- Opowiadanie: tsole - Powrót Papy Smerfa

Powrót Papy Smerfa

Ponieważ popyt na hard SF jest tu mizerny, dziś prezentuję coś lżejszego, coś do czego tutejszy mainstream wiekowy powinien z chęcią wracać :)

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Powrót Papy Smerfa

Niedzielny wieczór. Dla dziesięciolatka najsmutniejsza pora w całym tygodniu. A Łukasz ma nieszczęście być dziesięciolatkiem. Jutro poniedziałek, wstrętny poniedziałek, kiedy jest na ósmą do szkoły, trzeba więc wcześniej myć te nieszczęsne zęby, a potem w łóżku oczekiwać na sen. Jak gdyby tego było mało, do okna pukają smutnym pac-pac krople jesiennego deszczu.

„Jeszcze trochę i z moich oczu też pac-pac” – pomyślał Łukasz, wtulając twarz w poduszkę. „Nie! Przecież jestem już mężczyzną. Tak przecież powiedział tata, kiedy zdmuchnąłem za pierwszą próbą dziesięć urodzinowych świeczek. Też mi coś! Mogłoby ich być dwa razy tyle! Jak bym się przyłożył, poradziłbym sobie nawet z tortem taty!”

– A z moim?

Łukasz zamarł. Skądś znał ten głos. Ale skąd?

Otworzył oczy. Przed nim, na krawędzi szafki siedział Papa Smerf.

– Z moim tortem byłoby trudniej, co? – roześmiał się. – Chyba się orientujesz, ile mam lat?

„Ciekawe, kto rządzi moimi snami” pomyślał Łukasz.

– Mylisz się, mój drogi! – Papa Smerf roześmiał się znowu. – To nie sen!

„Aha, usiłuje mnie nabrać, że czyta w myślach. Nie ze mną takie numery! Przecież to najlepszy dowód, że śnię! Papa Smerf jako wytwór mojej śniącej głowy siedzi w niej także, no nie? Więc nic dziwnego, że wie, o czym myślę.

– Dobrze trafiłem – mruknął Papa Smerf, poprawiając się na szafce. – Jest inteligentny. Nawet bardzo. A Gargamel upierał się, żeby znów próbować z dorosłym. Stary dureń!

„Właściwie czemu się stawiam” – zmitygował się Łukasz. – „Ten sen jest nienajgorszy. Znośny. Nawet całkiem dobry.”

– Rozmawiałeś z Gargamelem? – spytał, udając niedowierzanie. Dobre sny trzeba hołubić, żeby nie uciekły. – Przecież to wasz największy wróg. Nie zjadł cię?

– No właśnie. To są skutki – znów mruknął Papa Smerf. – Widzisz synu, u nas jest całkiem inaczej. To wasi dorośli wszystko poprzekręcali. Aż mnie mdliło, gdy obejrzałem tę nieszczęsną bajkę w waszej telewizji. A wszystko przez tego szubrawca – zgrzytnął zębami. – Ach, gdybym go tak dorwał w swoje ręce!

– Kogo?

– Jak to kogo?! Disneya! To on jest sprawcą całego nieszczęścia!

Łukasz nie wiedział co powiedzieć. Lubił filmy Disneya… ale Papę Smerfa również.

– Nic nie rozumiem – wybąkał zmieszany.

– Wiem, wiem. Nie przejmuj się. Po to tu jestem, żeby ci wyjaśnić. Na razie jednak patrz uważnie. Zobaczysz jak wyglądam z boku.

Papa Smerf zaczął się obracać. To znaczy właściwie wcale się nie obracał: wciąż skierowany był twarzą ku niemu. Lecz kurczył się, całkiem jak obracany rysunek. Po chwili był cienki jak ołówek. Potem jeszcze cieńszy, aż znikł zupełnie. Po dłuższej chwili Łukasz pomyślał, że to już koniec snu, lecz zaraz usłyszał głos Papy Smerfa:

– Jestem tu, jestem. Przecież mówiłem, że obrócę się do ciebie bokiem. No, wystarczy.

