- Opowiadanie: Krupica - Irin- bóg czasu (POPRAWIONE)

Irin- bóg czasu (POPRAWIONE)

Nie ma przed­mo­wy.

To moje pierw­sze opo­wia­da­nie po dość dłu­giej prze­rwie.

 

Po­pra­wio­ne.

Jeśli nadal są ja­kieś błędy, pro­szę o pomoc.

 

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Irin- bóg czasu (POPRAWIONE)

Siedział w rogu opustoszałej karczmy popijając ciemne piwo, które zaserwował mu karczmarz chwilę temu. Twarz jego, poszarzała ze zmęczenia nie zdradzała żadnych emocji. Zwrócony był przodem do okna.

Obserwował toczące się jak koło życie. Istoty ludzkie budziły się rankiem, wraz ze wschodem słońca. Umysł Irina każdego dnia rejestrował te same wydarzenia. Widział te same osoby. Te same gesty.

Każdego dnia popijał to samo piwo.

Teatr trwał, aż do zmierzchu. Wtedy ludzkie organizmy kładły się do snu.

Irin budził się do życia. Zwierzęcy instynkt przejmował nad nim kontrolę.

Dopił ostatnią szklanicę ciemnego piwa, po czym powstał zarzucając na siebie czarny płaszcz. Szmatą wiszącą na krześle, przetarł cholewy butów.

Wyszedł na zewnątrz.

Jesienne słońce kryło się za horyzontem, a świat pogrążał się w szarym półmroku. Ludzie udawali się do swych domostw, aż w końcu w wiosce zaległa pustka, zakłócana jedynie przez świszczący wiatr.

Gdzieś w oddali zawył pies. Trzasnęły ostatnie drzwi. Karczmarz, który podejrzewał swego gościa o niecne zamiary sprawdził czy okiennica była dobrze zamknięta.

Na twarz Irina wystąpiły czerwone pasma, a usta wykrzywiły się w nieprzyjemnym uśmiechu.

Noc wróżyła żer. Ci, którzy nie szanowali czasu należeli do niego.

Wciągnął zapach suchego, nocnego powietrza. Wyczuł woń zbłąkanego wędrowca.

Ostatni promień słońca został pochłonięty przez ziemię. Zapadł zmrok.

Ruszył kamienistą ścieżką, w stronę rzeki, mijając wysokie, liściaste drzewa, rosnące po bokach drogi.

Szedł krokiem spokojnym, a jego stopy zdawały się nie dotykać podłoża. Obszerny kaptur rzucał cień na jego oczy. W półmroku dostrzec można było jego ściśnięte usta. Niecierpliwił się.

Irin przystanął kilka kroków przed łkającą z żałości wieśniaczką. Wraz z nocą przychodził czas.

Kobieta klęczała nad brzegiem rzeki wzywając wszelkie bóstwa tego świata, by skróciły jej cierpienia. Bóg czasu rozwarł usta, a te przekształciły się w szczęki. Jednym susem doskoczył do swej ofiary. Chwycił jej twarz, białą jak płótno, a złote oczy wypełnił strach. Irin przywarł do jej ust i wyssał każdą sekundę jaka jej pozostała.

Ciało wieśniaczki zwiotczało, zeszczuplało, a na wierzch wystąpiły żyły. Oczy wywróciły się białkami do góry, a kobieta osunęła się bezwładnie na ziemię.

Irin oblizał usta. Jego twarz nabrała kolorów, a czas się wydłużył.

*

Siedział w rogu karczmy popijając ciemne piwo. Jego twarz – radosna, zaróżowiona skierowana była na karczmarza, któremu posłał szeroki uśmiech.

Opasły mężczyzna wycierał nerwowo kufle, czując na sobie wzrok wampira. Jego myśli zataczały okręgi nad osobą dziwnego jegomościa. Czy tajemniczy jegomość miał go na oku? Czy chciał porwać jego duszę i upuścić z niego krwi? Karczmarz tego nie wiedział. Mógł snuć jedynie podejrzenia.

Irin przyglądał mu się w milczeniu. Czas karczmarza był bezwartościowy. Nie czuł potrzeby, tracenia swojego.

Zwrócił się twarzą do okna, zakładając nogę na nogę. Ponownie obserwował toczące się koło, jakim było życie.

Był pewien, że dzisiejszego dnia miał ujrzeć to samo co trzech poprzednich dni.

Jednak tego dnia wydarzyło się coś, czego Irin się nie spodziewał.

Jeździec ubrany w prosty strój zatrzymał się przed karczmą. Zeskoczył z konia, wspierając się dłońmi o boki. Jego błękitne oczy skierowały się prosto na Irina.

Bóg czasu zadrżał czując siłę i witalność, jakie biły od mężczyzny.

Spiął mięśnie, gotów ruszyć śladem niewyczerpalnego źródła czasu. Powstrzymał się w ostatniej chwili. Nie mógł tego zrobić.

Związany z nocą nie mógł żerować za dnia.

Irin zapamiętał oblicze jeźdźca, nim ten odjechał śmiejąc się donośnie.

*

Zapadł zmrok.

Poszarzała twarz odbiła się w oknie, a przekrwione oczy lustrowały przestrzeń.

Znał jego zapach. Znał zapach jeźdźca. Teraz musiał go tylko znaleźć. Tak. Znajdzie go za wszelką cenę.

Wyszedł na zewnątrz. Słyszał jak karczmarz barykadował drzwi i okna. Lękał się wzroku obcego.

Irin zarzucił kaptur na głowę.

Cisza w wiosce rozsadzała mu bębenki. Wciągnął zapach powietrza szukając śladów swojego pożywienia.

Nie było go. Zniknął.

Irin poczuł ukłucie złości. Ukucnął, sprowadzając swoje umiejętności do prymitywnego tropienia. Spojrzał na ślady kopyt. Tylko jeden koń przejeżdżał tego dnia drogą.

Trop kierował go na wschód w stronę cmentarza pogan. Irin zawahał się.

A co jeśli nie zdoła wrócić przed świtem?

Nigdy nie miał styczności ze słońcem. Kto wie co mogłoby mu się przytrafić?

Pokusa była jednak od niego silniejsza. Głód Irina zaczynał się i kończył na tajemniczym jeźdźcu, którego widział dzisiejszego ranka przed karczmą.

Ruszył tą samą drogą, którą podążyła jego niedoszła ofiara.

Na uboczu siedziała grupka chłopów, którzy prowadzili zaciekłą dyskusję na temat zmarłej w niewyjaśnionych okolicznościach córki pastucha.

Było ich trzech, a Irin był głodny. Pragnienie czasu jeźdźca budziło w nim najmroczniejsze instynkty.

Na widok dziwnego jegomościa, zastygli w bezruchu.

-To ten z karczmy.– wyszeptał jeden z nich.– Ludzie gadajo, że to łon tą dziewuchę pastucha zatłukł.

-No, no. Też żem to słyszał.

Irin zniknął z ich pola widzenia. Skrył się nieopodal, w cieniu drzew, nasłuchując narastających szeptów. Wieść o śmierci córki pastucha obiegła całą wioskę. Podejrzenia od razu padły na obcego,który przybył znikąd.

Jedną śmierć byli w stanie wytłumaczyć. Śmierć drugą nazwali "przypadkiem", jednak trzeciej… trzeciej nie mogli już sklasyfikować.

Irin wraz z podmuchem wiatru doskoczył do trzech mężczyzn. Głowy dwóch ścisnął w swych dłoniach, uniemożliwiając im ruch. Naprzeciwko niego dygotał przerażony wieśniak.

Dla niego przygotował coś specjalnego.

Rozwarł szczęki, a długa ssawka przyczepiła się do ust ofiary.

Tak jak w przypadku córki pastucha, z wieśniaka zostały same skóra i kości.

Z pozostałą dwójką uczynił podobnie.

Najedzony nabrał kolorów, a czas dodał mu siły do dalszego działania.

W powietrzu zdołał wyczuć woń jeźdźca. Był coraz bliżej.

Był coraz bliżej istoty, która mogła zaspokoić go na wiele lat. Nie na jeden dzień.

Jak duch zaczął przemieszczać się drogą w stronę cmentarza.

Z każdym krokiem las gęstniał coraz bardziej.

Irin rozpraszał powietrze, gnając jak dziki, za swą ofiarą.

Chęć zabrania czasu tak potężnej istocie jaką był jeździec sprawiała, że Irin zapomniał o całym bożym świecie.

Zapomniał, że istota ludzka nie mogła mieć takich pokładów czasu.

Ten czekał na Irina na wzgórzu.

Tak. Czekał na niego.

Irin, choć powinien zastanowić się nad postawą swej ofiary, rozwarł szczęki zaślepiony czasem, który istota w sobie posiadła.

Jeździec, jednak nie pozwolił się tknąć. Nim Irin zbliżył się do niego bóg śmierci wbił wprost w środek paszczy boga czasu stalowy nóż, który pozbawił go życia.

Zdziwione oczy Irina, jeszcze długo wpatrywały się w swą niedoszłą ofiarę. Nim zamienił się w pył dryfujący w przestrzeni, usłyszał:

– Nawet czas nie ucieknie śmierci.

Koniec

Komentarze

Podoba mi się istota karmiąca się cudzym czasem i szkoda, że tekst jest tak krótki, bo niewiele się o niej dowiedziałam. Ot, opisałaś wyssanie czasu z córki pastucha, a zaraz potem, że tak powiem, przyszła kryska na Matyska.

Wykonanie pozostawia sporo do życzenia.

Z uwagi, że to zaledwie niecałe pięć tysięcy znaków, powinnaś zmienić oznaczenie na SZORT.

 

Irin– bóg czasu –> Brak spacji przed dywizem, zamiast którego powinna być półpauza. Tytuł winien brzmieć: Irin – bóg czasu

 

Sie­dział w rogu opu­sto­sza­łej karcz­my po­pi­ja­jąc już czwar­ty z kolei tru­nek… –> Spory wybór napitków oferowała wiejska karczma.

 

prze­jeż­dża­ją­ce po­wo­zy cią­gnię­te przez umę­czo­ne konie. Woź­ni­ca sma­gał je batem… –> Czy dobrze rozumiem, że powozów i ciągnących je koni było wiele, a woźnica jeden?

 

po­sta­ci ksią­żąt i księż­ni­czek, które roz­glą­da­ły się po wio­sce w po­szu­ki­wa­niu roz­ryw­ki. –> A jakąż to rozrywkę ich książęce mości spodziewały się znaleźć we wsi?

 

Atrak­cję Pio­tra­szów­ki ogra­ni­cza­ły się… –> Literówka.

 

Je­sien­ne Słoń­ce za­cho­dzi­ło za wzgó­rzem… –> Je­sien­ne słońce za­cho­dzi­ło za wzgó­rzem

 

w wio­sce za­le­gła pust­ka, prze­ci­na­na je­dy­nie zim­ny­mi po­dmu­cha­mi wia­tru. –> Czy to znaczy, że wszystko w wiosce zniknęło???

A może miało być: …w wio­sce za­le­gła cisza, zakłócana je­dy­nie podmuchami zim­nego wia­tru.

 

Karcz­marz, który po­dej­rze­wał swego go­ścia o nie­cne uczyn­ki… –> Raczej: Karcz­marz, który po­dej­rze­wał swego go­ścia o nie­cne zamiary

 

Ostat­ni pro­mień Słoń­ca zo­stał po­chło­nię­ty… –> Ostat­ni pro­mień słoń­ca zo­stał po­chło­nię­ty

 

na jego oczy,a świa­tło Księ­ży­ca oświe­tla­ło… –> Brak spacji po przecinku. Zdanie brzmi nie najlepiej.

Proponuję: …na jego oczy, a blask księ­ży­ca oświetlał

 

Jego twarz– ra­do­sna… –> Brak spacji przed półpauzą.

 

na karcz­ma­rza, do któ­re­go po­słał sze­ro­ki uśmiech. –> …na karcz­ma­rza, któremu po­słał sze­ro­ki uśmiech.

Uśmiechamy się do kogoś, ale posyłamy uśmiech komuś.

 

czu­jąc na sobie wzrok wam­pi­ra. Czy miał go na oku? Czy chciał po­rwać jego duszę i upu­ścić z niego krwi? Karcz­marz od­wró­cił się do niego ple­ca­mi, czu­jąc jak na jego czoło… –> Zaimkoza.

Kto tu jest wampirem?

 

ob­ser­wo­wał prze­jeż­dża­ją­ce po­wo­zy i spa­ce­ru­ją­cych wie­śnia­ków. –> Wieśniacy mieli zawsze ręce pełne pracy; nie wierzę, aby mogli mieć czas na spacery.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Raczej słabo idzie mi poprawianie błędów, szczególnie, że sama dość sporo ich popełniam i dopiero niedawno zaczęłam istnieć na tej stronie wink Do przeczytania Twojego opowiadania zachęcił mnie tytuł, który – szczerze mówiąc – bardzo mi się spodobał. Sam tekst też jest bardzo interesujący. Miałaś naprawdę świetny pomysł. Jednakże według mnie utwór jest za krótki, ponieważ sądzę, że mogłoby powstać z tego niezłe opowiadanko laugh Wystarczy poprawić błędy, trochę rozwinąć i będzie GIT yes

Nie oszukując – mam dużo pomysłów, ale niestety mam też problem z ich sensownym rozwinięciem.

Winą tego jest pewnie to, że dawno nie pisałam. Dopiero od miesiąca robię to regularnie.

Bardzo dziękuję za miłe słowa ; )

Z pewnością w przyszłości rozwinę postać Irina ;)

 

Nie porwało mnie :(

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka