Owego dnia wracał król Artur ze znamienitymi rycerzami Okrągłego Stołu, panem Lancelotem, panem Galahadem, panem Garetem, panem Cooronym i wieloma jeszcze innymi dzielnymi wojami, z wojennej wyprawy, pokonawszy niezliczone zastępy okrutnego króla Magolowigora, który niezmiernym uciskiem gnębił swoich poddanych. Ci, gdyż słyszeli o wielkiej sprawiedliwości władcy Camelotu i jego rycerzy, zwrócili się do nich o pomoc i wyzwolenie od podłego Magolowigora. Król Artur wielkich tam czynów dokonał, o których bardowie liczne pieśni ułożyli, i w walnej bitwie sam osobiście odrąbał głowę okrutnika, a jego ziemie przyłączył do swojego królestwa. Wracał więc Artur rad wielce ze zwycięstwa do zamku swojego Camelot i do ukochanej Ginewry. Zbliżając się do zamku, zobaczył, że na ich powitanie ciągnie orszak, na którego czele jechała Ginewra.
– Popatrz, Lancelocie, wieść o naszych wielkich czynach dotarła do zamku przed nami. Wszyscy wylegli, aby powitać zwycięskich wojowników. – Rzekł król do swgo rycerza, nie wiedział bowiem, iż zupełnie inny powód to sprawił. Zrozumiał swoją pomyłkę, gdy zobaczył łzy małżonki i wszystkich towarzyszących jej niewiast oraz smutek i zatroskanie rycerzy.
– Panie mój i królu – zaszlochała Ginewra, gdy się spotkali – wielkie nieszczęście nawiedziło tej nocy Camelot.
– Mów szybko, co się stało, bo serce mi pęka, gdy patrzę na twój smutek
– Arturze, dzisiejszego ranka, gdy udałam się do sali Okrągłego Stołu, aby przystroić ją na wasz przyjazd, odkryłam, że Okrągły Stół zniknął.
A stół ów był olbrzymi…
– Zaiste, tajemnicza to sprawa – rzekł Artur i wraz z rycerzami ruszył pędem do Camelotu. Gdy tam dotarli, udali się niezwłocznie do sali aby na własne oczy przekonać się, iż Okrągłego Stołu nie było tam, gdzie zwykli przy nim zasiadać.
– Stańcie w miejscach, gdzie znajdowały się wasze siedziska – nakazał rycerzom, krzesła bowiem zniknęły wraz ze stołem – i radźcie, co czynić wobec tak wielkiej straty.
Wiele godzin tak radzili, zastanawiając się, kto i jakim cudem takiej niecnej i zuchwałej kradzieży mógł dokonać. I nic by nie uradzili, gdyby nie mądrość Ginewry, która akurat przyszła z innymi niewiastami, niosąc jedzenie i wino, gdyż rycerze nic w ustach nie mieli od przybycia.
– Panie mój – zwróciła się do Artura – nie jest w ludzkiej mocy, aby wynieść z Camelotu Okrągły Stół tak, aby nikt nic nie widział i nie słyszał. Niechybnie stało się to za sprawą wielkich czarów i tylko Merlin może coś zaradzić.
Wysłał więc Artur pięciu rycerzy na poszukiwanie starego czarodzieja. Tydzień cały minął bez żadnych wieści, posłał więc Artur następnych pięćdziesięciu na poszukiwania, które niechybnie zakończyłyby się fiaskiem, Merlin bowiem uwięziony został w grocie przez Nimue. Ta jednak dowiedziała się o nieszczęściu, jakie spotkało Camelot, króla Artura i wszystkich jego rycerzy, i zlitowała się nad nimi. Przybyła do Camelotu i powiedziała:
– Ponieważ twój smutek jest wielki, a strata niechybnie pogrąży całe królestwo w wojnie, uwolnię na krótki czas Merlina, aby pomógł ci odnaleźć Okrągły Stół. Wiedz jednak, że wkrótce potem on umrze.
