- Opowiadanie: Łosiot - W Domu Cyfrowego Brata

W Domu Cyfrowego Brata

 

PO lekturze,warto ewentualnie zerknąć na ten artykuł, bo  wykorzystałem  trochę tej tematyki, a to chyba nie jest wiedza powszechna.  

 

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

W Domu Cyfrowego Brata

Czekali, siedząc przy stole w blasku świec. Jak zwykle nikt nie tknął jedzenia, wino natomiast cieszyło się dużym powodzeniem. Patrzysz na nich, czekasz razem z nimi. Z nimi i milionami innych.

W końcu. Przyszła.

– Witajcie, moi drodzy – rzekła Rachel stając w dużych, dwuskrzydłowych drzwiach. Zawsze gdy się pojawia na ekranie, jest ci trochę głupio, a przed telewizorem robi się jakoś ciszej niż normalnie. Bo jeśli oglądasz z dziewczyną albo żoną, to ty wiesz, że ona wie, co robisz w myślach z prowadzącą program.

Miała niesamowitą sylwetkę i realizatorzy wykorzystywali to na każdym kroku. Teraz, światło zza jej pleców prześwitywało przez elegancką, wieczorową suknię. Efekt był piorunujący, Rachel zastygła więc tak na kilka sekund. Bardzo chciałbyś, by ta chwila trwała dłużej.

Wreszcie, ruszyła powolnym krokiem. Miarowe stukanie obcasów przez chwilę było jedynym dźwiękiem w eleganckiej jadalni. Stanęła u szczytu stołu, omiatając spojrzeniem zebranych.

– Mija właśnie szósty tydzień naszego turnieju, jak się czujecie? – Nie czekając na odpowiedź, mówiła dalej. – Czy ktoś z was już wie? Czy komuś udało się prawidłowo wytypować cyfrowego brata wyprodukowanego przez lidera na rynku robotyki Albedo.Tech?

Mówiąc to, skierowała spojrzenie w obiektyw kamery. Teraz zwraca się do bardziej ciebie, niż do piątki siedzącej przy  stole.

– Czy ludziom udało się rozpoznać tę doskonałą maszynę?

Odziani na biało kelnerzy szybko uprzątnęli ze stołu jedzenie. Ktoś próbował protestować, gdy zaczęli zabierać wino i kieliszki.

– Znacie już doskonale nasze zasady, jednak powtórzę je, bo być może dołączył do grona naszych widzów ktoś, kto jeszcze nie wie o co chodzi.

To był ten moment, kiedy Rachel użyła kolejnej broni ze swojego arsenału. Uśmiech pojawił się tylko na moment, jednak wystarczył. Śmiejesz się razem z Rachel, śmieją się wszyscy przed telewizorami. Przecież każdy zna zasady. Przecież wszyscy oglądają.

– Przez ostatni tydzień miliony naszych widzów decydowały o tym, czy zostaniecie w programie. Każdy z was ma swoją rzeszę fanów. Ale ktoś musi odpaść i to się dziś stanie.

Rachel miała tak dopracowaną mimikę twarzy i mowę ciała, że gdyby była w tym tylko trochę lepsza, zrozumiałbyś wszystko bez słów.

– Kogo pożegnamy? A może ktoś prawidłowo wytypował androida i przejdzie automatycznie do kolejnej rundy?

Znów zmiana kamery. Płynna, w idealnej synchronizacji z realizacją programu.

– Dowiemy się wszyscy już za chwilę – dokończyła z promiennym uśmiechem wysłanym prosto do ciebie. Następnie zwróciła się już do siedzących przy stole, ze znacznie poważniejszym wyrazem twarzy.

– Za chwilę rozdamy wam szkatułki.

Muzyka w tle nie była nachalna, raczej subtelnie wspierała Rachel w budowie napięcia.

– W szkatułce każde z was znajdzie żeton. Jeśli będzie to żeton zielony, zostajecie w programie. Żeton czerwony oznacza, że czas się pożegnać, bo widzowie nie chcą już was więcej oglądać. – Rachel podkreśliła ostatnie zdanie zdecydowanym ruchem dłoni. – No dobrze. – Kobieta klasnęła w dłonie. – Zróbmy to, OK?

Pięciu kelnerów weszło na salę. Każdy z nich stanął o krok za krzesłem i siedzącym na nim uczestnikiem programu.

– Oto wasze szkatułki.

Kelnerzy jak jeden mąż położyli przed każdym z siedzących eleganckie, drewniane pudełka. Odpadł szósty uczestnik Cyfrowego Brata. Lubiłeś gościa i wolałbyś, żeby odpadł kto inny. Trudno. Jest późno, ale posiedzisz jeszcze, na końcu są zawsze krótkie wywiady z uczestnikami zostającymi w programie.

 

*

 

– Jak ci się podobała dzisiejsza kolacja? Co czujesz, Kate? – zapytał męski głos spoza kadru.

– Radość, że jeszcze z wami zostaję! Jesteście kochani!

– Cieszysz się, że Steve odpadł? Na początku mieliście tu pewną wspólną, powiedzmy, przygodę?

– Czy się cieszę, że odpadł Steve? W sumie, to tak. Wiecie, to był swój chłopak. Lubił zaszaleć, fajnie się z nim gadało. Mieliśmy swoje dobre chwile, ale to jednak był gnojek.

– Dlaczego?

– Dobrze wiesz, więc po co pytasz? Wszyscy widzieli, jak mnie potraktował, gdy mu się znudziłam.

– Kto jest Cyfrowym Bratem?

– Nie wiem.

– Kate, na pewno masz kogoś, kogo podejrzewasz. Została was ledwie czwórka.

– To może być ta puszczalska zdzira, Carol.

– Dlaczego akurat ona? Wiemy, nie lubisz jej ze względu na to, co zrobiła ze Steve’em, ale…

– Nie lubię, to mało powiedziane! Nie cierpię jej! I dlatego myślę, że jest tym waszym androidem. Ja ogólnie  lubię ludzi, a jej – nie. Coś jest na rzeczy, co nie?

– Dzięki, Kate, jeszcze na koniec coś do widzów?

– Kochani poznaliście mnie już przez te kilka tygodni, wiem, że jest tam parę osób, które lubią na mnie popatrzeć? Chcecie więcej? Wysyłajcie esemsy o treści "Kate". Mam ogromną ochotę na prysznic!

Znowu wyślesz tego esemesa. Ale jak nikt nie będzie widział. Potem szybko wykasujesz wszystkie wysłane wiadomości.

 

– Jak nastrój po kolacji, Carol? Zdziwiona odpadnięciem Steve’a?

– Zdziwiona? Nie. Ktoś musiał odpaść.

– Cieszysz się, że to akurat on odpadł? Byliście blisko przez ostatnie dwa tygodnie?

– Nie, nie cieszę się. To miły facet. Niezbyt lotny, ale miły. Przedtem gustowałam w inteligentach, nie mam dobrych wspomnień. A Steve jest w porządku.

– Jesteś psychologiem, czy to ci pomaga? Analizujesz zachowania pozostałych? Wiesz, kto jest Cyfrowym Bratem?

– Tak.

– Powiesz nam, kogo teraz podejrzewasz?

– Nie powiem. Ale też – nie podejrzewam. Wiem, bo sprawdziłam, mam swoje metody. I nie pomogło mi w tym wykształcenie, raczej kobieca intuicja.

– Carol, a powiesz coś widzom?

– Tak. Wiem, kto jest androidem. Poradzę sobie bez waszych głosów. Do zobaczenia w finale.

Wcześniej nie głosowałeś na Carol. Teraz też nie masz zamiaru. To zimna ważniara, traktująca pozostałych uczestników z góry. Jesteś pewien, że tak samo traktowałaby ciebie, gdybyście się spotkali.

 

– Nick? Jak twoje wrażenia z kolacji?

– Szkoda Steve’a. Ale to było do przewidzenia.

– Dlaczego?

– Sporo z nim rozmawiałem i – sorry, Steve, nie miej mi za złe, jeśli to oglądasz – doszedłem do wniosku, że to głupek. Steve to po prostu młot. Nawet przez chwilę podejrzewałem, że jest, no wiecie. Sztuczny. Potem się okazało, że jest wponio. Pozdro Steve!

Nie lubisz Nicka. Udaje luzaka, myśli że jest w porządku, a jest zwykłym pozerem. Wnerwia cię.

– OK Nick. A kto jeszcze został w twoim kręgu podejrzanych?

– Wszyscy. Strategię mam prostą. Utrzymać się do finału. Jak zostanie nas dwójka – będę widział kto jest androidem. Bo to na pewno nie ja.

– Coś do widzów, Nick?

– Jasne. Wysyłajcie esemeski, panie i panowie! Dajcie mi szansę dojścia do finału! Bez waszej pomocy nie dam rady.

Dla ciebie, Nick mógłby być androidem. Przydupas Toma, tak zwyczajny, tak nieciekawy i bez wyrazu, że najbardziej pasowałby na robota. Wolisz Toma, to jajcarz.

 

– Hej Tom, co słychać? Jak dzisiejsza kolacja? Wyglądasz na podekscytowanego.

– Wiem, kto jest androidem. Doszedłem do tego dziś.  

– O, to ciekawe Tom, ale powiedz nam najpierw, co ze Steve’em? Co powiesz o jego odejściu z programu?

– To ja.

– Tom, o czym ty…

– Tak, to ja jestem Cyfrowym Bratem. Jestem tego absolutnie pewien.

– Skąd ta pewność, Tom?

– Każdy z nas może nim być. Każdy. Oni są ludźmi, czują, żyją, rżną się, potem kłócą, płaczą, nienawidzą. Jestem inny niż wszyscy. Ja stoję obok. Stoję obok siebie i obok nich. Udaję.

– Eeeee… Tom, powiesz coś jeszcze widzom?

– Nie interesują mnie. Niech na mnie nie głosują.

– Skąd taka zmiana, Tom? Do tej pory byłeś tu duszą towarzystwa i ulubieńcem widzów?

– Udawałem.

Przyznajesz, zaskoczył cię. Do tej pory człowiek-impreza, chyba najfajniejszy gość z całej ekipy, dostawał najwięcej esemesów. Ciekawe, czy mu ten numer nie wyjdzie bokiem? Zapowiada się ciekawa końcówka, co? Musisz to zobaczyć.

 

*

 

Cała czwórka siedziała w salonie na kanapach. Gruby, szklany blat stołu był zastawiony butelkami, szklankami, kieliszkami i opakowaniami po chipsach. Salon był ogromny, tak samo cielska opasłych kanap. Cztery osoby zmieściłyby się na jednej, jednak obecnie, każda z nich siedziała osobno. Oglądasz, ale kleją ci się oczy. Poszedłbyś spać, ale nie chce ci się wstać, wolisz się jeszcze pogapić.

– Ej, no dobra, zostało nas czworo, za dwa tygodnie finał – zagaiła Kate.

– No i? – zapytała Carol. – Masz jakąś propozycję, czy stwierdzasz znany wszystkim fakt?

– A wiesz, kochana, jaki jest jeszcze znany wszystkim fakt? – W głosie Kate słychać było mieszankę jadu z alkoholem. – To, że na dwadzieścia pięć procent jesteś androidem. Moim zdaniem więcej, ale niech będzie. Dwadzieścia pięć procent, Carol!

– Cóż, moja droga. Jestem pewna, że wyciągniesz z tych danych jakieś wnioski. Czy będą prawidłowe? Wątpię. Pamiętaj tylko, że teoretycznie, android mógł odpaść w pierwszej rundzie. Więc procenty, to ty masz teraz we krwi.

– Hej, czekajcie, bo wiem dokąd to zmierza, a mam pytanie – wtrącił Nick. – Czy ktoś z was już wie?

