale do­brze, spró­buj­my na spo­koj­nie…

***

Aber­dy sie­dział w swoim łóżku w apar­ta­men­cie w West Wil­la­ge i wła­śnie prze­glą­dał akta spra­wy McAr­thur, gdy we­szła jego ele­ganc­ko ubra­na żona, która od­pi­na­ła jeden z kol­czy­ków.

– Co ro­bisz ko­cha­nie? – za­py­ta­ła za­do­wo­lo­nym gło­sem.

– Wła­ści­wie koń­czę. Jesz­cze tylko dwie stro­ny i to wszyst­ko. Jak spo­tka­nie?

– Za cięż­ko pra­cu­jesz, a ja mam bar­dzo dobre wie­ści. W pracy do­pię­li­śmy ugodę, a do tego dzwo­ni­ła do mnie ta nowa agent­ka. Nie­sa­mo­wi­ta ko­bie­ta, bar­dzo ob­rot­na. I teraz naj­lep­sze. – uśmiech­nę­ła się – W Be­res­ford bę­dzie apar­ta­ment na sprze­daż.

– To zna­ko­mi­cie. Kiedy chcesz go obej­rzeć?

– Umó­wi­łam nas na pią­tek o dru­giej.

– Do­sko­na­le, chodź tu do mnie – Męż­czy­zna uśmiech­nął się, gdyż wła­śnie mogło speł­nić się jego dru­gie ma­rze­nie życia, a potem czule po­ca­ło­wał ko­cha­ną ko­bie­tę, która prze­sko­czy­ła na siód­mą po­zy­cję w pre­sti­żo­wym ran­kin­gu naj­lep­szych praw­ni­czek pu­bli­ko­wa­nym co­rocz­nie przez La­wy­erist.

Jego uko­cha­na po­szła do ła­zien­ki a on się­gnął po kart­ki od Diany i za­czął czy­tać:

 

Mój te­le­fon do­ma­gał się ła­do­wa­nia a w po­cią­gu nie było zbyt wielu gniaz­dek.

„Czas po­pra­co­wać” – po­my­śla­łem wy­cią­ga­jąc ka­dłu­bek z ple­ca­ka.

To był model o wiel­ko­ści 15,6 cala z wyj­mo­wa­ną ba­te­rią 160Wh, do­kład­nie taką jaką mak­sy­mal­nie można mieć w sa­mo­lo­tach.

Po­cią­gną­łem za ka­be­lek wy­sta­ją­cy z ko­mo­ry to­uch­pa­da, pod­pią­łem te­le­fon przez złą­cze USB-C, po­ło­ży­łem go na wy­sta­ją­cej z jed­nej stro­ny gu­mo­wej tacce i na­ci­ska­łem ją coraz moc­niej na pra­wej kra­wę­dzi aż w końcu za­sko­czy­ła i wy­su­nę­ły się bolce blo­ku­ją­ce.

Dwie se­kun­dy i moja ko­mór­ka ła­do­wa­ła się, ja zaś mia­łem do­stęp do DEXa i peł­no­wy­mia­ro­we­go ekra­nu, nor­mal­nej kla­wia­tu­ry i zro­bio­nej z ekra­nu te­le­fo­nu płyt­ki do­ty­ko­wej, która speł­nia­ła rów­nież rolę To­uch­Ba­ra.

 

"Trze­ba spraw­dzić czy powód nie ma po­dob­ne­go pa­ten­tu" – po­my­ślał i za­pi­sał to na mar­gi­ne­sie.

 

„Jak to do­brze, że za­bra­łem dysk” – stwier­dzi­łem cie­sząc się, że w środ­ku ka­dłub­ka tkwił tani jak barszcz dysk SATA z set­ka­mi ma­te­ria­łów do od­ro­bie­nia.

Trzy­dzie­ści pięć go­dzin pracy – tyle po­ka­za­ło urzą­dze­nie, a ja za­ło­ży­łem słu­chaw­ki i za­czą­łem czy­tać, robić no­tat­ki i przy­go­to­wy­wać się do wy­kła­du pod ty­tu­łem „Pro­ble­my wiel­kich kor­po­ra­cji, czyli stu­dium przy­pad­ku na przy­kła­dzie Nokii, Sam­sun­ga i Apple”.

„Sam­sung S10e, S10 i S10+ były od­po­wie­dzią na coraz śmie­lej po­czy­na­ją­ce sobie firmy chiń­skie które we­dług nie­któ­rych źró­deł miały wspar­cie rządu i nie przej­mo­wa­ły się pro­ble­ma­mi ochro­ny śro­do­wi­ska albo ko­niecz­no­ścią za­pew­nie­nia go­dzi­wej opła­ty dla pra­cow­ni­ków”

 

"Po­trzeb­ne będą dane sprze­da­ży z dwóch ostat­nich lat. Swoją drogą nigdy nie sły­sza­łem o ta­kich mo­de­lach".

 

Prze­glą­da­łem różne slaj­dy i fil­mi­ki mar­ke­tin­go­we, w końcu od­pa­li­łem kacz­kę i za­czą­łem szu­kać opi­nii użyt­kow­ni­ków.

„Po­sze­dłem do skle­pu chcąc zo­ba­czyć na co mogą mi wy­mie­nić mo­je­go S7. Je­stem roz­cza­ro­wa­ny. Mój stary model ma PPI 577 i jest naj­bar­dziej po­dob­ny do S10E, ale ten ma tylko PPI 438 po­rów­ny­wal­ne do mi­zer­nych PPI 432 sta­re­go S5. To ja­kieś nie­po­ro­zu­mie­nie, żeby fla­go­wy model był gor­szy od po­przed­nich, że o małej ba­te­rii przez grzecz­ność nie wspo­mnę. Po­zo­sta­je mi tylko wiel­ka krowa, bo nawet S10 jest gor­szy od S7 i ma tylko PPI 550.

 

"Mi­ran­da musi spraw­dzić te dane" – zro­bił ko­lej­ną no­tat­kę.

 

"Dla­cze­go nie mogę do­stać te­le­fo­nu z dużą ba­te­rią, bez tych wszyst­kich czyt­ni­ków linii i in­nych wy­na­laz­ków, ale z dobrą ka­me­rą, Irdą, diodą po­wia­do­mień i ra­diem FM? To śmiesz­ne”

„S10 jest wpo­rzo, ale za duży. Dziu­rę bym prze­żył, gdyby nie roz­miar. Ten klo­cek jest za bar­dzo wy­dłu­żo­ny. My­śla­łem o S10E, ale do ma­lu­cha nie ma ma­to­wej folii na ekran od mo­je­go ulu­bio­ne­go pro­du­cen­ta. To jest moje must have”

 

"Czy któ­ryś z pro­du­cen­tów folii nie ma mo­de­lu do S10E a ma do S10?"

 

"Dla­cze­go każdy nowy te­le­fon ma wyż­sze pro­mie­nio­wa­nie? Niech zro­bią S7 Neo i w sta­rym mo­de­lu tylko za­mie­nią pro­ce­sor, pa­mięć, ka­me­rę, złą­cze kabla i może wy­świe­tlacz"

„Chcia­łem uży­wać tego no­we­go S10E z DEXem. Fajne roz­wią­za­nie, ale dla­cze­go nie ma ka­dłub­ków, gdzie mógł­bym go za­do­ko­wać i uży­wać jak lap­to­pa? Ne­xDock 2 jest za mały, ma małą ba­te­rię i te­le­fon leży z boku. Ja bym wolał coś od pro­du­cen­ta, gdzie an­te­ny są w ka­dłub­ku, gdzie ba­te­ria jest duża i gdzie te­le­fon dzia­ła jak to­uch­pad”.

„S10 ma bar­dzo jasny ekran, ale jest on za­gię­ty. Nie zno­szę Edge. Płacę za nie­peł­no­spraw­ny towar, za dziu­rę w ekra­nie i mam opcję do zro­bie­nia czar­ne­go paska na górze, ale nie mam opcji do cał­ko­wi­te­go wy­łą­cze­nia za­gię­tych kra­wę­dzi. One mają być czar­ne i nie re­ago­wać na dotyk. Sam­sung zro­bił coś wspa­nia­łe­go, ale nie po­do­ba mi się, że mam za to pła­cić i że nie mogę z tego zre­zy­gno­wać. Da­li­by diody po­wia­do­mień a nie to coś.”

„Po­przed­nie Sam­sung miały ekra­ny z ostry­mi kra­wę­dziach, nowe są za­okrą­glo­ne na ro­gach. Eks­pe­ry­men­tu­ją, robią zgi­na­ne te­le­fo­ny, ale nie po­tra­fią dać to­po­we­go mo­de­lu, gdzie wszyst­ko bę­dzie naj­lep­sze. Naj­śmiesz­niej­sze, że ich bu­dże­to­we te­le­fo­ny dają wię­cej”

„Chcę tu­ne­ra DAB+ w te­le­fo­nie! Tu­ne­rem TV i ba­te­rią gra­fe­no­wą też bym nie po­gar­dził.”

Przej­rza­łem jesz­cze raz hi­sto­rię Esek Sam­sun­ga od re­wo­lu­cyj­nej S1 po­przez śred­nio udane S2 i S3, wer­sje mini z wy­ka­stro­wa­ną spe­cy­fi­ka­cją, S5 bę­dą­ca naj­do­sko­nal­szym te­le­fo­nem w sta­rym stylu, S6 z usu­nię­tą kartą pa­mię­ci i nie­wy­mien­ną ba­te­rią, bar­dzo udaną S7, nudne S8 i S9 gdzie zmie­nio­no kilka cy­fe­rek i S10 który wzbu­dził pewne emo­cje, ale był mo­de­lem przej­ścio­wym skle­co­nym byle coś skle­cić. Ten ostat­ni miał oczy­wi­ście naj­szyb­szy pro­ce­sor i dawał naj­wię­cej pa­mię­ci, ale bra­ko­wa­ło mu tego cze­goś o ile po­mi­nie­my dziu­rę i wielu użyt­kow­ni­ków S7, S8 i S9 cze­ka­ło na urzą­dze­nie z 5G.

„Na rynku bra­ku­je wi­zjo­ne­rów, któ­rzy mie­li­by prze­bi­cie Jobsa. Stare firmy jak Sam­sung i Apple oko­pa­ły się, ale prze­sta­ły robić re­wo­lu­cyj­ne pro­duk­ty.” – pi­sa­łem – „Do­pie­ro Chiń­czy­cy i pro­jek­ty z Kick­star­ter wpro­wa­dzi­ły pewną świe­żość, ale to był do­pie­ro po­czą­tek re­wo­lu­cji, pierw­sze z wielu zia­re­nek, które trze­ba było wy­siać. Pro­jek­ty te cier­pia­ły na brak fun­du­szy, mło­dzi pro­du­cen­ci mieli rów­nież pro­ble­my z wy­świe­tla­cza­mi. OLEDy Sam­sun­ga były naj­lep­sze na rynku i nie można było ich kupić w od­po­wied­niej ilo­ści, to zaś w po­łą­cze­niu z na­sy­ce­niem rynku sku­tecz­nie ha­mo­wa­ło roz­wój.

Zmia­nę sił mógł przy­nieść Hu­awei, ale duża część użyt­kow­ni­ków omi­ja­ła go ze wzglę­du na blo­ka­dę bo­otlo­ade­ra i po­dej­rze­nia o szpie­go­wa­nie”.