Król Artur ze smutkiem zgodził się na okrutne warunki Nimue, ponieważ na sercu leżało mu przede wszystkim dobro królestwa. Jeszcze tego samego dnia Merlin przybył do Camelotu i zamknął się w komnacie Okrągłego Stołu. Przebywał tam sześć dni i nocy bez jedzenia, nie wpuszczając nikogo poza służką przynoszącą mu raz dziennie wodę. Po tym czasie przywołał Artura i jego rycerzy i rzekł do nich:
– Wielkie, zaiste, działały tu czary, których w naszym świecie nie znamy. Stół porwał wielki czarodziej, który w kraju odległym zarówno w przestrzeni, jak i w czasie wielkich dzieł dokonuje. Stół ten potrzebny mu jest, aby odnaleźć Świętego Graala, zwanego w jego świecie Demos Kratos. Nie jest w mojej mocy, aby Okrągły Stół mu odebrać i sprowadzić do Camelotu.
Wielce się zasmucił król Artur tymi wieściami.
– Szlachetny Merlinie, jakże mam teraz rządzić królestwem? Czy rycerze moi zasiadać mają na ziemi? Pośmiewiskiem stanie się Rada Okrągłego Stołu, okoliczni królowie przestaną mnie poważać i Anglia niechybnie upadnie. Czyż nie ma dla mnie żadnej nadziei?
– Powiedziałem, królu, że nie jest w mojej mocy, aby Stół sprowadzić do Camelotu. Mogę jednak wysłać ciebie, królu, i wszystkich twoich rycerzy do odległego kraju, w którym znajdziesz to, czego szukasz. W kraju tym spotkasz czarnoksiężników, którzy małym patykiem potrafią zabijać na odległość, i rycerzy niezwyciężonych, których kopie straszliwym ogniem zioną.
– Jakże mamy więc, cny Merlinie, walczyć z takimi czarodziejami? Czy wysłać chcesz nas na niechybną śmierć?
– Czyż śmierć nie jest czymś lepszym dla rycerza niż okrycie się niesławą na wieczność? – zapytał Merlin.
Zamyślił się dumny i prawy król nad słowami czarodzieja i postanowił, iż pierwej umrze, walcząc z honorem o odzyskanie symbolu Camelotu, niż pozwoli, aby po wsze czasy nazywano go królem Arturem Bez Stołu.
Wyruszył więc król Artur wraz z Merlinem na czele swojego wojska do odległej krainy, aby odzyskać Okrągły Stół, a towarzyszyli mu najznamienitsi rycerze. I tak za królem jechali panowie Lancelot, Parcywal i Galahad, za nimi panowie Garet, Gawen i Coorony, i jeszcze dwudziestu czterech dzielnych rycerzy – tylu bowiem Merlin mógł przeprowadzić do dalekiego kraju. Słońce chyliło się już ku zachodowi, gdy zbliżyli się do wąwozu tak wąskiego, że jedynie dwóch jeźdźców mogło jechać obok siebie. Tutaj Merlin ich zatrzymał i przemówił w te słowa:
– W kraju, do którego przez ten wąwóz was poprowadzę, wielkie czary napotkacie, przed którymi ni tarcze, ni zbroje was nie ochronią. Mieczy waszych przeciwko czarnoksiężnikom musicie użyć, zanim porażą was swoimi czarami. Spotkacie tam rycerzy w zbrojach, których żadna kopia przebić nie może, ci zaś będą mieć kopie ziejące smoczym ogniem, któremu i stu rycerzy się nie oprze. Jest tylko jeden sposób, by takiego rycerza pokonać – trzeba smoczą paszczę jego kopii zatkać takim oto magicznym workiem, który dam każdemu z was. Wtedy rycerz smoczym ogniem się zadławi, który ujścia innego nie mając, rozpuknie go od środka.
Powiedziawszy to wszystko, skierował swojego konia do wąwozu i poprowadził rycerzy wprost w gęstą mgłę wypełniającą jar. Długo tak jechali, aż nagle zobaczyli przed sobą olbrzymią budowlę, która do niczego, co im było znajome, nie była podobna.
– Arturze – odezwał się Merlin – w tej właśnie budowli ukryty jest Okrągły Stół. Broni go dwóch czarnoksiężników, a rycerzy nie ma nigdzie w pobliżu.