Po takim pytaniu musiała zapaść na moment cisza. Uczestnicy Cyfrowego Brata poświęcili dobre kilkanaście sekund na wymianę spojrzeń we wszystkich możliwych kombinacjach, zachowując przy tym pokerowe twarze.

– To może tak: kto wie, ręka w górę, co? Na trzy, dwa, jeden…

Nick podniósł rękę. Spojrzał na pozostałych. Rękę w górze trzymał również Tom. Po chwili wahania, to samo zrobiła także Kate.

– Gówno wiecie – prychnęła Carol rozpierając się wygodnie na kanapie. – Nic nie wiecie, a te twoje tanie chwyty, Nick, to sobie możesz schować.

Zakładając nogę na nogę, zmierzyła wzrokiem całą trójkę, obdarowując ich przy okazji złośliwym uśmieszkiem.

– Sami nawet nie jesteście pewni, czy nie jesteście sztuczni, widzę to po was, widzę, jak panikujecie patrząc w lustro. Robicie to odkąd Tom wam udowodnił, że każdy z nas może nim być.

Kate wciągnęła szybko powietrze, szykując się do kontry. Zauważyłeś już jakiś czas temu, że ostatnio nie zostawiała żadnej w wypowiedzi Carol bez reakcji. Tym razem ubiegł ją jednak Tom.

– To ja – rzekł wstając z kanapy.

Spojrzał w jedną z automatycznych kamer zainstalowanych w pokoju, lecz szybko zwrócił się do pozostałej trójki.

– Jestem androidem, wszyscy już wiedzą, powiedziałem już wszystkim, wam też się należy ta wiedza.

Jesteś pod wrażeniem, cieszysz się, mimo późnej pory dotrwałeś do tej sceny. Jutro opowiesz wszystkim: Tom to niezły kozak, ale ostro zagrał, żałujcie, że nie widzieliście jak pozostałym zrzedły miny.

Kate parsknęła nerwowym śmiechem. Nick skarcił ją spojrzeniem. Carol, choć słuchała uważnie, nie wyglądała na specjalnie wstrząśniętą. A Tom stał przed nimi spokojny, rozluźniony i pewny siebie.

– Zrobicie z tą informacją, co zechcecie – stwierdził.

– Serio, Tom?

Nick wstał.

– Serio? Po prawie dwóch pieprzonych miesiącach tutaj z nami nagle stwierdziłeś, że jednak jesteśmy debilami i wkręcisz nam taką prostacką historyjkę?

Stanął naprzeciwko Toma i spojrzał mu prosto w oczy.

– Obrażasz moją inteligencję. Myślałem, że się szanujemy w tym gronie.  

– Szanuję was. Dlatego wam powiedziałem.

– Udowodnij to, Tom! – rzuciła Kate. – Jeśli jesteś tego tak pewien, to na pewno masz dowody, co?

– Nie mam na to dowodów.

– No co ty, Tom, łał, naprawdę? – parsknął Nick.  

– Słuchajcie. Każdy z was na pewno się nad tym zastanawia – ciągnął Tom. – Czy jesteście tym. Ale nie mieliście argumentów za. Przeciw – pewnie też nie.

Odpowiedziało mu milczenie.

– No więc ja znalazłem u siebie argumenty za. Spojrzałem na swoje wspomnienia. One nie mogą być prawdziwe. Wszczepiono mi jakieś bzdury, to tylko tło.

– Tom, nie brnij, bo albo masz nas za kretynów, albo sam masz nie po kolei w głowie.

Nick był już wyraźnie poirytowany.

– Wyobraź sobie, że grasz. W grę o sobie, jesteś jej bohaterem – kontynuował Tom.

– I widzisz świat, ludzi, których spotyka ten ty, wszystko co robi i czuje. Masz wpływ na jego poczynania, a sterując nim, masz wpływ także na innych ludzi. Ale wszystko to oglądasz z zewnątrz. I pamiętasz z zewnątrz, jak jakiś gracz.

Masz wątpliwości. Może Tom tak na poważnie? A może to faktycznie on? Może to właśnie tak jest, być andkiem? 

– Wiem już, kim jest ten gracz. Szukałem go przez całe życie. I znalazłem.

– Jezu, Tom, ale pieprzysz. – Kate podniosła się z kanapy. – Ja idę wziąć prysznic, obiecałam to paru osobom. – Te ostatnie słowa skierowała w jedną z salonowych kamer, prosto do ciebie.

 

*

 

Rano oglądasz w autobusie jadąc do pracy lub szkoły, albo w domu, jeśli jesteś na bezrobociu, czy emeryturze. Jesteś cholernie niewyspany. Ale, warto było. Wczoraj w nocy miałeś Kate tylko dla siebie.

– Ponieważ została was już tylko czwórka, do gry weszły nowe zasady – obwieścił podczas śniadania niski, zmodyfikowany cyfrowo Głos.  

– Skracamy czas między eliminacjami do trzech dni. Nadal jednak wasza dalsza obecność w programie zależy od dwóch rzeczy: tego, jak trafnie będziecie typować androida i poparcia widzów.

Głos zamilkł, ustępując pola szczękowi sztućców i naczyń, towarzyszącemu śniadaniu w domu Cyfrowego Brata.

Nick dopił sok pomarańczowy i wytarł usta serwetką.

– Ktoś, coś? Może tenis? – zagaił. – Piłkarzyki? Bilard? No, kochani, halo, tu ziemia! Nie dostaliśmy dziś żadnego zadania. Robimy coś?

– Nie będzie już zadań – wtrąciła ponuro Carol.

– A skąd niby  to wiesz? – wcięła się zawsze czujna Kate.

– Kate, nie potrafię ci tego wytłumaczyć, nie używając trudnych słów jak logika, czy dedukcja. Powiedzmy, że zgadłam.

– Dziewczyny, zaraz się pokłócicie, już za chwilę, OK? Ja bym tylko prosił, żeby Carol wyjaśniła nieco dokładniej, co ma na myśli. Kate, wytrzymasz? – powiedziawszy to, Nick wysłał dziewczynie błagalne spojrzenie.

– To proste. Jest nas mało, a finał już za moment. Ludzie chcą widzieć nasze emocje, czuć jak napięcie rośnie. Po co im przeszkadzać głupimi zadaniami? Prawda Tom?

Ten uniósł wzrok znad owsianki i wbił puste spojrzenie w Carol.

– Jezu, Tom, nie patrz tak na mnie tak łakomie, bo Kate będzie zazdrosna.

Załomotało energicznie odsuwane krzesło, Kate wstała, uderzając otwartymi dłońmi o stół.

– Jaka ty jesteś wredna – powiedziała głośno i wyraźnie, zerkając w jedną z kamer. – Obrażasz mnie, kiedy tylko możesz, a ja nic ci nie zrobiłam. To ty odbiłaś mi Steve’a, a teraz szydzisz ze mnie! Nie oszczędzasz nawet Toma, biedak nam się kompletnie posypał, a ty wbijasz mu szpilę. Jesteś okrutna, a jeśli uważasz, że ludzie chcą oglądać takie emocje, to się grubo mylisz. Ludzie tacy nie są. Idę pod prysznic.

Prawdę mówiąc, uwielbiasz, gdy Kate i Carol się kłócą i żałujesz, że to koniec. Trudno, jeszcze chętniej zobaczysz Kate biorącą poranny prysznic.

– A ja pograć na konsoli, ktoś dołączy? – zaproponował Nick.

Carol pokręciła głową. Nie wyglądała na zadowoloną.

 

*

 

W łazience domu Cyfrowego Brata unosiły się kłęby pary. Tom stał na środku od dobrych paru minut, przyglądając się nieświadomej jego obecności Kate. Jego ubranie było przesiąknięte wilgocią, a mokre włosy opadały czarnymi mackami na twarz. Opierając się rękoma o ścianę, Kate spuściła głowę i wystawiła plecy na chłostę biczy wodnych. Jej długie, ociekające wodą włosy sięgały niemal pokrytej resztkami piany posadzki.

Przez długie minuty, nieruchome łazienkowe kamery wpatrywały się w nieruchomego Toma i nieruchomą Kate.

Scena jest niepokojąca, oglądasz bardzo uważnie. Wyobraźnia podsuwa ci całą sforę dość paskudnych pomysłów na rozwój sytuacji. Odpędzasz je, ale trzymają się na odległość kija.

Gdy dziewczyna podniosła głowę, pisnęła przerażona. To dobrze, bo za chwilę zacząłbyś się nudzić.

– Tom, co ty tu robisz? Boże, prawie dostałam przez ciebie zawału!

Gniew w głosie Kate był chyba trochę udawany, bo dziewczyna spokojnie spłukała z siebie resztki piany, poprawiła włosy i wyszła spod prysznica. Jej ręka zatrzymała się jednak w połowie drogi do ręcznika.

– Czego chcesz? – zapytała, odwracając się do niego. – Tom? No nie stój tak, taki dziwny, to jest creepy jak cholera. – Mówiąc to, podeszła do niego bardzo blisko. Jej mokre, nagie ciało lśniło w świetle łazienkowych LED-ów.

– Tom!

– Kate?

– No, jednak jesteś tu ze mną. Dlaczego stoisz w mokrym ubraniu w łazience, kiedy ja biorę prysznic? Nie, żebym miała coś przeciw, po prostu chcę wiedzieć – rzekła, patrząc mu głęboko w oczy.

– Chciałem sprawdzić, czy coś poczuję. – Tom mówił bezbarwnym, zmęczonym głosem. – Jesteś bardzo atrakcyjna, Kate, więc byłem ciekaw, co się stanie.

– I co? – Kate naparła na niego biodrami. – Stało się coś?

Jej ręka powędrowała w dół. Nie widzisz dobrze, bo łazienka jest zaparowana i dość ciemna. Jednak dobrze wiesz co ona robi. Ale grubo.

– Nic, Kate. Nic się nie stało.

– Ojej, chyba faktycznie ci się nie podobam – zauważyła Kate, wycofując rękę i robiąc niewielki krok w tył. Odwróciła się i poszła po ręcznik.

– Szkoda, Tom, bo byłam w nastroju.

Szkoda, jak cholera. Liczyłeś na więcej.

– Kate, to był test. Sprawdzałem się. Mam kolejny dowód.

– Wiesz co, przestań pieprzyć. Właśnie mnie odrzuciłeś, nie przywykłam do tego. Zostaw mnie samą.

Tom jednak wciąż stał bez ruchu, więc to Kate pospiesznie opuściła łazienkę.

 

*

 

Dwa bolidy pędziły po poplamionym asfalcie toru wyścigowego Donnington Park. Na prostej jechały prawie spoiler w spoiler. Wiadomo jednak było, że wyścig rozstrzygnie się nie na prostej, a w zakręcie. Kto pierwszy pęknie i przyhamuje przed łukiem? Dłonie kierowców były spocone i zaciśnięte tak mocno, że zbielały im kłykcie, bo przy tej prędkości drobny błąd dużo kosztuje. Tuż przed zakrętem jedno z aut ostro przyhamowało. Kierowca drugiego, musnąwszy tylko przycisk hamulca, przeleciał bolidem po szykanie i pognał jak wicher do mety, odstawiając rywala na dobre trzy sekundy. 

– Pierdolę to! Grasz jak maszy… – Nick urwał zakłopotany. – Nie gram z tobą!

– Punkt karny za przeklinanie w Domu Cyfrowego Brata. – rozległ się głos Cyfrowego Brata.

– Mam to w dupie! – krzyknął Nick.

– Punkt karny za przeklinanie w Domu Cyfrowego Brata.

– Nick, to tylko gra, wyluzuj – łagodził zwycięzca wyścigu.

Nick odrzucił pada i usiadł ciężko na kanapie. Schował twarz w dłoniach.