 

"Nudy i beł­kot. O czym to w ogóle jest? Jakie szpie­go­wa­nie? Jaki Hu­awei?" – odło­żył kart­kę wi­dząc żonę w sa­ty­no­wej ko­szu­li, która spoj­rza­ła peł­nym wy­rzu­tu wzro­kiem. "Resz­ta jutro".

***

– Pro­szę wstać sąd idzie.

– Panie i pa­no­wie, mamy tu duży pro­blem. Z jed­nej stro­ny stoi prawo, które ma być równe ab­so­lut­nie dla wszyst­kich i nie do­pusz­czać do ska­za­nia nie­win­nych, z dru­giej stro­ny bez­pie­czeń­stwo na­ro­do­we. Mamy też de­li­kat­ne kwe­stie pod­no­szo­ne przez prasę to jest spra­wę do­mnie­ma­ne­go spi­sku na ro­dzi­nę kró­lew­ską ze stro­ny USA. Przy­chy­lam się do wnio­sku obro­ny o ile znaj­dzie osobę z cer­ty­fi­ka­tem, która na po­sie­dze­niu nie­daw­nym bę­dzie mogła zna­leźć od­po­wied­ni frag­ment. Macie ty­dzień na przed­sta­wie­nie kan­dy­da­tu­ry i żeby było jasne, nie do­pusz­czę, żeby ucier­piał na tym nasz kraj. – Sę­dzia wy­gło­sił prze­mó­wie­nie, stuk­nął młot­kiem, wstał i ru­szył do wyj­ścia a na sali pod­niósł się tu­mult jesz­cze więk­szy niż rano i to tak duży, że nawet woźny mach­nął ręką i zre­zy­gno­wał z wy­gło­sze­nia swo­jej kwe­stii.

***

– Dzień dobry panu.

John­son miał wra­że­nie, że ma deja vu wi­dząc tego sa­me­go męż­czy­znę wy­cho­dzą­ce­go z uśmie­chem zza tego sa­me­go fi­la­ra.

– Ra­czej kiep­ski ten szan­taż. Czy… – praw­nik prze­szedł do ataku, ale męż­czy­zna tylko wzru­szył ra­mio­na­mi i wszedł mu w słowo:

– Mam…

– …ma pan ko­lej­ną ko­per­tę, która ma mnie za­chę­cić do zmia­ny stra­te­gii, a ja jej nie wezmę, bo wszyst­ko co ro­bi­łem w życiu było zgod­ne z pra­wem i nie ma na mnie haków – z prze­ko­na­niem i znu­że­niem stwier­dził John­son do­da­jąc w my­ślach. „Oprócz zabaw po stud­niów­ce”.

– Pro­szę ją wziąć, klient bar­dzo wy­raź­nie za­zna­czył, że dowie się czy pan to zro­bił i mam po­wo­dy są­dzić, że mówił to na po­waż­nie.

„W kan­ce­la­rii jest wtycz­ka" – John­son wziął za pew­nik naj­bar­dziej praw­do­po­dob­ną wer­sję i po­wie­dział – Do­brze. Da ją pan.

– Dzię­ku­ję – Tak jak po­przed­nio męż­czy­zna się­gnął do we­wnętrz­nej kie­sze­ni, potem wyjął i prze­ka­zał ko­per­tę.

– Czer­wo­na, czy to coś zna­czy? – za­py­tał się Aber­dy, ale tam­ten tylko wzru­szył ra­mio­na­mi i ob­ró­cił się w stro­nę windy.

Praw­nik tym razem nie przej­mo­wał się spraw­dza­niem sa­mo­cho­du, tylko od razu udał się do biura, gdzie cała jego uwaga sku­pi­ła się na tym co po­wie­dzia­ła se­kre­tar­ka:

– Wi­dział pan prasę? Ku­pi­łam wszyst­kie po­po­łu­dniów­ki. Wszę­dzie o nas piszą.

– Przy­go­to­wa­li w go­dzi­nę. Godne po­dzi­wu. Wezmę wszyst­kie i za­wo­łaj pro­szę Me­lin­dę. – mruk­nął za­do­wo­lo­ny zgar­nia­jąc ster­tę gazet i prze­szedł do ga­bi­ne­tu.

„Roz­trze­pa­ny je­stem” – po­my­ślał chwi­lę potem wi­dząc ko­per­tę przy roz­pa­ko­wy­wa­niu tecz­ki, a na­stęp­nie ski­nął na se­kre­tar­kę, żeby po­de­szła.

– Tak panie Aber­dy?

– Ali­cjo, jest jesz­cze ta ko­per­ta…

– …już ją daję do ana­li­zy.

– Zuch dziew­czy­na. – rzu­cił i zajął się prze­glą­da­niem gazet, w któ­rych spra­wa McAr­thur w więk­szo­ści była na pierw­szej stro­nie:

„Młody wilk znów ude­rza”.

„Prze­sa­dza­ją” – za­uwa­żył.

„Z gru­bej rury po tru­pach do celu”.

„Kiep­skie zdję­cie” – po­my­ślał. „Po­gru­bia”

„Czy bę­dzie unie­win­nie­nie?”

To ostat­nie za­cie­ka­wi­ło go naj­moc­niej, więc za­czął czy­tać cały ar­ty­kuł:

 

„Wiel­cy twór­cy SF przez lata wiesz­czy­li prze­wi­dy­wa­nie przy­szło­ści, w ze­szłym wieku oka­za­ło się, że wła­dze dys­po­nu­ją moż­li­wo­ścią wej­rze­nia w prze­szłość.

Wy­wo­ła­ło to sze­reg pro­te­stów i krwa­we roz­ru­chy we wszyst­kich więk­szych mia­stach USA. Spra­wa była o tyle po­waż­na, że wy­ma­ga­ła uży­cia Gwar­dii Na­ro­do­wej i do­pro­wa­dzi­ła do orę­dzia a potem dy­mi­sji pre­zy­den­ta John­so­na.

Nie­wie­le wia­do­mo o urzą­dze­niu ponad to, że wy­ma­ga ogrom­nych ilo­ści ener­gii, jest do­stęp­ne tylko dla władz trzech kra­jów i po­zwa­la obej­rzeć okre­ślo­ne frag­men­ty prze­szło­ści. Wie­dza tech­nicz­na o jego bu­do­wie trak­to­wa­na jest jako in­for­ma­cje ści­śle tajne a w wię­zie­niach sie­dzą setki osób ska­za­nych za same próby jego od­two­rze­nia, z któ­rych naj­słyn­niej­sza jest mil­czą­ca dwu­nast­ka wpa­tru­ją­cych się w ścia­nę z CERN spod Ge­ne­wy.

W dniu dzi­siej­szym praw­nik z No­we­go Yorku wniósł o uży­cie apa­ra­tu w gło­śnej spra­wie o gwałt. Wie­rzy on, że spra­wa jest na tyle po­waż­na, że wnio­sek jest uza­sad­nio­ny. To pre­ce­dens, który może uru­cho­mić ty­sią­ce po­dob­nych wnio­sków i spo­wo­do­wać, że urzą­dze­nie bę­dzie uży­wa­ne do spraw ma­łe­go ka­li­bru.

Naj­waż­niej­sze są teraz dwie kwe­stie – czy do­wo­dy z chro­no­wi­zo­ra są nie­pod­wa­żal­ne i czy za­mie­sza­nie w spra­wę osoby z elit daje prawo do po­dob­ne­go wnio­sku po­wo­du­jąc, że spra­wa staje się spra­wą wagi pań­stwo­wej.

Na pierw­szą kwe­stię nie mamy jed­no­znacz­nej od­po­wie­dzi, co do dru­giej, to na­su­wa się tu do­dat­ko­we py­ta­nie o to czy są równi i rów­niej­si wobec prawa.

Smacz­ku spra­wie do­da­je fakt, że mie­siąc temu żona Aber­dy’ego z ra­mie­nia pro­ku­ra­tu­ry blo­ko­wa­ła po­dob­ny wnio­sek.

O roz­wo­ju wy­da­rzeń bę­dzie­my pań­stwa in­for­mo­wać”

 

Aber­dy odło­żył ga­ze­tę i od­wró­cił się do okna, kon­tem­plu­jąc widok.

Puk. Puk. – Roz­le­gło się pu­ka­nie do szkla­nych drzwi i praw­nik wró­cił do rze­czy­wi­sto­ści po­ka­zu­jąc na migi dziew­czy­nie z no­te­sem, żeby we­szła.

– Me­lin­do. Po­trze­bu­ję listy osób z upraw­nie­nia­mi do uży­wa­nia chro­no­wi­zo­ra.

– Wło­żył pan kij w mro­wi­sko. – od­par­ła za­pi­su­jąc.

– Je­steś drugą osobą, która mi to ostat­nio mówi. Czy wy wszy­scy macie jakiś skrypt, z któ­re­go bie­rze­cie te tek­sty?

– Na kiedy? – Zi­gno­ro­wa­ła jego słowa.

– Dwa dni. Dasz radę?

Spoj­rza­ła na niego peł­nym wy­rzu­tu wzro­kiem i po­wie­dzia­ła krót­ko – Jest pe­wien re­jestr. Muszę po­py­tać, to są dane nie­jaw­ne.

– No to dzia­łaj. – od­rzekł dając jej do zro­zu­mie­nia, że roz­mo­wa jest skoń­czo­na.

Dziew­czy­na wy­szła, a on po­pa­trzył na le­żą­ce na samej górze opo­wia­da­nie od Diany i po­my­ślał "Do ni­cze­go mi to nie­po­trzeb­ne. Po­wi­nie­nem się bar­dziej cenić, a nie tra­cić czas na takie głu­po­ty"

 

Wa­go­nem za­rzu­ci­ło a ja wy­la­łem colę na kla­wia­tu­rę.

„Chry­ste, znowu bę­dzie trze­ba ro­ze­brać” – po­my­śla­łem pa­mię­ta­jąc, że ostat­nio spę­dzi­łem nad tym dwie go­dzi­ny.

Nie przej­mo­wa­łem się, bo ka­dłu­bek ge­ne­ral­nie był wo­dosz­czel­ny i miał od­po­wied­nią normę a kla­wia­tu­rę za­bez­pie­cza­ły po­dwój­ne uszczel­ki. Wie­dzia­łem, że w razie awa­rii kosz­ty na­pra­wy będą mi­ni­mal­ne i o ile nic się nie zmie­ni­ło, to wy­star­czy wszyst­ko prze­trzeć wil­got­ną chu­s­tecz­ką.

Przy­łą­czy­łem się do Li­bre­Of­fi­ce a mój „ni­by-lap­top” po­brał ko­lej­ne ak­tu­ali­za­cje.

Może od­pa­lę Cy­wi­li­za­cję?

Włą­czy­łem skrót z gier­ką a wtedy uak­tyw­ni­ły się mo­du­ły z wła­sną kartą gra­ficz­ną i pro­ce­so­ra­mi ARM wło­żo­ne do slo­tów z tyłu ekra­nu. Tak na­praw­dę to były frag­men­ty płyt głów­nych te­le­fo­nów, które sprze­da­wa­no od­dziel­nie, ale dla mnie naj­waż­niej­sze było to, że nie sły­sza­łem rzę­że­nia wia­tra­ków chło­dze­nia, bo ca­łość za­ła­twia­ła gra­wi­ta­cja.