Ruszył więc król Artur, prowadząc rycerzy do ataku. Jednego z dwóch czarnoksiężników, którzy zastąpili im drogę, sam powalił kopią, a drugiego, tnąc mieczem, pozbawił życia pan Gawen. Poprowadził ich Merlin dalej, poprzez olbrzymie komnaty i niezmierzone czeluści lochów, aż do miejsca, w którym znaleźli Okrągły Stół. A stało się tak, że król owej krainy, nikczemny Wocech, aby stół ukryć w lochach, podzielił go na trzydzieści części, a tylu właśnie rycerzy prowadził król Artur. Zobaczywszy to nakazał, aby każdy rycerz jedną część stołu włożył na grzbiet swojego wierzchowca. Gdy to zrobili zwrócił się do czarodzieja:
– Odzyskaliśmy Okrągły Stół. Prowadź nas, Merlinie, z powrotem do zamku Camelot, abym ponownie mógł zasiąść przy nim z moimi rycerzami i dalej wielkie dobro dla królestwa mojego czynić.
– O biada nam, królu Arturze, albowiem wielu rycerzy nadciąga, aby nas zatrzymać, a każdy z nich okryty zbroją, której nasze kopie nie przebiją, i każdy z nich ma kopię smoczym ogniem ziejącą.
Przeraził się Artur niezmiernie, nie wiedząc, co czynić. Wówczas zobaczył człowieka uwięzionego w malutkiej celi, który wymachiwał rękami i wołał coś do nich.
– Merlinie, czy rozumiesz, co ten człowiek mówi? – zapytał Artur.
– Mówi, że został uwięziony przez okrutnego i złego króla Wocecha, i błaga, abyśmy go uwolnili, a on pokaże nam bezpieczną drogę, która pozwoli uniknąć okrutnych rycerzy ze smoczymi kopiami. I mówi jeszcze, że on sam jest królem prześladowanym przez Wocecha, który wszystkich jego rycerzy wtrącił do lochu, a poddanych gnębi okrutnie, każąc pracować ponad siły i zabierając wszelkie dobra, bo sam popadł w długi wobec jeszcze potężniejszych władców.
– Zapytaj, jak go zwą, i powiedz mi, mądry Merlinie, czy można mu zawierzyć nasz honor i nasze życie?
– Zaiste, można mu wierzyć, widzę bowiem, iż okrutnie był przez Wocecha prześladowany. Zwie się król Lec z Wasa.
Nakazał król Artur swoim rycerzom, aby uwolnili więźnia. Natarł więc najpierwej Galahad kopią na dźwierza, które się na dwie części rozpadły. Po nim Coorony porąbał je mieczem na drobne szczapy, i przywiódł nieszczęśnika przed oblicze króla, a ten rozkazał.
– Posadź Merlinie, króla Leca przed sobą na koniu i prowadźcie nas do Camelotu.
Podążając za wskazówkami szlachetnego króla Leca, przemierzali rycerze króla Artura komnaty i lochy niezmierzone, wypełnione przedmiotami nieznanymi w całej Brytanii ani nawet w Rzymskim Cesarstwie. Zdarzyło się jednak, że jednemu z Wocechowych rycerzy okulał wierzchowiec i zatrzymał się w miejscu, w którym król Lec się go nie spodziewał zastać. Takim to zrządzeniem losu wyprowadził Artura, Merlina i wszystkich rycerzy wprost na smoczą kopię. Ci, mając konie obciążone częściami Okrągłego Stołu, rzucili się pieszo na stojącego im na drodze rycerza.
– Worki w paszcze, worki w kopie! – krzyczał za nimi Merlin.
I ruszyli do ataku – każdy rycerz z mieczem w jednej i magicznym workiem w drugiej dłoni – aby pokonać złowrogiego rycerza. Ten zaś naszykował swoją kopię i plunął smoczym ogniem, zabijając siedmiu znamienitych rycerzy, w tym pana Gareta i pana Gawena, który wsławił się uprzednio zabiciem czarodzieja.
– Och, wielka to strata dla całego Camelotu! – zawołał Artur. – Muszę pomścić śmierć moich rycerzy! – Zrzucił hełm i zbroję, oddał Ekskalibur Merlinowi i w te pędy ruszył w kierunku wroga. Wsadził magiczny worek w paszczę jego kopii, a ten w wielkim ogniu rozpadł się na kawałki. Tak oto Król Artur odzyskał Okrągły Stół i wielką chwałą się okrył, zachował bowiem swój honor oraz koronę.
Wielka radość zapanowała w Camelocie i całym królestwie. Ucztom i festynom na zamkach i wśród pospólstwa nie było końca. Jeden tylko człowiek chodził smutny. Był nim Lec z Wasa, ocalony przez Artura król z dalekiej krainy.
– Królu Arturze – rzekł pewnego dnia do władcy Camelotu – wielki smutek mnie przepełnia, albowiem kraj mój ciężkie jarzmo Wocechowe cierpi. Jedynym ratunkiem jest odnalezienie Demos Kratos, którego wy zwiecie Świętym Graalem.
– Wracaj więc, królu Lecu, do swego królestwa, zbierz rycerzy i walcz z podłym Wocechem, a gdy szczęśliwie zwyciężysz, udaj się na poszukiwanie Graala.
Usłyszawszy to, król Lec tak bardzo się zasmucił, że padł na kolana, zalał się rzewnymi łzami i w te słowa się odezwał:
– Rycerzy prawych w moim królestwie niewielu się ostało. Wszystkich najznamienitszych król Wocech w lochach pozamykał, a reszta po lasach i jaskiniach się ukrywa, tak że trudno ich odnaleźć. Jakże mam samopas Wocecha i jego stalowych rycerzy pokonać?
Wielka litość ogarnęła serce pani Ginewry, stojącej obok króla, gdy patrzyła na smutek i łzy tak dzielnego męża, toteż zwróciła się ona do Artura:
– Panie mój, nie godzi się tak wielkiego rycerza bez pomocy odesłać. Czyż nie ma w twoim królestwie rycerzy, którzy gotowi są pójść z królem Lecem, aby walczyć ze złym Wocechem i uwolnić lud od jego ucisku? Czyż nie ma w Camelocie wystarczająco złota, aby armię w królestwie Leca wyszykować?
Wszyscy rycerze, którzy mowę Ginewry słyszeli, zaczęli wołać, że są gotowi udać się na wyprawę, aby pokonać Wocecha i przywrócić pokój oraz sprawiedliwość w królestwie szlachetnego Leca. Zawstydził się król Artur swoimi słowami i widząc zapał całego rycerstwa, zgodził się, aby ochotnicy podążyli za królem Lecem do dalekiej krainy. Ostrzegł ich też, że z wyprawy tej nie ma powrotu, gdyż czarodziej Merlin nie może się z nimi tam udać. Na to odezwał się król Lec:
– Królu Arturze, dziękuję ci z całego serca za twoją szczodrość. Bohaterstwo twoich rycerzy pójdzie jednak na marne, jeśli Okrągły Stół nie powróci wraz ze mną. Bez niego nie odzyskamy Demos Kratos i lud mój nadal ciemiężony i zniewolony pozostanie.
Zawrzało wielkim gniewem serce Artura na takie zuchwałe i haniebne słowa.
– Nikczemny Lecu, czyż nie wyświadczyłem ci dobra, oddając moich rycerzy? Czyż nie okazałem ci szlachetności, obiecując złoto z mojego skarbca? A ty arogancko żądasz ode mnie rzeczy, za którą życie oddało siedmiu najznamienitszych rycerzy? Szykuj się na śmierć, podła istoto! – wykrzyknął Artur, wyciągając z pochwy swój miecz Ekskalibur.
Niechybnie jednym ciosem pozbawiłby życia króla Leca z Wasa, zdarzyło się jednak, że do Camelotu przybył właśnie orszak znamienitych artystów i rzemieślników, przysłany przez samego Cesarza Rzymu. Mieli oni za zadanie ozdobić siedzibę królewską tak, by nie ustępowała pięknem i wygodami siedzibie samego Cesarza. Cesarski wysłannik, widząc, jak król Artur zamierza pozbawić głowy klęczącego przed nim rycerza, wykrzyknął:
– Królu, czemuż to chcesz odebrać życie temu mężowi?!
– Muszę go zabić – odpowiedział Artur – albowiem obraził mnie śmiertelnie, żądając rzeczy, której dać mu nie mogę, a która kosztowała życie siedmiu szlachetnych rycerzy. A ty kim jesteś, że ośmielasz się przeszkadzać prawowitemu królowi w wypełnianiu jego woli?
– Jam jest Markus Emiliusz, cesarski wysłannik. Przywiozłem ci, królu, liczne i drogocenne dary od samego Cesarza. Przywiodłem również wielu rzeźbiarzy, malarzy i innych rzemieślników, aby uczynić twoją siedzibę tak piękną, jak siedziba cesarza, albowiem ten uznaje cię za równego sobie. Powiedz, proszę, o szlachetny, kim jest i czego od ciebie żąda ten człowiek, którego chcesz zgładzić.
I opowiedział król Artur cesarskiemu wysłannikowi, kim jest Lec z Wasa i jak znalazł się w Camelocie. Wysłuchawszy tej opowieści, Markus Emiliusz tak powiedział:
– Twój gniew jest słuszny, wstrzymaj jednak swój miecz, albowiem człowiek ten nie chciał cię obrazić. Ja mogę sprawić, aby jego prośba została spełniona, a Okrągły Stół pozostał w Camelocie.
– Wjedź zatem do mojego zamku, wyprawię na twoje powitanie ucztę, w trakcie której wyjawisz mi swój plan – odparł zaciekawiony król Artur, darując w tej samej chwili życie królowi Lecowi.
I wyprawił ucztę, o której długo opowiadano w całym królestwie, takiej bowiem muzyki i takich tancerzy w Camelocie ani innym zamku w Brytanii jeszcze nigdy nie widziano. Nasyciwszy oczy i podniebienie, król Artur wysłuchał propozycji cesarskiego wysłannika i wielce rad był, że może spełnić prośbę króla Leca i małżonki swojej Ginewry, nie doznając uszczerbku na honorze i reputacji Camelotu. Następnego ranka król zwołał naradę wszystkich rycerzy, którzy zasiedli przy Okrągłym Stole, tak że tylko jedno przeklęte miejsce pozostało puste, i podjęto wtedy decyzje, z których wielkie konsekwencje miały wyniknąć.
Miesiąc później, w dniu pięćdziesiątnicy, po mszy odprawionej przez arcybiskupa Canterbury i pięciu innych biskupów, przywołał król Artur wszystkich rycerzy Okrągłego Stołu oraz króla Leca i tak do nich rzekł:
– Obecny tu król Lec z Wasa pragnie wyzwolić swoje królestwo spod władzy niecnego Wocecha, który gnębi poddanych i wolność im odbiera. Wolność tę zapewnić może tylko Święty Graal, zwany Demos Kratos, którego zdobyć może, zasiadając przy Okrągłym Stole. Małżonka moja, szlachetna pani Ginewra, prosiła mnie, abym dał królowi Lecowi rycerzy i złoto, na co z chęcią przystałem, a cesarski wysłannik Markus Emiliusz wykonał kopię Okrągłego Stołu, która pomoże w zdobyciu Demos Kratos. Królu Lecu z Wasa, ruszaj na czele tych dzielnych rycerzy wyzwolić swoje królestwo spod władzy Wocecha.
I wyruszył król Lec z Wasa, prowadzony przez czarodzieja Merlina, na czele dzielnych rycerzy, których było dwudziestu pięciu, a najznamienitszymi byli pan Coorony, pan Mazowek i pan Geremlak. Wielką sławą wszyscy oni się okryli, zasiadając przy Okrągłym Stole, zdobywając Demos Kratos dla króla Leca i dokonując wielkich czynów, o których śpiewali bardowie i różne inne rockowe kapele. Król Lec rządził jednak krótko i szybko popadł w zapomnienie, jako że ani pokonać, ani nawet wtrącić do lochu okrutnego Wocecha nie zdołał.