- Opowiadanie: maciekzolnowski - Sześć dni aktywności we Wrocławiu plus niedziela handlowa

Sześć dni aktywności we Wrocławiu plus niedziela handlowa

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Sześć dni aktywności we Wrocławiu plus niedziela handlowa

Plan jest prosty: mam zamieszkać we Wrocławiu. Po co, się pytam. Nic z ludzi tam żyjących nie mam i nie lubię wiecznie rozwrzeszczanych tłumów w bezzaciszu ludzi-mrówek, więc po co mi te całe przenosiny, na cóż mi one?

Połowa roju to samiczki, to znaczy kobiety, a ja żadnej nie szukam, nie pragnę żadnej. Pierwsze – że za stary jestem na łabędka, drugie – że wybrałem samotność, życie pustelnicze, a choć pustelnicze, to jednak w miarę wygodne, co akurat nie jest tutaj aż takie istotne. I ta połowa mi damska odpada. Zmierzchowiskiem trzynastego zebrałem je wszystkie i strąciłem do Odry, jak jakiś okrutny i mściwy Bóg starotestamentowy. I potopiły się kobietki, a wiatr zanucił requiem i niebo zapłakało deszczem. I padało jednomyślnie.

Są też w mieście wielkim bardzo seniorzy: jedna trzecia, jedna czwarta populacji zdaje się. I ona odpada również. Lubię co prawda z ludźmi rozmówić się niekiedy, ale wolę milczeć przeważnie i prowadzić monolog wewnętrzny święty nieśmiertelny. I ci starzy nie są do szczęścia tak znowu potrzebni. Po południu czternastego zebrałem więc wszystkich i strąciłem do Odry, jak jakiś okrutny i mściwy Bóg starotestamentowy. Wkrótce się utopiły dziadki i nawet drewniane laski im nie pomogły, a wicher tylko zawył requiem i niebo załkało ulewnym deszczem. I padało jednomyślnie.

No i jest młodzież rozwrzeszczana kochana. Ona odpada jako pierwsza, bo w ciszy się zabujałem na amen i już. A zatem zebrałem dziatwę piętnastego i, niby snopkiem siana, cisnąłem w odmęty modrej mej pospołu, jak jakiś okrutny i mściwy poskramiak tudzież Bóg starotestamentowy. Wkrótce się potopiło to pokolenie internetowe niewydarzone, a wiatr zaintonował requiem i deszczem czarne niebo zaryczało, i deszczem niebo czarne zabeczało, gdyż padało, a padało jednomyślnie.

Odpadają miłośnicy motoryzacji, bo wszędzie na piechotę chodzę i nie lubię spalin, i nawet nie znam nikogo, kto lubi, więc zrobiłem tak oto szesnastego: zebrałem i zdmuchnąłem. A potem: zapiłem i zapomniałem, a zapiłem, bo po prostu padało jednomyślnie.

Podobnie uczyniłem siedemnastego z karierowiczami i biznesmenami: chóralnie ich potraktowałem i Odrze kochanej pięknej darowałem, bo pokorne i skromne życie bardziej pachnie i nawet więcej i lepiej smakuje. A ich nie lubię, tych w garniturach i z ulizanymi fryzami. I z nimi nie jest mi po drodze: na uczelni, w pracy, korporacji i urzędzie. Słowem: zawsze i wszędzie, to znaczy zawsze i nigdzie, no więc… A potem już padało jednomyślnie.

Ale – uwaga – pośród tych wszystkich mrówczych zastępów ludzkich znajduje się oto politykująca hołota, z którą nie mam i nie chcę mieć nic wspólnego, więc powiem krótko: do rzeki Odry z hołotą, po południu osiemnastego! Jednomyślnie? Jednomyślnie!

A jakby tego wszystkiego było mało, to znajdują się w tym mieście wielkim Wrocławiu fanatycy, w tym również religijni. Ja rozumiem: paciorek z rana jak śmietana i z wieczora „Aniele Boży, stróżu mój”, a tak w ogóle to dewiza „Bóg, Honor, Ojczyzna” jeszcze nikomu nie zaszkodziła. I przeciwko religii nic nie mam, bo jej sprawy są mi obcymi pośród obcych i kosmitami wśród kosmitów, a w tak zwanego Boga nie wierzę, choć do kościoła latam, bo: raz – że tradycja, i dwa – że chodzimy z kumplem po mszy na piwo. Ale już jednak bliżej mi do braterskiego uścisku księdza, aniżeli do całowania się z córami islamu w raju dla dżihadystów.

Powtarzam więc raz jeszcze dobitnie złotą myśl świętą przenajświętszą: na daleczyznę dolnośląską mam iść, tam dokładnie, gdzie Ostrów Tumski się znajduje, ale za Chiny Ludowe nie chcę! Nie, choć – z drugiej strony – teraz to zupełnie inne miasto jest przyjazne i nieraz nawet najprzyjaźniejsze pod słońcem i księżycem, więc może jeszcze zmienię zdanie, może się jeszcze na Wrocław nawrócę. I nawet mają tam taką długaśną rzekę jedną, co zwie się Odra i w której to rzece Odrze można się czasem popluskać i zrelaksować, gdy na głowę nie kapie tak okrutnie, tak jednomyślnie. Po sześciu dniach morderczej aktywności należy mi się chyba niejaki wypoczynek, czyż nie? A niech ktoś powie, powie jednogłośnie, że nie!

Koniec

Komentarze

No to się człowiek prawie wszystkich pozbył i spokój ma święty. :P

Absurdalne opowiadanie, ale czasem by można się z narratorem zgodzić, chociaż to trochę nieludzkie, żeby tak ludzi i kobiety do Odry. ;)

 

“Nie, choć – z drugiej strony – teraz to zupełnie inne miasto jest przyjazne i nieraz nawet najprzyjaźniejsze pod słońcem i księżycem, więc może jeszcze zmienię zdanie, może się jeszcze na Wrocław nawrócę.”

 

Tak słyszałam, że mili ludzie tam mieszkają i żyje się dobrze. 

 

Jednak szorcik, mimo zabawnych, absurdalnych anegdotek, nie zachwycił mnie. Piszesz, jakbyś wylewał swoje myśli w takiej formie, w jakiej powstały w głowie, a taki styl pisania średnio mi się podoba. Mimo to, sądzę że komuś może przypaść do gustu.

Pozdrawiam.

Dzięki, Sara, za szczerą opinię. Prześladuje mnie ostatnio czar czarnego humoru. A że działania bohatera są nieludzkie, no cóż… Poczynania Boga ze “Starego Testamentu”, do którego porównuje się narrator, również takowymi niehumanitarnymi niekiedy bywały, czyż nie? No a styl króciaka jest po prostu dziwny, z czego zdaję sobie sprawę. I nie każdemu podejdzie.

 Poczynania Boga ze “Starego Testamentu”, do którego porównuje się narrator, również takowymi niehumanitarnymi niekiedy bywały, czyż nie? 

 

A no, bywały. 

:)

Ulubiłeś sobie, Maćku, krótkie foremki i konsekwentnie się tego trzymasz. A że przy okazji dzielisz się z czytelnikiem sprawami, które uznałeś za warte podzielenia się nimi, można odebrać jako dowód zaufania do czytelnika tegoż.

A jeśli faktycznie przyszło Ci opuścić Góry Twoje i zamieszkać we Wrocławiu, to bardzo rozumiem, dlaczego powstało to opowiadanko.

 

do rzeki Odry z ho­ło­tą, po­po­łu­dniu osiem­na­ste­go! –> …do rzeki Odry z ho­ło­tą, po ­po­łu­dniu osiem­na­ste­go! Lub: …do rzeki Odry z ho­ło­tą, po­po­łu­dniem osiem­na­ste­go!

 

z wie­czo­ra „Anie­le, Boże, Stró­żu mój”… –> …z wie­czo­ra „Anie­le Boże, stró­żu mój”

 

a tak w ogóle to za­sa­da „Bóg, honor, oj­czy­zna… –> …a tak w ogóle to dewiza „Bóg, Honor, Oj­czy­zna

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Droga Reg. Dzięki Tobie właśnie mam czytelników, którym ufam bezgranicznie. Babole poprawione! Bardzo dziękuję! :)

Ech, Maćku, czy Ty aby nie przesadzasz? Fajnie piszesz i niczyja w tym zasługa, tylko Twoja, ot co! ;)

A skoro babole zniknęły, mogę kliknąć Bibliotekę. ;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Na tym forum można się naprawdę wiele nauczyć (pisząc, czytając i wsłuchując się w komentarze), trzeba tylko chcieć. Nic dodać, nic ująć, tylko dziękować. 

Kolejny fajny tekścik Twojego autorstwa :) Przeczytałam z przyjemnością. Klikam :)

Hmmm. Absurd mnie chyba przerósł. Nie wiem, kim jest narrator, że może tak sobie pół miasta utopić, a ludzie nie protestują…

„Aniele, Boże, stróżu mój”

To szło: “Aniele Boży, stróżu mój”.

Babska logika rządzi!

Wielkie dzięki, Katiu! Finkla, racja po Twojej stronie, więc poprawiam i również dziękuję.

 

Absurd mnie chyba przerósł.

Nie takie rzeczy Hitler wyczyniał i ludzie się nie oburzali. Ale masz rację, że poziom absurdu podniosłem tu do granic możliwości wszelkich, widzialnych i niewidzialnych. :)

Ło panie, a kto tu panu tak… zaszkodził w tym Wrocławiu ;) Chociaż zestaw przedstawiony to można odnieść do zakresu krajowego… Forma opak z rytmem – padało jednomyślnie, z przełamaniem w ostatnim zdaniu, nooo gratka dla fanów konceptów bezkonceptowych z dryfem w kierunku poważnego absurdu :) Pozdrawiam Czwartkowy Dyżurny!

Smutne, prawdziwe, absurdalne i fajna, zamknięta forma. Trochę jak modlitwa, tekst do piosenki

Podobało mi się i klikam.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Kurczę, bardzo dziękuję za te, zwłaszcza ostatnie, komentarze i oczywiście kliki na bibkę! ;) 

A ja cię, Maciuś, doskonale rozumiem. Przeprowadzka z Beskidów do dużego miasta to koszmar, którego parę razy doświadczyłam na własnej skórze. Sama nie raz miałam ochotę pozbyć się połowy ludzkości, tyle że u mnie zestaw byłby nieco inny. Seniorzy mi nie przeszkadzają, najbardziej przeszkadzają mi ci, którzy hałasują. W moim zestawie znaleźliby się wszyscy posiadacze motorów i podrasowanych aut, operatorzy hałaśliwych urządzeń w stylu młotów pneumatycznych (wraz z owymi urządzeniami).

Bogu do pięt nie dorastasz, bo ktoś tam jednak w tym Wrocławiu zostanie, a jak nie, to przynajmniej mury się ostaną, nie tak, jak z Sodomą. ;)

Tylko czemu ty, Maćku, jakoś bardziej ekologicznie tego problemu nie rozwiążesz? Do Odry?! Jakby ta rzeka nie dość brudna była.

Podobało mi się, to kliczka dam.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

No a ja nie dołączę do chóru zachwyconych czytelników. Bo niestety, ale dla mnie zdecydowany przerost formy nad treścią. Bo forma bardzo rozbuchana, wręcz do przesady moim zdaniem (akurat do mnie styl nie trafił zupełnie), a treści to tu praktycznie nie ma. No bo co tu tak naprawdę się dzieje? Narrator narzeka na to, że musi się przenieść do miasta i wylicza, jakich ludzi nie lubi? Ok, rozumiem że opowiadanie może być wyrazem jakiejś frustracji, jeśli faktycznie przedstawia twoją rzeczywistą sytuację. Ale tak naprawdę dla samego opowiadania sytuacja mieszkaniowa autora nie ma wielkiego znaczenia, czytam tekst nie mając o tobie pojęcia. No i moim zdaniem zupełnie się nie broni.

Piszesz, że “poziom absurdu podniosłem tu do granic możliwości wszelkich, widzialnych i niewidzialnych” i absolutnie nie mogę się tu z tobą zgodzić. Wcale nie ma tu tak dużo tego absurdu i wcale nie jest to absurd wysokiej jakości. Jestem wielkim fanem absurdu, ale to nie jest absurd jaki cenię – szalony, nieskrępowany, wszechobecny. Twój absurd jest, hmmm… nudny? Sprowadza się do jednego wyolbrzymienia i tyle. Już bliżej mu do jakiegoś nie wiem, surrealizmu. 

Niestety jestem na nie. Tekst o niczym zupełnie nie dla mnie. 

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

No, mam podobne odczucia jak Arnubis, nie podobało mi się :(

Przynoszę radość :)

Dzięki za komentarze oraz miłe i bardziej krytyczne słowa!

Pozwól, że się wytłumaczę, Arnubis. Tekst miał liczyć 100 wyrazów i nie więcej. Niestety wyszedł o wiele za długi. I stąd robi się w pewnym momencie nudnawo.

Dodam, że narrator i autor to są dwie różne osoby. Ja sam nie mam nic przeciwko staruszkom, dziatwie czy pięknym kobietom, jakie kojarzę z Dolnego Śląska. U mnie ta lista niechcianych osób wyglądałaby inaczej. Co w takim razie chciałem zamanifestować: okrucieństwo Boga? To, że o jakości życia decyduje garstka bliskich nam osób, a reszta populacji jest zwyczajnie niczym albo prawie niczym, jest powietrzem? To, że podmiot liryczny lubi małe miasteczka? Albo może ta bardziej generalna kwestia: to, że jeśli patriotyzm, to tylko lokalny, że nie warto ginąć za Kulczyków, Kwasów, Urbanów czy bardziej anonimowych rodaków, należących do grupy: “Moje, Moje, Tylko Moje”, “Moja Droga Prywatna”, “Moja Własność”, “Moja Galeria Krakowska”, “Moje Autostrady” (nazwy tych wymyślonych grup pozwoliłem sobie napisać dużymi literami). Być może wszystko po trosze było zalążkiem, impulsem do napisania szorta.  

Nowa Fantastyka