Mia­łem tam stan­dar­do­we Ubun­tu, prze­łą­cza­łem się mię­dzy grą i edy­to­rem a ca­łość cho­dzi­ła o niebo le­piej niż gry w Win­dows, gdzie ba­last trzy­dzie­stu lat za­ła­twiał cały po­stęp w sprzę­cie. Zakup tych mo­du­łów był bar­dzo do­brym ru­chem jesz­cze z jed­ne­go po­wo­du – Sam­sung jako gra­tis do­da­wał kil­ku­na­sto­me­ga­baj­to­wy klucz, który po­zwa­lał na upgra­de ofi­cjal­nej wer­sji sys­te­mu w moim te­le­fo­nie przez ko­lej­ne kilka lat.

Sie­dzia­łem i gra­łem a czas pracy zszedł do mar­nych dwu­dzie­stu pię­ciu go­dzin.

„Czas zo­ba­czyć co z kodem” – stwier­dzi­łem i pod­łą­czy­łem się do do­mo­we­go ser­we­ra z Ry­że­na­mi, który nor­mal­nie mie­lił mój naj­bar­dziej skom­pli­ko­wa­ny kod.

Nie chcia­łem dziś ko­rzy­stać z chmu­ry z uwagi na klau­zu­le w umo­wach pro­jek­to­wych.

Po­praw­ka, syn­chro­ni­za­cja z lo­kal­nym dys­kiem, ko­lej­na po­praw­ka…

Czas upły­wał, a ja sku­pia­łem się na tym co naj­waż­niej­sze.

Moje nie­wiel­kiej wy­daj­no­ści lo­kal­ne śro­do­wi­sko pracy było o wiele szyb­sze niż sta­ro­daw­ne gło­śne lap­to­py z mu­lą­cy­mi Win­dows i dziu­ra­wy­mi pro­ce­so­ra­mi. To był strzał w dzie­siąt­kę i mia­łem dane za­wsze przy sobie, pro­du­cen­ci ofe­ro­wa­li zaś mo­du­ły dzię­ki któ­rym mo­głem szyb­ko i wy­god­nie dodać to czego rze­czy­wi­ście po­trze­bu­ję – szyb­szy In­ter­net, lep­szy dysk czy tyle rdze­ni, ile chcę.

Inni lu­dzie nie­ste­ty nie mieli mojej wie­dzy i wciąż wy­mie­nia­li sprzęt co pół roku nie wi­dząc, że poza nowym opa­ko­wa­niem nie do­sta­ją zbyt wiele. Było wiele sko­ków na ich kasę ta­kich jak sprze­daż róż­nych pro­duk­tów pod jedną nazwą albo pro­po­no­wa­nie pa­mię­ci Octa­ne do naj­tań­szych ze­sta­wów z tak wol­ny­mi pro­ce­so­ra­mi, że nie na­le­ża­ło ich po­le­cać nawet naj­więk­szym wro­gom, a wła­ści­wie na­le­ża­ło, ale tylko wtedy, gdyby były uży­wa­ne z jedną apli­ka­cją w ter­mi­na­lu.

Ko­mór­ka się na­ła­do­wa­ła więc po­my­śla­łem, że się lekko zdrzem­nę…

 

„Ma razie tyle. Jakiś ten opis nie­zbyt opty­mi­stycz­ny. Nigdy nie sły­sza­łem o ta­kich urzą­dze­niach, ale niech Me­lin­da to da ja­kie­muś spe­co­wi od kom­pu­te­rów. Na­ro­bi­li tego i nikt nor­mal­ny tego nie ro­zu­mie” – po­dra­pał się po gło­wie i wy­krę­cił jej numer – Cześć. Nie. Nie cho­dzi o to o czym roz­ma­wia­li­śmy. Mam jesz­cze jeden mały tekst do przej­rze­nia. Nie widzę w nim nic złego, ale niech rzuci na niego okiem jakiś ja­jo­gło­wy.

***

Prak­tycz­nie cały na­stęp­ny dzień praw­nik spę­dził w kan­ce­la­rii, a po lun­chu przed drzwia­mi ga­bi­ne­tu cze­ka­ła na niego Me­lin­da.

– Panie Aber­dy, mam listę.

– Przyjdź za pół go­dzi­ny.

– U pana?

– W kon­fe­ren­cyj­nej. Udało coś się zro­bić z tym tek­stem?

– Tak.

– To za­proś Dianę.

***

– Co masz? – Aber­dy za­py­tał Me­lin­dę w salce kon­fe­ren­cyj­nej, pa­trząc na roz­ło­żo­ne w rów­nych rzę­dach zdję­cia i le­żą­ce obok kart­ki pa­pie­ru, które naj­wy­raź­niej za­wie­ra­ły ma­te­riał do roz­pra­wy jego ko­le­żan­ki.

– Od czego za­cząć?

– Od po­cząt­ku. – mruk­nął i dodał bio­rąc opo­wia­da­nie, na któ­rym za­uwa­żył dzie­siąt­ki za­kre­śleń. – Może od tego.

– To jakiś beł­kot i je­że­li w tej kor­po­ra­cji nie mają asa w rę­ka­wie, to nie wy­pusz­czą ta­kich rze­czy przez dzie­siąt­ki lat.

– A je­że­li mają, to można wy­cią­gnąć od nich nie­złe pie­nią­dze.

– Wła­śnie.

– A tu? – Wska­zał na zdję­cia.

– Ta­kich ludzi jest dzie­się­ciu. Będą chcie­li pew­nie mi­lio­na albo dwóch. Naj­bliż­szy ter­min za sześć mie­się­cy, nie wia­do­mo jed­nak czy ktoś się tego po­dej­mie.

Praw­nik skrzy­żo­wał ręce i za­czął się za­sta­na­wiać, ale prze­rwał ma­cha­jąc za­chę­ca­ją­co, gdy zo­ba­czył Dianę sto­ją­cą przed wej­ściem i py­ta­ją­cą ge­stem, czy może wejść.

– Cześć – Po­pra­wi­ła osten­ta­cyj­nie włosy.

– Znasz Me­lin­dę. Me­lin­da, Diana. Diana, Me­lin­da. – Po­ka­zał ręką.

– Tak, pra­co­wa­ły­śmy kilka razy – Praw­nicz­ka po­twier­dzi­ła, a śled­cza uśmiech­nę­ła się lekko.

– No więc pew­nie z mi­lion da się utar­go­wać, skoro ko­le­sie chcą za­mknąć usta za ja­kieś scien­ce-fic­tion. – Aber­dy wy­ja­śnił po­da­jąc kart­ki z opo­wia­da­niem.

– Zna­jo­my po­wie­dział, że można z tego zro­bić kilka pa­ten­tów. – wtrą­ci­ła Me­lin­da.

– Dobry jest? – za­py­ta­ła Diana.

– Sa­to­shi czy San­to­shi, jak dotąd we wszyst­kich moich spra­wach miał rację. I… – Tu śled­cza się za­wa­ha­ła.

– O co cho­dzi?

– Wspo­mniał, że miał to ulot­ne wra­że­nie, że spra­wą in­te­re­su­ją się służ­by spe­cjal­ne.

– Służ­by?

– Nie miał pew­no­ści i po­wie­dział, że nor­mal­nie by nic nie wspo­mniał, ale że wzglę­du na naszą starą zna­jo­mość…

– Ro­zu­miem. Dzię­ki, to ja lecę, będę się kon­tak­to­wać jakby co.

– Kto może być bez­stron­ny? – Aber­dy prze­szedł do kon­kre­tu po jej wyj­ściu.

– Mamy woj­sko­we­go, by­łe­go woj­sko­we­go, trzech cy­wil­nych do­rad­ców, czte­rech eme­ry­tów i wol­ne­go strzel­ca.

– Ten mi się po­do­ba. – John­son wska­zał pal­cem na zdję­cie.

– Nie wiem, jak pan to zro­bił, ale to ten wolny strze­lec. Trze­ba teraz po­my­śleć, czy chce­my bia­łe­go czy czar­ne­go…

– …czy męż­czy­znę, czy ko­bie­tę. Wiem.

***

– Mamy sześć mie­się­cy. – Spo­tka­nie od­by­ło się po­now­nie w ho­te­lu.

– A ja mam deja vu.

– Chcesz żebym przy­szedł do mi­ni­ster­stwa?

– Do­brze już do­brze – Wy­so­ko po­sta­wio­ny czło­nek rządu mach­nął ręką.

– Sześć mie­się­cy wy­star­czy, plany są pre­cy­zyj­ne i wiemy, jak od­pa­lić ła­dun­ki.

– Co jesz­cze trze­ba zro­bić?

– Sa­mo­lo­ty.

– Czy mu­si­my to robić?

– Wiesz do­brze, że cho­dzi nie tylko o spra­wę.

– Do­brze. Ile czasu?

– Góra dwa mie­sią­ce. Fi­gu­ran­ci już tre­nu­ją.

– Na pewno nic nie po­dej­rze­wa­ją?

– Spo­koj­nie.

– Co z pa­sa­że­ra­mi?

– Nie­po­kor­ni wro­go­wie sys­te­mu.

– Może zająć się tą kan­ce­la­rią?

– Ktoś inny weź­mie spra­wę. Nie ma co się bawić w drob­nost­ki, bo i tak wszyst­ko jest prze­są­dzo­ne.

– Czyli się roz­wi­nie­my, czy tak, czy ina­czej.

– Do­kład­nie.

***

– Dwie bańki? Na łeb upa­dłeś? – Jeden ze wspól­ni­ków ob­ru­szył się, gdy usły­szał na co­ty­go­dnio­wym spo­tka­niu udzia­łow­ców, ile ma za­pła­cić na spra­wę McAr­thur.

– Dawid nie ma­rudź. To i tak pro­mo­cja, inni chcie­li czte­ry.

– No tak. Spra­wie­dli­wość jest w cenie. A ten tutaj, to dla­cze­go taki tani? – od­po­wie­dział głów­ny praw­nik od roz­wo­dów bio­rąc zdję­cie ze stołu.

– Mu­rzyn.

– Och, Johny, kiedy ty się wresz­cie na­uczysz? Przed­sta­wi­ciel czar­nej uci­śnio­nej spo­łecz­no­ści brzmi le­piej.

– A na pewno ta­niej. – Aber­dy uśmiech­nął się od ucha do ucha.

– Czyli le­piej. – Tu Dawid się uśmiech­nął – Jakiś taki on mi­zer­ny i coś mi się ten jego pies też nie po­do­ba. Więk­szy od go­ścia.

– Dobra, widzę, że nie masz się do czego przy­cze­pić, pół bańki z pa­pie­rów, trzy­sta ty­się­cy z mo­je­go bu­dże­tu, Diana do­rzu­ci sie­dem­set, bra­ku­je jesz­cze pięć­set.

– I co, ja niby mam wam dać?

– Te twoje roz­wo­dy to dobra dział­ka, jedna spra­wa i od­ku­jesz się.

– Prze­sa­dzasz.

– No to dwie, po­myśl, ile już zy­ska­li­śmy.

– Dobra, dam, ale na dzie­sięć pro­cent.

– Ty pie­przo­ny ma­te­ria­li­sto.

– Nie unoś się Do­rot­ko. Ty da­jesz tylko marne trzy setki.

W salce za­pa­dła cisza, którą prze­rwa­ła Diana.

– Do­brze ja do­rzu­cę pięć­dzie­siąt, ale wezmę jed­ne­go z two­ich prak­ty­kan­tów.

– Któ­re­go?

– Tego który pra­co­wał z Ali­cją.

– No nie wiem.

– Na trzy mie­sią­ce.

