- Opowiadanie: bronchospazm - Burze piaskowe

Burze piaskowe

EDIT 2: Zmia­ny sty­li­stycz­ne i in­ter­punk­cyj­ne.

EDIT: Znacz­ne zmia­ny sty­li­stycz­ne i in­ter­punk­cyj­ne, roz­wi­nię­cie wątku.

 

Pol­ska, nie­da­le­ka przy­szłość. Wy­schły źró­dła rzek, uczuć i god­nych za­rob­ków. Ewa (33 l.) musi od­po­wie­dzieć sobie na py­ta­nie: “i co teraz?”.

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Burze piaskowe

– Ko­cha­nie, idę do pracy.

To ostat­nie, co od niego usły­sza­ła. Za­ło­żył oku­la­ry, pod­piął elek­tro­dy, po­ło­żył się na le­żan­ce i kon­takt się urwał. Dys­ku­sja zo­sta­nie nie­do­koń­czo­na, bo kiedy wróci, powie, że jest wy­cień­czo­ny i za­py­ta z wy­rzu­tem, czy nie mo­gli­by po­roz­ma­wiać potem. Łzy na­pły­nę­ły jej do oczu. Nie miała pracy od dwóch mie­się­cy i już nie da­wa­ło jej to spać, cie­szyć się, pła­ka­ła, czuła się nie­zno­śnie i była nie­zno­śna. Nawet dla samej sie­bie.

“Idę na spa­cer” – po­my­śla­ła.

Ekran przy drzwiach wska­zy­wał czter­dzie­ści pięć stop­ni Cel­sju­sza, za­py­le­nie na po­zio­mie dwóch ty­się­cy ośmiu­set pro­cent sta­rej normy, a stę­że­nie tlen­ków azotu poza skalą. Spraw­dzi­ła pro­gno­zę – miała czas, mogła iść. Za­ło­ży­ła maskę prze­ciw­py­ło­wą, ko­szu­lę z lek­kie­go ma­te­ria­łu, który od­bi­ja­ł pro­mie­nio­wa­nie UV i chło­dził ciało. Wcią­gnę­ła spodnie z kie­sze­nia­mi na udach, wszyst­ko z jed­ne­go kom­ple­tu. Na­ło­ży­ła ka­pe­lusz z sze­ro­kim ron­dem. Po­sma­ro­wa­ła się kre­mem z fil­trem. Spraw­dzi­ła smar­twatch – ba­te­ria była pełna, mapa za­ła­do­wa­na, GPS dzia­łał. Do ple­ca­ka wrzu­ci­ła no­tat­nik i apa­rat. Na ko­ry­ta­rzu ich bloku – par­don, apar­ta­men­tow­ca – hu­cza­ły oczysz­cza­cze po­wie­trza.

– Lep­sza by­ła­by śluza – po­wie­dzia­ła do sie­bie pod nosem i po­pchnę­ła drzwi na ze­wnatrz.

Po raz pierw­szy wy­szła z miesz­ka­nia mie­siąc wcze­śniej, pod wpły­wem im­pul­su, kiedy wzbie­ra­ją­ca roz­pacz prze­kro­czy­ła masę kry­tycz­ną. Pierw­szy od­dech na otwar­tej prze­strze­ni wy­wo­łał ka­szel, który nie­mal wy­rwał jej płuca. Ucie­kła z po­wro­tem, krztu­sząc się i plu­jąc, serce biło jak osza­la­łe. Nie pa­mię­ta­ła, kiedy ostat­ni raz wy­szła z bloku, ale na pewno nie było tak źle. Przez kilka dni czy­ta­ła w in­ter­ne­cie wszyst­ko, co zna­la­zła o bez­piecz­nym prze­by­wa­niu na ze­wnątrz – mając otwar­te ofer­ty pracy w za­kład­ce obok – a na­stęp­nie za­mó­wi­ła re­ko­men­do­wa­ne strój i sprzęt. Ostat­nie oceny i ko­men­ta­rze na temat ar­ty­ku­łów ku­pu­ją­cy na­pi­sa­li dzie­się­ć lat wcze­śniej, ale zauto­ma­ty­zo­wa­ne ma­ga­zy­ny były cały czas pełne wszyst­kie­go, co kie­dyś wy­pro­du­ko­wały zauto­ma­ty­zo­wa­ne fa­bry­ki. Upewniła się, że godzina dostarczenia przesyłki wypadała w czasie, kiedy Filip był w pracy. Pacz­ka cze­ka­ła na nią na drugi dzień. Uprzej­me ro­bo­tycz­ne ręce prze­nio­sły ją z lą­do­wi­ska dla au­to­no­micz­nych dro­nów-ku­rie­rów na dachu do pacz­kar­ni na ostat­nim pię­trze.

Nie mó­wi­ła Fi­li­po­wi o swo­ich wy­ciecz­kach. Trzy­ma­ła strój na dnie swo­jej szafy, a na ru­ty­no­we py­ta­nie, co ro­bi­ła cały dzień, od­po­wia­da­ła:

– Nic cie­ka­we­go. Prze­glą­da­łam ofer­ty.

Z każdą wy­ciecz­ką za­pusz­cza­ła się coraz dalej. Pusta, pła­ska prze­strzeń mię­dzy blo­ka­mi nik­nę­ła w od­da­li, zle­wa­ła się w jedno z nie­bem – przez za­py­le­nie wi­docz­ność była bar­dzo ogra­ni­czo­na. Po­dmu­chy wia­tru od­sła­niały spod pia­sku frag­men­ty linii, strza­łek, na­pi­sów STOP, które zni­ka­ły przy na­stęp­nych po­dmu­chach. Ogrom­ny par­king zaj­mo­wa­ł całą po­wierzch­nię w za­sięgu wzro­ku. Prze­strzeń była wy­ko­rzy­sta­na per­fek­cyj­nie, miej­sca par­kin­go­we pa­so­wa­ły do sie­bie jak puz­zle. Tylko, że nikt z nich już nie ko­rzy­stał.

Na po­cząt­ku nie wie­dzia­ła, czego szuka na swo­ich spa­ce­rach, cho­dzi­ła bez celu wśród nie­skoń­czo­nych rzę­dów blo­ków sto­ją­cych w jed­nej linii, cią­gną­cych się mo­no­to­nie i nie­ludz­ko po­wta­rzal­nie. Po ja­kimś cza­sie, kiedy wzrok przy­zwy­cza­ił się już do no­we­go oto­cze­nia, za­czę­ła od­naj­dywać od­stęp­stwa od re­gu­lar­no­ści, po­je­dyn­cze zna­le­zi­ska, które za­bu­rza­ły sy­me­trycz­ny układ oto­cze­nia. Nie­któ­re ba­nal­ne, innym razem znie­wa­la­ją­ce; jej pierw­szą fa­scy­na­cją był kil­ku­na­sto­me­tro­wy mural na śle­pej ścia­nie jed­ne­go z blo­ków. Na jego widok sta­nę­ła jak wryta. Przed­sta­wiał słoń­ce za­cho­dzą­ce nad zie­lo­nym ogro­dem, a nad nim uno­si­ło się ogrom­ne logo Kom­bi­na­tu AM. Ko­lo­ry za­cho­wa­ły się ide­al­nie, tekst re­kla­mo­wy gło­sił: "W tro­sce o wspól­ne dobro". U dołu ktoś do­pi­sał czer­wo­ną farbą, ogrom­ny­mi li­te­ra­mi: "Prze­stań­cie nas truć".

Zatem byli tu przed nią lu­dzie! Ale jakby z obcej cy­wi­li­za­cji, bo o ile dotąd czuła się jak ko­smo­naut­ka na obcym glo­bie, to pa­trząc na mural po­czu­ła się jak ar­che­olog, wy­do­by­wa­ją­cy z mro­ków ta­jem­ni­ce prze­szło­ści. Była to dla niej prze­szłość utra­co­na i na nowo od­kry­ta, bo za­wie­ra­ła się po­mię­dzy te­raź­niej­szo­ścią w któ­rej żyła, a ofi­cjal­ną prze­szło­ścią, sze­ro­ko znaną z ksią­żek i se­ria­li. Za­da­wa­ła sobie py­ta­nia: dla­cze­go nikt nie po­wie­dział jej, co dzia­ło się przez ostat­nie dwa­dzie­ścia lat? Dla­cze­go ni­ko­go to nie in­te­re­so­wa­ło? Dla­cze­go nie mogła nic na ten temat zna­leźć w in­ter­ne­cie?

Nie mogła znowu od­na­leźć mu­ra­la. Pró­bo­wa­ła kilka razy, ale za każ­dym razem coś sta­wa­ło jej na prze­szko­dzie albo gu­bi­ła drogę. Bar­dzo tego ża­ło­wa­ła. Nie chcia­ła nic wię­cej z tego no­we­go, ta­jem­ni­cze­go świa­ta utra­cić, więc za­czę­ła no­to­wać, a wkrót­ce z luź­nych za­pi­sków po­wsta­ły stro­ny no­ta­tek; łą­czy­ła za­pi­sy z GPS ze wska­zów­ka­mi, gdzie punk­tem od­nie­sie­nia było ile blo­ków na­le­ży minąć, a na­stęp­nie w którą stro­nę skrę­cić. Tak po­wsta­wa­ły mapy, coraz bar­dziej szcze­gó­ło­we. Do­ku­men­to­wa­ła ścież­ki do swo­ich ma­łych skar­bów. Ro­bi­ła też zdję­cia. Za każ­dym razem spraw­dza­ła, czy nie tra­fiają do chmu­ry współ­dzie­lo­nej z Fi­li­pem, gdzie trzy­ma­li wi­docz­ki ze wspól­nych wy­cie­czek po lo­ka­cjach wir­tu­al­nej rze­czy­wi­sto­ści. Do­pó­ki nie zna­la­zła tego świa­ta, nie wie­dzia­ła, że sy­mu­la­cje ka­ra­ib­skich plaż czy wło­skich mia­ste­czek tak na­praw­dę ją nudzą – nie miała punk­tu od­nie­sie­nia.

W chwi­lach, kiedy nie po­tra­fi­ła sku­pić się na szu­ka­niu pracy, albo kiedy nie chcia­ła prze­by­wać z Fli­piem, po kry­jo­mu czy­ta­ła no­tat­ki. Wra­ca­ła do chwil na ze­wnątrz, na przy­kład kiedy zna­la­zła, a ra­czej po­tknę­ła się o roz­bi­te­go drona, który nie zdo­łał uciec przed burzą. Ktoś nie zjadł na czas – w ku­frze ba­ga­żo­wym był po­je­dyn­czy obiad: zupa, dru­gie danie i su­rów­ka, każde za­pa­ko­wa­ne osob­no w pla­sti­ko­we po­jem­ni­ki. Otwie­ra­ła je po kolei, wy­glą­da­ły, jak przy­go­to­wa­ne przed chwi­lą, mimo, że nie­zli­czo­ne burze zdą­ży­ły zdra­pać z drona całą farbę. Innym razem zna­la­zła czar­ny, twar­dy i po­skrę­ca­ny konar drze­wa. Sto­jąc nad nim długo za­sta­na­wia­ła się, zanim zro­zu­mia­ła, co przed nią leży. Chcia­ła za­brać go ze sobą, ale bała się, że Filip go znaj­dzie i za­cznie pytać. Trzy ty­go­dnie temu na­tknę­ła się na wrak sa­mo­cho­du. Nie miał szyb, wnę­trze za­sy­pa­ne było pia­skiem, ale udało jej się usiąść na miej­scu kie­row­cy. Wi­dzia­ła w se­ria­lach, co na­le­ży robić: po­krę­ci­ła przez chwi­lę kie­row­ni­cą, zaj­rza­ła do schow­ka, ale wy­sy­pał się z niego tylko piach. Wtedy w smar­twat­chu włą­czył się alarm – zbli­ża­ła się burza. Za­uwa­ży­ła drugi scho­wek obok skrzy­ni bie­gów. Za­czę­ła się z nim si­ło­wać, a smar­twatch pisz­czał coraz szyb­ciej. Udało jej się, klap­ka ustą­pi­ła, w środ­ku le­ża­ło kilka me­ta­lo­wych krąż­ków. Wzię­ła je i rzu­ci­ła się do uciecz­ki. Bie­gnąc, czuła na ple­cach po­dmu­chy wia­tru i sły­sza­ła jego dud­nie­nie. Kiedy zlana potem wpa­dła do środ­ka bloku, ledwo od­dy­cha­ła. Ze­rwa­ła z twa­rzy maskę prze­ciw­py­ło­wą i przez kilka minut uspo­ka­ja­ła od­dech, sie­dząc na pod­ło­dze spo­wi­te­go ciem­no­ścią ko­ry­ta­rza.

Była prze­ko­na­na, że nikt nie po­dzie­la jej za­mi­ło­wa­nia do wę­dró­wek i ni­ko­go nie spo­tka, ale kie­dyś zna­la­zła na ziemi mały, czar­ny przed­miot z okrą­głym wy­świe­tla­czem i czer­wo­ną strzał­ką pro­usza­ją­cą się w ja­kimś pły­nie. Le­ża­ł tam od nie­daw­na, bo w więk­szo­ści wy­sta­wa­ła spod pia­sku. Nie wi­dzia­ła w oko­li­cy ni­czy­ich śla­dów. Za­bra­ła zna­le­zi­sko do miesz­ka­nia i prze­ko­pa­ła in­ter­net, zanim do­wie­dzia­ła się, że to bu­so­la, na do­da­tek dzia­ła­ją­ca – strzał­ka, czyli igła, krę­ci­ła się bez pro­ble­mów i wska­zy­wa­ła pół­noc. Od tego mo­men­tu jej celem stało się od­na­le­zie­nie kogoś ta­kie­go jak ona, ży­we­go czło­wie­ka. Spraw­dza­ła każdy trop, który mógł być uczy­nio­ny nie­daw­no ludz­ką ręką, ale wszyst­kie do­mnie­ma­ne ślady czy znaki oka­zy­wa­ły się oso­bli­wo­ścia­mi przy­ro­dy, efek­ta­mi dzia­ła­nia wia­tru i tem­pe­ra­tu­ry. Nie usta­wa­ła jed­nak w po­szu­ki­wa­niach.

Po po­wro­cie wrzu­ca­ła całe ubra­nie do jed­nej z pra­lek sto­ją­cych na par­te­rze w bloku i w bie­liź­nie wra­ca­ła do miesz­ka­nia. Była pewna, że nie spo­tka po dro­dze ni­ko­go ży­we­go. Cza­sem mi­ja­ły ją ro­bo­ty do­mo­we, now­sze mo­de­le nawet kła­nia­ły się, obo­jęt­ne na jej ne­gliż. W miesz­ka­niu myła maskę, i spraw­dziw­szy we­dług za­le­ceń in­struk­cji stan fil­tra, cho­wa­ła ją głę­bo­ko do swo­jej szu­fla­dy, pod majt­ki. Potem za­ma­wia­ła obiad, obo­jęt­nie od­świe­ża­ła skrzyn­kę od­bior­czą i zmę­czo­na szła spać. Za­zwy­czaj bu­dzi­ła się sama, w ide­al­nym mo­men­cie, żeby ode­brać obiad z pacz­kar­ni i od­grzać. Ale cza­sa­mi bu­dził ją bu­dzik. Odkąd stra­ci­ła pracę, ich robot ku­chen­ny stał nie­uży­wa­ny. Przy­kry­ła go prze­ście­ra­dłem, żeby nie zbie­rał kurzu.

Ewę fa­scy­no­wa­ły burze pia­sko­we. Uwiel­bia­ła je oglą­dać przez okno, z dwu­dzie­ste­go trze­cie­go pię­tra wy­glą­da­ły im­po­nu­ją­co. Pro­gno­zy po­go­dy były bar­dzo do­kład­ne i burza nigdy nie za­sta­ła jej na ze­wnątrz – smar­twatch za­czy­nał groź­nie pisz­czeć za­wsze na czas. Cza­sa­mi za­trzy­my­wa­ła się bez­piecz­nie bli­sko bloku i od­wra­ca­ła się w stro­nę za­wie­ru­chy. Kiedy zaś była w miesz­ka­niu i burza prze­cho­dzi­ła w po­bli­żu ich bloku, pod­cho­dzi­ła do okna, krzy­żo­wa­ła ręce na pa­ra­pe­cie, kła­dła w nich głowę i śle­dzi­ła wzro­kiem tu­ma­ny. Okna ide­al­nie wy­ci­sza­ły ży­wioł, mu­sia­ła pusz­czać jego od­gło­sy z in­ter­ne­tu.

***

Filip, jak zwy­kle, otwo­rzył oczy długo po za­po­wia­da­nej go­dzi­nie. Wstał z tru­dem, wy­glą­dał na cho­re­go, był zmię­ty jak kart­ka pa­pie­ru. Po­wlókł się do ła­zien­ki, a po po­wro­cie za­py­tał:

– Co ro­bi­łaś?

– Nic cie­ka­we­go, prze­glą­da­łam ofer­ty.

– Aha. Co dziś na obiad? – Filip usiadł przy stole i scho­wał twarz w dło­niach.

– Myślę, że mu­si­my po­roz­ma­wiać.

– Do­brze. – Pod­niósł wzrok. – Tylko pro­szę, po obie­dzie. Je­stem wy­cień­czo­ny. Zro­bisz mi kok­tajl?

Jedli w mil­cze­niu. Filip jadł szyb­ko, łap­czy­wie, po­ły­kał nie­ żując.

– Mamy za­pro­sze­nie… do Ani i Tomka, na dzi­siaj – po­wie­dział z peł­ny­mi usta­mi.

Ewa nie ode­zwa­ła się. Filip prze­łknął i odło­żył sztuć­ce.

– Pa­mię­tam, że mie­li­śmy po­roz­ma­wiać. Może jak wró­ci­my? Co ty na to? To dla mnie ważne. Tomek jest li­de­rem mo­je­go ze­spo­łu.

– W po­rząd­ku.

Po obie­dzie po­ło­ży­li się na ka­na­pie w sa­lo­nie. Filip po­łknął kilka pi­gu­łek z ko­fe­iną, tau­ry­ną i żeń-sze­niem, potem oboje za­ło­ży­li oku­la­ry i pod­pię­li elek­tro­dy.

– Ania nie pra­cu­je od roku – za­czął Filip, od­świe­żo­ny pi­guł­ka­mi, kiedy byli już w wir­tu­al­nej rze­czy­wi­sto­ści. – Po­roz­ma­wiaj­cie. Zro­zu­mie cię.

W ręku trzy­mał wino. Szli ścież­ką po­śród buj­nej, żywej zie­le­ni, czuli in­ten­syw­ny, lepki za­pach wio­sen­nych kwia­tów.

– Wy­bra­li kwie­cień, ale wy­jąt­ko­wo cie­pły, kli­mat umiar­ko­wa­ny, nad je­zio­rem – Filip od­czy­ty­wał wła­ści­wo­ści sy­mu­la­cji z pliku kon­tro­l­ne­go – tem­pe­ra­tu­ra dwa­dzie­ścia dwa stop­nie, wil­got­ność pięć­dzie­siąt pro­cent, wiatr zero me­trów na se­kun­dę… Nie mo­głaś za­ło­żyć cze­goś in­ne­go?

Ewa nie od­po­wie­dzia­ła. Zza za­krę­tu wy­ło­ni­ła się al­ta­na, cze­ka­li w niej Ania i Tomek. Ubra­ni byli nie­zo­bo­wią­zu­ją­co, Tomek – w dżin­sy i ko­szu­lę w kratę z krót­kim rę­ka­wem, a Ania w białe ry­bacz­ki i bluz­kę z ko­lo­ro­wymi, kwie­ci­stymi wzo­ra­mi. Filip za­ło­żył gra­fi­to­wą ko­szu­lę i spor­to­wą ma­ry­nar­kę, a Ewa wy­bra­ła opcję "losuj". Au­to­mat ubrał ją w se­le­dy­no­wy dres. Filip podał Tom­ko­wi bu­tel­kę, Ania czule przy­wi­ta­ła się z Ewą, ca­łu­jąc ją w oba po­licz­ki.

Pa­no­wie za­czę­li roz­ma­wiać o pracy i żeby nie za­nu­dzać pań, od­da­li­li się mię­dzy drze­wa, a Ewa z Anią zo­sta­ły w al­ta­nie.

– Masz smart­fo­na nawet w wir­tu­al­nej rze­czy­wi­sto­ści? – za­py­ta­ła Ewa. Jej nowa ko­le­żan­ka co rusz spraw­dza­ła coś na ekra­nie.

– Od­wrot­nie, ko­cha­nie, mam go tylko tutaj. Je­stem poza VR-em tylko tyle, ile na­ka­zu­je prawo, bo ina­czej mnie ode­tną, ale wtedy i tak muszę na­ćpać się pro­cha­mi, tak źle się czuję. – Ania mó­wi­ła, wpa­tru­jąc się w smart­fo­na. –  Po pro­stu nie ma sensu być gdzie in­dziej. Zo­bacz, to moje ostat­nie od­kry­cie.

Pod­su­nę­ła Ewie ekran, na któ­rym prze­wi­ja­ły się zdję­cia z po­dró­ży sa­mo­cho­dem te­re­no­wym przez pu­sty­nię. Pod­pis gło­sił, że to po­łu­dnio­wa Fin­lan­dia, ale rów­nie do­brze mogła być i Szko­cja, i Sy­be­ria.

– Po­dró­że – ob­ja­śnia­ła dalej – to moja ostat­nia pasja. Zna­la­złam wprost nie­ziem­skie pro­fi­le.

– Wy­bie­rasz się tam… wir­tu­al­nie?

– Nie, jesz­cze nie. Nie stać nas jesz­cze na ku­po­wa­nie ko­lej­nych lo­ka­cji. W abo­na­men­cie mamy tylko dom, tę al­ta­nę i cen­trum han­dlo­we. Cze­ka­my, aż Tomek zo­sta­nie udzia­łow­cem. – Zro­bi­ła pauzę, pod­nio­sła wzrok znad smart­fo­na i spoj­rza­ła na Ewę – wie­dzia­łaś o tym?

– O czym?

– Że Tomek zo­sta­nie udzia­łow­cem.

– Nie. To zna­czy, nie wiem. Nie roz­ma­wia­my o pracy Fi­li­pa.

– Aha. To do­brze. – Ania wró­ci­ła do prze­wi­ja­nia ekra­nu – Go­to­wa­nie mi się znu­dzi­ło.

– Macie kuch­nię w miesz­ka­niu?

– Nie, no co ty – cią­gle od­po­wia­da­ła znad ekra­nu – konta ku­li­nar­ne. Nie­któ­re pro­fi­le były świet­ne. Ale szyb­ko zro­bi­ły się wtór­ne, z ku­cha­rze­nia nie można już wię­cej wy­cią­gnąć. Tak samo jak z wy­stro­ju wnętrz. To była moja fa­scy­na­cja ostat­niej je­sie­ni. Ale po ja­kimś cza­sie wszyst­ko za­czę­ło wy­glą­dać tak samo. Myślę, że z po­dró­ża­mi bę­dzie ina­czej. Ko­le­dzy Tomka, to zna­czy, przy­szli ko­le­dzy z Rady Nad­zor­czej, la­ta­ją na Eu­ro­pę dwa razy w roku. Wszy­scy mają już tam let­nie domki, my też my­śli­my o jed­nym.

– A nie chcia­ła­byś… po­zwie­dzać naj­pierw Ziemi? Nie chcia­ła­byś wyjść na ze­wnątrz?

Ania spoj­rza­ła na Ewę z osłu­pie­niem.

– Nie, no coś ty…

Męż­czyź­ni wró­ci­li, a po­wie­trze wy­peł­nił za­pach gril­lo­wa­nej kieł­ba­sy. Ewa przy­się­gła­by, że gril­la wcze­śniej nie było. Tomek za­ło­żył far­tuch i za­czął na­kła­dać je­dze­nie na pa­pie­ro­we ta­le­rzy­ki.

***

Po­że­gna­li się z uśmie­cha­mi na twa­rzach. Filip, za­ru­mie­nio­ny al­ko­ho­lu, objął Ewę i ru­szy­li z po­wro­tem ścież­ką, którą przy­szli i po chwi­li świat zro­bił się czar­ny.

