- Opowiadanie: Jeżynio - Bezimienni 1/2

Bezimienni 1/2

Jedna z historii, która przytrafiła się bohaterowi mojego poprzedniego opowiadania. Zapraszam do czytania i zachęcam do pozostawienia opinii, nawet tych krytycznych

Oceny

Bezimienni 1/2

 Na horyzoncie zbierały się czarne chmury, koń wierzgał nerwowo.

– Burza – burknął pod nosem Kenshi i poklepał karą klacz po karku. – Spokojnie mała zaraz będziemy na miejscu.

Droga była długa a konieczność spania po lasach i oborach czyniła ją męczącą. Teraz jednak zbliżał się do Montesy, pierwszego większego miasta w drodze z Cieniogrodu. Nie słyszał wcześniej zbyt wiele o tym miejscu. Było to dość nowe miasto, założone niecałe sto lat temu przez ojca obecnie panującego Natariona Pięknego. Tyle wiedział i to mu starczyło.

Jeszcze nie zaczęło kropić, ale nasilający się, zimny wiatr, sugerował, że ten stan rzeczy nie potrwa długo. Na szczęście bramy miasta były już nieopodal. Naciągnął na głowę cienki, czarny kaptur podarowany mu przez Zachariasza-złodzieja, którego los zetknął się z jego w Cieniogrodzie. Polował tam na demony i miał przyjemność spotkać go u wróżbiarki Jokasty. Po wykonaniu zadania, gdy już opuszczał miasto, dostał od niego ów kaptur by, jak samo to powiedział, „zakryć tę wcale nie wyróżniającą się mordę”.

Zawsze wyróżniał się w tłumie więc chociaż dzięki temu mógł na chwilę zniknąć i stać się jak inni. Życie egzorcysty nigdy nie było łatwe. Nie dość, że miał długie do ramion, srebrne włosy, to jeszcze jego oczy. Jedno zasłonięte opaską a tęczówka drugiego w kolorze szkarłatu. Nic dziwnego więc, że jego wygląd wzbudzał zwykle zainteresowanie wśród gapiów. Ale taka była cena rytuałów zakonu. Nie on wybrał ten los a sami bogowie a kim on był aby na to narzekać.

Gdy dotarł do bramy przebył standardową odprawę. Pytania z cyklu: Kim jest, co tu robi, czy nie ma żadnej broni. Nigdy jednak nie miał problemów z dostaniem się, ludzie Świętej Inkwizycji mieli prawo wejść do każdego miasta więc zwykle to nie trwało zbyt długo. Życzono mu bezpiecznego pobytu i pogrożono, że mają go na oku. Swojego wiernego konia zostawił stajennemu przy bramach. Dopłacił parę koron aby szczególnie zajął się jego rumakiem bo w gruncie rzeczy kochał tego konia.

Przechadzał się ulicami miasta szukając jakiegoś przybytku gdzie mógłby nocować. Nic nie wyróżniało tego miasta na tle innych. Na ulicach biedni jak i średnio zamożni, bogaci zapewne w górnym mieście, przebywający wyłącznie we własnym towarzystwie. Uwagę srebrnowłosego zwróciły dopiero krzyki tłumu. Kierując się nimi dotarł do głównej ulicy gdzie po obu stronach drogi znajdowali się skandujący ludzie. Kenshi przepchnął się do przodu aby lepiej dostrzec co się dzieję.

Ulicami szli rycerze w czarnych zbrojach i białych płaszczach. Twarze skrywali za opuszczonymi przyłbicami hełmów. Było ich dwudziestu– po dwóch na froncie i tyle pochodu, po siedmiu z każdej strony ulicy odgradzając w ten sposób tłum od tego co znajdowało się w centrum. A w centrum znajdowało się dwóch kolejnych rycerzy, tym razem na koniach. Do juków przymocowane mieli łańcuchy, w które zakute był chudy mężczyzna. Ubrany był w poszarpaną koszulę i przetarte spodnie, nie wyglądał dobrze. Z poranionych stóp sączyła się krew a on ledwo co mógł iść. Nie interesowało to jednak strażników, ciągle poruszali się tym samym tempem. Przez dziur w koszuli można było zobaczyć, że poranione miał nie tylko stopy.

– Nie przeżyje – usłyszał za sobą niski, męski głos.– Biedaczek.

– Dlaczego tak sądzisz? – Odwrócił się aby zidentyfikować źródło głosu. Za nim stał niewysoki chłopak, góra szesnaście lat. Blond czupryna zasłaniała mu oczy.

– Nie jesteś stąd, prawda? – Spojrzał na Inkwizytora błękitnymi ślepiami – Bezimienni poprowadzą go na plac, a tam. – Blondyn przejechał palcem po szyi

– Kim są ci „Bezimienni”? – Przybrał pytający wyraz twarzy – nigdy o nich nie słyszałem.

– Oj, dużo musisz się dowiedzieć.

– A jesteś w stanie mi opowiedzieć?

– Tak, ale nie tutaj. – Chłopak zaczął przeciskać się przez tłum a Kenshi zaraz za nim

– Dokąd idziemy?

– Do karczmy, postawisz grzańca a ja ci wszystko opowiem.

Srebrnowłosy pokiwał twierdząco głową i ruszył za młodzieńcem. Zostawili rozochocony lud za sobą i po chwili znaleźli się w karczmie. W drodze egzorcysta dowiedział się, że blondyn nazywa się Niszko i ma tylko piętnaście lat.

– Nie jesteś aby za młody żeby pić? – zapytał Kesnshi zamykając za sobą drzwi karczmy

– Jeśli chcesz mogę sobie iść. – Wruszył ramionami – ale ktoś inny będzie musiał Ci opowiedzieć o Bezimiennych. – Chłopak uśmiechnął się zadziornie siadając przy stole, wiedział, że mu nie odmówi.

– To kim oni są? – zapytał siadając naprzeciwko chłopaka.

– Zakon Imienia, król Drageronu ma ich usługi na wyłączność. Nie nadaje się im imion przy narodzinach. Mają wyprane mózgi i wmawia im się, że najpierw muszą zasłużyć na imię. – Blondyn wzdrygnął się na te słowa i pokiwał głową – Popaprańcy.

– A jak mogą sobie na to imię „zasłużyć”? – Zaciekawił się tematem Kenshi

– Zaschło mi trochę w gardle od tego gadania. – Uśmiechnął się Niszko.

Egzorcysta zdawał sobie sprawę z aluzji. Wstał i podszedł do szynkwasu aby zamówić grzańca i coś do jedzenie. Zrobił się głodny, nic nie jad od wczoraj. Odsunął trochę swój płaszcz i sięgnął do mieszka przyczepionego sznurkiem do pasa. Sakiewka wypchana była pieniędzmi, kolejny prezent na drogę od Zachara. Wyjął z niej parę koron i położył na blacie. Wskazał grubawemu karczmarzowi stół i dołożył monetę aby się pośpieszył. Nie musieli długo czekać na zamówiony browar i pieczonego kurczaka

– To o co tam pytałeś? – zapytał blondyn, położył nogi na stół i spił pianę z ciepłego piwa. – Mhm, goździki.

– Nie przeginaj młody. – Kenshiego irytowała arogancja chłopaka, wiedział jednak, że nie może się denerwować. Byłoby to niebezpieczne dla niego i otoczenia. – Nie chciałbyś przekroczyć pewnej granicy…

– Dobrze, dobrze. – Niszko zdjął nogi, wziął łyk piwa i spojrzał na Kenshiego – tak właściwie, po co Ci ten kaptur w karczmie?

Srebrnowłosy spojrzał na chłopaka i lekko zsunął nakrycie głowy, na tyle aby mógł dostrzec jego twarz. Spojrzenie było tak zimne i przenikające, że blondyna przeszły ciarki. Nie miał już zamiaru pytać o nic czerwonookiego. Odstawił piwo i nieco zmieszany kontynuował.

– Muszą dokonać jakiegoś czynu wartego zapisania w kronice.

– A kto stwierdza, że jakieś dokonanie jest tego warte? – Kenshiemu podobał się fakt, że chłopak spoważniał, dzięki temu szybciej mógł dowiedzieć się konkretów.

– Wielki Mistrz Zakonu Jakub Monę … lub sam król – gęsia skórka powoli ustępowała i chłopak znów poczuł trochę pewności siebie, wziął łyk piwa – krążą o nim ciekawe plotki…

– Jakie? – Temat intrygował Kenshiego, przykrócił więc on potencjalne gdybanie

– Został Wielkim Mistrzem zaraz po śmierci poprzedniego króla, z nadania samego Nelteriona…

– Chyba Natariona…

– Tak, tak. Naterilona – Kontynuował z przejęciem – ponoć Monę zaprzedał duszę diabłom…

– Masz na myśli demony? – Uniósł prawą brew egzorcysta.

– Tak, tak demony … – Zbył go ręką blondyn – coś w tym może być; od kiedy przejął zakon czternaście lat temu, zaczęło znikać coraz więcej dzieci – ściszył głos i kontynuował

szeptem – ponoć są ofiarą dla diabłów …

– Demonów… – Ponownie poprawił go Kenshi

– Nie przerywaj mi! – Obruszył się Niszko i lekko wykrzywił obrażony. Szybko jednak mu przeszło – od kiedy jest Wielkim Mistrzem coraz więcej słychać o porwaniach dzieci. Doszło nawet do tego, że matki straszą pociechy, że jak będą niegrzeczne to przyjdą Bezimienni i je zabiorą …

Egzorcysta nie odpowiedział. Kończył jeść resztę swojego posiłku, zastanawiając się przy tym nad słowami chłopca. Jeśli faktycznie miało to coś wspólnego z demonami to znaczy, że byłaby tu dla niego robota.

– Dokąd idziesz? – zapytał Kenshi widząc wstającego chłopaka

– Dopiłem piwo, ty wiesz już wszystko, więc na mnie pora – podał mu dłoń, którą srebrnowłosy uścisnął – uważaj na siebie, nigdy nie wiadomo co się stanie w tym mieście. A i dzięki za piwo

Nim przeanalizował słowa chłopaka ten zniknął za drzwiami. Gdy uświadomił sobie, co się właśnie stało złapał za pas. Poczuł pustkę w miejscu gdzie powinien być mieszek z pieniędzmi

– Kurwa mać – syknął i natychmiast wybiegł z karczmy. Na głównej ulicy dostrzegł biegnącego chłopaka, ruszył więc za nim w pogoń. Blondyn zorientował się, że srebrnowłosy jest tuż za nim. Skręcił w prawo licząc , że zgubi go w ciasnym labiryncie ulic. Nie znał miasta tak jak Niszko jednak był od niego starszy co pozwalało dotrzymać mu kroku. Dzieliło ich niecałe dwadzieścia metrów. Nagle gdy Niszko przebiegł z uliczki do uliczki na drodze między nimi stanął wóz jakiegoś handlarza. Kenshi musiałby go ominąć lub poczekać aż przejedzie, wiązałoby się to jednak z ucieczką złodziejaszka. Nie miał zamiaru odpuścić. Wymierzył idealnie tempo i prześliznął się pod wozem, straszący przy tym konie. Ten ryzykowny manewr pozwolił kontynuować pościg za chłopakiem, który właśnie wbiegłna czyjeś podwórko, znikając za niewielkim domkiem. Nie zważając na rzucającego wyzwiskami kupca. podniósł się i wznowił bieg. Egzorcysta pewny był, że już mu nie ucieknie.