– Widzę, że chce­cie tego sa­me­go. Deal? – wtrą­cił się Aber­dy a oni kiw­nę­li gło­wa­mi. – To dzwo­nię do sę­dzie­go.

Nie dał im czasu na roz­my­śle­nie się i od razu pod­niósł te­le­fon, wy­bie­ra­jąc numer:

– Wy­so­ki są­dzie, mówi Aber­dy. chciał­bym pro­sić o spo­tka­nie za trzy dni. Tak. Tak. Szes­na­sta jest w po­rząd­ku. Po­wia­do­mi­my rów­nież obro­nę. Dzię­ku­ję. Po­zdro­wie­nia dla mał­żon­ki.

Praw­nik odło­żył słu­chaw­kę i uśmiech­nął się do wspól­ni­ków, któ­rzy stali w ga­bi­ne­cie.

– I jak?

– Stary pier­dziel, ale uczci­wy. Był za­do­wo­lo­ny.

– Wiesz, że jak do­brze to ro­ze­grasz to ogar­nie­my kilka kon­trak­tów rzą­do­wych.

– Po tym jak zaj­mie­my się rzą­dem? Wąt­pię.

– A ja nie. Se­kre­tarz nie jest zbyt lu­bia­ny w pew­nych krę­gach.

***

– I dla­te­go wy­so­ki są­dzie, pro­si­my o kau­cję za po­rę­cze­niem w… – Tu Aber­dy prze­rwał wy­gła­sza­nie wnio­sku sto­jąc na środ­ku sali są­do­wej w trak­cie roz­pra­wy o prawa au­tor­skie i pa­trzył ze zdzi­wio­ną miną, gdy wszyst­ko za­drża­ło i dał się sły­chać stłu­mio­ny od­le­gły huk.

Asy­stent­ka praw­ni­ka spoj­rza­ła na ekran swo­jej ko­mór­ki, potem zbla­dła i za­czę­ła gwał­tow­nie ge­sty­ku­lo­wac dając znać pryn­cy­pa­ło­wi, żeby ten na­tych­miast pod­szedł.

Wszy­scy obec­ni naj­wy­raź­niej po­dzie­la­li jej obawy, bo za­czę­li prze­krzy­ki­wać się, gdy w całej sali za­czę­ły dzwo­nić rów­nież ich te­le­fo­ny. Pod­niósł się nie­spo­ty­ka­ny szum, który roz­bu­dził nawet sę­dzie­go, zna­ne­go ze swo­jej ła­god­nej na­tu­ry. Sca­lia w swo­jej ka­rie­rze nie pa­mię­tał ta­kie­go przy­pad­ku i po pro­stu zdę­biał nie wie­dząc przez chwi­lę co czy­nić, a na salę w tym mo­men­cie wbie­gło dwóch pra­cow­ni­ków ochro­ny.

– Pro­szę spo­koj­nie wstać i iść do wyjść ewa­ku­acyj­nych. – Cały czas krzy­czał jeden z ochro­nia­rzy po­ka­zu­jąc rę­ka­mi, gdzie mają iść.

– Spo­kój… – Sę­dzia w końcu uniósł mło­tek, ale drugi z in­tru­zów bez­ce­re­mo­nial­nie mu prze­rwał – Panie sę­dzio, prze­pra­sza­my, ale wszyst­kie roz­pra­wy zo­sta­ły od­wo­ła­ne. Ewa­ku­acja ca­łe­go sądu.

– Czy to pewne? – Aber­dy za­py­tał asy­stent­kę, wi­dząc treść ostrze­że­nia kry­zy­so­we­go, a jej od­po­wiedź zo­sta­ła za­głu­szo­na przez ludzi, któ­rzy naj­wy­raź­niej tra­to­wa­li się na ko­ry­ta­rzu.

– Dobra. Nie­waż­ne. Idzie­my pie­szo. Do biura. Szyb­ko. – Mach­nął ręką i po­ka­zał jej ge­sta­mi, żeby szła za nim.

***

– Wszy­scy tylko o tym mówią – Praw­ni­cy pa­trzy­li na re­la­cję CNN i NBC ma mo­ni­to­rach w biu­rze kan­ce­la­rii, pod­czas gdy za okna­mi sły­chać było wycie alar­mów i syren i widać było dym i uno­szą­ce się ty­sią­ce spa­lo­nych kar­tek pa­pie­ru.

– Daj gło­śniej. – Jeden ze star­szych praw­ni­ków po­pro­sił prak­ty­kan­ta.

– To było pie­kło. Lu­dzie ucie­ka­li, służ­by jeź­dzi­ły w lewo i prawo, część aut stała z włą­czo­nym sy­re­na­mi. Nikt nad tym nie pa­no­wał. – Męż­czy­zna na ekra­nie polał sobie twarz wodą z bu­tel­ki i prze­tarł ją ręką a potem kon­ty­nu­ował. – Ja… ja ro­bi­łem zdję­cia, opar­ty o bu­dy­nek na Trzy­na­stej. Pa­mię­tam, że jakaś Mu­rzyn­ka o mało na mnie nie wpa­dła, potem zro­bi­łem trzy zdję­cia… i… i wtedy wszyst­ko na górze wieży się po­ru­szy­ło… i za­czę­ło spa­dać. Jakby setki po­cią­gów to­wa­ro­wych je­cha­ły obok mnie. Wtedy to już wszy­scy za­czę­li ucie­kać… A teraz… A teraz wielu z tych dziel­nych ludzi już nie ma. Pani już nie fil­mu­je.

Tu męż­czy­zna chwy­cił ka­me­rę i skie­ro­wał ją ku ziemi, przez chwi­lę dało się sły­szeć coś jakby płacz zaś obraz wró­cił do stu­dio.

W kan­ce­la­rii nikt nic nie mówił, w końcu jeden ze wspól­ni­ków za­py­tał cicho:

– Czy był tam ktoś z na­szych?

– Nie mo­że­my się do­li­czyć trzech młod­szych praw­ni­ków. Ko­mór­ki też nie dzia­ła­ją.

– Ja­kieś stra­ty w biu­rze?

– Szyby całe, ale za­rząd­ca mówi, że nie bę­dzie ochro­ny przez ty­dzień.

– Jezu to chyba cze­ka­ją nas dy­żu­ry.

– Tak Dawid, lu­dzie zgi­nę­li a ty o dy­żu­rach. Ty byś nawet matkę ze­rżnął, żeby ci było le­piej.

– Ty mi tu ma­mu­si nie mie­szaj.

– Pa­no­wie, pa­no­wie, spo­kój – Głos za­bra­ły ko­bie­ty.

***

– Panie Aber­dy, to przy­szło ku­rie­rem – Se­kre­tar­ka wska­za­ła wy­mow­nie na logo FBI.

– Po­twier­dzi­łaś?

– Tak.

– Dzię­ku­ję, coś jesz­cze?

– Nie.

Praw­nik wszedł do ga­bi­ne­tu, wy­cią­gnął i szyb­ko prze­czy­tał dłu­gie urzę­do­we pismo, w któ­rym naj­waż­niej­sze było jedno ze zdań:

„Ze wzglę­du na bez­pie­czeń­stwo na­ro­do­we za­wie­sza się ko­rzy­sta­nie z chro­no­wi­zo­ra”

Aber­dy rzu­cił kart­kę na biur­ko, od­wró­cił się do okna, skąd jesz­cze nie­daw­no widać było słyn­ne wieże i po dłuż­szym na­my­śle za­dzwo­nił do śled­czej, która ode­bra­ła po pierw­szym dzwon­ku zu­peł­nie jakby spo­dzie­wa­ła się te­le­fo­nu:

– Dzień dobry Me­lin­do, Tak. Tak. Po­pro­szę żebyś spraw­dzi­ła jak dzia­ła chro­no­wi­zor i czy coś się zmie­ni­ło od ka­ta­stro­fy. Tak. Jak naj­szyb­ciej. Dzię­ku­ję.

Ten dzień był jed­nym z cięż­szych z uwagi na cią­gle zmie­nia­ją­ce się go­dzi­ny roz­praw i skła­dy i cią­gle kon­tro­le bez­pie­czeń­stwa.

– Panie Aber­dy, panie Aber­dy, pan po­cze­ka! – Praw­nik usły­szał wo­ła­nie w jed­nym z ko­ry­ta­rzy sądu.

– Po­cze­kaj Me­li­so, zaraz cię do­go­nię. – John­son odłą­czył się od ko­le­żan­ki i po­cze­kał na młodą śled­czą, która bie­gła chcąc go do­go­nić.

– Witam Me­lin­do, usta­li­łaś coś?

– Mój kon­takt jest prze­ra­żo­ny. Nie chciał mi po­wie­dzieć szcze­gó­łów, ale o ile zro­zu­mia­łam to nie jest zwy­kła biu­ro­kra­cja tylko znisz­cze­nie wielu waż­nych sys­te­mów obro­ny kraju.

– A chro­no­wi­zor?

– Też nie chciał po­wie­dzieć, ale zro­zu­mia­łam, że jest z nim jakiś pro­blem.

– Chcą go użyć do śledz­twa?

– No wła­śnie chyba nie. I to jest pro­blem, bo je­że­li nie dzia­ła to rząd może robić co chce.

– No ale urzą­dze­nie można na­pra­wić.

– To nie­wie­le zmie­nia. Wie pan do­brze co zna­czy stan wy­jąt­ko­wy.

***

– Witam wszyst­kich. Cie­szę się, że widzę was ca­łych i zdro­wych. Czy mamy ja­kieś wnio­ski? – za­czął sę­dzia McDa­thy ki­wa­jąc głową w stro­nę obro­ny.

– Wy­so­ki są­dzie w świe­tle ostat­nich wy­da­rzeń wno­si­my o uży­cie urzą­dze­nia w Cam­brid­ge.

Sę­dzia spoj­rzał nie­chęt­nie i już otwie­rał usta, ale ubie­gła go panna Lane – Wy­so­ki są­dzie to już prze­cho­dzi wszel­kie wy­obra­że­nie, żeby w takim mo­men­cie uży­wać tego nie­do­rzecz­ne­go urzą­dze­nia do wglą­du w nasze ta­jem­ni­ce.

– Wy­so­ki są­dzie, oskar­że­nie stwier­dzi­ło prze­cież że urzą­dze­nie jest nie­wia­ry­god­ne. A skoro jest nie­wia­ry­god­ne to jak może być za­gro­że­niem?

– Panie Aber­dy, zga­dzam się z tym wszyst­kim. Uży­cie chro­no­wi­zo­ra w USA można uznać za uza­sad­nio­ne, ale pro­sze­nie in­nych kra­jów bę­dzie bu­dzić obawy.

– Wy­so­ki są­dzie…

– Panie Aber­dy, nie chcę mówić o zdra­dzie, ale wła­śnie mie­li­śmy je­de­na­sty wrze­śnia, a pan mówi o Pen­ta­go­nie. I panie me­ce­na­sie – Tu sę­dzia skło­nił się do praw­ni­ka obro­ny – nie twier­dzę, że pana kraj może mieć ja­kieś złe za­mia­ry, tylko o to, że nie wiemy jak bar­dzo pre­cy­zyj­nie można zba­dać prze­szłość.

– Wy­so­ki są­dzie, wno­si­my wobec tego o umoż­li­wie­nie przy­go­to­wa­nia wnio­sku do wy­so­kiej ławy. – John­son wy­po­wie­dział to dzi­wiąc się, że po­szło mu to ła­twiej niż kilka dni wcze­śniej i że nie czuje go­rą­ca ani in­nych skut­ków ubocz­nych.

– Panie Aber­dy, je­stem w sta­nie dużo znieść, ale pod­wa­ża­nie au­to­ry­te­tu sę­dzie­go to już gruba prze­sa­da – Sę­dzia za­czer­wie­nił się i pod­niósł z obu­rze­niem głowę. – Z dru­giej stro­ny taki wnio­sek może pan wnieść za­wsze.

– Wy­so­ki są­dzie, ostat­nie wy­da­rze­nia są wiel­ką tra­ge­dią na­sze­go kraju, ale rów­no­cze­śnie oskar­że­ni po­win­ni mieć prawo do każ­dej moż­li­wej obro­ny. Nie pod­wa­ża­my pań­skie­go au­to­ry­te­tu, tylko pro­si­my o wy­ra­że­nie opi­nii więk­szej ilo­ści sę­dziów po to, żeby nasi klien­ci nie mogli wnieść pozwu o błąd w sztu­ce.

– Ma pan do tego prawo i cho­ciaż uwa­żam to za bez­ce­lo­we zmu­szo­ny je­stem po­zwo­lić. Ma pan ty­dzień na przy­go­to­wa­nie wnio­sku. – Sę­dzia z nie­sma­kiem ude­rzył młot­kiem. – Coś jesz­cze?

– Nie, wy­so­ki są­dzie. Dzię­ku­je­my.

***

"Świat, w któ­rym każdy może być przy­ła­pa­ny, to kosz­mar. Aber­dy nie od­pusz­cza i chce, żeby w pro­wa­dzo­nej przez niego spra­wie, prze­nieść się do Wiel­kiej Bry­ta­nii.

Czy to nowy po­ziom Wiel­kie­go Brata? Czy odtąd rząd bę­dzie spraw­dzał każ­de­go w każ­dym miej­scu i udo­stęp­niał dane takim jak Aber­dy? Co z więź­nia­mi po­li­tycz­ny­mi któ­rzy są nie­win­ni? Czy wy­da­rze­nia z wrze­śnia słu­ży­ły temu, żeby znisz­czyć urzą­dze­nie Ame­ry­ka­nów?"

 

John­son skoń­czył czy­tać i spoj­rzał z za­cie­ka­wie­niem na wspól­ni­ków zgro­ma­dzo­nych w sali kon­fe­ren­cyj­nej kan­ce­la­rii.

– Co to za bred­nie?

– Ktoś to pod­rzu­cił do na­szej skrzyn­ki na dole.

– A ka­me­ry?

– Stan­dard. Facet w bejs­bo­lów­ce, oku­la­rach i z ogrom­ną brodą. A do tego to nie pierw­szy taki ano­nim.

– Pierw­sze sły­szę.

– Nie bądź na­iw­ny. To nor­mal­ne, że znani lu­dzie do­sta­ją takie listy i do­sko­na­le o tym wiesz. Nie mó­wi­my o nich, jeśli nie ma za­gro­że­nia.

– I co? Ja niby znany? I o czym jesz­cze nie mó­wi­cie?

– Nie za­czy­naj, wiesz do­brze, że tamto to była nie­for­tun­na sy­tu­acja.

***

– Panie John­son, list z pa­ła­cu Bac­khin­gham. – se­kre­tar­ka za­cze­pi­ła praw­ni­ka, gdy szy­ko­wał się do wyj­ścia.

– Spraw­dzo­ny?

– Oczy­wi­ście.

Aber­dy otwo­rzył ko­per­tę, z któ­rej wy­pa­dło ofi­cjal­ne urzę­do­we pismo.

 

„Sza­now­ny Panie John­son Aber­dy. Ro­dzi­na kró­lew­ska przy­pa­tru­je się z wiel­ką uwagą spra­wie McAr­thur i do­strze­ga pań­skie za­an­ga­żo­wa­nie w obro­nę nie­win­ne­go czło­wie­ka. Mając na wzglę­dzie dobro spra­wy, uprzej­mie za­pra­sza­my pana do sko­rzy­sta­nia z kró­lew­skie­go cen­trum prze­wi­dy­wa­nia prze­szło­ści w Cam­brid­ge. Szcze­gó­ły może pan po­twier­dzić z se­kre­ta­rzem Sir Ro­ber­tem Mandy, wy­ma­ga­ny jest po­ziom do­stę­pu P1”

 

– Yeesss! – Praw­nik krzyk­nął z ra­do­ścią bu­dząc za­cie­ka­wio­ne spoj­rze­nia młod­szych ko­le­gów za szkla­ną ścia­ną i uwagę se­kre­tar­ki, któ­rej ge­stem na­ka­zał wej­ście do ga­bi­ne­tu.

– Ali­cja zwo­łaj nad­zwy­czaj­ne spo­tka­nie za­rzą­du. W kon­fe­ren­cyj­nej. Mamy świę­te­go Gra­ala. Tak, jak naj­szyb­ciej.

– Tak panie Aber­dy.

***

– John­son po co ta szop­ka? Wy­rwa­no mnie z waż­ne­go spo­tka­nia.

– Wszy­scy wiemy, jak wy­glą­da­ją te twoje ważne spo­tka­nia. Jak nie ta to inna, masz ich na pęcz­ki. Zanim bę­dziesz głu­po­ty gadać spójrz na to. – Praw­nik rzu­cił pismo na stół. – Tylko uwa­żaj jak bę­dziesz czy­tał, bo ci żyłka w dupie pęk­nie.

Za­pa­dła cisza. Ko­le­ga Aber­die­go po­kra­śniał z za­do­wo­le­nia, wczy­tał się w tekst i odło­żył go kilka se­kund póź­niej ze skwa­szo­ną miną.

– Nawet jeśli nie sko­rzy­sta­my to i tak wiel­ki suk­ces. – John­son na­pa­wał się swoim małym trium­fem.

– A chce­my sko­rzy­stać? Mo­że­my wyjść na dur­niów albo jesz­cze go­rzej zdraj­ców.

– Dawid, od­cię­li nas i wiesz to tak samo do­brze jak ja.

– Jeśli su­ge­ru­jesz, że cała ta sy­tu­acja za oknem, żeby nas uci­szyć, to chyba masz coś z głową.

– David, dla mnie liczą się fakty. Po­le­cę i do­pro­wa­dzę to do końca. Wóz albo prze­wóz. Gło­su­je­my? Ho­war­dzie? – Tu Aber­dy zwró­cił się do naj­star­sze­go ze wspól­ni­ków, który kiw­nął głową na tak.

– Kto za? Kto prze­ciw? Dzię­ku­ję. Sie­dem za, sześć prze­ciw. Wy­la­tu­ję jak naj­szyb­ciej.

***

– Pa­no­wie o co cho­dzi? – Dwóch głów­nych udzia­łow­ców stało na­stęp­ne­go dnia w re­cep­cji uważ­nie ob­ser­wu­jąc ko­lej­nych ludzi z od­zna­ka­mi służb, któ­rzy wy­cho­dzi­li z windy kur­su­ją­cej nie­prze­rwa­nie od kilku minut.

– FBI, je­stem agent John­son a to agent John­son. – Wy­so­cy męż­czy­zni w gar­ni­tu­rach i obo­wiąz­ko­wych lu­strza­nych oku­la­rach oka­za­li le­gi­ty­ma­cje a potem wyż­szy z nich do­dat­ko­wo po­ka­zał na wszyst­kich wokół:

– Re­kwi­ru­je­my wszyst­ko co jest zwią­za­ne ze spra­wą McAr­thur. – Tu za­krę­cił pal­ca­mi nie od­zy­wa­jąc się do ni­ko­go kon­kret­ne­go – Pa­no­wie czyń­cie swoją po­win­ność.

– Na ja­kiej pod­sta­wie? – Jeden z udzia­łow­ców nie dał za wy­gra­ną.

– Na­ru­sze­nie bez­pie­czeń­stwa na­ro­do­we­go. Tu macie nakaz. – Niż­szy John­son wyjął kart­kę z kie­sze­ni gar­ni­tu­ru i po­ło­żył ją na kon­tu­arze.

– Prze­cież to nie­do­rzecz­ne.

– Mo­że­cie od­wo­łać się do sądu.

– Który roz­pa­trzy spra­wę za pół roku pod­czas gdy obro­na bę­dzie po­wo­ły­wać się na czte­ry czte­ry sie­dem.

Wyż­szy John­son wzru­szył ra­mio­na­mi:

– Nie mnie to oce­niać.

Dawid stał na ubo­czu z Me­lin­dą i roz­ma­wiał z nią wi­dząc jak wszyst­ko wy­wra­ca­ne jest do góry no­ga­mi:

– Co o tym my­ślisz?

– Kogoś wku­rzy­li­śmy. I to mocno. I mamy wtycz­kę. – Dziew­czy­na wzru­szy­ła ra­mio­na­mi.

– Zga­dzam się. Za­dzwo­ni­łaś do Aber­die­go?

– Do­stał wia­do­mość.

– Od­po­wie­dział?

– Nie.

***

– Jak plan? – Męż­czy­zna z sądu sie­dział w za­par­ko­wa­nym czar­nym aucie z włą­czo­nym sil­ni­kiem, które stało w wą­skiej prze­czni­cy.

– Nawet le­piej niż są­dzi­li­śmy, ci z kan­ce­la­rii nawet nie ska­ka­li. – Od­po­wie­dział mu czło­nek rządu, który znaj­do­wał się w rów­no­le­gle za­par­ko­wa­nym aucie skie­ro­wa­nym w prze­ciw­ną stro­nę.

– Co z chro­no­wi­zo­rem?

– Miną lata zanim go od­bu­du­ją.

– Pro­mie­nio­wa­nie?

– Ze­ro­we. Nie zro­bi­my re­zer­wa­tu jak na Ukra­inie.

– Może i le­piej, to w końcu Ame­ry­ka­nie.

– Czyli kto? Cały świat się tu pcha.

– Gdyby mogli pana usły­szeć wy­bor­cy.

– Co z fazą drugą?

– W przy­go­to­wa­niu.

– Dzię­ku­ję.

Czło­nek rządu od­je­chał, a dwie mi­nu­ty póź­niej z ciem­ne­go za­uł­ka obok wy­szedł star­szy męż­czy­zna i pod­szedł do sa­mo­cho­du:

– Sły­sza­łeś?

– Gło­śno i wy­raź­nie.

– Czy nowe urzą­dze­nie dzia­ła?

– Tak, jest nawet lep­sze niż ory­gi­nał.

– Od­zy­ska­łeś?

Star­szy męż­czy­zna bez słowa wyjął z kie­sze­ni płasz­cza zło­żo­ne kart­ki pa­pie­ru. Na ostat­niej z nich widać było frag­ment tek­stu w wi­docz­ny­mi za­kre­śle­nia­mi zro­bio­nym przez John­so­na Aber­die­go:

 

Obu­dzi­łem się w swoim łóżku. Mia­łem sen o tym jak za­sta­na­wia­łem się nad zmia­ną sprzę­tu.