Oboje otwo­rzy­li oczy w tym samym mo­men­cie. Rausz po winie mo­men­tal­nie znikł. Pierw­sza wsta­ła Ewa.

– Idę do ła­zien­ki – po­wie­dzia­ła.

– Pójdę po tobie – wy­mam­ro­tał Filip.

Kiedy wró­ci­ła, już spał. Po­szła sama do sy­pial­ni. Przed za­śnię­ciem wy­ję­ła z naj­niż­szej szu­fla­dy noc­nej szaf­ki małe czer­wo­ne pu­deł­ko. W środ­ku była bu­so­la, wska­zy­wa­ła pół­noc.

“Mu­sia­ła na­le­żeć do kogoś… od­waż­ne­go” – my­śla­ła – “bo kto inny ba­wił­by się w cho­dze­nie na azy­mut”. Le­ża­ła na łóżku i ba­wi­ła się małym, czar­nym przed­mio­tem, pa­trzy­ła, jak igła wraca do wyj­ścio­wej po­zy­cji, pcha­na nie­wi­dzial­ną mocą. “Może to na przy­kład… pra­cow­nik tech­nicz­ny? Szuka z bu­so­lą stu­dzien­ki ze świa­tło­wo­dem?” – i wy­obra­ża­ła sobie do­brze zbu­do­wa­ne­go, ale bez prze­sa­dy, wy­so­kie­go męż­czy­znę w nie­bie­skim kom­bi­ne­zo­nie, mimo że tego typu prace wy­ko­ny­wa­ły już tylko ro­bo­ty. W pew­nym mo­men­cie przed ocza­mi sta­nął jej Filip i od razu po­ja­wi­ły się wy­rzu­ty su­mie­nia. Ale jej mąż nie był do­brze zbu­do­wa­ny, nie in­te­re­so­wał się tym, co dzia­ło się za okna­mi ich miesz­ka­nia, praw­dę mó­wiąc, nie roz­ma­wia­li ze sobą zbyt dużo, nie li­cząc kłót­ni. Nie pa­mię­ta­ła, kiedy ostat­ni raz się ko­cha­li.  “Filip mnie za­nie­dbu­je” – uspra­wie­dli­wi­ła się przed sobą i wró­ci­ła do fan­ta­zji. Przy­szło jej do głowy, i zaraz wy­par­ła tę myśl, że tylko tyle jej zo­sta­ło, bo w umo­wie ślub­nej oboje wy­ra­zi­li zgodę na in­sta­la­cję fil­tru an­tycu­dzo­łoż­ne­go na swoje wir­tual­ne rze­czy­wi­sto­ści. Filip za­wsze był tra­dy­cjo­na­li­stą. Osta­tecz­nie po­mo­gła sobie pal­ca­mi i od­prę­żo­na, za­snę­ła.

***

Z każ­dym ko­lej­nym dniem jej wy­ma­ga­nia co do po­sa­dy malały. Ofert dla astro­fi­zy­ków nie było ani jed­nej – nikt nie po­wie­dział tego wprost, ale to ozna­cza­ło, że jej pro­fe­sja zo­sta­ła osta­tecz­nie zauto­ma­ty­zo­wa­na. Czy­ta­ła kie­dyś, że pro­ces przej­mo­wa­nia pracy kie­row­ców przez ma­szy­ny trwał dzie­sięć lat, obec­nie wy­star­czał mie­siąc i kil­kuset, lub kilka ty­się­cy ludzi na całym jesz­cze za­miesz­ka­nym glo­bie do­sta­wa­ło wy­po­wie­dze­nie, a z por­ta­li re­kru­ter­skich zni­ka­ły wszyst­kie ofer­ty w ich pro­fe­sji. Wy­łą­czy­ła al­go­ryt­my pod­po­wia­da­ją­ce, ale bez nich ofert wcale nie przy­by­ło: zo­sta­ła tylko sprze­daż, ukry­ta pod dzie­siąt­ka­mi me­ta­for i wy­myśl­ne, albo zgoła dzi­wacz­ne, ogło­sze­nia, z któ­rych nic nie wy­ni­ka­ło. Pod ty­mi za­wsze kryła się te­le­ko­gni­cja. Za­trzy­ma­ła się przy jed­nym: “Le­asing prze­strze­ni umy­sło­wej, dobre wa­run­ki, in­te­re­su­ją­cy pro­jekt”, ale po chwi­li za­trza­snę­ła lap­top. Z rów­no­wa­gi wy­pro­wa­dził ją fakt, że osta­tecz­nie za­czę­ła to roz­wa­żać na po­waż­nie.

Roz­ma­wia­ła o tym kie­dyś z Fi­li­pem. On sam na­le­żał do wą­skie­go grona jesz­cze ak­tyw­nych pro­gra­mi­stów, nomen omen – te­le­ko­gni­cji. Pa­mię­ta­ła, jak tłu­ma­czył jej: w świe­cie, gdzie wszyst­ko jest zauto­ma­ty­zo­wa­ne, war­tość ma tylko moc ob­li­cze­nio­wa, bo jej za­wsze bra­ku­je. Naj­ta­niej wy­ko­rzy­stać ludz­kie mózgi – odkąd stało się to moż­li­we, nikt nie in­we­sto­wał w przy­spie­sza­nie kom­pu­te­rów, ni­ko­go nie ob­cho­dzi­ło pa­ko­wa­nie więk­szej ilo­ści tran­zy­sto­rów na mi­kro­sko­pij­nych po­wierzch­niach, albo wy­daj­niej­sze chło­dze­nie. Kom­pu­te­ry kwan­to­we, a ści­ślej – dzia­ła­ją­ce kom­pu­te­ry kwan­to­we (in­ży­nier­ski humor był tym, co kie­dyś wzbu­dzi­ło za­in­te­re­so­wa­nie Ewy) dalej wy­stę­po­wa­ły głów­nie w za­po­wie­dziach, a wy­ko­rzy­sta­nie moż­li­wo­ści ludz­kie­go mózgu było naj­bar­dziej efek­tyw­ne kosz­to­wo. Po praw­dzie, ura­to­wa­ło to masy od głodu. Le­wi­co­we ge­ne­ra­to­ry opi­nii, które nie­daw­no cał­kiem za­stą­pi­ły pu­bli­cy­stów, upar­cie twier­dzi­ły że wpro­wa­dze­nie do­cho­du gwa­ran­to­wa­ne­go było świa­do­mie wstrzy­my­wa­ne na ko­rzyść po­sia­da­czy ka­pi­ta­łu, żeby nie wy­czer­pa­ło się źró­dło ta­niej siły ob­li­cze­nio­wej.

Filip, ze wzglę­du na obo­wiąz­ki, nie­raz mu­siał te­sto­wać te­le­ko­gni­cję w prak­ty­ce. Opo­wia­dał, że je­że­li ktoś wy­ko­rzy­stu­je twój mózg do ob­li­czeń fi­nan­so­wych, to pod­czas samej pracy je­steś nie­przy­tom­ny albo pra­co­daw­ca – ale nie każdy! – ge­ne­ru­je roz­luź­nia­ją­ce wizje plaż albo łąk. Pro­blem za­czy­na się potem. Nawet bez elek­trod na gło­wie, po pracy, kiedy za­mkniesz oczy, wi­dzisz rzędy cyfr, albo śnią ci się ta­be­le. Dla­te­go ob­li­cze­nia fi­nan­so­we albo in­ży­nier­skie były naj­bar­dziej po­żą­da­ne przez pra­cow­ni­ków. Da­wa­ło się przy­zwy­cza­ić. Go­rzej, jeśli ana­li­zo­wa­łeś do­wo­dy zbrod­ni czy ob­ja­wy cho­rób, ge­ne­ro­wa­łeś re­kla­my albo pro­fi­lo­wa­łeś użyt­kow­ni­ków sieci. Można było osza­leć. Filip dalej był za­trud­nio­ny, ale wciąż oba­wiał się, że i jego wkrót­ce czeka wy­naj­mo­wa­nie mózgu. Zmu­sza­ło go do pracy na sto dwa­dzie­ścia pro­cent, nie­skoń­czo­nych nad­go­dzin, cią­głe­go po­ka­zy­wa­nia się z naj­lep­szej stro­ny. Cza­sa­mi żar­to­wał, że zauto­ma­ty­zo­wa­ny me­ne­dże­r pro­jek­tu to żadna sztucz­na in­te­li­gen­cja, tylko za­pę­tlo­na ko­men­da “szyb­ciej, wię­cej, szyb­ciej, wię­cej”…

Ewa z re­zy­gna­cją pod­nio­sła klapę lap­to­pa. Dalej prze­glą­da­ła ofer­ty, ale my­śla­mi była gdzie in­dziej. Ostat­niej nocy śniło jej się, że burza pia­sko­wa po­ry­wa ją i wy­rzu­ca gdzieś da­le­ko. Nic jej się nie stało, bo piach za­mor­ty­zo­wał upa­dek. Sen był ab­sur­dal­ny, ale czuła w nim jakiś szcze­gól­ny spo­kój, emo­cję nie­ade­kwat­ną i nie­spo­ty­ka­ną, jakie wy­stę­pu­ją tylko w snach i do tego stanu tę­sk­ni­ła. Pa­trzy­ła za okno, na jej ustach plą­tał się słaby uśmiech.

– Spójrz, co to jest? – do po­ko­ju wszedł Filip, prze­ry­wa­jąc jej za­my­śle­nie. W ręku trzy­mał kart­kę i za­czął z niej czy­tać na głos. – Strój dwu­czę­ścio­wy “pu­styn­ny lis”, dam­ski, roz­miar S, cena trzy­sta dzie­więć­dzie­siąt dzie­więć, ka­pe­lusz z sze­ro­kim ron­dem, bu­so­la…

Ewa drgnę­ła, ale zaraz opa­no­wa­ła się. Po­de­szła do Fi­li­pa. Trzy­mał przed sobą fak­tu­rę za jej ostat­nie za­ku­py.

– Co to w ogóle jest bu­so­la… a na­stęp­ne: maska prze­ciw­py­ło­wa… – Pod­niósł wzrok znad kart­ki. – Wiesz coś o tym?

– Nie wiem. Pokaż. Może jakaś po­mył­ka – mó­wi­ła naj­spo­koj­niej, jak po­tra­fi­ła – ko­cha­nie, spóź­nisz się. Wy­ję­ła fak­tu­rę z rąk męża.

Filip spoj­rzał na ze­ga­rek.

– No tak, o kurwa! Mam ważne spo­tka­nie. Lecę! – po­biegł do po­ko­ju obok.

Ewa długo wpa­try­wa­ła się w trze­ci punkt na ra­chun­ku. Nie wi­dzia­ła go wcze­śniej. Nie wie­dzia­ła, że bu­so­la była w jej ze­sta­wie. Po­de­szła do noc­nej szaf­ki, w ostat­nim prze­bły­sku na­dziei wy­cią­gnę­ła czer­wo­ne pu­deł­ko. Obej­rza­ła ją do­kład­nie, raz jesz­cze spraw­dzi­ła model na ra­chu­nku i nie miała żad­nych wąt­pli­wo­ści.

***

– Ko­cha­nie, idę do pracy – po­wie­dział Filip, za­ło­żył oku­la­ry, pod­łą­czył elek­tro­dy i od­pły­nął. Ewie wy­da­wa­ło się, że szyb­ciej, niż zwy­kle. Może dla­te­go, że przed chwi­lą kłó­ci­li się moc­niej niż za­zwy­czaj.

Tym razem nie chcia­ło jej się pła­kać. Ubra­ła się w swój pu­styn­ny strój, a do ple­ca­ka za­pa­ko­wa­ła do­dat­ko­wo wodę i je­dze­nie. Wy­szła przed blok. Bu­dyn­ki cią­gną­ce się rzę­da­mi w nie­skoń­czo­ność, pia­sek, wszyst­ko do­oko­ła miało żółte za­bar­wie­nie. Ewa pa­trzy­ła nie­cier­pli­wie na smar­twatcha, po dłu­gim cza­sie ner­wo­we­go ocze­ki­wa­nia pod­je­cha­ła za­mó­wio­na au­to­no­micz­na tak­sów­ka. Już nie­mal zwąt­pi­ła, że ja­kie­kol­wiek jesz­cze dzia­ła­ją. Za­rdze­wia­ła, odra­pa­na z farby, przy­je­cha­ła po­wo­li, jakby ostat­kiem sił. Nie pa­li­ła jej się jedna lampa. Panel do­ty­ko­wy przy drzwiach pa­sa­że­ra z tru­dem przy­jął jej kod klien­ta, mu­sia­ła się pomę­czyć, zanim ekran zro­zu­miał wszyst­kie cyfry. Tylna ka­na­pa po­kry­ta była gruba war­stwa kurzu, dawno nikt w niej nie po­dró­żo­wał. Mi­nę­ła zie­lo­ną ta­bli­cę z na­pi­sem “Kra­ków żegna” i od­je­cha­ła w stro­nę da­le­kiej burzy pia­sko­wej.

Koniec

Komentarze

A co to za chowanie raz opublikowanego tekstu? Wczoraj go jeszcze nie widziałam.

OK, Polski jeszcze nie było – do konkursu.

Babska logika rządzi!

@Finkla, właśnie o to zapytałem w wątku konkursowym. Jeśli się nie łapię, to wycofam się.

Spoko, łapiesz się. Tylko to trochę nieładnie. Ale nie sądzę, żeby ludzie zbyt głośno protestowali.

Babska logika rządzi!

Przeczytawszy.

Aha, trochę Ci brakuje do dolnego limitu. Rozważałeś dopisanie paru akapitów, żeby dociągnąć do 20 kilo?

Babska logika rządzi!

@Finkla tak, w brudnopisie jest jeszcze kilka akapitów. Do północy rozwinę.

Tekst przeszedł lekką reorganizację, poprawki stylistyczne, rozwinięcie wątku. Zapraszam do lektury i będę wdzięczny za wszelkie opinie.

To ostatnie co od niego usłyszała.

przecinek

drzwi na zewnatrz

zautomatyzowane magazyny były cały czas pełne wszystkiego, co kiedyś zdążyły wyprodukować zautomatyzowane fabryki

na dachu do paczkarni na ostatnim piętrze .

niepotrzebna spacja

Wfracała do chwil na zewnątrz

czerwoną strzałką prouszającą

– Dobrze. – podniósł wzrok.

Zły zapis dialogu

Ewa zapytała, kiedy jej nowa koleżanka co rusz sprawdzała coś na ekranie

Ania mówiła, wpatrując się w smartfona

W obu zdaniach brak kropki

być i Szkocja i Syberia.

Brak przecinka po Szkocji

Ania wróciła do przewijania ekranu – gotowanie znudziło mi się

Zły zapis dialogu

 

 

Przeczytałam, komentarz po konkursie.

www.facebook.com/mika.modrzynska

Rozumiem, że sytuacja, w której poznajemy Ewę, daleka była od ideału, ale chyba nie rozumiem podjętej przez nią decyzji. Co zyska opuszczając dom? A może odeszła z nadzieją na spotkanie kogoś podobnego sobie…

Wykonanie pozostawia nieco do życzenia.

 

Nie mó­wi­ła Fi­li­po­wi o swo­ich wy­ciecz­kach. Trzy­ma­ła strój na dnie swo­jej szafy… –> Czy oba zaimki są konieczne?

 

Z każdą wy­ciecz­ką za­pusz­cza­ła coraz dalej. –> Pewnie miało być: Z każdą wy­ciecz­ką za­pusz­cza­ła się coraz dalej.

 

przez za­py­le­nie wi­docz­ność była krót­ka. –> Nie wydaje mi się, aby o widoczności można powiedzieć że jest krótka.

Może: …przez za­py­le­nie wi­docz­ność była bardzo ograniczona. Lub: …silne za­py­le­nie sprawiało, że wi­docz­ność była bardzo ograniczona.

 

Wiatr od­sła­niał spod pia­sku frag­men­ty linii… –> Raczej: Wiatr rozwiewał piasek, odsłaniając fragmenty linii

 

sto­ją­cych w jed­nej linii, cią­gna­cych się… –> Literówka.

 

nie po­tra­fi­ła sku­pić sie na szu­ka­niu pracy… –> Literówka.

 

dru­gie danie i su­rów­ka za­pa­ko­wa­ne osob­no w pla­sti­ko­we opa­ko­wa­nia. –> Brzmi to nie najlepiej.

Może: …dru­gie danie i su­rów­ka, za­pa­ko­wa­ne osob­no w pla­sti­ko­we pojemniki.

 

Za­czę­ła si­ło­wać się z nim, a smar­twach pisz­czał… –> Literówka.

 

zna­la­zła na ziemi mały, czar­ny przed­miot z okrą­głym wy­świe­tla­czem […] Le­ża­ła tam od nie­daw­na, bo w więk­szo­ści wy­sta­wa­ła spod pia­sku. –> Piszesz o przedmiocie, więc: Le­ża­ł tam od nie­daw­na, bo w więk­szo­ści wy­sta­wa­ł spod pia­sku.

 

smar­twach za­czy­nał groź­nie pisz­czeć… –> Literówka.

 

Okna ide­al­nie wy­ci­sza­ły ży­wioł, mu­sia­ła pusz­czać jej od­gło­sy z in­ter­ne­tu. –> Piszesz o żywiole, a ten jest rodzaju męskiego, więc: Okna ide­al­nie wy­ci­sza­ły ży­wioł, mu­sia­ła pusz­czać jego od­gło­sy z in­ter­ne­tu.

 

– Do­brze. – pod­niósł wzrok. –> – Do­brze. – Pod­niósł wzrok.

Nie zawsze poprawnie zapisujesz dialogi. Pewnie przyda się poradnik: https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/zapis-partii-dialogowych;13842.html

 

tem­pe­ra­tu­ra dwa­dzie­scia dwa stop­nie… –> Literówka.

 

je­an­sy i ko­szu­lę w kratę… –> …dżinsy i ko­szu­lę w kratę

Używamy pisowni spolszczonej.

 

– A nie chcia­ła­byś… po­zwie­dziać naj­pierw Ziemi? –> Literówka.

 

Po­że­gna­li się z uśmie­cha­mi na twa­rzach. Filip, lekko czer­wo­ny na twa­rzy… –> Powtórzenie.

Czy uśmiech można mieć w innym miejscu, nie na twarzy?

 

in­sta­la­cję fil­tru an­ty-cu­dzo­łoż­ne­go… –> …in­sta­la­cję fil­tru an­tycu­dzo­łoż­ne­go

 

na swoje wir­tal­ne rze­czy­wi­sto­ści. –> Literówka.

 

ze wzglę­du na obo­wiąz­ki, nie raz mu­siał te­sto­wać… –> …ze wzglę­du na obo­wiąz­ki, nieraz mu­siał te­sto­wać

 

do pracy na sto dwa­dzie­ścia po­cent… –> Literówka.

 

Ewa pa­trzy­ła nie­cier­pli­wie na smar­twatch… –> Ewa pa­trzy­ła nie­cier­pli­wie na smar­twatcha

 

Tylna ka­na­pa po­kry­ta była gruba war­stwą kurzu… –> Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Wfracała – literówka.

prouszającą – liteówka

Smartwatch chyba powinno się odmieniać (tak jak odmienia się i smartfona).

 

Dwie kwestie merytoryczne:

Skoro opuszczanie mieszkań było powszechnie niestosowane, to czy w tej wizji społeczność już się niemal nie rozmnażała?

Scena z ucieczką przed burza – to raczej rzecz, która dla większości będzie niezauważalna, ale jeśli ktoś od dekady czy dwóch nie wychodzi z mieszkania, to z kondycją może być  dramat i ten odpoczynek po kilku minutach biegu (czy na pewno kilku, jeśli była oddalona od apartamentowca?) może być znacznie cięższy. Ale jak mówię, to już mało kto wychwyci, ja mam skrzywienie sportowe.

 

Samo opowiadanie podoba mi się. Dobrze poskładałeś różne aspekty tej ponurej przyszłości, włącznie z wątkiem automatyzacji pracy. Fajnie przytknąłeś różnym aspektom także dzisiejszego świata (”została tylko sprzedaż, ukryta pod dziesiątkami metafor” – piękne). Włączasz wątek polityczny, ale w taki sposób, że można go interpretować zarówno na prawo, jak i na lewo albo uznać za neutralny (sądzę, że w intencji było to ostatnie).

Ostatnia scena… ciekawe, desperacja, forma samobójstwa czy szalony plan, który zapewne się nie powiedzie?

 

Edit: wrzucam do wątku punktów do biblioteki.

 

@kam-mod, @regulatorzy:

 

Dziękuję za rzetelną pomoc redaktorską. Zmiany wprowadzę po ogłoszeniu wyników – nie mogę edytować konkursowego opowiadania.

 

@regulatorzy, @wilk-zimowy:

 

W kwestii ostatniej sceny: fascynuje mnie poszukiwanie odpowiedzi na problemy, poruszając się w przestrzeni rzeczywistego, w przeciwieństwie np. do ucieczki wgłąb siebie albo w narkotyki. Chodzi mi o ucieczki z domu, imigracje, podróże duchowe do Indii albo nieokreślone, palące uczucie że trzeba gdzieś iść, że bezwzględnie nie można zostać w miejscu. Czasami tyle wystarczy, jeżeli problem ściśle wiąże się z miejscem, wystarczy je opuścić, czasami problemy gonią uciekiniera jak Erynie. Lubię ideę podróży, która zmienia.

 

@wilk-zimowy

czy w tej wizji społeczność już się niemal nie rozmnażała?

Myślę, że to zostało przywilejem najbogatszych.

Scena z ucieczką przed burza

Zgadzam się z Tobą, te “kilka minut na podłodze korytarza” właśnie miało to opisać. W brudnopisie, kiedy Ewa żali się na FIlipa, jest wątek orbitreka, który “zajmuje nierozsądnie dużą powierzchnię małego mieszkania i tylko zbiera kurz”, ale nie chciałem już mu tak dopieprzać.

(…) wątek polityczny, (…) można (…) uznać za neutralny (sądzę, że w intencji było to ostatnie).

Miło mi to słyszeć, obawiałem się, że przekroczyłem granicę agitki.

 

Dziękuję za opinię.

Bardzo proszę, Bronchospazmie.

I dziękuję za wyjaśnienia – teraz, kiedy poznałam Twoje fascynacje, decyzja Ewy stał się bardziej zrozumiała. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przeczytałem, nie wciągnęło mnie, sorki, ale to kwestia gustu. Nasuwają mi się dwie sprawy:

Po pierwsze, temat to Geofantastyka, dobrze by było wtrącić coś ze świata rzeczywistego np. zrujnowany Kościół Mariacki czy coś takiego co wprowadziłoby czytelnika do Polski a tak mamy tylko polskie imiona i nic więcej.

Po drugie: bohaterka mieszka w bloku a nie widuje ludzi musi ich szukać na zewnątrz albo spotykać się w realu. Coś nie halo. 

Jeszcze tylko dodam, że smutna to rzeczywistość przedstawiona w Twojej wizji ale jak najbardziej realna. Już teraz można spotkać grupę młodzieży która nie odzywa się do siebie a każdy trzyma telefon w ręku i coś tam dłubie. Zapytałem jednego takiego czy więcej wypowiada słów czy też pisze na portalach. Prawie bez wahania odpowiedział iż więcej pisze niż wypowiada. Smutno mi Boże!!!crying

Dzięki za opinię. Pozwól, że wyjaśnię:

Po pierwsze, temat to Geofantastyka, dobrze by było wtrącić coś ze świata rzeczywistego np. zrujnowany Kościół Mariacki

Zdecydowałem się nie wykorzystywać takich prostych zabiegów. Zrujnowany kościół Mariacki możnaby zamienić na zrujnowaną Sagrada Familia i nikt nie zauważył by różnicy. Opowiadanie jest mocno inspirowane Polską, zarówno w szczegółach scenografii, jak i starałem się przerysować rzeczy które już teraz trapią polską przestrzeń i społeczeństwo, a co w moim przekonaniu kiedyś może uczynić ten kraj dystopią. Nie będę ich wyliczał, myślę że dla kogoś może być niezlą zabawą odnaleźć wszystkie odniesienia.

bohaterka mieszka w bloku a nie widuje ludzi musi ich szukać na zewnątrz albo spotykać się w realu.

Bohaterka mieszka w bloku, a nikogo nie spotyka ani w realu, ani na zewnątrz. Jedynie w wirtualnej rzeczywistości. To właśnie groteskowość świata przedstawionego.

Pierwsze wyjaśnienie trafia do mnie i okej, drugie jakoś nie bardzo.

Ok, kontynuując wątek “dla większości nieistotny” :) Orbitrek nadal by niewiele zmieniał, bo nawet doświadczeni biegacze gdy pierwszy raz mają okazję pobiec w masce antysmogowej (nawet takiej zaprojektowanej specjalnie pod kątem uprawiania sportu) czy masce tego typu, jaki jest wykorzystywany w testach wydajnościowych, mają problem z oddychaniem. Co dopiero ktoś, kto ćwiczył tylko na orbitreku. Ale jak mówię – to raczej pierdółka, dla większości bez znaczenia :) 

To ostatnie co

To ostatnie, co.

położył się na leżance

Niby w porządku, ale… zobaczymy, czy podeprze to ciąg dalszy.

niedokończona, bo kiedy wróci, powie, że jest wycieńczony

Trochę rytm tu nie rytmi.

Nienawidziła bezsilności.

Widać to z kontekstu, kiedy specjalnie o tym zapewniasz, tracisz efekt.

Nie miała pracy od dwóch miesięcy i już nie dawało jej to spać, cieszyć się, płakała, czuła się nieznośnie i była nieznośna.

God, the melodrama. Chyba jesteś niesamowitym szczęściarzem. Ponadto – zdanie wydaje mi się zlepkiem dwóch nierównych części. Albo skrótem.

dwóch tysięcy ośmiuset procent starej normy

A na co jej stara norma? Mało użyteczna taka informacja (dla bohaterki, dla mnie też).

materiału który

Materiału, który.

Wciągnęła na siebie spodnie

Wystarczy: Wciągnęła spodnie.

popchnęła drzwi na zewnatrz.

"Na zewnątrz" też można skasować, jest jasne z kontekstu.

kiedy wzbierająca rozpacz przekroczyła masę krytyczną

Hmm.

– mając otwarte oferty pracy w zakładce obok –

Rozumiem sens tego wtrącenia, ale chyba zrobiłabym to jakoś osobno, albo pominęła.

komentarze na temat artykułów

Może jednak pod artykułami?

były sprzed dziesięciu lat, ale zautomatyzowane magazyny były

Dwa razy "były". "Zdążyły" dalej też nie brzmi za dobrze.

Godzinę dowozu ustawiła na czas

Niezręcznie to wygląda.

Paczka czekała na nią na drugi dzień.

To bym skróciła i przykleiła do następnego zdania.

na dnie swojej szafy

Wycięłabym "swojej", jest dość oczywiste.

miedzy

Literówka.

Pusta, płaska przestrzeń miedzy blokami niknęła w oddali, zlewała się w jedno z niebem

No, to nie było jej widać, nie?

Wiatr odsłaniał spod piasku

Hmm.

parking zajmował całą powierzchnię w zasięgu wzroku

To nie brzmi dobrze.

Przestrzeń była wykorzystana perfekcyjnie

Jak wyżej. "Perfekcyjnie" jest mało konkretne.

monotonie

Literówka.

nieludzko powtarzalnie

Ciągnących się powtarzalnie?

pojedyncze rzeczy które zaburzały

Rzeczy, które. Hmm.

zniewalające

Hmm.

jej pierwszą fascynacją, kiedy stanęła jak wryta

Skrótowe. Wiem, o co chodzi, ale ze zdania wynika, że najpierw stanęła, a potem ją zafascynowało.

zachodzące (…) unoszące się ogromne logo.

Ące-ące. Skasowałabym po prostu drugi imiesłów.

to w obliczu tego malowidła poczuła się

W obliczu?

teraźniejszością w której

Teraźniejszością, w której.

oficjalną, szeroko znaną przeszłością z książek i seriali

Szyk: oficjalną przeszłością, szeroko znaną z książek i seriali.

nie mogła na ten temat znaleźć nic w internecie?

Szyk: nie mogła nic na ten temat znaleźć w internecie; albo: nie mogła na ten temat nic znaleźć w internecie.

Nie potrafiła wrócić do murala.

Nie mogła go znowu odnaleźć, sądząc z kontekstu – a zdanie sugeruje, że nie mogła się na to zdobyć.

Nie chciała odtąd nic więcej

Skasowałabym "odtąd" – nic nie wnosi, a psuje rytm.

z luźnych zapisków powstały strony notatek

Hmm?

gdzie punktem odniesienia było ile bloków należy minąć

Punkt odniesienia to miejsce, w odniesieniu do którego wyznaczasz położenie.

nie miała punktu odniesienia.

You keep using that word… chociaż metaforycznie ujdzie.

Wfracała

Literówka.

Stojąc nad nim długo zastanawiała się, zanim zrozumiała

Niby prawidłowe, ale jakieś zbyt okrągłe. Może to subiektywne wrażenie.

udało się jej usiąść

Szyk: udało jej się usiąść.

wysypał się z (…) włączył się alarm – zbliżała się burza. (…) Zaczęła siłować się z nim

Za dużo "się". Ponadto – drugi schowek? I ostatnie zdanie ma nienaturalny szyk: zaczęła się z nim siłować.

piszczał z coraz większą częstotliwością

Techniczne. Może "coraz szybciej"? Pospieszniej?

Udało jej się, klapka otworzyła się

Dwa razy "się" tuż obok siebie – nieładnie to wygląda i spowalnia akcję, która wyraźnie miała być szybka. Skróciłabym te parę zdań do oporu, żeby było czuć pośpiech.

Biegnąc czuła

Biegnąc, czuła.

podmuchy wiatru i słyszała jego dudnienie

Co Wy z tym dudnieniem? Od kiedy wiatr dudni? Poza tym, skoro była burza, to "podmuchy", mówiąc delikatnie, nie oddają jej siły. Podmuch jest łagodny.

ledwo oddychała. (…) uspokajała oddech

To właściwie powtórzenie.

spowitego ciemnością korytarza

Nie za bardzo.

że nikt nie podziela jej zamiłowania do wędrówek i nikogo nie spotka

Hmm. Ujdzie, ale mogłoby być lepiej.

strzałką prouszającą się w jakiejś substancji

Literówka. I strzałka – w substancji?

Nie widziała w okolicy niczyich śladów. Leżała tam od niedawna, bo w większości wystawała spod piasku.

Dlaczego bohaterka wystaje "spod piasku"?

Od tego momentu jej celem stało się odnalezienie kogoś takiego jak ona, żywego człowieka

Jakieś to… szybkie.

trop, który mógł być uczyniony niedawno ludzką ręką

Pretensjonalne. Dosłownych tropów rękami się nie robi (chyba, że ktoś chodzi na rękach), więc trochę to nie gra.

pod swoje majtki

Nie musisz zapewniać, że swoje, sami na to wpadniemy.

obojętnie odświeżała skrzynkę odbiorczą

Hmm?

zatrzymywała się, będąc bezpiecznie blisko bloku

"Będąc" skasuj (jak już będzie wolno ;) ), to anglicyzm. Poza tym – aliteracja.

wyciszały żywioł, musiała puszczać jej odgłosy

Skoro też żywioł, to jego odgłosy.

wyglądał jakby był chory

Raczej: wyglądał na chorego. Albo rozwiń to.

powlekł

Częściej spotyka się formę "powlókł".

przełykał niemal bez żucia.

Może raczej: nie żując.

zaczął Filip, odświeżony pigułkami, kiedy byli już w wirtualnej rzeczywistości

Odświeżony dopiero, kiedy tam byli?

Za zakrętem wyłoniła się

Raczej zza zakrętu.

w jeansy i koszulę w kratę z krótkim rękawem, a Ania w białe rybaczki i bluzkę w kolorowe, kwieciste wzory

Dużo tych "w".

Ewa zapytała, kiedy jej nowa koleżanka co rusz sprawdzała coś na ekranie

Zrobiłabym to tak: zapytała Ewa. Jej nowa koleżanka… Bo "sprawdzała" jest niedokonane, ciągłe – więc nie pasuje z "kiedy" (wskazującym na pojedynczy moment).

gotowanie znudziło mi się

Nienaturalne: gotowanie mi się znudziło.

Myślę że

Myślę, że.

na twarzach. Filip, lekko czerwony na twarzy

Powtórzenie. Mógłbyś np. dać "zarumieniony od alkoholu".

małe, czerwone pudełko

Grupa nominalna – bez przecinka.

jak igła porusza się pchana

Jak igła porusza się, pchana. Ogranicz "się" – znowu jest ich zauważalnie dużo.

filtru anty-cudzołożnego

Brzmi to trochę… parodystycznie.

że jej profesja została ostatecznie zautomatyzowana

Praca twórcza? Nierealne. Już raczej ludzkość przestała się tym interesować.

kilkaset, lub kilka tysięcy ludzi

Kilkuset ludzi.

wszystkie oferty w ich profesji

Dziwnie to brzmi.

sprzedaż, ukryta pod dziesiątkami metafor

Call centres. Call centres everywhere. Zresztą – normalnych sklepów chyba już nie ma?

ogłoszenia, z których nic nie wynikało. Pod tymi zawsze kryła się telekognicja.

Czyli coś wynikało.

gwałtownie zamknęła

Spróbuj "zatrzasnęła". Jak teraz?

nomen omen

Hmm? Dlaczego "imię – znak"?

ostatnią wartość ma moc obliczeniowa

Jak już to: wartość ma tylko moc obliczeniowa.

inżynierski humor był tym, co kiedyś wzbudziło zainteresowanie Ewy

Hmm.

nie raz

Łącznie.

kiedy zamkniesz oczy widzisz

Kiedy zamkniesz oczy, widzisz.

Dlatego obliczenia finansowe albo inżynierskie były najbardziej pożądane.

Chwilę trwało, zanim załapałam.

W ręku trzymał kartkę

Nie bardzo mi to pasuje z Twoim cyberpunkowym światem. Na światowej pustyni raczej nie byłoby drzew, albo byłyby zbyt cenne na takie rzeczy. Konopie i bambus też potrzebują wody.

najspokojniej jak potrafiła

Najspokojniej, jak potrafiła.

trzeci punkt na rachunku

Może: trzeci punkt rachunku. Ale nie upieram się.

szybciej niż zwykle

Szybciej, niż zwykle.

tego co zwykle

Tego, co zwykle. Powtórzenie.

zamówiona przez nią

"Przez nią" zbędne, domyślimy się.

musiała długo męczyć się zanim

Nienaturalne: musiała się pomęczyć, zanim.

 

Kurczę, dołujące. I żeby to był jakiś nowy dół. Żebyś do niego wpuścił mrówkolwa. A tak? No i nie za bardzo "polskie", mym zdaniem. Mogłoby się rozgrywać gdziekolwiek.

Rozumiem, że sytuacja, w której poznajemy Ewę, daleka była od ideału, ale chyba nie rozumiem podjętej przez nią decyzji.

Ja rozumiem, ale to się wpisuje w wyżej wymienioną dołowatość. Wokulski wyjechał do Paryża, Ewa rusza, gdzie ją taksówka poniesie.

czy w tej wizji społeczność już się niemal nie rozmnażała?

Skoro można wyjść i wprowadzić się do kogoś, to i rozmnożyć się można. Pytanie, czy oni mają do tego głowę…

Zapytałem jednego takiego czy więcej wypowiada słów czy też pisze na portalach.

Do rozmowy trzeba dwojga.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

@Tarnina, dzięki za tytaniczną pracę i uwagi. Poprawki na niosę po ogłoszeniu wyników – do tego czasu nie mogę edytować tekstu. Ze znakomitą większością się zgadzam, z kilkoma jednak będe polemizował.

Trochę rytm tu nie rytmi.

W zamierzeniu miał to być strumień świadomości, skarga pod wpływem emocji, kiedy mówi (wykrzykuje, wychlipuje) się to co ślina na język przyniesie. Taki efekt zamierzałem osiągnąć.

Od kiedy wiatr dudni?

Oczywiście, że dudni. Dla mnie dudnienie to niski, hałas w krótkich, regularnych odstępach (w przeciwieństwie do ciągłego np. świstu, szumu, albo trochę wyższego łopotania). Jestem przekonany, że taki efekt słyszałem:D

Podmuch jest łagodny.

E, nie zawsze. Szczególnie, jak dudni.

I strzałka – w substancji?

Yep, tak zbudowana jest busola. Przynajmniej ta moja.

Dosłownych tropów rękami się nie robi (chyba, że ktoś chodzi na rękach), więc trochę to nie gra.

Dosłownych nie, ale dosłownych tropów nie robią też ludzie. Rozumiem, o co Ci chodzi – mi zaś chodziło o trop taki jak dla detektywa.

Brzmi to trochę… parodystycznie

Jak quad na komunię. Adaptacja katolickich przekonań do świata hi-tech. Humor niezamierzony.

Praca twórcza? Nierealne. Już raczej ludzkość przestała się tym interesować.

Astrofizyk to raczej praca analityczna (ok, oni głównie programują, but still). Twórcza praca też zostanie zautomatyzowana, zobaczysz. Na końcu robota będzie tylko dla psychoterapeutów.

Call centres. Call centres everywhere. Zresztą – normalnych sklepów chyba już nie ma?

No nie ma. Może są, pod piaskiem. Nie tylko o call centers chodzi – akwizycja w VR, cold mailing, poszukiwanie leadów… W naszych czasach sprzedaż to osobna gałąź nauki i gospodarki. Brrr.

Hmm? Dlaczego "imię – znak"?

Imię jest wróżbą. W wąskim znaczeniu, można użyć tego sformułowania jeśli np. imię bohatera przepowie jego śmierć: Pułkownik Dąbek zastrzelił się w – nomen omen – dębowym zagajniku. Wydaje mi się, że niepoprawnie, ale szeroko, jest stosowane tak jak tutaj.

Na światowej pustyni raczej nie byłoby drzew, albo byłyby zbyt cenne na takie rzeczy. Konopie i bambus też potrzebują wody.

Papieru nie trzeba robić z drzew, kartka nie musi być z papieru, papier można odzyskiwać. Z resztą – jak pokazuje obecny świat, to, że coś jest cenne, nie sprawia że to oszczędzamy:) Nie nazwałbym też świata cyberpunkowym.

swoje majtki/swoja szafa

Chodzi o to, żeby mąż nie znalazł.

Punkt odniesienia to miejsce, w odniesieniu do którego wyznaczasz położenie.

Czy “piąty blok po prawej od mojego” będzie zatem punktem odniesienia?

Chyba jesteś niesamowitym szczęściarzem.

Generalnie tak uważam, ale co masz na myśli?

No i nie za bardzo "polskie", mym zdaniem. Mogłoby się rozgrywać gdziekolwiek.

Rozumiem. Niemniej, jak juz wspomniałem w poprzednim komentarzu – wyolbrzymiłem tu kilka problemów które toczą polską rzeczywistość, a w przyszłości mogą urosnąć do takich dystopijnych rozmiarów. Inspiracja do napisania wzięła się z codziennego doświadczania tych problemów, nigdzie indziej jak w Polsce. Może opowiadanie dałoby radę dziać się jeszcze gdzieś, ale nie wszędzie. Zakładam, że od bidy pasowałaby raptem Rumunia, Bułgaria, może Rosja, Serbia? 

 Może jednak pod artykułami?

To, że akurat w naszych czasach sklepy internetowe są tak zaprojektowane, że sekcja komentarzy zazwyczaj jest na dole strony, nie znaczy, że tak będzie w przyszłości.

 

Dzięki za lekturę. Świetne uwagi redaktorskie. Fajnie byłoby mieć tak skrupulatną redaktorkę na podorędziu. Najlepiej zautomatyzowaną;)

Dla mnie dudnienie to niski, hałas w krótkich, regularnych odstępach (w przeciwieństwie do ciągłego np. świstu, szumu, albo trochę wyższego łopotania). Jestem przekonany, że taki efekt słyszałem:D

Jeżeli nawet, to musiała być interakcja wiatru z czymś. Pociąg dudni. Młockarnia (chyba?) dudni. Ale wiatr, tak sam? Nie. Mógłby czymś poruszać, i to by dudniło. Może.

E, nie zawsze. Szczególnie, jak dudni.

Har, har. Poryw wiatru, tak. Ale podmuch jest taki milutki.

Yep, tak zbudowana jest busola. Przynajmniej ta moja.

Tak, ale nie o to mi chodziło. Sama wybrałabym raczej konkretniejszy "płyn", bo "substancja" to może być cokolwiek. Choćby budyń.

Rozumiem, o co Ci chodzi – mi zaś chodziło o trop taki jak dla detektywa.

No, właśnie. Tak źle, a tak niedobrze.

Jak quad na komunię.

… też fakt. Tylko, że ani to, ani to nie jest "adaptacją katolickich przekonań", a raczej ich hollywoodzkiego obrazu. Nie można sobie odbierać wolnej woli.

Twórcza praca też zostanie zautomatyzowana, zobaczysz. Na końcu robota będzie tylko dla psychoterapeutów.

Cholera, dziękuję za dożywianie mojej depresji. I w czym psychoterapeuci są tacy wyjątkowi?

Imię jest wróżbą.

Tak, tylko umknęło mi to, co imię wywróżyło.

to, że coś jest cenne, nie sprawia że to oszczędzamy:)

No, faktycznie, masz rację.

Czy “piąty blok po prawej od mojego” będzie zatem punktem odniesienia?

Jeżeli odnosisz się do własnego bloku, to raczej on będzie punktem odniesienia.

kilka problemów które toczą polską rzeczywistość

Chyba nie tylko polską, niestety. Zresztą – wątpię, żeby tylko sam Kraków zamienił się w pustynię.

To, że akurat w naszych czasach sklepy internetowe są tak zaprojektowane, że sekcja komentarzy zazwyczaj jest na dole strony, nie znaczy, że tak będzie w przyszłości.

Niby nie, ale zdaje mi się, że tak jest wydajniej. W końcu chodzi o to, żeby klient zobaczył produkt, a nie dwie strony bluzgów.

Najlepiej zautomatyzowaną;)

Ha, ha, ha. XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

@Tarnina, jestem zmuszony bronić mojego zdania nt. dźwięków wydawanych przez wiatr. Zarówno “dudniący wiatr” jak i “silny podmuch” występują w literaturze (vide: Google Books). Między porywem a podmuchem różnica jest taka, jak w danej chwili wiatr oddziaływuje z materią w stanie stałym. Z kolei dyskusję czy wiatr może wydawać dźwięki sam z siebie, czy za każdym razem zachodzi jakaś interakcja z innymi ciałami a wiatr sam w sobie jest niemy, pozostawmy fizykom:)

I w czym psychoterapeuci są tacy wyjątkowi?

W tym, że są ludźmi. Komptuer prędzej czy później rozpozna i zinterpretuje słowa człowieka, odczyta też jego język ciała, ale pacjent/klient tylko drugiemu człowieko będzie w stanie zaufać, będzie mogła powstać relacja. Przynajmniej przez długi czas tak będzie, wykluczywszy Japończyków, którzy są bardziej skorzy do uosabiania przedmiotów i oni prawdopodobnie zaczną korzystać z syntetycznych terapeutów wcześniej.

Chyba nie tylko polską, niestety.

Racja, tak jak wspomniałem, na siłę dałoby się to rozciągnąć na kilka innych krajów CEE. Niemniej zachęcam uważnego czytelnika do wyłapywana odniesień do polskiej rzeczywistości A.D. 2019.

Niby nie, ale zdaje mi się, że tak jest wydajniej.

A może w przyszłości będą pojawiały się po najechaniu myszą na zdjęcie? Albo komputer zacznie je szeptać, jeśli wykryje że użytkownik zawiesił wzrok na produkcie? Nie uznawałbym UX-u z lat 90. za wyznacznik:)

 

Z resztą się mniej więcej zgadzam. Dalej nie wiem, dlaczego ponoć jestem szczęściarzem.

 

Pozdrawiam!

pacjent/klient tylko drugiemu człowieko będzie w stanie zaufać, będzie mogła powstać relacja.

Jedno słowo. Eliza.

Nie uznawałbym UX-u z lat 90. za wyznacznik:)

Prawda, nie pomyślałam o tym.

Zarówno “dudniący wiatr” jak i “silny podmuch” występują w literaturze

A rzucisz cytatem?

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Komentarze już obecnie na niektórych stronach są w tabach, a nie na dole. A żeby klient nie widział bluzgów, wiele sklepów domyślnie sortuje po ocenach, nie datach.

A który wątek rozwinąłeś? Czytaj: w którym dokładnie miejscu znajdę zmiany?

Babska logika rządzi!

Ten bot faktycznie gada jak psycholog…

@Tarnina, @wlk-zimowy

 

Wiem, że będę teraz brzmiał jak ten koleś który psuje atmosferę na imprezach, polemizując z żartami (każdy zna taką osobę, c’nie?), ale bot podlinkowany przez Tarninę, mimo całej wartości rozrywkowej, wcale nie stymuluje, na pewno nie zastępuje i nie odzwierciedla psychoterapii ;)

Psycholog też nie ;-)

(tak, wiem, że psycholog nie jest synonimem psychoterapeuty, ale większość psychoterapeutów też się do tego zadania nie nadaje – niestety)

A zajrzałeś pod link z zapisami rozmów?

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nie wiem czy chcę po tym, jak czyściłem monitor po rozmowie z botem XD 

wilk-zimowy: Łyżeczka nie istnieje.

Eliza: Opowiedz mi o swojej łyżeczce.

XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Wprowadzone poprawki stylistyczne, zapraszam do lektury:)

Założyła maskę przeciwpyłową, koszulę z lekkiego materiału[+,] który odbijał promieniowanie UV i chłodził ciało.

Po jakimś czasie, kiedy wzrok przyzwyczaił się już do nowego otoczenia, zaczęła odnajdywać odstępstwa od regularności, pojedyncze rzeczy[+,] które zaburzały symetryczny układ otoczenia.

Była to dla niej przeszłość utracona i na nowo odkryta, bo zawierała się pomiędzy teraźniejszością[+,] w której żyła, a oficjalną, szeroko znaną przeszłością z książek i seriali.

Wfracała do chwil na zewnątrz, na przykład kiedy znalazła, a raczej potknęła się o rozbitego drona, który nie zdołał uciec przed burzą.

Odkąd straciła pracę, ich robot kuchenny stał nieużywany.

Nie rozumiem tej zależności.

Podpis głosił, że to południowa Finlandia, ale równie dobrze mogła być i Szkocja[+,] i Syberia.

Czekamy, aż Tomek zostanie udziałowcem. – zrobiła pauzę, podniosła wzrok znad smartfona i spojrzała na Ewę – wiedziałaś o tym?

Skoro kropka, to duża litera po pauzie.

Myślę[+,] że z podróżami będzie inaczej. Koledzy Tomka, to znaczy, przyszli koledzy z Rady Nadzorczej, latają na Europę dwa razy w roku.

Dopiero z następnego zdania wynika, że nie chodziło tu o kontynent. Takie rzeczy zatrzymują.

 

Fajne, podobało mi się :)

Podoba mi się scena, w której Ewa orientuje się, że busola jest jej własnością. I doskonale rozumiem, dlaczego decyduje się na ucieczkę z apartamentowca. Dziwne, że podczas swoich podróży nie spotyka innych osób. Wydaje mi się, że zawsze pozostaną ludzie, którzy nie będą chcieli funkcjonować poza rzeczywistością (z różnych powodów) i trudno mi przyjąć, że nikt poza bohaterką nie ma ochoty/odwagi na zwiedzanie miasta.

Przynoszę radość :)

@Anet, dzięki za lekturę i nomimację. Błędy interpunkcyjne zdążyłem poprawić przed publikacją, zapisałaś kopię roboczą komentarza?;)

Nie rozumiem tej zależności.

Wcześniej jest opis dnia Ewy i m.in tego, co robiła w kuchni: zamawiała jedzenie, odgrzewała je. Robot nie był potrzebny, odkąd sama to robiła.

Dopiero z następnego zdania wynika, że nie chodziło tu o kontynent. Takie rzeczy zatrzymują.

Efekt zamierzony. Jeżeli ktoś dzięki mnie dowiedział się o tej Europie, to mój sukces:)

Kraj… Podajesz, że to Polska, więc chyba trzeba w to wierzyć, ale nic na to nie wskazuje. No, jest jedna tabliczka z napisem „Kraków”, ale bez żadnych problemów można ją zmienić na dowolną inną. Trochę mam wrażenie, że zmarnowałeś dobry (bo nasz) kraj komuś, kto potrafiłby wykorzystać go lepiej. Ale kto pierwszy, ten lepszy. Chociaż rywale mogą być na Ciebie wściekli.

Za to element fantastyczny mocny. Bez końca świata nie byłoby tekstu.

Fabuła nie rzuca na kolana. Ot, życie rodzinne podczas apokalipsy, jego praca, jej beznadzieja… Jedna prawdziwa decyzja na koniec.

Świat o tyle ciekawy, że pokazujesz apokalipsę w trakcie. I to spokojną, bez fajerwerków, bomb atomowych i zombiaków. Ekologiczną, niestety prawdopodobną. To dość nietypowe podejście, podobało mi się.

Zachodzę w głowę, skąd ten świat bierze jedzenie. Nie wygląda na to, żeby rolnictwo kwitło. A jeśli nie z fotosyntezy, to skąd?

Bohaterowie całkiem przyzwoici.

Warsztat mógł być lepszy – trafiają Ci się literówki, zapis dialogów do remontu.

Babska logika rządzi!

@Finkla, Dzięki za komentarz, no i za jurkowanie w konkursie.

Podajesz, że to Polska, więc chyba trzeba w to wierzyć, ale nic na to nie wskazuje

Ten zarzut pojawiał się już, a ja konsekwentnie na niego odpowiadam: Opowiadanie jest mocno inspirowane Polską. Wyolbrzymiłem kilka problemów, które toczą polską rzeczywistość, a w przyszłości mogą urosnąć do takich dystopijnych rozmiarów. Pomysł i zarys fabuły powstał, kiedy szedłem po swoim (krakowskim) osiedlu i ogromną przyjemność sprawiło mi odreagowanie tego, co mnie męczy w polskich miastach. Dlatego zdecydowałem się wziąć udział w konkursie.

W tekście jest sporo odniesień do polskiego rzeczywistości – jeśli jesteś zainteresowana, to prześle Ci listę na priv, bo dla kogoś innego może być rozrywką ich szukanie. Czy mogłoby dziać sie gdzie indziej? Sama historia, myślę, że tak, ale nie wszędzie. Na pewno nie w Skandynawii, ani w Kanadzie. Poniżej pięćdziesiątego równoleżnika N też raczej nie. Europa Wschodnia – tak.

Fabuła nie rzuca na kolana. Ot, życie rodzinne podczas apokalipsy

Nie lubię superbohaterów, ale szanuję, że można inaczej.

Zachodzę w głowę, skąd ten świat bierze jedzenie.

W tekście są dwie wzmianki: jedna o zautomatyzowanych fabrykach, druga o jedzeniu, które wygląda jak świeże mimo długiego czasu leżenia na pustyni. Go guess;)

Warsztat mógł być lepszy

Nie śmiem zaprzeczyć. Pocieszam się, że z tak jakościowo dobrymi wskazówkami redaktorskimi jakie tu dostaję, będzie lepiej.

 

Dzięki za lekturę i opinię.

Tak, czytałam komentarze na bieżąco (ale mój był pisany wcześniej). Owszem, w Polsce te problemy występują, ale nie wydaje mi się, że inne państwa są od nich wolne.

Hmmm. Superbohaterowie mają swoje wady, nie przeczę, ale zazwyczaj stają przed interesującymi problemami – istotnymi dla większej grupy niż rodzina. No, a mnie obyczajówki nigdy nie kręciły…

No, ale na ile wystarczy tego leżącego w różnych miejscach jedzenia? Bez produkowania nowego szybko popadają z głodu. I to byłby, IMO, ciekawszy problem niż brak pracy.

Babska logika rządzi!

No, ale na ile wystarczy tego leżącego w różnych miejscach jedzenia? Bez produkowania nowego szybko popadają z głodu. I to byłby, IMO, ciekawszy problem niż brak pracy.

Chodziło mi o coś innego. Jedzenie jest syntetyzowane w fabrykach, faszerowane konserwantami oraz “aromatami identycznymi z naturalnymi” i rozsyłane dronami do ludzi. Jeśli chodzi o niedobór jedzenia – musiałoby dziać się naprawdę źle i to byłaby ostatnia prosta. Dzisiaj sama Holandia mogłaby swoimi półautomatycznymi farmami nakarmić pół świata. Nie boję się braku jedzenia – przynajmniej w krajach bogatych. Myślę, że jak nie będzie już nas, pracowite roboty dalej będą pielić (plewić) i podlewać grządki.

A brak wody? Twój świat wyglądał na suchy.

Babska logika rządzi!

@Finkla,

A brak wody?

Wody słodkiej mogło zabraknąć, ale tu z kolei posłużę się przykładem Arabii Saudyjskiej, która odsala wodę morską. Stać ich. Ale to nie musi być dokładnie to. Zauważ, że w przedstawionym świecie cywilizacja jeszcze jako-tako działa, więc wodę mogą sprowadzać nawet z komet.

Jak sama ładnie napisałaś, jest to apokalipsa dopiero w trakcie, przechodząca po cichu. Technologia jest u swego szczytu. Jeśli ludzie mają głowę do zastanawiania się nad karierą i kłótni rodzinnych, to znaczy, że podstawowe potrzeby są zapewnione. Pustynnienie i degrengolada świata postępowały powoli, więc mieli czas się przyzwyczaić.

Cześć, bronchospazm!

 

– transparentny styl; czyta się gładko i przyjemnie, dobre ucho do zdań, opowieść toczy się bez potknięć. Ułatwia to zassanie w historię. Natomiast chciałabym, byś stał się trochę odważniejszy w prowadzeniu narracji i pracował nad swoim stylem – czymś co odróżni cię od innych pisarzy

– oryginalny pomysł na wirtualną rzeczywistość wewnątrz wirtualnej rzeczywistości – podobała mi się rozmowa z Anią, szkoda, że urwałeś ją tak szybko. Mam wrażenie, że dialog był częścią ekspozycji (innego świata), natomiast zabrakło konfliktu czy też podania nowej informacji/dotarcia do nowej konkluzji

– początek rozkręca się bardzo powoli; z jednej strony pozwala to na głębszą immersję w wykreowany świat, z drugiej strony, mam wrażenie, że znalezienie busoli jest sceną nadającą impet reszcie historii i powinna znaleźć się bliżej początku w tak krótkim opowiadaniu

– podoba mi się narracja Ewy pokazana przez jej relacje z innymi bohaterami: zimno i zniechęcenie w kontaktach z Filipem, brak zrozumienia w kontaktach z Anną (no, tu bym chciała więcej) oraz samotność wyrażona przez fantazje o kimś, kto zostawił busolę doprowadzona aż do punktu, w którym Ewa wyobraża sobie mężczyznę ze szczegółami

– relacja małżeńska Anny i Filipa trąci melodią „gdzie to już słyszałem” – nie pokusiłeś się tu o wprowadzenie ani odrobiny oryginalności. Oczywiście, mąż ją zaniedbuje, oczywiście, „nie pamiętała, kiedy ostatni raz się kochali”. Klisza na kliszy. A przecież i taką relację można opisać w ciekawszy sposób, nie korzystając ze sztampowych fraz i określeń (ewentualnie biorąc je za punkt wyjściowy)

– natomiast filtr antycudzołożny to ciekawy pomysł i chętnie dowiedziałabym się o nim trochę więcej – szczególnie, że współcześnie mężczyźni nie mają problemu z pornografią, a potencjalne możliwości VR są witane z głębokim entuzjazmem i aplauzem – a twoja historia dzieje się, jak twierdzisz, w niedalekiej przyszłości

– i znów, ciekawy pomysł na kompletną automatyzację pewnych zawodów, o której nie mówi się wprost, oraz na wynajmowanie mózgu na godziny przerobowe. Natomiast te akapity odbiegają zbyt daleko od głównego wątku opowiadania, którym wydawała się być eksploracja ziemi przez Ewę (dobrą teorią jest, że każde zdanie opowiadania powinno albo popychać fabułę do przodu, albo pogłębiać bohaterów)

– zakończenie dobrze poprowadzone, wyjaśniłeś zagadkę busoli w niebezpośredni i subtelny sposób; brawo! Mimo że nic nie było powiedziane wprost, czytelnik rozumie, co się dzieje. Dobra robota.

– założenia konkursu: no, koleś, w konkurs geofantastyczny dajesz opowiadanie, którego 1/3 dzieje się wewnątrz mieszkania, 1/3 w wirtualnej rzeczywistości i 1/3 w postapokaliptycznych klimatach, które mogłoby być każdym miastem w Polsce i na świecie (przykro mi, ale wskazówek, że to Polska wyłącznie, nie widziałam)

– podsumowując – niezłe opowiadanie, czytałam z przyjemnością. Wydaje mi się, że brak ci jeszcze rygoru w prowadzeniu historii, co skutkuje odbieganiem od clue opowiadania i skakaniem po scenkach zapychaczach, natomiast pomysł na świat przedstawiony był ciekawy. Językowo stoisz dobrze. Znaczy, tekst nie na konkurs, ale dobra lektura.

 

Dziękuję za udział w konkursie.

www.facebook.com/mika.modrzynska

Powiem tak: lepszy IMHO początek od końca. Owszem, w tym tekście jest wiele motywów pojawiających się w postapo aż za często, ale zrealizowane są w literacko ładny sposób. Opisy są plastyczne i żywe (nawet jeżeli prawdopodobieństwo pozostawia co nieco do życzenia), a bohaterka, przy całej swojej przewidywalności, daje się lubić. Zakończenie wydaje mi się nieco przyspieszone – nie bardzo wiem, skąd akurat taka decyzja bohaterki. Niemniej, tego, co jest wcześniej, starcza IMHO na bibliotekę. Klik.

ninedin.home.blog

Cześć, @kam_mod. Warto było czekać na tak obszerny komentarz. Pozwól, że odniosę się do dwóch uwag:

– odchodzenie od clue opowiadania w kierunku scenek-zapychaczy: odczuwam ogromną chęć na budowanie świata, bo fascynuje mnie zderzenie człowieka ze światem właśnie. Może przesadzam w malowaniu scenografii – nie wiem, muszę pomyśleć.

– relacja małżeńska złożona z klisz: nie chciałem zagłębiać się w tę sferę, bardziej chciałem przekazać, że antyludzki system niszczy wszystko, też ludzkie uczucia. Dlatego pokazanie kliszowego “wyschnięcia uczuć” było mi bardzo na rękę.

Jestem zaskoczony ilością miłych słów od Ciebie i przedmówców. Napisałem to opowiadanie w dziewięć wieczorów i nie byłem z niego szczególnie zadowolony:) Dzięki!

 

@ninedin: dziękuję za komentarz. Co do przyspieszonego zakończenia: też nie wiem, skąd taka decyzja. To nagły poryw serca i taki ma pozostać:)

No, koniec obijania się, czas brać się do roboty i uzupełnić komentarze :-) 

Oczywiście zaczynam od plusów: podoba mi się wizja (choć smutna) podoba mi się powoli i jakby niezauważenie (dla bohaterów, my doskonale widzimy, że to w zasadzie apokalipsa) umierający świat. I rozwój technologiczny, który poszedł w złą stronę, zapędzajac ludzkość w ślepy zaułek. Jak w ostatnim Blade Runnerze. Nie jest to jakoś rewelacyjnie odkrywcza, ale solidna, dobrze przemyślana i trzymająca się kupy. No i przedstawiona za pomocą prostego, przejrzystego stylu, bez fajerwerków, ale też bez poważniejszych zgrzytów (drobniejsze rzeczy, wychwycone przez przedpiśców, nie przeszkadzały podczas lektury. 

Zakończenie niespecjalnie mi się podobało. To znaczy rozumiem koncepcję takiej a nie innej kompozycji i pewnego zawieszenia (niedopowiedzenia) z Ewą, wyrywającą się stagnacji i odjeżdżającą w nieznane, ale czułem spory niedosyt. Cały tekst jawił mi się jako wstęp zaledwie, prezentacja świata, zasad nim rządzących i rzeczywistości, która skłoniła bohaterkę do decyzji, jaką podjęła. Jest to materiał na coś znacznie dłuższego, bo najciekawsze kryje się poza terenem Krakowa i słowem "Koniec". 

Co do konkursowej "geograficzności", to oczywiście zdaję sobie sprawę, że opierasz obraz swego świata na procesach, które już można zaobserwować w Polsce (choćby początki stepowienia, czy nawet pustynnienia kraju) ale gdybyś umieścił akcję gdziekolwiek w środkowej, południowej, czy wschodniej Europie (a nawet na sporym obszarze Ameryki Północnej lub Azji – choć w tej ostatniej pewnie inny byłby obraz społeczno-ekonomiczny) to nawet bym nie burknął, że coś mi nie gra. Podobnie jeśli chodzi o przedstawienie społeczeństwa, czy cywilizacji w ogóle – nie bardzo dostrzegam cechy typowo miejscowe, polskie – raczej ogólnie, Europejskie. 

Co oczywiście nie zmienia faktu, że jest to porządny, ciekawy tekst, ze sporym potencjałem na rozwinięcie. 

Aha – co prawda już po ptakach, ale skoro w założeniu wszyscy mieli dostać mumini stempel przeczytania, to zamierzam zabawę kontynuować. Nikt nie będzie pokrzywdzony ;-) 

 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Czemu muminek z plecakiem ma na łapce kastet?

Heh, on trzyma busolę. Tylko rozdzielczość mojego flamastra była kiepska i nie dało się uchwycić szczegółów :-) 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Czemu wilk zobaczył kastet, kiedy ja zobaczyłam “śnieżną kulę”?

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Bo muminki mają łapki, a nie kopytka, gdyby to była śnieżna kula, to kreska oznaczałaby granicę kończyny :P 

Kończyna jest pod spodem i podtrzymuje kulę. Ulubiona_emotka_Baila.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

A w tle świat przez czerwoną mgłę widziany przez muminka z kastetem.

ulubiona_emotka_baila_2

Po przejściu Buki mieszkańcy Doliny Muminków toczyli zaciętą walkę o przetrwanie…

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Początek z pomysłem, ale im dalej w tekst, tym bardziej sztampowo. Typowa wizja buntowniczki, co to nie chce podporządkować się post-apokaliptycznemu problemowi i pragnie odnaleźć równie niespokojną duszę, co ona. Tak więc fabułą przeciętna.

Napisane przejrzyście, choć chropowato pod względem technicznym. Czytało się więc w miarę spoko.

Podsumowując: przeciętny koncert fajerwerków, ni ziębi na koniec, ni grzeje. Jednak napisany tak, że że czyta się bez problemu do samego końca :)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Podobała mi się twoja wizja apokalipsy, ten wysuszony świat i wyalienowani ludzie. Nie zawsze musi być jak u Hitchcocka. Pomysł z wykorzystaniem mózgów, jako mocy obliczeniowej – świetny. Problemy nie są typowo polskie, ale globalne, co jednak w odbiorze opka zupełnie mi nie przeszkadzało.

Mam tylko nadzieję, że wrócisz jeszcze do tego świata, bo przyznam, że poczułam się rozczarowana tym, że ta opowieść skończyła się tak szybko.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Warsztat masz całkiem niezły, nie dostrzegam większych zgrzytów, ale też nie ma tutaj zbędnych ozdobników, fajerwerków czy kwiecistych opisów. I dobrze, ja doceniam przejrzysty język, który ma służyć opowiadanej historii, a nie przysłaniać treść formą. A językiem posługujesz się swobodnie, pisać potrafisz na zadowalającym czytelnika poziomie i na pewno warto będzie obserwować Twoją twórczość na portalu. Trochę babolków wytknęli poprzednicy, ale na pewno nadal brakuje kilku przecinków.

Pomysł na historię nie jest zbyt odkrywczy – kobieta stęskniona za czymś więcej, żyje “uwięziona” w świecie, w którym zanikły kontakty międzyludzkie, a jej małżeństwo też tylko jest jedynie atrapą, w sytuacji, gdy mąż poświęca się pracy w wirtualu i nie ma siły i czasu na zaangażowanie w związek.

Szczerze mówiąc, można to wszystko potraktować jako alegorię i gdyby umiejscowić akcję współcześnie, w świecie “samotnych w tłumie”, wyizolowanych uczuciowo jednostek i pozornego życia społecznego znacznie upośledzonego w dobie social mediów, oraz w domu współczesnego małżeństwa, które żyje obok zamiast żyć razem, mielibyśmy podobne przesłanie. Także finał tej historii, z ucieczką bohaterki w nieznane, porzuceniem stagnacji i udawanego życia, nawet za cenę ryzyka, nie jest żadnym twistem, tylko konsekwentnym zakończeniem podobnych opowieści.

Również apokaliptyczny pejzaż Polski, jaki odmalowałeś, nie wyróżnia się szczególną oryginalnością. Jednak to, co mi się w tym tekście podoba, to nieco futurologiczna eksploracja kilku niepokojących zjawisk, które zapoczątkowane zostały już dziś. Zjawisk niedotyczących tylko aspektów technologicznych “bliskiego zasięgu” czy zmian społecznych, ale przede wszystkim zagrożeń ekologicznych, które są jak najbardziej realne. Podobać się może również konsekwencja, z jaką budujesz z kilku znanych komponentów swoją ponurą przyszłość. I spokój (na to zwracali też uwagę inni komentujący), z jakim prezentujesz obraz leniwej apokalipsy, ogarniającej świat człowieka pasywnego. 

Podoba mi się także zestaw kilku idei (gadżetów) zaczerpniętych z arsenału gatunku, które umiejętnie wplotłeś i dopasowałeś do swojej wizji niezbyt odległej przyszłości. Ucieczka w świat wirtualny, który zastępuje normalne życie, ludzkie umysły jako tanie maszyny obliczeniowe lub magazyny danych (chociażby Diuna czy Johnny Mnemonic) itd. O dronach, które dostarczają wszystko "prosto na dach" naszego domu nie musimy czytać w s-f, Amazon już wprowadzał takie rozwiązania współcześnie.

Co mi nie zagrało do końca? Twoja wizja jest jednak trochę niespójna i nie do końca przemyślana. Wszystko nadal funkcjonuje, zautomatyzowane, wirtualne itd., ale jednak ludzie nadal łączą się związki w realu. Nadal używają pralek stojących na parterze bloku, nadal odbierają przesyłki w paczkarni itd. Czyli jednak jakieś interakcje muszą zachodzić, a sugerujesz raczej, że zamknięci w swoich domach nie wychylają nosa poza drzwi. Sam przyznasz, że pewnych kwestii nie da się rozwiązać bez wychodzenia z domu i spotkania innego człowieka, dentysta, lekarz, fryzjer itd. to nadal będzie człowiek w fantastyce bliskiego zasięgu, bo jednak nie snujesz tutaj wizji świata pełnego androidów, robotów itd., które mogłyby człowieka zastąpić w tych dziedzinach. A jeśli snujesz, to za słabo to w tekście wybrzmiewa.

Dlatego dziwnie czyta się zdanie "Zatem byli tu przed nią ludzie!" pomyślane przez bohaterkę, chociaż chwilę później bardzo fajnie i pomysłowo piszesz: "Ale jakby z obcej cywilizacji, bo o ile dotąd czuła się jak kosmonautka na obcym globie, to patrząc na mural poczuła się jak archeolog, wydobywający z mroków tajemnice przeszłości".

Aha. Nadal nie rozumiem do końca motywu busoli. Czy bohaterka znalazła busolę z własnego zestawu, którą zgubiła nieświadomie podczas poprzedniej wycieczki? Czy ukryłeś za tym motywem coś głębszego, jak na przykład drugie dno życia bohaterki, które byłoby tylko wirtualnym oszustwem w wirtualnym świcie? Jakoś nie ogarniam tego do końca.

 

Wstał z trudem, wyglądał chorego (…) – tutaj zmieniałeś i zgubiłeś "na".

 

Z każdym kolejnym dniem jej wymagania co do posady spadały. – wolę jednak określenie "malały".

Po przeczytaniu spalić monitor.

@Irka_Luz, dziękuję za lekturę i opinię.

Mam tylko nadzieję, że wrócisz jeszcze do tego świata,

Zostaniesz powiadomiona. Też nie mogę się doczekać, co spotka Ewę, Filipa i… kogoś jeszcze.

 

@mr.maras, dziękuję za obszerny komentarz. Jest to dla mnie bardzo cenny feedback.

ludzkie umysły jako tanie maszyny obliczeniowe

Nie widziałem tego wątku w literaturze. Ty widziałeś?

 

Jeśli chodzi o świat:

nie snujesz tutaj wizji świata pełnego androidów, robotów itd

Roboty kuchenne, które kłaniają się bohaterce na korytarzu, miały to właśnie oznaczać. Albo wspomniane roboty które naprawiają światłowody. Nie chciałem nimi epatować. Lekarz, dentysta lub fryzjer również mogą być blaszani.

jednak ludzie nadal łączą się związki w realu

Tego nie wiemy. Może już nie łączą się, już nie ma dzieci, a większość tych bloków jest pusta.

Nadal nie rozumiem do końca motywu busoli.

To była jej busola. Przez kilka tygodni fantazjowała o kimś, kto nie istnieje.

 

@mr.maras, @NoWhereMan, pozwólcie że odniosę się do jednej z waszych komentarzy:

Początek z pomysłem, ale im dalej w tekst, tym bardziej sztampowo.

Pomysł na historię nie jest zbyt odkrywczy

Przyznam się, że w tej historii bardziej interesowało mnie budowanie świata, a prosta, ale sensowna fabuła miała być pretekstem do przedstawienia go, a jednocześnie nie być dystraktorem.

 

Serdeczne dzięki za odwiedziny.

Nie widziałem tego wątku w literaturze. Ty widziałeś?

Ja gdzieś widziałam. Na pewno u nas, na portalu, być może jeszcze gdzieś na papierze. Ale nie pamiętam tytułu. Chociaż, poniekąd świat Matrixa się na tym opierał.

Babska logika rządzi!

Będzie bardzo krótko: przeczytałam, podobało mi się :)

@Finkla: w Matriksie ludzie byli bateryjkami, w Johnny’m Mnemonicu pendrive’ami, jeszcze nie spotkałem się z wizją, żeby ktoś wykonywał obliczenia albo kopał waluty na ludzkim mózgu:)

 

@arya: bardzo mi miło, zapraszam do kolejnych opowiadań.

Przecież wspomniałem Diunę. Mentanci byli takimi "ludzkimi komputerami".

Po przeczytaniu spalić monitor.

@mr.maras chodziło mi bardziej o przedmiotowe wykorzystanie człowieka, tak jak w dwóch przykładach które wymieniłem. Mentanci u Herberta – o ile dobrze pamiętam, a czytałem Diunę dawno temu – byli raczej “usługodawcami”, obdarzonymi wolą i pewną wolnością, niż zasobem czy przedmiotami.

U mnie człowiek wynajmuje swoje ciało i nie ma żadnej decyzyjności. Tak widzę obecne stosunki pracy.

W Hyperionie Simmonsa "hardware" (czy może taka jakby "serwerownia") TechnoCentrum, wirtualnego świata Sztucznych Inteligencji, znajdował się w ludzkich mózgach (w zasadzie w umysłach, ale to skomplikowane ;-)) o czym ludzie nie mieli pojęcia. 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

@thargone, widzę, że nie odniosłem się do Twojego komentarza – dzięki za lekturę i za opinię. Niespodziewany sukces, przynajmniej z mojego punktu widzenia, motywuje mnie żeby pisać drugą część. Dzięki za obrazek! Jeszcze nikt nigdy nie zilustrował mojego opowiadania.

Nowa Fantastyka