- Opowiadanie: janpowsinoga - DiArt i Niebieskooki

DiArt i Niebieskooki

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

DiArt i Niebieskooki

DiArt i Niebieskooki

 

 

Ko-la-pu-aa-cja! O-scia-ma! skandował tłum kłębiący się naprzeciw kordonu młodych chłopaków ubranych w czarne mundury, hełmy z plastikowymi osłonami 

i tonfami  za pasem. Z tych pałek nie było żadnego pożytku, spoczywały sobie spokojnie za pasem policjantów i pewnie, gdyby miały uszy, zatykałyby je sobie, by nie słuchać opętańczych wrzasków. Tłum wpadł w jakąś ekstazę, skandował hasła o wolności. Niektórzy uczestnicy wzorem starożytnych misteriów uraczyli się chyba świętym zielem

teraz to oni nadawali ton okrzykom, tupaniu czy biciu butami w metalowe barierki. Niektórzy próbowali dźgać niesionymi transparentami policjantów, ale kije okazały się za krótkie a plastikowe pawęże wytrzymałe.

 

DiArt obserwowała to zbiegowisko z nieodgadnioną miną. Bawiło ją zacietrzewienie demonstrantów, chyba obrońców zwierząt. Obrońców zwierząt? Wyleźli nie wiadomo skąd, skrzyknięci przez Internet młodzi ze skłotów i stare babcie, które w tym kraju powinny raczej pacierze klepać, a nie z parasolkami ganiać od jednej zadymy do drugiej. No cóż, musiała nagrać jakiś materiał, a tu nic ciekawego. Wszystko to już było. Wtem wypatrzyła starszego, szpakowatego jegomościa, który widocznie zaplątał się w tej… zadymie i postanowiła pomóc losowi. Szpakowaty wydzierał się podobnie jak pozostali. Odezwał się w niej instynkt. Krążąc jak lis między podekscytowanymi demonstrantami powoli zbliżała się do Szpakowatego – jak go nazwała. Nie poszło jej to łatwo. Parę razy musiała zaprawić z bara jakiegoś zagorzałego zwolennika miłości i pokoju, tudzież zwierząt, czy uniknąć ostrza parasolki zacietrzewionej właścicielki rodem ze słusznie minionej epoki. W końcu udało się. Ominęła priapowatego karła i złapała  pohukującego jegomościa za… jego jędrne pośladki w garniturowych spodniach. Nawet się nie odwrócił. Zaskoczony wierzgnął i szarpnął do przodu. Poleciał głową na barierki… a ona to wszystko nagrała. Wtedy zobaczyła jego oczy. Stał nieruchomo po drugiej stronie muru, wpatrywał się, mrużąc te swoje niebieskie oczy. Musiał ją namierzyć już wcześniej, gdyż z jego twarzy nie schodził nieodgadniony, lekko kpiący uśmieszek. Wiedziała,

że widział, a jednocześnie w tym wzroku, w tym uśmiechu czaił się jakiś urok, magnetyzm.

***

 

Jak donosi nasz korespondent, podczas dzisiejszej akcji protestacyjnej przeciw planom rządu poturbowany został zasłużony działacz…

***

Z informacji naszej korespondentki wynika, że dziś miał miejsce czynny napad

na policjantów ochraniających budynki rządowe. Zacietrzewienie demonstrantów przebiera miarę –  nagrania pokazują, jak pełen wigoru starszy pan przeskakuje barierki i rzuca się na funkcjonariuszy.

 

***

DiArt wyłączyła telewizor. Jakoś nikt nie zwrócił uwagi na szczupłą brunetkę

z kamerą stojącą niedaleko Szpakowatego – pomyślała. Przypomniała sobie oczy młodego policjanta i ten uśmiech. Nieodgadniony dreszcz przeszył jej ciało. Odezwał się w niej dziennikarski instynkt myśliwego. Postanowiła odnaleźć Niebieskookiego. Zadzwoniła do Urzędu, ale jak było do przewidzenia – obcym i to jeszcze na telefon żadnych informacji się nie udziela, poinformował znudzony głos w słuchawce,

na wszelkie pytania odpowie rzecznik prasowy. Rzecznik rzeczywiście był prasowy – telefonów nie odbierał. 

 

Zadzwoniła do kuzynki. Ta miała przez mężowskie koligacje jakieś wejścia w Urzędzie. D-anna właśnie karmiła najmłodsze potomstwo, ale obiecała pomoc. Oddzwoniła dwa dni później. Wiem tylko tyle, że to była jednostka z S. A po co ci to?

To nie twoja branża,  chcesz przeprowadzić w nimi wywiad? Przecież robisz w kręgach artystycznych?

 

***

 

Następnego dnia pojechała do S. Po drodze wstąpiła do małej wioski, by zrobić reportaż o pasjonatce rzeźbiarstwa, która wyjechała z miasta i robiła tu za taką „kulturową siłaczkę”, miejscowego dziwoląga i atrakcję turystyczną. Występowała od czasu do czasu na wiejskich imprezach kulturalnych fetowana przez kolejnych wójtów jako „nasza pani artystka”. Rzeźbiarka okazała się miłą panią w sile wieku o przyjemnej aparycji, jej rzeźby niekoniecznie dorównywały fizjonomii autorki.  Zrobiwszy parę zdjęć, zapisała kilka stron notatek i wypiwszy trzy kubki ziołowych herbatek, DiArt pożegnała uroczą artystkę. Taki los wolnego strzelca, delegacji nie ma, a żyć z czegoś trzeba.

 

Jak na złość pod posterunkiem policji w S. nie było gdzie się schować. Ani kawiarni,

ani jakiegoś sklepu, skąd można by było obserwować wchodzących i wychodzących. Mogła pójść oficjalnie do komendanta i zapytać o funkcjonariuszy oddelegowanych do ochrony tego dnia, ale gdyby nie trafiła na Niebieskookiego, to co wtedy? Powie, że szuka takiego z niebieskimi oczami i kpiącym uśmiechem, że się zakochała? Rozejrzała się jeszcze raz i zobaczyła plackarnię. O, tam poczeka. Na miejscu okazało się, że ma stąd nawet dobry widok. Placki już takie dobre nie były. Za dużo mąki i tłuszczu. O figurę dbała na siłowni, próbowała też swych sił w łucznictwie, poza tym nie miała tendencji do tycia. Zamówiła jeszcze herbatę. Z lepszych były tylko ziołowe. Co do licha? W tej okolicy pija się tylko zioła? D-anna by się ucieszyła. Wzięła mieszankę z nieśmiertelnym hibiskusem i czekała.

Po trzecim hibiskusie zobaczyła go. Niebieskooki wyszedł z budynku. Podszedł do auta. O rany, jak ja go teraz wyśledzę? – przemknęło jej przez głowę. Na szczęście chłopak wyciągnął z bagażnika ekologiczną torbę na zakupy, wyminął plackarnię i udał się w dół ulicy. Za zakrętem wszedł do sklepu przyozdobionego wizerunkiem uśmiechniętego insekta. Pożytecznego wprawdzie, ale owada. Zawsze uważała, że sklepy powinny mieć bardziej przytulne logo.  Weszła chwilę po nim. No, teraz powinnam mieć już górki, zapytam o jakiś produkt, upuszczę  opakowanie… Znalazła go przy pieczywie. Wybierał bułki.

– Przepraszam, nie widział pan torebek na pieczywo?  Nie patrząc na nią, podał dwa opakowania.

– Dziękuję – powiedziała z naciskiem. Wtedy podniósł głowę, popatrzył na nią

i znowu zobaczyła ten niebieskooki, kpiący uśmiech.

 – Pani dowcipna z Warszawy?

 – Taaa, z Warszawy. Musiała mieć szczególnie mądrą minę, bo poczuła jak mięśnie

jej twarzy tężeją niczym po lignocainie.

***

Miała szczęście. Jej podchody zakończyły się sukcesem. Niebieskooki zapamiętał

jej warszawski wyskok i rozbawione spojrzenie, gdy nieoczekiwanie dla siebie samego Szpakowaty szarżował policyjne barierki. Umówił się z nią na randkę. Poszli do chluby miasta – odnowionego, a właściwie przeobrażonego parku. Wyglądał trochę jak z Metropolis Langa, ale jej to nie przeszkadzało. Ważne było to, że jest tu z Nim, że trzymają się za ręce, że pocałował ją, to znaczy oboje całowali się długo, wśród szumu fontanny, ćwierkających wróbli obsrywających przy okazji monumentalny pomnik mitologicznego kowala.  

 

Wieczorem zadzwoniła do kuzynki. – Wiesz D-anna… szczebiotała jak pensjonarka opowiadając o „polowaniu” na Niebieskookiego, o pocałunkach, o planach na przyszłość.

– Hmm, a co z twoim dziewictwem Diano? – usłyszała w słuchawce.

 – A co z twoim Dziewanno, Matko Polko? – odparowała. Wiesz przecież, że to mit,

a kto by tam w dzisiejszych czasach wierzył w mity.

 

Koniec

Komentarze

ninedin.home.blog

Przykro mi, ale nie podeszło.

 

Zapis pozostawia sporo do życzenia, ale to w zasadzie drobnostka. Fabularnie jest umiarkowanie ciekawie. Żadnego zaskoczenia, niewiele emocji, ale opowiedziałeś konkretną, zwartą choć niezbyt porywającą historię. Próby humoru zaliczam na plus, choć niekoniecznie mnie uśmiechały. Bohaterka niezbyt ciekawa, ale do przeżycia.

Główny zarzut do tekstu to fakt, że bardzo luźno wpisuje się w konkurs. Gdyby usunąć finałowy fragment i nie zdradzać tożsamości Diany, nic by to w zasadzie nie zmieniło w odbiorze tekstu.

Cóż, to zdecydowanie lepszy tekst od „Okiego”. Jest tu pomysł i zalążek fabuły. Tylko zalążek, bo mam wrażenie, że nie pozwoliłeś swojej historii rozwinąć się dostatecznie, zamykając ją w zbyt ciasnym limicie znaków. Przydałoby się tutaj jakieś rozwinięcie, nieco więcej emocji czy tła. Może jakiś problem do rozwiązania, trochę złych przeciwności losu? Na razie głównej bohaterce wszystko się bardzo łatwo udaje i w dodatku ma sporo szczęścia (niebieskooki w zasadzie sam się znalazł, ona tylko grzecznie na niego czekała), a gdybyś to szczęście zastąpił pechem i powrzucał jej trochę kłód pod nogi? Mogło by się zrobić ciekawiej ;) Na plus lekko humorystyczne wstawki i nawiązanie do Langa.

 

Formatowanie warto poprawić, bo coś się rozjechało ;)  

 

Powodzenia przy kolejnych tekstach :) 

No cóż, historyjka o pani, która zobaczyła niebieskookiego pana i postanowiła bliżej go poznać, niestety, nie przypadła mi do gustu.

Wykonanie pozostawia bardzo wiele do życzenia, by nie rzec, że w obecnym kształcie tekst niespecjalnie nadaje się do czytania.

 

Ko-la-pu-aa-cja! O-scia-ma! skan­do­wał tłum kłę­bią­cy się… –> Ko-la-pu-aa-cja! O-scia-ma!  skan­do­wał tłum, kłę­bią­cy się

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi: https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/zapis-partii-dialogowych;13842.html

 

hełmy z pla­sti­ko­wy­mi osło­na­mi 

i ton­fa­mi  za pasem. –> Zbędny enter. Ten błąd pojawia się w tekście wielokrotnie.

 

i ton­fa­mi za pasem. Z tych pałek nie było żad­ne­go po­żyt­ku, spo­czy­wa­ły sobie spo­koj­nie za pasem po­li­cjan­tów… –> Po co dublujesz informację?

Czy wszystkie pałki spoczywały za jednym pasem?

 

Nie­któ­rzy uczest­ni­cy wzo­rem sta­ro­żyt­nych mi­ste­riów… –> Uczestnicy czego?

 

nada­wa­li ton okrzy­kom, tu­pa­niu czy biciu bu­ta­mi w me­ta­lo­we ba­rier­ki. –> Czy dobrze rozumiem, że trzymali w rękach buty i bili nimi w barierki?

A może miało być: …nada­wa­li ton okrzy­kom, tu­pa­niu czy kopaniu w me­ta­lo­we ba­rier­ki.

 

czy unik­nąć ostrza pa­ra­sol­ki… –> Parasolki nie mają ostrzy.

 

No, teraz po­win­nam mieć już górki… –> Chyba miało być: No, teraz po­win­nam mieć już z górki

 

i znowu zo­ba­czy­ła ten nie­bie­sko­oki, kpią­cy uśmiech. –> Czy uśmiech na pewno miał oczy?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Coś się chyba rozjechało. Opowiastka jest przyjemna, tylko w zasadzie nic (niewiele) się w niej dzieje. I zakończenie ewidentnie nie wynika z tekstu. Dziewczyny mogłyby mieć jakiekolwiek imiona i niczego by to nie zmieniło.

Przynoszę radość :)

Bardzo dziękuję za wszelkie uwagi. Do części postaram się zastosować. Najbardziej cenię te, które dotyczą kompozycji i treści. Niestety formatowanie “się rozjechało”. Bardzo przepraszam za to. Po prostu wklejając tekst z mojego worda nie przewidziałem, że nie będzie on kompatybilny z konkursowym. 

Na koniec mała złośliwość wobec regulatorów. Mój polonista w gimnazjum czasami wspominał

o metaforach. Stąd niebieskooki uśmiech: https://sjp.pl/metafora

Polecam też: https://restyle.pl/product-pol-73-WITCH-Czarna-Parasolka-przeciwdeszczowa-z-czubem-gotycka.html?utm_source=iai_ads&utm_medium=google_shopping&curr=PLN

 

 

Zapomniałem podziękować ninedin za przepiękną rzymską mozaikę przedstawiającą kota. Cokolwiek miałaby znaczyć.

Na ko­niec mała zło­śli­wość wobec re­gu­la­to­rów. Mój po­lo­ni­sta w gim­na­zjum cza­sa­mi wspo­mi­nał o me­ta­fo­rach. Stąd nie­bie­sko­oki uśmiech: https://sjp.pl/metafora

Janiepowsinogo, zupełnie nie rozumiem dlaczego postanowiłeś wykazać się złośliwością, podczas kiedy ja chciałam się tylko upewnić, czy uśmiech na pewno miał oczy…

Domyślam się, bez złośliwości, że Twój nauczyciel w gimnazjum, mówiąc o metaforach/ przenośniach, nadmienił także, że ta figura stylistyczna występuje zazwyczaj w poezji, podczas gdy DiArt i Niebieskooki nawet prozy poetyckiej nie przypomina. Jednakowoż to Twoje opowiadanie i będzie napisana takimi słowami, które Ty uznasz za najwłaściwsze.

 

Polecam też: (pozwolę sobie pominąć link)

Nie pojmuję, Janiepowsinogo, dlaczego podajesz link reklamujący czarną parasolkę z czubem gotyckim, podczas gdy w opowiadaniu piszesz o parasolce z ostrzem? Nadal twierdzę, że parasolki nie mają ostrzy.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

A nie może mieć ta parasolka ostrza zamiast gotyckiego czubka?

Przynoszę radość :)

Strasznie mało się tu dzieje… Mało też mitologii.

Ot, scenka, z której niewiele wynika.

Formatowanie chyba możesz poprawić? Bo teraz fatalnie się to czyta.

I oznacz odpowiednio jeden z dialogów, bo jest nieodpowednio sformatowany. Wybiło mnie to z rytmu czytania.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Scenka i tyle. Poprzednicy wyłożyli wyraźnie, co w utworze nie gra, więc się powtarzać nie będę.

Od siebie daję przydatne linki:

Dialogi – mini poradnik Nazgula: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794

Dialogi – klasyczny poradnik Mortycjana: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112

Podstawowe porady portalowe Selene: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

Coś o betowaniu autorstwa PsychoFisha: Betuj bliźniego swego jak siebie samego

Temat, gdzie można pytać się o problemy językowe:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/19850

Temat, gdzie można szukać specjalistów do “riserczu” na wybrany temat:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/17133 

Poradnik łowców komentarzy autorstwa Finkli, czyli co robić, by być komentowanym i przez to zbierać duży większy “feedback”: http://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842676 

Poradnik Issandera, jak dostać się do Biblioteki ;)

https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842782 

Powodzenia!

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Nie będę oryginalny i podzielę opinie moich przedmówców. Tekst kiepski. Zero akcji, bohaterowie płascy jak deska oheblowana. Po prostu opowiadanko o dziewczynie, która się zakochała w gliniarzu na demonstracji. Nie porwało, dobrze że takie krótkie bo nie chciałoby mi się czytać dalej. Sorki.

http://altronapoleone.home.blog

Mi również nie przypadło do gustu i podzielam zdanie przedmówców.

Przykro mi. 

I mnie tekst nie rzucił na kolana. Ot, dziennikarka spotkała przypadkiem przystojnego faceta, a potem bez większych problemów umówiła się z nim na randkę. Jedyny twist prawdopodobnie miało stanowić ujawnienie tożsamości bohaterki. Ale w konkursie mitologicznym nietrudno zgadnąć, kim jest DiArt, nawet bez wzmianki o łucznictwie. D-anny nie rozpoznałam.

Przeszkadzały mi zbędne entery. Za dużo ich.

Niektórzy uczestnicy wzorem starożytnych misteriów uraczyli się chyba świętym zielem

Hmmm. Zgrzyta mi to zdanie. W jaki sposób ludzie mogli naśladować uroczystości? No, te dwie części porównania pochodzą z różnych parafii. W tej chwili zdanie wydaje się sugerować, że starożytne misteria raczyły się zielskiem.

Babska logika rządzi!

 

Z trudem przeczytałam: kompletnie chaotyczny podział na akapity, przypadkowe entery i błędy w zapisie tekstu nie pomagają w lekturze. Fabuła szczątkowa, w zasadzie nie istnieje. Wykorzystanie mitologii mało ciekawe i dość niekonkretne – za Dianę/Artemidę można byłoby tu podmienić dość dowolną boginię-dziewicę, i nie, wzmianki o demonstracji obrońców zwierząt nie pomagają. Nic jakoś szczególnie porywającego w tym opowiadaniu nie znalazłam.

ninedin.home.blog

Nowa Fantastyka