– Wyluzuj, wyluzuj. Nie wyluzuję, Tom, i powiem ci dlaczego.

Odkrył twarz i spojrzał przekrwionymi oczami na stojącego wciąż przed telewizorem Toma.

– No więc, zawiodłem się na tobie jak cholera. Graliśmy tu we dwóch, szliśmy jak burza. Ludzie nas pokochali, głosowali na nas. Musiałeś to zepsuć?

Tom przyglądał się swojemu rozmówcy beznamiętnym wzrokiem i nie wyglądał, jakby miał zamiar odpowiadać.

– Mieliśmy układ, Tom, do finału razem. – Donośny głos Nicka docierał wyraźnie do wszystkich mikrofonów poupychanych w salonie Cyfrowego Brata. – Zdradziłeś mnie!

Nick zakrył oczy dłońmi, po czym zamilkł.

– Jedziesz? – zapytał Tom, włączając kolejny wyścig.

Nick uniósł głowę i spojrzał na niego z niedowierzaniem.

– Serio? Serio, Tom?

Nick wstał i oskarżycielsko wskazał Toma palcem.

– Od samego początku myślałem, że jest coś z tobą nie tak. Lubiłem cię, ale czułem, że masz problem. Jesteś gnojem, albo niezłym świrem.

Po tych słowach, odwrócił się i skierował do wyjścia. Tam natknął się na opartą o framugę Carol. Przyglądała się im się z uśmiechem zadowolonej kotki.

– Świetnie zagrane, Nick – rzuciła, gdy ją mijał. Spojrzała na niego przelotnie i wróciła do obserwacji Toma, który pędził właśnie ponad trzysta na godzinę po wirtualnym asfalcie Donnington Park.

Też lubisz tę grę. Jednak daleko ci do czasów, jakie wykręca Tom.

 

*

 

Siedzieli we czwórkę przy ogromnym stole, wśród pustych krzeseł. Kelnerzy nalali im czerwonego wina i podali przystawki. Czekali w milczeniu na śliczną Rachel i jej promienny uśmiech zwiastujący złe. Gdy wymieniła imię osoby, która miała opuścić dom Cyfrowego Brata, nikt nie był specjalnie zaskoczony. Ty jesteś zadowolony, tak obstawiałeś. Nie chciałeś go już oglądać.

 

*

 

– Jak tam, Kate? Zdziwiona obrotem spraw?

– W życiu! Nick się kompletnie pogubił. Chodził wciąż wściekły na Toma i opowiadał, jaki to z niego frajer. Dał ludziom złe emocje, więc dostał je z powrotem! – mówiąc to, Kate wyszczerzyła zęby do kamery i pomachała radośnie widzom.

– Masz swoje podejrzenia, prawda Kate? Przeszłaś do kolejnego etapu może dzięki głosom widzów, a może dzięki temu, że dobrze typujesz.

– Jasne, mam swój typ i jestem nadal w programie.

– Czyli nominowałaś Carol, mimo iż Tom się przyznał do bycia androidem?

– Tak. Tom udaje. To ekstra facet, wesoły, dusza towarzystwa przez ostatnie tygodnie. Nagle tak się zmienić? To bzdura, chce nas zmylić, żebyśmy typowali jego. Na pewno nie jest robotem.

– Androidem, Kate.

– Tak, androidem.

– Masz coś dla naszych widzów?

– Kocham was, jesteście super! To dzięki wam zaszłam tak daleko! Kocham was, a wy kochajcie mnie! Piszcie esemesy “Kate”!

 

– Hej, Carol, jak dzisiejsza kolacja? Jakiś komentarz?

– Nie wiem, piłam tylko wino.

Głos zza ekranu odchrząknął, po czym zaśmiał się w mało autentyczny sposób.

– Co sądzisz o odejściu Nicka?

– Odszedł na własne życzenie. Dał się zmanipulować Tomowi i utracił pewność siebie. Ludzie nie chcą oglądać w telewizji niepewnych siebie. Nick przegrał z Tomem, bo ten cwaniak zagrał ostro, ludzie to lubią. No i źle wytypował.

– Wiesz, kto nim jest, prawda?

– Androidem? Wiem. Typuję tak samo od dłuższego czasu i przechodzę dalej.

– Może to dzięki głosom widzów?

– Nie sądzę. Sądzę, że ludzie mnie nie cierpią.

– Co masz do powiedzenia widzom?

– W finale głosujcie, na kogo chcecie. I tak wygram.

 

– Jak tam, Tom? Jak oceniasz dzisiejszy wieczór?

– W porządku.

– Nie martwi cię, że odpadł Nick?

– Dlaczego miałoby mnie to martwić?

– To chyba najbliższa ci osoba z całej ekipy? Trzymaliście się razem, a teraz odpadł. Nie czujesz się winny?

– Winny? Nie mam z tym nic wspólnego. Ale to nie ma znaczenia.

– Wciąż twierdzisz, że jesteś androidem? Czy zmieniasz strategie?

– Pieprzysz, koleś. To nie strategia, a ja nic nie twierdze. Wiem.

– Co powiesz naszym widzom?

– Za trzy dni poznacie prawdę.

 

*

 

Siedzieli z Kate przy stole w jadalni naprzeciwko siebie i patrzyli sobie w oczy. Co jakiś czas zerkali w dół, na lśniące ostrze leżącego na stole kuchennego noża. Jarasz się, bo im bliżej finału, tym bardziej między uczestnikami iskrzy i mają lepsze pomysły.

– Daj mi rękę, Tom.

Dłoń Kate czekała otwarta, zapraszająca. Podał jej swoją powoli, trochę nieśmiało. Była stanowczo zbyt lekka – Kate od razu wyczuła, że nie położył na niej całego ciężaru. Przykryła jego dłoń swoją i po chwili ręka Toma zapadła się w jej.  

– Nie musimy tego robić – rzekła patrząc mu głęboko w oczy.

– Kate, ja muszę wiedzieć. Ty nie?

– Słuchaj, dowiemy się za trzy dni. To niewiele. Zostało bardzo niewiele. Wytrzymałam już tak długo.

– Jak możesz żyć, nie będąc pewna, czy tak naprawdę w ogóle żyjesz?

Tom, mimo iż ostatnio stronił od okazywania emocji, tym razem podniósł głos.

– Tłumaczyłem wam wszystkim, że skoro android nie wie, że jest androidem, a jedno z nas jest nim jest…

– To androidem może być każdy z nas. Tak, Tom wiem, pamiętam. Pamiętam, jak mi stanęło serce, gdy pomyślałam, że masz rację.

Ty też to pamiętasz. Drugi odcinek. Wszystkim opadły szczęki.

– Widzisz? Nie jesteś pewna, czy jesteś człowiekiem. Wydaje ci się, że jesteś. Ale nie jesteś pewna.

– Przestań – szepnęła Kate. – Przestań, proszę cię.

– A ja nie jestem pewien, czy jestem androidem. Wydaje mi się, jestem prawie pewien. Musimy to jakoś sprawdzić, Kate. Musimy. – To mówiąc, Tom wolną ręką złapał rękojeść noża. Zamierasz przed telewizorem. Czekasz na cios. Z Tomem faktycznie jest coś nie tak.

– O Jezu, Tom, naprawdę? – Zimny, zblazowany głos Carol był jak wiadro zimnej wody.

– Chcecie sprawdzać, co macie w środku? Będziecie szukać kabelków? Rany. – Carol zwróciła się do ciebie. – Widzicie tych kretynów?

– Punkt karny za obrażanie mieszkańców Domu Cyfrowego Brata – włączył się wszechobecny głos.

– Dobra, dobra. – Carol machnęła ręką. – Chodźcie, nie trzeba się kroić. Zrobimy test. Kate, coś taka blada? Złe wspomnienia ze szkoły? To nie będzie na ocenę.

Jesteś zły na Carol. Robiło się naprawdę interesująco.  

 

*

 

Kazała im się zamknąć – jednej osobie w sypialni, a drugiej – w łazience. Mówiła im o teście Turinga, o tym, że będzie sędzią. Sama nie miała pojęcia, kto jest w którym z pomieszczeń. Była jedyną osobą, która tego nie wie. Bo dzięki świetnej robocie realizatorów, ty masz podgląd tego, co się dzieje w łazience. Widzisz też, kto się zamknął w sypialni. Widzisz karteczki, które Carol wsuwała przez szpary między drzwiami a podłogą. Tą samą drogą otrzymywała odpowiedzi, je też widzisz bardzo dobrze.

 

– Czy jesteś osobą czarującą?

Łazienka: Tak, zdecydowanie.

Pokój: Staram się i dobrze mi to wychodzi.

 

– Czy miałeś kiedyś własne  zwierzątko i co dla ciebie znaczyło?

Łazienka: Kota, wabił się Hare. Umarł po rozcięciu mu przeze mnie brzucha. To dzięki niemu wiem, co zwierzęta mają w środku.

Pokój: Tak, psa, rodzice wzięli go ze schroniska. Ale wciąż mnie gryzł. Był okropny.

 

Nie bardzo rozumiesz, w jaki sposób ma to doprowadzić do czegokolwiek. Ale Carol to ważniara, co by złego o niej nie mówić – wie co robi.

 

– Czy często się nudzisz?

Łazienka: Nienawidzę nudy. Wokół musi się coś dziać, inaczej dostaje szału.

Pokój: Raczej się nie nudzę, zawsze sobie coś znajdę do roboty.

 

– Jaka jest różnica między złamaniem komuś ręki, a złamaniem komuś serca?

Łazienka: To drugie, to taka metafora.

Pokój: To drugie bardziej boli.

 

Czy często kłamiesz?

Łazienka: Nigdy.

Pokój: Chyba nie za często.

 

– Czy uważasz, że inni ludzie są mniej inteligentni od ciebie?

Łazienka: Zdecydowane “TAK”!

Pokój: Raczej nie, czasem mi się wydaje że jest zupełnie odwrotnie.

 

Czy jesteś androidem?

Łazienka: :)

Pokój: Raczej nie. Nie wiem.

 

Carol zapisywała na małych karteczkach coraz to nowe pytania i uśmiechała sama do siebie, wsuwając je pod drzwi. Odpowiedzi, jakie dostawała z powrotem, czytała uważnie, ale następnie zgniatała je w ręku i wrzucała do stojącego na stoliku przy kanapie wazonu. Test trwał blisko godzinę, a potem Carol kazała jego uczestnikom zamienić się miejscami i zadała im kolejne pytania.

 

– Czym jest miłość?

– Dlaczego tu jesteś?

– Napisz wierszyk

– Co pamiętasz z młodości?

– Masz wspomnienia zatargów z prawem?

 

Wreszcie Carol skończyły się pomysły na pytania. Po wyjściu z łazienki, podeszła do niej Kate.

– I jak?

– Wiesz co, możesz spać spokojnie. Jesteś człowiekiem, wyszło ci aż trzydzieści cztery – poinformowała ją Carol, po czym wstała z kanapy. Ponieważ była nieco pijana, podnosząc się, potrąciła stojący obok na stoliku wazon. Ten upadł na dywan, i wysypały się z niego papierowe kuleczki. Kate podniosła jedną z nich,  rozwinęła zgnieciony papier.

– To nasze odpowiedzi, co? – spytała powoli. – Carol? To nasze odpowiedzi, tak?

– Tak.

– Zwinęłaś je w kulki i schowałaś do wazonu. A masz może jakieś notatki z tego testu? Zapisane punkty? Cokolwiek? Wiesz, żebym nie pomyślała sobie, że przez ostatnią godzinę robiłaś sobie z nas jaja?

– Kate, proszę cię. – Carol w pojednawczym geście uniosła obie dłonie. – Są takie testy, mniej więcej takie. Nie robiłam sobie jaj.