Wyłonił się z nicości.

– Jesteś narysowany na kartce? – spytał Łukasz.

– Nie obrażaj mnie – syknął skrzat. – Jestem Papa Smerf, najprawdziwszy, żadna tam kartkowa imitacja.

– Przepraszam – szepnął Łukasz na wszelki wypadek, bo nadal nic nie rozumiał.

– Dobrze już, dobrze – powiedział Papa Smerf protekcjonalnie. – Skąd miałbyś wiedzieć? Jestem powierzchniowcem – dokończył dumnie.

– Powierzchniowcem?

– Tak. U was mówią na nas pogardliwie „płaszczaki”. Słyszałeś może?

Łukasz pokręcił głową.

– Nie szkodzi. My też mamy na nich niezgorsze przezwisko: grubienie. Ładnie, co? – zarechotał. – Ale ja tu gadam a tymczasem w twojej głowie widzę bigos. Więc słuchaj i zapamiętaj sobie: my wcale nie zostaliśmy wymyśleni przez waszych bajkopisarzy. Żyjemy naprawdę. Jesteśmy mieszkańcami powierzchni. Co tak wywalasz gały? To dziecinnie proste. Wszystkie przedmioty u was, ot choćby ta szafka – zrobił ruch ręką – mają trzy wymiary: długość, szerokość i wysokość. A u nas mają tylko dwa: długość i szerokość. Jak powierzchnia kartki papieru…

– Ale kartka ma przecież grubość. Małą bo małą…

– Słuchaj uważnie!- zirytował się gość. Był jednak całkiem inny od tego filmowego Papy Smerfa. – Kartka ma grubość, ale nie powierzchnia kartki!.

– Więc jesteś jednak rysunkiem – upierał się chłopiec.

– Uff – Papa Smerf pokręcił głową jak gdyby chciał powiedzieć „ale głąb”. – Ile mam tłumaczyć: rysunek nie jest całkiem dwuwymiarowy – farba, tusz, atrament czy grafit ołówka tworzą na papierze warstewkę, cieniutką, co prawda, ale zawsze. Wszystkie rysunki są tylko nieudolną próbą podrobienia naszego świata.

– Przede wszystkim służą do obrazowania naszego świata – zaoponował Łukasz.

Papa Smerf pokiwał głową.

– I tu jest właśnie troll pogrzebany.

– Troll?

– Prawda, u was mówi się „pies”. Cóż – zamyślił się – chyba zaryzykuję i opowiem ci wszystko. Ale – popatrzył na chłopca uważnie – to chwilę potrwa. Może chce ci się spać?

Łukasz omal nie roześmiał się głośno. Spać? Czy ktoś we śnie może być senny? Aby jednak nie spłoszyć nocnego gościa, powiedział:

– Nie, skądże. Możesz zaczynać.

A więc słuchaj i nie przeszkadzaj – Papa Smerf rozparł się wygodnie i rozpoczął swą opowieść.

 

***

 

Tych czasów nie pamiętają u nas nawet najstarsi. Gdyby to była bajka, powiedziałbym teraz: dawno, dawno temu… Ale to nie jest bajka. Nasza historia rozpoczęła się o wiele wcześniej od waszej. I choć światy te dzieli przepaść jednego wymiaru, w czasach, gdy wasi przodkowie zleźli z drzew, mieliśmy już wiedzę pozwalającą podglądać, jak odkrywaliście, że kamień może być narzędziem, jaskinia domem, a ogień sprzymierzeńcem.

Cieszyliśmy się, że w świecie bogatszym od naszego o jeden wymiar rozwijają się istoty myślące. Pierwsi też wyciągnęliśmy przyjacielską dłoń. Z dużą ufnością i – jak się potem okazało – lekkomyślnością nasi przodkowie ukazywali się waszym przodkom. Uczyli ich cierpliwie trudnej sztuki myślenia.

Rysunki z tego okresu, zachowane na waszych skałach, w jaskiniach, z których jesteście tak dumni, wcale nie są świadectwem genialnego odkrycia możliwości obrazowania waszego przestrzennego świata na płaszczyźnie. To nieudolne próby naśladowania nas, powierzch-niowców.

Nadzieja na współpracę, porozumienie nie trwała długo. Bo was, grubieni, już od czasu, gdy stanęliście na dwóch tylnych kończynach zżerała chorobliwa ambicja. Imponowaliśmy wam swą wiedzą, mądrością, chcieliście więc za wszelką cenę do nas się upodobnić. Kto wie, może to pozostałość po małpach, których szeregi niedawno opuściliście? Jeszcze dziś macie takie określenie: „małpować kogoś”, prawda?

Przejęliście całkiem nasze metody porozumiewania się: pismo obrazkowe, hieroglify, wreszcie alfabet, listy, księgi, dokumenty… zauważyłeś, że to wszystko odbywa się na płaszczyźnie? Kiedy nauczyliście się rysować w dwóch wymiarach wasze trójwymiarowe przedmioty, spostrzegliśmy, że niechcący okaleczyliśmy wasz świat. Ale było już za późno. Z wielkim upodobaniem rozwijaliście tę technikę: malarstwo, fotografia, wreszcie film – idealne, bo ruchome, barwne i dźwiękowe odbicie waszego przebogatego świata… na płaskim ekranie!

Ten jawny dowód waszego kalectwa przeraził nas. Zwłaszcza, że czuliśmy się trochę winni: w końcu to my u zarania waszych dziejów kierowaliśmy pierwszymi krokami cywilizacji przestrzennych. Postanowiliśmy działać. Sztab naszych myślicieli po setkach testów wybrał waszego reprezentanta, który – pod naszą kontrolą – miał wyprostować to skrzywienie w twórczym myśleniu i postrzeganiu świata.

Wybór padł na Walta Disneya. Był wówczas nie znanym nikomu młodzieńcem. Posiadał jednak cechę umożliwiającą ogarnięcie wielkości naszego zamysłu wybujałą wyobraźnię. Niestety, obróciła się ona przeciw nam.

Walt Disney nawiązał kontakt bardzo ochoczo. Nie był przerażony ani choćby zaskoczony. Szybko zgodził się z wnioskiem, że ułomność ludzkiej rasy trzeba usunąć. Zaproponował, abyśmy zapoznali go z faktycznym obrazem cywilizacji powierzchniowców, bo pozwoli mu to znaleźć sposób uzdrowienia swojej. Niczego nie podejrzewając, wyraziliśmy zgodę i Walt przez kilka waszych miesięcy odbywał podróże po płaszczyźnianym świecie. Oczywiście nie on cały, lecz jego umysł, ale mniejsza o szczegóły techniczne, są dla ciebie jeszcze zbyt skomplikowane.

Niestety, Disney okazał się zimnym, wyrachowanym draniem. Nie kierowała nim troska o los waszej cywilizacji, chodziło mu jedynie o pieniądze. Pobyt u nas miał mu dostarczyć materiałów do sensacyjnej książki. Obejrzawszy sobie do woli świat powierzchniowców, rychło zorientował się, że nikt mu nie uwierzy – dorośli wezmą go za wariata. Więc wpadł na pomysł, aby pokazać nasz świat pod pretekstem bajek dla dzieci. W postaci filmów rysunkowych. Tak też uczynił. I zarobił te swoje upragnione pieniądze.

Żeby chociaż robił to uczciwie, rzetelnie. Gdzie tam. Wszystko poprzekręcał. Te filmy, które robił z grupą starannie dobranych koleżków są nędzną karykaturą naszej rzeczywistości. Nędzną i złośliwą. Cóż: żeby zdobyć poklask, musiały rozbawiać.

 

***

 

Łukasz ocknął się. Niby Papa Smerf tylko mu to opowiadał, a przecież zapamiętał wszystko tak, jak gdyby widział całą historię własnymi oczami.

– Tak to, widzisz, było – Papa Smerf wyciągnął fajkę. Łukasz wybałuszył oczy. Papa Smerf z fajką? Tamten roześmiał się.

– Nie bój się, nie nakopcę ci. To dwuwymiarowy dym.

– Ale ty… z fajką?

– Mówiłem ci, że Disney wszystko poprzekręcał.

Nagle chłopca olśniło.

– To ty coś kręcisz! – zawołał z triumfem. – Disney wcale nie sfilmował historii o Smerfach! Ani jej nie wymyślił!

– Tak, to prawda – Papa Smerf zerknął na niego z uznaniem. – Nie odważył się. Opowiadał o innych krainach naszego świata. A niektóre historie to po prostu nasze bajki. Ukradł je, ot co. A co do nas, Smerfów… widać bał się, że możemy się jakoś zemścić. W końcu podsunął pomysł koledze, osobiście pomagał tylko w ilustracjach. To dlatego jestem trochę podobny do waszego telewizyjnego Papy Smerfa. Ale cała reszta…

Nagle skrzypnęły drzwi i smuga światła przecięła pokój. W otwartych drzwiach stała mama. Błyskawicznie zamknął oczy i zaszumiał regularnym oddechem. Mama wyszła, cichutko zamykając drzwi. Łukasz wsłuchiwał się w cichnący odgłos kroków. Wreszcie szepnął:

– Papo Smerfie! Gdzie jesteś?

Cisza.

– Gdzie jesteś? Obróciłeś się bokiem?

Nikt się nie odezwał. Łukasz był wściekły na mamę za to, że przerwała mu tak fascynujący sen.

– Zaraz! Sen? – pomyślał olśniony. – Ależ głupiec ze mnie! Muszę zasnąć, wtedy Papa Smerf wróci znowu!

Zwinął się w kłębuszek i zamknął oczy. Po chwili jego miarowy oddech wypełniał ciszę.

Ale Papa Smerf nie wrócił już do jego snu. Po kilku minutach pojawił się na poduszce z jakimś dziwnym przyrządem przypominającym nieco suszarkę do włosów. Przystawił go do czoła Łukasza i przełączył małą czerwoną dźwigienkę. Na moment pokój zalała fioletowa poświata, potem znów nastała ciemność. Papa Smerf w skupieniu patrzył to na zegarek, to na wskazania przyrządu. A w pewnej chwili po prostu zniknął wraz ze swoją „suszarką”.

 

***

 

Łukasz obudził się rano z wrażeniem, że śnił mu się dziwny, wspaniały świat. Że błądził w labiryncie korytarzy jakiejś niezwykle skomplikowanej maszyny. Na pozór wszystko wydawało mu się dziecinnie proste, lecz gdy sięgał do szczegółów, pojawiały się ledwie strzępki zdań, tajemnicze słowa, których przecież nigdy nie słyszał: kongruencja, transformacja afiniczna, macierz ortogonalna, dywergencja…

Chwilę łamał sobie nad tym głowę, szybko jednak doprowadził go do porządku głos mamy:

– Łukasz, wstawaj! Zlituj się synu, zapomniałeś, że dziś poniedziałek? Masz na ósmą!

„No tak. Poniedziałek. Wstrętny poniedziałek.”

Łukasz zwlókł się z łóżka zrezygnowany. Sen natychmiast ukrył się gdzieś w zakamarkach pamięci.

Będzie tam czekał długo, długo.

 

***

 

Pół godziny później chłopiec szedł przez park do szkoły. Zwyczajem dziesięciolatka szurał butami w zeschłych jesiennych liściach, które oburzały się, gniewnie szeleszcząc. Obok przechodzili ludzie zatopieni w świecie własnych spraw.

Żaden z nich nie wiedział, że oto w tej chwili mija geniusza, który za kilkanaście lat zadziwi świat wspaniałymi wynalazkami. Odkrywcę trójwymiarowego alfabetu. Twórcę przestrzennego kina. Prawdziwego przestrzennego kina, nie jakiejś tam nędznej IMAX-owej imitacji.

Łukasz też nic o tym nie wiedział. A obok, na zielonej ławce siedział obrócony bokiem Papa Smerf. Palił fajkę i uśmiechał się.

Koniec

Komentarze

Domyślam się, że Powrót Papy Smerfa, to opowiadanie dość szczególne i celowo zostało dodane w Dzień Dziecka. Bajka całkiem sympatyczna, a choć dawno wyrosłam z dziecięcych historii, miło się ją czytało. ;)

 

wstręt­ny po­nie­dzia­łek, kiedy jest na ósmą do szko­ły… –> Raczej: …wstręt­ny po­nie­dzia­łek, kiedy trzeba na ósmą do szko­ły

 

„Cie­ka­we, kto rzą­dzi moimi snami” po­my­ślał Łu­kasz. –> „Cie­ka­we, kto rzą­dzi moimi snami” po­my­ślał Łu­kasz.

 

„Aha, usi­łu­je mnie na­brać, że czyta w my­ślach. Nie ze mną takie nu­me­ry! Prze­cież to naj­lep­szy dowód, że śnię! Papa Smerf jako wy­twór mojej śnią­cej głowy sie­dzi w niej także, no nie? Więc nic dziw­ne­go, że wie, o czym myślę. –> Brak zamykającego cudzysłowu.

 

– Słu­chaj uważ­nie!- zi­ry­to­wał się gość. –> Brak spacji przed dywizem, zamiast którego powinna być półpauza.

 

– Kart­ka ma gru­bość, ale nie po­wierzch­nia kart­ki!. –> Po wykrzykniku nie stawia się kropki.

 

To nie­udol­ne próby na­śla­do­wa­nia nas, po­wierzch-niow­ców. –> Zbędny dywiz w powierzchniowcach.

 

Był wów­czas nie zna­nym ni­ko­mu mło­dzień­cem. –> Był wów­czas niezna­nym ni­ko­mu mło­dzień­cem.

 

Masz na ósmą! –> Raczej: Idziesz na ósmą!

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dobrze się domyślasz. I właśnie na tę nostalgiczną reakcję liczyłem :).

Dzięki za korektę. Ile płacę? 

Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię

 Wystarczy wirtualny uśmiech. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

laughblush

 

Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię

Dziękuję. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

O, zaskoczyłeś. ;) Bardzo miło zaskoczyłeś. Ładna bajka z nienachalnym przesłaniem. Bardzo przyjemna lektura. :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Miło to słyszeć :) Duża buźka od starego Gargamela :)

A Ty Irko do Noosfery bieżaj, bo możesz nie zdążyć :)

Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię

Jejku… smerfy! Bardzo przyjemny tekst, z przesłaniem i ładunkiem bardzo nostalgicznym. Pamiętam to jak przez mgłę, ale dorastałem, oglądając tę bajkę.

Pomysł niespodziewany, bardzo mi się podobał. 

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Na tę nostalgię właśnie liczyłem! Dzięki za wizytę i dobre słowo!

Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię

Ładna bajka, z nienachalnym przesłaniem, dobrym tempem oraz pomysłem na fabułę. Ja jestem kontent :)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Dziękuję, miło mi. Pozdrawiam!

Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię

Wszyscy idą w kierunku nostalgii. Nigdy za Smerfami nie przepadałam, a kontent jestem z powodu tematyki. Istoty z innego wymiaru na dziesięć tysięcy sposobów – kupuję w ciemno (prawie). Jest też ciekawa istota natchnienia do przyszłych odkryć – taka trochę “boska” interwencja. Przyprawione nutą nostalgii dodatkowo zyskuje na uroczej naiwności (w pozytywnym sensie, rzecz jasna). I co z architekturą?

Miły tekst, który może zachęcić do głębszych refleksji. 

Celna uwaga z tą architekturą. To rzeczywiście wykracza poza okaleczenie naszego świat przez płaszczaków :)

Dziękuje za wizytę, ciekawy komentarz i pozdrawiam :)

Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Dziękuję! :)

Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię

Nowa Fantastyka