Się­gną­łem po wie­ko­we­go S7 i za­czą­łem szu­kać new­sów o nowej ge­ne­ra­cji Zen 2…

„Może w końcu coś się zmie­ni…” – po­my­śla­łem pa­trząc na­iw­nie na tek­sty re­kla­mo­we ser­wi­sów które w nie­bio­sa wy­chwa­la­ły S10E, ale rów­no­cze­śnie ra­dzi­ły cze­kać na No­te­10 czy No­te­10E. Te mo­de­le po­dob­no miały mieć 5G, dużą ba­te­rię, znacz­nie szyb­szą pa­mięć i lep­szy apa­rat… Tak w ogóle coś było na rze­czy, że sam pro­du­cent wi­dział mi­zer­ność swo­jej ofer­ty, bo prze­dłu­żył wspar­cie dla mo­je­go sta­rusz­ka i wy­pu­ścił A90 z ob­ro­to­wą ka­me­rą…

Tylko cze­kać aż wej­dzie ACTA2 i ma­so­wo będą blo­ko­wać posty nie­za­do­wo­lo­nych użyt­kow­ni­ków ko­men­tu­ją­cych to co jest ser­wo­wa­ne na rynku.

 

– Czy to je­dy­na kopia?

– U nich tak. Pew­no­ści nigdy nie ma, za to przy oka­zji zna­leź­li­śmy dużo no­wych haków. Za­pew­niam, że mają się czego bać i ta spra­wa jest tylko jed­nym z ich zmar­twień.

– Co z praw­ni­kiem?

– Lud musi mieć swoje igrzy­ska. Niech dzia­ła. Stam­tąd nie zo­ba­czy zbyt wiele.

– A dziew­czy­na?

– Cią­gle wie­rzy w to co robi. De­li­kat­nie jej za­su­ge­ru­je­my, żeby po­je­cha­ła za nim i go tro­chę na­stra­szy­ła.

– Mógł­byś prze­stać palić.

Star­szy męż­czy­zna tylko się uśmiech­nął i upu­ścił pa­pie­ro­sa Mor­ley na zie­mię, a potem roz­dep­tał go butem.

***

„Tylko Bóg zna prze­szłość”

„Sza­tan mie­sza”

"Strzeż­cie się fał­szy­wych pro­ro­ków"

 

Trans­pa­ren­ty tłumu po lewej nie po­zo­sta­wia­ły wąt­pli­wo­ści po czy­jej jest stro­nie, na­to­miast ich prze­ciw­ni­cy rów­nież nie za­sy­pia­li gru­szek w po­pie­le.

 

"Praw­da rzą­dzi, praw­da radzi, praw­da nigdy cię nie zdra­dzi"

"Po­zwól­cie moim dzie­ciom przy­cho­dzić do mnie"

 

– Roz­pę­tał pan pie­kło na ziemi. – Męż­czy­zna w rzą­do­wej li­mu­zy­nie uwię­zio­nej po­środ­ku tłumu wy­cie­rał jajko z gar­ni­tu­ru.

– Chyba tak – od­po­wie­dział Aber­dy nie wie­dząc czego ocze­ku­je jego roz­mów­ca i pa­trząc na ludzi, któ­rzy przed chwi­lą ich ata­ko­wa­li i któ­rzy teraz blo­ko­wa­li auto.

– A wie pan, że jest taka teo­ria, że za­glą­da­nie w prze­szłość po­wo­du­je, że przy­szłość i te­raź­niej­szość się mie­sza­ją?

– To wy­mysł ja­kie­goś sza­leń­ca?

– Nie, tak twier­dzi jeden z sza­no­wa­nych pro­fe­so­rów, Zuc­ker­berg czy jakoś tak.

– To ten któ­re­mu tak się po­wo­dzi?

– Tak, zu­peł­nie jakby znał przy­szłość.

– Przy­po­mi­na mi się taki jeden film, gdzie ktoś ob­sta­wiał bez pudła wszyst­kie za­kła­dy spor­to­we, bo znał ich wynik.

– Wła­śnie, cho­ciaż to bujda, bo prze­cież każde takie ob­sta­wia­nie zmie­nia­ło rze­czy­wi­stość.

– Do­kład­nie.

– Ale jeśli po­trak­to­wać to jak bajkę o Jasiu i ma­gicz­nej fa­so­li to cał­kiem przy­jem­ny film.

– A nawet seria fil­mów, w któ­rej prze­wi­dzie­li nawet je­de­na­sty wrze­śnia.

– Nie żar­tuj­my sobie, panie Mac­nish.

– A pan? Na­praw­dę pan wie­rzy, że można zaj­rzeć w prze­szłość i wia­ry­god­nie obro­nić klien­ta?

– Nie jest ważne co myślę, ważne, że po­wi­nie­nem bro­nić swo­je­go klien­ta. Nie zmie­nia to oczy­wi­ście faktu, że taka wie­dza by­ła­by na­praw­dę po­tęż­na. Może pan spraw­dzić czyjś kod do sejfu.

– …albo po­ka­zać, że dana re­li­gia nie ma sensu.

– …albo udo­wod­nić, że czy­jeś rosz­cze­nia po woj­nie są bez sensu. Po­tęż­na to broń.

– Sir, zaraz się wy­do­sta­nie­my. Bę­dzie­my mu­sie­li je­chać inną drogą. – roz­mo­wę prze­rwał kie­row­ca.

– Do­sko­na­le. – przed­sta­wi­ciel rządu uśmiech­nął się i od­wró­cił do Aber­die­go – A wra­ca­jąc do roz­mo­wy to nie wiem o czym pan mówi, my oczy­wi­ście uży­wa­my apa­ra­tu tylko w ce­lach na­uko­wych.

– Oczy­wi­ście. I dla­te­go tym bar­dziej je­stem wdzięcz­ny panie Mac­nish za oka­za­ną pomoc. Pro­szę mi teraz po­wie­dzieć jak to bę­dzie wy­glą­da­ło?

– Uru­cho­mi­my urzą­dze­nie a pan bę­dzie pa­trzył na obraz z wy­bra­ne­go dnia.

– Czy nie muszę mieć cer­ty­fi­ka­tu?

– Tutaj nie ma Sta­nów Zjed­no­czo­nych Ame­ry­ki Pół­noc­nej, pan wy­stą­pił z wnio­skiem, nasz rząd oka­zał pomoc.

– A co z re­ak­cją Sta­nów?

– Ich lot­ni­skow­ce są na Atlan­ty­ku, a my po­sta­wi­li­śmy siły zbroj­ne w stan go­to­wo­ści.

– Dla jed­nej spra­wy?

– Jak naj­bar­dziej.

***

– Me­lin­da jak się tu zna­la­złaś? – Praw­nik sie­dząc w pu­stej re­stau­ra­cji z za­sko­cze­niem spoj­rzał na kel­ner­kę, która po­de­szła ko­rzy­sta­jąc z tego, że Mac­nish od­szedł na bok i ner­wo­wo roz­ma­wiał z człon­ka­mi ochro­ny.

– Nawet pan nie wie ile mnie to kosz­to­wa­ło. W kan­ce­la­rii ki­pisz i nie ma pan po co wra­cać. Wie pan w ogóle o co toczy się gra?

– I co, tak nagle przy­je­cha­łaś i cię wpu­ści­li? To się kupy nie trzy­ma. Oświe­cisz mnie?

– Pa­mię­ta pan sank­cje dla Chiń­czy­ków?

– Tak.

– Jeśli zo­sta­ną wstrzy­ma­ne to w tej spra­wie do­wo­dy nigdy nie wy­pły­ną.

– Po­świę­cą człon­ka ro­dzi­ny?

– Oni przy­rze­ka­ją, żeby słu­żyć kra­jo­wi. On jest naj­waż­niej­szy. Wiel­ka Bry­ta­nia nie ma ta­kie­go zna­cze­nia jak kie­dyś i zy­ska­nie przy­jaź­ni Azja­tów jest lep­sze niż honor jed­ne­go człon­ka.

– To nie ma sensu.

– Nie­któ­rzy mówią, że już samo uży­wa­nie apa­ra­tu zmie­nia prze­szłość. To nie ma sensu. Efekt Man­de­li czy jakoś tak. – Ko­bie­ta nagle się wy­pro­sto­wa­ła i za­py­ta­ła bar­dzo ofi­cjal­nym tonem – Czy coś jesz­cze pro­szę pana?

– Wodę mi­ne­ral­ną z gazem – W lot zro­zu­miał o co jej cho­dzi.

– A ja kawę – dodał męż­czy­zna w gar­ni­tu­rze pod­cho­dząc do sto­li­ka.

– Służę – Me­lin­da się lekko po­kło­ni­ła i ode­szła w stro­nę kuch­ni.

– Co się dzie­je? – za­py­tał Aber­dy, roz­glą­da­jąc się wokół – czy tu nie je­ste­śmy dosyć bez­piecz­ni?

– Tutaj aku­rat tak. Pro­blem jest z ho­te­lem, gdzie mu­sie­li­śmy ogło­sić alarm bom­bo­wy.

***

– Łą­czy­my się z kró­lew­skim cen­trum prze­wi­dy­wa­nia prze­szło­ści w Cam­brid­ge.

Roz­en­tu­zja­zmo­wa­ni dzien­ni­ka­rze w stu­dio, a z nimi wi­dzo­wie w całym kraju, pa­trzy­li na re­la­cję z bez­pre­ce­den­so­we­go wy­da­rze­nia. Po raz pierw­szy, ofi­cjal­nie, urzą­dze­nia miało być użyte w spra­wie kar­nej do­dat­ko­wo praw­nik z nią zwią­za­ny był oskar­żo­ny o zdra­dę stanu i wy­stą­pił o azyl po­li­tycz­ny w Wiel­kiej Bry­ta­nii.

Ka­me­ra po­ka­zy­wa­ła wnę­trze po­ko­ju, któ­re­go lo­ka­li­za­cja po­wszech­nie nie była do­kład­nie znana. Wy­glą­dał on tro­chę jak cen­trum ste­ro­wa­nia, znaj­do­wa­ło się w nim wiele ekra­nów, a dwóch męż­czyzn z roz­ma­za­ny­mi twa­rza­mi stu­ka­ło w kla­wi­sze.

Nagle wi­dzo­wie zo­ba­czy­li trze­cie­go męż­czy­znę z nożem, który po­ja­wił się za ich ple­ca­mi i krzyk­nął – Po­ka­zać mi Je­zu­sa.

Pró­bo­wa­li się od­wró­cić, ale on bły­ska­wicz­nie dźgnął nożem jed­ne­go z nich, cof­nął się, po­ka­zał do ka­me­ry kurt­kę z pasem Sza­chi­da, laski dy­na­mi­tu, prze­wo­dy i za­ci­śnię­te palce jed­nej ręki na czymś co wy­glą­da­ło na spust i za­czął pa­nicz­nie krzy­czeć:

– Nie wchodź­cie! Od­pa­lę bombę!

Przez kilka se­kund nic się nie dzia­ło, potem za­miast ob­ra­zu po­ja­wił się szum, a trans­mi­sja wró­ci­ła do stu­dio.

– Prze­pra­sza­my pań­stwa za kło­po­ty tech­nicz­ne. Pró­bu­je­my się do­wie­dzieć jak szyb­ko mo­że­my wzno­wić nada­wa­nie. Tym­cza­sem za­py­taj­my się na­szych eks­per­tów co sądzą o samym urzą­dze­niu…

***

– Ile? – Zde­ner­wo­wa­ny pre­mier wark­nął do do­rad­ców w cen­trum kry­zy­so­wym pod­czas nad­zwy­czaj­ne­go spo­tka­nia go­dzi­nę po wy­da­rze­niach, które wstrzą­snę­ły całą Wiel­ką Bry­ta­nią.

– Trzy­dzie­ści ofiar. Seria eks­plo­zji wtór­nych.