– Boże, jaka ty jesteś okropna!

Kate odwróciła się na pięcie (była w tym świetna) i wyszła.

– Kate, ja nie chciałam! Poczekaj! – Carol odpowiedziało trzaśnięcie drzwi do jadalni. – Kurwa, chciałam dobrze!

– Punkt karny za przeklinanie w Domu Cyfrowego Brata.

Dopiero po chwili, Carol przypomniała sobie o obecności Toma.

– A, no tak – westchnęła przewracając oczami. – Tom. Nasz Tom.

– Jak mi poszedł test Turinga? – zapytał.

Zerkając na drzwi, którymi huknęła za sobą Kate, Carol z powrotem usiadła na kanapie.

– Tak, zadałam wam pytania z tego testu. Tego, i jeszcze jednego – mówiąc to, podniosła z podłogi przewrócony wazon i odstawiła go na stolik.

– I co?

– Kate, cóż, to Kate. Jest jaka jest, moim zdaniem jest człowiekiem.

– Kate mnie w ogóle nie interesuje.

– Wiem, zaczynam cię w końcu lepiej rozumieć. Znacznie lepiej. – Carol co rusz zerkała w stronę drzwi do jadalni. – Sądzę, że jesteś ciekawym przypadkiem.

– Słuchaj, chcę wiedzieć, jak wypadłem w teście.

– Tom, twoje wyniki są niepokojące. Niejednoznaczne, ale niepokoją…

Przerwał jej nagły hałas. Drzwi wejściowe do Domu Cyfrowego Brata łupnęły z łoskotem, a do środka wbiegło kilka osób. W ogóle nie zwrócili uwagi na stojących i gapiących się na nich tępo Carol i Toma. Ty nie masz pojęcia, co się dzieje. W końcu, realizatorzy pokazują ci jadalnię i Kate. A tam, normalnie, szok!

Intruzi skierowali się prosto do jadalni, pierwszy z nich bezceremonialnie otworzył drzwi do pomieszczenia kopniakiem. Kiedy Carol spostrzegła, że mają ze sobą nosze i sprzęt do reanimacji, zrozumiała.  Pobiegła do jadalni.

Krew zdążyła się już rozlać sporą kałużą na lakierowanym blacie ogromnego stołu. W czarnej, lśniącej tłusto plamie spoczywał, jak kadłub wpół zatopionego statku, stalowy nóż. Kate sprawdziła się w kilku miejscach, miała rany na ramionach, dłoniach, i chyba na udzie. Największe nacięcie miała na lewym przedramieniu. To właśnie tam, widelcem, szukała kabelków. Chyba nie znalazła, bo na jej półprzytomnej, pobladłej twarzy, błąkał się słaby uśmiech. Carol odwróciła wzrok. Napotkała spojrzenie Toma, który wpatrywał się w krwawą scenę naprawdę zafascynowany. Zresztą, ty też nie jesteś w stanie oderwać wzroku od ekranu. Lśniące, czarne plamy, blade, zwiotczałe ręce. Biała twarz Kate. Wszystko bardzo realne.  Zerkając na zaabsorbowanego jatką Toma, Carol wyszła do salonu. Tam, po cichu, zwróciła się do jednej z kamer z ostrzeżeniem.

 

*

 

Siedzieli we dwójkę, tym razem przy niedużym, zgrabnym stoliku. Carol wyglądała bardzo dobrze w czerwonej sukni, a Tom bardzo elegancko w ciemnym garniturze. Na stolik i siedzących przy nim finalistów Cyfrowego Brata padał z góry snop łagodnego światła, dookoła natomiast panowała ciemność. Carol czuła się nieswojo. Wydawało jej się, że wciąż czuje metaliczny zapach krwi Kate. W otaczającej ich ciemności błysnęło światło. W okrągłej plamie światła stała Rachel.

– Witajcie, kochani – rzekła. – Witajcie w finale

Posłała w ukryte w mroku kamery uroczysty uśmiech.

– Pozwolicie, że się dosiądę?

– Jasne, Rachel – Tom wstał i odsunął dla prowadzącej program krzesło. Carol posłała jej tylko skromny uśmiech.

– Zanim przejdziemy do finału, mam ważny komunikat dla naszych widzów i dla was.

– Rany, Rachel, cokolwiek to, jest, nie może poczekać? – wtrącił Tom.

Zmierzyła go chłodnym spojrzeniem, ale dół jej twarzy natychmiast rozpromienił się uśmiechem.

– Wszyscy nie możemy się doczekać. Ale najpierw parę słów o Kate. Moi mili, Kate żyje. Straciła dużo krwi, ale to silna, zdrowa dziewczyna, a my zapewniliśmy jej najlepszych lekarzy. I ekspertów, którzy się nią zajmą.

Spojrzała na Carol.

– Prosiła, żeby ci powiedzieć, że nie ma ci za złe. Wie, że miałaś dobre intencje, a to… zamieszanie, jakiego narobiła, to dlatego, że miała chwilę słabości.

W odpowiedzi Carol skinęła nieznacznie głową.

– Kończymy nasz wielki show nieco wcześniej. Wydarzenia ostatniego wieczora sprawiły, że Cyfrowy Brat podjął decyzję o skróceniu programu. Macie jakieś pytania?

W padającym z góry świetle, z pokerowymi twarzami, siedząca nieruchomo przy stole para finalistów wyglądała jak figury woskowe. Jedna z bocznych kamer pomocniczych pokazała podskakującą nerwowo, w wysokiej częstotliwości, nogę Toma.

– Tom – spojrzała na niego spod długich, gęstych rzęs. – Zaczynamy finał.

Noga Toma natychmiast zastygła w bezruchu.

 

– Zasady programu były proste. – Rachel zwróciła się do lewej kamery. – Dziesięć osób. W tym jeden android, w rywalizacji o milion dolarów. Kto rozpoznał androida i wytypował go prawidłowo w cotygodniowym teście – przechodził dalej. Kto wytypował nieprawidłowo, i otrzymał najmniej głosów poparcia od widzów – odpadał. W ten sposób z programu odpadło sześć osób. I Kate. Przypomnijmy widzom pozostałych uczestników Cyfrowego Brata.

Po ostatnim zdaniu Rachel zamilkła na kilkanaście sekund. W tym czasie oglądasz krótki klip przypominający sylwetki Christine, Jess, Steve’a, Martina, Leona, Roy’a oraz Kate.

– Zwycięzcą programu zostanie osoba, która prawidłowo wytypowała androida. Czy będzie to Tom, który przechodził do kolejnych etapów dzięki sympatii widzów, a potem zamknął się w sobie i zaczął typować własną osobę? 

Widzisz teraz z bliska twarz Toma wpatrującego się prosto w kamerę. Patrzycie sobie w oczy. 

 

– A może zwycięzcą będzie Carol? Nasza romantyczna pani psycholog, która prawie od samego początku obstawiała tę samą, jedną osobę?

Rachel wstała. Zastanawiasz się, jaką ma bieliznę i czy w ogóle nosi stanik?

– Oczywiście, poznamy dziś nie tylko zwycięzcę. Poznamy też tożsamość androida wykonanego przez firmę Albedo.Tech. Czy to któreś z was? – Rachel zerknęła na Toma. – A może ktoś, kto już odpadł z programu?

– Za moment dostaniecie złote szkatułki.

Z otaczającej ich ciemności wyodrębniły się odziane na biało sylwetki dwóch kelnerów.

– Biały żeton oznacza zwycięzcę finału Cyfrowego Brata. Niebieski żeton w szkatułce oznacza, że osoba, która go otrzymała, jest androidem.

Odziane w białe rękawiczki dłonie położyły przed Carol i Tomem złote skrzyneczki.

– To co, kochani? Na trzy-cztery?

 

Z widoczną na twarzy ulgą, Carol wyciąga ze szkatułki biały krążek i prezentuje go światu.

– Oto i nasza zwyciężczyni – komentuje Rachel.

Krzywisz usta w dezaprobacie. Wygrywa ważniara?

Tom wpatruje się w swoją, wciąż zamkniętą, złotą skrzyneczkę z prawdą.

– Czas zajrzeć do środka – mówi prawie szeptem Rachel.

Mężczyzna podnosi wieczko pudełka i wpatruje się tępo w puste dno. Nie podnosi wzroku. Nie mówi nic. Zza jego pleców jedna z kamer pomocniczych zdobywa odpowiedni kadr. Wszyscy już wiedzą.

– Na pewno wszyscy jesteście bardzo ciekawi. Androidzie, nasz cyfrowy bracie, choć do nas! – Rachel patrzy w ciemność. Z mroku wyłania się postać, słychać jej kroki. W kręgu światła otaczającego stolik pojawia się Steve. Podchodzi do Carol i całuje jej dłoń. Kładzie na stole niebieski żeton.

– Ty skurwielu! – krzyczy Tom i rzuca się na Steve’a. Zaczyna bić, drapać po twarzy, próbuje dusić. Steve się nie broni, nie cofa ani o krok. Paznokcie zostawiają po sobie bruzdy, nie pojawia się w nich jednak krew.

– Punkt karny za przeklinanie w Domu Cyfrowego Brata.

Z mroku wyłaniają się biali kelnerzy. Jeden z nich chwyta Toma od tyłu za ramiona, wykręca je, przewraca go na ziemię. Słyszysz gardłowy krzyk.

– Kurwa, ale jaja! – mówisz do rodziny lub  znajomych, z którymi oglądasz. Albo tylko do siebie.

– Kłamcy! Skurwysyny! To ja! Jaaaaa!

Krzyk Toma jest wściekły i jakby zwierzęcy.

– Punkt karny za przeklinanie w Domu Cyfrowego Brata

Drugi kelner wykonuje zastrzyk. Tom się uspokaja, wiotczeje. Wreszcie, leży na podłodze, jak rzucona na nią szmata.

– Gratulacje, Carol.

W dłoni uśmiechniętej Rachel pojawia się sporych rozmiarów czek z dobrze widoczną kwotą i logo Albedo.Tech.

 

Jesteś smutny, bo to już koniec. Owszem, wiedziałeś, że on nadejdzie, przecież te najlepsze historie zawsze się kiedyś kończą.  

Tylko, co teraz? Wrócisz do swojej własnej? Będziesz sterował tym “sobą” w nudnej, kiepskiej grze? Grze, w której za cholerę nie wiesz, po co się gra, jak się wygrywa i robi level up?

 

 

 

Koniec

Komentarze

Interesujący pomysł na program. Ciekawe, może kiedyś zostanie wykorzystany…

Zastanawiałam się, w jakim stopniu jest reżyserowany. I podejrzewałam, że w dużym. Ja bym nie oglądała, chociaż robiłeś, co mogłeś, żeby zwrócić się także do mnie.

Interpunkcja kuleje, trafiają się literówki. Gdzieś tam zgrzytnął zapis dialogów.

Babska logika rządzi!

Yo Finklo :P

Mam nadzieję, że byś nie oglądała. Podejrzewam Cię o konsumpcję znacznie ambitniejszego contentu. No i, tworzysz własny. Nie pasujesz mi tu :)

Dzięki za kliczek! Opowiadanko będę sukcesywnie poprawiał.

Miłe te Twoje podejrzenia. :-)

Babska logika rządzi!

Czytałam, początkowo nawet zaintrygowana, bo ciekawiło mnie, w jaki sposób można jeszcze uatrakcyjnić transmisję z domu, tym razem Cyfrowego Brata. No i chyba się zawiodłam, bo wszystko – za wyjątkiem androida, który miał być zapewne elementem fantastycznym – zostało po staremu. A ukrycie androida wśród innych uczestników programu, przywiodło mi na myśl emitowanego w początkach nowego tysiąclecia Agenta.

Wykonanie pozostawia sporo do życzenia.

 

– Do­wie­my się wszy­scy już za chwi­lę.Do­koń­czy­ła z pro­mien­nym uśmie­chem… –> – Do­wie­my się wszy­scy już za chwi­lę – do­koń­czy­ła z pro­mien­nym uśmie­chem

 

Ana­li­zu­jesz za­cho­wa­nia po­zo­sta­łych?Wiesz… –> Brak spacji po pytajniku.

 

Wner­wia cie. –> Literówka.

 

Stra­te­gie mam pro­stą. –> Literówka.

 

– Hej, cze­kaj­ bo wiem dokąd to mie­rz a ma py­ta­nie. – wtrą­cił Nick. –> Zbędna kropka po wypowiedzi.

 

ża­luj­cie, że nie wi­dzie­li­ście… –> Literówka.

 

i wkrę­cisz nam taką pro­stac­ką hi­sto­ryj­kę?

Sta­nął na­prze­ciw­ko Toma i spoj­rzał mu pro­sto w oczy. –> Nie brzmi to najlepiej.

 

– Wy­obraź sobie, że grasz. W grę o sobie, je­steś jej bo­ha­terem. – Kon­ty­nu­ował Tom. –> – Wy­obraź sobie, że grasz. W grę o sobie, je­steś jej bo­ha­terem – kon­ty­nu­ował Tom.

 

Może Tom tak serio?A może… –> Brak spacji po pytajniku.

 

– Ponieważ została was już tylko czwórka, do gry weszły nowe zasady. – obwieścił… –> Zbędna kropka po wypowiedzi.

Do gry mogli wejść nowi uczestnicy, ale nie wydaje mi się, aby do gry mogły wejść nowe zasady.

Proponuje: – Ponieważ została was już tylko czwórka, w grze zaczną obowiązywać nowe zasady – obwieścił

 

Głos za­milkł, ustę­pu­jąc pola szczę­ko­wi sztuć­ców i na­czyń, to­wa­rzy­szą­cym śnia­da­niu… –> Głos za­milkł, ustę­pu­jąc pola szczę­ko­wi sztuć­ców i na­czyń, to­wa­rzy­szą­cemu śnia­da­niu

 

– Nie bę­dzie już zadań. – wtrą­ci­ła po­nu­ro Carol. –> Zbędna kropka po wypowiedzi.

 

Jego ubra­nia były prze­siąk­nię­te wil­go­cią… –> Jego ubra­nie były prze­siąk­nię­te wil­go­ciąUbrania wiszą w szafie, leżą na półkach i w szufladach. Odzież, którą mamy na sobie to ubranie.

 

Jej dłu­gie, ocie­ka­ją­ce w dół włosy prawie sięgały pokrytej resztkami piany posadzki. –> Co to znaczy, że włosy ociekały w dół? Czy woda z mokrych włosów mogła ociekać w innym kierunku?

A może miało być: Jej dłu­gie włosy sięgały niemal pokrytej resztkami piany posadzki.

 

Dla­cze­go sto­isz w mo­krych ubra­niach w ła­zien­ce… –> Dla­cze­go sto­isz w mo­krym ubra­niu w ła­zien­ce

 

Nie, żebym miała coś prze­ciw, po pro­stu chcę wie­dzieć. – rze­kła… –> Zbędna kropka po wypowiedzi.

 

ła­piąc go de­li­kat­nie za pod­bró­dek i uno­sząc jego twarz, by spoj­rzeć mu w oczy. –> Czy wszystkie zaimki są konieczne?

Domyślam się, że Kate była znacznie wyższa od Toma, skoro musiała unieść jego twarz, aby móc spojrzeć mu w oczy.

 

Jedną rękę opu­ści­ła w dół. –> Masło maślane. Czy mogła opuścić rękę w górę?

 

Pier­do­le to! Grasz jak maszy… –> Literówka.

 

– Świet­nie za­gra­ne, Nick. – rzu­ci­ła, gdy ją mijał. –> Zbędna kropka po wypowiedzi.

 

Cze­ka­li w mil­cze­niu na ślicz­ną Karol… –> Czy owa śliczna nie miała aby na imię Rachel?

 

– Nie mar­twi cie, że od­padł Nick? –> Literówka.

 

Czy zmie­niasz stra­te­gie? –> Literówka.

 

Ła­zien­ka: Tak, zde­cy­do­wa­nie –> Brak kropki na końcu zdania, choć rozumiem, że oboje mogli pisać niezbyt starannie i zapominali o postawieniu kropek.

 

– Czy miałeś kiedyś własne  zwierzątko i co dla ciebie znaczyło?Łazienka: Kota, wabił się Hare. Umarł po rozcięciu mu przeze mnie brzucha. To dzięki niemu wiem, co zwierzęta mają w środku.

Pokój: Tak, psa, rodzice wzięli go ze schroniska. Ale wciąż mnie gryzł. Był okropny. –> Odpowiedź z łazienki powinna być zapisana od nowego wiersza.

 

i uśmie­cha­ła sama do sie­bie… –> …i uśmie­cha­ła się sama do sie­bie

 

– To nasze odpowiedzi, co? – spytała powoli. – Kate? To nasze odpowiedzi, tak? –> Zdaje mi się, że te pytania zadaje Kate, więc powinno być: – To nasze odpowiedzi, co? – spytała powoli. – Carol? To nasze odpowiedzi, tak?

 

Tego, i jesz­cze jed­ne­go. – mó­wiąc to… –> Zbędna kropka po wypowiedzi.

 

– Wiem, za­czy­nam cię w końcu le­piej ro­zu­mieć. Znacz­nie le­piej. – Kate co rusz zer­ka­ła… –> To jest wypowiedź Carol, nie Kate.

 

a to za­mie­sza­nie, ja­kie­go na­ro­bi­ła… –> …a to za­mie­sza­nie, ja­kie­go na­ro­bi­ła

 

Jedna z kamer po­moc­ni­czych po­ka­zu­ją­cych bocz­ny kadr po­ka­za­ła pod­ska­ku­ją­cą ner­wo­wo… –> Powtórzenie.

 

w wy­so­kiej czę­sto­tli­wo­ści , nogę Toma. –> Zbędna spacja przed przecinkiem.

 

który wpa­try­wał się pro­sto w ka­me­rę spod zmru­żo­nych oczu. –> Patrzymy oczyma. Jak można patrzeć spod oczu?

A może miało być: …spod zmru­żo­nych powiek.

 

– Czas zaj­rzeć do środ­ka. – mówi pra­wie szep­tem Ra­chel. –> Zbędna kropka po wypowiedzi.

 

skła­da po­ca­łu­nek na jej dłoni. Kła­dzie na stole… –> Nie brzmi to najlepiej.

 

i logo Albedo.tech. –> Wcześniej pisałeś: …i logo Albedo.Tech.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Wnerwia cie.

Literówka.

– Ej, no dobra, zostało nas czworo, za dwa tygodnie finał. – zagaiła Kate.

Bez kropki albo duża litera. Chyba. :-)

– Hej, czekajcie, bo wiem dokąd to zmierza, a mam pytanie. – wtrącił Nick.

Tutaj podobnie.

Może Tom tak serio?A może to faktycznie on?

Brak spacji.

– Ponieważ została was już tylko czwórka, do gry weszły nowe zasady. – obwieścił podczas śniadania niski, zmodyfikowany cyfrowo Głos.

Znów mała litera po kropce.

Nie, żebym miała coś przeciw, po prostu chcę wiedzieć. – rzekła,

I tutaj.

Pierdole to! Grasz jak maszy…

Literówka.

– Punkt karny za przeklinanie w Domu Cyfrowego Brata. – rozległ się głos Cyfrowego Brata.

Kropka i mała litera.

– Świetnie zagrane, Nick. – rzuciła, gdy ją mijał.

I tutaj.

Czy zmieniasz strategie?

Literówka.

To nie strategia, a ja nic nie twierdze

Literówka.

Podał jej swoją powoli, trochę nieśmiało.

Tutaj nie sugeruję żadnych zmian, ale zawsze, pisząc opowiadanie, boję się przy takim zdaniu następującego pytania: czy mógł podać cudzą dłoń?

Łazienka: Tak, zdecydowanie

Brakuje kropki.

znaczyło?Łazienka:

A tutaj spacji.

inaczej dostaje szału.

Literówka.

Łazienka: Nigdy

Kropka?

Pokój: Chyba nie za często

I tutaj?

i zadała kolejne im pytania.

Dziwnie to brzmi.

– Napisz wierszyk

Kropka?

Witajcie w finale

Kropka?

– Jasne, Rachel

Kropka?

…zamieszanie

Zastanawiałem się, czy nie powinno tu być spacji po wielokropku?

a potem zamknął się w sobie zaczął typować własną osobę? 

Czegoś chyba brakło w tym zdaniu.

– Czas zajrzeć do środka. – mówi prawie szeptem Rachel.

Kropka i mała litera.

 

ACHTUNG!

Powyższej (częściowej) łapanki nie należy przyjmować na słowo. Nie czuję się specjalnie kompetentny w tej dziedzinie, więc każdą z tych uwag traktuję trochę szkoleniowo. :) Jeśli masz przekonanie, że nie miałem gdzieś racji, należy na mnie nakrzyczeć. :-)

Do opowiadania podchodziłem z pewnymi obawami. Kreujesz wizję telewizyjnego, wcale możliwego świata od którego staram się na co dzień trzymać możliwie daleko. Obawy okazały się bezpodstawne. Czytało się bardzo fajnie. Tak jak w poprzednich opowiadaniach zawsze brakowało mi jakiegoś elementu, tak tutaj wszystko już złożyło się w zgrabną historię. Marudzić więc (tym razem:)) nie będę. Jeżeli wskazane błędy rzeczywiście są błędami, polecę tekst do biblioteki, jak tylko znikną.

Jeżeli nie są błędami, polecę, kiedy tylko dostanę informację, dlaczego nie są. :-)

Pozdrawiam.

EDIT: Pisząc, nie widziałem komentarza Reg, więc wskazane przez nią błędy będą się pewnie w moim komentarzu powtarzać.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

No hej reg i CM.

Dzieki za pomoc, jesteście niesamowici.

Poprawiłem chyba wszystko.

No, zostawiłem opuszczenie ręki w dół, bo ten “dół” jest bardzo konkretnym miejscem.

 

pozdrawiam i jestem wdzięczny za przeczytanie!

Łosiocie, ciesze się, że uznałeś uwagi za przydatne. ;)

 

No, zostawiłem opuszczenie ręki w dół, bo ten “dół” jest bardzo konkretnym miejscem.

Ależ wiem, co chciałeś powiedzieć i wiem ku czemu opuściła rękę.

Jedną rękę opuściła tam, w dół. – > Obecna wersja podoba mi się jeszcze mniej. Jakoś tak ogródkiem piszesz i choć wiadomo o co chodzi, niepotrzebnie owijasz wszystko w bawełnę.

Proponuję: Jedna ręka powędrowała/ przesunęła się w dół, ku kroczu.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Powędrowała jej w dół, ta ręka.

Senk ju, regulatorzy, senk ju,CM, za uznanie tego tekstu godnym Biblioteki.

pozdrowaski

Bardzo proszę, Łosiocie. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Czytało się płynnie, spore to, a przeczytałam na jeden raz, więc wciąga.

Przeraziło mnie trochę. Nie wiem, czy to był twój zamysł, czy to tylko ja znowu widzę duchy, ale przeraża mnie sytuacja, w której uczestnicy programu zaczynają wątpić we własne człowieczeństwo. To, co miało być początkowo dobrą zabawą, zmienia się w jakiś koszmarek. W pewnym sensie odwróciłeś nasze lęki. Trochę boimy się sztucznej inteligencji, która może nami zawładnąć, a ty pokazyłeś inny wymiar problemu. Czy przy takiej powszechnej sztucznej inteligencji, androidach, które wyglądają i zachowują się jak my, sami nie zwątpimy w to, kim jesteśmy.

Daje do myślenia i za dawanie do myślenia, dajź klika. :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Zamysł mój rozkminiłaś, Irko, jednym, celnym strzałem.

I dlatego mnie tak strasznie jara Twój komentarz!!! Dzięki za przeczytanie, bo wiem, kawał tekstu sie z tego zrobił. I bardzo sie cieszę z klika. Dzieki serdeczne. 

Dobre opowiadanie.

Niby za dużo się nie dzieje, ale opowieść trzyma w napięciu i nie nudzi. Świetne sceny z wywiadami. Każda z postaci ma dobrze zarysowany charakter, co przy takim krótkim tekście mogłoby być trudne. Tobie się udało.

Ładnie wplotłeś przemyślenia narratora. To, jak czeka na sceny z kąpielą, czy na prowadzącą program Rachel. Nic nie jest wprost, ale to pokazuje, co przyciąga ludzi do tego typu programów. Język jak dla mnie ok. Dobrze się czytało.

Cały czas czekałam, aż wydarzy się jakaś makabra, nastąpi jakiś przełom, i stało się. Super! Sam pomysł również zacny. Może ktoś kiedyś wykorzysta w tv (chociaż wolałabym, by do tego nie doszło). 

Opowiadanie, moim zdaniem, biblioteczne. :)

 

Saro, ale się cieszę, że Ci to podeszło! Dziękuję, że przeczytałaś, a Twój komentarz – miód na me serce! Bardzo mi zależało na tym, żeby napisać wreszcie coś, co nie będzie prowokować do różnych “ale”. Wygląda na to, że to opowiadanie jest w miarę kompletne, plus wydaje mi się, że czytelnicy wreszcie łapią, o co mi chodzi. Superdzięki. 

Przeczytałem. Prosty, zwięzły język bez udziwnień. Podobało mi się. Propsy za eksperymenty z narracją drugoosobową. Spodziewałem się większego twistu, jakiejś bomby na koniec (np. dwóch krążków w szkatułce), ale taki mniej widowiskowy też zrobił na mnie wrażenie, właśnie tą bezpretensjonalnością i… subtelnością?

Zastanawiam się nad wadami, bo chciałbym żeby ten komentarz był konstruktywny, ale oprócz redakcyjnych nic nie przychodzi mi do głowy. Może tylko tyle, ale to mało obiektywne: niektóre opowiadania muszę przerywać w trakcie i rozchodzić po pokoju – to dla mnie najwyższa ocena. Inne przerywam spojrzeniem w okno. Inne czytam ciągiem, jeszcze inne rzucam po pierwszym akapicie. U Ciebie tylko raz patrzyłem w okno:)

Dobrze spędziłem czas lektury. Dzięki za ten tekst.

Hej człowieku o nicku prawie tak dziwnym jak mój. A może dziwniejszym? Ten twist… No właśnie. Też trochę mi tu brakuje $&##nięcia. Ale stwierdziłem, że podkręcanie dramaturgii byłoby na siłę. Czytaj: tyle mi się wymyśliło. Dzięki za propsy za eksperyment z narracją. Tu miałem wątpliwości, ale pewna Tarnina przeczytała to zanim opublikowalem i stwierdziła, że to ma ręce i nogi. Patrzenie za okno jest jedną z moich ulubionych aktywności. Szczególnie w pociągu :P

Dobre. Bardzo dobre! Pisz więcej na tym poziomie, bo to PION, a nie poziom :D

Pozdr.

Heeej dziękuję Rybaku! Będę! … się starał pisać w pionie :P

Od samego niemal początku skojarzyłem to opowiadanie z “Rozprawą” Stanisława Lema. I pomyślałem sobie: znak czasu. Lem swoje napisał w dobie romantycznych uniesień związanych z przygodą eksploracji Kosmosu (pamiętam emocje z jakimi – niemal dokładnie 50 lat temu – oglądaliśmy transmisję z pierwszego lądowania na Księżycu – stał się cud, bo nawet komunistyczna władza puściła to na żywo). Lemowska narracja dotyczyła więc testowania androidów podczas wyprawy naukowo-badawczej w okolice Saturna, a “jury” stanowił poczciwy pilot Pirx. Dziś nie ma eksploracyjnej euforii. Dziś światem rządzą media, seriale no i rzecz jasna – teleturnieje. Napisałeś więc to, co Lem, tylko z narracją właściwą naszym czasom. Jesteś zatem Lemem naszych czasów, przynajmniej na tym wycinku literatury SF laugh

Czytało mi się bez trudu, wartka narracja to ułatwiała. Mam tylko jedno pytanie:

Ale to jednak był gnojek.

– Kate, mówisz o nim jakby umarł.

– O rety, no wiem, wiem. Ale przecież żyje, no nie? To co się czepiasz?

O zmarłych mówi się w tym świecie źle? O to chodzi?

Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię

Tsole, ukłony! Twój odbiór mojej opowiastki sprawia, że pekam z dumy. Skojarzenia z Lemem skromnie przemilczę :P Przytoczony przez Ciebie fragment jest zwykłym 'smaczkiem' dla urozmaicenia dialogów (Steve żyje, a Kate mówi o nim w czasie przeszłym, tylko tyle) I pokazania, że ona jest pewna jego człowieczeństwa. To może być niefortunnie sformułowane. Pokombinuje przy tym zdaniu, jak dopadne komputer. Dziękuję za lekturę. Muszę w końcu wpaść do Ciebie, bo widzę ciekawe tytuły.

Teraz kumam, kluczowym słowem jest “był” a nie inwektywa “gnojek” – rzeczywiście to ona mnie zbulwersowała i przysłoniła sens całego kontekstu. Wystarczy jeśli dodasz jeden wyraz tu: – Był? Kate, mówisz o nim jakby umarł.

A do lektury moich tekstów serdecznie zapraszam! Jeśli życzysz sobie coś lżejszego, zacznij od “Powrót Papy Smerfa”, jeśli jednak upały nie przeszkadzają Ci w asymilacji trudniejszych tekstów, to sugeruję “Noosferę”.

Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię

Pomysł na program ciekawy, bo to dobry punkt wyjścia do satyry społecznej czy rozważań o tożsamości. Podoba mi się też rozwinięcie go w kierunku rosnącego obłędu wśród uczestników. Zdecydowanie najmocniej działa tu ostatnia scena z Kate; późniejszy twist ze Steve'em już jednak przez to trochę mniej, ale też wydaje się odpowiednie, żeby żadna z bliżej znanych nam postaci nie była ostatecznie androidem.

Moim zdaniem do przemyślenia jeszcze użycie czasów, bo trochę skaczesz między przeszłym a teraźniejszym. W tym przypadku chyba teraźniejszy miałby większą siłę oddziaływania, ale to już wedle preferencji. Dobrze byłoby też ujednolicić pisownię SMS-ów/esemesów (jakoś mi się rzuciło w oczy, bo Kate często to powtarza :P).

Czasami brakuje przecinka oddzielającego wołacz:

Dzięki, Kate, jeszcze na koniec[-,] coś do widzów?

sorry, Steve, nie miej mi za złe, jeśli to oglądasz

Wysyłajcie esemeski, panie i panowie!

a te twoje tanie chwyty, Nick, to sobie możesz schować

Hej, Carol, jak dzisiejsza kolacja?

 

Plus za zabieg z bezpośrednim zwracaniem się do czytelnika, bardzo pasuje do tej całej otoczki reality show.

Remplis ton cœur d'un vin rebelle et à demain, ami fidèle

Czarna Kapoto! Jako Twój wielki fan, strasznie się cieszę, że wpadłaś, dziękuję.

Co do błędów – odczekam jeszcze ze dwa dni, za dużo się w ten tekst gapiłem, a na pewno jest tam jeszcze co sprzątać. 

Czas narracji. Coś tu muszę z tym zrobić, skakanie przeszły-teraźniejszy jest oczywiście eksperymentem, dlatego tak bardzo mi zależy na odwiedzinach pod tym opowiadaniem i krytyce wiekszej liczby użytkowników.

Te fragmenty w czasie teraźniejszym mają na celu zrobienie efektu slow-motion w scenach, które są dla mnie ważne. No ale mieszam tu jeszcze narracje, to się wszystko krzyżuje ze sobą i pewnie robi się chaos.

Dzięki za przeczytanie i recenzję. 

Bardzo mi miło, Łosiocie! :)

Przejrzałam jeszcze raz tekst i myślę, że to kwestia tego, ile w danej scenie mamy takich przejść; na przykład w ostatniej scenie jest ich sporo, więc trochę się to miesza. A dla zaakcentowania pewnych momentów czy zwrotów do czytelnika zabieg sam w sobie wydaje się w porządku.

Remplis ton cœur d'un vin rebelle et à demain, ami fidèle

Łosiocie,

usłyszałem głos wołającego na puszczy shoutboxie i oto jestem.

Opowiadanie przeczytałem z przyjemnością, pomimo że zafundowałeś tę paskudną drugoosobową narrację, która, co gorsza, czasem nawet przybiera liczbę mnogą.

Rozumiem, że czujesz potrzebę eksperymentowania. Widać to taki czas, bo Arya na podobny pomysł wpadła niedawno i z podobnym skutkiem.

Tematyka również ryzykowna, bo niby nic odkrywczego, Wielki Brat w szafażu futurystycznym, a jednak udało Ci się mnie zainteresować. 

Od razu wskazałeś tajemnicę do rozwiązania, przez co przykułeś czytelnika do tekstu. A że umiejętnie ukrywałeś rozwiązanie do końca, opierając fabułę na społeczno-psychologicznych niuansach, tym większa chwała Tobie.

Wykonanie dość porządne. Widziałem, że Reg wskazała nieco mankamentów, więc pewnie zrobiłeś z jej uwag pożytek, bo mnie, poza tą nieszczęsną narracją, tekst czytało się już dobrze.

Dostajesz ode mnie piątkę.

 

Zastanawia mnie kto był narratorem. W trakcie lektury zakładałem, że może nim być android, ale do końca nie byłem pewien. Zakończenie nie rozwiało ani nie potwierdziło moich wątpliwości. Nadal nie wiem.

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

O rany, no nawet nie wiesz jak się cieszę, że przeczytałeś. I to jeszcze – z przyjemnością. Byłoby w sumie trochę słabo, gdybym Cię tu zwabił przez shoutbox i wpakował na paździerz… ;)

Zabiłeś mnie pytaniem o narratora. Jestem kompletnym amatorem i naturszczykiem, więc każesz mi stąpać po grząskim gruncie. Wydaje mi się, że narrator tutaj to ten z gatunku wszechwiedzących, taki zewnętrzny, bezosobowy. Trochę odpowiednik kamer w reality show. Co faktycznie, jakby pomyśleć, średnio pasuje do fragmentów narracji w drugiej osobie. No ale bardzo mi zależało, żeby przyłożyć tu konsumentom papki z taniego contentu.

 

Bardzo Ci dziękuję za poświęcony czas i parę dobrych słów. Pisanie staje się ostatnio dla mnie coraz ważniejsze, tak więc każdy czytelnik i jego uwagi mają wagę złota. 

Panowie! Szafarza futurystycznego jeszcze można wybaczyć, a nawet podciągnąć pod zabawną literówkę. Ale mylenie “karzesz” i “każesz”? Z szacunkiem do literatury i literek!

Babska logika rządzi!

hihi, racja. Finklo, jesteś wszędzie.

Bardzo Cię przepraszam, Finklo. Zaiste to skandal tak szafować słowami w niewłaściwy sposób… Na szczęście niecała hańba moja. Łosiocie łączę się z Tobą w bulu we wstydzie.

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

Dobrze się stało, że mam z kim dzielić tę porutę. Jeśli chodzi o mój błąd, mam jednak wytłumaczenie. Skupiłem się na prawidłowym zapisie słowa paździerz. I w sumie nie jestem pewien, czy mi się udało :P

Wydaje mi się, że narrator tutaj to ten z gatunku wszechwiedzących, taki zewnętrzny, bezosobowy. Trochę odpowiednik kamer w reality show.

Twój narrator nie jest bezosobowy. Fascynuje go Rachel, jara go Kate pod prysznicem, więc ewidentnie jest konkretną osobą (kamery nie czują i nie mają swoich opinii). Jest prawdopodobnie widzem. Z drugiej strony, momentami miałem wrażenie jakby był jednym z uczestników programu, który tam był i “ogląda” siebie i swoich kumpli w retransmisji. Stąd też podejrzenia o jego androidową naturę. Tym bardziej że zakończenie można odczytać dwojako. Widz wraca do szarego życia lub android zaczyna własne życie, w którym nie ma już celu. Wszak celem jego istnienia był udział w programie.

 

Jakbyś chciał jeszcze popracować nad tym tekstem, to spróbuj przeanalizować go pod tym kątem, tak by był spójny. Jakby ta opowieść wyglądała oczami widza, jak oczami androida, a jak jednego z uczestników programu.

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

Ech… Robisz to specjalnie?

Babska logika rządzi!

Hmmm… specjalnie? Czy znowu coś przeoczyłem?

Bo jeżeli masz na myśli wykreślone słowo, to jedynie wiernie cytowałem “klasyka”.

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

chroscisko – źle Cię wcześniej zrozumiałem, zapewne mam kłopot z prawidłową definicją narratora, zaraz sobie doczytam gdzieś w jakimś “Literatura for Dummies”. Osoba, do której się zwracam w opowiadaniu w 2 os. l.p. to właśnie widz. Taki (prawie) everyman, widz, statystyczny konsument treści. Wiem, są tu zmyłki (szczególnie zakończenie), które mogą sugerować jego androidzią naturę, zwróciła na to uwagę Tarnina, która przeczytała ten tekst przed publikacją. Zostawiłem tak, bo mam takie wrażenie, że jak człowiek sprowadzi się do biernej konsumpcji, żyje cudzym życiem (reality shows, celebryci, te sprawy), to sam powoli upodabnia się do – no właśnie, czego? Maszyny? Konstruktu jakiegoś tylko? 

Chroscisko, “pod kontem”. Cytat z klasyka rozpoznałam. ;-)

Babska logika rządzi!

Jeszcze trzy fragmenty, które trochę mi szwankowały:

 

Bo jeśli oglądacie z dziewczyną albo żoną, to ty wiesz, że ona wie, co robisz w myślach z prowadzącą program.

Tu jest liczba mnoga i tryb przypuszczający.

A w całym tekście jest liczba pojedyncza i tryb oznajmiający “oglądasz”, “widzisz”, “wyślesz”.

Brak spójności.

Pewnie znowu wyślesz tego esemesa. Ale jak nikt nie będzie widział. Potem szybko wykasujesz wszystkie wysłane wiadomości.

Znowu tryb przypuszczający. To “pewnie” niepotrzebne. 

 

Rano oglądasz w autobusie jadąc do pracy lub szkoły, albo w domu, jeśli jesteś na bezrobociu, czy emeryturze. Jesteś cholernie niewyspany. Ale, warto było. Wczoraj w nocy miałeś Kate tylko dla siebie.

Zbyt dużo opcji, rozmywasz swojego widza. Skoro jest mężczyzną, zafascynowanym kobietami, które ogląda, wysyła esmsy, przeżywa konkretne emocje, to trzymaj się tego. Zrób z niego albo emeryta, albo bezrobotnego, albo studenta. Konkretną osobę. W przeciwnym razie ta narracja nie spełnia celu.

 

Druga kwestia “miałeś Kate tylko dla siebie”. Naprawdę ktoś mógł tak pomyśleć? Laseczka obnaża się przez milionem ludzi, a Twój widz myśli, że to tylko dla niego? Dlaczego posądzasz go o taką naiwność?

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

Finklo, to ja już może pójdę spać.

To zdecydowanie “pomroczność jasna”.

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

chroscisko, przepraszam, że tak bez odzewu na Twój ostatni komentarz. Trochę brakło czasu, a trochę – sparaliżował mnie strach przed Finklą. Może teraz nie patrzy, więc szybko parę słów. Część Twoich uwag zaimplementowałem. Jednak generalnie – zostałem przy tym lekkim, jak piszesz, “rozmyciu widza”. Kurczę, taki miałem zamysł. Zdradziłbym trochę samego siebie, konkretyzując. Chciałem, żeby to był a viewer, a nie the viewer, sorki za angielski wtręt. Owszem, on jest facetem, jest łasy na uroki pań i tak dalej, jednak to tyle. Byłoby dobrze, gdyby każdy/prawie każdy czytelnik znalazł w tym promil siebie i poczuł lekki dyskomfort. 

Dziękóweczka!

Że co, ja nie patrzę?! No dobrze, dałam Ci kilka godzin na poprawienie komentarza. ;-)

Rozmowy kontrolowane… ;-)

Babska logika rządzi!

Początkowo chwyciłeś mnie mocno. Interesujący masz tu koncept. Tylko moim zdaniem, w tym, co najmocniej powinno wybrzmieć, nie odznaczasz się tak mocno.

A chodzi o poczucie przeze mnie, czytelnika, emocji postaci.

Bo stany bohaterów i ich uczucia opisujesz wyraźnie. Widzę irytację, widzę gniew. Tylko nie mogę się tym przejąć. I widzę w tym winę stylu narracji – a konkretnie motywu, że tajemniczy narrator przypisuje jakieś emocje drugoplanowej postaci widza, momentalnie kojarzonej w czytelnikiem. Widzę cel takiego zabiegu, ale niestety za mało poczułem przez to sytuację na ekranie. A od tego prosta droga do stracenia zainteresowania całym “show”.

Od strony technicznej czyta się dobrze. Tempo także jest fajne. Tylko właśnie ta więź emocjonalna z przedstawianymi postaciami czy wydarzeniami właśnie zawodzi. Trochę szkoda, ale i tak spore brawa za pomysł oraz formę.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Hej, dziękuję za przeczytanie i recenzję. Ciekawe, co piszesz o emocjach postaci. I myślę, że faktycznie ma tu znaczenie taka, a nie inna, narracja. Ja tu jeszcze (nie wiem czy to w ogóle widać w tekście) dołożyłem delikatne sugestie, że uczestnicy programu czasem trochę udają/pompują emocje po to, by wywierać wpływ na widzów. Taki fałsz, emocjonalny blef, zapewne zwiększa jeszcze dystans do bohaterów? To moje przemyślenie po powrocie do tego tekstu po dwóch tygodniach. Dzięki, serdeczności.

Ujmę to tak, ładnie przedstawiłeś klimat reality show, autentycznie przedstawiłeś postacie, które przed niczym się nie cofną, aby wygrać. Zabieg z perspektywy widza – przypadł mi do gustu. Taki drobny smaczek, który nie powodował, że czułam się jakoś zagubiona, a wprost przeciwnie – dało to efekt, że mogłam się poczuć trochę jako widz. Oczywiście nie jestem facetem w średnim wieku, aby tak patrzeć na prezenterkę telewizyjną i kobiety w programie, które negliż używają jako formę manipulacji. Ale cóż, wiem już jak myśli facet – wystarczy kawałek piersi (czy brzmię jakoś złośliwie? ;)). Dobra, uciekłam w dygresyjkę.

Jeśli chodzi o psychopatię i socjopatię, no, nie powiedziałabym, że to jakoś mało popularny temat. Z wszystkich zaburzeń osobowości są najpopularniejsze, były obiektem semantycznych wojenek i na szczęście, w nowym DSM, są wrzucone do jednego worka – osobowość dyssocjalna. W każdym razie Twój psychologiczny kawałek niestety nie zrobił na mnie żadnego wrażenia, ponieważ stworzyłeś świat w bliżej nieokreślonej przyszłości wykorzystując anachronizm. Na tą chwilę “psychopata” jest określeniem potocznym, a diagnoza tego typu osobowości jest możliwa tylko i wyłącznie w wywiadzie półustrukturalizowanym. Żaden test psychologiczny nie jest wrażliwy na cechy tzw. psychopatii. Może nie piszę konkretnie, ale ogólnie mi chodzi o to, że w tekście ten psychopata jest zbudowany na przestarzałych pytaniach, które nie pomagają osobom zainteresowanym (przede wszystkim osobom dyssocjalnym, które uważają, że z nimi jest wszystko ok, a nawet jak zachorują na inne zaburzenie psychiczne jak np. depresja, to nie będą mieli wglądu do leczenia i jest klops). 

Siemka.

Dziękuję za lekturę i krytyczne podejście.

“Kawałek piersi” brzmi makabrycznie. Lub kulinarnie :)

 

Jeśli dobrze Cię rozumiem, na poziomie tzw “literackim”, znajdujesz utwór nienajgorszym? Jeśli tak, jest, to bardzo się cieszę.

Jeśli chodzi o “psychopatę”, to pamiętaj, że nie użyłem tego terminu w opowiadaniu. Wrzuciłem tylko w przedmowie link do artykułu przybliżającego bardzo ogólnie metodologię O’Hare’a, uważam, że to ciekawe.

W opowiadaniu, nikt nikogo nie zdiagnozował jako “psychopaty”. Za to, wykorzystując metodę O’Hare z lat 70’, domyślił się, z jakim typem człowieka ma do czynienia. Tę metodę wciąż się jeszcze stosuje, więc jej anachronizm uznaję za względny. Równie dobrze, mogłaś mi wytknąć, że Kate stosuje pytania z testu Turinga. A ten jest z lat 50-tych!

 

To, że DSM (nie wiem, która wersja jest teraz aktualna – czwarta, piąta?) stosuje obecnie taką, a nie inną terminologię, nie zmienia faktu, że mówimy o pewnym zestawie cech osobowości. DSM narobił wiele szkód, choćby w zakresie klasyfikacji osobowości bipolarnych i ich leczenia. O wpływie koncernów farmaceutycznych na DSM krążą straszne legendy….

 

pozdro

Fakt, Turing to lata 50-te, książkę O’Hare też przeczytałam i pytania znam, ale to nie było tak, że zadajesz je pacjentowi – zbierasz te informacje z wywiadu. Turinga wybaczyłam, bo nie przepadam za anachronizmami we własnej dziedzinie ;)

Aktualna wersja DSM to piątka. Nie ma kategorii osobowość bipolarna, tylko choroby afektywno – dwubiegunowe. Może chodzi Ci o osobowość borderline? W każdym razie, jako osoba stosująca klasyfikacje medyczne – to jest praktyczne, a w DSM nie ma nic na temat jakie leki dobierać dla pacjenta. To jest tłumaczone w psychiatrii i psychofarmakologii. DSM czy inne ICD służą do układania objawów w konkretne choroby/zaburzenia. I tyle. Nie ma żadnej wielkie pharmy – i tak w Polsce nie ma co marudzić na ten temat, bo naprawdę, pod względem leków psychiatrycznych jesteśmy bardzo do tyłu. Dzieciakom np. z ADHD daje się fatalne leki, niedostosowane do ich neurologicznego funkcjonowania, a w Stanach szybko z tym sobie radzą (była kontrowersja z jednym lekiem, ale dlatego, że brały je zdrowe dzieci, nie chore) Ba, ledwo dotarły leki na WZW typu C, które leczą i kosztują tyle, że się nie opłaca ich prowadzić (może coś się zmieniło?). Rozumiem, że wielu (ja też) nie lubi etykietowania, ale jak masz zapalenie płuc to nie dyskutujesz, że zostajesz opisany jako chory na tą właśnie chorobę, a kiedy masz depresję… no właśnie. Z praktyki wiem, że pierwsza i druga historia niczym się nie różni – trzeba zdiagnozować i leczyć. I tak, odpowiadam za swoje działania, a wiem, że sporo jest słabych historii z brakiem trafienia do specjalisty…

Dzień dobry!

Bardzo fajnie, że mam okazję pogadać z kimś, kto jest mocny w tej tematyce. Niestety, to się wiąże z tym, że teraz trochę Cię pomęczę, bo mnie żre ciekawość, a ekspert ze mnie żaden. 

1. Słyszę i czytam czasem, że w Polsce psychiatria leży i kwiczy. Szczególnie ta dziecięca. Z czego to wynika? Czy to brak sensownych rozwiązań systemowych? Kasy? Niski poziom kształcenia?

2. Ostrożnie pisałem o legendach krążących na temat big pharma a DSM, bo tylko wpadłem na parę tekstów na ten temat i trudno mi ocenić. Zerknij tu Na przykład albo tu na przykład. Czy to nie jest tak, że klasyfikacja schorzeń/zaburzeń wiąże się diagnostyką i idącą za nią polityką lekową?

  1. Wracając do mojego opowiadania: Czy motyw polegający na tym, że uczestniczka programu mająca jakieśtam kompetencje z zakresu psychologii, zauważa pewne cechy u Toma i w warunkach polowych reality show weryfikuje je zadając pytania, jest nierealny i bez sensu? W moim opowiadaniu ona nie stawia jasnej diagnozy, raczej robi się podejrzliwa i utwierdza się w przekonaniu, że “coś jest nie tak”. Czy Twoim zdaniem to się nie trzyma, za przeproszeniem, kupy?
  2. Ostatnio czytałem Jona Ronsona “Czy jesteś psychopatą?” – znasz to? Jesli tak, co sądzisz o tej ksiażce?

     

    Dzięki za zajrzenie do mnie!

  1. Psychiatrów dziecięcy mamy w całej Polsce ledwo ponad 400. Dla osób dorosłych ponad 4000. Te liczby nie są powalające. Od młodych psychiatrów słyszałam, że na studiach specjalizacja jest prezentowana po łebkach i mało kogo interesuje. Poza tym, mamy zły system – żyjemy wiekiem XIX w., czyli hospitalizacją szpitalną. Na Zachodzie są rozwijane programy środowiskowe, aby osoby chory nie były izolowane. W wielu znanych mi przypadkach podejście środowiskowe by pomogło. Plus, są lekarze psychiatrzy, którzy nie wierzą w leczenie farmakologiczne czy psychoterapię. Najgorzej jak obydwie te rzeczy nie są przez nich uznawane.
  2. Ruch przeciwko lekom psychotropowym zapomina o dość istotnym fakcie – dobra diagnoza nie tylko układa plan na psychofarmakoterapię, ale też na oddziaływania psychoterapeutyczne. Czy bierzesz leki lub nie, wysyła się na Zachodzie pacjentów na psychoterapię – albo jako integralna część leczenia, dodatek lub wzmocnienie, aby czuć się trochę lepiej w swojej chorobie. Jestem w szkole takiej, gdzie postawienie DSM-owej czy ICD diagnozy jest szalenie istotne – pozwala wykorzystać konkretne protokoły leczenia. Nie idę w ciemno, ale mam już od początku pomysł na pacjenta. Poza tym, wiemy, że jedna diagnoza jest mało realna. Jedna choroba nie wyklucza drugiej. Możesz mieć zaburzenie osobowości zależnej, a przy tym jeszcze lęk paniczy oraz depresję. I po kolei, pracuje się z różnymi kawałkami. 
  3. Twoja bohaterka popisywała się robiąc tego typu test – i chyba to mnie wkurzyło najbardziej. Nie uważam, żeby też Tom, który miał zostać zdiagnozowany był psychopatą. Równie dobrze mógł sobie coś uroić. A są ludzie, którzy mogą mieć taką fantazję na swój temat, że są psychopatami. Lekarze i psychoterapeuci też ;)
  4. Nie czytałam, tylko opinie, które mnie zniechęciły. I na tym się zatrzymam. Będę mogła coś napisać jeśli się jednak zdecyduję na lekturę.

 

Mam nadzieję, że chociaż trochę zaspokoiłam Twoją ciekawość :)

Dziękuję bardzo. Punkt pierwszy przeraża. Sporo się o tym ostatnio mówiło w tok FM, stąd moje pytanie. 3. Miałem tu inną intencję, a mianowicie ona maskowala pytaniami i mechanizmem Turinga prawdziwy swój zamiar, czyli próbę choć częściowego zdiagnozowania Tomasza tak, by on tego nie zauwazył. Coś skaszanilem, skoro masz taki odbiór. 4. Ja to polecam. Świetnie napisane, pokazuje jak trudna jest diagnoza, szczególne jak się nie jest odpowiednio przygotowanym i stosuje O'Hare po amatorsku. Pozdro!

Fajne :)

Przynoszę radość :)

To fajnie :)

Opowiadanie ciekawe. Wziąłeś na tapetę znany format i doprawiłeś śledztwem a’la A.Christie. Dla mnie na duży plus: naturalny język opowieści, postaci, dialogi. Zanim się spostrzegłam, to siedziałam już w głowie nieznajomego – pewnego obserwatora Cyfrowego Brata (fajny zabieg) i chociaż go nie polubiłam… to śledziłam:)

Niekoniecznie mi się podobały dwie rzeczy. Pierwsza to wykorzystywanie ogranego motywu, że jeśli kobieta, to przyciąga mężczyznę seksem, golizną lub jej zapowiedzią, bądź pokłóceniem się z inną o przedstawiciela płci przeciwnej, bo jakże by mogło być inaczej. Cały czas czekałam, mając nadzieję na “odwrócenie”. Druga rzecz to zakończenie.

Zakończenie, dla mnie, za bardzo wprost. W trakcie czytania obstawiałam kilka wariantów. Niektóre totalne, jak: wszyscy są robotami, nikt nie jest; Rachel jest;  że ogląda Robot (stąd uproszczone reakcje), że to rodzaj treningu (scena w scenie – dwie uczące się AI); że to rodzaj symulacji/pilotażu scenariusza nowego Cyfrowego Brata.

 

Z drobiazgów zauważyłam:

,Teraz zwraca się do bardziej do ciebie, niż do piątki siedzącej przy  stole.

dwa do” – chyba niepotrzebne, a jedno to już na pewno.

, nie zostawiała żadnej w wypowiedzi Carol bez reakcji.

do usunięcia.

, To mówiąc, Tom wolną ręką złapał rękojeść noża. Zamierasz przed telewizorem. Czekasz na cios. Z Tomem faktycznie jest coś nie tak.

wyboldowane zaczęłabym od nowej linijki, aby było konsekwentnie narracyjnie.

, Wokół musi się coś dziać, inaczej dostaje szału.

literówka.

, W tym czasie oglądasz krótki klip przypominający sylwetki Christine, Jess, Steve’a, Martina, Leona, Roy’a oraz Kate.

chyba brakuje osoby Nicka?

 

Fajnie się czytało:), pzd sr,d a

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Asylum, bardzo Ci dziękuję za odwiedziny. Trochę po publikacji sam stwierdziłem, że właśnie w obszarze postaci kobiecych i seksu, mocno tu capi stereotypami. Potem wybronilem się sam przed sobą tak, że to jest opowiadanie o prymitywne rozrywce, płytkim contencie i bazowaniu na niskich instynktach. Co do zakończenia, to owszem, mocno się zastanawialem nad czymś grubszym. I mnie to chyba przerosło. Nie utrzymalbym wtedy tego, co uważam tu za główny przekaz. Jest mi niezmiernie miło, że Ci się to spodobało, dzięki za lekturę! Ostatnio skrzydełka motywacyjne mi opadły, więc taki głos jest na wagę złota.

Czytało się świetnie! i pożerała mnie ciekawość, jak to rozwiążesz. Przyznam Ci się, że liczyłam, że w końcówce przenicujesz opowiadanie i okaże się, że to roboty tresują ludzi, którzy sami ich wytresowali:D , ale może właśnie to, byłoby wtórne.

Rozpuściło mnie opowiadanie B_c, o pewnej bogini;)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Wpadam zgodnie z zapowiedzią :) Nie mam wielu merytorycznych uwag, ponieważ przeczytałam na jeden raz – jak zaczęłam, tak czytałam póki nie skończyłam. Wciągnęło, płynnie się czytało, bez żadnych zgrzytów, co prawda nie wczułam się tu w roli widza, mimo że używasz 2os narracji momentami (heh, ja ją chwilowo porzucam :D), ale bynajmniej nie przeszkadzało mi to w odbiorze.

Dobrze oddajesz klimat show. Mój palec podczas przeskakiwaniu kanałów w tv nigdy nie zatrzymał się na Big Brotherze (a zakładam – czy słusznie?) inspirację tym właśnie programem, więc nie potrafię stwierdzić jak wiele podobieństw jest pomiędzy Twoją wersją a istniejącą amerykańską, jednak Twoja wydała mi się ciekawa. Do poczytania w formie opowiadania, rzecz jasna, nie oglądania :D

Uprzedmiatawianie prezenterki, a także uczestników programu moim zdaniem przedstawiłeś umiejętnie. Podobał mi się wątek Toma, jego upór i przekonanie we własną – jakby to ująć – genezę. Nakierowywałeś na niego – odpowiedziami w teście, nagłą apatią, a jednocześnie sugerowałeś, że adroidem może być kto inny i w ten sposób chociaż poniekąd wiedziałam, że fabularnie szykujesz twist, to i tak nie zakładałam z góry, iż Tom musi się mylić.

Ode mnie dostaniesz piątkę. Ponieważ na bibliotekę jest już za późno (dokonało się przed moim przybyciem :) ), a uważam, że jest to dobre opowiadanie.

Pozdrawiam!

Aryo, no wreszcie! No na narracja, wiem, musiałem spróbować, jak Ty u siebie. Inspiracja BB – jasne, że była. Obejrzałem ostatnio z ciekawości jeden odcinek i to co zobaczyłem, było dość paskudne. W moim opowiadaniu widz, ktory ogląda ten program nie jest zbyt ciekawą postacią… Dobrze, że sie nie wczułaś :)

Dzięki za pionę!

Poleciłeś mi to opowiadanie, więc zajrzałam i nie żałuję.

Jakbym oglądała transmisję na żywo. Świetnie oddałeś atmosferę takiego show i dołożyłeś jeszcze emocje widza. Uwierała mnie jednak narracja w drugiej osobie, ale wiem, że eksperymenty są potrzebne. Sam ocenisz czy to się powiodło czy nie.

SI i tu mnie masz:) Zaintrygowała mnie myśl, że ludzie mogą nie być pewni swojego człowieczeństwa. Do tej pory nie brałam tego pod uwagę. Czy będzie jasna granica my – oni? Przyznam, że jest to naprawdę straszna i przerażająca wizja. Jednak mam nadzieję, że bycie człowiekiem wiąże się z tak szerokim spektrum popędów i fizjologi, że raczej da się to zauważyć :)

 

Hej, dzięki że dałaś się namówić na lekturę. SI, temat-rzeka. Polecam Sir Lovelocka I jego Novacene, lub przynajmniej fajne omówienie tej książki. Jeśli nie znasz, to warto, mindblowing jest.

Nowa Fantastyka