Nagle widok zasłoniła mu biała płachta jakiegoś materiału. Usłyszał krzyczącą kobietę. Okazało się, że zerwał jej świeżo powieszone pranie, co właścicielka nagrodziła porcją soczystych bluzgów. Rozejrzał się dookoła, po chłopcu nie było ani śladu.

– Cholera – warknął pod nosem.

Przeprosił właścicielkę i opuścił jej posesję. Usłyszał grzmot a z nieba lunął deszcz. Został bez pieniędzy, nie mając się nawet gdzie skryć przed burzą. Był wściekły. Wiedział, że nie może się denerwować jednak cała ta sytuacja nie pozwoliła pozostać spokojnym. Mimo niskiej temperatury było mu strasznie gorąco. Czuł jak krew w nim wrze. Jego soczewka poszerzyła się i pulsowała krwawym szkarłatem.

– Uspokój się Kenshi, spokojnie – powtarzał, głośno oddychając. Oparł się o ścianę, rozpiął delikatnie płaszcz i zdjął kaptur – spokój, najważniejszy jest spokój…

– Dobrodzieju, poratuj srebrniakiem – usłyszał głos w uliczce obok.

– Won! – warknął i uderzył pięścią w ścianę. Ta, pod wpływem jego siły popękała. Odwrócił się, mężczyzny już nie było. Spojrzał na swoją rękę, zniszczył sobie kostki. Wziął zwinięty przy pasie bandaż i obwiązał ranną dłoń. Przerwał materiał zębami i zawiązał na supeł. Prowizorka ale wystarczy.

– Dobra, to co teraz? – powiedział do siebie i rozejrzał po okolicy. Chłopak mógł stąd uciec tylko w jedną stronę. Przeszedł się więc w tamtym kierunku. Droga prowadziła do muru.

– Albo wspiął się na mur – spojrzał do góry, zabudowa była wysoka, nawet Kenshiemu byłoby trudno się na nią wspiąć, skierował wzrok na otwartą kratę w murze i uśmiechnął się – lub kanały.

Przeszedł więc przez ową kratę i ruszył na dalsze poszukiwania.

– Tutaj chociaż nie pada – próbował się pocieszyć –ale za to jak śmierdzi…

Usłyszał szmery przed sobą, za rogiem, na skrzyżowaniu rynien odprowadzających ścieki.

– Mam Cię – szepnął pod nosem i powolnym krokiem podszedł do narożnika. Wyskoczył spodziewając się złapać uciekiniera. Zrobił jednak krok w tył, widząc bandę szczurów jedzącą czyjeś truchło. Specyficzna budowa jego oka pozwalała mu wiedzieć w ciemnościach. Pochylił się i przyjrzał ciału. W trupie rozpoznał mężczyznę, którego dzisiaj prowadzili Bezimienni.

– A więc gówniarz mówił prawdę – pomyślał.

W jednej z rur nad jego głową rozległ się stukot. Nim zdążył zareagować, fala nieczystości wylała się na jego głowę.

– Świetnie – przetarł brudne włosy, nawet nie chciał myśleć czym jest lepka maź na jego głowie – oby to były resztki jakiegoś jedzenia – modlił się w duchu i powąchał dłoń. Smród jaki poczuł wykrzywił mu twarz. Nie było to jedzenie.

Usłyszał za sobą chłopięcy śmiech. Zauważył znikającą za rogiem blond czupryną i ruszył w pościg. Chłopak wbiegł do jednego ze starych magazynów a te zwykle nie miały innego wyjścia. W drzwiach rozwieszona była linka, której goniący chłopaka egzorcysta nie miał prawa zauważyć. Potknął się o nią, wbiegając do pomieszczenia i upadł na ziemię.

– Nie ruszaj się! – rozkazał piskliwy głosik przed nim – bo strzelę!

Jakieś pięć metrów od niego stał gruby dzieciak z kuszą w rękach. Wyglądał na jeszcze młodszego od Niszko.

– Lepiej to odłóż – próbował uspokoić go srebrnowłosy i powoli zaczął podnosić się z ziemi– bo jeszcze zrobisz sobie krzywdę

– Stój jak stoisz – nakazał mu znajomy już głos. Na skrzynce za grubasem siedział znany mu blondyn – nie odpuszczasz, co?

– Oddaj mi moje pieniądze, bo inaczej… – warknął

– Bo inaczej co? – przerwał ktoś z rogu pomieszczenia. Kolejna barwa głosu. Z cienia wyszedł chłopak, tym razem brunet – to do Ciebie mierzą z kuszy…

– Wybacz, tak działa to miasto, my też musimy mieć co jeść – wzruszył ramionami Niszko – to nic osobistego, nawet Cię polubiłem

– Możemy się jeszcze dogadać … – próbował kontynuować

– Tak, odwrócisz się i wyjdziesz stąd bez pieniędzy, zapominając o naszym spotkaniu – nie zauważył nawet kiedy koło grubego znalazło się kolejne dziecko o włosach czarnych jak skrzydła kruka – albo skończysz z bełtem w głowie śmierdzielu.

Na słowo „śmierdziel” cała zgraja zaśmiała się.

– Ostatnia szansa, bo…

– Bo co? – zauważył lecący sztylet, ostrze wbiło się tuż obok jego nogi. Z narożnika naprzeciw bruneta wyłoniła się następna postać..Z narożnika wyłoniła się dziewczyna o długich blond włosach zaplecionych w warkocz. Patrzyła na niego wrogo dużymi, brązowymi oczyma. Kobieta? Nie, raczej dziewczynka – nie zgrywaj twardziela, jesteś w beznadziejnej sytuacji dupku

– No właśnie dupku – powtórzył brunet

– He he, dupek – zaśmiał się gruby i pociągnął nosem

– Chłopaki! Słownictwo! – oburzyła się dziewczyna – co wolno wojewodzie …

– Sama jesteś smrodem! – odburknął brunet zanim skończyła przysłowie

– Halo! Nie jesteśmy tu sami – ukrócił tę kłótnię czarnowłosy, widząc, że Kenshi zbliżył się do nich– jeszcze krok …

Egzorcysta nie dał mu dokończyć. Dopatrzył się okazję w tym zamieszaniu, zerwał do biegu. Chciał odebrać smarkaczowi kuszę jednak nie zdążył. Ten nacisnął spust i bełt trafił go prosto w ramię. Pod wpływem siły bełtu przewrócił się i uderzył głową o ziemie. Trochę go to oszołomiło i głosy wokół zaczęły mu się mylić.

– Na stwórców!

– Kto ci kazał strzelać!

– Co teraz zrobimy?

– Ja nie chciałem! Przestraszył mnie!

– Który z was w ogóle dał mu kuszę?

– Uspokójcie się natychmiast!

– Ty gruby debilu

– To nie moja wina

– Uspokójcie się powiedziałam!

– Co teraz? Zabiliśmy człowieka

– To nie my! To gruby

– To Niszko dał mu kuszę, to jego wina

– Ty zdrajco! To był twój pomysł

– Natychmiast przestańcie się bić!

Kenshi złapał się za głowę i usiadł, rozglądając po pomieszczeniu. Gówniarz, który go postrzelił siedział cały zapłakany i zasmarkany na ziemi a chłopak o czarnych włosach próbował go pocieszyć, samemu łapiąc się w panice za głowę. Blondynka w tym czasie rozdzielała bijących się Niszko i bruneta.

– On żyje! – krzyknął uradowany chłopak o czarnych włosach. Niszko i brunet przestali się bić i zerwali na równe nogi. Kenshi podniósł się z ziemi, dochodząc do siebie i spojrzał w ich kierunku.

– Nie rób nam krzywdy! – płakał grubas wycierając smarki w rękaw

– Oddaj mu pieniądze Niszko – krzyknął przerażony brunet i szarpnął blondyna za ramie – No już, rusz się debilu!

– Nic mu nie oddamy! – warknął naburmuszony Niszko

– Stańcie za mną! – rozkazała blondynka i rozłożyła ręce zasłaniając resztę – ja was obronię!

– Cisza! Ja się tym zajmę! -kolejny głos rozległ się nagle za Kenshim. Nie należał on jednak do dziecka. Zgraja nagle ucichła, nawet głośny płacz grubasa przerodził się w ciche szlochanie. Zdezorientowany Kenshi odwrócił się aby dowiedzieć się z kim tym razem ma do czynienia.

Koniec

Komentarze

Jeżyniu, to jest ewidentnie fragment, więc oznacz tekst właściwym tagiem.

http://altronapoleone.home.blog

I zwołaj kropeczki, bo chyba ze wszystkich dialogów uciekły na wakacje :)

No cóż, Jeżynio, przedstawiłeś fragment, w którym można dostrzec zarys pomysłu, ale zamordowałeś go wykonaniem. Przykro mi to pisać, ale ta część Bezimiennych, w obecnym kształcie, niestety, nie nadaje się do czytania. Jest tu taka masa błędów i usterek, źle złożonych zdań, powtórzeń i literówek, że o fatalnym zapisie dialogów i zlekceważonej interpunkcji nie wspomnę. Dodam jeszcze, że znalazły się tu słowa i wyrażenia, które w tym opowiadaniu nie powinny mieć racji bytu, że wymienię kilka: chwi­la mo­ment, browar, nie przeginaj, siedzi mu na ogonie, nie zgry­waj twar­dzie­la, je­steś w bez­na­dziej­nej sy­tu­acji dupku, so­czy­ste blu­zgi, debil, czy metry.

Mam wrażenie, Jeżynio, że od czasu kiedy czytałam Twój pierwszy tekst, nie poczyniłeś żadnych postępów. I sam wiesz, że nie możesz tego składać na karb dysleksji.

 

– Burza – burk­nął pod nosem Ken­shi i po­kle­pał karą klacz po karku – spo­koj­nie mały, zaraz bę­dzie­my na miej­scu –> Skoro to klacz, to raczej: …spokojnie mała

Brak kropki na końcu wypowiedzi.

 

ko­niecz­ność spa­nia po la­sach i wiej­skich obo­rach… –> Zbędne dopowiedzenie; czy bywają też obory miejskie?

 

po­da­ro­wa­ny mu przez Za­cha­ria­sza– zło­dzie­ja… –> …po­da­ro­wa­ny mu przez Za­cha­ria­sza-zło­dzie­ja

W tego typu połączeniach używamy dywizu, nie półpauzy; bez spacji.

 

do­stał od niego owy kap­tur by, jak samo to po­wie­dział, „za­kryć wcale nie wy­róż­nia­ją­cą się mordę”. –> …do­stał od niego ów kap­tur, by, jak samo to po­wie­dział: „za­kryć wcale nie wy­róż­nia­ją­cą się mordę”.

 

Teraz przy­szła pora na zna­le­zie­nie ja­kiejś karcz­my. Prze­cha­dzał się uli­ca­mi mia­sta szu­ka­jąc ja­kie­goś przy­byt­ku… –> Powtórzenie.

 

bo­ga­ci za­pew­ne w gór­nym mie­ście ob­cu­ją­cy wy­łącz­nie we wła­snym to­wa­rzy­stwie. –> …bo­ga­ci, za­pew­ne w gór­nym mie­ście, przebywający wy­łącz­nie we wła­snym to­wa­rzy­stwie.

 

Twa­rze skry­wa­li za opusz­czo­ny­mi przy­łbi­ca­mi swo­ich heł­mów. –> Zbędny zaimek; czy istniała możliwość, aby nosili cudze hełmy?

 

Było ich dwu­dzie­stu– po dwóch… –> Brak spacji przed półpauzą. Ten błąd pojawia się w opowiadaniu wielokrotnie.

 

od tego co znaj­do­wa­ło się w cen­trum A w cen­trum… –> Brak kropki na końcu zdania. Ten błąd pojawia się bardzo wiele razy.

 

Do juk przy­wią­za­ne mieli łań­cu­chy… –> Juki to sakwy przytroczone do grzbietu konia. Nie wydaje mi się, by można do nich przywiązać łańcuchy. Ponadto juki są rodzaju męskiego.

Proponuję: Do juków mieli przymocowane łań­cu­chy

 

Ubra­ny był w po­szar­pa­ną ko­szu­lę i star­te spodnie… –> Miał dżinsy???

A może miało być: Ubra­ny był w po­szar­pa­ną ko­szu­lę i stare/ przetarte/ dziurawe spodnie

 

Z pod dziur w ko­szu­li można było zo­ba­czyć… –> Spod dziur w ko­szu­li można było zo­ba­czyć… Lub: Przez dziury w ko­szu­li można było zo­ba­czyć

 

– Nie prze­ży­je – usły­szał za sobą niski, dzie­cię­cy głos– bie­da­czek –> Brak spacji przed półpauzą. Brak kropki na końcu zdania.

Dziecięce głosy są z reguły wysokie.

 

Od­wró­cił się aby zi­den­ty­fi­ko­wać źró­dło głosu. Za nim stał nie­wy­so­ki chło­pak, góra szes­na­ście lat. –> Szesnastolatek raczej nie mówi dziecięcym głosikiem.

 

Spoj­rzał na In­kwi­zy­to­ra swo­imi błę­kit­ny­mi śle­pia­mi –> Zbędny zaimek; czy mógł patrzeć cudzymi oczami? Brak kropki na końcu zdania.

 

– Bez­i­mien­ni po­pro­wa­dzą go na plac, a tam – Blon­dyn prze­je­chał pal­cem po szyi –> – Bez­i­mien­ni po­pro­wa­dzą go na plac, a tam – Blon­dyn prze­je­chał pal­cem po szyi.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi: http://www.forum.artefakty.pl/page/zapis-dialogow

 

Kim są ci „Bez­i­mien­ni”? –> Dlaczego cudzysłów? Wcześniej nie używałeś cudzysłowu.

 

po­sta­wisz grzań­ca a ja Ci wszyst­ko opo­wiem… –> …po­sta­wisz grzań­ca, a ja ci wszyst­ko opo­wiem

Zaimki piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie. Ten błąd pojawia się w opowiadaniu kilkakrotnie.

 

chwi­la mo­ment zna­leź­li się w karcz­mie. –> …po chwili zna­leź­li się w karcz­mie.

 

król Dra­ge­ro­nu ma ich usłu­gi na wy­łącz­ność. Nie na­da­je się im imion przy na­ro­dzi­nach. –> A skąd wiadomo, że właśnie narodzony dzieciak w przyszłości będzie Bezimiennym?

 

Mają wy­pra­ne mózgi i wma­wia im się, że muszą naj­pierw na nie za­słu­żyć… –> Czy dobrze rozumiem, że muszą zasłużyć na mózgi?

 

Wyjął z niej parę ko­ro­ny i po­ło­żył na bla­cie. –> Literówka.

 

Wska­zał gru­ba­we­mu karcz­ma­rzo­wi sto­lik… –> W karczmach nie było stolików, były tam duże i ciężkie stoły.

 

Nie mu­sie­li długo cze­kać na za­mó­wio­ny bro­war i udka kur­cza­ka –> Raczej: Nie mu­sie­li długo cze­kać na za­mó­wio­ne piwopieczonego kur­cza­ka.

Nie wydaje mi się, aby w dawnych karczmach bawiono się w rozbieranie drobiowej tuszki i przyrządzanie jej w kawałkach.

 

za­py­tał blon­dyn, po­ło­żył nogi na stół i spił pianę z cie­płe­go piwa… –> Na pewno??? Dość niewygodnie je się i pije z nogami położonymi na stole.

 

Nisz­ko zdjął nogi, wziął łyk piwa… –> Łyku się nie można wziąć, bo i w co miałoby się go brać? Łyk można wypić/ przełknąć.

 

na tyle aby mógł do­strzec jego twarz. Spoj­rze­nie było na tyle zimne… –> Powtórzenie.

 

– Wiel­ki Mistrz Za­ko­nu Jakub Monę –> – Wiel­ki Mistrz Za­ko­nu, Jakub Monę

Czy nazwisko na pewno kończy litera „ę”?

 

gęsia skór­ka po­wo­li opusz­cza­ła chło­pa­ka i znów po­czuł tro­chę pew­no­ści sie­bie… –> …gęsia skór­ka po­wo­li ustępowała i chło­pa­k znów po­czuł się nieco pewniej

 

wziął łyk piwa… –>…wypił łyk piwa

 

Temat in­try­go­wał Ken­shie­go, przy­kró­cił więc on po­ten­cjal­ne gdy­ba­nie –> Na czym polega przykrócenie potencjalnego gdybania?

Brak kropki na końcu zdania.

 

Uniósł prawą brew eg­zor­cy­sta. –> Egzorcysta uniósł prawą brew.

 

– Tak, tak de­mo­ny … –> Zbędna spacja przed wielokropkiem. Ten błąd pojawia się w opowiadaniu bardzo wiele razy.

 

Zbył go ręką blon­dyn –> Na czym polega zbycie ręką?

A może: Blondyn tylko machnął ręką.

 

ob­ni­żył ton głosu i kon­ty­nu­ował

szep­tem… –> Zbędny enter.

Obniżenie tonu powoduje, że zaczyna się mówić grubszym głosem.

Proponuję: …ściszył głos i kon­ty­nu­ował szep­tem

 

Szyb­ko jed­nak mu prze­szło – od kiedy jest Wiel­kim Mi­strzem coraz wię­cej sły­chać o po­rwa­niach dzie­ci. –> Szyb­ko jed­nak mu prze­szło. – Od kiedy jest Wiel­kim Mi­strzem, coraz częściej sły­chać o po­rwa­niach dzie­ci.

 

stra­szą po­cie­chy, że jak będą nie grzecz­ne… –> …stra­szą po­cie­chy, że jak będą niegrzecz­ne

 

Jeśli fak­tycz­nie miało to coś wspól­ne­go z de­mo­na­mi to zna­czy, że miał tu ro­bo­tę. –> Powtórzenie.

 

Gdzie idziesz? – za­py­tał Ken­shi wi­dząc wsta­ją­ce­go chło­pa­ka –> Dokąd idziesz? – za­py­tał Ken­shi, wi­dząc wsta­ją­ce­go chło­pa­ka.

 

Skrę­cił w naj­bliż­szą ulicz­kę li­cząc, że w zgubi eg­zor­cy­stę… –> Skrę­cił w naj­bliż­szą ulicz­kę, li­cząc że zgubi eg­zor­cy­stę

Skąd chłopak wiedział, że Kenshi jest egzorcystą?

 

Dzie­li­ło ich nie­ca­łe dwa­dzie­ścia me­trów. –> Skąd w Twoim świecie wiedziano, czym są metry?

 

który wła­śnie skrę­cił w alej­kę z pra­wej. –> Alejka to uliczka wysadzana drzewami, a nie wydaje mi się by taką uciekał chłopak.

 

Nie zwa­ża­jąc na rzu­ca­ją­ce­go wy­zwi­ska­mi kupca. pod­niósł się i wzno­wił bieg. –> Co robi kropka w środku zdania?

 

co wła­ści­ciel­ka na­gro­dzi­ła por­cją so­czy­stych blu­zgów. –> Nie wydaje mi się, aby klęcie na kogoś mogło być nagrodą za cokolwiek.

 

nie po­zwo­li­ła mu po­zo­stać spo­koj­nym. Mimo ni­skiej tem­pe­ra­tu­ry było mu strasz­nie go­rą­co. Czuł jak krew w nim wrze. Jego so­czew­ka… –> Nadmiar zaimków.

 

Oparł się o ścia­nę, roz­piął de­li­kat­nie swój płaszcz… –> Zbędny zaimek. Czy mógł rozpiąć cudzy płaszcz?

 

spo­kój, naj­waż­niej­szy jest spo­kój../ –> Jeśli zdanie miała kończyć kropka, jest o jedną kropkę za dużo, a jeśli wielokropek, brakuje jednej kropki. Czemu służy ukośnik?

 

usły­szał głos w ulicz­ce obok –> Czy stojąc na ulicy, można usłyszeć głos z ulicy obok?

 

znisz­czył sobie kost­ki. Wziął zwi­nię­ty przy pasie ban­daż i ob­wią­zał znisz­czo­ną dłoń. Prze­rwał ma­te­riał zę­ba­mi i za­wią­zał na supeł. –> Powtórzenia.

 

nawet Ken­shie­mu by­ło­by cięż­ko się na nią wspiąć… –> …nawet Ken­shie­mu by­ło­by trudno się na nią wspiąć

 

skie­ro­wał swój wzrok na otwar­tą kratę… –> Zbędny zaimek; czy mógł skierować tam cudzy wzrok?

 

Spe­cy­ficz­na bu­do­wa jego oka po­zwa­la­ła ma wie­dzieć w ciem­no­ściach. –> Literówka.

 

chło­pię­cy śmiech. Śmie­szek szyb­ko znik­nął lecz dał się za­uwa­żyć. Blond czu­pry­na znik­nę­ła… –> Nie brzmi to najlepiej.

 

Chło­pak wbiegł do jed­ne­go ze sta­rych ma­ga­zy­nów a te zwy­kle były śle­py­mi za­uł­ka­mi. –> Magazyny nie są zaułkami.

 

Ja­kieś pięć me­trów od niego… –> ?

 

ostrze wbiło się zaraz obok jego nogi. –> Raczej: …ostrze wbiło się tuż obok jego nogi.

 

Z na­roż­ni­ka na­prze­ciw bru­ne­ta wy­ło­ni­ła się na­stęp­na po­stać. Nie był to jed­nak ko­lej­ny męski głos.Z na­roż­ni­ka wy­ło­ni­ła się dziew­czy­na… –> Powtórzenia. Postać i głos to nie to samo. Brak spacji po kropce.

 

o dłu­gich blond wło­sach spię­tych w war­kocz. –> …o dłu­gich blond wło­sach splecionych w war­kocz.

Warkocza się nie spina, warkocz się zaplata/ splata.

 

Pa­trzy­ła na niego wrogo swo­imi du­ży­mi, brą­zo­wy­mi oczy­ma. –> Zbędny zaimek; czy mogła patrzeć cudzymi oczyma?

 

ukró­cił tę kłót­nie czar­no­wło­sy… –> Literówka.

 

Pod wpły­wem ude­rze­nia prze­wró­cił się i ude­rzył głową zie­mie. –> Powtórzenie. Literówka.

 

Ken­shi zła­pał się za gło­wię i usiadł… –> Literówka.

 

On żyje!- krzyk­nął ura­do­wa­ny chło­pak… –> Brak spacji przed dywizem, zamiast którego powinna być półpauza.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Na szczęście Reg uwolniła mnie od wypisywania baboli, ale naprawdę powinieneś popracować nad stroną techniczną tekstów. To wyraz szacunku dla czytelnika. Najlepsza opowieść, przedstawiona tak, że trudno się ją czyta, dostaje -20 do atrakcyjności.

Twój świat fantasy nie jest może szaleńczo oryginalny, ale nie jest też zły. Może przemyślałbyś 1) wrzucenie tekstu z zamkniętą, skończoną fabułą; 2) wrzucenie go najpierw na betalistę (koniecznie z porządnym opisem dla zachęcenia czytelników)

 

Poza tym, jeśli chcesz mieć czytelników, zacznij czytać i komentować teksty innych – to podstawa bytu na tym portalu. Powodzenia!

http://altronapoleone.home.blog

Dziękuje za przeczytanie tego tekstu, co zapewne przyjemnością nie było. Zreflektowałem się i poprawiłem większość baboli. Pozostało poprawić jeszcze dialogi co mam zamiar zrobić w najbliższym czasie. Bardzo przepraszam za jakoś tego opowiadania, bo faktycznie urąga to czytelnikom. Wezmę sobie rady do serca i w następnej części postaram się nie popełnić tych samych błędów. Jeszcze raz dziękuje 

Jeżyniu, choć opowiadanie jest fatalnie napisane, widać w nim pomysł i może gdybyś zadbał o porządne wykonanie, to i lektura okazałaby się bardziej satysfakcjonująca. Część baboli, jak widzę, poprawiłeś, co Ci się chwali, bo w ten sposób też ćwiczysz warsztat. Ufam, że z zapisem dialogów również sobie poradzisz i kolejna część Bezimiennych okaże się miłą lekturą.

Mam wrażenie, że może zainteresować Cię ten wątek: http://www.fantastyka.pl/loza/17

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cóż, nie porwało. Pomijając już techniczne babole, dosyć wtórny ten świat fantasy. Może gdybym miał dostęp do całości i się jakoś wgryzł w tekst, to coś bym z tego wycisnął. Na razie to dla mnie zajawka, nad którą zresztą trzeba popracować.

 

Tu mam uwagę do Regulatorów (Regulatorki?). Nie rozumiem czepiania się autora o metry. Ile razy w anglosaskich książkach fantasty trafiałem na mile i za każdym razem straszliwie mnie to wkurzało z dwóch powodów. Technologicznego zacofania autorów oraz lenistwa tłumacza, któremu nie chciało się przestawić na ludzkie SI.

Tu mam uwagę do Re­gu­la­to­rów (Re­gu­la­tor­ki?).

Choć mój nick sugeruje, że jest nas wiele, to tak naprawdę jest nas jedna – Regultorka/ Reg.

 

Nie ro­zu­miem cze­pia­nia się au­to­ra i metry. Ile razy w an­glo­sa­skich książ­kach fan­ta­sty tra­fia­łem na mile i za każ­dym razem strasz­li­wie mnie to wku­rza­ło z dwóch po­wo­dów. Tech­no­lo­gicz­ne­go za­co­fa­nia au­to­rów oraz le­ni­stwa tłu­ma­cza, któ­re­mu nie chcia­ło się prze­sta­wić na ludz­kie SI.

Otóż, Piotrze, Jerzynio napisał opowiadanie fantasy, a tym samym umieścił akcję w dość odległych czasach, czyli umownym średniowieczu, a ponieważ wzór metra został ustalony w 1795 roku, bohaterowie Jerzynia nie mogli określać odległości w metrach, bo w ich czasach metr nie istniał.

A jeżeli używanie przez autorów i tłumaczy miar i wag stosownych do epoki uważasz za lenistwo i podejrzewasz ich przy okazji o technologiczne zacofanie – no cóż, to już jest Twój problem.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Zgodziłbym się, gdyby była mowa o prawdziwym średniowieczu, ale to świat fantasy. Tak samo… nie wiem… zasady naszej heraldyki mogą, ale nie muszą w nim obowiązywać.

 

Co do używania mili, to nie tylko ja uważam jej stosowanie w czasach współczesnych za zacofanie. Większość świata tak uważa. Wszędzie przyjęło się SI. Wyjątkami pozostały Stany Zjednoczone, Liberia oraz Birma, ale z tego co wiem, to w tych dwóch ostatnich zamierzają wprowadzić normalne SI.

 

Podsumowując: ktoś pisze opowiadanie osadzone w prawdziwym średniowieczu albo nowożytności to raczej powinien skorzystać z mili, łokci itd. Ale w światach fantasy preferowałbym, raczej w narracji trzecio– niż pierwszoosobowej SI, bo skoro amerykańscy autorzy podają odległość w milach amerykańskich (od cholery jest tych mil, bo są jeszcze angielskie, kanadyjskie, morskie), to polski może podać w SI.

 

Zresztą fantasy jak fantasy, już nie bądźmy wobec niego aż tak restrykcyjni. Najbardziej wkurza mnie wciskanie mil w powieściach i filmach, które są osadzone we współczesnych czasach. W przypadku tłumaczeń powinno się dostosowywać wszystko do SI.

Przykro mi, Piotrze, ale nie mogę się z Tobą zgodzić. :(

Nie oglądam filmów, więc w tej sprawie w ogóle się nie wypowiem.

Natomiast od autora opowieści fantasy, który wykreował własny świat, oczekuję aby wymyślił też obowiązujące w tym świecie miary i wagi. Opowieść fantasy, w której bohaterowie posługiwaliby się jednostkami układu SI, byłaby dla mnie nie do przyjęcia.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Piotrze, mila jest również miarą długości w Zjednoczonym Królestwie (nie pamiętam jak w Republice Irlandii, bo byłam tam dawno). Tak, cholernie utrudnia to życie ludziom z kontynentu, bo np. nieczytelne są ograniczenia prędkości. Ale nie tylko USA i dwa wymienione przez Ciebie kraje. I akurat Brytyjczycy łatwo z tego nie zrezygnują, bo zrobili to na złość Francuzom, a do takich spraw są bardzo przywiązani.

 

A co do fantasy: mila (różnie liczona, podobnie jak różny był rozmiar stóp, cali i innych jednostek miary – system metryczny miał wreszcie położyć kres przeliczaniu pomiędzy krajami, a nierzadko także ich regionami) była niegdyś miarą długości w całej Europie, także w Polsce. W fantasy, która w swoim settingu nie wykracza poza nowożytność, zwykło się dla podkreślenia realiów używać tradycyjnych jednostek miar, zaczerpniętych zresztą z różnych kręgów kulturowych, takich jak: mile, staje, jardy, wiorsty, łokcie, piędzi, sążnie, morgi, korce i tak dalej. Wikipedia zapewne ma długą listę możliwości. To cecha gatunku, bo gatunek ma być staroświecki.

I o ile gdyby mi się ktoś przyczepił do stosowania kilometrów i metrów w opowiadaniach osadzonych w dziewiętnastowiecznej Francji, to zrobiłby błąd (aczkolwiek starsi ludzie na prowincji mogli długo używać tradycyjnych miar), o tyle w fantasy jest to nie tylko uprawnione, ale i pożądane – dla kolorytu lokalnego i realizmu. Owszem, fajnie by było, gdyby autorzy zdawali sobie sprawę, że w krainie A mogą obowiązywać inne jednostki niż w krainie B. To by jeszcze ten realizm wzmacniało.

 

A co do tłumaczeń – zasady tu są różne. Np. w młodzieżówkach Riordana, które tłumaczę, przeliczamy na SI, żeby polski czytelnik docelowy miał orientację w odległościach czy ciężarze. Tak zadecydowała redakcja. Ale już w powieściach dla dorosłych miałabym wątpliwości – znów ze względu na koloryt lokalny. Lokalizowałbyś wszystko, bo lokalne bywają też sklepy (u nas nie ma Walmarta – więc rąbnąć Lidla albo Biedrę?) i mnóstwo innych rzeczy.

http://altronapoleone.home.blog

Draikano, Anglia oficjalnie przeszła na system metryczny w 1971 (ale fakt faktem, że okazali się odporni, bo na międzynarodowych połączeniach kolejowych i lotniczych stosują system metryczny, ale na lokalnych połączeniach już dezinformują ludzi milami). Nie wiem, jak jest na obszarach Szkocji oraz Irlandii Północnej, ale całkiem możliwe, że jeżeli się one odłączą od Anglii (co po Brexicie stało się prawdopodobne), to zlikwiduje się tam resztki mili, galonów itd.

 

W światach fantasy można wymyślić jakieś oryginalne jednostki, z tym że warto byłoby podać w przypisie przelicznik, że np. 1 mila z jakiegoś tam świata fantasy to będzie nasz 1 kilometr. Niezbyt to subtelne, ale ułatwiające człowiekowi życie.

 

Walmart to nazwa własna, więc nie powinno się jej tłumaczyć. Mile, owszem, przydałoby się skonwertować. Czytelnik nie zawsze ma komputer czy nawet smartfon z internetem przy sobie, aby to sobie przeliczyć na normalny system. A powiedzmy sobie szczerze – ludziom nie chce się zaśmiecać pamięci czymś, co de facto jest niepotrzebną pozostałością po czasach imperium, którego już od dawna nie ma i w przeciwieństwie do opartego na dziesiętnym mnożniku SI jest totalnie niepraktyczne, trudne do zapamiętania, a na dodatek mocno różniące się w zależności od regionu.

 

Zastanawiam, co powstrzymuje USA przed wprowadzeniem SI? Koszta? Nie, bo koszta są znacznie wyższe z powodu stosowanie milowych jednostek. Były już przez to wypadki śmiertelne, a ludzkie życie jest bezcenne.

W światach fantasy można wymyślić jakieś oryginalne jednostki, z tym że warto byłoby podać w przypisie przelicznik

Nie, nie, tylko nie przypis! Literatura z przypisami to ZUO nad ZUAMI! I po co wymyślać coś nowego, skoro jednostki historyczne znamy z dawnej literatury i jakoś tam kojarzymy?

 

o powstrzymuje USA przed wprowadzeniem SI?

Tradition!

 

Anglia oficjalnie przeszła na system metryczny w 1971

No i co z tego, skoro na co dzień nikt go nie stosuje? Musieli ze względów bezpieczeństwa dostosować systemy lotnicze, a ze względów na potencjalny bałagan w ruchu międzynarodowym – kolejowe, ale nikt, ale to nikt w Anglii nie posługuje się w życiu codziennym SI.

http://altronapoleone.home.blog

Nowa Fantastyka