– Sam nie mógł tam wejść! To wszyst­ko było pod zie­mią! Ochro­na, ska­ne­ry, kilka wind. – Męż­czy­zna wy­raź­nie nie pa­no­wał nad sobą, wstał i za­czął ner­wo­wo cho­dzić z rę­ka­mi za­ło­żo­ny­mi za ple­ca­mi.

– Miał ci­chych zwo­len­ni­ków. Kilku z nich po­peł­ni­ło sa­mo­bój­stwo jak pró­bo­wa­li­śmy ich aresz­to­wać.

– Lu­dzie chcą praw­dy, tylko wczo­raj w samym Lon­dy­nie było pięt­na­ście za­bi­tych. Wie­cie co to zna­czy? Urzą­dze­nie cho­ciaż dzia­ła?

– Nie.

– I to mnie za­czy­na mar­twić bar­dziej niż wszyst­ko inne. – Zmie­nił ton zu­peł­nie jakby się nad czymś za­sta­na­wiał – Wpierw USA, teraz my, kto to jesz­cze ma?

– Izra­el? Chiń­czy­cy? Wa­ty­kan? – Ktoś mu usłuż­nie pod­po­wia­dał.

– My­śli­cie, że to przy­go­to­wa­nia do ja­kiejś in­wa­zji?

– Na razie brak po­dej­rza­nych ru­chów na morzu po­łu­dnio­wo­chiń­skim i każ­dym innym.

– Ty – Tu po­ka­zał ręką na jed­ne­go z do­rad­ców – Jak się na­zy­wasz? Zresz­tą nie­waż­ne, jutro ra­port ma być na moim biur­ku.

– Tak jest panie pre­mie­rze.

***

– W Rzy­mie miał miej­sce prze­wrót ko­lo­ro­wych. Wa­ty­kan pło­nie. Mu­si­cie zo­ba­czyć też to na­gra­nie.

Przed­sta­wi­ciel rządu bry­tyj­skie­go na­ci­snął przy­cisk play na pi­lo­cie i na ekra­nie na ścia­nie cen­trum kry­zy­so­we­go po­ka­zał się młody czło­wiek, który po­wie­dział tylko kilka słów:

– Dzi­siaj po­ka­że­my pań­stwu ostat­nią wie­cze­rzę. Lu­dzie mają prawo do praw­dy.

Na­stą­pi­ła chwi­la prze­rwy i zo­ba­czy­li mały brud­ny pokój i trzy­na­stu męż­czyzn, któ­rzy spo­ży­wa­li skrom­ny po­si­łek.

Człon­ko­wie rządu pa­trzy­li w mil­cze­niu, w końcu Mac­nish za­py­tał o to, co nur­to­wa­ło wszyst­kich obec­nych:

– To z YouTu­be? Ame­ry­ka­nie tego nie za­blo­ko­wa­li?

– Wideo jest cały czas ko­pio­wa­ne na setki ko­lej­nych ser­we­rów. Pre­mier za­rzą­dził u nas blo­ka­dę całej sieci, ale pra­cow­ni­cy ope­ra­to­rów się bun­tu­ją.

– Nie można wy­łą­czyć prądu?

– Panie pre­mie­rze może wła­śnie o to cho­dzi że­by­śmy sami się spa­ra­li­żo­wa­li.

– To może stan wy­jąt­ko­wy?

– De­kret czeka na pod­pis kró­lo­wej. O dwu­dzie­stej prze­mó­wie­nie.

– I nikt mi nic nie mówił?

– Plan alfa. I jest jesz­cze jedno… – Tu do­rad­ca się mocno za­wa­hał.

– Tak? – Pre­mier wręcz huk­nął.

– Zna­leź­li­śmy po­szla­ki su­ge­ru­ją­ce, że za za­ma­chem mogła stać Korea.

– Że jak? Skąd? – bąk­nął mąż stanu, z któ­re­go na­tych­miast ucie­kło po­wie­trze. – Co się zmie­ni­ło?

– Ta spra­wa z USA mogła być po­wią­za­na z ich pa­ten­ta­mi i ktoś u nich wpadł w pa­ni­kę.

– Boże miej nas w swo­jej opie­ce, jeśli wzię­li to na po­waż­nie. My­śli­cie, że Nowy York to też ich ro­bo­ta?

– Nie wiemy, ana­li­ty­cy na razie pra­cu­ją.

***

Pre­mier ro­zej­rzał się obo­jęt­nie po ścia­nach po­ko­ju sy­tu­acyj­ne­go, który od ty­go­dnia był jego domem i mach­nął od nie­chce­nia ręką po­ka­zu­jąc, żeby przed­sta­wić mu ko­lej­ne złe wie­ści.

– Przed­sta­wi­cie­le in­nych re­li­gii mówią, że na­gra­nia z pro­ro­ka­mi są sfał­szo­wa­ne i szcze­rze mó­wiąc to rze­czy­wi­ście ob­ser­wu­je­my setki no­wych video każ­dej go­dzi­ny. We Fran­cji tylko tej nocy spło­nę­ło dzie­sięć ty­się­cy sa­mo­cho­dów, kraj za­mknął też prze­strzeń po­wietrz­ną. – Za­czął mówić jeden z do­rad­ców.

– Pro­ble­my były też w elek­trow­ni La­ti­na. – dodał drugi.

– Co to za elek­trow­nia? – za­py­tał się pre­mier.

– Nie­czyn­na, ale z masą ma­te­ria­łów ra­dio­ak­tyw­nych, sie­dem­dzie­siąt ki­lo­me­trów od Rzymu.

– Co się stało?

– Ak­ty­wi­ści pró­bo­wa­li zdo­być ma­te­ria­ły do bu­do­wy brud­nej bomby. Jakiś ra­dy­kal­ny odłam Gre­en­pe­ace.

– Co na to MI sześć? – to py­ta­nie zo­sta­ło skie­ro­wa­ne do M.

– Mo­ni­to­ru­je­my, kilku ter­ro­ry­stów już zo­sta­ło aresz­to­wa­nych, to tylko kwe­stia czasu aż ktoś znowu spró­bu­je.

– Co jesz­cze? – Pre­mier znów zwró­cił jest do do­rad­ców.

– Kraje arab­skie za­po­wie­dzia­ły wstrzy­ma­nie do­staw ropy.

– Oszczę­dza­my ją?

– Jesz­cze nie i dla­te­go pro­po­nu­je­my ogra­ni­cze­nie ruchu wszel­kich po­jaz­dów i sa­mo­lo­tów, i za­re­kwi­ro­wa­nie za­pa­sów nawet na tan­kow­cach.

– Do­brze.

– A coś do­bre­go?

– Nie­ste­ty nie. Po­rwa­no Aber­die­go. Nie­któ­rzy uwa­ża­ją to za no­we­go Me­sja­sza, inni za an­ty­chry­sta.

– Więc chyba go nie za­bi­ją?

– Ra­czej nie, ale może na­ro­bić szkód wi­ze­run­ko­wych. Pro­szę zo­ba­czyć na video. – Tu ana­li­tyk na­ci­snął play i praw­nik za­czął prze­ma­wiać z ekra­nu. – Dzię­ku­ję rzą­do­wi bry­tyj­skie­mu za pomoc, są jed­nak wśród nas czar­ne owce, które unie­moż­li­wia­ją do­tar­cie do praw­dy. Tu nie cho­dzi o jeden gwałt tylko o serię zda­rzeń, przez które zwy­kli lu­dzie są ma­ni­pu­lo­wa­ni. Dla­te­go wzy­wam wszyst­kich…

Pre­mier na­ci­snął pauzę i za­py­tał krót­ko:

– Co o tym są­dzi­cie?

– To może być De­ep­fa­ke. Nie­któ­re zwro­ty nie do końca do niego pa­su­ją.

– Ale lu­dzie tego nie do­strze­gą?

– Oba­wiam się, że nie.

– Mo­że­my go odbić?

– Szu­ka­my, ale jeśli źle pój­dzie to…

– Sta­nie się mę­czen­ni­kiem. Ro­zu­miem.

– Jest jesz­cze jedno.

– Co?

– Ame­ry­ka­nie też mają prze­wrót. Woj­sko prze­ję­ło Wa­szyng­ton.

***

„Z ostat­niej chwi­li – do sądu naj­wyż­sze­go w USA wpły­nął wnio­sek o uży­cie chro­no­wi­zo­ra po od­bu­do­wie w spra­wie JFK, do­mnie­ma­nych za­nie­dbań w Pearl Har­bor i spra­wie 9/11, w kró­lew­skim są­dzie w Lon­dy­nie po­ja­wi­ła się proś­ba o uży­cie urzą­dze­nia w śledz­twie do­ty­czą­cym po­ża­ru zna­nej za­byt­ko­wej ka­te­dry. Nie­któ­re ser­wi­sy w In­ter­ne­cie do­no­szą rów­nież, że urzą­dze­nie za gi­gan­tycz­ne pie­nią­dze wy­ko­rzy­stu­ją firmy ma­ją­ce umiesz­czać na rynku wy­na­laz­ki z prze­szło­ści.”

Koniec

Komentarze

Dopóki rzecz dotyczyła sprawy prowadzonej przez Aberdy’ego, czytałam ze sporym nawet  zaciekawieniem, a wzmiankę o chronowizorze uznałam za wartą uwagi. Kiedy jednak zacząłeś cytować notatki o produktach Samsunga, zaciekawienie gwałtownie zmalało, a kiedy przestały istnieć słynne wieże, a w opowiadaniu zagościła polityka i sprawy zaczęły się komplikować, zainteresowanie rozwiało się zupełnie i dokończyłam lekturę poniekąd z obowiązku.

Może gdyby opowiadanie było napisane lepiej, mogłabym skupić się wyłącznie na treści i docenić pomysł. Niestety, wykonanie pozostawia bardzo wiele do życzenia – mnóstwo błędów i usterek, źle zapisane dialogi i zlekceważona interpunkcja sprawiły, że lektury w żaden sposób nie mogę uznać za satysfakcjonującą.

 

mimo iry­ta­cji za­py­tał się nie­zwy­kle uprzej­mym… –> …mimo iry­ta­cji za­py­tał nie­zwy­kle uprzej­mym

 

„Czyli się pomyliłem. Starzeję się.” – pomyślał z zawodem i stwierdził: –> Czyli się pomyliłem. Starzeję się” – pomyślał zawiedziony i stwierdził:

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać myśli: http://www.jezykowedylematy.pl/2014/08/jak-zapisac-mysli-bohaterow/

 

skło­nił głowę w uda­wa­nym ge­ście sza­cun­ku… –> …skło­nił głowę w uda­wa­nym wyrazie sza­cun­ku

Gesty wykonuje się rękami, nie głową.

 

– Dziękuję. Dasz tę kopertę do sprawdzenia. – Przerwał jej… –> – Dziękuję. Dasz tę kopertę do sprawdzenia – przerwał jej

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi: http://www.forum.artefakty.pl/page/zapis-dialogow

 

Prze­rwał jej sta­wia­jąc tecz­kę na biur­ku, otwie­ra­jąc pio­no­wo, wyj­mu­jąc ko­per­tę i kła­dąc przed nią. –> Czy wszystkie zaimki są konieczne?

 

Sę­dzia uci­szył ge­stem obu praw­ni­ków i spy­tał się: –> Sę­dzia uci­szył ge­stem obu praw­ni­ków i spy­tał:

 

wy­ko­nał te­le­fon do pew­nej wy­so­ko po­sta­wio­nej osoby… –> …zatelefonował do pew­nej wy­so­ko po­sta­wio­nej osoby

Wykonać to zrobić coś/ wyprodukować coś.

 

za­py­ta­ła się za­do­wo­lo­nym gło­sem. –> …za­py­ta­ła za­do­wo­lo­nym gło­sem.

Zapytać się to zapytać siebie.

 

To był model o wiel­ko­ści 15,6 cali… –> To był model o wiel­ko­ści 15,6 cala

 

która spoj­rza­ła się peł­nym wy­rzu­tu wzro­kiem. –> …która spoj­rza­ła peł­nym wy­rzu­tu wzro­kiem.

 

mie­siąc temu żona Aber­die­go… –> Czy aby nie powinno być: …mie­siąc temu żona Aber­dy’ego

Czy nazwisko Aberdy nie odmienia się tak jak Kennedy?

 

od­wró­cił się do okna kom­ple­men­tu­jąc widok. –> Domyślam się, że widok był bardzo wzruszony, kiedy słuchał miłych słów na swój temat, płynących z ust Aberdy’ego.

A może miało być: …od­wró­cił się do okna, kontemplując widok.

 

Spoj­rza­ła się na niego peł­nym wy­rzu­tu wzro­kiem… –> Spoj­rza­ła na niego peł­nym wy­rzu­tu wzro­kiem

 

Aber­dy za­py­tał się Me­lin­dy pa­trząc roz­ło­żo­ne w rów­nych rzę­dach zdję­cia… –> Aber­dy za­py­tał Me­lin­dę, pa­trząc na roz­ło­żo­ne w rów­nych rzę­dach zdję­cia

 

i py­ta­ją­cą się ge­stem czy może wejść. –> …i py­ta­ją­cą ge­stem, czy może wejść.

 

– Dobry jest? – Diana się za­py­ta­ła. –> – Dobry jest? – za­py­ta­ła Diana.

 

– Na łeb wpa­dłeś? –> Chyba miało być: – Na łeb upa­dłeś?

 

Oh Johny, kiedy ty się wresz­cie na­uczysz? –> Och, Johny, kiedy ty się wresz­cie na­uczysz?

 

– I co, ja niby wam dać? –> Chyba miało być: – I co, ja niby mam wam dać?

 

od razu pod­niósł te­le­fon wy­krę­ca­jąc numer. –> Raczej: …od razu pod­niósł te­le­fon, wybierając numer.

 

Wszy­scy spoj­rze­li się z obawą… –> Wszy­scy spoj­rze­li z obawą

 

Aber­dy za­py­tał się asy­stent­ki wi­dząc treść ostrze­że­nia kry­zy­so­we­go na wy­świe­tla­czu a jej od­po­wiedź… –> Aber­dy za­py­tał asy­stent­kę, wi­dząc treść ostrze­że­nia kry­zy­so­we­go na wy­świe­tla­czu, a jej od­po­wiedź

 

Ja ro­bi­łem zdję­cia opar­ty o bu­dy­nek na trzy­na­stej. –> Ja ro­bi­łem zdję­cia, opar­ty o bu­dy­nek na Trzy­na­stej.

 

zro­bi­łem trzy zdję­cia… i.… i wtedy… –> Zbędna jedna kropka w drugim wielokropku. Wielokropek ma zawsze trzy kropki.

 

Jakby setki po­cią­gów to­wa­ro­wych je­cha­ło obok mnie. –> Jakby setki po­cią­gów to­wa­ro­wych je­cha­ły obok mnie.

 

Tu męż­czy­zna chwy­cił ka­me­rę i skie­ro­wał ja mu ziemi… –> Tu męż­czy­zna chwy­cił ka­me­rę i skie­ro­wał ją ku ziemi

 

jeden ze wspól­ni­ków za­py­tał się cicho: –> …jeden ze wspól­ni­ków za­py­tał cicho:

 

Po­cze­kaj Me­li­so, zaraz cię do­go­nię. – John­son odłą­czył się od ko­le­żan­ki i po­cze­kał na młodą śled­czą, która bie­gła chcąc go do­go­nić. –> Nie brzmi to najlepiej.

 

Sę­dzia spoj­rzał się nie­chęt­nie… –> Sę­dzia spoj­rzał nie­chęt­nie

 

Aber­dy nie od­pusz­cza i chce, żeby w pro­wa­dzo­nej przez niego prze­nieść się do Wiel­kiej Bry­ta­nii. –> Tu chyba miało być: Aber­dy nie od­pusz­cza i chce, żeby w pro­wa­dzo­nej przez niego sprawie, prze­nieść się do Wiel­kiej Bry­ta­nii.

 

John­son skoń­czył czy­tać kart­kę pa­pie­ru i spoj­rzał się z za­cie­ka­wie­niem… –> Chyba wystarczy:  John­son skoń­czył czy­tać kart­kę i spoj­rzał z za­cie­ka­wie­niem/ zaciekawiony

Czy kartka mogła być czymś innym, nie papierem?

 

po­ka­za­ło le­gi­ty­ma­cje a potem wyż­szy z nich do­dat­ko­wo po­ka­zał na wszyst­kich wokół:

– Re­kwi­ru­je­my wszyst­ko… –> Nie brzmi to najlepiej.

 

ich prze­ciw­ni­cy rów­nież nie za­sy­py­wa­li gru­szek w po­pie­le. –> …ich prze­ciw­ni­cy rów­nież nie za­sy­piali gru­szek w po­pie­le.

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/nie-zasypiac-gruszek-w-popiele;2980.html

 

– Roz­pę­tał pan pie­kło na Ziemi. –> – Roz­pę­tał pan pie­kło na ziemi.

 

– Co się dzie­je? – Aber­dy za­py­tał się roz­glą­da­jąc po pu­stej re­stau­ra­cji – Czy tu nie je­ste­śmy dosyć bez­piecz­ni? –> – Co się dzie­je? – za­py­tał Aberdy, roz­glą­da­jąc się po pu­stej re­stau­ra­cji – czy tu nie je­ste­śmy dość bez­piecz­ni?

 

Po raz pierw­szy ofi­cjal­nie urzą­dze­nia miało być użyte… –> Po raz pierw­szy, ofi­cjal­nie, urzą­dze­nie miało być użyte

 

– Ile ofiar? – pre­mier za­py­tał się człon­ków… –> – Ile ofiar? – Pre­mier za­py­tał człon­ków

 

To było pod zie­mia! –> Co to znaczy?

 

na­ci­snął przy­cisk Play na pi­lo­cie… –> Dlaczego wielka litera?

 

Człon­ko­wie rządu pa­trzy­li z mil­cze­niem… –> Człon­ko­wie rządu pa­trzy­li w milczeniu

 

w końcu Mac­nish za­py­tał się o to co nur­to­wa­ło wszyst­kich obec­nych: –> …w końcu Mac­nish za­py­tał o to, co nur­to­wa­ło wszyst­kich obec­nych:

 

– Co na to MI6? –> – Co na to MI sześć?

Liczebniki zapisujemy słownie, zwłaszcza w dialogach.

 

Pre­mier znów zwró­cił jest do do­rad­ców. –> Pre­mier znów zwró­cił się do do­rad­ców.

 

Nie­któ­rzy uwa­ża­ją to za no­we­go Me­sja­sza, inni za an­ty­chry­sta. –> Nie­któ­rzy uwa­ża­ją go za no­we­go me­sja­sza, inni za an­ty­chry­sta.

 

Tu ana­li­tyk na­ci­snął Play… –> Dlaczego wielka litera?

 

Pre­mier na­ci­snął pauzę i za­py­tał się krót­ko: –> Pre­mier na­ci­snął pauzę i za­py­tał krót­ko:

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Błędy poprawiłem, dziękuję za wysiłek i za czas. Zastanawiam się co robić skoro tego nie widze przy edycji.

Bardzo roszę. ;)

 

Zastanawiam się co robić skoro tego nie widze przy edycji.

Tomaszu, kiedy skończysz opowiadanie, powstrzymaj się przed wrzuceniem go na stronę. Odłóż je na dwa, trzy tygodnie i ponownie przeczytaj. Powinieneś wtedy dostrzec przynajmniej część błędów/ usterek. Po tym zabiegu znowu odłóż tekst na kolejna dwa, trzy tygodnie i powtórz zabieg.

Dobrze jest także poprosić kogoś, choć trochę obeznanego z językiem polskim, aby przeczytał tekst. I lepiej niech to nie będzie nikt z rodziny, ani przyjaciel, bo bliscy z reguły chwalą i prawie zawsze uważają, że jest super.

Jeśli nie masz nikogo takiego, pozostaje betalista. Jednak nim zechcesz zaprosić kogoś do betowania, postaraj się przeczytać i skomentować przynajmniej kilka cudzych opowiadań – może tych z Biblioteki, może nagrodzonych Piórkami… Wybór należy do Ciebie. To, mam wrażenie, pomoże Ci zorientować się, z kim chciałbyś ulepszyć swoje dzieło, pozwoli także innym poznać Cię jako aktywnego użytkownika.

No i zajrzyj do tego wątku: http://www.fantastyka.pl/loza/17

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przeczytałem i w ogólnym rozrachunku podobało mi się, acz forma tekstu oparta głównie na dialogach sprawia iż momentami nie mamy pojęcia w jakim momencie i gdzie dzieje się akcja. Jest jednak dość dynamiczna. Mam jednak duży problem z dwoma elemetnami

Informacje o telefonach – za dużo, kompletnie zbędne. Rozumiem iż bohater zapoznaje się z bełkotem, ale można tego oszczędzić bohaterowi, wstawiając w to miejsce opis, jak nudny jest test 

Zakończenie jest mało satysfakcjonujące. Jakby było pisane pośpiesznie. Może stał za nim jakiś pomysł, ale nie uchwyciłem go 

" Murzynka" – nie powinno być z dużej – ale to pierdoła 

Niemniej ćwicz i pisz dalej :) 

" Murzynka" – nie powinno być z dużej – ale to pierdoła 

Mylisz się, Jarasznikosie, Murzynka jest napisana poprawnie. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jest tu ciekawy początek, fajnie zarysowujesz sprawę Aberdiego. Ale potem topisz tekst w niepotrzebnych detalach jak ten z telefonem Samsunga. Na tyle mocno, że końcówkę właściwie skanowałem. Napięcie trwoni też spore skupienie na rozbudowanych dialogach.

Technicznie jest mocno kulawo. Czasem niestety to przeszkadzało.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Dziękuję bardzo za wasz czas i uwagi. Właśnie umieściłem kolejną wersję – wątek Samsunga i główny zostały bardziej połączone, zrobiłem też trochę poprawek (co mam nadzieję zdecydowanie ulepszyło całość).

Powyższe opowiadanie w ulepszonej wersji ukazało się w grudniu 2019 w zbiorku "A miało być tak pięknie" (dostępny pod adresem https://ridero.eu/pl/books/a_mialo_byc_tak_pieknie/ – ebook bezpłatnie, wersja drukowana odpłatnie).

Jeżeli chodzi o osoby z tego portalu, to bardzo dziękuję za pomoc szczególnie Finkli, regulatorom (zapis z małej litery w formie oryginalnej) i NoWhereManowi (pozostałym oczywiście również, natomiast ta trójka była najbardziej aktywna i wytrwała w pokazywaniu mi błędów i niedoróbek w mojej wcześniejszej twórczości).

Przyjemnie się czytało :)

Przynoszę radość :)

Przyjemnie się czytało :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka