- Opowiadanie: EnderMereel - Poranne polowanie

Poranne polowanie

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Poranne polowanie

Rano. Dzwoni budzik. Brzmi to jak poniedziałek rano. Chciałbym przewrócić się na drugi bok i dalej pójść spać, ale nie mogę, bo coś mi mówi, że dziś jest Ten poniedziałek. Dzień dla którego ostatnie miesiące były pełne wyrzeczeń i ciężkiej pracy. Nikt nie mówił, że życie łowcy jest proste, mówili za to, że jest pełne wrażeń, więc wstaję. Ubieram się i wybiegam na dwór. Krótki bieg, kilometrowy, kąpiel w rzece i powrót.

Jem owsiankę na mleku z owocami. Dobry posiłek to podstawa, bez niego człowiek nie ma rano wystarczającej energii, a jest ona potrzebna, żeby pobudzić mózg i ciało do działania. Częstym błędem popełnianym przez początkujących jest picie kawy. Kawa co prawda da ci krótki skok energetyczny, ale na dłuższą metę nie można na nią liczyć. Patrzę na zegarek, jest już 0600. Wkładam buty i biorę torbę, jest trochę ciężka ale to dobrze. Na łowy nie możesz pójść z pustymi rękami. Jest parę rzeczy, które na pewno ci się przydadzą. Po pierwsze obuwie. Najlepiej za kostkę, ale musi też być lekkie, żebyś mógł w nim biegać, nie męcząc się zbytnio. Po drugie odpowiedni strój. Musisz mieć pełen zakres elastyczności, rzeczy które nie porwą się łatwo i chronią cię przed utratą ciepła, gdybyś był zmuszony czekać na ofiarę (co często się zdarza). Po trzecie zegarek, który wspomaga moje wewnętrzne poczucie czasu. Po czwarte luneta, albo lornetka, jeżeli ktoś nie lubi pirackich klimatów.

Wychodzę w ten dziki świat, ze świadomością, że dziś będzie ten dzień, kiedy poświęcone miesiące się wreszcie zwrócą, że jestem wreszcie gotowy. Mroźny poranek działa orzeźwiająco. Idę spokojnym krokiem w kierunku Postoju. Jest to najlepsze miejsce na polowanie, które znajduje się dość niedaleko od mojego domu. Leży na przecięciu centralnych dróg migracyjnych dużych stad. Co prawda, to powoduje, że zawsze jest tam sporo łowców. Sporo osób myśli, że przy takim zgromadzeniu, zamiast na umiejętności, trzeba zdać się na szczęście. Tu się mylą.

Na miejscu czeka mnie niemiłe zaskoczenie. Myśliwych jest dzisiaj dużo więcej niż ostatnio. Coś się musiało stać. Po chwili wszystko staje się jasne. Nie są jednym tłumem, wszyscy są zbici w małe grupki, wyraźnie próbujące się ogrzać. To oznacza, że poprzednie stado nie przybyło o czasie. Takie rzeczy się zdarzają, trzeba być na to gotowym i się przystosowywać się do warunków. Przez chwilę rozważam, czy nie zrezygnować z dzisiejszego polowania, ale zdaję się na mój instynkt.

Rozglądam się po tłumie. Rozpoznaję znajome twarze. Niektórzy mnie pozdrawiają. Kiwam im głową w krótkim geście pozdrowienia, nie mam teraz czasu na rozmowy. Nasza społeczność jest dość skomplikowana, z jednej strony każdy polujący to twój przeciwnik, ale jednak z drugiej strony, trudno nie szanować kunsztu innych. Zdarzają się co prawda ludzie, którzy łączą się w plemiona i razem polują. Ta metoda pozwala coś upolować dużo częściej, ale korzystać z tego może z tego tylko jedna, maksymalnie dwie osoby, naraz. Więc jest to dobre rozwiązanie dla początkujących łowców, którzy inaczej nie mieli by w ogóle szansy. Istnieją samotni traperzy, tacy jak ja, doświadczeni, pełni poświęcenia. Naprawdę fajne grono, często po polowaniach siadamy razem wokół ogniska i opowiadamy sobie nasze historię i wymieniamy się nowymi nowinkami technologicznymi. Przyświeca nam cel poprawienia ogólnego poziomu łowów. Przyświeca nam niepisany kodeks, który odrzuca wszystkie nieczyste zagrywki. Jednak zawsze wśród nas znajdą się tacy, którzy go łamią. Każda społeczność ma swoje „czarne owce”. My potrafimy poradzić sobie za swoimi. Metoda jest dość prosta. Jeżeli widzisz, że nie masz szansy dziś upolować czegoś, to upewnij się, że nie wygra jakiś oszust. Zastanawiacie się pewnie jak w ogóle można oszukiwać przy polowaniu. No cóż można to robić wykorzystując czyjąś słabość. Nie raz tak było, że młody łowca dał się zwieść (ja sam do nich należałem) i założył spółkę z kimś kto zgarnął nagrodę dla siebie i tyle go tamten widział. Jednak taki sposób łowów nie ma przyszłości, uda się to komuś raz, może dwa, ale prędzej czy później zawsze wpadnie w łapy osób pragnących sprawiedliwości. Powiem tyle, ja nigdy niczego nie widziałem, ale wypadki w tym fachu się zdarzają i zadziwiająco często dotyczą tych, którzy nie trzymają się kodeksu.

Otrząsam się z zamyślenia, w końcu nie mam, aż tak dużo czasu na przygotowania, a to w końcu główny i najważniejszy element polowania. Co prawda wielu polujących minimalizuje jego znaczenie i uważa, że równie skutecznie można zdać się na łut szczęścia i dodatkowo wtedy nie trzeba pojawiać się wcześniej i przygotowywać. Takie myślenie tylko ułatwia mi sprawę, więc nie mam na co narzekać. Muszę się skupić. Pominięcie jednego czynnika, może mieć decydujący skutek na powodzenie dzisiejszej misji. Znaczenie ma dosłownie wszystko. Skąd wieje wiatr, czy jest mgła, jaka jest wilgoć, czy padało lub będzie padać. Zimą i jesienią istotne jest też zwrócenie uwaga na możliwe oblodzenie i opady śniegu. Rozglądam się raz jeszcze, tym razem szukając dobrego miejsca na obserwację. Świetnie. Moje ulubione miejsce, koło drzewa na wzniesieniu, jest wolne. Roztacza się z niego doskonały widok, ale inni łowcy go nie lubią, bo nie jest w ogóle osłonięte przed wiatrem. Przysiadam na wzniesieniu. Patrzę na rozstawienie tłumu, na warunki – analizuję.

Po kilku minutach słyszę sygnał. Wysoki gwizd. Znak, że stado się zbliża. Po chwili sam zaczynam coś słyszeć. Świst i łomot, którego nie można pomylić z niczym innym, z każdą sekundą głośniejszy. Nadciągała bestia. Widzę, że ludzie zrywają się ze swoich miejsc, poprawiają troki, zaczynają się kręcić. Ruszają już na skraj urwiska. Zostaję na miejscu. Stąd mam lepszy widok, a pośpiech nie jest jeszcze konieczny. Stado wyłania się powoli zza zakrętu. Sięgam po lunetę i wypatruję znaków szczególnych: oznakowań w postaci numerów czy jakiś widocznych uszkodzeń. Udaje mi się, znajduje numer, który pamiętam, rozpoznaję prowadzącego. Za nim podąża wyjątkowo duża grupa, trzy składy, to dobrze, tabun osiąga dużą prędkość. Przy tych warunkach, ta grupa ma sporą bezwładność. Teraz wiem wszystko co powinienem wiedzieć. Zbieram się i ruszam w kierunku tłumu. Jest kilka miejsc, w których mogę stanąć. Szukam jakiegoś, które nie jest zbytnio zapchane. Znajduję idealne, w pierwszym rzędzie i czuję, że tym razem muszę trafić. Łomot jest coraz głośniejszy, zaczynam się denerwować. Nie jestem jedyny, widzę napięcie na twarzach innych traperów. Uderza mnie pęd powietrza. Ktoś za mną próbuje się jeszcze przepchnąć do pierwszego rzędu. Na to jest już trochę za późno. Nie pozwalam mu na to. Bestia zatrzymuje się. Czuję rosnące podniecenie. Nadchodzi chwila prawdy. Czy na pewno wszystko dobrze wyliczyłem?

 

* * *

 

Pociąg się zatrzymuje. Stoję naprzeciwko drzwi. Tłum zaczyna napierać na mnie od tyłu. Drzwi się nie otwierają. Czyżbym przegrał? Nie, przycisk. Przypominam sobie. Nowsze modele, mają przyciski. Naciskam go i drzwi się otwierają. Z wagonu wychodzi parę osób. Do środka wlewa się tłum. Jestem niczym surfer niesiony na fali. Skręcam w lewo, tam jest więcej pustych miejsc. Z naprzeciwka nadciąga druga fala ludzi, z innych drzwi. Znajduję jedno wolne miejsce. Doskakuję do niego i siadam. Jest moje. Dzisiejsze polowanie się udało. Nie muszę stać w pociągu. Wygrałem.

Koniec

Komentarze

Witaj,

 

Podstawowy zarzut to brak fantastyki. Starasz się zwieść czytelnika, ale już od początku widać, jak wprost unikasz powiedzenia o co chodzi. Daje to czytelnikowi możliwość kombinowania – ja obstawiałem polowanie na jakiś hi-tech w stylu mechy (naziemne), czy drony (powietrzne).

Opisy masz spoko, próbujesz zbudować napięcie w oczekiwaniu na finał, na ujawnienie się zwierzyny, na twist, ale nie samymi opisami człowiek żyje. Coś co miało wciągać – sprawia, że się nudzę. Potrzeba jakiejś akcji, błyskotliwego dialogu.

No i ten twist na końcu to totalna klapa i rozczarowanie. Taki oklepany temat wolnych miejsc w środkach transportu publicznego. Zerowy poziom fantastyki.

 

Pozdrawiam!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Rano. Dzwoni budzik. Brzmi to jak poniedziałek rano. – trochę drażni to powtórzenie, nawet jeśli było celowe. Myślę, że dałoby radę jakoś to przerobić. No i co brzmi jak poniedziałek rano? Dźwięk budzika? Jest jakiś specjalny na poniedziałek czy co?

 

Dobry posiłek to podstawa, bez niego człowiek nie ma rano wystarczającej energii, a jest ona potrzebna, żeby pobudzić mózg i ciało do działania. – Wiem, że piszesz taki jakby poradnik, ale to trochę brzmi jak z podręcznika dla dzieci. Dorosłemu chyba nie trzeba tłumaczyć takich rzeczy.

 

trzeba być na to gotowym i się przystosowywać się do warunków. – o jedno się za dużo.

 

ale korzystać z tego może z tego tylko jedna – o jedno tego za dużo.

 

Zimą i jesienią istotne jest też zwrócenie uwaga na możliwe oblodzenie i opady śniegu. – uwagi.

 

Moje ulubione miejsce, koło drzewa na wzniesieniu, jest wolne. Roztacza się z niego doskonały widok, ale inni łowcy go nie lubią, bo nie jest w ogóle osłonięte przed wiatrem. Przysiadam na wzniesieniu. – przydałby się jakiś synonim. 

 

Po kilku minutach słyszę sygnał. Wysoki gwizd. Znak, że stado się zbliża. Po chwili sam zaczynam coś słyszeć. – Wcześniej słyszy sygnał, ale po chwili zaczyna coś słyszeć. Hmm…

 

Nowsze modele, mają przyciski. – w całym tekście często stawiasz niepotrzebne zupełnie przecinki, tak jak tutaj.

 

Ok, z pozytywów: 

Piszesz całkiem w porządku, starasz się budować klimat, pojawiło się nawet jakieś zaciekawienie. 

Z minusów:

Brak fantastyki, jak wspomniał już Mytrix. Zamysł co prawda miałeś słuszny, czyli: Budowanie napięcia, konstruowanie zdań w taki sposób, aby czytelnik za szybko nie połapał się o co chodzi, a na koniec zaskoczenie. Koncept dobry, ale zakończenie… chyba do mnie nie trafiło.

Pozdrawiam :)

Hmmm. Jak na dowcip – za długie. Jak na poważniejszy tekst – za mało akcji. IMO, przesadziłeś z tymi opisami i wyjaśnianiem prostych rzeczy.

Jakoś mi zazgrzytało zestawienie nowoczesnego budzika i kąpieli w rzece. Wydaje mi się, że albo budzik i prysznic, albo rzeka i pianie koguta.

wymieniamy się nowymi nowinkami technologicznymi.

A trafiają się stare nowinki?

Babska logika rządzi!

Podczas lektury nie opuszczało mnie wrażenie, że czytam jakąś instrukcję, wzbogaconą doświadczeniami narratora. Niestety, nic mnie tu nie zdołało zainteresować, nic nie zaskoczyło, nic nie rozśmieszyło. Pełna obojętność – przeczytałam i niebawem zapomnę.

Wykonanie pozostawia nieco do życzenia.

 

Pa­trzę na ze­ga­rek, jest już 0600. –> Raczej: Pa­trzę na ze­ga­rek, jest już szósta.

 

Jest to naj­lep­sze miej­sce na po­lo­wa­nie, które znaj­du­je się dość nie­da­le­ko od mo­je­go domu. –> Czy dobrze rozumiem, że polowanie znaj­du­je się nie­da­le­ko domu?

 

trze­ba zdać się na szczę­ście Tu się mylą. Na miej­scu czeka mnie nie­mi­łe za­sko­cze­nie. My­śli­wych jest dużo wię­cej niż ostat­ni Coś się mu­sia­ło stać. Po chwi­li wszyst­ko staje się jasne. Nie są jed­nym tłu­mem, wszy­scy są zbici w małe grup­ki, wy­raź­nie pró­bu­ją­ce się ogrzać. To ozna­cza, że po­przed­nie stado nie przy­by­ło o cza­sie. Takie rze­czy się zda­rza­ją, trze­ba być na to go­to­wym i się przy­sto­so­wy­wać się do wa­run­ków. Przez chwi­lę roz­wa­żam, czy nie zre­zy­gno­wać z dzi­siej­sze­go po­lo­wa­nia, ale zdaję się na mój in­stynkt. Roz­glą­dam się po tłu­mie. –> Przykład siękozy.

 

Kiwam im głową w krót­kim ge­ście po­zdro­wie­nia… –> Gesty wykonuje się dłonią, nie głową.

 

któ­rzy ina­czej nie mieli by w ogóle szan­sy. –> …któ­rzy ina­czej nie mieliby w ogóle szan­sy.

 

czy jakiś wi­docz­nych uszko­dzeń. –> …czy jakichś wi­docz­nych uszko­dzeń.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Zdecydowanie masz czym pisać (chodzi oczywiście o styl i umiejętności, nie narzędzia :-)) bo opisy są całkiem niezłe. Narzekałbym co najwyżej na to, że większość opisów składa się z prostych, krótkich zdań, co oczywiście sugeruje dynamikę wydarzeń, ale tak naprawdę powoduje wrażenie monotonii i napięcie siada. 

Sam żart też niestety nie porwał – wydaje mi się, że coś takiego można byłoby zamknąć w drabblu. Czytelnik nie zdołałby się znudzić, a tłist byłby wyraźniejszy. 

Ale, jak powiedziałem, zdolności masz, więc jestem pewien, że wkrótce przeczytam coś zdecydowanie lepszego Twojego autorstwa. 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Od kiedy wspomniałeś o Postoju, obstawiałam, że to polowanie kanara na pasażerów na gapę. Prawie mi wyszło ;)

Tekst ma sporo usterek typu powtórzenia (naprawdę sporo), jakieś zabłąkane chochliki no i dłużyzny – ze sporej części informacji mógłbyś moim zdaniem zrezygnować bez szkody, a wręcz z zyskiem dla tekstu. 

 

Pamiętam te czasy, gdy sam byłem łowcą: dojeżdżałem na zajęcia częściowo pociągiem, a częściowo autobusem, nabrałem więc doświadczenia w polowaniu na miejsca w obu tych środkach komunikacji. (Najtrudniej było coś złowić w piątkowe popołudnia, gdy tłumy studentów wracały na weekend do domu). Tak więc z jednej strony tekst mnie rozbawił, z drugiej skłonił do wspomnień. Brak fantastyki mi nie przeszkadza, ale faktycznie można by poskracać dłużyzny. Proponuję skrócenie szorta do “szortalowych” 3500 znaków (ze spacjami).

Nie porwało mnie :(

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka